Szepczący Las[Na południe od Adrionu] Romans upleciony intrygą

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

[Na południe od Adrionu] Romans upleciony intrygą

Post autor: Quirrito »

        Magia, która uderzyła zmysł magiczny Wygnańca zaskoczyła go. Nie była to zwyczajna teleportacja. Nagle jakieś ohydne macki pojawiły się pod nim w szczelinie czasoprzestrzennej, stworzyły portal i chwyciły go z całych sił. Nawet próbował walczyć, jednak to wszystko działo się zbyt szybko. W jednej chwili siedział po uszy w rupieciach wraz z Charlotte, w drugiej wciągał go magiczny występ w światach.

        Portal. Oślizgły, wilgotny, zawracający w głowie. Wszędzie magia, a jej natłok przyprawiał o dreszcze. Mag kręcił się we wszystkich płaszczyznach, o ile tylko w tym, gdzie się znalazł, można mówić o płaszczyźnie. Przez te kilka krótkich milisekund trwał w czterowymiarowej przestrzeni, gdzie czas nie jest tylko względną miarą, a namacalną jednostką, podobnie jak szerokość, wysokość czy długość. Jego bezwładne ciało mąciło struny wszechświata naruszając czasoprzestrzeń. Zmiany w normalnym wymiarze nie były aż tak odczuwalne, ot byle cofnięcie się wskazówki o sekundę albo lekki podmuch wiatru. Nic więcej. I, mimo iż trwało to nawet mniej niż dziesiątkę sekundy, dla Czarodzieja mijały kolejne godziny. Bynajmniej w jego mniemaniu, jego subiektywnym odczuciu.

        Portal.

        I nagle... Uderzenie. Nie tylko powietrza, gałęzi, liści, ale i twardego gruntu. Uderzenie, które powoduje łamanie kończyn. Uderzenie, przez które można by zginąć. Jak upadek ze szczytu najwyższej wieży. Ale i tym razem wciąż wpływ miała magia. Uderzenie, które wyciąga dech z płuc sprawiło X'orr'dzie wyłącznie kilka siniaków. Kilka więcej do dotychczasowej kolekcji. Choć Pradawny przed chwilą się przekonał, że czas i przestrzeń to tylko pojęcia względne, zależne od subiektywnego poczucia danej jednostki. On je ominął, aby nagle ponownie poczuć - ze zdwojoną siłą.
        Innymi słowy rzeczywistość podskoczyła i kopnęła go w twarz.
        Najpierw zaskoczony leżał w kępie suchych gałęzi przez kilka dobrych minut obserwując niebo. Słońce w zenicie przebijało się złotym blaskiem przez żywo-zielone liście wiosennych drzew. Wysoko ponad nimi przeskakiwały wesoło małpy, gdzieś nieopodal słychać było śpiew przeróżnej maści i ilości ptaków. "Że też ich nie wypłoszyło... To... To..." próbował samemu sobie tłumaczyć co się właśnie stało. Niestety, wychodziło mu to dosyć nieudolnie. Przytłumione aury przez kilka uprzednich chwil nie docierały bezpośrednio do zmysłów Quirrita, jednak teraz ich przygaszenie powoli mijało. Jak ze smakiem - długo odczuwalny intensywny smak powoduje zanik innych. Tak teraz silna magia z portalu niwelowała większość otaczających Maga aur.
        Chwilę mu zajęło zebranie się ze sterty chrustu, sprawdzenie ekwipunku i ran. Jak wcześniej myślał poza kilkoma dodatkowymi siniakami nic się nie stało. Szybko przystąpił do wstępnego zaleczenia obić na skórze drganiami fal podłużnych, równie szybko czynność tę zakończył, bowiem po urazach nie było ani śladu.
        Orientacja w terenie pozwoliła mu odgadnąć gdzie się znalazł. Skoro wiosna, drzewa, las... To przeniósł się do Szepczącego Lasu. Opcja niezbyt dogodna, zwłaszcza, że przed chwilą próbował pomóc przyjaciółce. Najwyraźniej nie dane mu to było, Prasmok wie, co dla niego tym razem wszechświat zgotował. Niestety zanim zdąży wrócić do Rubidii zapewne już nie znajdzie Lottie. nie zmienia to faktu, że Wygnaniec musiał choć spróbować się tam dostać. Obrał kierunek stosując się do słońca - na zachód.
        Po niecałych kilku minutach dotarł do szlaku handlowego. Obecnie była chyba pora odpoczynku, bowiem żadna karawana kupiecka nie przemieszczała się w polu widzenia, Quirrito zdecydował, że skręci drogą w prawo. Tak oto zaczął podróżować na północ, w stronę Adrionu, do którego, według wyliczeń, miał jakiś dzień marszu. Szlak Zielony, jak kojarzył z map w księgach kartograficznych. Zielony Szlak Handlowy prowadzący od Leonii daleko na północ, poza granice Centralnej Alaranii. W lekkim skwarze wiosennego południa poprawił płaszcz, narzucił kaptur na głowę by ukryć twarz w cieniu, sam zaś podróżował skryty przed Dziennym Okiem Prasmoka pod koronami drzew.
        Jego wędrówka zdawała się przez dłuższy czas samotna. Słońce zaczęło chylić się już ku zachodowi. Nastąpiło popołudnie, około godziny 16. Pora obiadu dawno minęła, również w brzuchu Czarodzieja nieco burczało. Niestety nie miał on czasu na zatrzymanie się, polowanie lub, co gorsza, zakładanie sideł. Dlatego nieustannie szedł. Minął już dwie karawany, w tym jedną kupiecką, a drugą prawdopodobnie królewską, nie interesowało go to jednak zbytnio. Bardziej zastanawiały go aury, które czuł za sobą. Jedna z nich, zapewne Driada, szła niedaleko za nim. Druga, jakiegoś zmiennokształtnego, nieco po prawej, wśród gałęzi i drzew. Najbardziej interesujące było, że każda z tych istot podróżowała, podobnie jak Mag, samotnie. Nie powinien jednak się tym tak zamartwiać, to nie jego interes.
        Pod wieczór, około godziny 18 dotarł do niewielkiej wioski. Znak przy pierwszym domu głosił "Utahia". Poza kilkoma domostwami znajdował się tu całkiem spory plac ze studnią z szarej cegły oraz spichlerz. Wyglądało na to, że mieszkańcy wcale nie utrzymują się z rolnictwa, a raczej z rybołówstwa, zbieractwa i polowań. Tu i ówdzie widać było wygarbowane skóry zwierzęce, gdzieś suszyły się mięsa i ryby. Kilkoro młodszych dzieciaków biegało po centrum Utahii bawiąc się wspólnie, zaś zatroskane matki bacznie ich obserwowały. Nikt na początku nie zauważył przybysza, lub w ogóle na niego nie zwracał uwagi. Nic w końcu dziwnego - dokładnie przez wioskę przebiegał Szlak Zielony.
        Jakże wielce Dźwiękowiec się mylił. Gdy tylko zszedł nieco z traktu pomiędzy zabudowania, natychmiast zwrócono na niego uwagę. Jakby przeniknął przez niewidzialną, magiczną barierę dzielącą drogę z wioską. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca, jednak porównanie, które urodziło się w głowie X'orr'dy wydawało mu się trafne.
        Po chwili podeszła do niego bardzo ładnie wyglądająca, młoda blondynka. Po rysach twarzy, sposobie poruszania się i kobiecych kształtach stwierdził, że nieznajoma dopiero przekroczyła próg dojrzałości. Odznaczała się tą wyjątkowo delikatną urodą, co kobiety wstępujące w dorosłość.
        - Wędrowcze... - jej głos zdawał się bardzo zmęczony, zatroskany. Zupełnie nie pasował do wrażenia, jakie sprawiał jej wygląd. Brzmiała, jakby miała lat trzydzieści, nie osiemnaście. - Czy możesz nam pomóc? - zapytała bez zbędnych wstępów.
        - Jak? - zapytał Quirrito zniekształcając swój głos. Ostatnim czego chciał było zostanie rozpoznanym.
        Nieznane aury były wystarczająco blisko, aby słyszeć całą rozmowę, tak się przynajmniej wydawało Pradawnemu. Co zrobią z tymi informacjami nie bardzo go interesowało, natomiast sam fakt, że w pobliżu znajdują się potencjalni łowcy nagród, którzy po prostu na niego polowali, nieco rozpraszał Czarodzieja.
        - Moja siostra... - kontynuowała dziewczyna. Z jednego z wioskowych domostw zaczęli zbliżać się ludzie. Kobieta i mężczyzna. Pozornie mogliby być rodzicami obecnej rozmówczyni Dźwiękowca. - Ona potrzebuje ratunku.
        - Jak mogę pomóc? Musisz mi zdradzić więcej informacji. - poprosił spokojnie Wygnaniec.
        - Nasza córka jest zamknięta w wieży pobliskiego małego zameczku. Posiadłość należy do nas - wtrąciła się kobieta, która znajdowała się już w wystarczającej odległości. Była wychudzona, wyraźne zmarszczki rysowały się na jej zmęczonym licu. Podobnie do młodej dziewczyny miała jasne blond włosy, zapewne matka i córka. Obok niej stał pokaźnej postury mężczyzna. Dopiero teraz Quirrito mógł dostrzec, że prawdopodobny mąż kuleje. Jego jedna z nóg nie istniała, zamiast niej miał wczepiony kawałek twardego drewna niczym pirat. - My ją tam zamknęliśmy... - rozpłakała się, poczucie winy mocno ją kuło w serce i duszę.
        - Była nieposłuszna i... Kurtuazyjna. - kontynuował za małżonkę mężczyzna - Sprowadzała sobie chłopaków, za każdym razem innego. Często uciekała...
        - Nie musicie mi się tłumaczyć - wtrącił X'orr'da przerywając ojcu.
        - Tak... - kiwnął głową na znak zgody - To miała być kara. Zamknęliśmy ją i poprosiliśmy... Nie... Wynajęliśmy znajomego smoka aby jej pilnował. miała nie wychodzić aż do odwołania. Kilka dni temu uznaliśmy, że odpokutowała swoje czyny. Niestety smok miał inne zdanie i nie wypuścił naszej córki. - opowieść rodziny była niepełna, omijali pewne istotne szczegółu, jednak Czarodziej nie miał zamiaru zmuszać ich do gadania. Skoro został poproszony o pomoc, to jej udzieli na tyle, na ile potrafi. - Siedzi ona tam nadal więziona jako zakładniczka. Ja... Próbowałem ją uwolnić... - jęknął wskazując wzrokiem na swoją utraconą nogę i obejmując żonę.
        - Uratuj ją! - nagle krzyknęła siostra - Uratuj ją zacny rycerzu!
        - Nie jestem rycerzem, ale zrobię... Zrobię, co w mojej mocy. - obiecał Quirrito wciąż nie ukazując swojej twarzy. - Jak mają na imię strażnik i siostra?
        - Feihe. A smok to Ruphertus. - oznajmiła dziewczyna i objęła Maga. - Dziękujemy ci.
        - Oczywiście zostaniesz wynagrodzony złotem, bogactwem, klejnotami i sławą! - zapewnił mężczyzna bez nogi, choć patrząc po wiosce można by odnieść wrażenie, że jedyne, co mogą w tej chwili mu zaoferować, to kilka pasków wędzonego mięsa, bowiem nic więcej nie posiadają. Ale nie liczyło się to dla niego. I tak by pomógł, nie ważne czy by mu oferowali nagrodę.
        Zakapturzony kiwnął jeszcze głową na znak i odwrócił się tam, gdzie wskazywała matka Feihe'i. Faktycznie spomiędzy drzew wystawały baszty niewielkiego zamku, a raczej dworu warownego. Czarodziej głęboko westchnął i ruszył w tamtym kierunku. "Gdybym tylko miał ze sobą kogoś do pomocy... Ale ciężko w tych czasach o przyjaciela." uśmiechnął się na własną myśl i zdjął kaptur. Skoro i tak zszedł z traktu pomiędzy drzewa i poruszał się ściółką, to nie musi już dłużej ukrywać tożsamości, chyba że przed zwierzętami.
        Co ciekawe... Ciągle czuł na swoim karku czyjś oddech, a emanacje zmiennokształtnego i naturianki nie odstępowały go na krok.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Odgłos łamiących się gałęzi, a także nagły przypływ energii, zbudził Frigg z popołudniowej drzemki. Zerwała się na czworaka, skulając się w mały kłębek między gęsto powiązanymi ze sobą gałęzi, ptaki zaś, nagłym zerwaniem, przysłoniły postać driady. Pozostała niewidoczna. Poza tym, na jej korzyść działało słońce, które chowające się za plecami leśnej dziewczyny, nadało jej czarny, nieregularny kształt gałęzi, niżeli konkretnego osobnika. Zirytowana zbudzeniem i kolejnym zagrożeniem, chciała kląć nieładnie pod nosem w wielu językach, ale odwiodła się od tej myśli. Nie miała bowiem ochoty na rozwiązywanie sporów, a także jakoś nie za bardzo była skłonna do walki.
Przez chwilę odniosła wrażenie, że nieznajoma postać straciła przytomność. Stosunkowo dość długo leżała na stercie chrustu, ale w końcu wygramoliła się z suchych objęć. Przyjrzała mu się powierzchownie, Mogła określić płeć osobnika. Nawet pod szarą płachtą jego ramiona wydawały się szersze, a ciało masywniejsze. Zdecydowanie bardziej niż u kobiety. Ewentualnie mogła być to płeć piękna o nieco męskiej budowie ciała, ale nie miała zamiaru dłużej się nad tym zastanawiać. Z początku. Do momentu, gdy nie użył magii.
Obróciła się, położyła by wygrzać się w słońcu, ale delikatne uderzenie rozniosło się głuchym echem na tle wiatru. Było to na swój sposób niepokojące, przede wszystkim - niespotykane. Gwałtownie zwróciła się w jego stronę, chwyciła dłońmi gałęzi i wysunęła głowę. Drobny, rudo-brązowy loczek wydostał się spod ciasno związanych w kok włosów, co w żaden sposób nie wpłynęło na koncentrację leśnej dziewczyny. Przyglądała mu się z zaciekawieniem.
Pewnie uznałaby go za pospolitego druida, gdyby użył zaklęć typowych do leczenia, ale jego kolejny ruch jej na to nie pozwolił. Miała w sobie mieszankę uczuć trudnych do określenia. Magia życia wywoływała u niej zupełnie inny rodzaj emocji, a to właśnie dzięki nim posiadała zdolność do odróżniania dziedzin zaklęć. Między innymi, to w taki sposób funkcjonował zmysł magiczny Frigg. Jednak tym razem gnieździła w sobie burzę trudną do opisania.
Jakiego rodzaju magii użył? Nigdy wcześniej się jeszcze z tym nie spotkała. Do czego z resztą służyły te zaklęcia? Mężczyzna wyprostował się w pełni i ruszył dalej, zupełnie jakby ten upadek nie miał miejsca. Skąd on się w sumie wziął?!
Cofnęła głowę w niezrozumiałym geście, marszcząc przy tym brwi. Wykrzywiła usta w zastanowieniu i bezszelestnie popełzała schodząc w dół. Czekała aż oddali się na zdecydowaną dużą odległość by móc zbliżyć się do miejsca upadku. Dotknęła, pomacała suchą roślinność. Wstała. Obserwowała ruchy roślin, ich zachowanie, doglądała każdego wygięcia, ale nic nie powiedziały. Były równie zdezorientowane co ona.
Wyruszyła za mężczyzną.
Trzymała się daleko od niego, ale wiatr wciąż przynosił nowy zbiór informacji, zdradzając położenie osobnika. Nie obawiała się, że go zgubi. No chyba, że po raz kolejny zniknie i pojawi się gdzie indziej.
Wędrowali więc zahaczając o zielony szlak, to kierując się na północ, aż w końcu docierając do miasteczka Utahia. Miała dużo szczęścia, że uwaga skupiła się całkowicie na nim. Miała więc okazję przemknąć do miasteczka i kryć się między budynkami, wciąż śledząc nieznajomego. Zastanawiała się tylko, czy był kimś wyjątkowym i rozpoznawalnym, czy też osobą trzecią zdolną do wykonania zadań nie do wykonania dla pospolitego człowieka. Bo też i taką misję mu powierzono.
Leżała płasko na słomianym dachu, mrużąc oczy. Młoda dziewczyna, o pięknej, świeżo dojrzałej urodzie, zwróciła się do przybysza. Również rodzice nagle wtargnęli do rozmowy, zmartwieni i zlęknieni. Słuchała uważnie całej dyskusji.
W tym samym czasie co przybysz, zwróciła wzrok stronę wystających na tle lasu wieżyczek. Królewna pilnowana przez smoka? Hah! Co za kpina. Takie wieści tylko w bajkach. Takie panny z reguły więzili pod pieczą smoka, a dopiero w momencie przydatności takiej dziewuchy, mogli wyrazić chęć uwolnienia. A wbrew pozorom, kobiety były potrzebne. Choćby do prania i sprzątania, ale były. Chociaż wiadomo, że małżonkowie i tak wyczekiwali upragnionego syna.
Jednak Frigg nie interesował ani smok, ani prowizoryczna księżniczka. Wyrażała czyste zaciekawienie nieznajomym, który odkrył twarz. Wychyliła się niebezpiecznie w bok, tracąc równowagę, ale również szybko ją odzyskując, tym samym wpadając ręką w słomiany dach.
Zagryzła mocno wargi by nie warknąć, ani nie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Ukrywanie się i śledzenie wcale nie było takie fascynujące. Wolną ręka sięgnęła torby i wygrzebała z niej skrawek papieru. Przyjrzała się mu uważnie, po czym oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Nie mogła uwierzyć w to co widziała, ale zadowolenie w jej sercu zdecydowanie wzrosło.
"Może będzie potrzebował przyjaciół..."
Uwolniła rękę, po czym ruszyła dalej i szybciej. Chciała wyjść na przeciw mężczyźnie.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Nieustannie czuł na sobie czyjś wzrok. Ciężko było mu się powstrzymywać, żeby się odwrócić lub po prostu zniknąć. Teleportacja wszak nie była mu obca, lecz po ostatnich kilku dniach stwierdził, że bezustanne teleportowanie się nie jest dobrym pomysłem - uświadomiła mu to podróż przez tunel czasoprzestrzenny.
        Wędrował śród budzących się roślin. Choć "budzących się" powinno być zastąpione słowem "żyjących", bowiem wiosna pełną siłą spowiła świat naokoło. Dla Maga sam etap podróży nie był męczący. Niejednokrotnie już po prostu maszerował zamiast przenosić się za pomocą magii, bowiem lubił podziwiać widoki. I choć dla niektórych to, gdzie znajdował się X'orr'da było lasem, dla Czarodzieja było bardzo pięknym lasem, w pełnym rozkwicie, żywym i gościnnym. Twierdził tak mimo wcześniejszego kontaktu z kupą chrustu.
        Dworek opisany i wskazany przez rodzinkę powoli się zbliżał, a wraz z nim dało się poczuć nienawistny, chłodny podmuch powietrza. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie pora dnia, roku i ogólna temperatura. Wraz z wiatrem nadleciała również nowa aura - wyraźna aura zmiennokształtnego. "No to jedna zagadka rozwiązana... Taki z niego smok, jak ze mnie baletnica..." uśmiechnął się sobie w duchu Quirrito.
        - Hej! Wyjdź, nie musisz się kryć, nie jestem groźny - odwrócił się Wygnaniec i powiedział to w kierunku, z którego wyczuwał emanację driady. Gdzieś za nim majaczyła teraz wieża zameczku, prawdopodobnie to w niej, lub w jednej z pozostałych trzech, siedziała uwięziona dziewczyna. Jednak na starcie ze smokiem nie był jeszcze gotowy. Dlatego wolał zdobyć sojusznika, a takowym wydawała się śledząca go istota.
Awatar użytkownika
Kishenzi
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kishenzi »

Kishenzi jak zwykle robił obchód terenu. Patrolował okolice i pytał zwierząt, czy nie potrzebują pomocy z jakimś natrętnym kłusownikiem. Mimo że rozumiał zależność drapieżnik-ofiara, to nienawidził zabijania dla zabawy. W pewnym momencie nadbiegły do niego małpy. Zaprowadziły do miejsca, gdzie jakiś nieznajomy pojawił się znikąd. Skoro prosiły, to jego zadaniem było sprawdzić o co chodzi. Najpierw zauważył mężczyznę leżącego na chruście. Niby nic dziwnego, pijacy kończyli nocne przygody w krzakach albo na drzewach. Jednak ten osobnik nie wyglądał na pijanego. Trochę poobijany. Prawda. Zdezorientowany. Też fakt. Ale definitywnie było widać, że to nie skutki nocnych zabaw z kolegami. Tygrys spytał jeszcze o kilka rzeczy małpy i wiewiórkę, a następnie przeskoczył na drzewo obok. Rozpoczął śledzenie nieznajomego. Po drodze zauważył, że ktoś idzie za nieznanym mężczyzną. Gdy osobnik ten na dłuższą chwilę pokazał swą sylwetkę okazało się, że jest to kobieta z rudymi włosami i zieloną skórą. Była to driada. Akurat imię tej niewiasty zapamiętał, nazywała się Frigg. Wielokrotnie wymieniali się informacjami, czy też spotykali zupełnie przypadkiem. Wszak las był dla nich obu domem. Nie można było tego nazwać dłuższą znajomością. Jako strażnik lasu napotykał wiele driad, jednak ta wydała mu się najodpowiedniejsza do rozmowy. Gdy, po kilku godzinach drogi, Kishenzi śledząc nieznajomego dotarł dom małej wioski, zeskoczył z drzewa i zamienił się w człowieka. Udawał, że sprawdzał skóry w pobliskim straganie. Sprzedawca wydawał się dumny z siebie. Jednak Kishenziego nie interesował jego towar. Tak naprawdę cały czas podsłuchiwał rozmowę nieznajomego. Driada zniknęła gdzieś po drodze, ale tygrys nie zauważył tego faktu. Gdy mężczyzna skończył rozmawiać, Kishenzi miał małą zagwozdkę. Tylko ktoś naprawdę głupi porywał się samotnie na smoka. Tutaj niema nawet mowy o odwadze. Walka z bestią takich rozmiarów w pojedynkę to czysta głupota. Jeżeli jednak nie jest skończonym durniem, to poszuka pomocy. Kishenzi zawsze chciał zabić smoka. Trofeum z takiej bestii budziłoby respekt w całej Alaranii. Tygrys postanowił kontynuować śledzenie tego człowieka. Może nawet zostanie zabrany na taką wyprawę?Kupił skórzany pas, aby nie wzbudzać podejrzeń, a następnie oddał go pierwszej napotkanej osobie. Schował się w krzakach, przemienił w hybrydę i serią szybkich ruchów wspiął się na drzewo obok. Następnie skakał od gałęzi do gałęzi i śledził nieznajomego.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg długo obserwowała mężczyznę w szarym płaszczu. Analizowała jego sposób poruszania się, jego "samo bycie", nadlatujący zapach, odległość stawianych kroków, machnięcie ręką, samą fazę chodu, w której odróżnić można było wiele aspektów. Starała się to robić mimo szeleszczących i drapiących drzewa zwierząt, a także szumu pochylających się gałęzi i trzepoczących, żywo pojawiających się, listków. Wszystko przerywane było nieznośnym, wciąż przerywającym się nieznacznym podmuchem wiatru.
Rozejrzała się sarnimi oczami po okolicy, na chwilę tracąc nieznajomego z uwagi. Cofnęła się o kilka kroków, gdzieś skręciła, gdzieś zawirowała. Dojrzała zadrapania na korze. Ostre, dość głęboko wyżłobione szczeliny o nierównych zarysach. Mogła więc wywnioskować, że był to ruch gwałtowny. Gwałtowny więc i prawdopodobnie szybki, chociaż na ten aspekt bardziej pokierowały ją "przerywniki w odbiorze".
Pogładziła delikatnie palcem zagłębień. Pazur był niezwykle ostry. Zwierze stosunkowo duże, ale nie wiedziała do końca jaką miarą je mierzyć. Mógł być to zarówno puchaty niedźwiadek, jak mruczący ryś. Ach ryś... driada wbrew pozorom miała w sobie odrobinę słabości, co do niektórych zwierząt, w tym i rysi. Od małego uwielbiała ich pędzle ozdabiające uszy więc często, jako bobas, targała je bezlitośnie za to wrażliwe miejsce.
Ewentualnie mógł być to jeden ze strażników lasu, w co głęboko wątpiła. Gniła w tym lesie już dobre trzy tygodnie, a żadnej żywej duszy, poza fauną i florą, nie spotkała. Osobniki znające Frigg dłużej niż kilka dni, z pewnością zadziwione byłyby faktem tak długiego pobytu w jednym miejscu. Powód był prosty. Chciała dorobić grosza na poszukiwaniu "tajemniczego stwora", który podobno grzebie się w ziemi i porywa dzieci, a także młode osoby. Najchętniej wyłożyłaby wieśniakom i smarkaczom monolog na temat odpowiedzialności, ale z drugiej strony to dzięki głupocie innych mogła zarobić. Potwór się jednak nie zjawił, ani w lesie, ani w okolicach wioski. Uznała, że to będzie ostatni tydzień ślęczenia w Szepczącym lesie. Już miała popaść w głęboką rezygnację i nadchodzący głód. Stawka jaką oferowano leśnej dziewczynie była niesamowicie wysoka, a to był właśnie ostatni dzień pobytu na tych terenach. Ostatni najszczęśliwszy.
Nie mogła pozwolić sobie na rezygnację z tak opłacalnej oferty jakie dane było jej spotkać dzisiejszego dnia. Był niczym złoty medal za polowanie, czymś więcej niż zwykłym trofeum.
Uśmiechnęła się do siebie zadowalająco, a jej samo zachwyt przerwał głos znanego nieznajomego. Zdziwiła się. Skąd wiedział, że tu jest? Poruszała się przecież bezszelestnie po najbardziej znanym dla driady terenie. W dodatku nauczyła się stale zmieniać swoje położenie, jednak nigdy nie stając na drodze swojej ofiary. Ani razu nie podeszła do niego bliżej niżby tego potrzebowała, wystarczyło go tylko widzieć. Skąd więc wiedział?
Wykrzywiła nieładnie usta, nie ruszając się z miejsca.
A może jednak był ktoś jeszcze?
Zadarła nieznacznie drobny nos, a wewnętrzne niezadowolenie wzrastało. No nic... będzie musiała coś zrobić.
Rozejrzała się po bokach. Wyjęła łuk, powoli. Jeszcze wolniej sięgnęła po strzałę. Woń wilgoci bagna i zgniłych liści, który dusił w gardle, zagościł w nozdrzach. Naciągnęła mocno cięciwę. Jeszcze chwilę trwała w milczeniu, kolejne ruchy dziewczyny były błyskawiczne. Wypuściła strzałę, odskoczyła w bok, za drzewo, u którego podłoża gościł niewielki dołek. To właśnie do niego się skierowała, naciągnęła strzałę, wypuściła ją. Pierwsza ze strzał świsnęła tuż koło lewego ucha wprowadzając, przyjaźnie nastawionego, mężczyznę w delikatną dezorientację. Druga napłynęła niewiadomo skąd i kiedy. Wbiła się w rękaw, od prawej strony, na wysokości ramienia, kończąc drogęna drzewie. Frigg musiała idealnie wyczuć czas, co do sekundy. Chciała powitać nieznajomego garścią sztyletów.
Noga wybiła się twardo od ziemi, wyrzuciła do przodu, druga ruszyła w pogoni za tańcem, ale zgrabny ruch przerwany został silnym rąbnięciem.
Oberwała z boku, poczuła jak dolne żebro pękło, bezbronne pod wpływem sił zewnętrznych. Ciało dziewczyny zatrzymało się na pobliskim drzewie i opadło, zupełnie jak zabita muszka. Na chwilę ją zamroczyło i ukuło w potylicy.
-Aua...-zajęczała odruchowo i chwilę później skarciła siebie za to w myślach.
Uniosła głowę, przytrzymując ręką miejsce znacznego bólu. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny, wilgoci bagna i narastającej stęchlizny. To co zobaczyła, zdziwiło ją jeszcze bardziej.
Szkaradne, rozkładające się ciało, które zdawało się ożywić wraz z naturą, pokryte było mchem, a także ziemią zmieszaną z wodą. Stwór wydawał się chuderlawy, a jednak na tyle silny by dzierżyć, w wyżartej przez robale ręce, solidną kosę. W dodatku, była magiczna o czym świadczył oliwkowy kryształ wszczepiony w u boku tępego ostrza.
"Nieźle mnie zmiótł..." pomyślała cierpko, po czym wstała i pełnej ignorancji swojego towarzysza, ruszyła na ożywieńca. Wykonała zgrabny piruet, w którym wyrzuciła kilka swoich błyszczących zabawek. Jeden z nich przebił pierś umarlaka, reszta dźwięcznie odbiła się od ostrego krańca.
Frigg stanęła na równe nogi, poczuła ból i złość. Była bardzo zła. Przeciwnik uniósł broń po czym wolno, ale potężnie cisnął nią w dół. Driada odskoczyła, ponownie odbiła się nogą i zawirowała w tańcu ostrzy. Cięła jego ciało, co było mało skuteczne. Przystanęła po czym z całych sił zaniosła się ruchem ręki w stronę kryształu by wybić go z broni. Po jej ciele przebrnęły zielone wiązki, a następnie z wielkim impetem odrzuciło ją w tył. Równie mocno jak za pierwszym atakiem ożywieńca. Tym razem jednak starała się złapać równowagę, nie upaść, ale plecy , na nieszczęście Frigg, przywarły do zielonego pnia.
Poczuła istne piekło na częściach ciała, które odkrył lisi płaszcz. Oderwała się momentalnie, darła się w niebogłosy kląć na wszelkie istniejące języki świata. Zrzuciła płaszcz, który delikatnie otarł się o piekące miejsca. Poczuła, jak lepka substancja wyżera i krąży wokół ran. Rozerwała połowę górnej nawierzchni swojego ubioru, zostawiając w strzępach skrawki materiału, które zwisały na ramieniu, a także frędzle rozerwane od dołu na wysokości biodra, jednak nadal szczelnie zakrywając atuty driady. Obróciła się w stronę porośniętego na zielono drzewa. Na warstwie mchu dojrzała czarne, szczupłe pasma, a później żywo zielony, okrągły kontur. Barwy te nabrały kształtu pary oczu. Zamrugały do niej wesoło. Dopiero teraz dostrzegła żółte, drobne odnóżki, który falowały oderwane od pnia. Frigg z niedowierzaniem rozchyliła usta. Z niedowierzaniem do swojego pecha.
-Cholera jasna! Katerflaty?! -wydarła się wyraźnie oburzona sytuacją, miała właśnie tupnąć nogą niczym obrażona księżniczka, ale szybko odczuła nadchodzący podmuch. Zachwiała się na nogach, upadła na ziemie. Zawyła kolejny raz, gdy drobinki piachu otarły świeże rany. Ostrze wbiło się w ziemię tuż przed brązowymi oczyma.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Odpowiedź, którą otrzymał nie była satysfakcjonująca, bowiem miast słów otrzymał serię strzał. Pierwsza kierowała się na kark, jednak Mag zdążył nieznacznie zmienić jej trajektorię falą uderzeniową. Pocisk ominął go o włos i poleciał dalej. Nim jednak zdążył zareagować na drugi grot, został przygwożdżony do drzewa. Na tyle głęboko, że próby wyrwania się nic nie dały. Pozostało mu jedynie złamać strzałę albo rozerwać płaszcz...
        Nagle poczuł zgniłą aurę nieumarłego. Nie potrafił nic więcej stwierdzić, bowiem zarówno Driada, jak i właściciel ohydnej emanacji byli poza jego zasięgiem wzroku, gdzieś pośród drzew. Quirrito zaczął szarpać rękaw mocniej, nadal jednak pozostawał uwięziony.
        Wtem usłyszał ciche, acz wyraźny jęk "Aua". Dzięki temu mógł namierzyć źródło, czyli samą Naturiankę. Chwila skupienia i już doskonale wiedział gdzie się udać, aby pomóc. Skoro strzały nie były mierzone, aby go zabić, dla Czarodzieja oczywistym było, że to po prostu rykoszety. Ktoś walczył z ożywieńcem i nie mógł go trafić. Nieszczęśliwie X'orr'da był po prostu na linii strzału, to wszystko. "Miałem więcej szczęścia niż przypuszczam...".
        Natychmiast ułamał drzewiec uwalniając swoją rękę, i ruszył pędem w kierunku, z którego dobiegał głos dziewczyny.Odległość okazała się większa, niż się Mag spodziewał. Nagle jednak usłyszał znacznie donośniejszy krzyk, który pełen oburzenia oświadczał swoją złość na katerflaty.
        Wypadł zza krzewów o kilka cali mijając się z ostrzem kosy napastnika. Lewa noga mocno wbiła się w ściółkę, dzięki czemu Wygnaniec stał gotowy do odskoku z nisko ustawionym środkiem ciężkości. Dotknął tatuażu wydobywając swoje obie bronie. Hnch’yel niespodziewanie ciążył mężczyźnie, natomiast Dhvani był nieprzyzwoicie lekki. Czyżby jego wytrzymałość zmalała? "Chyba nie jestem aż tak zmęczony...?" zastanowił się chwilę.
        Quirrita dzieliła od Driady nie tylko niewielka odległość, ale i ciało ożywieńca, który wyraźnie nie zwrócił nawet najmniejszej uwagi na nowo przybyłego, zaś za skąpo ubraną dziewczyną znajdowała się istota z pozoru wyglądająca jak niewysokie drzewo. Był to jednak rodzaj, gatunek Magowi nieznany.
        Sądząc po ilości szmat dookoła Driady oraz oparzeniach na jej skórze, została albo zraniona ogniem, albo czymś żrącym, jak kwas lub inna trucizna. W dodatku nieumarły z kosą przystępował właśnie do następnego ataku. Pradawny, mimo swojego wieku, ruszył z nadzwyczajną wprawą i szybkością, aby nagle pojawić się między przeciwnikiem, a właścicielką strzał, które dosięgły Quirrita i zablokować cios Dhvanim.
        - Zajmę się tym - zapewnił z uśmiechem X'orr'da współtowarzyszkę niedoli.
        Krótkie ostrze perfekcyjnie przyjęło na siebie ciężar broni wroga lekko przenoszą go na lewe ramię Dźwiękowca. Prawa dłoń w tym czasie, uzbrojona w dłuższego brata, ruszyła napędzana rozbrzmiewającymi wokoło falami uderzeniowymi w pierś oponenta. Atak dosięgnął celu, ale chyba nic nie spowodował. Martwiak ponowił zamach kosą, tym razem od dołu. Tego już Mag nie mógł blokować. Jedynym sposobem uniknięcia obrażeń był zwyczajny odskok. Silniejszy wymach nogi w tył spowodował, że całe ciało zgrabnie przesunęło się w tym samym kierunku ratując czterdziestoletnie ciało Czarodzieja od poważnego uszkodzenia. Nagle oba ostrza zniknęły z rąk mężczyzny, zaś mieniący się tatuaż zbladł. Miecz na niewiele się tu zda. "Skoro nie bronią, to magią...". Wygnaniec z potężnym rozmachem pchnął obie otwarte dłonie wierzchem do oponenta wyprowadzając w niego kolejną falę dźwiękową. Poddźwiękowa prędkość i długość ataku była niesłyszalna dla Maga, zaś Naturianka mogła już ją dosłyszeć - silny, buczący, jednostajny ton, który przyprawiał o niewielki ból głowy. Ożywieniec został odepchnięty, zaś kilka gałęzi i korzeni znajdujących się za nim spowodowało, że bezwładnie upadł na plecy.
        - Zamieniamy się? - zagaił Mag Frigg. Nieumarły niezbyt prędko wygramoli się ze ściółki, zwłaszcza, że zaplątał się w grube pnącza oplatające korzenie, przez które upadł.
Awatar użytkownika
Kishenzi
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kishenzi »

Nie. - Odpowiedział zmiennokształtny, stojąc na drzewie nad magiem i driadą. - Teraz moja kolej. - Odparł z szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Zeskoczył z drzewa i zaryczał z dziką wściekłością. W ciągu kilku sekund na drzewach zaroiło się od ptaków, które chciałby zobaczyć krwawe widowisko. Nieumarły mimo wielkości kosy wydostał się już z więzów i stał gotowy do walki. Nagle zza drzew dookoła przeciwnika wyłoniły się dwa sojusznicze tygrysy. Razem w trzech krążyli wokoło oponenta i mierzyli go wzrokiem. Ustalali taktykę. W jednej chwili jak bracia ruszyli do przodu.
Najpierw jeden z tygrysów próbował powalić nieumarłego, atakując od pleców. Jednak nie odniosło to oczekiwanego rezultatu. Bestia jedynie otrzymała cios z trzonka kosy. Kishenzi małą chwilkę później, gdy przeciwnik skupił uwagę na ataku szarżującego tygrysa, zrobił wślizg w nogi. Katerflat zachwiał się na moment i to doprowadziło do kontynuacji sekwencji. Następnie trzeci z tygrysów natarł na brzuch, starając się przewrócić nieumarłego. Jednak ten tylko zaparł, się, na trzonie kosy o ziemię i ponownie odparował próbę przewrotu. Tę chwilę nieuwagi ponownie wykorzystał Kishenzi. Zaszarżował on z dużymi mieczami, które zawsze trzymał na plecach. Ciął już i tak poturbowane ciało umarlaka jednak bez skutku. Niespodziewanie dotychczas niewykazujący inicjatywy Katerflat zaatakował. Zrobił kilka machnięć kosą i miecze opadły na ziemię. Kishenzi podbiegł do pobliskiego drzewa, odbił się od niego, zrobił zgrabne salto w tył za plecy nieumarłego i przeskoczył zaraz za szarżującego niedźwiedzia. Ten przy miażdżył nieumarłego do drzewa. Następnie naskoczyło na umarlaka kilka wilków.
Kishenzi nie znał się na nieumarłych. Rzadko kiedy pojawiali się w jego lesie i niepokoili mieszkańców. Nie wiedział więc jak takie monstrum zabić. Jednak miał pewność kto będzie wiedział. Podszedł więc do driady i nieznanego mężczyzny.
- Czy ktoś z szanownych zgromadzonych raczy mi powiedzieć, czy to dziadostwo zostało zabite? - Następnie pomógł Frigg wstać.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg uśmiechnęła się nieco chytrze przyglądając się walce nieznajomego Chciała podjąć nawet próbę wstania, ale dźwięki, które wytworzył przyprawiły ją o ból w głowie. Zapulsował dość ostro i momentalnie wylądowała na rannych łokciach. Zasyczała. Czekała na odpowiedni moment by zakończyć męczarnie rozkładającego się ciała.
Zdziwiła się znacznie jego osobą. Nie spodziewała się by ów mag-dziadyga mógł być aż do bólu perfekcyjny w każdym możliwym ruchu jaki wykonywał. W oczach driady, i w jej chwilowej ocenie, właśnie takim mianem zdołała go określić. Twarz obdarzona w zmarszczki doświadczenia i postarzająca blizna, która przeplatała się wzdłuż jego twarzy nadając mu ostrości, a także i powagi. Mimo swojego wieku, zaskakująco dokładny. Jakby każde spięcie i rozluźnienie mięśni było zaplanowane znacznie wcześniej. Samoświadomość ciała, którą posiadał, zauroczyła swoim widokiem leśną istotę. Ach, gdyby ona tak potrafiła! Zmiotłaby nawet największego osiłka!
Głos mężczyzny sprowadził ją szybko na ziemię, oczywiście pod względem metaforycznym. Nabrała powietrza by odpowiedzieć i wnet pojawił się ktoś jeszcze. Frigg zwróciła wzrok ku górze. Promienie słońca skutecznie ją oślepiły więc z początku nie za bardzo orientowała się z kim ma do czynienia. Jednak znajomy, tygrysi akcent i koci towarzysze szybko naprowadził driadę na trop.
Podjęła drugą próbę wstania, szybko z niej rezygnując. Rozłożyła się na ziemi niczym żaba, gdy tylko katerflast opadł na podjął atak, a raczej obronę. Odruchowo złożyła ręce na głowie w geście obronnym. Dookoła zdawał się panować chaos. Wszystko działo się szybko i gwałtownie, a gdy wreszcie wyjrzała poza obręby swoich ramion, dostrzegła tygrysią postać. Niezbyt chętnie przyjęła pomoc, ale bez niej trudno byłoby jej wstać. Mocno zagryzała wargi by nie jęczeć z bólu. Chwilę później, dodatkowy ból sprawiła jej przygryziona tkanka.
Lisi płaszcz opadł na ziemię, okrywając poranione regiony na plecach i ramionach driady. Również torba zsunęła się na runo leśne. Momentalnie poczuła ulgę. Upierdliwe było to ciągłe podrażnianie poparzonych miejsc. Miała ochotę westchnąć i się wyprostować, ale nabyte rany upomniały ją o niemożliwości tego rodzaju działania.
"Przeklęte owady..." pomyślała zgryźliwie.
Podeszła do ożywieńca, który zdawał się wgryźć w naturę i rozkładać. Frigg nie obdarowała go wzrokiem zaufania. Sięgnęła po sztylet umiejscowiony na pasie wzdłuż bioder. Uniosła go oburącz i z całej siły wbiła w krysztalit umiejscowiony na kosie. Odrzuciło ją do tyłu, a mała iskierka zgniło-zielonej wiązki przebrnęła przez ciało dziewczyny.
-Grrrr!-warknęła wściekle.
Wyjęła drugi sztylet. Wykonany z żelaza i kapką srebra, lśnił nowością. Wbił się idealnie, a kryształ dźwięcznym echem wypadł z broni stwora. Jego barwa momentalnie przygasła przybierając niemalże czarny odcień.
Zgarbiona driada sięgnęła po swoją zdobycz, zaciskając ją mocno w pięści. Spojrzała na mężczyzn, a na jej policzkach malował się świeży zarys po łzach.
-Teraz choćbyś w niego gówno wsadził to nie wstanie.
Zaciągnęła nosem, ale jej brwi wcale nie wyrażały smutku. Wręcz przeciwnie. Wygięły się wyzywająco i zaczepnie. Ściągnęła łopatki w tył i odniosła wrażenie, że zaraz kolejne mokre ścieżki wywołają korozję na kościach jarzmowych.
-Witam Panów-przeniosła ciężar ciała na jedną nogę, a dłoń oparła wygodnie na biodrze-Widzę, że lubicie przeszkadzać w robocie. Mogliście od razu powiedzieć, że macie zamiar wykonać wszystko za mnie. Uniknęłabym nieprzyjemności związanych z tym robaczkiem. On z resztą też...-odpowiedziała niezbyt sympatycznym tonem, ale mimo to, jej kącik ust uniósł się nieznacznie. Zdecydowanie czekała na ich odpowiedź.
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Z niekrytym uśmiechem na ustach oglądał poczynania driady, która starała się pokonać katerflata raz na zawsze. Pierwsza próba skończyła się dla niej nowymi obtarciami i stłuczeniami. Druga przyniosła sukces. Nieumarły był zniszczony, las bezpieczny, Mag mógł iść dalej. Ale właśnie nadarzyła się okazja, by pozyskać nowych uczestników wyprawy, aby rozprawić się ze smokiem.
        Quirrito szybko narzucił na siebie swój płaszcz chcąc pozostać anonimowy i nierozpoznany. Naturianka wyglądała na niebezpieczną, w dodatku szukała chyba zwierzyny, na którą mogłaby polować. X'orr'da był taką zwierzyną dla wielu łowców nagród już, toteż nie chciał od razu zrażać do siebie innych przez swoją negatywną reputację.
        - Witaj - odpowiedział zmieniając swój głos za pomocą magii. Brzmiał jak młody, może dwudziestoletni chłopak. Z jego głosu słychać było szczery, przyjazny uśmiech. - Bo gdybyśmy ostrzegali, mógłby uniknąć ataku - zapewnił, jakby był dobrym rycerzem. Tak więc postać, którą ma grać przed nimi została określona: młody, doświadczony rycerz. "Czas trochę poudawać...". Oczywiście jego twarz pozostawała skryta w cieniu kaptura. - Jestem Silvan - skłamał kłaniając się przed tygrysołakiem i driadą, oczywiście w odwrotnej kolejności, chcąc ukazać swoje "szlacheckie wychowanie", które oczywiście odgrywał jak aktor. - Pozwólcie, że nie ukarzę swojej twarzy, nie chcę zostać zapamiętany i nie szukam rozgłosu - dodał, wciąż jednak jego głos pozostawał zmieniony. Sam wysiłek, jaki Quirrito wkładał w tą drobną manipulację był minimalny i nie męczył Maga ani odrobinę.
        Zbliżył się do Driady zachowując jednak bezpieczny, prywatny dystans.
        - Pokaż mi te rany, spróbujemy coś z nimi zrobić - i nim ugryzł się w język, wypowiedział tą propozycję. Jeżeli Driada się zgodzi, wtedy Mag będzie musiał użyć drgań aby zregenerować tkankę. A to równe jest ze zdemaskowaniem.
        Wygnaniec spojrzał w kierunku wieży nim do reszty towarzystwa dotarł dźwięk wybuchu. Wszyscy zwrócili twarze w tamtym kierunku dostrzegając sporą kulę ognia z okna jednej z czterech wież. Było to niezwykłe zjawisko, które przeciągało uwagę istot rozumnych, ale powodowało popłoch wśród zwierząt, które, spanikowane, zaczęły uciekać w przeciwnym kierunku.
        - A właśnie, tak przy okazji tego... - zagaił Czarodziej głosem Silvana i wskazał na zameczek - macie może ochotę na przygodę? Jako rycerz mam obowiązek ratować damę w opałach, która tam sobie o, siedzi w wieży. Księżniczka w wieży, smok strażnikiem jej i takie sprawy jak z baśni czy legend... Ale sam nie poradzę sobie z gadem. Co wy na to? Podzielimy się nagrodą po równo.
        Cokolwiek odpowiedzieli nowi towarzysze Dźwiękowca, teraz ruszył w kierunku bramy zamku. Zostało im do niej jeszcze kilka dobrych godzin drogi, w czasie których mogli się bliżej poznać. I tego X'orr'da obawiał się najbardziej. Przed nim ciężki dzień, bowiem aktor z niego nie jest wybitnie dobry. A najgorzej, gdy sam pogubi się we własnych kłamstwach.
        Las nieco się przerzedzał i z każdym krokiem zbliżali się do fosy budynku. Most zwodzony był podniesiony do połowy, czyli będą musieli znaleźć sposób, aby dostać się do środka, albo wybrać inną drogę. Dla Quirrita dobrym wyjściem byłoby wysłanie fali o wysokim natężeniu w kierunku łańcuchów trzymających most, ale wtedy odkryłby swoją prawdziwą naturę - nikt inny przecież nie potrafi władać dźwiękiem. Wtedy na pewno zostałby zdemaskowany.
        Na szczęście przed nimi był jeszcze spory kawałek drogi.
Awatar użytkownika
Kishenzi
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kishenzi »

Nie gniewaj się Frigg. Chciałem zobaczyć czy nie straciłaś formy przez ten czas, gdy się nie widzieliśmy. - Odpowiedział driadzie. W rzeczywistości chciał sprawdzić drugiego osobnika. Interesowało go czy ten zwyczajnie ucieknie, czy zacznie walczyć. Gdy dowiedział się wystarczająco dużo, postanowił przyłączyć się do przedstawienia.
Bardzo chętnie! - Powiedział tygrys do "Rycerza". Perspektywa walki ze smokiem bardzo mu się podobała. W szczególności, że ów "Rycerz" za którego się podawał był magiem. Bardzo potężnym magiem. Mimo żę nie znał się najlepiej na potworach czysto magicznych to miał kilku przyjaciół w postaci zwierząt, które takie rzeczy załatwiały za niego. Tutaj widać było jak na dłoni. Może i zachowywał się jak rycerz wysokiego rodu jednak który szlachcic biega po lesie bez konia w płaszczu z kapturem? No i ta chęć do tępienia smoków. Niczym z baśni o pewnym aspołecznym ogrze z gadającym osłem. Tygrys znał wiele ludowych bajek i legend. Był w końcu częstym bywalcem w tawernach. Uznał także, że jeżeli wygra z taką bestią, to pieśni będą niosły się do wszystkich wiosek i miast w kraju. Właśnie tego oczekiwał. Dzięki sławie więcej osób będzie wiedziało, że w lasach czyha na myśliwych wielki sławetny tygrys, który rozrywa przeciwników wzrokiem. O odpowiednie ubarwienie historii też da się zadbać. Wystarczy opłacić kolejną kolejkę dla bajarza.
- Chętnie pójdę z tobą kolego. Ale obiecałeś tej damie pomoc medyczną? Prawda? - Powiedział do już idącego "Rycerza".
Następnie zagwizdał w palce. Z nieba sfrunęły trzy piękne kolorowe ptaki. Jeden z nich trzymał w łapkach liść z jakimś płynem. Drugi opatrunek a trzeci najpiękniejszy koordynował całą operację. W kilka chwil rana byłą odkażona oraz zabandażowana. Ptaki były szybciej przygotowane do tego typu akcji. Nie jednokrotnie po ciężkiej walce musiały one ratować życie tygrysowi. To była część ich umowy. Następnie poszedł kilka kroków w stronę maga i odwrócił się w stronę driady.
- Idziesz?
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

-Silvan?...-mruknęła pod nosem, jakby sama do siebie chcąc zapamiętać jego mienie.
Na twarzy driady miał się już wymalować szelmowski uśmieszek, gdy nowo poznany zaoferował się pomocą... Jednak ugryzła się w język. Nie mogła mu pozwolić na użycie swoich zdolności w ten sposób... Wówczas on mógłby odkryć to czego nie powinien, a do tego nie można było dopuścić. Postanowiła obrać inną drogę do odkrycia jego tożsamości. O ile był osobą, za którą się nie podawał. Jeszcze chwilę temu była święcie przekonana co do jego osoby, teraz jednak zwątpiła. Nie była w stanie określić jego wieku ani zidentyfikować twarzy. Jedynie kupa starych łachmanów, które zwą się Silvan.
Ale ona miała czas... Cierpliwość nie była mocną stroną driady, z czego zdawała sobie doskonale sprawę. Wiedziała, że może spaprać całą sprawę, ale nie był to ani pierwszy ani ostatni raz.
-Powiadasz, smok?
"I głupia księżniczka..." dodała zgryźliwe w myślach. Jak to na byłą opiekunkę dzieci przystało, znała wiele baśni, bajek czy legend. I chociaż nie przyznawała tego na głos, to je uwielbiała. Nie wiedziała do końca dlaczego. Powodów miała wiele, a jednym z nich była nierealność. Sięganie marzeniami po to co niemożliwe. Także przekaz sam w sobie chował ideologię warte posłuchania, ale gdy to wszystko przeradzało się w rzeczywistość... Było co najmniej głupie.
-Jeżeli odbierzesz i rozdzielisz pieniądz przy nas...-zaznaczyła- I pod warunkiem, że coś z tego smoka sobie wezmę... To czemu nie-machnęła obojętnie dłonią- Nie martw się Kish...
Nim dokończyła, ponieważ driadą zdołały zaopiekować się podniebne stworzenia. Wzdychając ciężko poddała się ich operacjom.
Nie żeby Frigg była niewdzięcznicą... a może i trochę była! Należała do osób trzymających się z daleka od pomocy osób trzecich, a w szczególności tych bezinteresownych, które zdarzało się jej niejednokrotnie wykorzystać. Pod względem leczenia wyznawała zasadę "oko za oko, ząb za ząb". W tym przypadku jednak znała na tyle tygrysiego towarzysza by wiedzieć, że nie oczekuje niczego w zamian. Przynajmniej nie od driady, leśnego mieszkańca ziem. Natura z góry nie oczekuje niczego w zamian, prócz, jak na ironię, wdzięczności.
Płyn wydawał się być lodowaty na oparzone odcinki skóry i nijak przyjemny z zapachu, ale musiała przyznać - przyniósł ulgę. Dodatkowo użyła zaklęcia na oparzenia, bo, na nieszczęście Frigg, kwas katerflastów różnił się od ognia.
"Głupi robal, z głupim kwasem i z jeszcze bardziej kretyńskim składem biochemicznym..." . Chemia również nie należała do mocnych stron driady.
Z oburzenia wybudził ją głos strażnika lasu. Pochyliła się po płaszcz i był to cudowny fakt. Jak miło jest się ruszać... Nie mogła obejrzeć swoich ran, ale z pewnością były niemalże zagojone.
-Idę, idę... Jak widzisz, jestem w formie. Żadna ze mnie stara kupa kości...-ostatnie słowa dodała nieco ciszej.
Podbiegła do mężczyzn. Przez dłuższą chwilę jeszcze milczała, ale w końcu postanowiła zagaić rozmowę.
-Jak już mogłeś się domyślić, moja godność to Frigg -zaczęła, ale chwila ciszy zdawała się przedłużać-A więc...-podjęła na nowo- Uważasz się za takiego pięknego czy brzydala, że śmiesz twierdzić iż Twoja twarz będzie godna zapamiętania? -spytała złośliwie nie chcąc nawet się powstrzymywać od jakichkolwiek konkluzji- I wiesz coś więcej o tej smarkuli? Kto ją wcisnął na te wieżę i czemu dała się tak urobić? I czy któryś z Was walczył kiedykolwiek z tego typu gadem?
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Las powoli się przerzedzał. Cokolwiek Quirrito miałby do powiedzenia o sobie, musiało by to być dobre, wiarygodne kłamstwo. Nie mógł przesadzić, nie potrafił idealnie kłamać. Jego umiejętności aktorskie, nabyte przez doświadczenie, nie powalały, ale dzięki nim mógł z powodzeniem ukrywać się w miastach.
        - Moja twarz? Raczej odrażająca... - stwierdził ze śmiechem X'orr'da. Jego głos nadal pozostawał magicznie modyfikowany. Wypowiadał się jako Silvan, tak też starał się zachowywać. - Trzymajmy się wersji, że rodzice nie byliby zadowoleni wiedząc, iż walczę z jakimś smokiem zamiast stać obecnie przed ołtarzem, obok wybranej przez nich kandydatki - kolejne, niezbyt wyszukane kłamstwo.
        Niestety Wygnaniec dostrzegł, iż Kishenzi i Frigg mu nie ufają. Co gorsza, chyba nawet mu nie uwierzyli. Fakt faktem: jaki książę szlaja się pod szarym płaszczem, ukrywając swoją twarz i nie chce pozostać zapamiętany? Przecież właśnie w tym celu tacy rycerze walczą ze stworami pokroju gada ziejącego ogniem. Mag zaczął zastanawiać się, jak teraz wybrnąć i z gracją zmienić temat. Na szczęście nie musiał kombinować, bowiem temat sam przyszedł, gdy Driada zadała pytanie.
        - Dziewczyna zamknięta została przez rodziców. Za karę. Gdy chcieli ją wypuścić, smok strzegący jej wieży się zbuntował. Teraz nie chce oddać swojego więźnia. Choć moim zdaniem to wszystko jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje... - ostatnie słowa wypowiedział nieco ciszej, jakby przekazywał jakąś tajemnicę.
        Fakt. Sami rodzice zachowywali się co najmniej dziwnie. Jakby usilnie próbowali nie pogubić się w zeznaniach. Który rodzic zamyka ukochaną córkę?! I to pod strażą smoka! Coś tu zdecydowanie nie grało. Czarodziej musiał tylko się dowiedzieć: co. Nieczęsto się zdarza, iż dziecko, za swoje nieposłuszeństwo, dostaje tak wygórowaną karę. Może jej zachowanie było aż tak przesadne? A może parała się zakazanymi dziedzinami? Pradawny wpadł na jeszcze jeden pomysł. Równie dobrze to rodzice mogli kłamać! Może wcale nie była lekkich obyczajów, a raczej zakochała się w kimś, kogo jej rodzice nie akceptowali! Takie wytłumaczenie również zdawało się logiczne...
        Nie były jednak dla Dźwiękowca ważne motywy. Jego, jak i jego towarzyszy, zadaniem było uwolnienie Feihe spod jurysdykcji gada. Jaszczurka miała na imię o wiele mniej szlachetnie, niż jej ofiara. Jeżeli Quirrito dobrze zapamiętał - Ruperthus.
        Opowieść o dziewczynie oraz ognioplujku zajęła mu wystarczająco czasu. Stanęli na skraju zarośli, kilkanaście łokci od lekko opuszczonego zwodzonego mostu. Nie było szans, aby Mag lub Frigg dostali się tam samodzielnie. Bynajmniej nie bez użycia zaklęć. Co innego Tygrys - on, jako kot, nie miałby tego problemu. Choć nie wiadomo, czy to byłoby bezpieczne. Na razie nie wychylali się za roślinność, przed nimi rozciągał się pusty plac, coś na wzór polany. Wykarczowany teren lasu.
        Zbliżał się mrok. Noc nadciągała z niemiłosiernum tempem. Brak księżyca tylko potęgował uczucie niepokoju. Jedynym punktem, który emanował jakimś światłem, była jedna z czterech wież. Ciepłe, pomarańczowo-różowe światła tworzyły prawdopodobnie w tamtej komnacie wyjątkowy, niezapomniany widok.
        - Jakieś twórcze pomysły? - zapytał w bardzo trafnym momencie, ponieważ właśnie przez bramę wychyliło się oko smoka o pomarańczowej tęczówce i pionowej źrenicy. Jakby oglądał okolicę szukając nowych, smacznych przekąsek. Silvan pochylił sylwetki Naturianki i Zmiennokształtnego poniżej wysokości krzewu, aby pozostać nieodkrytym. Łuskowaty zaniechał dalszych przeszukiwań i znikł z oczu "brygady ratunkowej".
Awatar użytkownika
Kishenzi
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kishenzi »

Twórcze pomysły? Ja mam jeden. Zbliża się noc. Proponuje rozbić tutaj obóz. Możemy rozpalić ognisko. Ten smok i tak już nas widział. Na sekundę rozszerzył źrenicę. Podczas tak nieistotnego ruchu dopuścił więcej światła do oka. Na początku zobaczył niewyraźne kształty. Chciał się upewnić, czym jesteśmy. Poza tym powinniśmy się lepiej poznać i opracować taktykę na walkę ze smokiem. Jak wiemy taka gadzina raczej łatwo się nie podda a każda informacja o towarzyszach może być istotna, w chwilach zagrożenia. - Powiedział, po czym zagwizdał donośnie. W kilka chwil pomiędzy dwoma drzewami ptaki zawiesiły 3 hamaki pomiędzy drzewami dookoła niezalesionego kawałka ziemi kilkanaście metrów w głąb lasu. Drzewa były odpowiednio przerzedzone więc w razie czego można było ujrzeć napastnika z dużej odległości. Nie było jednak tak bardzo wylesione, aby potencjalni napastnicy zobaczyli nas przypadkiem. Krócej: Teren idealny na obóz.
- Jeden hamak dla każdego z nas. - Nagle spomiędzy drzew wyleciała wiewiórka i usiadła na ramieniu zmiennokształtnego. Szepnęła coś w języku zwierząt. Następnie popatrzała na Kishenziego i uciekła. Tygrysołak spojrzał się podejrzliwie na "Rycerza" i zaraz odwrócił wzrok. Wiewiórka była jego zwiadowcą, jeżeli można tak to ująć. Jej zadaniem było porozmawiać z elfami w wioskach czy nie znają kogoś o zdolnościach takich, jakie posiadał ów "Rycerz". Znalazła 3 możliwości. Teraz w rękach tygrysa zostało sprawdzić, która z opcji jest tą właściwą.
Tygrysołak, aby nie zostawić towarzyszom wyboru zaczął zbierać chrust na ognisko.
- Pomożecie? Ktoś może ma krzesiwo albo zna magię ognia? - W rzeczywistości sam potrafił rozpalić ognisko, jednak była to okazja, aby sprawdzić jedną z opcji. Bowiem wiele osób wskazywało na wielkiego maga ognia, który został wypędzony a Alaranii. To by tłumaczyło kaptur i kłamstwa. Od tamtego czasu nauczył się także wiele zaklęć z innych kręgów. W tym wiatru. Jak wiadomo, aby odrzucić przeciwnika, wystarczy spora moc w kręgu wiatru. Miał nadzieje, że ten się ujawni, ponieważ czarodziej był chory na rozdwojenie jaźni. Jedna z jego osobowości bez względu na zagrożenie i okoliczności chciała pomagać innym w szczególności, jeżeli potrzeba do tego magii ognia. Sprytny tygrys chciał to wykorzystać, aby odrzucić jedną z możliwości.
- No więc? Ktoś coś?
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg może niewiele wiedziała o rodzicach, ale z pewnością ostatnie małe kłamstewko Silvana jej nie przekonało. Akurat matki i ojcowie, nawet za najdroższe szmaty, targaliby dzieciaki pod ołtarz. Jednak latorośle nigdy nie chcą za wcześnie wszczepiać swoich korzeni w ziemie.
Nie zamierzała również przesadnie obsypywać nieznajomego pytaniami. Im bardziej naciskasz, tym bardziej zniechęcasz. Ot prosta sprawa, którą mocno należy odnieść do idei małżeństwa i rodziców. Sam się w końcu wygada. Wyłapie to jedno, jedyne zdanie i zdemaskuje zakapturzonego, o ile w ogóle podejrzenia driady były prawidłowe. Odrobina cierpliwości, której tak bardzo nie posiada, jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła.
Mogła się więc zając sprawami bardziej aktualnymi, jak na przykład ów smok i głupia dziewucha. Wysłuchała do końca wypowiedzi "rycerza", po czym podrapała się po podbródku. Zastanawiała się, co takiego mogłaby zrobić dziewczyna, aby zasłużyć na tak wysoką karę. Fakt, driada nigdy nie była w stanie pojąć rozumu ludzkiego. Był...cóż... co najmniej dziwny, mało uzasadniony, chociaż czasem na swój sposób bardzo zaskakujący. I chociaż w dzieciństwie spotkała się z wieloma karami, nigdy nie grożono dziewczynie smokiem. Ani jej, ani żadnej z panien czy innych "koleżanek" czy też "przyjaciółek" jakie poznała zza tamtego życia. Sprawa więc zdecydowanie nie leżała u podnóża kary, ale czegoś głębszego.
Nim zdążyła się obrócić, byli już na miejscu. Plac utkany z puszczy w ogóle nie zadowolił Frigg. Jak mieliby się teraz zbliżyć do smoka? Ledwo wyjdą, a już zostaną złapani na gorącym uczynki. Dosłownie "gorącym".
Usłuchała sugestii Silvana i pochyliła się nisko za zielonym płotem, chociaż ona z całego towarzystwa była i tak najniższa. Nie za bardzo skupiła się na zadanym pytaniu, gdyż spomiędzy drobnych szpar liści, nie mogła oderwać wzroku od jednego z najpiękniejszych widoków.
Tęczówka smoka płonęła żarem, a gałka oczna pokryta przezroczystą powłoką odbijała ciemne kontury drzew i krzaków. W utkanym krajobrazie, gdzieś chowali się oni. Trzy punkciki, nic nie znaczące dla ogromu tej magicznej istoty o twardych, jak stal, łuskach.
Co oni mogli zrobić tej przerośniętej jaszczurce?
Głos strażnika wybudził driadę z uroku, tworząc niesamowity niesmak i grymas na jej twarzy. Odsunęła się ostrożnie, powoli od krzaków, po czym stanęła wyprostowana na przeciw zmiennokształtnemu.
-Słucham? Poznać?-spytała ckliwie, a gwizd, zupełnie jak włącznik, sprawił, że brwi dziewczyny jeszcze ostrzej ściągnęły się w dół.
Jakże z wielką chęcią czekała na koniec dewiacji tygrysołaka, aby móc wreszcie wtrącić swoje dwa grosze.
-Ależ oczywiście-podjęła zgryźliwie- Pomogę Ci... Objaśnić sytuację. Poczynając więc od pierwszych stwierdzeń... Zdaje się, że w naszej niepisanej umowie, nie było wspomniane nic o "poznawaniu się". Jednakże to już zależy oczywiście od interpretacji tegoż słowa. Przechodząc dalej, pozwolę sobie zauważyć, że nie musisz tak często wykorzystywać zwierząt do wszelkich działań, jakich jest chociażby sen. Skoro nie umiesz sobie wyścielić łoża z liści bądź mchu, co jest dziwne w przypadku tygrysa, to możesz także poproś feniksa o rozpalenia ogniska.-mężczyzna mógł usłyszeć, jak w dziewczynie powoli wzbiera się kumulacja negatywnych emocji- Albo nie! Lepiej! Poproś tego jaszczura za nami!-wybuchnęła momentalnie- Po kiego grzyba musisz go utwierdzać w tym, że sobie tutaj pomieszkamy?! Nawet taki ćwok, jak ten rycerz ...-w tym momencie brzydka wskazała palcem na Silvana-...usłyszałby ten gwizd i widział płomień na brzegu lasu!
Frigg nie była świadoma "badań" na temat nieznajomego, które prowadził strażnik lasu, ale nawet posiadając wiedzę na ten temat, z pewnością zareagowałaby tak samo. Kto jak kto, ale akurat ona nie miała zamiaru ginąć w najbardziej idiotyczny sposób, czyli zdradzając swoje położenie.
Driada wątpiła aby smok nie był już wcześniej atakowany. Każda grupa, zarówno ta składająca się z jednej osoby, ale także i ta, składająca się z trzech osób, była zagrożeniem. Co prawda, dla smoka byli niczym mrówki, ale nie zmienia to faktu, że mógł poczuć się zagrożony. Przecież jest w stanie ich zgnieść łapą! A Frigg wyłącznie swoim "malutkim" pazurkiem!
Dlaczego więc miałaby ginąć z nieostrożności jednego z członków swojej kompani?
-Jestem baaardzo ciekawa, jak jutro chcesz zajść tego gada. Jeśli w ogóle będzie Ci dane ujrzeć jutro kulę słońca a nie ognia. -zniżyła swój głos chcąc zakończyć i nawet nie słuchać odpowiedzi na zadane pytanie.
Odwróciła się w bok po czym powędrowała w stronę drzewa.
-Kishenzi, następnym razem dwa razy się zastanów. I wybacz, ale skorzystam z pomocy natury.
Stwierdziła dość zimno siadając pod jedno z nich. Okryła się szczelnie płaszczem zakładając kaptur na głowę. Wątpiła aby ta noc należała do przespanych. Frigg nigdy nie zdradzała gdzie się znajduje ani na jak długo. To była główna domena bezpieczeństwa, która pozwoliła jej przetrwać. Choćby miała zamarznąć na śmierć, nie miała w zwyczaju rozpalać ogniska. A skoro mowa o ogrzewaniu...
Ujęła bukłak na wysokości biodra. Ciche "pyk" mogło utwierdzić towarzyszy o jego otwarciu. Upiła łyk zawartości, która z pewnością rozgrzałaby niejeden organizm. Spojrzała pytająco na mężczyzn delikatnie sugerując chęć podzielenia napojem.
-Może chociaż jakąś warte ustalimy?-spytała obojętnie- Albo zmienimy miejsce....
Awatar użytkownika
Quirrito
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
Kontakt:

Post autor: Quirrito »

        Nocowanie było dobrą propozycją, ale na pewno nie w tym miejscu. W dodatku gdy tygrys zaczął zbierać chrust Quirrito poważnie się zdziwił. "Na prawdę on chce rozpalać ognisko tuż pod nosem gada?". Nie zdążył jednak odpowiedzieć na prośbę o pomoc z rozpaleniem, zresztą i tak byłaby ona przecząca. Wygnaniec nie potrafił posługiwać się Magią Ognia, za to miał krzesiwo w torbie. Ubiegła go jednak Driada.
        - Proponuję odpocząć na hamakach, nawet tutaj. Naturianka ma rację. Bez ogniska. Noc nie będzie aż tak zimna. - zapewnił głosem Silvana. Tak na prawdę planował rozgrzewać delikatnie ciała towarzyszy Magią Energii, aby nie pozwolić im się wyziębić. Mimo iż nabierali podejrzeń do jego osoby nadal nie wiedzieli kim jest. A to było w tym momencie najważniejsze. Mogą mu nie ufać, nie wierzyć czy nawet nie lubić. Póki na niego nie polują, sytuacja zdaje się być opanowana. - Ja wezmę pierwszą wartę. - dodał po kilku sekundach i zbliżył się do swojego hamaka.
        Nie przeszkadzało mu to, jak Kishenzi wysługuje się zwierzętami. Widywał o wiele gorsze oznaki lenistwa czy sposobu na rozwiązywanie konfliktów. W dodatku zwierzęta nie wydawały się być niezadowolone ze swojej pracy. Tygrys musiało nie dbać, a one mu odpłacały w ten sposób. Poza tym, jeżeli dobrze wydedukował, zmiennokształtny był ich opiekunem, a więc bronił ich przed zagrożeniem. Za takie poświęcenie nie ma ceny, której nie można poświęcić. Nagle X'orr'da złapał się na tym, że podświadomie broni we własnym myślach mężczyzny.
        - Spokojnie - powiedział jak najbardziej spokojnym i kojącym głosem. Nie chciał kłótni, a w walce muszą sobie chociaż odrobinę ufać. Jeżeli Driada będzie zła na wojownika lub Czarodzieja, nie skończy się to zbyt dobrze.
        Wszyscy po chwili usiedli na swoich miejscach. Mieli doskonały widok na jedną z wież zameczku, a za krzakami bez problemu widzieli podniesioną do połowy bramę i częściowo otworzony most zwodzony. Trzeba wypocząć przed walką, ale jakoś Quirrito nie mógł zasnąć. Był zbyt pobudzony. Jeszcze poprzedniego wieczora spał na pokładzie statku, wraz z półnagą kobietą. Charlotte była najwyraźniej mu niezwykle wdzięczna, nawet wiedząc, że nałożona runa nie ma prawidłowego działania. Chciał ją przeprosić, odnaleźć i naprawić to, co zepsuł. Niestety może na to nie być już okazji, dlatego starał się o tym zapomnieć. Było to na nic, bowiem widok niezwykle ładnej, acz pokaleczonej bliznami dziewczyny, zapadł Magowi głęboko w pamięć i ani myślał stamtąd wyjść. Wtedy to Pradawny po raz pierwszy w życiu był tak blisko kobiety. Zazwyczaj nie miał takiej okazji, powoli starzejąc się w samotności. Taki los też go nadal czeka, bowiem Dźwiękowiec nie spodziewał się specjalnej zmiany w tym aspekcie.
        - Miłej nocy, towarzysze. Jutro rano... - przerwał, bowiem nie dane mu było po prostu skończyć.
        Nagle z wieży, z której sączyło się delikatne, pomarańczowe światło dało się słyszeć krzyki. I to nie byle jakie. Osoby, które zaznajomione były z Mową Elfów usłyszeć mogły wyraźnie wrzaski wyrażające błaganie o litość, prośby o wypuszczenie, krzyki bólu i kolejne błagania o zaprzestanie. Cokolwiek tam się działo, nie mogło to być przyjemne. Głos dobywający się z budowli był rozpoznawalnie kobiecy.
        - Cholera... - przeklął Mag podrywając się na równe nogi. Najchętniej ruszyłby już teraz z pomocą, choć wiedział, że samotnie nie podoła.
Arianwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arianwen »

        Wędrowała po pobliskich terenach już od dłuższego czasu. Pogoda dopisywała, a Adrion był bardzo niedaleko. Czemu więc nie miała tam wstąpić na chwilę? Wspominała mieścinę całkiem sympatycznie, gdy to wiele lat temu została tutaj naprawdę miło ugoszczona. Siedząc na grzbiecie swojego rumaka obserwowała krainę, chłonęła widoki natury oraz ludzi ciężko pracujących w polu. Ci ostatni właśnie, kiedy tylko ją dostrzegli od razu się zbiegli. No tak... sława miała swoją cenę. Jako znana Czarodziejka o jakże charakterystycznym wyglądzie niezbyt mogła się ukryć nawet, jeśliby chciała. Witała więc mężczyzn z ciepłym uśmiechem, z każdym zamieniła kilka słów i dopiero potem ruszyła dalej. Wieść o jej przybyciu okazała się rozprzestrzeniać o wiele szybciej, niż mogła się tego spodziewać.
        Kiedy przekroczyła mury miasta okazało się, że tuż za bramą czeka na nią małżeństwo. Zdziwiła się tym niezmiernie, przecież dopiero co przybyła. Widziała jednak na ich twarzach strapienie, a ich barki opuszczone z powodu wielkiego ciężaru zmartwień chyliły się ku ziemi. Azeri na ten widok jedynie potrząsnął łbem.
        - No nie... tylko przybyłaś i od razu coś chcą! Czy nikt nie pomyśli o tym, że też potrzebujesz odpoczynku? - Męski głos rozległ się w jej głowie. Ogier często był niezadowolony z tego, że ignorowała własne potrzeby, jednak zdążył się z tym pogodzić. W końcu gdyby nie ta cecha kobiety on sam nigdy by się nie narodził. Arianwen jedynie pogłaskała go czule po chrapach. Doceniała jednak fakt, że tak się o nią martwił.
        - Pani! Jakieś to szczęście Cię widzieć! Dzięki niech będą Prasmokowi, że zesłał nam Ciebie. Proszę, pomóż nam! Nasza córka... uratuj ją! Siedzi uwięziona w wierzy na południe stąd, pilnuje ją wielki smok! - Od słowa do słowa Czarodziejka dowiadywała się coraz więcej szczegółów na temat dziewczyny jak i powodu, dla którego została tam zamknięta. Aż zmrużyła oczy zdegustowana poczynaniami tej dwójki, lecz teraz ich córka naprawdę potrzebowała pomocy. Wiedziała jak uparte były smoki, kiedy już coś sobie postanowiły.
        Jakiś czas później jechała przez las w kierunku, który wskazała jej wcześniej spotkana para. Pegaz ani trochę nie był z tego powodu zadowolony, cały czas rżał i parskał próbując namówić ją, żeby zmieniła zdanie.
        - Wcale nie musisz tego robić! Słyszałaś co mówili ci ludzie? Już jakaś grupa ratunkowa wyruszyła, żeby zabić tego smoka. Doskonale wiesz, że nie radzisz sobie w walce! A jeśli coś Ci się stanie? Nie bądź uparta... Poza tym co niby zrobisz tej gadzinie? Poprosisz, żeby wypuściła dziewczynę? - Wcale nie musiała widzieć teraz oczu ogiera by wiedzieć, że spojrzałby na nią z politowaniem. Jak dobrze, że zamiast tego siedziała mu na grzbiecie. Co gorsze jednak... on miał rację. Owszem, na samym początku właśnie o takim rozwiązaniu pomyślała.
        - Azeri, proszę Cię... Nie mogę zawrócić kiedy obiecałam sprowadzić tą dziewczynę bezpiecznie do domu. Coś się wymyśli jak będziemy na miejscu. Pamiętasz, że ja też jestem Pradawną, prawda? - Fakt jednak był niezmienny, kompletnie nie wiedziała jak poradzić sobie ze zbuntowanym smokiem.
        Westchnęła w duchu. Zmierzch już zapadł, a ona brnęła przez ciemność zdając się na swojego wierzchowca. Pegaz potrafił dostrzec o wiele więcej, więc przynajmniej o to mogła być spokojna. Zaraz jednak wyczuła przed sobą emanacje trzech istot, z czego jedną znała aż nazbyt dobrze. "Quirrito!" Ucieszyła się niezmiernie, tak dawno już nie miała okazji go spotkać. Zeszła z grzbietu ogiera i zaczęła przedzierać się przez gęstwiny, zaś pegaz oczywiście nie odstępował jej na krok.
        W końcu wyszła spomiędzy drzew niedaleko miejsca, w którym odpoczywała drużyna Wygnańca. Ciekawe, czy on też ją wyczuł?
        - Witaj mój drogi. Doszły mnie słuchy, że znów ratujesz damy z opresji, więc przybyłam Cię wspomóc. - Uśmiechnęła się szeroko do Dźwiękowca. Ciekawe, czy ją poznał? W końcu od ich ostatniego spotkania minęły wieki, ona jeszcze nie zyskała takiej sławy na całą Alaranię, a do tego wyglądała wtedy jak typowa nastolatka. Dopiero teraz nabrała bardziej kobiecych kształtów, a również dojrzała mentalnie. - Pozwólcie, że się przedstawię. Arianwen Antelias, Czarodziejka i uzdrowicielka. A to Azeri, mój wierny towarzysz. - Wskazała na śnieżnobiałego ogiera, po czym położyła dłoń na sercu i delikatnie skłoniła głowę w kierunku tygrysołaka i odpoczywającej niedaleko istotce. Z tego co wyczytała ich aur oboje byli bardzo związani z naturą, co bardzo dobrze się składało dla niej jako posiadaczki Magii Ziemi.
Ostatnio edytowane przez Cerau 9 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Powód: "(...) wypowiedzi zamieszczamy zwykłą czcionką od myślnika"
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości