Wybrzeże Cienia[Obszar Przybrzeżny]Smak Morza

Niezwykle tajemnicze wody tego Morza Cienia, kryją w sobie wiele skarbów i niebezpieczeństw, już wielu zginęło w wyprawach poszukując przygód i bogactw. Największym jednak łupem dla każdego z nich było by odnalezienie legendarnej Wyspy Maar.
Awatar użytkownika
Lasair
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lasair »

Widząc poruszenie które wywołała, uśmiechnęła się tylko nieco drapieżnie - odsłaniając na chwilę nienaturalnie białe uzębienie. Była istotą na tyle próżną i pewną siebie, że ludzki strach jej pochlebiał. Teraz też, widząc nerwowe ruchy załogi, słysząc szczęk dobywanej broni - nie mogła się powstrzymać przed jawnym okazaniem zadowolenia. Zamruczała więc, czując głęboki dreszcz przyjemności spływający wzdłuż kręgosłupa, i przeciągnęła się - przymykając z zadowoleniem oczy. Owszem, kiedyś była człowiekiem...ale to ciało lubiła o wiele bardziej.
- Ależ Kapitanie... - uniosła zbrojną w szponiastą rękawice dłoń i poruszyła palcami, obserwując jak słońce rozpala zdobiące stal rubiny barwą zakrzepłej krwi - ...nie wiem czym zawiniłeś, ani w czym okazałeś się niewinnym. Lecz jest dokładnie tak jak mówią Twoi ludzie. Przyleciałam tu siać grozę, pomór i zarazę. Nie chaotycznie nawet, lecz do bólu praworządnie. Liczę wszelakoż na zrozumienie, gdyż jak zapewne wiecie, każda zmiennokształtna istota siedliskiem zarazy jest...a dotknięcie jej grozi nie tylko lykantropią, ale wszelako dalej posuniętymi mutacjami... - wpiła w mężczyznę rozbawione spojrzenie lśniących żywą inteligencją oczu. Na dnie jej bursztynowych tęczówek, słoneczny blask walczył o pierwszeństwo z piekielnym płomieniem Otchłani.
Widziała jak powoli ją otaczają. Kątem oka dojrzała wymierzoną kuszę, uniesione okute żelazem pałki...wreszcie jeden z nowszych cudów techniki - pistolet. Nie poruszyła się jednak, jedynie zawarczała głucho, ostrzegawczo obnażając przy tym zęby. Nawet w ludzkiej postaci otaczała ją pewna, trudna do sklasyfikowania aura grozy. Zaś piękna twarz kobiety nie czyniła z niej istoty wcale bardziej przez to przystępnej - wręcz przeciwnie...potęgowała uczucie obcości. Stulecia podczas których żyła jako przemieniona odcisnęły się nieodwracalnym piętnem na Lasair, zacierając w niej znaczny pierwiastek człowieczeństwa.
I o ile ów pistolet i kusza niejako jej pochlebiały...o tyle widok mizernych, okutych pałek - zdawał się być jawnie uczynionym jej dyshonorem. Nastroszyła się więc widocznie, zasyczała i pochyliła lekko - zamierzając pokazać że do tej pory nie mieli nawet powodów do obaw. Powstrzymała ją jednak interwencja jasnowłosej kobiety... Elfki. Dziewczyna wpadła pomiędzy załogę jak świetlisty piorun, wytrącając z łap jednego z marynarzy kłopotliwą pałkę. Chwilę potem zainterweniował sam kapitan robiąc, na to wyglądało, zupełny zwrot akcji. Lasair nie przestawała być jednak czujna. Poruszyła głową jak jastrząb, wodząc nieruchomym spojrzeniem od elfki do dowodzącego statkiem. W czasach gdy ona była człowiekiem, kobiety nie pływały na okrętach - chyba że były córkami kapitanów. Ta jednak na kapitańską córę nie wyglądała żadną miarą.
- Tak po prawdzie... - odezwała się nagle, uśmiechając lekko. Uśmiech ten nie sięgnął jednak jej oczu. Zimnych, wyrachowanych i złych - ...zlądowałam na ten statek bo nie chciało mi się lecieć. Jak okiem sięgnąć morze...a to jedyna łajba w zasięgu wzroku. Chociaż też lepiej trafić nie mogłam, bo załoga zaiste interesująca.
Mówiąc to, jakby mimochodem przesunęła taksującym spojrzeniem po sylwetce mężczyzny stojącego niedaleko kapitana. Zaś jej uwadze z pewnością nie uszły jego podbarwione szkarłatem tęczówki.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

- Kapitanie przecież czekamy tylko na twój rozkaz do ataku.
Oznajmił żeglarz Yurij wciąż nie zdejmując palca z kuszy. Nie wierzył w słowa kapitana, jednak chwile zwątpił. Nie rozumiał o co chodzi kapitanowi. Może już był pod wpływem tej zarazy?
- Kapitanie, wszakże musimy się tego gada pozbyć albo chociaż wypędzić. Bezpieczeństwo tego wymaga. Zakażone to jest paskudztwem, które w porę nie wyplenione także na nas przejdzie. Przecież mamy na statku białogłowy, Kapitan z pewnością nie chce by umierały w męczarniach.
Powiedział. Reakcja reszty załogi była podobna, potwierdzili słowa mężczyzny.
- Dobrze prawi!
- Ma rację!
Ktoś krzyknął, był to chyba głos Gunthera. A jak wiadomo było Yurij był w nim w zwadzie. Nawet konflikty w tej chwili nie były ważne. Ludzie po prostu bali się o swoje życie. Podobnie myślał Orpheus podający się za Alexandra, także Sullivan oraz Branson, którzy również inaczej się teraz zwali. Pomiędzy szerokie koło, którym otoczone była hybryda wszedł chyba już były asystent mistrza szeptów, dla bezpieczeństwo misji Petera nosił miano i podawał się za doradce Alexandra.
- Nie rozumiecie?
Rzucił jakby z wyrzutem.
- Załoga boi się o życie, my pasażerowie także. Chyba nie chcecie stworzenia tego na statku zostawić?
Były to słowa rzucone szybko i nerwowo, jak z resztą każde jakie teraz padały. Mężczyzna spojrzał na rufę, na której wciąż siedział Orpheus i Branson mierzący swoim własnoręcznie robionym pistoletem. Oczekiwał od Reventlowa pomocy, przecież było wiadomo, że chłopak miał wielki posłuch gdziekolwiek by się nie znalazł. Jednak teraz milczał, nie wsparł towarzysza słowami. Czyżby nie bał się z jakiegoś powodu dziwnej gadziny?

Być może w zamęcie jaki teraz powstał nie było to zauważalne, ale parę chwil temu odbyła się taka scena. Młody szlachcic poczuł, lekkie szarpnięcie rękawa. Była to śniada dłoń jego przyjaciółki. Nigdy nie spodziewał by się tego w takim momencie. Zawsze, dziewczyna milczała i usłużnie wypełniała polecenia, gdy nadchodziło niebezpieczeństwo. Teraz było inaczej. Czyżby już nie wierzyła, że chłopak może zapewnić jej bezpieczeństwo? Może to była wina tego treningu jaki przechodziła pod ich wspólnym okiem.
- Alexandrze, zostaw ja.
Stwierdziła dziewczyna.
- Czemu?
- Czuję. To nie będzie dobre.
Usłyszał szept Malaiki, głęboko się nad nim zastanawiając. Przecież gdyby to było zwykłe przeczucie nie powiedziała by mu o nim. To dotyczyło czegoś więcej. może jego towarzyszka posiadła moc odczytywania energii jaką dysponują z rzadka niektórzy ludzie? Choć nie chciał, musiał wziąć pod uwagę tą możliwość. Podejmowanie decyzji stało się teraz niebywale trudne. Milczał... Patrzył zimnym, pustym wzrokiem na ową istotę przyczynę tego chaosu. Milczał...
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Cierpliwość i zimna krew, z którą podchodził nawet do największych bitew, powoli schodziła z drogi czystej brutalności i gniewowi Gersena. Niesubordynacja podległego mu oddziału marynarzy wcale nie poprawiała stanu rzeczy. Chłopcy okrętowi w panice podnieśli broń i wycelowali ją w jaszczura z poczuciem wyższości, który wykorzystał sobie jego okręt jako przystanek podczas lotu. Musi ochrzcić jakoś ten statek; okazuje się, że prawdą jest powiedzenie, że statek bez nazwy przyciąga nieszczęścia. Sztormy, wampir, smok i bombardowanie miasta. Nie, to z pewnością nie jest wina nazwy tej kupy pozbijanych ze sobą desek.
- Zamknąć się i wykonać rozkaz! Skrócę o głowę każdego, kto zacznie tutaj burdę. Obojętnie, czy jest marynarzem, wampirem, czy ma pierdolone łuski! Potoniecie wszyscy, jeśli zaczniecie walczyć ze smokiem, idioci! Powtarzam po raz ostatni... wykonać rozkaz.
Ostatnie słowa Gersena były tak stanowcze, że niewiele brakowało, by już one same zmiotły kilku z marynarzy z pokładu. Ten zaś rozejrzał się ponownie po zebranych wokół ludziach. Wampir, elfka, nawet uchodźcy z... pistoletem? Gersen widział niegdyś podobne instrumenty, ale ten tylko odrobinę przypominał jeden z nich. Musiał być wykonany własnoręcznie. Co z niego do cholery za kupiec? W końcu zdał sobie sprawę, że gdy odwrócił się w kierunku tłumu, stał plecami do sprawcy tego zamieszania... kobiety-smoka. Nie chcąc szybko się odwracać, po prostu delikatnie przechylił głowę, by móc ją uchwycić kątem oka.
- Ufam, że przerwa podczas lotu potrwała już wystarczająco długo? Nalegam na dalszą podróż, szanowna pani. Nastroje na statku są dość... skrajne, jak widać.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard uważnie śledził każdy ruch pozbawionych rozumu szeregowych piratów, którzy chwycili za broń, aby smoka zabić bądź przestraszyć. Już przygotowywał się na widok spektakularnej śmierci tych idiotów w wyniku zagotowania się krwi, lecz srogi wrzask kapitana go tego pozbawił. Wszyscy żołdacy siedzieli od tego momentu jak trusie, a smokołak jął prawić banały o złych zamiarach i ludzkich zabobonach. Med pomyślał:
~Co to ma być, do stu drakoliczów! Zabobonami to sobie możesz śmiertelnych karmić - mór, zniszczenie, stan agonalny - hmmm - mrzonki dla małych dzieci. W końcu nie wytrzymał i rzucił:
- Nie słyszałem jeszcze, by jakakolwiek forma likantropii przenosiła się na ludzi za pomocą powietrza. Czyżbym miał do czynienia z czymś nowym? Kapitanie, jestem pod wrażeniem. Właśnie tak powinien postąpić prawdziwy dowódca. Nie tylko zapobiegłeś zniszczeniu okrętu, ale także uratowałeś dupska tych kretynów. Gdybyś ich nie powstrzymał - zginęliby: jeśli nie od razów zadanych przez smoka, to w wyniku klątwy krwi. Misterne inkantacje mamrotane pod nosem czasami się przydają - właśnie magia, a nie zwierzęce instynkta czy jak sam to określiłeś "pragnienia" były ich przyczyną. Widzę, żeś sprawnym wilkiem morskim, ale sfera śmierci stanowi dla ciebie mroczną otchłań Terra incognita.
Gdy tylko pirat udobruchał swych ludzi, gerylasi Alexandra również dali popis samobójczych zachowań. Już szykowali się do ataku, gdy nagle małomówna dziewoja stojąca u boku kupca wyrzekła kilka słów i tenże natychmiast wykonał jej prośbę. Zaiste dziewczyna posiadła jakiś dar albo miała na tyle instynktu samozachowawczego, by nie siedzieć cicho, gdy idzie także o własne życie.
Wypiór zwrócił się do obiektu ataku podwładnych obu mężczyzn:
- Co takiego ciekawego widzisz w załodze tego okrętu? Majtek jak majtek - nic nadzwyczajnego... - rzucił z sarkazmem, celowo prowokując rozmówczynię do udzielenia odpowiedzi. Specjalnie podkreślił wyraz "załoga", wiadomo - dziewka na pokładzie według ludzkich wierzeń miała przynosić pecha i niepomyślne wiatry.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Miriamele
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Miriamele »

        Gersen w kilku słowach przywróciła względny porządek. Nie pozwoliła sobie tracić czasu na zbędne myśli pełne podziwu i schowała miecz, pozostawiając go jednak odrobinę wysuniętym. Palcami gładziła ciągle rękojeść, gotowa w każdej chwili zacisnąć pięść i rozprawić się z każdym, który sprzeciwiłby się rozkazom Kapitana i podniósł rękę na smokołaczkę. Może nawet uszedłby z życiem. Kapitan chyba przemówił do rozsądku majtkom, wrócili do swoich zajęć. Miriamele poczuła, jak adrenalina opada i zastępuje ją pulsujący ból głowy. Miała wrażenie, że kobieta chce burdy na statku, jakby ją to bawiło. Widziała chaos z niej emanujący. Gersen i Medard skutecznie zapobiegli jednak bójce. Zauważyła, że żona kupca szepce mu coś na ucho. Alexander zrezygnował z ataku, a elfka pomyślała, że musi poznać tę kobietę bliżej, wydawała być się bardzo ciekawą osobą.
Awatar użytkownika
Lasair
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lasair »

Lasair tymczasem obserwowała cały ten spektakl z całkiem szczerym, tudzież wyglądającym na szczere, zainteresowaniem. Zaiste obyczaje ludzi już jej nie dotyczyły - nie rozumiała bowiem tych wszystkich pokrzykiwań, machania bronią i latających nad głowami oszczerstw. Ale gdyby ktoś zapytał ją o zdanie, oczywiście wytłukłaby pół załogi...reszcie zaś podstawiła ławeczkę prowadzącą ku błękitnym otchłaniom morskim. Działała bowiem w myśl zasady, że każde nieposłuszeństwo jest zarzewiem buntu, a buntów lepiej się wystrzegać...szczególnie na statku.
Chociaż jeśli o nią chodzi, nigdy nie uważała że jakkolwiek nadgorliwość szkodzi. Kiedyś, dla przykładu, podjęła się pacyfikacji pewnego niepokornego szlachcica i jego zbrojnej hałastry... Jednakże zamiast puścić z dymem dworek łajdaka, przeleciała się po całym miasteczku i zahaczyła jeszcze o trzy okoliczne wioski, zanim ją zatrzymali. Strachu co prawda było więcej niż zniszczeń, a ocalały z życiem szlachetka najął dwa razy więcej zbirów i leciwego magika na dokładkę - żeby się przed złowrogim smokiem obronić, ale Lasair była zadowolona. Wszakże, liczyła się reputacja....a ona bardzo o nią dbała. Nawet teraz, kiedy tylko Kapitan tak nieostrożnie się do niej zbliżył, ona również uczyniła krok w jego stronę - bardziej dla zabawy, i krotochwili, niż z rzeczywistej chęci agresji. Wszak wiadomo, że smocza krew to krew wielce złośliwa. I nawet złociste migotanie w migdałowych oczach zamaskować tej złośliwości nie mogło.
- Niestety w najbliższej przyszłości nie przychylę się do Waszej supliki Kapitanie... - raczyła go poinformować tonem dość uprzejmym, jednak podbarwionym jakąś sadystyczną przyjemnością - ...zdrożyłam się i utrudziłam wielce, skrzydła mi zwilgotniały a senność naszła. Mam tedy ochotę wypocząć. Teraz i tutaj.
Stanęła na szczerzej rozstawionych nogach, bo statkiem wyczuwalnie zabujało...i uśmiechnęła się niemalże ludzko. Ale im bardziej starała się wyglądać na człowieka - tym bardziej przeciwny efekt osiągała. Zaś najbardziej koszmarne w tym wszystkim były jej nieruchome, gadzie oczy: opalicznie bursztynowe i rozpalone wewnętrznym ogniem, z pionową źrenicą kota. Oczy które nie wysychały...a którymi mrugała jedynie dla zachowania pozorów człowieczeństwa. Teraz zaś oczy te skupione były na wampirze.
- Owszem, nic nadzwyczajnego... - zgodziła się oceniając całą jego posturę, potem zaś uniosła triumfalnie brew - ...poza tym klątwa wilka, czy niedźwiedzia to nie to samo co błogosławieństwo smoka. Tamte istoty bowiem nie miały wyboru, my zaś wybraliśmy świadomie. Każdy z nas oddał połowę swej duszy aby ratować to co dziś nazywacie dziedzictwem ludzkości.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

Jeden z marynarzy wyrywa się do przodu i ma zamiar coś zrobić. Jednak akcja jego szybko zostaje przerwana, jedna para rąk łapie go a potem następna wciągając powrotem w szereg. Widać szarpiącego się Daniela, który syczy tylko z wściekłości wykrzykując jakieś przekleństwa.
- Wole zginąć w walce, niż zarazić się tym paskudztwem...
Uciszony zostaje brutalnym kopnięciem. Poryw głupoty, odwagi, poszanowania zasad cokolwiek by to nie było już zostało przypieczętowane. Zdanie kapitana liczyło się jeszcze na statku, ale jeszcze jak długo to będzie mogło trwać? Kiedy to mogło dojść do buntu?

-Samiro dołącz do Magrid.
Powiedział Orpheus, nawet w szeptach nie zdradzając konspiracji. Spojrzał jeszcze raz na krojącą sytuacje, teraz pojmował jej znaczenie. Choć nie był tak szczerze z niej zadowolony. Spojrzał na Bransona.
- Idź do Nillian i przyszykuj na wszelki wypadek pogromcę.
Nie musiał mówić tego, że ma zachować wszelkie środki ostrożności. Mężczyzna doskonale to rozumiał. Schował tylko pistolet i spojrzał na Malaike jakby oczekiwał, żeby z nim poszła. Jednak to nie nastąpiło.
- Zostaje tutaj. Nic się nie wydarzy.
Oznajmiła śniada dziewczyna. Bransona już nie było, schodził już pod pokład.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

- Kaprysy zmiennocieplnego stworzenia niewiele mnie obchodzą, szanowna pani.
Skwitował dumnym, władczym tonem. Przed momentem naraził statek na ryzyko buntu, a morale jego żołnierzy sięgnęło dna. Wściekły na zawiłości losu i wynaturzenie w postaci smoka, chciał po prostu się go pozbyć. Jednak pomimo tego, miał też wiele innych kwestii do załatwienia, a statek nie poprowadzi się sam, tym bardziej z kilkoma przerażonymi marynarzami. Sjodren znalazł się znów na plecach, a jedynie wygasające światło wprawionego weń kamienia oznajmiało, że jeszcze przed chwilą miecz szukał duszy nieczystej do pochłonięcia. Zabawne, że to właśnie on dostał ten artefakt w prezencie.
- Zajmijcie się tym. Ktoś do cholery musi prowadzić ten statek.
I już jedynie w myślach dodał, że gdyby rozbił okręt na najbliższych skałach i zabił wszystkich, świat z pewnością uznałby mu to za przysługę. Kto wie? Może nawet medal pośmiertny mogliby mu przyznać. Wreszcie. Znudzone staniem w jednym miejscu nogi poniosły go po schodach w dół, do marynarzy, lin i żagli. Mimo tego, że zajmował się przygotowaniem statku do stabilnej podróży po zaczepkach smoka, ciągle uważnie sondował towarzyszy, którzy zostali ze smoczycą.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Miriamele
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Miriamele »

        Zastanawiała się, po której stronie stanąć. Smokołaczka była zagrożeniem dla wszystkich na pokładzie statku, ale jak można odmówić chwili spoczynku zmęczonej osobie? Nie była jednak pewna zamiarów przybyłej, nie wydawała się pragnąć bijatyki, ale nie była też jej przeciwna, co jasno dawała do zrozumienia, próbując zastraszyć marynarzy i prowokując ich do walki, z której nie mieli szansy ujść z życiem. Czego chciała? Rozrywki? Miriamele popatrzyła na smokołaczkę taksującym spojrzeniem. Nie wydawała się szczególnie zmęczona, ten drapieżny uśmiech i niebezpieczny błysk w oku odbierały jej człowieczeństwo mimo, iż wyglądała jak niezwykle atrakcyjna kobieta.
        Marynarze ledwo trzymali nerwy na wodzy, jeden z nich przypuścił nawet nieudany atak na przybyłą. Został na szczęście powstrzymany przez innych. Rozwścieczenie dziwnego gościa prawdopodobnie doprowadziłoby do śmierci całej załogi i pasażerów, a także doszczętnego zniszczenia statku. Co więcej, Kapitan także tracił kontrolę nad emocjami. Zrzucił pozory uprzejmości i dał wyraźnie do zrozumienia, że smoczyca nie jest mile widziana na statku i powinna natychmiast go opuścić, po czym odszedł jak gdyby nigdy nic. Miriamele nie miała zamiaru skończyć swego krótkiego na miary elfów żywota na tym pokładzie, postanowiła więc interweniować.
- Proszę o wyrozumiałość, długa i męcząca podróż za nami - zwróciła się do smoczej kobiety. - Upraszam o zrozumienie naszych obaw i nieprzychylność dla obcych, szczególnie tak nieprzewidywalnych, pozwolę sobie powiedzieć, jak pani - uśmiechnęła się. - Niestety obecność tak wielu istot znanych z legend - elfy, wampiry i smokołaki? - ma zły wpływ na zachowanie naszych marynarzy i może prowadzić do niemiłych zwad i wielu nieprzyjemności. Proszę wiec, w miarę możliwości, by opuściła pani nasz statek, jak tylko poczuje się pani na siłach, by zacząć dalszą podróż - powiedziała i modliła się w duchu, by smoczyca niedługo opuściła statek w pokojowym nastawieniu i bez większych szkód.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Med nie mógł się nadziwić temu, co zobaczył - takiego burdelu na okręcie, nawet zdobycznym, przejętym przez bandę piratów na własne oczy dawno nie oglądał. Przerażeni korsarze, a raczej ich marne erzace - zwykli majtkowie, zapychacze bocianich gniazd próbowali zaatakować smokołaka. Zmiennokształtnych to chyba na obrazkach albo po pijaku miast białych szczurów zdarzyło im się zobaczyć. Jednego idiotę cudem powstrzymał kapitan - jedyny bodaj światły i mający jako takie poważanie wśród załogi człowiek na tej łajbie. I jeszcze ten kupiec od siedmiu boleści - widział kto handlarza niebędącego krasnoludem z takim arsenałem otoczonego oddanymi knechtami.
~Ten Alexander coś ukrywa, ale prędzej czy później dowiem się, co z niego za ananas. - kłębiło się w umyśle wąpierza.
Następnie do akcji wkroczyła długoucha, ta sama, która powaliła rosłego pirata, drugiemu natomiast napędziła niezłego stracha. Próbowała wcielić się w dyplomatę, rozjemcę czy mediatora i sprawnie nawet jej to szło do czasu wspomnienia o potworach rodem z legend. Jakich legend, do kroćset?! Smokołaki można jeszcze od biedy w poczet mitów zaliczyć, miał kto bowiem z życiem swem uszedł po spotkaniu takiego dziwoląga, ale elfów widział każdy. Przecież to taka sama rasa jak człowiek - te same problemy, jeno czasu więcej na ich rozwiązanie - jednym słowem nudy dla ignorującego wszystko wokół wampirzego ego. W końcu i on, sam pan na Karnsteinie i przyległościach, zabrał głos w tej sprawie:
- Czym różni się "klątwa" zwierzęcia od "błogosławieństwa" smoka? Poza tym naturalnie, że wasi antenacie dokonali świadomego, może nie do końca zamierzonego wyboru, a biedne pra-zwierzołaki wyjścia nie miały nijakiego. Jak wół pasuje tu wampiryzm i to, co ludzie określają mianem przekleństwa - dla nich wszystko, co inne - z natury musi być złem, siedliskiem szatanów, biesów czy demonicznych bytów. A tu, że się tak wyrażę, figa. Zatem sama rozumiesz obawy śmiertelników powodowane ich strachem, czasem niedorzecznym, a niekiedy wręcz pożądanym - warunkującym przeżycie. Zatem, jeśli o mnie chodzi, możesz zostać w ludzkiej postaci i czuć się na statku gościem, ale to już leży w gestii kapitana. Smok to za duża trauma dla tych ludzi, lepie nie wywoływać buntów.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Lasair
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lasair »

Smoczyca płynnym, leniwym ruchem uniosła w górę głowę i rozdęła nozdrza - smakując słony wiatr, który nieledwie muskał napięte połacie białego płótna nad głowami załogi. Nie spieszyła się z odpowiedzią...sprawiając wrażenie, jakoby na takową miała dużo czasu. I kto ją tam wiedział, może rzeczywiście miała? Nie sprawiała bowiem wrażenia wściekłej, niedawno przemienionej bestii. Zaś na dnie jej gadzich oczu krył się pewien niepokojący błysk żywej, okrutnej inteligencji. Błysk dobitnie świadczący o tym, że statku opuścić nie zamierza - przynajmniej w najbliższych czasie.
- Swoją obecnością wyświadczam Wam przysługę... - obróciła głowę w stronę jasnowłosej elfki, a światło przesunęło się po zdobiącym diadem rubinie, rozpalając go krwawym blaskiem - ...wszak widzę, że marynarze nie nawykli obcować z egzotyką. A płyniecie przecież na wody gdzie syreny mamią mężczyzn cudnym śpiewem, błędne ognie tańczą nad rafami...a w głębinach uśpiony czyha kraken!
Pozwoliła sobie na cień uśmiechu, robiąc przy tym wielce efektowną pauzę. I czekając aż sens jej słów dojdzie do ograniczonej świadomości majtków pokładowych.
- Dziwię się Wam tedy wielce... Cóż to bowiem za załoga, co na krakena chce iść, a smokołaka się przelęka?
Owszem, Lasair mogła wydawać się istotą złośliwą i przebiegłą ponad miarę wszelaką. Ale prawda była też taka, że jakaś część jej człowieczej duszy trwała niezmieniona - w niemożliwie magiczny sposób ciągnąc smokołaczkę do ludzi. Wydawało się jej, że przebywając wśród nich może się uchronić przed zupełnym zatraceniem w smoczym jestestwie. Chociaż, bądź co bądź, jestestwo to również bardzo jej odpowiadało.
- Którędy biegnie Wasz kurs? - zapytała nagle, przebiegając uważnym spojrzeniem po załodze. Byli zbieraniną tak dziwną i niemożliwą do pomieszczenia na jednym statku, że aż intrygującą. Kto to bowiem widział elfkę, wampira, młodzieńca z samopałem którym posługiwali się najgorsi rzeźnicy...i usiłującego nad tym wszystkim zapanować kapitana któremu lada chwila grozi bunt.
- Może i mi będzie po drodze... - dodała po krótkiej chwili, a bursztynowe tęczówki rozżarzyły się wściekle - ...być może nie pod względem kierunku, ale celu owej wyprawy... Wszakże bezpieczniej ze mną niż przeciwko mnie.
Awatar użytkownika
Miriamele
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Miriamele »

        Przysługę?! - pomyślała i z trudem powstrzymała się od głośnego prychnięcia. Zacisnęła usta w wąską kreskę, ale nic nie powiedziała. Wiedziała, że nie ma żadnego wpływu na zachowanie smoczycy, co więcej, nowoprzybyła zaczęła ją naprawdę irytować. Uważała się za lepszą od wszystkich na statku, razem wziętych, w dodatku zaczęła straszyć marynarzy, wystawiając ich nerwy na ciężką próbę, której, była tego pewna, nie przejdą. Ale na tym nie koniec, ot co! Wąpierz widocznie uważał za zabawną prowadzoną przez nich rozmowę i obrażanie jej rasy. To nie mogło się dobrze skończyć. Zacisnęła pięści, bezradna, i odwróciła się. Szybkimi krokami oddaliła się od dwójki rozmawiających. Nie miała co ze sobą zrobić, gdzie się podziać. Gersen nie był zbyt idealnym partnerem do rozmowy, aż wzdrygnęła się na myśl, że po raz kolejny poszłaby po coś do niego, jakby sama nie umiała o siebie zadbać. O rozmowie z kupcami też nie było mowy, nie w takiej atmosferze. Z cichym westchnieniem zeszła do swojej kabiny, planując poćwiczyć zaklęcia.
Orpheus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 112
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Ranga: Zakochany Szlachcic

Post autor: Orpheus »

Orpheus wypuścił szybko powietrze. Świetnie, lepiej być nie mogło. Kapitan doprowadził do krytycznej sytuacji w której nawet załoga w pewnym sensie straciła do niego zaufania. Pozostało im tylko czekać, aż bestia odleci i modlić się by żadne paskudztwo nie przeszło na obecnych tutaj ludzi.
- Nie ma powodu by tu teraz siedzieć.
Powiedział trafnie Orpheus.
- Choć, zamykamy się w naszej kajucie. Pozostawiam tą sytuacje samą sobie.
I w tej chwili chwycił Malaike pod rękę i razem ruszyli pod pokład. Niech Kapitan sam rozwiąże problem. Jeśli nawet się okaże, że stwór zacznie niszczyć pokład i tak będą stosunkowo najdalej od zagrożenia. To miało głupi, aczkolwiek jakiś sens.
I will get to you
And take you down
Tear your insides out
Crush your soul
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wąpierz nie zdzierżył ignoranckiego tonu i bredni głoszonych przez smokołaczkę na temat krakenów. Swego czasu studiował obyczaje morskich zwierząt na jednym z szanowanych uniwersytetów w Trytonii. Tamtejsze krakeny nie atakowały ludzi bez powodu, a jeśli już takie napady się zdarzały, to były przeprowadzane albo w obronie własnej, gdy wielorybnicy ogarnięci żądzą pieniądza porwali się z harpunami na wielkiego głowonoga, z którym nawet najsilniejszy kaszalot miałby spore kłopoty, potomstwa czy terytorium. Typowo drapieżnicze tło napaści na ludzi zdarza się u tych przerośniętych kalmarów wyjątkowo rzadko.
- Trytońskie krakeny zazwyczaj nie atakowały ludzi, aczkolwiek nie mogę przewidzieć zachowania ich egzotycznych krewniaków. Może to zupełnie inny gatunek? Miałaś może przyjemność spotkania morskiego ludu?
Widząc, że marynarze byli tak podszyci tchórzem, że gdyby doszło do abordażu, pierwsi skoczyliby za burtę rekinom na pożarcie, a człek mieniący się kupcem pierzchał przez gadokształtną do swojej kajuty, syknął pod nosem:
- Śmiertelnicy są jak karaluchy - może właśnie dlatego odnieśli taki sukces ewolucyjny. Taki karaczan, gdy tylko poczuje zagrożenie, choćby było ono tylko czysto teoretyczne, natychmiast ucieka pod najbliższą kłodę, korzeń czy kamień. Oni postępują podobnie. Nawet Elfka oddaliła się z pokładu. Co to ma znaczyć, do kroćset?
- Nie uważasz, że takie postępowanie ludzi tylko utwierdza nas w przekonaniu o niemożności paktowania z nimi? Przecież gdybyś chciała ich zabić, już dawno znaleźliby się w objęciach Posejdona, nieprawdaż? To najbardziej zabobonna rasa, z którą miałem okazję się zetknąć.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Zaklęcie przeniosło ich na pokład kolebiącego się na boki statku. Znajdowali się na otwartym morzu, a przynajmniej tak to wyglądało.
Gardenia stęknęła niezadowolona. Nie cierpiała takich zimnych i mokrych terenów. Woda była zdecydowanie sprzeczna z jej naturą. Po prostu nie jej żywioł.
Nie od razu rozpoznała, kto znajduje się na pokładzie łajby, ale jej wyczulone zmysły odkryły w bliskiej okolicy przynajmniej jedno dość silne natężenie magii.
Szybko ogarnęła wzrokiem całe miejsce, śledząc przepływ energii aż do jej źródła. Nienaturalnie blady mężczyzna stał od niej i smoka w pewnym oddaleniu. Na jego twarzy rysował się grymas rozgniewania, co nadawało jego ostrym rysom jeszcze bardziej diabolicznego wyrazu. Maie odebrała to jako sygnał ostrzegawczy. Co wywołało taką reakcję księcia? Czyżby na statku działo się coś niebezpiecznego?
Na prawo od wampira zauważyła inną postać. Brązowowłosa, atrakcyjna kobieta o nadnaturalnej aurze. Nie była maginią ale człowiekiem też nie. Marynarze, jak jeden mąż, znikli z pola widzenia, najprawdopodobniej schodząc pod pokład. Czy to nieznajoma o dziwnej aurze wprawiła załogę w taki popłoch? A może powodem był Medard? Jakkolwiek by nie było, przybyli tu w innym celu.
Gardenia kiwnęła głową Dumuziemu i powoli podeszła w stronę księcia Karnsteinu.
- Witaj Medardzie. - powiedziała z uśmiechem ale ostrożnie. Nie znała tutejszej sytuacji i nie chciała się wplątywać w środek ewentualnego konfliktu. – Dawno się nie widzieliśmy. - Kątem oka śledziła zachowanie pozostałych osób. Nie zauważyła, by któryś z załogantów szykował się do ataku wiec rozluźniła się nieco i wskazała ręką podążającego za nią ciemnowłosego maga. - To mój towarzysz, Dumuzi. Czy możemy zająć ci chwilę na rozmowę?
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Medard był przygotowany do kolejnego starcia w słownym pojedynku ze zmiennokształtną, która przybierała czasem formę niedorośniętego smoka. Wtem ni stąd, ni zowąd coś podobnego do teleportacji przywiało na pokład znajomą księciu osobniczkę i jakiegoś maga, wyczuwały to wrażliwe nozdrza wąpierza. Zapachu poznanej jeszcze w Karnsteinie dziewczyny nie można było pomylić z niczym innym. Po przywitaniu się Gardenii, Medard spokojnie odpowiedział, przy czym po jego fizjonomii nie można było poznać większego zaniepokojenia. Wszak nie był człowiekiem i nie wyznawał zabobonów tak lubianych przez kumotrów kapitana Gersena oraz tchórzliwego niby-kupca i jego szemranych sługusów. Jedynie sam herszt piratów byłby odpowiednim kompanem do rozmowy czy nawet tymczasowym sprzymierzeńcem Karnsteinu, ale stare przyjaźnie wzywały. Med szybko odparł:
- Witaj, Gardenio! Miło mi cię poznać, magu - zapewne mogłeś o mnie słyszeć z tego czy innego źródła. Z mojej strony nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo, nie jestem potworem - wbrew temu, co piszą co poniektórzy kronikarze śmiertelników.
Czyżbyście się już wybierali na tego nieumarłego czarnoksiężnika? Jeśli tak - macie moje pełne poparcie. Ba, wezmę udział w waszej ekspedycji. Nieumarli stanowią swego rodzaju pasję rodu von Karnstein - badamy ich zachowania, zwyczaje i związane z nimi przedmioty - także te nasiąknięte magią.
Rozglądając się wokół, oczekiwał odpowiedzi nowych sojuszników. Nad okrętem krążyły wrzeszczące wniebogłosy wydrzyki, a mewy swym chichotem pijanego artysty zagłuszały szum fal morskich. Neptun zsyłał piratom pomyślne wiatry - oby tak dalej.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Zablokowany

Wróć do „Wybrzeże Cienia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość