Valladon[Kamienica na Długiej] Czas leczy rany...?

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

[Kamienica na Długiej] Czas leczy rany...?

Post autor: Rakel »

        Śnił jej się dzisiaj. Pierwszy raz od bardzo dawna. Teraz, po przebudzeniu, nie pamiętała nawet co się działo; w zamglonych wspomnieniach zostało tylko znajome spojrzenie morskich tęczówek.
        Rakel westchnęła i po raz kolejny opłukała twarz wodą. Wyprostowała się i oparła na rękach o umywalkę, przyglądając się swojemu odbiciu. Mokre loki sypały się po jednym ramieniu. Mimo gęstych skrętów było widać, jak bardzo urosły przez te dwa lata. Rakel rzadko kiedy chodziła już w zupełnie rozpuszczonych włosach. Zazwyczaj część spinała, pozwalając reszcie rozsypać się na plecach.
        Jej skóra nie była już taka blada. Odkąd zaczęła chodzić na uczelnię, bywała prawie całe dni poza domem, i chociaż czasu po prostu zamieniała kamienicę na sale lekcyjne, to słońce i tak dorwało się do jej cery, muskając zdrowym blaskiem i rozsypując piegi na nosie. Trochę też przytyła, nabierając nieco bardziej kobiecych kształtów, chociaż wciąż była chudzielcem, a klepsydrę miała tylko w kuchni. Trochę częściej się uśmiechała. Mało kto dopatrywał się w barwnych oczach smutku, leżącego gdzieś głęboko, ale jakby wciąż pielęgnowanego. Zniknięcia ukrytych zawsze za dekoltem żurawi też nikt nie dostrzegł, natomiast łańcuszek z dwiema obrączkami, który zastąpił ich miejsce, przyciągał czasem uwagę i wywoływał pytania. Rakel nigdy nie odpowiadała.
        W zamyśleniu musnęła dłonią czarny kamień i otrząsnęła się w końcu, słysząc pukanie do drzwi łazienki.
        - Moment – zawołała, wycierając twarz ręcznikiem, gdy usłyszała przekręcający się zamek. – Zajęte! – rzuciła nieco głośniej, odwracając się w stronę wejścia i prawie dostając zawału.
        - Alec! Co ty robisz? – syknęła, opatulając się ciaśniej ręcznikiem i gromiąc wzrokiem zbliżającego się szatyna.
        - Tobie również dzień dobry – odpowiedział jej zaspanym głosem, beztrosko ściągając koszulę przez głowę i jeszcze bardziej mącąc sobie rozczochrane włosy. Materiał wylądował gdzieś na podłodze.
        - Zdurniałeś? Wyłaź, już! – Rakel cofnęła się tylko kawałek, zatrzymując się na umywalce. W ostatnim akcie obrony wycelowała w mężczyznę grzebieniem. Thorn parsknął śmiechem.
        - Jesteś niemiła.
        - Bo jesteś głupi, zostaw… - mruknęła już mniej zdecydowanie, nagle zamknięta w objęciach i łaskotana oddechem w szyję. – Przestań, poważnie mówię. Rand usłyszy…
        - Jak będziesz cicho, to nie usłyszy… Ała. Walnęłaś mnie grzebieniem? Żartuję przecież, poszedł zapalić. Teraz poproszę buziaka na przeprosiny.

        Że też z własnej łazienki musiała wymykać się na palcach. Wolała jednak to, niż konfrontację z bratem, tłumacząc jakim cudem pomieszczenie wciąż jest zajęte, skoro ona z niego wyszła. Jasne, mogła mu po prostu powiedzieć, że się spotyka z Alec’iem od jakiegoś czasu. Mogła też pójść do lasu i dać się pokąsać wężom, równie przyjemna perspektywa.
        Spakowała do torby książki, pergaminy i przybory do pisania. Okno w pokoju zostawiła uchylone, ale zasłonięte. Było wcześnie, a już zapowiadało się na parny dzień. Przezornie związała włosy w wysoki, w miarę ciasny kok i założyła białą bluzkę na cienkich ramiączkach. Czekał ją cały dzień w dusznych salach, nawet nie brała narzutki do torby. Z ogólnego wrażenia, jakie wywołał jej kompletny strój, w skład którego wchodziła również długa czarna spódnica z rozporkiem i sandałki, zdała sobie sprawę dopiero, gdy zeszła na dół i wpadła do kuchni po coś do jedzenia.
        Rand zakrztusił się herbatą na jej widok, a Alec odwrócił się gwałtownie, już chcąc ją opieprzyć, że wychodzi bez śniadania.
        - Chcesz iść na zajęcia tak ubrana? – wykrztusił zamiast tego, a skonsternowana dziewczyna stanęła w progu, spoglądając niepewnie na obu mężczyzn i na siebie. Stanik jej nie mógł przebijać, bo go nie miała. A bluzka nie była taka cienka, bez przesady.
        - O co wam chodzi? – mruknęła, powoli się pesząc i, poprawiając torbę na ramieniu, sięgnęła po jedną z bułek.
        - Zaraza, załóż coś na siebie – burknął Rand, bezskutecznie ścierając ręcznikiem herbatę z koszuli.
        - Daj spokój, jest gorąco jak w piekle – odparła niedbale, łapiąc bułkę i wkładając sobie do ust. Zje po drodze, bo tu jej żyć nie dają, Alec już strzelał gromami z oczu. – Będę wieczorem! – zawołała nieco niewyraźnie, wciąż z pieczywem w ustach, i wyszła szybko z domu.

        Studia zaczęła parę miesięcy po tym, jak Lucien zostawił ją na progu kamienicy. „Wrócę”, powiedział. Więc czekała. Do następnego dnia. I kolejnego. I jeszcze następnego. Potem tygodnia. Potem dwóch, niezmiennie wypatrując ciemnowłosego demona z morskimi oczami. Minął miesiąc, potem drugi, później trzeci… Wolała nawet nie wracać myślami do tamtego okresu, nie było wtedy dobrze. Okazało się, jak wybujałą wyobraźnię potrafi mieć racjonalna do tej pory dziewczyna, gdy w grę wchodzą powody nieobecności kogoś, na kim jej zależało. Były dni, kiedy przekonana o ziszczeniu się najczarniejszych scenariuszy, domagała się od Meve przeniesienia jej do Otchłani. Cholera wiedziała, co by zrobiła, nawet gdyby Wiedząca się na coś takiego zgodziła. Pytała o Niego po zamkach? Poczekała u Niego w pokoju?
        Cała rodzina zresztą dostawała z nią szału. Okazało się w ogóle, że z Rakel był taki mistrz intrygi, jak z Morgana gosposia. Dziewczyna uwiła swoją piękną bajeczkę, że pojechała wtedy do Remy’ego, a zapomniała na śmierć, że Echo ciągle stoi u kowala. Normalnie cyrk na kółkach. Tak dostała od Doriana, jak wróciła, że aż jej w pięty poszło. Więc początkowo milczała, ale jak długo mogła? Przecież Lucien powiedział, że wróci. Nigdy wcześniej nic nie obiecywał, a teraz powiedział, że wróci. Powtarzała to sobie, jak jakąś chorą mantrę, spoglądając co chwila na parapet.
        Więc tak, poszła na studia po części, by nie zwariować. Ta myśl zawsze kołatała się gdzieś z tyłu jej głowy, ale do tej pory tłamszona była brakiem możliwości. Teraz, gdy przedsięwzięcie Randa i Aleca zaczęło się rozkręcać, a ona siedziała już po nocach nad księgami, mogła sobie nagle na to pozwolić finansowo. To i tak nie było spełnienie marzeń. Najchętniej pojechałaby do Sapientii, studiować magię, ale nawet jakby duszę zaprzedała to by jej nie starczyło na czesne. Inne szkoły były jeszcze dalej, nawet jeśli tańsze. Ostatecznie więc miała do wyboru przeprowadzkę na drugi koniec Łuski i sprzedanie nerki albo dostosowanie swoich oczekiwań do realiów życiowych. Poszła więc na prawo. Uznała, że to i tak jej będzie potrzebne, jeśli firma dalej będzie tak prosperować, a że wydział był w Valladonie… Zawsze była praktyczna. A potrzebowała tego. Zajęć. Nauki. Ludzi, o zgrozo. Musiała coś zmienić, bo inaczej z pewnością by zwariowała.

        Tak więc była aktualnie w połowie drugiego roku prawa, przygotowując się do letnich egzaminów. Wyglądało to tak, że coraz wcześniej wychodziła z domu, coraz później wracała, a noce i tak przesiadywała nad księgami. Jak nie z uczelni to z rachunkami za farby, stolarkę, kowala i tym podobne. Praktycznie więc nie spała, ale tylko Alec raz na jakiś czas odważył się jej zwrócić uwagę, że powinna przystopować. Wszyscy inni chyba bali się, co się stanie, gdy dziewczyna znów zacznie mieć więcej czasu na myślenie. Chociaż z drugiej strony… czy pamiętał o Nim jeszcze ktoś poza nią?
        - Rakel… Rakel?
        - Hm?
        - Zasnęłaś.
        - Szlag…
        - Nie szkodzi, nie zauważył.
        Misaki uśmiechnęła się do niej łagodnie i pociągnęła zaczepnie jeden z loków, który wymknął się z koka. To była chyba jedyna bliższa koleżanka, jaką Rakel zdobyła na uczelni. Miała trochę znajomych, ale skupiona była na nauce, nie na zdobywaniu przyjaciół. Misaki natomiast wręcz przeciwnie. Była nowa w mieście i dosłownie upatrzyła sobie brunetkę na przyjaciółkę chyba pierwszego dnia. Errevalianka była milutka i też się dobrze uczyła, więc mogły porównywać notatki, gdy coś było niejasne. Do tego, że chętnie zaglądała do Rakel do domu, pouśmiechać się do Randa, brunetka też przywykła.
        Evans przetarła teraz twarz, podnosząc się razem ze wszystkimi i pakując książki do torby.
        - Pożyczysz mi notatki? Nie wiem ile przespałam…
        - Naprawdę niewiele, ale pewnie, raptem jeden zwój.
        - Dzięki. Widzimy się jutro?
        - Uhm, pa! Pozdrów ode mnie Randa – rzuciła nieśmiało Misaki, wywołując uśmiech Rakel.
        - Jasne.

        Gdy wróciła do domu było już późno, ale jeszcze nie tak ciemno – przywileje lata. Krokiem o wiele cięższym niż wychodziła, weszła do kuchni i rzuciła torbę na stół, po czym z nawyku rozejrzała się za jedzeniem. Plus mieszkania z chłopakami był taki, że zawsze było jedzenie.
        I owszem, znalazła ceramiczne naczynie, pod którym mogło czekać na nią coś smacznego, ale nim zdążyła uchylić pokrywkę, usłyszała pukanie do drzwi. Zawahała się i mruknęła coś pod nosem, ale złapała jabłko w zęby i skierowała się spowrotem do korytarza.
        - Jestem już, otworzę! – zawołała, słysząc kroki na górze i krótkie potwierdzenie.
        Drzwi były jednak otwarte na oścież, a chociaż na zewnątrz było jaśniej niż w środku, i tak rozpoznała tą sylwetkę. I te oczy. Wszędzie by je rozpoznała.
        Jabłko wypadło jej z ręki i potoczyło się pod nogi łapy Luciena.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Zjawił się jak zawsze bezgłośnie w smugach atramentowego dymu, nie zadając sobie trudu wędrówki. Może innym razem, w innych okolicznościach z chęcią powędrowałby uliczkami Valladonu. Nacieszyłby oczy i serce urokami tej przyjaźniejszej Łuski. Chciał jednak jak najszybciej znaleźć się u Rakel.
        Wokół panowała noc, ale w Alaranii było znacznie jaśniej niż w Otchłani. Sierp księżyca połyskiwał białym lśnieniem, a gwiazdy pstrzyły niebo niczym garście diamentów rozrzuconych na granatowy aksamit. Westchnął głęboko spoglądając w niebo. Było piękne… Pamiętał jak oczy Rakel skrzyły się w podobny sposób. Lśniły podobnie, gdy wypełniły je łzy. Potrząsnął głową odpędzając bolesne myśli i spojrzał przed siebie.
        Powietrze pachniało tu dobrze… Było lekkie, przejrzyste i orzeźwiające. Zupełnie inne niż to, którym ostatnio oddychał. Zapach porannej kawy - jak za nim tęsknił.
        Był zmęczony, obolały, utykał, ale wracając na znajomy ganek odczuł wyraźną ulgę. Stanął przed drzwiami przyglądając się im uważnie. Pamięć go chyba nie myliła… To tu mieszkała jego Rakel… Ile czasu mogło minąć? Nie potrafił dokładnie stwierdzić. Ogółem niewiele pamiętał z okresu od porzucenia Rakel do dziś, ale pamiętał, że zostawił dziewczynę jesienią, a teraz było tak parno, powietrze pachniało ciepłem, panowało lato… Czyżby minęło aż pół roku? Nie potrafił zebrać myśli.
        Rozejrzał się wokół. Tak, to musiało być tu. Delikatnie, niemal ostrożnie zapukał w drzwi. Dźwięk wydał się zbyt cichy. Uderzył w deski kolejny raz. Rozległo się ciche pacnięcie, zaraz potem demon nacisnął klamkę.
        Drzwi rozwarły się szeroko i już miał przestąpić próg, ale wstrzymało go zaklęcie. Zatrzymał się z bolesnym warknięciem i przestąpił kilka wściekłych kroków na progu, podczas gdy ogon przeciął powietrze z niezadowoleniem. Zabroniła mu wstępu. Jego Rakel zabroniła mu wejścia.
        W otwartych na oścież drzwiach stała atramentowo czarna bestia, nerwowo przestępując z łapy na łapę, gdy prosto pod nie potoczyło się upuszczone przez dziewczynę jabłko.
        Po lśniącej sierści nie było śladu. Niegdyś połyskliwe futro, było zmierzwione i pokryte kurzem. Gładką, aksamitną czerń sklejała niemal równie czarna, zakrzepła krew, która mniejszymi i większymi szramami oraz smugami pokrywała całe ciało zwierzęcia. Nawet ciężko było ustalić czy cała krew należała do bestii, a rany już się goiły lub poginęły pod strupami, czy posoka należała do kogo innego. Demon trzymał łeb nisko, łypiąc niemal spod rogów, marszcząc nos, odsłaniając sine dziąsła i białe, zakrzywione kły, a rozeźlone morskie oko spoglądało czujnie wokół. Jedno. Drugie podobnie jak większość ciała zwierzęcia, ginęło pod zastrupiałym zaciekiem przykrywającym niemal pół czoła i pyska.
        Dopiero gdy Rakel pojawiła się wyraźniej w zasięgu wzroku demona, ten uspokoił się nieco, przestając miotać się po ganku. To była jego Rakel. Zmieniła się, ale to była ona. Jak zawsze była piękna. Zapomniał się na moment i ponownie próbował przestąpić próg, ale zaraz cofnął łapę z warknięciem. Otrząsnął się jakby strzepywał z siebie nieistniejącą wodę i ponownie zerknął na dziewczynę. Warknął cicho, z wyrzutem, spoglądając w barwne oczy z żalem. Zaraz potem obrócił się przed drzwiami z chrobotem pazurów na bruku, żeby znów utkwić spojrzenie w wejściu, tym razem pytające. Chciał wejść. Chciał znowu poczuć dotyk drobnych palców. Chciał schować nos w kręconych włosach. Chciał słuchać spokojnego oddechu. Czemu go już nie chciała?
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Stała jak wryta, w ciemnym korytarzu, z szeroko otwartymi oczami i ustami, kompletnie ignorując upadający owoc. Bestia na progu była jak szarpnięcie starej rany, znajomy ból. Rakel miała taki natłok myśli, że mimo iż wpatrywała się zszokowana w bestię, prawie jej nie widziała, a mimo panującej wokół ciszy, nie usłyszała wołania brata. Otrząsnęła się dopiero za drugim okrzykiem, gdy gwizdanie w głowie ustało.
        - Co? – zawołała, odchrząkując, gdy załamał jej się głos. Oczy wbite miała wciąż w drobiącą na progu demoniczną postać. Przełknęła ślinę.
        - Kto przyszedł?!
        - Nikt. Misaki… przyniosła mi notatki – skłamała szybko. Chociaż miała wrażenie, że słychać fałsz i strach w jej głosie, mogłaby przysiąc, że nawet jeśli Randowi coś nie pasowało, to tylko wzruszył ramionami i wrócił do siebie. Przez dwa lata nie dała im najmniejszego powodu, by jej nie ufać.
        Drzwi na górze trzasnęły, a bestia znów warknęła, próbując przekroczyć chroniony zaklęciem próg. Rakel otrząsnęła się w końcu, podchodząc szybciej do wejścia i zwalniając, gdy tylko dosięgnął jej ciężki oddech zwierzęcia. Jedno oko patrzyło na nią bez zrozumienia, błyszcząc niewinnie morską tęczówką.
        - Cześć Lucien – powiedziała cicho dziewczyna, wyciągając rękę do wielkiego łba i przesuwając ostrożnie po skrzepłej krwi. Może zwlekała, ale próbowała się opanować, żeby móc opanować demona w jego mniej współpracującej postaci. Ech, tak czy siak musiała go ściągnąć z ulicy, bo dopiero będą pytania.
        Rozejrzała się skonsternowana, szukając przy sobie czegoś ostrego, ale nie miała nawet spinki we włosach. W końcu oprzytomniała i przyłożyła palec do znaku na drzwiach, rozgrzewając dłoń i przepalając jedno z ramion symbolu. Bestia runęła na nią w momencie.
        - Lucien, posłuchaj mnie. Musisz być cicho – powtarzała, wycofując się przed napierającym łbem. Drzwi zamknęły się za zwierzem przypadkiem, trzaśnięte mocniej biodrem i odbiwszy się od ściany, wróciły na swoje miejsce, aż zamek zaskoczył. To już coś.
        Serce waliło jej z nerwów, gdy próbowała rozeznać się w sytuacji, przyparta do ściany przez ogromne bydlę, które ledwo mogło się obrócić w korytarzu. Czułe dmuchnięcie nosem we włosy było zbyt nie na miejscu by wywołać jakikolwiek efekt. Rakel myślała tylko o tym, jak przemycić demona do łazienki. Bo to wątpliwości nie ulegało. Cokolwiek się nie wydarzyło, musiała go opatrzeć.
        - Proszę, skup się. Bądź bardzo cicho! – powtórzyła z naciskiem, łapiąc pysk w dłonie i wpatrując się usilnie w jedno oko, szukając tam zrozumienia. Inteligencja była, a instynkt, który pchał bestię krok w krok za Rakel też mógł się przydać.
        Dziewczyna ruszyła szybko po schodach, prowadząc za sobą demona. Zatrzymała się na progu, nasłuchując, ale droga była wolna, więc przeszła szybko korytarz, otwierając drzwi i gestem pokazując bestii by wlazła do pomieszczenia. Oczywiście zero współpracy.
        - No wchodź, proszę! – nalegała podniesionym szeptem, wciąż nie wierząc, że to się w ogóle dzieje. Ale w absurdalną sytuację wpadła jak w wygodne buty. – Do środka, chodź – mówiła, samej cofając się do łazienki i tylko w ten sposób nakłaniając bestię do wejścia za nią. Rakel sprawnie ominęła wielkie cielsko, które obróciło się zaraz za nią, rozbijając o sprzęty. Zamknęła drzwi w ostatniej chwili. Oparła się rękami o skrzydło, oddychając ciężko i nasłuchując kroków po drugiej stronie. Po chwili dobiegł ją stłumiony głos Aleca.
        - Rakel? Wszystko w porządku?
        - Tak! – odparła od razu, próbując uspokoić oddech.
        - Idziemy do Morgana – dodał mężczyzna, a twarz Rakel przyozdobił niedowierzający uśmiech. Zapomniała na śmierć, ale tak bardzo jej to teraz odpowiadało. Więcej szczęścia niż rozumu, jak to mówią.
        - Jasne, bawcie się dobrze – odpowiedziała, w miarę swobodnym tonem, ale chyba i tak nie do końca udało jej się zwieść szatyna.
        - Na pewno wszystko w porządku? Mogę zostać, jeśli chcesz… - dodał ciszej, mrucząc w drewno.
        - Nie. To znaczy… wszystko w porządku. Idź… idźcie, ja się położę wcześniej spać, jestem zmęczona – wyjaśniała szybko, niemal wstrzymując oddech, nim usłyszała w końcu zgodne westchnięcie i oddalające się kroki. Później jeszcze tylko stłumiony okrzyk pożegnalny Randa i trzasnęły drzwi wejściowe.
        Rakel z ulgą opadła czołem na drzwi. Czuła trącanie nosem, ale potrzebowała jeszcze kilku oddechów nim na nowo odwróciła się w stronę bestii. Oszołomienie odchodziło na coraz dalszy plan, gdy uwidaczniała się potrzeba działania. Dziewczyna jednym gestem zapaliła świece w pomieszczeniu i westchnęła cicho na widok stanu zwierzęcia.
        - Co ci się stało? – zapytała smutno, ostatni raz gładząc zdrową część pyska nim wzięła się do roboty.
        Balia nawet nie wchodziła w grę. Bestia zmieściłaby się tam dwiema przednimi albo dwiema tylnymi łapami, wylewając pewnie całą wodę. Na szczęście gdy się tu wprowadzali, Alec zarządził natrysk i razem z Randem przykryli część pomieszczenia płytkami, montując odpływ i armaturę. Zbiornik z wodą był wysoko, skryty za drewnianym przepierzeniem, napełniany samodzielnie ciepłą wodą albo po prostu podgrzewany przez Rakel. Dziewczynie całkiem się spodobał wynalazek, jak się już do niego przyzwyczaiła. Coś jak miły, ciepły deszcz.
        Trzeba tam tylko wepchnąć demoniczną bestię, która najwyraźniej nie lubi wody. Brunetka próbowała prośbą i groźbą doprowadzić zwierzę pod natrysk, ale za każdym razem gdy otwierała kran, rogacz wyskakiwał spowrotem na deski. Rakel stała obok ze stosem ręczników, zmęczona i powoli zirytowana.
        - Nigdzie nie pójdziesz, dopóki nie pozwolisz się opatrzeć! I umyć, na litość, wyglądasz jak trzydzieści dziewięć nieszczęść. Jak już tu przyszedłeś to chociaż mnie posłuchaj – warknęła w końcu, po raz kolejny próbując nakłonić zwierzę do wstąpienia pod lejącą się z góry ciepłą wodę.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Pojawiła się. Jak bardzo tęsknił za widokiem dziewczyny, dopiero uświadomił sobie, gdy sylwetka pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Ale Czarnulka nie wiedzieć czemu zamarła. Chyba się go nie bała? Głosu Randa nawet nie rejestrował. Liczyła się tylko Rakel, ale nawet nie wiedział czy dziewczyna cieszy się na jego widok. Chciał podejść, ale wejścia broniło mu głupie zaklęcie, o którego istnieniu oczywiście przypomniał sobie dopiero przy ponownej próbie przekroczenia progu. Warknął cicho, miotając się pomiędzy magicznym zakazem i emocjami, a Rakel wciąż nie podchodziła. Dopiero po chwili wyciągnęła do niego dłoń, ale nadal nie wyglądała jakby się cieszyła… Zmrużył nieco ślepie, odruchowo, gdy drugie powinno zareagować zamknięciem powieki, gdyby nie pokrywające je strupy. Zaraz potem zerknął na brunetkę wyczekująco.
        "Przynajmniej nie uciekła, czyli chyba nie bała się aż tak bardzo". Gdy więc tylko brunetka przepaliła znak i ustało irytujące wiążące zaklęcie, stwór sam zapragnął się przytulić. Łeb momentalnie znalazł się na ramieniu dziewczyny, opadając na nie ciężko. Łapą sięgnął do nóg dziewczyny chwytając ją pod kolanami, mocno przyciągając do siebie, mało co Rakel nie przewracając. Ale Czarnulka nie chciała się przytulać. Mruknął niezadowolony, gdy zbrojmistrzyni zaczęła wymykać się z jego zasięgu, i nieustępliwie podążył za nią pchając się przez drzwi. "Cicho..., przecież był cicho, to ona się umykała jakby działo się coś niepokojącego i tym robiła niepotrzebny szum".
        Wreszcie znowu dosięgnął pyskiem w kierunku szyi i włosów dziewczyny i odetchnął znajomym zapachem. To na pewno była ona, tylko zachowywała się trochę dziwnie. Dopiero gdy szczupłe dłonie zmusiły go do spojrzenia w barwne oczy, demon uspokoił się na chwilę i popatrzył na nią rozumniej i z większym spokojem.
        Przecież był cicho, ale sapnął spokojnie skoro Rakel potrzebowała potwierdzenia. Będzie układny i wciąż będzie cicho.
        I zamiast go choćby pogłaskać na oficjalne przywitanie, ruszyła po schodach. Skaranie z tą dziewczyną. Westchnął ciężko i podążył na górę, a każdy krok niecodziennego gościa witało delikatne skrzypienie. Rozmiar stopni ani ich szerokość również nie były przygotowane dla chodzących po domu demonów, więc Lucien jednym krokiem pokonywał po dwa trzy stopnie. Co jakiś czas musiał zwalniać za Rakel, a ogon bujał się za zwierzęciem, rozbijając się głuchymi pacnięciami o ścianę i poręcz, przez co spacer brzmiał jakby na piętro tarabanił się pijany Morgan.
        Ponownie westchnął już na piętrze, z podejrzliwością zerkając na ciasne, nieznane mu pomieszczenie. Nie podobało mu się ani trochę. Bestia cofnęła się niby tylko o krok, a i tak uderzyła zadem o ścianę naprzeciw łazienkowych drzwi. Tylko, że Rakel prosiła. Mruknął niezadowolony, ale postąpił za cofającą się czarodziejką. I zaraz oczywiście chciała mu uciec. Normalnie jak zabawa w kotka i myszkę. Zaniepokojony obrócił się w kanciapie. To uderzył o coś barkiem, to zawadził zadem o coś innego, ale to ogon poniósł największe spustoszenie, razem z obracającym się zwierzęciem, półkolem przeciągając po wyposażeniu. Zamknęła drzwi. Ale wciąż była w środku. Prawie odetchnął z ulgą.
Prawie. Na dźwięk obcych głosów mięśnie bestii spięły się w każdej chwili gotowe do skoku. Dopiero w uderzenie serca uświadomił sobie, że głos jednak znał. Poza tym, Rakel była tuż pod drzwiami. Odetchnął głębiej i obserwował wszystko pionową źrenicą. W pełni jednak uspokoił się dopiero słysząc jak mężczyzna odchodzi.
        Podszedł do Rakel i dotknął jej ramienia. Faktycznie wyglądała na zmęczoną, ale jednocześnie kłamstwo czuł na odległość. Niepokoił się. Przez cały ten czas odkąd się pojawił, chociaż wszystko się zgadzało, Rakel była jakaś nieswoja.
        Wreszcie jednak pozostawiła drzwi i spojrzała na niego. Nawet nie zwrócił uwagi na zapalające się świece. Za to płomienne odblaski połyskujące w oczach dziewczyny już jak najbardziej przykuły uwagę bestii, która zapatrzyła się cicho. Na chwilę przestał mrugać. Zamknął ślepie dopiero czując dotyk, równie niechętnie otwierając je jak zastanawiając się nad pytaniem i jego sensem. Co mu się stało? Ale co Rakel miała na myśli. Proces był... Wszystko szło dobrze… Przechylił głowę, próbując zebrać strzępki myśli, ale wtedy na łeb polała mu się woda i cofnął się gwałtownie z warknięciem. Po raz drugi nie zamierzał dać się tak podejść.
Prośba, żeby Lucien ponownie wszedł na kafelki, przypominała dialog ze ścianą. Demon ani po dobroci, ani złością nie chciał wejść pod natrysk. Nie lubił deszczu! Nawet nos marszczył odsłaniając kły, w cichym, pamiętał, że miał nie hałasować, ale dość wymownym proteście.
        Dopiero słowa brunetki zadziałały, tym razem jak przysłowiowy nie prawdziwy kubeł wody, do tego zimnej. Lucien przestał stroić miny, podniósł łeb i odwrócił się przez lewe ramię, żeby zdrowym okiem zerknąć na siebie o co dziewczynie chodziło.
        Po chwili wrócił wzrokiem do Rakel i już bez dalszych ekscesów wszedł pod deszczownicę. Pierwsze strugi wody nie tylko łaskotały, ale drażniły pokaleczoną skórę, więc jak na zwierze przystało, Lucien otrzepał się rozpryskując brudne krople wszędzie wokół. Płytki, meble, nawet sufit nie zostały oszczędzone przed rozbryzgiem, ale to biała bluzka dziewczyny, która stała najbliżej, ucierpiała najbardziej. Bestia mruknęła cicho, nie wiedzieć czy przepraszająco świadoma spustoszenia, czy z ulgą po uwolnieniu się od dyskomfortu i jakby Rakel była nie dość mokra, oparła się łbem o dziewczynę. W sumie taki deszcz mógł być nawet przyjemny.
        Wraz ze zmywanym brudem i krwią odsłaniały się kolejne fragmenty ciała demona, ale ten nie wyglądał wcale lepiej niż przybrudzony. Większość krwi musiała należeć właśnie do demonicznego zwierzęcia, gdy ciemną sierść przecinały najróżniejsze szramy, od zwykłych zadrapań, po większe szarpane rany. Jedne pokrywały ładne skrzepy, inne wyglądały na znacznie świeższe, gotowe zacząć krwawić przy każdym silniejszym ruchu. W podobnym kontraście stało lewe ucho demona, które było lekko rozerwane przeciwnie do prawej strony pyska, nawet po myciu prezentującego się niezbyt dobrze. Strupy ciągnęły się od nasady rogu, przez czoło, w poprzek oka, policzka, sięgając aż na szyję zwierzęcia, i mieszały się z jasnoróżową ziarniną, przez co ciężko było stwierdzić czy ranę zadano bronią, pazurami czy ogniem, a może wszystkim po trochu.
        Najdziwniej wyglądała jednak rana po ojcowej mizerykordii, która nie wygoiła się niemal wcale i wyglądała jakby miała nie więcej niż parę dni.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        To było ostatnie, czego Rakel spodziewała się dzisiejszego wieczoru, ale robiła co mogła, by poradzić sobie w tej sytuacji. Najważniejsze było, żeby nikt Luciena nie zobaczył. Nie myślała w tej chwili w ogóle o sobie. Co ona o tym sądzi. Jak czuje się z tym, że mężczyzna, któremu wyznała miłość, pojawia się na jej progu po dwóch latach nieobecności, w postaci demonicznej bestii, na dodatek tak ciężko rannej. Rozwiązywała jeden problem po drugim, odpychając od siebie stres związany z ponownym pojawieniem się Luciena w jej życiu.
        Najpierw uporała się ze znakiem na drzwiach, który bronił demonowi wstępu, a później próbowała doprowadzić go do łazienki na górze, zanim Rand lub Alec się zorientują, kogo goszczą. Łazienka na dole była za mała, więc musiała zaryzykować. Dlatego ignorowała napastliwe czułości bestii, chociaż rozumiała ich przekaz i to też jej ciążyło, bo uporczywie przypominało o tym, o czym nie miała teraz czasu myśleć.
        Dopiero gdy udało jej się namówić Luciena na wejście do łazienki, a później spławić Aleca, mogła skupić się na niespodziewanym gościu. Dopiero teraz miała chwilę, by otoczyć dłonią ranny pysk, głaszcząc delikatnie sierść. Jej pytaniu odpowiedziało tylko lekkie przechylenie łba i dziewczyna praktycznie od razu się poddała. Nie wiedziała, na ile zwierzę w ogóle ją rozumie. Wiedziała, że to Lucien i wiedziała, że jej nie zagraża, że nawet w tej postaci chce się przytulać, co w innych okolicznościach byłoby nawet zabawne. Teraz jednak przeszkadzało jej, że nie może dojść do porozumienia z demonem i zapytać, co mu się stało. Jak doszło do tego, że jest cały poraniony i taki brudny, jak gdyby był w tej postaci bardzo długi czas. I dlaczego przyszedł dopiero teraz… Bo w „powrót” to się niespecjalnie wpisywało. Ale mimo wszystko cieszyła się, że gdy był ranny to przyszedł do niej. Nie wiedziała, czy ma jeszcze kogoś innego, kto by się nim zajął.
        Osobną sprawą było to, że Lucien uparcie nie chciał pozwolić się sobą zająć. Gdy tylko otworzyła natrysk, po raz kolejny musiała skonfrontować się ze zwierzęciem, nie rozumnym demonem. I znów, gdyby nie okoliczności, obserwacja wielkiej bestii uciekającej w panice przed wodą, też mogłaby być zabawna. Ale Rakel martwił blask krwi na zakurzonej sierści, bo to oznaczało raczej świeże rany. Musiała jednak warknąć na demona, by ten w końcu łaskawie wszedł pod wodę. I oczywiście nie zdążył się nawet porządnie zmoczyć, gdy postanowił otrzepać się ze znienawidzonej cieczy. Dziewczyna rozpoznała ten ruch na moment wcześniej, ale nie miała szans zareagować. Błoto bryzgnęło po całej łazience i Rakel tylko zamknęła oczy, godząc się na przyjęcie lwiej części na siebie. Dopiero po chwili otworzyła oczy i nawet uśmiechnęła się minimalnie na jakby przepraszający pomruk zwierzęcia.
        - No już, wszystko będzie dobrze - powiedziała łagodnie, przyklękając na płytkach i powoli przecierając sierść ręcznikiem, pełniącym w tej chwili funkcję wielkiej gąbki.
        Sandały zdjęła jeden o drugi, by chociaż one ocalały, ale siebie nawet nie próbowała ratować. Gdy wielki łeb spoczął na jej ramieniu, zaczęła gładzić go uspokajająco jedną ręką, podczas gdy druga wciąż walczyła ze zmywaniem brudu z sierści. Była ostrożna, żeby nie zerwać strupów, ale krew i tak polała się razem z brudem po płytkach, sprawiając że brwi dziewczyny marszczyły się w zmartwieniu. Delikatnie przemywała zdrową skórę i ostrożnie oczyszczała zakrzepy, szukając wciąż otwartych ran, z których płynęła krew. W międzyczasie i na nią lała się woda, bezlitośnie mocząc włosy i ubranie. Rakel często mrugała, próbując strzepnąć wodę z rzęs, bo wycieranie oczu o ramię nie miało sensu. A w spływających po policzkach kroplach przynajmniej trudno było dopatrzeć się łez z bezgłośnego płaczu. Bo Lucien wyglądał okropnie. Jakby coś go zaatakowało, jakby brał udział w jakiejś walce pod tą postacią. Nawet po pojedynku z ojcem nie wyglądał tak źle…
        Rakel zamarła i pociągnęła nosem, spoglądając nagle na świeżą ranę w boku zwierzęcia. Pochyliła się, przyglądając uważnie i jakkolwiek dziwne by to nie było, była pewna, że to rana kłuta. I to dokładnie tam, gdzie ojciec dźgnął syna sztyletem. Ale to niemożliwe, żeby nie wygoiło się przez tyle czasu, a już na pewno nie, by wyglądało na tak świeżą ranę!
        Dziewczyna wyłączyła w końcu wodę i odgarnęła włosy z twarzy. Po koku nie było już śladu, więc zwinęła pukle w długi rulon i odrzuciła na plecy. Spódnicę wykręciła i związała na supeł na wysokości kolan. Później wytarła siebie i Luciena, przynajmniej na tyle, na ile mogła.
        - Poczekaj jeszcze chwilę - poprosiła i podeszła do szafki pod umywalką. Stamtąd wyciągnęła niewielką metalową skrzynkę, która pełniła u nich funkcję apteczki, po czym wyjęła wszystkie bandaże jakie mieli. I tak będzie za mało. Musiała jednak opatrzyć chociaż tę ranę kłutą w boku. Była zbyt blisko serca, martwiła się.
        Za opatrunek posłużył mały, czysty ręcznik do twarzy, zabezpieczony bandażem owiniętym wokół piersi bestii. Chciałaby móc przykryć jakoś też zadarcia na grzbiecie i pysku, ale nie miała już czym. Pogładziła znowu bestię po łbie i uśmiechnęła się smutno.
        - Chodź - rzuciła tylko i wyszła z łazienki, kierując się do siebie do pokoju. Wyjęła z szafy drugą, nieco gorszą pościel i rozłożyła ją na łóżku, jak kapę. - Wskakuj - powiedziała już niemal wesoło, klepiąc miejsce na łóżku. Dziewczyna natomiast wróciła do szafy, zabierając stamtąd czyste rzeczy. - Zaraz wrócę - powiedziała, gdy bestia się już ułożyła na łóżku, i poszła do łazienki.
        Spódnica i biała bluzka wylądowały w koszu na pranie, chociaż Rakel podejrzewała, że i tak nie spierze takiego brudu z białego materiału. Przebrała się w taką samą koszulkę, tylko czarną, i krótkie spodenki, widocznie ucięte samodzielnie z dłuższych spodni. Do pokoju wróciła rozczesując jeszcze grzebieniem włosy; nie chciała by Lucien za długo był sam. Na widok wielkiej rogatej bestii na swoim łóżku uśmiechnęła się niemrawo, ale widoczne zranienia zaraz przywróciły wyraz troski na jej twarz.
        - Gdybyś tylko mógł mi powiedzieć, co ci się przydarzyło - westchnęła. Przysiadła na łóżku, podciągając jedną nogę do siebie i pozwalając, by przygniótł ją wielki łeb. - Co się z tobą działo przez te dwa lata? - zapytała cicho, ewidentnie nie oczekując odpowiedzi. Po prostu oparła się o ścianę i gładziła ostrożnie zdrową skórę na łbie zwierzęcia.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Po krótkich pertraktacjach doszli do porozumienia i demon poddał się przymusowej kąpieli, która okazała się nawet nie aż tak straszna. Woda była ciepła i chociaż lała mu się na łeb, obok była Rakel.
        Oczywiście, że teraz będzie dobrze, przecież wrócił.
        Mruknął cicho, potwierdzająco, łasząc się lekko, gdy mycie demonowi zaczęło się kojarzyć bardziej z pieszczotą niż niezbędnym zabiegiem pielęgnacyjnym. I najpewniej byłby w znacznie bardziej zaczepnym nastroju, gdyby nie odczuwał cudzego nastroju jak przystało na zwierzę, tak samo jak ta odmienna postać wyostrzała inne zmysły.Rakel była spięta i nadal jakaś nieswoja, więc był tym czujniejszy. Zastrzygł uchem słysząc pociąganie nosem i spróbował zerknąć w twarz dziewczyny, ale bezskutecznie. Cały czas gdzieś mu się chowała. Miał wrażenie, że coś było nie tak, a on nie umiał jej pocieszyć. Westchnął i ostatecznie otarł się pyskiem o policzek i kark dziewczyny pomrukując cicho. W tym momencie Lucienowi spodobało się odwzajemnianie czułości, więc mruczał niemal jak wielki kot także przy wycieraniu, przytulając się i trącając Rakel nosem czyli namolnie przeszkadzając w jej czynnościach. Ogólnie jednak współpracował, więc poproszony, zaczekał grzecznie gdy Czarnulka szła po bandaże. Nie czuł się najlepiej, ale już całkiem zapomniał o ranach, nie liczyły się teraz zupełnie. Dopiero Rakel przypomniała mu o obrażeniach. Zbytek starań, zagoi się jak zawsze, ale widoki były interesujące, więc zamiast marudzić, poprowadził dziewczynę niepokojąco nie-zwierzęcym wzrokiem, kiedy brunetka szła po apteczkę w mokrych ubraniach aż za bardzo podkreślających sylwetkę.
        Westchnął poddając się i stojąc cierpliwie gdy dziewczyna oplatała najpoważniejszą z ran ręcznikiem i bandażami. Jeśli tylko przez to Czarnulka miała się lepiej poczuć... Nie chciał, żeby Rakel się smuciła, ale to właśnie przy nim wiecznie była smutna. Pogłaskany zamknął na chwilę oko i znów bez fochów poszedł za dziewczyną do pokoju. Wreszcie znajome miejsce.
        Całą drogę, tym wyjątkowym razem stanowczo zbyt krótką jeśli miał oceniać, wędrował z nosem przy talii Rakel co jakiś czas ocierając się o nią brodą, żeby przypadkiem nie szturchnąć delikatnej istoty rogami.
        Zgodnie podszedł do łóżka, chociaż wolałby jeszcze chwilę poprzytulać się do Czarnulki i sprawdził materac łapą. Obcy zapach pomieszany z wszechobecną wonią Rakel, drażnił nozdrza, ale nie potrafił go zidentyfikować. Odepchnął nieistotne bodźce. Oparł się na łóżku obiema łapami i dopiero opadł na pościel, tylne łapy zwieszając na brzegu. Nie lubił zwijać się w kłębek. I wtedy podstępnie oznajmiła, że wychodzi. Zdążył jedynie zaprotestować warknięciem. Zamknęła drzwi nim chociażby jedna łapa sięgnęła podłogi. Fuknął jeszcze z wyrzutem. Poszła. Sapnął i opadł łbem na pościele, pionową źrenicą wpatrując się w drzwi. Ta sama źrenica wprowadziła brunetkę do pokoju, nabierając czujności jak tylko pojawiła się w uchylanych drzwiach. Przez moment już miał nabrać otuchy, ale niepokój powrócił momentalnie. Czemu Rakel się tak martwiła? Znów to stwierdzenie - “Co mu się stało?”.
        Uniósł nieznacznie głowę, od razu opierając ją na nogach dziewczyny. Przecież najważniejsze, że wrócił, nic mu nie było, dojdzie do siebie. Westchnął czując dotyk na głowie i przymknął ślepie, zastanawiając się jak odpowiedzieć na pytanie. Może wtedy Czarnulka by się uspokoiła. Pamiętał, że lubiła wyjaśnienia. I wtedy padło najbardziej szokujące stwierdzenie tego wieczora.
        Powieka podniosła się gwałtownie ale sam Lucien ostrożnie wysunął łeb spod ręki dziewczyny i znikł w smudze atramentowego dymu, żeby w ten sam sposób pojawić się na podłodze już stojąc.
Zwierzę stało jak posąg, ale półotwarty pysk bestii wyrażał skrajny szok.
        - Dwa lata? - głos mężczyzny nakładał się na siebie z cichym warkotem.
        - Nie było mnie dwa lata? - odezwał się ponownie, ale większość emocji dało się wyczytać jedynie z oka zwierzęcia, a to było przerażone.
        Bestia szarpnęła się gwałtownie, robiąc po pokoju owalną woltę. Było zbyt ciasno, żeby swobodnie maszerować. Zatrzymał się w trakcie jednego z kroków, spojrzał na Rakel nieszczęśliwie, szarpnął łbem i wykonał pętlę w drugim kierunku, nieustannie powarkując pod nosem.
        Tak nie dało się myśleć. Opadł ciężko na ziemię i zawarczał raz jeszcze, sam do siebie, i w podłogę, chwilową powierniczkę żali. Dopiero w tym momencie zorientował się, że położył się niewłaściwym bokiem skierowanym w stronę łóżka, przez co zupełnie nie widział Rakel.
        Umysł bestii funkcjonował prościej niż zwykle u nemorianina, miał mniej wątpliwości, miał trochę mniej układowy charakter, i był znacznie bardziej skłonny do użycia zębów, ale wciąż odczuwał ludzkie emocje. Zranił Rakel po raz kolejny, tyle rozumiał, tego był pewien. Jęknął warkotliwie pocierając ociemniałą część pyska o pazurzastą łapę. Urwie komuś za to łeb. A przynajmniej chciałby. Tylko komu… Gdyby pamiętał co dokładnie się wydarzyło. Ale gdy tylko próbował się skupić, myśli i wspomnienia uciekały jak spłoszone wróble.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Pieścił się jak wielki domowy kocur, a nie jak bestia rodem z Otchłani. Mruczał, jak kot, tylko dziesięć razy głośniej i dla kogoś bardziej płochego mogłoby to przypominać powarkiwanie. Ale już uroczego pacania nosem i przeszkadzania we wszystkim co robiła, mimo że wcale nie przeszkadzał, nie można było nie skomentować uśmiechem.
        Jakby się stęsknił.
        Rakel znów poczuła ten ogromny ciężar w środku, jakby coś ją przygniatało do ziemi. Odwzajemniała pieszczoty, głaszcząc wielką bestię i tuląc do boku jej nos, gdy ten trącał jej talię, gdy prowadziła Luciena do pokoju. Ta jego postać, chociaż wciąż budząca respekt i przerażająca… no wciąż była słodka.
        Brunetka zasłoniła łóżko dodatkową pościelą, bo do sucha i tak nie wytarła ani siebie ani bestii, po czym nakłoniła wielkiego zwierza, by się położył i odpoczął. Ona w tym czasie wróciła na moment do łazienki, ogarnąć ten największy bałagan, wyrzucić mokre ubrania do prania i przebrać się w coś suchego. Oczywiście żegnały ją obrażone pomruki, ale nie przejmowała się tym w ogóle.
        Dopiero, gdy wróciła do pokoju i przysiadła na łóżku, dała nieme pozwolenie na władowanie jej się na kolana. Proces doprowadzania bestii do porządku został zakończony niemalże sukcesem, należało się zwierzakowi trochę drapania za uchem.
        Myślała, że mniej więcej na tym zakończy się ich dzień. Wciąż nie wiedziała, co sądzić, o nagłym pojawieniu się Luciena, po tak długim czasie, ale skoro już tutaj był, to przecież go nie wyrzuci. Zwłaszcza, gdy był w takim stanie i w tej postaci. Skoro do niej przyszedł, to znaczy, że nie miał gdzie indziej pójść. I to ją jednocześnie smuciło i cieszyło, ale wciąż blokowała te wszystkie emocje, wiedząc, że nie ma teraz siły, żeby sobie z nimi poradzić. Może rano będzie lepiej.
        Ale bestia wysunęła niespodziewanie łeb spod jej ręki i wyparowała w smugach ciemnego dymu. Rakel wystraszyła się tego nieco. Do teleportacji powoli przywykała, chociaż jej serce nadal pomijało wówczas jedno uderzenie, ale ten dym…
        Jej uwagę odwróciła bestia stojąca nieruchomo na środku pokoju z półotwartym pyskiem. Wyglądało to trochę niepokojąco i już chciała się odezwać, żeby chociaż przerwać dziwne milczenie, ale wtedy usłyszała głos demona. Jej ramiona opadły, a twarz złagodniała nagle, gdy ulga rozluźniła wszystkie napięte mięśnie i zmarszczone brwi. Jak dawno ona go nie słyszała.
        I przez to w pierwszym momencie nawet nie zrozumiała, co tak naprawdę oznacza pytanie bestii i tylko kiwnęła głową, odgarniając na bok schnące włosy. Dopiero powtórzone słowa i ich warkotliwy ton sprawiły, że czarodziejka znieruchomiała.
        - Tak – odparła powoli, biorąc głębszy wdech, gdy konsekwencje tego pytania zebrały się falą nad jej głową. – Dwa lata… pięć miesięcy i dziesięć dni – dodała już ciszej, prostując się na łóżku. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale brakło jej słów, gdy obserwowała błądzącą po pokoju wściekłą bestię i sama analizowała płynące z tego wnioski.
        - Lucien – zaczepiła go, gdy zwierz znów potrzepał łbem. – Ty… nie wiedziałeś? Nic nie pamiętasz? – zapytała i znów trochę oklapła.
        Nie rozumiała przyczyny, ale było jej smutno, że demon nie był świadom upływu czasu. Bo z jednej strony może to i dobrze. Może to oznaczało, że świadomie nigdy nie zostawiłby jej na tak długo. Wróciłby wcześniej. Ale… nie rozumiała co się wtedy działo i nie umiała znaleźć w sobie tego współczucia, gdy jedyne co teraz obijało jej się w głowie to to, że ona wypatrywała go niemal każdego dnia, a on nawet nie był świadom rozłąki. I to cholernie bolało. A na ból się przygotowywała i przyzwyczaiła się do niego, ale to było tak niespodziewane…
        - Hej, przestań.
        Rakel zsunęła się nagle z łóżka, gdy bestia zaczęła ocierać się ranną stroną pyska o podłogę. Demon ciągle był jakiś oszołomiony i nie zachowywał się w tej chwili zbyt przewidywalnie, ale nie chciała, żeby pozrywał sobie strupy. Jakoś odruchowo myślała o tej jego postaci, jako o zwierzęciu, którego instynkty zwykle przysłaniają inteligencję. I jeśli swędzi, to będzie się tą łapą drapał, aż mu krew nie pójdzie.
        Tym razem sama usiadła między wielkimi łapami i objęła ostrożnie potężny pysk, tak oplatając go ramionami, by nie nadziać się na żaden z rogów i nie zasłonić sobą nosa bestii.
        - Musisz uważać, masz świeże rany – szeptała cicho, głaszcząc ostrożnie ciemną sierść, trzymając się zdrowych partii ciała. Nie próbowała złapać kontaktu wzrokowego z demonem. Nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć. Tak się ucieszyła, gdy się odezwał. Myślała, że będą mogli teraz wszystko wyjaśnić, że przestanie na nią tylko patrzeć bez zrozumienia, gdy ona będzie pytała, co się stało. Ale teraz miała wrażenie, że jest gorzej niż było i nie miała pojęcia, co ma z tym zrobić.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Niemal nie było słów, które mogły do tego stopnia Luciena zszokować. Może był nieco skołowany. Może pewne kwestie czasoprzestrzenne i orientacja w nich nie należały chwilowo do jego najmocniejszych atutów, ale do czorta, kiedy niby miały minąć te prawie dwa i pół roku? Może gdyby wspomnienia nie zasnuwały się mgłą i nie mieszały ze sobą byłoby łatwiej, ale przecież wrócił od razu gdy tylko uwolniono go spod podejrzeń. Tyle pamiętał. Pozostawienia Rakel nikt nie byłby w stanie zatrzeć z jego myśli. Odchodził w pośpiechu, zostawiając brunetkę na progu, a i tak gdy wrócił do domu “eskorta” czekała w posiadłości. Dobrze, że zdążył zanim się zjawili. Dobrze, że Rakel wróciła do domu nie uwikłana w kolejną demoniczną przepychankę polityczną. I szło nawet dobrze. To też kojarzył. Książę był znudzony wysłuchując wyznania, nie wyglądało by chciał wszystko przedłużać, aż odezwał się Sheitan… Tu właśnie kończyła się klarowność.
        Teraz już rozumiał. Dlatego Rakel była dziwna. Dlatego niespecjalnie się cieszyła. Ponad dwa lata… Może nawet nie sądziła, że zamierza wrócić... Tak proste kwestie pojmował bez zbędnych rozważań filozoficznych, które bestii były obce. Na taki czas to mógł sobie zniknąć mąż idący na wojnę albo chociaż do więzienia, prosząc żeby żona wypatrywała jego powrotu, a nie niedoszły ukochany. Ba, ona nawet nie wiedziała czy był w więzieniu. On zresztą też nie, ale chyba wątpliwe - która kara wymierzona demonowi zamknęłaby się w dwóch latach?
        Pytanie brunetki potwierdziły tylko jego obawy. Przecież gdyby mógł… gdyby tylko wiedział. Nie zniknąłby przecież na tak długo bez choćby słowa. Warknął z niezadowoleniem. Pamiętał i nie pamiętał jednocześnie, ale jednego był pewien. Doskonale pamiętał jak zjawili się ponownie w posiadłości i jak przeniósł się bez zwłoki prosto do Valladonu, gdzie przywitała go letnia noc. Wiedział, że wspomnienia tam były, ale nie potrafił ich teraz poukładać, nawet gdy było to tak potrzebne.
        Opadł ciężko na podłogę, raz jeszcze próbując uporać się ze splątanymi lukami w umyśle. Potarł łeb o łapę, jakby to mogło pomóc, i nawet nie słyszał kiedy Rakel zeszła z łóżka i usiadła obok niego. Przytuliła go, ale w tym momencie nie potrafił cieszyć się jej bliskością. Jak zwykle przejmowała się bzdurami. Westchnął ciężko patrząc ponad dziewczyną. Rakel unikała kontaktu wzrokowego, ale i demon tym razem go nie szukał. Nie miał pojęcia jak miał patrzeć dziewczynie w oczy.
        - Jestem poza pałacem, zagoją się - mruknął markotnie nie zastanawiając się nad dokładnym sensem słów, jednocześnie próbując wyplątać się z dziewczęcych objęć.
        - Jak w ogóle możesz na mnie patrzeć? - warknął zabierając łeb dalej od rąk dziewczyny i oparł głowę w poprzek jednej z łap. Przymknął powiekę, ale nie zasypiał. Wpatrywał się w pokój nawet nie wiedząc na co spoglądał.
        Co teraz zrobić? Z radością oznajmić, że już nigdzie się nie rusza, czy odwrotnie. Wstać, podziękować i pożegnać się na zawsze. Przecież przez dwa i pół roku to Rakel na pewno na powrót ułożyła swoje życie. Prędzej lub później zapomniała, i zaczęła sobie radzić bez niego. Bo ile tak na dobrą sprawę się znali? Parę tygodni... A ile z tych dni spędzili w większej zażyłości… Tragiczna kpina losu. Czas ich znajomości był jak kropla deszczu, która wpadła do morza tych dwóch lat. Cud, że w ogóle go wpuściła. Zdecydowanie powinien odejść. Z trudem dźwignął się na łapy. Był słaby i obolały, ale jakoś dopiero teraz czuł jak bardzo. Zupełnie jakby ciało wykonało zadanie i uznało, że już może się poddać. Zerknął smutno na Rakel nie wiedząc co powinien powiedzieć. Co w ogóle mógł wyznać. Żadna prawda nie wydawała się pasować, a łgać nie potrafił.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel coraz bardziej przyzwyczajała się do towarzystwa bestii i sama próbowała nawiązać kontakt z Lucienem. Wiedziała, że jest z nią, odkąd stanął na progu mieszkania, ale gdy się odezwał, poczuła po prostu, że jest bliżej. Nie była gotowa na to spotkanie, a już na pewno nie w takim wydaniu. Nie umiała zajmować się zwierzętami, nie chciała traktować demona jak jedno z nich, ale i nie umiała porozumieć się z nim tak, jak gdyby nie był bestią. Dlatego jego słowa tak pomagały. Wciąż niewiele wyjaśniały. Właściwie wiedziała już coraz mniej, wciąż trawiąc ciężko fakt, że Lucien dopiero od niej dowiedział się, jak długo go nie było. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Chciałaby z nim porozmawiać normalnie, twarzą w twarz.
        To jednak zwierz miał z demonem wspólnego, że żadne z nich nie pozwalało zajmować się swoimi obrażeniami. Dziewczyna nie protestowała, gdy łeb wymknął się z jej objęć, chociaż zacisnęła usta, przypominając sobie na nowo upór Luciena. Nie rozumiała o co chodzi z Pałacem, ale nie zadawała więcej pytań. Jej przeszło tylko przez myśl, że miejsce w którym był demon jakoś przeszkadzało w gojeniu się ran, ale to były tylko strzępy domysłów.
        Słysząc donośniejsze warknięcie zabrała ręce i spojrzała zaskoczona na cofającą się bestię. Zwierzak odwrócił łeb i ułożył go na łapach z dala od niej. I prawie wybuchła oburzeniem. Że on ma się przestać ciągle obrażać, bo oboje są na to za starzy. Że znowu stroi fochy, podczas gdy ona tylko się martwi. Że właściwie o co dokładnie się tak znowu dąsa? Ale nie uniosła się. Nawet nie czuła tego oburzenia, raczej znużenie, smutek i bezradność. Wycofała się ostrożnie po podłodze, siadając kawałek dalej i obejmując ramionami nogi, złożyła głowę na kolanach. Bokiem. Też nie pilnowała Luciena wzrokiem tylko śledziła spojrzeniem słoje w deskach podłogi. Dopiero pytanie sprawiło, że się poruszyła. Minimalnie, by na niego spojrzeć. Jak mogła w ogóle na niego patrzeć?
        - Przecież wiesz – odparła cicho, po krótkiej chwili, jakby czekając aż zwierz się uspokoi, ale wciąż odpowiadając łagodnym tonem.
        Trudno byłoby uznać po jej głosie, że jest urażona. Nie była. Było jej trochę przykro, że Lucien się odsuwa, gdy właśnie na nowo wpakował się do jej życia, ale chyba rozumiała. Czuła teraz wiele, a mogła czuć jeszcze więcej, bo to wszystko kłębiło się nad nią, odkąd zobaczyła go w drzwiach. Ale nieustannie spychała emocje gdzieś w tył, byle gdzie, byle nie wypłynęły teraz, bo teraz by sobie z nimi nie poradziła. I to ją trochę otumaniało i wywoływało ból głowy, ale na chwilę obecną nie miała lepszego pomysłu.
        Westchnęła ciężko i przekręciła głowę, kryjąc ją w splecionych ramionach, po czym zaraz podniosła ją, gdy usłyszała jak bestia się podnosi. Sama wstała powoli i przysiadła na łóżku, obserwując kolejne kroki demona. Ten jednak chyba zdał sobie sprawę ze swojego stanu i teraz tylko spoglądał na nią smutno. Dosłownie jeden zero dla opiekunki.
        - Uparciuch – powiedziała cicho, uśmiechając się nieznacznie kątem ust. – Gdzie się wybierasz niby? – dodała jeszcze żartobliwie, ale widziała, że demon jest zdecydowanie nie w nastroju do żartów więc uśmiech szybko spłynął jej z twarzy.
        - Zostań – powiedziała w końcu, spoglądając w morskie oko. Miała nie lada problem, by właściwie sformułować prośbę, więc nawet nie próbowała. Do jutra? Aż się nie wygoisz? Zostań, po prostu?
        - Jest późno, chodźmy spać – westchnęła w końcu i dosłownie opadła na bok, idealnie trafiając głową w poduszkę. Nawet nie chciało jej się przebierać. Wciągnęła nogi na materac i przekręciła się jeszcze bardziej na bok, trzymając krawędzi łóżka.
        - Możesz spać na łóżku, zmieścimy się. Sam je tu wtargałeś, pamiętasz? – dodała niespodziewanie, uśmiechając się lekko. Mrugała coraz rzadziej, coraz dłużej mając zamknięte oczy. Widać, że morzył ją sen.
        - Rano porozmawiamy, dobrze? – zapytała i wyciągnęła lekko rękę, jakby chciała bestię pogłaskać, ale ta była za daleko. Rakel westchnęła, ale nie zabierała dłoni. – Nie znikaj znów – powiedziała jeszcze, przytulając policzek bardziej do poduszki i usypiając niedługo później.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        To nie był przyjemny sposób na powrót. Zdecydowanie inaczej wyobrażałby sobie całą sytuację. Może jako bestia nie wizualizował sobie spotkania, jako mężczyzna co prawda też nie miał kiedy rozważać możliwych scenariuszy, ale z pewnością widziałby to inaczej. Radośniej. Powinna mu towarzyszyć ulga nie wyrzuty sumienia.
        Zwierzę westchnęło ciężko w deski podłogi. Do kolejnych niewiadomych doszła jeszcze decyzja co powinien począć. Może równowaga w przyrodzie miała być, bo dla odmiany wyjaśniła się przyczyna dziwnego nastroju Rakel.
        Słysząc odzywającą się po przerwie Czarnulkę, zerknął na nią ostrożnie, kątem oka, nie ruszając się nawet o dłoń. Co niby wiedział? Mogłaby się wysławiać trochę jaśniej. Brzmiała ciepło, troskliwie, dobrze. Może jak zawsze się troszczyła i było jej go żal. Pewnie to miała na myśli. Nie chciał być ciężarem. Poza tym nie potrafił tak sobie spokojnie leżeć przy tych wszystkich rewelacjach. Dziwnie było zalegać w tej niezręczności, Rakel siedząc na podłodze, on leżąc obok.
        Podniósł się z dużo większym trudem niż mógł przypuszczać. Pewnie jak z wędrówką, póki szedłeś, to jakoś stawiałeś kolejny krok, ale najgorzej było na chwilę się zatrzymać. A może idąc do niej nie zwracał uwagi na nic, nic nie miało znaczenia, ale gdy miał odejść...
        Uparty? On? Zawsze tak mówiła. Nie był uparty, demony się goiły tak czy inaczej, a jeśli się nie goiły było źle i bandaż nie mógł pomóc. To nie był upór a pragmatyzm.
        Spoglądał dalej na Rakel, wciąż ze smutkiem, ale nieco uważniej, bardziej skupionym wzrokiem. Dokąd się wybierał? Tego jeszcze nie wiedział. Raczej przed siebie, bo gdzie mógłby pójść. I nawet krótki uśmiech Czarnulki nie poprawił nastroju bestii. Dziewczyna chyba wyczuła grobową atmosferę i sama również zmarkotniała, ale powiedziała najcięższe i najsłodsze słowa jakie mógł usłyszeć. "Zostań" - zwierzę mruknęło jękliwie, co chyba najlepiej oddawało jego bezradność, zupełnie jakby tych słów oczekiwał i jednocześnie się ich obawiał. Na następne słowa westchnął przytakująco, a potwierdzenie wymruczane przez bestię nałożyło się z męskim głosem. Może to był dobry pomysł. Wypocząć, a może rano wszystko stanie się bardziej klarowne bo w to, że nagle stanie się prostsze, nie wierzył.
        Chwilę jeszcze stał w miejscu, odciążając bolącą kończynę i obserwował jak Rakel mościła się w łóżku. Dosłownie padła na poduszki a potem sennie ułożyła się wygodniej. Ten widok sprawiał, że mimo ciężaru zalegającego w sercu, poczuł się... Chyba poczuł się jak w domu. Chyba tak by się czuł wracając do najbliższych.
        Przymknął powiekę, ponownie przytakując pomrukiem. Oczywiście, że pamiętał… Jak mógłby zapomnieć. Pamiętał wszystko związane z Rakel... A dziewczyna zasypiała na jego oczach tym silniej budząc wspomnienia.
        - Dobrze - odpowiedział cicho, łagodnie, żeby Rakel nie rozbudzać, a mruczenie bestii zmieszało się z szeptem, gdy demon dodał jeszcze - Nie zniknę.
        Oddech brunetki momentalnie się pogłębił i uspokoił, zasnęła. Dopiero wtedy Lucien się poruszył. Podszedł cicho jak cień. Demon w ciele drapieżnego zwierzęcia. Jak chciał, potrafił się skradać, chociaż po wędrówce do łazienki można było przypuszczać coś zupełnie innego. Stanął ostrożnie nad Rakel przyglądając się jej przez moment jednym okiem lśniącym w ciemności. Nie drgnęła, zasnęła jak głaz, jak to już widywał. Usiadł cicho przy łóżku i równie czujnie, żeby Rakel nie obudzić, oparł głowę na materacu. Odetchnął bliskim zapachem i powolutku wsunął pysk pod rękę śpiącej brunetki. Potem sam zamknął oko wsłuchując się w równy oddech.
        Ta postać miała wiele niedogodności. Jedną z nich były zwyczajne ułomności, jak potrzeba snu. Normalnie obserwowałby Rakel przez całą noc, samemu odpoczywając, ale nie śpiąc. Teraz jednak zapadł w sen niedługo po dziewczynie.
        Ranek powitał demona wciąż przysypiającego, ale w dwunożnej postaci. Lucien siedział na podłodze, oparty bokiem o łóżko, z głową i ramieniem ułożonym na materacu. Prowizoryczny opatrunek z bandaża i ręcznika, opadły w nieładzie na podłogę i nogi demona. Włosy zasłaniały prawą połowę twarzy nemorianina. Lewe ucho było rozerwane i pozbawione kolczyka, a koszula prezentowała wcale nie lepszy stan niż futro bestii, poszarpana i pokaleczona, nie miała śladu jedynie po ranie zadanej przez ojca, sprzed zmiany odzienia przed rozstaniem.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Dopiero, gdy usłyszała mrukliwe potaknięcie, mogła się rozluźnić. Może i pojawienie się Luciena zburzyło cały jej porządek w życiu, ale gdyby teraz znowu zniknął, chyba by się złamała. Przyglądała się jeszcze wielkiej bestii, siedzącej na deskach podłogi. Poranione cielsko, prowizorycznie owinięte bandażem. Jedno morskie oko, wpatrujące się w nią intensywnie, tak jak wiele razy po ciemku w jej pokoju. Wielkie poroże na tle pergaminów na biurku, przypominających o wczorajszej pracy, która w tym momencie zdawała się być lata temu.
        Rakel zasnęła z ulgą. Jej mózg po prostu się wyłączył; przegrzany, przesilony. Odpuścił nawet dziewczynie koszmary, zsyłając tylko absolutną pustkę i odcinając od wszelkich bodźców zewnętrznych. Dziewczyna więc nawet nie mrugnęła, gdy łeb bestii wsuwał się pod jej rękę, kompletnie bezwładną. Nie obudziła się też, gdy ta sama ręka zsunęła się lekko po ramieniu ciemnowłosego mężczyzny, który zajął przy jej łóżku miejsce bestii.

        Obudziła się, jakby wstawała z martwych. Zdrętwiała, nie mając pojęcia, jak się nazywa, przebudzona przebijającym się przez szparę w zasłonach słońcem, idealnie rażącym przymknięte powieki. Już było tak gorąco!
        Mruknęła, poruszając się lekko i nagle zamarła, czując pod palcami dłoni materiał. Jeszcze zanim udało jej się porządnie ocknąć, dłoń przejechała czujnie po ramieniu Luciena, jakby upewniając się, że to on. Dopiero chwilę później Rakel udało się otworzyć oczy, ale wtedy była jak wybudzona kubłem zimnej wody. Przez moment. Przez jedno uderzenie serca była kompletnie nieprzytomna, spoglądając zaskoczona na śpiącego demona. Mało nie zawołała go po imieniu, nie obudziła, rzucając się na szyję i ubolewając nad ranami. Przypomniała sobie, że to wciąż te same, które miał jako bestia, po prostu na człowieku, powiedzmy, wyglądają o wiele gorzej.
        Oprzytomniała więc po chwili, na nowo się rozluźniając i zapadając w poduszce, pogładziła dłonią ciemne włosy, zasłaniające pół twarzy. Widziała przez pasma, że skóra pod spodem jest ciemna i, mając wspomnienie pyska bestii, nie miała odwagi odgarnąć pasm zupełnie na bok. Poza tym właśnie przyłapało ją oko o wąskiej źrenicy, obserwując ją w milczeniu.
        Nagle było jak kiedyś. Tylko gorzej.
        - Cześć - powiedziała cicho, zabierając rękę i dając demonowi chwilę na rozeznanie się w otoczeniu.
        Usiadła powoli, z zaspanym wciąż pomrukiem przecierając oczy i odgarniając włosy z twarzy. Przyglądała mu się przez chwilę, myśląc co powiedzieć, ale w końcu, gdy otworzyła usta, by o coś zapytać, wycofała się z tego nagle. Zsunęła się z łóżka i przysiadła na podłodze przy Lucienie, obejmując go ostrożnie za szyję i przytulając. Powstrzymywała się, żeby nie zacisnąć ramion najmocniej jak potrafi i po chwili odsunęła się, spoglądając na demona.
        - Jak się czujesz? - zapytała. Może to było trochę głupie pytanie, mając przed oczami fatalny stan nemorianina, ale wiedziała już, że jest on wytrzymalszy niż może się wydawać. - Połóż się na łóżku, dobrze?
        - Zrobię ci kawę i przyniosę coś na przebranie - powiedziała po chwili i podniosła się na nogi, kierując do wyjścia z pokoju. Zatrzymała się przy drzwiach, uchylając je i nasłuchując, ale dom wciąż spał. - Zaraz wracam - rzuciła jeszcze i wyszła.
        Zeszła po cichu na boso na dół i poszła do kuchni. Na stole leżała wciąż jej torba z zajęć z nierozpakowanymi księgami i pergaminami. Rakel nieco mechanicznie wyjęła dwa kubki, do swojego wstawiając koszyczek z ziołami, ale zawahała się, łapiąc za puszkę z kawą. Rozejrzała się wciąż trochę zaspana i przysunęła sobie taboret, wchodząc na niego i szukając kawiarki w szafce u góry. Dawno z niej nie korzystała, chłopacy po prostu zalewali sobie mielone ziarna, bo nie chciało im się nigdy czekać, aż kawa się odpowiednio zaparzy.
        W końcu znalazła naczynie i zeszła na dół, przyrządzając Lucienowi kawę z cynamonem, gdy usłyszała kroki na schodach. Wychyliła się szybko z kuchni, spoglądając wielkimi oczami w stronę korytarza.
        - Hej - odezwał się Alec ochrypłym głosem, człapiąc wolno w jej stronę.
        - Hej - odpowiedziała odruchowo, ginąc w pędzie własnych myśli. Wróciła do kuchni i wyjęła jeszcze jeden kubek, gdy objęły ją męskie ręce, a rozczochrana głowa z pomrukiem wsparła się na jej ramieniu.
        - Robisz mi kawę?
        - Uhm. Rand jeszcze śpi? - zapytała i odpowiedział jej podobny pomruk. - Śmierdzisz wódką - fuknęła.
        - Wybacz. - Szatyn cofnął się i przeciągnął, ziewając szeroko.
        - O której wróciliście?
        - Nie wiem.
        - Dobrze się bawiliście?
        - Tak, było w porządku. Był jakiś nowy kumpel Morgana, też kowal, ale u niego na terminie.
        - Jak to, z dzieciakiem piliście? - zdziwiła się, ale znów odpowiedziało jej nieskładne mruknięcie.
        - Niee, normalny gość, tylko nagle zapragnął być kowalem - wyjaśnił Alec i znowu ziewnął. Rakel uniosła lekko brwi, zdziwiona, postanawiając niedługo zajrzeć do metalurga. Morgan był dobrym nauczycielem, ale ciekawiło ją jak mu się z kimś pracuje.
        - Kawa - powiedziała, stawiając kubek kawałek od spoczywającej na stole głowy szatyna. Odpowiedział jej pomruk, prawdopodobnie w podziękowaniu.
        - Później zrobię śniadanie - dodała głowa, mamrocząc w stół i brunetka uśmiechnęła się lekko.
        - Spokojnie, wyśpijcie się.
        Wyciągnęła koszyczek z ziółkami ze swojej herbaty i zalała kawę Luciena. Zarzuciła sobie jeszcze torbę na ramię i dopiero wtedy złapała dwa kubki.
        - Masz gościa? - zapytał nagle Alec, a Rakel zamarła w pół kroku.
        - Tak.
        - Kto?
        Za długo milczała i Alec podniósł głowę, spoglądając na nią zmrużonymi ze zmęczenia oczami.
        - Przyjaciel.
        - Facet? - ożywił się, a przynajmniej próbował, wciąż walcząc z własnym organizmem. Mimo okoliczności uśmiechnęła się lekko, widząc jak próbuje przybrać podejrzliwą minę, ale kompletnie mu w tej chwili nie wychodziło.
        - Tak. Później ci opowiem.
        - Mmm, grzecznie tam - mruknął, wracając czołem do stołu, a czarodziejka prychnęła pod nosem.
        - Idź się wykąp.
        - Chodź ze mną - odpyskował w blat Alec. Budził się. Rakel ulotniła się z kuchni.

        Wróciła do pokoju, ostrożnie otwierając drzwi łokciem. Odstawiła swoją herbatę na drewnianą podkładkę na biurku i podeszła do Luciena, podając mu kawę.
        - Proszę - powiedziała cicho i odeszła, by odłożyć koło krzesła torbę z książkami. - Zaraz wracam - dodała jeszcze i znowu wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Wróciła po krótkiej chwili z czymś ciemnym w dłoni. Zawahała się, ale w końcu podeszła, przysiadając koło demona na łóżku.
        - Koszulka Randa. Będzie ci trochę szeroka, ale twoja koszula nie nadaje się już nawet na szmatę, wybacz - powiedziała, siląc się na żartobliwy ton i uśmiech, gdy spojrzeniem przemykała znowu po ranach pod poszarpaną tkaniną.
        Odwróciła wzrok, utkwiwszy go w kolanach, pozwalając się Lucienowi w spokoju przebrać. Kątem oka dostrzegła czarny kamień i zawahała się na moment, dotykając dekoltu, ale potem powoli odpięła łańcuszek. Ściągnęła z niego większą obrączkę i podała ją na otwartej dłoni Lucienowi. Bez słowa, bo nie wiedziała co powiedzieć. Swoją, wciąż na łańcuszku, zaciskała w drugiej ręce.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon zasnął równie szybko jak Rakel i spał tak samo mocno jak dziewczyna. Co prawda dźwięki tarabaniących się do domu mężczyzn rozbiły się gdzieś o krawędzie umysłu bestii, ale ta nie rozbudziła się, wręcz przeciwnie. Na moment letarg się spłycił a potem zwierzę znów zapadło w głęboki, prawdziwy sen.
        Nawet budzące się słońce zastało nemorianina śpiącego, chociaż już w jego naturalnej postaci. Dopiero dotyk powoli zaczął przywoływać bruneta do rzeczywistości. Początkowo myślał, że umysł płata mu figle. Lecz gdy dotyk przeszedł ze sprawdzania prawdziwości wrażeń (wyraźnie nie tylko on miał problem odróżnić jawę od snu), a przeniósł się na włosy stając się pełnoprawnym głaskaniem, demon powoli uchylił powiekę.
        - Dzień dobry - odpowiedział ostrożnie, podnosząc się na łokciu do bardziej wyprostowanego siadu. Nie zdawało mu się. Przyszedł wczoraj do Rakel, czyli chyba i te dwa lata, pięć miesięcy i dziesięć dni były prawdziwe… Liczyła?
        Przyglądał się Czarnulce jak przeciera oczy i odgarnia włosy, napawając wzrok znajomym i miłym widokiem póki mógł. Jednocześnie nie potrafił wymyślić żadnego sensownego postępowania.
        Przez chwilę milczeli oboje i wtedy Rakel zrobiła coś czego nie oczekiwał. Zeszła z łóżka znajdując się zaraz obok i zwyczajnie go przytuliła. Zresztą, zawsze zaskakiwała go takimi gestami. Może wydawały się błahe, ale były szczere i dla demona znaczyły więcej niż tysiąc słów. Nawet jeżeli do końca nie wiedział jak je interpretować.
        Otoczył brunetkę ramieniem i przyciągnął do siebie mocniej niż ona się odważyła, na moment opierając bok twarzy o włosy dziewczyny. Mógłby tak zostać przez wieczność, ale pozwolił Czarnulce cofnąć się z objęć i uśmiechnął się lekko przepraszająco. Jak się czuł? Teraz już czułby się świetnie, gdyby nie jedna nowina, która nieustannie dręczyła świadomość niczym kolczasty drut owinięty wokół kostek. Ból oczywiście czuł jak każdy. Zwykle trwał on krócej, a teraz gdy nie zregenerował się od razu, cierpiał jak każda żywa istota, ale wrócił i nic innego by się nie liczyło.
        - W porządku - odpowiedział ogólnikami. Deklaracje, że przy niej zawsze czuł się świetnie, nie pasowały do okoliczności. A kłamstwa, że dobrze, również wolał uniknąć. Tak po prawdzie, pewnie wstrzymałby się dobę lub dwie zanim zjawiłby się u Rakel na progu, a na pewno doprowadziłby się do porządku, żeby nie przysparzać dziewczynie dodatkowych zmartwień, ale rogata głowa funkcjonowała trochę inaczej. Chciał zobaczyć Rakel i tylko to się dla niego liczyło, nic więcej.
        Westchnął cicho, słysząc odzywającą się “niańkę” i uśmiechnął się pobłażliwie, chociaż słabo, wciąż zachowywał dystans, nie wiedząc jak powinien się zachować.
        - Zlituj się - mruknął w odpowiedzi na objawy troski. - Domyślam się, że wyglądam… - Aż chciało się dodać “jak się czuję”, ale po krótkim namyśle dokończył. - Nie najlepiej, ale nic mi nie będzie. - W końcu już nie krwawił. Nie doświadczał również innych niepokojących objawów. Zwyczajnie potrzebował czasu, żeby ciało się zregenerowało.
        Nie podążył za Rakel do kuchni, raczej go tam nie chciała, jedynie przytaknął cicho, obserwując zamykające się drzwi. Ale z podłogi wypadało wstać. Podniósł się z trudem. Demon aż sam się zdziwił jak złym pomysłem było zaśnięcie na deskach. Przeciągnął się powoli i ostrożnie, przy okazji prostując odrętwiałe po nocy kończyny i dopiero usiadł na łóżku.
Rakel wróciła niewiele później, z parującymi kubkami. Odebrał kawę od dziewczyny, nie mogąc powstrzymać natłoku wspomnień wdzierających się w myśli wraz ze znajomym aromatem. Ponownie przytaknął, gdy Rakel opuściła pokój po raz drugi. Zamknął oczy i zanurzył się w zapachu, zupełnie jakby nic się nie zmieniło. Życie raczej nie było tak proste. Dla niego nie wydarzyło się nic co mogłoby wpłynąć na relację z Rakel, ale w drugą stronę…
        Tym razem wróciła szybciej, z ciemnym zawiniątkiem w ręku, i usiadła obok na materacu. Lucien odebrał pożyczone ubranie odwzajemniając ostrożny uśmiech. Domyślał się, że koszula wyglądała marnie. Zresztą jej fragmenty widział…
        Odstawił kubek na ziemię i ściągnął koszulę przez głowę, nie zawracając sobie głowy guzikami. Tak było szybciej, zresztą prawa ręka miała ograniczone możliwości współpracy. Dłoń była sztywna i a jej zakres ruchów wydawał się znacznie ograniczony. Z podobnym, niewielkim trudem wciągnął na grzbiet koszulkę. Faktycznie była lekko za szeroka, luźno opadała na obojczykach, ale dzięki temu była wygodna, przynajmniej dla Luciena. To jednak co zaciekawiło demona to krótki rękaw. Spojrzał zainteresowany na odsłonięte przedramiona, przy okazji mogąc rzucić okiem na spory siniec obejmujący cały nadgarstek i sięgający niemal do łokcia - przyczyna nowo odkrytych ograniczeń. Ciekawe jak długo będzie się goił, i w takim razie ile czasu złamanie będzie potrzebowało na regenerację, skoro po wszystkich obrażeniach już nie powinno być śladu, a wciąż był jak przeżuty przez piekielnego psa. Wyjdzie w trakcie. Nie zamierzał się tym martwić.
        Spojrzał na powrót na Rakel - to jej czynności były ciekawsze. Widział jak sięga po obrączki i ostrożnie podaje mu jego pierścień. Że też wcześniej nie zauważył łańcuszka z artefaktami... Jednak wciąż jeszcze się budził i dochodził do pełnej świadomości. Sięgnął ostrożnie lewą ręką po obrączkę i zabrał ją, nie mogąc powstrzymać się od krótkiego muśnięcia opuszkami dłoni Rakel.
        - Możesz oddać też drugą obrączkę jeśli jest ci ciężarem - powiedział łagodnie, przełamując ciężkie, wiszące w powietrzu milczenie.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Bała się go mocniej przytulić, by nie zrobić mu krzywdy, ale też nie była aż tak pewna siebie, by rzucać się demonowi na szyję. Mimo wszystko. Czując ciaśniejszy uścisk opadła w nim z niejaką ulgą, starając się jednak nie narzucać. Było dziwnie, ale miło. Przez chwilę.
        Odruchowo rzuciła kilka słów troski, martwiąc się o Luciena. Jego rany wyglądały poważnie, a mężczyzna wciąż siedział na podłodze. Kpina. Ale gdy tylko zasugerowała, by demon odpoczął, usłyszała pobłażliwe mruknięcie. Spojrzała na mężczyznę z chłodnym rozczarowaniem.
        - Jasne – rzuciła, puszczając mimo uszu dalsze słowa demona. – Nie okazywać troski, zapomniałam – powiedziała sucho.
        „Zlituj się”? Poważnie? Tak mu źle? Aż nią wzdrygało. Kiedyś może by się z nim wdała w dyskusję, ale teraz nawet nie miała ochoty po raz kolejny tłumaczyć się z troski i przepraszać, że robi co może, by ulżyć komuś kto cierpi. Nie w porządku było sprawianie, że komuś było głupio, że jest zbyt współczujący, dopiero z czasem to do niej dotarło. Zacisnęła usta, przełykając gorzkie komentarze. „Wybacz, Lucien, że cię opatruję, obiecuję, że to ostatni raz. Po prostu krwi po tobie też nie mogę zmywać, więc ciężko znaleźć złoty środek, gdy pojawiasz się ranny na progu. I przepraszam, że chcę, żeby było ci wygodnie; głupia, zapomniałam, że jesteś niezniszczalny.
        Naprawdę nie chciała się kłócić, to za szybko przypomniałoby ich wcześniejsze relacje. Co też jest chore na swój sposób, ale mniejsza. Nie to nie.
        Wyszła.

        W międzyczasie trochę ochłonęła, na nowo się uspokajając i nabierając dystansu. Ciekawe, o ile łatwiej jej to przychodziło, gdy Luciena nie widziała. Zapach kawy z cynamonem dla niej też był jednak źródłem wspomnień i gdy wróciła do pokoju, znów była miła. Podała demonowi kubek i poszła po jedną z czystych koszulek Randa. Taktownie odwróciła wzrok, gdy mężczyzna się przebierał, ale później z zaciekawieniem zerknęła na niego w nowym stroju. Dobrze wyglądał. Gdyby nie te obrażenia. Siniec na jego przedramieniu był tak intensywny, że aż ona poczuła mrowienie w ręce. Wróciła spojrzeniem do obrączek. Ulżyło jej, gdy demon odebrał swoją własność. Mimo wszystko ciągle miała wrażenie, jakby coś dla niego przechowywała. Ale pytanie totalnie zbiło ją z tropu.
        Otworzyła dłoń, spoglądając na swoją obrączkę i zsunęła ją z łańcuszka, obróciła w palcach. Może było to nieco niewygodne, nosić w ten sposób biżuterię, ale nie chciała jej nosić na palcu, a uparty pierścień nie dał się zostawić w szufladzie, ciągle wracając na dłoń. Wylądował więc na łańcuszku i przez to obrączki nie były pamiątką, którą mogłaby schować i czasem tylko do niej wracać, ale codziennym przypomnieniem o Lucienie.
        Czy on nie mógł czasem powiedzieć czegoś wprost? Co to znaczy „jeśli jest dla niej ciężarem”? Nawet dzieci bywają dla matki ciężarem, ale nie oddaje ich przez to, tak?
        - Nie powinnam jej mieć – powiedziała w końcu, podając demonowi obrączkę. W głowie kołatały jej się setki potencjalnych zachowań, ale żadne nie było odpowiednie, nawet to. Było jednak najbliżej temu, jak powinno być, a to już coś.
        - Śniadanie! – krzyknął z dołu Alec i Rakel wyprostowała się nagle, gwałtownie wracając do codzienności. Zaraz było słychać kroki w korytarzu i spory huk, gdy Rand w głupim zwyczaju uderzył dwa razy otwartą dłonią w jej drzwi. Dziewczyna westchnęła i wstała, kierując się do wyjścia.
        - Rozgość się. Zjem i wrócę – powiedziała i wzięła z biurka swoją herbatę, po czym wyszła z pokoju.

        W domu pachniało jedzeniem, wciąż się do tego przyzwyczajała. Weszła do kuchni i zerknęła Alecowi w patelnię, podbierając jeden z bardziej przypalonych kawałków bekonu. Takie chrupiące!
        Zakrzątali się w trójkę po kuchni, gawędząc o niczym, po czym usiedli do stołu. Alec ostatni, nakładając wszystkim jajecznicę i stawiając na środku talerz ze stosem smażonego boczku. Rakel już sięgała po kolejny kawałek.
        - Hamuj się siostra, bo ci w tyłek pójdzie – rzucił złośliwie Rand, ale ona wzruszyła ramionami.
        - Nie zawadzi – mruknęła, ku rozbawieniu Evansa. – Jakie macie plany na dzisiaj?
        - Złapiemy oddech i jedziemy na robotę.
        - Gdzie?
        - Do Cartera – odparł Alec, podsuwając jej pokrojonego pomidora. – Stary chce burzyć szopę. Trochę to zajmie, ale ugadaliśmy się z nim, że co odzyskamy to nasze.
        - W porządku, tylko spisujcie mi wszystko, bo potem mi się inwentura nie zgadza – poinstruowała ich dziewczyna i chłopacy tylko pokiwali głowami, przyzwyczajeni do tego. – To cały dzień was nie będzie?
        - Raczej tak. Postaramy się wrócić do zmroku, ale zobaczymy jak pójdzie – odparł Rand z pełną buzią, a Rakel pokiwała w zamyśleniu głową. – A czemu pytasz?
        - Bez powodu.
        - Chłopaka ma w pokoju – stwierdził nagle Alec i Rakel łypnęła na niego groźnie. Szatyn wyszczerzył się zadowolony, umywając już ręce i dłubiąc w swojej jajecznicy. Już się nie musi wtrącać i być tym wścibskim, Rand się tym zajmie.
        - Co? Jakiego chłopaka? – posłusznie zainteresował się Evans. Rakel przymknęła oczy, nienaturalnie powoli przeżuwając pomidora. – Czemu tam siedzi, zamiast zjeść z nami? – dopytywał brat.
        Zazwyczaj, gdy ktoś znajomy przychodził się do niej uczyć, a zdarzało się to częściej, niż można by sądzić po unikającej do tej pory zbędnych kontaktów dziewczynie, Rakel siedziała z gościem w kuchni, gdzie było więcej miejsca, by rozłożyć się przy stole z księgami i pergaminami. Tylko gdy odwiedzała ją Misaki, dziewczyny spędzały większość czasu w pokoju czarodziejki, bo Rand nie dawał im się uczyć, kręcąc się wokół errevalianki pod każdym możliwym pretekstem. Nie by to jej przeszkadzało, ale większość czasu dziewczęta miały jednak spędzić na nauce.
        Dlatego fakt, że ktoś siedzi tak po prostu u Rakel w pokoju, był nietypowy. I gdyby któreś z domowników nieco częściej wspominało pewnego demona, może szybciej by skojarzyli ten fakt, chociażby porównawczo. Teraz jednak tylko niezdrowo się zainteresowali, więc czarodziejka dla świętego spokoju postanowiła zamknąć temat. I tak musiałaby im powiedzieć. Nawet gdyby ich cały dzień nie było, wątpliwe, by Lucien się w tym czasie ulotnił. A może nie? Może w ogóle już go nie ma?
        - Rakel!
        - Co? – ocknęła się.
        - Co to za gość?
        - Lucien – powiedziała wprost, wzdychając i dłubiąc w swojej jajecznicy. Wiedziała, że trochę zrzuciła bombę, ale i tak cisza, która zapadła, ją wystraszyła. Podniosła niepewnie wzrok. Alec i Rand wpatrywali się w nią, jakby czekając aż powtórzy, bo chyba oboje źle usłyszeli.
        - Co? – powiedział w końcu cicho Evans, podejrzanie spokojnie.
        - Przyszedł wczoraj wieczorem, był ranny, musiałam… Rand, gdzie idziesz?
        Rakel zawołała za bratem, który bez jednego słowa powoli wstał od stołu i wyszedł z kuchni. Spojrzała pytająco na Aleca, ale ten przyglądał jej się bez słowa. Dziewczynę olśniło, gdy usłyszała, jak jej brat wchodzi po schodach i wtedy zerwała się z miejsca, próbując go dogonić.
        - Rand, czekaj! – zawołała, przeskakując po dwa stopnie, ale Evans wchodził już do jej pokoju.
        Rozejrzał się krótko, odnajdując demona spojrzeniem i z marszu ruszył w jego stronę, nawet nie zwalniając. Złapał mężczyznę za koszulkę na piersi i podniósł lekko, wymierzając mu z góry tak silny cios pięścią, że aż go zniosło w dół. Zamachnął się jeszcze raz, ale na przedramieniu uwiesiła mu się Rakel.
        - Przestań! – Szarpnęła go w tył i weszła szybko między brata a demona. – Co ty wyprawiasz? - zapytała zszokowana. Dawno nie widziała Randa tak wściekłego.
        - Czy ty wiesz, co ty jej zrobiłeś? – warknął brunet, próbując wyminąć siostrę, która teraz z bezradności po prostu objęła go w pasie, wciskając głowę w pierś i licząc, że jest wystarczającą przeszkodą, by ograniczyć bratu ruchy.
        Cofnął się w końcu, a Rakel wyprostowała się wystraszona wybuchem. Evans krążył przed nią to w jedną to w drugą, sapiąc przez nos niczym wściekły byk i łypiąc nad jej ramieniem na Luciena. Jakby w ogóle dziewczyny nie widział. W końcu jednak i na nią padło złe spojrzenie.
        - Jak on tu wszedł?
        - Wpuściłam go – powiedziała wprost, a Rand skrzywił się i prychnął z niedowierzaniem.
        - Świetnie. Świetnie. Zajebiście!
        - Uspokój się już – rzuciła ostrzejszym tonem, ale odpowiedziało jej złe spojrzenie barwnych oczu. Brat zbliżył się do niej, zaciskając pięści i dosłownie gryząc się w język, ale w końcu spojrzał ponad ramieniem siostry, wyżywając się na kimś innym.
        - Wynoś się – rzucił do Luciena, siląc się na spokojny ton, ale znów zaczynając krążyć. – Natychmiast.
        - Nie - wtrąciła się Rakel, a jej brat zawróciła na pięcie, znów na nią ruszając. Uniosła głowę. - To jest też mój dom…
        - Powinnaś wiedzieć lepiej! – wrzasnął, aż drgnęła, ale nie cofnęła się.
        - Rand – odezwał się Alec, który do tej pory stał bez słowa w drzwiach. Zrobił krok do przodu i powoli, ale mocno, poklepał kumpla po barku, jakby klepał konia. Bo gdyby ktoś Evansowi położył w tym momencie rękę na ramieniu, ten pewnie by mu ją złamał. Teraz też otrząsnął się niezadowolony, spoglądając spode łba na Thorna.
        - Luzuj – mruknął znów szatyn spokojnym tonem, ważąc każde słowo. Jedno za dużo i mógł zaraz on zęby zbierać z podłogi.
        Rand spoglądał to na Luciena to na Rakel w złości, a dziewczyna dopiero miała okazję spojrzeć na demona. Powstrzymała się od pytania, czy nic mu nie jest i wróciła spojrzeniem do brata.
        - Jedźcie już - powiedziała znużona, a brunet prychnął kpiącym śmiechem.
        - Ty chyba na głowę upadłaś.
        - Rand, proszę – westchnęła i gestem wyprosiła brata z pokoju. Alec ostrożnie pociągnął go za ramię i cała trójka wyszła na korytarz. – Doceniam twoją troskę, naprawdę, ale robisz z igły widły. Jest ranny, miał kłopoty, chcę mu pomóc, to wszystko – wyjaśniała powoli, ale nie mogła go uspokoić. Brunet otrząsnął się parę razy, chodząc w jedną i drugą stronę po szerokim na dwa kroki korytarzu, po czym prychnął i zbiegł ze schodów.
        - Rand! – zawołała za nim, ale usłyszała tylko trzaśnięcie drzwiami.
        Rakel jęknęła, pochylając głowę i przecierając twarz. Musiała zaraz pogadać z Lucienem, niegrzecznie było, gdy tak rozmawiali o nim na korytarzu.
        Zorientowała się, że spodziewała się, że Alec ją przytuli dopiero, gdy tego nie zrobił. Spojrzała na niego niepewnie, ale szatyn opierał się o ścianę, obserwując ją w milczeniu. Sama podeszła, domagając się objęcia. Po przyjacielsku, ale tego potrzebowała. Bezgłośne cmoknięcie w czubek głowy było miłym dodatkiem.
        - Możesz zostać sama? – zapytał Thorn i Rakel kiwnęła twierdząco głową. – Na pewno?
        Kolejne skinięcie. Odruchowo skopiował gest i westchnął, spoglądając na schody, gdzie zniknął Evans.
        - Spróbuję… - zaczął, machnąwszy ręką w stronę pędzącego nie wiadomo gdzie, wściekłego kumpla, po czym potarł powiekę w znużeniu. – Ech, diabli go nadali. Spróbuję to ogarnąć. Pojedziemy na tę robotę, dobrze mu zrobi rozwałka.
        - Dzięki.
        - Nie ma sprawy. Potem pogadamy.
        Rakel wysiliła się na uśmiech i odprowadziła Aleca spojrzeniem. Dopiero gdy zamknęły się za nim drzwi wejściowe, wróciła do pokoju i podeszła niepewnie do Luciena. Przez moment spodziewała się, że go nie zastanie.
        - Przepraszam za to, naprawdę - powiedziała skruszona i zawstydzona. Pomijając fakt, że brat obił jej gościa, to jeszcze trochę za dużo powiedział.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        - Nie to miałem na myśli… - odezwał się cicho, ale słowa ani nie wydawały się ugłaskiwać dziewczyny, ani do niej w ogóle docierać. Wyszła rozeźlona. Zawsze ją irytował.
        Westchnął ciężko, siadając na łóżku. Nie był człowiekiem, nie wymagał lekarstw czy medyka, z wyjątkiem bardzo sporadycznych sytuacji, ale wtedy lepsza była wiedźma niż cyrulik… Goił się naturalnie, tak samo jak ciało regenerowało siły bez jedzenia czy snu. Czasami potrzebował tylko trochę więcej czasu. Czy nie mogła tego zaakceptować i zwyczajnie go przytulić jeszcze raz? A fakt, że nie nawykł do czyjejkolwiek troski był jedynie wierzchołkiem góry skrytej za mgłą. Jak miał wytłumaczyć, że nie chciał jej zmartwień... Że zamiast opatrunków wystarczyłby jeden uśmiech. Że żadna rana nie była straszna jeżeli była obok. Że nie przyszedł tu przyparty do muru szukać ratunku (prędzej pewnie dokonałby żywota gdzieś w ciszy, żeby nie musiała patrzeć na tak żałosny i nieestetyczny obrazek) tylko, że wrócił do niej (choć z nieprzewidzianym opóźnieniem). Że sprzątanie jego krwi mierziło go i wydawało się niewłaściwe, ponieważ czuł się jakby zbrukał Rakel popełnionym przez siebie zabójstwem. Nawet w myślach miał problem nazwać wszystkie kłębiące się emocje, jak więc miał je wyjaśnić dziewczynie nie sprawiając, że chciała wyjść z pokoju? Nie wiedział.
        Jeśli myślał, że do tej pory było ciężko, szybko przekonał się jak bardzo nie doszacował całości. Odebrał swoją obrączkę odzywając się ostrożnie, swoimi słowami wywołując krótką konsternację. Nie miał dość tupetu by zapytać Rakel wprost, zresztą nawet nie wiedziałby jakich słów powinien użyć. Zadał pytanie najostrożniej jak potrafił, jednocześnie licząc, że Czarnulka zaprzeczy. Tego co nastąpiło później oczywiście obawiał się najbardziej. Demon zawahał się krótko, po czym odebrał pierścionek nadstawiając otwartą dłoń.
        - Rozumiem - odezwał się łagodnie, ale ledwie zdążył dokończyć słowo przed głośnym zaproszeniem na śniadanie.
Jak miał się rozgościć, kiedy właśnie dowiedział się, że już nie było tu dla niego miejsca? Przez chwilę jeszcze patrzył na zamknięte drzwi, tak jak przyglądał się wychodzącej dziewczynie. Pewnie odszedłby teraz, w ciszy, ale obiecał, że nie zniknie. Zresztą może chociaż tym ostatnim razem należało się pożegnać.
        Kawa straciła swój urok. Odstawił kubek i znów przysiadł na łóżku czekając powrotu dziewczyny. Pewnie tak się czuła porzucana. Może wszystko co robił, robił w dobrej wierze, ale to był dość wymowny sposób na pokazanie mu jak bardzo bolało opuszczenie dla swoich codziennych spraw. Przymknął oczy. Pewnie dlatego wszyscy zawsze powtarzali, że wspólne życie dwóch tak skrajnie różnych istot nie ma przyszłości.
        Kroki wściekłego mężczyzny usłyszał jeszcze chwilę przed gwałtownym otwarciem drzwi, ale mimo wszystko nie drgnął, obojętnie czekając tego co miało nadejść. Nie bronił się, gdy młodszy mężczyzna złapał go za obszewki i uderzył z całej siły. Ugiął się pod ciosem z trudem łapiąc równowagę, ledwie chroniąc się przed powrotem na łóżko. Nawet się nie cofnął i nie zamierzając się bronić również przed drugim uderzeniem. Pewny lincz przerwała Rakel, rzucając się na rękę brata. Dopiero wtedy demon odsunął się o dwa kroki, ale wydawało się jakby wszystko toczyło się poza nim. Patrzył obojętnie w ziemię, jakby nie był świadom sprzeczki i oskarżenia. Jedynie usta nemorianina zacisnęły się lekko, niemal niewidocznie informując, że Lucien jednak wszystko słyszał. Co jej zrobił? Niestety wiedział doskonale. Zjawił się w sklepie i nie odszedł gdy powinien, taka była prawda. Jak mógł być tak naiwnym, żeby liczyć na życie inne niż przyrodzone demonowi. Nawet miał chęć oddać Randowi swój rapier już oparty klingą o serce. Wystarczyłoby pchnąć. Co miał do stracenia... Ale wokół wciąż się kotłowało, a Rand zwyczajnie kazał mu się wynosić. Lucien spiął się nieznacznie, chociaż wyglądał jak personifikacja rezygnacji. Odejdzie, chciał tylko powiedzieć żegnaj. Sprzeciw Rakel niezbyt dotarł do świadomości bruneta. Ten jedyne co wciąż pamiętał, to, że obiecał nie zniknąć, a przez zniknięcie rozumiał odejście bez pożegnania.
        Nie ruszył się z miejsca, dopóki kłótnia nie przeniosła się na korytarz znów zostawiając go samego za zamkniętymi drzwiami. Rozejrzał się po pokoju. Zerknął na kubek, na pergaminy i książki. Przynajmniej będzie miał ten obrazek we wspomnieniach, może za jakiś czas razem z weselszymi momentami...
        Jak irytujące było poleganie na jednym oku. Zamiast powolnego zerknięcia, znacznie mocniej i częściej musiał odwracać głowę. A mimo to nawet przez chwilę nie zastanowił się czy odzyska wzrok, wszystko zeszło na drugi plan, a teraz w zasadzie całkowicie straciło znaczenie.
        Rakel zastała Luciena stojącego tam, gdzie zostawił go jej brat, ale demon stracił początkowy dystans i niepewność. Już wiedział na czym stał. Pozostał tylko smutny spokój.
        - Nie przepraszaj, Rand się tylko o ciebie troszczy, tak jak brat powinien - odpowiedział łagodnie.
        Niektórzy wierzyli, że w innym życiu spotkają się w bardziej sprzyjających okolicznościach, to napawało ich nadzieją. Czym on miał się pocieszać? Coś jednak powinien wyjaśnić, skoro Rakel sama o wyjaśnienia nie zamierzała się upomnieć. Nim odejdzie, chciał chociaż tym razem nie znikać w półsłówkach i niedopowiedzeniach.
        - Odszedłem w pośpiechu, bez należytego pożegnania i przyzwoitych wyjaśnień. Wszystko ze strachu, żebyś znów nie została wciągnięta w zagrywki demonów. Chciałem, żebyś jak najszybciej wróciła bezpiecznie do domu, żebyś jak najszybciej była poza zasięgiem… - nie dokończył czyim.
        - Nie zastanawiałem się jak się czujesz, myślałem tylko o tym, żeby nie narazić cię na kolejne niebezpieczeństwo, a powinienem chociaż chwilę więcej poświęcić, żeby chociażby to właśnie powiedzieć... - Jakby to miało zmienić fakt, że zniknął na ponad dwa lata...?
        - I jak zawsze znów ty ucierpiałaś najbardziej - mówił cicho, ale ze spokojem osoby pogodzonej ze swoim losem. Wytłumaczy wszystko, tak jak zawsze powinien, pożegna się i odejdzie.
        - Nigdy cię nie porzuciłem, wróciłem gdy tylko Książę pozwolił nam opuścić pałac. Nie wiedziałem tylko, że minęło aż tyle czasu. - A gdyby wiedział, to co by zrobił…? W jakiś sposób byłby mądrzejszy? Tylko czy to było w tej chwili istotne? Chyba niespecjalnie.
        - Chwile z tobą były najpiękniejszymi w moim życiu, były warte każdej decyzji, ale powinienem był odejść gdy był czas, pozwolić ci żyć swoim życiem, zamiast kierować się zwykłym egoizmem.
        - Przepraszam, wybacz wszystkie przykrości, których przeze mnie doświadczyłaś - dokończył wreszcie spoglądając w oczy brunetki. Tak właśnie nastał moment, w którym powinien odejść.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Gdy wróciła do pokoju, najpierw odczuła ulgę, że demon nie zniknął, a później ciężar wyrzutów sumienia i niezręczności. Przeprosiła za zachowanie brata krótko, bo chociaż miałaby o wiele więcej do powiedzenia, zakładała, że Lucien nie pozwoliłby jej skończyć. To pewnie też podchodziło pod martwienie się. Nemorianin jednak wyglądał inaczej, pokorniej, i spojrzenie Rakel wyostrzyło się, gdy się odezwał. Zaraz jednak westchnęła.
        - Może się troszczyć, ale nie może rzucać się na ludzi – powiedziała kręcąc głową. – Zawsze był w gorącej wodzie kąpany, ale mogłam to przewidzieć, naprawdę przepraszam.
        Chciała powiedzieć więcej, ale tym razem przerwała nie dlatego, że bała się, że Lucien znów machnie ręką na jej troskę. Milczała, bo to on się odezwał, niespodziewanie i na temat, którego się w tej chwili zupełnie nie spodziewała. Umilkła zaskoczona, stojąc na środku pokoju i słuchając w niepokoju. Demon rzadko mówił z własnej woli, więc się nie wtrącała, tylko skinęła głową na znak, że rozumie. Przecież wiedziała, dlaczego ją zostawił, powiedział jej to, nawet jeśli oględnie. Tylko to, że rozumiała, nie znaczyło, że jej się to podobało i z niechęcią wracała do tego wspomnienia, które chociaż dawne, wciąż tkwiło zadbane w pamięci, pielęgnowane żalem.
        Ale doceniała to, co mówił Lucien. Nie wyglądała na zachwyconą, bo to bolało - rozdrapywanie starych ran - ale naprawdę doceniała wyjaśnienia. Problem polegał tylko na tym, że to naprawdę nie było w stylu Luciena i Rakel robiła się coraz bardziej niespokojna, nie wiedząc, do czego dąży demon. Dopiero, gdy stwierdził, że to ona jest najbardziej poszkodowana, dziewczyna wtrąciła się nagle, zanim zdążyła ugryźć się w język.
        - Ja ucierpiałam najbardziej? Widziałeś się w lustrze? – zapytała, ale bez kpiny w głosie. Jak zawsze tylko z troską.
        I sama nie wiedziała, czy powie coś jeszcze, czy da Lucienowi skończyć, gdy nagle zorientowała się, jaki charakter ma ta cała przemowa i mina jej zrzedła. Zmarszczyła lekko brwi i zacisnęła usta, słysząc kolejne słowa, które stawały się coraz bardziej bezpośrednie, coraz bardziej szczere, tylko upewniając ją w przekonaniu, że demon nie oczyszcza sumienia, a chyba się z nią żegna. I teraz nie tyle co nie chciała się wcinać, co nie była w stanie nic z siebie wydusić, gdy żal ścisnął jej gardło.
        - Przestań – powiedziała cicho, bojąc się, że zaraz się rozpłacze, a już dawno postanowiła przestać się ciągle rozklejać. Czuła się jednak na przegranej pozycji. - Przestań! – rzuciła podenerwowana, słysząc przeprosiny.
        Umilkła praktycznie zaraz po tym, jak uniosła nieco głos. W pokoju zapadła cisza, a Lucien wciąż miał tę minę, wciąż spoglądał na nią tak, że wiedziała, o co mu chodzi, mimo że wprost tego nie powiedział.
        Odwróciła się, biorąc głębszy oddech i odgarniając włosy. Orientując się, że to już któryś raz w krótkim czasie, zdjęła z nadgarstka rzemień i zgarnęła razem wszystkie loki, uplatając je w wyższy kok. Ręce jej się trzęsły. Odwróciła się z powrotem i poszła usiąść na łóżku, ale nie spoglądała na Luciena, tylko oparła łokcie na kolanach i ukryła twarz w dłoniach.
        - Teraz kierujesz się egoizmem, mówiąc mi rzeczy, które chciałam usłyszeć tak dawno temu. Bo chcesz być na czysto, gdy odejdziesz, tak? A ja mam zostać z rozgrzebanymi emocjami? – zapytała nieprzyjemnym tonem, prostując się i przecierając oczy. Znowu powiedziała za dużo.
        – Przepraszam – mruknęła zaraz później, łagodniej ale raczej niezbyt szczerze. Raczej z powinności i poczucia niesprawiedliwości wobec demona. Tylko co miała zrobić, gdy on sprawiał, że nagle cofała się w rozwoju o dwa lata?
        Rakel podciągnęła stopy na łóżko i przesunęła się pod ścianę, opierając o nią plecami i obejmując ramionami podkurczone kolana.
        - Nie wiedziałam, co się z tobą dzieje, martwiłam się – powiedziała powoli. – Później byłam prawie pewna, że coś jest nie tak. Że byś mnie nie zostawił – dodała ciszej. – Ale nie wiedziałam co robić. Nie wiedziałam nawet, jak mogłabym się do ciebie dostać, żeby sprawdzić, czy nic ci nie jest.
        Umilkła na chwilę, zamyślona i zapatrzona gdzieś przed siebie. To wszystko było takie skomplikowane, czemu? Czemu nie mogło być normalnie? Dlaczego ciągle mieli jakieś przeszkody na swojej drodze? Wtedy. Bo teraz…
        Milczała chwilę, gryząc się z własnymi myślami. Chciała mu tyle powiedzieć, o tyle zapytać, ale nie było prostego sposobu na przeprowadzenie tej rozmowy. Zbyt wiele się wydarzyło.
        - Spotykam się z Alec’iem – powiedziała nagle. – To nic poważnego… chyba. Nie wiem właściwie. Rand nie wie, to trochę skomplikowane – mruknęła jeszcze ciszej i wolniej, ale nie spoglądała na demona. Nikomu jeszcze o tym nie mówiła i zdała sobie sprawę, że sama nie wie, jak to nazwać.
        - Mówię ci to, bo chcę też powiedzieć, żebyś nie odchodził. A nie chcę… nieporozumień i nie chcę… – zamotała się, dopiero teraz pesząc nieco wyraźniej. Skoro on nie miał pojęcia, że minęły dwa lata, to… trochę głupio wyszło. Dopiero teraz zerknęła kątem oka na demona, ale i tak było widać cały wachlarz emocji w jej oczach. Jego widok sprawił, że na nowo zmieniła temat.
        - Dlaczego nie pozwalasz mi się o siebie zatroszczyć? Wiem, że się regenerujesz, ale na razie nie idzie ci najlepiej. Czy to tak źle, że chcę cię mieć na oku, czy nic ci nie jest? – zapytała wprost. – Zawsze tak wrogo reagujesz. A pomyślałam… że może… jeśli ci się polepszy… - urwała z westchnieniem, żałując, że w ogóle zaczęła temat. Zmieniła go na ważniejszy.
        - Powiesz mi, co się działo? – zapytała, spoglądając na niego. – Co to znaczy, że „Książę was wypuścił”? Wyjaśnij mi. Opowiedz mi wszystko. Minęło tyle czasu, ale przecież nadal jesteś dla mnie ważny, naprawdę muszę ci to mówić? – mruknęła zawstydzona. Miała też inne słowa na swoje uczucia, ale to zdecydowanie nie był na to odpowiedni czas.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon spoglądał na wracającą Rakel ze spokojem. Wiedział już co powinien uczynić i zwłoka ani przedłużanie nie ułatwiłoby zupełnie nic. Przymknął powiekę w wieloznacznym geście zarówno na zgodę, jak i odpowiedź na przeprosiny, nie chcąc znów podważać jej zdania. Zdecydowanie rzucanie się na wszystkich z pięściami nie było mądrym pomysłem. Jednocześnie brunet rozumiał motywacje Evansa i nie żywił urazy.
        Potem pozostało przejść do właściwej części rozmowy, a Rakel nawet współpracowała. Skinęła głową i słuchała dając mu przestrzeń. Przynajmniej początkowo. Kąt ust demona drgnął lekko w niepełnym uśmiechu, chociaż zupełnie nie było się z czego śmiać. Przypuszczał jak mógł wyglądać. Miał trochę lepszą świadomość i wyobraźnię oraz lepiej wiązał fakty i zdarzenia niż w zwierzęcej formie. Ale tak bezpośrednie wytknięcie jego stanu było rozbrajające i komiczne na swój sposób. Rany fizyczne miały jednak to do siebie, że się goiły lepiej niż te zadane duszy. Mimo wszystko moment nie nadawał się ani na filozoficzne rozważania, ani troska Rakel nie była zabawna.
        Podszedłby ją przytulić, powiedziałby, że naprawdę wszystko już jest dobrze, ale brunetka trzymała dystans, więc i on się pilnował. Poza tym chciał dokończyć co miał do powiedzenia zanim cały plan legnie w gruzach. Zbliżał się powoli do końca, ale w trakcie widział jak zmienia się mina Czarnulki. Pierwszy sprzeciw zignorował. Urwał dopiero gdy Rakel podniosła głos. Demon jednak powiedział większość z tego co chciał. Nie zdążył tylko zapowiedzieć swojego odejścia, ale chyba Rakel domyślała się co chciał jej przekazać. A może zdenerwował ją czym innym… Obserwował roztrzęsioną Czarnulkę. Czekał w ciszy, aż się pozbiera, i wszystkie jego słowa dotrą do jej racjonalnej części. Tak byłoby dla niej lepiej. Miał nadzieję, że Rakel to zrozumie. Dlatego starał się nie utrudniać. Dlatego po raz kolejny powstrzymał się od przytulenia czarodziejki - roztkliwianie się wszystko by utrudniło, chociaż bierne obserwowanie jak kryje twarz w dłoniach wcale nie było lekkie.
        Niewielkiego buntu się nawet spodziewał, chyba… ale takiej puenty już nie. Chciał właśnie wszystkie emocje domknąć, zakończyć ten rozdział, a Rakel oznajmiła, że zrobił coś zupełnie odmiennego. Czy faktycznie chciał się pożegnać z egoizmu?... Przeprosin nie potraktował zbyt poważnie. To pierwsze zdanie padło prosto z serca Rakel i to ono głębiej zapuściło korzenie. Na pewno łatwiej było pożegnać się niż patrzeć jak Rakel ułożyła sobie życie bez niego… I to nie tak, że chciał jej smutku, ale poczucie, że przyczyną szczęścia był ktoś inny… Ta świadomość bolała gorzej niż każda z ran. Chyba faktycznie był podłym egoistą… Zamilkł na moment patrząc jak dziewczyna oswaja się z informacjami i emocjami, ale zamiast akceptacji, to Rakel zaczęła mówić.
        - Wiem… - szepnął cicho.
        - To było okrutne, ale tylko w ten sposób byłaś bezpieczna. Każde powiązanie, każda możliwość kontaktu, działa w dwie strony. Dlatego zostawiłem nawet obrączkę - odpowiadał łagodnie, nie komentując pomysłu pojawienia się w Otchłani. Tylko brew demona zmarszczyła się w lekkiej naganie. Już raz zrobiła taki numer, co prawda z pomocą Gadriela, ale jednak. Tej dziewczyny nie tylko trzeba było pilnować przed niebezpieczeństwami, ale i przed nią samą. A jakby odważył się powiedzieć coś podobnego, znów by się nasłuchał jaka to jest odważna i samodzielna. Nie wątpił, właśnie przecież informacją między słowami dawała kolejne tego dowody, i właśnie dlatego trzeba ją było chronić, żeby nie trafiła na coś co mogło ją przerosnąć.
        Zakładał częściowo, że Rakel ma więcej do powiedzenia, więc czekał cierpliwie w milczeniu, lecz tego policzka się nie spodziewał, przynajmniej nie tak znienacka. Skinął krótko głową. Co innego mógł zrobić. Przypuszczał, że Rakel ma już swoje życie. Imię, jak się zastanowić, też nie było zaskoczeniem. Od początku nie lubił sposobu w jaki mężczyzna patrzył na Rakel, gdy więc dziewczyna była wolna i pewnie osamotniona, szatyn wykonał swój ruch…
        - Ciekawe czemu Rand nie wie. - Demon przywołał na twarz łagodny, chociaż nieco wymuszony uśmiech, lekko żartując z porywczego temperamentu młodszego brata. Poważne spotykanie, czy nie-poważne, to nie miało raczej większego znaczenia. Dopiero następne słowa miały cięższy, istotniejszy wydźwięk.On był egoistą? A właśnie usłyszał, że miał zostać patrzeć jak żyje z innym, jakby to miało być takie proste... Tę myśl zachował jednak dla siebie, a mina demona wciąż pozostała łagodna. Widział, że rozmowa nie była dla Rakel prosta i w końcu dziewczyna sama chyba zapętliła się we własnych myślach. Na tchnienie podłapał spojrzenie pełne emocji, żeby za moment zostać zarzuconym kolejny ciężkim tematem, wątpliwościami czy może pytaniem, a może wszystkim po części.
Jeśli mu się polepszy, to co? Czego byś chciała? Dokończ, Rakel. Spojrzenie nemorianina było pytające, ale Lucien i tym razem nie ujawniał dręczących go pytań, nie chcąc dziewczyny stawiać pod ścianą wymuszonych odpowiedzi.
        - Czy to źle…? Nie ma nic słodszego na tej Łusce, niż świadomość, że ktoś chce się o mnie zatroszczyć, ale jesteś taka niewinna, za każdym razem gdy brudzisz ręce we krwi mam wrażenie jakbym brukał cię swoimi czynami. Nie lubię tej myśli, tak jak nie lubię być przyczyną twojego smutku, a wtedy zawsze się smucisz - wytłumaczył spokojnie, powoli podchodząc do łóżka, przysiadając obok Rakel. Odwzajemnił spojrzenie, ale przez moment przebiło się w nim wahanie.
        - Cieszę się, że to powiedziałaś - odpowiedział ciepłym szeptem. Czy musiała, niezupełnie, nie zmuszałby dziewczyny do takich zapewnień. Czy by się domyślił...? Nie zaryzykowałby tak odważnego założenia. I jeśli ktoś spytałby Luciena o pobudki Rakel, raczej skłaniał się ku jakiemuś sentymentowi i litości…
        - Nie działo się nic szczególnego - demon zaczął spokojnie.
        - Ledwie cię zostawiłem i wróciłem do dworu, a na miejscu już czekała “eskorta”. Podejrzewam, że ktoś miał swój udział w aż tak rychłych poczynaniach Księcia. Od pojedynku minęło chyba niewiele ponad doba. Miłościwie panujący nie działa tak rączo, a i wieści potrzebują trochę więcej czasu. W każdym razie razem z resztą rodziny mieliśmy złożyć wyjaśnienia - tłumaczył spokojnym, ale poważnym tonem.
        - Waśnie ważniejszych rodów nigdy nie są pozostawiane bez kontroli, szczególnie im wyższe potencjalne ryzyko anarchii i chęci zburzenia panującego ładu. Podejrzewam, że ktoś życzliwy zapewnił Księcia o szykującym się puczu - demon opowiadał, na przemian spoglądając na Rakel i w przestrzeń, jakby przywoływał wspomnienia.
        - W każdym razie stawiliśmy się na wezwanie. Rozmowa przebiegała nawet dobrze. Gadriel o dziwo stanął po mojej stronie. Książę był znudzony nie interesującymi go błahostkami, zanosiło się na koniec, ale wtedy Sheitan musiał zacząć chlapać ozorem, potem Felicity dodała swoich parę słów, i Księciu zrodziło się parę dodatkowych pytań - powoli zbliżał się ku końcowi.
        - Ostatecznie i tak temat uznano za niewart książęcej uwagi, zagrożenie za nieistniejące, pozwolono nam wrócić do posiadłości, a ja zaraz zjawiłem się u ciebie na progu. Nie mam natomiast pojęcia dlaczego czas się aż tak zapętlił. Jedyne wyjaśnienie jakie potrafię znaleźć to magia, czar rzucony na pałac ciągle, lub chwilowo, jak w mitach o zaklętych kręgach, w które czasami wpadali wędrowcy. Dla mnie nie minęło więcej niż kilka - kilkanaście dni, ciężko mi stwierdzić dokładnie. - Lucien cały czas mówił wolno, spokojnie, jakby na bieżąco po raz pierwszy przywoływał wszystkie wspomnienia, w sprawnej dłoni obracając obrączki.
        - Już wszystko dobrze - odezwał się cieplej, ostrożnie przygarniając Rakel do swojego boku.
        - Będę obok tak jak będziesz tego potrzebowała, dobrze?... - szepnął, sięgając po dłoń brunetki żeby pocałować wierzch jej palców.
        - Też jesteś dla mnie ważna, i zawsze będziesz - dokończył szeptem. Co znaczyło, że jest ważny… nie do końca wiedział. Słowo miało tyle barw co oczy dziewczyny, celowo więc użył tego samego określenia, nawet jeżeli w ich pojęciach oznaczało zupełnie odmienne uczucia. Dla niego nic się nie zmieniło, dla Rakel minęło sporo czasu.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość