Szepczący Las[Gdzieś niedaleko Danae] Niespodziewane towarzystwo

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Daj świni palec, weźmie całą rękę. Krnąbrna półelfka nie dość, że zeżarła zapasy, które normalnie starczały dla kilku silnych chłopa, to jeszcze zaczęła wręcz Medardowi pyskować. Postanowił nauczyć ją moresu we właściwy dla Karnsteinów sposób. Batożenie i tym podobne należy zostawić tym obskuranckim śmiertelnikom, którym z butów słoma wyłazi, a mienią się wielkimi panami na włościach. Żenada. Odpowiedział więc młódce:
- To nie był żaden rozkaz, a prośba. Spełnisz ją - kiedyś obsypią cię złotem i tytułami. Nie spełnisz - prędzej czy później wylądujesz na targu niewolników bądź szafocie. Nie wiem, co w twojej sytuacji jest lepsze... A, i jeszcze jedno. w mieście czeka posiadłość po poprzednim panie na włościach. Leży i obrasta kurzem - ktoś powinien przywrócić jej pełnię sił... Luksusy szlachciurów czekają, by je wziąć. Należy tylko sprowadzić tę dziwną dziewczynę, która polazła do przybyszów... - upił nieco cydru z butli i kontynuował:
- Masz rację, nie jestem twoim władcą, ale właścicielem tych ziem już tak. Możesz odmówić, wtedy zadanie wykona wilk, który już obserwuje zakonników - zawsze jest jakiś wybór. - znów sięgnął po złocisty napój.
Zakonnicy, a raczej ich zwiad kierowany przez jakiegoś elfa zdawał się nie mieć końca. Ciekawe, co cudzoziemcy robią na takim zadupiu? Czyżby kolejna wyprawa przeciw Maurii? W tej chwili ważniejsze były inne sprawy, w tym przywrócenie starych, przedhodorowych praw i obyczajów w lesie jak również w pobliskim mieście założonym jeszcze przez krasnoludy. Karaz-a-Karak wymagało sporych nakładów pracy, nawet przy pomocy zamieszkujących je brodaczy.
Tymczasem wilkołak sam z siebie podrałował, by w razie czego uniemożliwić ucieczkę długouchej strażniczce. Miejmy nadzieję, że plan tego młokosa wypali...
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Jul uniosła brew w zaskoczeniu. Poruszała się na prawdę cicho i bezszelestnie, ale trudno mierzyć swoje siły ze strażnikami leśnych run. Uważnie obserwowała obejście wilkołaka. Nie wiedzieć czemu rozumiała jego działanie i plan bez słów, może dlatego, że miał coś ze zwierzęcia? A może po prostu jej wrodzona czujność poczęła działać? Jak na ironię ta cecha wpędziła ją we własną pułapkę.
Czy mogła czuć się tu bezpiecznie? Czy nie zechcieliby wydać jej władzom i zgarnąć niezłą sumkę za jej głowę? Nigdy nie wiesz komu możesz zaufać, nigdy nie posądził byś wielu osób o grzechy, ale każdy ma swoją moralność, a każda moralność ma swoją miarę.
Myśli te z każdą chwilą stawały się coraz to bardziej uporczywe, z czasem jednak nabierały niemal schizujący odcień. Na tyle upierdliwy by w końcu zapędził ją samą w kozi róg. Spanikowała.
Wewnętrzne przeczucie kazało jej uciekać i tak też zrobiła.
Momentalnie postać Juleana rozpłynęła się w tle. Zniknęła. Tak po prostu i nagle, nie wiedząc nawet tak na prawdę kiedy.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Ilirinleath maiła właśnie zaprotestować że nie ma z sobą żadnego towarzystwa o którym wspomniał zakonnik, jednak w porę zdążyła ugryźć się w jeżyk. Nagle uświadomiła sobie iż być może jest to sprytny wybieg jej rozmówcy mający wyciągnąć od niej informację czy rzeczywiście jest tutaj sama. Zadowolona z faktu iż sama miała sposobność okazać się bardziej przebiegła, elfka odpowiedziała:
- Moi kompani zwykli postępować według własnego uznania. Jeśli chcą pozostać w ukryciu to ja nie jestem w stanie im tego zabronić. – Ilia nie zamierzała kłamać. Wspominając o towarzyszących jej zbrojnych cały czas miała na myśli Tiurivalla i jego odział który zapewne znajdował się gdzieś w pobliżu. Tylko że ona nie miała pojęcia gdzie. – W rzeczy samej z ulgą przyjmuję fakt iż tym razem wolą zachować ostrożność, gdyż zwykli być bardziej bezpośredni, porywczy a nadto przekonani do własnych praw. – Znając elfy z Danae, na widok przemarszu obcej armii w bezpośrednim sąsiedztwie swoich siedzib rzeczywiście mogliby zareagować dość nieprzewidywalnie. – Czasem lepiej jest nie wywoływać z lasu …wilka.
Ostatnie słowo elfka wypowiedziała dokładnie w tym samym momencie gdy dostrzegła zbliżającego się do niej Verfnira. Widok samotnego zwierzęcia podchodzącego do grupy ludzi zupełnie zbił elfkę z tropu. Zwierzak postępował wbrew naturze i swojemu instynktowi. Logika nakazywała leśnym istotą trzymać się jak najdalej od problemów ludzi i elfów. Czyżby był chory lub na tyle zdesperowany aby ryzykować w ten sposób.
Ilirinleath natychmiast sięgnęła po łuk celując w stronę zbliżającego się wilka. Po chwili uświadomiła sobie że jej reakcja była nazbyt gwałtowna. Zwierzak nawet jak na drapieżnika był niezbyt okazały i nie wydawał się niebezpieczny, a poza tym oddział z którym rozmawiała elfka również zdawał się ignorować jego obecność. Ilia opuściła łuk, chowając strzałę do kołczanu.
- Czego chcesz? – Spytała czworonoga. Wbrew ogólnemu postrzeganiu elfickiej rasy Ilia nie przepadała specjalnie za zwierzętami, a wszystko dlatego iż dawniej bezskutecznie próbowała wykorzystać je w swojej pracy. Jaki sens ma umiejętność porozumiewania się z przedstawicielami leśnej fauny gdy praktycznie z takiej rozmowy nic nie ma. Sposób pojmowania świata przez zwierzęta jest niezwykle odległy od ludzkiego a ewentualny dialog ogranicza się do określenia swoich nastrojów i prostych potrzeb. Może uczeni Opiekunowie z Adrionu potrafią więcej, ale w przypadku Ilii w zdaniu „Poszukuję wysokiego kłusownika ubranego w stary pancerz i wytarty płaszcz” połowa słów pozostawała dla zwierząt niezrozumiała. Elfka mogłaby co najwyżej zapytać czy w pobliżu znajduje się jakiś człowiek i mieć nadzieję iż będzie to jej uciekinier. Ale tu na trakcie i to nie miało by sensu.
- Na święte drzewa, nie spodziewałam się spotkać na tej drodze nikogo, a tymczasem panuje tu ruch niczym w Wielkiej Akademii Adrionu. Jeśli nie jesteś tu w sprawie kłusownika to lepiej wracaj do Szepczącego Lasu i poszukaj jakiejś Opiekunki Zwierząt. Ja ci nie pomogę.
Dopiero gdy Verfnir zbliżył się do elfki, Ilia dostrzegła iż jego wzrok skupiony jest na czymś co dzieje się w lesie. Zaciekawiona odwróciła głowę w kierunku gdzie spoglądał wilk. Zmrużyła oczy chcąc lepiej przyjrzeć się temu co ma przed sobą. Nie dostrzegła jednak nic więcej niż mglisty zarys uciekającej postaci. Myśli elfki znów powędrowały ku osobie kłusownika.
- Wszystko w porządku? – Spytała zwierzaka wyraźnie dostrzegając na jego twarzy coś co mogło być gestem rozczarowania. Zdecydowanie traciła tu za dużo czasu. Czas przyjąć do wiadomości ze jest się w cywilizowanych rejonach świata i nie ma sensu zaczepiać z przyjaznym słowem każdego napotkanego osobnik. W tym tempie nigdy się stąd nie ruszy nie wspominając o dotarciu do osady.
Ostatnio edytowane przez Ilia 9 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Wędrowcy spojrzeli bacznym wzrokiem na elfkę, która naciągnęła cięciwę. Nikt jednak nie zareagował, nie tak gwałtownie jak ona sama. Darogan jedynie wzniósł dłoń wykazując chęć zignorowania impulsywności strażniczki.
-Nic się nie stało. Proponuję Ci się oddalić, zejść z drogi. Także i Twojej kompanii. -odparł krótko, a on sam nie przerwał kroku ani na moment prowadząc swoich ludzi dalej. Miał swój cel i swoją drogę, bez zwłoki więc i żadnych przystanków do niego dążył ignorując resztę bohaterów.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Ludzie lub może nie ludzi skrywający się pod osłoną magicznej płachty niewidzialności najwyraźniej mieli cały czas na oko wampirzego księcia i towarzyszy jego podróży. Na początku uprowadzili smokołaczke. Jednak tym razem ich celem był wilkołak. Niesamowicie cicho, zresztą jak zawsze zakradli się do niego. Verfnir poczuł jak niewidzialna dłoń zakrywa mu usta i coś ciągnie do tyłu. Gdy pozostali zorientowali się że coś jest nie tak dało się słyszeć niezrozumiałe słowa. Minęło kilka sekund gdy podniosły się tumany kurzu z ziemi. Gdy opadły wilkołaka już tutaj nie było. Może trafił tam gdzie smocza dama, a może w całkiem inne miejsce? W każdym razie próżno go było szukać wokół. Ci, których nie dało się ujrzeć najwyraźniej upodobali sobie zmiennokształtnych.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Dziwy jakieś dzieją się w tym na ogół -nawet za tego suczego syna Hodora- spokojnym lesie, gdzie od dawien dawna wilcy wyli i paradowały mastodonty. Gdzieniegdzie wychynąłby naziemny leniwiec, by za chwilę zniknąć w gęstwinie krzaczorów i młodych drzewek. Jednak nie dzisiaj. Nie dość, że tłoczno tu niczym w Vaerren na targu, to jeszcze jakiś nie do końca zrównoważony człowiek zarabia kokosy na nielegalnym pozyskiwaniu żywego inwentarza. A ten ostatni -jak powszechnie wiadomo- zwykł był należeć do tego, kto ma akta własności terenów, na których ów inwentarz bytuje.
Niewielka grupa elfów, zaniepokojonych sytuacją próbowała coś zdziałać, ale nie starczyło im jak widać sił i środków, by haniebny proceder odszedł do lamusa alibo i na stryczek.
Skoro nikt nie kręcił się w pobliżu ogniska, książę zagasił je, przysypał darnią, i wskoczył na wierzchowca. Wielbrąd ruszył jak strzała, co i rusz omijając zastawione wnyki. Chędożeni kłusownicy! Każda z pułapek miała wybity charakterystyczny znak żupniczy - swego rodzaju zabezpieczenie przed podróbkami. Grawerunek jak również i kopalnia, z której pochodziły surowce, należała do stryja Hodora, Anzelma von Hodor d'Cadavere. Ten drań musi odpowiedzieć na naginanie prawa do własnych potrzeb. Gdyby jeszcze chodziło o dokarmianie poddanych, to można zrozumieć, ale zaspokajanie frymuśnie wyuzdanych żądz szlachciurstwa? Ni chuja - jak to mawiają stepowe centaury.
Med zgarnął jeden z wnyków, by zachować dowód rzeczowy na procesie przeciw pazernemu przedstawicielowi strąconej dynastii.
Podczas galopady po lesie wielbrąd wyczuł, iż gdzieś niedaleko jest elfka, która rozpytywała wszystkich napotkanych w ostępach o coś, pokazując im wnyk podobny do tych, co rozrzucone są po lesie. Wierzchowiec zwolnił tempa, cichcem -jak na wielbłąda- podkradając się do strażniczki. Gdy byli już dość blisko, by mieć wszystko na widoku, Med spytał:
- Z tym walczysz? - cisnął jeden z wnyków w kierunku elfki.
- Tak się składa, że wiem, do kogo należą i nie podoba mi się taki stan rzeczy w moim lesie. Chcesz wiedzieć więcej?
Skończył wypowiedź i spokojnie czekał na odzew. Wielbłąd zaś skubał listki krzaczków, które rosły w pobliżu...
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Ilia nie potrafią wyjaśnić tego co dzieje się wokół niej. Najwyraźniej wypytywanie każdego napotkanego wędrowca o ewentualne kontakty z kłusownikiem nie było dobrym pomysłem. Jej rozmówcy albo ignorowali elfkę i niewzruszeni kontynuowali swoja podróż albo znikali w tajemniczych okolicznościach. Strażniczka doszła do wniosku iż w ten sposób nie uzyska od nikogo pomocy. Ilirinleath musiała zrozumieć iż nie jest już na terytorium elfów, a szczerość i uczciwe podejście do swoich obowiązków nie przyniesie jej spodziewanego sukcesu. Co gorsza takim postępowaniem ostrzeże swoją ofiarę o tym iż ona sama jest na jego tropie.
Pozostawało zatem zmienić strategię. Mniej mówić a więcej słuchać. Dotrzeć do osady, wtopić się w tłum i mieć nadzieję ze uda się usłyszeć cenne dla siebie informację w codziennych rozmowach mieszkańców.
Z rozmyślań wyrwał elfkę szczęk stali z wnyków ciśniętych jej pod nogi. Spojrzała w kierunku jeźdźca dosiadającego jakieś dziwaczne zwierzę, a następnie na pokazany jej przedmiot. Bystry wzrok elfki dostrzegł na sidłach te same insygnia kowalskie które widniały na znalezionych przez nią pułapkach. Oferta pomocy z strony nieznajomego mężczyzny była niezwykle kusząca, zwłaszcza w sytuacji gdy ona sama nie miała pomysłu ani wizji co dalej zrobić w kwestii swoich poszukiwań. Ilirinleath była gotowa współpracować z tym człowiekiem nie zastanawiając się wielce nad motywami jego postępowania.
Przy okazji pytanie zadane jej przez jeźdźca pozwoliło elfce zastanowić się nad tym czego tak naprawdę chce dokonać. Podniosła z ziemi rzucone sidła i zwróciła je podróżnikowi.
- Nie wiem w jaki sposób dowiedziałeś się o mnie, ale informacje jakie posiadasz nie są do końca prawdziwe. Rzeczywiście szukałam wcześniej człowieka stawiającego owe sidła i skazującego niewinne istoty na śmierć w męczarniach. Nadal zresztą planuję go dopaść i ukarać za popełnione zbrodnie. Podobnie jak zamierzam odnaleźć tego który wykonał owe sidła, osobę która zleciła polowanie na zwierzęta, a także każdego kto z owego procederu czerpie zyski. – Elfka miała świadomość iż jej plany są nadto ambitne ale póki co nie zamierała z nich rezygnować – Mam jednak świadomość ze bez względu na to ilu kłusowników uda mi się powstrzymać i na ilu wykonać wyrok, w ich miejsce zawsze pojawią się następni , a moje działania nie powstrzymają cierpień istot z Szepczącego Lasu. Dlatego też przede wszystkim szukam władcy tych ziem. Człowieka odpowiedzialnego za to iż przez swoją bezczynność, opieszałość i ignorancję pozwala bezkarnie działać mordercom, przemytnikom i handlarzom zwierzęcych skór.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

- Może wreszcie pozbędziemy się Hodorowych "zwyczajów" i ichniego tolerowania wybryków członków klanu za jednym, a solidnym zamachem... - pomyślał Medard, rozmawiając z elfką, której determinację można było wyczuć z odległości kilku stajań.
Wydawać by się mogło, iże widok arystokraty -wedle elfów człowieka- dosiadającego nieznanego im wcześniej wierzchowca zrobił na strażniczce niemałe wrażenie i współpraca - czy to z uwagi na wspólne cele, czy też może ze strachu o własne życie przebiegnie bez problemów. Wszakże von Karnsteinowie cenili elfi ród i jego zasługi dla własnej cywilizacji, przecież Mroczni ongiś byli normalnymi elfami...
- Dorosły smok z odległości wielu prętów jest w stanie wyczuć zapach elfa. Ba, zwyczajny pies może to samo z podobnego dystansu. My, nowi władcy tych ziem, mamy zmysł powonienia zbliżony do psiego. Dlatego proponuję Ci współpracę. Wiadomym jest ,że ród von Hodor nie przestanie swych nikczemnych praktyk, chociaż miał okazję tego zaniechać. Nie usłuchał, więc słono zapłaci za swoje decyzje. To przedstawiciele tego rodu, szemrani złodzieje i oszuści, od millennium z hakiem władali tą ziemią. Ledwom zrobił porządek z większością moru, którego narozsiewali przez te wszystkie lata, a gdzieniegdzie znów pojawiają się buntownicy wobec każdego zarządcy tych lasów. Dlaczego? Bo nie mają bicza nad sobą, ale to już się zmienia - zobaczysz. Hodor nie zając, nie skryje się w gąszczu leśnych ostępów.
Zamyślił się nieco, upił krwi z bukłaka (zachomikowanego na tzw. czarną godzinę, jak to mawiają śmiertelnicy) i kontynuował:
- Mylisz się, co do nas i naszej tu obecności. Primo - nie jestem człekiem i nigdy nim nie byłem - oznajmił, jak gdyby odruchowo uwidaczniając wydłużone kły. Takim orężem tylko Starożytni mogli się poszczycić, ale co mogła wiedzieć bele elfka napotkana przypadkowo gdzieś pośrodku lasu. Lasu należącego teraz do Księstwa Karnsteinu... Znów sięgnął po krew i kontynuował:
- Znajdujesz się na obszarze zwanym przez waszych przed wiekami Mai Laintha'e. Dzięki mnie powróciła dawna, zakorzeniona w kulturach nazwa. Nowa władczyni tych terenów, Silje Erle Hannson, doprowadziła do znaczącego powiększenia lasu i ograniczenia kłusownictwa na kontrolowanym przez siebie obszarze. Wiesz, jacy są ludzie - nigdy się nie zmienią, nawet w obliczu grożącej im kary śmierci będą zabijać zwierzęta li tylko dla marnego poklasku i kawałka futra na podłodze w zamku jakiegoś grubasa daleko stąd. Nie o to walczyli moi żołnierze rozprawiając się z Hodorem i jego porządkiem, nie o to.
Przerwał, gdyż wyczuł, że coś się zbliża. Stado mastodontów zmierzało w kierunku elfki i wąpierza, nic sobie nie robiąc z ich obecności. Trąbienie tych zwierząt dało się słyszeć ze znacznej odległości, a zarysy cielsk mogło zauważyć nawet niezbyt wprawne oko. Trzy ćwierci z nich posiadały małe, włochate "słoniątka" uczepione trąbkami ogonów swych matek. Zaiste, piękny to widok...
- Włochate słonie. Lepiej zejdź im z drogi. Ochrona gatunkowa zaczyna działać.. - oznajmił elfce, czekając na jej reakcję. Wielbrąd wydawał się być nieprzejęty całą sytuacją. Przywykł do zapachu elefantów za młodu i owa woń nie robiła na nim praktycznie żadnego wrażenia. Taki przykładowy koń od razu poderwałby się do galopu.
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Na widok uzębienia nieznajomego, Ilirinleath nie była w stanie ukryć grymasu obrzydzenia, odruchowo cofając swoją głowę i ramiona. Nigdy wcześniej no spotkała przedstawiciela rasy wampirów, a te nieliczne wiadomości jakie posiadała na ich temat, nie wystawiały owym osobnikom najlepszej reputacji. Pochodzenie mężczyzny potwierdzało przynajmniej domysły elfki że ma przed sobą jakiegoś arystokratę. Dziwiło ją tylko to że arystokrata ten włóczy się w jasny dzień po lasach zamiast trzymać się kurczowo jakiegoś starego zamczyska i skupisk ludzkich. Musiała założyć ze nie wszystkie informacje o wampirach zawarte w elfickich księgach są zgodne z rzeczywistością. Tych ostatnich zresztą nie było zbyt wiele, a w większości mówiły one że dążenie do bogactwa, wpływów i stanowisk, zdawało się dla wampirów być równie ważne jak krew ich ofiar.
- Jednego nie rozumiem mój panie, - odezwała się Ilia – skoro jak twierdzisz jesteś zwierzchnikiem lokalnego władcy, przybyłym tu po to by rozliczyć go za jego działalność, to po co ci moja pomoc? Co to za władza która nie radzi sobie sama z swoimi podwładnymi? – Kimkolwiek były te Hodory o których wspominał „jeździec na dziwolągu” najwyraźniej dano im za duża autonomię i teraz stali się dla swoich władców sporym problemem. – Poza tym jakiego rodzaju współpracy ode mnie oczekujesz? I co zrobimy w różniących nas kwestiach? – Wprawdzie pomoc wampira byłaby w tym momencie dla Ilirinleath bezcenna, jednak strażniczka musiała pamiętać ze chociaż ich cele z grubsza są takie same, to jednak każdy z nich zamierzał postawić kłusowników przed własnym sądem. Przynajmniej ona miała taką intencję. Co do zamiarów mężczyzny i sposobu wymierzenia przez niego kary nie była już taka pewna. Być może wcale nie miał na myśli sądu i procesu. Elfka maiła za to świadomość że jeśli nie wróci do Danae, mając w rękach przynajmniej tego jednego kłusownika, to ciężko jej będzie wytłumaczyć się z własnych decyzji i samowolnego postępowania. „Daj mi człowieka a swoje Hodory zachowaj dla siebie” pomyślała Ilirinleath.
Widok olbrzymich zwierząt maszerujących traktem dodał elfce otuchy i zapału do działania. Liczebność stada elefantów, ilość młodych a przede wszystkim fakt iż zwierzęta zachowywały się swobodnie niczym władcy lasu, stanowił jakby namacalny dowód słów wypowiedzianych przez mężczyznę. Gdy tylko olbrzymie zwierzęta oddaliły się od dwójki rozmówców, Ilia ponownie zwróciła się do jeźdźca.
- Jestem Ilirinleath z lasów Adrionu i chętnie przyjmę twoją propozycje współpracy.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wielbrąd w galopie nie należy do najprzyjemniejszych widoków, jakie mógłby oglądać śmiertelnik, gdyby nie miał nic ważniejszego do roboty. Skoro przeciętny człowiek -bo nie mówimy tutaj o nomadach pustynnych, stepowcach z dalekich krain, uczonych i szlachciurstwie w pierze obrosłym- raczej nie przepada za posiadaniem tego rodzaju zwierza w zasięgu zarówno oka jak i nosa, to co można by było rzec o dostojnym, dystyngowanym wręcz elfie przyodzianym we frymuśne, uszyte z misterią szaty?
Widać i wierzchowiec, i wyposażony w naturalną broń jeździec napędzili elfce niezłego stracha, gdyż, widząc ów tandem niemal zamarła z przerażenia, a może ze zwykłej ohydy. Wąpierz w lesie w biały dzień? Są na tym świecie zjawiska, które się nawet elfim fizjologom nie zdążyły jeszcze przyśnić.
Medard odpowiedział elfce jak najszybciej, w nadziei, że znajdą nic porozumienia - wszak szukają tego samego człowieka.
- Nie do końca jest tak, jak myślisz. Jestem zwierzchnikiem nowego zarządcy tych ziem - fakt, ale szkodniki, których szukamy były tutaj już wcześniej i podlegały królowi Demary. Niedobitki włóczące się po lasach to efekt niesnasek wewnętrznych wśród przedstawicieli klanu von Hodor, przybyłego tutaj przed laty z Demary właśnie, by "cywilizować" leśne ostępy. Ostatnim wasalem Demarczyków był pokonany przez nasze armie Hodor, lecz jego wujaszek nadal bawi się w herszta zbójów i zapewnia popyt, wikt i opierunek dla kłusowników i podobnych wykolejeńców. To ci bandyci stanowią problem, jak byli nim wcześniej, jeszcze pod butem Demarczyków - widocznie królciunio miłościwie im panujący nie widział potrzeby w angażowaniu się gdzieś na zadupiu, skoro pod nosem miał ważniejsze problemy, ale mniejsza o to.
Skończył, upił nieco krwi z bukłaka, potem poprawił cydrem i kontynuował:
- Znasz ten las jak własną kieszeń. Wiesz, gdzie można się spodziewać wysypu zwierza cennego dla ludzi pod tym czy innym względem. Potrafisz tropić i bezszelestnie poruszać się wśród leśnych ostępów. Tak działającej straży nam w tej chwili potrzeba. Kadawer zniknie, przyjdą następni, skuszeni obietnicą łatwego zysku niewielkim kosztem - należy im ów zysk wybić z zakutych łbów! Las należy do mieszkających w nim stworzeń, a nie do paniska na włościach, któremu wydaje się, iż odziedziczył toto po swych dziadach. Straż tworzy się po to, by szlachciurstwo jak Kadawer wiedziało, że urodzenie nie zwalnia z przestrzegania prawa. Co do naszej współpracy - tworzysz straż tego miejsca, na co dostaniesz środki. Każdy złapany kłusownik będzie rozliczany przez was i na waszych zasadach. Jeśli natraficie na jakiegoś szlachcica, gagatek zostaje przekazany strażnikom w najbliższym mieście lub wojsku i doprowadzony pod karzącą rękę sprawiedliwości. Niezawisły sąd wydaje sprawiedliwy wyrok - tyle tak pokrótce. Co do różnic zaś - gdy te się pojawią, będziemy wyjaśniać je w cywilizowany sposób, być może okażą się nieistotne...
Przemarsz stada elefantów wytyczonym drzewiej szlakiem przerwał rozmowę na kilka chwil, a gdy mastodonty oddaliły się na tyle, by ich trąbienie nie zagłuszało słów, dialog ponownie podjęto:
- Jestem Medard de Nasfiret, X książę von Karnstein. Miło mi Cię, poznać, mam też nadzieję, że współpraca będzie owocna, inaczej los tych wspaniałych stworzeń wydaje się być przesądzony...
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Ilirinleath zastanawiała się przez chwilę czy powinna uświadomić Medarda o nieścisłościach w jego rozumowaniu. Uznała jednak że wyjaśnienie pewnych kwestii i nieporozumień wcale jej nie pomoże, a co gorsza może zniechęcić wampira po podjęcia współpracy, na którą tak bardzo liczyła. Była tu obca. Nie znała tych lasów tak dobrze jak wydawało się jeźdźcowi. Między innymi dlatego miała obecnie problem z odnalezieniem osady i błądziła po leśnym trakcie. „ Nie myśl o twoich wadach i słabościach” napominała samą siebie, skupiając się jednocześnie na własnych atutach którymi mogłaby wesprzeć mężczyznę oraz jego pokracznego wierzchowca.
Po krótkim namyślę opowiedziała Medardowi o swoich wątpliwościach:
- Mam nadzieję że to nie jest cały twój plan. Szansę na złapanie kłusownika tutaj, na gorącym uczynku mamy niewielkie. Chyba że dysponujesz mała armią która mogłaby przeczesać leśne ostępy. To zbyt rozległy teren do kontrolowania przez dwie osoby. Mnóstwo w nim miejsc gdzie można się ukryć, w taki sposób, ze nawet przechodząc w pobliżu naszej ofiary, nie będziemy w stanie jej dostrzec. A niestety musze dodać że ci łotrzykowie jak mało kto znają się na technikach kamuflażu i sztuce zacierania śladów. Fakt iż miałam go już raz w swoich rękach wynikał bardziej z szczęścia niż moich umiejętności. - Elfka otwarcie przyznała się do porażki i błędu jakim było wypuszczenie jeńca. – Poza tym nie mamy pewności kiedy nasz kłusownik zechce wrócić na swoje tereny. Po tym jak go nastraszyliśmy, mogą minąć tygodnie lub nawet miesiące nim zdecyduje się ponownie zaryzykować. Podejrzewam ze na jakiś czas będzie próbował działać w innych okolicach. Nie możemy tyle czekać. Dlatego właśnie zmierzałam do okolicznej wioski. W lesie łatwo narobić szkód i pozostać anonimowym. Co innego miasta i małe osady. Tam nie można pozostać w ukryciu zwłaszcza jeśli planuje się interesy związane z handlem, czy to skórami czy żywym inwentarzem. A w wioskach zawsze jest się obserwowanym przez wścibskie oczy. Ludzie lubują się w pozyskiwaniu wiedzy o sprawach innych ludzi. Rzecz w tym aby te informacje pozyskać.
- Ale mój plan od początku zakładał działania dyskretne, dopasowane do posiadanych możliwości. Liczyłam na to iż uda mi się przechwycić kłusownika, nie rozpętując przy tym burzy, a następnie wydobyć od niego informację i stosowne dowody aby złożyć oficjalną skargę na wszystkich zamieszanych w proceder łowiecki. Ewentualnie na podstawie zebranych dowodów zwrócić się o pomoc do władców Danae. Natomiast sądząc z twoich słów, zamierzasz ukarać całe towarzystwo rządzące na tych terenach, co jest jak najbardziej słuszne, ale nie bardzo rozumiem jak chcesz tego dokonać mając tak niewielkie wsparcie. – Ilirinleath z zaciekawieniem oczekiwała wyjaśnień mężczyzny. Interesowało ją co miał na myśli mówiąc o wiedzy i gotowości do działania w momencie w którym rzucił jej pod nogi znalezione wnyki. Elfka była gotowa poświęcić wiele dla osiągnięcia zamierzonego celu, ale pomysł samotnej walki z elitami tutejszej władzy wydawał się czystym szaleństwem. Kwestia ewentualnej nagrody na chwile obecną przestała się liczyć. Póki co dzieliło ich od niej zbyt wiele trudności aby zastanawiać się nad tak błahą sprawą.
Zastanawiał ją za to książęcy tytuł jakim przedstawił się Medard. Czy faktycznie miała przed sobą arystokratę i wpływową osobę? Podejrzewała iż wielu z przedstawicieli rasy wampirów tytułowało się mianem księcia, hrabiego czy lorda, z tym że ta wiedza pochodziła z ksiąg w których rzetelność zdążyła już zwątpić. Z drugiej zaś strony dziwnym wydawał się fakt że ktoś tak ważny decyduje się na współpracę z pierwsza napotkaną w lesie osobą. Zamiast zawierzenia nieznajomej, elfka bardziej spodziewałaby się, po kimś z takim tytułem, działań bardziej dyplomatycznych. Chociażby wysłania poselstwa z prośbą o pomoc i zaangażowanie się w sprawę, do okolicznych władców.
Najwidoczniej książę Medard miał nietypowe zasady działania, co z kolei mogło oznaczać ze jego plan wojowania z kłusownikami również będzie odbiegał od konwencjonalnych metod postępowania w takich przypadkach.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Sytuacja zdawała się przebiegać po myśli Medarda. Może ów dziwny zbieg okoliczności nastąpił z powodu mastodontów, krewniaków mamutów, które przeczesywały leśne ostępy na długo przedtem, zanim jakikolwiek elf, człek czy wąpierz zawitał na te tereny i zrobił z nich ten lub ów użytek? Mniejsza o to - oboje mieli na pieńku z tym samym przeciwnikiem i bynajmniej nie chodziło o Pietrka Świniopasa, który od czasu do czasu ubije z łuku jelenia lub kozła, by licznej rodzinie móc cokolwiek do garnka włożyć. Takie rzeczy się rozumie i oszczędza biedakom kłopotów, których i tak mają aż nadto, bez interwencji "tych z góry".
- Oczywiście, że nie. Widziałaś mastodonty? Skoro koło setki włochatych słoni żyje tutaj sobie jak gdyby nigdy nic i żaden uczony czy stacjonujący w pobliżu oddział wojska niczego nie przyuważył, a przecie słoń nie mrówka i pod kamieniem się nie schowa. Gagatek korzysta z dobrodziejstwa lasu - tak samo, jak i nasze trąbowce. W gąszczu bogatego podszytu, wśród natłoku roślinności nawet mało obeznany ze swym fachem kłusownik jest niemal niewidoczny. Co dopiero taki zawodowiec jak ptaszek, którego wypuściłaś z rąk... - zamyślił się na chwilę, po czym kontynuował:
- Miałem w zanadrzu dokładnie taką samą opcję. W każdej większej osadzie stacjonują siły porządkowe Księstwa i jeśli jakiś ancymon będzie chciał sprzedać cokolwiek skłusowanego, będą wiedziały, co robić i jakie przedsiębrać ruchy, by złapać nie tylko płotki, ale przede wszystkim sumy. I nie mam tu na myśli Kadawera, on jest raczej szczupaczkiem. Grube ryby zaś to degeneraci zlecający takim jak powyższy dostarczenie danego cennego zwierzaka w umówione miejsce. Zwierzak trafia pod nóż lub do menażerii, zależy od upodobań szlachciury, ale o tym pewnie wiesz...
Miejscowa ludność także pomoże, a z tego, co wiem, nie przepada ona za kłusownikami kręcącymi się po lasach.
Ze zdobytych przez wywiad, a także od samego Hodora sprawdzonych informacji muszę powiedzieć, iże władcy Danae nie mają ani chęci ni środków, by ów proceder ukrócić. Chyba że damy im to jasno do zrozumienia, że nie będziemy więcej tolerować tego typu przypadków i posłaniec pogna do Królowej Jejmości z ultimatum w zębach. Z racji dawnych sojuszów między nami a elfami, takie kroki powinny skłonić Danaeńczyków do ruszenia rzyci z bogato zdobionych w roślinne esy-floresy tronów i wyłapania ananasów na swych terenach. Co do wsparcia zaś, udaj się po nie do Silje Erle Hannson. Z jej oddziałami nawet największy z mistrzów kłusowania -człek czy elf- nie ma najmniejszych szans. Nie jest tak źle, jak się z początku wydawało.
Co do karania możnowładców i pomniejszych, szaraczkowych królików i książątek - wszystko nastąpi w swoim czasie, ale i tak polecą łby. Szlachciura opływający w luksusy to nie Jontek Oracz z Zadupia Dolnego, który nie miał z czego dziesiątce dzieciaków obiadu zrobić... Nie ma co tracić tutaj czasu, udajmy się do najbliższej osady - zaproponował Medard i ruszył przed siebie.
W tym samym czasie z okolicznych garnizonów czarnopióre ptaki poleciały do władców elfich krajów, położonych w okolicy problematycznego lasu. Wysłano też posłów do Królowej Aladriel Cirin w raz z niewielkim upominkiem w postaci kopy beczek najprzedniejszego cydru w Księstwie. Cirinowie od millenniów gustowali w tym napitku, więc może ten drobiazg skłoni ich do wykonania pożądanego ruchu...
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Elfka miała problem aby ogarnąć całość wypowiedzi Medarda. Wampir mówił dużo i szybko a przy tym używał wielu nazw lub imion których Ilirinleath w żaden sposób nie potrafiła skojarzyć. Z wszystkich tych górnolotnych słów rozumiała jedynie tyle iż rzeczywiście ma przed sobą ważnego arystokratę, dysponującego nie tylko odpowiednim zapałem ale także niezbędnymi środkami aby raz na zawsze rozprawić się z procederem kłusownictwa. Medardowi brakowało jedynie pretekstu lub też twardego dowodu aby rozpętać na tych ziemiach prawdziwą burzę. Jeśli jego plan miał jakieś słabe strony to była nimi ona i jej ewentualna rola w całym wydarzeniu oraz fakt że główny strateg i przywódca narażał się na bezpośrednie niebezpieczeństwo. Na miejscu mężczyzny, elfka skupiłaby się bardziej na koordynowaniu swojego planu, zamiast rzucać się samemu w wir zdarzeń.
Początkowo para wędrowców podróżowała w milczeniu. Ilirinleath czuła się onieśmielona pozycją Medarda, nie za bardzo wiedząc jak powinna prowadzić rozmowę. Jej dotychczasowe kontakty z rodami królewskimi kończyły się zwykle katastrofami, dlatego tym razem wolała zachować ostrożność. Podobnie zresztą wolała nie wygłaszać pochopnych opinii, czy też wypytywać nachalnie o rzeczy związane z wampirami.
- Tak sobie myślę że to się nie może udać. - Nie wytrzymała wreszcie Iliaa, decydując sie rozpocząć dyskusję - Prawdopodobnie będziesz jeszcze bardziej rozpoznawalną postacią niż ja. Podejrzewam że żaden kłusownik, przemytnik czy handlarz zamieszany w proceder bogacenia się kosztem leśnej fauny, nie będzie na tyle głupi by zdradzić się przed elfką, ale z tego co mówisz, szansę na to że sam mógłbyś szpiegować to środowisko, są jeszcze bardziej znikome. Z taką pozycją, twój wizerunek i poglądy musza być powszechnie znane. Na miejscu tego Hodora gdybym tylko dowiedziała się o twojej wizycie, natychmiast zabarykadowałabym się w swojej twierdzy, przygotowując zawczasu na długi oblężenie. Co to w ogóle jest za człowiek? Znaczy zakładam że mówimy o człowie...eee...ku - zająkała sie elfka na widok widoku jaki wyłonił się przed podróżującymi.
W poprzek traktu stał opuszczony wóz, po brzegi wypchany glinianymi garnkami i naczyniami z brązu. Były to przeróżnej wielkości wyroby, których w żaden sposób nie można było zaliczyć do dzieł sztuki. Proste garnki, miski, talerze czy wazony mające służyć ludziom przez kilka następnych lat. Ich twórca zakładał praktyczne zastosowanie swoich produktów, nie dbając specjalnie o estetykę ich formy.
Sam powóz najwyraźniej został porzucony, a przynajmniej wyprzęgnięto z niego wierzchowca. Kilka metrów od opuszczonego wozu leżał ranny mężczyzna. Sądząc po mizernej sylwetce, siwych włosach i takim samym zaroście, starszy człowiek nie zaliczał sie do ludzi zamożnych. Ilirinleath natychmiast podbiegła do zakrwawionej ofiary. Nie chciała się do tego przyznać ale była lepszym medykiem niż żołnierzem. Błyskawicznie oceniła stan rannego. Jego rany były równie dziwne co fakt iż poza koniem nie zrabowano nic co stanowiło jakaś wartość.
Zbójcy napadający na podróżnych rzadko kiedy posuwają się do próby morderstwa. Poniekąd żyją z pracy swoich ofiar, tak więc uśmiercanie podróżnych nie leży w ich interesie. A jeśli już decydują sie na taki czyn, zwykli robić to dużo bardziej profesjonalnie. Tymczasem rana na głowie człowieka, oraz dwie rany kłute zadane w jego podbrzusze wyglądały jakby zadano je w pośpiechu, a ilość ciosów miała zastąpić brak wiedzy napastnika o skutecznym uśmiercaniu swoich ofiar. Dobremu zabójcy wystarczyłby jeden precyzyjnie zadany cios, jednak w tym przypadku zamachowiec wolał zadać ich kilka by mieć pewność iż mężczyzna dokona tu swego żywota, lecz mimo jego starań człowiek wciąż żył, mamrocząc cos niewyraźnie na widok elfki.
- Błagam nie zabieraj mi konia. - mówił staruszek - bez niego moja rodzina umrze z głodu. Weź wszystko tylko nie konia. Zaklinam cię.
- Uspokój się, Nie jestem tym za kogo mnie bierzesz. - Odpowiedziała Ilia. Stan człowieka nie rokował najlepiej, a szanse na jego ozdrowienie były nikłe nawet przy długiej kuracji. - Poza tym przestać bredzić o koniu. Umierasz. Więc jeśli nie skupisz się teraz na sobie, twój wierzchowiec i tak na nic sie nie przyda.
Elka wymownie spojrzała w kierunku Medarda oczekując od niego decyzji co powinni zrobić. jeśli ową napaść mogli powiązać z ściganym przez siebie kłusownikiem to zeznania człowieka okazałyby się niezwykle istotne, z drugiej zaś strony próba zachowania mężczyzny przy życiu pochłonie im wiele cennego czasu, a szanse na jego ocalenie i tak mieli niewielkie.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Sytuacja zapowiadała się dosyć ciekawie. "Kadawer" von Hodor - ostatni z buntowników, którzy jeszcze nie złożyli broni przed prawowitym władcą ich ziem, pierzchł daleko, het, gdzieś nad niedawną granicę marchii swego synowca i Królestwa Danae. Ścigany niczym zaszczuty lis przez oddziały von Karnsteinów jak i Danaeńczyków nie miał większych szans. Jedyne, co mógł i zapewne chciał zrobić, to uczynić jak największe larum w okolicach, by miejscowi wiedzieli, że nigdy nie będzie tu spokoju. Nie minęło wiele czasu, a na własne oczy przekonali się o tym zarówno elfia strażniczka jak i książę.
W trakcie podróżowania do najbliższego skupiska jakiejkolwiek cywilizacji - choćby i obozu wilkołaków na granicy lasu i znanych śmiertelnym terenów. Tymczasem Ilirinleath wykrztusiła z siebie jakąś wypowiedź. Czyżby majestat książęcy aż tak ją onieśmielał?
Medard, nie zwlekając za bardzo, odparł towarzyszce podróży:
- Chyba nie do końca się zrozumieliśmy. Przecież nie będę rozpytywać autochtonów sam! Mam od tego wywiad, który jak wskazuje jego nazwa, doskonale wtopi się w tło. Poza tym miejscowi ludzie i nie tylko, w większości lojalni ongiś wobec młodszego z Hodorów, działają teraz na rzecz nowego gospodarza. Nieliczne czarne owce i barany brużdżą z rozkazu jego stryja, "Kadawera". Moja obecność spowoduje tylko szybsze puszczenie zwieraczy w portkach tych ostatnich, nic więcej.
Sięgnął do bukłaka, upił nieco czerwonawego płynu, który natychmiast zapił specjalnością swego księstwa. Gdy skończył ów osobliwy -jak się elfce mogło wydawać- rytuał, dorzucił:
- Księciem się bywa, Medardem jest się przez całe życie. I uwierz mi, każdy jest fair, ino niektórzy potrzebują do owego stanu więcej niż reszta...
Nie czekając zbyt długo, oczom obojga ukazał się dość -jak na leśny gościniec- osobliwy widok. Z pozoru nienaruszony jaszczyk, którego siła pociągowa, zapewne perszeron, została uprowadzona, załadowany po brzegi garnkami glinianymi i kamieniakami, butlami z gliny, kamienia i prymitywnego szkła i innym tego rodzaju barachłem. Na tak zwanym koźle a raczej robiącym zań kawałku dechy kołysał się jeszcze niedawno, leżący nieopodal na wpół żywy, wręcz dogorywający furman. Elfka podbiegła doń, zapewne, by uleczyć nieszczęśnika, lecz skutki tego zabiegu były -nawet w przypadku elfich praktyk uzdrowicielskich- mocno niepewne. Med, zważywszy na to, iże ów wsiór handlujący garami jest na razie jedynym pewnym świadkiem tego, co kłusownicy Truposza planują w tym chędożonym lesie, postanowił przedłużyć jego zapluty żywot pańszczyźnianego chłopa. Odparł więc wieśniakowi w mowie zbliżonej do tej, którą miejscowi zwykli się posługiwać:
- Nie macie łociec kunia, zbójcy chybcikiem bidulka zabrali. Jednak znajcie Naszą dobroć, dostaniecie nowego i włochatego słonia dla rodziny, jeśli przeżyjecie, a przeżyć musicie.
Następnie przegryzł lewą rękę pod nadgarstkiem, zebrał kilka strużek krwi do jednego z niepotrzebnych już wieśniakowi kamieniaków i podał elfce. Następnie rzekł do niej w jej mowie, by konający niczego nie zrozumiał:
- Daj to starcowi to do wypicia, ode mnie nie weźmie, a nie mam zamiaru użerać się z kolejnym wsiórem. Wiesz, te zabobony śmiertelników, władca nocy ukradł ducha mego.... -zaśmiał się.
Następnie przejechał dokoła miejsca zbrodni, zauważył kilkanaście fragmentów rozbitych naczyń, a także kilka strzał stylizowanych na elfie, lecz po głębszych oględzinach fałszerstwo wylazło na wierzch. Obok owych strzał leżały dwa znane podróżnikom wnyki i nieudolnie -zapewne w pośpiechu, podczas oblężenia- wybita moneta ze stylizowanym na gotyckie H oraz sylwetką miejscowego sępa, godła rodu von Hodor.
- Cadavere! Będziesz wisiał, kurwi synu... - warknął pod nosem książę. Słowa te wyrzucił w nasficie, narzeczu, którego ani elfka, ani tym bardziej śmiertelny wieśniak znać nie mogli.
Medard uważnie przyjrzał się pozostałym, o dziwo nienaruszonym naczyniom. Dziwne, iż łupieżcy nie zabrali szklanych mis, dzbanów i garów - na pobliskich targach mogli ugrać za te towary niemałą sumę i to nawet nie targując się zbytnio. Powlekli tylko perszerona, vide uciekali przed kimś, kto wpadł na ich trop. Ani chybi ancymony, których oboje szukali... Rozwiązanie problemu było bliżej, niż mogło sie wydawać jeszcze chwilę temu...
Ilia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zwiadowca , Strażnik , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Ilia »

Podawanie medykamentów nieznanego pochodzenia było sprzeczne w wyznawanymi przez Ilirinleath praktykami sztuki uzdrawiani. Elfka za nic nie zgodziłaby się na złamanie tak elementarnych zasad, jednak skoro sama nie rozpoczęła jeszcze żadnej kuracji to mogła założyć że mężczyzna chce osobiście zająć się konającym człowiekiem, a ona tylko wykonuje jego wole. Nie na próżno jedną z zasad wpajaną uczniom z akademii medycznej Adrionu było nie kwestionowanie metod innych medyków zanim fakty same nie zweryfikują słuszności obranej metody leczenia. Jako że elfka, skoncentrowana na oględzinach stanu woźnicy, nie widziała okoliczności w których powstało owe lekarstwo, postanowiła postąpić zgodnie z życzeniem księcia. Najpierw jednak z wymowną miną spojrzała na Medarda, jednoznacznie sugerując mu iż od tej chwili przejmuje pełną odpowiedzialność za zdrowie rannego.
Czymkolwiek był czerwonawy specyfik jego działanie okazało sie niemal natychmiastowe. Wprawdzie Ilirinleath nie mogła powiedzieć że rany na ciele mężczyzny goiły sie w jakiś cudowny sposób, ale za to samopoczucie człowieka zdecydowanie uległo poprawie. Woźnica naprężył mięsnie jakby w jego organizm wpompowano olbrzymią dawkę energii, po czym przytomnym wzrokiem rozejrzał się po okolicy, a dostrzegając Medarda padł mu do stóp dziękując za wybawienie. Ilia zmrużyła oczy z grymasem obrzydzenia na twarzy. Była przekonana że lada chwila któraś z paskudnie wyglądających ran człowieka, otworzy się, zalewając tym samym buty Medarda szkarłatną czerwienią.
- Dzięki ci panie miłościwy za twą wielką hojność. Zaiste wielkie to dary ale nie poratują biednego Howla. Nic na świecie nie zastąpi mi mojej poczciwej Dall. Nie mógłbym przyjąć włochatego słonia gdyż utrzymanie takiego zwierzęcia przekracza możliwości moje i mojej rodziny, a nawet zastęp najprzedniejszych rumaków czcigodnego lorda nie będzie w stanie podjąć sie pracy mojej kobyły.
- Skup się człowieku i zamiast sterty bredni, opowiedz lepiej co się tu wydarzyło. Kto cię napadł i w jakim kierunku zbiegł. - Niecierpliwiła się Ilirinleath, jednak mężczyzna zupełnie ją ignorował, całym sobą skupiony na butach Medarda.
- Ratuj ją o najczcigodniejszy z władców - lek wampira dodał woźnicy nie tylko sił witalnych ale zdecydowanie tez poprawił kwiecistość jego wypowiedzi - Bez mojej Dall, całej osadzie w Glijnej Dolinie grozi katastrofa. Odkąd miejscowy kacyk zarządził zwiększenie wydobycia i podniesienie produkcji, wrzosowy potok zamienił się w błotnistą ślumpe za nic nie nadającą się do picia.
- Czy mógłbyś zacząć mówić do rzeczy - Przerwała człowiekowi Ilirinleath.
- Dlatego właśnie Dall jest dla nas taka ważna i dlatego wiozę z sobą tyle dzbanów. Sprowadzamy wodą do osady. Tylko że do najbliższej studni mamy dwa dni drogi. Nie licząc oczywiście znacznie krótszej trasy do widmowego jeziora, przez gnijącą ścierzynę, pożeruche i dymny przesmyk. Tedy więc idę. A moja Dall jest jedyną która może mi w tej wędrówce towarzyszyć. Wierz mi miłościwy panie, żadne inne zwierze nie zapuści się do wisielczego gaju.
- Naprawdę moglibyście się więcej przyłożyć do tworzenia miejscowych nazw - Ponownie wtrąciła się elfka, niezadowolona faktem iż bredzenie człowieka nic a nic nie przybliża ich do celu.
- Mówię ci panie, oni ja zabiją. Zamęczą chcąc zmusić do posłuszeństwa. - Biadolił woźnica.
- Zamknij się wreszcie! Czemu ta twoja szkapa jest taka ważna że nie potrafisz mówić o niczym innym? - Niewytrzymała Ilirinleath.
- Bo jest ślepa. Zna tylko jedną drogę która pokonuje na pamięć. Nie potrafi iść w innym kierunku niż do wodopoju i z powrotem do osady w Glijnej Dolinie. Cokolwiek zrobią jej te łotry ona i tak zaprowadzi ich tam gdzie zwykła podążać.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Elfy - niby takie poświęcone naturze i ratowaniu innych, ale mające poczucie wyższości nad całą resztą rozumnych ras, że ludzkie określenie "szowinizm" mogłoby się schować gdzieś w kącie i kwilić niczym myszka. Ilia nie chciała słyszeć o sposobach przedłużania żywota śmiertelnych inszych od tych, które jej długousi bracia znali i stosowali od tysiącleci. No cóż - nikt nie jest doskonały i tak samo nikt nie urodził się omnibusem. Książę tylko syknął w geście pogardy, a jego oczy zabarwiły się szkarłatem krwi.
W tym samym czasie wsiór odzyskał siły i zrobił najgłupszą rzecz, jaką tylko mógłby zrobić ktoś w podobnej sytuacji. Padł niczym chłystek do nóg Medarda i jął mu pokłony oddawać. Wąpierz, przeczuwając, iż normalnymi sposobami nie uzyskają z ocaleńca żadnych sensownych wieści, postanowił użyć hipnozy. Żrenice oczów księcia rozszerzyły się, gdy ten wpatrywał się w mętne ślepia starca, który "cudem" wracał do zdrowia. Medard rzekł:
- Gówno obchodzi mnie twoja szkapina, starcze. Kim byli zbójcy, którzy ci ją zabrali? Żaden zbir, mając do wyboru marnej wartości kunia i szklane dzbany nie pokusi się nawet o tego pierwszego. Za wyrwanie ze szponów śmierci podziękujesz potem, przyjmiesz słonia - on wyżywi się sam, a jeśli się dowiem, że spotkał go marny los lub iż wywiodłeś nas w pole, przyjdziemy tu z milicją, osobiście odetnę ci klejnoty rodowe, wepchnę do parszywego gardła, następnie obwieszę na drzwiach stodoły na oczach rodziny. Wszyscy krewni i cała wieś powędruje migusiem na targ niewolników i żaden ślad nie pozostanie po tym zadupiu. Lepiej więc dla ciebie, byś zaczął mówić do, a nie od rzeczy!
Wieśniak chyba nieco ożywił się i miast wpatrywać się w buty księcia niczym sroka w gnat, trajkotał coś o Glijnej dolinie -kto, do kroćset wymyślił te idiotyczne nazwy?!- i niebezpieczeństwie rodzinnej wsi. Z koniem nie miało toto wiele wspólnego, może wyjaśnienie przyjdzie w dalszej części tego bełkotu...
Hodór nie próżnował i wykorzystywał lokalną ludność do pozyskiwania surowców, pewnie dlatego źródło wody pitnej przypominało błotnista maź, w której dziki zażywają kąpieli.
- No, wreszcie jakieś konkrety. - rzucił książę, mocno zniesmaczony bezguściem i głupotą miejscowych ludzi, chociaż sami określali się mianem rozumnych.
Kiedy okazało się, iż szkapina oślepła i zna tylko drogę pomiędzy źródłem wody a osadą, stało się jasne, iż siepacze Truposza nie utrzymują się nie tylko z kłusownictwa i nielegalnego handlu żywym inwentarzem, lecz w bestialski sposób obchodzą się z autochtonami przy wydobyciu minerałów. Tego było już za wiele!
Wieśniak znów wypluwał z siebie miejscowe określenia, które brzmiały horrendum. Jedno bardziej ohydne od drugiego, co za naród, co za społeczeństwo?!
- Nieźle sobie kutafon poczyna, jak widać. Bandziory napadły wóz w drodze do wodopoju, więc powinny być gdzieś w jego pobliżu, o ile nie utłukli ślepego konia zaraz po zrabowaniu. Coś mi się wydaje, że im chodziło właśnie o tego konia. - zwrócił się do elfki, następnie zapytał wieśniaka, oczywiście korzystając z dobrodziejstwa wampirzego uroku:
- Ilu było tych zbójów i czy mieli jakieś charakterystyczne przedmioty bądź oznaczenia na ubiorze? Odzywali się jakoś? Mówili coś szczególnego? Co takiego pozyskuje ten wasz kacyk? I co odstrasza zwierzęta w wisielczym gaju?
Tak wiele pytań, zero odpowiedzi.
Tymczasem wymiana korespondencji przyniosła oczekiwany skutek. Tu i ówdzie na granicach ze zbuntowaną prowincją trwały krótkie potyczki z pośpiesznie zorganizowaną obroną ostatnich lojalnych wobec Truposza i całego rodu knechtów. Wojska nie miały z nimi większego problemu i szybko posuwały się w głąb terenów kontrolowanych przez buntowników. Także elfy wysłały kilka korpusów zwiadowców, by zobaczyć, co robi takie larum w pobliżu ich ziem. Kadawer czuł, że grunt sypie mu się pod nogami...
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość