Dolina Umarłych[Ruiny starego fortu] Siedziba Megdara

Jeśli zadajesz sobie pytanie kim jesteś, jeśli wydaje Ci się że Twoja dusza już dawno umarła, a Twoje życie straciło sens... Dolina Umarłych to miejsce gdzie życie istot ją zamieszkały naprawdę straciło sens, wiec jeśli masz w sobie choćby iskrę życia i trafisz tutaj dowiesz się co to znaczy wola istnienia.
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

Ktoś zmierzał w stronę sali tronowej miarowym, acz ciężkim krokiem. Musiał być nad wyraz zmęczony. Obstukiwał posadzkę swą podporą w postaci kostura. "Potrzebuję... przygotowałem się przecież, nie mogę tego odwołać. Poza tym, szanse na niepowodzenie są wręcz znikome" - pocieszał się. Co prawda Rytuał mógł odbyć samodzielnie, ale jakim kosztem... dlatego właśnie Licz był mu potrzebny. W drodze do niego Arathain nigdy do końca nie zwątpił w swe działania, ale nie był też stuprocentowo przekonany o ich słuszności. Rozmyślał nad możliwością porażki. Taka energia zabija, śmierć wchodzi w rachubę. Czarne myśli spowiły jego umysł. Pozwoliło to Czarodziejowi wykonać rachunek sumienia, przekalkulować sobie, co przez swoje życie zrobił by zasłużyć sobie na miano Strażnika Ludzkości. "Ile czasu minęło od kiedy rozmawiałem z nim? Mam przekaźnik..."

W końcu dotarł. Stanął przed drzwiami i zapukał dwa czy trzy razy. Nie musiał długo czekać. Wrota rozwarły się i wpuściły gościa. Ten bez zbędnych powitań przeszedł od razu do rzeczy:
- Już czas. Trzeba ustawić postument w jakimś wysokim miejscu. Nie możemy zwlekać - obwieścił, czekając na reakcję Licza.
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Megdar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 69
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Licz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Megdar »

Lisz obrzucił jednym spojrzeniem czarodzieja, podniósł się z tronu i teatralnie rozglądając wokoło rzekł:
- Nie ma wyżej położonego miejsca w tej okolicy. - Wskazał palcem środek komnaty. - Tu. Tu można ustawić katafalk, jeżeli nie masz nic przeciw takiemu zastępstwu. - Wskazującym palcem zmusił swoje grimmoire do otworzenia się na odpowiedniej stronie, po czym ujął Talizman Kolorów i zawiesił go na swojej szyi.
- Więc, Arathainie, wprowadzę pewną modyfikację zaklęcia uwarunkowującego rytuał. Spowoduje to skierowanie wszelkiej negatywnej energii na moją osobę. W przeciwieństwie do ciebie, mnie nie można pozbawić życia. - Powolnym ruchem dotknął Talizmanu i drugą ręka pokierował importacją starego katafalku na środek komnaty.
- Tylko brakuje w naszej układance jednego elementu, Arathainie. - Zawiesił na chwilę głos. - Kamień Mocy. Jeżeli go posiadasz, to nie widzę przeszkód abyś zajął miejsce na katafalku. - Po tych słowach Megdar założył koronę i ujął kostur.
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

Początkowo Arathain był nieco zażenowany brakiem odpowiednich materiałów do odprawienia rytuału. Chciał przerwać jego przygotowania, tracąc wiarę w jakiekolwiek powodzenie. Zastanawiając się jednak nad tym głębiej, zdecydował się kontynuować.
- Więc, Arathainie, wprowadzę pewną modyfikację zaklęcia uwarunkowującego rytuał. Spowoduje to skierowanie wszelkiej negatywnej energii na moją osobę. W przeciwieństwie do ciebie, mnie nie można pozbawić życia. - Licz w swej mądrości zamierzał tak uczynić. To miłe z jego strony, że raczył o tym poinformować nic nieświadomego współuczestnika rytuału. - Tylko brakuje w naszej układance jednego elementu, Arathainie. Kamień Mocy. Jeżeli go posiadasz, to nie widzę przeszkód abyś zajął miejsce na katafalku. - W swe ręce Megdar capnął swój kostur i przywdział koronę. "Jeśli to ma mu pomóc..."
- Mam przekaźnik. Ściągnie tutaj energię Kamienia Mocy i będzie sprawiał wrażenie, jakby sam nim był - odpowiedział Czarownik. Za pozwoleniem zajął miejsce w tym "czymś", co miało imitować postument. "Niekompetencja" - skwitował. Ale cóż, żalić ni chwalić się nie powinien, jako że Postrach Północy pomaga mu wręcz za darmo. Mag wyjął z torby zręcznym ruchem błyszczący kryształ, niewiele większy od jego pięści. Emanował tajemniczością i zdawał się iskrzyć. W komnacie zaczęła wzbierać się magia i kumulowała się przy sklepieniach. Kryształ został uniesiony w górę i umiejscowiony na czubku swego kostura. Teraz trzeba było tylko czekać...

- Połączył się. Sądziłem, że potrwa to nieco dłużej. Można zaczynać, ufam, że wszystko gotowe. - Pokiwał głową dając znak. Tajemnicza moc otoczyła go i oplotła niewidzialnym płaszczem...
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Megdar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 69
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Licz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Megdar »

Moc wzbierała. Lisz uniósł ręce i rozpoczął inwokacje w starożytnej mowie, wypowiadając słowa z uwagą i płynnie. Przywoływał moce mające wspomóc rytuał. Wymieszał strach, ból, płacz i nadzieję, a następnie ukierunkował zaklęcie rytuału które powoli zaczynało obejmować Arathaina. Moc wzbierała, gdyż czarnoksiężnik pobierał ją hojnie. W komnacie pojaśniało od pełgających, wszechobecnych blasków. Stara rama z resztą szkła wypadła z ościeży, rozbijając się na posadzce, gdzieś z poszycia dachu posypały się trociny, a salę począł wypełniać kurz, który siłą zaklęcia uniósł się w powietrze. Nie spieszył się, nie chciał popełnić błędu. Zbierał moc z namaszczeniem i plótł zaklęcie rytuału nić za nicią. Gdzieś w podwalinach wieży zajęczały strzygi, a nieumarli słudzy oddalili się od wieży odegnani potęgą wzbierającą wokoło. Wreszcie nadszedł czas, Lisz zgromadzoną moc skierował w ciało maga. Pozwolił jej swobodnie przepływać przez wszystkie jego członki. Powoli zapadał zmierzch a z okien wieży widać było błyskające światła.
Moc Talizmanu Kolorów i skoncentrowana siła przekaźnika Kamienia Mocy działały wspólnie w harmonijnym brzmieniu czystej magii. Megdar krążył wokół katafalku inwokując kolejne zaklęcia i wiążąc je w jedność rytuału. Szelest jego zetlałej szaty zagłuszały kakofonie skoncentrowanej magii zebranej w sali tronowej. Blada poświata księżyca wpadała przez wybite otwory zadaszenia, mieszając się z wszystkimi kolorami wypełniającymi salę. Lisz zatrzymał się na wprost czarodzieja i wyciągnął w jego kierunku kostur. Przyzwał pradawne moce i ponownie skierował je w ciało Arathaina.
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

Wszystko szlo jak z płatka. Licz musiał znać się na rzeczy. Przekaźnik działał wręcz wyśmienicie, nawet Arathain nie spodziewał się takiego przepływu mocy. Zebrana moc płynęła gdzieś pod sufit i wypełniała komnatę, rujnując jeszcze bardziej sufit i ściany. "Chyba nie wzgardzi nowym wystrojem..." - zamyślił się Mag. Błyski, blask, czarodziejskie inwokacje. Wewnątrz robiło się wręcz duszno. Ale Arcylicz dawał sobie radę, powoli kierując energię w ciało gościa.

Ciemno. Księżyc już świecił. Megdar ostatni raz skierował kostur i napełnił ciało Arathaina mocą. Negatywne efekty rytuału wspaniałomyślnie kierował na samego siebie. Artefakt wsiąkał również w niego, z czego musiał być choć trochę zadowolony. Licze mogą być zadowolone, tak? Cóż... nikt się nie odzywał. Milczenie. Cisza. Czarownik czuł od czasu do czasu pieczenie, raz nawet przenikliwy ból, świdrujący umysł na wylot. A potem lekkość. Lekkość, jak gdyby nigdy nic nie ważył. Wszystko przebiegało zadziwiająco zgodnie z planem. Nie wiedzieć czemu, tak potężny kondensator jak Kamień Mocy nie próbował się nawet bronić. Tkacz Zaklęć gwałtownie otworzył oczy i wykonał trudny do opisania wytrzeszcz:
- Zaniechaj! Zaniechaj natychmiast! To nie jest ten... - krzyknął, ale nic nie dało się już zrobić. Chwilowe zdezorientowanie obu starszych panów pozwoliło Przekaźnikowi uwolnić cały swój potencjał. Siła implozji była trudna do opisania, to cud, że zadziałała na taką małą skalę. Megdar chcąc nie chcąc musiał się poddać wybuchowi i przewrócił się na podłogę. Arathain będąc w centrum w ostatnim momencie osłonił się barierą z żywiołów. Wylądował na ścianie, w rękach wciąż kurczowo trzymając swój kostur. Przekaźnik wylądował gdzieś niedaleko. Zaczął znikać, a na jego miejscu pojawiła się dziwna, na wpół materialna postać. Magik zbierał gdzieś swoje zęby z podłogi, podczas gdy ona wyciągnęła broń i zmierzała w jego kierunku prawdopodobnie najwolniejszym krokiem świata. Jej ofiara zdążyła tylko unieść lekko głowę. Uśmiechnęła się...

Huk wystrzału. Pobliskie kruki wyniosły się gdzie pieprz rośnie, nieumarli zaś zbliżali się do Wieży. Srebrnobrody z trudem trzymał się na nogach, praktycznie cały swój ciężar opierając na metalowym kijaszku. Szorując butami o podłogę, dotarł do Licza. Megdar zdążył się już podnieść.
- To nie jest ten Kamień... - wycharczał i splunął krwią za siebie. Wokoło panowało ogólne zniszczenie, nic nie pozostało na swoim miejscu. Po katafalku ślad nie pozostał. Arat spojrzał na grunt. Tracił świadomość, robiło mu się ciemno przed oczami. Ze sporej dziury w klatce piersiowej spokojną strugą płynęła czerwona ciecz. Licz nawet się nie odezwał. Czarodziej odwrócił się od niego i przeszedł sześć czy siedem kroków w kierunku drzwi. - Ciesz się. Przynajmniej ty będziesz mógł wykorzystać nową moc... - Zakręciło mu się w głowie. Kiedy już nie widział absolutnie nic, a żadne odgłosy z zewnątrz doń nie docierały, pozwolił sobie upaść na kolana, a następnie otulić posadzkę swym martwym ciałem. Megdar dostrzegł proch, bo tylko to pozostało po jego gościu. Proch zamienił się wkrótce w drobny, niewidzialny pyłek. Nawet Kostur Wschodzącego Słońca się rozpadł. Pozostały tylko srebrne, zakrwawione szaty...
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Megdar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 69
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Licz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Megdar »

Podniósł się powoli, trzeszcząc zetlałymi stawami. Stał przez chwilę porządkując myśli i przyglądając się szacie, jedynej rzeczy która pozostała po gościu. Minęła dobra chwila, zanim zorientował się, że jego jestestwo wypełnia nowa moc. "Chociaż tyle. Głupiec z tego Arathaina, skoro nie sprawdził wcześniej kamienia". Wzruszył ramionami i podszedł do szaty, przyglądał się śladom krwi, po czym podniósł srebrzystą materię. "Nie do końca jest źle". Rozejrzał się po sali i stwierdził iż brak duszy magika, ponownie popatrzył na krwawe ślady na szacie. "Nic nie szkodzi, Arathainie, pozostawiłeś mi godny uwagi prezent". Zasiadł na tronie i przewracał materiał w kościstych palcach, badając nici życia pozostawione przez gościa w szacie. Wyłuskał je wreszcie i zamknął w palcach. Kilkoma zaklęciami umocnił je i tchnął w nie "tęsknotę i posłuszeństwo", drobna klątwa, która odnajdzie Arathaina wszędzie, gdzie by się nie ukrył. Zdawał sobie sprawę, że rytuał dobiegł końca prawidłowo i tylko dekoncentracja sprawiła drobne problemy "techniczne". Kiedy skończył, odłożył szatę na oparcie tronu, wróci do tego później, teraz skupił się na bitwie która toczyła się kilka mil od fortu. Jego siły ścierały się z legionem "Oko Świtu". Wspomógł swoje armie kilkoma zaklęciami i przełamał czary obrońców. Na efekt nie trzeba było długo czekać, wkrótce umocnienia "Oka Świtu" płonęły, a jego nieumarli żołnierze wybijali resztki legionu. Do wieczora Legion przestał istnieć, a jego żołnierze dołączyli do armii Lisza.
Awatar użytkownika
Cillian
Szukający Snów
Posty: 179
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:

Post autor: Cillian »

"Przebiegły, niedobry, niedobry Licz! Brzydki, fu, zły, złodziej!" - Kiedy Megdar skończył już zabawy z Okiem świtu, w komnacie narastała cisza. Tak, narastała to dobre słowo. Było coraz ciszej, tak nienaturalnie, że mogłoby się wszystkim zdawać, iż ogłuchli. Nie. To była cisza przed burzą... a raczej malutkim wyładowaniem. Grom z sufitu spełzł na posadzkę, pozostawiając jej pamiątkę w postaci ślicznej, okrągłej dziury. Uprzejmy grom! Tak! Gdy pył opadł, Arcylicz dostrzegł kogoś. Chłopca. Nieumarli strażnicy natychmiast ruszyli by go powstrzymać. Gość jednak odwrócił się w ich stronę i z uśmiechem na twarzy spowił ich kruche kosteczki magmą, która w niebywale szybkim tempie stała się twarda jak kamień. Później przy użyciu Manipulacji oderwał ich tułowia od kończyny i roztrzaskał o ścianę. Ostatniego, który jakimś sposobem był w stanie uniknąć pozbawienia odnóż, rąbnął kosturem prosto w żebra, a ich właściciel natychmiast się ich pozbył, wraz z całą resztą. Stojąc plecami do gospodarza, wyjął z torby coś malutkiego, odwinął z jakiegoś papierka i skierował do ust.
- Brzydkie! - wybełkotał pod nosem o godnych pożałowania sługach Licza. Odwrócił się, wciąż trzymając lizaka ręką za drewniany patyczek. Przeszedł parę kroków w kierunku tronu, na moment pożegnał się ze słodyczą. - Cześć! - uśmiechnął się niewinnie mrużąc oczy. - Wiesz, to nieładnie. Nieładnie, nieładnie, nieładnie! Nie chcę być taki jak oni. - Wskazał dłonią trzymającą lizaka na kości... kościotrupów. - Nie chcę! Rzucaj te swoje klątwy na innych, ja nie będę się z tobą bawił! - podniósł głos, ale nie był zły. Cokolwiek nie zrobiłby Licz, zbliżenie się w kierunku chłopaka zaowocowałoby natychmiastowym spaleniem. Wiedział o tym. A na inkantacje nie było czasu. Chwila milczenia...

- Tonetfoje - wymruczał w kierunku Licza oczami zaś patrząc na stare, srebrne szaty. Zbyt długie rozstanie ze słodyczą mogłoby źle się skończyć... - nekladnij! - Capnął za materiał, a ten w mig spłonął paląc się błękitnym płomieniem. Chłopiec znów na moment pożegnał się z lizakiem. - Możesz rzucać te swoje zaklęcia. Nic ci to jednak nie da. Za wysokie progi. Co najwyżej kiedyś możemy pograć w magiczne bierki, co ty na to? - Grymas przerodził się po raz kolejny w niewinny uśmieszek. - Przemyśl to sobie, a ja tymczasem będę się zbierał. Cześć! - Nim cokolwiek mogło się wydarzyć, o czymkolwiek Arcylicz mógłby pomyśleć, gościa już nie było. Czy to był Arathain...?

Ciąg dalszy
*Bryza* "I don't know half of you half as well as I should like, and I like less than half of you half as well as you deserve..."
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

        Gardenia wylądowała na placu obok wieży z średniej wielkości drewnianą skrzynką w rękach. Złożyła skrzydła, ostrożnie postawiła pakunek na ziemi, po czym sama na niej usiadła. Rozmasowała obolałe z wysiłku ramiona. Skrzynka zawierała dwanaście butelek ekskluzywnego, błękitnego likieru prosto z Syrenich Wysp. Jej zawartość była nie tylko bardzo ciężka, ale również potwornie droga. Przez całą podróż magini musiała obchodzić się z nią jak z jajkiem. Miała jednak nadzieję, że wysiłek się opłaci, a sprzedaż nowego, egzotycznego trunku nie tylko zwróci całe wydane na niego złoto, ale również przyniesie jej karczmie spory dochód. Przynajmniej taki był plan. W najgorszym wypadku likier się wypije, a dziurę w budżecie „Szarego Łosia” zapcha w inny sposób. Zawsze mogła się pobawić w górnika i powybierać kamienie szlachetne z wulkanicznych kraterów, ale przecież nie o to chodziło. Oberża powinna sama na siebie zarabiać. Westchnęła. Z rozmyślań wyrwał ją huk wybuchu. Chwilę potem dookoła zaczęły sypać się fragmenty kamienia i drewna. Niewiele się zastanawiając maie poderwała z ziemi drogocenną skrzynkę i podała jednemu z kręcących się w okolicy szkieletów, nakazując udanie się w bezpieczniejsze miejsce. Sama zaś rozpostarła skrzydła i wzleciała na piętro, gdzie znajdowała się sala tronowa.
Powietrze w pobliżu pomieszczenia było gęste od nagromadzonej mocy. Zbliżając się do drzwi wejściowych zauważyła rozbłyski przypominające uderzenia błyskawic. Gardenia otworzyła szerzej oczy. Co się działo w środku?
        W środku było dziecko. Magiczne, głośne, lekko chaotyczne, ale wciąż dziecko. Wykrzykiwało coś ze złością pod adresem Arcylicza i niszczyło jego kościane sługi rzucanymi na prawo o lewo zaklęciami. Usta maie rozwarły się lekko ze zdziwienia.
Czy to był…?
- Stwó-rco, ile Megdar ma tych potomków?
Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, chłopiec rozpłynął się w powietrzu. Odczekała chwilę, zgarniając z pomieszczenia nadmiar wytworzonego przez magmę ciepła, coby nie zaprószył się ognień. Potem weszła do środka.
- Mam wiadomości z Brezeny. – Wysoko podnosząc nogi przeszła nad zanurzonym w kamieniu korpusem. Jednym i drugim. – Dostęp będzie otwarty w zamian za odstąpienie od oblężenia i przyznanie praw własności do osady, terenów wokół niej oraz drogi prowadzącej na południe. Magiczka, która przejęła władzę, oferuje też informacje na temat Kamienia Mocy ukrytego w Smoczych Pieczarach w zamian za obie części Talizmanu Kolorów. Jest jeszcze jedna sprawa. – „Miałam formułę z bardzo ważnym zaklęciem ale jakoś niefrasobliwie się go pozbyłam razem ze spodniami.”. Nie, nie to. To inne. – Twierdzi, że jesteś jej ojcem i że zna sposób, żeby cię zabić. Podobno ma to związek z więzami krwi.
Zaplotła ręce za plecami i zaczekała na odpowiedz Arcylicza.
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Megdar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 69
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Licz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Megdar »

Światło zabłysło w pustych oczodołach Megdara.
- Armintel! - zgrzytnął zębami, po czym znieruchomiał na chwilę. Blaski z jego oczodołów teraz powróciły do swojego normalnego natężenia. Lisz powstał z tronu i podszedł do Gardenii. Ujął ją za dłoń i poprowadził w głąb sali, mówiąc po drodze.
- Moja córka przybyła, aby nastraszyć starego ojca. - Posadził ją na tronie, jak zwykle kiedy chciał jej dać odpocząć lub miał coś ważnego do przekazania. Puścił jej dłoń i podszedł do stołu z zespolonym artefaktem którego pożądała Armintel.
- A cóż to za zaklęcie, którym chce mnie unicestwić? - Nie znasz go. Powoli odwrócił głowę w stronę magini. - Zapewne pochwaliła się tobie. Nie sądzę, aby tak po prostu chciała straszyć kogoś takiego jak ja? - Zwrócił swoją uwagę ponownie na artefakt, dotknął pieszczotliwie kościstymi palcami jego krawędzi. - Dobrze, niech tak będzie. Ale Talizman pozostanie tu, dopóki nie dostanę w swoje ręce Kamienia Mocy. Jest mi potrzebny do prowadzenia mojej kampanii. - Odwrócił się w stronę Gardenii i podszedł o dwa kroki tak, aby stanąć przed nią.
- Nie zabiłaś jej? Widać musiałaś mieć powód. - Machnął dłonią tak, jakby odganiał natrętnego owada od twarzy.
- Inna sprawa mnie niepokoi bardziej niż moja córka. W Maurii rzeczy nie do końca dzieją się po mojej myśli. Ktoś próbuje manipulować moją służką i bawi się moim krukiem. - Lisz po raz wtóry dzisiejszego dnia zgrzytnął zębami. Po czym sięgnął do mieszka uwieszonego przy jego pasie i wydobył stamtąd pukiel włosów, następnie włożył go w dłoń Gardenii. - To kędzior Aishele. Wysłałem ją do Maurii, aby zawrzeć układ z tym miastem, lecz widzę, że chyba ktoś chce przeszkodzić mi w tym. - Spojrzenie Arcylisza zawisło na kształtnej twarzy dziewczyny.
- Ta sprawa jest niecierpiąca zwłoki. Znajdź ją i jeżeli to ona zdradziła, zniszcz. Jednak jeżeli nie ona, spraw aby Mauria przyjęła moje warunki i sprowadź Aishele do mnie. - Jakby czytając w myślach Gardenii powolnym ruchem otworzył stojące obok na stole pudełko i wydobył z niego pięknie zdobioną bransoletę ze srebra i złota, z jednym małym, czarnym diamentem. Podszedł do magini i włożył ją na jej przegub ręki.
- To drobiazg, który ma ci przypominać jak bardzo cenię twoją pomoc. - Wyprostował się, ujął jej brodę w swoje palce i lekko uniósł głowę dziewczyny, kierując ją ku światłu padającemu przez rozbite zadaszenie.
- Piękne rysy. - Puścił ją. - Zapewne spodobałaś się mojej córce. - Zmęczonym gestem poprawił szatę skrywającą jego ramiona.
- To zadanie nie może czekać, Królowo Płomieni. - Kolejny niewielki przedmiot pojawił się w jego dłoni. - To kryształ górski, zakląłem go podczas twojej misji, aby pomagał ci w twoich wysiłkach. Ma moc trzykrotnego zregenerowania twoich sił. - Podał kamień i odszedł ku swojemu grimoire, które natychmiast zaczął wertować.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

        - A więc jednak Mauria. – Gardenia wstała z tronu i odchyliła się nieznacznie w bok, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę. W zamyśleniu skubnęła czubek nosa. – Strategicznie ważne miejsce na mapie podbojów Arcylicza. Nic dziwnego, że chce, by zająć się tym jak najszybciej. Dodatkowo w sprawę może być zamieszany zdrajca. Jak ją nazwał? Aishele? Czy to nie ta istota, której życie uzależnione jest od pomyślnego wywiązania się z zadania? Jaki miałaby interes w tym, by nagle występować przeciwko Megdarowi? Dziwne.
Spojrzała na opinającą jej przegub srebrno-złotą bransoletę. – Dziękuję – roześmiała się.
- W porządku. Zbadam sprawę twojej służki i zrobię to co konieczne, by Mauria przyjęła warunki układu. Będę w kontakcie.
Skłoniła się lekko i opuściła salę tronową. Przekroczyła parapet najbliższego okna i poszybowała w dół wieży, prosto na plac. Odszukała wzrokiem szkielet wojownika, który trzymał jej skrzynkę i udała się do niego. Z ulgą przywitała fakt, że jest cała. Wszystko wskazywało na to, że nie uda jej się dziś dostarczyć tego likieru do „Szarego”. Ani jutro. Ani pojutrze. A to nie było dobrze. Spojrzała przez ramię na budowlę, w której przesiadywał władca fortu. Chyba nie będzie miał nic przeciwko temu, że pożyczy jednego z jego ożywieńców?
- Mam dla ciebie bardzo ważne zadanie. – Gardenia spojrzała uważnie na czaszkę stojącego przed nią szkieletu. Jego uśmiech jak zawsze był bezpretensjonalnie szeroki. Przekazała wojownikowi dokładne namiary na swoją oberżę oraz osobę, której miał przekazać błękitny trunek. Na koniec wypaliła na kościstym czole niewielką runę oznaczającą ogień. Dzięki niej Al będzie wiedział, że skrzynka rzeczywiście pochodzi od niej i nie zatłucze kościanego posłańca tasakiem. Widząc, że wszystko załatwione, odwróciła się na pięcie, odeszła kawałek i przystąpiła do otwarcia teleportu.
Cmoknięciem przywołała swojego kruka i posadziła go na ramieniu. Jak zwykle otaczał go smrodek rozkładu. Głównie dlatego porzuciła pomysł noszenia go w sakwie. Następnie otworzyła torbę i włożyła tam otrzymane od Megdara rzeczy – pukiel włosów oraz kryształ górski. Na jej dnie trąciła ręką w niewielki przedmiot. Podniosła go do oczu i przyjrzała się. To był ten sam pierścień, którym wczoraj oberwała w potylicę, kiedy opuszczała portal. Obróciła go i ostrożnie wciągnęła w nozdrza znikomy ślad aury jego właścicielki. W ułamku sekundy maie mignęła przed oczami twarz nekromantki, a zalegająca w trzewiach kująca frustracja ponownie dała o sobie znać. Syknęła przez zaciśnięte zęby. Ostatecznie wsunęła krążek na palec.
Przechodząc przez magiczne przejście zwierzyła się Stefanowi z trudu, jakiego nieraz przysparza oddzielanie obowiązków od przyjemności, a smolistoczarny ptak siedział tylko przekrzywiając łebek raz w jedną, raz w drugą stronę, i nawet nie zakrakał. Albo jej nie rozumiał, albo nie chciał zrozumieć.

Ciąg dalszy
Jakaż to otchłań nieb odległa. Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie. Wznieciły to, co w tobie płonie?
(X)
Megdar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 69
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Licz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Megdar »

Zebrał moc i skupił się na transferze myśli od Kruka Którego Życie Już dawno Ustało, należącego w tej chwili do Gardenii. Rozmowa była bardzo ciekawa. Jego wzrok spoczął na Nemorianinie, potem na Aishele trzymającej bezwładne ciałko jego sługi. Zbadał je mentalnie i dostrzegł ślady ingerencji. Cóż, chore miasto z chorymi zasadami nie szanującymi prawa własności. Skupił swoją uwagę na truchle i wysłał impuls magiczny aby pobudzić kruka do istnienia. W zaklęcie podłożył formułę chaosu która pozwoliła mu mówić. "Niech kruk sam się wypowie z tego co ma w swoim jakże potężnym umyśle." Pozwolił sobie jeszcze przez chwilę posługiwać się zmysłami ptaka, aby powrócić wreszcie do pracy. "Gardenia wie co robi." Przewracał powoli strony księgi, szukając odpowiednich zaklęć.
Coś dotknęło jego uśpionej jaźni. Nikły impuls pochodzący od jego sługi. Obudził swoje zmysły, powstał z tronu i stanął przed Talizmanem Kolorów i pochylony lekko zaczął badać impuls. "Aishele?" Położył obie dłonie na artefakcie i skupił się. Śledził położenie swoich kruków "podarowanych" Gardenii i topielicy. Na szczęście oba opuściły Maurię razem. Dzień w dzień obserwował ich pozycję i analizował sytuację. W końcu kiedy uznał że sytuacja może wymknąć mu się z rąk, wysłał Utora i jego nieumarłych jeźdźców na spotkanie z Gardenia i jej towarzyszami.
Po raz kolejny odczuł dyskomfort. Skupił się na swoich przeczuciach zamieniając je w obrazy w swojej głowie. "Oko Świtu. Znów próbują stanąć na mojej drodze." Bez emocji wydał polecenie krukowi siedzącemu na oparciu tronu aby zaniósł wiadomość do Utora który był w drodze do Aishele i Gardenii. "Masz zabić żołnierzy "Świtu i przywieść mi ich zwłoki." Postanowił potwierdzić swoją dominację w rejonie Mrocznych Dolin. Posłał kolejny oddział do Mrocznej Puszczy i przygotował zaklęcia któe miało wesprzeć jego nieumarłych siepaczy w walce przeciw Elfim oddziałom. "Dość już czasu ich tolerowałem. Nastał czas aby wyciągnąć palce w stronę Kryształowego Królestwa".

Ciąg dalszy
Zablokowany

Wróć do „Dolina Umarłych”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość