Wężowata nacierała plecy, dając rozmówcy czas do namysłu. Wyglądało to trochę dziwnie, gdy usiłowała dokładnie rozprowadzić oliwkę. Jakby sama próbowała wyłamać sobie bark. Ponieważ nie słyszała zbyt dobrze, leżąc musiała wykręcać głowę pod dziwnym kątem, by widzieć twarz mężczyzny. Gdy ten rzucił mieszkiem, zaskakująco szybko uniosła się na łokciu i obróciła, by chwycić woreczek w locie. Ruch widziała. I to doskonale. Wyjęła jedną z monet i obracała ją przez chwilę w palcach, badając fakturę. Powąchała ją nawet i posmakowała z ciekawości.
- Nie znam takich pieniędzy. Nie przyjmę. - Syknęła przez zęby i odrzuciła trzos właścicielowi. Nie mogła nawet stwierdzić, z czego zaoferowane pieniądze były zrobione, nie rozróżniała kolorów. Ostentacyjnie ułożyła się wygodniej i zamknęła buteleczkę z oliwką. Była łasa na pieniądze, ale kiedyś już nacięła się przyjmując obce jej waluty. Nie zamierzała popełnić tego błędu ponownie. Ziewnęła, prezentując równiutkie zęby i absolutny brak zainteresowania. Jeśli kupcowi zależało na dobrej truciźnie, powinien coś wymyślić. A trucizny miała najlepsze. Działanie wszystkich, jakie mogła zaoferować znała na sobie. Mogło wydawać się to dziwne, ale gdy zmieniała skład jakiejś, aplikowała ją samej sobie. Zaraz po testach na innych. I tak była odporna na tyle trucizn, że zwykłe dawki nie mogły jej zabić. A w ten sposób zwiększała swoją odporność i mogła przygotować niemal doskonałe receptury.