Szepczący Las[Głąb lasów Kryształowego Jeziora] Smak ryzyka

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Acheron
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acheron »

Acheron opuściwszy jaskinię wraz z ogarniającym go strachem podążał za grupą. W swoim nędznym, spędzonym głównie na zabijaniu życiu widział wiele, aczkolwiek nigdy nie został zamknięty w umyśle szaleńca. Zazwyczaj był w stanie uwolnić się nawet z najgorszym opresji. A teraz? Jego los zależał od kaprysów bawiącego się innymi osobami wariata. Poczucie bezsilności nie dawało Fellarianinowi spokoju.
Nagle grupa wędrowców została zaatakowana przez dziwaczne istoty wyglądające niczym twór szalonego maga. Łucznik w obliczu zagrożenia instynktownie sięgnął po broń, jednak panujące na górze warunki atmosferyczne oraz wszechobecny harmider niezwykle utrudniał oddanie celnego strzału. Mimo przeciwności losu Acheronowi udało się przebić strzałą krtań jednej bestii. Sztywne już truchło upadło na ziemię ochlapując śnieg szkarłatnym płynem. Wtem Fellarianin usłyszał przeraźliwy krzyk Arthasa porwanego przez jedną z abominacji. Łucznik przymierzył się do oddania kolejnego strzału, lecz spotkał go podobny los co jego towarzysza. Nagle bestia zacisnęła szpony na nodze Acherona i uniosła go ku niebiosom. Ofiara upuściła łuk, a strzały wysypały się z kołczanu. Jednak Acheron nie był bezbronny - pozostał mu jeszcze miecz oraz para sztyletów. Fellarianin sięgnął po puginał i rzucił nim prosto w głowę potwora. Szpony bestii natychmiast puściły nogę Acherona. Upadek o dziwo nie wyrządził mu większych szkód, albowiem spadł prosto na zaspę śnieżną. Gdy Fellarianin wstał i pozbierał swoje strzały, ujrzał jak atakujące go bestie odlatują uprzednio zabijając Arthasa. Łucznik widział jak ciało młodego łowcy potworów rozbija się na skałach... po czym znika bez śladu! Kolejny incydent również zadziwił Acherona. Kilkanaście metrów dalej ujrzał Charlotte przemienioną w hybrydę ludzkiej kobiety i ratakara.
"To... wyjaśnia jej zachowanie..."
Łucznik przyjrzał się ranie na nodze. Szpony potwora pozostawiły w niej trzy niezbyt szerokie, aczkolwiek głębokie otwory. Acheron odciął kawałek swej peleryny i zdobytym kawałkiem materiału prowizorycznie opatrzył ranę tamując krwotok. Następnie ruszył za swoimi towarzyszkami.
Po krótkim marszu Fellarianin ujrzał śpiącą elfkę, kruka, kilka sztyletów i ciepły ubiór dla każdej osoby. Acheron niepewnie przyodział płaszcz, dodatkowej broni nie potrzebował.
- Jedno z nas umiera, po czym pojawia się ktoś nowy - powiedział patrząc na elfkę - pytanie brzmi: "kiedy nadejdzie mój czas?"
Po tych słowach delikatnie szturchnął elfkę próbując ją zbudzić.
Awatar użytkownika
Isariela
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Była elfką. Drowem albinosem
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isariela »

Poczuła lekkie szturchnięcie, a do jej świadomości zaczęły przedzierać się jakieś głosy. Po chwili do pakietu odczuć dołączyło również przeraźliwe zimno. Otworzyła powieki, chcąc nieco zorientować się w sytuacji. Ostatnim, co pamiętała były ulice Elisii, skąpane w delikatnym świetle zachodzącego słońca, jednak to miejsce w niczym ich nie przypominało. Leżała na śniegu, u podnóża jakiejś góry. Uniósłszy się lekko na łokciach, zobaczyła wpatrzonego w nią mężczyznę. Krzyknęła, odruchowo sięgając po sztylet, jednak nie miała go przy sobie. Nie czuła też na plecach ciężaru kołczanu i łuku, które niewątpliwie tam powinny się znajdować. Z jej ust wyrwało się przekleństwo, kiedy sięgając ręką zorientowała się, że w istocie ich nie ma.
Za plecami mężczyzny dostrzegła potworną bestię, coś jakby skrzyżowanie dziewczyny ze szczurem. Poplamiona cieknącą po pysku krwią istota zajęta była grzebaniem w stercie leżących nieopodal rzeczy. Elfka spojrzała leżących tam kilka sztyletów i z wahaniem, jakby obawiając się, czy bestia czegoś jej nie zrobi sięgnęła po jeden z nich. Nie była to najwyższej jakości broń, ale na nic lepszego nie mogła teraz liczyć. Z resztą, i tak ledwie umiała się tym posługiwać, a lepsza taka broń niż żadna. W ostatniej kolejności jej wzrok padł na odzianą w samą zbroję, jasnowłosą elfkę. Poczuła lekką satysfakcję widząc w towarzystwie jednego ze 'swoich' ale nie dała tego po sobie poznać. Po krótkiej chwili namysłu wzięła ze sterty ciepły płaszcz i owinąwszy się nim szczelnie, wstała. Tych troje nie wyglądało na specjalnie wrogo nastawionych, choć od bestii wolała trzymać się jak najdalej. Chciała dowiedzieć się, gdzie w ogóle się znajduje i co tu robi. Przecież, do cholery, nie mogła z Elisii znaleźć się nagle na jakimś lodowym wygwizdowie! Isarielę przeszył dreszcz przerażenia. A co jeśli znowu...znowu straciła pamięć? Tak jak przed laty? Jej pokaleczona pamięć przyzwała wizję tamtej pobudki w lesie. Pamiętała, jak przerażona, znająca jedynie swe imię błąkała się wśród drzew. Teraz, kiedy w końcu udało jej się zacząć normalnie funkcjonować, mimo luk w pamięci, miała znowu zaczynać tą samą śpiewkę? Bardzo pragnęła, żeby ktoś z nich powiedział cokolwiek, co w jakiś sposób wytłumaczyłoby jej obecne położenie.
- Jestem Isariela - przedstawiła się obecnym - Co...gdzie jesteśmy? - miała świadomość, że pytanie może zabrzmieć dziwnie i nie na miejscu, ale nie zamierzała udawać, że cokolwiek wie. Tu i teraz oczekiwała odpowiedzi, która racjonalnie wyjaśniłaby wszystko.
Ostatnio edytowane przez Isariela 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Temperatura stawała się coraz bardziej uciążliwa. Ba, uciążliwa to mało powiedziane. Młoda pijawka wiedziała, że jeszcze trochę i zaczną odmarzać jej kończyny. Skrzyżowała ręce i zaczęła rozcierać sobie ramiona, mając nadzieję, że odniesie to choć odrobinę skutku. Niestety, to na nic. Nagle zapragnęła znaleźć się w ciepłym i przytulnym pomieszczeniu z kominkiem, napić się dopiero co zaparzonej herbaty i zapomnieć o wszystkich zmartwieniach, które postanowiły ją nawiedzać. No właśnie... Przecież po to udała się do Szepczącego Lasu... Chciała dać sobie odpocząć od paskudnego świata kierowanego pieniądzem, cieszyć się pięknymi widokami i spędzić trochę czasu sam na sam z naturą, tak, jak to robiła kiedyś. Ale co z tego wyszło? Otóż znalazła się na kompletnym odludziu, które mogło być wytworem wyobraźni jakiegoś szaleńca. Co gorsze, ten mógł się w tej chwili świetnie bawić widząc ich miny i reakcję na zaistniałą sytuację. Nate miała nadzieję, że jest to błędna hipoteza, gdyż nigdy nie wiadomo, co takiemu choremu umysłowi przyjdzie do głowy.
Miała okazję przyjrzeć się dziewczynie, której oddała płaszcz, gdy ta uciekła do niej wzrokiem. Nie chciała jednak być natarczywa i zbyt ciekawska, więc było to jedynie krótkie spojrzenie, które nie powinno wzbudzać żadnych podejrzeń. No, już na pierwszy rzut oka widać, że dziewczyna wiele przeszła. Świadczą o tym blizny na całym ciele. Czy rzeczywiście to ona była tym potworem w lesie? Czyżby to ona postanowiła ukazać się im w swej innej postaci? Bardzo możliwe. Wampirzyca jednak nie odczuwała lęku z tego powodu. Prawdę mówiąc w ogóle się nie bała. Bo czego? Śmierci? Wizja utraty życia jakoś nigdy jej nie przerażała. Prawdę mówiąc ciekaw była, jak to jest po tej drugiej stronie. A ta kobieta? Nie wydawała się być wrogo do nich nastawiona. Przecież mogła bez wahania zaatakować ich wtedy, w nocy. Właściwie kiedy to wszystko się dzieje? Przeszłość, przyszłość? O co w tym wszystkim chodziło? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi...
Odkładając to wszystko jednak na bok, wróćmy do "rzeczywistości". Nate wysłuchała tego, co miała do powiedzenia Charlotte. Była jej wdzięczna za pośpiech, gdyż sama uważała, że im szybciej się stąd wydostaną, tym lepiej. Miała jednak co do tego wszystkiego bardzo złe przeczucia. Arthasa już znała, więc Lota mówiąc o Acheronie musiała mieć na myśli skrzydlatego. Pijawka dopiero teraz się zorientowała, że ten nie zdążył się jeszcze przedstawić. Czegoś jej w tym wszystkim brakowało... Coś umknęło jej uwadze, ale nie wiedziała jeszcze co. Przed wyruszeniem w drogę spojrzała jeszcze na szlak, którym mieli zejść do podnóża góry. Nie wiedziała czemu, ale czuła, że ta podróż nie skończy się dla nich dobrze. Czy w ogóle wyjdą z tego cało? Czy dana im będzie jeszcze szansa wrócić do normalnego świata? Odpowiedź na te pytania prawdopodobnie przyjdzie z czasem. Teraz należy skupić się na wyznaczonym celu.
Ruszyli więc. Arthas na samym czele, Nate wraz z Charlotte pośrodku, a Acheron z tyłu. Czy jej się to podobało? Ani trochę. Wolała sama walczyć niż narażać na niebezpieczeństwo innych ze swojego powodu. Nie chciała jednak dyskutować. To nie miejsce na to, a ryzykowanie kłótnią w takim miejscu nie wydawało się być dobrym pomysłem. Szła tak rozglądając się wokół, próbując wychwycić wzrokiem spośród bezlitosnej zamieci jakieś kształty w oddali, a jednocześnie starając się odwrócić uwagę od otaczającego ją zimna. Starała się nie szczękać zębami i wychodziło jej to całkiem nieźle. Co innego drgawki, których niestety powstrzymać nie mogła. Nie widząc nic więcej niż kilka pobliskich skał i niewyraźnej postaci Arthasa przed sobą, marzyła o tym, by gdzieś niedaleko znajdował się koniec tego wszystkiego. Wiedziała jednak, że to nie może być takie proste. Prawdopodobnie będzie miała mnóstwo szczęścia, jeśli uda jej się stąd wydostać.
Jakże się nie pomyliła. Nagle, gdzieś z góry, dało się słyszeć dosyć nieprzyjemne skrzeki ptaków. Ale czy to na pewno były ptaki? No nie do końca. Rozglądając się wokoło próbowała wychwycić źródło tego dziwnego dźwięku. W ostatniej chwili zauważyła, jak nienaturalna postać nurkuje prosto na nią. Zdążyła wyciągnąć miecz, jednak na cios było już za późno. Stworzenie przypominające połączenie człowieka z ptakiem wytrąciło jej oręż z dłoni i swoimi szponami zostawiła na przedramieniu wampirzycy trzy dosyć głębokie zadrapania. Nie miała nawet czasu na reakcję, gdyż zaraz po tym nastąpił kolejny atak. Tym razem szczęście bardziej jej dopisało. Uniknęła ciosu, zwinnie wykonując przewrót w przód. Następne sceny działy się dla niej zdecydowanie zbyt szybko. Usłyszała krzyk Arthasa, a nawet dostrzegła go, gdy ten wraz ze skrzydlatym oponentem wzleciał ku górze. Zaraz po tym jeden ze stworów rzucił nim o skały. Nate nie mogła na to patrzeć, więc przymknęła oczy i odruchowo odwróciła głowę w inną stronę. Chciała, by to było jedynie przewidzenie. To nie mogło się dziać... On nie mógł być martwy... Ale był. Gdy otworzyła oczy, bestii już nie było, a ciało "mistrza miecza" właśnie po prostu znikało. Teraz już nic nie mogło jej tutaj zaskoczyć. Wszystko było tak nierealne... Nawet widok na wpół przemienionej szczurzycy nią nie poruszył. Przynajmniej jedna rzecz się wyjaśniła. To rzeczywiście była ona. Ale co z tego? Rozumiała ją i nie obawiała się jej. Sama była na swój sposób przeklęta. Prawdę mówiąc chciałaby jej z tym pomóc, gdyby tylko mogła.
Acheron również nie wyszedł z tego cało. Gdy na niego spojrzała, przypomniała sobie o swoich ranach, które nagle zaczęły dawać o sobie znać. Krople krwi skapywały na ziemię w równym tempie, naznaczając sobą jednocześnie zaspy śniegu. Czy wraz z przybyciem do tego miejsca, została również odebrana jej zdolność szybszej regeneracji? Miała nadzieję, że nie. Chcąc, nie chcąc musieli iść dalej i o ile strata Arthasa bolała ją, mimo że go tak naprawdę nie znała, to wciąż mieli cel do osiągnięcia. Pocieszała się myślą, że może nadal gdzieś tam żyje. Przecież nie wszystko jest tutaj tym, czym się wydaje. Może właśnie to on jako pierwszy wydostał się z tego przeklętego miejsca? Może to jest odpowiedź na to wszystko? Nawet nie zdążyła mu podziękować za uratowanie życia! Czuła się podle. On walczył za nią, gdy ta posilała się w najlepsze, a teraz nie mogła już mu się w żaden sposób odwdzięczyć...
Podążyła powolnym krokiem za Lotą. Nie czuła już zimna. Nic nie czuła. Pogrążyła się całkowicie w swoich myślach nie zwracając uwagi na otoczenie. "jeśli któreś z was zawiedzie wszyscy zginiecie" - powtórzyła sobie w głowie. Nadal żyli, ale domyślała się, że to tylko kwestia czasu. Z tego wszystkiego wynikało, że nie należy brać słów kruka zbyt dosłownie. Kto będzie kolejny i kiedy nadejdzie jej kolej? Może to właśnie ona jest teraz pierwsza na liście... Kto wie?
Nie zauważyła nawet, kiedy doszli na miejsce. Zobaczyła tu tego samego ptaka o hebanowych oczach, co na szczycie góry. Nie wierzyła, że teraz wrócą do rzeczywistości. Bo jaki miałby być tego wszystkiego sens? Sprowadził ich tu tylko po to, by zabić Arthasa? To niemożliwe. Oprócz tego leżały tutaj cztery płaszcze, cztery sztylety i... elfka. Tak! Najprawdziwsza w życiu elfka! Przez swój albinizm zlewała się z otaczającym ich śniegiem i z jej reakcji wynikało, że znalazła się tu równie niespodziewanie, co wszyscy.
- Nate. - skinęła głową do Isy, przedstawiając się. - Zeszliśmy z góry. Miałeś nas stąd wypuścić, a tymczasem sprowadzasz tu kolejną osobę. Po co? Ją też chcesz zabić? - skierowała ku krukowi z nutą złości w głosie. Cieszyłaby się ze spotkania kogoś podobnego do niej, gdyby nie okoliczności, w których się poznawali. Wszyscy zmarznięci, a na każdym kroku czaiła się śmierć. Zdecydowanie nie tak wampirzyca wyobrażała sobie swoje wakacje...
Awatar użytkownika
Aulus
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aulus »

Kruk spoglądał jak grupa powoli zeszła z urwiska, ich twarze wykrzywione w smutku...Po stracie towarzysza, nie to niemożliwe, ludzie nie przywiązują się tak szybko, przez strach,?... Nie wyglądali na wystraszonych gryzipiórków których postawiono przed pierwszym w życiu trudnym zadaniem.
Więc co było nie tak, czy poszerzanie własnych możliwości, pozyskiwanie nowych doświadczeń nie było czymś najwspanialszym na świecie, jeśli uważali że jest inaczej, to cała ta banda chciwych i bezrozumnych stworzeń i tak była skazana na wyginięcie. Co więc za różnica czy zginą tam, czy tutaj gdzie zrobią to na jego warunkach...
Kruk zakrakał przeciągle gdy kobieta do tej pory odziana w cienki płaszcz który wcześniej widział u młodej pijawki, obrzuciła go wyzwiskami. Rozczarowując go najbardziej z całej grupy. Była z nich najbardziej ciekawa, posiadała w sobie bestię której pokaz widział kilka chwil temu w lesie, dzięki niej była niezwykła, i inna niż wszyscy tu obecni... Nikt poza nią nie poosiada dwóch odmiennych dusz. Ona dawała jej możliwość zgłębienia własnego ja. A mimo tego stała przed nim w śniegu sięgającym kolan, i ośmielała się pytać czego chce...
Pacynek wzleciał z ciała elfki gdy ta przebudziła się ze swego snu rozglądając się z równą nieświadomością jak reszta "ludzi", z którymi miała dzielić swój los.
Kruk wylądował na skale ogarniając wszystkich swym ptasim okiem. Zastanawiał się co może im powiedzieć, a co musi pozostać tajemnicą, przecież sam był wybity z tropu, zastanawiając się w jaki sposób ktoś z zewnątrz wtargnął do jego świata, kim był mag na tyle potężny, by zwalczyć wspólną myśl dwudziestu czterech dusz.Jeśli nie uda mu się ich przekonać, wszyscy mogą tutaj pozostać na wieki, a ich myśl błądząca pomiędzy równoległymi światami, plątać się będzie po kres czasu.
Pacynek skupił się na ich umysłach, przemawiając wprost do świadomości.

-Witajcie w Falldaronie, krainie którą odwiedziło wielu, a ci którzy ośmielili się wątpić w me słowa, skończyli pod zwałami śniegu na którym teraz stoicie. Nie mam zamiaru was zabijać, i żal mi że musieliście stracić towarzysza...A właściwie to było nawet całkiem zabawne, nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. No ale jak to powiedział kiedyś ktoś w innej części świata, życie bywa nieprzewidywalne.
Kruk wzleciał nieco w górę po czym przysiadł bliżej nich.Sięgając swymi myślami w dal przemierzając stepy państwa, wyczuł świadomość, niczym obcy pasożyt żerującą na jego mocy. Wiedział że gryfy nie były przypadkowe, ktoś znał poznał jego tajemnice, a śmierć osoby z drużyny, nie była przypadkowym zdarzeniem. Ta gra miała trwać nadal.

-Jak już powiedziałem, a powtórzę jeszcze raz, gdyż nasza nowa towarzyszka, która na nieszczęście kręciła się zbyt blisko zasięgu mej mocy, nie została uświadomiona. Nie macie możliwości wydostania się z tego miejsca bez mojej pomocy, jesteście skazani na wykonywanie moich poleceń, i jeśli nie chcecie skończyć jako pokarm dla bestii, które o dziwo nie były moim tworem, radzę wam nie podważać mych słów.
Kruk przerwał na chwilę by pozbierać myśli.
-Każda wizyta w tym miejscu wiążę się z innym celem, ja kreuję ten świat i wszystko co was otacza, lecz to nie ja decyduję o regułach gry...Na razie mogę wam powiedzieć tylko tyle, że od mej ostatniej wizyty, ktoś postanowił tutaj zagościć. Obwieszczając się władcą tej krainy, mimo wielu mil które dzielą nas od stolicy kraju, czuję go nawet tutaj wyraźnie i mocno, jak gdyby owa istota stała wśród nas, że jest potężny, i bez poznania prawdy o nim żadne z nas nie wróci do wspaniałej Alarani...
Istota ponownie przerwała, upominając samą siebie za zbyt dużo informacji których udzielił nieznajomym.Jednak, bez ich pomocy sam może zostać tutaj uwięziony.

"Co za paradoks"...Pomyślał śmiejąc się w duszy.

-Posiadam wiele imion, a żadne z nich i tak nie zostanie przez was zapamiętane...Więc zwracajcie się do mnie tym które posiadałem zanim zyskałem nieśmiertelność...Aulus.
Kruk uleciał w niebo zataczając krąg nad ich głowami..
.
"To niemożliwe"
Pacynek czuł jak na jego świadomość napiera obca, nieprzebranie zła istota, której jedynym pragnieniem było zmiażdżenie byłego władcy, który stanowił dla niego ostatni bastion przeciw całkowitej władzy...
Kruk miał zamiar wydać im kolejny rozkaz, lecz zanim udało mu się to zrobić, jego bariera mentalna została przebita, a tuż przed grupą pojawiły się czarne istoty lewitujące lekko nad ziemią, ich ciała szczelnie okrywała czarne płaszcze z szerokim kapturem, wyszywane dziwnymi runami, lśniącymi na tle białego śniegu krwistą purpurą. Istoty nie wykonywały żadnego ruchu, jednak gdy kruk próbował sięgnąć w głąb ich myśli, ujrzał jedynie nieprzeniknioną pustkę, jak gdyby nawiedziła ich sama śmierć.
Ku jego zdziwieniu coś przemówiło wprost do nich, za pośrednictwem piekielnych bestii...

-Witajcie w Falldaronie, jak zapewne wiecie od naszego pierzastego przyjaciela, jesteście w mym królestwie, istoty które przed wami stoją są czymś, czego nawet on nie jest w stanie pojąc, radzę nie robić głupstw i iść tam gdzie wam rozkażą...W przeciwnym razie wszyscy skończycie jak Arthas, rozsmarowani na skałach...
Przekaz zerwał się a istoty ruszyły w dal krainy, gdzie śnieg został zastąpiony przez zieloną łąkę, i pachnące kwiaty przywodzące na myśl słodkie lata beztroskiego dzieciństwa, nad ich głowami pojawiły się białe obłoki, chowając pod swymi płachtami oba słońca.
Coś tu było bardzo nie tak, czarne istoty poruszały się powoli nawet nie zwracając uwagi czy wędrowcy za nimi podążają, widocznie słowa nowego władcy były prawdziwe, a to co powiedział nie podlegało dyskusją...
Pacynek zablokował swe myśli, po czym wzleciał w niebo umykając jak najdalej od obcej świadomości, pozostawił grupę samą sobie, jeśli mieli tutaj przetrwać musiał coś wymyślić...Nie mógł okazać się słabszy, nie po tym wszystkim co przeszedł przez całe swe życie.Nie po tym co zostało mu odebrane.
Z góry spoglądał na niedoszłych towarzyszy, zastanawiając się czy dokonają udanego wyboru, czy ich pycha pogrąży ich ziemski żywot...
Ostatnio edytowane przez Aulus 10 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Charlotte
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przeklęty człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Charlotte »

        On zginął... Nie znała Arthasa, nie zamienili ze sobą nawet jednego słowa. Pewnie nie przejmowałaby się tym tak bardzo, gdyby sama nie ustaliła szyku, w którym szli. Nie przewidziała... nie miała prawa wiedzieć co się wydarzy. Po uwięzieniu w świecie psychopaty nic nie szło tak, jak powinno. Próbowali przeżyć za wszelką cenę, starali się współpracować, lecz i tak w końcu jedno z nich zginęło. Znów wróciły do niej wizje, które miewała przed nałożeniem runy. Rozszarpane zwłoki, kałuże krwi oraz szkarłatna posoka na jej własnych, spaczonych rękach. Teraz znalazła się na nich również krew Arthasa. Czuła się winna... Do tej pory myślała, że jest bestią tylko po zachodzie słońca, teraz jednak zaczęła wątpić. Nie tylko wygląd świadczył o byciu potworem, prawda? Podejmowane decyzje oraz skutki, jakie ze sobą niosły również miały tutaj duży udział. Po spotkaniu z Pradawnym, który umieścił jej na plecach runę uwierzyła, że jest w stanie odzyskać swoje człowieczeństwo. Mogła znów nauczyć się śmiać, czerpać radość z najdrobniejszych rzeczy. Czy nadal tak było? Miała wrażenie, że klątwa nie obejmowała już jedynie jej ciała. To było... cóż, sama nie wiedziała dokładnie. Z jakiejś przyczyny wydawało jej się, że świadomość nocnego monstrum starała się wyprzeć jej własną. Zupełnie, jakby chciała całkiem przejąć możliwość korzystania z tego drobnego ciała. Bała się... Bała się zepchnięcia do tego mentalnego więzienia, w którym znajdywała się co noc. Tak bardzo się tego obawiała...
        Jednak na tym się nie skończyło. Stojąc wśród śniegu umorusana w szkarłatnej posoce patrzyła na swoje ręce, lub raczej coś, co powinno nimi być. To pierwszy raz, kiedy przybrała jakieś cechy bestii i zachowała świadomość. Podejrzewała, iż jest to zasługa przebywania w tym dziwnym świecie. Tym razem sama podjęła decyzję o walce i odebraniu życia stworzeniu, które pojawiło się znikąd. Miała kontrolę nad ogonem, mogła zaciskać w pięść ręce i znów je rozluźniać. Do tego... miała wrażenie, jakby wyostrzyły jej się zmysły. Czy tak właśnie postrzegało świat jej alter ego? Bestia, którą siłą zamknięto w jej ciele?
        W końcu jednak spojrzała na swoich towarzyszy. Nie wprost, lecz ukradkiem. Spodziewała się zobaczyć w ich spojrzeniu strach i obrzydzenie. Bo przecież kto by chciał przebywać z takim monstrum dłużej, niż jest to potrzebne? Teraz powinni ją odrzucić bez względu na zasady nadane przez kruka. Przecież tyle razy została już odepchnięta, jeszcze jedna tego typu sytuacja nie robiła różnicy. Bestia, szkaradny potwór... oto czym była. Dlaczego więc żadne z nich nie zareagowało? Acherona zdawało się to w ogóle nie interesować. Owszem, obserwował ją, lecz nie potrafiła odczytać z jego twarzy żadnych oznak emocji. Zupełnie jakby był ich pozbawiony, a przecież dobrze pamiętała jak na nią wybuchnął podczas ostatniego spotkania. Może uznał ją za skrajnie nieistotną? W sumie... Przecież nigdy się dla nikogo nie liczyła. Szukała, starała się, lecz zawsze było tak samo... Nie obchodziła nikogo... Nate również wcale na nią nie zareagowała. Bo i po co?
        Nie, to nie czas na użalanie się nad sobą. Nie mogła zgubić się we własnych myślach, kiedy ten cholerny kruk miał do nich doskonały wgląd. Przynajmniej tyle zdążyła się domyślić z fakty, że to właśnie do ich umysłów przemawiał. Jej mur wokół serca miał wiele luk, a wcześniejszy wybuch gniewu jedynie to potwierdzał. Nie mogła sobie na to pozwolić. Nie tutaj, nie teraz! Liczyło się wyłącznie przetrwanie. Nawet maska, którą przywdziewała na twarz obecnie miała sporo rys. "Nic nie mów, nie ufaj, nie czuj." To była przecież jedyna zasada, jaką na siebie narzuciła. Klątwa była jej tajemnicą, więc nikt nie powinien o niej wiedzieć. Z własnego wyboru przyznała się do niej wyłącznie przed Pradawnym. Innym jednak nie mogła ufać. W każdej chwili ktoś mógł rzucić się na nią, próbować zabić kierowany niezrozumieniem oraz strachem. Z resztą wielu już próbowało. To dlatego za dnia, kiedy mogła cieszyć się kontrolą nad swoim ciałem starała się nie zbliżać do nikogo. O ile ratakar potrafił o siebie zadbać, tak w ludzkiej postaci była narażona na jeszcze większą liczbę niebezpieczeństw. Nie ważne, że przez to była samotna. Odtrącenie innych było najlepszym sposobem, żeby nie czuć bólu rozczarowania, zdrady... Izolacja była dla niej jedynym wyjściem. Nigdy więcej nie powinna o tym zapomnieć.
        Jej twarz była beznamiętną skorupą. Chłodnym spojrzeniem oceniła ich nową towarzyszkę. Elfka, przestraszona i zagubiona tak samo jak oni nie tak dawno temu. Widziała jej wzrok przepełniony lękiem, gdy spojrzała na groteskową postać szczurzycy. Rozumiała doskonale, dlaczego sięgnęła po broń. Nie wiadomo dlaczego budzi się w obcym miejscu otoczona przez bandę zakrwawionych istot, wśród których znajduje się monstrum. Wbiła w nią spojrzenie swoich intensywnie fioletowych oczu, jednak nie mogła nic z nich wyczytać. Chłodna kalkulacja, szybka ocena, na tym się skończyło. Sama Charlotte mimo, iż stała obok płaszczy oraz sztyletów nie sięgnęła po to. Nie chciała. Jeśli miała przeżyć zrobi to po swojemu. Nie liczyło się, czy kruk uzna ją za niewdzięczną po odrzuceniu jego daru. Niech wie, że ona nie zgadzała się na wszystko, do czego ich zmuszał. O ile miała jeszcze jakąś możliwość wyboru sama podejmowała decyzje. A odnośnie elfki, nie zamierzała się przedstawiać. Przecież i tak jej imię zniknęłoby w odmętach zapomnienia wcześniej czy później.
         Powściągnąwszy własne emocje przysłuchiwała się słowom kruka nie dając po sobie nic poznać. Jedynie we wnętrzu dziewczyny, w jakimś odległym zakątku jej duszy bestia starała się wydostać na wolność. To się teraz jednak nie liczyło. Falldaron, tak? Jednak sama nazwa krainy niewiele jej mówiła. Dalsza wypowiedź ptaka dała jej z kolei o wiele więcej do myślenia. Zabawne, więc to tak? Spojrzała prosto w czarne ślepia stworzenia przez chwilę nic nie mówiąc, utrzymywała jedynie kontakt wzrokowy jakby starając się przejrzeć jego zamiary.
        - Czyli po prostu potrzebujesz nas, żeby odzyskać swoją utraconą pozycję. Pojawienie się nowego władcy tego... Falldaronu spowodowało, że nie posiadasz takiej kontroli jaką byś chciał. W pojedynkę nie dasz mu rady, a Twoje ego czy co to tam jest nie pozwala Ci oddać mu władzy nad tą krainą. Chcesz, żebyśmy walczyli dla Ciebie narażając własne życie... - Jej dywagacje ruszyły naprzód i kto wie, być może faktycznie uda jej się rozgryźć w pewnym stopniu tego Aulusa? - Nie ty wykreowałeś stworzenia, które na zaatakowały? W takim razie mogą zaatakować również Ciebie. I szczerze wątpię, żebyś naprawdę był krukiem. Niemniej w tej postaci nie zdziałasz za wiele, jeśli nie posłużysz się magią. Ale to przecież jest męczące przez dłuższy okres czasu, prawda? - Doskonale pamiętała jak Pradawny tracił siły po zbyt częstym używaniu swojej mocy. - To znaczy, że jeżeli przeciwników będzie zbyt wielu możesz nie dać sobie rady. Zdaje się, iż nie wiedziałeś o tej małej niedogodności kiedy nas tutaj ściągnąłeś, miałeś pewnie zamiar obserwować jak się szamoczemy w tej sieci, którą zrzuciłeś nam na głowy każąc grać we własną grę. Wydaje mi się, czy teraz przypadkiem role się odwróciły? Chcąc tego czy nie sam stałeś się uczestnikiem własnej rozgrywki. Popraw mnie, jeśli się mylę. -
        Siła dedukcji, jaką się teraz wykazała zaskoczyła ją samą. Czy to sytuacja zagrożenia życia tak na nią działała? Fakt faktem, po wypędzeniu z własnej wioski musiała przetrwać wszelkimi możliwymi sposobami. Podczas walki o zachowanie własnego bytu nie tylko ciało się hartowało. Konieczność znalezienia schronienia, czy w końcu zbudowania go własnoręcznie nauczyła ją logicznie myśleć i choć na początku nie było to wcale proste, tak teraz przychodziło jej to o wiele łatwiej.
        Wtem jednak stało się coś, czego raczej żadne z czworga istot sprowadzonych siłą do Falldaronu się nie spodziewało. O ile wcześniejsze ptakopodone stworzenia zjawiły się w sposób dający się zrozumieć, ot po prostu przyleciały, tak teraz ich nowi goście dosłownie pojawili się znikąd. Mroczne cienie, tak odebrała te istoty. Miała wrażenie, że są bardziej eteryczne niż materialne, chociaż nigdy takowych nie spotkała. Jedynie ich peleryny łopotały na wietrze, a magiczne runy rzucały krwistą łunę. I o ile Charlotte nie ruszyła się na ich widok, tak wszystkie mięśnie się jej napięły. Miała złe przeczucie...
        Kolejny mentalny przekaz wprawił ją jednak w osłupienie. O ile komunikacja z Aulusem nie dostarczała jej żadnych doznań, tak w tym przypadku czuła wielką siłę kryjącą się za tymi słowami. Nawet bestia w jej ciele przestała się rzucać jakby urzeczona mocą, która raczyła się im ukazać. To było coś tak niezwykłego, że drzemiący w niej ratakar zapragnął być posłuszny głosowi. Odbiło się to również na samej Charlotte jako przelotna myśl, którą szybko odpędziła. To wystarczyło jednak, żeby zasiać swoiste ziarno zwątpienia w jej duszy. Kim była istota przemawiająca do nich? Czy cienie, jak nazwała lewitujące przed nimi stwory, zaprowadzą ich właśnie do niego?
        Miała dylemat. To Aulus ich tutaj sprowadził i prawdopodobnie jedynie on mógł odesłać ich z powrotem do Alaranii. Niestety też uciekł jak tchórz pozostawiając ich samych sobie, przez co kolejny raz musieli sami podejmować decyzje, które zaważą potem na ich życiu. W tej chwili nie mogli liczyć na kruka, prawdopodobnie on sam nie wiedział co zrobić w tej sytuacji. Lottie miała jednak przeczucie, że jeśli nie dostosują się do rozkazów otrzymanych przez obecnego władcę Falldaronu zginą szybciej, niż mogliby zauważyć. Nieco niechętnie, a po części kierowana niezrozumiałym pragnieniem spotkania się z "uzurpatorem", który zawłaszczył sobie tutejszą władzę, ruszyła za cieniami. W sumie... co jej szkodzi? Równie dobrze mogła pozostać w tej krainie zachowując swoje życie jak też zginąć w osamotnieniu w lasach Alaranii. No ale cóż... Let's make this show begun!
Acheron
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acheron »

Acheron miał mieszane uczucia odnośnie kolejnej postaci biorącej udział w tym makabrycznym przedstawieniu. Z jednej strony dodatkowa para rąk zawsze się przydaje, lecz cóż takiego planuje tajemniczy kruk, skoro tak skrupulatnie dba o liczbę swych ofiar?
O dziwo odpowiedź pojawiła się zaskakująco szybko. Jegomość przedstawiający się jako "Aulus" potrzebował kogoś do wykonania brudnej roboty. Fellarianin mógł ulegle wykonać powierzone mu zadanie lub dać się zabić na oczach innych. Choć nie miał żadnych gwarancji, iż po zakończeniu swojego zadania odzyska wolność, bez wahania postanowił pozostać posłuszny woli swego porywacza. Przynajmniej na razie...
- Jeśli chcesz nam coś przekazać, to powiedz to prosto w twarz zamiast ukrywać się za pomocą zaklęć! - krzyknął
Acheron zaiste nie mógł przeboleć wtargnięcia do jego umysłu. Czytanie w myślach, przeglądanie wspomnień czy inne sztuczki wpływające na jego świadomość były dla niego największą możliwą torturą. Umysł postrzegał jako swoje sanktuarium. Dawał mu poczucie bezpieczeństwa. Wszystkie znajdujące się tam przemyślenia, wspomnienia, czy refleksje były zabezpieczone i nie opuszczały go wbrew woli Acherona. Z pozoru, albowiem dobrze wyszkolony czarownik mógł bez problemu wyważyć drzwi świątyni i przeglądać jej zawartość patrząc na bezsilność właściciela.
Pech sprawił, że chwilę później do świadomości łucznika ponownie zawitała nieproszona osoba.
"To się nie dzieje naprawdę... Nie... Nie..."
Tym razem nie był to Aulus, lecz niedawno przedstawiony przezeń samozwańczy władca Falldaronu. Ów osoba przemawiała niezwykle charyzmatycznym i pełnym pewności siebie tonem. W jego głosie nie było czuć ani krzty wahania ani niepewności. Gdy "władca" wspominał o swoich sługach, Acheron dostrzegł w jego wypowiedzi nutkę dumy, natomiast całemu monologi towarzyszyła domieszka egoizmu. Innymi słowy aktualny autokrana Falldaronu samą wypowiedzią wzbudzał ogromny respekt.
Łucznik wpatrywał się w nieruchome, odziane w płaszcze kreatury. W głębi duszy czuł olbrzymią konsternacje. Nie wiedziała, czyjego głosu powinien posłuchać - Aulusa czy Władcy Falldaronu? Obaj grozili śmiercią, acz Władca w przeciwieństwie do Pacynka był w stanie zadać ją tu i teraz. Fellarianin ruszył za czarnymi bytami, jednak zachował od nich pewną odległość.
Awatar użytkownika
Isariela
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Była elfką. Drowem albinosem
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isariela »

Skinęła głową słysząc imię elfki, na znak, że rozumie i przyjęła do wiadomości. Reszta jakoś nie kwapiła się jej przedstawić, wobec czego Isa obrzuciła ich nieufnym spojrzeniem i odsunęła się, opierając plecami o zimny kamień. Wtem usłyszała głos, jednak zdawało się, że dobiega on wprost z wnętrza jej świadomości, z pewnością nie należał do nikogo z zewnątrz. Potrząsnęła głową, chcąc się tego pozbyć, ale na niewiele się to zdało. Jej spojrzenie padło na ptaka, który siedział kawałek dalej. To był on…ten sam co w Elisii! Wrzasnęła, wyrywając z pochwy przy pasie sztylet i cisnęła nim w kruka. Chybiła i to fatalnie, ostrze przecięło powietrze o piędź od głowy stworzenia. Zaklęła pod nosem, ale pozbawiona broni skupiła się na głosie we wnętrzu głowy.
„Nie macie możliwości wydostania się z tego miejsca bez mojej pomocy…”
– CO?! Ale…ale jak? Co to w ogóle za paranoja? I kim jest ten szaleniec?! – odruchowo zwróciła się do elfki.

Spoglądając w hebanowe oczy ptaka poczuła palącą nienawiść. Mogłaby rozszarpać go gołymi rękami, a jeśli miałaby przy sobie Ivena…ten wariat już by nie żył. Po chwili naszła ją refleksja, że skoro mógł wedrzeć się do jej umysłu na tyle, żeby zmusić do słuchania czegoś, czego w rzeczywistości nie było, to co stało na przeszkodzie w odczytaniu myśli? Z pewnością obraz przedstawiający kruka z posklejanymi skrzydłami, tonącego we własnej krwi nie mógł mu się spodobać. Jeśli chciała przeżyć musiała powściągnąć emocje i poczekać na odpowiedni moment. Moment, w którym sprawi, że głowa tego stworzenia rozstanie się z ciałem.

Uśmiechnęła się lekko, zadowolona z własnego planu, ale od razu maksymalnie wyciszyła swoją wściekłość, zamieniając ją na uległość i pokorę. Toczyła ze sobą wewnętrzną walkę, udawanie, że czuje coś co nie ma poparcia w rzeczywistości nie przychodziło jej łatwo. Pogrążona we własnych myślach zgubiła dalszy ciąg wypowiedzi, wyrwał ją dopiero trzepot skrzydeł, gdy prześladowca unosił się coraz to wyżej i wyżej, najwyraźniej chcąc pozostawić ich samym sobie. Nie długo jednak dany był im spokój. W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą dojrzeć można było Aulusa, jak sam siebie nazwał, teraz stały straszne istoty. Czarne płaszcze obszyte karmazynową nicią, twarze ukryte w cieniu kapturów…wyglądały jak śmierć. Kostucha w ludowych bajędach idealnie odpowiadała temu, co Isariela mogła teraz przed sobą zobaczyć. Cofnęła się kilka kroków, ale prawie natychmiast poczuła opór kamienia za plecami. Przełknęła ślinę, czując jak przerażenie powoli rozlewa się po całym jej ciele. Ponad ramieniem jednej z istot widziała rzucony uprzednio sztylet, ale znajdował się on poza jej zasięgiem.

Zaczęli przemawiać. Słowa były krótkie, zwięzłe i nie pozostawiały zbyt wiele miejsca na domysły. Idziesz albo giniesz, ot, wybór nie trudny. „W przeciwnym razie wszyscy skończycie jak Arthas…”
- Co to za jeden, ten Arthas? – rzuciła przez ramię, kiedy tylko widząc idące przed siebie stwory rzuciła się i porwała sztylet, chowając go tam, gdzie powinien się znajdować. Odwróciwszy się zobaczyła podążającego za bytami mężczyznę. Wzruszyła ramionami i poszła za nim, w końcu nie miała wielkiego wyboru. Prawdę mówiąc, nie miała żadnego wyboru.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Biorąc pod uwagę fakt, że przed chwilą straciła swój miecz, postanowiła skorzystać z okazji i zabrać ze sobą jeden z leżących przed nią sztyletów. Podniosła broń i obejrzała dokładnie. Nie była najostrzejsza, jednak na jakość nikt nie powinien narzekać. Wystarczyła, by zapewnić sobie jako taką ochronę. Płaszcza nie ruszyła. Po prostu nie chciała godzić się na wszystko, co jej tutaj narzucano. Czyż nie jest to głupie podejście? Mogła tutaj zamarznąć, a wolała zachować swoją dumę i nie ukazywać żadnych słabości. Nie chciała okazywać skruchy przed tymi, którzy stali w pobliżu.
Elfce nie odpowiedziała od razu. Zdecydowanie byłoby dużo lepiej spróbować wydostać się w inny sposób niż zabijanie kruka. Zawsze istniało ryzyko, że po jego śmierci zostaną tu na zawsze. Zaraz po nieudanej próbie elfki, Nate usłyszała znów ten sam głos, co na szczycie góry. Nie był to zwykły głos. No, żeby to stwierdzić nie trzeba być Sherlockiem. Dobiegał ze środka jej głowy. O ile wcześniej nie była tego pewna, tak teraz nie miała co do tego wątpliwości. Nie wiedziała, jak odebrać słowa ptaka. Budziły w niej mieszane uczucia. Ulga, złość, zainteresowanie... zaskoczenie, a no i nie zapominajmy o frustracji. Z jednej strony nie chciał ich zabijać, a z drugiej śmierć jednego z nich bawiła go. Kto wie, czy za chwilę nie będzie miał kaprysu zabić kolejnej osoby? Przy takich jak on nie można czuć się bezpiecznie.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wraz z jego przybyciem kilka spraw stało się bardziej zrozumiałych. Przynajmniej dał jasno do zrozumienia, że znajdują się w świecie przez niego wykreowanym. W świecie, gdzie on ma władzę i może z nimi zrobić co tylko zechce. Wampirzycy nie podobało się to. Nie lubiła być od kogoś uzależniona, zdana na jego łaskę, a tym bardziej robić to, co rozkaże. Zawsze wolała postępować według swojego "widzi mi się". No, ale bycie kobietą chyba tłumaczy wszystko.
Najgorsze z tego wszystkiego okazało się jednak to, że kruk wcale nie miał tutaj władzy całkowitej. Z opowieści wynikało, że bestie, które zabiły Arthasa wcale nie były jego wysłannikami. Już sam Aulus wydawał się być potężnym czarodziejem, a skoro on sam nie mógł dać sobie rady z intruzem i potrzebował ich pomocy... To wszystko było po prostu śmieszne. Wszyscy zostali zesłani tutaj, by posłużyć jako pionki. By być najzwyczajniej w świecie wykorzystanym i wyglądało na to, że musieli w tę grę zagrać, czy im się to podobało, czy nie. Nie wierząc własnym uszom, przez cały czas wpatrywała się w kruka. Po chwili odezwała się szczurzyca. Nate słuchała jej uważnie. Wszystko, co mówiła zdawało się ze sobą łączyć i mieć sens. Nie miała jednak czasu na dłuższe przemyślenie tego wszystkiego. Nagle nie wiadomo skąd pojawiły się obok nich lewitujące, przerażające i pulsujące magią zakapturzone postacie. Zaraz po tym pijawka znowu usłyszała głos dobiegający z wnętrza jej umysłu. Tym razem nie należał do Aulusa. Był... inny. Czuć było od niego bijącą potęgę. Przymknęła oczy modląc się, by to wszystko już się skończyło. Po wysłuchaniu tego, co tajemnicza istota miała im do powiedzenia stwierdziła, że tak dłużej być nie może. Miała już tego dosyć. Była tutaj tak krótko, a już tak bardzo nienawidziła tego miejsca. Zapragnęła działać. Po co tyle gadania? Tyle zbędnych pytań? Cała sprawa była postawiona jasno. Zrobić to, co im nakazują i po problemie. Tylko kogo teraz słuchać? Otworzyła oczy i zorientowała się, że kruk odleciał. Zerknęła na elfkę, która cofnęła się do tyłu, plecami napotykając skałę. Wampirzyca była bardzo ciekaw decyzji Isarieli. Mimo tego, że się nie znały, była dla niej bliższa, niż inni. Kwestia rasy? Możliwe, ale przecież Nate nie była już zwykłą elfką. Stała się potworem, który wymagał krwi innych, by móc spokojnie egzystować, ale to nie miało aktualnie znaczenia.
Nagle poczuła piekący ból w prawej ręce. No cóż... chyba po prostu jej rany postanowiły o sobie przypomnieć. Poczuła jednak ulgę, gdy zobaczyła, że powoli przestaje krwawić. Straciła już wystarczająco wiele krwi, a co za tym szło - stawała się coraz słabsza. Obawiała się, że znowu będzie zmuszona szukać pożywienia. Wątpiła w nadejście kolejnej fali bandytów, by mogła się posilić.Postanowiła więc pójść za odzianymi w czerń postaciami i mieć to wreszcie za sobą. Nie wierzyła w przeznaczenie, jednak jeśli jest jej tutaj pisane umrzeć, to chyba nie ma sensu się temu przeciwstawiać. Ruszyła razem ze wszystkimi za tymi dziwnymi bytami.
- Zostaliśmy uwięzieni w świecie jakiegoś niezrównoważonego psychicznie magika i nie wiemy o nim nic więcej, poza tym, że ktoś strącił go z tronu w jego własnym świecie. Możemy albo współpracować, albo umrzeć. Całkiem zabawnie... - odpowiedziała z wyraźną irytacją w głosie na wcześniejsze pytanie elfki, doganiając ją. - Jeśli chodzi o Arthasa, poznaliśmy się niedawno i... - urwała nagle. Nie chciała mówić o jego śmierci. Wolałaby o tym zapomnieć. Trudno jej było wybaczyć sobie, że nie dała rady uratować go, tak jak on ją. Ale przypomniała sobie o czymś. Teraz już wiedziała, kogo jej tutaj brakowało. Konrad, gadający koń "mistrza miecza" zniknął. Nie było go od początku. Nate ciekaw była, czy został w prawdziwym świecie, czy również błąka się gdzieś tutaj bezradny.
Jej zamyślenie przerwała zmiana klimatu. Znaleźli się na zielonych i kwiecistych łąkach. To poprawiło nieco humor pijawki, gdyż uwielbiała takie widoki. Najwidoczniej upodobania z dzieciństwa postanowiły jej nie opuszczać. Zrobiło się też jakby cieplej, co pozwoliło wampirzycy zapomnieć o zakapturzonych postaciach, przypominających samą śmierć. Podziwiała krajobraz, jaki stopniowo ukazywał się jej przed oczyma. Do jej uszu zaczynały dochodzić spokojne śpiewy ptaków, a świeże powietrze zaczynało wypełniać jej nozdrza. Szkoda jej było opuszczać to miejsce, ale dobrze wiedziała, że długo tu nie zabawi...
Awatar użytkownika
Aulus
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aulus »

"I stojąc samotnie na szczycie wspomnienia.
Już duch mój opuszcza, zostawia,odbiera.
I patrząc na ziemię tak bliską już prawie.
Chcąc wrócić, lecz jak, powrotu nie pragnę.
Zostawiam za sobą krótki los nieznany.
Nikt nie zapłacze, nikt nie wspomni słowem.
Kim był,co zrobił, skąd te wszystkie rany.
Czemu jego życie naznaczyły zdrady.
I ból, ogromna pustka.
Majaczące zjawy, stojące nad łóżkiem.
Otulają mnie szczelnie, odbierając czucie.
I stało się to co miało się ziścić.
W dniu dzisiejszym nocą, utraciłem życie.
"

Pacynek leciał wśród białych obłoków powtarzając ów kiepski poemat, blokując dostępu do swych myśli, które z pewnością okupowane były w tej chwili przez samozwańczego władcę zasiadającego na dawnym tronie szalonego maga. Skąd wzięły się te słowa, może nie była to iście fascynująca opowieść nadająca się do przytaczania przy królewskim stole, klaun zastanawiał się czy była dostatecznie dobra dla siwych starców, którzy przy domowym ognisku zimowymi wieczorami, snuli swe bajania powtarzane od lat w ich rodzinach. Mimo wszystko jednak słowa te wywarły w jego osobie niezacierany ślad, jedno z niewielu wspomnień jego ludzkiego życia. Kiedyś jako mały chłopak wyruszył wraz ze swym mistrzem do portowej mieściny, aby odebrać zamówione zapasy. Jak wielka była jego fascynacja, gdy po raz pierwszy ujrzał świat poza murami akademii, jak bardzo fascynowali go ludzie tak inni od posępnych starców całymi dniami wertującymi zakurzone almanachy. Zaniedbane pomywaczki krzyczące na swych mężów, przesiadujących w obskurnych karczmach, przepijając resztki oszczędności zarobionych na morzu, brodaci marynarze grający w kości z młodzieńcami liczącymi na łud szczęścia, obdarci żebracy konając na brudnych ulicach. Mimo całej tragedii tego miejsca, młody Aulus napawał się każdym nowym widokiem, wodząc wzrokiem za beztroskimi dziećmi biegającymi między tym przykrym światem dorosłych, do którego już niedługo sami mieli należeć. Jego oczy ujrzały wtedy mężczyznę siedzącego w klatce na środku rynku, co jakiś czas obrzucanego przez przechodniów zgniłymi warzywami. Chłopiec zaciekawiony podszedł do nieszczęśnika, chudy mężczyzna w obdartej szacie, przesiąkniętej smrodem potu i moczu. Tłuste czarne włosy lepiły się do jego twarzy, a jedyne co w kółko powtarzał były właśnie owe słowa. Pacynek instynktownie sięgnął w głąb jego myśli, lecz zamiast jak u reszty ujrzeć natłoku wspomnień, i mrocznych sekretów skrywanych w najciemniejszych zakamarkach. Widział jedynie owy fragment przelatujący się w kółko, wciąż i wciąż od nowa. Były jak betonowy mur otulający szczelnie jego umysł, nie dopuszczając do niego nikogo poza właścicielem. Adept zaskoczony zerkał na nieszczęsnego człowieka, który za kilka godzin miał zostać powieszony na konopnym sznurze. Ku uciesze gawiedzi, miłującej się w cierpieniu innych, aby na chwilę zapomnieć o własnych problemach, i przynajmniej tak wyżyć się, uwalniając swe demony drzemiące w każdej pogardzanej istocie ludzkiej. Chłopak wpatrywał się w skazańca, a jego słowa zostawiły trwały ślad."Poemat Trupa", taką nazwę nosił od tej pory.

Kruk wpatrywał się w niknące plamy na ziemi, które jeszcze chwilę temu były jego niedoszłymi towarzyszami, mroczne istoty sunąc nisko nad ziemią prowadziły ich w stronę majaczącego miasta daleko na północy, na wschodzie rozciągała się puszcza Kalarańska ukrywająca w swych trzewiach zapomniane stworzenia, wykreowane w pierwszej kolejności przez swego psychopatycznego boga. Tuż za nią rozciągało się morze mgieł, otoczone skalistym wybrzeżem ukrytym wśród gęstych śnieżnobiałych obłoków. Zachód zajmowała pustynia Hellska, zasiedlona przez nomadzkie plemię którego nazwa wspólna brzmiała "wyklęci". Góry Bargo, które pozostawili za swymi plecami, niby starożytni wartownicy zerkający znad wszelkiego poziomu na krainę, niemal tak żywą, jak gdyby wszystko tutaj było realne, a może właśnie tak miało wyglądać, może właśnie takie odczucie mieli mieć ludzie przeniesieni tutaj przez magię Pacynka. Odizolowanie się od realnego świata, zatracenie się, i wreszcie poddanie się całkowitemu wpływowi byłego władcy. Kruk chował się między rzadkimi chmurami aby jego drobna sylwetka, nie została zauważona przez demoniczne istoty. Dziwiło go tylko dlaczego nowy uzurpator nie przepuścił za nim pościgu, przecież to on był tutaj jedyną istotą mającą dość siły by pokrzyżować jego plany. A jednak to Arthas zginął, to drużyna nie mająca żadnych szans została ujmana w sidła jego planu, a jeśli właśnie o to tutaj chodziło, jeśli nowy władca liczył że Aulus ruszy ich śladem, aby ich uratować...Jeśli tak było w istocie, to widocznie kiepsko znał opętanego klauna, dla niego każda osoba która została tutaj sprowadzona mogła zginąć nawet w tej chwili, ich ciała mogłyby zostać rozerwane na strzępy, a truchło rzucone sępom na pożarcie. Ich znaczenie było czysto naukowe, ciekawiło go ich zachowanie stadne, ich różnorodność i odmienność cech. Zastanawiał się czy grupa tak bardzo sprzeczna w swych przekonaniach, była w stanie przetrwać w tak morderczych warunkach. A jeśli nie, to zebrał by kolejnych kontynuując swój eksperyment, miał mnóstwo czasu, całą wieczność, i to była jego największa siła. Nie ważne jak potężny jest władca, ile ma ziem, i jak liczne są jego armie. Każdego dopadał w końcu ten sam problem. Kończyli w piachu podgryzani przez larwy i inne plugastwa żerujące na padlinie. On przeszedł przez granicę śmierci, pozostając jednak w swym ciele, nie utracił duszy, a wręcz przeciwnie zyskał kilka nowych, odkrywając sekrety świata o których nie śniło się żadnemu z wielkich podróżników, i marnych istot nazywających siebie odkrywcami. Jeszcze jedna myśl zaprzątała jego głowę, w jaki sposób owy władca, tak szybko wpadł na ich trop. Jak udało mu się namierzyć ich położenie, jak wyśledził ich tak szybko po przeniesieniu się do Falldaronu, czyżby Aulus była tak słaby w swej dziedzinie, czyżby duchy które uwolnił z "Magicznego więzienia", były tak słabymi istotami. A cała legenda arcymistrza którą posiadał przed swą śmiercią, była jedynie stekiem bzdur...

***
"Los Drużyny"


Elfka,Wampir,Fallerianin, i Szczurzyca. Poruszali się powoli tuż za czarnymi postaciami nie zwracającymi na nich najmniejszej uwagi, czy ich siła była tak wielka że nie mieli podstaw by sądzić że nierozważna grupa postanowi uciec, czy tak pewni władzy swego pana sądzili że nie mają podstaw obawiać się zagubionej grupy w tym przedziwnym świecie. Kroki skierowały ich ku rozległej puszczy rzucającej upiorne cienie na istoty mające czelność przekraczać granice ich królestwa. Cisza przerywana jedynie trelem ptaków ukrytych wśród rozłożystych koron prastarych dębów. I wtem gdy los owych ludzi nie wróżył nic dobrego, stało się coś czego nawet sam czarny kruk kręcący się nad ich głowami nie przewidział, grad strzał posypał się zza drzew wycelowany wprost w skrzeczące istoty, całkowicie wybite ze swego narkotycznego stanu w którym eskortowali jeńców. Dziesiątki drewnianych grotów wbitych w ich ciała sterczały niczym pasożyty powalając oprawców na kolana, jeśli takowe posiadali pod zwałami swych płaszczy, gdy jednak kolejna salwa upierzonych strzał utkwiła w ich sylwetkach, stwory upadły na trawę a jedyny ślad jaki po nich pozostał to fałdy tkaniny. Mogło wydawać się że niewidzialni wybawicieli uratowali nieszczęsną grupę, jednak tuż po chwili zza krzaków zaczęły wybiegać niewielkie stworzenia sięgające ledwo pasa, odziane w skóry przewiązane pasem wymachiwali prowizorycznymi łukami z cisowych drzew, dzierżąc je swymi drobnymi rączkami. Wyglądali by niemal jak dzieci, gdyby nie podwójne głowy wyrastające z ich szyi, złączone policzkami,zmasakrowane twarze posiadały jedynie jedno oko na środku czoła, przez wykrzywione usta wydobywał się niewyraźny warkot połączonych słów ze wspólnej mowy, pokraczny chód na krzywych nogach zakończonych bosymi stopami, wyglądał dość komicznie gdy biegali wokół byłych więźniów wymachując bronią wyglądającą niemal jak zabawki. Wrzaski ucichły nagle, gdy spomiędzy drzew wyłoniła się inna istota, nieco wyższa od nich, odziana w przeciwieństwie do swych braci nie w skórę ściągniętą zapewne z lisów i innych małych zwierząt, a kolczugę tak wybrakowaną i marnie okrywającą jego ciało, że miała służyć zapewne bardziej statusowi jaki tutaj dzierżył, niźli samej obronie. Kosmate stwory przypominające małe dzieci przerwały swe wojenne okrzyki, czekając na reakcje swego przywódcy. Ten powoli obszedł dokładnie każde z nich, zatrzymując się przy kobietach badając z ciekawością ich niezwykłe ciała, tak odmienne od tych które zapewne widzieli do tej pory. Przez kilka minut powietrze wypełniały jedynie jego ciche pomruki, jednak nagle zaskrzeczał głośno a cała kompania która do tej pory trzymała się z tyłu starając się nie rzucać w oczy swemu dowódcy pośpiesznie dźgnęła ich czubkami łuków, pchając ich w stronę lasu. Istoty nie miały wyboru, leśne stwory miały zdecydowaną przewagę, dodatkowo lepiej znały teren, i chwilę temu dali pokaz swym umiejętnością strzeleckim. Ich wybór kończył się na powolnym marszu za "dziecio-podobnymi", zaskakująco zręcznie poruszającymi się między grubymi konarami wyrastającymi z ziemi. Słońce zaczęło chować się powoli za horyzontem, a mroczny las obudził się do życia, przytaczając dźwięki drapieżników rozpoczynających swój krwiożerczy taniec, w którym celem były bezbronne stworzenia pochowane w swych jamach i norach. Tylko nielicznym z nich uda się po raz kolejny ujrzeć kolejny brzask. Gdy wielogodzinna wędrówka nareszcie się zakończyła, leśny lud przeprowadził ich przez gęste krzaki, by wejść wprost do obszernej piaskowej jaskini rozświetlonej blaskiem pochodni przywieszonych w prowizorycznych koszach. Sale zajmowały dziesiątki istot podobnych do tych które ich tutaj przyprowadziły, spoczywając w swych niszach w ścianie zerkali z zaciekawieniem na jeńców. Grupa prowadzona dalej, minęła główne leżę następnie skierowana długim ciemnym korytarzem do mniejszego pomieszczenia, gdzie na niewielkim podwyższeniu wśród oparów zielonego dymu wydobywającego się z kadzideł umieszczonych na ziemi, zasiadała królowa a zapewne ktoś w tym rodzaju, na swym surowym ciosanym z kamienia tronie.Przyciemniona sala, rozświetlona jedynie niewielkim ogniskiem płonącym przed jej stopami, które rzucało upiorne cienie na malowidła naścienne przedstawiające krwawe rytuały z udziałem martwych zwierząt. Istota ubrana w fioletową szatę spod której wystawała jedynie potrójna głowa o dwojgu oczu, oddalonych od siebie tak daleko że niemożliwe było by widziała to co znajdowało się przed nią, spod popękanych ust wystawały spiłowane zęby, pamiętające lata swej świetności wieki temu, w prawej dłoni o dwunastu palcach dzierżyła sękaty kij zakończony czaszką szczura, wymalowaną w dziwaczne wzory. Rzadkie czarne włosy okalały jej okrągłą głowę spływając po ramionach. Wiedźma spoglądała na drużynę, jednak ta za późno zorientowała się o szacunku z jakim powinna ją przywitać, w przeciwieństwie do reszty jej plamienia która niemal leżała na ziemi przyciskając twarz w geście uwielbienia. Kobieta wydała z siebie chrapliwy dźwięk, a dwunastu współplemieńców dowodzonych przez tego w kolczudze rzuciło się na Acherona, powalając go na ziemię. Ich drobne pięści i nogi nie robiły wielkiej krzywdy, jednak przeważająca liczebność poturbowała mężczyznę odsłaniając jego czarne skrzydła.Gdy królowa ujrzała ich widok, wydała z siebie przeraźliwy warkot, a cała grupa razem z nią upadła na ziemię, znosząc modły w stronę Fallerianina, jak gdyby nagle stał się ich bogiem. Co tu się działo, i czemu bestie nagle zmienili swój stosunek do dawnych jeńców.

-Aulus...
To było jedynie słowo zrozumiane, które padło z ich przyśpieszonego monologu...

***
"Los Aulusa"

Kruk widząc całe zdarzenie pozostał na niebie, zastanawiając się w jaki sposób mógł zapomnieć o Kragach, powoli poszybował tuż za grupą znikając w ciemnym lesie. Wiedział dokąd ich zaprowadzą, i co się z nimi stanie jeśli się nie pośpieszy. Zapewne stworzenia nie degustowały jeszcze mięsa z elfich kobiet. Po kilku godzinach gdy dotarł do groty, przeleciał przez komnaty aby ujrzeć jak stwory które stworzył jako jedne z pierwszych w tej krainie, modliły się w swym języku do Acherona, który sądząc po jakości ubrania, wcześniej przeszedł przyśpieszone nauki dobrych manier. "Więc już czas", pomyślał pacynek przysiadając na tronie.Będzie to pierwszy raz od niemal dwudziestu lat, gdy ktoś ujrzał jego twarz, ostatnią osobą która widziała go w ludzkiej postaci był jego mistrz, który został zamordowany z chęci posiadania większej władzy. Czy to klasyfikowało go jak podrzędną marną istotę, przecież większość ludzi pragnie tego samego, władzy i potęgi, by deptać po tych nie potrafiących się samemu obronić.Jednak to wszystko, całe zło które wyrządził w swoim życiu, nie miało na celu dyktowanie innym swych praw, jemu zawsze chodziło jedynie o wiedzę, o badanie ludzi, i wszelkich ich zachowań.Gdyż mimo tego że byli istotami krótkowiecznymi, to w ciągu swego życia potrafili tworzyć,niszczyć,i pozostawiać po sobie ślad trwalszy niż inne rasy przez całe tysiąclecia.Czym to było spowodowane, i dlaczego właśnie oni a nie kto inny był zdolny do podobnych czynów.Kruk przez chwilę wpatrywał się w zgromadzoną grupę, i nawet widział w nich coś poza nowym eksperymentem, jednak mimo wszystko ich życie nadal nie znaczyło dla niego nic poza wpisem do dziennika wspomnień. Może ta misja ma inny cel, ukrywany w podświadomości opętanego stwora, może to on szukał odpowiedzi chcąc ponownie poznać uczucia którym darzyły się inne istoty. Może pragnął cierpieć, kochać i nienawidzić. Jeśli tak było, to gardził sobą jeszcze bardziej... Powoli zdematerializował zaklęcie, przybierając swą naturalną sylwetkę opętanego klauna w fioletowym fraku. Rozejrzał się po zebranych, po czym przemówił swym połączonym głosem, dwudziestu czterech dusz.

-Widzę Fallerianinie, że przejąłeś moje miejsce...
Odetchnął głęboko spoglądając wprost w ich twarze.

-Możecie podziękować naszemu mrocznemu towarzyszowi, dzięki niemu nie skończyliście w garnku jako późna kolacja...
Aulus bawił się palcami bębniąc nimi w oparcie tronu, musiał podjąć dalszą decyzję. Ale jeśli chciał wygrać z uzurpatorem, potrzebował tych ludzi, i teraz był już tego całkowicie pewien.
Acheron
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acheron »

Idąc za czarnymi kreaturami Acheron ciągle czuł niepokój. Cóż się dziwić, fakt bycia prowadzonym przez pozbawione uczuć mroczne byty przez świat wykreowany w chorej świadomości bliżej nieokreślonego jegomościa kryjącego się pod postacią kruka zapewne przeraziłby niejednego chojraka. Poczucie bezsilności niszczyło Fellarianina od środka, a nasyłane przez Aulusa i samozwańczego władce głosy w głowie łucznika niemalże doprowadzały go do szaleństwa.
Nagle wędrowcy (a właściwie ich "porywacze") zostali zasypani gradem strzał. Acheron starał się określić kierunek, z którego nadleciały pociski. Odkrycie było szokujące - cała drużyna została otoczona przez tajemniczych agresorów. Na szczęście wszystkie bełty wbiły się w ciała cienistych kreatur, które po chwili upadły na ziemię dematerializując się. Następnie spomiędzy drzew wybiegli sprawcy całego zdarzenia. Acheron ujrzawszy kim lub czym byli łucznicy parsknął śmiechem. Owe istoty przypominały dzieci, jednak posiadały dwie głowy i tylko jedno oko. Mimo ograniczonego pola widzenia całkiem sprawnie posługiwali się łukiem, co niezwykle zaintrygowało Fellarianina. Radość nie trwała długo. Jeden z potworów - znacznie wyższy i nieco lepiej uzbrojony - zaczął bełkotać coś w swym języku. Wtem miniaturowe wynaturzenia zaczęły głośno rechotać i dźgać wędrowców swymi prowizorycznymi łukami popychając ich w stronę lasu. Plugastwa nie wyglądały na wymagających przeciwników. Ich oręż był niezwykle kiepskiej jakości, ciała sprawiały wrażenie kruchych i wątłych, jednak swe braki nadrabiali olbrzymią przewagą liczebną. Acheron naliczył około dwa tuziny stworów, a kto wie ile jeszcze tych abominacji kryje się w leśnej gęstwinie?
Fellarianin przemierzając las miał okazję na zaobserwowanie kolejnych stworzonych przez Aulusa istot. Z pozoru flora i fauna łudzący przypominały te Alarańskie, jednak po dłuższej obserwacji dało się zauważyć pierwsze anomalie. Uwagę Acherona najbardziej przykuła rosnąca w środku lasu miniaturowa wiśnia. Roślina była niezwykle niska wysoka, na oko ledwo sięgała Fellarianinowi do kolana. Owoce pojawiały się na tym drzewku zaskakująco szybko i jeszcze szybciej spadały na ziemię. Po chwili czerwonawe cytrusy pękały, a z ich wnętrza wyjawiał się niewielki szkarłatny motyl. Taka roślina choć odrobinę urozmaicała szarą puszczę nadając jej trochę szykowności.
Gdy nastała noc wędrowcy ujrzeli wejście do jaskini. Nie trudno się domyśleć, że grota stanowiła coś w rodzaju domu tych... istot. Wnętrze jaskini oświetlało jaskrawy blask zawieszonych na ścianach pochodni. Wewnątrz znajdowały się dziesiątki, jak nie setki karłowatych stworów. Wszystkie z zaciekawieniem obserwowały podróżników, lecz żaden z nich nie śmiał się zbliżyć. Nagle wędrowcy znaleźli się w pomieszczeniu znacznie większym niż wszystkie inne. Pokój uzupełniała woń dość dziwnych kadzideł. Acheron nigdy przedtem nie miał styczności z podobnym zapachem. Tutejsza woń uspokajała go i wprowadzała w stan delikatnej euforii. Fellarianin zapadł w letarg, z którego wybudziły go dopiero dziesiątki skierowanych w jego ciało ciosów i zadrapań. Acheron przez jakiś czas próbował walczyć, lecz stwory nie dawały za wygraną. Przewaga liczebna zadecydowała o losie tej nierównej potyczki. Nagle wszystkie atakujące go istoty odskoczyły gwałtownie zupełnie jakby ktoś poparzył je rozżarzonym do białości żelazem. Stwory ujrzawszy skrzydła Fellarianina padły przed nim na twarz i zaczęły znosić modły. Acheron dopiero po chwil zorientował się, co tak właściwie się stało. Był zdezorientowany jak reszta ekipy. Nie miał pojęcia, dlaczego miniaturowi łucznicy zmienili podejście do niego po ujrzeniu skrzydeł. Bełkot wypełniający pomieszczenie uniemożliwiał Acheronowi pozbieranie własnych myśli, więc ten postanowił uciszyć swoich "wyznawców".
- Cisza! - krzyknął Fellarianin
Nagle wszystkie modlitwy ucichły, a przed podróżnikami pojawił się sam Aulus, jednak tym razem nie chował swego prawdziwego oblicza pod kruczym kamuflażem.
- Przynajmniej nareszcie ukazałeś swą twarz - burknął Fellarianin - co to wszystko ma znaczyć? Kim są te istoty? I... co mamy zrobić, abyś na stąd wypuścił?
Acheron w oczekiwaniu na odpowiedź oparł się o pobliską ścianę.
Awatar użytkownika
Isariela
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Była elfką. Drowem albinosem
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isariela »

Kolejne słowa Nate wprawiały ją w coraz większe osłupienie. Szalony magik...to by się zgadzało. Od początku cały ten kruk wydawał się bardzo dziwny. Kiedy zaczął przemawiać wiedziała już, że nie jest tym, za kogo się podaje. W jego słowach było też coś wskazującego, że nie wszystko z nim w porządku. W końcu nie każdy czarodziej zamyka w wykreowanym przez swój chory umysł świecie kilkoro istot, tylko po to, by bawić się ich cierpieniem. Rzucił ich na środku pokrytego wiecznym śniegiem pustkowia, mając nadzieję, że sami dadzą sobie radę? I właściwie po co? Chociaż...psychopaty zrozumieć nie sposób, bezcelowym było dociekanie, co kierowało szaleńcem przy tworzeniu tej swego rodzaju areny. Mieli grać w jego grę, a stawką było ich życie.

Po raz pierwszy elfka poczuła coś na kształt tęsknoty. Za zielonym, pachnącym Szepczącym Lasem, który tętnił życiem na każdym kroku, w odróżnieniu od tego zapomnianego przez ludzi i bogów miejsca. Bo czymże tak na prawdę było to miejsce? Najciemniejszym zakątkiem okaleczonej przez szaleństwo duszy, gdzie nikt poza jej nie do końca poczytalnym właścicielem nie miał wstępu. Tak powinno być, ale...najwidoczniej nie było. Komuś niezwykle potężnemu udało się wedrzeć w ten świat. Niestety, nie był ów ktoś rycerzem na białym koniu, przybywającym by uratować bezbronne istoty. Uzurpator zesłał na nich swoje sługi, ucieleśnienia śmierci. A śmierć zawsze jest końcem.

Drżąc z zimna podążała za towarzyszką, słuchając kolejnych jej słów.
- Jeśli chodzi o Arthasa, to poznaliśmy się niedawno i...
I umarł, prawda, Nate? Był pierwszą ofiarą tej gry. Kto będzie następny? Ty czy ja? - zapytała gorzko w myślach, nie wypowiadając jednak tych słów na głos. Chciała być teraz sama, usiąść pod okrytym szronem pniem i siedzieć, zdając się na ślepy los. Miast tego szła, patrząc na powiewające czarne poły płaszczy. Tuż obok siebie czuła obecność tego człowieka, do którego nie odezwała się jeszcze ani słowem, a gdzieś za swoimi plecami słyszała tupanie karykaturalnych stóp bestii. Zastanawiała się, dlaczego pokarało ją akurat taką kompanią. O ile obecność elfki bardzo ją cieszyła, o tyle co do człowieka i maszkary nie żywiła zbyt ciepłych uczuć. Gdyby spotkali się na innym, nie kontrolowanym przez nikogo gruncie, już dawno zrobiłaby im krzywdę. Niestety tutaj, teraz nie mogła, pamiętała, że "Jeśli jedno zawiedzie, wszyscy zginiecie..." Przeklinała własny los. Co w ogóle sprawiło, że znalazła się tutaj, zdana na łaskę i niełaskę tego sukinkota?! Zakładała, że krąży teraz gdzieś w chmurach, zaśmiewając się do łez z ich trudności. A może właśnie nie? A może akurat toczy ostatni pojedynek z tajemniczym najeźcą? Miała ogromną nadzieję, że uzurpator okaże się na tyle silny, by pokonać Aulusa, i jeśli nie zabić go, to chociaż przegnać na cztery wiatry.

Poczuła ciepły wiatr, owiewający jej okryte płaszczem ciało. Uniosła wbite dotąd w ziemię spojrzenie i rozejrzała dookoła, z dozą zadowolenia stwierdzając, że opuścili wieczne śniegi na rzecz jakiejś całkiem przyjemnej, letniej łąki. Spojrzała na większe ze słońc, mrużąc oczy w jego palących promieniach. Ciepło rozlewało się w jej wnętrzu, wypełniając ją cichą radością i kroplą nadziei. Wokół zaczęła dostrzegać rośliny, i choć były one bardzo odmienne od alarańskich, to nie odbiegały im urodą. W koronach dziwnych, bo posiadających nadzwyczaj gładką korę i szorstkie, grube liście drzew radośnie świergotały ptaki. Ich śpiew pozwalał na chwilę oderwać się od rzeczywistości, przenosząc jej wyobraźnię z powrotem do alarańskich lasów, które znała na wylot; w których nic jej nie groziło. A przynajmniej nic, czego by nie znała. Tam las był jej domem, miejscem, z którego się wywodziła, i do którego mogła wracać szukając schronienia przed światem, momentami nie życzliwym dla elfów. Tutaj musiała ostrożnie stawiać każdy krok, uważając, czy zza drzewa nie wyskoczy kolejna kreatura stworzona przez szalonego kruka.
Jej uwagę przykuła niewielka, acz bardzo ciekawa roślina, w którą wzrok wbijał również człowiek. Patrząc na nią miała wrażenie, że czas przyspieszył i nie wykluczała możliwości, że było tak w istocie. Na cienkich gałązkach rośliny co chwilę pojawiały się owoce, następnie z ogromną szybkością rosły, by za moment wydać na świat pięknego motyla. Stworzonko trzepotało skrzydełkami bezradnie, ale po kilku próbach udawało mu się wznieść w powietrze i ruszyć do przodu. Motyli wokół było pełno, wzlatywały w stronę słońc, by po chwili upaść na ziemię, kończąc swe krótkie życie w miękkiej, zielonej trawie. "Tym to dobrze...żyją krótko, ale są szczęśliwe. Pewnie nawet nie wiedzą, kto dał im życie, i kto je odbiera." Wpatrywała się jak urzeczona w cudowne twory, aż w końcu, nie zastanawiając się wiele podeszła do rośliny, która wydawała je na świat, chcąc jej się z bliska przyjrzeć. Mimowolnie spojrzała na swoje dłonie, jakby sprawdzając, czy czas upływa tak szybko w rzeczywistości, czy tylko dla tej rośliny. Jednakże rozejrzawszy się wokoło nie zauważyła żadnych anomalii, toteż uznała, że najwidoczniej wszystko jest we względnym porządku, przynajmniej na tyle, na ile mogła to stwierdzić, przebywając w umyśle szaleńca. Dotknęła rośliny, ale na tej nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Rosła dalej tak samo szybko, i po chwili Isa zobaczyła z bliska, jak młody motyl wznosi się ku niebu.

Wyrwana z rozmyśleń spojrzała za grupą, która zdążyła znacznie się oddalić. Pobiegła w ich stronę, po drodze obserwując inne otaczające ją rośliny. W przelocie musnęła dłonią korę owych dziwnych drzew, ale w dotyku nie przypominały one normalnego drewna. Były niesamowicie gładkie, pod palcami nie dało się wyczuć choćby najdrobniejszej skazy. Ich kolor również zachwycał. Głęboki, w odcieniu palonego cukru niesamowicie kontrastował z wszechobecną zielenią. Drzewo pachniało też niezwykle przyjemnie. Jego zapach był intensywniejszy niż u zwykłych drzew, czuć było w nim jakby żywicę i mokrą trawę. Elfka wzięła głęboki wdech i rozkoszując się tą wonią przyspieszyła, by po chwili znów znaleźć się u boku kompanii. Spojrzała po ich twarzach, ale nic się nie zmieniło. Wyrażały obojętność, ale obojętność zaliczającą się raczej do tych, jaką prezentuje zwinięty w kłębek wąż. Niby nic, ale zabić potrafi w mgnieniu oka.

Usłyszała w krzakach jakieś szelesty. Obejrzała się niespokojnie, ale niewiele mogła dostrzec w leśniej gęstwinie. Po chwili jednak wyszli na oświetloną słońcem polanę, a elfka nieco się uspokoiła. Niestety, nie było to dobre posunięcie. Zza ich pleców wypadły na polanę przeraźliwie kalekie stworzenia, wyglądające jak dwoje zrośniętych razem dzieci. Możnaby uznać ich chwiejny chód za komiczny, ale Isarielę napawał on obrzydzeniem. Nie mogła pozbyć się świadomości, że to wszystko jest wytworem wyobraźni ich "pana". Dotąd sądziła, że każdy ma jakieś wewnętrzna granice, ale Aulus był pięknym dowodem na to, że jest inaczej. Jeśli był w stanie torturować nawet małe dzieci, zlepiając dwoje ciał w jedno, to co mogło go powstrzymać? Istotki poszczekiwały wymachując trzymanymi w chudych rączkach kijami. Isa zastanawiała się, co też może dziać się w ich złączonych z dwojga w jedno umysłach? Najwidoczniej niewiele, stworzenia bystrością nie grzeszyły. Otoczyły ich, i dopiero wtedy elfka zauważyła ich ogromną przewagę liczebną. Nie mieli możliwości ich pokonać, nawet gdyby połączyli siły, co przy stopniu integracji ich drużyny było bardzo wątpliwe. Kiedy istotki zaczęły na nich napierać, zmuszając do skierowania się w sobie tylko wiadomym kierunku. Przewodził im wyższy i nieco lepiej odziany stwór; w przeciwieństwie do odzianej w jakieś szmaty reszty miał na sobie coś na kształt zbroi, bardzo ubogiej, ale jednak. Prowadził pewnie, widać, wiedział, dokąd ma iść. Stłoczona w środku grupa szła, potykając się o kamienie, których nie sposób było dostrzec w tłumie.

Isariela czuła, że opada z sił. Od rana, od momentu w którym obudziła się w śniegu, nie dana była jej choć chwila wytchnienia. Ciągle gdzieś szła, z początku brnąc w śniegu i drżąc od chłodu; teraz było dużo lepiej, ale mimo to elfka wiedziała, że długo nie pociągnie. Wpatrywała się w jaśniejącą tarczę jednego ze słońc, widząc, jak chyli się coraz bardziej ku horyzontowi. W ostatnich jego promieniach, które rzucały złotą poświatę na otoczenie, nadając mu nieco niesamowitego klimatu, zobaczyła zarys jaskini, wyżłobionej przez wodę i wiatr w litej skale. Prowadzące ich kaleki wprowadziły grupę do środka. Patrząc z zewnątrz nie można było domyślić się nawet cienia tego, co ujrzała, wchodząc do wewnątrz. Jama rozszerzała się, tworząc ogromną skalną przestrzeń, która z powodzeniem mogłaby iść w konkury z niejedną salą balową. Sklepienie znajdowało się na wysokości około dwudziestu stóp, co powodowało, że na dole słychać było niezwykle donośne echo. Każdy najmniejszy szelest było tutaj słychać jak uderzenie gromu. Centralne miejsce jaskini, pośród tysięcy stworzeń podobnych tym, które ich yu przywiodły siedziało coś jakby kobieta. Choć tak samo odrażająca jak jej pobratymcy, roztaczała wokół siebie aurę szacunku. Biła od niej siła i charyzma, które niewątpliwie wpływały na morale siedzących bliżej niej stworzeń. Paskudy siedziały, zapatrzone w nią jak w obrazek, nie zwracając uwagi na nic innego. Elfka nie rozumiała co w niej widzą. Kępy rzadkich, czarnopłowych włosów ciężko opadały jej na pomarszczone ramiona. Jej twarz wyglądała jak z sennych koszmarów, z brzydkich, zdeformowanych rysów wyzierało blade, przekrwione oko. Po chwili upadły na twarze, wznosząc w górę tumany kurzu, który pokrywał posadzkę. Isa rozejrzała się, nie bardzo wiedząc, co robić. Ani w głowie jej postało płaszczenie się przed tą staruchą. I to był kolejny błąd, popełniony przez ich grupę tego dnia. Urażona najwidoczniej ich zachowaniem władczyni zaszczekała machając ręką w ich kierunku. Wszystkie stworki, jak na komendę rzuciły się w ich kierunku, pokrzykując coś między sobą. Isa nie miała dokąd uciekać, ale już po chwili spostrzegła, że nie ma się czego obawiać. Kreatury skupiły się na mężczyźnie, resztę grupy zostawiając w spokoju. Okładały go swymi malutkimi pięściami, i mimo, że były od niego o wiele słabsze już po chwili wygrały samą przewagą liczebną. Poturbowany jeszcze przez chwilę się szamotał, ale potem nie można już było dostrzec jakiegokolwiek ruchu w tej ciżbie, złożonej z niezliczonej ilości rąk, nóg i głów. Elfka nawet nie próbowała w jakikolwiek sposób mu pomóc. Przecież to człowiek...niech cierpi. Uśmiechnęła się zjadliwie patrząc na miejsce, w którym jeszcze niedawno stał.

Wtem wszystkie stworzenia rzuciły się do tyłu, potykając o siebie nawzajem i kalecząc dłonie na chropowatej powierzchni groty. Odsuwały się, bijąc pokłony i nie bacząc, że robią krzywdę sobie i pobratymcom. Isa nie mogła pojąć, co takiego spowodowało zmianę ich nastawienia, aż do momentu, w którym mężczyzna podniósł się ciężko, odsłaniając piękne czarne skrzydła. "Fellarianin..." - westchnęła cicho. Jej uczucia do niego diametralnie się zmieniły; nienawiść została zastąpiona zbrojną neutralnością. Zastanawiała się, dlaczego nie pokazał im swojej prawdziwej natury wcześniej, tylko ukrywał tak piękne, mogące przynieść mu ratunek skrzydła. Czy to dlatego, że wiedział, iż jego ucieczka spowoduje ich śmierć? Czy na prawdę był zdolny poświęcić się dla osób, których właściwie nie znał, a z których co najmniej jedna bardzo źle mu życzyła? Te pytania mogły już na zawsze pozostać bez odpowiedzi.

Gdy chwiejący się mężczyzna usiadł w miarę stabilnie, za jego plecami zmaterializował się Aulus. Tym razem już nie w postaci kruka, ale mimo to nie dało się go uznać za kogokolwiek innego. Zaczął coś mówić, ale elfka nie słuchała jego słów. Z cichym szczęknięciem, prawie niedosłyszalnym w pełnej westchnień i szeptów grocie, wyjęła z pochwy sztylet. Zaczęła przestępować ponad leżącymi kalekami, kierując się po łuku w kierunku klauna. Nie patrzył na nią, zajęty swoim monologiem. Gdy znalazła się dosyć blisko, po raz drugi tego samego dnia rzuciła bronią, celując w niego. Teraz było o wiele łatwiej, w końcu wysokiego klauna łatwiej trafić niż kruka. Sztylet nie chybił, ale też nie trafił tak, jak chciała. Uderzył w okolice obojczyka, tworząc płytkie i niezbyt groźne cięcie, a następnie z głuchym brzdękiem spadając na podłogę. Wiedziała, że jej poczynania nie spodobają mu się, w końcu był to jej drugi zamach tego dnia. Drżała lekko, w oczekiwaniu na to, co nastąpi, gdy Aulus otrząśnie się z pierwszego szoku.
Ostatnio edytowane przez Isariela 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Chyba nikt nie zaprzeczy temu, że stopień integracji drużyny był tragiczny. Dlaczego? Nie mieli czasu ze sobą porozmawiać? To prawdopodobnie też był przyczyną. Jednak jeśli chodzi o Nate, to sprawa miała się nieco inaczej. Nie było wiadomo, ile czasu spędzą w tym potwornie wyimaginowanym świecie, a ona wiedziała, że będą musieli prędzej czy później lepiej się poznać. Było to konieczne, by skuteczniej ze sobą współpracować. Problem tkwił w tym, że nikomu z nich nie ufała i nie chciała zaufać. Nawet Isar, mimo tego, że była elfką. Obie były tak podobne do siebie, a jednocześnie tak się różniły... Widziała, jak elfka zareagowała na widok szczurzycy. Przyjrzała się jej reakcji. Gdyby się dowiedziała, że wampirzyca również nie jest zwykłym przedstawicielem rasy o długich uszach, zareagowałaby tak samo? Jak zmieniłyby się relacje między nimi?
Będąc prowadzoną przez zakapturzone byty nie mogła przestać podziwiać krajobrazu, jaki powoli im się ukazywał. Trudno uwierzyć, że tak piękny świat został wykreowany przez tak chory umysł. Było tu wiele odmian różnych roślin, których nie sposób było spotkać w Alarnii. Za przykład mógł posłużyć niewielki krzew, który przykuł uwagę zarówno Isar, jak i Acherona. Jego niezwykłość polegała na tym, że owoce, które wypuszczał na świat rosły bardzo szybko, by zaraz zmienić się w motyla. Ten z kolei wzbijał się w powietrze i zaraz opadał martwy. Czy było jej żal maleńkich stworzeń? Ani trochę. Kochała naturę, ale dobrze wiedziała, że to wszystko nie jest realne. W tym świecie wszystko należało do Aulusa. Chmury, drzewa, ptaki, oni sami... Wszystko oprócz sług uzurpatora i jego samego. Rozmyślając nad tym szła powoli za odzianymi w czarny płaszcz istotami. Po chwili zorientowała się, że albinoska została w tyle. Przystanęła i obejrzała się za siebie, by na nią zaczekać.
- Lepiej pozostać blisko siebie. Nie wiemy z czym przyjdzie nam się tutaj mierzyć, a wszyscy razem mamy większe szanse na przeżycie. - powiedziała do elfki, gdy ta ich dogoniła.
Pod wieczór zbliżali się do mrocznego i w żadnym stopniu niezachęcającego lasu. Wyglądał tak, jakby uważnie śledził każdy ich ruch. Nate miała przeczucie, że nic dobrego ich tam nie spotka. Spojrzała na swoją "drużynę". Po ich twarzach można było wywnioskować, że oni również głęboko zastanawiają się nad tym, gdzie się teraz udają i co się tu właściwie dzieje. Po chwili usłyszała jakiś dźwięk, dobiegający z pobliskich krzaków. Nasilał się z każdą sekundą. Szelest zamienił się w kroki, kroki w niejasne dla niej pomrukiwanie, aż w końcu rozmyślania wszystkich jej towarzyszy przerwał świst strzał. Wampirzyca odruchowo chwyciła za swoją jedyną broń. Problem tkwił w tym, że nie potrafiła się nią posługiwać. Prawdopodobnie z mieczem czułaby się bezpieczniejsza, jednak sztylet, to co innego. Ku jej zaskoczeniu strzały powaliły na ziemię jedynie tych, którzy eskortowali ich w to miejsce. Nikt z grupy nie ucierpiał, a przynajmniej na razie. Czy poczuła ulgę? Nie... To, co wybiegło na nich z krzaków wyglądało ohydnie. Małe, chude i pokraczne ciała były niczym, w porównaniu do dwóch głów połączonych w jedną, na której środku znajdowało się tylko jedno oko. Nate zaczęła się zastanawiać nad tym, czy nie wolała towarzystwa milczących istot, z których nie pozostało nic więcej niż płaszcz. Miała złe przeczucia. "Karły" były dosłownie wszędzie. Otoczyli ich, a ogromną przewagę dawała im ich liczebność. No cóż... Jakkolwiek by to nie brzmiało, teraz byli zdani na łaskę tych obrzydliwców.
No i nadszedł czas na ukazanie się ich przywódcy. Oprócz wzrostu i kolczugi nie różnił się niczym, od swych pobratymców. Widać jednak było, że on tutaj dowodzi. Przyglądał się swojej zdobyczy, a w szczególności dwóm elfkom. Gdy podszedł do Nate, ta odsunęła się kawałek od niego. W pierwszej chwili sądziła, że był to najgłupszy krok, jaki w tej sytuacji mogła zrobić. Dało się słyszeć głośny skrzek, a następnie wszyscy razem zaczęli kierować się w głąb lasu, dźgani łukami niskich stworzeń. Nie wiedziała, jak długo trwała ich wędrówka. Nie liczyła czasu. Ba, nawet nie wiedziała, czy w tej krainie czas upływa szybciej, czy wolniej. Jedyne, co mogła dostrzec, to zmęczenie na twarzach swoich znajomych. Zastanawiało ją, kiedy dane im będzie przysiąść i odpocząć choć chwilę. O ile sama nie odczuwała zmęczenia, tak widać było, że ranny Acheron i wyczerpana Isar nie wyglądali zbyt dobrze. Szczurzyca natomiast cały czas wydawała się być zawzięta i skupiona brnęła na przód. Mimo to potrzebowali siebie nawzajem. Chyba wszyscy mieli tę świadomość, że granie na własną rękę nie odniesie żadnego pozytywnego skutku.
Gdy prowadzeni do jeszcze nieznanego im celu przechodzili przez gęstwinę krzaków, Nate ujrzała coś, czego najbardziej się tutaj obawiała. Między dwoma gałązkami, swoją pajęczynę utkał zmieniający kolory pająk. Nie należał do największych, jednak był wystarczający, by swoim wyglądem sparaliżować wampirzycę. Stanęła jak wryta wpatrując się w niego. Strach nie pozwalał jej się ruszyć. Najpierw przeszły ją dreszcze, a potem poczuła, że coś maszeruje po jej plecach. Miała wielce ochotę krzyknąć, jednak udało jej się to powstrzymać. Odruchowo starała się zrzucić z siebie to coś, ale okazało się, że był to jedynie liść. "Daj spokój! Boi się ciebie bardziej niż ty jego!" - skarciła się w myślach, po czym popychana przez pokraczne istoty ruszyła dalej. Zdecydowanie odechciało jej się wędrować. Miała dość na dziś. Miała dość lasów, krzewów, trawy, a nawet zapachu kwiatków. Nie mogła się doczekać końca tej "wycieczki".
No i nie czekała długo. Niedługo po tym doszli wreszcie do jakiejś jaskini. W głębi widać było tlący się ogień z pochodni, zawieszonych przy ścianach. Weszli do środka, a im oczom ukazało się jeszcze więcej tych stworów. Oblegały ich dosłownie z każdej strony. Każde z nich wpatrywało się w nich swoim okiem i mruczało coś pod nosem w sobie znanym języku. Nie wyglądało to dobrze. Wampirzyca pamiętała takie historie z bajek, które czytała, gdy była mała. Główni bohaterowie zazwyczaj służyli takim istotom za kolację. Zawsze jednak dało się znaleźć jakąś deskę ratunku. Czy w tym przypadku będzie tak samo? Jaką szansę mają na przeżycie? A może jednoocy wcale nie są do nich wrogo nastawieni?
Przechodząc przez główne leże (które nie należało do najmniejszych), Nate zastanawiała się, dokąd ich prowadzą. Od odpowiedzi dzielił ich ostatni korytarz, po którego przekroczeniu znaleźli się w ciemnym pomieszczeniu, wypełnionym wonią kadzideł. Jedynym źródłem światła było ognisko, znajdujące się na środku sali, tuż przed tronem władcy tego plemienia. Wyglądał jeszcze bardziej odrażająco. Dwanaście palców u rąk, trzy złączone ze sobą głowy, para oczu, każde zwrócone w inną stronę... To było chore. Wampirzyca dostrzegła również malunki na ścianach. A więc mieli zostać złożeni w ofierze? Przyprowadzono ich tutaj, by zaraz zarżnąć jak świnie... Jeśli tak, to Nate nie zamierzała poddać się bez walki. Nagle karły zaczęły płaszczyć się przed swoją królową. Była to dosyć niezręczna sytuacja. Wszyscy czworo patrzyli się z niedowierzaniem na całą sytuację. Powinni również oddać hołd tej paskudzie? Niby dlaczego? Przecież zaraz i tak mieli skończyć swe żywota. Nate przynajmniej chciała umrzeć z godnością.
Brak taktu poskutkował atakiem na Acherona. Dlaczego tylko na niego? Pijawka nie zastanawiała się nad tym. Zamierzała zrobić użytek ze swojego sztyletu, jednak pokraki zdawały się wyczuć jej intencje. Po trzy stwory uczepiły się każdej z jej nóg, a kolejne cztery, rąk. Nie mogła nic zrobić. Szarpały ją i drapały. Na nieszczęście "elfki" udało im się otworzyć ranę, która niedawno przestała krwawić. No pięknie... jeszcze tego brakowało. Po chwili przepychanek Nate poczuła, że ją puszczają. Spojrzała na Acherona, który w tym momencie zdawał się być ich bóstwem. Znów ujrzała jego piękne skrzydła. Czy to one były powodem tej zmiany w zachowaniu tego dzikiego plemienia? Nawet sama królowa zaczęła podziwiać Fellarianina i kłaniać się przed nim. Szczęście w nieszczęściu. Dlaczego w nieszczęściu? Otóż dlatego, że zaraz po tym, swoją obecnością znów zaszczycił ich Aulus. Tym razem raczył pokazać swoje prawdziwe oblicze, które wyglądało dość... dziwnie. Fioletowy frak, blada skóra, sine usta i włosy różnego koloru. Typowy błazen. Mimo tego, że do nich przemówił, wcale nie był to ten sam głos, co wcześniej. Brzmiał, jakby połączony z kilku innych. Po tym zajściu wampirzyca wiedziała, że już nic nie zdoła jej tutaj zadziwić. Była gotowa na dosłownie wszystko.
Ból w ręce znowu nie zamierzał ustąpić, a krew powoli zaczynała malować skałę, na której teraz wszyscy się znajdowali. Pijawka poczuła się słabo, więc usiadła, opierając się o pobliską ścianę. Wiedziała, że to z powodu zbyt dużej utraty krwi. "Przeklęte orły" - zasyczała pod nosem. Swoją drogą jej głód i chęć wypicia czyjejś krwi znów zaczynała się objawiać. Wszystko przez tę cholerną ranę i bandę szkaradnych paskudztw. Nie mając pojęcia co robić, wpatrywała się w klauna, czekając na rozwój zdarzeń.
Awatar użytkownika
Aulus
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Przemieniony.
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aulus »

"Zadanie"


Wysoka sala otoczona kilkunastoma szerokimi kolumnami rozświetlonymi jedynie blaskiem niewielkich płomieni umiejscowionych w magiczny sposób na filarach niknących wierzchołkami wśród mroków sklepienia.Całe pomieszczenie wypełniała grobowa cisza. Przez jej środek biegł długi czerwony dywan, wyszywany archaicznymi runami. Jeden jego koniec biegł ku dębowym wrotom wiszącym na ciężkich zawiasach w kształcie dębowych iści.Drugi natomiast prowadził wprost ku podwyższeniu na którym spoczywał bogato zdobiony tron.
Przeraźliwą ciszę przerwał nagle dźwięk skrzypiących zasuw, a potem na kobierzec weszła postać okryta szczelnie czarnym płaszczem o szerokim ciężkim kapturze. Jej powolny drętwy chód przypominał bardziej przyciąganie za pomocą niewidzianej liny, przez istotę która zasiadała na fotelu, jednak w żadnym razie nie dało dostrzec się jej sylwetki. Jakby mrok był jego naturalnym sprzymierzeńcem, otulając go całunem bezpieczeństwa.Osobnik w płaszczu uklęknął tuż przed tronem, opuszczając nisko głowę.

-Witaj moje dziecko, nadeszła chwila ostatniej próby... Nasz plan posuwa się w zamierzonym kierunku, jednak czas przyspieszyć nieco działania.
Głos cienia brzmiał, jakby wydobywał się z wnętrza obcej istoty, jak gdyby coś innego przemawiało jego ustami rozchodząc się echem wśród kamiennych strażników mrocznej sali.

-Pojedziesz na południe, omijaj główny trakt aż na tym niebie nie pojawi się gwiazda środka... Wtedy wypełnisz swe zadanie.
Cień przerwał, a cała sala ponownie zastygła w ciszy, przerywanej teraz jedynie powolnymi krokami gdy zakapturzony osobnik odwrócił się na pięcie zmierzając w stronę dębowych drzwi, odprowadzony wzrokiem przez upiornego władcę.

***

"Część I"


Aulus rozejrzał się z ciekawością po zmęczonych towarzyszach, zdając sobie sprawę jak bardzo są to kruche istoty. Zaledwie dzień wcześniej postawili stopę w tym świecie, a wyglądali jak gdyby ich zmagania z przeciwnościami losu trwały już kilka tygodni. Pacynek zerknął na pijawkę która obficie krwawiła z ramienia, jej twarz zdradzała rozgoryczenie, i niepokój względem własnych możliwości. Klaun zerknął w jej umysł aby zyskać pewność, i ujrzał tam walkę z samą sobą, ze swą krwiożerczą naturą która w dawała o sobie znać z każdą kroplą drogocennej krwi niknącej wśród żółtych piasków na których siedziała opierając się o zimną ścianę. Przerażający widok własnej bezradności, lecz czego się bała... Że zagrozi tym obcym osobą które powinny znaczyć dla niej tyle co słomiana witka utykająca dziurę w dachu. Aulus przyglądał się jej przez dłuższy czas, jednak ta nawet na niego nie spojrzała opuszczając głowę.
"Bardzo ciekawe", pomyślał, przenosząc wzrok na Acherona, którego ubranie nosiło ślady niedawnej szarpaniny z grupą wyznawców dwugłowej wiedźmy. on był tutaj najbardziej przewidywalny, i jego samotnicze życie, izolacja od istot innych niż on sam, była dla pacynka najbardziej zrozumiała. Uśmiechnął się na widok czarnych skrzydeł zdając sobie sprawę, że tych kilka piór uratowało ich wszystkich przed marnym losem jako potrawka dla kanibalistycznego plemienia. Aulus zastanawiał się czy Fallerianin zdawał sobie sprawę ze swej roli jaką odegrać miał w tym przedsięwzięciu ponownego usadzenia na tronie prawowitego władcy.
Pacynek rozejrzał się w poszukiwaniu najbardziej ciekawego osobnika w ich drużynie, i nagle dostrzegł ją stojącą z boku niemal trzęsąc się z przerażenia... Jej sylwetka przeszła metamorfozę, nabyła cechy swego szczurzego "demona", pozostając jednak w swym ludzkim ciele. Aulus spoglądał na krew która zastygła na jej szponach, czuł jak bardzo pragnie krwi, jednocześnie bojąc się tego uczucia, widział potwora w jej wzroku który skrzętnie odwracała przed jego hipnotyzującym spojrzeniem.
Pacynek powoli przełamał barierę jej umysł którą starała się wznieść, jednak widać było że nie ma w tym wprawy, bo wszystko wyglądało jak igraszki z małym dzieckiem, gdy już niemal miał ją złamać uciekał dając jej chwilę wytchnienia, by zaraz niby nigdy nic. Ponownie zaatakować doprowadzając ją niemal do obłędu. Pacynek wiedział że kobieta jest jego największą bronią, wiedział także że musiała go chronić w chwili gdy on nie mógł używać swej mocy... To było właśnie wyjaśnienie ostatniego dnia, jego energia używana do kreowania świata zdradzała ich pozycję. Aulus musiał korzystać jedynie z prostych sztuczek, do czasu aż nie stanie oko w oko ze swym prześladowcą.
Klaun powoli zagłębił się w jej wspomnieniach wybierając te które spodobało mu się najbardziej.
"Wspomnienie Dziecka"

Pacynek siedział na zmurszałym konarze przyglądając się zabawie dzieci ganiających się bez celu po lesie, zastanawiał się nad własnym życiem, i starał się sobie przypomnieć czy on kiedykolwiek przezywał chwilę radości, czy potrafił by wskazać na świecie osobę która oderwała by go od całej tej przepaści w której tkwił. Już od dawna bał się że dzieli go od śmiercionośnego kroku jeno błahy powiew kolejnej tragedii, jednak to nie jemu decydować było o własnym życiu... Posiadał w sobie ponad tuzin sprzeczności, a każda pragnęła innego końca.
Aulus wpatrywał się w zagubioną dziewczynkę, była piękna w swej naturalnej wiejskiej odsłonie w porównaniu do obecnego osobnika, pokrytego bliznami ze swym smutkiem w oczach. Pacynek spoglądał jak w towarzystwie dwójki chłopców, zapędziła się zbyt głęboko w las, a ich zapach został zauważony przez stado wygłodniałych wilków, które w swym prymitywnym umyśle cieszyły się na łatwą zdobycz.
Gdy dzieci ujrzały niebezpieczeństwo, a ich wzrok zmącony został wizją śmierci... Aulus powoli zastąpił drogę bestią wyciągając prawą dłoń. Gdy stwory zauważyły dziwacznego osobnika, na chwilę zwolniły... A ich ciała w mgnieniu oka zaczęły pęcznieć, by po chwili z ogromną eksplozją, zalać wszystko dookoła krwawymi wnętrznościami.
Aulus skierował swój wzrok na przerażone dzieci, ponownie wyciągnął dłoń a dwaj chłopcy upadli jak gdyby wyssano z nich duszę.

- Nie martw się moja droga, oni nie są mi potrzebni.
Pacynek przemawiał swym naturalnym głosem, wypełniając go energią której nie dało się przeciwstawić.


- Mam dla ciebie zadanie, i lepiej nie staraj się mi sprzeciwić... Inaczej skończysz jak banda pchlarzy za moimi plecami.
Klaun podszedł do dziewczynki klękając przed nią.


- Jak śmiałaś wątpić w mą moc, mogę zgnieść cię tu i teraz, i żadne ze stworzeń tego świata nie zapłacze po twym marnym losie, jak śmiałaś ukrywać przede mną swe myśli... Należysz do mnie i radzę ci się do tego przyzwyczaić.
Pacynek uśmiechnął się szeroko przybierając radosny wyraz twarzy.

- Powiedz jej, powiedz co się stanie.
Klaun uderzył się w twarz, potrząsając głową.

- Zamknij się nędzny kuglarzu, to ja jestem twym panem, przestań wtrącać się do rozmowy.
Gdy głos w jego głowie ucichł, klaun kontynuował.

- Jednak jest w tobie coś dzięki czemu nie zginiesz, jesteś inna niż ci którzy nie znają swego przeznaczenia...Uwierz w mą siłę, i służ mi wiernie. A nauczę cię jak opanować twe mroczne oblicze, staniesz się tak potężna że nawet sama śmierć będzie obawiać się przyjść po twą duszę.

Klaun delikatnie dotknął jej policzka, po czym wizja się rozmyła a oni ponownie znajdowali się w ponurej sali tronowej, demonicznej wiedźmy.
Pacynek spoglądał w twarz szczurzycy a właściwie pięknej kobiety, gdyż efekt klątwy został zdjęty na ten czas. Lecz tym razem w jej oczach nie widział już strachu, nie widział tej walki z własnym sumieniem... Teraz widział tam ciekawość która nie zostanie zaspokojona, póki szczurek nie przekona się czy słowa byłego władcy są prawdziwe.
Nagle z kontemplacji wyrwał go świst ostrza, a chwilę później z jego ramienia pociekła szkarłatna posoka barwiąc jego fioletowy frak.
Aulus wpatrywał się w młodą elfkę o której zapomniał, jej twarz wyrażała szczerą niechęć, i próbę rzucenia wyzwania.
Pacynek zaśmiał się głośno zastanawiając się jak głupią istotą jest ta marna elfka, że starała się zabić go w jego własnym świecie... Co kierowała jej dłonią, skoro dał jej wcześniej jasno do zrozumienia że to on włada wszystkim tutaj, od gwiazd na niebie, po tlen który wdychała do swych płuc. Aulus zszedł z tronu, a małe istoty z przerażeniem zerkające na swego mistrza, umknęły w popłochu widząc wyraz jego twarzy.

-Jesteś waleczna, ale bardzo głupia... Chyba czas abyś posmakowała czym grozi takie zachowanie.

pacynek podszedł do niej, niemal szepcząc do jej ucha.
Strzelił palcami, a istota przed nim zniknęła, by po chwili pojawić się z rękoma i nogami przykutymi do ściany...Klaun podszedł do niej wpatrując się w jej próby oswobodzenia się, jak bardzo jednak mylił się co do tych istot. Wierzył że potrafią logicznie przewidywać kolejność swych kroków, jednak owa białogłowa elfa udowodniła mu że są jedynie nędznymi robakami. Które nadają się do eksterminacji.

- Pobawimy się kobieto...Tak, poznasz moc tego którego chciałaś zniszczyć.
Pacynek spojrzał na nią z szerokim uśmiechem, gładząc jej policzek.


- To będzie dla ciebie bardzo długa noc.

Elfka zawyła przeraźliwie zwijając się na łańcuchach, reszta mogła dziwić się co jej się stało, jednak on wiedział co obecnie przeżywała. W swym umyśle wykreował wizję jak gdyby małe bestie podgryzały ciało elfki rozszarpując jej delikatną skórę swymi dziecięcymi rączkami. Mięso z jej ciała tryskało w ich drobnych zniekształconych ustach, rany co chwila zabliźniały się i zostawały otwierane na nowo. A przerażającą agonie mogła zakończyć jedynie dobra wola klauna.
Aulus rozejrzał się po reszcie zebranych, powoli podszedł do pijawki jednym ruchem zabliźniając jej ranę. Następnie skinął na wpatrzonych w niego Kragów, zwracając się wprost do ich myśli.

-Przynieść stoły i jadło, nasi goście zapewne są głodni.

Następnie zwrócił się do trójki towarzyszy, jednak tym razem swym połączonym głosem.

-Nie martwcie się o elfkę, nic jej nie będzie. Przeżywa teraz lekcję pokory, jutro rano będzie o wiele uleglejsza.

Aulus usiadł na swym tronie spoglądając jak drobne istoty wnoszą niski drewniany stół, długi na dwanaście stóp. Inne po chwili zaczęły ustawiać na nim misy z owocami, dziwnymi odmianami tutejszych drzew mieniących się wieloma barwami i kształtami. Następnie przyniesiono olbrzymie tace z pieczonymi Turlakami, odmianą tutejszych jeleni o ośmiu nogach zakończonych długimi szponami, i głową zwieńczoną krótkimi ostrymi rogami. Na koniec podano wino w drewnianych karafkach. Aulus spojrzał z uśmiechem na pijawkę, po czym podszedł do najbliższego kraga chwytając go za drobne ciałko, jednym szarpnięciem pozbawił go głowy, a czerwoną posokę wlał do pustego dzbana stawiając go przed jej obliczem. Reszta stworów czując że ich życie może skończyć się równie szybko, ustawiła resztę pater, z dymiącymi grzybami, bulgoczącą zupą pełną nieznanych warzyw.Po czym uciekła czym prędzej chowając się przed swym panem.
Jedynie ich władczyni uklęknęła po prawej stronie tronu, dając się głaskać swemu nawiedzonemu bogu.

- Jedzcie i nie obawiajcie się o swe życie, czuję bowiem że to wasza ostatnia spokojna noc, przed dalszą rozgrywką z naszym samozwańczym bogiem... Gdy skończycie, wyjawię wam swój plan.

"Część II"


Pacynek machnął dłonią, a jego ciało skurczyło się przybierając formę czarnego kruka. Wzleciał nad stołem znikając w małym wylocie w suficie, napawając się już po chwili urokiem nocy. Szybując spokojnie ujrzał drewniane golemy przemierzające las w poszukiwaniu bezczelnych intruzów, ich potężne konary raz po raz miażdżyły mniejsze drzewa, wytyczając ścieżkę ku sercu lasu. Gdzie indziej Sparkowie, ludzie o skrzydłach nietoperzy, przemierzali niebo w poszukiwaniu Kragów, źródła ich naturalnego pożywienia. Ich jasna skóra kontrastowała na tle świetlistego księżyca, uzbrojeni w drewniane lagi szybowali mijając kruka, z godnością pochylając swe głowy, ku czci stwórcy ich życia. Pacynek obserwował nocne życie swej krainy, zastanawiając się że jako mały chłopiec nawet nie zdawał sobie sprawy iż kiedyś uzyska tak wielką potęgę. Jego myśli błądziły bez celu, gdy wtem poczuł inną świadomość niecałą milę od siebie, nie był to jego twór, lecz nie był to także uzurpator. Kruk z ciekawością obniżył lot zmierzając w miejsce gdzie znajdowała się obca istota.
Z każdą chwilą czuł ją wyraźniej, i wiedział już że to z całą pewnością była kobieta. Jednak jakim cudem się tu znalazła, i czemu nie odczuł żadnych zakłóceń związanych z jej przybyciem. Albo była tak potężna, albo to sztuczka obcej istoty która planowała zasadzkę na byłego władcę.
Kruk minął pierścień lasu, przysiadając na głównym trakcie który powadził wprost do stolicy, czekając aż obca obecność zbliży się do jego pozycji, gdy na horyzoncie pojawiła się majacząca sylwetka, Aulus wzleciał nieco wyżej zastępując jej drogę. Ujrzał piękną elfkę o kruczoczarnych włosach, jej sylwetka skrywana była pod czarnym płaszczem, okalającym ją przed widokiem drapieżnych bestii, których tutaj nie brakowało.
Pacynek zmienił swój kształt, stając przed nią w swej "ludzkiej" odsłonie.

-Witaj moja droga... Powiedz co ktoś z twej rasy porabia w świecie który nie istnieje...

Aulus starał się dostrzec jej myśli, jednak dziwna bariera blokowała ich dostęp. Nie potrafił jej obejść, ani przebić. Gdy jego wysiłki sczezły na niczym, poddał się zdając sobie sprawę, że ktoś silniejszy kierował jej losem. A on niestety wiedział kim była owa osoba.
Ostatnio edytowane przez Aulus 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Acheron
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Acheron »

Acheron nie uzyskał odpowiedzi na swoje pytania. Mimo irytacji nie ubiegał się o odpowiedź. Doskonale wiedział, że Aulus ma tutaj niemalże nieograniczoną władzę i jakakolwiek próba sprzeciwienia się mu jest jednoznaczna z podpisaniem wyroku śmierci na samego siebie.
Pacynek przez chwilę w milczeniu przypatrywał się porwanym przez siebie ofiarą. Mimika jego twarzy nie wyrażała żadnych emocji, wędrowcy mogli jedynie domyślać się, nad czym aktualnie rozmyśla Aulus. Nagle klaun przerzucił swój wzrok na Charlotte. Kobieta stała nieruchomo wbijając swe ślepia w oblicze Pacynka. Jej spojrzenie przestało wyrażać strach, desperację, zagubienie... Te wszystkie negatywne emocje zostały zastąpione przez ciekawość i silną fascynację.
"Czyżby rozmawiał z nią za pomocą myśli?"
Wtem szczurzyca przybrała swoją ludzką postać. Czy była to zasługa Pacynka? Niewykluczone. Czy może w tym wykreowanym przez Aulusa świecie Charlotte uzyskała możliwość kontrolowania swojej klątwy? Wątpliwe, aczkolwiek możliwe.
Rozterki Acherona przerwała Isariela. A właściwie to rzucone prze nią ostrze. Elfka w mgnieniu oka sięgnęła po sztylet, wycelowała i rzuciła nim w klauna pozostawiając w jego ciele obficie krwawiącą ranę. Całość trwała niemal tak krótko, jak mrugnięcie. Pokaz jej umiejętności był imponujący, jednakże był także niezwykle lekkomyślny. Śmiech Pacynka przerwał panującą do tej pory grobową ciszę. Sadystyczny chichot wypełnił pomieszczenie płosząc kilka Kragów. Gdy Aulus powstał, po raz pierwszy na jego twarzy pojawiła się oznaka jakiegokolwiek uczucia. Złości. Jego oczy zabłysnęły nienawiścią, Kragowie widząc kierujący Pacynkiem gniew opuścili pomieszczenie krzycząc wniebogłosy. Szczerze mówiąc Acheron z dziką przyjemnością również opuściłby to pomieszczenie, jednak ten gest jedynie zwiększyłby wściekłość klauna. Chwilę później klaun pstryknął palcami, a ciało Isarieli uległo dematerializacji, aby następnie pojawić się przykute łańcuchami do kamiennej ściany. Elfka krzyknęła przeraźliwie wijąc się na łańcuchach. Nie poniosła żadnych obrażeń, jej ciało nie zostało w żaden sposób uszkodzone. Mimo to Isariela krzyczała, jakby przechodziła niewyobrażalne katusze. Acheron wiele razy słyszał jęki torturowanych osób, jednak nigdy nie były one tak przeraźliwe jak teraz. Fellarianin nie miał wątpliwości, że Aulus zaatakował najwrażliwszą część istot rozumnych - umysł. W ten sposób klaun mógł torturować kogo chciał w najbardziej przerażający dla ofiary sposób, jednocześnie nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Zabawne... i straszne zarazem.
Nie zważając na krzyki elfki Aulus podszedł do młodej wampirzycy i uleczył jej ranę. W obawie przed zostaniem kolejną ofiarą igraszek Pacynka Acheron wykonał kilka kroków w tył. Wolał trzymać się od tego psychopaty jak najdalej i nie mieć żadnej styczności z jego magią. Nawet, jeśli tam ma mieć jakieś pozytywne skutki...
Kragowie zaczęli wnosić do sali stoły oraz krzesła. Następnie umieścili na nich sporą ilość jadła. Salę wypełniła aromatyczna woń tutejszych warzyw i owoców. Chwilę później na stołach zagościło także mięso i karafki z winem. Wszystko wydawałoby się takie piękne... gdyby nie ciągłe krzyki torturowanej mentalnie elfki. Jakby tego było mało Aulus bezczelnie pozbawił łba pewnego Kraga i uzupełnił jego krwią pusty dzban. Woń potraw niemal natychmiast zastąpił paskudny fetor pochodzący ze zmasakrowanego truchła niewielkiego stwora. Jego krew miała niezwykle dziwną konsystencję. Powoli, kropla za kroplą lała się z urwanej głosy do pokala niczym gęsty syrop. Gdy cała posoka opuściła czerep nieszczęsnego Kraga, Aulus podarował dzbanek wampirzycy i opuścił jaskinię uprzednio żegnając wędrowców skromnym monologiem.
- Jakim trzeba być tyranem, aby bez skrupułów pozbawić życia dozgonnie wiernego sługusa? - powiedział Acheron bardziej do siebie niż do innych.
Fellarianin podszedł do przykutej do ściany elfki. Przez chwilę majstrował coś przy łańcuchach próbując uwolnić Isariele. Niestety jego wysiłek był bezskuteczny. Łańcuchy nie posiadały żadnej kłódki, żadnego zamka. Ponadto zapewne były wzmocnione magicznie i niewrażliwe na jakiekolwiek uszkodzenia. Najwyraźniej tylko Aulus mógł wyzwolić elfkę.
- Wybacz - szepnął Fellarianin z nutką współczucia w głosie
Acheron niepewnie usiadł przy stole i sięgnął po wino. Trunek smakował wyśmienicie, Fellarianin nigdy nie pił czegoś równie dobrego. Następie łucznik sięgnął po owoc przypominający jabłko. Roślina wyglądała, jakby ciągle żyła. Nieustannie biła niczym ludzkie serce. Ponadto posiadała dziwne zabarwienie. Fellarianin nigdy nie widział takiej barwy. Zapewne ten kolor również był tworem wyobraźni Aulusa. Smak "jabłka" był równie zadziwiający jak jego wygląd. Na początku Acheron czuł smak przypominający pomarańczę, który chwilę później przeistoczył się w kiwi. Po przełknięciu owoc pozostawił w ustach delikatny pikantny posmak. Łucznik zjadłszy jeszcze kilka tych owoców postanowił skosztować czegoś jeszcze. Tym razem sięgnął po Turlaka, jednak ku jego zaskoczeniu w smaku był niemalże identyczne jak zwyczajny jeleń.
- Szczerze mówiąc wątpię, czy wszyscy wyjdziemy z tego cało... - powiedział Acheron nie przerywając degustacji potraw - Niech bogowie mają nas w opiece...
Czy dożyje następnego dnia? Czy nawet jeśli wykona swą powinność Aulus zwróci mu wolność? Czy kiedykolwiek ponownie ujrzy swój dom w wiosce Shaoshan? Te pytania dręczyły Fellarianina przez następne kilka godzin.
Awatar użytkownika
Linnea
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśna Elfka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Linnea »

        Linnea szła miarowym krokiem przez kompletnie nieznajomy dla niej las. Czuła się z tym nad wyraz nieswojo, Szepczący Las był jej domem od wielu lat, sporą jego część znała od podszewki i czuła się tam jak ryba w wodzie, natomiast ten w którym się teraz znajdowała, nie budził jej zaufania. Przede wszystkim nic nie funkcjonowało tutaj tak jak, jak powinno. Do tego wniosku doszła już przy pierwszym jej kontakcie z tą dziwną przyrodą. Niektóre rośliny wyglądały zwyczajnie, nie różniły się wcale tak bardzo od tych, które mogła spotkać w Alaranii, zwierząt natomiast nie spotkała zbyt wielu, były to głównie ptaki, a te również nie były zbyt interesujące. To wszystko, to były jednak najwyraźniej wyjątki, bo inne elementy flory tego dziwnego świata wprawiły ją w wyraźny niepokój. Doskonałym tego przykładem były jabłka które rosły na... krzakach.

        Początkowo elfka myślała oczywiście, że były to jakieś egzotyczne dla niej owoce, kiedy jednak delikatnie oderwała jednego z nich z gałęzi i się w niego wgryzła, odkryła iż doskonale znała ten smak. Była pewna, że jabłka rosły na drzewach, to było dla niej tak oczywiste jak oddychanie. Jednak ten prosty element potrafił ją w tak dużym stopniu zbić z pantałyku. Ostrożnie, bardzo ostrożnie nachyliła się do rośliny i dotknęła jedną z jej gałęzi. Kolejne zaskoczenie. Nic nie czuła. Jako leśna elfka od zawsze potrafiła zrozumieć każdą roślinę jaką napotkała w Alaranii, tutaj jednak było inaczej. Kompletnie nic. Cisza. Rzuciła jabłko gdzieś daleko w las a następnie czym prędzej oddaliła się od tego wynaturzonego tworu i od tego czasu starała się nie zwracać najmniejszej uwagi na jakiekolwiek kwiaty, krzaki czy drzewa.

        W lesie rozwidliło się nieco, drzewa zaczęły się przerzedzać, co mogło oznaczać iż Linnea była blisko wydostania się z niego. Wtedy też po raz pierwszy spojrzała w niebo, tutaj spotkała ją jeszcze większa, niemiła niespodzianka. Widniały na nim dwa słońca! W tym momencie pomyślała o tym, o czym pomyślałaby pewnie każda osoba próbująca racjonalnie wyjaśnić to zjawisko. To był po prostu sen! Tylko w ten sposób mogła wyjaśnić wszystkie te dziwactwa! Zaśmiała się głośno, a jej śmiech potoczył się cichym echem wśród drzew. Aby upewnić samą siebie w przekonaniu, że tak właśnie było, uszczypnęła się mocno w policzek. Zabolało. I to bardzo. W tym momencie przestała się śmiać. Gdzie ona u licha była?! Po raz kolejny tego dnia próbowała sobie przypomnieć, skąd się tu właściwie wzięła.

        Elfka wróciła myślami do dnia, który wydawał się dla niej tak bardzo odległy, choć tak naprawdę jeszcze się nie skończył - a przynajmniej nie skończył się w Alaranii. Pamiętała jak szukała mordercy jej przyjaciela w jakiejś odległej wiosce na terenie Gór Druidów. Tak, doskonale to pamiętała. Pamiętała też co się tam wydarzyło, spotkała tam jakichś dwóch osobników - kobietę i mężczyznę. Teraz sobie uświadomiła, że mogli to być magowie, a na pewno była nim ta kobieta, która przeniosła ją gdzieś tym swoim portalem. Pamiętała też co działo się wewnątrz niego, przez pewien czas widziała gdzieś w oddali podróżującą nim czarodziejkę, później jednak została sama. Miała wrażenie że wędrowała przez wieki nie zważając na czasoprzestrzeń, wirowała bez ustanku bez żadnego celu. A później... Nic. Pustka.
Kiedy elfka wytężała pamięć, pamiętała jakąś dużą, ciemną komnatę w której przemawiał do niej jakiś mężczyzna siedzący na tronie. Po sylwetce mogła się domyślić, że był to mężczyzna, nie potrafiła jednak przypomnieć sobie jego wyglądu, oczyma wyobraźni mogła go sobie wyobrazić bardziej jako cień. Nie mogła sobie też przypomnieć, co konkretnie do niej mówił, w głębi ducha wiedziała jednak, że było to coś ważnego.
Niczego więcej nie potrafiła sobie przypomnieć.

        Linnea nawet nie zauważyła, kiedy zaczęło się ściemniać, aż po pewnym czasie naturę wokół niej spowił całkowity mrok. Zapadła noc. Nie obawiała się jej, nawet nie dlatego że bardzo dobrze widziała w ciemności, bo księżyc znakomicie oświetlał jej drogę. Nie, tutaj chodziło o coś innego. Była rada że te wszystkie te dziwne rośliny zostały spowite ciemnością nocy, dzięki temu mogła chociaż próbować udawać, iż niczym nie odbiegają one od normy. Nawet nie zauważyła, kiedy wtargnęła na główny trakt. Z jakiegoś powodu pomyślała sobie, że nie powinna nim podążać, nie wiedziała jednak dlaczego.
Nagle z rozmyślań wyrwał ją widok czarnego kruka, który zagrodził jej drogę. Już samo to dało jej wystarczająco dużo powodów, by stwierdzić, że powinna mieć się na baczności. Stanęła gwałtownie, siląc się na spokój.
Raptem ptak zamienił się w człowieka. Człowieka? Nie... Raczej w najdziwniejszą istotę jaką elfka ujrzała od początku tego dnia. Natychmiast pomyślała, że wolała go jednak w jego pierwotnej formie. Nie podobała się jej w nim niemalże wszystko, zaczynając od tych okropnych włosów, a kończąc na ubraniu. I jeszcze ten uśmiech... Uśmiech szaleńca, bez dwóch zdań. Kiedy tylko się do niej zwrócił, po jej plecach przebiegły ciarki. Nie odpowiedziała natychmiast, zamiast tego zaczęła rozmyślać nad tym, co on powiedział. 'W świecie który nie istnieje'? Jak to nie istnieje? Przecież sama w nim teraz była. Co prawda jeszcze niedawno myślała, że to był zwykły sen, ale szybko przekonała się, że była w błędzie. Natychmiast wróciła myślami do tego wszystkiego, co ujrzała wcześniej - o roślinach, a nawet tym niewyraźnym wspomnieniu mężczyzny, który być może był nawet odpowiedzialny za to, że teraz tutaj była. Ale to były tylko przypuszczenia. Chciała to wszystko zrozumieć, a ten kuglarz, czy kimkolwiek on był mógł jej widocznie pomóc.

- Znalazłam się tutaj przypadkiem, sama nie wiem co tutaj robię. Ale ty wyraźnie wiesz, gdzie teraz jesteśmy, dlatego też chciałabym cię poprosić o pomoc.

        Linnea sama nie wierzyła, że prosiła tego nieznajomego o jakąkolwiek pomoc, zwłaszcza że nie budził on najmniejszego zaufania. Nie miała jednak wyboru, chciała aktualnie dwóch rzeczy. Pierwszą było dowiedzenie się, gdzie tak naprawdę była, a co najważniejsze skąd się tu wzięła. Drugą był oczywiście powrót do jej ukochanego lasu, do Taei... Właśnie! Taea! Całkowicie o nie zapomniała. Przecież ona nadal znajdowała się gdzieś w tej głupiej wiosce. Przeklęła się w duchu za to, że tak łatwo zapomniała o swojej towarzyszce.

- Nie... Proszę to nie jest odpowiednie słowo... Błagam cię o pomoc! - dodała, po czym zaczęła płakać. Tak to z nią czasem było, naprawdę nie było ciężko ją wzruszyć, prawdę mówiąc to można by się nawet zdziwić, że nie załamała się już wcześniej w lesie.

        Stała więc tak, z głową przykrytą kapturem zawodząc cicho nad swym losem.
Ostatnio edytowane przez Linnea 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Isariela
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Była elfką. Drowem albinosem
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isariela »

Już sam uśmiech z jakim spojrzał na ranę wykonaną przez jej sztylet wystarczył, żeby zrozumieć, że wesoło nie będzie. Ten sadysta musiał dać upust swojej chorej psychice, a ona sama go do tego popchnęła. Prędzej czy później i tak by się to stało; nie należała do osób, które łatwo znoszą władzę innych. A już władza, której nie popierała, nie respektowała i służenie pod którą nie było jej wyborem nie mogła przynieść dobrych skutków. Od początku dnia nienawiść zbierała się w niej i w końcu Aulus przebrał miarę. Nie mogła już dłużej patrzeć, jak bawi się swą kontrolą, doskonale zdając sobie sprawę, że ma ich w garści i może zrobić z nimi wszystko. Bardzo zadowalał klauna fakt, że żadno z nich nie ma dość umiejętności i sił żeby stanowić realne zagrożenie. A o to by sił nie odzyskali, Pacynek bardzo dbał. Nie mieli szans na choć chwilę wytchnienia, cały czas prowadzeni przez kogoś. Spoglądając w przerażającą twarz klauna można było wyczytać wiele rzeczy, ale na pewno nie były one emocjami.

Szepcząc ku niej obelgi, klaun podszedł, zbliżając się w końcu na wyciągnięcie ręki. Elfka nie cofnęła się, wyzywająco patrząc mu w oczy. Raz się żyje, a nie mogła już chyba ściągnąć na siebie większego gniewu. Cokolwiek by teraz zrobiła, nie zostanie już za to ukarana, bo te wszystkie małe przewinienia ginęły w cieniu sztyletu rozcinającego jego skórę. Szkarłatna krew spływała teraz po obojczyku, pięknymi kroplami upadając na podłogę.

Ruch, który wykonał był szybszy niż myśl, w jednej chwili Isa usłyszała pstryknięcie palcami, a w drugiej czuła już zimny łańcuch oplatający jej dłonie i kostki, przykuwając ją do ściany.
"Zaczyna się..."

Kaleki zerwały się z podłogi, kolejno podchodząc do niej i otaczając ją coraz to ciaśniejszym kręgiem. Ten stojący na czele uśmiechnął się obrzydliwie, sprawiając wrażenie, jakby dwie dziecięce twarze osadzone na krótkiej szyi pękały, ukazując czerwone wnętrze. Istota, zaskakując ją koordynacją paskudnych kończyn i zwinnością, o którą na pewno by jej nie posądzała, skoczyła, obejmując cienkimi jak patyki rączkami jej nogę. Wpiła paznokcie w nieosłoniętą skórę i szarpnęła, odrywając jej płat. Elfka zawyła przeraźliwie, zwijając się w łańcuchach. Spoglądając na tego pierwszego, i reszta rzuciła się na nią, rozszarpując ciało.

Zwykłe zadrapanie o szorstką korę pnia boli, ale to przechodziło ludzkie pojęcie. Każdy potwór wbijał palce bardzo głęboko, by następnie ciągnąc oderwać ją od kości. Elfka wyła i krzyczała tylko przez stosunkowo krótką chwilę, próbując się opierać, ale ratunku nie było. Po chwili przestała walczyć, a jej oczy zaszły mgłą. Chciała stracić przytomność, ale nie mogła; Pacynek zadbał, żeby dobrze zapamiętała każdy moment kary. Potwory nie dawały jej ani chwili wytchnienia, co jakiś czas przestawały na moment atakować, pozwalając jej wziąć oddech tylko po to, by rzucić się na nią ze zdwojoną siłą. Nie widziała nic poza nimi, nie wiedziała nawet gdzie się znajduje. Straciła kontakt z rzeczywistością, wyjąc i kopiąc w rozpaczliwych próbach uwolnienia się.

Kątem oka zobaczyła zbliżającego się ku niej skrzydlatego. Brnął przez hordy stworzeń bez żadnego wysiłku, jakby w ogóle ich nie zauważając. W normalnych warunkach zwróciłaby uwagę na taką anomalię, ale teraz cudem było, że w ogóle znalazła siły, by wyrwać głowę spośród mrowia małych kreatur i spojrzeć na niego. Podszedł, oglądając przykucia łańcuchów, ale niewiele mógł zrobić. Jedynym, co mogło ją teraz ocalić, był powrót klauna, który, skoro nie zabił jej na wstępie, być może miał w planach wypuszczenie jej.

Przemyślenia te przerwała kolejna fala stworów kalecząca jej ciało i wyrywająca włosy. Elfka znowu zawyła, zwijając się na tyle ile mogła w kłębek, usiłując osłonić się przed nimi. Nie dała rady i dławiąc się własnymi łzami odrzuciła głowę do tyłu, modląc się o śmierć.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość