Urodził się w Planach Niebieskich jak reszta Aniołów Światłości. Nie wyróżniał się od innych młodych, dopóki nie skończył dziesiątego roku życia.
Od
tamtego czasu stale tracił zainteresowanie nauką magii czy innych rzeczy którymi mógłby nieść doraźną pomoc w swojej przyszłej służbie, a za
to zaczął
uważać że lepiej zwalczać zło, zanim będzie trzeba pomagać jego ofiarom. Stąd swoją naukę ukierunkował w stronę nauki walki, taktyki i
przeróżnych
strategii które możnaby zastosować nie tylko w rozstrzyganiu konfliktów, ale zapobieganiu im. Rodzicom nie do końca się to podobało, ale
uważali że
taka
pomoc może być równie przydatna jak każda inna.
Inne anioły uspokoiły się, kiedy Ethelnalen mimo swoich zainteresowań nie przejawiał nadzwyczajnej agresji wobec innych. Był co prawda
nadpobudliwy,
ale nie doszło do żadnych nieprzyjemnych zdarzeń. Tak więc kiedy dotrwał odpowiedniego wieku, został wysłany na pierwszą misję. Przyłożył się
do niej
jak mógł, ale zawiódł się kiedy się zorientował że nie ma to nic wspólnego z walką. Zakończył ją z powodzeniem i z niecierpliwością czekał na coś
ciekawszego. Jeszcze parę razy powtórzyła się sytuacja z mało znaczącymi misjami na Ziemi, ale Ethelnalen wciąż miał nadzieję, że w końcu
przydzielą
mu
coś poważniejszego.
Aż z biegiem lat zaczął coraz mniej starannie przykładać się do zlecanych przez Pana zadań. Będąc na Ziemi częściej zaczął 'po drodze'
wstępywać do
karczm.
Wciąż jednak za każdym razem wracał mogąc powiedzieć że wykonał zadanie. W końcu jednak przesadził, kompletnie zapominając o zadaniu.
Kiedy w
ostatniej chwili dotarł na miejsce, z trudem opanowując sytuację, jednak tylko odrobina brakowała, aż osoba którą miał chronić zginęłaby w
nieszczęśliwym wypadku.
Po tym zadaniu został wezwany do Pana. Słowa które usłyszał wtedy wciąż pobrzmiewają gdzieś w otchłaniach jego umysłu.
- Wiesz Ethelnalenie, że nieposłuszne anioły jestem zmuszony skazywać na Otchłań. Z tobą jest jednak inny problem. Wykonujesz zadania, ale
niedostatecznie się do nich przykładając. Nawet twoja zbroja i włócznia są dla ciebie ważniejsze niż dobro śmiertelników. Dlatego poślę cię tam,
gdzie
pragniesz. Będziesz musiał żyć prawie jak śmiertelnicy i nie uzyskacz prawa na powrót do mnie, dopóki nie udowodnisz że jesteś tego godzien i
nie
oduczysz
się arogancji i egoizmu. Będziesz żył tak długo jak normalny człowiek, więc radzę szybko przemyśleć swoje zachowanie. A skoro tak uwielbiasz
swoją
zbroję... Zostało to zauważone.
Ethelnalen chciał zaprotestować, zacząć się tłumaczyć. Ale nim zdążył otworzyć usta spostrzegł, że już znajduje się na Ziemi. Co prawda
wszechmogący
zostawił mu skrzydła, ale szybko spostrzegł, że kolejną częścią kary było nieustanne uwięzienie w zbroi. Mimo wszelkich wysiłków nie dał rady
zdjąć
nawet
hełmu. Westchnął więc, rozejrzał się po lesie i ruszył przed siebie. Mimo że wmawiał sobie, że nie przejmuje się wcale ta karą, przeraziła go
niemożność
powrotu na Plany Niebiańskie. Stąd też czym prędzej zaczął szukać okazji żeby dowieść swojej przydatności.
~~~~~~~ 3 lata później ~~~~~~~
Ogłuszający ból zaćmił umysł anioła zaledwie na ułamek sekundy. Dłoń dzierżąca sztylet była tak perfekcyjna, że dusza uwolniła się z cielesnych
więzów
już w chwilę po tym, jak zimna stal przebiła skórę. Anioł, a właściwie jego dusza, przygladała się z wysokości wszystkiemu co działo się niżej
jakby w
przyspieszonym tempie, powoli wzlatując ku niebu. Nie czuł nic oprócz całkowitego spokoju. Przyglądał się Ariannie z góry widząc cierpienie jakie
wywołała konieczność uśmiercenia anioła. Właśnie wtedy przypomniał sobie historię, czy raczej legendę o potędze umierającego anioła. Wedle
tego co
opowiadała mu matka, anielskie skrzydła nie były odcinane na zawsze, tak jak powszechnie uważano. Było jedno wyjście, żeby je odzyskać -
dobra wola
drugiego anioła, który ginie z rąk Upadłego. Wybaczenie. Ethel nie mógł mieć ją za winną tego co zrobiła, sam tego oczekiwał. Zanim więc jego
dusza
całkowicie uleciała na Plany, nachylił sie nad uchem Arianny szeptając krótkie ''Wybaczam ci...''
Sceneria zmieniła sie momentalnie, nawet nie w mgnieniu oka. teraz otaczała go biel i światło. Pamiętał tą komnatę, która w zasadzie nie była
materialnym miejscem, ale przestrzenią przepełnioną dobrem. To tutaj Pan przyjmował swoje sługi, kiedy czegoś od nich wymagał. Ostatni raz
Ethel był
tutaj, kiedy został ukarany strąceniem na Ziemie. Zdziwił się, że poczuł strach - w końcu zawsze sobie wmawiał, że nie boi się Pana. Ponownie w
jego
głowie rozbrzmiał spokojny, ale potężny głos.
- Widzę, że czegoś się nauczyłeś od ludzi. Boisz się. To dobry znak. Ci którzy nie boją się niczego, są zdolni do najokrutniejszych czynów.
Nauczyłeś się też
jeszcze czegoś drogie dziecko. Trzy lata obserwowałem, jak włóczysz się po świecie szukając odkupienia, jednak im bardziej pragnąłeś w końcu
się
polepszyć, tym bardziej ci to umykało. Tym razem jednak nie myślałeś o sobie, ale o uratowaniu śmiertelnika. Nie obchodziło cię, że może to być
właśnie
to wyzwanie, które przed tobą postawiłem. W dodatku co nie aż tak mi się spodobało, wybaczyłes i pomogłeś Ariannie. Sprzeciwiłeś się tym
samym
moim zamiarom co do niej, ale... czyż nie na tym polega wybaczenie? Na tym polegał też test i ty go zdałeś. Pokonałeś swój egoizm, na swój
sposób, ale
jednak. Wiem że dużo z tych wydarzeń wyciągnąłeś, dlatego daję ci drugą szansę. Zwracam ci długowiecznośc i wolność, i tym razem
otrzymasz
odpowiadające twoim preferencjom zadanie, jednak jeszcze nie teraz. Pamiętaj czego się nauczyłeś wracając do żywych. - Głos ucichł w tej
samej
sekundzie, w której Ethel poczuł mocne uderzenie o ziemię. Tak mocne, że stracił przytomność.
Obudziło go ostre słońce prześwitujące przez gałęzie drzew. Poderwał się gwałtownie, gubiąc rpzy tym hełm, do czego nei był zupełnie
przyzwyczajony.
Był to ten sam las w którym znalazł sie ostatnio, ale nie pamiętał dokładnie tego miejsca. Nie miał też pojęcia ile czasu minęło - mógł to być
ułamek
sekundy lub nawet kilkanaście dni. Zdezorientowany i zaskoczony podniósł hełm, wkładajac go z powrotem. Poczuł się trochę zagubiony, będąc
w końcu
uwolnionym od kary. jednak jednocześnie przepełniała go radość, więc czym prędzej wzbił się w powietrze, udając się na poszukiwania.
~~~~~~~ rok później ~~~~~~~
Ethelnalenowi zakręciło sie w głowie od smrodu jaki go ogarnął kiedy tylko znalazł się w miejscu, do którego teleportował go diabeł. W dodatku
ten odurzający zapach siarki. Potrząsnął głową i rozejrzał się po pomieszczeniu. Było całkowicie puste, bez jakichkolwiek drzwi czy przedmiotów.
Poczuł się jak zamknięty w małym, czerwonym pudełku. Nie był jednak sam zbyt długo, po chwili w chmurze czerwonego dymu pojawił się ów
diabeł z którym jeszcze niedawno walczył. Mimo że chciał coś zrobić, niewidzialna siła trzymała go w miejscu.
- Witam w moim salonie dla gości kochany. Rozgość się, a ja w tym czasie przygotuję dla nas ucztę. Nie myśl jednak, ze zadziałają tu
jakiekolwiek sztuczki. To mój świat, mój dom i mój pokój. To aj jestem tutaj twoim panem. - zarechotał całkiem rozbawiony i zniknął w ułamku
sekundy. Nie zmieniło to jednak ani odrobinę planów Ethela co do ucieczki. Musiało być stąd jakieś wyjście, zawsze było.
Diabeł wrócił dopiero trzy dni później. Przynajmniej takie wrażenie miał anioł, bo nie było tu czegoś takiego jak dzień. Był głodny jak nigdy, w
dodatku całe otoczenie jakby wysysało z niego siły. Mimo tego, kiedy pojawił się diabeł, stał wyprostowany i dumny.
- Wybacz że czekałeś. Musiałem umyć sztućce, żebyś się czymś nie zaraził. - Dopiero wtedy zaczęła się dla diabła zabawa. Rozciągnął anioła na
łańcuchach przymocowanych do sufitu i ścian, po czym zaczął go torturować. Nie, nie chciał otrzymać żadnej konkretnej wiadomości. Po prostu
było to jego pasją, której oddawał się w wolnym czacie. I w taki tez sposób codziennie wracał, żeby zadać kolejną szramę na ciele anioła, czy
odnowić jakąś starą. Aż do czasu, kiedy aniołowi groziła śmierć - wtedy przestawał, pozwalając mu odpocząć.
Co było jednak najgorsze, z każdym dniem po trochu ranił kość skrzydła - po to, żeby z czasem kompletnie je odciąć. Anioł cały ten czas
próbował się uwolnić, jednak nic to nie dawało.
Zmieniło się to jednak dnia, w którym diabeł pozbawił go skrzydła. Kiedy jego duma upadła na podłogę w kałużę krwi, anioł poczuł wściekłość.
zaczął szarpać łańcuchami, chociaż nic to nic dawało.
- Biedny ptaszek, już nie polata. Ale wiesz co? Zostawię ci to drugie. Żeby wszyscy wiedzieli, że byłeś aniołem. Byłeś. - diabeł roześmiał się
głośno, co było jego błędem. Ethelnalen wpadł w furię i mimo zmęczenia, następnym szarpnięciem zerwał łańcuch trzymający jego rękę. Dłoń od
razu zacisnęła się na gardle diabla, próbując je najzwyczajniej w świecie zmiażdżyć. Piekielny zaczął się dusić i w panice spróbował teleportować
się poza pomieszczenie. Był to jego kolejny błąd, gdyż razem ze sobą teleportował anioła. Ethel puścił gardło piekielnego i rozejrzał się po
pomieszczeniu, które wyglądało jak dom diabła. Dostrzegł miecz wiszący na ścianie i nie myśląc dużo, chwycił go i rzucił się w furii na
piekielnego. Niestety zdążył jedynie drasnąć jego tors, bo ten ze strachu kolejny raz się teleportował.
Ethel padł na chwilę na ziemię, wyczerpany. Nie miał jednak czasu się zastanawiać. Szybko porwał części zbroi stojące jak na wystawie w domu
diabła. Do miecza dołączył też broń wyglądającą jak kosa z krótką rękojeścią i opuścił pomieszczenie, spodziewajac się, że diabeł wróci z
kolegami.
Od tego czasu zaczął błąkać się po piekielnych czeluściach. Starał sie ukrywac po różnych zakamarkach, w końcu jednak zdecydował zacząć
udawać Upadłego anioła. Wszystkim wmawiał, że to Pan za karę pozbawił go jednego skrzydła i szuka teraz wyjścia na zewnątrz, żeby zemścić
się na reszcie aniołów.W końcu zdołał zdobyć potrzebne mu informacje jak się stąd wydostać, co tez uczynił potężnym nakładem siły.
Kiedy tylko znalazł się na powierzchni, przez chwilę stał w miejscu nie wiedząc co począć. Spojrzał na miecz który trzymał w dłoni - dziwna
konstrukcja z ciemnego metalu z wpasowanym w rękojeść rubinem.
- Dopadnę cię. gdziekolwiek jesteś, znajdę cię. Powalę i będę ucinał każdą kończynę z osobna. A kiedy już będziesz na skraju śmierci, nabije
twój plugawy łeb na twoją własną broń. Strzeż się! - W głosie anioła słychać było czystą nienawiść, a jego ostatnie słowa przekształciły się w
rozdzierający krzyk, który spłoszył ptaki i zwierzęta z całej okolicy. Ethel wstąpił na kolejną ścieżkę w swoim życiu - ścieżkę zemsty.
~~~~~~~ kolejny rok później ~~~~~~~
Anioł siedział samotnie w opuszczonej stodole na obrzeżach wioski, starając się nie wykrwawić. Położył się na plecach, wpatrując się w gwiazdy dziurę w dachu. Tak dawno nie był na Planach... Zastanawiał się czy by go tam w ogóle przyjęli. Po tym czasie, kiedy błądził po świecie pochłonięty gniewem i hańbą. Trochę mu zajęło dojście do siebie, prawda. Ale dla którego anioła utrata skrzydła nie byłaby bolesna?
Po godzinie w końcu zaczął odzyskiwać siły, rana nie krwawiła. Wyciągnął z sakwy kosmyk włosów przyglądając mu się przy świetle księżyca. Zwykła dziewczyna a jednak dała mu do myślenia. W końcu brak skrzydła nie czynił go niezdolnym do walki czy pomagania innym. Zmarnował już dość czasu, najwyższy czas wziąć się w garść. Koniec z zemstą, koniec z gniewem i marnowaniem swojej siły. Uśmiechnął się do siebie i schował pęk włosów do sakiewki.
Nagle usłyszał szum wiatru, nie miał jednak siły się podnieść. Uniósł miecz, wypatrując nadlatującej osoby jednak nic nie zauważył. Dopiero po kilku minutach do stodoły weszła trójka aniołów. Ethelnalen zmrużył oczy, nie będąc pewnym czy to dobry znak czy zły. Jeden z nich podszedł do Ethela i podał mu rękę, chcąc pomóc wstać.
- Witaj z powrotem, bracie. - Uśmiechnął się życzliwie i z pomocą pozostałej dwójki zabrali Ethela ze stodoły, a potem na same Plany.
~~~~~~~ minął miesiąc ~~~~~~~