Leonia[Miasto i jego okolice] W poszukiwaniu wróża

Bardzo duże miasto portowe, mające aż trzy porty, w tym dwa handlowe, a jeden z którego odpływają jedynie statki pasażerskie. Znane z bardzo rozwiniętej technologi produkcji statków i łodzi, o raz hodowli rzadkich roślin nadmorskich.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- Biedny koń. – Mruknął Bakvst i dokończył swój kufel. Drugi z resztą. – Piwo mają nawet dobre, aczkolwiek nieco słabe. Musiałbym wypić chyba cały jego zapas, by się upić. Zamawiamy trzecią kolejkę?
Leśni mruknęli potakująco, jednak Loring machnął jedynie dłonią z zaprzeczeniem, a na pytanie dlaczego, odpowiedział, że już mu starczy.
- No dobra, jak chcesz. – Melmaro wzruszył ramionami i wezwał do ich stolika kobietę, a kiedy ta przyszła, zamówił kolejną kolejkę – za którą zapłacił Loring.
- Ciekawe kim jest ten osobnik z którym Dar tak swobodnie sobie rozmawia. Pewnie jakiś znajomy, pytanie tylko czy jest to przypadkowe spotkanie? – Złotowłosy przyjrzał się uważniej rozmówcy smoczego towarzysza, po czym z powrotem przeniósł wzrok na swych braci. – Zresztą nieważne, jak przyjdzie to się go zapytamy. Mam nadzieję, że ten wróżbita jak-mu-tam nie będzie zbyt długo zwlekał. Nie ukrywam, nie mam zbytniej ochoty oglądać tego całego turnieju i wolałbym byśmy ruszyli dalej przed jego rozpoczęciem, nawet jeśli byłoby to równoznaczne z tym, że musicie sobie go odpuścić. To chyba nie byłby problem?
- Nie, nie byłby. – Skwitował spokojnie Urgoth i skupił się na ladzie z której właśnie wyszła kobieta niosąc cztery kufle. – Są rzeczy znacznie ważniejsze od jakiegoś tam turnieju.
Kiedy kelnerka dotarła do nich, leśni odebrali swoje kufle, z wyjątkiem Pequrisa, który znajdował się najdalej od niewiasty i właśnie się podnosił, by odebrać zamówienie, jednak Loring go uprzedził wstając.
- Podam ci.
Melmaro przewodni kiwnął spokojnie głową kobiecie i przejął od niej naczynie, jednak kiedy wracał na swoje siedzenie i zamierzał podać piwo towarzyszowi, jego prawe oko przeszyła potężna igła bólu, przez co na jego twarzy wykwitł grymas bólu, a z ust dobył się cichy krzyk. Ręka trzymająca kufel odruchowo poleciała w prawo, zatrzymując się na przechodzącym właśnie mężczyźnie. Cała zawartość naczynia wylądowała na jego brodzie i kaftanie, a kufel spadł na ziemię, po czym się rozleciał na kawałki.
- Patrz co robisz niezdaro! – Warknął mężczyzna po czym odwrócił się w stronę Loringa i obsypał go gradem mało przyjemnych wyzwisk. Wydać po nim było, że należał do osób charakterem przypominających Weihlondera – barczysty, potężny, z groźbą w oczach, o groźnych rysach i prezencji jednoznacznie wskazującej na to, że osobnik ten nikomu nie ma zamiaru ustępować. – Teraz za to wszystko zapłacisz!
- Tak, tak, zapłacę, przepraszam, nie chciałem. – Mruknął Loring, oddychając głęboko i trzymając się za głowę. Nawet nie wiedział do kogo teraz mówi, jednak zdążył się domyśleć, że zrobił coś nie tak, a nie chciał mieć kłopotów. – Zapłacę za wszystkie szkody, mam pie…
- Wiesz gdzie mam twoje pieniądze?! – Ryknął wściekle, po czym uderzył zewnętrzną częścią dłoni – ciosem idącym od klatki piersiowej do zewnątrz – w lewe ramię Loringa. O dziwo na jego twarzy nawet nie pojawił się grymas, a trafienie zwykłą dłonią w twardą zbroję musiało być bolesne. – Policzyłbym się z tobą na arenie, ale słyszałem, że tam nie walczysz, więc załatwimy to tutaj!
Brodacz złapał Loringa za szyję, po czym po prostu go podniósł i wyprostował rękę w łokciu, przez co stopy blondyna znajdowały się kilka kroków nad ziemią. Zdecydowanie ktoś o takiej sile nie mógł być człowiekiem, a już na pewno nie zwyczajnym.
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

- Wilkołaki mówisz... - Powtórzył za nim w zamyśleniu, krzyżując ręce na piersi, jednak robiąc to tak, że wciąż w jednej z nich trzymał kufel pełen miodu. Wzrok utkwił w miejscu, w którym przed chwilą stał tajemniczy mężczyzna.

- Jaka jest aura wilkołaków? Chyba nigdy żadnego nie spotkałem. - Przyznał, przenosząc wzrok na smoka, któremu posłał lekki, uprzejmy, choć trochę zawadiacki uśmiech.

- Ważną walkę? Bierze udział w innym turnieju? - zapytał ciekawsko, spoglądając w stronę Loringa. Faktycznie młodzieniec nie wyglądał najlepiej, choć Cecil wcale, a wcale nie chciał się wyrywać, aby komukolwiek pomóc. Chyba, że smok by go o to poprosił, wszakże byli przyjaciółmi (każdy smok, jak to mawiał jego nauczyciel powinien być jego przyjacielem).
Dobrze wiedział, że był w stanie zarówno naprawić zbroję złotowłosego młodzieńca, jak i go uleczyć. Ale po co się do tego przyznawać, skoro nikt nie pytał?
Gdy padła nieoczekiwana propozycja ze strony Dara, czarodziej właściwie się ucieszył. Nie zamierzał spędzać nocy w karczmie, bo jak zwykle roztrwonił wszystkie swoje oszczędności i nie miał czym zapłacić za pokój. Chciał wyruszyć w dalszą podróż przed świtem i przespać się pod gołym niebem, była przecież nie najgorsza pogoda. Ale skoro można było wyspać się w miękkim łóżku... Aż zrobiło mu się głupio, za swoje wcześniejsze myśli.

- Ej, Dar... - Odezwał się nagle, jakby wszystko sobie już przemyślał. - ...Dziękuję ci za propozycję. Nie zamierzałem wynajmować pokoju, ale chętnie prześpię się w ciepłym łóżku. W zamian za to chciałbym wyświadczyć ci jakąś przysługę. Powiedz czego pragniesz, a bądź pewien, że Cecil Oomayah tego dokona!

Mężczyzna wychylił jeszcze trochę miodu z kufla i przytaknął głową na jego pytanie dotyczące powrotu do stolika melmaro. Nie miał nic przeciwko temu, aby ich poznać.
Wtedy dostrzegł mimowolnie, kątem oka, jak towarzysz jego smoczego przyjaciela nagle doznaje dziwnego ataku bólu, a jakiś barczysty agresor odnajduje powód, by wszcząć awanturę o głupie piwo!

- Twój przyjaciel ma kłopoty. - Zauważył, gotowy na to, by za nim ruszyć, ale niekoniecznie się w to wtrącać...
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

- Zazwyczaj pachnie wilczą sierścią – odpowiedział Dérigéntirh na pytanie czarodzieja dotyczące aur wilkołaków. – Dosyć charakterystyczna cecha i łatwa do zapamiętania.
        W niektórych chwilach naprawdę cieszył się z tego, że jednak postanowił nauczyć się umiejętności czytania aur. Przydała mu się już nie raz i w przyszłości pewnie równie dużo razy mu pomoże. W końcu znanie tożsamości jakiejś osoby na początku rozmowy często znacznie ją ułatwia. Nie trzeba zgadywać charakteru rozmówcy. Ale do czegoś takiego posuwał się tylko wtedy, kiedy musiał. Nie lubił w ten sposób naruszać pewnej sfery prywatności. No i jeszcze wtedy, gdy naprawdę był czegoś ciekawy.
- W turnieju? Nie powiedziałbym – rzekł smok, zastanawiając się, jak mógłby to szybko wyjaśnić, bez wyjawiania szczegółów, którymi tylko Loring mógłby się z kimś podzielić. – Raczej to będzie zwykła walka jeden na jednego. Przybyliśmy tu, aby odnaleźć mu przeciwnika. O ile mi wiadomo, ukrywa się gdzieś w Alaranii, choć nie jestem pewien, czy słowo „ukrywa” tak dobrze to oddaje. A tutaj mieszka mój przyjaciel, jasnowidz.
        Wiedział, dlaczego melmaro ścigają Setiana. Na jego miejscu, to znaczy, gdyby był także i człowiekiem, rzeczywiście by się gdzieś przyczaił. O ile zrozumiał, ów klan był gotowy jeszcze długo go ścigać za poczynione przez niego przestępstwo.
- Cieszę się, że mogłem pomóc – powiedział, gdy usłyszał odpowiedź Cecila. Gdy ten zaproponował mu odwdzięczenie się, wysoko uniósł brwi. – Jakąś przysługę? Ja osobiście niczego nie pragnę, a przynajmniej niczego materialnego. Chociaż… może moi towarzysze czegoś potrzebują. Umiałbyś na przykład naprawić zbroję Loringa? Sądzę, iż teraz wygląda trochę… no, zbytnio zwraca na siebie uwagę. Jakby nie dosyć było, że jest złota, to jeszcze poniszczona. Sam widziałeś zresztą, tego wilkołaka wielce zainteresowała.
        Gdy czarodziej wyraził zgodę na powrót do stolika, Dérigéntirh odwrócił się, aby udać się w tamtą stronę, gdy jednak ujrzał rozgrywającą się scenę, przystanął. Jakiś barczysty mężczyzna podnosił Loringa za szyję, najwyraźniej porządnie na niego zdenerwowany. ”I gdzie jest Weihlonder, gdy go rzeczywiście potrzeba? Cóż, najwyraźniej będę musiał sam się tym zająć.” Nie był może tak silny, jak jego brat, ale nadal pozostawał smokiem, nawet w ludzkiej postaci był wielokrotnie silniejszy od każdego człowieka. Ale… może nie musiał się posuwać od razu do atakowania. Iluzje bywały przydatne, zazwyczaj właśnie ich używał, dopiero potem przychodził czas na bardziej racjonalne środki.
- Chodźmy lepiej – powiedział do czarodzieja. – Może i potrafią sobie poradzić, ale wolałbym uniknąć karczmiennej bójki.
        Ruszył w stronę melmaro, zachodząc mężczyznę od tyłu. W międzyczasie zastanawiał się, jak mógłby to rozegrać. Iluzja płomieni była czymś, co często wystarczało, ale tutaj był za duży tłok, aby mógł tak po prostu jej użyć. W końcu ludzie stojący w ogniu niezbyt nadawały temu realności. Potrzebował czegoś subtelniejszego. ”Zniknięcie ścian? Nie, zbyt dużo uwagi na siebie zwróci, poza tym ten człowiek może być w tym stopniu skupiony na Loringu, że nawet tego nie zauważy. Wściekłość ogranicza pole widzenie. A gdyby tak… nie, to też się nie nada. Może na razie poczekam na lepszą okazję do użycia magii. Najwyżej będę improwizował.”
- Przepraszam – odezwał się łagodnym, lecz nie znoszącym sprzeciwu głosem, gdy znaleźli się już dostatecznie blisko barczystego człowieka – ale czy mógłbyś go łaskawie puścić?
        Wątpił, czy to zrobi, ale przynajmniej zwróci na siebie jego uwagę. Stał z rękami za plecami, oczekując na reakcję tamtego.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- Argh… - Stęknął Loring i wierzgnął nogami w powietrzu. Wciąż nie doszedł w pełni do siebie, atak z przed chwili był znacznie silniejszy od poprzednich, jednak powoli zaczynał orientować się w sytuacji. Sytuacji mało ciekawej zresztą.
Leśni jak oparzeni zerwali się z miejsc, po drodze popychając innych ludzi – niektórych nawet przewracając. Błyskawicznie dobyli sztyletów i ustawili się wokół barczystego mężczyzny.
- Puść go lub są to twoje ostatnie chwile w życiu. – Warknął wrogo Urgoth i zbliżył się krok bliżej. – Nie mam zamiaru powtarzać.
Gotlandczycy byli zdumieni siłą mężczyzny, dlatego po prostu się na niego nie rzucili. Wyglądało na to, iż jest kimś więcej niż tylko agresywnym żulem, więc należało zachować ostrożność. Jednak dopóki Loring dochodził do siebie, trzeba było go pilnować, a uścisk miażdżący krtań jak najszybciej wyeliminować. Jeżeli agresor nie zamierzał odpuścić, melmaro zrobią z niego po prostu poduszeczkę na igły.
- Więc chodź tutaj chłoptasiu i spróbuj go sobie wziąć. – Parsknął mężczyzna i zacisnął lewą dłoń w pięść. – Tak się składa, że mam jeszcze jedną rękę wolną i z chęcią znajdę jej zajęcie.
- To na nic, trzeba wkroczyć, on go zaraz udusi. – Odezwał się stanowczo Pequris, a pozostali wojownicy musieli się z tym zgodzić. Już mieli po prostu zaatakować go razem, kiedy do mężczyzny przemówił Dar, czym wstrzymał działania melmaro.
- Puścić? Kolejny się znalazł? – Barczysty człek wybuchnął pogardliwym śmiechem i obrzucił smoka wywyższającym się spojrzeniem. – Mogę go puścić jeśli chcesz zastąpić go w walce i wyjść ze mną przed karczmę, tam wszystko rozstrzygniemy.
- Dar… - Odezwał się cicho Urgoth i wskazał na swój sztylet, dając smokowi jasno do zrozumienia, że się wstrzymują dopóki ten próbuje coś osiągnąć swoimi sposobami, jednak czasu jest coraz mniej, a jeśli smokowi się nie powiedzie, to oni po prostu zrobią to swoim sposobem. W karczmie panowała teraz absolutna cisza, każdy był wpatrzony w rozgrywaną scenę. Najprawdopodobniej wielu z tutaj obecnych planowało wziąć udział w turnieju, a co za tym szło – znali się na walce, jednak nikt najwyraźniej nie zamierzał się wtrącać. Albo nie czuli się na tyle pewnie, by stanąć przeciwko rosłemu siłaczowi, albo po prostu rozgrywającą się scenę uważali za doskonałe przedstawienie idealnie komponujące się z powolnym sączeniem piwa z kufla.
Złotowłosy wierzgnął mocniej nogami, czuł, że do jego mózgu dochodzi coraz mniej tlenu, a co za tym idzie, że był coraz słabszy i bardziej zagrożony. Wszystko to spowodowało, że zadziałało wpojone wyszkolenie, a on sam bardzo szybko przeanalizował wszystko co do tej pory było dla niego trudnością i odnalazł się w sytuacji.
- Zróbcie… Coś… Uhg,,, Z nim… - Zdołał wyjęczeć, próbując złapać jak najwięcej tlenu. – Albo… Zaraz… Go… Zabiję…
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

Cecil nigdy nie szkolił się w czytaniu aur, robił to we własny, bardziej intuicyjny sposób, przez co nie potrafił tak jasno stwierdzić, która aura należy do której rasy. Wiedział, czy ktoś jest zły czy dobry, czy jego aura jest niepokojąca, czy raczej zwyczajna, nudna. Dzięki temu wstępnie oceniał innych.

- Więc chodzi o jakieś porachunki... - westchnął w lekkim zamyśleniu Cecil, bo naprawdę nie lubił się mieszać w takie rzeczy. Chociaż teraz był przekonany, że racja stoi po stronie Loringa, w końcu był on towarzyszem smoka. Smoki znają się na ludziach, a przynajmniej tak przypuszczał.

- Zbroję? Taaa... - Mruknął pod nosem, spoglądając w kierunku blondyna, który wtedy niósł kufel z piwem. - Faktycznie wygląda na zbroję niezłego awanturnika. Dobrze, naprawię ją.
Nie zdążył już więcej powiedzieć, bo wtedy rozegrała się scena z tym agresywnym osiłkiem, który pragnął wyżyć się na biednym Loringu zdaje się, za wszystkie zło tego świata.
Czarodziej pobiegł za Darem, jednak trzymał się nieco z tyłu. Po co aż tak się w to mieszać?
Obserwował odwagę, bądź co bądź, smoka, jak i reakcję barczystego mężczyzny. Poczuł, jak nagle ogarnia go uczucie gniewu.

- Ej! - Krzyknął, przedzierając się przez ludzi, którzy zbiegli się wokoło, jakby oglądali właśnie dobre przedstawienie, zastawiając mu do nich drogę.

- Przepraszam! Może się pani odsunąć? Dziękuję. Ej, wielkoludzie! - krzyknął ponownie, kiedy udało mu się przedrzeć przez zacieśniający się tłum. - Mój przyjaciel jest najodważniejszym, najsilniejszym, najznamienitszym wojownikiem jakiego kiedykolwiek widziały twoje kaprawe ślepia! - Cecil gdy był zły nie zastanawiał się nad tym, że tylko może pogorszyć sprawę i zwrócić uwagę wszystkich wojowników przygotowujących się do turnieju na postać Dara. Z drugiej strony nie chciał źle. Zapowiadał go niczym giermek swego rycerza.

- I ty śmiesz wyzywać go na pojedynek?
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh był mocno zdziwiony. Już drugi raz w ciągu tak krótkiego czasu zdarzała się sytuacja tak zgoła podobna do tej poprzedniej. Tylko, że teraz to on stał na miejscu melmaro. Poprzednio to on przerwał dwóm walczącym tylko po to, aby sam stanąć do walki. Wyglądało na to, że los ostatnio bardzo lubił się nimi zabawić. Dostrzegł gest melmaro, domyślił się, że są gotowi wkroczyć w każdej chwili. ”Weihlonder będzie wściekły, że ominęło go coś takiego. Przez to będzie się starał jeszcze więcej ludzi pokonać na arenie, jak go znam. A to nie wróży dobrze temu człowiekowi, o ile rzeczywiście zamierza stanąć do turnieju.” Już miał się odezwać, kiedy przerwał mu Cecil. Gdy ten wygłaszał swoją mowę, smok natychmiast się odwrócił, starając się nawiązać z czarodziejem kontakt wzrokowy. Gdyby udało mu się to zrobić, ten natychmiast by umilknął, sparaliżowany jego spojrzeniem. Niestety, Cecil wpatrywał się w mężczyznę, przez co Dérigéntirhowi nijak nie udało mu się spojrzeć w oczy. Gniewał się na niego? Niekoniecznie. Czarodziej doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że był on smokiem, wobec czego mógł odnieść wrażenie, że jest w stanie pokonać każdego. Nie było to do końca prawdą, choć musiał przyznać, że większość ludzi nie mogła się z nim zmierzyć. Kiedy czarodziej wypowiedział już ostatnie słowo, smok przeniósł spojrzenie z powrotem na awanturnika, który ciągle się pogardliwie śmiał. Usłyszał jeszcze głos Loringa, któremu najwyraźniej zaczynało brakować powietrza. Westchnął.
- Widzę cię – powiedział w smoczej mowie, używając mocno basowego głosu.
        Mężczyzna spojrzał na niego, na chwilę przerywając się śmiać. I to był właśnie jego błąd. Smok posłał mu przytłaczające spojrzenie, które natychmiast sprawiło, że znieruchomiał. Nie zamierzał walczyć z tym człowiekiem. Po pierwsze, wcześniej dla melmaro niezbyt dobrze się to skończyło, gdyby nie pojawienie się Weihlondera ludzie najpewniej rozszarpaliby ich na strzępy. Po drugie, ogółem nie lubił walczyć, zwłaszcza w takich banalnych sprawach, jak ta. Nie wiedział w sumie, co dokładnie się zdarzyło, ale podejrzewał, że Loring w jakiś sposób obraził tego człowieka czy coś temu podobne. Taka błahostka, a już ludzie za to byli gotowi pobić. I po trzecie, nie zamierzał bawić się z tamtym człowiekiem i przytakiwać na jego żądania. Chętnie spełniał prośby innych, ale nie lubił, gdy ktoś taki mu rozkazywał. Podszedł do trwającego w bezruchu człowieka, przez cały czas utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Gdy znalazł się odpowiednio blisko, uderzył go w rękę tak, że ta musiała się otworzyć, wypuszczając Loringa.
- Wszystko w porządku? - spytał, powoli się cofając, lecz nadal wpatrując się w awanturnika. - A teraz posłuchaj mnie, bo wiem, że mnie doskonale słyszysz. Jestem z natury łagodny, ale nie pozwolę, byś komukolwiek groził. Jeżeli teraz zrobisz coś głupiego, to zapewniam się, że tego pożałujesz.
        Mówiąc to, wcale nie okazywał gniewu. Nadal miał przyjazny ton, ani przez moment go nie zmieniając. Kiedy znalazł się już w pewnej odległości, spuścił wzrok z mężczyzny, który natychmiast odzyskał swobodę ruchów. Następnie smok obejrzał się, zdziwiony tym, ile osób przygląda się tej scenie.
- Czy moglibyście powrócić do swoich spraw? Tutaj nie ma niczego ciekawego.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Leśni widzieli stan Loringa, to, iż coraz bardziej potrzebował tlenu, jednak ufali smokowi na tyle, by zostawić to jemu, skoro już zaoferował pomoc, inaczej bowiem nie zwróciłby na siebie uwagi brodacza. Zresztą… Mimo wielkiej siły osobnika, melmaro nie mieli żadnych wątpliwości co do tego, że w ostateczności złotowłosy po prostu sam się uwolni i ukarze swego agresora. Czekali więc ze zniecierpliwieniem, a gdy Dar został wyzwany na pojedynek, Urgothowi błyskawicznie stanęły przed oczyma niedawne wydarzenia, jakże podobne do właśnie rozgrywanej sceny. Gotlandczycy byli ciekawi tego co zrobi pradawny, czy przyjmie wyzwanie czy może je odrzuci. Do tej pory swą prezencją sprawiał wrażenie kogoś kto wybierze bramkę drugą, jednak byli bardzo ciekawi jak prezentował się w walce. W ludzkiej postaci rzecz jasna. Kiedy wtrącił się jednak osobnik przebywający do tej pory z Darem, wojownicy słuchając potoku padających słów jedynie coraz bardziej marszczyli czoła i zastanawiali się, czy mężczyźnie nie udało się zrobić pierwszego, dobrego wrażenia, czy może jest po prostu rozemocjonowanym idiotą który nie patrzy na to, że prowokowanie nie zawsze jest dobre. Zastanawiali się nawet nad uciszeniem go, ale zauważyli spojrzenie smoka, które zawierało już w sobie przekaz o nieodpowiedniości tego co się wydarzyło.
Kiedy smok się odezwał, wojownicy jeszcze uważniej zaczęli wszystko obserwować. Nie wiedzieli co miało na celu wypowiedzenie przez smoka tego zdania, jednak kiedy mężczyzna na chwilę ucichł i na niego spojrzał, wydarzyło się coś dziwnego, bowiem osobnik całkowicie znieruchomiał, jak gdyby został sparaliżowany. Magia? Bez żadnych słów czy też gestów? Czyżby potrafił paraliżować samym spojrzeniem? Jeśli tak, to co jeszcze chował w swym wachlarzu umiejętności?
Kiedy dłoń zaciśnięta na gardle blondyna zelżała, on sam spadł na dół, lądując na ziemi. Odkaszlnął kilka razy, łapczywie chwytając powietrze, po czym rozmasował sobie szyję i błyskawicznie wstał. Widać było od razu, że jest rozwścieczony i lada moment rzuci się na agresora, dlatego leśni błyskawicznie oddzielili ich stworzonym przez siebie murem. Melmaro zrobił kilka małych kółek, po czym uderzył pięścią w blat ławy i zaklął głośno, cały czas wolnymi ruchami masując skórę. Kiedy w końcu stanął nieruchomo, obdarzył brodacza swym wściekłym spojrzeniem, jednak leśni skutecznie uniemożliwili mu zbliżenie się bliżej.
- Tak, wszystko w porządku, ze mną tak, nie wiem jednak co zaraz będzie z nim. – Wysyczał blondyn, zaciskając gniewnie dłonie w pięści.
Brodacz kiedy odzyskał panowanie nad swoim ciałem, obdarzył smoka spojrzeniem wcale nie łagodniejszym od tego które serwował mu melmaro.
- Ciekawe ile byś zrobił bez tych twoich sztuczek, co, magu? Masz szczęście, że potrafisz pomagać sobie tchórzowskimi zagrywkami. Módl się, bym cię nigdzie nie spotkał, bo wtedy nie będę taki łagodny. – Warknął, po czym – nie zaszczycając nawet Loringa spojrzeniem – odwrócił się w stronę drzwi i przepychając się, dotarł do wyjścia, po czym wyszedł. Oczywiście nie obyło się bez kilku przewróconych przez niego osób.
- Dlaczego mnie powstrzymaliście?! Nic temu warchlakowi nie zrobiłem, a rzucił się mi do gardła, w przenośni i dosłownie. Ukarałbym go za ten błąd.
- Rozumiemy twoją złość, jednak myśl racjonalnie. Wystarczy już przemocy, poza tym musisz się oszczędzać, pamiętasz? Co się tak w ogóle stało, dlaczego twoja ręka poleciała w takim kierunku? – Ur skrzyżował ręce na torsie i zmrużył oczy.
- To? Atak, ale po prostu silniejszy niż wcześniej. – Złotowłosy wzruszył ramionami i usiadł, dochodząc jeszcze do siebie. – Lepiej, by było to w najbliższym czasie jednorazowe.
- A ty, co mu zrobiłeś? – Odezwał się Vernary, kierując swoje słowa do smoka. – Sparaliżowałeś go wzrokiem? Magia? Czy tak potrafią po prostu smoki?
- A ty następnym razem pomyśl zanim się odezwiesz. – Pequris pokręcił zrezygnowany głową, wpatrując się w przybysza. – Dodatkowe drażnienie agresora nie zawsze jest przydatne, a w tym wypadku – nie było wcale. A tak w ogóle… To kim ty jesteś?
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

Cecil stojąc z boku, znów został potrącony przez jakiegoś mężczyznę, dla odmiany, który próbował przepchać się bliżej, by widzieć rozgrywającą się scenę wyraźniej. Mruknął coś tylko pod nosem i otrzepał swoją błękitną szatę z obrzydzeniem, jakby bał się, że osobnik który go dotknął, miał brudne ręce.

Słysząc słowa barczystego agresora, czarodziej widocznie cały się zagotował ze złości, jednak nie zamierzał wtrącać się przez cały czas - w końcu gdyby ciągle to robił, pewnie osiłek pomyślałby , że Dar tylko zgrywa silnego, a był przekonany, że smok, gdyby chciał, zmiótłby go z powierzchni ziemi.
Wszystko się zmieniło, gdy usłyszał słowa wypowiedziane w języku smoków. Zrozumiał je, rzecz jasna. Mimo, iż sam był istotą trudniącą się w magii, coś co zrobił Dérigéntirh wydało mu się niezwykłe, więc nie ukrywał fascynacji, która na krótko przyozdobiła jego młodzieńczą twarz.

Sprawy rozegrały się jednak bardzo szybko. Mężczyzna wyglądał jakby stchórzył. I dobrze, bo o to przecież chodziło.

Cecil poczuł nieprzyjemne ukłucie irytacji, kiedy usłyszał, jak jakiś nieznajomy mu mężczyzna, nagle go krytykuje. Obdarował go dumnym spojrzeniem swoich błękitno-złotych oczu po czym odwrócił głowę w przeciwną stronę.

- Ktoś tu chyba próbuje zrzucić na mnie całą winę za to co się stało? - Zapytał, zaplatając ręce na piersi. Wyglądał na urażonego i wcale tego nie ukrywał. - Cecil Oomayah, poeta i podróżnik, a bo co?
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Otaczający ich ludzie jeszcze przez chwilę przyglądali się im, jednak słysząc stanowczy ton smoka oraz widząc, że wodzi po nich spojrzeniem, odwracali wzrok, najwyraźniej nie chcąc zaryzykować to, że i oni zostaną w niejasny sposób sparaliżowani. Co jakiś czas jednak ukradkiem spoglądali w ich stronę tak, aby Dérigéntirh nie dostrzegł ich spojrzenia. Wychodziło im to całkiem nieźle, tylko kilka razy smok zobaczył, jak jakaś osoba w tłumie patrzy na niego, po czym ta szybko odwracała się.
        Dérigéntirh dostrzegł, że Loring natychmiast się podniósł i gdyby nie to, że pozostali melamro postanowili oddzielić go od awanturującego się mężczyzny, mogło dojść do zaciekłej walki. Smok uznał, iż póki co Loring nie jest zagrożeniem. Jego celem teraz było przywrócenie w karczmie porządku, co było o wiele trudniejsze, niż czynienie go. Wobec tego musiał bardzo uważać, aby jeszcze bardziej nie zaostrzyć sytuację. Nie chciał, aby wyrzucono ich z karczmy. A sądząc po jej jakości, niewątpliwie ukrywała się gdzieś tutaj jakaś ochrona czy coś w tym stylu, gotowa zareagować w naprawdę poważnych przypadkach.
- Cieszę się, ale nie gniewaj się. Nigdy nie wychodzi to na dobre.
        Wiedział, że zawsze wytykanie ludziom ich emocji niezwykle ich denerwowało, ale miał nadzieję, że Loring usłucha go. W końcu wiedział, kim jest, a oprócz tego już wcześniej szanował jego decyzję, co było bardzo obiecującą sprawą.
        Słowa awanturnika rozśmieszyły go i to bardzo. ”Bez moich sztuczek byłbym właśnie kilkumetrowym gadem w pancerzu z łusek mogącym spalić go jednym oddechem, razem z tą całą karczmą. Więc mógłbym całkiem dużo. Jeżeli chce się bić na uczciwych zasadach, bez żadnej magii… To byłoby ciekawe. Aczkolwiek dosyć krótkie i raczej niezbyt miłe dla tego człowieka.”
- Cóż, mogę cię zapewnić, że ja wprost przeciwnie. Może nawet na tyle, abyś to przeżył – odpowiedział człowiekowi, który odwrócił się i zaczął przepychać do wyjścia. ”Tak, jeżeli naprawdę się kiedyś spotkamy i rzeczywiście będzie mało sympatycznie się zachowywać, to jedynie moja łagodność może go ocalić. Oby okoliczności też mu wtedy sprzyjały.”
        Przysłuchiwał się wymianie zdań pomiędzy melmaro. Zainteresowało go to, że najwyraźniej Loring miał kolejny atak. Było to na tyle niepokojące, na ile wyjaśniające. Mówili też coś o ręce i o tym, że poleciała w jakimś kierunku, więc najprawdopodobniej po prostu uderzył tamtego człowieka lub coś w tym stylu. Gdy melmaro spytał go o to, co zrobił tamtemu człowiekowi, zamrugał i otrząsnął się.
- Każdy smok to potrafi – odpowiedział odpowiednio cicho, aby tylko oni mogli to dosłyszeć. Nie chciał, aby zaraz ktoś usłyszał, że jest smokiem, bo niewątpliwie by to skomplikowało sprawę. – Od urodzenia. Wystarczy kontakt wzrokowy i trochę woli. Dla nas jest to czymś naturalnym, jak dla was machnięcie dłonią.
        Następnie doszło do wymiany zdań pomiędzy melmaro, a czarodziejem. Przeczuwał, że prędzej czy później może do czegoś takiego dojść. Różnice pomiędzy wojownikami, a magiem były widoczne gołym okiem.
- Proszę, tylko się zaraz nie kłóćcie – powiedział, wodząc spojrzeniem od jednego do drugiego. – Loringu, melmaro, to czarodziej, który już sam się przedstawił. Cecilu, to moi towarzysze spoza Alaranii. A teraz możemy już usiąść?
        Jednocześnie zabrał jedno krzesło z pobliskiego, pustego stolika i przystawił do jednego ze stołów, przed którym wcześniej siedzieli melmaro.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Leśny przyjął wyjaśnienia smoka ze spokojem, domyślając się, że pewnie wpływ na to wszystko miał fakt, iż jest smokiem. Najprawdopodobniej poza tym „paraliżującym spojrzeniem” jego gatunek miał jeszcze kilka innych unikatowych cech, jednak wojownik nie zamierzał o to pytać, traktując to jako rzecz prywatną. Słowa czarodzieja – po przedstawieniu przez smoka – przyjęli ze spokojem i kiwnęli mu głowami, przedstawiając się po kolei.
- Nie miałem tego na myśli, wybacz jeżeli cię uraziłem. – Powiedział ze spokojem Pequris i zabrał z pustego stołu – tego samego które wybrał smok – jedno krzesło oraz postawił je przed czarodziejem. – Oczywiście, siadajcie.
- Miło cię poznać. – Loring uśmiechnął się na zachętę do przybysza i zawołał kelnerkę, a kiedy ta przyszła, zamówił dla Dara i czarodzieja piwo. – Mają tutaj średnie piwo, ale co pije się w karczmie, jeśli nie to? Ale tym razem niech ktoś inny weźmie kufel, heh. – Złotowłosy pocierał delikatnie szyję, ale widać było, że już mu znacznie mniej przeszkadza. – Gdzie tak w ogóle jest Weihlonder? Być może się mylę, ale najprawdopodobniej pasowałoby mu to co się tutaj dzieje.
- I może coś o sobie opowiesz? Oczywiście jeżeli nie chcesz, to nie, ale ja osobiście z chęcią bym usłyszał coś o czarodzieju, skoro wydajesz się być bliski Darowi.
Leśni z ciekawością spojrzeli na Cecila, oczekując na odpowiedź.
- Jesteś poetą? Może opowiesz nam jakiś swój wiersz? – Wtrącił Bakvst, krzyżując ręce na ramionach.
Uwagę siedzących zwróciła na siebie kelnerka, która właśnie dostarczyła dwa zamówione kufle, które tym razem podał dwóm nowym przy stole ludziom Peq. Kiedy już z powrotem uwaga siedzących była skupiona na sobie, melmaro w spokoju zaczęli oczekiwać odpowiedzi na swe pytania.
Cecil
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cecil »

Cecil wyglądał na zaskoczonego nagłą zmianą nastawienia Pequris'a przez co wyglądał przez chwilę na lekko zbitego z tropu. Odchrząknął i prześliznął po nim spojrzeniem, jakby przez moment zastanawiał się czy jego słowa były szczere. Sądził, że były.

- Tak, tak... Nie gniewam się. - Odparł i posilił się nawet na lekki uśmiech. Nie zrobił tego tylko z powodu prośby smoka. Skoro mężczyzna nie miał niczego złego na myśli, nie zamierzał się obrażać. - Mnie również miło jest was poznać, wojownicy!
Już czarodziej chciał ściągnąć z głowy kapelusz, kiedy zorientował się, że go nie miał. Wciąż stał oparty pod kominkiem, na którym już nie było jego kufla z miodem. Najwidoczniej ktoś go sobie przywłaszczył.

- Wybaczcie na moment! - zawołał i udał się po niego, sprawnie wymijając ludzi po drodze. Wrócił od razu jak go pochwycił. Dobrze, że jeszcze tam był. Mistrz coś wspomniał o tym, że jeśli monety nie są kompletne, nie działają tak jak trzeba. Poza tym byłoby szkoda je zgubić.
Oparłszy kapelusz o ścianę za ich stołem, zajął miejsce obok Dara akurat w momencie w którym Loring zamawiał piwo.

- Niezła siła w dłoniach, co? - zwrócił się do niego, widząc jak ten pociera swoją szyję. - byłem już niemal przekonany, że zmiażdżył ci krtań. Idiotów na tym świecie nie brakuje... - ostatnie słowa mruknął pod nosem, obserwując zaróżowioną płytkę swoich paznokci. Po krótkiej chwili przeniósł wzrok na Bakvst'a.
- Niestety ostatnia kopia mojego wiersza zniknęła pośród płomieni tutejszego kominka... Szkoda, wiem. Ale z pewnością wkrótce coś stworzę i na pewno pierwsi to usłyszycie. Już słyszę ten tytuł...: "Pieśń o Loringu i Smoku"...! - Zapewnił z uśmiechem, wzrokiem wracając do mężczyzny w złotej zbroi.

- Właściwie z Darem widzieliśmy się dzisiaj po raz pierwszy, choć myślę, że oboje poczuliśmy coś niezwykłego w swoim towarzystwie... Nie mylę się, przyjacielu? - zapytał z lekkim, łobuzerskim uśmiechem opierając się wygodniej na krześle, skinieniem głowy podziękował za piwo.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Ucieszyło go to, że sytuacja się widocznie uspokoiła. Ustawił krzesło na odwrót i usiadł na nim, opierając ramiona o oparcie, które zwykle powinno podtrzymywać plecy i splótł palce, przyglądając się pozostałym, znajdującym się przed stołem. Nie mógł niczego poradzić na to, że niektóre jego nawyki bywały dziwaczne.
        Tymczasem czarodziej udał się po kapelusz, który najwyraźniej zostawił w poprzednim miejscu swojego przebywania. Kiedy wrócił, usiadł obok niego, co było rzeczą, której można się było spodziewać.
- Zniknął gdzieś, zresztą nie dziwię mu się – odpowiedział smok na pytanie Loringa. - Ludzie go irytują, zwłaszcza w takich ilościach. I raczej dobrze, że go tutaj nie ma. W przeciwny wypadku mogłoby się zrobić niezbyt ciekawie.
        Tak, wystarczyłoby, aby jakiś człowiek obraził Weihlondera w jakikolwiek sposób, a ten mógłby go nawet za to zabić. Cóż, taki już po prostu był jego brat, niemal podręcznikowy przykład smoka, zachowujący się w sposób w pełni przewidywalny dla ludzi.
        Gdy jeden z melmaro podał mu kufel z piwem, smok odłożył go na stół. Niektórych aspektów ludzkiego życia naprawdę nie potrafił zrozumieć, choć się starał. Chociażby tę chęć do napojów alkoholowych. Dla niego w smaku nie różniły się zbytnio od innych napitków, a ten zmysł miał dość dobrze rozwinięty.
- Tak już po prostu jest, że pradawni lepiej się z sobą dogadują – odpowiedział Dérigéntirh na słowa Cecila. - Gdy się już żyje kilka wieków, to myśli się trochę inaczej, nie sądzisz?
        Wiedział, że czarodziej zdecydowanie nie był najmłodszym przedstawicielem swojej rasy. Jego aura zdradziła mu i to, co przydało się choćby do tego, aby nie popełnić gafy.
- Loringu, jako, że Weihlonder zniknął, a ja zapłaciłem już za wynajem pokoju dla niego, zdecydowałem, że oddam go dla Cecila. Ten zaoferował, że naprawi ci zbroję. Nie masz nic przeciwko?
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Wystarczyła zaledwie krotka chwila, by wojownicy upewnili się w swoim wyobrażeniu, iż Cecil do najbardziej rozsądnych ludzi nie należy. A przynajmniej jeśli chodzi o stanowcze trzymanie głowy na karku. Ze spokojem zaczekali na niego, aż przybył ze swoim kapeluszem i się wygodnie rozsiadł.
- Siła? Taak… - Mruknął Loring, poruszając jeszcze głową w kilka stron. – Jeżeli był zwyczajnym człowiekiem, to musiał korzystać z jakichś nienaturalnych specyfików, gdyż jego moc znacznie przekraczała ludzką. Walka z nim byłaby naprawdę ciężka, dlatego dobrze, że Dar zrobił to co zrobił. Nie trzeba nam kolejnego trupa, to wszystko by utrudniło. Tylko nie wiedzieć czemu wszystkie problemy jak gdyby nas tropią…
Kiedy czarodziej zaczął mówić o poezji, Gotlandczycy z uśmiechem nastawili uszu, lecz kiedy padł tytuł przyszłego tworu, wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Loring? Panie, zechciej wybaczyć, ale… Nie odejmując twojemu talentowi, o ile smok może się sprawdzić, o tyle nikt nie zechce wysłuchać czegokolwiek o Loringu. – Zaśmiał się Urgoth, krztusząc się przez krótką chwilę piwem.
- Zdecydowanie, wszakże któż chciałby słuchać opowieści o tak nudnym człowieku, którego najniebezpieczniejszym zajęciem jest zbieranie zasadzonych przez siebie warzyw? – Zakpił jeszcze Bakvst i szturchnął złotowłosego, który w odpowiedzi – z równie szerokim uśmiechem jak pozostali – zagroził im, że zapłaci tylko za piwo swoje, Cecila i Dara, a oni sami będą musieli się rozliczyć z karczmarzem.
Melmaro śmiali się jeszcze przez krótką chwilę, dogryzając sobie wzajemnie, aż w końcu się uspokoili, a Loring usłyszał pytanie smoka, po którym zawiesił spojrzenie na Cecilu.
- Nie mamy nic przeciwko, byś zajął wolny pokój, a co do zbroi… Jesteś pewien, że potrafisz to zrobić, masz jakieś doświadczenie jeśli o to chodzi? Pytam, bo jest to dzieło moich rzemieślników i wiedz, że nawet najlepszemu alarańskiemu płatnerzowi nie zleciłbym tego zadania. Jest dobra bez naprawy, spełnia jeszcze swoją rolę, po prostu zwraca na siebie uwagę i to jest największy minus. Jeżeli będzie to dla ciebie kłopot, trudność lub duży wysiłek, to nie musisz tego robić. A jeśli nadal chcesz i jesteś przekonany o swoich umiejętnościach, to będę ci za to bardzo wdzięczny.


- No proszę, teraz dołączył do nich czarodziej, cóż za różnorodność. Gotlandczycy - instytucja powołana przez zbawcę świata, pogromcy zła, opiekunowie ludu, strażnicy pokoju, pośrednicy informacji, w cieniu skryci nawigatorzy. Smok – istota potężna na terenie Alaranii, jednak w moim królestwie zostałaby zmieciona przez pierwszego lepszego naczelnego. Nawet twoi nezqubis z łatwością by sobie z nim poradzili. To taka wielka bestyjka z małymi kłami, nie uważasz? A czarodziej? Na jego temat nie muszę się chyba wypowiadać. Przypomina człowieka, a tak marne istoty nie powinny mieć dostępu do mocy. Jest zwykłym złodziejem. No chyba, że w tej krainie złodziejstwo jest na porządku dziennym. Eh… Nie dość, że już zamiast mnie zabić, zapieczętowałeś mą moc razem ze swoją, nadałeś nam postać mej pogardy – człowieka, to jeszcze musimy być na wycieczce w tej żałosnej krainie, którą nasza – mimo, że dużo mniejsza – bez większych trudności by podbiła. Przynajmniej za mojego panowania, bowiem twoja polityka jest jeszcze bardziej żałosna niż wszystko wymienione przeze mnie wcześniej razem wzięte.
- Nie narzekaj tak. Najbardziej żałosny jesteś ty sam, ta twoja ignorancja, nienawiść i ślepota. Alarania jest krajem jak każdy inny, nie pytałem Dara czy tutaj natura również może walczyć, bo jeśli nie, to owszem, nasz dom by ich podbił, bowiem wysłałbym siły ziemi. Oczywiście pomijając fakt, że nigdy bym tego nie zrobił, chyba, że w obronie naszego domu. Teraz omawialiśmy same podłoże, a co z prawdziwą siłą? Ją stanowią mieszkańcy, a Alarańczycy nie są słabi, są silni, zmotywowani, odważni i porywczy. Oceniając twoją miarą każdy byłby prochem, bowiem dobro traktujesz jako słabość. A ja sam jestem najlepszym przykładem tego, że zło wcale nie jest z góry nakazanym zwycięzcą tej konfrontacji. W końcu… Przegrałeś, czyż nie? Ty, twoi wierni słudzy, niezliczone odstępy mrocznej armii poległy, a pokonane zostały przeze mnie. Nie miałem wojowników, byłem sam, a moją siłą było to, że zostałem stworzony, by zachować równowagę we świecie. Czyli ja sam byłem siłą równy tobie i twoim wojownikom, a co za tym idzie… Przerastającym cię w bezpośrednim zastawieniu. Mimo równości ciężarów na wadze, ja zwyciężyłem, a ty nie możesz się z tym pogodzić. Nie możesz zaakceptować faktu, że jestem od ciebie potężniejszy, że moja siła wykracza poza twoje wyobrażenia. Ale to nic, już niedługo wrócimy do kraju, zostaniemy zamknięci w krypcie której nigdy nie powinniśmy byli opuszczać, i wszystko wróci do normy.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Cecil wydawał się być trochę nieobecny, gdy mówili do niego melmaro. Chwiał się lekko i wpatrywał w przestrzeń, jakby uporczywie się nad czymś zastanawiał. W jakiejś chwili otworzył szeroko oczy i wstał gwałtownie, wylewając kufel piwa.
- Na bogów, już wiem! Muszę szybko tam się udać!
        Zanim ktokolwiek z jego towarzyszy zdołał zareagować, wybiegł z karczmy, udając się poza miasto. Smok oraz melmaro pozostali sami w karczmie, mocno zdziwieni tym nagłym wyjściem. Gdyby nawet zechcieli biec za czarodziejem, to nie dogoniliby go, już był stanowczo za daleko, zmierzając w nieznane im miejsce.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Dérigéntirh przysłuchiwał się uważnie słowom melmaro i dosłyszał w nich zwątpienie. Cóż, Cecil wydawał się odrobinę nierozgarnięty, ale przecież nie można było osądzać książki po okładce, najlepszy przykład stanowił choćby on sam, smok ukrywający się w człowieczej skórze. Aura czarodzieja pokazała mu, że ten zna się na magii struktury i to dosyć umiejętnie. Wątpił, aby ten podczas niewątpliwie długiego życia nie miał czasu, aby nauczyć się nią dobrze posługiwać. Czasami niektórzy zwracali mu uwagę, że zbytnio wierzy w ludzi, ale ten ciągle trwał w swoim przekonaniu. Wiara góry przenosi.
- Oh, jestem osobiście przekonany, że Cecil doskonale sobie poradzi – powiedział smok, ponieważ czarodziej sam nie udzielił odpowiedzi, będąc najwyraźniej mocno nad czymś zamyślony. - Znam się na ludziach, choć nie w taki sposób, w jaki moglibyście podejrzewać.
        Owszem, czytanie aur było dosyć ciekawym sposobem na poznawanie ludzi, a zwłaszcza ich prawdziwej natury. Tutaj nie można było mieć wątpliwości, jaki człowiek jest naprawdę, aura nie ukazywała tego, co on sam sobą reprezentował, lecz to, jaki jest. Gorzej było, gdy ktoś ukrywał swoją aurę, ponieważ wtedy albo chciał pozostawić swoją tożsamość w ukryciu, albo po prostu lubił napsuć trochę krwi magom. Ci w większości niezwykle się irytowali, gdy nie mogli tak po prostu dowiedzieć się, z kim mają do czynienia.
        Nagle Cecil powstał tak gwałtownie, że smok mocno się zdziwił tym pośpiechem. Wypowiedział dosyć zagadkowe słowa, po czym wyszedł z karczmy tak szybko, że smok nie zdołał zrozumieć co się dzieje, zanim Cecila już nie było wśród nich. Scena ta zdecydowanie nie należała do normalnych, czarodziej najwyraźniej miał bardzo niezwykle ważną rzecz do załatwienia, co smok mógł zrozumieć. Żal mu tylko było, że wcześniej nie pożegnał się, ani nie powiedział choćby, dlaczego musi już iść. Spojrzał po swoich towarzyszach, którzy wyglądali na nie mniej zdziwionych od niego.
- Cóż, wygląda na to, że sprawa naprawy twojej zbroi nadal pozostaje nierozwiązana – powiedział spokojnie smok, starając nie okazać w głosie zdziwienia. - Może lepiej będzie się już położyć? Coś czuję, że im dłużej tu będziemy, tym więcej kłopotów nas spotka. A przypominam, że mamy niewiele czasu i brakuje nam tylko niepotrzebnych komplikacji.
        Wypowiedziawszy te słowa wstał i odłożył krzesło na swoje miejsce, po czym spojrzał pytająco na melmaro, przy okazji wskazując dłonią schody prowadzące na górę. Chciałby już zakończyć ten dzień, wydarzyło się w nim zdecydowanie dużo ciekawych, lecz także dosyć męczących rzeczy. ”Jeżeli nadal będzie się tyle działo, to będziemy musieli się naprawdę śpieszyć. W moich obliczeniach nie uwzględniłem, zresztą jak zawsze, czynnika przypadkowego chaosu.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Loring nie otrzymał odpowiedzi na to co powiedział w sprawie zbroi, gdyż… No właśnie, gdyż co? Czarodziej nagle wstał – nie szczędząc przy tym zawartości posiadanego kufla – oraz wybiegł z karczmy jakby gonił go sam czort. Gotlandczycy spojrzeli po sobie tak zdziwieni jak i skonfundowani. Po Darze również widać było zdziwienie co pokazywało, że ten się czegoś takiego nie spodziewał.
- Ale wyleciał… - Mruknął Bakvst wpatrując się ponuro w stale rozszerzającą się na drewnianym blacie kałużę piwa, aż to w końcu zaczęło skapywać na podłogę. – Ciekawe o co mogło mu chodzić. I masz rację Dar, lepiej już chodźmy, wydaje mi się, że już wystarczająco tutaj nabroiliśmy…
Gotlandczycy kiwnięciami głowami zgodzili się z leśnym. Zdecydowanie zasłużyli sobie na miano najbardziej wyróżniających się gości karczmy jeśli chodziło o ten wieczór. A przecież oni niczego złego nie zrobili specjalnie… Po kolei każdy melmaro wstawał od stołu i wychodził na wolną przestrzeń, a złotowłosy rozciągnął się i – mówiąc uprzednio, że musi zapłacić – udał się spokojnym krokiem w stronę lady, zastanawiając się przy okazji czy nie będzie trzeba ponieść jakichś dodatkowych kosztów z racji szkód czy czegoś w tym stylu.
I rzeczywiście, właścicielowi daleko było od szczęścia, a przeprosiny Loringa i tłumaczenia, że niczego nie zrobili specjalnie tutaj nie pomogły. Nawet jego umiejętności mówcze nie wystarczyły, więc trzeba było z pokorą otworzyć swój pełen mieszek i zapłacić tyle ile było trzeba. Loring miał przy sobie tyle alarańskiej waluty, że najprawdopodobniej mógł być uznawany za bogacza, a przynajmniej majętnego człowieka. Wynikało to z tego, iż przed wyruszeniem za Setianem Gotland dokonał wymiany waluty z jakimiś szlachcicami z granicy Alaranii, którzy chcieli się przeprowadzić do kraju wojowników. Blondynowi nie uszedł fakt, iż karczmarz bardzo uważnie wpatrywał się w mieszek, z pewnością zdając sobie sprawę, że jest wypełniony praktycznie samymi złotymi gryfami.
- I co, jak tam było? – Zapytał Ur kiedy Loring dołączył już do reszty, jednak ten zdał po prostu krótką relację z konieczności zapłacenia za wszystko co się wydarzyło.
- Czyli możemy już ruszać. – Bardziej stwierdził niż zapytał Vernary i spokojnym krokiem zaczął przepychać się delikatnie w kierunku schodów. – Czy wobec tego co powiedziałeś Dar, nadal mamy w planach zostanie tutaj jutro? Bo przypominam, że miejsce ma ten cały turniej, a wolę wiedzieć możliwie jak najwcześniej czy wezmę w nim udział, gdyż trzeba będzie się w takim razie odpowiednio przygotować.

***

Skąpani w czarnych płaszczach, skryci pod maskami jeźdźcy siedzieli nieruchomo w siodłach, przemierzając brukowaną drogę. Czwórka ta nie niosła ze sobą nic poza strachem, bólem i śmiercią. Patrząc im w twarze można było ujrzeć jedynie oczy, jednak te były czarne i zawierające w sobie jedynie zło, z pewnością nie dające nadziei na to, że ich posiadacze mogą się zlitować. Odkąd dowiedzieli się od wytropionego maga, że Setian jest ścigany przez Loringa – który w dodatku ma przy sobie Vraelth uni Pequa Xia – ich zaangażowanie, a co za tym idzie: okrucieństwo, wzrosło jeszcze bardziej, tak samo jak determinacja i pośpiech. Teraz nie chodziło już tylko o zdążenie przed pościgiem, teraz sprawą nadrzędną stało się odebranie Gotlandczykowi artefaktu i wyciągnięcie z niego ich mrocznego pana.
- Moi drodzy… - Syknął jadący na samym początku. – Już niedługo dotrzemy na miejsce, jeszcze tylko trochę i go znajdziemy.
Zamaskowany podniósł głowę wyżej i zmrużył oczy, przyglądając się słabo widzialnym na odległym horyzoncie zarysom Turmalii.
Zablokowany

Wróć do „Leonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości