Lawendowy Dwór[Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

Lawendowy Dwór położony zaledwie kilka godzin jazdy wierzchem od samej stolicy. Jego właścicielem jest Lord Tristan an Anlagorth. Posiadłoś otrzymał on w prezencie ślubnym do króla i królowej. Obecnie lord zamieszkuje go lord wraz z dziećmi synem Elowenem i córeczką Prim.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        - Och? - Rael wyglądała na lekko zaskoczoną, gdy usłyszała, że Tristan zjadł śniadanie u siebie i na dodatek w tym domu nie kultywowało się wspólnych śniadań. Może nawet była trochę zawiedziona, ale nie dała tego po sobie za bardzo poznać - przymknęła oczy i pokręciła lekko głową.
        - Oj, przepraszam! - zreflektowała się, gdy dotarło do niej, żę przecież Mimi właśnie pomagała jej się czesać.
        - To… Rzadko spotykam się z takim zwyczajem - wyjaśniła swoje wcześniejsze zaskoczenie. - Zdawało mi się, że spotykanie się całą rodziną w porze posiłków jest dość powszechne… Ale rozumiem ten zwyczaj - zapewniła zupełnie szczerze. W jej domu zawsze jadało się wspólnie, zapraszając również gości, jeśli takowi przebywali w posiadłości… Czyli prawie zawsze, gdyż przez ich dom przewijały się tuziny osób: przyjaciele piątki rodzeństwa, ich rodziny, czasami będący w drodze dyplomaci, którzy składali nieformalne wizyty. Nikogo nie wykluczano, a wręcz gdy było to możliwe, pory posiłków starano się dostosować do gości, by czuli się dobrze traktowani. To jednak nie sprawiało, że Rael mogłaby czuć się urażona zwyczajami panującymi w domu Tristana, po prostu taki był jego sposób okazywania troski: pozwalał się wyspać, nie narzucał się, a że sam zaczynał dzień niezwykle wcześnie, nie było sensu by czekał. Rael zrobiło się go jednak trochę żal: za dużo przebywał sam.

        - Chętnie skorzystam z zaproszenia - przytaknęła z uśmiechem. - Zaprowadzisz mnie do Lawendowego Salonu, gdy już będę gotowa? Wiem, gdzie jest pokój lady Ais, ale w reszcie posiadłości jeszcze się nie orientuję - przyznała niebianka. Samą informację o tym, że Tristan w tym samym czasie przebywał z dziećmi, Biennevanto przyjęła do wiadomości, lecz nawet jeśli chciała, nie zamierzała do niego iść. Nie wypadało. To, że w nocy... Nie powinni się tak ze sobą spoufalać, a już na pewno nie na widoku.
        Gdy Mimi skończyła, Rael wstała z krzesła i wygładziła spódnicę swojej sukni. Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze i po samym wyrazie jej twarzy widać było, że była zadowolona ze swojego aktualnego wyglądu - ładny, ale nie zanadto formalny, a przy tym bardzo wygodny.
        - Możemy iść, prowadź - zachęciła Mimi, wskazując by pierwsza wyszła z pokoju. Już na korytarzu odruchowo zerknęła w dół, na dywan, szukając na nim śladów wosku, który skapnął w nocy ze świecy Tristana. Nie wiedziała nawet po co to zrobiła - zupełnie jakby chciała się upewnić, że ich nocna rozmowa wydarzyła się naprawdę, a przecież i bez tego miała pewność. Lśniący ślad wosku na barwnej wykładzinie jedynie potwierdził to, co było oczywiste. Rael zaraz podniosła wzrok, by niczego Mimi nie sugerować. Poszła za nią do Salonu.

        - Dzień dobry, Ais - przywitała się z uśmiechem z Mistrzynią Dyplomacji. - Piękny dzień, nieprawdaż? Wymarzona pogoda na spacer.
        Rael usiadła razem z elfką, kulturalnie unikając pytania o wspomniany przez Mimi list, bo może akurat byłaby to korespondencja zbyt poufna, by o niej rozmawiać: bardzo prywatna albo wręcz przeciwnie, zbyt oficjalna. Jeśli Ais będzie chciała o tym mówić, to sama zacznie temat.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Ais siedziała w miękkim fotelu obitym fiołkowym aksamitem z wytłaczanymi wzorami. Miała na sobie piękną suknię w kolorze indygo. Spódnicę wykonano z grubej satyny i ozdobiono srebrnymi haftami. Na górze miała gorset, który pasował tak materiałem jak i ozdobami do spódnicy. Krótkie rękawy i przód gorsetu ozdobiono mieniącymi się w słońcu opalizującymi kamieniami. Część brązowych włosów elfki była spięta i ułożona w fantazyjny kok ozdobiony perełkami, a część została puszczona na plecy. Grube loki leżały także na ramionach dyplomatki. Ais jak zwykle wyglądała perfekcyjnie. Ale cóż, taka była rola dyplomatki, musiała mieć ogromną charyzmę i nieskazitelny wygląda, ponieważ reprezentowała cały dwór oraz królewską parę. Ais idealnie nadawała się do tej roli. Piękna, charyzmatyczna i zawsze w gotowości by pertraktować, cokolwiek by to nie było. Zajmowała się różnymi rzeczami. Od przyjmowania poselstw, po swatanie wysoko postawionych urzędników państwowych, tak jak teraz. Ale potrafiła to robić, dla niej każde zadanie było równie ważne i podchodziła do każdego z taką samą powagą. A to, że na całym dworze i w całym królestwie miała siatkę szpiegów, to już inna historia. Teraz miała na głowie inne zadanie.

List, który przyszedł rano, zdążyła przeczytać bardzo szybko, a nawet już na niego odpisać. Dotyczył Meredith. Po tym co zrobiła Tristanowi, Ais postanowiła, mówiąc delikatnie, się jej pozbyć. I nie, nie chodziło tu o morderstwo. Bez przesady, aż tak mściwa nie była. Po prostu postanowiła pozbyć się dziewczyny z dworu. Delikatnie, bez pośpiechu. Ais nie chciała, by Tristan musiał się z nią spotykać. Wiedziała doskonale jak bardzo Meredith go zraniła. A Tristan przynajmniej raz w tygodniu był w Żelaznej Twierdzy i ryzyko spotkania było duże. Dlatego Ais postanowiła wysłać list do Rapsodii z prośbą o przyjęcie na dwór dziewczyny. Jakiś czas temu dostała odpowiedź i oświadczyła Meredith, że wyjeżdża. Dziewczyna nie była zadowolona, ale no cóż... sama sobie nagrabiła. I tak Meredith wyjechała do Rapsodii. A dziś przysłała prywatny list do Ais, relacjonując podróż i pierwsze dni pobytu w Rapsodii. Oczywiście list wpierw trafił do Żelaznej Twierdzy, dopiero potem przywieziono go do Lawendowego Dworu. Ale wracając do samej Ais...

Dyplomatka nie zajmowała się pracami ręcznymi takimi jak haft czy szycie, dlatego siedziała w salonie i czytała książkę, w oczekiwaniu na przyniesienie jej śniadania. Nie wiedziała, czy Rael do niej dołączy, dlatego postanowiła sobie umilić czas czytając. Kiedy jednak zobaczyła niebiankę wchodzącą do komnaty, odłożyła książkę na stolik stojący obok fotela. Wstała i uśmiechnęła się pogodnie do niebianki.
- Och, witaj kochana, witaj - przywitała się łagodnie z kobietą, na ustach miała ładny, pogodny uśmiech.
- Proszę, siadaj. - Wskazała fotel obok, Rael oczywiście skorzystał z zaproszenia i usiadła.
- Tak, dzień zapowiada się wyjątkowo pięknie. - Odwróciła się na moment by spojrzeć za okno. Słońce świeciło już mocno, choć był dopiero ranek. Rael i Ais nie zdążyły jednak na dobre zacząć rozmowy, bo do komnaty weszła służba. Na środku pokoju postawiono mahoniowy, dość duży, okrągły stolik i dwa krzesła obite miękkim welurem. Służba zaczęła wnosić jedzenie. Nie było tego jakoś specjalnie dużo. Biały ser, gotowane jajka przepiórcze, trochę wędliny i pyszny malinowy dżem, a także świeże, chrupiące pieczywo i masło. Ot, śniadanie dla delikatnych kobiet. Oczywiście była też herbata. Specjalna herbata sprawdzana z daleka, z którą Ais się nie rozstawała. Herbata z opuncji. Bardzo aromatyczna i piekielnie droga, bo sprowadzana z południa kontynentu. Ale Ais była urzędniczką najwyższego szczebla i o ile zazwyczaj nie pozwalała sobie na ekstrawagancję, tak w tym jednym wypadku wykorzystała swój status.

Elfka wstała powoli, gdy przyniesiono śniadanie i gestem dłoni zaprosiła Rael do stołu. Obie kobiety usiadły. Ais chwyciła serwetkę i położyła ją sobie na kolanach, jak przystało na prawdziwą damę. Potem sięgnęła po kromkę chleba i zaczęła smarować ją masłem.
- I jak podoba ci się dwór? - spytała.
- Jak noc? Wyspałaś się, moja droga? I jak służba, niczego ci nie brakuje?
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        - Pięknie wyglądasz - pochwaliła szczerze Rael, gdy zobaczyła Ais w jej niebieskiej sukni. Perfekcyjnie dobierała kolory do swojej urody, a jej ubrania były świetnie skrojone, idealnie nadawała się do reprezentowania dworu i zasługiwała na wiele komplementów.
        - Hm, co czytasz? - zapytała ze szczerym zainteresowaniem Biennevanto, dostrzegając książkę, którą przed jej wejściem odłożyła dyplomatka. Nim jednak na dobre rozgadały się siedząc na kanapach, służba zaczęła przygotowywać dla nich miejsce, by mogły razem zjeść.

        Rael podążyła za Ais i usiadła przy zastawionym do śniadania stoliku. Rozejrzała się wśród przygotowanych specjałów, z zadowoleniem spostrzegając kryształową miseczkę z dżemem - choć nie powinna, bo ponoć od tego stanowczo za szybko rosły biodra, uwielbiała zjeść na śniadanie coś słodkiego. Owoce, omlety, naleśniki albo tak jak teraz, bułeczki z dżemem. Prawie jak dziecko… Ale nie korzystała z tego przywileju zbyt często, szczególnie wzbraniając się przy ojcu, by nie robił jej - czułych w swoim mniemaniu - przytyków. Przy Ais jednak mogła sobie pozwolić na odstępstwo, zaraz więc sięgnęła po pieczywo i dżem.
        - Piękny - przyznała natychmiast, gdy dyplomatka zapytała o dwór. - Nastrojowy i zadbany, widać, że jest dobrze zarządzany i ma dobrych gospodarzy. Mówię zarówno o Tristanie, jak i o pani Valley - zaznaczyła, nie umniejszając roli zarządczyni. W międzyczasie rozłożyła sobie na talerzyku rozkrojoną na pół bułeczkę i łyżeczką zaczęła wykładać sobie na nią dżem. Uśmiechnęła się, gdy Ais zapytała ją o to, jak minęła jej noc. Uśmiechała się do swojego spotkania z Tristanem, ale nie zamierzała mówić o nim dyplomatce. Chociaż…
        - Wyspałam się, dziękuję - przyznała. - Pewnie wiesz, jak ciężko jest mi się przystosować do spania w nowym miejscu, ale tutaj wypoczęłam nadzwyczaj dobrze. To chyba przez tą atmosferę i świeże powietrze - wyjaśniła.
        - Ach? - Sprawiała wrażenie lekko zaskoczonej pytaniem o potrzeby. - Nie, niczego mi nie brakuje, dziękuję. Mimi bardzo się stara, nie mam zastrzeżeń do jej pracy. Tak między nami, to bardzo sympatyczna, urocza dziewczyna - dodała. Po tej wypowiedzi nastąpiło chwile milczenie, gdy każda z kobiet na moment skupiła się na swoim śniadaniu. Rael wręcz oczy zaświeciły, gdy spróbowała dżemu malinowego - był przepyszny, odpowiednio słodki i kwaskowy, prawdziwa babcina robota, pewnie z leśnych owoców.
        Ledwo jednak niebianka przełknęła pierwszy kęs i odruchowo chciała podjąć przerwaną rozmowę, poczuła nagły dyskomfort. Mogła zmienić temat, zapytać po prostu jak się spało Ais… Ale nie potrafiła. Uwierało ją to, że przemilczała przed elfką część tego, co się wydarzyło i bardzo szybko doszła do wniosku, że nie może tego zachować dla siebie.
        - Muszę ci się do czegoś przyznać - zaczęła, spoglądając na Ais. - W nocy, gdy siedziała na balkonie, spadł mi list poza barierkę i gdy chciałam po niego zejść, natknęłam się na Tristana. Do niczego nie doszło - zastrzegła natychmiast. - Nie wyszłam poza próg pokoju, a on również go nie przekroczył, ledwo zamieniliśmy parę słów: co on robi na korytarzu o tak późnej porze, co ja robię, tylko tyle. Wolałam ci o tym powiedzieć, byś nie dowiedziała się tego później, przez przypadek, by nie tworzyły się jakieś dziwne plotki… Byś nie myślała, że robię coś za twoimi plecami, bo to było przypadkiem - wyjaśniła i odetchnęła.
        - Tristan to bardzo szarmancki mężczyzna - przyznała po chwili. - Dobrze wychowany, dobrze się przy nim czuję. Gdybym nie miała pewności, że zachowa się przyzwoicie, nie rozmawiałabym z nim w takich okolicznościach, ale po prostu… - Rael uśmiechnęła się, lekko skrępowana, i wzruszyła ramionami, jakby nie umiała dobrać słów. - Wzbudza moje zaufanie - dokończyła.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Ais uniosła książkę, tak by pokazać błogosławionej tytuł na skórzanej okładce. Był napisany dużymi, złotymi literami, a brzmiał on: "Wzdłuż Nefari". Była to historia porwanej księżniczki rapsodyjskiej i jej podróż z samej Rapsodii aż do Ravad położonego daleko, daleko na południu. Ais była przekonana, że Rael będzie znała tę książkę. Była popularna, ale też łatwa i przyjemna w odbiorze. Dyplomatka czytała ją po raz trzeci. Zwykle zabierała ją ze sobą w podróże, bo lubiła tą historię, ale akurat ten egzemplarz pożyczyła z biblioteki Tristana. Kiedy niebianka przeczytała tytuł, Ais ponownie odłożyła książkę na stolik. Potem obie kobiety przeniosły się do zastawionego stołu.
- Och, Saura jest już tutaj tak długo, że zna ten dwór od podszewki - powiedziała, gdy niebianka pochwaliła sposób zarządzania dworem.
- Zresztą nauczyła się wszystkiego od babci. Wiem, że może wydawać się oschła i chłodna, ale to dobra dziewczyna, po prostu... Chyba nie spotkała na swojej drodze kogoś, kto by ją zrozumiał. Ale nie tracę nadziei, Anastazja również. Myślę, że kiedyś Saura się rozpogodzi i rozkwitnie, choć bez względu na to jak bardzo zimna się wydaje i czy kiedykolwiek to się zmieni, to zarządczynią jest doskonałą.

Elfka, w odróżnieniu od niebianki, nie lubiła słodyczy na śniadanie. Wzięła sobie pieczywo, masło i jajka. Nie to, że unikała słodkości - nie musiała, miała doskonałą figurę bez wyrzeczeń, ale wolała je zostawić na podwieczorek, a na śniadanie zejść coś innego.
- Mimi zawsze taka była, odkąd pamiętam, rozgadana i urocza. Myślę, że będzie ci dobrze służyć bez względu na to na ile tu zostaniesz. To prosta, ale dobroduszna dziewczyna. No i nie jest ponuraczką, chyba takiego kogoś ci trzeba. Chciałam, żeby dotrzymywał ci towarzystwa ktoś młody i pełen werwy. Poza tym Mimi jest bardzo pracowita i z pewnością o ciebie zadba, nieważne czego akurat zapragniesz.

Nagle Rael wypowiedziała zdanie, które zaniepokoiło Ais. Przestała jeść i uniosła głowę znad swojego talerzyka. Spojrzała na niebiankę badawczo. Im bardziej Rael zagłębiała się w swoją historię tym uważniej słuchała Ais. Gdyby nosiła okulary to z pewnością właśnie by je poprawiała. Kiedy niebianka skończyła, Ais uśmiechnęła się łagodnie. Wyciągnęła obie dłonie w stronę jasnowłosej. Kiedy ta podała jej rękę Ais ją objęła.
- Kochanie. -Pozwalała sobie tak mówić, ponieważ była dwadzieścia lat starsza od kobiety. Nie było to jakoś szczególnie dużo jak na życie elfa, ale jednak czuła się opiekunką młodej niebianki.
- Nic złego się nie stało - zapewniła ją gładząc po dłoni. Trwało to kilka sekund, bo Ais w końcu puściła Rael.
- Wierzę ci. Poza tym znam Tristana, nie zrobiłby nic co mogłoby postawić cię w złym świetle. Oczywiście cieszę się, że mi powiedziałaś.
Nie musisz niczego przede mną ukrywać. Tristan zapewne też nie będzie tego ukrywał. Choć z pewnością nie jest to informacja, z którą należy się obnosić. Uznajmy, że nic złego się nie stało - powiedziała nieco poważniej.

Ais pomyślała o ojcu Rael - Gallel był pod pewnymi względami bardzo surowy. To nie tak, że Ais teraz zamierzała go okłamywać, po prostu uznała, że lepiej będzie zachować pewne rzeczy dla siebie. Ona znała Tristana, ufała mu i wiedziała, że on nie śmiałby nawet przekroczyć progu sypialni Rael w ciemną noc. Ale niebianin znał go jedynie z opowieści, mógł mu nie ufać. Zapewne uwierzyłby swojej córce, ale miałby baczenia na lorda. A jego nieufność wobec Tristana nie byłaby dobrą podstawą znajomości. Poza tym sądziła, że sama Rael nie podzieliłaby się czymś takim z ojcem. To było chyba trochę zbyt wiele. Ale Ais bardzo doceniała to, że blondynka zwierzyła się właśnie jej.
Elfka po chwili wpatrywania się w swoją podopieczną wróciła do jedzenia śniadania.
- Masz jakieś plany na dzisiaj? - spytała.
- Chciałabyś zwiedzić posiadłość? Może wspólnie pojeździć konno? A może wolisz pobyć z Tristanem? Wiem, że chciał ci pokazać dwór i szklarnię.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        - O! - Rael oczywiście książkę poznała i uśmiechnęła się widząc znajomy tytuł. Sama przeczytała ją dość niedawno, ale nie miała jej akurat ze sobą - swój egzemplarz odesłała do rodzinnej posiadłości wraz z kilkoma innymi powieściami.
        - Lubię ją - zakomunikowała Ais. - Jest bardzo wciągająca, czytałam ją w drodze do Rododendronii. Teraz niewykluczone, że wzięła się za nią moja matka - dodała ciepłym tonem. Dawno nie widziała swojej rodzicielki, bo towarzyszyła ojcu w podróży, jedynie pisywały do siebie listy i wysyłały różne drobiazgi właśnie w takich chwilach, gdy Rael odsyłała część swoich rzeczy do rodzinnej posiadłości albo prosiła, by jej coś dosłać, bo na przykład wkrótce miała zmienić się pogoda.

        Rael czuła na sobie uważne spojrzenie Ais i nie wiedziała jak je interpretować - jej mina była nieprzenikniona, sprawiała wrażenie surowej i błogosławiona przez moment czuła się jak na dywaniku, ale to jej blokowało. Powiedziała wszystko jak było, opowiadając również o swoich przeczuciach, gdyż uznała je za ważne. Później mogła tylko czekać na opinię elfki, lecz sam uśmiech dyplomatki wystarczył jej za dobry znak - nie zrobiła nic złego. Trochę nieśmiało odwzajemniając uśmiech, Biennevanto podała dłoń Ais. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy ta zwróciła się do niej “kochanie” - to było urocze.
        Błogosławiona kiwnęła głową, dziękując elfce za jej ocenę sytuacji. Gdy ta puściła jej rękę, Rael złożyła obie dłonie na podołku, domyślając się, że to jeszcze nie koniec tematu.
        - Masz rację - przyznała, gdy Ais powiedziała wszystko, co miała do powiedzenia. - Nie zamierzałam mówić o tym nikomu poza tobą - dodała, nie tłumacząc nic więcej, bo elfka i tak pewnie wiedziała co nią kierowało. I na pewno ostatnią rzeczą, jaką zrobiłaby Rael, byłoby przyznanie się przed ojcem do spotkania z Tristanem w cztery oczy. Dyplomatka dobrze oceniła reakcję Gallela - anioł był przewrażliwiony pod względem konwenansów i choć pewnie uwierzyłby córce w jej zapewnienia, że nic nie zaszło, lord Anlagorth straciłby w jego oczach, a ową stratę ciężko byłoby nadrobić. Rael nie chciała do tego dopuścić - ta znajomość rozwijała się niezwykle pomyślnie i choć nie było wiadomo jak potoczy się dalej, sabotowanie jej za pośrednictwem ojca byłoby nierozsądne.
        - Mam kilka pomysłów, ale nic konkretnego - odpowiedziała na pytanie Ais o plany, uśmiechając się lekko. - Chciałabym spędzić ten dzień z Tristanem, jeśli nie będzie zajęty…
        Niebianka na chwilę przerwała, by wysłuchać propozycji i domysłów Ais. Spodobała jej się końcówka jej wypowiedzi, bo idealnie pokrywała się z jej planami i również po części z tym, o czym rozmawiali poprzedniego wieczoru.
        - Chętnie z nim pójdę - przytaknęła. - Nie zdążyliśmy wczoraj zwiedzić całego dworu ani okolicy, chętnie to nadrobię, a jeśli Tristan ma taki pomysł, z przyjemnością na to przystanę. Wiesz gdzie on teraz jest? - zagadnęła. - Możemy pójść do niego gdy tylko skończymy śniadanie, nie muszę się dodatkowo przygotowywać… Czy może powinnam? - upewniła się. - Ze względów praktycznych, oczywiście, bo strojenie się specjalnie na taki spacer wydaje mi się trochę sztuczne - wyjaśniła, przekonana, że to nie był sposób na zrobienie wrażenie na Tristanie. A nawet jeśli, byłoby to wrażenie bardzo nietrwałe.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Ais wróciła do jedzenia. Powoli i nieśpiesznie obrała sobie przepiórcze jajko, a pieczywo posmarowała masłem. Śniadanie było wyśmienite i bardzo pasowało elfce. Nie za ciężkie, ale sycące. Służba Lawendowego Dworu znała już trochę Mistrzynię Dyplomacji i wiedziała co lubi, a czego nie. Przez ostatnie pół roku bywała tu dosyć często. W końcu za wszelką cenę chciała pomóc Tristanowi znaleźć odpowiednią żonę. Miała spore wyrzuty sumienia, że aż dwa razy się pomyliła. Nie chciała tego. Poza tym przeważnie nie myliła się co do ludzi. Największą pretensję miała do Meredith. Była dobrą dziewczyną, a ślub z Tristanem był dla niej ogromnym wyróżnieniem. Ona, kobieta z nizin społecznych, zwykła służąca miała okazję dostać tytuł, męża i rodzinę. Owszem, dzieci były pewnym bagażem, ale Meredith i tak zajmowała się dziećmi w Żelaznej Twierdzy, więc Ais była przekonana, że to nie stanowi problemu. I faktycznie to nie dzieci były przeszkodą, tylko jej mniemanie o sobie. Taka była kolej rzeczy: kobiety wychodziły za mąż, mężczyźni się żenili, zwłaszcza jeśli taki ożenek niósł ze sobą korzyści. Ale Meredith najwyraźniej tego nie rozumiała.

Ais była w innej sytuacji, jest status społeczny był bardzo wysoki. Właściwie nie mógł być wyższy. No chyba, że wyszłaby za księcia. Tak czy inaczej bycie ministrem króla było wielkim wyróżnieniem. Ais pracowała na to latami, jeszcze za rządów Elladora III. Pięła się po szczeblach kariery powoli, ale nigdy nie odpuszczała. Dzięki temu była tym, kim była. Miała status i pieniądze, nie musiała wychodzić za mąż, bo tak naprawdę mąż nie był jej w tej chwili do niczego potrzebny. Co nie znaczy, że była sama. Od kilku lat Ais miała romans z siostrzeńcem króla, Liseanem. Chłopak był młody i śmiertelnie w niej zakochany. Oświadczał się kilka razy, ale dyplomatka odrzucała jego oficjalne awanse. Było jej z nim dobrze, ale nie na tyle by pakować się w małżeństwo. Poza tym Ais miała mnóstwo tajemnic, które z pewnością chciałby poznać jej mąż. A ona nie mogłaby mu powiedzieć nic. Zresztą Ais była kobietą niezwykle niezależną. Miała swój świat i swoje życie, w pełni ułożone i niezwykle podporządkowane pracy. Mąż nie dałby jej niczego, czego by już nie miała. Dlatego była sama. Tak było jej wygodnie i dobrze. Ale taka Meredith? Przecież małżeństwo było dla niej jedyną drogą do podniesienia statusu społecznego. Kiedyś Ais bardzo ją lubiła, ale po tym jaki odstawiła cyrk, zaczęła jej serdecznie nie znosić. Odesłanie jej do Rapsodii było najlepszym pomysłem na jaki mogła wpaść.

- Wyglądasz doskonale - powiedziała spokojnie dyplomatka. - Nie musisz się przebierać. Nie idziemy na bal - zażartowała uśmiechając się.
- A Tristan, z tego co wiem, jest z dziećmi w bawialni. Z tego co mówił wczoraj oddał Saurze większość obowiązków na czas twojego przyjazdu. Mówił też, że chce spędzić poranek z dziećmi, a później zając się tobą.
- Myślę, że jeśli chodzi o przebieranie się - wróciła do pierwszego tematu. - To z was dwojga on będzie musiał to zrobić - dodała i uśmiechnęła się zadziornie. Rael spojrzała na nią pytająco.
- Widzisz, Tristan nie zawsze jest taki elegancki jak przy wczorajszej kolacji, rano z dziećmi nie wygląda tak wytwornie, ale może lepiej jak sama się o tym przekonasz - Ais doskonale wiedziała, że Tristan będzie wyglądał jak zwykły mężczyzna, nie lord. W odróżnieniu od niebianki, ona znała go na tyle by widzieć go nie raz w nieformalnym stroju i bynajmniej nie chodziło tu o strój nocny. Wiedziała też, że obecność Rael może wprawić go w zakłopotanie, ale tak po prawdzie chciała zobaczyć, jak zachowa się Tristan w tej sytuacji to raz. A dwa, bardzo interesowała ją reakcja Rael na jego bardziej swobodną wersję.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Ais była niezwykłą kobietą. Dla wielu dziewczyn jej pozycja, niezależność i silny charakter stanowiły pewnie niedościgniony wzór tego, jakie same chciałyby być. Jej związek z Liseanem wywoływał wypieki na twarzach połowy dwórek, które o tym dyskutowały: młodzieniec był w niej do szaleństwa zakochany, a ona mimo wszystko wybierała wolność i niezależność, trzymając go na dystans. Niejednej nawet do głowy by nie przyszło, by tak postąpić, ale widząc takie postępowanie u Ais zazdrościły jej siły charakteru i tego, że same tak nie potrafiły – była kobietą, która zjadła ciastko i miała ciastko, będąc w związku z kochającym mężczyzną nie rezygnując z wolności. Rael należała do grupy, która na miejscu Mistrzyni Dyplomacji bez namysłu przyjęłaby oświadczyny, ale nią kierowały inne wartości. Była dziewczyną bardzo rodzinną, której zależało na posiadaniu męża i dzieci, nawet jeśli przez to musiałaby zaniedbać inne pasje czy aspekty swojego życia. Po prostu dom rodzinny był dla niej najwyższą wartością, tak jak dla elfki wolność. Tym większą wdzięczność panna Biennevanto czuła względem Ais, że z takim zaangażowaniem pomagała Tristanowi... i również jej.

        Rael uśmiechnęła się, gdy Ais wspomniała o balu – wiedziała, że Mistrzyni Dyplomacji pojęła jej intencje, a jej słowa były żartem. Biennevanto jednak nie kontynuowała tej wymiany zdań, ani poprzez ciągnięcie udawanej małostkowości, ani poprzez tłumaczenie się, że nie to miała na myśli – zrozumiały się i nie było potrzeby niczego precyzować. Ais zresztą szybko przeszła do dalszej kwestii – tego, gdzie przebywał aktualnie Tristan. Na twarzy Rael odmalowało się szczere zainteresowanie na wieść o bawialni – wiedziała, że lord był osobą bardzo rodzinną i obdarzał dzieci sporą atencją, była tego świadkiem i ponadto nieraz o tym słyszała od innych osób. Przypomniał jej się widok, który widziała poprzedniego dnia z okna – Tristana tarzającego się w trawie z synem. Ich serdeczny śmiech i czułe spojrzenia. Przeszło jej przez myśl, że pewnie nie zobaczy czegoś takiego, jeśli Anlagorth będzie świadomy jej obecności – jakby był jakimś pięknym, ale płochliwym zwierzęciem, które ceniło sobie swoją prywatność i niechętnie dawało się oswoić. Poniekąd to rozumiała – znali się krótko, a on wiele przeszedł, jego relacje z kobietami nie były do tej pory ani spokojne, ani standardowe, a zważywszy, że poważnie sparzył się na jednej z niedawnych kandydatek na żonę, pewnie będzie potrzebowała chwili, by bardziej się przy niej rozluźnić.
        - Możemy nie będzie miał nic przeciwko, jeśli do niego pójdziemy – zauważyła ze szczerym, ale nie nadmiernym entuzjazmem. - Chwilę czasu spędzi zarówno z dziećmi, jak i ze mną... To na pewno będzie miłe doświadczenie.
        Rael upiła łyk herbaty z opuncją, odjęła jednak filiżankę od ust, gdy Ais wspomniała o tym, że to Tristan będzie musiał się przebrać.
        - Och? - mruknęła, wyrażając w ten sposób swoje zainteresowanie i chęć, by dyplomatka kontynuowała temat. Stanęła jej przed oczami wizja lorda umorusanego farbkami albo musem z owoców, którym karmiłby malutką Prim, ale chciała usłyszeć od elfki czy jej przypuszczenia były słuszne zanim przekona się o tym na własne oczy. Nieświadomie nachyliła się odrobinę w jej stronę. Uśmiechnęła się na wieść, że chodziło o mocno nieformalną stylizację Tristana – ciekawa była jak to będzie wyglądać... I czy będzie bardziej nieformalny niż to, jak widziała go w nocy. Wtedy był w szlafroku, a swobodę w wyglądzie nadrabiał elegancką postawą. Gdy jednak będzie z dziećmi, tak codziennie ubrany...
        - Chciałabym to zobaczyć – oświadczyła z uśmiechem niebianka, nie przypuszczając pewnie nawet, że sam obiekt jej zainteresowania może poczuć się tą sytuacją skrępowany. Skończyła jeść, otarła więc usta serwetką i odłożyła ją na pusty talerzyk.
        - Może do niego pójść od razu, gdy będziesz gotowa? - poprosiła, by nie popędzać Ais, widać było jednak, że zależało jej na spotkaniu z Tristanem. Mogłaby pójść do niego sama, lecz raz, że nie znała drogi, a dwa: nie wypadało. Ais przyjechała z panną Biennevanto jako jej przyzwoitka i tak miało jeszcze jakiś czas pozostać, gdy więc się spotykali, zawsze musiało być to spotkanie we trójkę. Jedno dotychczasowe odstępstwo się nie liczyło.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Ais była kobietą bardzo wyrozumiałą i nie należała do przyzwoitek, które będą wisieć nad ramieniem podopiecznej przez cały czas. Oczywiście będzie jej pilnować i dotrzymywać towarzystwa, ale nie w taki sposób jak zrobiłaby to jakaś stara baba z twierdzy. Ais wiedziała, że gdyby nie ona to Rael dostałaby inną przyzwoitkę, od ojca. A znając Gallela to znalazłby dla córki kogoś bardzo konserwatywnego. Lubiła niebianina, ale miał dosyć srogie poglądy i nie dałby córce tyle swobody co Ais. A dyplomatka była raczej asystą dla Rael niźli podręcznikową przyzwoitką. Poza tym ona mogła opowiedzieć jej wiele o samym Tristanie. Gdyby była tu faktycznie osoba trzecia, to zapewne zachowywałaby się jak strażnik i to nie tylko moralności. Tymczasem z Ais można było swobodnie porozmawiać i czuć się przy niej bezpiecznie i dobrze. Oczywiście dyplomatka miała na głowie mnóstwo spraw w samej twierdzy, ale Tristan był bliski jej sercu. Nie można było też zapomnieć o wyrzutach sumienia jakie miała Ais przez dwie nieudane próby swatania go. Tą zamierzała dopilnować osobiście. Jeśli coś miałoby pójść nie tak, będzie trzymała rękę na pulsie.

Ze spokojem dokończyły śniadanie. Ais wypiła dwie filiżanki herbaty z opuncji, która z rana zawsze robiła jej dobrze. Była pyszna i słodka. Dyplomatka nie zjadła dużo, ot tyle by być sytą i wytrzymać do następnego posiłku. Ais umiała jeść, wiedziała ile jest jej potrzebne by wyglądać dobrze i tak właśnie się czuć. Wiedziała, że przejedzenie nigdy nie służy dobrze. A więc dokończyły jedzenie. Otarła usta serwetką, a potem odłożyła ją na stół. Kobiety nie czekały aż służba sprzątnie. Dyplomatka pierwsza wstała z krzesła i poprawiła swoją ciemnoniebieską sukienkę. To był już odruch, bo zawsze musiała wyglądać perfekcyjnie.

- Chodźmy - powiedziała miękko w stronę swojej podopiecznej. Rael wstała nieśpiesznie od stołu.
- Zaprowadzę cię do bawialni, ale uprzedzam, możesz się zdziwić. - Uśmiechnęła się lekko zadziornie. Ona w odróżnieniu od niebianki wiedziała czego się spodziewać.
Ais ruszyła w stronę drzwi. Obie kobiety wyszły z saloniku i ruszyły korytarzami w stronę komnaty, w której znajdował się Tristan. Nie było to daleko, przeszły zaledwie kilka korytarzy i znalazły się pod ogromnymi, białymi, dwuskrzydłowymi drzwiami ze złotką klamką. Ais nacisnęła na nią i weszła do środka.

Na środku pokoju, na miękkim dywanie siedział Tristan. Ubrany niczym najzwyklejszy, prosty ojciec. Miał na sobie beżowy, mięsisty sweter w grube warkocze, ze ściągaczem przy szyi, na dole i przy rękawach. Czarne, proste spodnie osłaniały jego nogi, a stopy... Nie miał nawet butów, zamiast tego szare, grube skarpety robione na drutach. Pomiędzy jego nogami (a siedział w rozkroku), siedziała sobie malutka Prim i gaworzyła wesoło bawiąc się drewnianym konikiem. Był na tyle duży, by swobodnie mieścił się w małej dłoni dziewczynki.
- Konik, konik, konik, konik - powtarzała malutka.
- Tak, konik - powtarzał po niej Tristan.
- Musi mieć stajnie - wtrącił się Elowen, który budował z kolorowych klocków niby-zamek.
- Ja mu zbuduję stajnie - oświadczył chłopiec pełen powagi.
- Koooo-nik! - cieszyła się dziewczynka. Kiedy drzwi do pokoju uchyliły się i do środka weszła Ais, a za nią Rael, mała Prim wyciągnęła zabawkę przed siebie i dumnie oświadczyła:
- KOOONIIK!
Tristan nie mógł powstrzymać śmiechu. Prim rozbroiła chyba wszystkich zebranych. Nawet stara Anabella uśmiechnęła się pod nosem. Mahiri natomiast zaśmiała się cichutko. Tylko Elowen miał nietęgą minę, bo chyba nie rozumiał dlaczego śmieją się z jego siostry. Dopiero kiedy śmiech ucichł, Tristan poczuł się lekko zażenowany widząc Rael. Nie był przygotowany na taką wizytę. Myślał, że zobaczą się znacznie później. Tymczasem ona stała tu i teraz, w pięknej sukni, z zadbanym warkoczem przełożonym przez ramię. A on... był w swetrze i skarpetach. Mimo to wstał powoli biorąc na ręce małą Prim. Dziewczynka miała na sobie lekką różową sukienkę i białe rajstopki. Wyglądała uroczo. Jej kręcone, ciemne włosy były niesfornie rozrzucone na jej głowie. Tristan odgarnął czarne loczki z czoła dziewczynki.

- Nie spodziewaliśmy się gości. - Uśmiechnął się jednak w miarę pogodnie, choć stał przed swoją przyszłą żoną w samych skarpetach i swetrze. - Ale witamy, witamy.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        O tak, gdyby to Gallel miał wybrać przyzwoitkę dla Rael, jej wizyta u Tristana na pewno byłaby sztywna i pełna krępujących scen, gdy mimo chęci nie mogliby nawet nagiąć konwenansów. Tak samo gdyby anioł zawitał do posiadłości osobiście. Był to kolejny powód, aby darzyć Ais wdzięcznością.
        - Dobrze, chodźmy - zgodziła się z elfką niebianka i wstała chwilę po niej, również poprawiając odrobinę sukienkę. Zerknęła pytająco na Mistrzynię Dyplomacji, ale nie zapytała co też ta miała na myśli wspominając o zaskoczeniu - zaraz przekona się o tym osobiście.

        Radosna Prim jako pierwsza zwróciła na siebie uwagę, gdy Rael weszła do bawialni. Niebiance szybko udzielił się jej wesoły nastrój - zachichotała, zasłaniając jednak usta dłonią, jak kultura nakazywała. Zrobiła to odruchowo, zupełnie podświadomie, bo w tym momencie nie panowała nad takimi rzeczami. Urzekło ją to co widziała - całokształt tego pomieszczenia i sceny, którą przed sobą miała. Bawialnia była przestronna i przytulna, unosił się w niej przyjemny zapach i specyficzne ciepło charakterystyczne dla miejsc, w których rodzina mogła zachowywać się jak najswobodniej. No tak, a jeśli o swobodzie mowa… Rael nie mogła się powstrzymać, by nie patrzeć na Tristana. Wyglądał faktycznie zupełnie inaczej niż to było do tej pory - gdzieś zniknęła cała jego godność i majestat, które okrywały go nawet w nocy. Teraz… Był zwykłym chłopakiem, kochającym ojcem, a nie lordem, nie arystokratą. I… pasowało mu to. Z jego postawy przebijała ujmują szczerość i szczęście, jakby to było właśnie to miejsce, do którego najlepiej pasował. Bez ugładzonych włosów, bez miecza przy pasie, bez wypastowanych na błysk butów (zupełnie bez butów!). Rael była wbrew pozorom zachwycona, zaraz jednak dotarły do niej dwie obserwacje. Pierwsza: że Tristan sprawiał wrażenie, jakby nakryły go na czymś bardzo intymnym i może nie powinny wparowywać do bawialni tak bez zapowiedzi. Druga zaś: ona sama wyglądała zupełnie inaczej. Nie pasowała do tego obrazka w tej swojej sukience i bucikach na obcasie. I tak jak to pierwsze można było usprawiedliwić wyczuciem Ais, która przecież nie ciągnęłaby panny Biennevanto do bawialni, gdyby Anlagorth miał się na nie złościć, tak z tym drugim już nic się zrobić nie dało. Na wątpliwości jednak nie było czasu, gdyż lord właśnie do nich podszedł, niosąc na rękach swoją uroczą córeczkę.
        - Dzień dobry, Tristanie - przywitała się z nim z uśmiechem, a po chwili nachyliła się do jego dziecka. - I dzień dobry, Prim! - zwróciła się do niej, a na koniec przechyliła się lekko w bok i pomachała ręką do chłopca budującego stajnie. - Dzień dobry, Elowenie!
        - To spontaniczna wizyta - usprawiedliwiła się przed lordem, prostując się. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy? Można się przyłączyć?
        I nagle Rael zrobiła coś, czego zupełnie wcześniej nie przemyślała, po prostu wykonała myśl, która w tym momencie wpadła jej do głowy. I to taką, która choć zdawała się być zupełnym drobiazgiem, ale na pewno zaskoczyłaby wielu dobrze urodzonych znajomych Rael. Mianowicie Biennevanto zdjęła buty. Stopami odzianymi w same pończochy stanęła na dywanie tuż przed Tristanem i spojrzała na niego, jakby była gotowa do zabawy z nim i jego dziećmi. W jej oczach nie było wahania, a raczej zadowolenie. Ani razu jej wzrok nie uciekł w stronę Ais, nie szukała u niej aprobaty, bo to między nią a lordem i jego rodziną miała narodzić się więź, a nie między nią a Mistrzynią Dyplomacji. O opinię zapyta ją co najwyżej później…
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan oczywiście był zaskoczony wizytą, ale nie zamierzał się do tego przyznać. Trzeba było wziąć sytuację taką jaka była. Nie był wstydliwą panienką przyłapaną w negliżu, tylko poważnym mężczyzną z dwójką dzieci. Nie mógł dać po sobie poznać, że czuje się lekko nieswojo. Oczywiście nie planował stawać przed przyszłą żoną (jeśli dobrze pójdzie) bez butów i w swetrze, ale skoro tak się już stało, nie będzie rozpaczać, a może nawet tak było lepiej. Przecież któregoś dnia i tak zobaczyłaby go w tej wersji. Nie było tajemnicą, że zajmował się dziećmi. Był dobrym i kochającym ojcem i nie pozwalał by jego dzieci wychowywały się tylko z niańkami. Musiał i chciał być częścią ich życia. Nie przewijał Prim za każdym razem, nie zawsze ją karmił, ale potrafił to robić i robił jeśli taka była potrzeba. Poza tym starał się dużo czasu spędzać z Elowenem. Jego ojciec nigdy nie dał mu wsparcia, nigdy się z nim nie bawił, nie okazywał mu uczuć. Może i go kochał, ale na pewno nie byli ze sobą związani. Tristan prawie nie mówił o swoich rodzicach i rodzinie. Prawda była taka, że równie dobrze mógł ich nie mieć. Nie łączyła ich żadna więź. Dlatego tak łatwo było mu zostać z dala od ojczyzny.

Tęsknił czasem za miejscami, za językiem, za pewną prostotą, a nawet za starym namiestnikiem, ale ta tęsknota nigdy nie brała góry nad tym co miał teraz. Może nie mówił teraz w ojczystym języku, ale Wspólna Mowa bardzo mu odpowiadała i posługiwał się nią doskonale. Dzieci na razie nie uczył lirieńskiego, nie widział ku temu potrzeby. One były dziećmi tej ziemi, tego kraju. Byli Rododendrończykami. Tristan nie chciał mieszać im w głowach. Elowen pamiętał trochę Lirien, a właściwie drogę z kraju aż tutaj. Tristan czasem opowiadał im historie z ojczyzny. Opowiadał im lirieńskie bajki i legendy, ale nie chciał by kiedykolwiek tęskniły za czymś co tak słabo pamiętały, a właściwie pamiętał, bo w końcu tylko Elowen miał stamtąd jakieś wspomnienia. Prim urodziła się tutaj i zapewne miała nigdy nie zobaczyć Lirien. Ale to nie martwiło Tristana, bo tutaj było im dobrze. Mieli wszystko, czego można by zapragnąć.

Ale wracając do sytuacji. Prim śmiała się wesoło. Rael wyjątkowo jej się podobała. Tristan nie wiedział dlaczego mała tak do niej lgnie, ale był to raczej powód do radości niż niepokoju. Widząc to co robi niebianka, lord uśmiechnął się od ucha do ucha. Takiego uśmiechu chyba jeszcze nikt u niego nie widział. Jej gest znaczył dla mężczyzny bardzo wiele. Nadal trzymając na rękach małą Prim sięgnął po dużą, satynową poduszkę leżącą na pobliskim, wolnym fotelu. Położył ją na podłodze i uśmiechnął się do Rael.
- Ależ proszę - dodał, odpowiadając na jej pytanie, czy może dołączyć. Sam usiadł z powrotem na dywanie krzyżując nogi. Prim nie chciała usiąść mu na kolanach, zamiast tego wyciągnęła rączki w stronę blondynki. Umiała już chodzić, może nie doskonale, ale jednak. Stała teraz podtrzymywana przez ojca i wyraźnie chciała powędrować w stronę niebianki. Gdy Rael usiadła na poduszce, Tristan puścił Prim. Dziewczynka chwiejnym, ale wesołym krokiem ruszyła w stronę Rael i dosłownie wylądowała jej w ramionach śmiejąc się wesoło.
- Mam konika! - oświadczyła nadal skupiając uwagę na zabawce, którą trzymała w rączce.
- A ja buduję stajnie - wtrącił się Elowen by zwrócić na siebie uwagę. - Dla konia Prim. Miał być zamek, ale koń musi mieć stajnie - wyjaśnił rzeczowo.
- Koniki są w stajni - powiedziała dziewczynka, w jednej ręce miała zabawkę a drugą zainteresowała się żywo włosami niebianki. Dotknęła je delikatnie dłonią i pogładziła. Nie ciągnęła, nie szarpała, była zaskakująco spokojna, ale też bardzo zainteresowana.
- Ładne, takie ładne - mówiła patrząc na długi warkocz, a potem podniosła wzrok na twarz kobiety i spojrzała swoimi uroczymi oczami w jej oczy.
- Ja takich nie mam - oświadczyła.
Tristan na razie nic nie mówił. Nie wtrącał się, chciał zobaczyć jak na to wszystko zareaguje Rael.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Uśmiech Tristana był najlepszą rzeczą, jaka mogła przytrafić się Rael - gdyby wiedziała, że tak drobny gest wywoła u niego tyle radości, nie naszedłby jej nawet cień wątpliwości, nawet gdyby była to najbardziej niestosowna rzecz pod słońcem. Wydawało jej się, że taki wyraz twarzy lorda był zarezerwowany dla jego najbliższych i długo przyjdzie jej pracować na to, by i dla niej był taki… ciepły. Ale teraz udało jej się wywołać uśmiech na jego twarzy i sprawiło jej to ogromne szczęście. Aż poczuła, jak jej serce załopotało i to w pewien bardzo specyficzny sposób. Nie pozwoliła jednak ponieść się póki co emocjom.
        - Dziękuję - odpowiedziała Tristanowi, podchodząc w stronę miejsca, gdzie bawili się z dziećmi. Była szczęśliwa i podekscytowana: zrobiła coś, co w jej odczuciu było słuszne i sprawiło jej wiele radości, nie wiedziała jednak co będzie dalej. Czym innym była zabawa z siostrzeńcami czy bratankami, a czym innym z obcymi dziećmi. Z Elowenem zdawało jej się, że złapała w miarę dobry kontakt, ale Prim sprawiała wrażenie córeczki tatusia, mogło więc być różnie. Tymczasem jednak mała aż się do niej rwała. Biennevanto nie zamierzała kazać jej czekać - przysiadła na poduszce, którą przygotował dla niej Tristan, przygładziła machinalnie spódnicę i z zachęcającym uśmiechem wyciągnęła ręce do Prim. Gdy dziewczynka do niej dotreptała i wręcz wpadła jej w ramiona, Rael przytuliła ją i razem z nią się zaśmiała. Dzieci miały coś w sobie, że zarażały swoim szczęściem. Niebianka potrzymała więc małą chwilę w objęciach, po czym pomogła jej usiąść obok siebie na poduszce.
        - Tak, konik - zgodziła się, gdy Prim nadal machała jej przed twarzą swoją ulubioną na ten moment zabawką. Zaraz też zerknęła na Elowena, który domagał się odrobiny uwagi. Uśmiechnęła się do niego.
        - Bardzo ładnie - pochwaliła go. - Konik na pewno będzie szczęśliwy, że będzie miał gdzie mieszkać. I Prim także, prawda, Prim? - zwróciła się do dziewczynki, która znowu przykuła jej uwagę, bo zainteresowała się jej warkoczem. Biennevanto spokojnie pozwalała na to, aby mała bawiła się jej włosami, bo była niezwykle delikatna i w sumie było to bardzo miłe. Ciekawe tylko do czego to doprowadzi… Ale nie doszło do niczego zaskakującego.
        - Dziękuję, Prim - odpowiedziała, gdy dziewczyna powiedziała, że jej włosy są ładne. A gdy spojrzały sobie w oczy, niebianka uśmiechnęła się miło. Pokiwała głową w reakcji na jej obserwację.
        - Tak, twoje włosy są inne - zgodziła się. - Ale też są ładne. I gdy będziesz większa też będziesz mogła mieć takie długie włosy jak ja, gdy będziesz chciała - zapewniła, po czym wzięła swój warkocz i od tyłu założyła go na ramię dziewczynki, jakby należał do niej.
        - Będziesz miała taki, tylko ciemny - powiedziała, przytulając Prim do siebie.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Ais była zadowolona z obrotu spraw. Tak właśnie to wszystko powinno wyglądać za pierwszym razem. Nie rozumiała do dziś, gdzie popełniła błąd. Może chciała wszystko zrobić zbyt szybko. Może za mało znała kandydatki. Z drugiej jednak strony z Rael też nie miała kontaktu tak dobrego jak z pozostałymi kobietami, które wybrała na żony dla Tristana. Na szczęście tym razem wszystko zdawało się układać idealnie. Dzieci Tristana chyba zaakceptowały nową osobę. Z Meredith i Mahiri nie było tak łatwo. Prim nie od razu była przekonana do brązowowłosej. Musiało minąć kilka dni nim zaczęła do niej mówić. Tymczasem do Rael przekonała się prawie natychmiast. Dziewczynka była nią zafascynowana. Podobała się jej.

Kiedy niebianka przerzuciła warkocz na ramie malutkiej, ta pogładziła go tak jakby był jej.
- Nie będę mogła mieć takiego? Białego? - zapytała.
- Będziesz miała czarne włosy kochanie, jak tata – wtrącił się Tristan. Prim spojrzała na ojca i uśmiechnęła się. Tristan celowo nie powiedział, że będzie miała włosy jak jej matka. Nie chciał tego mówić. Prim nie pamiętała mamy, nie wiedziała kim była. Docierało do niej, że kobieta na wielkim obrazie w jednej z komnat to była jej matka, ale nie potrafiła jeszcze tego zrozumieć. Tristan od czasu do czasu pokazywał jej Tantris, ale Prim była jeszcze za malutka, by to wszystko ogarnąć.
- Będziemy się bawić? - spytała, ale patrzyła na ojca.
- Oczywiście – odparł Tristan.
- A dostanę księżniczkę?
Tristan uśmiechnął się mimowolnie. Księżniczka była lalką na specjalne okazje. Jej rączki, nóżki i głowa były zrobione z porcelany i pomalowane. Reszta była szmaciana, ale księżniczka była ubrana w piękną satynowo-koronkową suknię z prawdziwymi perłami. Jej gorset haftowany był złotą nicią. Wykończenia sukni zrobiono z drobnych koralików. Był to prezent od Tristana na Święto Życia. Lalka była dość delikatna, dlatego wyciągano ją na specjalne okazje. Wtedy gdy Prim miała spokojny nastrój i wiedziała jak się z nią obchodzić.
- Dostaniesz księżniczkę – odparł ojciec. Prim zapiszczała z radości.
- Daj mi, daj mi, daj! - krzyknęła radośnie.
- No już, już, spokojnie Prim – odezwał się Tristan wstając z podłogi. Księżniczka stała na jednej z komód, w otoczeniu innych lalek. Mężczyzna wziął lalkę i wrócił do towarzystwa. Prim uradowana wyciągała małe łapki w stronę ulubionej lalki. Tristan podał ją dziewczynce delikatnie, a ona wzięła ją i przytuliła do piersi. Lalka była dość duża, ale spokojnie mieściła się w ramionach ciemnowłosej.
- Księżniczka! - cieszyła się mała.
- To jest księżniczka. –Odsunęła od piersi zabawkę, odwróciła się w stronę Rael i pokazała niebiance lalkę.
- Ma księcia i konika. I mieszka w zamku. Tata jest jej księciem!
- I daje jej buzi! - wykrzyknął Elowen śmiejąc się do rozpuku. Nabijał się z ojca, bo Prim kazała mu całować lalkę i to nie jeden raz. W końcu książę musiał całować księżniczkę. Tristan uśmiechnął się i pokiwał głową patrząc na Elowena.
- Kto całował księżniczki jak był mniejszy? - powiedział.
- Ja nie! - od razu odparł chłopiec. Chociaż wszyscy wiedzieli, że jeszcze niedawno księciem dla lalki był brat Prim. Ale Elowen wydoroślał i już nie chciał całować lalek. W dodatku wypierał się, że kiedyś to robił. Tristan troszeczkę mu dokuczył, ale Elowen tylko ściągnął brwi, jednak nie obraził się.
- Będziesz się ze mną bawić? - spytała Prim spoglądając na niebiankę. - Możemy iść tam. – Wskazała ręką na drewnianego, bujanego konia. - Księżniczka będzie jeździć ze mną na koniku.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael cały czas była uśmiechnięta - jakże mogłaby nie być w tak przyjemnej, rodzinnej atmosferze? Prim ufnie do niej przyszła i traktowała ją jak znajomą ciocię, śmiała się i pozwalała przytulać. Była naprawdę urocza, tak samo zresztą jak jej brat.
        Panna Biennevanto chciała już powiedzieć coś o włosach i wyjaśnić córce Tristana, że ich kolor się nie zmieni, ale to nie powód do zmartwienia, bo jej i tak były śliczne, lecz jej tata wybrnął z tego w znacznie lepszy sposób. Rael uśmiechnęła się do niego z zadowoleniem - był naprawdę dobrym ojcem. Niebianka wiedziała w końcu kto był matką Prim i że mała odziedziczyła po niej urodę, lecz Tristan bardzo dyplomatycznie wspomniał o sobie, a nie o biologicznej mamie - nie robił w ten sposób małej mętliku w głowie…
        Rael po raz kolejny uśmiechnęła się do lorda Anlagortha, gdy ten rozmawiał z córką, poruszyła też lekko brwiami, sygnalizując swoje zainteresowanie wspomnianą lalką.
        - Prim, a kto to księżniczka? - zwróciła się do dziewczynki. - Przedstawisz mi ją?
        Rael przytrzymywała wiercącą się w miejscu córkę Tristana, jednocześnie śledzą wzrokiem jego poczynania. Była pod wrażeniem lalki, jaką zobaczyła - była pięknie wykonana, prawdziwe dzieło sztuki, które z reguły zdobiło salony dojrzałych już panien albo służyło do zabawy dla starszych dziewczynek. Niejedna niańka dostałaby trzepotania serca widząc takie maleństwo jak Prim z tak cenną lalką w rękach. Rael jednak nie wyglądała na zaniepokojoną ani niezadowoloną - Tristan pozwalał córce na zabawę księżniczką, a ona wierzyła jego ocenie. Doceniała też to, że w lordzie nie było ani krzty zadęcia i jedyne na czym mu w tym momencie zależało to zrobienie przyjemności Prim.
        - Miło mi ją poznać - odpowiedziała dziewczynce, gdy ta pokazała jej swoją lalkę. - W takim razie to naprawdę prawdziwa księżniczka - zgodziła się z Prim całkowicie serio, gdy ta wspomniała o zamku i koniu… I o księciu, którym był Tristan. Nie powstrzymała się, by w tym momencie na niego nie spojrzeć, śmiejąc co prawda razem z dziećmi, ale przecież lord wiedział, że nie nabijała się z niego - po prostu udzielił jej się nastrój chwili. Roześmiała się jednak jeszcze głośniej, gdy ojciec z synem zaczęli się przekomarzać, zasłoniła jednak przy tym usta dłonią, bo nie wypada by dobrze urodzona dziewczyna tak rżała jak kobyła, pokazując przy tym zęby.
        - Pobawię się z tobą - przytaknęła Prim, gdy ta ją o to zapytała. Cały czas asekurując dziewczynkę jedną ręką wstała i poprawiła spódnicę swojej sukni. Przez to, że zdjęła buty, które miały obcasik, musiała ją lekko przytrzymywać, by nie potknąć się o rąbek.
        - Chodźmy - zachęciła Prim, trzymając ją za rączkę. - A może rycerze i książęta pójdą z nami na przejażdżkę? - zaproponowała Tristanowi i Elowenowi.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Ten poranek okazał się być niezwykle ważny. Tristan zobaczył, że Rael naprawdę chce być częścią jego rodziny. W przeciwnym razie nie bawiłaby się z jego dziećmi, nie zdjęłaby butów i nie usiadła razem z nimi. Wydawało się, że wszystko szło w naprawdę dobrym kierunku. Rael była właściwie pierwszą kobietą, z którą jego dzieci złapały tak dobry kontakt.
Elowen nigdy nie lubił Tantris, zresztą dała mu ku temu wiele powodów. Meredith próbowała w jakiś sposób zbliżyć się do młodego panicza i jego siostry, ale dzieci były wobec niej nieufne. Z Mahiri... Cóż... Elowen ją lubił, Prim też, ale nie wzbudziła w małej dziedziczce takiego zainteresowania jak Rael. Może to właśnie była idealna kandydatka na żonę dla lorda? Może w końcu miał znaleźć dla siebie i dla dzieci kogoś, kto faktycznie pasował do tego obrazka. Tristan wyjątkowo dobrze czuł się w obecności niebianki. Była miła, inteligentna, patrzyła w przyszłość w podobny sposób co on. A przede wszystkim – starała się. Tristan widział jak bardzo. Mało która kobieta byłaby w stanie zachować się w tak przyjazny sposób. Miło było patrzeć jak zakłada malutkiej Prim swój warkocz na ramię. Jak mówi do niej i tłumaczy. Choć jeszcze nie miała dzieci, Tristanowi wydawało się, że będzie świetną matką. Nie była szczebiocząc nastolatką, ale też nie przypominała w żaden sposób nazbyt poważnej szlachcianki. Owszem, przestrzegała etykiety, ale też potrafiła z niej zrezygnować, jeśli tego wymagała sytuacja. Tristanowi przeszło przez myśl, że może tym razem Ais ma rację i Rael jest kobietą dla niego. Na razie nie wybiegał daleko w przyszłość. Ot na parę dni do przodu, żeby zapewnić swojemu gościowi jakieś rozrywki i możliwość poznania jego samego i jego rodziny.

Dzień minął im bardzo przyjemnie. Poranek na zabawach, przedpołudnie na spacerze, potem Tristan musiał na chwilę zostawić swojego gościa by popracować, ale wieczorem wszyscy zebrali się na uroczystej kolacji, po której gości zaproszono do wystawnego salonu. Tristan zaprosił Rael do gry w szachy. Rozmawiali o książkach, troszeczkę o poezji, Tristan opowiadał też o swojej ojczyźnie. Kiedy byli bez dzieci, mogli też poruszać inne tematy. Tristan oczywiście przed wizytą w salonie ułożył swoje pociechy do snu, ale potem cały wieczór przebywał w towarzystwie swojej potencjalnej narzeczonej i rzecz jasna jej przyzwoitki. Ais przez większość wieczoru rozmawiała z Anastazją, która siedziała z nimi. Rael mogła się przekonać, że kobieta, choć nie miała tytułu i choć była tylko zarządczynią dworu w przeszłości, tutaj miała status znacznie większy niż można by się spodziewać. Prawda była taka, że Tristan traktowała Anastazje trochę jak swoją matkę albo babcię. Była dla niego ważna, co okazywał bardzo śmiało. No bo który lord ośmieliłby się zaprosić służącą do stołu, czy na wieczorne spędzanie razem towarzystwa? Anastazja doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że za każdego innego pana nie miałaby takich praw. Początkowo, kiedy lord ją poznawał, nie miała takiego statusu, z czasem jednak wszystko się zmieniło, głównie dlatego, że Tristan odnalazł w starszej kobiecie prawdziwego przyjaciela. Pomagała mu nie tylko w sprawach dworu, ale też w tych prywatnych, stała się dla niego ważna. I prawdę mówiąc w nosie miał konwenanse, że nie powinien z nią siadać do stołu. Nie musiała mieć tytułu, by traktować ją wyjątkowo. Oczywiście nie był aż tak nowoczesny by spożywać posiłki z innymi służącymi, nie można przesadzać w żadną ze stron, ale bywało, że jadał śniadania z Saurą, wnuczką Anastazji. Ale były to spotkania, na których oprócz jedzenia załatwiali też różne sprawy dworu.

Kolejne dni minęły bardzo szybko. Tristan każdą wolną chwilę poświęcał niebiance. Pracował, owszem, ale starał się każdą wolną chwilę spędzać z Rael. Dużo rozmawiali, zarówno o przeszłości, teraźniejszości, jak o przyszłości. Jedli razem posiłki, jeździli na konne przejażdżki, grali w karty i inne gry, bawili się z dziećmi, chodzili na spacery, oczywiście wszystko w obecności przynajmniej jednej przyzwoitki.

Minął tydzień.

Rael miała zostać w posiadłości jeszcze kilka dni. Potem miała udać się do Rododendronii razem z Ais i tam decydować co dalej. Rzecz jasna wliczał się w to listo do ojca, w którym Rael miała napisać mu wszystko co powinno zostać napisane. Jednak póki co byli jeszcze w Lawendowym Dworze. Było wczesne popołudnie, słońce świeciło mocno i ogrzewało ziemię. Wybrali się na konną przejażdżkę. Oczywiście była z nimi Ais, ale oprócz niej też dwójka strażników, Albert i Reegan. Rzecz jasna Tristan i jego dwór to nie tylko służący i jego rodzina, ale także kilkunastu strażników. Dwór musiał mieć ochronę. Nie miał armii, ale stał na odludziu i trudno byłoby uniknąć ataków ze strony gagów oprychów, gdyby pozostawał sam sobie. Z straże płacił zamek królewski, ze względu na to, że Tristan był osobą bardzo wysoko postawioną.

Albert jechał z przodu. Kawałek za nim Tristan z Rael u boku, lekko za nimi Ais i na samym końcu Reegan. Wjechali na szeroką równinę przez dworem i zmierzali do rozlewającego się niżej, w dolinie, lasu. Tristan nieco pośpieszył konia, on i Rael wyprzedzili jadącego na czele Alberta. Rozmawiali ze sobą o sprawach trywialnych, nie poruszali żadnego trudnego tematu. Tristan od czasu do czasu spoglądał na swoją towarzyszkę, ale starał się też uważać na drogę. Dotarli do lasu i wjechali na szeroki gościniec. Liście szumiały przyjemnie, a drzewa dawały ochronę przed słońcem. Nagle Tristan zobaczył coś w oddali. Spojrzał przepraszająco na towarzyszkę i spiął konia. Albert chyba zobaczył to samo co lord i także pognał swojego rumaka.

Tristan w mgnieniu oka znalazł się w miejscu, do którego zmierzał. Na środku drogi leżał przewrócony wóz. Nie było przy nim koni, ktoś musiał je odpiąć, a raczej ukraść. Tristan zeskoczył ze swojego ogiera i zaczął obchodzić wóz. Nagle zauważył, że zza koła wystaje czyjaś dłoń. Pośpieszył w tamtym kierunku, lecz to co zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Na ziemi leżały cztery osoby. Mężczyzna o ciemnych włosach, z którego piersi wystawał nóż. Kobieta, cała we krwi i z poderżniętym gardłem, a jeszcze dalej dwie dziewczynki. Jedna starsza, druga młodsza. Obie miały na głowie burzę, rudych loków, zupełnie jak ich matka. Miały poszarpane bluzki i spódnice podciągnięte zdecydowanie za wysoko. Jedna z dziewczynek miała ogromnego siniaka na policzku i pod okiem, druga, ta młodsza, rozciętą wargę i brew. Ich wątłe ramiona i szczupłe nogi całe były w siniakach. Tristan dopadł najpierw do mężczyzny mając nadzieję, że mimo noża w klatce żyje. Niestety, było inaczej. Do kobiety nie podchodził, było oczywiste, że nie żyje, ale dziewczynki...

Albert dojechał do miejsca wypadku tak szybko, jak się dało. Dopadł do dziewczynek, przyłożył ucho do klatki piersiowej młodszej z nich.
- Ona oddycha! - wykrzyknął. Tristan klęczał przy drugiej z nich, zrobił dokładnie to samo co Albert. Druga dziewczynka również żyła.
- Trzeba zabrać je do dworu – powiedział stanowczo lord, w międzyczasie próbując okryć odsłonięte części ciała dziewczynki.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Pobyt w Lawendowym Dworze nie mógłby być lepszy. Rael bardzo polubiła Tristana, jego rodzinę oraz pozostałych mieszkańców posiadłości, w tym również służbę, która była jej bardzo życzliwa. Jej relacja z lordem również układała się bardzo dobrze. Nie nudzili się w swoim towarzystwie, Tristan był mężczyzną elokwentnym, szarmanckim i bardzo ciepłym, takim, przy którym Rael wyobrażała sobie przyszłość. Jej wątpliwości czy aby na pewno będzie w stanie stać się częścią tej rodziny już praktycznie zniknęły - widziała, że mała Prim i Elowen ją polubili i zaakceptowali. Nawet Ais pozwoliła sobie na rzucony mimochodem komentarz, że mały panicz, który do tej pory miał dość niemiłe doświadczenia z potencjalnymi partnerkami Tristana, w stosunku do Rael był zaskakująco ufny. To bardzo ją podbudowało.

        Szybko minął półmetek wizyty w Lawendowym Dworze i wtedy Rael zaczęła zastanawiać się jak to wszystko się skończy. Układało się dobrze, nawet świetnie, lecz czy to było to? Błogosławiona wiedziała, że będzie musiała za kilka dni, co najwyżej tygodni, dać odpowiedź. Tymczasem nie była wcale pewna czy to co było między nią a Tristanem, było powoli rodzącą się miłością, czy przyjaźnią, która nigdy nie stanie się niczym więcej. Siostra w jedynym liście, jaki jej wysłała podczas tego pobytu, utwierdziła ją w przekonaniu, że powinna słuchać głosu serca, a ono uparcie milczało. Na razie jednak nikt jej nie pytał o decyzję, a ona pozwalała, żeby wszystko toczyło się swoim rytmem, bo była przekonana, że jeszcze coś na pewno się zdarzy.

        Tego dnia Rael ubrała się w granatowo-białą, bardzo prostą i praktyczną sukienkę, idealną do jazdy konnej, bo z szeroką spódnicą i z grubego materiału, którego nie podwiewało nawet przy szybszej jeździe. Jednak jako że tego dnia planowali raczej spokojną przejażdżkę w spacerowym tempie, niebianka dopełniła kreację żakietem i kapeluszem, który miał chronić jej oblicze przed słońcem, aby pozostała arystokratycznie blada i nie nabawiła się oparzeń.
        Towarzystwo było skromne - Rael zdążyła już przywyknąć do tego, że zawsze towarzyszyło im dwóch strażników, którzy jednak pozostawiali im wiele swobody, tak samo jak jadąca nieco z tyłu Ais. Nie istniały przesłanki, aby otaczać lorda Tristana albo jego towarzyszkę ciasnym kordonem, w tej okolicy można było sobie pozwolić na nieco swobody.
        w trakcie jazdy Rael zebrało się na rozmowy na temat lokalnych roślin. Było lato, wszystko kwitło albo nawet już owocowało, zieleń była piękna i wybujała. Tristan jak zawsze miał coś do powiedzenia na ten temat - dobrze znał się na florze tej okolicy jak również na uprawach, a poza tym jak zawsze wtrącał jakieś uwagi dotyczące tego, co rosło o tej porze w jego ojczyźnie, gdyż zdążył się już zorientować, że te informacje szczególnie interesowaly Rael. Para, której tak dobrze się rozmawiało, nawet nie spostrzegła, gdy minęła jadącego na przedzie ochroniarza, jednak właśnie dzięki temu lord Anlagorth jako pierwszy dostrzegł niepokojący widok przed nimi, a chwilę później to samo zobaczyła Rael. Posłali sobie porozumiewawcze spojrzenia, a chwilę później Tristan od razu pogonił swojego konia, za nim zaś pośpieszył Albert. Rael chwilę walczyła ze sobą czy powinna zostać, czy się zbliżyć. Chciała jechać za mężczyznami, gdyż miała przeczucie, że może się przydać, lecz jednocześnie wiedziała, że mogłoby to być niebezpieczne i dla niej, i dla jej towarzystwa. W końcu w okolicy mogli być jeszcze sprawcy tego… Wypadku? Napadu? Panna Biennevanto już w głębi serca podejrzewała co tam się wydarzyło, ale nadal łudziła się, że może nie było tak źle. W końcu podjęła decyzję.
        - Ais… - Obróciła się do elfki i już nawet nie musiała kończyć zdania. Mistrzyni Dyplomacji wiedziała co będzie chciała powiedzieć jej podopieczna i przyzwalająco skinęła jej głową, a gdy Biennevanto pogoniła swojego wierzchowca, ona ruszyła zaraz za nią razem z Reeganem.

        Rael zbliżając się do wozu powoli wytracała prędkość, aż w końcu zupełnie wstrzymała konia. Z początku wyglądała tylko na zaniepokojoną, lecz im bliżej była, tym bardziej niepokój ustępował miejsca przerażeniu. Zwróciła przede wszystkim uwagę na to, jak poruszali się Tristan i Albert, jak wielka nerwowość była widoczna w ich gestach. Słyszała okrzyki - “ona żyje”, “oddycha” i wtedy wiedziała już wszystko. Zatrzymała konia tam, gdzie stała reszta wierzchowców i zeskoczyła na ziemię. Bez słowa ruszyła na tyły wozu, a widok, jaki tam zastała, zupełnie odebrał jej mowę. Stała przez moment jak słup soli, lecz był to zaledwie moment, po którym zaraz się ocknęła i dołączyła do Tristana i Alberta, którzy sprawdzali stan rannych. Idąc zdjęła z siebie żakiet, w biegu zerknęła do wnętrza wozu by upewnić się, czy nikogo tam nie było, po czym gdy dotarła do młodszej dziewczynki, nakryła ją swoją kurtką, bo dostrzegła, że góra jej sukienki była tak podarta, że nie zasłoniłaby już niczego. Poprawiła również jej spódnicę, choć strasznie drżały jej ręce, a w oczach czaiły się łzy. Jak ktoś mógł je tak potraktować? Przecież to były jeszcze dzieci, niewinne i bezbronne istoty, a jacyś zwyrodnialcy tak bardzo je skrzywdzili…
        - Biedactwo… - szepnęła niebianka z żalem i czułością jednocześnie, głaszcząc nieprzytomną dziewczynkę po włosach.
        - Panienko… - zwrócił się do niej Reegan, który dojechał na miejsce chwilę po niej i teraz stał nad Biennevanto, gotowy by jej pomóc. Gdy więc padły zdecydowane słowa lorda Tristana, że trzeba zabrać dziewczynki do Dworu, on od razu pochylił się, by podnieść tę biedną kruszynę.
        Rael odsunęła się, by dać ochroniarzowi miejsce do działania. Cały czas jednak była blisko, by w razie czego móc go wspomóc w opiece nad dziewczynką.
        - Wezmę ją do siebie na konia, mam wygodniejsze siodło - powiedziała. Dziecko było drobne, więc Biennevanto nie powinna mieć problemów z utrzymaniem jej przed sobą, a chciała mieć pieczę nad tą kruszyną.
        Rael będąc już z Reeganem i nieprzytomną dziewczynką przy swoim koniu, spojrzała na Tristana, a w jej oczach poza smutkiem wywołanym tragedią, jakiej byli świadkami, widać było jednocześnie wdzięczność za to, że lord tak sprawnie zareagował.
        - Ktoś będzie musiał tu wrócić, by zająć się rodzicami - powiedziała trochę do lorda, a trochę do stojącego obok ochroniarza, gdyż ten zaraz na nią spojrzał.
        - Oczywiście - zapewnił z powagą, po czym pomógł niebiance wsiąść na konia razem z dziewczynką.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Idąc za przykładem Rael, Tristan zdjął z siebie ciemnoczerwony surdut i przykrył nim dziewczynkę. Wcześniej o tym nie pomyślał. Zresztą tak wiele wydarzyło się w tak krótkim czasie. To co się tutaj stało było masakrą. Tak, masakra to było idealne słowo. Zamordowani rodzice, zgwałcone i pobite dziewczynki. Przecież to były jeszcze dzieci, malutkie dzieci, jak można było zrobić im coś takiego? Tristan widział w swoim życiu wiele śmierci, w końcu był na wojnie, ale nigdy się do niej nie przyzwyczaił. Nie był bez serca. Jednak w obliczu tego co tu zastali musiał zachować zimną krew. Dzieci trzeba było jak najszybciej przetransportować do dworu, wezwać medyka i zająć się zamordowanymi rodzicami.

Nie sądził, że Rael zaangażuje się w całe to wydarzenie, ale nie zmierzał jej odsuwać. Miała prawo tu być, zresztą była niebianką, na pewno wiedziała co robić. Nie spodobał mu się pomysł by wiozła dziewczynkę do dworu, jednak uznał, że w takim momencie nie ma sensu oponować. Gdy niebianka siedziała na koniu, Reegan podał jej nieprzytomne dziecko. Tristan i Albert zrobili to samo. Lord wsiadł na konia, a strażnik podał mu dziewczynkę. Gdy oboje byli już w siodłach, Tristan spojrzał na Rael, a potem na Ais, która nie zsiadła z konia.
- Jedź do wioski, przyprowadź medyka - rzekł w stronę mistrzyni dyplomacji. Ais nie była służącą, nie była strażnikiem, ale wiedziała, że tylko ona może to zrobić. Miała szybkiego konia, była lekka, doskonale jeździła konno i bardzo dobrze znała okolicę. Ais nie dała tego po sobie poznać, ale i ją ruszyło to co tutaj zastali, jednak nie pierwszy raz w życiu miała do czynienia ze śmiercią. Kiwnęła głową w stronę Tristana i spięła swojego konia. Spod kopyt wierzchowca posypała się ziemia. W chwilę później Ais była już daleko, gnała na przełaj by jak najszybciej dotrzeć do wioski i sprowadzić pomoc.

- Zepchnijcie wóz na bok - rozkazał lord siedząc już na grzbiecie swojego ogiera.
- Zabierzcie ciała do dworu, trzeba ich opatrzyć, przebrać i pochować - mówił niezwykle jasno i rzeczowo, choć nawet on w głębi duszy czuł przerażenie. Jednak w tej chwili były ważniejsze rzeczy niż wściekłość i bezradność dotycząca tego co tu się stało. Tristanowi przeszło jednak przez myśl, że ludzie, lub nieludzie, którzy to zrobili musieli już być daleko, bo ciała zamordowanych zdążyły już nieco ostygnąć. No i nie mogła być to grupa, która grasowała po okolicznych wsiach, gdyby tak było Tristan by o tym wiedział. Szybko więc doszedł do wniosku, że to musiał być ktoś przejezdny. Nie miał jednak w tej chwili czasu by o tym rozmyślać. Ponownie spojrzał na Rael. Miał poważną minę, taką, jakiej jeszcze u niego nie widziała.
- Do dworu - powiedział stanowczo, ale jego głos nie był wrogi. Spiął konia i pognał w stronę równiny, nie odwracając się za siebie. Wiedział jednak, że Rael jedzie na nim. Nie musiał tego sprawdzać. Ufał jej.

Nie sądził, że ich wycieczka skończy się w taki sposób. Miał nadzieję na kolejny, spokojny dzień, ale wszystko potoczyło się inaczej...
Jechał szybko, ale nie przesadzał, nie chciał bowiem zrobić krzywdy dziewczynce. Rael zrównała się z jego koniem. Obie dziewczynki mimo wstrząsów nie odzyskały przytomności. Tristan pomyślał, że może to i lepiej. Poprawił surdut, którym okrył swoją podopieczną - nie chciał by ten zsunął się na ziemię. Nie chodziło o to, że ubranie mogło się zniszczyć, ale o to, by dziewczynka nie marzła. Nigdy wcześniej nie ratował dziecka. Na wojnie byli mężczyźni, pomagali ranny i sobie nawzajem, ale to co się dział tu i teraz, było zupełnie czymś innym. Jednak lord nie tracił panowania nad sobą.

Szybko dojechali do dworu. Przy dziedzińcu kręciło się kilkoro strażników, Tristan przywołał ich do siebie. Pytali co się stało, ale lord nie miał czasu tłumaczyć. Strażnicy wzięli na ręce dziewczynkę, którą wiózł Tristan. Gdy ten zeskoczył z konia, odebrał ranną od mężczyzny. Sam chciał się nią zająć. U Rael było nieco inaczej - Grog, starszy strażnik o siwej, długiej brodzie odebrał od niebianki dziecko, ale już jej go nie oddał, choć ta zsiadła z konia.
- Za mną - lord rzekł stanowczo do Groga, ale zaraz potem spojrzał na drugiego strażnika.
- Wezwij Anastazję, natychmiast, niech przyjdzie do zielonego salonu. Już. Biegiem - rozkazał. Młody mężczyzna z burzą blond włosów na głowie biegiem ruszył w stronę posiadłości. Tristan niewiele mówił, ale jeśli już się odzywał, był bardzo konkretny.
- Rael - rzekł tak spokojnie jak tylko w tej chwili potrafił. - Przejdź korytarzem wzdłuż lewego skrzydła, na końcu po prawej stronie są komnaty służby. Wezwij Ilsę, Mimi i Lenę, powiedz co się stało. Niech przyniosą wodę, płótno, ubrania, wszystko co trzeba by opatrzyć i przebrać dziewczynki. Zielony salon jest na piętrze, na samym końcu korytarza po lewej stronie, one wiedzą gdzie to - wyjaśnił. Nie żądał do Rael niczego, to co mówił było prośbą, ale wiedział, że niebianka na pewno go posłucha. To co miała zrobić nie należało do obowiązków szlachcianki, jednak był pewien, że w takiej chwili Rael zrozumie, że czas liczy się najbardziej. On zaś, wraz z Grogiem, ruszyli do wnętrza budynku.
Zablokowany

Wróć do „Lawendowy Dwór”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość