Fargoth ⇒ Róża bez kolców.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Acila jak zahipnotyzowana wpatrywała się z w strzępy mięsa będące do niedawna twarzą Tufa. Była przerażona rozmachem uczynionej zbrodni a jednocześnie zafascynowana tym iż było ją stać na taki krok. Tak bardzo skupiała się na swojej ofierze że nie miała szans zareagować gdy dopadli ją ludzie Wróżbity i brutalnie powalili na podłogę. Dla kotołaczki jedyną szansą była ucieczka, ale aby dać sobie na ku temu szansę najpierw musiała przeżyć lawinę ciosów jaka spadała na nią z każdej strony. Nie był to dla Acili pierwszy raz gdy została okrutnie pobita. Oprawcy Wróżbity okazali się jednak bardziej biegli w tej dziedzinie niż służba Sisko z którą miała do czynienia wcześniej. Na początku skupili się na głowie dziewczyny, z czasem jednak nie chcieli pozwolić by Acila straciła przytomność , więc zamiast głowy zaczęli okładać całe ciało kotołaczki.
Teraz gdy funkcja głównego oprawcy jaką sprawował Tuf pozostawała wolna, każdy z ludzi Wróżbity chciał zaprezentować przed swoim panem zdolności w tym kierunku.
- Dawać ją na środek sali. - Rozkazywał przemytnik, gdy jego opryszkowie ciągnęli ciało skatowanej Acili po podłodze - Czas pokazać wszystkim obecnym że nie robi się głupca z Wróżbity. Mówisz przyjacielu że to zły dzień na zabójstwo - Herszt zwrócił się do Adriena. - I słusznie nie zamierzam czynić tej małej takiej łaski. Nim skończymy jeszcze wielokrotnie będzie błagała o zakończenie swojego marnego żywota.
Teraz gdy funkcja głównego oprawcy jaką sprawował Tuf pozostawała wolna, każdy z ludzi Wróżbity chciał zaprezentować przed swoim panem zdolności w tym kierunku.
- Dawać ją na środek sali. - Rozkazywał przemytnik, gdy jego opryszkowie ciągnęli ciało skatowanej Acili po podłodze - Czas pokazać wszystkim obecnym że nie robi się głupca z Wróżbity. Mówisz przyjacielu że to zły dzień na zabójstwo - Herszt zwrócił się do Adriena. - I słusznie nie zamierzam czynić tej małej takiej łaski. Nim skończymy jeszcze wielokrotnie będzie błagała o zakończenie swojego marnego żywota.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Nie dał się wyprowadzić z równowagi i nie dać po sobie poznać, że się denerwuje. Acila należała do niego i nie zamierzał dać jej zginąć tutaj, gdzie w końcu wciąż miał jakąś władzę... Sam nie wiedział dlaczego tak bardzo zależy mu na kotce, która mogła go zabić w nocy gdy będzie spał. Adrien nigdy by się nie przyznał, ale w głębi serca czuł się samotny. Sam odtrącił od siebie wszystkich ludzi przybierając maskę niegroźnego psychopaty, który traktuje ludzi tylko i wyłącznie jako źródło zabawy i kpin, ale czasem, bardzo rzadko, on też potrzebował pogadać z kimś więcej niż tylko ze swoimi szczurami. A może po prostu odezwało się w nim coś na kształt instynktu rodzicielskiego? Crevan nigdy nie dorobił się potomka i bardzo mało prawdopodobne było iż kiedykolwiek dziecka się dorobi. Właściwie to było zabawne, tak pełne sprzeczności i abstrakcyji; grabarz i dziecko. Być może właśnie dlatego był nadopiekuńczy dla swoich szczurów? Może właśnie dlatego podświadomie chciał zająć się tą zupełnie nie przystosowaną do życia kotką?
-Powiedziałem, że życzę sssobie zająć sssię kotką osobiście... -Adrien usiadł w fotelu zakładając nogę na nogę i opierając łokcie na poręczach łącząc chude, kościste palce w wieżyczkę i kładąc na nich głowę uważając by nie wsadzić sobie długich czarnych paznokci do oczu.
-Kim jesteś żeby mi rozkazywać, co?! -Mężczyzna stanął naprzeciw grabarza patrząc na niego tak, jakby zaraz miał go zabić.
-In Garle Angelusss vocant mortem. -odpowiedział Adrien bezczelnie się uśmiechając. Proste zdanie w języku aniołów - " w Garle zwą mnie Aniołem śmierci" Chciał choć trochę zagrać na czasie.
-Taki jesteś hardy, dziadku? Tak ci na tej kici zależy? -śmiał się w twarz białowłosemu nie robiąc sobie nic z tego, że wszyscy na nich patrzą.
-Zabrać tę małą do lochu. A ty się uspokój, Geralcie. Crevan to nasz gość. -Grzmot uciął dyskusję jednym ruchem dłoni. Nikt nie wiedział co stało się tutaj przed laty i dlaczego zarówno Grzmot jak i Wróżbita boją się grabarza jak diabeł wody świeconej.
Kolejną zadziwiającą rzeczą było to, że po zabraniu kotki wszystko toczyło się zupełnie normalnie... Tak, jak gdyby nic się nie stało. Dla ludzi z miasta była to tylko brutalna rzeczywistość, nic więcej.
-Powiedziałem, że życzę sssobie zająć sssię kotką osobiście... -Adrien usiadł w fotelu zakładając nogę na nogę i opierając łokcie na poręczach łącząc chude, kościste palce w wieżyczkę i kładąc na nich głowę uważając by nie wsadzić sobie długich czarnych paznokci do oczu.
-Kim jesteś żeby mi rozkazywać, co?! -Mężczyzna stanął naprzeciw grabarza patrząc na niego tak, jakby zaraz miał go zabić.
-In Garle Angelusss vocant mortem. -odpowiedział Adrien bezczelnie się uśmiechając. Proste zdanie w języku aniołów - " w Garle zwą mnie Aniołem śmierci" Chciał choć trochę zagrać na czasie.
-Taki jesteś hardy, dziadku? Tak ci na tej kici zależy? -śmiał się w twarz białowłosemu nie robiąc sobie nic z tego, że wszyscy na nich patrzą.
-Zabrać tę małą do lochu. A ty się uspokój, Geralcie. Crevan to nasz gość. -Grzmot uciął dyskusję jednym ruchem dłoni. Nikt nie wiedział co stało się tutaj przed laty i dlaczego zarówno Grzmot jak i Wróżbita boją się grabarza jak diabeł wody świeconej.
Kolejną zadziwiającą rzeczą było to, że po zabraniu kotki wszystko toczyło się zupełnie normalnie... Tak, jak gdyby nic się nie stało. Dla ludzi z miasta była to tylko brutalna rzeczywistość, nic więcej.
Dorian oparł się o kolumnę stojącą na środku pomieszczenia i podtrzymującą sufit. Musiał ochłonąć. A przede wszystkim musiał zrobić coś z tą przeklętą tuniką. Co powie porucznikowi, kiedy się spotkają? "Byłem na wystawie i doszło do morderstwa?" Och, już słyszał w głowie tą burę, którą od niego dostaje za to, że go nie powiadomił. Porucznik uwielbiał wtrącać się w nie swoje sprawy.
Gdy tak stał za kolumną, dosłyszał jak zielonowłosy mężczyzna jest z obrzydzeniem ignorowany przez ludzi z którymi chciał porozmawiać. Traktowali go jak powietrze, albo nawet nie. Od powietrza nie ucieka się ze wstrętem. Trochę się go Dorianowi zrobiło szkoda, ale zanim zdążył coś więcej pomyśleć, dosłyszał rozmowę władców miasta z białowłosym mężczyzną. W sali nie było już tak głośno, jak wcześniej. Nie słyszał wszystkiego. Ale biorąc pod uwagę fakt, że kłótnia dotyczyła mężczyzn rządzących tym miastem, pomyślał, że i on jest kimś ważnym. Być może nawet ważniejszym od nich... Może on wiedziałby coś na temat zdrajcy? Z drugiej strony... Trochę obawiał się do niego podejść, nawet gdyby mężczyzna nie był obecnie w trakcie rozmowy. Wychylił się zza kolumny i dostrzegł jego sylwetkę, siedzącą na fotelu. Szybko z powrotem się poprawił. Czy nie wyglądał teraz jak szpieg?
Poczuł jak ktoś mocno łapie go za ramię.
- Znalazłem cię... - mruknął jakiś wstrętny typ, szarpnięciem rozpruwając jego delikatną tunikę na ramieniu, tylko dlatego, że chłopak się mu opierał. Wiedział, że jest jednym z tych, którzy znęcali się nad kotołaczką. Wiedzieli, że był obecny w pokoju przy morderstwie i pewnie dlatego go szukali.
- Czego pan ode mnie chce?! - Dorian chciał mu się wyrwać, ale mężczyzna był zbyt silny. - Proszę mnie puścić!
Nie interesował go fakt, że zostaje prowadzony w stronę władców. Nie obchodziło go to. Jednak widok białowłosego mężczyzny z bliska sprawił, że przez chwilę wstrzymał oddech. Dlaczego on go tak przerażał? Gdyby inaczej na niego spojrzeć, był przecież bardzo piękny i kobiecy. Czy jedynym czynnikiem wywołującym strach było to, że nie mógł dostrzec jego oczu? A może to w połączeniu z czarnymi paznokciami i długimi, białymi włosami? Niemożliwe... Takie włosy miała przecież jego matka.
- To ten co był przy morderstwie Tufa. Jest na nim jego krew. Co z nim zrobić?
Gdy tak stał za kolumną, dosłyszał jak zielonowłosy mężczyzna jest z obrzydzeniem ignorowany przez ludzi z którymi chciał porozmawiać. Traktowali go jak powietrze, albo nawet nie. Od powietrza nie ucieka się ze wstrętem. Trochę się go Dorianowi zrobiło szkoda, ale zanim zdążył coś więcej pomyśleć, dosłyszał rozmowę władców miasta z białowłosym mężczyzną. W sali nie było już tak głośno, jak wcześniej. Nie słyszał wszystkiego. Ale biorąc pod uwagę fakt, że kłótnia dotyczyła mężczyzn rządzących tym miastem, pomyślał, że i on jest kimś ważnym. Być może nawet ważniejszym od nich... Może on wiedziałby coś na temat zdrajcy? Z drugiej strony... Trochę obawiał się do niego podejść, nawet gdyby mężczyzna nie był obecnie w trakcie rozmowy. Wychylił się zza kolumny i dostrzegł jego sylwetkę, siedzącą na fotelu. Szybko z powrotem się poprawił. Czy nie wyglądał teraz jak szpieg?
Poczuł jak ktoś mocno łapie go za ramię.
- Znalazłem cię... - mruknął jakiś wstrętny typ, szarpnięciem rozpruwając jego delikatną tunikę na ramieniu, tylko dlatego, że chłopak się mu opierał. Wiedział, że jest jednym z tych, którzy znęcali się nad kotołaczką. Wiedzieli, że był obecny w pokoju przy morderstwie i pewnie dlatego go szukali.
- Czego pan ode mnie chce?! - Dorian chciał mu się wyrwać, ale mężczyzna był zbyt silny. - Proszę mnie puścić!
Nie interesował go fakt, że zostaje prowadzony w stronę władców. Nie obchodziło go to. Jednak widok białowłosego mężczyzny z bliska sprawił, że przez chwilę wstrzymał oddech. Dlaczego on go tak przerażał? Gdyby inaczej na niego spojrzeć, był przecież bardzo piękny i kobiecy. Czy jedynym czynnikiem wywołującym strach było to, że nie mógł dostrzec jego oczu? A może to w połączeniu z czarnymi paznokciami i długimi, białymi włosami? Niemożliwe... Takie włosy miała przecież jego matka.
- To ten co był przy morderstwie Tufa. Jest na nim jego krew. Co z nim zrobić?
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Feyli pozostawiono swobodę ruchów w poruszaniu się po rezydencji Grzmota. Zezwolono jej na to głównie dlatego by mogła przygotowywać plany modyfikacji warowni przemytnika. Oficjalnie była wolna i miała prawo korzystać z wszelkich wygód, jednak gdziekolwiek się nie pojawiała kowalka zawsze trafiała na grupy strażników których celem rzekomo było zapewnienie bezpieczeństwa jej osobie. Była wściekła. Przywykła do tego iż drwiono z niedostatków jej urody, czy szorstkiego sposobu bycia, ale ludzie Grzmota jawnie podważali jej inteligencję, a na to kowalka nie zamierzała się godzić. Postanowiła iż bez względu na okoliczność dowie się jaki jest sens marnego przedstawienia jakim raczyli ją zbóje.
Do momentu w którym spotka się z ekspertem od minerałów nie miała specjalnie nic do roboty więc nie zaszkodzi jej jeśli trochę zabawi się kosztem ochroniarzy przemytnika. Gdy tylko nastał wieczór zabrała z piwniczki Grzmota trzy butelki jego najlepszego wina i udała się w poszukiwanie jakiegoś znudzonego swoim zajęciem wartownika.
- Hej panowie, pozwólcie tu na chwilkę – Zwróciła się do dwóch mężczyzn obserwujących teren z północnej wieży. – Mam do was sprawę. Znacie może napój o nazwie bergun?
- Te szczyny? – Odpowiedział starszy z strażników. – Cuchną moczem.
- Tak wiem, moczem i zgniłymi jajami. To przez zawartość siarki. – Odpowiedziała Feyla – Ale tak się składa ze to jedyny napój który przechodzi mi przez gardło. Grzmot pozwolił mi korzystać z zasobów swojej piwniczki tyle ze nigdzie tu go nie znalazłam. A bardzo chciałabym się napić. Pomyślałam wiec że wymienię się z wami butelka za butelkę. Mam tu hmm charterle, karesti i cos jeszcze odchez czy jakoś tak.
Mężczyznom aż zaświeciły oczy na dźwięk najlepszych marek wina w mieście. Oto trafił im się naiwniak chcących dokonać niedorzecznej wymiany.
- Ale nie wolno nam opuścić posterunku – Protestował młodszy strażnik.
- Mogłabym cię zastąpić. Było nie było wkrótce zaczynam remont waszej twierdzy więc możecie mnie uważać za jedną z ludzi Grzmota. – Zaproponowała Feyla. – Obawiacie się napaści całej bandy Wróżbity?
- Nikt nie jest tak głupi by przysyłać tu całą armię. Jeśli ten cudak będzie chciał nam zaszkodzić raczej przyśle tu jednego wyszkolonego zabójcę. – Odpowiedział starszy strażnik. – Ivo leć po ten bergun. Pani nie może czekać.
- Rozumiem że to powszechnie stosowana praktyka? – Feyla od razu przekazała butelkę wina strażnikowi z którym została teraz sam na sam - Posługiwanie się płatnymi mordercami? Na miejscu herszta znałabym na pamięć twarze ich wszystkich.
- Haha Grzmot jest w tym nawet lepszy. Wynajęcie mordercy byłoby zbyt trywialne, trzeba szanować swojego rywala a najlepiej po starej znajomości podesłać Wróżbicie zabójcę i grabarza w jednej osobie. Jeśli ten Crevan jest faktycznie tak pioruńsko dobry jak powiadają, wkrótce będziemy niepodzielnie rządzić miastem. W przeciwnym razie, jak spartoli robotę, lepiej być przygotowanym na odwet.
„Cudownie” Pomyślała Feyla. Atmos oszukał ją nie tylko co do swojego imienia ale także i profesji jaką zwykł się parać, chyba że praca grabarza obejmowała tez ukrywanie ciał swoich ofiar.
Do momentu w którym spotka się z ekspertem od minerałów nie miała specjalnie nic do roboty więc nie zaszkodzi jej jeśli trochę zabawi się kosztem ochroniarzy przemytnika. Gdy tylko nastał wieczór zabrała z piwniczki Grzmota trzy butelki jego najlepszego wina i udała się w poszukiwanie jakiegoś znudzonego swoim zajęciem wartownika.
- Hej panowie, pozwólcie tu na chwilkę – Zwróciła się do dwóch mężczyzn obserwujących teren z północnej wieży. – Mam do was sprawę. Znacie może napój o nazwie bergun?
- Te szczyny? – Odpowiedział starszy z strażników. – Cuchną moczem.
- Tak wiem, moczem i zgniłymi jajami. To przez zawartość siarki. – Odpowiedziała Feyla – Ale tak się składa ze to jedyny napój który przechodzi mi przez gardło. Grzmot pozwolił mi korzystać z zasobów swojej piwniczki tyle ze nigdzie tu go nie znalazłam. A bardzo chciałabym się napić. Pomyślałam wiec że wymienię się z wami butelka za butelkę. Mam tu hmm charterle, karesti i cos jeszcze odchez czy jakoś tak.
Mężczyznom aż zaświeciły oczy na dźwięk najlepszych marek wina w mieście. Oto trafił im się naiwniak chcących dokonać niedorzecznej wymiany.
- Ale nie wolno nam opuścić posterunku – Protestował młodszy strażnik.
- Mogłabym cię zastąpić. Było nie było wkrótce zaczynam remont waszej twierdzy więc możecie mnie uważać za jedną z ludzi Grzmota. – Zaproponowała Feyla. – Obawiacie się napaści całej bandy Wróżbity?
- Nikt nie jest tak głupi by przysyłać tu całą armię. Jeśli ten cudak będzie chciał nam zaszkodzić raczej przyśle tu jednego wyszkolonego zabójcę. – Odpowiedział starszy strażnik. – Ivo leć po ten bergun. Pani nie może czekać.
- Rozumiem że to powszechnie stosowana praktyka? – Feyla od razu przekazała butelkę wina strażnikowi z którym została teraz sam na sam - Posługiwanie się płatnymi mordercami? Na miejscu herszta znałabym na pamięć twarze ich wszystkich.
- Haha Grzmot jest w tym nawet lepszy. Wynajęcie mordercy byłoby zbyt trywialne, trzeba szanować swojego rywala a najlepiej po starej znajomości podesłać Wróżbicie zabójcę i grabarza w jednej osobie. Jeśli ten Crevan jest faktycznie tak pioruńsko dobry jak powiadają, wkrótce będziemy niepodzielnie rządzić miastem. W przeciwnym razie, jak spartoli robotę, lepiej być przygotowanym na odwet.
„Cudownie” Pomyślała Feyla. Atmos oszukał ją nie tylko co do swojego imienia ale także i profesji jaką zwykł się parać, chyba że praca grabarza obejmowała tez ukrywanie ciał swoich ofiar.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Acila usiłowała skupić swoje myśli na czymkolwiek byle tylko zapomnieć o ogarniającym jej ciało bólu. Czuła że boli ją każdy mięsień, każdy włos, a co najmniej połowa narządów wewnętrznych jest uszkodzona. Mogła się poddać i umrzeć od razu lub spróbować walczyć licząc że jej organizm poradzi sobie z ranami jakie spowodowali ludzie Wróżbity. Ciało kotołaczki potrafiło dokonywać rzeczy niezwykłych z zmianą formy ludzkiej na zwierzęcą włącznie, zatem tych kilka złamań nie powinno stanowić wyzwania. Rzecz jasna pod warunkiem że umysł Acili pozostanie sprawny.
Dziewczyna próbowała myśleć o Abrisie. Gdyby go teraz spotkała wreszcie miałaby w sobie na tyle odwagi żeby wyjść z cienia i rozpocząć rozmowę. Wyobrażała sobie jak stoi przed ukochanym informując go iż został pomszczony, a ona nigdy więcej nie pozwoli by ktokolwiek go skrzywdził. W wizji Acili Abrys uśmiechał się do niej, dziękując za pomoc oraz obiecując iż od tej pory będą mogli być już razem.
Kolejne uderzenie, kolejny atak bólu przerwał rozmyślania kotołaczki. Znów musiała skierować swoje myśli jak najdalej od tego co działo się wokół niej. Wyobrażała sobie teraz Adriena. Ona i jej pan stali przed sobą na przeciwko warsztatu mężczyzny. Acila, człowiek, i jego pozostałe zwierzęta stanowiły teraz rodzinę. "Nauczę cię" powiedział grabarz - "Nauczę cię jak posługiwać się bronią żebyś w przyszłości sama potrafiła radzić sobie w opałach."- Dopiero teraz kotołaczka zauważyła ze oboje trzymają w ręku miecze ćwiczebne. Czyżby właśnie tego pragnęła?
Co ciekawe w nowej wizji Acili była tez Feyla. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu stanowiła ona część domostwa grabarza. "Zamiast bzdurnych lekcji mordobicia lepiej daj mi to dziewczę na naukę jak stworzyć coś pożytecznego" Krzyczała kowalka z właściwym sobie taktem.
Kolejne szarpnięcia i uderzenia docierały do Acili jak przez mgłę. Jej świadomośc nie rejestrowała już wydarzeń rozgrywających się w salach Wróżbity. Jakby to wszystko to działo się gdzieś daleko, a krzywdy wyrządzano komuś innemu. Ona sama wędrowała teraz ulicami miasta. Szpiegowała, a dwa małe szczurki pracowały wraz z nią służąc jako wsparcie. Kotołaczka, Aurum i Argentum stanowili teraz jedną drużynę, zjednoczoną w wspólnym celu.
Potworna fala bólu przywróciła umysł Acili do rzeczywistości. Czuła ze została gdzieś wrzucona a jej głowa uderzyła o ścianę.
- Zdechła - Usłyszała głos człowieka stojącego nad sobą. - Musimy zawiadomić wodza.
- Zwariowałeś? Jeśli Wróżbita dowie się iż załatwiliśmy tą małą dziwkę na śmierć, jak myślisz na kim wyładuje swój gniew? - Wściekał się ktoś inny. Acila zdecydowała się nie ruszać. Zresztą najprawdopodobniej nie stać ją było obecnie na żaden gest. Może gdyby faktycznie uznano ją za martwą ...
- To co mamy robić? - Pytał ten pierwszy.
- Tam na sali był pewien obdartus. Druid. Sprowadź go tu. Niech spróbuje uzdrowić sukę.
- A jeśli nie da rady?
- To przynajmniej będzie kogo obwinić za śmierć tej małej. Pomoc w cieczce czy skrócenie jej udręki. Cokolwiek. Ważne by wróżbita miał swoją ofiarę na której wyładuje swoją złość.
Dziewczyna próbowała myśleć o Abrisie. Gdyby go teraz spotkała wreszcie miałaby w sobie na tyle odwagi żeby wyjść z cienia i rozpocząć rozmowę. Wyobrażała sobie jak stoi przed ukochanym informując go iż został pomszczony, a ona nigdy więcej nie pozwoli by ktokolwiek go skrzywdził. W wizji Acili Abrys uśmiechał się do niej, dziękując za pomoc oraz obiecując iż od tej pory będą mogli być już razem.
Kolejne uderzenie, kolejny atak bólu przerwał rozmyślania kotołaczki. Znów musiała skierować swoje myśli jak najdalej od tego co działo się wokół niej. Wyobrażała sobie teraz Adriena. Ona i jej pan stali przed sobą na przeciwko warsztatu mężczyzny. Acila, człowiek, i jego pozostałe zwierzęta stanowiły teraz rodzinę. "Nauczę cię" powiedział grabarz - "Nauczę cię jak posługiwać się bronią żebyś w przyszłości sama potrafiła radzić sobie w opałach."- Dopiero teraz kotołaczka zauważyła ze oboje trzymają w ręku miecze ćwiczebne. Czyżby właśnie tego pragnęła?
Co ciekawe w nowej wizji Acili była tez Feyla. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu stanowiła ona część domostwa grabarza. "Zamiast bzdurnych lekcji mordobicia lepiej daj mi to dziewczę na naukę jak stworzyć coś pożytecznego" Krzyczała kowalka z właściwym sobie taktem.
Kolejne szarpnięcia i uderzenia docierały do Acili jak przez mgłę. Jej świadomośc nie rejestrowała już wydarzeń rozgrywających się w salach Wróżbity. Jakby to wszystko to działo się gdzieś daleko, a krzywdy wyrządzano komuś innemu. Ona sama wędrowała teraz ulicami miasta. Szpiegowała, a dwa małe szczurki pracowały wraz z nią służąc jako wsparcie. Kotołaczka, Aurum i Argentum stanowili teraz jedną drużynę, zjednoczoną w wspólnym celu.
Potworna fala bólu przywróciła umysł Acili do rzeczywistości. Czuła ze została gdzieś wrzucona a jej głowa uderzyła o ścianę.
- Zdechła - Usłyszała głos człowieka stojącego nad sobą. - Musimy zawiadomić wodza.
- Zwariowałeś? Jeśli Wróżbita dowie się iż załatwiliśmy tą małą dziwkę na śmierć, jak myślisz na kim wyładuje swój gniew? - Wściekał się ktoś inny. Acila zdecydowała się nie ruszać. Zresztą najprawdopodobniej nie stać ją było obecnie na żaden gest. Może gdyby faktycznie uznano ją za martwą ...
- To co mamy robić? - Pytał ten pierwszy.
- Tam na sali był pewien obdartus. Druid. Sprowadź go tu. Niech spróbuje uzdrowić sukę.
- A jeśli nie da rady?
- To przynajmniej będzie kogo obwinić za śmierć tej małej. Pomoc w cieczce czy skrócenie jej udręki. Cokolwiek. Ważne by wróżbita miał swoją ofiarę na której wyładuje swoją złość.
- Helius
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 8
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Pierwszą myślą druida było: Zwiewaj stąd nim będziesz miał problemy. I to właśnie zamierzał zrobić po usłyszeniu tych strasznych faktów o śmierci panującej w tym miejscu. Bicia, katowania i szarpania. Helius już sam nie wiedział co się dzieje w tym miejscu i czy ta biedna istota, która została skopana przez oprawców jeszcze żyje.
Jego zmysły wyczuliły się pod wpływem lekkiej dawki adrenaliny, a szeroko otwarte oczy wypatrywały każdego szczegółu i ruchu otaczających go ludzi. Lekki pot pojawił się na jego szorstkim ciele, a jego dłoń zacisnęła się silnie na kosturze. Nagle usłyszał ciche jęki i krzyki, które dobiegały z dalekiego pokoju. Były to żeńskie odgłosy przepełnione bólem i cierpieniem, które Helius pomału nie mógł znieść. Później jego zmysły wyłapały kroki. Ciężki, głuche kroki zmierzające w jednym kierunku, do niego. Druid zamierzał uciec, odejść z tego dziwnego miejsca i porzucić ten błahy powód, dla którego się tu znalazł. Skierował poważną i nieco przestraszoną głowę ku wyjściu i co zobaczył go. Tego samego białego mężczyznę, który dorobił się nie wiadomo skąd nowych plam na szacie. Wpatrywał się w niego, chodź uciekał wzrokiem, gdy Helius na niego popatrzył. Stary druid stanął w miejscu jak słup soli i nie wiedział co zrobić. Był pomiędzy młotem a kowadłem, z czego każde mogło być gorsze od drugiego.
Lecz ta chwila zawahania wystarczyło dwójce ludzi, którzy stanęli tuż za nim. Usłyszał przy swoim uchu ciężki, niemiarowy oddech, jakby ktoś przebiegł kilometry by tu dojść. Głos, który się odezwał po chwili z prawej strony pleców Heliosa był męski i przepełniony mnóstwem nienawiści.
-Pójdziesz z nami dziwaku, tylko spokojnie bo zostaną po tobie same flaki.-
Druid uwierzył tym słowom, szczególnie, że w okolicach nerek poczuł jak coś wbija mu się delikatnie w skórę.
Drugi zaś wyszarpał Heliusowi kostur, a drugą ręką przytrzymał do za ramię w mocnym uścisku. Druid już wiedział, że musi z nimi iść i nic już nie zrobi. Wziął głęboki oddech i miał tylko nadzieję, że jego emocje nie wyrządzą żadnej szkody niewinnym ludziom. Ostatni wzrok na salę i ujrzał dwójkę mężczyzn przy białowłosym. WIdocznie też wpadł w pułapkę, lecz nic nie mógł teraz zrobić.
Poszedł za nimi do pokoju a tam czekała go niemiła niespodzianka. Silne uderzenie w łeb, które ogłuszyło druida, a potem ciemność. Nasunęli mu coś na łeb i otumaniony Helius już nie miał siły ani percepcji się bronić. Słyszał tylko przytłumione głosy i poszczególne słowa: "Lochy, kicia, śmierć." A później już nic.
Ocknął się w ciemnym, zimnym pomieszczeniu z okropnym bólem głowy. Próbował coś ocenić, coś wyłapać, lecz mgła przed oczami nie dawała mu takich szans. Dopiero po paru chwilach odzyskał wizję na to co się dzieje, a słuch wyłapał ciche jęki dobiegające niedaleko.
-Obudził się, teraz niech wykona swoje sztuczki i może przeżyje.-
-Byle szybko bo nie mamy czasu.-
Cicha rozmowa panowała zza pleców Heliosa, głosów które już dobrze znał z poprzedniej znajomości na sali. Otworzył szerzej oczy i ujrzał piękną i zjawiskową kotołaczkę. Lecz jej stan był okropny. Pobita, pokrwawiona i posiniaczona leżała na zimnym bruku. Podczołgałem się do niej i przyłożyłem dłoń najpierw do jej czoła, potem do szyi i nadgarstka. Jeszcze żyłą, lecz biada było z jej życiem. Jeśli jej zaraz nie pomoże, może spotkać się z duchami.
Helius poczuł jak nabiera nowych sił pod wpływem przypływu pozytywnej dawki energi i motywacji. Musiał uratować tą osóbkę, nie ważne kim była i kim jest. Czuje i myśli jak on, więc też ma prawo żyć. odwrócił głowę do tyłu i warknął na ludzi głosem, który przypominał wycie wilka i ryk niedźwiedzia
-Chcecie by żyła, więc przymknijcie pyski i oddajcie kostur ścierwa. Do tego gorącą wodę i szmaty. Szybko!-
Musiał odczekać parę chwil w pomrukach złości i szeptów z ich strony. Lecz dostał czego chciał i mógł przystąpić do działania.
Szepnął na ucho kotołaczce na ucho: - Nie bój się, wydostaną cię stąd, tylko współpracuj i bądź dzielna.-
Po czym z kostura błysnęło zielone światło, które oświetliło w czystym świetle całe pomieszczenie.
Jego zmysły wyczuliły się pod wpływem lekkiej dawki adrenaliny, a szeroko otwarte oczy wypatrywały każdego szczegółu i ruchu otaczających go ludzi. Lekki pot pojawił się na jego szorstkim ciele, a jego dłoń zacisnęła się silnie na kosturze. Nagle usłyszał ciche jęki i krzyki, które dobiegały z dalekiego pokoju. Były to żeńskie odgłosy przepełnione bólem i cierpieniem, które Helius pomału nie mógł znieść. Później jego zmysły wyłapały kroki. Ciężki, głuche kroki zmierzające w jednym kierunku, do niego. Druid zamierzał uciec, odejść z tego dziwnego miejsca i porzucić ten błahy powód, dla którego się tu znalazł. Skierował poważną i nieco przestraszoną głowę ku wyjściu i co zobaczył go. Tego samego białego mężczyznę, który dorobił się nie wiadomo skąd nowych plam na szacie. Wpatrywał się w niego, chodź uciekał wzrokiem, gdy Helius na niego popatrzył. Stary druid stanął w miejscu jak słup soli i nie wiedział co zrobić. Był pomiędzy młotem a kowadłem, z czego każde mogło być gorsze od drugiego.
Lecz ta chwila zawahania wystarczyło dwójce ludzi, którzy stanęli tuż za nim. Usłyszał przy swoim uchu ciężki, niemiarowy oddech, jakby ktoś przebiegł kilometry by tu dojść. Głos, który się odezwał po chwili z prawej strony pleców Heliosa był męski i przepełniony mnóstwem nienawiści.
-Pójdziesz z nami dziwaku, tylko spokojnie bo zostaną po tobie same flaki.-
Druid uwierzył tym słowom, szczególnie, że w okolicach nerek poczuł jak coś wbija mu się delikatnie w skórę.
Drugi zaś wyszarpał Heliusowi kostur, a drugą ręką przytrzymał do za ramię w mocnym uścisku. Druid już wiedział, że musi z nimi iść i nic już nie zrobi. Wziął głęboki oddech i miał tylko nadzieję, że jego emocje nie wyrządzą żadnej szkody niewinnym ludziom. Ostatni wzrok na salę i ujrzał dwójkę mężczyzn przy białowłosym. WIdocznie też wpadł w pułapkę, lecz nic nie mógł teraz zrobić.
Poszedł za nimi do pokoju a tam czekała go niemiła niespodzianka. Silne uderzenie w łeb, które ogłuszyło druida, a potem ciemność. Nasunęli mu coś na łeb i otumaniony Helius już nie miał siły ani percepcji się bronić. Słyszał tylko przytłumione głosy i poszczególne słowa: "Lochy, kicia, śmierć." A później już nic.
Ocknął się w ciemnym, zimnym pomieszczeniu z okropnym bólem głowy. Próbował coś ocenić, coś wyłapać, lecz mgła przed oczami nie dawała mu takich szans. Dopiero po paru chwilach odzyskał wizję na to co się dzieje, a słuch wyłapał ciche jęki dobiegające niedaleko.
-Obudził się, teraz niech wykona swoje sztuczki i może przeżyje.-
-Byle szybko bo nie mamy czasu.-
Cicha rozmowa panowała zza pleców Heliosa, głosów które już dobrze znał z poprzedniej znajomości na sali. Otworzył szerzej oczy i ujrzał piękną i zjawiskową kotołaczkę. Lecz jej stan był okropny. Pobita, pokrwawiona i posiniaczona leżała na zimnym bruku. Podczołgałem się do niej i przyłożyłem dłoń najpierw do jej czoła, potem do szyi i nadgarstka. Jeszcze żyłą, lecz biada było z jej życiem. Jeśli jej zaraz nie pomoże, może spotkać się z duchami.
Helius poczuł jak nabiera nowych sił pod wpływem przypływu pozytywnej dawki energi i motywacji. Musiał uratować tą osóbkę, nie ważne kim była i kim jest. Czuje i myśli jak on, więc też ma prawo żyć. odwrócił głowę do tyłu i warknął na ludzi głosem, który przypominał wycie wilka i ryk niedźwiedzia
-Chcecie by żyła, więc przymknijcie pyski i oddajcie kostur ścierwa. Do tego gorącą wodę i szmaty. Szybko!-
Musiał odczekać parę chwil w pomrukach złości i szeptów z ich strony. Lecz dostał czego chciał i mógł przystąpić do działania.
Szepnął na ucho kotołaczce na ucho: - Nie bój się, wydostaną cię stąd, tylko współpracuj i bądź dzielna.-
Po czym z kostura błysnęło zielone światło, które oświetliło w czystym świetle całe pomieszczenie.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Adrien bardzo powoli tracił cierpliwość do tego miejsca i do tych ludzi, doskonale wiedział czego od niego oczekują. Chcieli nowego przywódcy w mieście, a zarówno Grzmot jak i Wróżbita liczyli na to, że Crevan zabije tego drugiego. Ich nie doczekanie... Był neutralny i konflikt między nimi był mu zwyczajnie obojętny póki nie dotykał jego skromnej osoby. Miał nadzieję, że uda mu się logicznie rozwiązać wszelkie sprawy i wyciągnąć stąd bezpiecznie kotkę i Feylę, choć na spotkanie z tą drugą miał średnią ochotę bo doskonałą zdawał sobie sprawę z tego, że kowalka mu nie daruje tego, że ją ogłuszył i nie ruszył jej na ratunek gdy tylko dowiedział się, że jest zagrożona.
"Ból. Przerażający ból pleców, który już dawno powinien go zabić. Adrien nie miał już nawet sił krzyczeć czując, że życie z niego ucieka tak szybko jak uciekają promienie słoneczne za widnokręgiem. Długie białe włosy rozlały się w nieładzie po podłodze osłaniając twarz prawie nieprzytomnego anioła choć na moment odcinając go of hańby jaką przeżywał. Paznokcie wbijały się w ziemię z bólu za każdym razem gdy toporek uderzał o skrzydło by oddzielić je od ciała. Było to zrobione niezbyt umiejętnie przez co mężczyźnie wystawały kawałki kości, trochę piór i okrwawionego mięsa. -Błagam ojcze... - wyszeptał Adrien na skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej. -Ja juz nie mam syna.-odpowiedział mu zimny głos Atmosa Crevana,jego własnego ojca"
Sam nie wiedział dlaczego przypomniało mu się właśnie to. Czyżby miało to związek z cierpieniem jego kotki? Ah...a czy kotka nadal będzie chciała należeć do niego mimo tego, że jej nie pomógł? Białowłosy zaczął poważnie rozważać mało honorowy wyjazd z miasta... Ale jeszcze tyle chciał tu załatwić.
Dopiero po chwili zorientował się, że przed oblicze przyprowadzono mu tego młodego chłopaka na którego już wcześniej zwrócił uwagę. Jego cienka,biała brew podsunęła się do góry a w lodowatych oczach było widać coś na kształt zdziwienia. Był w końcu tylko grabarzem, nie wyrocznią czy płatnym mordercą! Tęsknił do swojego domu, pustego i zimnego, ale jednak tak idealnego... Tęsknił nawet za tym zidiociałym strażnikiem, który usiłował wmówić grabarzowi przynajmniej raz w tygodniu że ten jest szalony. Białowłosy wolał określenie:"ekscentryczny" zdecydowanie lepiej brzmiało, choć nuta szaleństwa była w nim od zawsze.
-Nie będę sssię bawił w sssąąąd...To nudne i nie ma w tym nic zabawnego... Zossstawcie chłopaka w ssspokoju... Postukał się czarnym pazurem w policzek wyraźnie znudzony tym domem, jednak miał pewną świadomość, że jeśli teraz wyjdzie to zaprzepaści wszystkie swoje szanse na dobry układ z Wróżbitą. -Nie macie innych rzeczy do roboty tylko przyprowadzanie mi ludzi jakbym miał ich zaraz zabić wzrokiem? Zaśmiał się cicho. -Właściwie... Jeśli chcesz możesz usssiąść koło mnie i popatrzeć ze mną... Po jego minie było widać, że się nudzi i szuka towarzystwa, bo to południe będzie wyjątkowo nudne.
"Ból. Przerażający ból pleców, który już dawno powinien go zabić. Adrien nie miał już nawet sił krzyczeć czując, że życie z niego ucieka tak szybko jak uciekają promienie słoneczne za widnokręgiem. Długie białe włosy rozlały się w nieładzie po podłodze osłaniając twarz prawie nieprzytomnego anioła choć na moment odcinając go of hańby jaką przeżywał. Paznokcie wbijały się w ziemię z bólu za każdym razem gdy toporek uderzał o skrzydło by oddzielić je od ciała. Było to zrobione niezbyt umiejętnie przez co mężczyźnie wystawały kawałki kości, trochę piór i okrwawionego mięsa. -Błagam ojcze... - wyszeptał Adrien na skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej. -Ja juz nie mam syna.-odpowiedział mu zimny głos Atmosa Crevana,jego własnego ojca"
Sam nie wiedział dlaczego przypomniało mu się właśnie to. Czyżby miało to związek z cierpieniem jego kotki? Ah...a czy kotka nadal będzie chciała należeć do niego mimo tego, że jej nie pomógł? Białowłosy zaczął poważnie rozważać mało honorowy wyjazd z miasta... Ale jeszcze tyle chciał tu załatwić.
Dopiero po chwili zorientował się, że przed oblicze przyprowadzono mu tego młodego chłopaka na którego już wcześniej zwrócił uwagę. Jego cienka,biała brew podsunęła się do góry a w lodowatych oczach było widać coś na kształt zdziwienia. Był w końcu tylko grabarzem, nie wyrocznią czy płatnym mordercą! Tęsknił do swojego domu, pustego i zimnego, ale jednak tak idealnego... Tęsknił nawet za tym zidiociałym strażnikiem, który usiłował wmówić grabarzowi przynajmniej raz w tygodniu że ten jest szalony. Białowłosy wolał określenie:"ekscentryczny" zdecydowanie lepiej brzmiało, choć nuta szaleństwa była w nim od zawsze.
-Nie będę sssię bawił w sssąąąd...To nudne i nie ma w tym nic zabawnego... Zossstawcie chłopaka w ssspokoju... Postukał się czarnym pazurem w policzek wyraźnie znudzony tym domem, jednak miał pewną świadomość, że jeśli teraz wyjdzie to zaprzepaści wszystkie swoje szanse na dobry układ z Wróżbitą. -Nie macie innych rzeczy do roboty tylko przyprowadzanie mi ludzi jakbym miał ich zaraz zabić wzrokiem? Zaśmiał się cicho. -Właściwie... Jeśli chcesz możesz usssiąść koło mnie i popatrzeć ze mną... Po jego minie było widać, że się nudzi i szuka towarzystwa, bo to południe będzie wyjątkowo nudne.
Dorian w duchu podziękował temu białowłosemu mężczyźnie, że miał więcej oleju w głowie niż te osiłki Wróżbity. Wyszarpnął rękaw tuniki zaskoczonemu mężczyźnie, który go przytrzymywał i zdecydował się spojrzeć na oblicze Adriena. Z bliska wyglądał trochę młodziej, choć nadal nie był pewien w jakim mężczyzna był wieku. Nie miał zmarszczek. Jego twarz skojarzyła mu się z rzeźbami z kości mamutów. Była idealnie gładka i jasna. Przynajmniej w jego odczuciu.
Poczuł lekkie ukłucie wstydu za to, że tak źle go na początku ocenił. Miał tendencję do błędnego szufladkowania ludzi. Ufał osobom, które koniec końców go krzywdziły, a ci, którzy nie byli dla niego w żaden sposób groźni, przerażali go, albo w inny sposób odrzucali. Tym razem jednak w porę mógł naprawić swoje błędy.
Chłopak skinął lekko głową na jego propozycję, a w kącikach jego ust można było dostrzec cień uśmiechu, choć najwyraźniej szczerego. Wygładził swoje ubranie i przysiadł się do Adriena.
- Proszę mi wybaczyć moje pytanie, ale... - pytając nie patrzył na niego, rzadko kiedy to czynił z kimś rozmawiając. Często odwracał wzrok.
- ...Szukamy z porucznikiem zdrajcy, który podobno ukrył się gdzieś w mieście... Nie słyszał pan może o Gilbercie Molan?
Pod koniec swoich słów, znów spojrzał na profil Adriena, prześlizgując wzrokiem po jego długich włosach. Wyglądały na bardzo miękkie i gładkie. Od początku rzuciły mu się w oczy. Teraz, gdy był tak blisko, naprawdę zapragnął ich dotknąć, choć oczywiście tego nie uczynił, jednak można było go przyłapać na dość zamyślonym spojrzeniu, którym wodził po jego osobie.
Poczuł lekkie ukłucie wstydu za to, że tak źle go na początku ocenił. Miał tendencję do błędnego szufladkowania ludzi. Ufał osobom, które koniec końców go krzywdziły, a ci, którzy nie byli dla niego w żaden sposób groźni, przerażali go, albo w inny sposób odrzucali. Tym razem jednak w porę mógł naprawić swoje błędy.
Chłopak skinął lekko głową na jego propozycję, a w kącikach jego ust można było dostrzec cień uśmiechu, choć najwyraźniej szczerego. Wygładził swoje ubranie i przysiadł się do Adriena.
- Proszę mi wybaczyć moje pytanie, ale... - pytając nie patrzył na niego, rzadko kiedy to czynił z kimś rozmawiając. Często odwracał wzrok.
- ...Szukamy z porucznikiem zdrajcy, który podobno ukrył się gdzieś w mieście... Nie słyszał pan może o Gilbercie Molan?
Pod koniec swoich słów, znów spojrzał na profil Adriena, prześlizgując wzrokiem po jego długich włosach. Wyglądały na bardzo miękkie i gładkie. Od początku rzuciły mu się w oczy. Teraz, gdy był tak blisko, naprawdę zapragnął ich dotknąć, choć oczywiście tego nie uczynił, jednak można było go przyłapać na dość zamyślonym spojrzeniu, którym wodził po jego osobie.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Adrien miał to do siebie, że zawsze bardzo dokładnie obserwował swojego rozmówcę uważnie patrząc mu w oczy, choć jego były starannie zakryte za grzywką dlatego też teraz również obserwował Doriana wodząc za nim oczami. Miał takie dziwne wrażenie, że gdzieś go juz widział tylko nie miał pojęcia gdzie... Może chodziło o to, że kogoś bardzo podobnego widywał rano w lustrze?
-Nie musssisz sssię zachowywać jakbyś rozmawiał z sssamym królem... -Powiedział Adrien cichym głosem z tak dobrze wyczuwalną nutą śmiechu i kpiny. Jego głos zawsze brzmiał tak jakby Crevan przed chwilą długo się śmiał i nie mógł przestać. -Nie. Jesssstem w mieście od niedawna... Góra od kilku godzin. Nigdy wcześniej nie słyszał nazwiska, które wymienił Dorian, ale musiał przyznać iż bardzo lubi zdrajców, a już szczególnie zdrajców korony. Ci byli gotowi na niemalże wszystko by Adrien tylko sprzedał im informacje, które posiada...a przecież nie były drogie... trzeba go było tylko rozbawić.
Adrien nie martwił się już o kowalkę bo wiedział, że kto jak kto, ale ona nie da sobie w kaszę dmuchać. Omal nie wybuchnął śmiechem gdy doszło do niego, że on, postrach Wróżbity i Grzmota, morderca aniołów, psychopata i szaleniec boi się Feyli, niepozornej kowalki. Ale prawda była taka, że przed nią nie umiał by się bronić a za to co zrobił zapewne oberwie młotem kowalskim w swój durny biały łeb. "I właśnie chyba dlatego bardziej ciągnie mnie do facetów."- Zaśmiał się w myślach.
-Panie, jesteś pewny, że to Crevan? Ten dziadek wygląda jakby całkiem zwariował.
-To on. Te białe kudły i bliznę przez twarz poznam wszędzie. Skubany wiedział jak się ustawić żeby być nie do ruszenia.
-A gdyby tak teraz ściąć mu głowę? Byłby spokój.
- Ta... duch tego psychola zrobiłby ci takie nawiedzenia, że wysrałbyś jelita ze strachu.
- To co zrobimy? Zostawimy go tak?
-Tak. Zobaczymy ile jeszcze potrafi. Nie ma przy sobie miecza, gdyby co to rozbrojenie tego dziedzia to będzie pestka.
Wróżbita i jego pieski najwidoczniej uważał, że Adrien już na nic mu się nie przyda i gdy tylko uzyska informacje, które są mu potrzebne będzie mógł spokojnie go wykończyć.
-Adrien wstał z krzesła strzelając wszystkimi koścmi. Dopiero teraz było widać jak bardzo jest chudy i wysoki, a pięciu centymetrowe obcasy jeszcze ten efekt wzmacniały. Białowłosy nie słyszał o czym Wróżbita rozprawiał z towarzyszem, może to i lepiej. -Dziękuję za dotrzymanie towarzyssstwa... Ale interesssy wzywają... Gdybyś mnie szukał za godzinę znajdziesz mnie w karczmie naprzeciw tego domu... - skłonił się lekko i odszedł w stronę Wróżbity. Właściwie spotkanie z tym młokosem miało na celu tylko jedno- wyciągnąć z niego tyle informacji ile będzie się dało. A Acila zostawiona tutaj plus Feyla w domu Grzmota mogą być idealnymi fortelami... Tylko będzie musiał im nieco pomóc swoimi szczurami.
Gdy Adrien wraz z Wróżbitą wychodził z pokoju pstryknął palcami tak, by nikt tego nie widział i zgasił tym wszystkie świece w pokoju. Powietrze przeciął tylko ostry i piskliwy śmiech psychopaty, ale cichy co czyniło go jeszcze bardziej przerażającym.
-Nie musssisz sssię zachowywać jakbyś rozmawiał z sssamym królem... -Powiedział Adrien cichym głosem z tak dobrze wyczuwalną nutą śmiechu i kpiny. Jego głos zawsze brzmiał tak jakby Crevan przed chwilą długo się śmiał i nie mógł przestać. -Nie. Jesssstem w mieście od niedawna... Góra od kilku godzin. Nigdy wcześniej nie słyszał nazwiska, które wymienił Dorian, ale musiał przyznać iż bardzo lubi zdrajców, a już szczególnie zdrajców korony. Ci byli gotowi na niemalże wszystko by Adrien tylko sprzedał im informacje, które posiada...a przecież nie były drogie... trzeba go było tylko rozbawić.
Adrien nie martwił się już o kowalkę bo wiedział, że kto jak kto, ale ona nie da sobie w kaszę dmuchać. Omal nie wybuchnął śmiechem gdy doszło do niego, że on, postrach Wróżbity i Grzmota, morderca aniołów, psychopata i szaleniec boi się Feyli, niepozornej kowalki. Ale prawda była taka, że przed nią nie umiał by się bronić a za to co zrobił zapewne oberwie młotem kowalskim w swój durny biały łeb. "I właśnie chyba dlatego bardziej ciągnie mnie do facetów."- Zaśmiał się w myślach.
-Panie, jesteś pewny, że to Crevan? Ten dziadek wygląda jakby całkiem zwariował.
-To on. Te białe kudły i bliznę przez twarz poznam wszędzie. Skubany wiedział jak się ustawić żeby być nie do ruszenia.
-A gdyby tak teraz ściąć mu głowę? Byłby spokój.
- Ta... duch tego psychola zrobiłby ci takie nawiedzenia, że wysrałbyś jelita ze strachu.
- To co zrobimy? Zostawimy go tak?
-Tak. Zobaczymy ile jeszcze potrafi. Nie ma przy sobie miecza, gdyby co to rozbrojenie tego dziedzia to będzie pestka.
Wróżbita i jego pieski najwidoczniej uważał, że Adrien już na nic mu się nie przyda i gdy tylko uzyska informacje, które są mu potrzebne będzie mógł spokojnie go wykończyć.
-Adrien wstał z krzesła strzelając wszystkimi koścmi. Dopiero teraz było widać jak bardzo jest chudy i wysoki, a pięciu centymetrowe obcasy jeszcze ten efekt wzmacniały. Białowłosy nie słyszał o czym Wróżbita rozprawiał z towarzyszem, może to i lepiej. -Dziękuję za dotrzymanie towarzyssstwa... Ale interesssy wzywają... Gdybyś mnie szukał za godzinę znajdziesz mnie w karczmie naprzeciw tego domu... - skłonił się lekko i odszedł w stronę Wróżbity. Właściwie spotkanie z tym młokosem miało na celu tylko jedno- wyciągnąć z niego tyle informacji ile będzie się dało. A Acila zostawiona tutaj plus Feyla w domu Grzmota mogą być idealnymi fortelami... Tylko będzie musiał im nieco pomóc swoimi szczurami.
Gdy Adrien wraz z Wróżbitą wychodził z pokoju pstryknął palcami tak, by nikt tego nie widział i zgasił tym wszystkie świece w pokoju. Powietrze przeciął tylko ostry i piskliwy śmiech psychopaty, ale cichy co czyniło go jeszcze bardziej przerażającym.
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Błysk światła Acila wyczuwała nawet przez zamknięte powieki. Światło i ciepło. Fala ciepła rozlewająca sie po jej ciele. Kotołaczka miała wrażenie jakby niewidzialna siła zmywała z niej ból i cierpienie. Goiły się kolejne rany, zrastały pęknięte kości, wracało czucie w posiniaczonych kończynach. Mimo wszystko Acila bała się otworzyć oczy. Obawiała się przede wszystkim tego że znów śni a tajemniczy wybawca to tylko kolejny wytwór jej wyobraźni. Poza tym intensywne światło mogło uszkodzić jej wzrok nawykły bardziej do ciemności niż blasku.
Po chwili wszystko ustało. Nie było śladu użytej przez druida magii. Acila nie miała pewności czy nieznajomy rzeczywiście ją uzdrowił czy tylko odjął ból stosując jakieś metody znieczulające. Nie dowie się tego jeśli nie spróbuje sama przejść kilka kroków, co w jej obecnej sytuacji byłoby dość trudne. Kotołaczka lękałasię także samych intencji klęczącego nad nią człowieka. Znała się na torturach na tyle iż była świadoma faktu że oprawcy nieraz przyspieszali gojenie się ran swoich ofiar tylko po to by po chwili znów zadawać im cierpienie.
Ostatecznie jednak ciekawość wzięła górę nad niepewnością. Ostrożnie podniosła głowę i spojrzała wielkimi oczyma na swego wybawcę, przenikając go wzrokiem i próbując wyczytać jego zamiary. Osobliwy zielonowłosy człowiek zupełnie ją zahipnotyzował. Acila nigdy nie zwracała uwagi na odzienie noszone przez ludzi. Uważała że człowiek nosi ubrania tylko po to by wyglądać jak człowiek. Próbowała kiedyś dowiedzieć się od madame Sisko do czego właściwie ludziom służy odzież i dlaczego ona również powinna ją nosić. W odpowiedzi otrzymała dość pokrętną odpowiedź o opakowaniach, ukrywaniu wewnętrznych żądzy i tego iż zawsze powinna spoglądać na mężczyzn w taki sposób jakby usiłowała zajrzeć im pod odzienie. Nic z tego nie rozumiała ale przytaknęła swej ówczesnej pani że wie o co chodzi.
Człowiek którego miała przed sobą emanował siłą mimo iż wyglądał dość mizernie. Acila usiłowała zrozumieć w jaki sposób nieznajomy to robi. Wpatrywała się w mężczyznę wyczekując na jego kolejny ruch. Nie leżała teraz skulona na posadzce lecz kucała gotowa w każdej chwili skoczyć do ataku. Była zdeterminowana by walczyć. W rzeczywistości nie miała wyboru. Nic nie traciła gdyż jej sytuacja i tak pozostawała beznadziejna. Ludzie Wróżbity najprawdopodobniej znów zaczną ja torturować i ostatecznie zabiją. Walka dawał cień nadziei. Przeczuwała że przegra, ale przynajmniej jej śmierć będzie szybka i o wiele mniej bolesna. Istniała też niewielka szansa że przynajmniej kilkorgu z napastników wydrapie oczy i utoruje sobie drogę do ucieczki. Wiele zależało od tego na ile jej ciało było obecnie sprawne.
- No popatrz. Żyje. - Odezwał sie dowódca trójki oprychów która zaprowadziła Acilę do lochów. - Ta brudna świnia jednak zrobił swoje. Świetnie. Pora zatem abym to ja zaopiekował się naszą małą kicią. - Rozbawiony zbój śmiejąc się ściągał spodnie.
- A co z nim?
- Wyrzucie śmierdziela. Nie jest nam juz potrzebny. - Postanowił mężczyzna. Jego kompani chcieli właśnie pochwycić druida, gdy dowódca wstrzymał ich gestem dłoni. - Nie. Czekajcie. Przypomniało mi się że ta gnida nazwał nas przed momentem ścierwami. Nie pozwolimy się tak obrażać co chłopcy? Połamcie mu ręce a potem niech się wynosi. -Śmiał się muskularny oprych.
Kotołaczka z uwagą śledziła rozwój sytuacji. W niewielkiej celi ściśnięta trójka przemytników miała niewielkie pole manewru, a do tego ich herszt stał teraz jak idiota z opuszczonymi gatkami. Acila uznała go za najłatwiejszy cel. Prawdopodobnie zyskała też sojusznika co jeszcze bardziej zwiększało jej szansę na ucieczkę.
Po chwili wszystko ustało. Nie było śladu użytej przez druida magii. Acila nie miała pewności czy nieznajomy rzeczywiście ją uzdrowił czy tylko odjął ból stosując jakieś metody znieczulające. Nie dowie się tego jeśli nie spróbuje sama przejść kilka kroków, co w jej obecnej sytuacji byłoby dość trudne. Kotołaczka lękałasię także samych intencji klęczącego nad nią człowieka. Znała się na torturach na tyle iż była świadoma faktu że oprawcy nieraz przyspieszali gojenie się ran swoich ofiar tylko po to by po chwili znów zadawać im cierpienie.
Ostatecznie jednak ciekawość wzięła górę nad niepewnością. Ostrożnie podniosła głowę i spojrzała wielkimi oczyma na swego wybawcę, przenikając go wzrokiem i próbując wyczytać jego zamiary. Osobliwy zielonowłosy człowiek zupełnie ją zahipnotyzował. Acila nigdy nie zwracała uwagi na odzienie noszone przez ludzi. Uważała że człowiek nosi ubrania tylko po to by wyglądać jak człowiek. Próbowała kiedyś dowiedzieć się od madame Sisko do czego właściwie ludziom służy odzież i dlaczego ona również powinna ją nosić. W odpowiedzi otrzymała dość pokrętną odpowiedź o opakowaniach, ukrywaniu wewnętrznych żądzy i tego iż zawsze powinna spoglądać na mężczyzn w taki sposób jakby usiłowała zajrzeć im pod odzienie. Nic z tego nie rozumiała ale przytaknęła swej ówczesnej pani że wie o co chodzi.
Człowiek którego miała przed sobą emanował siłą mimo iż wyglądał dość mizernie. Acila usiłowała zrozumieć w jaki sposób nieznajomy to robi. Wpatrywała się w mężczyznę wyczekując na jego kolejny ruch. Nie leżała teraz skulona na posadzce lecz kucała gotowa w każdej chwili skoczyć do ataku. Była zdeterminowana by walczyć. W rzeczywistości nie miała wyboru. Nic nie traciła gdyż jej sytuacja i tak pozostawała beznadziejna. Ludzie Wróżbity najprawdopodobniej znów zaczną ja torturować i ostatecznie zabiją. Walka dawał cień nadziei. Przeczuwała że przegra, ale przynajmniej jej śmierć będzie szybka i o wiele mniej bolesna. Istniała też niewielka szansa że przynajmniej kilkorgu z napastników wydrapie oczy i utoruje sobie drogę do ucieczki. Wiele zależało od tego na ile jej ciało było obecnie sprawne.
- No popatrz. Żyje. - Odezwał sie dowódca trójki oprychów która zaprowadziła Acilę do lochów. - Ta brudna świnia jednak zrobił swoje. Świetnie. Pora zatem abym to ja zaopiekował się naszą małą kicią. - Rozbawiony zbój śmiejąc się ściągał spodnie.
- A co z nim?
- Wyrzucie śmierdziela. Nie jest nam juz potrzebny. - Postanowił mężczyzna. Jego kompani chcieli właśnie pochwycić druida, gdy dowódca wstrzymał ich gestem dłoni. - Nie. Czekajcie. Przypomniało mi się że ta gnida nazwał nas przed momentem ścierwami. Nie pozwolimy się tak obrażać co chłopcy? Połamcie mu ręce a potem niech się wynosi. -Śmiał się muskularny oprych.
Kotołaczka z uwagą śledziła rozwój sytuacji. W niewielkiej celi ściśnięta trójka przemytników miała niewielkie pole manewru, a do tego ich herszt stał teraz jak idiota z opuszczonymi gatkami. Acila uznała go za najłatwiejszy cel. Prawdopodobnie zyskała też sojusznika co jeszcze bardziej zwiększało jej szansę na ucieczkę.
-
- Kroczący w Snach
- Posty: 246
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Rzemieślnik , Kupiec
- Kontakt:
Wprawdzie nie zamierzała pomagać Grzmotowi w realizacji jego marzeń o posiadaniu niezdobytej twierdzy ale aby nie budzić podejrzeń Feyla musiała przynajmniej udawać że robi cos w tym temacie. Oficjalnie zajmowała się pomiarami i kreśleniem planów architektonicznyc h, a to oznaczało że nie zaczepiana przez nikogo kowalka mogła swobodnie poruszać się po całej rezydencji. W rzeczywistości Feyla poszukiwała ukrytych przejść i tajemnych komnat. Zadanie nie takie znów trudne jeśli zna się podstawy matematyki, jest się obeznaną w budownictwu i konstrukcji. Mając zmierzone gabaryty budynku, długość korytarzy i szerokości pokoi do nich przyległych kowalka w prosty sposób mogła obliczyć jakie są wymiary ścian i czy możliwe jest ukrycie w nich tuneli. Następnie określając rodzaj czy dana ściana jest nośną czy działową oraz eliminując te pierwsze, Feyla wytypowała interesujące ją miejsca.
O ile same obliczenia sprawiały jej przyjemność to już w poszukiwanie ukrytych przełączników czy mechanizmów uruchamiających wejścia kowalka nie zamierzała się bawić. Na tym etapie najlepiej sprawowała się brutalna siła. Kilka uderzeń kowalskim młotem pozwoliło zweryfikować czy dana ściana zbudowana jest z solidnej cegły czy też stanowi tylko atrapę mającą zamaskować tajne przejścia.
Po kilku godzinach takich poszukiwań Feyla znalazła się w sekretnym korytarzu umożliwiającym podsłuchiwanie gości w rezydencji Grzmota. Początkowo miała nieco problemów z właściwym poruszaniu się po labiryncie ścieżek ale z czasem opanowała techniki orientowania się w własnym położeniu.
Niestety mimo długiego wyczekiwania nie udało się kowalce posłyszeć nic ciekawego. Kilka rozmów o miejscowych burdach a także złośliwych uwag odnośnie kobiet czy ludzi Wróżbity. Wiele tez mówiono o wzmocnieniu straży miejskiej ludźmi z Fargoth i obawach dotyczących konsekwencji jakie może to przynieść. Większość zbirów była przekonana że ostatecznie przemytnikowi uda się kupić przychylność nowych strażników i sprawy wrócą do normy. O pokojów samego Grzmota przez dłuższy czas nie dochodziły żadne dźwięki. Kowalka zamierzała właśnie zakończyć swoją misję szpiegowską gdy usłyszała fragmenty narady.
- A jeśli Crevan zawiedzie? Albo w ogóle nie zechce wykonać zadania? – Pytał nieznany kowalce głos.
- Powinniśmy go trochę zachęcić. Myślę ze czas wysłać mu paczkę przypominającą o tym kto trzyma w ręku główne atuty. – Dodał ktoś inny.
- Na razie palce tej kobiety zostawcie w spokoju. Potrzebna mi jest do wykonania projektu. – Odezwał się Grzmot. – Ale nie mam nic przeciwko jeśli znajdziecie inną niewiastę która ma nadmiar wolnych palcy u nóg. Przekażmy grabarzowi kilka z nich. Crevan i tak się nie zorientuje a źle by było gdyby nasz przyjaciel o nas nie zapomniał.
O ile same obliczenia sprawiały jej przyjemność to już w poszukiwanie ukrytych przełączników czy mechanizmów uruchamiających wejścia kowalka nie zamierzała się bawić. Na tym etapie najlepiej sprawowała się brutalna siła. Kilka uderzeń kowalskim młotem pozwoliło zweryfikować czy dana ściana zbudowana jest z solidnej cegły czy też stanowi tylko atrapę mającą zamaskować tajne przejścia.
Po kilku godzinach takich poszukiwań Feyla znalazła się w sekretnym korytarzu umożliwiającym podsłuchiwanie gości w rezydencji Grzmota. Początkowo miała nieco problemów z właściwym poruszaniu się po labiryncie ścieżek ale z czasem opanowała techniki orientowania się w własnym położeniu.
Niestety mimo długiego wyczekiwania nie udało się kowalce posłyszeć nic ciekawego. Kilka rozmów o miejscowych burdach a także złośliwych uwag odnośnie kobiet czy ludzi Wróżbity. Wiele tez mówiono o wzmocnieniu straży miejskiej ludźmi z Fargoth i obawach dotyczących konsekwencji jakie może to przynieść. Większość zbirów była przekonana że ostatecznie przemytnikowi uda się kupić przychylność nowych strażników i sprawy wrócą do normy. O pokojów samego Grzmota przez dłuższy czas nie dochodziły żadne dźwięki. Kowalka zamierzała właśnie zakończyć swoją misję szpiegowską gdy usłyszała fragmenty narady.
- A jeśli Crevan zawiedzie? Albo w ogóle nie zechce wykonać zadania? – Pytał nieznany kowalce głos.
- Powinniśmy go trochę zachęcić. Myślę ze czas wysłać mu paczkę przypominającą o tym kto trzyma w ręku główne atuty. – Dodał ktoś inny.
- Na razie palce tej kobiety zostawcie w spokoju. Potrzebna mi jest do wykonania projektu. – Odezwał się Grzmot. – Ale nie mam nic przeciwko jeśli znajdziecie inną niewiastę która ma nadmiar wolnych palcy u nóg. Przekażmy grabarzowi kilka z nich. Crevan i tak się nie zorientuje a źle by było gdyby nasz przyjaciel o nas nie zapomniał.
- Helius
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 8
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Leczenie tak ciężko pobitej i poranionej istoty nie jest łatwe, w dodatku w tak wielkiej presji ze strony oprychów. Najpierw zajął się powierzchownymi ranami, które zajmowały mało czasu leczenia, by uśmierzyć ból. Wystarczyło obłożyć rany liśćmi Złotki błotnej, którą akurat miał ukrytą pod szatą. Gorzej było z głębokimi i poszarpanymi ranami, oblepionymi zakrzepłą już krwią. Tutaj Helius musiał użyć mocy leczenia, której tak wytrwale uczył się u boku mentora. Położył swe szorstkie dłonie na delikatnej skórze Kotołaczki i zamknął oczy. Potrzebował do tego ogromnego skupienia i koncentracji, gdyż od tego zależy w jakim stopniu rany zostaną uleczone.
Trwało to dość długo i męcząco. Ciężko było szczególnie podczas chamskich przytyków i głupich komentarzy ze strony drabów pilnujących ich dwójki. Helius podczas uleczenia zdążył ocenić sytuacje w jakiej się znajdują. Otóż on z Kotołaczką leżeli pod ścianą małego pokoju. Można powiedzieć, że to była cela, lecz nie miała ani jednego okna ani krat. Jedynym wyjściem były drzwi, które zagradzane był przez oprychów. Ceglane ściany pokryte były brązowymi plamami, a po prawej stronie przyczepione był metalowe kajdany, już nieco zardzewiałe.
Jedynym światłem, było światło z kostura, który jasnym blaskiem ukazał całą celę.
Helius po paru godzinach ujrzał, że ta drobna istota zaczyna mrugać i pomału otwierać oczy. Uśmiechnął się do jej drobnej twarzy i nie tracąc skupienia dokańczał uśmierzanie ran. Wszystko szło doskonale i w sercu Heliusa zaiskrzyło światełko, które rozgrzało jego duszę. Czuł się naprawdę dobrze, wiedząc, że uratował tą istotę od nieuniknionej śmierci. Zdarzało mu się już uleczać rany zwierząt, lecz były to tylko złamania, obtłuczenia czy wbite drzazgi. To wszystko było drobnostką do tego, co tu uczynił.
Lecz radość i fala dumy opuściła duszę Heliusa po wypowiedzeniu słów mężczyzny za nim. Zamierzał wykorzystać ta biedną istotę, a jego torturować aż nie wyzionie ostatniego ducha. Poczuł się, jakby rzucono nim o brudną podłogę, zdeptany i opluty przez ludzi. Jego radosna twarz, z oczmi wypełnionymi iskrami dumy zmieniła się w straszny gniew, a jego oczy przybrały ciemny odcień.
Czuł to. Fala złości i gniewu przepływała przez jego ciało. Nie mógł znieść podłości i zeszmacenia człowieczeństwa przez mężczyzn za nim. Dlatego wybrał las. Tam nie ma takich świń, które obudzą w nim to, co było uśpione przez niecałe 20 lat.
Próbował się powstrzymać, lecz czuł, że ziemia zaczyna pomału drżeć, a z sufitu spada na nich proch i pył.
Krople potu wypłynęły na ciało drudia.
Jego oczy były wpatrzone w chyba nieco przestraszone oczy dziewczyny.
-Musisz stąd uciec, nim będzie za późno. Pomogę ci, lecz jeśli się po mnie wrócisz to zginiesz, rozumiesz?!-
Ciężkim i nieco charczącym głosem wypowiedział te słowa do Kotołaczki, licząc że ta zrozumie jego słowa i niebezpieczną sytuację, która może nadejść.
Usłyszał kroki idące ku nim, powolne i nierównomierne. Helius odwrócił nagle głowę. A gdy to się stało z ziemi wystrzelił wielki i ostry niczym włócznia szpikulec, który wbił się w brzuch łotra. Przebił się przez całe ciało, bez najmniejszych problemów. Krzyk rozległ się po całych lochach. Żałosny i przepełniony strasznym bólem. Ziemia zaczęła pokrywać się czerwoną krwią, która strumieniami lała się z ciała gwałcicela.
Wykorzystując zmieszanie jakie nastąpiło Helius krzyknął ostrym i mocnym głosem do dziewczyny
-Teraz!-
Trwało to dość długo i męcząco. Ciężko było szczególnie podczas chamskich przytyków i głupich komentarzy ze strony drabów pilnujących ich dwójki. Helius podczas uleczenia zdążył ocenić sytuacje w jakiej się znajdują. Otóż on z Kotołaczką leżeli pod ścianą małego pokoju. Można powiedzieć, że to była cela, lecz nie miała ani jednego okna ani krat. Jedynym wyjściem były drzwi, które zagradzane był przez oprychów. Ceglane ściany pokryte były brązowymi plamami, a po prawej stronie przyczepione był metalowe kajdany, już nieco zardzewiałe.
Jedynym światłem, było światło z kostura, który jasnym blaskiem ukazał całą celę.
Helius po paru godzinach ujrzał, że ta drobna istota zaczyna mrugać i pomału otwierać oczy. Uśmiechnął się do jej drobnej twarzy i nie tracąc skupienia dokańczał uśmierzanie ran. Wszystko szło doskonale i w sercu Heliusa zaiskrzyło światełko, które rozgrzało jego duszę. Czuł się naprawdę dobrze, wiedząc, że uratował tą istotę od nieuniknionej śmierci. Zdarzało mu się już uleczać rany zwierząt, lecz były to tylko złamania, obtłuczenia czy wbite drzazgi. To wszystko było drobnostką do tego, co tu uczynił.
Lecz radość i fala dumy opuściła duszę Heliusa po wypowiedzeniu słów mężczyzny za nim. Zamierzał wykorzystać ta biedną istotę, a jego torturować aż nie wyzionie ostatniego ducha. Poczuł się, jakby rzucono nim o brudną podłogę, zdeptany i opluty przez ludzi. Jego radosna twarz, z oczmi wypełnionymi iskrami dumy zmieniła się w straszny gniew, a jego oczy przybrały ciemny odcień.
Czuł to. Fala złości i gniewu przepływała przez jego ciało. Nie mógł znieść podłości i zeszmacenia człowieczeństwa przez mężczyzn za nim. Dlatego wybrał las. Tam nie ma takich świń, które obudzą w nim to, co było uśpione przez niecałe 20 lat.
Próbował się powstrzymać, lecz czuł, że ziemia zaczyna pomału drżeć, a z sufitu spada na nich proch i pył.
Krople potu wypłynęły na ciało drudia.
Jego oczy były wpatrzone w chyba nieco przestraszone oczy dziewczyny.
-Musisz stąd uciec, nim będzie za późno. Pomogę ci, lecz jeśli się po mnie wrócisz to zginiesz, rozumiesz?!-
Ciężkim i nieco charczącym głosem wypowiedział te słowa do Kotołaczki, licząc że ta zrozumie jego słowa i niebezpieczną sytuację, która może nadejść.
Usłyszał kroki idące ku nim, powolne i nierównomierne. Helius odwrócił nagle głowę. A gdy to się stało z ziemi wystrzelił wielki i ostry niczym włócznia szpikulec, który wbił się w brzuch łotra. Przebił się przez całe ciało, bez najmniejszych problemów. Krzyk rozległ się po całych lochach. Żałosny i przepełniony strasznym bólem. Ziemia zaczęła pokrywać się czerwoną krwią, która strumieniami lała się z ciała gwałcicela.
Wykorzystując zmieszanie jakie nastąpiło Helius krzyknął ostrym i mocnym głosem do dziewczyny
-Teraz!-
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Acila wiedziała co powinna zrobić, jednak nim cokolwiek uczyni potrzebowała znaleźć sobie wystarczające pokłady odwagi. Próbowała zmotywować się do działania poprzez złość. Była wściekła na Adriena. Grabarz nie kiwną nawet palcem w jej obronie. Spokojnie pozwolił by ją katowano, dręczono i upokarzano, a ostatecznie zostawił na pewną śmierć. Pod tym względem okazał się jeszcze gorszy niż Sisko. Madame przynajmniej nigdy nie ukrywała niechęci do kotołaczki. Nie obiecała tez że się nią zajmie i nie pozwoli skrzywdzić. Po kobiecie Acila wiedziała dokładnie czego się spodziewać tymczasem grabarz cały czas mamił ją fałszywymi zapewnieniami.
Kotołaczka czuła się oszukana. Postanowiła że od tej pory koniec z szukaniem kogoś kto miałby się nią zająć. Najwyższy czas samej zatroszczyć się o własną skórę. Już nigdy więcej nie zaufa żadnemu człowiekowi włączając w to zielonowłosego wybawiciela. Wprawdzie w obecnej sytuacji nie miała innego wyjścia, będąc całkowicie zależna od pomocy druida kotołaczka chcąc czy nie, musiała z nim współpracować. Wmawiała sobie jednak iż to tylko tymczasowy sojusz. Robi to co robi dla własnej korzyści. Nie pozwoli sobie na to by uzależnić się od kolejnego człowieka. Bez znaczenia był tu fakt że ów mężczyzna właśnie uratował jej życie, że narażał swoje zdrowie w jej imieniu zupełnie bezinteresownie oraz to ze w pewnym sensie należał on do świata zwierząt. Prawdopodobnie druid miał w sobie tyle samo z zwierzęcia co Acila z człowieka. To że oboje znajdowali się na granicy pomiędzy dziką naturą a cywilizowanym światem w jakiś sposób zbliżało kotołaczkę do zielonowłosego, ale póki co jej osąd na temat Heliusa pozostawał surowy i nieprzychylny. .
Gdy tylko człowiek wykonał pierwszy ruch zabijając jednego z oprychów Wróżbity, Acila skoczyła do ataku. Uzbrojona w ostre pazury, gniew i chęć zemsty doskoczyła do twarzy najbliższego zbója. Czuła jak jej pazury wbijają się w skórę człowieka tnąc ja na drobne części. Podświadomie rejestrowała jak w kolejnych błyskawicznych ciosach udaje jej się rozerwać fragmenty mięśni, miękką tkankę gałek ocznych, oraz to że wyrządzone przez nią rany sięgały aż do kości czaszki.
Mężczyzna wrzasnął i upad na ziemię a kotołaczce udało się dostać do wyjścia z celi. Łatwą cześć planu miała już za sobą. Teraz należało pokonać labirynt krętych korytarzy z których prawdopodobnie tylko kilka prowadziło na górne pietra. Piętra na których czekało na nią znacznie więcej uzbrojonych i gotowych do walki strażników. Acila biegła na oślep. Nie sprawdziła czy druid dał sobie radę z trzecim zbójem przebywającym w celi. Póki co nikt nie podnosił alarmu więc założyła że musiało mu się udać. "Nie kazał za sobą czekać." Zapewniała samą siebie.
Dla Acili liczyło się tylko to by jak najszybciej opuścić nieprzyjazne jej mury. Ucieczka była najważniejsza. Nie miała zamiaru dokonać odwetu, szukać sprawiedliwości czy samosądu. W pewnej chwili zauważyła ze błądząc w korytarzach zabrnęła w ślepy zaułek. Zawróciła niemal wpadając na oddział straży. Było ich ... było ich dużo. Stanowczo za dużo by dała sobie z nimi radę. Przekonana iż tu właśnie jej spektakularna ucieczka dobiegnie końca, dziewczyna nawet nie podjęła walki. Ku zdziwieniu kotołączki strażnicy zupełnie ja zignorowali. Przeszli dalej, podążając w nieznanym kierunku, obojętni na jej obecność. Jeśli nie liczyć solidnego kopnięciem wymierzonego twardym butem, ludzie Wrózbity zachowywali się tak jakby jej tu nie było.
Acila z przerażaniem uświadomiła sobie że zmieniła się w kotkę. Jak zwykle uczyniła to nieświadomie, w najmniej korzystnym dla siebie momencie, a co gorsza proces przemiany był przez nią zupełnie niekontrolowany i nie wiedziała jak go odwrócić. Gdy zwierzęca natura brała górę, Acili znacznie trudniej było myśleć. "Idź, idź, uciekaj ... znajdź wyjście." Przemawiała do samej siebie odpędzając jednocześnie myśli o głodzie, zabawie i zaspokojeniu własnej ciekawości.
Kotołaczka czuła się oszukana. Postanowiła że od tej pory koniec z szukaniem kogoś kto miałby się nią zająć. Najwyższy czas samej zatroszczyć się o własną skórę. Już nigdy więcej nie zaufa żadnemu człowiekowi włączając w to zielonowłosego wybawiciela. Wprawdzie w obecnej sytuacji nie miała innego wyjścia, będąc całkowicie zależna od pomocy druida kotołaczka chcąc czy nie, musiała z nim współpracować. Wmawiała sobie jednak iż to tylko tymczasowy sojusz. Robi to co robi dla własnej korzyści. Nie pozwoli sobie na to by uzależnić się od kolejnego człowieka. Bez znaczenia był tu fakt że ów mężczyzna właśnie uratował jej życie, że narażał swoje zdrowie w jej imieniu zupełnie bezinteresownie oraz to ze w pewnym sensie należał on do świata zwierząt. Prawdopodobnie druid miał w sobie tyle samo z zwierzęcia co Acila z człowieka. To że oboje znajdowali się na granicy pomiędzy dziką naturą a cywilizowanym światem w jakiś sposób zbliżało kotołaczkę do zielonowłosego, ale póki co jej osąd na temat Heliusa pozostawał surowy i nieprzychylny. .
Gdy tylko człowiek wykonał pierwszy ruch zabijając jednego z oprychów Wróżbity, Acila skoczyła do ataku. Uzbrojona w ostre pazury, gniew i chęć zemsty doskoczyła do twarzy najbliższego zbója. Czuła jak jej pazury wbijają się w skórę człowieka tnąc ja na drobne części. Podświadomie rejestrowała jak w kolejnych błyskawicznych ciosach udaje jej się rozerwać fragmenty mięśni, miękką tkankę gałek ocznych, oraz to że wyrządzone przez nią rany sięgały aż do kości czaszki.
Mężczyzna wrzasnął i upad na ziemię a kotołaczce udało się dostać do wyjścia z celi. Łatwą cześć planu miała już za sobą. Teraz należało pokonać labirynt krętych korytarzy z których prawdopodobnie tylko kilka prowadziło na górne pietra. Piętra na których czekało na nią znacznie więcej uzbrojonych i gotowych do walki strażników. Acila biegła na oślep. Nie sprawdziła czy druid dał sobie radę z trzecim zbójem przebywającym w celi. Póki co nikt nie podnosił alarmu więc założyła że musiało mu się udać. "Nie kazał za sobą czekać." Zapewniała samą siebie.
Dla Acili liczyło się tylko to by jak najszybciej opuścić nieprzyjazne jej mury. Ucieczka była najważniejsza. Nie miała zamiaru dokonać odwetu, szukać sprawiedliwości czy samosądu. W pewnej chwili zauważyła ze błądząc w korytarzach zabrnęła w ślepy zaułek. Zawróciła niemal wpadając na oddział straży. Było ich ... było ich dużo. Stanowczo za dużo by dała sobie z nimi radę. Przekonana iż tu właśnie jej spektakularna ucieczka dobiegnie końca, dziewczyna nawet nie podjęła walki. Ku zdziwieniu kotołączki strażnicy zupełnie ja zignorowali. Przeszli dalej, podążając w nieznanym kierunku, obojętni na jej obecność. Jeśli nie liczyć solidnego kopnięciem wymierzonego twardym butem, ludzie Wrózbity zachowywali się tak jakby jej tu nie było.
Acila z przerażaniem uświadomiła sobie że zmieniła się w kotkę. Jak zwykle uczyniła to nieświadomie, w najmniej korzystnym dla siebie momencie, a co gorsza proces przemiany był przez nią zupełnie niekontrolowany i nie wiedziała jak go odwrócić. Gdy zwierzęca natura brała górę, Acili znacznie trudniej było myśleć. "Idź, idź, uciekaj ... znajdź wyjście." Przemawiała do samej siebie odpędzając jednocześnie myśli o głodzie, zabawie i zaspokojeniu własnej ciekawości.
- Adrien
- Szukający Snów
- Posty: 168
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Upadły Anioł
- Profesje:
- Kontakt:
Nikt nie wiedział o czym Crevan i Wróżbita syskutowali za zamkniętymi drzwiami, ale po dość zadowolonej minie białowłosego wychodzącego z pokoju było widać, że doszli do porozumienia. Oczywiście zarówno Grabarz jak i Wróżbita doskonale zdawali sobie sprawę, że sojusz nie jest wieczny i złamanie go nie będzie niczym trudnym, ale dawał on pewne złudne poczucie bezpieczeństwa. Kto pierwszy złamie pakt? Oczywiście, że Upadły. Dla niego liczyła się tylko jego własna, prywatna sprawa w Garle, reszta mogła nie istnieć. Przynajmniej tak sobie wmawiał, gdyż czuł coraz większą słabość do kowalki i kotki. Męczyło go to, że zapewne Acila go znienawidziła. Jak miał jej wytłumaczyć, że inaczej postąpić nie mógł? Gdyby tylko wykazał zainteresowanie kotołaczką to Wróżbita zrobiłby z niej swoją zakładniczkę a na końcu i tak zabił, tylko ze o wiele brutalniej? Teraz musiał wymyślić jak ją stamtąd wyciągnąć...Nie będzie to łatwe zadanie, zdecydowanie. Ale wiedział przynajmniej gdzie będzie mógł ją ulokować zanim nie wydobrzeje. Dom swojego dawnego mistrza będzie idealny. Gdzieś z tylu głowy cały czas kłuła go pewna myśl. Co jeśli Feyla i Acila zginą w tym mieście? Zastanawiał się jakby się z tym czuł... Czy naprawdę miałby dość mocy by rozwalić całe miasto u podstaw? Wystarczyło tylko zabić przywódców i miasto samo upadnie...
Myśląc tak nad tym wszystkim nie bardzo patrzył pod nogi i w pewnym momencie po prostu runął na ziemię jak długi nie wiedząc nawet co go trafiło. Dopiero po chwili dostrzegł, że przewrócił się o...kota. Zachichotał cicho na własną nie uwagę i pogłaskał, a raczej próbował pogłaskać kotka po grzbiecie nie mając pojęcia, że ten kociak to jego Acila. -No popatrz...kot...ihihihi... Adrien nie zauważył, że ten kot to kotka, więc zaczął mówić do niego w rodzaju męskim jednocześnie zbierając się z ziemi. -Kobiety to sssame problemy... Mogłem sssobie wziąć kotołaka, przynajmniej teraz nie musssiałbym szukać tej mojej po lochach... S może ty wiesz gdzie one sssąąą?
Myśląc tak nad tym wszystkim nie bardzo patrzył pod nogi i w pewnym momencie po prostu runął na ziemię jak długi nie wiedząc nawet co go trafiło. Dopiero po chwili dostrzegł, że przewrócił się o...kota. Zachichotał cicho na własną nie uwagę i pogłaskał, a raczej próbował pogłaskać kotka po grzbiecie nie mając pojęcia, że ten kociak to jego Acila. -No popatrz...kot...ihihihi... Adrien nie zauważył, że ten kot to kotka, więc zaczął mówić do niego w rodzaju męskim jednocześnie zbierając się z ziemi. -Kobiety to sssame problemy... Mogłem sssobie wziąć kotołaka, przynajmniej teraz nie musssiałbym szukać tej mojej po lochach... S może ty wiesz gdzie one sssąąą?
-
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 89
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Kotołak
- Profesje:
- Kontakt:
Nie pamiętała chwili kiedy się poddała. Mimo wysiłków żeby odzyskać kontrolę nad swoim ciałem, ono nadal nie chciało jej słuchać. W momencie gdy przyjęła postać kota zwierzęcy instynkt zaczął górować nad logikom. Acila nie była w stanie opanować nadmiaru bodźców jakie do niej docierały. Analizowanie każdego dźwięku, każdego zapachu i każdej barwy, pochłaniało umysł kotołaczki w takim stopniu iż uniemożliwiało to normalne myślenie. Skupiła się na jednej prostej myśli - potrzeby ucieczki i znalezienia bezpiecznej kryjówki. Komenda zrozumiała nawet dla zwykłego zwierzęcia. Acili pozostawała nadzieja że tym razem jej przemiana potrwa krótko. Najczęściej działo sie tak przez kilka godzin, chociaż zdarzało się też że pozostawała w ciele kota nawet parę dni.
Zwykle gdy odzyskiwała humanoidalną postać nie pamiętała co robiła będąc w ciele zwierzęcia. Nie potrafiła też określić jak długo to trwało. Rzekomy dar w przypadku Acili stanowił przekleństwo, chociaż w jej aktualnym położeniu pozwolił dziewczynie uniknąć schwytania przez strażników. Najczęściej to po swoim wyglądzie, miejscu w którym się znalazła czy resztach pożywienia mogła się jedynie domyślać co takiego uczyniła będąc kotem. Zawsze też kolejna transformacja stwarzała problem znalezienia ubrania.
- Dlaczego tu leżysz i jesteś naga? - Dziecięcy głos przywołał Acilę do rzeczywistości. Spojrzała na swojego rozmówcę. Nastoletnie chłopiec, jasnowłosy o twarzy pokrytej piegami, ubrany na biało, przyglądał jej się z przerażonymi oczyma jakby właśnie zobaczył ducha.
- A gdzie jestem? - Odpowiedziała pytaniem kotołaczka.
- W kuchni. Czy te tez będziesz usługiwała przy stole?
- Kuchni? Są tu jakieś ubrania? - Acila unikała odpowiedzi na pytania, nie miała teraz czasu na tłumaczenia. Musiała działać. Na szczęście dla niej chłopak był mało dociekliwy.
- Tak każdy kto będzie podawał obiad na wystawie organizowanej przez naszego pana dostał takie białe cuchy.
- Masz na myśli galerię organizowaną przez Wróżbitę? - Chłopak milcząco potwierdził kiwając głową. A zatem nie udało jej się dotrzeć dalej niż do kuchni, co będąc kotką musiała uznać za najbezpieczniejsze schronienie. - Daj mi je. Daj mi ubranie jakie masz na sobie. Proszę. Potrzebuję tego.
Chłopak przez chwilę się wahał. Prośba Acili zdawała mu się niedorzeczna, jednak perspektywa zdobycia koleżanki w tak nieprzyjaznym miejscu ostatecznie przekonała go że warto. Tym bardziej że jego nowa przyjaciółka była całkiem ładna, a do tego miała niezwykłe uszy i ogon. Znajomość z kimś takim napawała go dumą i dawała okazję to zabłyśnięcia wśród rówieśników. Zdejmując z siebie ciuchy pomocnika kuchennego podawał je kolejno kotołaczce. Kucharska czapka pozwoliła Acili ukryć swoje uszy, a długi fartuch umożliwił schowanie ogona. Dziewczyna liczyła ze nierozpoznana przez nikogo wydostanie się z rezydencji przemytnika.
- Co ty do cholery robisz tu w samych gaciach? - Wrzasnęła na młodzieńca otyła kobieta będząca główną kucharką. Zaraz podajemy do stołu. Nagi ci z dupy powyrywam!
- Ja .. ja oblałem się sosem i musiałem sie przebrać ... , - wydukał chłopiec.
- Marsz to garderoby! Baran jeden. Co za niezdary mi przysyłają. - Wściekała sie kobieta wymachująca kuchennym wałkiem. - A ty co tak sterczysz jak słup soli?! - Zwróciła się do Acili. - Bierz tace i marsz na górę. Posłuchajcie mnie wredne bachory. Nie wiem jakie zboczenia przemawia przez naszego pana że żądał by usługiwały mu takie dzieciuchy jak wy. Zresztą nie interesuje mnie to. Pamiętajcie. Jeśli któremuś przyjdzie do głowy by tam na górze coś upuścić, kogoś oblać lub odezwać sie w jakiś idiotyczny sposób, lepiej od razu proście Wróżbitę o szybką śmierć. W przeciwnym razie to ja pozamiatam wami podłogi. - Olbrzymia kucharka niemal wypchnęła grupę nastolatków wraz z Acila na schody prowadzące do salonów przemytnika. - I do cholery nie pomylić mi kolejności dań!
Zwykle gdy odzyskiwała humanoidalną postać nie pamiętała co robiła będąc w ciele zwierzęcia. Nie potrafiła też określić jak długo to trwało. Rzekomy dar w przypadku Acili stanowił przekleństwo, chociaż w jej aktualnym położeniu pozwolił dziewczynie uniknąć schwytania przez strażników. Najczęściej to po swoim wyglądzie, miejscu w którym się znalazła czy resztach pożywienia mogła się jedynie domyślać co takiego uczyniła będąc kotem. Zawsze też kolejna transformacja stwarzała problem znalezienia ubrania.
- Dlaczego tu leżysz i jesteś naga? - Dziecięcy głos przywołał Acilę do rzeczywistości. Spojrzała na swojego rozmówcę. Nastoletnie chłopiec, jasnowłosy o twarzy pokrytej piegami, ubrany na biało, przyglądał jej się z przerażonymi oczyma jakby właśnie zobaczył ducha.
- A gdzie jestem? - Odpowiedziała pytaniem kotołaczka.
- W kuchni. Czy te tez będziesz usługiwała przy stole?
- Kuchni? Są tu jakieś ubrania? - Acila unikała odpowiedzi na pytania, nie miała teraz czasu na tłumaczenia. Musiała działać. Na szczęście dla niej chłopak był mało dociekliwy.
- Tak każdy kto będzie podawał obiad na wystawie organizowanej przez naszego pana dostał takie białe cuchy.
- Masz na myśli galerię organizowaną przez Wróżbitę? - Chłopak milcząco potwierdził kiwając głową. A zatem nie udało jej się dotrzeć dalej niż do kuchni, co będąc kotką musiała uznać za najbezpieczniejsze schronienie. - Daj mi je. Daj mi ubranie jakie masz na sobie. Proszę. Potrzebuję tego.
Chłopak przez chwilę się wahał. Prośba Acili zdawała mu się niedorzeczna, jednak perspektywa zdobycia koleżanki w tak nieprzyjaznym miejscu ostatecznie przekonała go że warto. Tym bardziej że jego nowa przyjaciółka była całkiem ładna, a do tego miała niezwykłe uszy i ogon. Znajomość z kimś takim napawała go dumą i dawała okazję to zabłyśnięcia wśród rówieśników. Zdejmując z siebie ciuchy pomocnika kuchennego podawał je kolejno kotołaczce. Kucharska czapka pozwoliła Acili ukryć swoje uszy, a długi fartuch umożliwił schowanie ogona. Dziewczyna liczyła ze nierozpoznana przez nikogo wydostanie się z rezydencji przemytnika.
- Co ty do cholery robisz tu w samych gaciach? - Wrzasnęła na młodzieńca otyła kobieta będząca główną kucharką. Zaraz podajemy do stołu. Nagi ci z dupy powyrywam!
- Ja .. ja oblałem się sosem i musiałem sie przebrać ... , - wydukał chłopiec.
- Marsz to garderoby! Baran jeden. Co za niezdary mi przysyłają. - Wściekała sie kobieta wymachująca kuchennym wałkiem. - A ty co tak sterczysz jak słup soli?! - Zwróciła się do Acili. - Bierz tace i marsz na górę. Posłuchajcie mnie wredne bachory. Nie wiem jakie zboczenia przemawia przez naszego pana że żądał by usługiwały mu takie dzieciuchy jak wy. Zresztą nie interesuje mnie to. Pamiętajcie. Jeśli któremuś przyjdzie do głowy by tam na górze coś upuścić, kogoś oblać lub odezwać sie w jakiś idiotyczny sposób, lepiej od razu proście Wróżbitę o szybką śmierć. W przeciwnym razie to ja pozamiatam wami podłogi. - Olbrzymia kucharka niemal wypchnęła grupę nastolatków wraz z Acila na schody prowadzące do salonów przemytnika. - I do cholery nie pomylić mi kolejności dań!
- Helius
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 8
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Helius czuł jak narastający gniew spowija jego duszę. Ciepła i silna energia płynęła przez jego krew, powodując, że druid stracił kontrolę nad swoim organizmem. W głowie buzowało mu od myśli, słów, ruchów które nie miały końca. Jak ciągle powtarzający się film kołatały przed jego oczami wydarzenia, które właśnie miały miejsce. Dłonie wciąż kurczowo trzymające się głowy silnie drżały, tak jak i nogi, nie potrafiące utrzymać ciała Heliusa.
Druid dobrze wiedział co się dzieje. Kolejny atak ogarnął jego duszę, powodując że wszystko zaczyna szaleć. To był dopiero początek apogeum, które może być silniejsze od tego, które stało się w dzieciństwie. Obiecał sobie, że nigdy nie doprowadzi do swojej duszy negatywnych emocji, lecz wystarczyło jedno spotkanie z ludźmi, by to powróciło. Wszystkie obrazy zniszczenia i śmierci powróciły jakby odświeżone i wzmocnione. Pod sobą czuł drżenie ziemi, coraz silniejsze, a mury zaczynały się kruszyć. Tak samo było w ten dzień.
Helius miał nadzieję, że ten dzień został na stałe usunięty z jego umysłu przez nieustanne medytacje i nauki pod okiem mistrza.
Las pomógł mu w tym, lecz widocznie wystarczyło kilka podłych ludzi na swej drodze, by wspomnienia się obudziły.
Ziemia drżała coraz silniej, lecz nie przeszkodziło to ostatniemu oprychowi, który powolnym krokiem, utrzymując równowagę podążał ku cierpiącemu Heliusowi. Jego prawa ręka trzymała miecz, którego ostrze lśniło w zielonym blasku konturu. Druga dłoń zaciśnięta w pięść z wielką siłą. Twarz wykrzywiona we wściekłości do druida, który był winowajcą tego wszystkiego. Krok po kroku dążył do swego celu, do zabicia tego śmierdzącego dziada.
Pośród szumów w głowie Helius słyszał kroki idące ku niemu i z każdym jego krokiem czuł, że jest coraz gorzej. Widział coraz dokładniej obrazy matki i ojca leżących w stertach gruzu, jak i setki zmarłych zwierząt usianych po zgliszczach wioski. Łzy ciekły po twarzy druida, a z jego ust wydobywały się ciche, żałośliwe słowa: - nie podchodź... nie podchodź...-
Lecz na te prośby było za późno, gdyż ogarnięty wściekłością mężczyzna jak dzikie zwierze zaczął szarżować na druida. Biegł szybko, lecz trzęsienie ziemi utrudniało mu rychłe dostanie się do celu. Z krzykiem i pianą na ustach pikował w Heliusa, unosząc do góry miecz.
Helius uniósł głowę do góry i w jednej chwili zobaczył blask ostrza zmierzający prosto na niego i okropną twarz, przepełnioną wściekłością. Ta chwila trwała wiecznie w oczach druida,. Chciał krzyczeć, uciekać, ostrzec go by uciekał, cokolwiek, byle tylko nie spowodować kolejnej masakry. Lecz nie zdążył nic zrobić, gdyż nie potrafił się poruszyć ani wypowiedzieć ani jednego słowa. WIdział tylko klingę opadającą na jego ciało.
Ta chwila skończyła się szybko. Z ziemi, na około druida wystrzeliły różnej grubości szpikulce podobne do tego, który zabił poprzedniego draba. Śmignęły do góry z ogromną szybkością i siłą.
Druid siedział w środku tych zabójczych, ziemnych ostrzy wciąż się patrząc do góry na podziurawione ciało mężczyzny. Lecz druid nie wiedział już, czy to co wisiało przed nim, można było nazwać człowiekiem. Porozrywane ciało, pokryte spływającą krwią i wnętrznościami.
Przed oczami Heliusa pojawiał się stopniowo mrok, a szumy w głowie i obrazy ustawały. Helius ostatkiem sił wyczołgał się w ogóle nie poraniony z ziemnej pułapki i upadł głową na posadzkę. Ziemia przestałą drżeć i zapanowała idealna cisza.
Stracił przytomność.
Druid dobrze wiedział co się dzieje. Kolejny atak ogarnął jego duszę, powodując że wszystko zaczyna szaleć. To był dopiero początek apogeum, które może być silniejsze od tego, które stało się w dzieciństwie. Obiecał sobie, że nigdy nie doprowadzi do swojej duszy negatywnych emocji, lecz wystarczyło jedno spotkanie z ludźmi, by to powróciło. Wszystkie obrazy zniszczenia i śmierci powróciły jakby odświeżone i wzmocnione. Pod sobą czuł drżenie ziemi, coraz silniejsze, a mury zaczynały się kruszyć. Tak samo było w ten dzień.
Helius miał nadzieję, że ten dzień został na stałe usunięty z jego umysłu przez nieustanne medytacje i nauki pod okiem mistrza.
Las pomógł mu w tym, lecz widocznie wystarczyło kilka podłych ludzi na swej drodze, by wspomnienia się obudziły.
Ziemia drżała coraz silniej, lecz nie przeszkodziło to ostatniemu oprychowi, który powolnym krokiem, utrzymując równowagę podążał ku cierpiącemu Heliusowi. Jego prawa ręka trzymała miecz, którego ostrze lśniło w zielonym blasku konturu. Druga dłoń zaciśnięta w pięść z wielką siłą. Twarz wykrzywiona we wściekłości do druida, który był winowajcą tego wszystkiego. Krok po kroku dążył do swego celu, do zabicia tego śmierdzącego dziada.
Pośród szumów w głowie Helius słyszał kroki idące ku niemu i z każdym jego krokiem czuł, że jest coraz gorzej. Widział coraz dokładniej obrazy matki i ojca leżących w stertach gruzu, jak i setki zmarłych zwierząt usianych po zgliszczach wioski. Łzy ciekły po twarzy druida, a z jego ust wydobywały się ciche, żałośliwe słowa: - nie podchodź... nie podchodź...-
Lecz na te prośby było za późno, gdyż ogarnięty wściekłością mężczyzna jak dzikie zwierze zaczął szarżować na druida. Biegł szybko, lecz trzęsienie ziemi utrudniało mu rychłe dostanie się do celu. Z krzykiem i pianą na ustach pikował w Heliusa, unosząc do góry miecz.
Helius uniósł głowę do góry i w jednej chwili zobaczył blask ostrza zmierzający prosto na niego i okropną twarz, przepełnioną wściekłością. Ta chwila trwała wiecznie w oczach druida,. Chciał krzyczeć, uciekać, ostrzec go by uciekał, cokolwiek, byle tylko nie spowodować kolejnej masakry. Lecz nie zdążył nic zrobić, gdyż nie potrafił się poruszyć ani wypowiedzieć ani jednego słowa. WIdział tylko klingę opadającą na jego ciało.
Ta chwila skończyła się szybko. Z ziemi, na około druida wystrzeliły różnej grubości szpikulce podobne do tego, który zabił poprzedniego draba. Śmignęły do góry z ogromną szybkością i siłą.
Druid siedział w środku tych zabójczych, ziemnych ostrzy wciąż się patrząc do góry na podziurawione ciało mężczyzny. Lecz druid nie wiedział już, czy to co wisiało przed nim, można było nazwać człowiekiem. Porozrywane ciało, pokryte spływającą krwią i wnętrznościami.
Przed oczami Heliusa pojawiał się stopniowo mrok, a szumy w głowie i obrazy ustawały. Helius ostatkiem sił wyczołgał się w ogóle nie poraniony z ziemnej pułapki i upadł głową na posadzkę. Ziemia przestałą drżeć i zapanowała idealna cisza.
Stracił przytomność.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość