Kiedy Naelle trafiła do domu myśliwego na dworze, nie panowała co prawda noc, a środek dnia, ale przynajmniej szalała burza śnieżna. Myśliwy — Irth - i jego starszy syn, czternastoletni Mikel przebywali poza domem, wybrali się na targ do sąsiedniej wioski i w małej piętrowej chatce została tylko Lesani z młodszym dzieckiem, dziewięcioletnim Adelem.
Kiedy ktoś gwałtownie załomotał w drzwi, Lesani zmarszczyła czoło. Nie oczekiwała nikogo, a Irth i Mikel mieli wrócić najprędzej następnego dnia. Łamiąc sobie głowę nad tożsamością pukającego, kobieta ruszyła do sieni.
Z chwilą, w której otworzyła drzwi, do pomieszczenia wdarł się lodowaty wicher i tumany śniegu.
- Ghelan? - wykrztusiła zdumiona Lesani, rozpoznając w stojącym na progu mężczyźnie swojego brata. Kiedy dostrzegła, że jest ranny, przeraziła się. - Ghalen, co się stało?
- Weź ją — nakazał mężczyzna stanowczym, choć słabym i zmęczonym głosem, wciskając siostrze w ramiona jakieś zawiniątko. Kobieta odchyliła kocyk i zobaczyła twarzyczkę śpiącego niemowlaka — dziewczynki. Weź ją i zajmij się nią, proszę. To ważne. Pilnuj, żeby zawsze miała na sobie swój naszyjnik ze szmaragdem. Zajmij się nią.
Chciał odejść, ale Lesani zatrzymała go.
- Ghalen, co to ma znaczyć?!
- Proszę, Lesani, nie zadawaj pytań. Nie mogę nic ci wyjaśnić, nie teraz. Po prostu zajmij się nią, dla mnie, siostrzyczko, dobrze? - Lesani pokiwała niepewnie głową.
- Dziękuję ci — w głos mężczyzny wkradła się jawna ulga. - Wrócę, kiedy tylko będę mógł.
Mijały lata, ale Ghalen nie wracał. Naelle została w rodzinie myśliwego, nawet nie podejrzewając, że nie urodziła się w niej. Niektórzy w wiosce szeptali po kątach, że dziewczyna jest znajdą, ale te pogłoski nigdy nie dotarły do jej uszu. Do czasu.
W tej samej wiosce żył pewien chłopak, syn zubożałego szlachcica, starszy od Naelle o trzy lata. Nazywał się Saitaver i dziewczyna darzyła go nieśmiałym, naiwnym, głęboko skrywanym uczuciem czternastolatki, z którego zwierzyła się tylko Dayanie, rówieśniczce, którą uważała za przyjaciółkę. Kłopot w tym, że Dayanie także podobał się Saitaver i Dayana była zazdrosna o urodę Naelle. Poczuła się zagrożona i chcąc pozbyć się rywalki, powiedziała dziewczynie, to, co o niej kiedyś słyszała — że jest podrzutkiem, a także rozpowiedziała to innym.
- Nie — zaprzeczyła wtedy Naelle gwałtownie, ale niepewnie. Było coś dziwnego w oczach i głosie Dayany. - Nie, to nie prawda, kłamiesz!
- Taka jesteś pewna? - zaśmiała się Dayana. - To idź, spytaj twoich rzekomych rodziców... albo braci, do których jesteś podobna jak pięść do nosa. Naelle rzuciła jej tylko wściekłe, zranione spojrzenie i pobiegła do domu. Matkę znalazła w ogrodzie.
- Powiedz, że to, co wygaduje Dayana jest kłamstwem! - zażądała bez wstępów. - Powiedz! - krzyknęła.
- Kochanie, co się stało? - Lesani podeszła do dziewczyny.
- Powiedz, że nie jestem... znajdą — zakończyła cicho dziewczyna. Lesani ukryła twarz w dłoniach.
- Och, skarbie... - szepnęła. - Wiem, że powinnam była ci powiedzieć. Ale nie potrafiłam.
- Mamo... - Naelle pobladła, zrobiło się jej słabo.
- Ale jesteś dla mnie córką, nic innego nie ma znaczenia, kochanie...
- Właśnie, że ma! - krzyknęła i ze łzami w oczach puściła się biegiem przed siebie.
Dopiero późnym wieczorem jej bracia — przybrani bracia — zdołali odnaleźć ją w lesie i nakłonić do powrotu do domu. Tam dowiedziała się prawdy o sobie — że pewnego dnia przyniósł ją do rodziny Irtha brat Lesani, którego kilka dni później znaleziono martwego. Kiedy dziewczyna kładła się spać, wydawała się spokojniejsza i wszyscy odetchnęli z ulgą. Jednak zbyt wcześnie, bowiem następnego ranka Naelle zniknęła — odeszła bez pożegnania, zabierając ze sobą ukochaną klacz — Lalę - i osobiste drobiazgi, a także broń i prowiant. Szukano jej, ale bez skutku. Jakby zapadła się pod ziemię.
Jak żyła Naelle przez ten czas? Polowała i sprzedawała po wioskach i miastach zwierzynę, ochraniała ludzi lub przedmioty, układała pod siodło młode konie... Chwytała się różnej pracy. Ale przede wszystkim — próbowała dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest. I próbuje po dziś dzień.