Lawendowy Dwór[Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

Lawendowy Dwór położony zaledwie kilka godzin jazdy wierzchem od samej stolicy. Jego właścicielem jest Lord Tristan an Anlagorth. Posiadłoś otrzymał on w prezencie ślubnym do króla i królowej. Obecnie lord zamieszkuje go lord wraz z dziećmi synem Elowenem i córeczką Prim.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Na twarzy Rael błąkał się uśmiech. Ją również cieszył widok jej zakochanych rodziców, bo chociaż od ślubu minęło już ponad trzydzieści lat, a Gallel powoli zaczynał wyglądać na syna Triany a nie jej męża, ich miłość pozostawała niewzruszona. Zahartowała się już na samym początku, gdy związek tych dwojga stanowił jeden olbrzymi skandal - on, szanowany dyplomata, miał romans z nieletnią dziewczyną, którą zobowiązał się wychować, a nie uwieść. Wiele osób zarzucało mu, że zdradził pamięć swojego przyjaciela i jego słowo nie jest nic warte, lecz Gallel nie przejmował się gadaniem: kochał Trianę z całego serca, a ona odwzajemniała jego uczucie z tą samą siłą, bo chociaż była wtedy jeszcze prawie dzieckiem, emocjonalnie była w pełni dojrzała. Anioł zresztą do niczego jej nie zmuszał, wręcz długo krył się z tym, co do niej czuje, bo zdawał sobie sprawę z tego jak brzemienne w skutkach może być jego wyznanie. Lecz odwzajemnianych uczuć nie sposób ukrywać. Wyznali sobie miłość, gdy ona miała szesnaście lat, pobrali się, gdy miała siedemnaście, a niedługo przed ukończeniem dziewiętnastego roku życia, Triana powiła swych najstarszych synów. Teraz już nikt nie pamiętał jak wielkie zgorszenie towarzyszyło początkom tego małżeństwa i w jaki wielką niełaskę popadł wtedy Gallel Biennevanto, który wybrał miłość nad karierę.
        - To poważna deklaracja - zauważyła Rael z pewną ciepłą nutą uznania w głosie. - I bardzo szlachetna, dobra. Twoje dzieci z pewnością będą ci w przyszłości za to wdzięczne. Człowiek bez miłości jest pusty…
        Rael lekko zwolniła, gdy Tristan nagle uderzył w poważny ton związany bezpośrednio z nimi i z wizytą Niebianki w Lawendowym Dworze. Zwróciła się bardziej w jego stronę, już w ogóle nie zerkając na boki, co mogło skończyć się dla niej potknięciem albo wpadnięciem na na jakiś klomb, ale z tego co pamiętałą jeszcze daleko przed nimi nie było żadnych przeszkód. A Tristan zasługiwał teraz na całą jej uwagę. Gdy na nią patrzył, w jej oczach mógł dostrzec akceptację i wdzięczność. Nim jednak odpowiedziała na jego jakże stanowczą i szczerą deklarację, chwilę milczała patrząc mu w oczy. Wydawało jej się, że pod tą całą powagą i powierzchowną surowością dostrzegła młodzieńca, który był bardziej przejęty od niej i tak bardzo chciał by jego słowa zostały dobrze zrozumiane i przyjęte. Rael nie zawiodła jego oczekiwań.
        - Rozumiem cię, Tristanie - zapewniła go. - Rozumiem i bardzo doceniam twoje podejście i to jak mnie traktujesz. Pochodzę z rodziny tradycyjnej, gdzie aranżowane małżeństwa są normą, lecz nie mają na celu pomnożenie majątku czy wzmocnienie pozycji społecznej, a raczej… dopomożenie losowi. Dlatego nie miałam oporów przed przyjęciem twojego zaproszenia. Chciałabym, by między nami powstała zdrowa relacja, która rozwinie się w to, co dla nas obojga najlepsze - wiem, Tristanie, że jesteś bardzo dobrą partią, może wręcz za dobrą dla mnie, jeśli patrzeć na nas przez pryzmat urodzenia i pozycji, lecz nie będzie to miało wpływu na to co do ciebie poczuję. Jeśli się z tobą zaprzyjaźnię, jeśli cię pokocham, to tylko za twoje wnętrze, a nie za to co posiadasz i co możesz mi dać. Nie czuję presji z powodu majątku ani też przez to, że skojarzyła nas lady Ais, którą mój ojciec nieumyślnie jeszcze mocniej zaangażował w całą sprawę nalegając na opiekę nade mną. O założeniu rodziny myślę bardzo poważnie i nie podejmę pochopnej decyzji.
        Rael nabrała powietrza jakby miała coś jeszcze powiedzieć, lecz ostatecznie w tym miejscu zakończyła myśl i posłała lordowi ciepły, choć dość słaby uśmiech, jakby miał on stanowić potwierdzenie jej szczerych intencji. Mogła jeszcze dodać, że nie grozi jej staropanieństwo, bo jeszcze długo zachowa młody wygląd i z tego względu nie zamierza łapać się pierwszego lepszego kandydata, byłoby to już jednak bezczelne.
        - Możesz pytać mnie o wszystko - zapewniła po chwili z przekonaniem. - I mówić mi o wszystkim, co uznasz za ważne. Jak sam wspomniałeś, nie możemy budować opinii o sobie nawzajem na podstawie opowieści osób trzecich… Dlatego cieszy mnie, że tyle mi o sobie mówisz. Pozwól, że zapytam: Anna to kobieta z portretu w sali balowej? Ta blondynka z łagodnym spojrzeniem? Elowen jest bardzo do niej podobny - wyjaśniła swoje przypuszczenia. - A kobieta obok niej to Tantris, mama Prim?
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristanowi bardzo trudno było zdobyć się na uśmiech, ale widzą Rael, a właściwie jej reakcję, kąciki jego ust uniosły się leciutko. Nie był to wielki, długi uśmiech, raczej delikatny i ulotny jak motyl, bo gościł na twarzy mężczyzny bardzo krótko. Tristan potrafił się uśmiechać i śmiać, nawet w głos, ale robił to najczęściej tylko przy swoich dzieciach. To one wywoływały w nim emocje jak żadne inne. Nieraz bawił się z Elowenem, podnosił go, łaskotał i śmiał się razem z nim. I z Prim było tak samo. Choć może jednak nie... Kiedy patrzył na nią, na jej kręcone włosy, na jej uśmiech, nie potrafił pozostać obojętny, czuł do niej taką miłość, jaką tylko może czuć ojciec do córki. Kiedy się urodziła, a tym samym kiedy zmarła Tantris, nie mógł patrzeć na dziecko tak do niej podobne. Obwiniał ją o śmierć żony, obwiniał, choć nie powinien. Przez początkowe miesiące Prim zajmowała się Anabella, bo Tristan nie mógł zdobyć się na odwagę by pójść do dziecka. Wszystko zmieniło się dzięki Edgarowi. To stary krasnolud postawił go do pionu. Nigdy w życiu nikt go tak nie zrugał jak wtedy Edgar. Przy okazji Tristan dostał po mordzie od generała. To była wielka kłótnia tej dwójki. Nigdy wcześniej im się to nie zdarzyło, ani nigdy później. Ale dzięki temu Tristan wziął się w garść. I był bardzo wdzięczny Edgarowi, że potrafił dać mu w pysk mimo ich przyjaźni. To mu się przydało i to bardzo. Otrząsnął się z letargu i zaczął opiekować Prim. Po dawnym urazie do dziecka nie było śladu. Dziś była jego oczkiem w głowie. Dziś świata poza nią nie widział. Kochał ją tak mocno, że aż serce chciało wyskoczyć mu z piersi. Nie wyobrażał sobie już życia bez niej. Była połową jego świta, tylko połową, bo drugą zabierał Elowen. Tristan był najlepszym ojcem jakiego można by sobie wyobrazić. Anabella nauczyła go wszystkiego przy Elowenie, dlatego niestraszne było mu nawet zmienianie pieluch noworodkowi. Daleko mu było do przeciętnego ojca, który wychowanie dzieci oddaje matce, czy niani. Uważał bowiem, że rodzicielstwo ma swoje blaski i cienie, i że każdy rodzic powinien je poznać. Nieważne czy jest szlachcicem, czy rolnikiem.

- Nie interesuje mnie partia ani urodzenie, interesuje mnie człowiek. Nie jest dla mnie istotne, czy kobieta pochodzi z ludu, czy jest szlachcianką. Nie obchodzą mnie tytuły. Chcę tylko, by moje dzieci miały matkę, a ja kobietę, na której mogę polegać, której ufam i którą szanuje. Nie jestem już młodzikiem. Nie mówię, że porywy serca są nie dla mnie, ale na pewno szaleństwa młodości mam już za sobą. Chcę przez to powiedzieć, że możesz na mnie liczyć, w każdej sprawie.

Rozmawiając doszli do drugiej fontanny. W środku oczka wodnego stała wyrzeźbiona w marmurze kobieta z dzbanem na głowie, w którym znajdowały się kwiaty, rzecz jasna również wyrzeźbione, między nimi sprytnie zamaskowano malutkie otwory, z których wypływała woda i spływała po ciele kobiety, by następnie złączyć się z tą w oczku wodnym, po którym pływały wielkie liście lilii wodnych. Tuż obok fontanny stała marmurowa ławeczka. Tristan podprowadził do niej kobietę i wskazał by usiadła, gdy to zrobiła sam usiadł. Nieco bokiem, tak by móc patrzeć na swoją rozmówczynię.

- Tak, blondwłosa kobieta to matka Elowena, Anna. A obok niej wisi portret Tantris, matki Prim. Chcę by dzieci o nich pamiętały, mimo że nie dane im było ich poznać. Elowen czasem patrzy na portret matki. Prim jest jeszcze za mała by to rozumieć. Ale kiedyś dorośnie i będą mógł pokazać jej matkę. Nie jestem ideałem, a już na pewno nie idealnym ojcem. Gdy urodziła się Prim, a jej matka zmarła, nie potrafiłem na nią spojrzeć, była zbyt podobna do matki. Widziałem w niej Tantris, którą utraciłem. Na szczęście Edgar przemówił mi do rozumu. Jak to z krasnoludami bywa, nie tylko argumentami, ale też pięścią. Dobrze mi to zrobiło, oprzytomniałem. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez Prim. Nie mówię, że zupełnie przestałem widzieć w niej Tantris, bo jest do niej zbyt podobna, ale widzę w niej też siebie, a przede wszystkim wspaniałą, małą istotę, która jest w moim życiu i zawsze będzie.

- Powiedz mi proszę - zmienił nagle temat. - Dlaczego ja? Dlaczego twój ojciec i ty, jak mniemam, wybraliście właśnie mnie? Jestem ciekaw co takiego powiedziała o mnie lady Ais. Bo sądzę, że ona miała na to wielki wpływ. To dobra i mądra kobieta. Zresztą powierzyłem jej swój los, tak jak twój ojciec powierzył i twój. Choć dwa razy się już pomyliła, to nadal jej ufam. Zapewne wiesz, że Mahiri, dziś opiekunka Prim, była jedną kandydatek na moją żonę. To bardzo dobra dziewczyna, jest idealną nianią, lubi bawić się z dziećmi, ale bliżej jej do nastolatki niż poważnej kobiety. Lubię ją i cieszę się, że została jako opiekunka, ale nic więcej - Tristan poruszył bardzo ważny temat. Chciał by Rael wiedziała, że Mahiri nie stanowi dla niej żadnego zagrożenia, dlatego wyjaśnił pokrótce jak wygląda ich relacja.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Tristan pewnie zupełnie nie zdawał sobie sprawy jak bardzo jego słowa przemawiały do Rael i jak pozytywnie ona o nim w tym momencie myślała. Zastanawiało ją co prawda czy faktycznie możliwe byłoby, by lord, zastępca generała, mógł poślubić kobietę z gminu nawet gdyby ją szczerze pokochał, lecz na ten moment nie było to ważne - czysto hipotetycznie, gdyby oni mieli się pobrać, na ich drodze nie stałyby żadne konwenanse, gdyż oboje mieli odpowiedni status społeczny. Tristan miał bardzo trzeźwe podejście do swojej sytuacji, to również było ważne. Biennevanto z satysfakcją odnotowywała, że póki co wszystko co mówiła o nim lady Ais i to, co ona sama o nim myślała, znajdowało potwierdzenie w jego słowach.
        Rael zajęła wskazane przez Tristana miejsce, lekko zwracając się w jego stronę i odruchowo poprawiając wyłożony na ramieniu warkocz. Miejsce było bardzo przyjemne, sprzyjało odpoczynkowi i relaksowi - szum wody uspokajał, powietrze orzeźwiało, a kwiaty wokół cieszył oko.
        Szczerość lorda była dość zaskakująca - mówił Rael wiele rzeczy, które mogłyby urazić potencjalną kandydatkę na jego żonę. Tak szczegółowe wspominanie poprzednich małżonek mogło zachwiać poczuciem własnej wartości słuchającej go kobiety... Lecz Niebiance to aż tak nie przeszkadzało. Najważniejsze były uczucia, które przekazywał, to jak szczerze potrafił mówić o tym co przeszedł. Oczywiście Biennevanto siłą rzeczy szukała siebie w tych historiach, tego jakie cechy poprzednich małżonek urzekały Tristana, to jak je odbierał, co było dla niego ważne. Przestała o tym myśleć, gdy Anlagorth wspomniał o tym, jak generał Edgar przywołał go do porządku. Wizja tego, jak krasnolud policzkuje tak wysokiego mężczyznę przez moment wydała jej się zabawna, lecz nawet nie drgnął jej kącik ust.
        Gdy Tristan zmienił temat, Rael mruknęła ciche “yhm?” na znak, że słucha bardzo uważnie i jest gotowa odpowiedzieć. Nie spodziewała się co prawda akurat tego pytania, a przez to, że odpowiedź na nie wymagała od niej chwili namysłu (głównie jeśli chodzi o pobudki Gallela), przez moment milczała. Czas ten jednak lord zapełnił wyjaśniając swoje motywacje. I opowiadając o Mahiri - Rael nie wymagała tego od niego, ale była wdzięczna za to, że samo poruszył i wyjaśnił tę kwestię, bo faktycznie, młoda niania Prim była osobą, o którą kiedyś w przyszłości Rael mogłaby być zazdrosna, jeśli zaczęłaby żywić do Tristana cieplejsze uczucia. Niebianka ponadto wyczytała między wierszami, że Anlagorth preferuje dojrzalsze partnerki, co policzyła na swoją korzyść - niejednokrotnie słyszała, że jest nad wyraz poważna jak na swój wiek.
        - Lady Ais w pierwszej kolejności przedstawiła twoją kandydaturę mojemu ojcu - zaczęła w końcu opowiadać Biennevanto bez cienia skrępowania i bez zamiaru pomijania czegokolwiek. - Nie rozgłosił co prawda wcześniej, że chce mnie wydać za mąż, lecz z tego co mówił lady Ais sama wiedziała, że jestem w wieku odpowiednim do zamążpójścia i wiedziała też jaką jestem osobą, dlatego zdecydowała się na rozmowę z nim. Jesteś zorganizowanym mężczyzną i troskliwym ojcem, to się bardzo liczy dla Gallela, masz też na dworze opinię dobrego i statecznego, a nie łajdaka i bawidamka. To, że jesteś wykształcony, majętny, robisz karierę, również nie było bez znaczenia, bo może nie jest to dla mojego ojca najważniejsze, ale stanowi bardzo miły dodatek. A jeśli chodzi o mnie, zgodziłam się przyjechać tak naprawdę po to, by właśnie cię poznać. Ojciec przekazał mi o tobie wszystko, co powiedziała mu lady Ais. Założenie rodziny to dla mnie bardzo istotna i poważna sprawa, więc również zwróciłam uwagę na to, że jesteś dobrym ojcem i że masz już dzieci, ale to właśnie to, że nie chcesz brać sobie za żonę pierwszej lepszej dziewczyny, którą ci dadzą, a szukasz kogoś, z kim będziecie do siebie pasować, przypadło mi do gustu najbardziej. Widzisz, nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia - wyznała, chociaż nie czyniła tego nadzwyczaj chętnie, gdyż jej pogląd nie był specjalnie popularny wśród niezamężnych panien, więc się z nim nie obnosiła, jeśli nie było to konieczne. W tym momencie uznała jednak, że to szczerość jest najważniejsza i chciała, by Tristan rozumiał w pełni jej pobudki. Dlatego tłumaczyła dalej. - Takie uczucie jest oparte tylko i wyłącznie na fizycznej fascynacji, a to jest najmniej ważne w miłości. Uroda przeminie, a to wnętrze, charakter i serce, pozostają niezmienne. By poznać drugą osobę i ją pokochać potrzeba czasu, a ja chciałam nam go dać, bo według słów lady Ais jesteś kimś, do kogo mam nadzieję będę pasować. Lady Ais opowiadała mi później jeszcze o tobie bardzo wiele, lecz decyzję o przyjeździe podjęłam na podstawie tego, co powiedziałam teraz - zakończyła.
        - Dziękuję za to, co powiedziałeś o Mahiri - dodała jeszcze po chwili. - Dobrze słyszeć coś takiego z twoich ust, gdy mówisz o tym niepytany. A… co powiedziała o mnie lady Ais? - upewniła się Rael, bo sama również była bardzo ciekawa na jakiej podstawie Tristan zaprosił ją do siebie. Od razu zresztą przyszła jej do głowy jeszcze jedna kwestia, którą chciała poruszyć.
        - Mam nadzieję, że nie obraziliśmy cię tym, że przyjechałam z lady Ais jako moją przyzwoitką? - upewniła się. - To nie kwestia braku zaufania, bo mój ojciec ma o tobie bardzo dobrą opinię, po prostu może jest odrobinę staroświecki i chce w ten sposób o mnie dbać.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan nie zamierzał udawać kogoś kim nie jest. Uważał, że tylko pełna szczerość może doprowadzić do czegoś tą znajomość. Oczywiście były kwestie, których na razie nie zamierzał poruszać, jak to, że Prim nie jest jego biologicznym dzieckiem. To było coś niezwykle prywatnego, o czym mówiło się tylko i wyłącznie w pełnym zaufaniu. I na pewno nie na pierwszym spotkaniu. Choć o swoich zmarłych żonach nie miał problemu, by mówić. Były przeszłością, częścią jego życia, ale przeszłością. Uważał, że Rael nie ma być o kogo zazdrosna, w końcu obie kobiety nie żyły, a o Meredith nie miał zamiaru wspominać, jeśli sama nie zapyta. Tristan był jej bardzo nieprzychylny po tym co zrobiła. Najpierw go nie chciała, potem jednak coś jej się odmieniło, by w końcu po prostu go zostawić. Nie rozumiał jej, nie pojmował dlaczego postąpiła z nim w ten sposób. Był dla niej świetną partią. Ona, zwykła służka, królowej, ale jednak służka, miała okazję wyjść za kogoś takiego, a najpierw się z nim kłóciła, a potem obcesowo odeszła. Mimo że Tristan coś do niej czuł nie zamierzał się upokarzać i prosić ją o powrót. O nie, co to to nie. Miał swoją dumę i nie zamierzał się zniżać do poziomu tej kobiety. Nie chciał jej znać ani widzieć. Choć to ostatnie niestety nie do końca było możliwe, ze względu na to, że mieszkała w Żelaznej Twierdzy i czuwała przy królowej. Wiedział, że na pewno na niejednym oficjalny balu ją spotka. Ale będzie jej unikał. To wiedział na pewno. Zresztą teraz oprócz złości nie czuł do niej nic więcej. Poza tym nie czuł potrzeby, żeby o niej mówić. Była w tym wszystkim najmniej istotna. Za to istotne było to jaka relacja zbuduje się między nim a Rael. Na razie wszystko układało się pozytywnie. Oboje myśleli poważnie o małżeństwie, to było najważniejsze.

- Twój ojciec nie rozmawiał ze mną osobiście, co przyznaję, trochę mnie zdziwiło. Najwyraźniej bardzo polega i ufa lady Ais. Ja nie mam tu rodziców, do których mógłby się zwrócić. A nawet gdyby miał, jestem już zbyt dojrzał by kierować się opinią starszych. Zresztą uważam, że takie decyzje jak małżeństwo powinny być konsultowane z najbardziej zainteresowanymi, czyli młodymi. Oczywiście nie mam nic przeciwko kojarzeniu małżeństw. Teraz uważam, że jest to całkiem dobra metoda. Ale też nie pochwalam związków, gdzie oboje małżonków poznaje się w dniu ślubu. To uważam, że jest nie na miejscu. Nie mówię, że trzeba znać się na wylot, ale też nie sądzę, by poznawanie się dopiero po ślubie było dobrym rozwiązaniem. Między innymi dlatego chciałem się wcześniej z tobą spotkać. Porozmawiać. Poznać cię choć trochę. Nie chcę małżeństwa ze ścisłego przymusu. Nie o to mi chodzi.

Tristan mówił powoli i wyraźnie, miał niski, męski, ale przyjemny dla ucha głos. Wysławiał się bardzo elokwentnie i wyglądało na to, że zawsze wie co odpowiedzieć. Gdy mówił znów miał pełną powagi minę, choć bardzo starał się nie przestraszyć swoją powściągliwą mimiką Rael. On po po prostu taki był - poważny i szukał kogoś, kto będzie znacznie cieplejszy niż on sam. Kogoś kto mógłby nieco rozweselić jego ponure oblicze.

- Będąc zupełnie szczerym, muszę powiedzieć, że lady Ais nie za wiele mi powiedziała. Wiedziałem, że jesteś miłą, dobrą, współczującą osobą. Że jesteś młoda, ale dojrzała, a prawdę mówiąc to było dla mnie bardzo ważne. Mam dwójkę dzieci, potrzebuje kogoś, kto będzie dla nich matką, a nie niańką. Kogoś, kto będzie potrafił je kochać, ale jednocześnie nie będzie im we wszystkim pobłażał. Ais mówiła też, że jesteś niebianką. Co jednocześnie mnie cieszy i martwi. Cieszy, bo wiem, że niebianie są na wskroś dobrzy i można im zaufać. Martwi, bo będziesz żyła o wiele dłużej niż ja. Ja się zestarzeję, a ty pozostaniesz młoda. Nie zestarzejemy się razem. Koniec końców będziesz wyglądała jak moja córka, a potem wnuczka. Aż w końcu umrę. I tu nurtuje mnie pytanie, dlaczego chcesz wyjść za mąż za człowieka? Nie lepiej byłoby znaleźć odpowiedniego niebianina?

- Co zaś się tyczy lady Ais, nie przeszkadza mi to. Jest na tyle mądra by nas obserwować i na tyle dyskretna, by nie podsłuchiwać nachalnie naszych rozmów. Znam ją dosyć dobrze, wiem, że jej obecność nie będzie sprawiać problemu. Poza tym w pełni rozumiem twojego ojca, chce żeby ktoś cię strzegł. Choć z mojej strony nic ci nie grozi, zapewniam. Tak czy inaczej lady Ais nie jest dla mnie żadnym problemem.

- Skoro ja już zadałem ci pytanie, może jest coś co ty chciałabyś wiedzieć o mnie? - spytał znów zmieniając temat.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael pokiwała głową na wzmiankę o tym, że panowie nie spotkali się nim ona udała się do Lawendowego Dworu - najwyraźniej pobudki ojca były jej znane. Zaraz zresztą po raz kolejny pokiwała głową, tym razem energicznej, dając Tristanowi do zrozumienia, że dobrze rozumuje - wynikało to z zaufania w stosunku do lady Ais. Gallel i elfia szpiegmistrzyni znali się już dość długo i wiedzieli, że mogą na sobie polegać. Bezpośredniość dyplomatki bardzo przemawiała do anioła, który może był znacznie bardziej taktowny i ostrożny w obyciu, ale mimo to nie uważał jej za obcesową. Szanował jej opinię i zawsze wierzył w to, co nazywane było kobiecą intuicją - skoro więc Ais uważała, że z tej mąki może być chleb, on postanowił jej zawierzyć, oczywiście za zgodą Rael. Teoretycznie Tristan i tak w przyszłości będzie musiał porozmawiać z nim, jeśli zechce poślubić błogosławioną, lecz do tego czasu jeszcze tyle mogło się zdarzyć…
        - A ja również bym na coś takiego nie przystała - zgodziła się Rael, gdy Anlagorth wspomniał o przymusie. - Wiem, że kiedyś tak się robiło, lecz nie wyobrażam sobie spędzić resztę życia z osobą, której nigdy wcześniej się nie widziało. Może się okazać, że jednak będzie się do siebie pasować, wtedy ma się szczęście, lecz w przeciwnym razie nie dość, że oboje byliby nieszczęśliwi, to jeszcze dzieci… W domu bez miłości trudno wychowuje się dzieci, one widzą i czują znacznie więcej niż nam dorosłym się wydaje - uznała cicho. Później już skupiła się na jego dalszych słowach. Była ciekawa opinii na swój temat, jak pewnie każda osoba w tego typu sytuacji. Mimowolnie się uśmiechała, bo to co mówił Tristan bardzo jej pochlebiało. Nawet ta wzmianka o powadze - tak, taka była i wcale nie uważała, że to wada, że w swoim wieku powinna być bardziej radosna. Nie oznaczało to zresztą, że była smutna, potrafiła się uśmiechać i śmiać, a to, że do tej pory nie świergotała przy Tristanie było jedynie kwestią okoliczności. Gdy poznają się lepiej, wtedy przyjdzie czas na wesołość. Teraz zresztą temat zrobił się nagle zbyt poważny, by sobie z niego żartować. Rael też myślała wcześniej nad kwestią wieku i tego jak nierówno oboje będą się starzeć. Martwiło ją to, pomyślała jednak, że na tym etapie znajomości nie należy jeszcze wchodzić na tego typu poważne tematy, jak zresztą na jeszcze kilka innych, które ją gnębiły, gdy myślałą o ewentualnym ślubie z Tristanem. Skoro jednak kwestia została poruszona, Rael nie zamierzał odwlekać odpowiedzi na pytanie. Podświadomie odrobinę przysunęła się do lorda - jeszcze jednak nie naruszając jego strefy osobistej - i odgarnęła luźniejszy kosmyk włosów za ucho, jakby to wyznanie miało być znacznie intymniejsze niż na to wyglądało.
        - Myślałam nad tym - przyznała. - Lecz ten problem pozostanie zawsze, chyba że trafiłabym na zbliżonego do mnie wiekiem błogosławionego. Aniołowie żyją znacznie dłużej niż błogosławieni, więc wtedy to on musiałby patrzeć jak ja się starzeję i umieram, podczas gdy on wyglądałby tylko na kilka lat starszego niż w dniu ślubu. Przyznam, że trochę martwi mnie to, że będziesz starzeć się szybciej ode mnie, ale nie napawa mnie to lękiem. W końcu moi rodzice są podobnym małżeństwem - zauważyła z przelotnym uśmiechem. - Moja matka jest po pięćdziesiątce i chociaż jest piękną kobietą, widać że już nie jest młoda. Mój ojciec wygląda prędzej jak mój brat, a jej syn. Lecz im to nie przeszkadza, kochają się niezmiennie, są w stanie okazywać sobie czułość bez względu na to, jak wyglądają dla osób postronnych. Wierzę, że gdy się zakocham, również nie będzie stanowiło to dla mnie problemu. A o tych latach, które nastąpią później... po prostu nie myślę. Chcę żyć u boku dobrego i czułego mężczyzny bez względu na to jakiej będzie rasy - powiedziała na koniec. Temat ją poruszył, przez co westchnęła by oczyścić trochę myśli i uspokoić serce. Powrót do kwestii towarzystwa lady Ais bardzo jej w tym pomógł.
        - To dobrze, kamień z serca - zapewniła, po czym mimowolnie zerknęła w stronę ławeczki w dalszej części ogrodu, gdzie siedziała elfka i stara służąca. Widziała je równie dobrze, co one widziały ich. - Również jestem jej wdzięczna za dyskrecję, niewiele kobiet w jej roli postąpiłoby podobnie. To najlepsze możliwe rozwiązanie.
        Gdy Tristan zaproponował, by tym razem to Rael zadała mu pytanie, jej od razu do głowy przyszła jedna bardzo ważna kwestia, zawahała się jednak czy ją poruszać. Spojrzała w jego oczy, jakby szukała w nich jakiegoś znaku, on jednak przecież nie wiedział co zaprząta jej myśli i nie mógł w żaden sposób pomóc. Musiała podjąć decyzję sama i uznała, że skoro rozmawiają już tak szczerze i poważnie o przyszłości, może poruszyć ten temat.
        - Mam pytanie… - zgodziła się. - Ale jeśli to za wcześnie na tego typu kwestie, nie musisz odpowiadać. Chciałabym wiedzieć, czy chcesz mieć więcej dzieci… Bo mnie by na tym zależało. Gdybym została twoją żoną, Elowen i Prim staliby mi się bliscy jak rodzone dzieci, to mogę ci obiecać, lecz zależałoby mi na większej rodzinie i na tym, by mieć z tobą potomstwo...
        Błogosławiona pod koniec mówiła trochę niepewnie i nawet spuściła wzrok, jakby przyznawała się do jakiś bardzo egoistycznych pragnień. Tristan był już po trzydziestce i miał syna i córkę, dla większości mężczyzn by to wystarczyło, ona tymczasem jasno dała mu do zrozumienia, że oczekuje czegoś więcej - nie wiedziała, jak on to przyjmie. Coś w głębi serca podpowiadało jej, że lord byłby temu przychylny, bo w końcu mówiono, że jest człowiekiem rodzinnym, ale to wcale nie oznaczało, że nie uzna, że dwójka dzieci wystarczy i nie chce popadać w skrajność, zwłaszcza w momencie, gdy miał już pierworodnego syna, który by po nim dziedziczył...
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Na moment skierował swój wzrok w kierunku siedzących na ławeczce po drugiej stronie ogrodu kobiet. Lady Ais była nad wyraz taktowna. Nie przyglądała im się uporczywie. Konwersowała z Anastazją, tylko od czasu do czasu spoglądając w ich stronę. Zreszta Ais była bardzo nowoczesną kobietą, aż dziw, że zechciała zostać przyzwoitką Rael. Przy Meredith i Mahiri nie robiła takich zabiegów. No ale tam też nie było ojców czuwających tak intensywnie nad czcią córek. Meredith bowiem była sierotą, a Mahiri miała bardzo wyzwolonych rodziców, który po prostu wysłali córkę do Tristana chcąc ją jak najlepiej wydać za mąż. Stało się jednak inaczej, bo dziewczyna została jedynie opiekunką. Jej ojcu nie podobał się taki obrót spraw, jednak Mahiri to pasowało, miała dobrą opiekę i stałą pracę za niemałe wynagrodzenie, ale przede wszystkim znajdowała się wśród dzieci, które tak lubiła. Nie żałowała małżeństwa z Tristanem, zresztą szybko doszła do wniosku, że nie jest na nie gotowa. Oboje nie przypadli sobie do gustu, rzecz jasna w pojęciu romantycznym. Ich obecny układ był jednak idealny.

Ale wracając jeszcze do lady Ais. Tak, była bardzo nowoczesna, do związków miała podejście bardzo luźne. I choć kojarzyła małżeństwa, sama nie chciała się wydać za mąż. Mogła to zrobić, ale odmówiła. Choć miała ponad czterdzieści lat była kochanką młodziutkiego Laiseana, siostrzeńca króla. On zabiegał o nią bardzo intensywnie, chciał by ich związek był jawny, chciał się jej oświadczyć, nawet kilka razy to zrobił, ale ona go odrzuciła. Chciała być w związku, ale tylko potajemnie, bez zobowiązań. Dlatego aż dziw, że została przyzwoitką. No ale cóż, lady Ais potrafiła się dopasować do sytuacji i postawić na miejscu drugiej osoby. Nie miała z tym najmniejszego problemu. Zresztą jej umiejętności aktorskie były tak dobre, że gdyby chciała, mogła nawet udawać swoją empatię. W rzeczywistości jednak naprawdę potrafiła wczuć się w sytuację innej osoby. Znała Gallela bardzo dobrze, od wielu lat i wiedziała, że jest on bardzo staroświecki, nie chciała jednak posyłać do Lawendowego Dworu jakiejś starej, zgrzybiałej panny, która wtykałaby noc pomiędzy Tristana i Rael. Znała doskonale lorda i chciała mu pomóc w znalezieniu dobrej żony, dlatego sama zgodziła się zostać przyzwoitką niebianki. Miała już opracowany cały plan. Wiedziała, że będzie ich obserwować, ale nie zamierzała wpychać się pomiędzy nich. Miała być obserwatorką, nie nachalną babą, która podsłuchuje wszystkie rozmowy. Oczywiście zamierzała być na wieczerzach, zamierzała spacerować z nimi, lecz w bezpiecznej odległości.

- Takie małżeństwa nie muszą być złe - podjął temat mężczyzna. - Ale masz rację, potrzeba wielkiego szczęścia, by dwie osoby nie znające się przed ślubem stworzyły dobraną parę. Moi rodzice poznali się w dniu ślubu. Nie mówię, że są złym małżeństwem, ale nie mogę też powiedzieć by byli ze sobą szczęśliwi. Każde z nich ma swój świat i swoje sprawy. Żyją raczej obok siebie niż ze sobą. Zależy mi na tym, żeby moje małżeństwo tak nie wyglądało. Nie chciałbym żyć obok drugiej osoby, a z nią. Chciałabym stworzyć szczęśliwy związek, szczęśliwy wewnętrznie, nie tylko na pokaz. Tak jak mówiłem, szukam matki dla moich dzieci, ale też sam chciałbym mieć w kimś oparcie. Może wydaję się bardzo powściągliwy, ale to nie znaczy, że nie mam serca - wyjaśnił. Potem słuchał uważnie słów Rael. Miała wiele racji, trudno byłoby jej znaleźć błogosławionego w podobnym wieku i o podobnych poglądach na świat. Znów w związku z aniołem to ona zestarzałaby się pierwsza. A będąc w takiej sytuacji musiała wybrać. Może więc człowiek nie był tak złym wyborem jak mogłoby się wydawać. Oczywiście Tristana martwiło to, że to on się zestarzeje i umrze jako pierwszy, ale z drugiej strony jeśli będą się kochać, to wiek nie powinien stanowić aż takiego problemu. Może fizycznie będą się różnić, ale mentalnie będą w podobnym wieku.

Słuchając kolejnych słów Rael, przyglądał jej się badawczo. Kiedy spuściła wzrok zmarszczył pytająco brwi, choć ona nie mogła tego widzieć. Dla niego w jej pytaniu nie było nic zdrożnego. Oczywiście, było to pytanie bardzo osobiste, ale nie widział powodu by na nie nie odpowiadać, zwłaszcza, że dla niego odpowiedź była oczywista. Kiedy tak na nią patrzył, miał ochotę unieść jej podbródek, by na niego spojrzała, bo jego odpowiedź miała ją raczej ucieszyć niż zasmucić. Jednak nie odważył się na ten gest uważając, że przekroczyłby tym pewną granicę, której przekraczać na razie nie śmiał.

- Zdecydowanie chciałabym mieć więcej dzieci - wyznał. - Przynajmniej jedno, ale jeśli będzie ich troje, również będę się niezmiernie cieszył. Posiadanie rodziny jest dla mnie bardzo ważne. Oczywiście mam Elowena i Prim, ale to nie znaczy, że z przyszłą żoną nie chciałbym mieć dzieci. Wręcz przeciwnie. Bycie ojcem zawsze stanowi wyzwanie, ale nie jest mi ono straszne. Skoro mogłem karmić i nosić na rękach tą dwójkę, nie widzę przeciwwskazań by nie mieć większej rodziny. Poza tym uważam, że dzieci scalają związek. Tak więc, gdybyśmy się pobrali, to tak, chciałabym mieć jeszcze dzieci - dokończył.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        - Nie muszą - przyznała cicho Rael. Chodziło jej dokładnie o to, o czym mówił Tristan: o życie obok siebie. Niby razem, ale osobno. Takie małżeństwo musiało być udręką - samotność i brak ciepła, choć cały czas miało się kogoś blisko siebie, ale był to ktoś zupełnie obcy, w kim nie miało się oparcia. Całe szczęście Tristan myślał w tej kwestii podobnie jak Rael i miał podobne oczekiwania. Niebianka nawet spojrzała na niego z odrobiną zaskoczenia, gdy wspomniał, jakoby miał być bez serca. Nie odczytała tego tak - był uprzejmy, dobrze wychowany.
        - Nigdy nie powiedziałabym, że nie masz serca - zauważyła dość śmiało. - Nie po tym, gdy widziałam cię z Prim - wyjaśniła jeszcze. - Znam cię ledwie chwilę, lecz prędzej określiłabym twoje zachowanie jako dojrzałe, a nie bezduszne.

        Gdy jeszcze Rael miała tyle śmiałości, by patrzeć w oczy Tristana, nie widziała w nich nic poza skupieniem i wyczekiwaniem - po prostu przygotowywał się do udzielenia odpowiedzi, ale na razie jej nie oceniał. Czy później zamierzał odpowiedzieć jej twierdząco czy też przecząco, tego już nie dostrzegła, bo spuściła wzrok. Może to i lepiej, bo umknęło jej malujące się na jego obliczu zaskoczenie, które chyba tak ścisnęłoby jej gardło, że nie byłaby w stanie wydusić z siebie słowa i skończyć myśli. Całe szczęście Tristan nie trzymał jej ani chwili w niepewności i gdy tylko skończyła mówić, on od razu odpowiedział. Jak zawsze wyczerpująco i pewnie, jakby nie mogła zaskoczyć go żadnym poruszonym tematem, a przy tym tak spokojnie, jakby wcale go nie uraziła i nie poruszyła drażliwego tematu. Nie dokończył nawet słowa “chciałbym”, gdy Rael już podniosła na niego wzrok. Chociaż jej twarz - a w szczególności uśmiech - wyrażała jedynie subtelną wdzięczność, oczy niebianki wręcz błyszczały, wpatrzone w oblicze lorda. Teraz, z bliska, łatwo było dostrzec jak piękne były oczy Rael - jak pył z lazurytów… albo raczej szafirów, bo lazuryty nie miały tego blasku. Jakby mimo śmiertelności odbijała się w nich odrobina anielskiego blasku, światła, które wlał w nie Pan.
        Rael momentalnie się rozluźniła. Sam ton jakim mówił Tristan świadczył o tym, że nie przeszkadzało mu to pytanie i Biennevanto niepotrzebnie się wcześniej martwiła o jego reakcję. Na dodatek jego odpowiedź bardzo ją ucieszyła: idealnie pokrywała się z tym, co chciała usłyszeć i czego tak naprawdę w głębi ducha się spodziewała. Na dodatek wspomniał o trójce… Rael nigdy nie myślała o konkretnej liczbie dzieci, nawet jedno by jej wystarczyło, gdyby powiła je mężczyźnie, którego by kochała, lecz trójka... A na dodatek Tristan mówił na ten temat z niezwykle urzekającą mieszaniną ciepła i rzeczowego tonu. Widać było, że poznał zarówno blaski jak i cienie bycia ojcem, był na pewno bardziej doświadczony w tych kwestiach od niej, bo chociaż Rael miała do czynienia już z dziećmi trójki swego starszego rodzeństwa, nigdy nie spadały na nią te najcięższe prace, a co najwyżej kilkugodzinna opieka. Zdarzyło jej się przewijać i karmić maleństwo Siriel, kołysać do snu potomstwo swych braci, lecz to z pewnością tylko ułamek doświadczenia, jakie miał Tristan. Rael była pełna szacunku dla tego mężczyzny.
        - Miło mi to słyszeć - przyznała w końcu z uśmiechem wdzięczności. - Nie wiedziałam, czy poruszanie tej kwestii teraz było aby na pewno stosowne, lecz może dobrze, że wyjaśniliśmy to sobie już na samym początku.
        Biennevanto jakby dopiero w tym momencie zorientowała się, że przysunęła się do lorda Anlagortha podczas tej krótkiej wymiany zdań. Nie cofnęła się jak spłoszona łania, bardzo jednak zwracała od tego momentu uwagę na to, by nie przesadzić w drugą stronę...
        - Skoro mamy się poznać, może powiedziałbyś mi coś tylko o sobie, Tristanie? - zmieniła temat Rael, by nie poruszać zbyt wielu ciężkich kwestii na raz. - Opowiedz mi co lubisz robić dla czystej przyjemności, dla samego siebie. Polujesz, czytasz? Opowiedz mi o tym - zachęciła go.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan uśmiechnął się nieco bardziej niż wcześniej. Nie pokazywał zębów jak osioł, ale kąciki jego ust uniosły się ku górze, gdy Rael stwierdziła, że nie wzięłaby go za osobę bez serca. To było ważne, nawet bardzo ważne.

- Nie potrafię być wobec dzieci obojętny. Prim jest moim oczkiem w głowie, nie umiem być wobec niej tak poważny, to tylko dziecko, musi czuć, że ktoś je kocha i wspiera. Nie można być wobec dzieci obojętnym. To nie dorośli, którzy rozumieją powagę. Dzieci, to tylko dzieci, nie można im odmawiać czułości. Nie mówię, że dorosłym można. Po prostu chcę powiedzieć, że dorośli rozumieją powściągliwość, etykietę, neutralność, a dzieci nie.

Tristan patrzył na Rael kiedy mówił. Nie wpatrywał się w nią nachalnie, jego wzrok był raczej łagodny, dobrotliwy. Jednak nie mógł nie zauważyć, jak oczy zaczęły jej błyszczeć, gdy mówili o dzieciach. Najwyraźniej bardzo jej na tym zależało. Jemu zresztą też. Pomyślał nawet, że z taką kobietą mieliby piękne dzieci. Nie żeby Prim, czy Elowenowi czegoś brakowało. Po prostu taka myśl wpadła mu do głowy. Zresztą co tu kryć, Rael była naprawdę piękna. Miała łagodne rysy, ładne, świetliste oczy i idealną, promienną cerę. Bardzo podobały mu się również jej włosy. Jasne, gęste, splecione w gruby warkocz ozdobiony kwiatami. Starała się, to było widać. Choć nie miała ich finezyjnie upiętych, to i tak robiły wrażenie. Warkocz był czymś, z czym spotykał się na co dzień w Lirien. W jego kraju kobiety nie nosiły misternych upięć, lecz właśnie zbierały włosy i splatały na nich warkocze. Tak było zdecydowanie łatwiej. Oczywiście nie dotyczyło to arcyksiężnej, której białe włosy zawsze były ufryzowane odpowiednio do okazji. Tak, czy inaczej warkocz Rael przypadł mu do gustu. Sam ubiór też nie pozostawiał nic do życzenia. Była w pięknej, zdobnej sukni w kolorze kremowym, zmieniającą u dołu barwę na ni to brzoskwiniowy, ni to różowy. Tristanowi trudno było powiedzieć. Rael wydawała się mężczyźnie usposobieniem niebiańskiego piękna. Zupełnie niczego jej nie brakowało.

- Myślę, że bardzo dobrze się stało, że zapytałaś o dzieci - powiedział spokojnie.
- Chcę, żeby między nami wszystko było jasne i klarowne. Tak jak mówiłem, jeśli masz jakieś pytanie - pytaj. Odpowiem na każde, nawet te trudne. Wydaje mi się, że wręcz powinniśmy pytać siebie nawzajem o sprawy najróżniejsze. Od tych błahych, po te bardzo poważne. Tak w końcu ludzie się poznają. Nie musimy konwersować ze sobą jak obcy ludzie na balu, gdzie głównie wymienia się ze sobą uprzejmości. W końcu przyjechałaś tu żeby mnie poznać, a ja chcę poznać ciebie. Taki jest przecież cel naszego spotkania. Poza tym uważam, że nie ma trudnych czy niezręcznych pytań, są tylko mniej lub bardziej skomplikowane odpowiedzi.

- Co lubię robić? - odpowiedział pytaniem na pytanie, jakby się zdziwił. Chyba nikt go wcześniej o to nie pytał. Wciągnął głęboko powietrze do płuc i wypuścił dość głośno. Na moment zdjął wzrok z niebianki i spojrzał na otoczenie, jakby się zastanawiał.
- Lubię czytać, bardzo lubię czytać. Od książek naukowych po romanse i książki przygodowe. Właściwie czytam wszystko co wpadnie mi w ręce. Mamy tu dość dużą bibliotekę, często w niej przesiaduję, zwłaszcza jeśli nie mogę spać. A zdarza się to nader często. Poza tym dużo czasu spędzam z dziećmi. Elowen umie już grać w szachy, nie mówię, że jest w tym orłem, ale miło mi się z nim przegrywa. - Uśmiechnął się, bo w końcu jego przegrane były rzecz jasna ukartowane, w większości dawał mu wygrać, lecz nie zawsze, żeby chłopiec nie połapał się, że ojciec mu się podkłada.

- Z Prim bawimy się drewnianymi zabawkami, najbardziej lubi koniki i inne zwierzątka. Choć nie powiem, wszystkie jej zabawki były obślinione, kiedy wychodziły jej zęby. Brała do buzi wszystko co się tylko nawinęło. Dlatego nie dawaliśmy jej małych zabawek, żeby czegoś nie połknęła. Ma też szmaciane lalki, ale rzadko się nimi bawi, choć ma jedną ulubioną, z którą śpi.

- Tak więc bawię się z dziećmi, czytam. Sporo jeżdżę konno. Mam swoje dwa ulubione konie przywiezione z Lirien. Strzałę i Bursztyna. Choć obecnie jeżdżę raczej na Bursztynie. To smukły, zwinny koń idealny do szybkiego galopu. Strzała jest na to zbyt potężna, ale dobra na dłuższe wędrówki.

- Polowań raczej unikam, nie jestem zbyt dobrym łucznikiem, ot, raczej przeciętnym. Poza tym tej zimy miałem nieprzyjemne spotkanie z niedźwiedziem i cóż... wolałbym tego nie powtarzać. Niech łowczy robią swoje, tak jest lepiej. Choć nie unikam lasu, po prostu nie wypuszczam się w nieznane ostępy. Posiadłość jest duża, ma też spory las do niej przynależący, łąki, pola. Jest dość miejsca by jeździć konno.

- Lubię też grać w karty i w kości z Anastazją, rzecz jasna nie dla pieniędzy, a dla przyjemności. Generalnie nie zakładam się, nie gustuję w hazardzie. Uważam, że to zgubny nałóg. Kiedyś lubiłem podróżować, teraz jestem raczej domatorem ze względu na dzieci. Nie w głowie mi podróże do innych krain. Wolę zostać tutaj, u siebie.

- Przepadam też za zwierzętami w ogóle. Nie tylko końmi. Mam kota i ognistego lisa. Śnieżka i Iskierkę. Przywiozłem je tutaj z Lirien. Do tej pory nie widziałem tu zwierzęcia podobnego do Iskry. Chyba nie macie tu takich. Iskierka w rzeczywistości nie przypomina lisa. Ma okrągła głowę i dość płaski pyszczek. Owszem jest ruda, ale ma szerokie łapy i umie chodzić po drzewach. Jeśli będziesz chciała to ci ją pokażę - zaproponował.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael chyba nie do końca zdawała sobie sprawę z tego jak ważna była dla Tristana jej ocena, ale jego uśmiech już zwrócił jej uwagę. Lord wyglądał niesamowicie gdy się uśmiechał, nawet tak zupełnie delikatnie - nagle jego oblicze młodniało, nabierało uroku, a siwe pasma jego włosów stanowiły szalenie urzekający kontrast. Jeszcze te intensywnie niebieskie oczy… Można było się w nim zauroczyć.

        Rael kiwnęła głową na znak, że Tristan dobrze ją usłyszał i zrozumiał, dała mu jednak czas na zastanowienie się, bo chyba taka nagła zmiana tematu wymagała od niego głębszego zastanowienia. To było ciekawe: na poważne tematy związane z założeniem rodziny, dziećmi, starzeniem się, odpowiadał praktycznie bez zawahania, a proste pytanie o jego upodobania wprawiło go w taką konsternację. Biennevanto doszła do wniosku, że pewnie rzadko miał okazję poruszać tak niezobowiązujące kwestie, pewnie nieczęsto go o to pytano… Co było dość zaskakujące zważywszy, że Rael była trzecią kobietą, która przyjechała do Lawendowego Dworu jako kandydatka na jego żonę. Tamte dwie go o to nie pytały? Niebianka nie wiedziała na ich temat zbyt wiele - znała ich imiona, wiedziała, że z tą pierwszą Tristan rozstał się w dość nieprzyjemnej atmosferze i że to ona go porzuciła, zaś Mahiri miała przed chwilą okazję poznać osobiście i na podstawie świadectwa lorda uznać, że faktycznie ten związek nie był im pisany. Niania Prim sprawiała jednak wrażenie osoby radosnej i swobodnej, więc pewnie i na takie tematy rozmawiała. Sama Biennevanto nie wypytywała nikogo o żadną z tamtych kobiet, uznając, że jeśli już ktoś miałby jej o tym mówić, to powinien to być Tristan we własnej osobie - to było zbyt osobiste.
        ”Och, czy to ważne czemu tak się zamyślił?”, uznała po chwili, bo lord zebrał już myśli i zaczął odpowiadać, wyczerpująco i ze swobodą, która świadczyła o tym, że jednak trafiła z tematem. Już pierwszą odpowiedzią wysoko u niej zapunktował - był oczytany i miał dużą bibliotekę. Ciekawe w jakim języku napisane książki czytał? Lireńskim czy oficjalnym językiem Rododendronii? Już teraz wiedziała, że prędzej czy później utnie sobie z nim długą pogawędkę o literaturze, a bibliotekę odwiedziłaby z radością jeszcze tego samego dnia. Odnotowała też, że Tristan ma problemy ze snem - tak samo jak ona… Co akurat nie stanowiło atutu ani dla niego, ani dla niej, dlatego nie było nawet sensu drążyć tej kwestii…
        ”Bardzo często wspomina o dzieciach”, zauważyła, gdy po raz kolejny padło imię Elowena. Rael siłą rzeczy wyobraziła sobie tych dwoje pochylonych nad szachownicą w pełnym skupieniu i chłopca, który z uśmiechem tryumfu matuje swojego tatę… Będzie musiała kiedyś zobaczyć to na żywo, bo widok musiał być cudowny. Tak samo jak wizja Tristana z drewnianym konikiem w rękach. Rael zaraz przypomniała się córeczka Igariela, która urządzała herbatkowe przyjęcia dla misiów i zawsze zaprzęgała swojego tatę i ją do wspólnej zabawy - czy Tristan również siorbałby z małej porcelanowej filiżanki udając, że bardzo mu smakuje? Pewnie byłby do tego zdolny. ”Ale na plecenie warkoczy by się już nie dał namówić”, oceniła, choć miał on włosy dość długie i gęste, by dziewczynka mogła się na nim trochę powyżywać. Ba, Rael sama chętnie by go czesała, ale tylko czesała, bo uważała, że z aktualną fryzurą wygląda wystarczająco reprezentacyjnie.
        - Nigdy nie słyszałam o ognistych lisach, to chyba faktycznie stworzenia mieszkające tylko w Lirien. Czy to określenie, “ognisty”, ma jakiś związek z ich umiejętnościami czy chodzi tylko o kolor? - dopytywała, gdy Tristan skończył opowiadać o swoich zwierzętach. Nawet w miarę dokładny opis wyglądu i zachowania Iskierki nie był specjalnie pomocny - chyba faktycznie nie było to zwierzę występujące w Alaranii.
        - Chętnie zobaczę twoich pupili - zgodziła się jeszcze Rael. - Również lubię konie, zresztą ponoć całkiem dobrze jeżdżę. I lubię też koty. W moim domu hodowano jednak raczej ptaki: gołębie, pawie. To ze względu na umiłowania matki - wyjaśniła. Wiele spostrzegawczych osób w tym momencie orientowało się, że mąż, którego Triana kochała nad życie, miał pierzaste skrzydła jak jej ulubione zwierzęta… Rael jednak nigdy nie mówiła tego na głos, gdyż dla niej był to czysty przypadek a nie manifestacja jakiś głęboko ukrytych pragnień i upodobań.
        - Nigdy nie miałam własnych zwierząt, którymi mogłabym samodzielnie się zajmować - zauważyła jeszcze, specjalnie wspominając o osobistej opiece, bo oczywiście jak każda dziewczynka z arystokratycznej rodziny dostała na któreś urodziny kucyka, którego pielęgnowali od A do Z stajenni, bo ona była wtedy jeszcze na to za mała. - Podróżuję z ojcem od trzynastego roku życia i trudno byłoby zajmować się w takich warunkach psem czy kotem, a i dla niego pewnie nie byłoby to komfortowe. Wieczne przenosiny, całe dnie w powozie… Nie wiadomo, jak by to znosiły. A ja nie chciałabym ryzykować ich komfortu dla własnej przyjemności. - Rael lekko wzruszyła ramionami, jakby nie był to temat, nad którym zamierzała się roztkliwiać. Jak to się mówi: coś za coś. Dzięki temu, że towarzyszyła Gallelowi, poznała wiele wartościowych osób i zobaczyła kawał świata, uważała, że bardzo poszerzyło to jej horyzonty i wpłynęło na jej wrażliwość, bo zobaczyła jak różni mogą być mieszkańcy Alaranii.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan doskonale wiedział czego chce od życia. Miał wiele planów i wiele rozwiązań. Wiedział, że chce mieć więcej dzieci. Wiedział, jaka powinna być jego przyszła małżonka. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak może i jak powinno wyglądać jego życie. Jednak bardziej intymne rozmowy o samym sobie nie były już takie łatwe. Od zawsze czegoś od niego wymagano. Całe swoje dzieciństwo spędził na naukach, potem gdy trochę dorósł był pomocnikiem starego kasztelana. Wyznaczano mu zadania, a on je wykonywał. Przepisywał dokumenty, robił spisy przeróżnych rzeczy, biegał z pergaminami po Pałacu Dziewięciu Wież, niewiele było tam miejsca dla własnych pragnień. Oczywiście czasem wybierał się na konne przejażdżki z ojcem, czasem na polowania, ale głównie czas spędzał w pracy, podporządkowany obowiązkom. Kiedy dorósł zajął miejsce zmęczonego i starego kasztelana dworu. I tu już zupełnie nie miał czasu dla siebie. Miał za to tyle pracy, że brakowało mu nawet czasu na sen. Kancelaria arcyksięcia była w opłakanym stanie. Stare dokumenty piętrzyły się stosami, a nowe nie były jeszcze wypełnione. Musiał to wszystko zarchiwizować i zająć się bieżącymi sprawami. Dlatego przez długi, długi czas zasypiał nad papierzyskami. A potem, nawet gdy uporał się z zaległościami pracy nadal było tak wiele, że ledwo mógł się z tym wyrobić. Prosił o pomocnika wiele razy, ale mu odmawiano, musiał więc radzić sobie sam.

Kiedy zakochał się w Tantris zamiast o sobie i swoich potrzebach bez przerwy myślał o niej. Był rozkojarzony, co tylko przeszkadzało mu w pracy. W dodatku to jak postrzegał go dwór też nie polepszało sytuacji. Zamiast więc myśleć o rozrywkach i o sobie zamykał się w kancelarii i pracował. Całe jego życie było podporządkowane pracy. A potem przeżył krótki, ale intensywny związek z Tantris. I znów nie miał czasu myśleć o sobie, bo zaspokajał potrzeby drugiej osoby. Dalej wcale nie było lepiej, ślub z Anną i wyjazd na wojnę. A na wojnie nie ma miejsca na myślenie o zabawach, jest tylko krew, bój i szczęk metalu. Po powrocie wcale nie było lepiej, miał dziecko i to jemu poświęcał każdą wolną chwilę. Nawet nie był w stanie policzyć ile ciężkich nocy spędził z płaczącym Elowenem na rękach. Nie było w tym wszystkim miejsca dla samego Tristana, zawsze było coś, lub ktoś ważniejszy od niego samego.

Szansa na zmianę pojawiła się, kiedy do Pałacu Dziewięciu Wież dotarł list z zaproszeniem na koronację królowej Rododendronii. Wyjazd miał mu zapewnić trochę czasu dla siebie, ale prawdę mówiąc tak się nie stało. Droga była długa, a on miał pod opieką Elowena i starszą już Anabellę. Kilka tygodni w siodle czy w karecie było męczarnią. Wszystko zmieniło się kilka miesięcy później, kiedy poślubił Tantris i dostał w prezencie ślubnym Lawendowy Dwór. Dopiero tutaj zaczął trochę myśleć o sobie. Miał czas, bo choć został pomocnikiem Edgara większość czasu spędzał u siebie. Zaczął samotnie jeździć konno, czytać, grać w karty z Anastazją. Wreszcie miał trochę czasu dla siebie, choć oczywiście zajmował się też ciężarną żoną i synem. Ale tak po prawdzie nawet wtedy nikt go nie pytał o to co lubi robić.

Mahiri i Meredith też go o to nie zapytały. Tristan był bardzo hojną osobą, raczej to on odgadywał pragnienia innych niż odwrotnie, zwłaszcza jeśli chodziło o kobiety, to zawsze on bardziej się starał. Nie przeszkadzało mu to, być może dlatego, że nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. On po prostu taki był, więcej dawał niż brał. To on się starał, tak było od zawsze, to on zabiegał latami o Tantris, to on zabiegał o Meredith i Mahiri, nigdy nie odwrotnie. Być może była to kwestia wychowania. Tak mu wpojono, że to on musi być mężczyzną i do niego należy staranie się o kobietę. Nawet nie wiedział jak to jest, gdy ktoś stara się o ciebie. Nie miał pojęcia jakby to mogło wyglądać, w końcu to on był mężczyzną i on musiał się starać. I stąd właśnie cała ta jego konsternacja na pytanie co lubi robić. On po prostu nie zdawał sobie sprawy, że ktoś w ogóle może o to zapytać.

- Iskierka nie ma żadnych magicznych mocy, jeśli o to pytasz. Jest ruda, po prostu, stąd określenie ognisty lis. Choć nie wiem do końca czy ta nazwa jest trafiona. Te zwierzęta mają ciemne brzuchy i białe plamy na pyszczkach, nie są całe rude, jak prawdziwe lisy, choć i one mają akcenty ciemniejsze i jaśniejsze.

- W moim rodzinnym domu były tylko konie i kilka kotów w stajni, żadnych zwierząt w domu. Zaś jeśli chodzi o ptaki to w Lirien hodowane są ona praktycznie wyłącznie na mięso. Oczywiście wysoko urodzeni mieli czasem jakieś zwierzęta prócz koni i psów gończych. Zdarzały się kuce, koty, lisy. Nasza arcyksiężna miała pustynnego lisa, fenka, płowego z wielkimi uszami. Dostała go od władczyni sąsiedniego kraju w prezencie. Podobnie było z Iskierką, była prezentem dla lorda, starego generała, z którym pracowałem. Lord Georg miał gromadkę dzieci, naprawdę sporą gromadkę i nie chciał brać na siebie jeszcze zwierzęcia i tak trafiła do mnie. Ja miałem już Elowena, pomyślano, że jednemu dziecku dobrze będzie ze zwierzątkiem. A Śnieżek przyplątał się już kiedy mieszkałem tutaj.
- Rozumiem co masz na myśli mówiąc o podróżowaniu ze zwierzęciem. Iskierka źle zniosła podróż tutaj, ale po kilku dniach przyzwyczaiła się do nowego miejsca. A właściwie do Żelaznej Twierdzy, bo początkowo mieszkaliśmy tam. Dopiero po ślubie dostałem ten dwór - wyjaśnił.
- Może dla odmiany, teraz ty opowiesz mi co lubisz robić? - zaproponował.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        - Ach, rozumiem - przyznała natychmiast Rael, gdy Tristan rozwiał jej wątpliwości w kwestii nazwy gatunku Iskierki. - Pytam, bo bywa tak, że zwierzęta potrafią władać magią w pewnym ograniczonym stopniu bądź są w jakiś sposób związane z danym żywiołem… Ale u niej nazwa wzięła się od koloru futerka, rozumiem - potaknęła po raz kolejny. - Nie mogę się doczekać, by ją zobaczyć. Jest oswojona czy raczej nie lubi przebywać z ludźmi? - dopytywała jeszcze Niebianka.
        Biennevanto poniekąd spodziewała się, że Tristan odbije pytanie w jej kierunku, więc była na to przygotowana, nie potrzebowała tyle namysłu co on. Z drugiej strony zdawało jej się, że nie ma zbyt wiele do powiedzenia, lecz to miało wyjść dopiero w trakcie.
        - Również dużo czytam - przyznała z uśmiechem. - Dla przyjemności i dla nauki. Lubię sama czasami się dokształcać, ostatnio zainteresowała mnie na przykład astronomia. Kilka gwiazd już jestem w stanie rozróżnić i trochę na ten temat wiem. Przez to, że tyle podróżowałam z ojcem, pisuję do wielu osób, oni podpowiadają mi po jakie książki sięgnąć, gdy interesuje mnie konkretny temat. Tylko powiem szczerze, nie przepadam za wierszami, wolę zwykłe teksty i powieści - zaznaczyła, gdyż nie było to aż tak oczywiste. Większość młodych arystokratek zaczytywała się właśnie w wierszach, lecz Rael wolała bardziej jednoznaczne teksty. Doszukiwanie się znaczeń i analizowanie metafor wprawiało ją momentami w konsternację i zajmowało stanowczo zbyt wiele czasu jak na tak krótkie formy literackie. Co innego powieści czy biografie, z których można było się dodatkowo dowiedzieć czegoś mądrego, o ile dobrze się wybrało.
        - Lubię też muzykę - kontynuowała, gdy wyczerpała już temat literatury. - Chodzi mi zarówno o słuchanie koncertów, chodzenie do opery, występy śpiewaków, ale też o granie samemu. Najbardziej lubię fortepian - matka nauczyła mnie podstaw gry, gdy byłam malutka siadałam obok niej na ławeczce i grałyśmy razem na cztery ręce, chociaż moje partie głównie polegały wtedy na robieniu hałasu… - Uśmiechnęła się do własnych wspomnień. - A gdy byłam starsza zatrudniono dla mnie już doświadczonego nauczyciela, który oprócz gry na fortepianie, uczył mnie też śpiewu. Profesjonalnie nie mogłabym tego robić z pewnością - gra wychodzi mi jednak o wiele lepiej - ale przynajmniej nie fałszuję. Jeśli masz gdzieś w dworze fortepian, chętnie kiedyś dla ciebie zagram - zapewniła. Spodziewała się, że raczej Tristan będzie miał rzeczony instrument w jednym z saloników, był on wszak dość popularny wśród arystokracji i niejako wypadało go wręcz mieć w większej posiadłości. Stanowił ten sam symbol statusu co fontanna z białego marmuru.
        - Jeszcze lubię jeździć konno - dodała niebianka. - Z tym że raczej na spacery niż wyścigowo. Czasami w podróży, jeśli pogoda dopisywała, a wierzchowce były pod siodło, wyprzęgano dla mnie jednego z powozu i mogłam kawałek jechać sama. To zawsze miłe urozmaicenie od podróży w środku, można odjechać kawałek od drogi i zobaczyć coś więcej niż tylko tyle ile widać z okien. A towarzystwo może i było bardzo elokwentne i rozmowne, ale jednak gdy spędza się całe dnie w tym samym gronie, kończą się w końcu tematy do rozmów i człowiek chce zostać na chwilę sam - zauważyła. Nie była osamotniona w tym osądzie, gdyż Gallel postępował podobnie, on jednak “rozprostowywał skrzydła”, które na ogół musiał nosić schowane, by zmieścić się w dostosowane przede wszystkim dla ludzi miejsca. Zaś inni dyplomaci… Zachowywali się różnie. Bywali tacy, którzy prawie całe dnie drzemali, inni czasami sięgali po jakąś książkę, by urozmaicić sobie dzień, większość jednak po prostu patrzyła przez okno, gdy skończył się tematy do rozmów.
        - Umiem grać w szachy jak ty i Elowen - kontynuowała. - Ale nie jestem najlepsza, nie miałam z kim trenować. Może wcale bym nie musiała się mu podkładać - zażartowała. To było wszystko, co miała do powiedzenia, zaraz jednak poruszyła temat, który zastanowił ją jeszcze podczas rozmowy o zwierzętach.
        - Tristanie, twoja ojczyzna, Lirien, rysuje się dla mnie jako kraj ludzi bardzo praktycznych, może wręcz pragmatycznych - zagaiła. - Faktycznie tam tak jest? Opowiedz mi o swojej ojczyźnie - zachęciła.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

- Iskierka jest w pełni oswojonym zwierzęciem – wyjaśnił. – Lubi ludzi, wręcz się do nich garnie. Od początku taka była. Choć czytałem, że jej gatunek wiedzie raczej samotniczy tryb życia, to Iskierka wydaje się temu przeczyć. Być może to właśnie kwestia tego, że od początku przebywała z ludźmi. Albo po prostu ma taki towarzyski charakter, któż to wie. – O swoich pupilach opowiadał bardzo swobodnie, tutaj znów można było dostrzec, że o sprawach ościennych bardzo łatwo mu się mówi, dużo łatwiej niż o samym sobie.

- No i tak jak mówiłem, Iskierka jest zupełnie zwyczajna, nie jest żywiołakiem, jest po prostu ruda. Lubi się bawić, jest towarzyska, chętnie wchodzi na kolana, ale nie ma w sobie żadnych innych ukrytych talentów. – Uśmiechnął się blado mówiąc o zwierzęciu. Nadal jego uśmiech nie był pełen. Można to było nazwać raczej półuśmiechem. Był krótki i delikatny, jak muśnięcie wiatru, przelotny, blady, czasem ledwo dostrzegalny. Przez to, że tak rzadko się uśmiechał ten wyraz jego twarzy wydawał się zawsze działać ze zdwojoną siłą. Był bardzo charakterystyczny i łatwo było go dostrzec. Rael z pewnością to widziała, była w końcu sprawnym obserwatorem. Zresztą trudno było tego nie dostrzec, siedzieli w końcu naprzeciw siebie i patrzyli sobie w oczy.
- Nie stronię od wierszy – wtrącił się w jej wywód.

- Wręcz przeciwnie, bardzo je lubię. Szukanie drugiego dna jest jak podróż w głąb czyjejś świadomości. Można zinterpretować wiersz na milion sposobów, każdy robi to inaczej, każdy dodaje własny sens, to jest piękne. Bo tak naprawdę nigdy nie dowiemy się co autor wiersza chciał nam przekazać, czy to co jest napisane wprost, czy też to co jest ukryte pod słowami. To wydaje mi się być niesamowite. Każda strofa, każdy wers może znaczyć coś innego. Choć są wiersze tak oczywiste, że nie trzeba doszukiwać się w nich tego co napisane między wersami. Dlatego lubię poezję, jet odzwierciedleniem czyjejś duszy, czyiś marzeń i pragnień, schowanych za krótkimi słowami, za rymami, za kilkoma zdaniami. Można w nich ukryć całego siebie w taki sposób, że ktoś kto to czyta nie musi odgadnąć co kierowało artystą. Czasem wiersze są nieodgadnione i to w nich lubię. Lubię to co skrywają i to, że można je interpretować w wieloraki sposób.
- Proza jest jasna, oczywista, pełna. Każdy opis jest po to, by wyobrazić sobie dokładnie co, jak i gdzie. Czytając opowieści również przenosi się do innego świat, ale w inny sposób, podróże bohaterów są naszymi podróżami. Przeżywamy to co bohaterowie, tu nie bardzo jest miejsce na interpretacje, ale to dobrze, bo każdy może znaleźć w słowie pisanym coś dla siebie. Jedni lubię nad interpretować i szukać znaczeń w wierszach, inni wolą oczywistość prozy.

Mówiąc o tym wszystkim Tristan nie wspomniał o jednej ważniej rzeczy, On sam pisywał wiersze. Uznał, że lepiej nie mówić o tym Rael skoro nie lubiła poezji. Zresztą to nie był dla Tristana powód do dumy, raczej ukrywał ten fakt. Nie chciał mieć znów opinii dziwoląga jak w Lirien. Pisał dla siebie, tylko dla siebie, no prawie... Tantris o tym wiedziała, dzielił się z nią swoimi pracami, ale nikt poza nią o tym nie wiedział. Ani Anna, ani Meredith, a już tym bardziej Mahiri. To było dla niego bardzo intymne. Pisał wiersze o wszystkim, o sobie, o ludziach wokół niego, o miłości, o tęsknocie, o tym co go cieszyło i bolało. Wiedział, że być może kiedyś przyzna się do tego Rael, ale na pewno nie w tej chwili.

- Oczywiście, mamy we dworze fortepian, więc jeśli tylko będziesz miała ochotę możesz grać – powiedział.
- W takim razie, jeśli lubisz jeździć konno z pewnością wybierzemy się na przejażdżkę – rzekł od razu. On również lubił jeździć, zwłaszcza po posiadłości. To był duży terem, było gdzie galopować. Tristan również nie jeździł wyścigowo, nie nadawał się do tego, ale bardzo lubił konne przejażdżki.

- Och, Lirien jest bardzo surowe – zaczął gdy zagaiła o kraj jego dzieciństwa.
- W inny sposób niż Rododendronia. Jest... - Zastanawiał się przez chwile, jakby szukając słów. – Panują u nas srogie, długie zimy, krótkie lata. Ludzie są raczej prości, te krótkie miesiące ciepła spędzają na tym by jak najlepiej przygotować się do chłodu. Nasze domy są budowane z drewna, ale nasi cieśle są zdolnymi rzeźbiarzami. Kochamy konie, wyścigowe, spacerowe, pociągowe. Konie to nasz największy towar eksportowy. Zwłaszcza te zimnokrwiste, do pracy. Tak... dużo pracujemy by przetrwać miesiące zimy. Ludzie są praktyczni, ubierają się wygodnie, kobiety noszą ciepłe suknie, nie to co tutaj. Tutaj wiosny i lata są ciepłe, panie noszą zwiewne odzienie, u nas tego nie ma. Nawet arcyksiężna przyzwyczaiła się do ciężkiego ubioru choć pochodzi z tutejszego wybrzeża. Jesteśmy raczej ludem prostym. Pracowitym, ale prostym. Przynajmniej w większości marchii. Trochę inaczej jest w marchiach południowych, tam jest dużo cieplej, ludzie mają więcej rozrywek, przechadzają się po ciepłych piaskach plaż. To mi przypomina raczej Wybrzeże Jadeitów niż północ. Ale tam też ludzie prawie zawsze pracują, zwłaszcza lud. Jesteśmy w większości pracoholikami. Ale cóż się dziwić, ościenne marchie muszą wysyłać daniny do Astron-Oris, do stolicy, dlatego wszystko kręci się u nas wokół pracy. Wszystko jest temu podporządkowane. Pracują zarówno kobiety, jak i mężczyźni, dlatego łatwiej jest im zapleść warkocz niż upinać finezyjnie włosy. I tak to już u nas jest, po prostu...
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Miło słuchało się Tristana, gdy opowiadał o Iskierce - od razu dało się poznać, że opowiada o zwierzęciu, które bardzo lubi, ba, może nawet woli ją od niektórych ludzi. Nie było to nic, czego Niebianka nie znałaby z autopsji, bo jeszcze nigdy nie zetknęła się ze zwierzęciem, które byłoby wredne z natury - jeśli już na takie trafiała, prędzej czy poźniej okazywało się, że jest to kwestia traumy z przeszłości albo tresury. Ludzie zaś… bywali bardzo różni i nie każdemu można było ufać. Takie życie. Jeśli zaś o samą Iskierkę chodzi… Im dłużej Rael o niej słuchała, tym bardziej kojarzyła jej się ona z kotem i w jej głowie zwierzątko Tristana powoli zaczynało wyglądać właśnie jak kot, tylko z lisim umaszczeniem. Tym bardziej nie mogła się doczekać, aż zobaczy ją na żywo i może nawet będzie miała okazję się z nią pobawić, chociaż nie miała w życiu zbyt wiele do czynienia z kotami - nie hodował ich nikt z jej rodziny i tylko jeśli spędzała kilka nocy w gościnie u jakiegoś arystokraty, który akurat wybrał sobie takich futerkowych towarzyszy, mogła się z nimi chwilę pobawić. Miała to szczęście, że zwierzęta raczej ją lubiły i nie została nigdy dotkliwie podrapana przez żadnego kocura - drobne ranki się zdarzały, były jednak niegroźne i nie zostawiały śladów w postaci blizn, a już zwłaszcza, gdy zatroskany Gallel zabierał się za ich leczenie przy pomocy magii.

        Rael odniosła wrażenie, że popełniła gafę tak kategorycznie wypowiadając się na temat czytania poezji - Tristan wyraźnie lubił ten gatunek literacki. Nim jednak Biennevanto podjęła dyskusję z nim, cierpliwie wysłuchała co tak bardzo odpowiada mu w wierszach, by móc się do tego odnieść. Rozumiała jego argumenty, tak naprawdę większość osób powoływało się na tę mistyczną możliwość głębszego poznania uczuć drugiej osoby, co Rael z reguły przyjmowała po prostu zgadzając się z rozmówcą i nie drążąc tej kwestii, w przypadku Tristana jednak miała ochotę podjąć temat.
        - Właśnie ta wieloznaczność sprawia, że trudno czyta mi się wiersze - powiedziała tonem, jakby przyznawała się do popełnienia gafy, niewielkiej, ale jednak takiej, której nie można pominąć milczeniem. - Bo jeśli utwór jasno wyraża uczucia, nadając im wymiarowości dzięki pięknie dobranym słowom, sprawia mi on przyjemność. Lecz jeśli nie jestem pewna co autor miał na myśli… Nie chcę robić założeń nie znając osoby, która przelewała słowa na papier. Może to zabrzmi głupio, ale nie chcę wkładać w jej usta słowa, których nie wypowiedziała, to dla mnie trochę jak ocenianie innych jedynie na podstawie tego, co mówią o tej osobie inni… A z czytania powieści dodatkowa korzyść bywa taka, że można się z niej czegoś więcej nauczyć - zauważyła na sam koniec. Czy jej argumenty przemówią do Tristana, tego nie była pewna, ale przynajmniej będą mieli jasność w kwestii wzajemnych preferencji. Nie musieli się zresztą we wszystkim zgadzać, to byłoby nudne i może wręcz trochę podejrzane.
        - Z przyjemnością będę czekać na ten moment - zgodziła się jeszcze z uśmiechem, gdy Tristan zaproponował wspólną przejażdżkę w któryś piękny dzień.

        Przynajmniej w początkowej ocenie Lirien Rael nie popełniła błędu. Była bardzo ciekawa warunków, w jakich dorastał Tristan, to mogło wiele powiedzieć na temat jego charakteru, poglądów i pobudek. Doskonale rozumiała to, że przez ciężkie warunki życia lud Lirien był twardy i pracowity.
        - Chyba wiem, o czym mówisz - zgodziła się pod koniec. - Widziałam to również tu, w środkowej Alaranii. Gdy warunki życia są lżejsze, ludzie z natury są bardziej beztroscy, mają więcej czasu dla siebie, na rozwijanie rozrywki i sztuki tak jak mieszkańcy krajów na Jadeitowym Wybrzeżu, lecz w górach czy na północy życie wymaga większego poświęcenia. Wydaje mi się jednak, że to dobrze wpływa na charakter, a na dodatek życie w niesprzyjających warunkach sprawia, że chce się je zmieniać - tak rodzą się wynalazcy, odkrywcy, przywódcy... - wyliczyła, po czym nagle przerwała gdy zorientowała się, że trochę ją poniosło w przedstawianiu własnych przemyśleć. Posłała Tristanowi przepraszający uśmiech i zachęciła go, by kontynuował.
        Wspomnienie o pracoholizmie przypomniało Rael przed czym przestrzegała ją lady Ais: ponoć Tristan lubił pogrążać się w pracy, uciekać do niej w chwilach, gdy był załamany bądź smutny i bywało, że trzeba go było siłą odciągać od biurka. Było to z jednej strony lepsze niż alkoholizm, który dotykał większość arystokratów o stresującym zajęciu, ale niekoniecznie lepsze dla zdrowia… By jednak lord Anlagorth nie spędzał nocy wśród papierów, wystarczyło nie dawać mu powodów do trosk.
        Rael poczuła, jakby wzmianka o warkoczu odnosiła się po części do jej fryzury. Odruchowo powiodła palcami po włosach i wplecionych w nie konwaliach. Podobało mu się to czy nie? Trudno było ocenić - przez jego słowa nie przemawiała ani wielka tęsknota za ojczyzną ani tym bardziej nie dał jej powodu, by myśleć, że to nawiązanie do jego własnych preferencji. Chyba wspomniał o warkoczach tak po prostu, a to ona zbyt wiele doszukiwała się w jego słowach.
        - Kobiety noszą u was ciepłe suknie i warkocze - podłapała na koniec. - A jaki jest tradycyjny męski strój? Interesują mnie takie kulturowe kwestie. Tak samo język. Mógłbyś coś powiedzieć w swoim ojczystym języku? - poprosiła. - Na przykład przedstawić się?
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

- Widzisz - Uśmiechnął się tym razem pogodniej. - Dla mnie ta wieloznaczność jest właśnie najpiękniejsza. Myślę, że poeci chcą nam pokazać różny obraz świata, że wręcz pozwalają nam na to by swoje teksty interpretować. Poezja jest nieobdarta z tajemniczości, ma w sobie coś takiego... - Zastanowił się przez chwilę. - Coś co sprawia, że chce się ją chłonąć. Przynajmniej ja tak to odbieram. Nie uważam, żeby interpretacje zabierały coś autorom. Ale rozumiem twoje podejście. Każdy lubi coś innego. Ludzie nie mogą, a wręcz nie powinni się ze sobą ze wszystkim zgadzać. Wręcz uważam, że tak jest lepiej, gdybyśmy wszyscy mieli jedno zdanie nie byłoby dyskusji. One uważam, że są ważne. Gdyby ludzie tylko sobie przytakiwali jaki sens miałyby rozmowy? Warto poznać inne zdanie, inną perspektywę, inny wymiar czegoś. - Tristan naprawdę tak uważał. Rael nie uraziła go nawet w najmniejszym stopniu. On coś lubił, ona mniej, przecież to wcale nie było złe. Każdy miał prawo mieć inne zdanie. Oczywiście świetnie, że zgadzali się w takich sprawach jak wspólna przyszłość, jak ilość dzieci, czy podejście do nich. Ale przecież w innych kwestiach warto było dyskutować. Jedna książka mogła podobać się jej, inna jemu. On mógł lubić grać w karty, ona mogła woleć szachy. To było absolutnie naturalne i Tristan to rozumiał. Słuchał uważnie jej słów, ale też odpowiedział. Nie zgadzał się z jej interpretacją poezji, ale to nie oznaczało, że mieli obrażać się na siebie i nie odzywać. Dyskusje były mile widziane. Dla Tristana wręcz miłe, że mogli ze sobą podyskutować i podzielić się różnymi zdaniami na dany temat.

Na wieść, że będzie czekać na przejażdżkę konną, pokiwał tylko głową. Miał nadzieję, że będzie im się dobrze jeździło. Nie wymagał od niej by korzystała z damskiego siodła, jeśli wolała jeździć okrakiem to mogła, dla niego nie był to żadne problem. Jednak jeśli wolała dosiadać konia po damsku, mieli takie siodło w wozowni. Saura czasem jeździła w damskim siodle, dlatego nie było najmniejszego problemu.

Kiedy ponownie spytała go o Lirien, trochę spoważniał. Tęsknił za ojczyzną. Dobrze mu było tutaj, ale tam zostawił jednak dużą część swojego życia. O niektórych sprawach ciężko mu się myślało. Po prostu.

- W Lirien panuje dość prosta moda i w stroju męskim i damskim. Mężczyźni noszą proste tuniki, luźne spodnie, koszule i przepasują się skórzanymi pasami. Chodzimy z bronią, prawie zawsze mamy miecz u pasa. U nas miarą mężczyzny są wygrane bitwy i blizny jakie nosi. Im dłużej było się na wojnie tym lepiej jest się ocenianym. Wojownik - to status jaki należy w Lirien osiągnąć. Bez tego jest się nikim. Sam tego doświadczyłem. Nie paliłem się do wojaczki, wolałem się uczyć, bardzo dużo czytałem, miałem prywatnych nauczycieli, szybko zostałem kasztelanem w Pałacu Dziewięciu Wież, ale kasztelan nie ma tak naprawdę żadnej pozycji. Ma sowite wynagrodzenie, zajmuje się wieloma sprawami ważnymi dla pałacu i państwa, ale nie stanowi to o nim, bo nie jest wojownikiem. Wiele lat pracowałem ponad siły dla państwa, a byłem brany za pajaca - stwierdził gorzko.

- Bo nie nosiłem miecza i nieśpieszno mi było na wojnę. Ludzie w Lirien są czasem bardzo krytyczni, jeśli nie idziesz na wojnę jesteś szaleńcem, bo nie chcesz bronić kraju. U nas więcej jest kobiet niż mężczyzn, większość męskich rodów wyginęła na licznych wojnach, które prowadziliśmy. Ja poszedłem na wojnę z pobudek bardzo niskich i takich, o których nie warto mówić, ale w końcu i mnie dopadła walka. Ostatni konflikt jaki prowadziliśmy był w górach, z sąsiadującym państwem. Byłem na polu bitwy kilka tygodni i wiem jedno - wojna zmienia na zawsze, nie da się wrócić do tego co było. Przeżyłem tylko dlatego, że zostałem ranny i musiałem wracać pod przymusem. Przebito mi ramię. Przez pewien czas nie mogłem nawet pisać. Ale w domu czekał na mnie syn, więc szybko musiałem wyzdrowieć.

Na prośbę by powiedział coś po lirieńsku znów się uśmiechnął. W swoim ojczystym języku mówił tylko z Anabellą.
- At aura et lora - powiedział, ale nie przetłumaczył, jednak bardzo łatwo szło się domyślić, że jej się nie przedstawił, tylko powiedział zupełnie coś innego.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael spostrzegła, że im dłużej trwała ich rozmowa, tym uśmiech Tristana stawał się coraz to szerszy i promienny, pojawiał się też chyba odrobinę częściej. Jednocześnie ją to cieszyło i bardzo jej się podobało - jak większości osób, tak i lordowi Anlagorthowi do twarzy było w uśmiechu. Gdyby możliwe było doprowadzenie do sytuacji, by rozweselić go na dłużej, by cały dzień chodził taki rozpromieniony...
        Niebianka zgadzała się z jego zdaniem - również uważała, że wieczna zgoda była nudna i tak naprawdę niemożliwe. Dotarła do niej jednak od razu pewna absurdalna myśl - musiałaby mu przyznać rację, po raz kolejny w trakcie tej krótkiej rozmowy… Dlatego tylko uśmiechnęła się znacząco - z pewnością domyślił się, co jej chodziło po głowie. A do tematu poezji i interpretacji wierszy już nie wróciła. Rozumiała argumenty Tristana i były one dla niej przekonujące, ale drążenie tematu chyba w tym przypadku nie miało sensu - każde z nich przedstawiło swoje zdanie i zrozumiało stanowisko drugiego, wystarczy. Mogli przejść dalej.

        Rael nie spodziewała się, że od tematu mody - który może poruszyła trochę niefortunnie zważywszy na to, że rozmawiała z mężczyzną i większość z nich jednak unikała tego typu rozmów - przejdą tak nagle do zagadnień związanych z walką i wojną. Biennevanto była z przekonania osobą pokojowo nastawioną i dążącą do rozwiązywania konfliktów na drodze rozmów i negocjacji, niż użycia przemocy, dlatego jakoś wolała unikać tematów militarnych - poniekąd przez to, że nie miała za wiele do powiedzenia, ale też przez to, że ją trochę nudziły. W przypadku historii Tristana było jednak inaczej - chciała poznać jego kraj i jego kulturę, więc była skupiona i póki co zainteresowana, chociaż filozofia życia Lireńczyków jej nie przekonywała. Gdy lord opowiedział jej jednak o swojej sytuacji w kraju, Rael nie mogła powstrzymać się od komentarza. Chciała nawet ująć go za dłoń w wyrazie wsparcia, lecz gdy tylko wyciągnęła ku niemu rękę, zorientowała się, że nie powinna, oparła więc ją miękko na ławce z myślą, że może gest ten pozostanie niezauważony.
        - Jeśli to ma znaczenie, doceniam twoją postawę - powiedziała. - Jest znacznie bliższa memu sercu niż bitewny patriotyzm. Rozumiem, że w waszym kraju docenia się waleczność, ale konflikty nie zawsze muszą być rozwiązywane przelewem krwi… A też musi być ktoś, kto zadba chociażby o zaplecze wojska. Tym się zajmujesz teraz, prawda? Wykazywałeś się hartem ducha, nie podporządkowując się stereotypom, w które próbowano cię wpasować i wypełniając swoje obowiązki, równie ważne co walka, choć niekoniecznie doceniane. Dla mnie nie byłeś pajacem - dodała całkowicie szczerze.
        Rael zwróciła uwagę na to, że teraz Tristan nosił miecz przy pasie, ale nie skomentowała tego na głos, bo wyglądałoby to jak czepianie się. Nie drążyła też tematu pobudek, z jakich wybrał się on na wojnę, gdyż lord wyraźnie zasygnalizował, że nie jest to temat łatwy, a na poruszanie takowych przyjdzie jeszcze czas. W końcu dopiero tu przyjechała.

        Słowa Tristana wypowiedziane w języku lirieńskim sprawiły, że na twarzy Rael pojawił się wyraz zaciekawienia i lekkiej konsternacji, które skrywały się za całkowicie szczerym uśmiechem. Od razu doszła do tego, że Tristan nie poszedł za jej sugestią i jej się nie przedstawił. Nie miała do niego pretensji - to co powiedziała było tylko propozycją, na wypadek gdyby sam nie wiedział jakim zdaniem zaprezentować swój ojczysty język. Co jednak powiedział jej lord Anlagorth pozostawało dla niej zagadką, mimo że starała się doszukiwać jakiś podobieństw do innych języków albo wyciągnąć coś z kontekstu. Nie trwała zbyt długo w milczeniu i już po chwili się odezwała.
        - Ataura et lora? - powtórzyła za nim nieco kalecząc, jak to osoba mówiąca po raz pierwszy w obcym języku. - Co to znaczyło? - zapytała wprost, wyraźnie zafascynowana. Podobał jej się akcent Tristana: na co dzień mówił bardzo dobrze we wspólnym i nawet by się nie zorientowała, że pochodzi z tak daleka, jednak gdy używał ojczystej mowy, słychać było wyraźną różnicę.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Uśmiechnął się smutno, kiedy powiedziała, że nie ma go za pajaca. Ale gorzka prawda była taka, że właśnie taki był. Był pajacem, niedojdą, szaleńcem, bo nie chciał iść na wojnę. Ludzie mieli go w jego ojczyźnie za kretyna. Ale tutaj było inaczej, tu miał ugruntowaną pozycję, tutaj był partią. Choć tego ostatniego określenia bardzo nie lubił. Jednak miał szacunek i to duży. Dwór dostał praktycznie za sprawą Tantris i ożenku z nią, to miał być ich wspólny dom i prezent od pary królewskiej. Gdyby nie to, mieszkałby w Żelaznej Twierdzy, ale nadal miałby szacunek, w końcu zajmował się zapleczem armii razem z Edgarem. To właściwie zasługa starego krasnoluda, to on upodobał sobie Tristana. Dowiedział się bowiem, że w Lirien Tristan był właśnie pomocnikiem generała. Edgar nie lubił papierkowej roboty, nie nadawał się do wypełniania pergaminów, do sprawdzania poboru, do tych wszystkich cyferek i literek. On był człowiekiem czynu. Miał pod sobą paru skrybów trochę znających się na wojsku, ale prawda była taka, że potrzebowała kogoś doświadczonego, kto ogarnąłby ich wszystkich, a przy okazji uzupełnił wszelkie braki w pergaminach. Tristan wydawał się być idealny. Opanowany, spokojny, rzeczowy i przede wszystkim skrupulatny. No i znał się na rzeczy, wiedział jak działać w zapleczu armii. Wiedział ile powinien wynosić żołd, wiedział ile potrzeba broni, gdzie i w jakich warunkach ją przechowywać. Każdy jego podwładny miał inne zajęcie. Jeden zajmował się kuźniami, inny jedzeniem dla wojska, jeszcze inny gotową bronią, końmi, smokami, każdy miał swoje zajęcie. Po kilku miesiącach pracy Tristana armia była uporządkowana jak nigdy dotąd. Tristan nie chwalił się osiągnięciami, ale prawda była taka, że jako obcokrajowiec zaszedł najdalej jak się dało i to w rekordowym czasie. Zrobił dla armii Rododendronii tak wiele jak tylko mógł i jego zasługi zostały zauważone. Tu, w obcym kraju docenili go bardziej niż w ojczyźnie. Być może właśnie dlatego czuł się tu tak dobrze. Klimat był podobny, choć nieco cieplejszy i sprzyjający, ludzie silni, ale bardziej pogodni, właściwie było tu nawet lepiej niż w Lirien. Nie miał tu nikogo, kto pamiętałby go jako głupkowatego kasztelana. Ludzie mieli go za takiego jakim był, za poważnego, dobrego i uczciwego mężczyznę. Rododendronia stała się jego drugim domem i zamierzał zostać tutaj do końca swoich dni. W Lirien nic na niego nie czekało. Została tam jego rodzina, owszem, ale on nie był z nią tak naprawdę związany, bo i oni mieli go za słabeusza. Nigdy nie było między nimi ani przyjaźni, ani miłości. Lepszą relację miał z nianią Anabell niż z własną matką. A Edgar był mu przyjacielem i ojcem, był kimś bardzo ważnym w jego życiu. Była i Ais, którą miał za najlepszą przyjaciółkę. A także Anastazja, którą bardzo polubił. Miał więc przyjaciół i rodzinę właśnie tutaj, nie w dalekim i odległym Lirien. Ojczyznę wspominał czasem ze smutkiem, czasem z nostalgią, bywało, że tęsknił, ale to nie były uczucia, które by go przytłaczały. Pisywał do matki, ale listy szły bardzo długo, nie miał, więc wielkiego kontaktu z rodzicami, ale to nie było mu wcale do szczęścia potrzebne.

Zauważył, jak Rael delikatnie podnosi dłoń, ale nie wiedział do czego zmierza. Kiedy położyła ją na ławeczce zignorował ten fakt. Nie sądził, że mogłaby chcieć go dotknąć.
- Nie lubię wojny i nie chodzi o to, że w niej uczestniczyłem. Po prostu uważam, że konflikty można rozwiązywać inaczej. Owszem, zajmuję się armią, ale to jest bardziej strona pergaminowa niż prawdziwa wojaczka. Kiedy wyjeżdżałem z Lirien władza się zmieniła. Od kiedy nasz arcyksiążę poślubił swoją żonę pochodząca z waszego wybrzeża zmieniło się jego podejście do otwartych konfliktów. Nasza arcyksiężna jest osobą nastawioną bardzo pokojowo i uważa dyplomację za najlepszy sposób rozwiązywania sporów. Nim przybyła prowadziliśmy wojnę z cesarstwem Brawen i ich cesarzową, kiedy wyjeżdżałem wojny już nie było, za to Lirien podpisało pakt o nieagresji i wzajemnym wsparciu. Wcześniej latami na granicy trwały konflikty. Chcę przez to powiedzieć, że choć moim zawodem jest prowadzenie armii, to uważam dyplomację za najlepszą formę rozwiązywania konfliktów.

Na szczęście temat wojska, sporów i konfliktów szybko się wyczerpał, bo płynnie przeszli na temat języka lirieńskiego. To był dobry trop, bo nie tak poważny jak wojna.
- At aura et lora - powtórzył bardziej powoli, robiąc wyraźne przerwy między wyrazami, żeby zaznaczyć co jest pojedynczym słowem, a co całością.
- To znaczy: "Jesteś piękna" - wyjaśnił i skomplementował jednocześnie. Uśmiechnął się przy tym pogodnie. Tak było mu łatwiej to powiedzieć, wiedział, że Rael zapyta o znaczenie słów, zrobił to niejako specjalnie, lekko zaczepnie. Chciał by go zapytała.
Zablokowany

Wróć do „Lawendowy Dwór”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości