Wizja ciemności, szalony, barbarzyński splendor
Wiersz pradawnej, niekończącej się wojny
Wyryty w dzikiej skale pod widmowym miastem
Słońce krain mroku, czarna duma Władcy *
Od wielu dni byłem w drodze. Wymagał tego mój obecny zawód. Jako najemnik, podróżowałem z miejsca na miejsce, podążając za zarobkami,
przygodami i plotkami o tym, gdzie piwo lepsze. Żyć, nie umierać. Ostatnio miałem sporo zleceń. Znano mnie. Przez tych osiem lat, dobrze
nauczyłem się robić mieczem.
Wszystko zaczęło się w Valladon. Nie żeby dzieciństwo jakoś przystosowało mnie do trudów gościńca. Było spokojne, spokojne do bólu.
Wychowywałem się w bogatej rodzinie kupieckiej. Sam miałem później przejąć interes rodziców, więc byłem uczony na liczykrupę.
Aż do dnia, w którym spaliłem jeden z magazynów. Byłbym pewnie musiał uciekać z miasta, gdyby nie sposób, w jaki to zrobiłem. Otóż użyłem do
tego magii.
Nigdy wcześniej nie miałem u siebie takich zdolności. Bez żadnej przyczyny, po prostu wyczarowałem kulę ognia. Nie była jakaś specjalnie
spektakularna. Ale magazyn spaliła.
Rodzice nie przejęli się tym aż tak bardzo. Po pierwsze, skład był ubezpieczony, a poza tym, niebywale cieszyli się z ,,potężnego maga'' w
rodzinie. Zaraz też oddali mnie do terminu, do lokalnego maga.
Termin ów nie trwał zbyt długo. Mój nauczyciel był taki, jaki wedle wszelkich, ludowych prawideł powinien być mag. Miał więc długą szatę,
różdżkę i ogromne poczucie dumy. Za swój święty obowiązek uważał kazanie mi siedzieć nieustannie w księgach. Znudziło mnie to, więc
uciekłem. Z pieniędzy wyproszonych u rodziców zakupiłem miecz. I tak zacząłem pracować jako najemnik.
Zarobek był niezły, po jednym zleceniu dorobiłem się nawet srebrzonej zbroi płytowej. Był to dowód wdzięczności od jakiegoś lorda. Twierdził, że
uratowałem mu życie. Nie sprzeczałem się.
Już wtedy zacząłem się wyróżniać. Ciemni chłopkowie, trafiający się obficie po wsiach, uznawali mnie za błędnego rycerza. Niektórym
pomagałem. Teraz już chyba nikt za rycerza mnie nie weźmie.
Bo kto słyszał o cnotliwym paladynie z pomarańczową peleryną, zdobioną mrocznymi znakami, przytroczoną do pleców? Któryż z tych światłych
wojowników dzierżył w dłoni demoniczny miecz? I wreszcie: który z nich miał oczy, jakby wyszedł z Otchłani?
Tak. Opętanie ma swoje efekty uboczne.
Wizja ciemności, szalony, barbarzyński splendor
Wiersz pradawnej, niekończącej się wojny
Wyryty w dzikiej skale pod widmowym miastem
Słońce krain mroku, czarna duma Władcy *
Obrazy przesuwały się przed mymi oczyma. Oczami, które były zamknięte. By nie widzieć. By uciec od straszliwych wizji, od zespolenia z
demonem. Na próżno. Obrazy nie gasły, a demon nie ustępował. Łamał mnie, kruszył mą wolę. Już prawie nad sobą nie panowałem.
Wizje Otchłani nagle zniknęły.
Nadal przez jego ciało przetaczały się paroksyzmy bólu, ale czuł, że piekielna świadomość odstępuje od niego. Poddał się?
-Nie-zaśmiał się demon.-W końcu będziesz mój. A tymczasem...
Ból w piersi. Fala piekielnego ognia płynąca od serca do umysłu i dalej, po całym ciele. Świadomość demona. W sobie.
- Jesteśmy jednością-rzekł demon.
- Jesteśmy jednością-powtórzył Chaldrion zwielokrotnionym głosem.
- Ściągnij napierśnik-polecił demon. Opętany zrobił to niemal wbrew swej woli. Na lewej piersi widniał wizerunek rozpostartych, czarnych
skrzydeł.
- To mój znak-rzekł demon. - A teraz potrzebna ci odpowiednia broń. Ręka Chaldriona wyciągnęła się nad leżącym nieopodal prostym mieczem.
Broń otoczyły kłęby czarnego dymu, formując ząbki na ostrzu, rozszerzając go, zmieniając jego wygląd.
-To Ignis-rzekł demon. -Twoja nowa broń. Od teraz będziesz nią walczył. Weź go.
Chaldrion wziął miecz do ręki i w tym momencie poczuł, jak świadomość demona wycofuje się w głąb jego umysłu.
-Jestem Neathur-zdążyłem tylko usłyszeć, zanim jego druga świadomość zniknęła.
Chaldrion powoli doszedł do siebie po tym spotkaniu.
-Ja należę do ciebie?-zapytał Neathura.-To ty siedzisz we mnie. A ja to wykorzystam. Mieć demona jako sługę...
Na jego twarzy wykwitł drapieżny uśmiech. Nie było odpowiedzi.
Żyjemy w symbiozie. Nie wiem, jaki cel miał Neathur w opętaniu mnie, ale postanowiłem się go nie pozbywać.Zazwyczaj jest kontrolowany
przeze mniea, odzywając się tylko w moim umyśle i wspomagając swą siłą, umiejętnościami i magią.
______________________________________________________________________________
*Fragment ,,Triumph or Agony'' Rhapsody of Fire w nieznacznie zmienionym tłumaczeniu.