Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Cały czas rozmyślał i kombinował starając się rozważyć wszelkie możliwe scenariusze, by przynajmniej częściowo się do nich przygotować. Musiał ratować to co jeszcze trzymało się kupy, czego nie zdążył zniszczyć swoją głupią zagrywką. Chodziło zaś zarówno o przykrywkę, którą tak skrzętnie pletli od początku, w którą tyle zainwestował jak i o związany z nią plan. To dopiero byłaby klapa. Nie dość, że zyskałby jedno wielkie nic, strat już nawet nie liczył, to jeszcze do kompletu nawet zabawa skończyłaby się zanim na dobre zdążyła się rozpocząć. Był w trakcie poważnych rozważań, gdy para wyłoniła się zza żywopłotu rozmawiając w najlepsze. Beztroski obrazek nie poprawiał skrzętnie skrywanego nastroju czarta. Gdy brunet odgarnął włosy Kimiko, bies był na granicy kontrolowania własnej mimiki.
        By tylko pogorszyć sytuację, poufałe zachowanie Jarvisa nie umknęło niczyjej uwadze z osób siedzących przy stoliku. Jakby na złość, bogacze zamiast skupić się na durnych czworonogach, które skłaniano do ganiania w kółko ku uciesze tłumu, ufiksowali oczy na Kimiko i brunecie. Oczywiście taki obrót spraw dawał znacznie więcej możliwości niż posiadali na starcie. Jakimś trafem jednak diabeł nie potrafił się cieszyć. Dagon zmrużył nieznacznie oczy, naprawdę pilnując się, by nie zrobić więcej jak na przykład stłuczenie trzymanej szklanki. Wtedy złość czarta od razu zostałby poczytana za zazdrość. Oczywiście, że nie był zazdrosny! Znów też i ten wątek można by doskonale wykorzystać, ale Bajer jakoś nie był w nastroju.

        Dagon zastanawiał się właśnie jak odważny byłby dzieciak, gdyby złapał go za kołnierz i powiesił na najbliższym żywopłocie, gdy z rozmyślań wyrwała go Serafina swoim złośliwym głosem.
        - Mężczyźni i ich pewność siebie. - Patrzyła na Lufeya, jawnie kierując słowa do niego. Za wzrokiem uszczypliwej kobiety podążyły pozostałe panie i panowie. Co było lepsze niż szukanie pikantnych historyjek? Oczywiście, że drwiny z pechowca, któremu kobieta przyprawiała rogi. Droga z obiektu uwielbienia do ofiary żartów okazywała się krótsza niż można by przypuszczać. Jak zawsze niewzruszona pozostała tylko Silvia, chociaż i na jej twarzy wykwitł uśmieszek, który mógł oznaczać wszystko. Serafina nieświadoma po jak kruchym lodzie stąpa kontynuowała swoją zabawę.
        - Myślą, że są niezastąpieni. - Laufey zaś uznał, że na co komu poduszka. Jedną ręką udusiłby złośliwe babsko, ściskając tę jej chudą szyjkę, i miał dziką ochotę to zrobić. Na twarzy wywołał jednak uśmiech i dopił alkohol.
        - W takim razie pozostanie mi tylko uschnąć z tęsknoty.
Serafina wyraźnie chciała kontynuować docinki, ale zamarła z półotwartymi ustami. O dziwo diabła uratowała sama przyczyna drwin. Odsunęła się od młodzieńca, co skwitowano uśmieszkami. Podobnie jak powrót Kimiko do stolika. Odetchnął z ulgą, gdy dziewczyna kontynuowała swoją grę wskazując mu chabetę o wdzięcznym imieniu Tequila i takim samym jak trunek, złocistym połysku sierści, kontrastującej z kruczą grzywą. Skinął głową, odwzajemniając uśmiech. Niby patrzył na biegnące konie, ale cały czas próbował znaleźć wyjście z niekomfortowego położenie, w które sam się wpakował. Emocje gonitwy na krótko przysłoniły wcześniejszy temat rozmów wszystkim, poza młodym Tussaldem, który miał irytująco podzielną uwagę.
        Oczywiście to wskazana przez złodziejkę klacz wygrała. Przy stoliku na moment zawrzało, ale dosłownie na chwilę. Zaraz później wścibskie spojrzenia grupy znudzonych arystokratów wyraźnie zdradzały ich zainteresowanie tematem odmiennym od wyścigów.
Jarvis spojrzał bezczelnie na brunetkę, co od kilku chwil czynił nagminnie, coraz mocniej drażniąc diabła.
        - Z taką partnerką to można chodzić na wyścigi - pierwszy przerwał ciszę Horus, uśmiechając się szerzej niż w diablim mniemaniu powinien. Cały dobry humor Bajera ulotnił się bezpowrotnie - chociaż piekielnik kontynuował robienie dobrej miny, miał szczerą ochotę zrobić komuś krzywdę. A najlepiej kilku ktosiom. Właśnie powoli kiełkowała w jego myślach kolejka, do której stopniowo dołączały kolejne ofiary.
        - Ale tak jak świetnie bawi, równie szybko nuży. - Uśmiechnął się taktownie, wstając i podając Kimiko dłoń.
        - Żartuje pan chyba, już uciekacie? - ze złośliwym uśmieszkiem wtrącił Ronald. To wystarczyło by towarzystwo wyrobiło sobie opinię co do prawdziwego powodu opuszczenie toru, jeśli oczywiście wcześniej jej nie miało. Chociaż Kimiko zachowywała się równie grzecznie jak poprzednio, a pewnie niejeden oczekiwał ciekawszego obrotu spraw. Mimo iż Laufey niby nie zmienił swojego zachowania, to wyraźnie wszyscy wyczuwali pewne napięcie. Jarvis swoimi spojrzeniami i uśmieszkami nie poprawiał sytuacji. Klamka zapadła, a zdanie bogaczy zostało ustalone: pan Laufey uskuteczniał taktyczny odwrót.
        - Najwyższa pora - uśmiechnął się spokojnie czart.
        - Och, przecież słyszałeś skarbie, że pan ma dużo pracy. Zrobić wszystko, nie tylko nie jest łatwo, ale zdecydowanie potrzeba dużo czasu. - Serafina uśmiechnęła się jadowicie, na co Dagon odpowiedział najbardziej czarującym uśmiechem jaki posiadał w repertuarze. Blondynka na moment straciła impet, zaś diabeł rozmyślał, że jeszcze chwila a ukatrupi kobietę nie zważając na konsekwencje.

        Bez słowa powędrowali do czekającej dorożki. W powozie cisza była nie mniej irytująca. Kimiko milczała uparcie. Dagon robił to samo. Nie miał najmniejszego pojęcia co teraz powinien zrobić i jak pantera zareaguje, wolał więc wstrzymać się z ryzykiem aż będą w wynajętym pokoju. Nawet nie patrzył w kierunku brunetki. Posępna twarz diabła odbijała się w szybie powozu, gdy ten obserwował mijany krajobraz.
        Gdy dotarli na miejsce, pomógł dziewczynie wysiąść podając jej rękę, ale nie zmuszał zmiennokształtnej do przyjęcia bądź odrzucenia proponowanego ramienia. Zamiast tego puścił jej dłoń, pozwalając by sama wróciła do pokoju. Szedł jakieś dwa kroki za Kimiko, zatrzymując się na chwilę by szepnąć słówko obsłudze. Gdy wreszcie znalazł się w pokoju, pantera siedziała w sypialni.
        Rzucił kapelusz na siedzisko fotela. Na chwilę wszedł do pokoju, jedynie przelotnie spoglądając na dziewczynę. Spośród sukien wybrał czarną wieczorową kreację i wrócił do salonu. Atmosfera stawała się wręcz nieznośna, wpędzając Bajera w poczucie winy. Osobliwe, bo nie żałował tego jak mógł zranić dziewczynę, od tego był daleki. Wyrzucał sobie, jak przepięknie położył sprawę. Do tego, co nie zdarzało mu się zbyt często, czuł się bezsilny gdyż widział raptem jedno wyjście z sytuacji, a i tak nie miał pewności, czy zadziała. Oczywiście pomijając ewentualne rozwiązania siłowe.
        Nalał sobie whiskey, co powoli zaczynało przypominać nawyk i zapalił cygaro, ostatnie. Szlag by to, nawet cygara mu się kończyły. Odłożył pustą papierośnicę na szafkę z dziwnym przekonaniem, że chyba los postanowił wyrównać swoje korzystne sploty zdarzeń złośliwym pechem.
Nie spieszył się, jak zawsze paląc w oknie i delektując się ostatnimi wdechami ulubionego dymu. Zgasił resztę cygara na parapecie i cicho zamknął okno, po czym powoli skierował się do sypialni. Tym razem nie wchodził do środka. Stanął w łukowatym przejściu opierając się o ścianę i przez chwilę patrzył na brunetkę. Nic się nie zmieniło, Kimiko milczała. Nawet go nie opieprzyła a zwyczajnie nie wymówiła ani jednego słowa.
        - Przepraszam - odezwał się cicho. Ochrypłe brzmienie, które zabarwiło głos diabła nadało mu nietypowo łagodnego wydźwięku. O dziwo nie wypatrywał reakcji dziewczyny jak zazwyczaj robił. Zamiast tego odsunął się od ściany i wrócił na kanapę. Nie było żadnej innej opcji. Tak się cieszył kiedy ostatnio miał tyle zabawy? Proszę bardzo. Rzadkich sytuacji zapowiadało się więcej. Kiedy ostatnio ktoś zmusił go do przeprosin... to dopiero było wydarzenie. Kto jak kto, ale Bajer nie przepraszał. Oparł głowę na dłoni, pocierając palcami czoło. Był zły i zmęczony.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Niechętnie to przyznawała, ale na ludziach znała się w bardzo ograniczonym zakresie. Jeśli chodziło o Dagona Laufey’a to mężczyzna stanowił dla niej absolutną zagadkę, ale teraz musiałaby być ślepa, żeby nie dostrzec w jak podłym jest humorze. Odwzajemnił uśmiech, ale nawet ich towarzysze przy stole widzieli, że napięcie między tą dwójką można by już kroić nożem. Jakby tego było mało, Jarvis rozpanoszył się niesłychanie, nie spuszczając z niej oczu nawet, gdy spojrzenia wszystkich spoczęły na pędzących w gonitwie koniach. Nie dawał się też zbyć tym, że dziewczyna nie odwzajemnia uśmiechów, więc Kimiko po pewnym czasie przestała na niego po prostu spoglądać. Za dużo knucia było wokoło, zaczynało ją to męczyć. Wyciągniętą dłoń Dagona potraktowała jak ratunek i wstała razem z nim, ujmując go pod ramię, gdy tłumaczył ich przed towarzystwem. Serafina rzuciła jeszcze na koniec jakimś jadowitym komentarzem, którego znaczenia panterołaczka jednak nie pojęła. Nie przeszkadzało jej to jednak w dalszym ciągu nie znosić babsztyla.

        Wracali do dorożki znów w milczeniu, a spokojna wcześniej dziewczyna zaczynała się irytować. No co za bezczelny facet! Najpierw nabroi, a teraz będzie fochy strzelał, że go zostawiła. Bo o to chyba chodziło, skoro opuścił ją w stajni i sam wrócił do stolika. Może jeszcze powinna go przepraszać? Co za tupet… Tak naciskał, żeby zachowywać pozory, a gdy wróciła z tej nieszczęsnej przechadzki z Jarvisem, przy stoliku panowało specyficzne zamieszanie, do którego sedna wciąż jeszcze nie dotarła, ale była przekonana, że miało to jakiś związek z niezadowoleniem Dagona.
        Milczeli całą drogę, a Kimiko nawet nie spoglądała na eleganta, opierając głowę o ramę dorożki i wyglądając przez okno na mijające ich krajobrazy miejskie Demary. Odpuściła już sobie rozmyślania na dzisiaj, zwłaszcza że czeka ich jeszcze wieczorne przyjęcie, a brunetka jakoś wątpiła, by było na nim łatwiej niż na popołudniowym spotkaniu. Nie tylko pojawi się tam zapewne to samo towarzystwo, ale otoczenie będzie bardziej wykwintne i będzie jeszcze bardziej musiała się pilnować.
        Bezwiednie przyjęła pomocną dłoń przy wysiadaniu, wciąż przyzwyczajając się do poruszania w obszernej sukni, później jednak skorzystała ze swobody i szła przodem przez gospodę, po schodach na górę i do pokoju. Nawet nie obejrzała się na Dagona, który olewał ją tak skutecznie, że niemal uwierzyła, że to ona coś źle zrobiła. W sypialni usiadła na łóżku, przodem do okna, i ściągnęła obcasy, podwijając bose stopy na pościel. Na kolanach skrzyżowanych nóg oparła łokcie, a na dłoni głowę, drugą ręką skubiąc rant kołdry. Słyszała jak Laufey krąży po salonie, na chwilę pojawia się za nią w sypialni i znów znika. Usłyszała cichy trzask papierośnicy i poczuła zapach tytoniu, a przed oczami zaraz stanął jej obraz mężczyzny stojącego w oknie z cygarem.
        Ona wciąż nie ruszała się ze swojego miejsca, pozwalając myślom błądzić i odpoczywając od zgiełku wyścigów. Usłyszała jak Laufey wraca do sypialni, ale nie zwróciła na niego początkowo uwagi, dopóki nie zdała sobie sprawy, że stoi tam i się nie rusza. Nim jednak odwróciła głowę w jego stronę padło słowo, które sprawiło, że otworzyła buzię ze zdziwienia, a gdy w końcu odwróciła się, by na niego spojrzeć, już go nie było.
        Siedziała przez moment nieco zbita z tropu, zastanawiając się, czego była świadkiem. Przeprosił ją, tak po prostu. Bez zaczepek i pogardliwego tonu, wręcz… szczerze? To byłoby miłe. Nie do końca jasne, jako całokształt zachowań, które prezentował ostatnio, ale doceniła gest. No i brała poprawkę na to, że to facet, czyli istota od urodzenia nie przystosowana do przyznawania się do błędu. Westchnęła i zsunęła się w końcu z łóżka, idąc po cichu na boso do salonu. Teraz to ona stanęła w przejściu, przyglądając się chwilę mężczyźnie. Wyglądał tak, jak wczoraj wieczorem. Nie najlepiej. Czy znów przemieni się w psa?
        Zobaczyła, że jego szklanka stoi już przed nim na stoliku, więc do barku podeszła tylko po naczynie dla siebie i całą karafkę. Dzierżąc szkła w obu dłoniach, podeszła do kanapy i usiadła na niej bokiem, podwijając zgięte nogi na siedzisko. Bez słowa nalała Dagonowi i sobie whisky, odstawiając karafkę na stół i opierając się bokiem o poduchy na oparciu upiła łyk, krzywiąc się początkowo.
        - Wino chyba lepsze – mruknęła, ale nie odstawiła naczynia. Przyda jej się alkohol.
        - Bardzo źle nam poszło? – zapytała w końcu łagodnym głosem, przyglądając się elegantowi i z kolejnym łykiem trunku przyzwyczajając się do jego nietypowego smaku.
        - To było trudne – przyznała i obróciła szklankę w rękach. – A podejrzewam, że wieczorem będzie jeszcze trudniej? – zapytała, zerkając na niego krótko, by po chwili znów śledzić spojrzeniem wirującą w naczyniu whisky.
        - Powiedz mi, jeśli coś przy nich zrobiłam nie tak, postaram się poprawić – dodała jeszcze, kładąc nacisk na to, że chodzi o jej zachowanie publicznie, a nie gdy została z nim sama. Tego tematu umyślnie nie poruszała.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Korzystał z chwili ciszy i spokoju, porządkując myśli. Nie wiedział czy przeprosiny coś dały. W końcu nie powiedział wiele, o ile jedno słowo można było rozważać w kategoriach ilości. Z drugiej jednak strony, co miał dodać, "nie chciałem" nawet dla niego brzmiałoby sztucznie. Jakby nie chciał, nie drążyłby tematu blizny. "Nie wiedziałem" nawet dziecko by się nie nabrało. Wiedział dobrze i dlatego wbił tę szpilkę. Jedyne czego nie wiedział, to, że efekt końcowy będzie taki a nie inny oraz czy miał jeszcze szanse uratować sytuację. Kimiko już pokazała, że zamierza dopełnić swojej części umowy. Wspaniale, wciąż miał szanse położyć ręce na portrecie, ale taka nieprzyjemna atmosfera znacznie uprzykrzała współpracę i przede wszystkim nie była ani trochę zabawna.
Właśnie doszedł do tej części dywagacji, w której zastanawiał się skąd wytrzaśnie w tym mieście swoje ulubione cygara, gdy dotarł do niego chlupot nalewanego płynu. Nie słyszał kiedy Kimiko nadeszła, nawet szkła wzięła tak cicho, że zdradziła się dopiero gdy siedziała obok. Z westchnięciem położył głowę na oparciu, odnajdując wzrokiem dziewczynę, która chyba wyciągała rękę do pojednania.
Dagon uśmiechnął się kątem ust gdy pantera zapoznawała się z nowym trunkiem. Diabeł osobiście nie przepadał za winem. Wydawało mu się mdłe i mało wyraziste. Lubił ciężki drzewny aromat połączony z ostrym smakiem mocnego alkoholu. Spoglądał więc z nieśmiało wracającą ciekawością jak Kimiko niezniechęcona oswajała się z bursztynowym płynem. Wysłuchał jej uważnie, obserwując dokładnie. W końcu złowił spojrzenie o barwie szmaragdów i odezwał się równie łagodnie jak dziewczyna.
        - Wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że poszło genialnie. - Uśmiechnął się swobodnie. Nie miał siły ani ochoty wydurniać się. - Ty zostałaś napaleńcem, a ja rogaczem. - Nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Od razu można było się domyślić, że nie ocena bogaczy była przyczyną diablej złości. - Zostałaś wspaniałą przynętą, co prawda liczba zainteresowanych trochę się powiększyła, ale z tym sobie poradzimy. - "O tak, na pewno sobie poradzimy. Jeśli jeden jegomość się nie opanuje, może wpadnie pod powóz", dopowiedział sobie w myślach. - Tobą się interesują, mnie nie będą postrzegać jak zagrożenie. Wyszło śpiewająco. - Zaśmiał się ponownie. Mimo jednak, że nie hamował chwilowego rozbawienia, wciąż był zły. Nie tak szybko piekielnik darował sobie pomyłkę żółtodzioba, ale przynajmniej pantera się odzywała. Może nie wszystko było stracone.
Skinął głową przytakując. Nie było łatwo, to prawda. Już miał odpowiedzieć, ale zamiast tego zamilkł na moment i zmarszczył brwi. "Co zrobiła źle"? Niby odcięła się od wydarzeń w siodlarni, ale Laufey odebrał wszystko po swojemu. Czy Kimiko celowo go przyciskała, czy zrobiła to zupełnie niechcący bo naprawdę sądziła, że wściekał się, bo coś spartaczyła. Wziął powolny wdech, patrząc intensywnie na złodziejkę, a w spojrzeniu przebiła się irytacja z przemyśleń. Nie chciało mu się przybierać maski. Poza tym niech nie przegina. Niech sobie dziewczynka nie pozwala za dużo. Szybko jednak złagodniał. Najwyraźniej spytała szczerze. Wziął kolejny głęboki wdech. Im więcej kombinował przy tym stworzeniu, tym gorzej wszystko szło. Znów sam się zapędził szukając drugiego dna i teraz czuł obowiązek naprostowania całej sytuacji. Oczywiście, że mógłby odkręcić kota ogonem, czepić się czegoś, wydumać przyczynę złości, ale nawet diabeł miał swoją godność. Poprawiać swoje samopoczucie kosztem Kimiko nie leżało w pokrętnej naturze rogacza. Dlatego skoro zaczął postanowił skończyć, nawet jeśli nie cieszył go ten fakt.
        - Nie, byłaś doskonała - powiedział szczerze, wzdychając jednocześnie. - Dzięki. - Mogła wywinąć niezły numer, a mimo to wywiązała się ze swojego zadania. Nawet nie próbowała grać mu na nerwach używając do tego chłoptasia, a mogłaby. Potarł brwi, mrużąc oczy jakby walczył z samym sobą. Po chwili znów spojrzał na Kimiko.
        - To ja spieprzyłem. Pytanie było okrutne, nie powinienem był. - Powiedział prawdę, nie powinien. Przyczyna złości diabła wyszła na jaw. Było to jednak ostatnie co miał do powiedzenia w tej kwestii. Już bardziej przeprosić ani przyznać się do błędu nie mógł i wątpliwe by ktokolwiek mógł go do tego zmusić.
        - I tak i nie - odpowiedział spokojnym głosem zmieniając temat i biorąc łyk alkoholu, ale wypowiedzi nie dokończył. Przerwało mu pukanie do drzwi. Wybrzmiało krótkie diable "proszę" i do pokoju weszła znana już pokojówka. Zerknęła pytająco na Dagona. Ten wzrokiem wskazał Kimiko.
- Smacznego - powiedziała kobieta z wesołym uśmiechem stawiając przy Kimiko przykryty talerz i znikła równie szybko jak się pojawiła.
Bajer uśmiechnął się lekko i kontynuował.
        - Z jednej strony już byłaś w Jaskini Cudów. Nic wielce odmiennego nas tam nie spotka. Nie zdziwię się jak Jarvis też się pokaże - mruknął. - Dopiero jak zejdziemy zobaczyć się z informatorem, tam będzie trochę niebezpieczniej. To będzie ta ciekawsza wersja wieczornego przyjęcia. Mniej zwykłych bogaczy, więcej poważnych ludzi. Tam dosłownie powinnaś uważać na swoje plecy - powiedział, opróżniając szklankę. - Będzie tam sporo typów z różnych... branż, zresztą zobaczysz. - Uśmiechnął się po swojemu.
        - Przy mnie nic ci nie grozi - ale jak będziesz chciała pozwiedzać, powinnaś mieć się na baczności - zakończył pogodnie, jakby wybierali się do cyrku.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Zaskoczona zatrzymała rękę ze szklanką w drodze do ust. Genialnie?, zdziwiła się, po raz kolejny zachodząc w głowę, jaki dokładnie efekt mężczyzna chce osiągnąć. Uśmiechnęła się jednak, gdy on parsknął, przyszywając im nowe łatki. Swojego „napaleńca” skwitowała tylko zażenowanym prychnięciem, nie komentując tego w żaden sposób, natomiast przy jego „rogaczu” przechyliła nieznacznie głowę, dość zdziwiona. Już chciała zapytać o przyczynę tego określenia, ale jego kolejne słowa dały jej do myślenia.
        - Chodzi ci o Jarvisa Tussalda? – zapytała, krzywiąc się lekko. – Wczoraj jeszcze był normalny, nawet miło się z nim rozmawiało, dzisiaj dopiero coś mu odbiło – mruknęła, wyraźnie nie rozumiejąc skąd ta nagła zmiana w nastawieniu bruneta. Później już uśmiechnęła się lekko, najwyraźniej ostatecznie godząc wewnętrznie z mianem „przynęty”. Zwał jak zwał, ważne, że działa, czyż nie? A jeśli Dagon był zadowolony, to ona też.
        Później jednak humor zepsuł mu się nagle, a Kimiko upijając łyk whisky spoglądała na niego znad szklanki, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego tak podejrzliwie na nią spogląda. Dziwny człowiek. Przed chwilą roześmiał się i przyznał, że wszystko poszło zgodnie z jego myślą, a teraz ze spojrzenia znów przebija mu złość. Milczała, czując pod skórą, że niedługo się wszystko wyjaśni i nie ma sensu zarzucać go kolejnymi pytaniami. Przecież i tak nie powie jej, co mu pod czaszką siedzi.
        Solidny komplement skomentowałaby radosnym kocim uśmiechem, ale ton w jakim został wypowiedziany wieszczył jakąś pułapkę. Skuliła się na kanapie, chowając za szkłem z alkoholem niby tarczą, gdy Laufey sam nawiązał to ich wcześniejszej niesnaski. Przez chwilę przygryzała nerwowo wnętrze policzka, nie chcąc wdawać się w dyskusję na ten temat.
        - Było – przyznała brutalnie, ale wciąż cichym głosem, pozbawionym urazy.
        - Ale już nieważne, naprawdę, nie wracajmy do tego – powiedziała, mając nadzieję, że to załatwi sprawę.
        Nawet gdyby chciała mu dla świętego spokoju wyjaśnić, dlaczego tak zareagowała, to nie mogła. Bezwzględnie wiązałoby się to z wyjawieniem powodu okaleczenia, a o tym nie mógł wiedzieć. Wiedziała, że to głupie i naiwne, ale lubiła go. Nie ufała mu jednak na tyle, by zdradzić o sobie więcej, a już na pewno nie sekret, który był przyczyną powstania tej okropnej blizny. Teraz przynajmniej dowiedziała się na pewno, że chociaż Laufey zdaje się wiedzieć jak rzadka jest jej rasa, nie ma pojęcia o specyfice jej krwi, bo już dawno dodałby dwa do dwóch. Kamień spadł jej z serca z hukiem, który niemalże można było usłyszeć.
        Pukanie do drzwi postawiło na sztorc panterze uszka, a widok znajomej dziewczyny wywołał u Kimiko miły uśmiech. Widok obiadu tylko go poszerzył.
        - Ale czemu tylko jeden? – zapytała, przyglądając się ze zdziwieniem jednemu przykrytemu talerzowi na tacy, a gdy podniosła wzrok, pokojówki już nie było. Spojrzała znów pytająco na Dagona, jakoś dziwnie czując się z tym, że tylko ona dostała obiad.
        - Nie wygłupiaj się, musisz jeść, zamów coś. Musisz być silny, żeby bronić mnie przed tymi bogaczami – zaśmiała się i pokazała mu język przez zęby, wywijając już w powietrzu widelcem. Płatki nosa poruszały się jej widocznie, gdy węszyła nad zamkniętą paterą, a w końcu odłożyła pokrywkę i westchnęła nad parującym, ogromnym stekiem. Nic tak nie poprawia kociego humoru jak jedzenie. I spanie. I trochę innych rzeczy, ale nie w tym rzecz. Była już głodna, a darowanemu posiłkowi nie zagląda się w rachunek.
        - Jejku, ale jedzenie – westchnęła i wbiła sztućce w rostbef. Może i jako pantera lubowała się w surowym mięsie, ale gdy miała dwie ręce wolała takie przypieczone i dobrze przyprawione. Dalej słuchała już Laufeya z permanentnie pełnymi ustami i zadowoleniem w kocich ślepiach, powoli delektując się posiłkiem. Kącik jej ust drgnął lekko, gdy usłyszała znów o Jarvisie, ale zajęta przeżuwaniem nic nie powiedziała. Dopiero, gdy mężczyzna wspomniał o jakimś informatorze, przełknęła szybko, żeby wbić się w temat.
        - Jaki informator? Ten, od którego wiesz o obrazie? – rzuciła, z naiwną pewnością zakładając, że Dagon jej odpowie. Obiecał w końcu, że nie potraktuje jej więcej jak pionka, a ona chociaż do obietnic podchodziła z podejrzliwością, nie zapominała o nich nigdy. Na wzmiankę o potencjalnym niebezpieczeństwie opuściła nieco sztućce, marszcząc brwi.
        - Wezmę sztylety – postanowiła, mówiąc już bardziej sama do siebie i wznowiła jedzenie, jak gdyby nigdy nic, aczkolwiek deklaracja Bajera jej nie umknęła i panterołaczka przyjęła to z milczącym zadowoleniem. Rzuciła też spojrzeniem w stronę przewieszonej przez oparcie fotela czarnej sukni, którą prawdopodobnie miała założyć. Próbowała przypomnieć sobie dokładniej krój kreacji, przy uwzględnieniu jej ogona i miejsca na dwa większe ostrza. Wczoraj przymierzyła jednak tyle różnych strojów, że nie potrafiła przywołać we wspomnieniach tej konkretnej sukni.
        - Rany, ale to jest smaczne – westchnęła znów nad jedzeniem. – Zostawię ci część - stwierdziła i odsunęła na brzeg talerza równą połowę steku, wracając do swojego kawałka.
        Zazwyczaj, gdy ktoś był świadkiem jedzenia Kimiko, to był ten moment, w którym zastanawiał się, jakim cudem ta dziewczyna ma tak szczupłą linię i wilczy apetyt jednocześnie. Dopiero podrygujące radośnie uszy na głowie wiele wyjaśniały. Jako pantera jadła jeszcze więcej, by zaspokoić potrzeby wymagającego organizmu, ale również pod ludzką postacią odczuwała większe łaknienie niż przeciętna kobieta jej budowy. Najczęściej więc posilała się w formie drapieżnika, bo wbrew pozorom łatwiej było jej upolować łanię w lesie, niż wysupłać monety na porządny ludzki obiad, nawet jeśli dziesięć razy mniejszy.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon zwracał uwagę na każdą zmianę w zachowaniu Kimio oraz to, jaki efekt wywierały jego słowa. Zdziwił się widząc chwilowe niezrozumienie na twarzy dziewczyny. Bies zastanawiał się czy możliwe by to stworzenie było tak niedomyślne, słysząc jak pantera na głos próbowała łączyć fakty. Oczywiście, że chłoptaś początkowo zachowywał się normalnie, sprawdzał grunt, czynił podchody, czy co tam sobie koncypował. Wszystko zależało co dokładnie chciał osiągnąć. Ostatecznie uwierzył w dobrotliwą naturę Kimiko, gdy ta zbystrzała za swoją Whisky. Pantera reagowała bardzo wyraźnie na każdy jego gest. Moment temu ośmielona, teraz znów lekko się przykuliła słysząc wzmiankę o niewygodnym temacie. Zupełnie utwierdził się w przekonaniu, że nie powinien zbyt dużo doszukiwać się podstępów. Gdy dziewczyna kłamała, robiła to w taki sposób, że szybko potrafił to zauważyć. Cała reszta to była Kimiko. Jeśli czegoś nie rozumiała, to nie znaczyło, że zgrywała nieświadomą dla własnych korzyści, ale zwyczajnie była uroczo niedoinformowana.
Tak więc wreszcie czart zrozumiał, że zielonooka wcale nie chciała go zmuszać do przeprosin czy kajania się, a pragnęła dobrze spełnić swoją misję. Ot cały jej podstęp i intryga.
        Złość i podejrzliwość powoli opuszczała piekielnika. Najwyraźniej doszli do porozumienia. Nie będą wracać do scysji z siodlarni. Kimiko mimo cichego głosu rozluźniła się wyraźnie, co również było dobrym znakiem.
Na tym zrozumienie się kończyło. Diabeł był przekonany, że ulga dziewczyny wynikała mimo wszystko z samych przeprosin, nie domyślając się dokładnej przyczyny. Co zaś tyczyło się blizny... Bajer nadal zaryzykowałby zakład, że nie była pozostałością po walce, próbie samobójczej ani tym bardziej wypadku. Dziewczyna zareagowała zbyt dziwnie, to byłoby najlepszym słowem, w ten sposób budząc jeszcze większą ciekawość biesa. Jednak poza wewnętrznym poczuciem, że kryła się za tym większa sprawa, nie miał żadnych konkretnych pomysłów. Nadal zamierzał drążyć temat, gdy sprawa trochę okrzepnie, czego oczywiście nie musiał mówić. Miast tego, skinął głową z łagodnym wyrazem twarzy w cichej zgodzie.

        - Nie jestem głodny - nonszalanckim tonem zbył pytanie brunetki. Laufey naprawdę nie był głodny. Nie musiał jeść by przeżyć. Chociaż więc jedzenie sprawiało mu przyjemność, bywały momenty, że wcale nie miał ochoty ani głowy do posiłków. Wyszczerzył zęby w czymś na kształt uśmiechu, w stronę bezczelnego kociska.
        - A co z postawą „nie boję się” - prychnął złośliwie diabeł, widząc wytykany do niego język. Z jednej skrajności w drugą. W tym momencie Bajer nie miał pojęcia co było lepsze, cicha pantera czy taka nadmiernie rozbrykana. Jak szybko odzyskała dobry humor niech ją czort skubnie. Cała uwłaczająca jego godności osobistej szopka w postaci przyznania się do błędu była zbędna. Wystarczyło dziewczynie dać jeść i wszelkie krzywdy przestałby się liczyć.
Uśmiechał się pod nosem obserwując Kimiko. Patrzenie jak dziewczyna je dawało podobną przyjemność jak sam obiad. Dosłownie dorobił się połączenia kobiety i zwierzątka domowego. Najlepszym tego dowodem była rozmowa z zajętą posiłkiem dziewczyną, która obejmowała w zasadzie co drugie zdanie, bo połowa treści przekazywanej przez złodziejkę dotyczyła zadowolenia z kulinariów, pociesznie.
        Zamyślił się na ułamek chwili. Jak jakiś informator, zwyczajny informator. Ciężko było wyjaśnić definicję prościej niż sama nazwa tłumacząca profesję. Reszta zdania miała więcej sensu.
        - Nie, gdyby kabel miał informację o portrecie, to nie tylko my byśmy o nim wiedzieli. Już ustawiałaby się kolejka - wytłumaczył spokojnie. - Sam Whitaker się sypnął w pojedynku na przechwałki. To o nim chcę trochę posłuchać. Wtyczka nie może usłyszeć o przyczynie naszego zainteresowania - zastrzegł na koniec bies.
        - "Weźmie sztylety, no dobre sobie… "- prychnął śmiechem nie zdradzając swoich myśli. Faktycznie dosłownie powiedział by uważała na plecy, ale trochę inaczej to widział. Przecież nikt mieczem na nią nie wyskoczy, znaczy… rzadko się to zdarzało. Wiadomo broń zawsze mogła się przydać, ale nie szli do jakiejś podejrzanej knajpy w dokach. To było kulturalne miejsce spod ciemnej gwiazdy, nie rzeźnia. Tłumiąc rechot rozwinął myśl.
        - Ty lepiej nie bierz nic od obcych i pilnuj drinka - tłumaczył jak małemu dziecku, szczerze rozbawiony. - Bo sztylety nijak ci nie pomogą jak obudzisz się gdzieś gdzie na pewno byś nie chciała. Zbrojne napaści w takich lokalach zdarzają się rzadko. Jeśli jednak ktoś mniej bystry zobaczy nieznaną mu i ładną buźkę, mogą mu przyjść do głowy głupie pomysły. - Nawet w takiej wypowiedzi gdzieś w tle przebijała się wrodzona skromność diabła. Mniej bystry, gdyż oznaczałoby to, że nie dostrzegł z kim Kimiko przyszła lub zupełnie niedorozwinięty, gdyby widząc z kim złodziejka przybyła, zaryzykowałby wdrożenie w życie swoich pragnień. W Demarze był zupełnie nieznanym przejezdnym. W Jaskini znali go ci, którzy powinni. Tam gdzie mieli spotkać się z gadułą, obecni powinni znać Laufeya. Jeśli było inaczej to albo krótko siedzieli w brudnych interesach i powinni nadrobić zaległości, albo zdecydowanie bardzo krótko w nich posiedzą, bo ignorantom nie wróżyło się błyskotliwej kariery.
        - Nie trzeba - uśmiechnął się pobłażliwie. Przecież jeszcze na obiad go było stać. Wypełnił szklankę alkoholem i wstał zabierając nalaną whisky ze sobą, dając jednocześnie do zrozumienia, że jeść nie zamierzał. Żeby nie krępować dziewczyny i coby przestała go uszczęśliwiać na siłę, postanowił nie wlepiać się jak pochłania stek.
        - Musisz mieć siłę, bo to będzie długi wieczór, a jeszcze chciałaś po lesie biegać - zamruczał przechodząc obok dziewczyny. Mijając ją nie omieszkał trącić palcem uszka nastroszonego w zainteresowaniu obiadem.

        Podszedł do okna by zobaczyć ile jeszcze dnia im zostało, gdy zupełnie coś innego przykuło jego uwagę. Pusta szafka. Na pewno zostawił tu papierośnicę. Zmarszczył brwi odwracając się w kierunku Kimiko. Postukując paznokciami w drewniany blat poczekał aż dziewczyna na niego spojrzy. Gdy zyskał uwagę szmaragdowych ślepi, niedowierzająco uniósł jedną brew.
        - Naprawdę? - Postukał palcem w miejsce gdzie leżało puzderko. - Sakiewki też mam pilnować? - Patrzył na Kimiko z naganą, chociaż w duszy śmiał się do rozpuku. Zdecydowanie wcale nie powinno mu być do śmiechu. Takie spoufalanie się i pozwalanie wejść sobie na głowę nie mogło dobrze się skończyć. Tak jednak jak z umiarem, diabeł miał nie wiele wspólnego z rozsądkiem. Owszem był ostrożny, sprytny i podejrzliwy, ale na pewno nie rozsądny. W końcu rozum nakazywałby wynajęcie złodzieja, a nie zabawę z kotkiem wyciągniętym z miejskich zaułków. Dagon kierował się jednak szeroko pojętą przyjemnością i całym wachlarzem zachcianek. Dopiero w następnej kolejności zyskiem. Rozum znajdował się gdzieś na szarym końcu.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Wzruszyła ramionami, gdy wzgardził stekiem. Wiedziała, że jest dziwny, teraz tylko dostała kolejny dowód. To nie chodziło o to, czy się jest głodnym, czy nie, tylko o stek! Ale jak tam sobie chce, ona się kłócić nie będzie, przynajmniej więcej jedzenia dla pantery. Na złośliwe prychnięcie odpowiedziała dokładnie tym samym.
        - No bo się nie boję – mruknęła butnie. – Ale jak już oferujesz swoją ochronę to upewniam się tylko, że podołasz zadaniu – stwierdziła, wypowiedź zaczynając w pełni poważnie i później starając się tylko nie parsknąć śmiechem. Drażnienie ego faceta było jak wkładanie kija w mrowisko, a do tego Bajer wydawał się wyjątkowo na tym punkcie przeczulony… co było tym lepszym powodem, by go trochę pozaczepiać.
        Wróciła do jedzenia, kiwając głową na informacje o informatorach i mocniej przytakując, gdy padło zastrzeżenie, by nie wydawać szczegółów. Zrozumiała, mimo że aktualnie z pełną buzią nie chciała potwierdzać. Może i Laufey czuł się dość pewnie, tak sobie beztrosko z dziewczyną pogrywając jak chciał, ale ona wiedziała, że w razie czego sobie poradzi. Umiała kłamać, gdy istniała taka potrzeba, po prostu nie widziała sensu w bezustannym łganiu komuś z kim pracuje. Oczywiście dopóki nie zaistniała taka konieczność, jak na przykład przy temacie jej blizny. Jak będzie trzeba to powie, że ją kot podrapał, a że potrafiła być wyjątkowo uparta, to w jej wykonaniu nawet najgłupsze wyjaśnienia często przechodziły. Ludzie po prostu ulegali w końcu w zderzeniu z murem, który stawiała, twardo idąc w zaparte. To był kot i już, nie pogadasz. Oczywiście Dagonowi takiego banału nie sprzeda. Jak będzie trzeba to wymyśli coś lepszego, ale na razie najwyraźniej samo milczenie zdawało egzamin.
        - Nie traktuj mnie jak głupiej – zrugała go poważnym tonem, gdy najpierw usłyszała jego śmiech, a później złote rady wujka Dagona.
        – Może i kulturalne zachowanie w towarzystwie nie przychodzi mi naturalnie, ale nie urodziłam się wczoraj. Wychowałam się w miejscach, które nazywasz niebezpiecznymi i więcej strachu napędza mi popołudniowa herbatka z Serafiną niż groźni panowie z apetytem na więcej niż mogą. Poza tym sztylet się przyda, jak zobaczę właśnie, że ktoś kombinuje przy moim drinku. Wystarczy facetowi ostrzem pokombinować przy sznurowaniu w kroku i zaraz zmienia zdanie – ostatnie zdanie powiedziała ciszej, ale nie kryjąc się z nim specjalnie. Bierze nóż i już. Jeszcze takiej kiecki nie wymyślili, pod którą nie da się broni schować.
        - Na bieganie zawsze mam siły. – Zerknęła na niego z ukosa. – Czyżbyś zmienił zdanie i chciał mi potowarzyszyć?
        Potrząsnęła głową, gdy znów zaczepił jej ucho odchodząc, ale tym razem upiekło mu się od większej urazy, bo dziewczyna właśnie kończyła posiłek. Było pysznie. Poza tym widząc kątem oka, gdzie zmierza mężczyzna uśmiechnęła się pod nosem, czując, że odegra się prędzej niż sądziła. Szybko się zorientował. Sugestywny stukot paznokci początkowo zdawała się ignorować, bo w rzeczywistości tłumiła chichot, siedząc tyłem do Dagona. W końcu odwróciła się do niego z zupełnie obojętnym wyrazem twarzy i jedynie grzecznym pytaniem w oczach.
        - Nie wiem o czym mówisz – odparła, ale kąciki jej ust powędrowały już do góry, a oczy błysnęły wesoło, nadając jej zawadiackiego wyglądu. Nie miała najmniejszego zamiaru go zwodzić, przecież byli tutaj sami i zniknięcie czegokolwiek musiało być winą któregoś z nich. A zniknięcie srebrnej papierośnicy raczej jednoznacznie wskazywało złodziejkę. Gdyby naprawdę chciała mu ją zwinąć zrobiłaby to przy innej okazji, teraz najwyraźniej jedynie drażniąc się z Bajerem. Wiedziała, że sama pakuje się w kłopoty, nie okazując najmniejszej skruchy, a na dodatek wciąż nie oddając zguby, ale była w jakimś zadziornym nastroju. Chyba zbliżał się nów...
        Osobną sprawą było, że puzderko wybitnie wpadło jej w oko i nieco bardziej lepkie dłonie w jego pobliżu były trochę poza jej kontrolą. Mogłaby się pewnie powstrzymać, gdyby bardzo, bardzo… bardzo chciała. Ale nie chciała. Było ładne, błyszczało, chciała je mieć. Prawie powiedziała to na głos, powstrzymując się w ostatniej chwili. Teraz może i gwizdnęła cudeńko tylko na chwilę, ale kto wie, kiedy mężczyzna spuści je z oczu na dłużej. Ona poczeka.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Diabeł wyszczerzył się arogancko. Cała jego postawa mówiła, że jest święcie przekonany, iż niestraszne mu są wyzwania, a ewentualne wątpliwości pantery nie potrafią zachwiać jego wiary we własne siły. Niejednego mężczyznę cechował nadmiar pewności i poczucia własnej wartości. U wielu z nich jednak łatwo było tę wiarę podważyć. Zagrozić wybujałemu ego i skłonić jego właściciela do obrony, która zwykle tylko pogrążała jegomościa. Nie raz typki takie, swoje kompleksy próbowały nadrobić pozerstwem. A Dagon? Diabłu nie szłoby przypisać ani kompleksów, ani wątpliwości co do swej wartości. Laufey był zwyczajnie pewny siebie aż do granic możliwości. Co więcej, ta pewność siebie zazwyczaj miała pokrycie w rzeczywistości. Oczywiście, że można było piekielnika rozdrażnić grając mu na ambicjach. Jak by nie było, był samcem. Tu zaś niezależnie od gatunku priorytety były podobne. Sekret tkwił jednak w argumentach odpowiednio irytujących rogatego. Tak jak zezłościła go konieczność przeprosin i reakcja Kimiko, której nie przewidział przez swoją nonszalancję, tak zupełnie nie ruszały go zaczepki złodziejki. Zwyczajnie nie odbierał ich na poważnie, bo mijały się z prawdą. Podobała mu się jednak słowna przepychanka z brunetką, więc rozbawiony ją kontynuował.
        - Przy tak pyskatym stworzeniu, obawiam się, że może to być trudniejsze niż powinno, ale kawałek krowy nijak mi w tym nie pomoże. - Uśmiech nie opuszczał diablej twarzy. - Weź Jarvisa, on na pewno sobie poradzi - zadrwił bies. Zaproponowana kandydatura wyjątkowo śmieszyła Bajera, który potrafił sobie wyobrazić taką sytuację. Pożarliby szlachciątko żywcem. Biorąc zaś pod uwagę kogo można było tam spotkać, było to raczej dosłowne stwierdzenie.
        Oburzenie Kimiko zamiast postawić czarta do pionu, jedynie mocniej go rozbawiło. Urodziła się w miejscach, które nazywał niebezpiecznymi... Miejsca w których się urodziła, były dla niego niczym polana piknikowa. Darował sobie jednak dziecinną licytację. Swojej natury nie chciał zdradzać więc i wyskakiwać z piekłem nie zamierzał. Z kolei zamkniętą dla "elity" część Jaskini za moment będzie miała okazję poznać i zweryfikować lub utrzymać swoją opinię. Może się mylił i faktycznie przebywała wśród groźnych typów. Jeśli jednak diabeł miałby oceniać, to Kimiko wyglądała mu raczej na świeżynkę. Jak najbardziej miała zręczne ręce. Bezsprzecznie posiadała sporo talentu. Nie brakło jej również wyczucia i sprytu. Niemniej, do prawdziwego profesjonalisty, który zjadł zęby na robocie wśród najniebezpieczniejszych bytów podziemia, troszeczkę jej brakowało. A przynajmniej tak się wydawało czartowi. Może będzie miał okazję zmienić zdanie. Wpierw jednak musiał zobaczyć panterę w jej naturalnym środowisku. W przechwałki nie wierzył nigdy.
        - Bo blond zołza jest zaprawdę przerażającą istotą - zamiast tego, żartem zbył czupurne deklaracje panterołaczki.
Nie przyglądał się jakoś specjalnie brunetce, gdy przechodził. Na spojrzenie w swoim kierunku, nie zwrócił nawet uwagi. Od razu jednak sprostował ewentualne niedomówienie.
        - Obiecałem, że zabiorę cię do lasu, dotrzymam więc obietnicy. Brykać po krzakach nie zamierzam - odpowiedział spokojnie. Może nie była to dosłowna obietnica, niemniej zgodzili się, że wieczorem Kimiko będzie mogła poszaleć po kniei. Samej jej nie puści, coś takiego nawet nie wchodziło w rachubę. Jeśli jednak tak bardzo chciała, postanowił towarzyszyć jej do lasu.

        Zupełnie nie przejmując się poważnym tonem, Kimiko kazała diabłu chwilę czekać. Zniósł to cierpliwie. Gdy jednak okazało się, że zwlekała tylko po to by odwrócić się z pytaniem w rozbawionych ślepiach, czart zaczął nabierać ochoty utemperowania krnąbrnej dziewczyny. Żarty żartami, ale złodziejka powinna znać granice. Zachował spokój, mina diabła jak zawsze nie zdradzała jego myśli, ale napięta sylwetka subtelnie dawała do zrozumienia, że Kimiko zbliża się do cienkiej granicy tolerancji jej buty.
        - O takim srebrnym pudełku, które pewnie niechcący przylepiło ci się do łapek - odpowiedział Bajer, szczerząc zęby. Skrzyżował ręce co jakiś czas postukując palcami o swoje ramię. - Nie chcesz, abym sam pofatygował się po moją własność... - wymruczał nisko i zmysłowo, ale w melodii głosu diabła, dla dobrego słuchacza znacznie mocniej przebijała się groźba niż próba uwodzenia. Normalnie już dawno złapałby taką bezczelną istotę za kark i szybko nauczył rozsądku. Kimiko jednak była mu potrzebna, a przynajmniej chciał tak myśleć. Podobnie brutalna demonstracja raczej nie przyniosłaby nic dobrego. Prawdopodobnie pantera zaczęłaby się go bać, a przecież to właśnie brak strachu bawił diabła. Poza tym z pewnością straciłaby wszelkie zaufanie, a przecież je próbował zyskać. Nie łatwo było Dagonowi zdecydować się jak powinien postąpić, ani jak wyważyć siłę argumentów, by odzyskać właściwy respekt i nie wystraszyć złodziejki na dobre.
Podjął natomiast jedną decyzję. Przeprosiny to była głupota i zło. To przez nie kot nabrał mylnego przekonania, że może mu grać na nosie. Następnym razem wykpi się prezentem, ale korzyć się więcej nie zamierzał.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Drapieżnie uśmiechnięta Kimiko przez moment wyglądała jak ucieleśnienie psot. Klęczała na kanapie, opierając się na łokciach o jej oparcie, by spoglądać na stojącego przy szafce Laufey’a. Głowa opadła jej niżej, jak u skradającego się drapieżnika, a rozbawienie błyszczało w nieruchomych ślepiach, które zawiesiła na rozmówcy. W ruchu pozostawał tylko bujający się ogon, poruszając lekkim materiałem spódnicy. Najchętniej pacnęłaby mężczyznę łapą i odskoczyła, zapraszając do zabawy, ale wyraźnie widziała, że ten nie jest teraz w nastroju do brykania. O ile kiedykolwiek jest, patrząc na jego preferowany strój. Nie wyobrażała sobie bowiem, by ktoś, kto na co dzień nosi się w trzyczęściowych garniturach i kapeluszu, uważał tarzanie się po podłodze za niewinne wygłupy. Przełamanie zwierzęcej natury zajęło jej chwilę, ale w końcu cofnęła lekko głowę, przysiadając znów na sofie i mrucząc pod nosem z niezadowoleniem coś, co do złudzenia przypominało słowo “sztywniak”.
        Papierośnicę wyjęła z ukrytej w fałdach spódnicy kieszeni. Wiedziała w końcu, że nie nacieszy się nią długo, więc i angażowanie się w jakieś tajne schowki nie miało sensu. Nie poświęcając puzderku żadnej dodatkowej uwagi wstała i podeszła do Dagona, łaskawie oddając mu jego własność.
        - Nie umiesz się bawić – zarzuciła mu, przez moment przyglądając się mężczyźnie z lekko przechyloną głową. W końcu odwróciła się, kierując w stronę sypialni.
        Dla pozorów zabrała ze sobą czarną suknię, którą jednak rzuciła zaraz na łóżko, nie mając jeszcze zamiaru się ubierać. Dopiero dochodziło popołudnie i czasu jeszcze mieli mnóstwo, więc skoro Laufey sam uznał, że las został jej obiecany, to ona sobie właśnie tą obietnicę spełnia.
        - Przebieram się, nie wchodź. I wcale nie jestem pyskata! – odpyskowała jeszcze zza ściany.
        Wydostała się w końcu z sukni i przez chwilę wahała się przy rozwiniętych tobołkach. Najwygodniej byłoby w jej starych ubraniach, ale czuła, że już stąpa po cienkim lodzie zaczynając dyktować im plan dnia, więc nie grabiła sobie jeszcze tym. Laufey zdawał się strasznie zważać na to, jak wyglądają, w końcu niby wszędzie patrzą na nich czyjeś oczy. Chociaż zawiewało to lekką paranoją, po raptem jednym dniu w towarzystwie tak zwanej elity miasta, Kimiko była skłonna już w to uwierzyć. Zresztą wygodny strój, obiecany jej przez Lafayette’a rzeczywiście taki był i nie odbiegał wiele od jej własnego, nie licząc oczywiście niewyobrażalnie lepszej jakości. No i był nowy.
        Wciągnęła szybko ciemne spodnie i bluzkę, a na nogi ubrała płaskie skórzane buty. Z szyi zdjęła łańcuszek, który rano założył jej Dagon, zostając jedynie w oplecionym kilka razy wokół szyi i puszczonym w dekolt rzemyku z medalionem, który ukryła bezpiecznie pod bluzką. Cieszyła się, że ozdoba nie wygląda źle i Laufey nie każe jej zdejmować do eleganckich strojów, bo miałaby problem z wytłumaczeniem, dlaczego nie chce tego robić. Gdy wyszła do salonu, przezornie podeszła od razu do drzwi wejściowych.
        - Nie wiem na jakich przyjęciach bywasz, ale te na których ja bywałam kończyły się dopiero przed świtem, o ile w ogóle. Lepiej więc skoczyć do lasu teraz, w końcu mamy jeszcze dużo czasu. Poza tym nie lubię biegać, jak jestem pijana – stwierdziła beztrosko z szerokim uśmiechem, chociaż spoglądała czujnie na Dagona, jak zareaguje na to nieplanowane (przez niego) wyjście. Za jej nogami bujał się niespokojnie długi czarny ogon, a dłoń spoczywała już na klamce, tak na wszelki wypadek.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Uważnie obserwował Kimiko, która w tym momencie bardziej przypominała zwierzę w ludzkiej skórze niż człowieka ze zwierzęcymi atrybutami. Dziewczyna wyglądała na gotową do ataku i polowania. Zaczajona i rozbawiona jednocześnie. Może gdyby nie chodziło o przypomnienie złodziejce pewnych zasad podroczyłby się chwilę z panterą. Mogłoby być to całkiem zabawne, ale w tym momencie Bajer chciał pokazać Kimiko granice i prośba nie podlegała najmniejszej dyskusji. Konsekwencja zawsze leżała u podstaw sukcesu. Dziewczyna mogła sobie prychać pod nosem, że był sztywniakiem. Dagon nie miał dwunastu lat by się tym przejmować. Liczył się efekt końcowy. Brunetka właśnie wyjęła papierośnicę z kieszeni i podeszła by mu ją zwrócić.
Cały czas podążał za nią wzrokiem, a na twarzy biesa pojawił się arogancki uśmiech, gdy tylko dostał pudełko do ręki.
        - Zależy co rozumiesz przez zabawę - wyszeptał zadziornie, przyglądając się Kimiko intensywnie. Takim samym spojrzeniem odprowadził dziewczynę aż do sypialni, samemu nie ruszając się z miejsca.
        - Oczywiście, ani trochę... - zadrwił na wzmiankę o rzekomej niepyskatości.
        - No wiesz - zamruczał komentując zakaz wchodzenia do sypialni. - Najpierw mówisz, że jestem nudny, a teraz mi zabraniasz rozrywki? - mówił wystarczająco głośno by brunetka go usłyszała.

        Uniósł jedną brew, przyglądając się panterze, która wyszła z sypialni przygotowana do drogi a nie bankietów czy eleganckich kolacji. Kąt ust diabła powędrował w górę. Lafayette miał wyposażyć dziewczynę w suknie, o codziennych ubraniach nie było mowy. Nie złościł się jednak, nie był skąpigroszem. Grymas czarta poszerzył się do pełnoprawnego uśmiechu, gdy usłyszał o bieganiu po pijaku.
        - Jak przyjęcie dobre, to można zostać do rana. Dziś zależy mi przede wszystkim na informacjach, reszta będzie zależała od tego jak ciekawie będzie i czy będziesz chciała aż tak długo zostać by się spić - zakończył żartobliwie. Jeszcze raz zostawił papierośnicę na szafce i nieznacznie zbliżył się w kierunku zmiennokształtnej.
Dostrzegł wahanie Kimiko, która jakby subtelnie czekała na jego zgodę. Dobrze... Nie widział nic złego we wcześniejszej wyprawie. Gdy był sam, łatwiej potrafił zorganizować sobie czas. W duecie było trochę trudniej. Siedzieć w pokoju by podziwiać sufit też nie miał nastroju. Zebrać wodze i trochę popuścić, marchewka i kij, najlepiej działał umiar. Złodziejka zasłużyła sobie na spacer, a jeśli przez to ma się jeszcze lepiej spisać, to mógł ją wyprowadzać jak prawdziwe zwierzątko.
        - Mam znacznie prostszy sposób. - Uśmiechnął się szelmowsko wyciągając rękę w stronę Kimiko. Poczekał aż brunetka znalazła się dość blisko, by mógł ją objąć. Wtedy przyciągnął ją mocniej do siebie i zniknął.

        Ich nogi znalazł się na trawie. Pojawili się dokładnie nad brzegiem jeziora. Południowe słońce odbijało się wesołymi iskierkami od spokojnej tafli wody. Wiatr łagodnie poruszał złocącymi się liśćmi. Część wciąż wisiała na drzewach szeleszcząc melodyjnie. Część leżała już w trawie barwiąc zieleń bukietem pomarańczu, żółci i wszelkich odcieni ochry. W okolicy nie było znać ani żywego ducha. Przepiękne jesienne popołudnie.
Diabeł widział to miejsce gdy udawał się do Demary. Teraz wiedza okazała się całkiem przydatna.
Powoli poluzował objęcia, wykorzystując tę okazję do pogłaskania ogona. Płynnym i na pierwszy rzut oka niewinnym ruchem zsunął rękę z pleców dziewczyny i wykorzystując ten moment przeciągnął dłonią po gładkim futrze.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Panterołaczce przysłużyła się ta chwila oddechu, gdy przebierała się w sypialni. Musiała poświęcić moment, by pozbyć się z siebie jego spojrzenia i opanować ten głupi uśmiech na twarzy, którego nie mógł zobaczyć. Była świadoma celowości tych zaczepek, ale nie zmieniało to faktu, że im ulegała. Dobiegające do niej zza ściany słowa nie pomogły i znów uśmiechnęła się pod nosem.
        Musi się pilnować, bo znowu wpadnie w jakieś tarapaty przez własną głupotę. "Jest dla ciebie miły, bo cię potrzebuje i nie wmawiaj sobie za wiele", wyrzuciła sobie w myślach, doprowadzając się do porządku. No tak, przecież oczywiście, sama widziała jak gra przed innymi, więc przed nią też. Raz go chyba przyłapała na momencie słabości, gdy pierwszy raz przyszli do zajazdu. Był wtedy zmęczony, więc to zrozumiałe, ale dzięki temu tym lepiej było widać, że jest od niej o wiele silniejszy, nie tylko fizycznie. Umiał manipulować innymi, wiedziała to z całą pewnością, chociaż nie umiała powiedzieć, kiedy i na ile, steruje też nią. Ona też musi być na tyle silna, by nie zachowywać się jak głupia trzpiotka, gdy tak jej mruczy do ucha.

        Gdy wyszła, uśmiechnęła się nieznacznie, widząc zdziwienie Dagona. Wciąż gotowa była do niezbyt dumnej ucieczki drzwiami, ale mężczyzna chociaż został zaskoczony, nie wyglądał na zdenerwowanego. Mimo wszystko trochę jej ulżyło. O przyjęciu nic więcej nie mówiła, gdyż znów ich doświadczenia nieco rozmijały się w tej kwestii. Ona, gdy zrobiła (ukradła) to co chciała na przyjęciu, ewakuowała się z niego niedługo później, by nie ryzykować przyłapania. Skojarzenia braków w biżuterii z jej zniknięciem się nie bała, w końcu nigdy nie wracała dwa razy w to samo miejsce. Laufey natomiast po załatwieniu swoich spraw dopiero miał zamiar korzystać z uroków wieczoru, co samo w sobie już będzie dla niej nowością. Chociaż z drugiej strony tym razem nie będzie miała nic na sumieniu. W końcu nawet drobnych kradzieży kieszonkowych jej zabroniono i chociaż trochę ją będą ręce świerzbić to umiała się pohamować dla większego zysku.
        Zerknęła mimowolnie na papierośnicę, która z cichym, ale przyjemnym dla kociego ucha stuknięciem odłożona została znowu na szafkę. Przeniosła wzrok na Dagona, który postąpił krok w jej stronę, ale zatrzymał się, wyciągając rękę. Na ten gest przechyliła odruchowo głowę, strzygąc uchem. Szybko zrozumiała co proponował, ale jeszcze chwilę stała w miejscu, wolno puszczając klamkę. Nie mogła zaprzeczyć, że magiczne przenoszenie się było o wiele szybsze i na pewno dyskretniejsze, ale… brr! Nie lubiła tego uczucia. Nie chciała też jednak, żeby Laufey się rozmyślił, więc podeszła do niego ujmując za dłoń, aczkolwiek opierając się nieco, gdy przyciągnął ją bliżej do siebie. Później znów to nieprzyjemne uczucie i…

        …byli w lesie. Poczuła jego zapach jeszcze nim otworzyła oczy. Wcześniej zacisnęła je mocno, kuląc się podczas „podróży” i dopiero teraz badała zmysłami otoczenie, a jej ogon układał się swobodniej, uprzednio zjeżony. Uśmiechnęła się z zadowoleniem, rozluźniając widocznie - znów w swoim środowisku i od razu zapominając o nieprzyjemnościach teleportacji. Ukojona szumem liści i zapachami niesionymi przez wiatr poczuła głaskanie po plecach, ale nie odsunęła się, nawet gdy dłoń Dagona popłynęła niżej, po czarnej sierści. Ciche, jednostajne mruczenie zaczęło dobywać się z gardła dziewczyny, a ogon sam popłynął pod męską dłonią, wręcz nadstawiając się na pieszczoty. Zanim Kimiko się otrząsnęła, zdążyła już otrzeć się głową o klatkę piersiową Laufey’a, mierzwiąc sobie uszy, włosy i mrucząc z zadowoleniem. Dźwięk ten umilkł dopiero po dłużej chwili, ale za to momentalnie, jak ucięty nożem, gdy dziewczyna otworzyła szeroko oczy, zdecydowanie zbyt dobrze widząc wzór na marynarce, w którą wtulała właśnie twarz. Cholera.
        Zacisnęła zęby, żeby nie pisnąć jak wystraszona dziewczynka i odskoczyć głupio, bo mogłaby wywrócić ich oboje. Wysunęła się z objęcia Dagona i poprawiła rozwichrzone włosy. Spojrzenie mu w twarz było błędem, przez który mało nie jęknęła nad swoją kocią naturą. To tyle, jeśli chodzi o zachowanie twarzy.
        - Miałeś nie dotykać ogona – fuknęła tylko.

        Gdy opadła na cztery łapy jej smolista sierść błysnęła w promieniach słońca, przebijających się z trudem przez korony drzew i tworzących mozaikę na kolorowych liściach i futrze pantery. Zielone oczy jeszcze chwilę spoglądały na mężczyznę, a ogon bujał się niespokojnie. Zwierzę było smukłe, jednak wciąż znacznie większe niż dziewczyna, która się w nie przemieniała. Znać było młody wiek pantery, chociaż srogo rozczarowałby się ten, który liczyłby na mniejszą siłę. Z rozchylonego pyska wydobył się cichy warkot, lecz nie wrogi, ale zwyczajnie komunikatywny. Po chwili jednak kot odwrócił się i ruszył biegiem przed siebie, znikając w zaroślach.
        Kimiko biegła coraz szybciej, nie zwalniając przed żadną przeszkodą, a jedynie urozmaicając sobie nimi drogę. Przeskakiwała powalone drzewa i łapała konieczne zakręty tak gwałtownie, że tylne łapy ślizgały jej się po liściach, po chwili wracała jednak na swój szlak. Biegła przed siebie, najdalej i najszybciej jak umiała, aż przestała czuć zapach Dagona, a to znaczy, że był już naprawdę daleko, bo pędziła z wiatrem. Mięśnie przyjemnie rozgrzewały się pod skórą, wytrzymałe i zdolne do długiego biegu. I dobrze, bo na razie nie miała zamiaru się zatrzymywać.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dziewczyna wyraźnie nie cieszyła się czy to na przeniesienie, czy na bliższy kontakt z diabłem. Może nie walczyła jakoś szczególnie i chwyciła wyciągniętą do niej rękę, ale spięła się gdy Dagon przyciągnął ją do siebie. Biesowi zaś jak zawsze sprawiało radość to co irytowało lub stresowało panterę. Owszem, teleportacja była bezpieczniejsza gdy przenoszoną osobę trzymano w objęciach a nie jakoś na pół gwizdka. Jednak nawet jeśli rozsądek i ostrożność nie nakazywałyby takiego przytulenia, diabeł zachowywałby się tak samo. Był to chwilowo jedyny moment, gdy mógł sobie pozwolić na przekraczanie granic, które stawiała Kimiko i co więcej miał do tego świetną wymówkę. Sytuacja była także doskonałym wstępem do tego co planował od dłuższego czasu. Niech sobie pantera o szmaragdowych oczach nie myśli, że jak mu czegoś zabroni, to on się grzecznie zastosuje. Zdecydowanie musiał uświadomić złodziejkę co do pewnych prawd tego świata - jeśli Dagon czegoś chciał, to to dostawał i nikt mu palcem nie groził, bo mógł go stracić.
        Plan okazał się łatwiejszy do zrealizowania, niż by przypuszczał. Gdy znaleźli się na miejscu ku zdziwieniu piekielnika Kimiko nie umknęła jak najdalej od jego osoby. Całkiem pochłonięta otoczeniem, które chyba ją uspokajało, dziewczyna bez sprzeciwu zniosła dotyk na plecach. Z uśmiechem pod nosem, jak zamierzał, dobrał się do ogona. Jakież jednak było zdziwienie diabła, gdy podstępna zagrywka nie tylko nie wywołała buntu, ale spotkała się z aprobatą pantery. Ogon prawie sam przemykał pod dłonią Bajera a pantera ani myślała umykać. Niespodziewane mruczenie, które pojawiło się do kompletu, wywołało zaskoczony uśmiech piekielnika. To był jednak tylko przedsmak niespodzianek. Nie zdążył wykonać ni jednego kroku więcej, gdy ta sama dziewczyna, która raczej robiła wiele by unikać jego zaczepek, oparła się o jego pierś i z mruczeniem otarła się o marynarkę.
Oczy Dagona rozszerzyły się w wyrazie skrajnego niedowierzania, a w źrenicach zalśnił rozbawiony błysk. Nieraz widywał kobiety, które odpowiednio poprowadzone, dość entuzjastycznie reagowały na pieszczotę, ale to było coś zgoła innego. Przednia zabawa. Właśnie miał zamiar ją kontynuować. Oparł rękę na tali Kimiko, palce drugiej wplątał we włosy. Ledwie to uczynił, a mruczenie urwało się nagle. Dziewczyna zamilkła gwałtownie, jakby dopiero orientując się co zaszło. Wymknęła się z jego objęć posyłając mu krótkie spłoszone i rozeźlone spojrzenie. Wpatrywał się w Kimiko bezczelnie, a skrajne zaskoczenie mieszało się ze złośliwym zadowoleniem. Jednym słowem bies szczerzył się jak pies do gnata, nie mogąc powstrzymać wesołości wywołanej niespotykanie żarliwym, kocim zachowaniem.
        - Teraz wiem dlaczego. - Może do kociego mruczenia było mu daleko, ale i tak słowa diabła upodobniły się do melodii zaprezentowanej przez zmiennokształtną.
        - Mam potem wołać kici kici? Nie chciałbym się spóźnić. - Odsłonił zęby drwiąc z dziewczyny, która już była na czterech łapach.

        Dopiero gdy pantera pognała sprintem, diabeł parsknął wcześniej tłumionym śmiechem. To dopiero kocisko mu się trafiło. Dobrze, że ogon skrywała suknia. Co by było gdyby w tłoku przyjęcia co chwila ktoś musnął sierść. Z poważnej pracy nici. Zupełnie nie przejmowałby się czy to wstyd czy nie, takie cyrki doskonale odwracały uwagę, był tylko jeden problem. To pantera miała wykonać delikatną część zadania, a mrucząc sprawiała wrażenie delikatnie rozkojarzonej i niezbyt zdolnej do operacji innej niż łaszenie się. Rechotał rozbawiony własnymi myślami i sceną jaką złodziejka mogłaby odstawić.
Zaraz potem pojawiła się znacznie bardziej pochlebna myśl. A może miało znaczenie kto dotknął ogona… Taki koncept jeszcze bardziej rozbawił Bajera. W końcu przecież niemożliwe, że każde trącenie sierści wywoływałby napad „bezbronności”, przecież przez coś takiego panterołaki byłyby zupełnie niezdolne do przeżycia. Fakt, nie było ich wiele, ale chyba nie przez napady czułości, które umożliwiały łowcom ich wyłapywanie. Nawet kot nie akceptował każdego głaskania, niemiłych mu witając pazurami. Dagon snuł takie wesołe myśli, wraz z uśmiechem ani trochę nie znikającym z twarzy, idąc powoli w kierunku jeziora.
Zapatrzył się w lśniącą toń, nie podchodząc bliżej niż na sążeń. Wodę lubił jedynie ciepłą i w łazience. Cała reszta budziła awersję piekielnika, tym większą im rozleglejszy był akwen. Rzek nie trawił, jezior nie lubił, morza szczerze nienawidził, kałuże omijał bo brudziły garnitur, deszczu unikał bo uprzykrzał życie. Gdy miał jakiś biznes w portowym mieście, starał się spotykać z dala od bezpośredniego towarzystwa nabrzeża, wchodzenie na pokład statku ograniczając do całkowitej ostateczności. W razie konieczności potrafił zapanować nad awersją, ale nie zmieniało to podłego nastroju w jaki taki przymus wprawiał rogatego.

        Pantera biegała, a co on biedny miał robić… Zanudzi się tu chyba. Nawet cygar nie miał.
Rozejrzał się po okolicy. Po chwili wzrok Laufeya odnalazł spory głaz wraz z dwiema brzozami rosnącymi przy nim. Niespiesznym krokiem zbliżył się do kamienia i usiadł wygodnie. Plecy oparł o jasną korę drzewa. Jedna noga swobodnie zwisała dotykając trawy, drugą przyciągnął trochę do siebie by oprzeć na niej ramię. Kamień był suchy i nagrzany wczesnojesiennym słońcem, woda była daleko. W takim miejscu mógł chwilę podumać. Zmrużył oczy, które raziły jasne refleksy rozbłyskujące na tafli jeziora i obserwował nielubiany element świata.
        W pewnym momencie w głowie czarta zagościł drobny niepokój. Złodziejka mogła dać drapaka. Diabeł zmarszczył brwi, ale nie ruszył się z wygodnego miejsca. Jeżeli tak, to lepiej by Kimiko miała dobrych przyjaciół, którzy nie sypną gdzie się ukrywa. Świat bywał mniejszy niż mogłoby się wydawać, a takiej zniewagi czart nie puszczał płazem. To, że nawet zaczynał lubić panterę nie miałoby najmniejszego znaczenia. Z kolei mniej niż przyjaciół można było naliczyć tych nieprzekupnych i nie do zastraszenia. Jak już wcześniej Kimiko powiedziała, nikt na nią nie czekał, nikt nie będzie się o nią martwił. To sprowadzało liczbę potencjalnie pomocnych, oddanych i gotowych zaryzykować własne życie dla jej żywota, do pięknego zera. Znalezienie uciekinierki na pewno nie byłoby łatwe. Z pewnością zajęłoby trochę czasu, ale zdecydowanie nie było niemożliwe. Nie dla kogoś równie upartego jak Laufey, kim dodatkowo kierowałaby osobista zniewaga. Czart uśmiechnął się pod nosem. Lepiej dla ich obojga by złodziejka miała dość rozumu by nie robić głupot. Ona dłużej pożyje, może nawet jej życie będzie lepsze niż do tej pory, jemu zaś zaoszczędzi zbędnych trudów.
Delikatny wiatr przyjemnie szumiał i szeleścił liśćmi. Jezioro poza niewielkimi zmarszczkami pojawiającymi się na jego powierzchni było spokojne. Diabłu do szczęścia brakowało jedynie cygara i whisky. "No i może mruczącego kota leżącego na kolanach" - dodał po chwili prychając krótkim rozbawieniem.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Pędziła przez las tak szybko, że z boku wyglądała jak rozmazana czarna smuga. Okazjonalnie ślizgała się na suchych liściach, powarkując pod nosem, gdy w głowie wyrzucała sobie od skończonych idiotek i przez to gubiła rytm. „Ja ci dam kici kici”, syczała w myślach, a na wspomnienie złośliwego zadowolenia na twarzy Dagona jęknęła w duchu. Wpadła jak śliwka w kompot. Teraz akurat jej się zebrało na łaszenie. Do prawie obcego, wielkiego, aroganckiego, zdecydowanie zbyt bogatego i potencjalnie niebezpiecznego faceta z rozbuchanym ego. Głupi kot. Znowu ta sama historia, czy ona się nie nauczy?
        Przeskoczyła powalony pień i wpadła na jakąś polanę między totalnie zdezorientowane sarny. Przez ułamek chwili drapieżnik i jego naturalne ofiary spoglądały na siebie, wszyscy równie zaskoczeni. Kimiko w ogóle się nie skradała, więc powinny ją usłyszeć. Później jednak uznała, że wiatr się zmienił i biegła teraz pod niego, więc jej nie wyczuły, a takie beztroskie szelesty niemalże wykluczały drapieżnika. Ona z kolei myślami była zdecydowanie gdzie indziej. Zaraz jednak rozległy się odgłosy paniki, gdy spłoszona zwierzyna niemal łamała nogi w próbie natychmiastowej ucieczki we wszystkich możliwych kierunkach. Jeden otępiały jelonek wręcz wpadł na wielkiego kota nim z kwikiem odskoczył w przeciwnym kierunku. Pantera spoglądała za nimi znudzona, korzystając z chwili na złapanie oddechu. Nie była głodna, a nie miała w zwyczaju zabijać dla sportu, ani ludzi ani zwierząt. W końcu została sama i wznowiła bieg, tym razem już normalnym, wyciągniętym tempem.
        Z jednej strony wiedziała, że nie może się katować, to było bez sensu, stało się i już. Nie cofnie tego w żaden sposób, nawet jeśli własne zachowanie czasem ją krępowało. Taka po prostu była. Z drugiej jednak, okazjonalne kocie odruchy potrafiły dopaść ją naprawdę w niewłaściwych okolicznościach, a co gorsza zdradzały ją o wiele bardziej, niż by chciała. Nie łasiła się przecież do byle kogo, więc cokolwiek sobie wcześniej wmawiała, teraz musiała niechętnie przyznać, że Laufey’a polubiła bardziej niż było to rozsądne. Dobrze, że nie próbowała trącić go nosem, bo na pewno by nie sięgnęła, a tylko zatrzymała się na takiej wysokości, że z pewnością zostałoby to zupełnie opacznie odczytane. „A jak odczytał ocieranie się o niego?”, dowaliła sobie znowu i fuknęła pod nosem.
        No nic, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko je wypić. Czy coś w tym stylu. W każdym razie najtrudniejsze będzie kolejne spojrzenie mu w twarz, ale później powinno już pójść lepiej. Ona przynajmniej ma zamiar wziąć się w końcu do roboty, a nie… zajmować się czym innym. Ukradnie, co ma ukraść, zgarnie swoją dolę, parę błyskotek i znika.
        Poza tym myśli rozlewały jej się coraz bardziej, im dłużej przebywała w zwierzęcej skórze. Po kilku chwilach liczyły się już tylko zapachy lasu, wiatr na pysku, ziemia pod łapami i rozgrzane mięśnie pod skórą. Złapała jednostajny rytm, zeszła na prosty szlak i zaczęła okrężną drogą nawracać do miejsca, z którego ruszyła. Ściemniało się, a ona również nie miała zamiaru się spóźnić, wszak kosztowności, darmowy alkohol i jedzenie czekają. I jeden nadmiernie rozbawiony facet. Poza tym nie chciała za bardzo się zgrzać, by nie musieć brać kąpieli przed wyjściem. Teraz nawet boki pantery nie lśniły od potu, więc dziewczynie po przemianie pozostanie co najwyżej przyspieszony oddech.

        Jakiś czas później przeszła do wyciągniętego truchtu, gdy zaczęła wyłapywać znajomy zapach Bajera, a zwolniła jeszcze bardziej, gdy woń przybrała na intensywności. Dalszą drogę pokonała bezszelestnie, skradając się niczym do ofiary, którą aktualnie były plecy Dagona. Mógłby nawet być odwrócony do niej przodem, ale nawyki były silniejsze, więc jeśli mogła to zakradała się od tyłu do zwierzyny. Za każdym razem, gdy mężczyzna poruszał się nieznacznie, ona zamierała w bezruchu, często z uniesioną jedną łapą. Dopiero, gdy znów poczuła się pewnie, ostrożnie stawiała opuszki na ziemi i ruszała dalej. I tak robiła to właściwie w oparciu o zwierzęcy instynkt, bo Laufey zupełnie nie wiedział, co się do niego zbliża. Może i była bardzo cicha, ale i on nie wyglądał na zaniepokojonego czymkolwiek. Gdyby nie to, że poruszał się od czasu do czasu, to pomyślałaby, że zasnął. Niemal prychnęła pod nosem. Aż się prosi, żeby odgryźć mu głowę. Tak ku przestrodze.
        Gdy wyczuła odpowiedni moment wyskoczyła z zarośli z przeciągłym rykiem, lądując miękko na skale za Dagonem. Nim zdążył zareagować, złapała w zęby kapelusz i przeskoczyła nad jego głową na ziemię po drugiej stronie, lekkim truchtem oddalając się od mężczyzny, którego mogła właśnie nieco wkurzyć. Usiadła kilka łokci dalej i oplotła łapy ogonem, z wyraźnym zadowoleniem majtając kapeluszem w zębach. Oczywiście tak, żeby go nie podziurawić, życie jej jeszcze miłe. Zaraz jednak wstała znów, przemieniając się ponownie w czarnowłosą dziewczynę. Pobawi się z nim innym razem, teraz przez tą szopkę, którą odstawiła wcześniej nie czuła się na tyle pewnie, by bardziej go zaczepiać. Nie licząc kapelusza, który założyła sobie na głowę.
        - Możemy wracać, jeśli już sobie odpocząłeś – rzuciła lekkim tonem, uśmiechając się pod nosem.
        Chociaż było jej głupio, nie miała zamiaru go przepraszać, za to nieplanowane zbliżenie. Nie chciała się już bardziej poniżać, a i on nie wyglądał przecież na poszkodowanego. Swoje wpadki przeżywała mocno, ale starym zwyczajem planowała nie wracać do tematu, tylko przejść nad nim do porządku dziennego, licząc że rozejdzie się po kościach. Na nowo postawiła więc swoje bariery i miała zamiar się ich trzymać.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Czas mijał, a las nie zmieniał swojej muzyki. Wokół panowała przyjemna cisza, a Dagon był jedynym gościem w okolicy. Tylko co jakiś czas jakiś leśny mieszkaniec przemknął w pobliżu. Raz była to ruda wiewiórka, innym razem jakieś ptaszysko buszujące w poszyciu. Kota jednak nie było ani widać, ani słychać. Pantera wsiąkła jak kamfora. O ile początkowo diabeł niespecjalnie przejmował się ewentualną zdradą, o tyle z czasem irytacja i niepokój powoli gnieździły się w rogatej głowie. Przecież ile czasu można było biegać? Siedział jak ostatni kretyn, czekając na kota, a kot może już dawno ulotnił się z błyskotkami. Warknął w myślach, ale zepchnął paranoję w kąt. Nawet jeśli, to godzina czy dwie więcej, nie uratują kociego życia.
        Słońce niespiesznie przemieszczało się po nieboskłonie, podczas gdy Bajer powoli snuł swoje plany. Zaczął od możliwych sposobów podejścia Whitakera i opcjonalnych scenariuszy, aktualnie zaś przeszedł do rozważenia najlepszej opcji rozprawienia się z niepokorną złodziejką, wahając się między powolnym duszeniem, a oskórowaniem żywcem z przeznaczeniem na śliczny czarny dywanik.
        Nawet gdyby biesa nie pochłaniały własne rozmyślania, nie dosłyszałby skradającego się drapieżnika. Wbrew pozorom popisowe komplementy Bajera nie były łgarstwem ani przesadą. Piękne i zabójcze stworzenie skradało się z bezlitosną precyzją, pozostawiając swoją ofiarę całkiem nieświadomą. Czarny smukły kształt, odcinający się na tle złotych liści przelewał się nad ziemią niby w zwolnionym tempie, a czas jakby dla niego nie istniał. Zupełnie przeciwnie niż dla diabła. Dagon naprawdę zaczynał się niecierpliwić, do tego nudził się niezmiernie. Gdy był u siebie, myślenie uprzyjemniały mu ulubione używki, a tu nagle zrobione z niego abstynenta i miłośnika przyrody. Czysta kpina.
        Następne co usłyszał, to zwierzęcy ryk dobywający się zaraz zza pleców. Laufey zerwał się na nogi, gwałtownie odwracając się w kierunku agresora. Wystraszyć diabła? Nawet samo zdanie brzmi mało wiarygodnie. Skłonić do walki lub obrony, miało już więcej sensu. Bajer został zaskoczony i jego reakcja była automatyczna. Machnął ręką, odwijając się w stronę ryku by złapać to co było dość głupie by mu zagrozić. Głupie ponieważ czart gołymi rękoma mógł skręcić kark większości stworzeń z Alaranii.
Jedyne co napotkał to powietrze. W tym czasie szybki i smukły cień przemknął nad jego głową, kradnąc kapelusz. Odwrócił się z powrotem już wolno i spokojnie, w samą porę by ujrzeć panterę tryumfalnie targająca jego nakryciem głowy. Uśmiechnął się kątem ust, przechylając głowę i unosząc brew, jakby chciał zapytać czy dobrze widzi. Na przekór przypuszczeniom zmiennokształtnej od momentu gdy Dagon zorientował się kto go zaatakował, agresja znikła, a diabeł nie był ani trochę rozeźlony polowaniem brunetki. Sprawiał wręcz odwrotne wrażenie, bezczelny atak rozbawił biesa, chociaż pewnie nie powinien.
        - No wreszcie, groziła mi śmierć z nudów. - Uśmiechnął się widząc dziewczynę w kapeluszu. Minionego wieczora nie kłamał, naprawdę było jej w nim do twarzy. - Już nawet zacząłem się martwić czy mnie nie wystawiłaś? - Wyszczerzył zęby odsłaniając kły.
        - Chodź, piękna. - Rozłożył ręce jakby liczył, że dziewczyna wpadnie mu w ramiona. Pół uderzenia serca później, uniósł ręce jakby się poddawał.
        - Będę grzeczny. - Zapewnienie diabła w połączeniu z bezczelnym uśmiechem wyglądało mało przekonująco.
Gdy tylko Kimiko podeszła, zwykłym sposobem przyciągnął ją do siebie obejmując w talii, ale jeszcze zanim zniknęli trącił rondo kapelusza, zrzucając go panterze na oczy.

        Trawę zastąpił miękki dywan. Ścianę lasu - eleganckie tapety. Miejsce wiatru zajęło stojące i aromatyzowane powietrze zajazdu. Wrócili do pokoju, a diabeł jak obiecał, odsunął się od Kimiko bez wygłupów. Żarty lubił, ale zniechęcić do siebie dziewczyny nie chciał, ani byłoby to korzystne ani przyjemne.
        - Mykaj się przebrać, bo gaduła nie będzie czekał.
Sam zrzucił marynarkę na kanapę i zaczął rozwiązywać krawat, który powędrował w ślad za nią.
        - Nie będziesz podglądać? - rozpinając koszulę, rzucił prawie jak Kimiko przed wyjściem.
Pytanie było żartem i zaczepką w jednym, ale miało też inny cel. Liczył, że bezczelny zarzut faktycznie obroni go przed nieproszonym panterzym zapuszczaniem żurawia. Nie miało to nic wspólnego ze skromnością, bo diabeł i jakakolwiek cnota rozmijały się w zarodku, musiał jednak zdjąć spinki. Na dzień dzisiejszy wciąż jeszcze wolał zachować rogi w tajemnicy.
W rozpiętej koszuli wybrał garnitur na wieczór. Dopiero wtedy, wcześniej jeszcze rzuciwszy okiem na przejście między sypialnią a salonem, wypiął spinki kładąc je ostrożnie na blacie szafki. Zrzucił resztę odzieży, która wylądowała na stosie razem z marynarką i krawatem.
Szybko zmienił spodnie i zarzucił na plecy świeżą koszulę by zaraz w pierwszej kolejności zapiąć mankiety. Dopiero potem na spokojnie zaczął zapinać guziki. Na koniec przed lustrem zawiązał ascot i związał włosy. Kapelusza nie zaszczycił uwagą, gdyż nie pasował do całości bardziej eleganckiej niż za dnia.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko wyglądała przez moment na o wiele bardziej pewną siebie niż była w rzeczywistości. Lekki, niedbały uśmiech zdradzał zadowolenie z udanej zasadzki i zaskoczenia Dagona, a jego gwałtowna reakcja była dodatkową nagrodą. Szybko zorientował się, że to ona, ale panterołaczka i tak dostała to, czego chciała. Krótkie, ale cenne wytrącenie go z równowagi i tej nieskalanej zwątpieniem postawy, jaką bezustannie prezentował. Co prawda była to raczej instynktowna reakcja, a nie emocje, ale na początek i to dobre.
        Na utkwione w niej, pytająco-niedowierzające spojrzenie wzruszyła lekko ramionami z niemym “no co?”, a zarzut skwitowała milczeniem. Wiedziała doskonale, że nawet jeśli naprawdę zastanawiał się, czy nie uciekła, to jego “martwienie się” z pewnością odbiegało od ogólnego znaczenia tych słów i raczej nie chodziło o to, że by za nią tęsknił. Myśl, jakkolwiek głupia i bezsensowna, przeleciała jednak przez głowę dziewczyny, tylko irytując ją swoją obecnością.
        Natomiast, co do ogólnej idei wykorzystania wizyty w lesie, jako pretekstu do łatwego ulotnienia się - nie miała tego w planach, naprawdę chciała tylko przyjść pobiegać. Nie spodziewa się jednak po Dagonie zaufania, a on nie wiedział przecież, że trudno ją przepłoszyć, gdy się do czegoś zobowiązuje (lub do kogoś przywiąże). Typowa dla drapieżnika niechęć do ucieczki w połączeniu z lojalnością przy współpracy sprawia, że swoje wybory zmiennokształtna nie raz przypłaciła już zdrowiem. Niektórzy nazwaliby lojalność raczej głupią naiwnością, ale jak zawsze - kwestia nomenklatury. Tak więc nie, nie wystawi go, ale mówienie mu o tym raczej nie miało sensu. Albo nie uwierzy, albo to wykorzysta.
        Kolejne słowa sprawiły, że podniosła na niego czujne spojrzenie, a uszy zadrgały jej lekko. Zacisnęła usta, spoglądając na otwarte ramiona i nie ruszyła się z miejsca. Oczywistym było, że jakoś muszą wrócić i będzie to taki sam środek transportu, jak ostatnim razem. Więc nie ma co stroić fochów, tylko jak grzeczny kotek podejść do pana. Na tą myśl nogi jakby wrosły jej w ziemię. Przychylniej spojrzała dopiero na lekką zmianę gestu, z roszczeniowej w zapraszającą i postąpiła krok po kroku w stronę Dagona. Uśmiech miał nadal nieznośny, ale zaczęła go już traktować jako część jego osoby. Objął ją i zrzucił kapelusz na oczy, a spod ronda wyjrzał tylko wesoły uśmiech dziewczyny.

        Powrót do mieszkania nie był przyjemny. Stopniowe opuszczanie lasu pozwoliłoby na oswojenie się ze zmianą otoczenia, a teraz nie dosyć, że sama podróż była uciążliwa dla jej nieprzyzwyczajonego organizmu, to jeszcze odarto ją nagle z natury, która zdążyła się już rozpanoszyć w sercu panterołaczki. Podróż w tamtą stronę działała równie mocno, lecz bliskość przyrody zadziała pozytywnie, czego efektem było nieplanowane łaszenie się pod wpływem emocji. Teraz poczuła się, jakby coś przygniotło jej barki i Kimiko stopniowo oswajała się z pomieszczeniem, gdy Laufey odsuwał się od niej taktownie. Odruchowo odzwierciedliła gest, wycofując się kilka kroków, a na nie tak już delikatne pogonienie skinęła głową i skierowała się w stronę sypialni. Nie odwróciła się ani razu, a na zaczepkę prychnęła tylko pod nosem w odpowiedzi. No bez przesady.
        Spojrzała na rzuconą wcześniej na łóżko czarną suknię i przechyliła lekko głowę. W całym swoim życiu nie miała na sobie tylu sukien co przez ostatnie dwa dni. Rozebrała się sprawnie i wierna własnym przekonaniom przypasała sobie jeden ze sztyletów rzemieniem do uda. Niech sobie Laufey gada co chce, od przezornego uzbrojenia jeszcze nikt nie zginął. Chwilę walczyła z suknią, nim w końcu udało jej się odpowiednio ją na sobie ułożyć. Dekolt odsłaniał lekko ramiona, ale był delikatny i w ostatniej chwili krył zawieszony na rzemieniu medalion. Dopasowany gorset przechodził w coraz szerszą, szeleszczącą spódnicę, wyjątkowo nie krępującą kroków dziewczyny, pod którą zupełnie nie było widać ogona. Kimiko przeczesała jeszcze dłonią włosy i złożyła je zwinięte na jednym ramieniu. Na nogi wsunęła buty i ostrożnie wyjrzała z sypialni. Widząc, że Dagon jest już przebrany i przyczesuje włosy, wyszła do salonu, podchodząc do niego.
        - Coś jeszcze powinnam wiedzieć, zanim pójdziemy? – zapytała, opierając się o szafkę i bawiąc papierośnicą.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Kończył zbierać włosy w koński ogon, gdy przebrana Kimiko wyszła z sypialni. Przyjrzał się dziewczynie dokładnie i z aprobatą kiwnął głową, w ten sposób wyrażając swoje zadowolenie. Wyglądała w sam raz, elegancko, ale nie prowokująco.
Oczywiście strój nie zmienił natury zmiennokształtnej. Pantera chwili nie potrafiła usiedzieć spokojnie. Nie zwlekając Dagon podszedł do złodziejki, gdy tą znów zdryfowało w stronę zakazanej dla niej własności. Zalotnie przykrył dłoń zmiennokształtnej swoją. Kciuk wsunął między metal puzderka a skórę brunetki, pozostałe palce nakryły wierzch jej dłoni, sprawiając, że drobna ręka prawie zniknęła w garści diabła.
        - Poza tym, że nie mam ochoty upychać cygar po kieszeniach? - zapytał głosem, którym skutecznie mącił kobietom w głowach, wystawiając ich nerwy na próbę. Ciężko powiedzieć na ile Bajer wciąż droczył się z Kimiko widząc jak ta mimo hardej miny dość wyraźnie peszy się na stosunkowo niewinne flirty, a na ile takie zachowanie weszło mu w nawyk do tego stopnia, że już go nie kontrolował.
Płynnym ruchem przełożył dłoń złodziejki na swoje przedramię, upewniając się jeszcze czy papierośnica nie przyczepiła się przypadkiem do drugiej ręki dziewczyny.
        - Staraj się nie być zbyt ponętną, nie strasz pozostałych gości nożem i przynajmniej na początku trzymaj się przy mnie - dokończył powoli wyprowadzając dziewczynę z pokoju.
Podróż potoczyła się podobnie jak wyprawa na wyścigi. Zeszli do eleganckiego holu, gdzie poczekali aż obsługa zajazdu wezwie powóz. Dorożka zaś sprawnie zawiozła ich pod ogród, w którym kryło się wejście do Jaskini cudów.

        Niezmiennie dżentelmeński bies, tak jak wsiąść, pomógł Kimiko wysiąść i jak przykładna arystokratyczna para, powoli ruszyli żwirową ścieżką. Zmrok zapadł niedawno i na granatowym niebie wciąż widniały fioletowe smugi będące pozostałością po zachodzie słońca. Pojawiły się już pierwsze gwiazdy i chudy księżyc, który ciągle oddalał się od swojego pełnego alter ego. Jednak posesja była przygotowana na nocne okoliczności. Wzdłuż dróżki oraz w bardziej newralgicznych miejscach rozmieszczono lampiony zawieszone nie eleganckich patyczkach, które swoim ciepłym blaskiem rozświetlały mrok. Lekko tajemnicze światło tylko dodawały intrygującej atmosfery do i tak klimatycznego tajnego miejsca.
Tym razem z wejściem nie było problemów. Strażnicy pozdrowili Kimiko i diabła skinięciem głów i otworzyli drzwi.
Ukryty przybytek powitał ich znaną już atmosferą, chociaż o tej porze gościło w nim trochę więcej bywalców. Laufey prowadził panterołaczkę bez zatrzymywania się, łagodnie manewrując między obecnymi w Jaskini.
Przez chwilę w tłumie mignęła sylwetka Jarvisa. Młodzian ruszył w kierunku złodziejki i czarta, gdy tylko dostrzegł Kimiko, której najwyraźniej wypatrywał już od dłuższego czasu. Nim jednak udało mu się przedrzeć przez gości, stracił parę z oczu.
        Tymczasem diabeł poprowadził Kimiko w korytarz skryty w rogu pomieszczenia. Dla niewtajemniczonych sprawiał wrażenie elegancko zamaskowanego przejścia dla obsługi. Znacznie groźniej wyglądający strażnik otaksował dwójkę wymownym spojrzeniem. Dagon nonszalanckim ruchem wyciągnął z kieszeni wizytówkę, którą otrzymał rano. Strażnik nawet specjalnie się jej nie przyglądał. Szerokim gestem otworzył ciężkie drzwi, zapraszając parę do środka.
Przejście było stosunkowo wąskie. Akurat na dwie osoby idące równolegle, pod warunkiem, że szły bardzo blisko siebie. Korytarz po kilku krokach zmienił się w podobne mu schody, które zakręcając ostro nie ujawniały co kryło się za nimi. Ciemność rozświetlały pięknie zdobione kandelabry, oszczędnie rozmieszczone na ścianach. Lepszym określeniem niż rozświetlały, byłoby budowały atmosferę swoim intymnym półmrokiem.
Im bliżej zakrętu się znajdowali, tym lepiej dawał się słyszeć gwar i szmer wielu nakładających się na siebie rozmów. Zaraz za wirażem schody zakończyły się w pomieszczeniu zupełnie innym od górnych sal.
Sklepienia kończyły się łukami charakterystycznymi dla piwnic. Sufit podpierały murowane z cegieł kolumny oraz ściany, które zamiast otwartych przestrzeni tworzyły coś na kształt labiryntów. Komnaty łączyły się ze sobą wieloma różnymi wejściami i przejściami, dodając nieco złowrogiej atmosfery. Wszędzie zamiast żyrandoli na ścianach wisiały kinkiety, mimo iż powała znajdowała się równie wysoko jak w wyższej części Jaskiń. Sale wypełnione były przybyłymi, ale tak jak powietrze było znacznie bardziej duszne niż na górze, tak atmosfera tego miejsca zdawała się być cięższą.

        Ciekawskie spojrzenia kilku przechodzących indywiduów padły na nowo przybyłych.
Bajer wysunął ramię z uchwytu dziewczyny, zmieniając elegancką prezencję na bardziej zażyłą. Objął Kimiko w tali, przyciągając ją bliżej do siebie. Wciąż jednak zachowywał się grzecznie wobec złodziejki. W tym momencie nie droczył się z nią. Przekaz skierowany był do obserwujących, tych bezpośrednio wścibskich i tych trochę bardziej taktownych śledzących ich kątem oka i jasno mówił do kogo należy nieznana dama.
        - Pilnuj uszek - szepnął cicho, tak by tylko dziewczyna go usłyszała, nachylając się w jej kierunku, gdy minęło poruszenie wywołane ich przybyciem. Cały czas szli i chyba tylko diabeł wiedział jaki był cel ich wędrówki.
        - Większość i tak zorientuje się kim jesteś, ale nie musimy robić im większego smaku - dodał. Jakby na potwierdzenie słów biesa, minęli właśnie parę wampirów. Nieumarli bez obaw o takt czy też jego brak, przyglądali się Kimiko jakby patrzyli na smakowity sorbet. Drapieżne ślepia błysnęły, odbijając w półmroku skąpe światło.
        - I pod żadnym pozorem nie reaguj na niegroźne zaczepki, tutaj nawet kelner nie wystraszy się twojego kozika - uśmiechnął się szepcząc do dziewczyny. Sam jednak zerknął ponad głową Kimiko na pijawki. Po uśmiechu nie było śladu, a i wzrok diabła nie należał do przyjacielskich. Pantera miała nie odpowiadać na zaczepki, ale jemu jako stałemu bywalcowi takich miejsc wolno było rzucać niemymi pogróżkami. Sam sobie zezwolił.

        Podczas spaceru gwar zmieniał swoją melodię. Tak jak wyższym pietrze poszczególne części miały swoją charakterystykę, tak było i na dole. Opuścili właśnie część ogólną, znajdując się u źródła większego poruszenia. W okrągłym zagłębieniu w podłodze, walczyła dwójka mężczyzn. Wokół zgromadził się niewielki tłumek otaczając plac kordonem. Pojedynek był brutalny i niczym nie przypominał dżentelmeńskich potyczek czy sportowych meczów. Widzowie podekscytowani rozprawiali do wtóru warczenia i krzyków rywali oraz odgłosów krwawej bijatyki. Obstawiano zakłady i dopingowano wojowników. Oglądający składali się zarówno z kobiet i z mężczyzn, a wszyscy jak jeden nie tylko nie przejmowali się intensywnym zapachem krwi, który był najlepszą informacją, że nie była to pierwsza walka dzisiejszego wieczora, ale wręcz tym mocniej ekscytowali się okrucieństwem widzianych scen.
Nieopodal na niewielkiej scenie stała milcząca dziewczyna. Obok niej prowodyr głośno skandował ceny oferowane przez kolejnych zgromadzonych w tłumku poniżej. Wreszcie dotarli do części ze stolikami, gdzie było znacznie ciszej i spokojniej.
        Dagon odsunął krzesło dla Kimiko. Tym razem usiadł nie naprzeciw a obok brunetki, opierając ramię na oparciu jej krzesła, ale tak, by nie przeszkadzać złodziejce w wygodnym siedzeniu. Względnie nie przeszkadzając. Do jego bliskiej obecności według rogatego, chwilowo musiała się przyzwyczaić.
Jak w restauracji podszedł do nich kelner. Dla siebie Laufey tradycyjnie zamówił whiskey, dla Kimi musujące wino owocowe. Dopiero gdy kelner się oddalił, do ich stolika podeszła elegancko ubrana kobieta, która wydawała się być stanowczo zbyt delikatną by przebywać w takim miejscu. Nie czekając na obsługę, sama odsunęła sobie krzesło.
        - Dobry wieczór - odezwał się diabeł, skinąwszy lekko głową. Kobieta uśmiechnęła się niewinnie, ale w oczach czaił się drapieżny blask.
        - Dobry wieczór - odpowiedziała dźwięcznym głosikiem, który większość mężczyzn pozbawiał czujności. Kelner prawie w podskokach podał jej drinka, wraz z tymi zamówionymi przez Bajera. Kobieta poczekała aż ten spokojnie rozstawi kieliszki i znów się oddali i dopiero zaczęła mówić.
        - Śliski ten twój gość - diabeł pociągnął łyk alkoholu z brzękiem kostek lodu rozbijających się o szkło, czekając aż kobieta rozwinie myśl.
        - Aktualnie ma trzecią żonę. Dwie poprzednie zmarły nagle i w podejrzanie niewinnych wypadkach. Uczciwy do bólu, żadnych informacji o dziwnych skłonnościach czy choćby drobnych przewinach. Niczego nie można się przyczepić.
        - To wszystko? - zapytał Dagon z pewnym niedowierzaniem.
        - Raczej chyba nie przepada za magią i jak dla mnie to świr - nieznajoma uśmiechnęła się niewinnie, uzupełniając informacje.
        - Nie popisałaś się - czart odsłonił zęby w złośliwym grymasie. Kobieta wstała od stolika dopijając drinka. Puściła oczko wraz z posłaniem całusa w powietrze i szybciej niż można by przypuszczać zniknęła w tłumie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Prawie przewróciła oczami, gdy Bajer skinął głową z aprobatą na jej widok. Nie tylko poczuła się jak kawałek szynki, który rzeźnik pokazuje klientowi z pytaniem, czy taki może być, to przecież on sam jej wybrał tą sukienkę, a wcześniej jej ją kupił. Z charakterystycznym samokrytycyzmem stwierdziła, że Laufey miał minę jakby uznał, że panterołaczce jakimś cudem udało się nie zniszczyć efektu sukni, gdy ją na siebie założyła. Rozbawienie przeszło jej trochę, gdy papierośnicę miała w dłoni krócej niż chwilę, nim Dagon wyjął jej ją z ręki. A właściwie zabrał sobie jej dłoń, uprawiając znowu te swoje czary-mary, a ona tylko spoglądała na niego kątem oka, wciąż usiłując go rozgryźć.
        - Na razie i tak nie masz żadnych cygar – odpyskowała z uśmiechem, zerkając na niego przelotnie, ale odwróciła zaraz głowę. Na pozostałe uwagi tylko prychnęła pod nosem szczerze rozbawiona, idąc pod ramię z Dagonem w stronę powozu.
        - Postaram się – stwierdziła, teraz jawnie wywracając oczami, gdy nie patrzył.

        Podczas podróży wyglądała z ciekawością przez okno, obserwując zmiany zachodzące w mieście pod wieczór. Okolica, przez którą przejeżdżali, była elegancka i widać było jedynie zadbane kamienice i chodniki oraz spacerujące pod ramię pary, większość z nich właśnie w kierunku, w którym zmierzali. Kimiko wysiadając z powozu odetchnęła głębiej, mając wrażenie, że robi to po raz ostatni na bardzo długi czas, i przybrała swoją rolę, płynnie wędrując u boku swojego towarzysza. Spojrzenie uciekło jej tylko na moment, gdy zobaczyła na niebie cienki rogalik księżyca, do którego uśmiechnęła się szeroko i drapieżnie, a jej oczy błysnęły dziko. Później zeszli po schodach do znajomego jej już lokalu, a na twarz dziewczyny powróciła ugrzeczniona maska.
        Muzyka, gwar i cała gama zapachów uderzyła w nią, gdy tylko znaleźli się za drzwiami. Ludzi było teraz więcej, ale chyba nie różnili się specjalnie od tych z wczoraj. Była wręcz pewna, że rozpoznaje wiele twarzy, a w pewnym momencie złapała nawet spojrzenie Jarvisa, który uśmiechnął się do niej i ruszył w ich stronę. W tym samym momencie wysoki mężczyzna przeszedł koło niej, zasłaniając widok na znajomego młodzieńca, a później Laufey skierował ich w inną stronę i młody Tussald zniknął jej z oczu. Wciągnięta w rolę, nie protestowała dziwnej zmianie kierunku, uczepiona wiernie bajerowego ramienia, ale zaciekawiona spoglądała na otwierający się przed nimi korytarz i stojącego w nim ochroniarza. Szybko wyjaśniła się tajemnica wizytówki, którą rano otrzymał jej znajomy i po chwili wędrowali w dół stromymi schodami.
        Kimiko zawsze oddychała nosem, taki miała nawyk, głównie przez to, że chciała zawsze czuć co się wokół niej dzieje, wyłapać woń nieznanego, jeszcze zanim oczy wyłapią obraz. Teraz płatki jej nosa poruszyły się wyraźnie, a dziewczyna zmarszczyła delikatnie brwi, uderzona nowymi zapachami. Nie były to ciężkie perfumy, aromatyczne jedzenie i alkohole czy dym tytoniowy, jak na górze. To znaczy oczywiście to również, jednak to co tak uderzyło panterołaczkę to mieszanina zapachów krwi, obcych ras, a nawet zwierzęcej sierści.
        Ledwie poczuła, że Laufey puszcza jej ramię, orientując się w tym dopiero, gdy sprawnie objął ją w talii, prowadząc dalej blisko siebie. Nie zaprotestowała nawet jednym gestem, wyraźnie przyzwyczajona do takiego zachowania, w niektórych sytuacjach. Traktowanie przyklejonej do swojego biodra kobiety, jako swojej własności było w niektórych kręgach działaniem równie naturalnym, jak chwalenie się nowym koniem w stajni. Kimiko na co dzień takich przekonań nie tolerowała i jawnie z nimi walczyła, jednak „w pracy” traktowała je jako zło konieczne, część gry, i nie buntowała się. Nie bez wyraźnego powodu. Zresztą dzisiaj Laufey dał jej wyraźnie do zrozumienia, że towarzystwo, w które wpadli jest pod tym względem jeszcze bardziej wyrachowane i nawet się z tym nie kryje. Nie pozostawało jej więc nic innego, jak spacerować u boku Dagona i nie zwracać na siebie większej uwagi.
        Na wyszeptaną wzmiankę uniosła dłoń do włosów, poprawiając je niby niedbale, a w rzeczywistości zakrywając okrągłe uszka grubszymi pasmami. Następne słowa skwitowała lekkim uśmiechem, jakby mężczyzna mówił jej na ucho coś miłego, co oczywiście również było pokazem dla otoczenia. Sama wiedziała, żeby pilnować dobrze swojego ogona i z pewnością lepiej zdawała sobie sprawę z konsekwencji ujawnienia niż on.
        Wyczuła na sobie czyjeś spojrzenie i podniosła wzrok na przechodzących mężczyzn, czego pożałowała natychmiast. Siłą powstrzymała się od zmarszczenia nosa, który uderzony został nieprzyjemnym zapachem starej krwi. Wampiry. Nie spuściła oczu, ale odwróciła wzrok gdzieś indziej, słuchając dalej Dagona i znów grzecznym uśmiechem maskując chęć zazgrzytania zębami. Dlaczego on ją tak lekceważąco traktował to nie wiedziała, ale jeszcze trochę i wbije mu ten swój „kozik” w udo, i z uśmiechem będzie patrzeć jak odskakuje. Zerknęła na niego krótko, ale hipokryta akurat posyłał mordercze spojrzenie dwóm nowym kolegom. "Pies obronny", pomyślała z rozbawieniem i ruszyli dalej.
        Od areny nie mogła odwrócić wzroku. Zapach krwi jednocześnie nęcił i odpychał, podobnie jak unosząca się w powietrzu adrenalina. Ogon dziewczyny poruszył się niespokojnie pod spódnicą, zielone ślepia o wąskich źrenicach sunęły po ludziach, a Kimi spięła się niby do skoku, co z łatwością mógł wyczuć obejmujący ją Dagon. Na zewnątrz nie pokazała jednak nic. Obojętne spojrzenie odwróciło się w końcu zarówno od tłukących się poniżej mężczyzn, jak i przepłynęło po stojącej na podeście dziewczynie, chociaż złodziejka z trudem zachowała neutralny wyraz twarzy, gdy ktoś wykrzyknął swoją ofertę. Spokojnie przeszła przez tą część pomieszczenia i usiadła przy stoliku na miejscu, które odsunął jej Laufey. Widać było, że zarejestrowała poufałą pozę, ale nie skomentowała jej słowem ani spojrzeniem. Do czasu aż zamówiono napoje.
        - Właściwie – odezwała się, zatrzymując kelnera w pół kroku. – Ja poproszę tequilę blanco – sprostowała zamówienie, a mężczyzna jedynie skinął głową i odszedł. Złodziejka nie spoglądała jeszcze na Laufeya, by sprawdzić poziom jego niezadowolenia, gdyż na miejsce kelnera przybyła kobieta, najwyraźniej zaznajomiona z Dagonem.
        - Dobry wieczór – odpowiedziała grzecznie Kimiko, szybko orientując się, że to właśnie był informator, z którym mieli się spotkać. Nie okazała zdziwienia, jednak spodziewała się zupełnie kogoś innego, nieco bardziej niepozornego, anonimowego. Za niebieskooką blondynką oglądała się połowa mężczyzn, ale ta jakby tego nie zauważała. Wymieniła kilka zdań z elegantem, a panterołaczka milczała, nie wtrącając się do rozmowy, tylko słuchając uważnie jej przebiegu, wzrokiem zaś błądząc po pozostałej części lokalu.
        W pewnym momencie zesztywniała cała, a źrenice rozszerzyły jej się, gdy wbijała wzrok w jeden punkt. Dokładniej w czarnowłosego mężczyznę, który stał gdzieś w tłumie i rozmawiał z kimś swobodnie, śmiejąc się głośno. Nie zwróciła uwagi ani na jego sylwetkę ani na przystojną twarz, ale na małe czarne uszka wybijające się znad krótkich włosów i długi czarny ogon, jawnie bujający się za jego nogami. Pantera. Brunet spojrzał na nią nagle przez pomieszczenie i wyszczerzył kły w uśmiechu, a po chwili jakiś przechodzień przysłonił jej widok, a gdy przeszedł – zmiennokształtnego już nie było. Kimiko chyba tylko cudem powstrzymała się przed zerwaniem z miejsca i pobiegnięciem za panterą. Na razie jednak musiała o tym zapomnieć.
        W międzyczasie przyniesiono ich drinki, Dagonowi whisky, niebieskookiej podano martini, a Kimiko tequilę w małym kieliszku na klimatycznym spodeczku z kawałkiem limonki i naparstkiem soli. Ekstrawagancko.
        Podane przez kobietę informację jej nie zdziwiły, nie licząc tego, że spodziewała się ich po prostu więcej. Dla niej istotne było tylko to, że Whitaker nie przepada za magią, a to oznaczało, że zabezpieczenia w jego domu będą tradycyjne. To dobrze dla niej. Gdy kobieta wstała od stołu Kimiko sięgnęła po swojego drinka, sprawnie nakładając sobie sól na dłoń, a następnie zlizując ją, wychylając drinka i zagryzając limonką. Całość to było mgnienie. Później, jak gdyby nigdy nic, zwróciła się w końcu do swojego partnera.
        - Zadowolony z informacji?
        Założyła nogę na nogę i oparła się o blat stolika, od czasu do czasu zerkając na Laufeya, w pozostałych momentach wypatrując uważnie w tłumie czarnych uszu i ogona.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość