Szepczący Las[Niedaleko Danae] Przeznaczenie

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

[Niedaleko Danae] Przeznaczenie

Post autor: Titivillus »

Był bardzo wczesny ranek. Słońce dopiero przygotowywało się do wyjścia zza horyzontu, na trawie widać było krople rosy. Na leśnej polanie niedaleko traktu prowadzącego do Danae było spokojnie. Póki co polana tonęła w mroku. W koronach drzew śpiewały ptaki. Właśnie swą piosenkę kończył pierwiosnek, za chwilę jego miejsce powinna zająć zięba.
Zwykle na takich polanach o poranku zaczyna się ruch. Wędrowcy, kupcy i inni podróżni przygotowują się do wyruszenia w dalszą drogę. Ale ta polana była inna. Przynajmniej tego poranka. Owszem, tu i tam widać było pozostałości obozowiska, ledwie tliło się na szybko wygaszone ognisko, wokół którego walały się porozrzucane butelki i ogryzione kości jakiegoś zwierzęcia, prawdopodobnie zająca, albo nawet dwóch. To co było dziwne, to brak ludzi, którzy niewątpliwie popasali tu jeszcze niedawno.

Wśród gałęzi bardzo uważny obserwator być może zdołałby wypatrzyć śpiącego chochlika. Ale musiałby być rzeczywiście bardzo uważny, gdyż te stworzonka potrafią się całkiem nieźle kamuflować.
Właściwie chochlik powolutku się budził. Pamiętał, że zabalował wczoraj wraz z grupą wędrownych kupców, którzy zmierzali na jarmark do Danae. On zmierzał w tym samym kierunku, by po kilku miesiącach podróży powrócić wreszcie na trochę do swojej karczmy. Miał ochotę najeść się porządnie, napić niezłego miodu, a nawet popsocić z dziećmi karczmarza.
Póki co wędrował z kupcami, bo samotna podróż jest nudna, nieciekawa i strasznie się dłuży. Spotkał kupców kilkanaście dni temu i od razu ich polubił. Byli doskonałym towarzystwem, a on miał tyle pomysłów by umilić im podróż. Ciągle płatał im jakieś niewinne figle, układał wiersze i zabawiał swoim wyjątkowym towarzystwem. O ten wiersz na przykład był całkiem niezły:
Pewien kupiec z Akrodronu
bał się burzy, chciał do domu
strasznie szlochał kiedy lało,
wychlał także wódkę całą...

Chochlik miał na imię Titivillus i wysoko rozwinięte poczucie własnej wartości. Teraz otworzył oczy, usiadł na gałęzi, na której spał i rozglądał się zdumiony po polanie. Nic nie rozumiał. Gdzie się wszyscy podziali?...
Wokół nie było żywej duszy. Co za licho ich pożarło? Stało się coś? - podrapał się po łepku, a jego uszy oklapły i dyndały smętnie. To oznaczało, że Titivillus posmutniał. Nie wiedział czemu, ale powoli docierało do niego, że bardzo możliwe, że został sam. Bardzo nie lubił być sam. Chochlik bez towarzystwa to smutny chochlik.
Ziewnął przeciągle i jeszcze raz rozejrzał się po polanie i pobliskich zaroślach. Może kupcy pochowali się i chcą zrobić mu jakiś dowcip?

Do głowy nie przyszło mu absolutnie, że kupcy byli tak niezadowoleni z jego towarzystwa, że upili go specjalnie i pouciekali tuż przed brzaskiem by uwolnić się od znienawidzonego kawalarza.
Awatar użytkownika
Chryzostom
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Chryzostom »

Chryzostom obudził się wczesnym rankiem. Westchnął. Dawno nie podróżował. Przydałaby mu się dawka emocji. Danae było bardzo cichym miasteczkiem. Zerknął na swoją zbroję. Bardzo zaniedbana. Nie używał już jej długo. Szybko wziął się za nią. Po godzinie pracy znów lśniła. Szybko rozciął swoją starą koszulę. Położył na nią wszystkie rzeczy, które mogą mu się przydać - mieszek złota, swój ukochany dziennik i pióro wraz z atramentem, nie zapomniał oczywiście o swoim pamiątkowym podręczniku "Rycerstwo od podstaw", które na pewno przyda mu się w wędrówce. Zawinął ze wszystkich czterech stron, tak że powstał niewielki tobołek. Znalazł także gruby sznur i zawiązał wszystko w całość. Pakunek nie był za bardzo ciężki, lecz zajmował niestety trochę miejsca. Nie rozmyślając długo, odział zbroję i wyruszył w świat. Postanowił wybrać się na początek wgłąb Szepczącego Lasu. Wiedział że tam czeka go dużo przygód, czuł to. Idąc przez Danae, widział jak wszystkie panny patrzą na niego z uwielbieniem. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Gdy opuścił miasto, poczuł jak ogarnia go spokój. Brakowało mu tego. Teraz musiał się zastanowić gdzie chce iść. Rozmyślając spostrzegł, że ciągle idzie szlakiem, przez który przejeżdża dużo handlarzy. "Jeżeli podświadomie idę tą drogą, to na pewno jest tam coś godnego uwagi".
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

W czasie kiedy zdumiony chochlik budził się na polanie, jego dawni towarzysze nie tracili czasu i umykali w podskokach. Pędzili na złamanie karku wprost do Danae, choć właściwie było im wszystko jedno gdzie pędzą – byle dalej od potwora.
Trakt był dobrze widoczny, całkiem szeroki i wygodny, a choć pora dość wczesna można było na nim spotkać tych, którzy wyruszyli najwcześniej. Kupcy jednak zdawali się nie zauważać nikogo.
Pierwszy truchtał koń ciągnący za sobą wóz. Na wozie siedział jedynie woźnica rozglądający się bardzo nerwowo na wszystkie strony, jednak wydawało się, że nie jest w stanie zauważyć niczego wokół. Nie odpowiadał na zwyczajowe pozdrowienia mijających go wędrowców. Patrzył lekko szalonym wzrokiem, jakby wypatrując jednego, konkretnego zagrożenia. Włos miał rozwiany, długa lekko siwawa broda sterczała mu rozczochrana we wszystkie strony, odzienie było niedbale porozpinane, a jeden but rozwiązany.
Obok wozu, lekko zasapany sadził wielkie kroki drugi mężczyzna. Dźwigał jakiś całkiem spory tobołek, na który w ogóle nie zwracał uwagi. Jego odzienie także było w nieładzie. I on zdawał się wypatrywać jakiegoś niebezpieczeństwa. Szedł bardzo blisko ściany wozu, jakby chciał się za nią ukryć. Jeśli tylko z lasu dawał się słyszeć jakiś odgłos – czy to trzask gałęzi, czy głośniejszy gwizd, wzdrygał się nerwowo i niemal przytulał do ściany pojazdu tak, jakby chciał się w nią wtopić.
Dwóch kolejnych wędrowców podążało zaraz za wozem. Byli nieco młodsi, ale wcale nie mniej przestraszeni. Co chwilę któryś z nich odwracał się nerwowo i spoglądał w kierunku, z którego właśnie szli.
Cała czwórka wyglądała, jakby właśnie ledwie uszła z życiem przed wielkim niebezpieczeństwem. Ot, rzucili wszystko i pędem zebrali się do drogi, dzięki czemu jeszcze żyją. Od każdego z nich można było wyczuć nikłą woń stęchłego wina. Wcale nie dlatego, że pili całą noc, nic z tych rzeczy. Po prostu ich współtowarzysz racząc się trunkiem, rozbawiony wylewał to tu, to tam nieco ze swojej flaszki.
Tak, przerażeni kupcy wiali co sił w nogach przed niewielkim chochlikiem, który to właśnie budził się na polanie. Mieli dość jego towarzystwa, niewybrednych żartów, obrzydliwego poczucia humoru i grubiańskiego obycia. Upili go wczoraj wieczorem i mieli nadzieję, że jeszcze długo będzie spał kamiennym snem. Nigdy jednak nic nie wiadomo…

Titivillus niczego nieświadomy, rozglądał się nadal. Czekał na jakieś gromkie „a kuku!”, kiedy to drodzy towarzysze wyskoczą z krzaków. Był im niezwykle wdzięczny za wczorajszy miły wieczór. Nie spodziewał się, że potrafią się tak dobrze bawić. I poczęstowali go winem, nie musiał sam go wykradać. Czuł w obowiązku by się im odwdzięczyć.
Ale kupców nie było. Chochlikowe uszy nadal zwisały smętnie, a pyszczek wykrzywiał się w podkówkę. Gdzie on ich teraz znajdzie?
Awatar użytkownika
Chryzostom
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Chryzostom »

Gdy Chryzostom rozmyślał, jakie to przygody mogą go spotkać podczas samowolnej wędrówki, wyrosło przed nim nietypowe zjawisko. Otóż na początku jechał wóz. Nie był to bardzo odznaczający się pojazd. Jego uwagę zwróciło zachowanie się kupców, którzy szli u boku tego sklepu na kółkach. Gdy zbliżał się do pochodu chciał jak zwykle miło pozdrowić woźnicę. Ten jednak popatrzył tylko na rycerza z obłędem w oczach i niespodziewanie zaczął wymachiwać rękami na wszystkie strony:
-Z drogi! Z drogi! - wrzeszczał obłąkanym głosem. Chryzostom przestraszył się jegomościa, uskoczył więc w bok. Niestety wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że gdy zachce mu się skakać w las, może natrafić głęboki rów. Kulejąc wydostał się ze zdradzieckiej szczeliny i pomaszerował w gąszcz. Nie uszedł dwudziestu kroków, kiedy usłyszał szelest w krzakach. Odruchowo wyjął swój miecz. Rozejrzał się na wszystkie strony. Po chwili rycerz znów usłyszał dziwny odgłos, lecz tym razem zza jego pleców. Zupełnie zdezorientowany zaczął kręcić się i wymachiwać mieczem. Był przerażony. Nigdy nie czytał jak zachowywać się w obliczu niebezpiecznych krzaków. Po kilku sekundach upadł na ziemię, a podejrzane szelesty ustały.
Doszedłszy do siebie Chryzostom schował miecz do pochwy. Postanowił sobie w duchu, że gdy będzie miał chwilę czasu, spróbuje znaleźć w swoim podręczniku fragment o zabójczych krzakach. Wstał i zaczął iść dalej. Tym razem obyło się bez spotkania wrogo nastawionych sił natury.
Po jakimś czasie doszedł do wniosku że przydałoby się gdzieś odpocząć. Zauważył wśród krzaków dużą polanę. Idealne miejsce na wypoczynek. Cicho, miło i z dala od cywilizacji. Rozłożył cały swój sprzęt pod niedużym drzewkiem. Sam także usiadł. Co prawda nie obyło się bez trudności. Wbrew pozorom zbroja ma więcej wad niż zalet.
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

Coraz smutniejszy i coraz bardziej samotny Titivillus wciąż siedział na gałęzi. Nie chciał być sam. Nie chciał też być smutny. I wcale nie chodziło o to, że chochlik w jakikolwiek sposób obawiał się lasu; przecież to był jego dom. Jego pierwszy dom, doskonale znajomy i bezpieczny.
Chodziło o nudę. Nudy nie znosił, nuda go przygnębiała i doprowadzała do szaleństwa. Westchnął ciężko. Kupcy najwidoczniej znikli w niewyjaśnionych okolicznościach kiedy on spał. Ludzie tak niestety mają, a natura tego znikania jest niezbadana. Kiedy znikają to czasami zostają po nich różne rzeczy, a czasami zupełnie nic... Jakby ich nigdy nie było. Titi wiedział już, że tak jest. Co prawda za każdym zniknięciem było mu smutno, bo szybko przywiązywał się do towarzyszy, ale wiedział, że nie jest w stanie walczyć z losem.
Westchnął jeszcze raz i postanowił wziąć się w garść. Rozejrzał się dookoła ze swojej gałęzi.
Po tych ludziach zostało niezbyt wiele, ale jednak. Przed wszystkim ledwie tlące się ognisko. Trzeba się nim zająć, by całkiem nie zgasło. Chochlik nabrał ochoty na gorący napój. Zwykle to ludzie rozpalali ognisko, ale nie znaczyło to wcale, że on tego nie potrafił. Sfrunął ze swojej gałęzi, która na tę noc była całkiem wygodnym łóżkiem, zebrał po drodze kilka suchych gałązek i podfrunął do paleniska. Rozpalenie żarzących się jeszcze resztek i podtrzymanie ognia okazało się żadnym problemem. Znalazł pusty kociołek "hmm, miło z ich strony, że nie znikli mi tego naczynka", do którego zebrał deszczówkę i ustawił tak by woda mogła się zagotować. Pofrunął w zarośla i nazrywał trochę ziółek. Znalazł melisę, miętę i pokrzywy. Usiadł przy ogniu zatarł łapki i rozmyślał czekając na wrzątek. Ktoś na pewno niedługo go znajdzie. Przecież chochliki nigdy nie bywają samotne zbyt długo...

Tak się zamyślił, że nagły ruch nawet go trochę przestraszył. Woda już zaczęła bulgotać, podfrunął więc do naczynia, wrzucił całe zebrane zielsko do ukropu i odwrócił się w kierunku skąd dochodziły dziwne odgłosy. Coś szło ciężkim krokiem po czy chyba zwaliło się pod drzewem? Człowiek?! Uszy chochlika uniosły się w nadziei. Zaaferowany ruszył w stronę odgłosów.
Człowiek! Chyba człowiek? Trochę dziwny, bo jakby zamknięty w puszce. Musiało mu być bardzo niewygodnie, bo jakoś tak dziwnie się ruszał.
Titivillus podfrunął jeszcze bliżej i zawołał do przybysza: - Witaj nieznajomy! Cóż sprowadza Cię w te piękne strony? Strudzonyś? Zapraszam na pyszny i gorący napar z ziół! - był tak podekscytowany, że gdyby był większy, z pewnością spróbowałby wlec nieznajomego w stronę ogniska. Przyglądał się z zaciekawieniem przybyszowi. Przypomniał sobie o czymś, palnął się łapką w czoło i zwrócił się do człowieka-puszki: - Jestem Titivillus, chochlik. - skłonił się nisko, prawie zamiatając uszami po mchu - Będę od dzisiaj twoim towarzyszem, do usług. - i wyciągnął przed siebie swą prawicę.
Awatar użytkownika
Chryzostom
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Chryzostom »

- Dzień dobry... - odpowiedział Chryzostom. Nie był pewny czy ma się cieszyć ze spotkania tego latającego osobnika, czy smucić. Jego pierwsze wrażenie po zobaczeniu istoty było takie, że chciał wstać i uciec gdzie pieprz rośnie. Nie wiedział do końca dlaczego. Gdy chochlik wyciągnął do niego rękę, wstał i odwzajemnił się gestem. Za nim zauważył ognisko wraz z kociołkiem.
- Będziesz moim towarzyszem? - zdziwił się rycerz - Przecież dopiero co mnie zauważyłeś... - podszedł bliżej ognia. Coś tam było. Chyba woda. Najwyraźniej zwierzątko jest spragnione. Może i jego poczęstuje? Byłoby miło. Kulał niestety ciągle. Prawdę mówiąc pierwszy raz spotyka się z sytuacją w której nikt nie poradzi mu, ani nie pomoże jeżeli chodzi o tego typu ranę. Zastanawiał się czy są jakieś zioła które uśmierzą cierpienie. Nie był niestety wybitnym zielarzem. Nic nie przychodziło mu do głowy. Położył się tylko przy kociołku. Miał nadzieję, że noga nie jest złamana. Musiałby wtedy wrócić do Danae, a tego nie chciał. Wszyscy by go od razu wyśmiali i pytaliby się z kpiną w głosie o jego jednodniową przygodę. Nie zniósł by tego.
Nadal patrzył ze zdziwieniem na chochlika. Był taki głupi, że podchodził do każdego nieznajomego i go zaczepiał? "Hmm... dziwne stworzenie" - pomyślał. Nie miał jednak nic przeciwko towarzystwu. "Może czasami być przydatny".
- Chciałbyś być moim towarzyszem? - zapytał z wyższością w głosie. - A więc dobrze. Lecz wiedz, że moja droga jest kręta i niebezpieczna! - Chryzostom wcale tak nie uważał, ale lubił jak inne istoty go podziwiały.
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

Titivillus już prawie zapomniał o kupcach. Byli niezłym towarzystwem, ale ten człowiek dodatkowo wydawał się być wykształcony i dobrze wychowany. Doskonały towarzysz. Jakże dobraną parę będą stanowić!
Zachwycony prowadził człowieka w kierunku ogniska. Ten wyraźnie utykał. Trzeba będzie mu pomóc, ale późnij - najpierw gościnność. - Napijesz się herbatki? Właśnie się zaparzyła - aż popiskiwał z radości, a uszy furkotały wesoło kiedy fruwał. - Mam nadzieję, że masz swój kubek, bo mój będzie za mały... - trudno, jeśli "nowy" nie miał kubka, Chochlik napoi go ze swojego, może nie nabawi się parchów albo innego świństwa. Chochliki nie były znów aż takie wrażliwe.
Zerkają czy wywar jest już odpowiednio esencjonalny podśpiewywał pod nosem, fałszując tylko odrobinkę:

Było sobie czterech kupców, którzy weszli w las
szli na jarmark do miasteczka, kończył im się czas.

Czterech kupców się popiło i padli na mech,
kiedy rano świt nadchodził, było tylko trzech.
Trzech kupczyków się kłóciło, używali słów
a po chwili się zdziwili bo zostało dwóch.

Dwóch zmęczonych wędrowało dni i nocy siedem,
a ósmego dnia raniutko został tylko jeden.
Jeden kupiec podróżował i jak wieść dziś niesie
i na niego przyszła pora, on też zniknął w lesie.

Odwrócił się, jakby chciał sprawdzić czy nowo przybyły wciąż jest tam gdzie usiadł: - Częstuj się - wskazał łapką na naczynie nad ogniem.
Okazało się, że przybysz miał kubek. Titivillus nalał mu wywaru, nalał także sobie i przysiadł na sporym kamieniu: - Jak cię zwą człowieku? - zapytał - I dlaczego chodzisz w tej puszce? - przekrzywił łepek chcąc przyjrzeć się raz jeszcze dość dziwnemu odzieniu.
Awatar użytkownika
Chryzostom
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Chryzostom »

Chryzostom przysłuchiwał się rymowance chochlika. Nie wiedział co ma ona oznaczać, w każdym razie rycerz zaczął się trochę obawiać tej dziwnej latającej istoty. Kto wie czy nie wymordował tytułowych kupców. A może podróżował sam i podsłuchał tą piosenkę od driad? Nie chciał nastawiać się do chochlika od razu na "nie", ale kto wie czy nie nosi ostrego noża za pazuchą . Bał się wypytywać o jego towarzyszy, czy ich w ogóle miał. Mogło by to zdenerwować stworzenie. Nie wiedział jak obchodzić się z tego typu osobnikami. Nigdy jeszcze nie spotkał takiego na swojej drodze. "Są agresywne? A może miłe i ciepłe?" - myślał gorączkowo.
Gdy chochlik nalał mu wywaru do kubka, wypił z chęcią. Smakowała dość dziwnie, ale przyjemnie. Później okazało się że istota nie wie co to jest zbroja. Rycerz z chęcią wyjaśnił mu że to wcale nie jest puszka, tylko ochrona:
-Wiele razy ochroniła mi życie kiedy walczyłem z ogromnym potworem w Górach Dasso! - Chryzostom sam nie wiedział czemu przy tej małej istocie zupełnie zmienia swój charakter. Chciał, żeby chochlik go podziwiał! Jeżeli ma z nim podróżować to musi wiedzieć że ten, który nosi żelazną "puszkę" na swoim ciele, jest bohaterem.

W tej chwili przypomniał sobie że jeszcze się nie przedstawił :
-Gdzie moje maniery! - wykrzyknął. - Nazywam się Chryzostom.
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

Titivillus był coraz bardziej zadowolony. Człowiek, który do niego przyszedł zyskiwał z każdą chwilą. Na pewno się polubią.
- O ho ho! Jesteś waleczny i dzielny, Chryzostomie! - w głosie chochlika słychać było podziw. To czy był on szczery ciężko było ocenić. Kontynuował rozemocjonowany: - Miałeś pewnie setki przygód, będziesz miał o czym mi opowiadać przy ogniskach w trakcie naszej wspólnej podróży! - cieszył się mały stworek, a uśmiech na jego twarzy był taki szczery, jak tylko można to sobie wyobrazić. - No, dobrana z nas para, ty jesteś bohaterem, a ja świetnym poetą i pieśniarzem. Mogę cię rozsławić na całą Alarnię! - wzniósł kubek w górę, jakby chciał wznieść toast wywarem z ziół. Później upił spory łyk napoju, i jeszcze jeden. Przekrzywił głowę i przyglądał się człowiekowi bez skrępowania. Ciężko było stwierdzić o czym dokładnie myśli, jednak jego buźka była tak poczciwa, że nie mógł chyba mieć złych intencji. Machnął jedną nogą, potem drugą, podrapał się po głowie i czknął radośnie po wypiciu prawie całego wywaru z kubeczka.
Coś sobie przypomniał: - Dokąd zmierzasz Chryzostomie? I co z twoją nogą? - przyjrzał się podróżnikowi jeszcze bardziej uważnie - Nie chodzisz normalnie... - zabrzmiało to prawie jak wyrzut, ale można też było usłyszeć szczerą troskę. Chochlik już myślał jakimi to ziołami pewna druidka, której kiedyś zupełnie przypadkiem towarzyszył, okładała rannych podróżnych by ulżyć im w cierpieniach. Na pewno niedługo sobie przypomni, jak to ziele się zwało...
Awatar użytkownika
Chryzostom
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Chryzostom »

- Poeta? - Chochlik i poeta wydawało się złym połączeniem. - A jakież wiersze piszesz? - Nie za bardzo interesowała go odpowiedź Titivillusa, lecz nie mógł zapominać w jaką rolę się wcielił. " Jestem wielce szanowanym rycerzem, który stoczył niejedną walkę w imię Alarnii" - powtarzał sobie, by nie palnąć czegoś, przy tym jakże niskiej, lecz na pierwszy rzut oka bardzo przyjaznej istocie. Jego wygląd nie zaskoczył zbytnio Chryzostoma. Widywał już chochliki w lasach. Zdziwiły go tylko stopy stworka. Jakby kopyta? A może to tylko buty? Wziął głęboki łyk napoju, którym uraczył go jegomość. "Noga? Ahh prawie o niej zapomniałem" - skrzywił się, gdy spróbował poruszyć obolałą kończyną.
- To tylko małe draśnięcie - wyjaśnił chochlikowi rycerz. - Nic mi nie będzie.
Dopiero teraz człowiek zaczął przyglądać się otoczeniu. Było już południe. Zielone drzewa wokół nich, pięły się w górę, jakby chciały dotknąć chmur. Tu i ówdzie widać było przelatujące ptaki, oraz wspinające się po pniach rude wiewiórki. Potem spojrzał na kociołek, w którym znajdował się wywar ziołowy; był żeliwny. Nie wyróżniał się od innych naczyń, które można było kupić na targu w Danae, lub innych miastach. Chryzostom odłożył kubek i oparł się na rękach i spojrzał na towarzysza:
- A więc, jesteś gotowy na przygodę? - zapytał dumnym głosem.
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

Chochlik wysiorbał prędko cały napój z kubka, odrzucił go tak, by upadł niedaleko ogniska i zerwał się - Zaraz coś poradzę na twój ból, drogi towarzyszu! - i nim rycerz zdążył się zorientować w sytuacji, w podskokach popędził w las.
W podskokach u chochlika oznaczało szybkim lotem, ale faktycznie wyglądał tak, jakby podskakiwał, gdyż wznosił się i opadał w dość zawrotnym tempie. Mruczał pod nosem naprędce ułożoną piosenkę, którą popędzał sam siebie. Bardzo chciał pomóc Chryzostomowi.
Mam nowego towarzysza,
las wołanie me usłyszał!
Muszę znaleźć mu roślinę,
bo coś kwaśną ma on minę,
okład zrobić mu pomogę,
żeby zdrową miał znów nogę.

Rozglądał się po lesie w poszukiwaniu rośliny, o której wiedział, że może być pomocna. Przez chwilę był tak zaaferowany, że nie do końca mógł sobie przypomnieć jak wygląda roślina, której szuka. Pamiętał, że ma mieć długie liście i być niezbyt duża. Pamiętał też, że okład z jej liści łagodzi wszelkie rany. Jej nazwa była związana z czymś jadalnym... Babka? Bigos? Barszczyk? - coś takiego, co mamusia przygotowywała i było pyszne...
(Akurat i babka, i barszczyk, które przyszły mu do głowy były pyszne i obie mamusia robiła świetnie. Rzecz w tym, że jedna z tych roślin była lecznicza, a druga raczej trująca...)
Fruwał szybko to tu, to tam, rozglądając się i myśląc intensywnie. Przypomniał sobie, że nie o bigos chodzi. Babka i barszczyk - te dwie roślinki były mu potrzebne. Dwie, bo nie mógł sobie przypomnieć która z nich służy do leczniczych okładów. Działanie drugiej było chyba trochę inne, ale co tam.
I nagle - znalazł. Najpierw wypatrzył niewielkie, podłużne liście, rosnące w kępkach. Podfrunął i zerwał wszystko co rosło w zasięgu jego wzroku. Przyjrzał się liściom; wyglądały dość niepozornie. czy one faktycznie uleczą takiego wielkiego rycerza? Postanowił na wszelki wypadek znaleźć to drugie. Pofruwał jeszcze chwilkę nim wypatrzył właściwe ziele. Tak, ta roślina była dużo bardziej okazała. Na pewno będzie miała większą moc. Zerwał ochoczo kilka wielkich liści, zrobił bukiet z obu gatunków i ruszył w drogę powrotną na polankę.
Podfrunął do kamienia na którym wcześniej siedział rzucił na niego zebrane zielsko i popędził na poszukiwania mniejszego kamienia. Znalazł go dość szybko, wrócił i z ogromnym zaangażowaniem jął walić nim w liście by wydobyć z nich lecznicze soki.
Nim Chryzostom zdołał się obejrzeć, dopadł do niego, zsunął mu onucę z bolącej nogi (chyba ta właśnie go bolała? - chochlik nie był do końca pewny...) i zaczął przykładać rozpaćkane ziele na skórę. Był tak przejęty swoją misją, że nawet nie zwrócił uwagi na to, czy człowiek nie wyraża jakiegoś protestu. Protesty nie wchodziły zresztą w grę, kiedy Titi pomagał!

Ogłuszony sytuacją rycerz nie miał pojęcia co takiego przyniósł chochlik. Poczuł natomiast nagłe pieczenie w miejscu, gdzie liście barszczu zetknęły się ze skórą. Gdyby nie to, że babka faktycznie łagodziła stany zapalne, noga Chryzostoma zapewne byłaby już w całości pokryta palącymi pęcherzami. A tak, czuł tylko potworne swędzenie i mógł zobaczyć piękne zaczerwienienie.
Awatar użytkownika
Chryzostom
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Chryzostom »

Chryzostom patrzył, jak chochlik powraca z lasu. Zaniepokoił się, gdy zaczął rozcierać zioła na kamieniu. Nagle, niespodziewanie zwierzak ściągnął mu onuce. Domyślał się, że Titivilus chce mu pomóc wyleczyć nogę, ale na Boga, czemu prawą? Przecież bolała go druga noga. "Mógł przynajmniej zapytać! Cholerne stworzenie!" - Myślał zdenerwowany rycerz, ale nie to było teraz jego największym zmartwieniem. Noga, którą nasmarował chochlik zaczęła dziwnie swędzieć. " Czemu akurat barszcz?" - westchnął i zaczął się drapać po nieszczęsnej nodze.

-Szanowny Titivilusie - przemówił ciągle zajęty drapaniem. - Doceniam chęci, ale dlaczego? Dlaczego natarłeś moją nogę rośliną trującą? - Zapytał coraz bardziej wściekły.

Nic rozsądnego nie przychodziło mu do głowy. Mógł jedynie siedzieć i trzeć paznokciami skórę. Łypał co chwila na chochlika, czy znowu czegoś nie wykombinuje.
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

Chochlik był całkowicie pochłonięty pracą. Widział jak noga rycerza przybiera zdrowy, czerwony kolor – to na pewno znaczy, że ziele działa! Zużył prawie cały zapas roztartych roślin, dzięki czemu na pewno człowiek poczuje się lepiej. Przecież nie można oszczędzać na zdrowotnych właściwościach zieleniny! Chryzostom trochę mu przeszkadzał, kiedy zaczął drapać skórę – „co za niemądry człowiek” – pomyślał Titi i postarał się manewrować swoimi łapkami pomiędzy ludzkimi rękami. Co on mówił? – Trującą? – oburzył się – Co ty wiesz o trujących roślinach? – fuknął z pogardą, po czym przyjrzał się nodze. Wyglądała bardzo… malowniczo. Na żywoczerwonej skórze wyraźnie odcinały się zielonkawe paćki, a sok z roztartych liści skapywał na trawę, pozostawiając po sobie czerwone pręgi. Gdzieniegdzie też pojawiły się pęcherze. Titivillus chwilę przyglądał się tym pęcherzom, nie powinno ich chyba być, ale widocznie lekarstwo jest tak świetne, że zadziałało mocniej i na pewno dzięki temu skuteczniej.
Zadowolony z siebie odsunął się trochę i podziwiał swoje dzieło.

Człowiek natomiast mógł poczuć oprócz swędzenia, także narastający ból w miejscach, gdzie niechcący rozdrapał pojawiające się pęcherze.
Awatar użytkownika
Chryzostom
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Chryzostom »

Rycerz drapał skórę i drapał z taką siłą, że w niektórych miejscach podrapał skórę do krwi. I wtedy poczuł, że noga zaraz mu odpadnie. Albo sam ją sobie odrąbie. Albo zamorduje tego parszywego stwora, który z przerażającą energią nadal nacierał go paskudztwem. Cóż to był za ból!
Nadal starał się być uprzejmy, choć zaczynał już podejrzewać, że to nie dobry los postawił na jego drodze to... to... - Odejdź ode mnie. - wycedził przez zęby - Dziękuję Ci za pomoc! Czuję się jak nigdy! - nie dodał czy dobrze, czy źle. Nie był w stanie. Nie wiedział nawet czy przeżyje tę kurację. Ból narastał, a on czuł jak odpływa w krainę mroku. Zamknął oczy.

Wydawało mu się, że płynie. Pogoda była piękna, a on przesuwał się nad pięknym lasem. Widział siebie eskortującego bogatego kupca, wędrującego do miasta na targ, widział jak broni go przed napadem dzikich zwierząt, jak dzielnie ratuje córkę kupca z rąk przypadkowo spotkanego łachmyty, a ta z wdzięczności posyła mu najpiękniejszy uśmiech na świecie...
Zdołał pomyśleć "Umarłem!" ale nie miał nawet siły się przestraszyć.
Awatar użytkownika
Titivillus
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Titivillus »

Chochlik żachnął się. Ależ ten człowiek miał pomysły. Nie odchodzi się tak po prostu od potrzebującego. Nawet jeśli ten bardzo by tego chciał. Titi spotykał się już z taką reakcją ludzi, którym pomagał. Wiedział, że to ich wrodzona skromność i chęć nie przysparzania kłopotów powodowała nimi, kiedy odganiali go od siebie. Ale on nie był taki. Potrafił przebaczać nawet gorsze słowa, jakimi czasami go traktowano. Wszystko w imię lepszej sprawy.
Spojrzał z zadowoleniem na Chryzostoma. Ten zasnął, bardzo dobrze, sen jak wiadomo jest świetnym lekarzem. Zanucił wesoło pod nosem:
Leży sobie piękny rycerz, noga mu goreje,
lecz niebawem, dzięki nodze, znowu ruszy w knieję,
Leży sobie, przez sen wzdycha, a czasami gada;
często człowiek gdy zdrowieje, w błogi sen zapada.

Przez chwilę nie miał nic do roboty oprócz gapienia się na żywoczerwone plamy na nogach człowieka. Był to dość nudny widok, wcale też nie zachwycał swym urokiem. Chochlik pogrążył się więc w rozmyślaniach.

Przypomniał sobie jak kiedyś wędrował z innym rycerzem.
Tamten był ranny w rękę. Zranił go jakiś rzezimieszek jego. Rycerz cudem uszedł z życiem. Kiedy spotkał Titivillusa opowiadał mu jaki to był odważny, jak sobie świetnie poradził z łotrzykiem, bo ma taki ostry miecz. Titi słuchał z otwartą buzią, a że przemocą się brzydził, myślał jak by tu rycerzowi pomóc. Myślał i myślał, aż w końcu wymyślił. Mamusia opowiadała niegdyś piękną historię z tragicznym zakończeniem. Opowieść kończyła się porzekadłem "kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie". To bardzo niebezpieczne narzędzie...
Ten rycerz ciągle podkreślał jaki to jego miecz jest niebezpieczny i śmiercionośny. Titi bardzo bał się, że wojownik zrobi sobie kiedyś krzywdę. No bo przecież nigdy nic nie wiadomo z takimi krwiożerczymi przedmiotami, prawda?
Gdy więc rycerz zasypiał, chochlik całymi nocami zajmował się jego mieczem z narażeniem własnego życia. Znalazł sobie kamień i tarł, tarł niebezpieczną klingę, aż ta całkiem stępiała. Nie była to lekka praca, ale chochlik wykonywał ją z ogromnym poświęceniem. Czego wszak nie robi się dla przyjaciela, żeby uchronić go od śmierci. Któregoś poranka uznał, że zakończył swą misję, to ostrze nie powinno już nigdy nikomu wyrządzić krzywdy.
Niestety rycerz okazał się wielkim niewdzięcznikiem. Następnego dnia gdy Titi skończył swoją wyczerpującą pracę, rycerz wyjął swój miecz z pochwy i nie wiadomo dlaczego tak się rozzłościł. Okropnie krzyczał, wyzywał chochlika od najgorszych szumowin, życzył mu śmierci (Tak, życzył mu śmierci w najgorszych męczarniach!) Titivillus nie przejmowałby się tym zbytnio, bo potrafił wybaczać niewdzięczność, ale rycerz próbował go nawet złapać i wygrażał się, że go udusi... Na koniec wykrzyczał, żeby Titi poszedł sobie precz, a on nigdy więcej nie chce go widzieć na oczy.
I właściwie tak się stało.
Chochlik westchnął kiedy przypomniał sobie zakończenie tej historii.
Rycerz wyruszył w las, nie zważając na to, że był już wieczór i nie patrząc w złości dokąd idzie. Uszedł niezbyt daleko, bo Titi usłyszał jego krzyki. Zdołał jeszcze zobaczyć zgraję wilków, które otoczyły niewdzięcznika i nacierały na niego z odsłoniętymi kłami. Ten wyjął swoje śmiercionośne narzędzie ale nie zdołał zabić żadnej bestii. Pożarły go szybko. Ech, tak to bywa z ludźmi, którzy nie doceniają przyjaciół.
Ale przynajmniej nie zginął od miecza. Chochlik mógł być z siebie zadowolony, choć szkoda mu było byłego towarzysza.


Z zamyślenia wyrwał go jakiś jęk. Czyżby jego pacjent dochodził do siebie?
Awatar użytkownika
Chryzostom
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Chryzostom »

Chryzostom jęknął. Po chwili jęknął znów. Czuł się źle. Noga paliła go okropnie, ale jakby bolała ciut mniej. Bał się otworzyć oczy. Bał się, że jeśli je otworzy to zobaczy obok siebie tego parszywego chochlika. A temu nie wiadomo co znów strzeli do głowy. Choć wcale nie było pewne, że jeśli będzie leżał bez życia to stworzenie nie utopi go na przykład przy próbie ocucenia...
Nie miał pojęcia jak długo był nieprzytomny. Ale skoro noga nie bolała go wściekle, to chyba trochę to trwało. Właściwie to chyba obie nogi bolały trochę mniej. Być może da radę nawet iść, niezbyt szybko, ale jednak. Jak najdalej od tego... wzdrygnął się.
Powoli otworzył oczy i natychmiast tego pożałował. Leżał na plecach, obłożona paskudztwem noga była lekko uniesiona "musiał się chochlik trochę natrudzić", a zielono- dziwna substancja powoli zaczynała z niej odpadać. Ale nie ten widok był najgorszy. Tuż obok nogi zobaczył gębę chochlika z ślepiami wpatrzonymi w niego z wyczekiwaniem.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość