ValladonWola Matki

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Awatar użytkownika
Kerhje
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Zielarz , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kerhje »

        Rozbłysk magii rozszedł się po wszystkich pomieszczeniach. Przypominając ognisty wybuch rozjaśnił w jednej chwili wszystkie zakamarki i z niewiarygodną prędkością popędził ku wyjściu z podziemi. Wszystko, co tylko miało w sobie domieszkę magii valladońskiego czarodzieja, rozbłysło nią nagle, ukazując ogrom eksperymentu. Świeciło niemal wszystko – donice, regały, nawet pokruszony kamień na podłodze. I sufit. Sufit jarzył się gęstą wstęgą, jakby znajdował się na nim ogromny wąż. Nie trwało to jednak długo. Siła towarzysząca wybuchowi powaliła wszystkich, przede wszystkim jednak raniła walecznego kapłana, którego odwaga chwaliła imię Matki i troszczyła się o bezpieczeństwo snu prasmoka. Śmiałość ta jednak kosztowała, jak wszystko, w czym trzeba umoczyć ręce głęboko w posoce żywych. Jego ciało stało się tarczą na niegodziwość czarodzieja. W tym samym momencie upadła również inna członkini Zakonu, blada pustelniczka i skryty w jej ramionach gawron, a na samym końcu oszust, wybawca... Mężczyzna, który przyszedł późno i nie zdążył odejść w porę. Kiedy zaś fala minęła wszystkich zgromadzonych, magiczny, niebieski blask zgasł, a w powietrzu rozszedł się zapach magicznej spalenizny. Z sufitu spadły setki wypompowanych z magii karaluchów. Ich pancerzyki zachrzęściły, gdy spadały jeden na drugiego.
        W powietrzu unosił się odurzający zapach magii. Komnata, w której znajdowała się pustelniczka i obdartus wyglądała, jakby przeszło przez nią tornado. Doniczki i donice rozstawione wcześniej po całym pomieszczeniu, teraz również zajmowały najwięcej przestrzeni, jednak swoimi potłuczonymi kawałkami i rozsypaną ziemią z resztkami grzybni. Wilgoć na ścianach przestała zaskakiwać skapującymi nagle na głowę kroplami wody – wszystko wokół było suche, jakby naprawdę to ogień lizał niedawno mokry kamień.
        Pustelniczka klęczała na podłodze. Na jej szatę spadło kilka karaluchów, a włosy brudne były od ziemi. Czoło i ramiona przyciskała do zimnej posadzki. Skrywała w nich swojego przyjaciela, który drżał z przerażenia, o wiele bardziej niż ona. Strach właścicielki powoli zastępowało zgoła inne uczucie – bezsilności, która wypłynęła teraz na powierzchnię wód jej uczuć i ogarnęła całe ciało. Kiedy wszystko się uspokoiło, powoli opadła na bok, zwijając się w kłębek. Wiedziała, że jest już po wszystkim. Kapłani poradzili sobie – wypełnili Wolę Matki. Jakkolwiek resztki niszczycielskiej mocy wciąż mogły ukrywać się w swoim źródle, tak bez czarodzieja nie mogły zagrozić bezpieczeństwu i równowadze. Udało się. Zrobili to i chwała Prasmokowi za ich siłę.
        Ale ona nie dała rady. Nie sprawdziła się w misji danej jej w objawieniu przez samą Matkę. Wtedy... Przemówiła do niej, decydując się na coś, co miało dodać dziewczynom sił i odwagi. I tak było! Zarówno kapłanka, jak i Kerhje z nadzieją, entuzjazmem, ale i należytą powagą kroczyły ścieżkami przeznaczenia, starając się robić wszystko, by świat mógł być im wdzięczny. By Matka była dumna ze swych córek, posłanek i służek. I udało się, jednak Kerhje wiedziała, że nie dzięki niej. Ona miała w tym najmniejszy udział i świadomość ta rozrywała jej serce.
        Oczy zapiekły, gdy wezbrały w nich łzy.
        Zawiodła Ją. Wyszła ze swej chatki, gdzie pokornie i uczynnie dbała o prawa natury swego zakątka, by ruszyć w świat, wierząc, że jest warta więcej. Wszystko wydawało się ją wspierać w tej decyzji, nawet sama Najłaskawsza, lecz ostatecznie okazało się, że się przeliczyła. Podczas całej podróży nie była nikim więcej niż tłem, może czasem kruchą podporą, lecz ostatecznie tylko... cieniem. Bez niej misja zakończyłaby się tak samo. Ludzie mieli racje – była tylko wiedźmą z lasu, ale nawet niezbyt potężną, by się jej bać. Śmieszną.

- Zabiłeś jedność. – Drżący głos rozbrzmiał w umyśle Sevirona, gdy ostatnie wspomnienie magii ukształtowało przed nim obraz mężczyzny. Ciężko było jednoznacznie stwierdzić kim jest – był bowiem wieloma na raz. Obraz falował i na zmianę widać było w nim części ciała czarodzieja, złotookiego, a nawet tkanki samego roślinnego monstrum. Ofiara stała przed swoim mordercą – tym właśnie był w oczach „jedności”. Mordercą wspólnoty, miłości, a przede wszystkim władzy i postępu.
        Wizja nie trwała długo. Była zbyt słaba. W ostatniej jednak chwili dało się widzieć dłoń wędrującą ku twarzy kapłana.

        Smukłe palce pociągnęły delikatnie brzeg kaptura.
- Wciąż je ukrywasz... – Ciepły, kobiecy głos koił i dawał poczucie bezpieczeństwa. Materiał okrycia powoli opadł na plecy Sevirona, ukazując w pełni jego spiczaste uszy.
        Cała trójka nie znajdowała się już w ciemnych podziemiach. Kiedy magia dotarła do oszusta, ten wyciągnął przed siebie ręce, a wokół nich pojawiła się owalna, energetyczna tarcza. Była krucha i nie uchroniła mężczyzny przed upadkiem, ale sprawiła, że część magii odbiła się od niej i pomknęła znów w stronę pozostałej trójki. Kiedy tylko ich dotknęła, wszyscy stracili świadomość otaczającej ich rzeczywistości, na rzecz wyrwania w świat duchowy.
        Wszystko wokół było oślepiająco jasne. Ciepła biel nie pozwalała stwierdzić gdzie znajduje się podłoże, czy w ogóle istnieją tu ściany, sufit albo niebo. Wszystko wyglądało jak parujące ciepłem mleko. I tak można się było czuć. Nie czuło się bólu, zimna, nie myślało o sprawach przyziemnych, a w głowie nie miała prawa pojawić się żadna ponura myśl.
        Trójka znajdowała się w takich samych pozycjach, co w podziemiach. Tylko otoczenie się zmieniło. I pojawiła się ona – kobieta, która wydawała się jeszcze jaśniejsza niż mleko. Nikt nie był w stanie powiedzieć jak wygląda, czuło się tylko, że musi być piękna, godna i pełna zrozumienia. Jak we śnie.
        Kobieta poruszała się powoli, lekko i z gracją. Jakby nie obowiązywały jej żadne prawa fizyki. Odsunęła się od mężczyzny i wydawało się, że wcale go nie dotknęła – przecież cały czas stała przed trójką i spoglądała na nich z uśmiechem.
- Dziękuję wam.
        Czerwona smużka pojawiła się nagle u jej stóp i powoli pomknęła w stronę całej trójki. Dotknęła stóp Hashiry i Sevirona oraz dłoni Kerhje, która widziała wszystko swoimi oczyma. Widziała i gdy szkarłat dotknął jej skóry, zorientowała się czym jest. Krwią. Nie przeraziła się jednak, zamiast tego powoli podniosła się na klęczki. Trzy wstęgi powoli oplatały członki wyznawców, pędząc prosto do serc kapłanów i oczu pustelniczki.
        Kobieta podeszła do dziewczyn i spojrzała w oczy najpierw jednej, a potem drugiej. Powoli wyciągnęła smukły palec i dotknęła nim wstęgę oplatającą Kerhje. Czerwień została na opuszku i gdy kobieta zaczęła przenosić go w stronę strużki Hashiry – ciągnęła się za nim cienka czerwona nić. Nić połączyła się z czerwienią kapłanki.
        Kerhje nie bała się. Nie potrafiła. Ufała kobiecie, bo wiedziała, że jest miłością. Lecz gdy główna wstęga dotknęła jej załzawionych kącików oczu, kolor nagle się zmienił. Pociemniał przechodząc w barwę rdzy, a potem ciemną, zgniłą zieleń.
        Kerhje ufała kobiecie. Kobieta była miłością. Ale krzyknęła.

        Kiedy się obudziła, nie znajdowała się już w podziemiach. Nie znajdowała się już nawet w Valladonie. Nie mogła jednak o tym wiedzieć. Za to czuła jedno: minie wiele czasu nim znów zobaczy kapłankę, która pozwalała jej poznać smak śmiechu, odwagi i zaufania.

Wszystko będzie dobrze
Awatar użytkownika
Hashira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 82
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kapłan , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Hashira »

        Hashira poczuła potężne uderzenie i z głuchym łoskotem wylądowała na ziemi. W przebłysku świadomości pomyślała, że wstążeczki od oszusta naprawdę zadziałały! Sekundę później cierpki głos w jej głowie zasugerował, że być może zabiła ich wszystkich i tak skończyła się ich historia. Straszna szkoda! Tak wiele chciała jeszcze powiedzieć! Kerhje, że podziwia jej odwagę i determinację. Sevironowi, że cieszy się z ich pierwszego spotkania w Zakonie. Ojcu, że go nienawidzi.
        Westchnęła w głębi ducha i poruszyła niewidzącymi oczami. Eksplozja musiała odebrać jej zmysły, bo otaczała ją cicha biel. Ciekawe czy połączy się teraz ze snami Prasmoka, stając się jednym z nich i odsuwając świat o krok dalej od całkowitej zagłady? To byłby koniec godny Kapłana. Leżąc na plecach, bez czucia w kończynach, nie mogąc złapać powietrza, była przekonana, że umiera. Cieszyła się jednak, że umiera wypełniając wolę Matki, w otoczeniu dwójki wartościowych ludzi, którzy walczyli z nią ramię w ramię.
        Była gotowa na oddanie się w ciepłe ramiona Krwawej Pani i widok jej białej sylwetki, lśniącej niczym najpiękniejszy sen, wcale jej nie zaskoczył. Kto inny mógłby ją powitać po tej stronie śmierci? Uśmiechnęła się radośnie i wyciągnęła w jej kierunku dziwnie lekkie dłonie. Obok siebie widziała sylwetki Pustelniczki i Sevirona. Czyli wszyscy troje byli martwi. W tym miejscu, przed obliczem bogini nie była jednak w stanie się tym smucić.
        Dopiero gdy skupiła wzrok, ujrzała, że od ich ciał sunęły trzy krwawe wstęgi, które prowadziły do stóp Matki. Krew… Jak dziwny kolor ma jej własna krew! Została jej pozbawiona, kiedy wstąpiła do Zakonu. Ale to wszystko miało idealny sens! W końcu jej krew należała teraz do Matki, a ta mogła zrobić z nią co tylko chciała.
Kiedy kobieta podeszła do niej, łącząc wstęgę Kerhje z jej własną, zaparło jej dech w piersiach. Była… dokładnie taka. Taka, jak powinna być. Wiedziała to od zawsze. Tylko zapomniała. Z westchnieniem zamknęła oczy, pozwalając by wypełniło ją uczucie jedności. W pewien niezrozumiały sposób wiedziała, że Pani splotła jej losy z losami Pustelniczki już na zawsze. Na skraju swojego umysłu czuła łagodną obecność dziewczyny, czekającą, by sięgnąć w jej stronę w razie potrzeby. Już nigdy nie będzie sama.
        Z uśmiechem na ustach przebudziła się, widząc nad sobą błękitne niebo. Przez chwilę miała wrażenie, że chmury układają się w twarz ze snu, najdroższą jej sercu, choć nie wiadomo czyją. Złudzenie jednak rozwiało się w ułamku sekundy, kiedy do jej uszu, z oszałamiającym hukiem dotarły odgłosy ulicy - głośno rozmawiających ludzi, parskających koni i strażników próbujących powstrzymać gapiów, zaglądających przez ogromną dziurę w ziemi. Bolała ją każda kostka i każdy mięsień. Poruszyła się niezgrabnie, obsypując warstwę gleby, która przykryła ją niczym koc. Czując ogień w potłuczonych żebrach, roześmiała się szczęśliwie, a po jej brudnych policzkach popłynęły łzy. Żyła!
Awatar użytkownika
Seviron
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Kapłan , Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Seviron »

Dziwne, że pierwszym, o czym pomyślał było to, że przecież nie uderzył się tak mocno w głowę, żeby widzieć osoby, których tu nie ma… Dopiero później zrozumiał, kogo przed sobą widzi i kto odpowiedzialny jest za ściągnięcie kaptura z jego głowy. Chciał odpowiedzieć, że tak często jest bezpieczniej i robi to już z przyzwyczajenia, jednak słowa zatrzymały się w jego gardle i jedynie pomyślał o tym, że właśnie to by powiedział. Matka spojrzała na niego ze zrozumieniem, co mogło tylko oznaczać, że przeczytała jego myśli.
Seviron był pewien, że nie umarł, bo obrażenia jego ciała nie były śmiertelne, więc domyślał się, że musi to być jakaś wizja lub coś podobnego do niej. Po chwili nawet otoczenie się zmieniło, zupełnie jakby przenieśli się do innego wymiaru – takiego, w którym mogli widzieć i słyszeć Matkę. Na początku pomyślał, że może jest to jakiś wymiar astralny i cała trójka znajduje się tu właśnie w astralnej postaci, jednak przeczyło temu to, że nadal leżał i czuł chłodny dotyk ściany na plecach – nie czuł natomiast tej lekkości, która zawsze mu towarzyszyła przy poruszaniu się w formie astralnej. Mężczyzna najpierw przyglądał się kobiecie tak pięknej, że niemalże sprawiała wrażenie nierealnej, a później temu, co zrobiła. Wzrokiem podążył za szkarłatną linią, która łączyła z nią jego serce. Seviron wiedział, że to Matka i dlatego też nie bał się jej, nie próbował obserwować ją jak kogoś, komu nie ufa i też nawet nie próbował podejrzewać jej o złe zamiary.

W końcu wizja minęła, a on powrócił do świata rzeczywistego. W jego głowie cały czas rozbrzmiewały podziękowania, które padły z ust Matki i były one wystarczającą nagrodą dla kogoś takiego, jak on. Gdy otworzył oczy, dzienne światło sprawiło, że na chwilę musiał zasłonić je dłonią. Zdziwił się, że widzi światło słoneczne, jednak – gdy już mógł spojrzeć w górę – zobaczył, że w suficie tunelu znajduje się dziura, przez którą ono wpada. Później do jego uszu dotarły odgłosy miasta, a także rozmowy mieszkańców, którzy zdążyli już skupić się przy dziurze… a ci bardziej odważni zaglądali nawet w dół, próbując dostrzec tam coś, co mogłoby ją stworzyć.
Oczywiście, pierwsze podejrzenia padły na dwójkę Kapłanów, a gdy udało im się w końcu wyjść z tuneli… Nie musieli czekać długo na spotkanie ze strażnikami miejskimi, którzy zaprowadzili ich prosto do swojego przywódcy. Człowiek ten zadał im sporo pytań, na które oni odpowiadali. Na początku kapitan straży nie chciał im uwierzyć, a przez to jeszcze bardziej był przekonany o tym, że to właśnie oni stoją za wybuchem i jego konsekwencjami. Seviron powołał się nawet na Najwyższego Kapłana Ariona i zaproponował wysłanie listu do niego, aby w wiadomości zwrotnej potwierdził on to, że kapłani działali z jego polecenia, a także to, że ich działania miały na celu pozbycie się niebezpieczeństwa, które zagrażało miastu. Kapitan strażników zgodził się na to, jednak powiedział im, że mają nie opuszczać miasta i nawet podał im nazwę konkretnej karczmy, w której mogą odpocząć, przenocować i coś zjeść, czekając na potwierdzenie ich wersji wydarzeń.
Całość trwała około dwóch tygodniu, w którym udało im się wypocząć i wyleczyć rany. Seviron wiedział, że i tak zatrzymaliby się w mieście i wyruszyli dalej dopiero, gdy byliby w stanie i czuliby się na siłach. Wiadomość od Najwyższego Kapłana… A właściwie wiadomości – bo było ich dwie – dotarły do miasta. Jedna prosto do kapitana, a druga do Kapłanów. W tej drugiej zawarte były polecenia co do ich następnego zadania, a także zapewnienie, że Arion zajął się ich oskarżeniem i zapewnił dowódcę straży, że wybuch nie był ich winą. A co do ich zadania… Najwyższy Kapłan już na początku zaznaczył, że mają podjąć się go oboje, a ma ono polegać na tym, że mają odnaleźć miejsce, w którym ukrywa się Szalony Skryba. Ponoć przechowywał on zwój, w którym zapisane były słowa dyktowane mu bezpośrednio przez Krwawą Matkę. Najwyższy Kapłan wskazał im nawet prawdopodobną lokalizację tego człowieka.
Później zostali wezwani do gabinetu dowódcy straży miejskiej, który przeprosił ich i przyznał, że mówili prawdę, przy okazji oficjalnie zezwolił im na opuszczenie miasta, co oni zrobili krótko po tym, jak opuścili budynek strażników.

Ciąg dalszy: Hashira i Seviron.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość