Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Uśmiechnęła się ciepło, słysząc jego śmiech, gdy zgrabnie sprzedała mu swój deser. Lubiła jak ludzie się cieszyli, to było takie uspokajające. Wiadomo, że nie zawsze da się ze wszystkiego radować, ale te krótkie momenty są niezwykle cenne, niczym nieuzależniający narkotyk, który naprawdę przynosi ulgę od życia. Ona sama często się uśmiechem ratowała, orientując się, że nawet jeśli nie zawsze jest jej do śmiechu, to ten grymas jednak trochę oczyszcza myśli. Dzisiaj jednak do niczego nie musiała się zmuszać, ciesząc się ze wszystkiego, jak dziecko.
        - Spuchnąć to ty od swojego ego możesz, co najwyżej – fuknęła jeszcze na koniec, ale wciąż szczerzyła kiełki w uśmiechu.

        Gdy wyszli na zewnątrz, wciąż była wyraźnie zadowolona i w odpowiedzi na prowokację Dagona, spojrzała tylko na niego z rozbawieniem. Przez chwilę wyraźnie się nad czymś zastanawiała (co niestety zaowocowało ostatecznie utratą czujności i kolejną nieplanowaną czułostką), nim w końcu znów zerknęła na mężczyznę.
        - Dotrzymaj mi dzisiaj towarzystwa i kolejne życzenie zostanie spełnione – powiedziała w końcu. – Tylko nie myśl, że to będzie takie proste – rzuciła jeszcze ze złośliwym uśmiechem, nim znów zachowała się jak udomowiony kotek i otarła głową o brodę Dagona.
        Spojrzała jednak na niego łagodnie, gdy odpuścił znęcanie się nad nią i wrócił do rozmowy. Jak mu się chce, to nawet fajny z niego facet.
        - W takim razie ze mną możesz – uznała wspaniałomyślnie i z majtnięciem ogona zwróciła się ku ulicy, nim z powrotem zawróciły ją kolejne słowa eleganta.
        - Słucham? – Otworzyła szeroko oczy, na niedbale rzucone słowa. – Chyba oszalałeś! – prychnęła jeszcze nim na dobre się rozgadała.
        - Ani mi się waż! Nie po to się tyle męczymy z tymi nadętymi bufonami i nie po to ja się w kiecki wbijam, żebyś ty teraz zdanie zmieniał. Ile mnie to nerwów i gorsetów kosztowało to szkoda gadać, a i ty swoje wyłożyłeś, więc teraz nie wymiękaj. Trzeba im nosa utrzeć w końcu no! Chyba, że… - zmieniła nagle taktykę, zerkając na Laufeya kątem oka. – Chyba, że się czegoś wystraszyłeś i chcesz się wycofać? – zapytała słodko, zerkając na niego z dołu, jednak niewinną minkę psuły psotne oczy i zwierzęce kły ukazane w szerokim uśmiechu.
        – Kradniemy obraz i już – podsumowała, ujmując swobodnie Dagona pod ramię i kontynuując spacer.

        Kuglarzy uwielbiała. Ludzie dosłownie płacili im za oszukiwanie swoich zmysłów, ale kiedy ona robiła dokładnie to samo, nie raz nawet lepiej, również za niewielką opłatą, to już nazywano ją złodziejem. Taka sprawiedliwość na tym świecie właśnie. Więc gdy pstrokatego młodzieńca pokusiło dodatkowo o zrobienie z niej części przedstawienia, postanowiła zadośćuczynić tym chęciom, z nawiązką nawet. Uśmiechała się delikatnie, ale z widocznym zadowoleniem obserwując konsternację iluzjonisty. Smaczku dodawał fakt, że mała kradzież uszła jej zupełnie na sucho, bo artysta nie chciał się przyznać, że tego nie miał w planach, publiczność była przekonana o celowości zagrania i nawet Bajer… zaraz gdzie on…
        - Hej! – zaprotestowała, gdy pociągnął ją do siebie, a na mocniejszy uchwyt w pasie i beztroskie podniesienie zareagowała piskiem i komicznym wierzgnięciem nogami w pierwszej chwili zaskoczenia. Poddała się dopiero słysząc głos przy uchu i wesoły śmiech, który zaraz jej się udzielił.
        - Przecież jestem grzeczna, w końcu oddałam sakiewkę – chichotała, opierając głowę do tyłu na ramię Dagona i dmuchając mu w ucho. Na złoty plan mężczyzny, by znaleźć jakieś miejsce, w którym nie poczyni szkód uśmiechnęła się zaczepnie, a takiego drapieżnego grymasu nie powstydziłby się nawet Laufey.
        - Zdradzę ci tajemnicę, Dagon – powiedziała konspiracyjnym szeptem, w międzyczasie będąc postawioną na ziemi, a wówczas odwróciła się do mężczyzny z tą niewinną miną. – Nie znajdziesz dzisiaj takiego miejsca, gdzie bym nie narozrabiała – zamruczała, bujając za sobą ogonem, którego końcówka pojawiała się na zmianę nad jej prawym i lewym ramieniem.

        Pofrunęła wzrokiem za spojrzeniem Laufeya, ale nie zdążyła nic dostrzec nim się znów odezwał, a wówczas znów skupiła na nim błyszczące oczy. Na słowo „zakładzik” zastrzygła uchem, od razu chętna do zabawy, a szelmowski uśmiech mężczyzny, poszerzający się niemal z każdym jego słowem, skomentowała tylko podejrzliwym zmrużeniem oczu. Wyraźnie zaciekawiona pozwoliła się jednak poprowadzić, a gdy jej wzrok padł na tarczę strzelniczą i prezentowane na ladzie krótkie noże, parsknęła radosnym śmiechem. Podeszła bliżej, witając się słowem i uśmiechem z prowadzącym stanowisko strzelnicze, po czym przesunęła delikatnie palcami po prezentowanych ostrzach. "Obieraki do warzyw", prychnęła w myślach, ale gdy Bajer zaczął ją podpuszczać, spojrzała na niego wprost, bez problemu znosząc intensywne spojrzenie, a wręcz zadzierając brodę w geście wyzwania.
        - Sam fakt, że to proponujesz, jest już podejrzany – mruknęła, uśmiechając się kącikiem ust, jednak zaraz wzruszyła ramionami. – Ale co mi tam. – Wyszczerzyła się wesoło, nie lekceważąc przeciwnika, ale też nie pozwalając by zwykła ostrożność odebrała jej zabawę. Nie dzisiaj. W końcu co mogło się takiego stać, jeśli przegra?
        Wybrała sobie zestaw noży, których rękojeści oplecione były barwionym sznurkiem, Dagonowi pozostawiając te czarne. Złapała jeden z nich, obracając w dłoni, by wyczuć jego ciężar i sprawdzić wyważenie. W międzyczasie zerknęła na mężczyznę.
        - Jestem dziś wspaniałomyślna, więc możesz sobie wybrać, co się stanie jeśli wygram – powiedziała, niezmiennie szczęśliwa i wróciła spojrzeniem do tarczy.
        – Albo dostanę twoją papierośnicę – stwierdziła swobodnie i zamachnęła się nagle, krótkim ruchem posyłając nóż do celu. Ostrze wbiło się z hukiem w biały okręg otaczający czerwony środek tarczy, a dziewczyna przechyliła lekko głowę, najwyraźniej niezadowolona z wyniku, ale entuzjazm jej nie opuszczał. Zerknęła znów na swojego towarzysza.
        - Albo wskoczysz na tamten murek. – Wskazała brodą na pobliską fontannę. – I krzykniesz na cały głos, że pantery to najwspanialsze zwierzęta na całej Łusce, tak żeby cały rynek cię zobaczył i usłyszał. – Uśmiechnęła się wesoło i znów przeniosła uwagę na cel. Kolejny rzut był tak samo krótki, lecz tym razem ostrze wbiło się w czerwone pole, oznaczające środek tarczy. Nie było to idealnie jej centrum, ale można było śmiało stwierdzić, że trafiła o włos. Panterołaczka uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Ostatni strzał będzie w punkt!
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Głośny sprzeciw pantery nieco zaskoczył diabła. Ten najpierw wyszczerzył się nieznacznie słysząc prychanie i stopniowo coraz trudniej hamując nadchodzące rozbawienie, gdy usłyszał rozkaz. No biedactwo tak się męczyło. Ciekawe co uznawała za gorsze, bogackich czy gorsety. Zachował jednak prawie kamienną twarz, w tym przypadku uśmiechając się szeroko, poznając nową zaborczą twarz Kimiko.
Nawet nie skomentował ciekawych prób urabiania go. Czyżby dziewczyna liczyła, że tak łatwo można go podejść? Prawie sam prychnął, ale wyraz twarzy diabła nie uległ zmianie i niemalże potulnie dał się chwycić za ramię. Zaraz potem, gdy już pantera była w zasięgu, swoją manierą przychylił się do ucha dziewczyny.
        - Zgadłaś, boję się. - Przysunął się bliżej. - Że mi uciekniesz, gdy będzie po wszystkim. - Mina szelmy wróciła na swoje miejsce, odpowiadając zadziornym spojrzeniom złodziejki.

        - O tak, jesteś bardzo grzeczna - skwitował z gardłowym śmiechem, gdy trzymając dziewczynę, poczuł jak Kimiko dmucha mu w ucho. Kociak się kiedyś doigra. Z drugiej jednak strony czy mogła wpaść w większe kłopoty niż znajomość z Laufeyem? '"Mogły być one jedynie bardziej oczywiste, ale niekoniecznie poważniejsze", cieszył się w swoich myślach bies.
Zmieniając jednak temat, jakby się zastanowić, to dziewczyna zachowywała się co najmniej nietypowo. Chwilę później jakby sama potwierdziła przemyślenia czarta. "Dzisiaj" czyżby to było sekretem filuternego postępowania pantery. Popatrzył w lśniące ślepia.
        - A co takiego specjalnego jest w dzisiejszym dniu? - zapytał lekkim i zaczepnym głosem, zbliżając się krok do złodziejki, jednocześnie walcząc z ochotą podrażnienia kiwającego się ogona.

        Gdy zaproponował rywalizację, z zadowoleniem obserwował podejrzliwe zainteresowanie zmiennokształtnej. Później z wesołością przyglądał się, jak ostrożność przegrywa z butą.
        - A jednak mimo to zaryzykujesz - droczył się z panterą, prawie widząc swoje odbicie w szmaragdowych oczach. Bacznie obserwował z jaką wprawą rozdzieliła rzutki i teraz poznawała swój komplet noży. Celowo wybrał ten stragan i teraz poświęcał pełną uwagę ruchom Kimiko, jednocześnie podtrzymując beztroskie żarty dla niepoznaki.
        - Och, będziesz miała dla mnie litość? - zamruczał drwiąco, stając tuż za dziewczyną gdy złodziejka zapewniła go o swojej wspaniałomyślności. W końcu nigdzie nie było powiedziane, że nie wolno oszukiwać przeszkadzając sobie nawzajem.
        - Albo? - Uśmiechnął się złośliwie. Jakoś dziwnym trafem żądanie papierośnicy wcale Dagona nie zdziwiło.
Nóż z głuchym uderzeniem wbił się w tarczę, a diabeł cmoknął przez zęby. Kimiko wyglądała na rozczarowaną - wynik wcale nie był zły, a przypuszczenia czarta okazywały się trafne. Nawet bardziej trafne niż sądził.
        - Murek? - zapytał widząc jak następna rzutka trafia prawie idealnie w cel. Uśmiechnął się złośliwie, chociaż ewidentnie był na coraz bardziej przegranej pozycji. Rozrywkę jednak zaproponował niezupełnie by wygrać. Jak zawsze była to doskonała okazja by lepiej poznać przeciwnika lub tym razem wspólnika. Bajer bawił się samą grą i tym co mógł zaobserwować w jej trakcie, a może niekoniecznie wygrywaniem. Może zaś lubił zwyciężać jak każdy. Tylko nagle pojawiało się pytanie, które brzmiało, co diabeł uznawał za zwycięstwo. Wygraną zakładu, czy odsłonięcie kolejnej z kart drugiej osoby. Znów to co roiło się w rogatej głowie nie stanowiło tajemnicy jedynie dla piekielnika i nie znajdowało najmniejszego odbicia na twarzy, poza niezmiennym zadowolonym z siebie i drapieżnym uśmiechem, nie pasującym do przegranej pozycji w jakiej teoretycznie się znajdował.
        - Ja ci dam murek... - wymruczał ochryple w ucho Kimiko, gdy ta akurat rzuciła ostatni nóż. Mógł zrobić więcej, ale z rozbawieniem odpuścił i tym razem. Ostrze z charakterystycznym brzękiem trafiło w sam środek tarczy.

        Przyszła kolej na niego. Już teraz ze spokojem mógł stwierdzić, że nie oszukując przegra. Był całkiem niezły w używaniu noży, ale lepiej szło mu podrzynanie gardeł w ciemnych zaułkach niż rzucanie do celu. Z tej odległości trafić w środek mógł raczej fartem lub uciekając się do oszustwa. Zmrużył na moment ślepia, niby ustawiając rękę do rzutu, tak naprawdę ważąc za i przeciw. Ostatecznie uśmiechnął się półgębkiem i posłał rzutkę w tarczę.
Kolejne dwa rzuty później wiadomym było kto wygrał. Jedno ostrze diabła trafiło blisko środka, pozostałe w okolicę białego okręgu. Nie użył iluzji. Nie kantował. Bies przegrał uczciwie, łamiąc kolejne ze swoich standardowych zachowań i teraz stanął naprzeciw zwyciężczyni. Przychylił się do Kimiko, aż jego twarz znajdowała się od jej nie dalej niż dłoń i przechylił głowę na bok gdy patrzył jej w oczy.
        - Dam ci papierośnicę, jak wypalisz ze mną cygaro. - Uśmiechnął się szeroko, grymasem pasującym do zadziornych min serwowanych przez Kimiko i zupełnie nie współgrającym z przegraną.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Słysząc celne pytanie skrzywiła lekko wargi w zawadiackim uśmiechu, najpierw unosząc jeden kącik ust, a później drugi. W istocie, co było takiego specjalnego w tym dniu? Jak to się działo, że w tą jedną noc w miesiącu cała jej osobowość i system wartości ograniczał się do jednej emocji – szczęścia, euforii wręcz? Wówczas najważniejszym stawało się zaspokajanie wszelkich zachcianek, uleganie pragnieniom i pokusom, kompletne porzucanie zdrowego rozsądku na rzecz zaspokajania ciekawości, emanowania radością, dzielenia się i zarażania nią innych, szukania towarzystwa, napawania się pełną beztroską i wolnością od sumienia. Jednym słowem – nów.
        - A jakie to ma znaczenie? – humorystycznie odbiła piłeczkę, nie uznając żadnej innej odpowiedzi za satysfakcjonującą. Laufey i tak tego nie zrozumie. A podobno wkurza go, jak czegoś nie wie, więc można się trochę podroczyć.
        Równie spokojnie podeszła do tematu rywalizacji, najwyraźniej zupełnie nie przejmując się ewentualną przegraną, mimo jednak widocznej chęci zwycięstwa. Oczywiście, że zaryzykuje, bez ryzyka nie ma zabawy, jak to mówią, a poza tym nie będzie jej elegant podpuszczał na rzutki, jeszcze tego brakuje. Chociaż na jego obronę można powiedzieć, że nie był świadomy, że dziewczynie nie trzeba dzisiaj dwa razy proponować jakiejkolwiek rozrywki. No, chyba że będzie miała na oku jakąś lepszą.
        Odprowadziła mężczyznę spojrzeniem, zerkając w bok, gdy stanął za nią z wyraźnym zamiarem rozpraszania. A to podstępna bestia! Drwiący pomruk nad głową skwitowała jedynie nikłym, ale zaciętym uśmiechem. Jej pierwszy strzał skomentował cmoknięciem, ale nie zastanawiała się nad ukrytym za nim wrażeniem, skupiona bardziej na oddaniu następnego celnego strzału.
        - Murek – potwierdziła złośliwie, gdy druga rzutka wbiła się o włos od celu.
        Znów strzeliła w bok spojrzeniem, czując za sobą poruszenie, a po chwili zastrzygła uchem, czując na nim oddech Laufeya. Ciekawe, czy on wie, jak kusząco brzmią jego groźby? Aż się chce nabroić. Nie odezwała się jednak, mrużąc tylko leniwie ślepia i robiąc krok do przodu, by nie zepsuł jej ostatniego rzutu. Zawahała się chwilę, a gdy okazało się, że Dagon odpuścił gierki, rzuciła po raz ostatni, trafiając idealnie w środek. Do znajomego odwróciła się prezentując doskonały okaz samozadowolenia.
        - Twoja kolej – stwierdziła i wycofała się pod ladę, podciągając się na nią na rękach i siadając na blacie ze zwieszonymi nogami. Oparła brodę na ramieniu, spoglądając w bok, jak mężczyzna z podejrzanym rozbawieniem szykuje się do rzutu. Z każdym kolejnym ostrzem wbitym w tarczę, uśmiech dziewczyny się poszerzał, a nogi majtały wesoło, podobnie jak bujający się po drugiej stronie lady ogon.
        - Yay! – pisnęła wesoło, gdy ostatni nóż sięgnął celu. – Wygrałam – stwierdziła z zadowoleniem, rozciągając usta w drapieżnym, ukazującym kły uśmiechu. Niespeszona śledziła Dagona spojrzeniem, a gdy się nad nią pochylił, wyzywająco uniosła twarz w jego stronę.
        - Tę papierośnicę? – zapytała, unosząc dłoń na wysokość jego wzroku. Między palcami trzymała oczywiście srebrne cudeńko, na które zerknęła z ostentacyjną ciekawością, jakby widziała je po raz pierwszy. Przez moment zastanawiała się, czy przystać na tak postawioną sprawę, w końcu wygrała ja uczciwie, nie powinno być żadnych dodatkowych haczyków. Z drugiej strony nie widziała powodu, dla którego nie miałaby spełnić jednej zachcianki przegranego.
        - Mogę spróbować – stwierdziła łaskawie, spoglądając znów na Bajera, nim uśmiechnęła się zaczepnie. – Chociaż mam lepszy pomysł, tylko musimy najpierw coś znaleźć. Buziak dla zwycięzcy i lecimy! – zakomenderowała ze śmiechem i obróciła lekko twarz, wskazując palcem na swój policzek.

        Swój cel wywęszyła, mimo tego, że znajdował się prawie całą długość ulicy od rynku. Ta gama zapachów była tak intensywna i charakterystyczna, że nawet ludzie nie obdarzeni węchem panterołaczki mogli ją wyczuć. Różnica polegała na tym, że Kimiko potrafiła wyróżnić interesującą ją woń z całego bukietu zapachów, uderzających jej nozdrza w centrum miasta, i wyśledzić ją aż do źródła. Dlatego teraz pewnie przemykała rynkiem, omijając ludzi niemalże w podskokach, raz na jakiś czas tylko unosząc nieco twarz, gdy węszyła za śladem. Później znów pewnym krokiem podejmowała wędrówkę.
        Wyszli z rynku, nie oddalając się od niego specjalnie, ale klucząc wąskimi uliczkami za nosem dziewczyny. Noc już od jakiegoś czasu przejęła panowanie na niebie, ale dziś tylko gwiazdy mizernie oświetlały ten fragment Łuski, a ulice Demary przed zupełnym skąpaniem w mroku ratowały jedynie rozstawione co kilkanaście kroków latarnie. Ludzi ubywało, niektórzy wracali już do domów, inni kierowali się na rynek, ale nikt nie szukał już niczego w pozamykanych na cztery spusty kramach. Całe nocne życie toczyło się już tylko na głównym placu. Teraz, gdy znajdowali się sami na ulicy, nawet Dagon mógł wyczuć intensywny zapach ziół, który niósł się w powietrzu, nieco wywietrzały, ale wciąż zwracający na siebie uwagę.
        Kimiko zatrzymała się w końcu przed jedną z kamienic. Ciężkie drzwi broniły dostępu do sklepu zielarki, a szklany wykusz wyglądał solidnie i przede wszystkim drogo. Cały przysłonięty był wiszącymi w pękach ziołami, świeżymi i już wysuszonymi, tworząc naturalną zazdrostkę. Złodziejka rozejrzała się niedbale po świecącej pustkami ulicy i uśmiechnęła się z zadowoleniem.
        - Przydadzą się na coś twoje szerokie barki. Zasłoń mnie, gdyby ktoś szedł – powiedziała, po czym nie dając mężczyźnie czasu na reakcję, przykucnęła przy drzwiach, wyciągając coś z kieszeni i po chwili obiema dłońmi manipulując przy zamku. Ogon bujał się za nią, gdy w skupieniu operowała wytrychami, a po kilku chwilach rozległo się charakterystyczne kliknięcie zapadki. Dziewczyna wyprostowała się i z cwanym uśmiechem oparła tyłem o drzwi. Na ulicy nadal nikogo nie było, więc delikatnie przekręciła klamkę i weszła tyłem do środka, wciągając za sobą Bajera i zamykając drzwi.
        - Ciemno jak w dupie – mruknęła chichocząc i ostrożnie, by niczego nie zrzucić, ruszyła przez sklep. Węchem nie mogła się już kierować, bo zapach przy takim stężeniu ziół zupełnie ją ogłupiał, pozostawało więc czytanie etykietek. W mroku musiała jednak prawie sunąć twarzą przy kolejnych słojach, nim w końcu zatrzymała się z cichym „aha!” i ostrożnie ściągnęła z półki naczynie, stawiając je na podłodze. Później podeszła do lady, tam za czymś szperając i znów wróciła, tym razem siadając przy słoju ze splecionymi nogami.
        - No siadaj Elegancie, spróbujemy tego twojego cygara i sprawdzimy jakość tych ziółek – powiedziała, otwierając słój i zaczynając nakładać kupki ziela w małą drewnianą lufkę. Najwyraźniej niewiele sobie robiła ani z włamania i kradzieży, ale czego innego spodziewać się po złodziejce?
Ostatnio edytowane przez Kimiko 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Uśmiechnął się półgębkiem, gdy pantera zagrała w jego własny sposób. Oczywiście, że powód, dla którego nagle nabrała rozmachu w swoich działaniach, był istotny. Był ważny z wielu powodów, zaczynając od podstawowego, że łatwiej zaplanować własne działania gdy zna się mocne i słabe strony swojej drużyny. Istotny też choćby dlatego, że Dagon nie lubił niewiadomych. Do drążenia diabeł się nie zniżył. Uznał, że zgłębi tę kwestię na swój sposób, choćby po to by nie dać kotu satysfakcji wzbudzenia jego ciekawości.
        Siwowłosy właściciel kramu z tarczą i rzutkami, z wesołym uśmiechem obserwował nadchodzącą parę. Podróżniczka i jakiś elegant żartowali aż miło było patrzeć. Zadziorne uśmieszki nie znikały z ich twarzy i dwójka wyraźnie dobrze się bawiła w swoim towarzystwie. Przyglądał im się rozbawiony. Na pierwszy rzut oka zupełnie do siebie nie pasowali, a jednak widać było, że cieszył ich czas spędzany razem. Starszy mężczyzna uśmiechnął się szerzej, gdy spostrzegł, że oryginalna dwójka podeszła do jego stoiska. Opłacili jedną partię, która bardziej wyglądała jako narzędzie do wzajemnego droczenia się niż prawdziwa rywalizacja. Dziewczyna wodziła za nos mężczyznę. Brunet drażnił się ze swoją partnerką. Podróżując wraz z trupą kuglarzy widział wiele przedstawień urządzanych przez najróżniejsze pary, ale przyglądanie się ludziom nigdy go nie nudziło. Każdy moment był niepowtarzalny a oglądanie takich flirtów sprawiało mężczyźnie olbrzymią radość. Czy zostaną ze sobą czy rozejdą się zaraz tego wieczoru, któż mógł to wiedzieć czy planować. Dla właściciela kramu, tak jak i obecnych tego wieczoru ludzi liczyła się obecna chwila.
Nie wiedział o czym rozmawiali. Był cichym obserwatorem zza kulis, nie wścibskim prześladowcą. Nietrudno było się domyślić, że chodziło o jakiś zakład, który wygrała dziewczyna. Uśmiechnął się raz jeszcze. Jak uroczo podchodziła eleganta, nęciła, bawiła się i dręczyła. Zupełnie jak jego Rosa. Spojrzał na ukochaną żonę, opiekującej się stoiskiem dwa kramy dalej.
Gdy znów spojrzał na parę, prawie parsknął śmiechem widząc wymowny gest, którym dziewczyna wskazała swój policzek. "Manipulantka" - pomyślał z rozbawieniem, szybko uznając, że wbrew początkowemu wrażeniu z wysokim brunetem pasowali do siebie lepiej niż można by przypuszczać. Mężczyzna wyraźnie trzymał fason w sytuacjach, w których inni by się poddali.
        Diabeł roześmiał się widząc radość złodziejki. Taki drobiazg, a jak cieszył. Sam nawet nie zorientował się, kiedy i jemu zaczynała udzielać się wesołość Kimiko. Dziwy jakieś, marnotrawił czas i było miło, więcej, nie musiał się obawiać, że coś przez to straci.
        - Kiedyś cię zamorduję - wyszczerzył się piekielnik, widząc, że pantera kolejny raz zwinęła papierośnicę. Co za uparciuch. Do tego jeszcze bezczelnie machała mu nią przed nosem, patrząc w oczy. Chwilę później jednak pobiła samą siebie.
        - Buziak dla zwycięzcy? - zapytał prawie szeptem. - Niech będzie. - Tym razem diabeł sprawiał wrażenie jakby godził się na coś z wielką łaską. Przysunął się do Kimiko przychylając się niby niewinnie. Delikatnie odgarnął czarne włosy z policzka dziewczyny. Tu skończyły się pozory czarciej grzeczności. Dłoń powędrowała dalej, na kark złodziejki. Diabeł wplótł palce w ciemne pukle zmuszając zmiennokształtną by spojrzała w górę. Przez chwilę patrzył w panterze oczy z bezczelnym uśmieszkiem i pocałował ją... w policzek, choć wszystko wskazywało, że postąpi inaczej.
        Właściciel kramu uśmiechnął się wesoło. Jak żył, nie widział mniej grzecznego czy jak kto wolał, bardziej grzesznego całusa w policzek. Para znikała w tłumie, gdy mężczyzna powtarzał pod nosem "Siebie warci".

        Podążał za Kimiko, zastanawiając się co złodziejka wykombinowała tym razem. Alejki pustoszały w miarę jak oddalali się od rynku. Również coraz mniej lamp oświetlało ulicę, w miarę jak oddalali się od centrum. Wyczuł zapach ziół, ale nie domyślił się co pantera wykombinowała, dopóki nie rozpoczęła włamania. Prychnął rozbawiony idiotyczną sytuacją przystającą smarkom i żółtodziobom rozpoczynającym swoją przygodę na ulicach okrytych nocą.
Mimo to stanął plecami do Kimiko, zasłaniając ją przed ewentualnymi wścibskimi i jednocześnie wypatrując czy nie nadchodzi jakiś niemile widziany świadek rozgrywającej się zbrodni.
Wemknął się do ciemnego wnętrza, wciągany przez panterę.
        - Właśnie wrabiasz mnie w przestępstwo, obyś miała dobry powód - zadrwił, gdy dziewczyna szperała po sklepie. Za chwilę wróciła ze zdobyczą i usadowiła się na podłodze.
        - Włamaliśmy się by popalić ziółka? - zaśmiał się czart, z niedowierzaniem unosząc brew. Wciąż się śmiejąc, czart usiadł obok.
        - Kocie, co ty dzisiaj brałaś? - prychnął, nie oczekując odpowiedzi.
        - Najpierw cygaro, bo potem już w ogóle nie poczujesz co palisz - drażnił się z nią dalej. Poczekał aż dziewczyna wyjęła cygara z dawniej jego papierośnicy. Odgryzł i wypluł koniec, tak by Kimiko widziała co zrobił i podpalił swoje cygaro. Potem wyciągnął w stronę panterołaczki dłoń z krzesiwem, by zapalić jej.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        - Nie, nie sądzę – stwierdziła swobodnie, słysząc groźbę i zaśmiała się wesoło, zupełnie nieadekwatnie do usłyszanych słów.
        - Za bardzo mnie lubisz – chichotała, chociaż mężczyzna mimo uśmiechu wciąż wyglądał, jakby mógł mówić poważnie. Ale w sumie, nawet jeśli, to co z tego? Jakoś to będzie, nie ma co się martwić na zapas. W nów się w ogóle nie martwimy tylko bawimy. I zbieramy buziaki.
        Uśmiechnęła się, zabierając rękę, gdy Laufey przychylił się w jej stronę. Zupełnie nie podejrzewając podstępu spojrzała na tą chwilę gdzieś w bok, gdy nagle poczuła, jak jego dłoń wsuwa się pod jej włosy, wplątując się w nie i spoczywając zdecydowanie na karku złodziejki.
        Wszystkie pędzące dotąd szaleńczo myśli panterołaczki zatrzymały się nagle jak wryte, wpadając na siebie z łoskotem i ze zdziwieniem wpatrując się w Dagona przez szeroko otwarte oczy dziewczyny, gdy mężczyzna skierował na siebie jej twarz. Sama Kimiko była teraz idealnym obrazem osoby, której zaskoczenie odebrało mowę. Z lekko rozchylonych ust wydobyło się tylko zaskoczone „huh?”, tak ciche, że równie mogło być jej oddechem. Nagłe wytrącenie z równowagi sprawiło bowiem również, że na moment zniknęła gdzieś drapieżna pantera, zostawiając tylko zwyczajną dwudziestoletnią dziewczynę, której facet zawrócił w głowie.
        Wcześniej nawet nie pomyślała, wyskakując z tym całusem w policzek, bo wydawało jej się to zupełnie niegroźne i zabawne. Teraz jednak musiała nieco zweryfikować ten wniosek, gdy od bajerowego buziaka wykwitły jej na policzkach delikatne rumieńce. Tupet i język w gębie wróciły dopiero, gdy odsunął się od niej na bezpieczną odległość. Dziewczyna jeszcze odchrząknęła speszona, poprawiając włosy przy twarzy i zeskoczyła z lady, dopiero wtedy zerkając na znajomego.
        - Bajerant – wytknęła mu z rozbawieniem i ruszyła przodem, klucząc między ludźmi na rynku.

        Zaśmiała się pod nosem na marudzenie Dagona, gdy włamywała się do sklepu. Z odpowiedzią poczekała jednak, aż znaleźli się w środku.
        - Ty mnie wrabiasz w przestępstwo odkąd się poznaliśmy, nie marudź – mruknęła z rozbawieniem, buszując wśród półek, nim w końcu znalazła to, czego szukała.
        Ślepia panterołaczki w ciemnościach błyszczały jak u zwierzęcia, gdy tylko padał na nie blask z ulicy, zamieniając je w jarzące się punkciki. Usiadła wygodnie, z wprawą splatając nabijając nietypową fajkę. Na niedowierzający śmiech eleganta podniosła na niego udawanie urażone spojrzenie, akurat upychając do drewnianej rurki resztkę zielska. Z aktorsko odegraną godnością, jak gdyby co najmniej tworzyła najwyżej jakości biżuterię, odłożyła lufkę i przechyliła lekko głowę, spoglądając na mężczyznę, nim w końcu uśmiechnęła się zaczepnie.
        - A gdzie indziej chcesz się włamać? – zapytała, i nie była to jedynie złośliwa pyskówka, a autentyczne pytanie. Nietrudno było stwierdzić, że dziewczynie wystarczy podrzucić kolejną lokalizację, a chętnie się tam uda, przetestować swoje wytrychy. Uśmiechnęła się jednak wesolutko, widząc że ostatecznie Dagon siada koło niej na podłodze, i podała mu jednego fajkę. Gdy stwierdził, że lepiej najpierw cygaro, zawahała się na moment, a później w myślach przyznała mu rację. I tak zdecydowała się już spróbować tego wynalazku, więc co za różnica, czy prędzej czy później.
        Ostentacyjnie wyjęła swoją papierośnicę i już mniej sprawnie wydostała z niej dwa cygara. Jedno podała Dagonowi, wyraźnie go obserwując, by wiedzieć co robić. Nie raz widziała, jak pali, ale nigdy nie przyglądała mu się tak dokładnie, a teraz mając cygaro w ręce, widziała, że nie pójdzie z nim chyba tak samo jak z jej skrętami. Śladem Laufeya odgryzła koniec i wypluła go gdzieś na bok, po czym zamlaskała śmiesznie językiem, gdy przykleił jej się do niego kawałek tytoniu. Później pochyliła się w stronę bruneta, by odpalić swoje cygaro i… zaciągnęła się jakby paliła swoje skręty - mocno.
        - O cholera – sapnęła tylko, nim rozkaszlała się dymem na dobre, odwracając się lekko na bok, by zaraz zacząć się śmiać niepohamowanie, na przemian z atakami kaszlu. Gdy odwróciła się z powrotem w stronę Dagona, oczy miała przymrużone od gryzącego dymu, ale poza tym wyglądała na rozbawioną. Trzymając cygaro w jednej ręce, drugą pchnęła mężczyznę w pierś karcąco.
        - Dupek z ciebie Laufey, mogłeś mnie uprzedzić! – fuknęła, wciąż podśmiewając się pod nosem i co jakiś czas potrząsała głową, mając wrażenie, że dym ma nawet w mózgu.
        - Losie, ale to jest mocne – mruknęła, ale znów włożyła cygaro do ust, tym razem zaciągając się ostrożniej. Smakowało ostro i jakoś tak… ziemiście. Ale w żaden sposób nie odstręczająco, więc Kimiko z charakterystyczną dla siebie kocią ciekawością pykała cygaro.
Ostatnio edytowane przez Kimiko 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Podłoga nie należała do najwygodniejszych i najbardziej luksusowych miejsc, nawet stołki w karczmach bywały wygodniejsze, ale diabeł nie stroił fochów. Usadowił się na tyle komfortowo, na ile pozwalały warunki. Plecami oparł się o ladę, jedną nogę zgiął w kolanie opierając na nim rękę. Było prawie przyjemnie.
Z kamienną twarzą i ufiksowanym na niej uśmieszkiem patrzył jak Kimiko zaciąga się cygarem po raz pierwszy w życiu, swobodnie paląc swoje. Dopiero gdy pantera zaklęła kaszląc, diabeł zaczął rechotać wyraźnie zadowolony z podpuszczenia złodziejki. Skarcony zaśmiał się jeszcze bardziej.
        - Miałbym odpuścić taką zabawę? - drwił beztrosko, by na moment jakby spoważnieć.
        - Nie zapominaj się - odezwał się niskim głosem, jakby chciał udzielić reprymendy - Czarującym dupkiem - poprawił panterołaczkę, uśmiechając się bezczelnie. Dodatkowo dla podkreślenia swojej racji trącił palcem policzek dziewczyny.
Zaśmiał się jeszcze pod nosem widząc jak Kimiko mimo ciężkich początków kontynuuje wypalanie cygara. Diabeł dopalił swoje, poczekał aż palić skończy też pantera i dopiero zainteresował się małą drewnianą fajeczką z upchniętymi w niej aromatycznymi liśćmi.
        - No dobrze - zamruczał przyglądając się lokalnemu narzędziu do palenia ziółek.
Znów użył krzesiwka, tym razem najpierw podpalając mieszankę w fajce Kimiko, dopiero potem w swojej. Zaciągnął się porządnie i dopiero po chwili wypuścił całkiem przyjemnie pachnący dym. Początkowo nie poczuł nic. Dopiero za kolejnym machem palone liście zaczęły przynosić efekt. Czart nigdy nie był fanem otumaniających używek. Dzisiaj jednak uznał, że trochę sobie odpuści i teraz ze spokojem witał chwile gdy umysł się odprężał.

        Włamywacze zażywali relaksu, gdy unoszący się w zamkniętym sklepie dym przyciągnął uwagę przechodnia. Mężczyzna zajrzał przez szybkę, ale w ciemnym pomieszczeniu nie dostrzegł dwójki postaci a jedynie szare smugi roznoszące się po całym pomieszczeniu. Szybko podniósł raban pędząc w stronę centrum. W tak gęstej zabudowie pożar szerzył się błyskawicznie, dlatego mieszkańcy byli wrażliwi na jego wszelkie oznaki i nigdy nie pozostawiali potencjalnego zagrożenia bez echa.
Kimiko i Dagon ledwie wypalili połowę swojego ziela, gdy opustoszałą uliczką poniósł się tupot wielu par stóp, do wtóru pokrzykiwań „Pali się”, Pożar”, „Nieście wodę”. Kameralna okolica szybko wypełniała się coraz liczniejszym tłumem wyposażonym we wiaderka z wodą i zapał.
Laufey rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nie było czasu na szukanie wyjścia awaryjnego.
        - Spadamy stąd - odezwał się rozbawionym głosem, odkładając swoją fajeczkę i skłaniając Kimiko do tego samego. Objął ramiona dziewczyny i zniknęli. Pojawili się zaraz za zbiegowiskiem. Cały czas trzymał dziewczynę przy sobie i uśmiechając się szelmowsko pokazał jej by była cicho.
Ulica wrzała, a ekipa ochotniczych strażaków właśnie przeszła do akcji. Wyważyli drzwi zakładając, że są zamknięte na klucz. Niestety te zostały wcześniej otwarte przez Kimiko i mężczyźni wpadli do środka znacznie dynamiczniej niż zamierzali. Za nimi wskoczyli do sklepu pozostali. Szybko jednak poniósł się szmer niedowierzania.
        - Dzieciaki - burknął ktoś w tłumie.
        - Włamali się upalić i zostawili tlące się zioła, stąd ten dym - burknął inny.
Ratownicy szybko zaczęli się rozchodzić, posprzątawszy to co zostawili włamywacze. Mimo iż pantera i diabeł stali tuż za nimi, nikt nie zwrócił uwagi na dziwną parę. Bajer nie zdejmował ręki z ramion dziewczyny, nie pozwalając jej wymknąć się z objęć. Przyzwyczajona do sztuczek czarta złodziejka powinna się domyślić, że jego zachowanie miało cel. Po tym jak ludzie omijali ich, nie zwracając najmniejszej uwagi na podejrzaną dwójkę, można było domyślić się, że piekielnik skrył ich pod iluzją.
Gdy ludzie zaczęli się rozchodzić i nic ciekawego już nie mogli wypatrzeć, Dagon poprowadził ich uliczką, dopiero w jednych z jej cieni zdejmując ułudę. Kimiko nie puszczał, wciąż prowadząc ją w poufały sposób, ale tym razem dając złodziejce możliwość wymknięcia się z objęć.
Ledwie zdążyli umknąć od jednego zawirowania a weszli wprost przed następne.
        - Kogo my tu widzimy? - nieprzyjemny głos odezwał się z najbliższego cienia
        - Chyba zabłądziliście - odpowiedział mu drugi z przeciwległej strony.
Głosy brzmiały dziwnie znajomo, a gdy postaci wyszły z ciemności okazało się, że słusznie. W jednym wyjściu z uliczki stał spotkany w podziemiach jaskini wampir. Drugie wyjście blokował jego towarzysz. Rozzłoszczony czart prychnął pogardliwie. Głupie gówniarze. Działania ograniczał mu nieco takt przybysza, który raczej wolał i powinien nie podkładać się lokalnej frakcji wampirów, a to wiązało się z niemordowaniem okolicznych krwiopijców. Powściągliwe zachowanie miało wiele plusów, ale głównym było uniknięcie późniejszych konsekwencji w postaci pościgu czy zemsty pijawek ze świecznika. W knajpie zwyczajnie nie zniżyłby się do rozwiązywania spraw własnymi rękoma. Od tego była ochrona, nie goście. Tu na ulicy nie mieli takiego komfortu i gnojki albo były wielce przeświadczone o swojej sile, albo właśnie zdawali sobie sprawę z tej istotnej przewagi.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Cygaro było śmieszne. Wielkie i średnio poręczne w dłoni, ciężkie w zapachu, ostre w smaku i kopciło jak płonąca stodoła, przez co sklep szybko wypełnił się dymem, drażniąc nos panterołaczki. Teraz była już do tego trochę przyzwyczajona, chociaż podejrzewała też, że pierwsze zaciągnięcie się po prostu coś jej w mózgu uszkodziło. Miałoby to nawet sens, patrząc na wiecznie palącego Dagona. Rozbawiona obserwowała, jak mężczyzna śmieje się z niej ze złośliwą satysfakcją, nic nie robiąc sobie nawet z żartobliwego skarcenia, a wręcz rechocząc jeszcze bardziej. Świnia. Na udawaną reprymendę nie dała się nabrać, a jedynie podchwyciła znów zaczepkę.
        - Czarującym dupkiem – potaknęła znów, przyglądając mu się. – Ale przyzwyczajam się powoli do ciebie – dodała z beztroskim zadowoleniem, pokornie znosząc dotyk na policzku i tylko przez moment zastanawiając się, co by zrobił, gdyby go dziabnęła w ten palec.
        Doświadczenie było ciekawe już z samego faktu nowości, ale dziewczyna chętnie zmieniła cygaro na znajomą drobną lufkę. Ona jej tak nie skrzywdziła i Kimiko mogła spokojnie zaciągnąć się dymem ze znajomej mieszanki ziół. Kiedyś nawet sama zbierała i suszyła odpowiednie liście, ale od kiedy straciła swoją fajeczkę nie było sensu nosić ze sobą zielska, które można dostać o wiele łatwiej niż większość ludzi sądzi. Panterołaczka od bardzo dawna nie bawiła się w zielarkę, ale przebywanie w sklepie przepełnionym znajomymi roślinami bardzo ją uspokajało i nie był to tylko wpływ substancji powoli rozchodzących się w jej organizmie. Zwłaszcza, że długo się nimi nie nacieszyła.
        Czarne uszy stanęły na sztorc, otrzepując się z przykrywających je włosów. Kimiko pochyliła się lekko, zaglądając pod zazdrostką z ziół przez okno, ale w środku było już tyle dymu, że widziała nie dalej niż do granic pomieszczenia. Zaczęła chichotać, słysząc okrzyki ostrzegające o pożarze i nie mogła przestać. Nawet gdy Laufey zaczął rozglądać się za wyjściem ona wciąż siedziała na podłodze, śmiejąc się niepohamowanie. Na słowa mężczyzny skinęła tylko głową i przymknęła na moment oczy w jego objęciu, by ułatwić sobie nieprzyjemną podróż.
        Otworzyła je dopiero czując świeże powietrze na skórze. Opierała się o wciąż obejmującego ją uparcie Dagona, przyglądając się biegającym w popłochu ludziom. Spojrzała pytająco na znajomego, gdy ten gestem nakazał jej milczenie, ale posłusznie się nie odzywała, niemal przygryzając pięść, by się nie roześmiać, gdy samozwańczy strażacy wpadli z impetem do sklepu. Pomarudzili, posprzątali po nich nawet i wyszli, mijając parę bez zaszczycenia ich najmniejszym spojrzeniem. „Iluzja”, pomyślała Kimiko i uśmiechnęła się wesoło, stwierdzając że te diabelskie sztuczki Bajera już któryś raz ratują im skórę.
        Zaraz też zaczęła się zastanawiać dlaczego wisior od Zony nie blokuje tych iluzji. Zastanawiała się nad tym odkąd Laufey nałożył na nią magiczną czerwoną kreację kilka dni temu, ale wymyśliła tylko tyle, że być może medalion reagował tylko na zaklęcia, które miały ją skrzywdzić, pomijając te niegroźne. Wciąż nie znała bowiem dokładnie jego działania, z doświadczenia wiedząc tylko tyle, że czuła, gdy ktoś ją atakuje magią i wtedy ma szansę uciec, bo drugi strzał zawsze w nią trafia. Nie wiedziała, ile czasu musi minąć między atakami ani czy zasady, którymi rządzi się amulet mają znaczenie przy różnych arkanach magii czy nie, bo nie zawsze nawet wiedziała, co jej groziło. Zazwyczaj uciekała, by nie przekonać się o tym na własnej skórze.

        Teraz nie mogła. Zatrzymała się z Dagonem, a rozbawienie przeszło jej jak ręką odjął, gdy wyłowiła z cienia pierwszą sylwetkę, a później odwróciła się przez ramię, gdy drugi zwrócił na siebie uwagę. Szlag. Co teraz?
        Wampir, który zaczepił ją w Jaskini, stał w bezpiecznej odległości od nich, w niedbałej pozie, z rękami w kieszeniach i lekko przechyloną głową. Zdawał się w ogóle nie obawiać oporu z ich strony, a Kimiko zachodziła w głowę, czy to zwykła arogancja, czy naprawdę jest taki silny.
        - Laufey tak? – zapytał pogardliwie, spoglądając na Dagona. – Nazwisko nic mi nie mówiło, więc zasięgnąłem trochę języka, ale dowiedziałem się tylko, że masz burdel w Nowej Aerii i możesz załatwić co nieco. Czyli w sumie można powiedzieć, że jesteś po prostu znanym alfonsem, nie? – wyszczerzył kły w złośliwym uśmiechu.
        - Z każdą swoją dziwką się tak publicznie prowadzisz? – zapytał, przenosząc złe spojrzenie na Kimiko, która zjeżyła się całą, prychając wściekle i ruszając w jego stronę.
        - Ty zawszony…
        - Spokój – rozkazał cicho, a dziewczyna aż cofnęła się o krok pchnięta sugestią i zamilkła zaskoczona, co wyglądało jakby faktycznie dała sobie wejść do głowy. Syknęła jednak przez zęby, gdy rozgrzany nagle medalion sparzył skórę, ale nie miała czasu zareagować, gdy padło kolejne polecenie. – Dobrze. Teraz tu podejdź dziewczyno.
        Tym razem pchnięcie magii nie odbiło się od złodziejki tylko oplotło nieprzyjemnie, wykluczając na moment jej wolną wolę. Z cichym westchnieniem wysunęła się spod bezpiecznie ciężkiego ramienia Dagona i ruszyła posłusznie w stronę wampira. Ten uśmiechnął się, w końcu usatysfakcjonowany, i gdy dziewczyna zbliżyła się wystarczająco, objął ją w talii, przyciągając do siebie. Kimiko wzdrygnęła się lekko, czując jak powoli opuszcza ją magiczny przymus. Nawet wówczas jednak, wbrew każdej cząstce swojego ciała, objęła mężczyznę jedną ręką za szyję, a drugą w pasie, niemal przytulając się do niego.
        - Grzeczny kotek – mruknął, trzymając ją przy sobie, a wolną dłonią pogardliwie trącając panterze ucho, gdy wtuliła w niego twarz.
        Odgarnął sobie na bok włosy dziewczyny i odsłaniając smukłą szyję złapał złodziejkę za kark, ustawiając ją sobie pod odpowiednim do posiłku kątem. Zerkając ponad jej ramieniem na swojego towarzysza i kontrolnie na drugiego mężczyznę, przesunął nosem i rozchylonymi ustami po napiętej skórze dziewczyny, napawając się jej zapachem. Zupełnie nie zwracał uwagi na ogon zmiennokształtnej, smagający wściekle powietrze przy jej nogach, ani na zaciskające się na swojej marynarce drobne dłonie. Boi się, nic dziwnego, a i wreszcie prawidłowa reakcja.

        Ostre jak brzytwa kły przebiły skórę, jakby była z cienkiego pergaminu.

        Wampir wrzasnął z bólu i zaskoczenia, próbując odczepić od siebie dziewczynę, ale jego dłonie zjechały bezradnie po smolistej sierści. Silne łapy przytrzymywały sobie szarpiącego się mężczyznę, podczas gdy szczęki pantery z siłą imadła miażdżyły jego szyję. Przemieniona i wściekła jak diabli Kimiko postąpiła krok na tylnych łapach, przewracając nieumarłego na ziemię i bezceremonialnie przydeptując go sobie, by nie uciekł, wciąż trzymając kłami za kark niczym nieposłusznego kociaka. Normalny człowiek już by nie żył od utraty krwi, która lała się teraz gęsto na bruk, albo by się udusił, gdy zwierzęce kły przebiły tchawicę. Wampir jednak wciąż dychał, zarówno dlatego, że wcale nie tak łatwo go zabić, ale też pantera z jakiegoś powodu postanowiła nie próbować odrywać mu głowy, a na razie jedynie unieruchomiła. Mogła sobie na to pozwolić, bo nieumarły, chociaż nie umierał od upływu krwi, ten znacznie go osłabiał, więc zepchniecie z siebie upartego drapieżnika, który za punkt honoru postawił sobie nie puścić ofiary, było raczej niewykonalne.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Wampir wyszedł z cienia emanując jawną pogardą i pewnością siebie. Dagon prychnął cicho. Dlatego nie znosił pijawek. Były trudne podczas rozmów, nie współpracujące i cierpiały na znaczny przerost ego. Gdyby jeszcze szło to w parze z inteligencją czy chociaż siłą. Zwykle było na odwrót. Należeli oni do grupy najbardziej znienawidzonej przez diabła. Myśleli, że mogli wszystko tylko dlatego, że wraz z urodzeniem zyskali trochę przywilejów i odrobinę siły.
Arogancja nie była zła, jeśli umiało się z niej korzystać i ją kontrolować. Gdy jednak to ona rządziła i decydowała o poczynaniach, dodatkowo nie idąc w parze z podstawami do niej, był to doskonały przepis na wkurzenie niewłaściwych ludzi i uciążliwy bałagan, który potem trzeba było posprzątać. Oczywiście Dagon stawiał się właśnie na pozycji tych niewłaściwych ludzi, którzy musieli użerać się potem z całym tym bajzlem.

        Nie był to pierwszy raz, gdy jakiś żółtodziób próbował sprowokować Laufeya. Czart pozostał więc niewzruszony. Na bezczelne złośliwości nieumarłego odpowiedział nieznikającym samozadowoleniem.
        - Nawet nie - odparł swobodnie. - Jakbym był znanym alfonsem nie musiałbyś pytać, prawda? - Szczególną uwagę poświęcił podkreśleniu znanym, wyciągając je odpowiednio dobitnie.
        Niegasnąca nonszalancja cwaniaczka w garniturze tylko poirytowała wampira. Postanowił dopiąć swego i utrzeć nosa elegancikowi, który według niego przeceniał swoje wpływy i możliwości.
Dziewczyna zareagowała bardziej emocjonalnie. Nie odpuściła zniewagi tak jak piekielnik. Dagon nie puszczał złodziejki licząc, że może uda się wszystko załagodzić by uniknąć niepotrzebnych komplikacji.
        - Kimiko - szepnął, starając się dotrzeć do pantery, uprzedzić by nie dała się podpuścić, gdyż nic dobrego z tego nie mogło wyjść. Wtedy poczuł uderzenie magii. Diabeł spojrzał spode łba na wampira, wyraźnie dając mu ostatnią szansę na uratowanie nieumarłego tyłka. Krwiopijca zamiast zweryfikować swoje postępowanie uśmiechnął się bezczelnie i rzucił kolejny czar.
Dagon poczuł jak za pierwszym razem zaklęcie spłynęło z pantery jakby rozproszone, oraz jak następne uderzyło z pełną mocą i sukcesem. Nie zdążył jednak zareagować, gdy Kimiko wymsknęła się z jego objęć. Nie miał czasu zastanawiać się nad nierównym działaniem czarów. Nawet zabrakło mu momentu na kontrę, gdyż dokładnie w tej samej chwili do akcji włączył się pomijany wcześniej drugi wampir.
Błyskawicznie doskoczył do Laufeya, korzystając z zajętej uwagi diabła i zarzucił mu garotę na szyję. Szarpnięty w tył piekielnik warknął rozzłoszczony. Najwyraźniej pijawki przygotowały się lepiej niż można by sądzić. Dagon był trochę zbyt wysoki i nieco nazbyt potężny by wampir mógł go skutecznie dusić gołymi rękoma, więc nieumarły wyposażył się odpowiednie narzędzia.
Bajer zdążył jeszcze zobaczyć jak Kimiko przytula się do wołającego ją gnojka, nim drugi dupek w pełni odciągnął mu głowę do tyłu. Tego było zbyt wiele. Smarkaczom w dupach się poprzewracało i myśleli, że mając jakieś tam kiełki wszystko im było wolno. Właśnie nastał czas by nauczyć upośledzone jednostki, że nie zabiera się diabłu jego zabawek by je nadgryzać.
        Czart wiedział, że nie mógł sięgnąć zwinniejszego wampira. Mimo to machał przez chwilę rękoma by uśpić czujność atakującego i korzystniej się ustawić. Pewny swej przewagi wampir zaśmiał się złośliwie, nie zastanawiając się zbyt wiele, choć powinien.
Biedna pijawka nie wiedziała, że do uduszenia diabła potrzebował trochę więcej siły, odrobinę silniejszego zapału i znacznie większego doświadczenia. Bajer szarpnął się do przodu, a wampir stracił równowagę i poluzował uścisk. Na to Laufey liczył. Odwinął się do tyłu uderzając pijawkę łokciem. Nieumarły zatoczył się całkiem puszczając swoją broń. Nim wampir zdążył zorientować się w sytuacji, zanim nawet pomyślał o odzyskaniu równowagi czy rezonu, czarcia łapa zacisnęła się na jego karku unosząc go w powietrze. Krwiopijca zamachał bezsilnie nogami. Sięgnął w tył pazurzastymi rękoma rozpaczliwie łapiąc rękaw marynarki. Nic mu to nie dało. Chwyt jedynie się zacieśnił, a wampir z rozpędem wylądował twarzą na ścianie. Jęknął boleśnie, gdy Dagon docisnął go do muru z taką siłą, że coś w karku nieumarłego zachrzęściło.
Teraz prawdziwa panika ogarnęła wampira, ale przestał się bezowocnie rzucać orientując się, że tylko pogarsza swoją sytuację. Puścił szarpany rękaw i zwiesił kończyny bezwładnie mając nadzieję na litość. Złamany kark nie mógł go zabić, ale zanim by się zrósł… aż się wzdrygnął na tę myśl. Doczekałby poranka, bezsilny, bezbronny, połamany, chyba, że ocaliłby go towarzysz.
Znów ten pajac, który zwał się jego przyjacielem wpakował ich w tarapaty. Dlaczego w ogóle zgodził się z nim iść? Od razu powinni się domyślić, że z tym facetem coś było nie tak.
Całe szczęście biedy wampir przytłoczony przez Dagona nie widział co właśnie działo się z jego koleżką, bo pewnie jego nieumarłe serce padłoby na wampirzy zawał.
        Ku uldze nieumarłego, drągal przyjął chyba kapitulację, bo puścił swoją ofiarę. Upadł z łoskotem na tyłek do jego nóg i tak pozostał. Wstrząśnięty krwiopijca siedział pod ścianą, a diabeł pospiesznie odwrócił się w stronę dziewczyny. Już miał ratować Kimiko nim ta zrobi sobie krzywdę lub krzywdę jej zrobią, ale widok miło zaskoczył Bajera. Bies uśmiechnął się szeroko i wolnym krokiem podszedł do pantery i wykrwawiającego się wampira. Po drodze zdążył obejrzeć poszarpany rękaw garnituru z wyraźną dezaprobatą. Zaś zbliżając się do pobojowiska, z obrzydzeniem spojrzał na rozlewającą się po bruku lepką posokę nieumarłego. Początkowo starał się w nią nie wejść by nie ubrudzić butów. Krew strasznie ciężko się zmywała, szczególnie taka. W końcu poddał się, prychając z niesmakiem. Wróżka będzie marudzić.
Zachlapanymi nogawkami spodni się nie martwił. Garniak i tak był do wyrzucenia przez nieszczęsny, zniszczony rękaw.
Kucnął by znaleźć się na poziomie pantery, kolano opierając o prawie truchło. Może spodnie były do wyrzucenia, ale przecież nie musiał paćkać we krwi całych nogawek. Z czułością wyciągnął rękę w kierunku wielkiego drapieżnika i delikatnie pogłaskał sierść na łopatce.
        - Już… - zamruczał łagodnie. - Dałaś nauczkę niewychowanemu komarowi. - Uśmiechnął się do zielonych ślepi i zadziornie cmoknął panterę w nos. Zaraz potem wyprostował się i zerknął z pogardą na wampira.
        - Może to nauczy cię traktować kobiety z należytym szacunkiem - zadrwił diabeł.
        - A jak będziecie skamlać jak to was napadnięto, nie zapomnijcie dodać, że to wy nas zaatakowaliście. My poprzestaliśmy na niezbędnej obronie, wspaniałomyślnie oszczędzając wasze życie - warknął szturchając wampira butem, a jego słowa miały wyczuwalną siłę. Potem znów spojrzał w lśniące w ciemności oczy.
        - Idziemy? - zapytał z uśmieszkiem, wyciągając do pantery dłoń.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Gdyby mimika pantery nie ograniczała się jedynie do zwierzęcych grymasów, można byłoby dostrzec niesmak, z jakim zwierzę zezuje na ciało wiszące mu z pyska, ale też satysfakcję z zamiany miejsc między ofiarą i drapieżnikiem. To znaczy Kimiko nigdy nie oddawała tego tytułu, świadoma swojej natury niezależnie od postaci, jaką przybierała. Była drapieżnikiem zawsze, nawet jeśli nie zawsze była najsilniejsza czy w przewadze.
        Teraz jednak zmiennokształtna pokazała swoje drugie oblicze w pełnej krasie. Zagrożona ugryzieniem, co było dla niej nie tylko potencjalnie niebezpieczne, ale też najzwyczajniej w świecie odstręczające, momentalnie przeszła do ofensywy. Wampir może byłby silniejszy w uczciwym pojedynku, ale zaskoczony i szybko obezwładniony tracił siły w takim tempie, że Kimiko stała na nim beztrosko, przytrzymując za kark przy ziemi i nad nim rozglądając się za Dagonem.
        Wcześniej była obrócona do niego tyłem, nie widziała więc tego, jak go zaatakowano, słyszała jedynie szamotaninę za plecami. Teraz jednak Laufey akurat trzymał drugiego wampira za kark (tak jak ona!) i właśnie wkomponowywał jego twarz w mur pobliskiego budynku. Pantera zamruczała z aprobatą, a wampir w jej pysku szarpnął się na ten widok, ale Kimiko tylko zacisnęła kły karcąco i obróciła go, by lepiej widział. ”Patrz! Patrz, jak go pierze!”, mruczała w myślach i ze zwierzęcym zadowoleniem potrząsała nieumarlakiem, a ten przezornie nie szarpał się już z kotem, gładko przełykając przekleństwa cisnące mu się na usta. Przemieniona złodziejka z wyraźnym podziwem obserwowała, jak Dagon jedną ręką przytrzymuje wampira nad ziemią, mając jeszcze tyle siły, by nim uderzać, jak szmacianą lalką. Już na pierwszy rzut oka było widać, że jest silny, barki szerokie miał nie od parady, ale i tak ta demonstracja ją nieco zaskoczyła. Pozytywnie rzecz jasna.
        W końcu druga pijawka padła na ziemię, a Laufey odwrócił się w jej stronę. Ucieszona podniosła nieco łeb (ciągnąc za głowę jęczącego wampira) i bujając za sobą ogonem śledziła mężczyznę łagodnym spojrzeniem. Gdy podszedł bliżej, wstępując w kałużę krwi, Kimiko puściła w końcu trzymaną wciąż ofiarę. Twarz wampira z plaśnięciem padła w uwalany posoką bruk, a gdy i tak spróbował się podnieść, pantera postąpiła krok do przodu, stając wielką łapą na jego głowie i przyciskając ją do ziemi. Spojrzenie utkwione miała w Dagonie, który przykucnął przy niej, z czułością głaszcząc po czarnym futrze. Pantera rozdziawiła lekko pysk w zadowoleniu, mrucząc gardłowo i bystrymi oczami obserwując towarzysza. „Zobacz! Upolowałam wampira!” Na niespodziewane cmoknięcie w nos i słowa pochwały przymknęła ślepia, prezentując swoje zadowolenie. Chciała nawet wspaniałomyślnie i oficjalnie zaakceptować eleganta, ocierając się pyskiem o jego policzki, ale ten wstał zbyt szybko, przez co kot postąpił kolejny krok na głowę nieszczęsnej pijawki, usiłując go sięgnąć.
        Wampir sarknął, zirytowany porażką, upokorzeniem, złośliwym przytykiem tego przeklętego alfonsa i cholernym kotem, który całą swoją masą spoczywał teraz tylnymi łapami na jego łopatkach, a przednimi wbijał mu twarz w zakrwawiony bruk. Co za popieprzony wieczór! Nie tak miało być! Żadna cięta odzywka nie cisnęła mu się jednak na usta, bo po pierwsze nie chciał bełkotać z policzkiem przyciśniętym do ziemi, a też mimo targającej nim wściekłości stracił trochę animuszu, starając się po prostu przeżyć.
        Kimiko zatrzymała spojrzenie na Dagonie słysząc pytanie, po czym zielone ślepia przymknęły się na moment, a po chwili stanęła na wampirze w swojej ludzkiej postaci, balansując nieco na nierównym gruncie. Zgrabnie ujęła jednak podaną jej dłoń i w ślad za krokiem swojego towarzysza zeskoczyła z wampira na czysty bruk. Obejrzała się na pozostawione ciała tylko raz, a jej uśmiech zachwiał się na moment, nim oczy znów błysnęły nocą, a dziewczyna odwróciła się w stronę drogi, nie poświęcając pijawkom drugiej myśli. No... prawie…

        - Ale im dowaliliśmy, nie? – zawołała wesoło, spoglądając na moment na Dagona. Zaraz jednak puściła jego dłoń i wyprzedziła mężczyznę, w podskokach niemal mknąc uliczką, zwalniając, gdy dostrzegała, że elegant zostawał w tyle. - Ty jak go złapałeś, jedną ręką, łał! I w mur! Bang! – Gestykulowała żywiołowo, pokazując najpierw unoszenie nieistniejącego ciała, a później przywalanie nim w równie nieistniejącą ścianę.
        - Myślą, że jak umieją ludziom w głowach mącić magią to zaraz im się wszystko upiecze, nie ma tak łatwo! Zęby to zęby jednak, nie to, co te jego kiełki, pff, igiełki takie, nie ma to tamto, „podejdź dziewczyno”, sam sobie podejdź… - mówiła coraz ciszej, ostatecznie schodząc do mamrotania pod nosem z zaciętym uśmieszkiem i oczami błyszczącymi, jak w gorączce.
        W międzyczasie wskoczyła też na biegnący wzdłuż uliczki murek. Z każdym krokiem przybliżał on podróżnych do niewielkiego mostku nad jedną ze skromniejszych rzeczek, która przecinała miasto. Kimiko z kocią gracją balansowała na murku, wąskim na szerokość ułożonej równolegle do ulicy cegły. Ogon bujał się za nią nieco chaotycznie, łapiąc ewentualne odchyły i wyrównując ciężar ciała, podczas gdy dziewczyna niezrażona kontynuowała spacer, spokojnie przekraczając rzekę na drugą stronę. Buzia jej się nie zamykała, zielone oczy często szukały Laufey’a, a z buzi nie schodził wesoły uśmieszek.
        - Ale wiesz, za alfonsa to bym cię nie wzięła, to naprawdę jest taki dochodowy interes? Dziwny wybór profesji nie powiem, ale w sumie nie oceniam, lepsze to niż handel ludźmi, i tak Bajer, ci zakupieni do walk też się liczą. Powiedz mi lepiej, czy rzeczywiście to miałeś na myśli, mówiąc, że jesteś „cholernie dobrym biznesmenem od spraw delikatnych”? Bo wiesz, ja się nie znam, ale akurat prowadzenie zamtuzu i wkręcanie się w walki do subtelności nie należy…
        Panterze właśnie skończył się murek, a że uznała zwykłe zeskakiwanie na chodnik za zbyt nudne, odwróciła się w stronę swojego towarzysza z podstępnym uśmieszkiem.
        - Łap mnie! – zaśmiała się i skoczyła w jego stronę.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dziewczyna wyszła obronną ręką czy może w tym momencie obronną łapą, z niebezpieczeństwa, co zaskoczyło Dagona tak samo jak go ucieszyło. Ostatnią chwilą, którą widział, było jak złodziejka poddała się czarowi i posłusznie podeszła do wampira. Nie były to najmądrzejsze pijawki jakie miał okazję spotkać. Wykrwawiający się właśnie półgłówek najwyraźniej nie wpadł na pomysł, że z chwilą gdy Kimiko wykona rozkaz, polecenie się dopełni i zmiennokształtna na powrót będzie wolna. Walcząc diabeł nie miał pewności czy wampir nie rzuci kolejnego zaklęcia, co dokładało się do pewnego zaniepokojenia. Na korzyść złodziejki nieumarły nie okazał się być tak przezornym.
        Teraz pantera balansowała na ciele schwytanego, wyraźnie zadowolona z siebie, swojego polowania oraz, o dziwo, z zachowania Laufeya. Co do ostatniego, nie miał pewności jaki wywoła efekt. Zagrał i najwyraźniej wygrał, gdyż odpowiedziało mu zadowolone mruczenie, a po buziaku kocica wychyliła się w jego kierunku, wdeptując pokonanego w kałużę jego własnej posoki. Diabeł uśmiechnął się szeroko na ten uroczy widok, podając rękę dziewczynie, która szybko zastąpiła czworonożnego drapieżnika.
Noc pełna zawirowań. Więcej wynikało z niej strat niż zysków, ale złodziejka wyraźnie świetnie się bawiła, więc Dagon nie narzekał i nie zatruwał się myślami o bezproduktywnym spędzaniu wieczora. Z tym kotem wszystko odrobinę przekraczało poziom niezbędnych inwestycji, ale Bajer nie był przecież bankierem, a nadmierny rozmach w wielu sytuacjach sprawiał czartowi radość podobną do gier hazardowych. Teraz więc na swój sposób cieszył się chwilą.

        Idąc najpierw prowadzonym przez Kimiko, później za nią, prychnął śmiechem w reakcji na jej entuzjazm. Zamiast przyłączyć się do słownych przechwałek wieńczących zwycięską potyczkę, jedynie zażartował.
        - Masz tu coś - zaśmiał się, wskazując kąt ust, jakby dziewczyna ubrudziła się jedzeniem, którego namiastką był jeszcze chwilę temu trzymany w ustach czy pysku (jak zwał tak zwał), kark pijawki.
W tym czasie Kimiko tylko się rozkręcała. Opowiadała i demonstrowała, trochę jak dziecko zafascynowane jakimś wydarzeniem. Całe szczęście nie mieli towarzystwa, bo zdecydowanie przyciągaliby znaczną uwagę. Była jednak późna godzina, czy może bardziej już wczesna... Uliczki całkiem opustoszały. Co prawda szli też takimi mało uczęszczanymi i oddalonymi od centrum, ale pora również dodawała swoje parę groszy, pozbawiając bruki ostatnich niedobitków, którzy zwykle przynajmniej raz na jakiś czas przewijali się i w takich zaułkach.
        Diabeł wciąż uśmiechał się rozbawiony słuchając dziewczyny i przytakując jej z pewnym pobłażaniem. Zmienił minę dopiero gdy odstąpiła od tematu walki, a przeszła w zasłyszane od krwiopijcy informacje. Uśmiechnął się półgębkiem.
        - To chyba dobrze… - zaczepił dziewczynę przymilnym, mruczącym tonem.
Pośród nocy, gdy nie było wokół żywego ducha, nawet szept niósł się wyraźnie. Nie było potrzeby głośnego rozmawiania. Do tego Dagon lubił bawić się głosem i wywoływać nim oczekiwane w danym momencie efekty.
        - A jak według ciebie wygląda alfons? - drążył piekielnik z zadziorną miną, odpowiadającą zaczepnemu nastrojowi pantery. Zaraz później kontynuował dyskusję, wcale nie poważniej, balansując gdzieś pomiędzy tonem nadającym się na kołysankę a szeptanie komplementów.
        - Bliżej mi do głównego inwestora i na pewno ładniej to brzmi. A interes? Najważniejsze, że jest pewny - podsumował.
Dagon wyraźnie zupełnie nie przejmował się faktem, że pijawka ujawniła jego profesję, raczej nie uznawaną za powód do dumy. Mówił, jakby rozprawiali o najnormalniejszej rzeczy na świecie jednocześnie chcąc wykorzystać temat do droczenia się ze swoją towarzyszką.
        - Jak mawiają, najstarszy interes świata, ale przede wszystkim stały. Świat się zmienia, raz panuje wojna, raz dobrobyt, ale pracy nigdy nie zbraknie dla grabarzy i burdeli. Wolę odpowiadać za szczęście ludzi, nie za smutek - skwitował całkiem wesoło.
Gdy pantera drążyła dalej, uśmiechnął się nieco drapieżniej, pozwalając sobie na większą swobodę i opowiedział pytaniem.
        - Zasłona dymna, pamiętasz? - szept poniósł się uliczką. Ciemne oczy czarta w przeciwieństwie do tęczówek Kimiko, które odbijały światło, zdawały się stanowić jedność z ciemnością. Jakby stapiały się z nią i ją chłonęły.
        - O delikatnych sprawach takie niedojdy nie mają pojęcia. - Ochrypły głos Bajera pogardliwie, ale z wciąż obecną nutą rozbawienia, odniósł się do pokonanych wampirów.
        - Nie mam konkretnej dziedziny, zajmuję się tym co może przynieść zyski i robię to o czym głośno się nie mówi. Załatwiam to czego inni nie mogą lub nie mają odwagi. - Przybrał bardziej konspiracyjny ton dodając barw swojej wypowiedzi, jakby cała dyskusja z Kimiko była jedną wielką gawędą, którą prządł ku zadowoleniu publiki.
        - W walkach nie robię i nie zamierzam. To nie moja branża - zakończył swobodnie, jednocześnie nie widząc powodów dla których miałby sam zgłębiać temat wykupienia walczącego wilkołaka.

        Diabeł miał pewien talent. Z łatwością zdobywał zaufanie ludzi. Obcy błyskawicznie zaczynali postrzegać go jako przyjaciela. Każdego urzekało co innego, każdy otrzymywał inną maskę biesa, ale łączyło ich jedno. Tracili ostrożność i lgnęli do czarta niczym ćmy do światła, na swoją zgubę.
Dagon doszedł do wniosku, że kota chyba całkiem mocno złapało tego wieczoru. Stracił resztki ostrożności i rozsądku. Co prawda z półsłówek pantery i nagłej zmiany wnioskował, że coś jeszcze miało wpływ na jej zachowanie, ale mimo w oczy biła sympatia jaką zaczynała go darzyć.
        Trajkotała wesoło przez wszystkie przecznice. Teraz balansowała spacerując po murku, a pokaz postanowiła zakończyć z przytupem. Rzuciła bezczelnie „łap mnie” i wesołym skokiem w przestrzeń, zmusiła Bajera do reakcji.
Gdyby jej nie złapał, pewnie na kocią modłę odwróciłaby się w locie i spadła na cztery łapy. Może nie była rozsądna, ale zwinna już na pewno. Co do tego nie miał wątpliwości. Czart jednak podjął grę. Wykonał szybki krok w kierunku dziewczyny i ta dosłownie wpadła mu w ręce jak ratowana z opałów dama. Złapał ją ze stęknięciem, jakby rzucono mu jakiś wyjątkowo ciężki tobół. Trochę był to przejaw udawanej dezaprobaty, dało się w westchnięciu usłyszeć ciut rozbawienia, oraz oczywiście miało ono sugerować, że Kimiko zmusiła biesa do wysiłku. Co prawda dla piekielnika panterołaczka nie ważyła wiele więcej od zwykłego kociaka, ale tak było o znacznie zabawniej.
Odrobinę podrzucił złodziejkę, lepiej układając ją w rękach i wznowił spacer niosąc dziewczynę jak w niektórych kulturach pannę młodą wnoszono do jej nowego domu.
        - Powiedz mi - wymruczał w panterze ucho, które teraz cały czas było blisko.
        - Czemu za pierwszym razem urok nie zadziałał, a zaraz potem tak?
Miał chwilową przewagę i zamierzał ją wykorzystać. Kimiko sama rzuciła się w pułapkę i wydostanie się z niej teraz mogłoby stanowić problem. Diabeł chyba nie zamierzał puścić dziewczyny. Bawiło go jej unieruchomienie w tym nietypowym potrzasku, nawet jeśli przez to musiał ją nieść.
Z daleka wyglądali jak para zakochanych. Całe szczęście nie było nikogo, kto mógłby zwrócić im uwagę. To samo tyczyło się braku świadków, gdyby dziewczyna próbowała się wyrywać by uniknąć odpowiedzi na pytanie lub z innych pobudek. Brał te opcje pod rozwagę. Na co nie zamierzał pozwolić choćby z przekory.
Szli brzegiem rzeczki, którą moment temu przekroczyli, a która swoim wymurowanym korytem urozmaicała krajobraz.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Nie za wiele myślała tej nocy, a o analizowaniu i podejrzeniach w ogóle nie mogło być mowy. W nów tylko czuła, i to intensywnie. Wszystkie emocje były skrajnie spotęgowane, by ostatecznie i tak przekształcić się w jedną – euforię, niezależnie od tego, jaki był ich początek lub koniec. Zazwyczaj na ten czas umykała w głębokie lasy pod postacią pantery, by tam dać upust radości i nie ściągnąć sobie na głowę kłopotów. Co prawda to wcale nie było zabawne i gdy ten czas nadchodził zupełnie nie popierała wyborów swojej racjonalnej osoby sprzed kilku dni. O wiele bardziej wolałaby siać zamęt w mieście, niż tylko straszyć zwierzęta w lesie i tracić zmysły, biegając aż nie padnie z sił. Nie pamiętała, kiedy ostatnio pozwoliła sobie na przeżycie tej nocy w ludzkiej formie, a już na pewno bardzo dawno nie miała wówczas towarzystwa. Mało kto potrafił znieść odurzoną nowiem panterołaczkę, więc ta ogromnie się cieszyła, że Dagon jeszcze nie próbował jej ukrócić.
        - Hm? – Zerknęła na niego, a widząc jak gestem wskazuje kącik ust, odruchowo wyciągnęła język, sięgając nim w bok i oblizując wskazane miejsce. Dopiero wtedy zorientowała się, że mężczyzna tylko z niej kpił i czym prędzej schowała język, fukając pod nosem. Naiwnością byłoby jednak myśleć, że to ją przyhamuje. Nieznacznie tylko spowolniło, na chwilę przerywając tok myślenia, ale dziewczyna szybko wróciła na stare tory, kontynuując wątek. Kuszące szepty Dagona przyciągały jej spojrzenia za każdym razem, gdy się odzywał, ale dziś nie peszyły, stanowiąc jedynie przyjemne tło dla nocy.
        Na dłużej zwróciła na niego spojrzenie, gdy zapytał, jak jej zdaniem wygląda alfons. Nogi pewnie stąpały po wąskim murku, gdy Kimiko przeleciała Dagona spojrzeniem, próbując znaleźć odpowiedź.
        - W sumie nie wiem – odparła w końcu, wzruszając ramionami i zwracając znów wzrok przed siebie. – Po prostu nie przyszło mi to do głowy – dorzuciła, zwalniając na moment, gdy myśli wiły jej się w głowie, skacząc z tematu na temat.
        Pewien jegomość zaproponował jej kiedyś pracę w domu publicznym, kusząc dachem nad głową, pełną miską i brzękiem monet. Z perspektywy czasu widziała, że był to jeden z lepszych przybytków tego rodzaju, ale Kimiko uciekła wówczas tak szybko, jakby ktoś podpalił jej ogon. Już wolała swoje złodziejstwo. Nie oceniała jednak ani dziewczyn pracujących w takich miejscach, ani ludzi je prowadzących, dopóki wszystko odbywało się bez przymusu. Na kolejne słowa Laufeya uśmiechnęła się bezczelnie, zerkając na niego.
        - Inwestora? Faktycznie ładniej brzmi – zaczęła niewinnie. – I teraz już wiem o jakich laleczkach mówiłeś. A w co głównie się inwestuje przy takim interesie? W sukienki? – Wyszczerzyła się złośliwie, chwilowo bezpieczna poza zasięgiem mężczyzny. Zwolniła jednak, dotrzymując mu kroku swoim spacerkiem na murku, bo wreszcie zdradził coś więcej o sobie, a Kimiko oczywiście wyłapała to w momencie, stawiając uszy na sztorc.
        O dziwo jednak nie ciągnęła Dagona za język, co z pewnością mogło zdziwić. Przyglądała mu się tylko uważnie, gdy na nią nie patrzył, marszcząc lekko brwi w zamyśleniu. Nie odezwała się jednak, a jakiekolwiek myśli kłębiły jej się w głowie, zostały zepchnięte na bok, gdy odwróciła wzrok. Teraz nie był czas na myślenie, tylko na zabawę.
        O walkach już nie usłyszała, przyglądając się kończącemu się murkowi, a później odwracając w stronę Laufeya. Był tak cudownie nieświadomy jej pomysłu, że po prostu nie mogła sobie tego darować i ostrzegła go dopiero przed samym skokiem. Roześmiała się wesoło, gdy wylądowała miękko w podstawionych ramionach, jakby wykręciła mu najlepszy numer, zwłaszcza, że jego mina prezentowała mieszaninę rozbawienia i dezaprobaty dla takiego zachowania. Na szczęście uliczka była w pełni opustoszała, bo panterołaczka w swoim aktualnym stanie nawet nie przejęłaby się ewentualną publiką. W jej mniemaniu Laufeyowi i tak uszło na sucho, bo mogła skoczyć na niego, jako pantera i dopiero miałby zagwozdkę, jak złapać w locie lecącego drapieżnego kota.
        - Brawo! – pochwaliła mężczyznę, klepiąc go lekko w ramię i poruszając się nieznacznie, gdy ją podrzucił, by poprawić uchwyt. Chciała wtedy już zdjąć nogi z podtrzymującego je w kolanach przedramienia i stanąć, ale Dagon jej wcale tego nie ułatwiał. Gdy nie puścił jej od razu, objęła go jedną ręką za ramię, by przy ewentualnej zmianie zdania nie runąć jak worek owsa na bruk.
        - Hm? – zastrzygła podrażnionym szeptem uchem i spojrzała na niego, orientując się, że zadał jej pytanie. Na moment zostawiła swoją nową przymusową pozycję w spokoju, skupiając się na odpowiedzi. A tą był początkowo tylko coraz szerszy uśmiech, ukazujący zwierzęce kiełki i ewidentnie nie zapowiadający jakiejkolwiek współpracy w wyciąganiu z dziewczyny informacji.
        - Też mam swoje sekrety – zamruczała, mrużąc ślepia i dalej szczerząc się bezczelnie. Druga najskrzętniej skrywana przez dziewczynę tajemnica nie wydawała się dzisiaj specjalnie istotna. Może nawet by mu powiedziała prawdę o medalionie, ale droczenie się z nim ją bawiło i chwilowo ten drobiazg wystarczył dziewczynie, by trzymać język za zębami. Na szczęście dla niej, co niestety pojmie dopiero rano.
        - Poza tym nie musisz wszystkiego wiedzieć – dorzuciła już złośliwie, zadowolona ze zgrabnie zamkniętego tematu.
        Zawinęła do siebie ogon, by go nie przydepnąć i podjęła drugą próbę postawienia nóg na ziemi. Znów, tylko szarpnęła się bezcelowo w sztywnym objęciu. Cholernik nie tyle ją podtrzymywał pod plecami i udami, co ją po prostu trzymał. Spojrzała na niego lekko zdziwiona.
        - Możesz mnie już postawić na ziemię – mruknęła, kolejny raz próbując zabrać nogi, ale znów napotkała opór, teraz dodatkowo w komplecie z wrednym uśmiechem Dagona. Dowcipniś się znalazł.
        - Jak dziecko, naprawdę – wytknęła mu, zupełnie ignorując fakt, że sama się dokładnie tak samo zachowuje całą noc.
        – Bo zacznę krzyczeć! – ostrzegła z wesołym uśmiechem, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że to w sumie całkiem niezły pretekst, żeby wydrzeć się w cichą noc.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Z każdą chwilą tylko utwierdzał się w przekonaniu, że pantera zachowywała się jakby była pod wpływem środków odurzających. Towar musiał być naprawdę dobry by doprowadzać umysł do takiego stanu. Był tylko jeden drobiazg. Nie widział by Kimiko cokolwiek zażywała. Harce rozpoczęły się znacznie przed paleniem zioła, więc to nie fajka była sprawcą radości dziewczyny. Najśmieszniejszy był fakt, że to co drażniło lub peszyło dziewczynę, teraz jedynie wprawiało ją w bardziej dowcipny nastrój. A diabeł? Czart zaś bawił się wcale nie gorzej. Cały wieczór obserwował kociaka z rozbawieniem. Nawet piekielnikowi służyła odmiana i odpoczynek od ciągłego knucia, gierek i podchodów, przynajmniej tak to wyglądało z zewnątrz.
Dagon śmiał się złośliwie, gdy złodziejka oblizała usta nabierając się na przytyk.
Uśmiechnął się też, gdy wydrwiła możliwość inwestycji w burdelu. Laleczek nie skomentował. Szczegółowe wyjaśnienie nie było potrzebne dziewczynie do szczęścia, a jedynie mogłoby go niepotrzebnie pogrążyć. Żarty żartami, ale to kot był na haju nie on. Nie musiał się przyznawać, że takie niezbyt pozytywne mniemanie miał o większości kobiet nie tylko tych „pracujących”. Były łatwe do kupienia, chociaż oficjalnie się nie sprzedawały. Łatwe do manipulowania i kierowania nimi. Nie ceniły się zbyt wysoko. Powiedział co uznał za stosowne, resztę czasu poświęcając na dalsze podziwianie odpałów kotki.
Zabawnie było obserwować jak Kimiko wydawała się zainteresowana by momentalnie pogrążyć się we własnym świecie. Nie przypuszczał jednak, że będzie coraz bardziej kreatywna w swoich wygłupach. Bez sprzeciwów włączył się do zabawy, przerabiając ją na swój sposób. Uśmiechnął się diabelsko, gdy pantera pochwaliła go za refleks. Dla niej był to koniec żartu, ale nie dla Laufeya co za chwilę miało się okazać.
        - Widzę - odezwał się odwzajemniając bezczelną minę. Jeśli nie tak, dowie się w inny sposób. Przecież mu się nie spieszyło.
        - Nie musze, ale lubię - odbił piłeczkę. Domyślał się, że Kimiko celowo się z nim sprzeczała, nie doszukiwał się drugiego dna w zatajaniu specjalnego sposobu na czary. Jeszcze nie. Ale brak odpowiedzi tylko zachęcił diabła do jej znalezienia.
Podobnie zadziałała informacja, że może czyli, że powinien postawić dziewczynę na ziemi.
        - Mogę, ale nie chcę - wyszczerzył się bezczelnie. Nie rzuca się diabłu w ramiona, licząc, że łatwo można się z nich wywinąć. Przecież nikt nie mówił, że Dagon zawsze bywał poważny. Skoro odbijało złodziejce on też mógł się trochę pobawić. Oczywiście jej kosztem, jakże by inaczej, choćby w takich drobiazgach jak robienie jej na przekór.
        - Podobno wszyscy mężczyźni są jak dzieci - zaśmiał się bies, twardo obstając przy swoim, trzymając dziewczynę mocno, uniemożliwiając jej wywinięcie się.
        - No i? - zadrwił idąc niewzruszenie.
        - Wokół noc, ani żywej duszy, myślisz, że ktoś ci pomoże? - drażnił się bies.
        - Zanim na dobre piśniesz, wyniosę nas do lasu i na pewno nikt cię nie usłyszy. Jesteś zdana na moją łaskę - kpił bezczelnie, idąc malowniczą uliczką wzdłuż rzeki.
        - Aż tak ci źle ty niewdzięczny kocie? - Zawadiacki uśmiech nie schodził z facjaty piekielnika, kryjąc jego następne intencje.
Lampy już pogasły zostawiając miasto w ciemności rozjaśnianej jedynie nikłym światłem gwiazd. Powoli zbliżała się jutrzenka, były to więc najciemniejsze godziny podczas nocy.
Początkowo aleja biegła sporo wyżej niż koryto rzeki. Teren jednak pomalutku opadał cierpliwie zrównując się z płytką, wartką strugą. W tym właśnie miejscu, gdzie kończyły się strome brzegi, zaczynał się podobny murek do mostkowego. Elegancko oddzielał on deptak od rzeczki płynącej tuż obok.
        - Skoro tak ci niewygodnie, wracaj na swój murek - znienacka odezwał się złośliwie. W tym samym momencie Bajer wyrzucił dziewczynę w kierunku bariery postawionej wodzie. Nie zrobił tego z dużą siłą, nie zamierzał jej uszkodzić ani utopić, ale nadał jej wystarczającego rozpędu, by teraz łapała równowagę na kamieniach.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Wokół noc, ani żywej duszy, myślisz, że ktoś ci pomoże? Zanim na dobre piśniesz, wyniosę nas do lasu i na pewno nikt cię nie usłyszy.
        Nawet wypowiedziane żartobliwym tonem, słowa Laufeya wywołały lawinę wspomnień, których obrazy przemykały dziewczynie teraz przed oczami. Otumaniony emocjami umysł na moment stracił kontakt z rzeczywistością, przeplatając to, co Kimiko aktualnie odbierała zmysłami, z tym co czuła i widziała dwa lata temu. Uśmiech zadrgał na jej ustach, jakby siłą próbowała go utrzymać, a w oczach dosłownie na uderzenie serca błysnął czysty strach. Zaparła się rękami o ramię i pierś Dagona, jednocześnie się go trzymając i minimalnie odsuwając od siebie. To trwało tylko chwilę, ale i tak nie słyszała tego, co dalej mówił, chociaż widziała, że porusza ustami. Potrząsnęła głową i przetarła dłonią oczy, próbując wrócić do siebie.
        Nie czuła się źle zbyt długo, nie mogła przecież. Nieprzyjemne wspomnienia zaraz wyleciały z głowy, niby wywiane wiatrem, a wówczas sama już nie pamiętała, co tak zaprzątnęło jej myśli i panterołaczka podniosła na Laufeya rozbawione spojrzenie zielonych oczu. Pyskówka ugrzęzła jej jednak w gardle, gdy poczuła, jak opada nieznacznie w jego ramionach, podświadomie wiedząc, co to oznacza.
        - Dagon! – pisnęła odruchowo, gdy poczuła, jak wylatuje w powietrze, wypchnięta dość silnie w stronę rzeki. Chyba jednak to, co mówił, było istotne.
        Złapała stopami krawędź murku i zachwiała na nim ze śmiechem, próbując złapać równowagę, w czym nieodzownie pomógł długi czarny ogon, tańcząc za nią chaotyczne. Stanęła w końcu na wąskim murowaniu, a będąc przodem do Bajera miała doskonały widok na jego złośliwy uśmiech. Zmrużyła wtedy lekko ślepia i nonszalancko przełożyła ciężar ciała na jedną nogę, wolną stopą bujając za krawędzią cegieł. Poczekała aż mężczyzna zbliży się o krok.
        - Nie jestem zdana na niczyją łaskę – mruknęła, ukazując kły i pochylając się w jego stronę. Zaraz jednak groźna mina złagodniała, a uśmiech poszerzył się znów. Murek może nie był wysoki, ale stojąc na nim, Kimiko i tak ledwie dorównywała Dagonowi wzrostem. Wyciągnęła ręce, łapiąc go za klapy marynarki i powoli przyciągając mężczyznę jeszcze bliżej.
        - Masz czarne oczy – szepnęła, przysuwając swoją twarz tak blisko, że prawie dotykała go nosem. Zerkała z uwagą od jednego jego oka do drugiego, jakby sprawdzając jego reakcje, sama mając tak rozszerzone źrenice, że ledwo było widać cienką zieloną tęczówkę. Ciszę przerwało gardłowe mruczenie, a panterołaczka przytuliła się buzią do policzka Laufeya i otarła o niego kącikiem ust, powtarzając tą samą czynność na drugiej stronie jego twarzy. W najmniejszym stopniu nie przejmowała się tym, jak to zachowanie odbierze mężczyzna, w tym momencie zbyt pochłonęły ją zwierzęce instynkty. Gdy otworzyła oczy szept znów zastąpił mruczenie.
        - Lubię cię – powiedziała po prostu i trąciła Bajera nosem, a jej uśmiech nagle rozciągnął się szeroko w wesołym grymasie. – Bawmy się! – rzuciła i pociągnęła go za sobą do tyłu.

        Nie wiedziała, czy specjalnie nie protestował, czy go zaskoczyła, czy po prostu się potknął, ale przecież to nie miało znaczenia. Ważne, że gdy ona poleciała z murku w tył, prosto do rzeki, on poleciał za nią, a tafla wody zamknęła się za obojgiem, urywając śmiech dziewczyny. Pływak był z niej raczej średni, na szczęście wpadli do rzeczki w miejscu, gdzie stromy brzeg dawał jeszcze jakiś grunt. Sama woda jej nie przeszkadzała, lubiła ją zarówno w ludzkiej, jak i zwierzęcej postaci. Myć się przecież trzeba, to po pierwsze, nic tak nie łagodzi upałów, jak chłodna kąpiel, to po drugie, a świeża rybka to jeden z jej ulubionych przysmaków, to po trzecie. Gdy się wynurzyła, woda sięgała jej do bioder, a dziewczyna cofnęła się przezornie o kilka kroków, od miejsca, gdzie chyba zostawiła Bajera. Mimo tego, że była przemoknięta do suchej nitki, ubrania i włosy się do niej kleiły, a uszy oklapły, uśmiech miała szeroki i zadziorny, gdy rozglądała się za Dagonem.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Trzymając Kimiko blisko, nie widział jej twarzy zbyt dokładnie. Nie mógł więc dostrzec niekomfortowego uśmiechu złodziejki i dziwnego spojrzenia utkwionego w przestrzeni z przemykającym w nim cieniem strachu. Zauważył jednak brak dyskusji, która raczej już powinna się pojawić. Poczuł też jak dziewczyna się spięła, jakby sama nie wiedziała co powinna, ani co chce zrobić. Jakby jednocześnie chciała uciekać i zostać. Czyli jednak w tej czarnej główce tliły się resztki rozsądku. Diabeł uśmiechnął się pod nosem z powodu wywartego wrażenia. Niestety było ono krótkie. Zaraz powrócił kot na haju.
Nie żałował ani przez moment decyzji, a pisk dziewczyny tylko utwierdził czarta w przekonaniu o słuszności swoich dokonań. Zatrzymał się z bezczelną satysfakcją patrząc jak pantera łapała równowagę na wąskim murku.
        - Doprawdy? - Podchodząc bliżej wyszczerzył się złośliwie do nachylającej się złodziejki. Trochę robił jej na złość, trochę było w tym prawdy, tylko kociak chyba nie do końca zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Miała niewielkie przebłyski, ale chyba na nich się skończyło.
Złapany za marynarkę uniósł tylko brew, ale dał się podprowadzić bliżej, ciekaw co też pantera wymyśliła tym razem.
        - Ciemno jest, dlatego… - zamruczał opierając ręce na talii dziewczyny.
Przychylił się odrobinę, gdy Kimiko otarła się o jego policzek. Dłoń powędrowała wyżej na plecy pieszczotliwie gubiąc się w rozpuszczonych włosach. Kocie mruczenie wraz z kocimi zachowaniami i dziewczęcą sylwetką był całkiem ponętnym połączeniem.
Na wyznanie sympatii sam zamruczał z aprobatą. Piekielnik nie miał absolutnie nic przeciw takiemu rozwojowi wydarzeń. Przeciw zabawie tym bardziej. Tylko ton jakim propozycja została złożona wprawił biesa w poważną konsternację. Krótką, trwała ona ledwie mgnienie, gdyż zaraz potem poczuł gwałtowne szarpnięcie. Postąpił krok naprzód by złapać równowagę. Trafił jednak na murek, który tylko pogorszył sprawę. Diabeł zachwiał się mocniej i runął w przód w ślad za panterą. Rozległ się donośny podwójny plusk. Dagon jak oparzony zerwał się na nogi, z warknięciem łapiąc oddech. Oczy miał szeroko otwarte i oddychał ciężko, wzrokiem odnajdując wynurzającą się z wody Kimiko. Odgarnął z twarzy mokre włosy i strzepnął wodę z rąk, jakby mogło to coś pomóc na przemoczony garnitur. Złodziejka profilaktycznie odsunęła się o parę kroków, chyba licząc, że jej to pomoże, ale szczerzyła się bezczelnie zadowolona ze swojego fortelu.
Garnitur i tak wcześniej był zniszczony, ale wrzucać kogoś znienacka do wody, diabła wrzucać do wody! Przecież to nie tylko proszenie się o kłopoty ale i zupełny brak jakichkolwiek uczuć.
Zniknął materializując się tuż za Kimiko i mocno chwycił dziewczynę w pasie, przyciągając do siebie, by uniemożliwić jej ucieczkę.
        - Zamorduję - warknął w mokre włosy złodziejki.
Wolną ręką złapał podpływający do nich kapelusz i mokry z rozmachem założył dziewczynie na głowę, naciskając go jej na oczy.
        - W normalnych okolicznościach używa się worka - szepnął ochryple podrywając dziewczynę z wody i zniknął.

        Zmaterializował się tuż obok, na bruku z Kimiko pod pachą, ociekając wodą i zostawiając sporą kałużę na deptaku.
        - Co ty kocie odpierdalasz? - mruknął ruszając powoli. Niósł panterę jak spory worek z kończynami, pozostawiając mokre ślady.
        - Zima za pasem, a tobie się na kąpiele pod chmurką marzą? - Spod warkotu powoli przebijało się rozbawienie piekielnika, który ani myślał odstawić złodziejkę na ziemię.
        - Co ja mam z tobą zrobić? Może wrzucę cię z powrotem do tej rzeki, tylko wpierw przywiążemy ci coś ciężkiego do nogi? - Groźba zabrzmiałaby pewnie wiarygodniej, gdyby diabeł wypowiedział ją poważniejszym tonem, który gdzieś się ulotnił.
W którym momencie przestał rozważać zamordowanie kociaka? Nie miał pewności. Złodziejka była zabawna i najpierw pogodził się z myślą, że z chęcią zatrzyma ją dla siebie. Potem podejrzliwość gdzieś znikła. Teraz dał się skąpać i wciąż nie planował obedrzeć jej ze skóry. Całe szczęście nie należał do stworzeń, których działania zawsze musiały mieć sens. Robił to na co miał ochotę, a teraz mimo wszystko nie miał chęci mordować kota, na jej szczęście.

        Skierował się z powrotem na rynek. Nawet i na jarmarku, pomiędzy kramami kręciły się ostatnie niedobitki, a właściciele zamykali swoje maleńkie mobilne przybytki, szykując się do zasłużonego odpoczynku. Pomiędzy nimi bies przyspieszył, odstawiając panterę dopiero przy upatrzonym stoisku.
        - Biedactwa co wam się stało? - Załamała ręce niemłoda już kobiecina. Była niewysoka i pulchna, ale jeszcze nie otyła. Policzki miała rumiane, włosy w kolorze słomy i zielone wesołe oczy. Ciepły uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wyglądała jak idealna reklama swojego kramu.
        - Jedna dama wpadła nas do rzeki - odparł zgodnie z prawdą. Kobieta jedynie wywróciła oczyma w czytelnym komunikacie „ach ci młodzi”.
        - Zdążyliście w ostatniej chwili. - Uśmiechnęła się pogodnie, soczyście gestykulując i zaraz wzięła się za szykowanie swojego specjału.
Moment później na niewielkiej ladzie postawiła dwa gliniane kufle z mocnym, przyprawionym winem własnego wyrobu. Dagon uśmiechnął się do Kimiko i wzniósł pękaty kubek w niemym toaście. Po takiej kąpieli, o tej porze roku rozgrzewka była wskazana.
Alkohol był słodki, aromatyczny i co najważniejsze mocny, więc sprawnie i przyjemnie rozgrzewał przemoczone ciało. Mimo procentów i pokaźnej ilości, dość szybko wypił swojego drinka nakłaniając dziewczynę do tego samego.
Czarta taka ilość alkoholu nie ruszyła. Co do Kimiko nie miał pewności, ale uznał, że dzisiaj to nic jej nie zaszkodzi a co najwyżej pomoże.

        Potem ruszyli prosto do zajazdu. W drodze względnie obeschli, a przynajmniej obciekli. Wpełzli do pokoju, gdy niebo nabierało nieśmiałych rumieńców pokrywających mdławą szarość i nocną czerń.
Kimiko zatoczyła się do sypialni a czart popatrzył na kanapę. Zrzucił mokrą marynarkę i przemoczone buty. Przebierać wilgotnej koszuli i spodni mu się nie chciało. Był zmęczony jak rzadko i marzył by odpocząć. Pacykować będzie się jutro. Dzisiaj - poprawił się w myślach, ale jak nastanie jakaś ludzka pora. Teraz chciał się zdrzemnąć. Pogardliwym wzrokiem jeszcze raz otaksował kanapę. Niedoczekanie. Po tym wszystkim miał jeszcze spać na kanapie jak jakiś zapchlony kundel. Jeszcze czego. Cicho poszedł do sypialni i wpakował się na łóżko. Przyciągnął dziewczynę do siebie traktując ją trochę jak poduszkę, trochę jako termofor, a trochę robiąc jej na złość, za tę podłą, podstępną i obrzydliwą kąpiel w zimnej rzece. Zaraz potem, w miłym towarzystwie, na wygodnym łożu, pogrążył się w przyjemnym letargu. Sen diabła różnił się od ludzkiego odpoczynku. Piekielnik prawie nigdy nie zasypiał całkowicie. Jego wypoczynek przypominał trochę drzemkę plasującą się gdzieś pomiędzy jawą a snem. Był świadom otoczenia ale podsypiał z zamkniętymi oczyma. Tak samo przytulał dziewczynę dość mocno by wymknięcie się wcale nie było takie łatwe jak z objęć zwykłego śpiącego
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Gdy zobaczyła przemoczonego Dagona parsknęła śmiechem i chichotała niepohamowanie nawet gdy zabijał ją spojrzeniem, bezskutecznie usiłując strzepnąć z siebie wodę. Ależ był wściekły! Gdy zniknął, zawahała się na moment, ale nie zdążyła się nawet rozejrzeć, by odnaleźć go spojrzeniem, gdy poczuła mocne szarpnięcie od tyłu. Zachłysnęła się zaskoczona, a po plecach przebiegł jej dreszcz, ale wciąż rozbawiona zrzuciła to na chłód, pełznący po wilgotnej skórze. Uśmiechała się więc dalej, mimo wyraźnej groźby warkniętej prosto w ucho i swojej zdominowanej pozycji. Gdyby była w pełni poczytalna, a tej nocy nie była wcale, raczej nie stawiałaby na to swojego życia, ale aktualnie uznała, że mężczyzna wystarczająco często rzuca w jej stronę czcze groźby, by i teraz się nimi nie przejmować. Nawet, jeśli brzmiały bardzo poważnie.
        - Daj spokój Bajer, to tylko trochę… aj! – zapowietrzyła się, gdy mokry jak ściera kapelusz wylądował z rozmachem na jej głowie, oblewając ją kolejnymi strugami wody i zasłaniając widok. Nie ukrył jednak szerokiego uśmiechu dziewczyny, która przygryzała wargę, by się nie roześmiać na głos i nie rozdrażnić Dagona bardziej.
        Poderwana z wody nie zdążyła nawet pisnąć, a gdy pojawili się na deptaku jej pozycja z niekomfortowej stała się niewygodna. Próbowała odciągnąć złożoną na jej brzuchu dłoń, ale czuła się jakby walczyła ze stalową obręczą. Nogi i ręce wisiały jej w dole, kawałek nad brukiem, i tylko głowę zadzierała do góry, by widzieć, gdzie idą, no i by kapelusz jej z niej nie spadł. Machnęła bezradnie wszystkimi kończynami, a bujając ogonem utrzymywała jaki taki poziom. Próbowała sięgnąć nogami ziemi, ale Laufey znów postawił na swoim, niosąc ją jak tobołek pod pachą i marudząc.
        - Nic – odparła niewinnie z już nie tak niewinnym szerokim uśmiechem, majtając w powietrzu nogami i drżąc z zimna i ze śmiechu jednocześnie. Zadarła bardziej głowę, zerkając spod ronda kapelusza w górę na Dagona, gdy usłyszała lekkie rozbawienie przebijające się przez groźny do tej pory ton.
        - Czyżbyś nie lubił wody? – zamruczała tonem pod tytułem „oho kochany, czyżbym poznała twą kolejną słabość?”, wciąż kręcąc się w niewygodnym objęciu.
        - Na początek możesz mnie puścić, niekoniecznie do wody – śmiała się, wciąż niezrażona. Na dodatek wyczuła już, że Dagon nie będzie się złościł, więc folgowała sobie do woli. – Ale wiesz, następnym razem chociaż kapelusz zdejmij przed kąpaniem, bo ci się odkształci.

        Gdy pojawili się na jarmarku przestała pyskować, rozglądając się z zaciekawieniem i wodząc nosem za opływającymi ją zapachami. Ludzi było już niewielu, ale ci nieliczni, którzy ich mijali, obdarzali parę długim spojrzeniem, nieprzyzwyczajeni do takich widoków. Kimi tylko uprzejmie machała tym bardziej nachalnym, którzy wówczas przyłapani na gapieniu się, szybko odchodzili w swoją stronę.
        - No nareszcie. – Otrzepała się, postawiona na ziemi, i objęła ramiona dłońmi dla ogrzania, rozglądając jednocześnie, gdzie się znaleźli.
        Urocza kobieta za ladą zdawała się przesympatyczną osobą (wszyscy się dzisiaj tacy wydawali), a na odpowiedź Dagona złodziejka wyszczerzyła się szeroko, wyraźnie z siebie dumna, machając ogonem za plecami. Do podstawionego jej kubka zajrzała z ciekawością, a zapach, który uderzył ją w nozdrza sprawił, że mało znów nie zaczęła mruczeć. Grzane wino! Z nieschodzącym jej z ust uśmiechem wzniosła naczynie do toastu i objęła je obiema dłońmi, chłonąc ciepło i zanurzając usta w trunku. Przyjemne uczucie ciepła rozchodzącego się po wyziębionym ciele sprawiało, że Kimiko chłeptała alkohol duszkiem, jak nie przymierzając, kot mleko z miski. Tylko oczy błądziły ponad krawędzią kufla, pilnując otoczenia, ale na zachęcający gest Laufeya również ślepia utkwiła w winie, niemal wpadając buzią w gliniane naczynie. Rety, ale to było smaczne! I ciepłe! I mocne…
        Do zajazdu wracała już na własnych nogach, ale obejmując ramię Dagona, dla utrzymania równowagi, naruszonej nieco zmęczeniem i zbyt dużą ilością alkoholu, pochłoniętą zdecydowanie za szybko. Po schodach wspięła się ziewając szeroko, a do pokoju zatoczyła nucąc znajomą piosenkę i chichocząc ciągle.
        - Wlazł kotek na murek i skoczył! Ładna to piosenka… ale się nie rymuje. Zaśpiewaj koteczku jeszcze raz! Wlazł kotek…
        Nawet nie spojrzała, czy jest sama w pokoju, z ulgą ściągając mokre ubrania i rzucając je beztrosko na komodę. Rozgrzana nieco alkoholem od środka, ale wciąż przemarznięta po kąpieli, przebrała się w suchą koszulę i stare spodnie, i padła na twarz do łóżka. Dopiero poduszka zamknęła jej usta, a panterołaczka zaczęła się wyciszać, gdy tylko otulił ją zapach świeżej pościeli. Dagon stąpał cicho, ale i tak go usłyszała, przekręcając głowę, by go widzieć. Uśmiechnęła się lekko, na widok przemoczonego mężczyzny.
        - A ty co, kąpałeś się w ubraniu? – zadrwiła, przesuwając tylko trochę, gdy padł na łóżko.
        Nie protestowała w ogóle, przecież to i tak jego pokój, ona była tu gościem, a mebel był tak ogromny, że jeszcze jedna osoba by się tu zmieściła, a i tak wszyscy mieliby pełen komfort. Widząc jednak, jak mężczyzna wyciąga rękę w jej stronę, kocie oczy rozszerzyły się w nagłym strachu. Próbowała szybko przekulać się na drugi koniec łóżka, ale zaraz jęknęła, czując jak mężczyzna oplata ją ramieniem w pasie i przyciąga w swoją stronę.
        - Nie… nie Dagon, zostaw mnie, proszę! Matko, przecież ty jesteś cały mokry! O rety i zimny, no weź, przepraszam za tą rzekę, już będę grzeczna, proszę nie… aaaa!
        Rękami i nogami próbowała jeszcze zaczepić się o pościel i odpełznąć, ale nie miała szans. Znów zajęczała żałośnie, gdy przylgnęła do Dagona plecami i poczuła, jak jej sucha i ciepła koszula przesiąka wodą z rzeki, którą ten głupek przywlókł do łóżka! Jeszcze zrobił sobie z niej poduszkę, układając wygodnie i przytulając, jak ona kołdrę przed snem! Bezczelny! I mokry, i zimny, matko kochana, brr! Zadrżała, gdy jego mokre włosy spadły jej na kark i znów próbowała odczepić od siebie oplatające ją ramię, bezskutecznie.
        Wtulona całkowicie w leżącego na boku Laufeya poddała się w końcu i westchnęła, opadając bezwładnie w pościel. Gdy kolejny dreszcz przebiegł po jej plecach sięgnęła tylko po wolny brzeg kołdry (bo na części oczywiście leżeli) i zarzuciła go na nich, przykrywając chociaż trochę. Pantera zaczynała sama ich ogrzewać, działając jak mały piecyk, a skoro była już skazana na towarzystwo Dagona, to i jego miała zamiar ogrzać i wysuszyć, żeby przestał oddawać jej chłód. Przytuliła się więc do niego bardziej i zawinęła nieco wokół oplatającego ją ramienia, układając się do snu. Nie trwało to długo, dziewczyna była wykończona bezsenną nocą, szaleństwami i alkoholem. Po krótkim czasie sypialnię wypełniło jednostajne, kojące mruczenie, a pantera zaczęła oddawać ciepło.

        Wibrujący dźwięk ustał dopiero, gdy Kimiko obudziła się koło południa. W nocy nie zmieniała pozycji, poruszając się tylko nieznacznie, by lepiej się ułożyć, obudziła się więc wyspana, przyjemnie wygrzana i przytulana… zaraz, zaraz… Dziewczyna otworzyła nagle oczy i spojrzała w dół, na obejmującą ją w pasie rękę. Pobiegła po niej wzrokiem w tył i…
        - O żesz… - szepnęła i zwinęła się z powrotem w swój kłębek, wpatrując szeroko otwartymi oczami w pościel przed sobą, którą obejmowała tak kurczowo, jak ją przytulał od tyłu Dagon.
        Leżała bez ruchu przez dobrą chwilę, przypominając sobie wydarzenia wczorajszej nocy. Uspokoił ją nieco fakt, że oboje byli ubrani, czyli zdecydowanie mogło być gorzej, ale i tak dobrze byłoby pamiętać, jak do tego doszło. Migawki wspomnień nie były wyraźne, ale dawały jakieś informacje. Obiad z tym dupkowatym elfem, jarmark, włamała się do sklepu zielarki (świetnie po prostu), spotkali te wampiry (co za pech), ale jakoś się wykaraskali, a ona później wrzuciła ich do rzeki. Nie no, po prostu fantastycznie. Warknięte wtedy przez Laufeya „zamorduję” zabrzmiało w jej głowie teraz jakoś poważniej, ale skoro miała co wspominać, to mężczyzna ewidentnie groźby nie spełnił.
        O dziwo ta niekomfortowa, a właściwie zaskakująco wygodna pozycja, w jakiej się obudziła, nieco ją uspokoiła, bo to znaczyło, że niezależnie od tego, co nawywijała wczoraj, Laufey jakoś jej odpuścił, w końcu nadal oddychała i miała ogon. To już całkiem niezły początek. Nie sprawiało to jednak, że poczuła się mniej niezręcznie, spróbowała więc po cichu wysmyknąć się z objęcia i z łóżka. Fuknęła cicho pod nosem, gdy bariera z męskiego ramienia nie ustąpiła pod naporem. Dziewczyna wierciła się przez chwilę, ostrożnie próbując pozbyć się obciążenia, a w końcu doszła do wniosku, że Dagon chyba udaje, że śpi, bo to niemożliwe, żeby tak mocno ją trzymał przez sen. Zastrzygła uszami, łaskocząc go po szczęce, licząc, że sam się wybudzi, zmieni pozycję i zabierze rękę.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Mógłby ukręcić jej ten uszaty łebek. Mógłby wynieść jedynie on sam wiedziałby gdzie, ale lęki panterze minęły, chociaż była najbliżej przekroczenia granicy diablej cierpliwości. Czasem widać było jak stresowała się drobiazgami nie będąc pewną jaką uzyska reakcję, a paradoksalnie gdy naprawdę mogła się ona nie spodobać, pantera świetnie się bawiła. Jak wrócą jej zmysły, trzeba będzie porozmawiać o tych chwilach wątpliwej poczytalności. Prychnął na nieudolną próbę zgrywania niewiniątka.
        - Zimnej? Jesienią? Nie lubię - odpowiedział warkotliwie, nie wdając się w szczegóły. Nic sobie nie robił z machania rękoma i nogami, wychodząc z założenia - w dupie z pozorami. Nie było to większym utrudnieniem niż bunty zwykłego dachowca. Tylko słysząc wzmiankę o kapeluszu, wstrząsnął lekko swoim pakunkiem.
        - Nie przeginaj, bo ciebie odkształcę - burknął, ale humor diabła był już całkiem ułagodzony, więc i jego burczenie było raczej niegroźne. Przynajmniej na tyle na ile nieszkodliwe mogło być niezadowolenie bandyty z piekła. Kotu upiekło się, po raz kolejny.

        W głębokim poważaniu miał gapienie się ostatnich bezsennych tułających się uliczkami, trzeźwych czy też pijanych. Dagon nie był narwańcem. Póki każdy z nich pilnował swoich spraw czart nie zamierzał zwracać na nich uwagi. Gdy uwolnił złodziejkę, uśmiechnął się złośliwie usatysfakcjonowany. Wieczór nie był zimny, ale po kąpieli i jemu dreszcze ciągnęły po plecach. Naprawdę, świetny to był pomysł.
        Może gdyby duma wypisana na twarzy dziewczyny była perfidna i złośliwa. Gdyby pantera próbowała go w jakiś sposób upokorzyć, nie folgowałby jej nawet chwili. Ale poznał już trochę dziewczynę i dzisiaj chociaż odstawiała najróżniejsze dziwactwa, były raczej nieszkodliwe. Pajacowała jak młody kociak i była w tym całkiem urocza. Laufey lubił budzić strach. Uwielbiał szacunek podszyty trwogą jakim go darzono, ale Kimiko była zabawną odmianą. Zdążył dojść do wniosku, że nie zamierza go wykorzystać i wyrolować, co już dawało jej pewien margines tolerancji. Z drugiej strony, choć na co dzień głupotę i naiwność osób, które nie miały dość rozsądku by nie wierzyć w urok diabła, Dagon wykorzystywał brutalnie i bez skrupułów, gardząc swoimi ofiarami, o tyle pantera była na tyle wdzięczna w swojej łatwowierności mieszanej z ostrożnością, że nawet go nie drażniła, a dostarczała rozrywki.
Nie czując zagrożenia ani pogardy, wykorzystywał więc zabawne chwile mieszając je z pracą.
        Alkohol pomógł na wiele sposobów. Chociaż na chwilę rozgrzał przemoczone ciało, zastępując dreszcze swoim przyjemnym, nawet jeśli złudnym, ciepłem. Do tego pantera się ładnie ululała i dzięki temu teraz, wraz ze zmęczeniem, jedynym z czym musiał się borykać to jej plączące się nogi i piosenka, którą mruczała sobie pod nosem gdy już weszli do pokoju. Tak więc na swoją stancję wrócili bez kolejnych urozmaiceń, nawet jeśli musiał prowadzić dziewczynę niekoniecznie pewną swoich kroków.

        Chociaż skradał się cichutko, panterołaczka od razu zauważyła jego obecność, nawet pijana. Na drwinę odpowiedział jedynie złośliwym uśmiechem. O dziwo obeszło się bez protestów jak wlazł na materac. Czyli kotek chociaż czujny, był całkiem nieświadomy... Dobrze. To, że diabeł nie zrobił jej krzywdy, nie znaczyło, że daruje wrzucanie swojej osoby do rzeki bez żadnego odzewu.
Kimiko zorientowała się za późno co się święci, na co czart tylko szerzej się uśmiechnął.
        - Mi też jest zimno - zamruczał z satysfakcją gdy dziewczyna piszczała próbując się odsunąć.
        - Trzeba było pomyśleć wcześniej, już ci nie wierzę - odpowiedział zadowolony z osiągniętego piorunującego efektu. Na protesty i próby wydostania się z potrzasku tylko rechotał pod nosem, bardziej nimi zachęcony niż odstręczony. Mogła być czujna. Mogła być cicha jak dziki kot i tak jak ten drapieżnik zwinna i zabójcza. Ale gdy już dostała się w łapy biesa, była na przegranej pozycji jak zwykły kociak.

        Dagon wypoczął jak rzadko. Było mu miło, wygodnie i ciepło, a do tego mu mruczano utulając do snu lepiej niż kołysanka.
Diabła przebudził dopiero gwałtowny ruch dziewczyny i urwanie mruczenia. Powstrzymał śmiech, słysząc zszokowany szept. Trochę tak jakby Kimiko urwał się film i dopiero teraz dowiedziała się co zrobiła. Oczy wciąż trzymał zamknięte, ale nie pozwolił wymknąć się swojej tegonocnej maskotce. Kimiko jednak nie dawała za wygraną. Skoro próby oswobodzenia się spaliły na panewce, zaczęła smyrać go uszami po twarzy.
        - Nie wierć się, śpię - mruknął chrapliwie, wciąż tłumiąc rozbawienie. Tę przestrzeń, którą dziewczynie udało się wywalczyć wiercąc się i próbując nawiać, diabeł zatarł mocniej przytulając dziewczynę. Otarł policzek o jej głowę i westchnął głęboko, jakby ani myśląc się ruszyć.
        Dopiero po chwili zsunął z niej rękę, pozwalając jej umknąć, zadowolony odpowiednio długim w swoim mniemaniu uwięzieniem złodziejki. Przekręcił się na plecy i otworzył oczy powoli przyzwyczajając je do jasności południowego słońca.
        - Dokąd ci tak spieszno? - zamruczał, podkładając rękę pod głowę, by lepiej widzieć Kimiko.
        - Podobno mnie lubisz, a już uciekasz? - odezwał się nęcącym półgłosem. Dagon puścił dziewczynę, ale to nie znaczyło, że piekielnik skończył zabawę kosztem brunetki. Leniwy uśmiech, który pojawił się na twarzy moment temu, ani myślał zniknąć.
Bies wyglądał jak po dość rozrywkowej nocy. Ubrania, które obeschły na nim prezentowały się co najmniej luzacko. Wymięta koszula pozbawiona eleganckiego zwieńczenia kołnierzyka, była sama w sobie rzadkim widokiem, a co dopiero o kilka guzików niedopięta jak teraz. Spod jej wygniecionej bieli wymykał się niewielki fragment tatuażu. Rozpuszczone włosy, które wysychały podczas snu, teraz w artystycznym nieładzie rozsypały się po poduszce i kręconymi kosmykami opadały na ciemne oczy. Ślepia, które swoim szelmowskim spojrzeniem z odrobinę groźną nutą idealnie pasowały do uśmieszku diabła.

        Skoro jednak już wstał, westchnął głęboko i zszedł z łóżka. Piekielnik przeciągnął się powoli i poruszył głową, aż chrupnął mu kark. Dopiero wtedy, odgarniając włosy wpadające do oczu, Bajer poszedł do salonu. Nie czekał aż pantera się namyśli. Darował sobie dżentelmeńskie zagrywki (nie po tym co zafundowała mu wieczorem), sprawnie wybrał świeże ubrania i poszedł do łazienki. Zdecydowanie potrzebował ciepłej kąpieli.

        Gdy moczył się się w gorącej wodzie, na ręce zmaterializował mu się niewielki dzwoneczek, którym zadzwonił. O dziwo przedmiot nie wydał z siebie głosu. Zamiast dźwięczącej melodii, właśnie w dźwięku dzwoneczków pojawiła się wróżka znana już z wcześniejszych wieczorów.
Wyraźnie oburzona zaczęła majtać coś drobnymi rączkami, które szybko skrzyżowała na piersi, patrząc na diabła z naganą.
Przecież zjawiła się wieczorem jak zawsze, a tam nic! Zero naszykowanych ubrań. Przenosiła się bez powodu.
        - Daj spokój skarbie. Późno wróciliśmy - zamruczał czart, na co wróżka tylko fuknęła ostentacyjnie odwracając wzrok.
        - Teraz potrzebuję twojej pomocy. - Uśmiechnął się czarująco. Wróżka wywróciła oczętami, ale machnęła rączką, jakby mówiła no dobrze, znaj łaskę pani i zgrabnie poleciała do salonu, wymykając się szczeliną drzwi, które swoim ciężarem zaraz się za nią zamknęły.
Pomknęła do stosu ubrań i aż się zapowietrzyła. Niczym wściekła osa pomknęła z powrotem do łazienki.
        - No był mały wypadek... - mruknął bies, rozbawiony złością małej istotki.
Ta zaś dopiero w tym momencie rozsierdziła się na dobre. Dagon zdążył wyjść z wanny gdy skrzydlata rozpoczęła swoją tyradę. Całe szczęście tak drobne stworzonko mówiło równie szybko co latało inaczej chyba Laufey by nie wytrzymał i parsknąłby śmiechem, a to nie było wskazane, bo mała obraziłaby się śmiertelnie. Tak więc z uśmieszkiem plączącym się na ustach słuchał brzęczenia, które przypominało dzwonki i ważkowe skrzydełka zmieszane w jedną uroczą symfonię. W niej dało się wyłapać coś na kształt - Wypadek, ja ci dam wypadek. Mgnienie później wypadła z łazienki z hukiem otwierając drzwi.
        - Weź zachowuj się i zamykaj za sobą - mruknął diabeł, który chwilowo za jedyny ubiór miał ręcznik przewiązany przez biodra. Odwrócony na wpół tyłem do wyjścia nawet nie widział co działo się za otwartymi drzwiami. Te zaraz do wtóru rozeźlonego brzęczenia zamknęły się z nie mniejszym hukiem.
        - Dziękuję - odezwał się teatralnie zza drzwi. Wrózia zaś wzniosła swe drobne rączki do niebios w pantomimicznej skardze i wróciła do całego nieszczęścia, zupełnie nie zważając na Kimiko.
"Ubrania, takie piękne ubrania zniszczył! I buty!"
Z piskiem podniosła poszarpany rękaw marynarki i miąchała nim chwilę w powietrzu jak martwym przyjacielem, którego żale mogłyby wskrzesić. Potem podleciała do kapelusza, wciąż mokrego. Co ten niewdzięczny diabeł wczoraj robił?! Jaki brak szacunku do wspaniałych materiałów.
        Wróżka była dość nietypową istotką. Zamiast tkwić w lesie i opiekować się przyrodą, całym sercem ukochała materiały wszelkiego rodzaju. Zakochała się w nich gdy Dagon odmienił się z psa (którego postanowiła otoczyć opieką, używając go jako pretekstu by opuścić swoją wioseczkę) w to dwunogie, rogate coś. Została by opiekować się nie Bajerem, a jego domem i ubraniami. Zauroczyły ją jedwabie, luksusowa bawełna. Lubiła meble z egzotycznego drewna, chociaż przecież trzeba było ściąć na nie drzewa. W jej oczach jednak, to nadawało im nowe jakże oryginalne, wartościowe i jedyne w swoim rodzaju życie.
Latała więc jeszcze dobrą chwilę użalając się nad niesprawiedliwym losem, który spotkał tak wspaniałe wyroby, nim znikła by wrócić z dwoma nowymi, skompletowanymi garniturami, nowym kapeluszem i butami. Później zabrała to co było do prania lub było zniszczone. Wszystko zaś czyniła tak jak zwykle, wyciągając swój magiczny worek i wyjmując rzeczy z niego i do niego je pakując.
        W tym czasie Dagon już ubrany, w świeżej koszuli, może bez krawata, ale trochę lepiej zapiętej, i ze związanymi mokrymi włosami wyszedł z łazienki.
Ostatnio edytowane przez Dagon 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości