W poszukiwaniu sama nie wiedząc czego, Naela wędrowała po świecie. W miejscu, o którym większość ludzi zapomniała, a natura niepodzielnie rządziła, odnalazła kuźnię. Jakie było jej zdziwienie, gdy okazało się, że ktoś tam mieszka. Tak poznała Elrica, w którym się zakochała. Nie wiedziała, że jej wybranek jest dezerterskim Oficerem pierwszego korpusu magicznego państwa Berefar... Miejsca, gdzie pomimo sielankowej otoczki jest bezwględne, co się wiązało z obecnie wiszącą nad nim karą śmierci. Który uciekł w stronę wschodu, przez wizję, którą napotkał pewnego dnia. Ukazywała ona tak straszliwą przyszłość, że nie mógł być bierny. Mianowicie, dowiedział się o bliżej nieokreślonej przyszłości, w której to lokalny władca przegrywa ze swą godnością i poddaje się wizji pieniądza i wielkiej władzy... W ów wizji było powiedziane, że korpus magiczny, składający się z najlepiej uzdolnionych magicznie osób tak naprawdę był pierwszym krokiem ku tamtej złowrogiej wizji, dlatego też postanowił spłodzić, potomka, który będzie w stanie powstrzymać zagrożenie.
Nie wziął jednak pod uwagę, że także on zakocha się w kobiecie. Nie długo po tym, jak zostali parą, dowiedzieli się o tym, że Naela jest w ciąży. Niestety, kiedy nadszedł ten czas, Naela urodziła, lecz niestety ona sama nie przeżyła narodzin swojego syna. Czas płynął, a on z brzdąca wyrósł na inteligentnego, lecz również i aroganckiego chłopca. Młodzieniec uczył się szybko i z pasją, bo wtedy najbardziej czuł bliskość, ze swoim ojcem. Choć wiedział, że go kocha, nie był zbyt wylewny. Wymagający i odrobinę szorstki, jednak zawsze sprawiedliwy. Florentin, zaczął także nosić nieprzerwanie swoją skórzaną torbę, którą to wykonał dla niego ojciec.
Chociaż Florentin o tym nie wiedział to od momentu jego urodzenia, Elric bez przerwy stał na nogach, wiecznie zacierał swe ślady i oddawał się badaniu sfery magicznej, by przewidzieć następne kroki władcy Berefar. Pewnego dnia, coś zaatakowało ich azyl. Elric porwał swego syna w ramiona i wybiegł z domu, nie oglądając się za siebie. Ojciec Florentina biegł długo, dopóki nie znalazł się na krawędzi urwiska. Dobrze wiedział, że sam atak mógł zwiastować jedynie złą nowinę, skoro zaatakowali bez jego wiedzy. Najwidoczniej musieli już przerosnąć jego możliwości... Czuł, że pogoń się zbliża, dlatego zaryzykował skokiem do wody. Prąd niósł zarówno go, jak i pierworodnego przez długi czas. Gdy w końcu wyszli na brzeg, powrót do ich domu nie miał sensu. Ojciec postanowił wypełnić obietnicę złożoną ukochanej i zająć się ich synem, jednak na sposób, o który nigdy by go nie podejrzewała. Wyjawił synowi całą prawdę o sobie, a później zaczął szkolić. Florentin zmieniał swój umysł w prawdziwą maszynę zniszczenia, przechodząc ciągłe próby i mordercze nauki. Elric, zaczął wtajemniczać syna, w pierwszej kolejności w naukę alchemii.
Jednakże nim jego pierworodny zdołał wyuczyć się swojej pierwszej dziedziny magii na poziomie eksperta, musiał się pogodzić z porażką swojego ojca...
Podczas pewnego dnia, gdy jego ojciec badał sferę magiczną, próbując określić, jak obecnie posiadają silne zastępy magów, o mało co nie umarł od nadmiaru bodźców. Nim opanował się od zdumienia, nieznanej mu osoby, został zaatakowany mentalnie... To był idealny moment na atak jego samego, jego dawni "koledzy" z korpusu. Pokonali go przewagą liczebną, atakując umysł staruszka Florentina z kilku frontów. Za wielu jak na jego umiejętności.
Chociaż Florentin nie wiedział, co się tak właściwie stało, domyślił się, że jego ojca już najzwyczajniej w świecie dopadli... Uciekł i powędrował na same Szczyty Fellarionu.
-No świetnie, pewnie i mnie już dorwali...
Rzekł, spoglądając na swoje dłonie, zacisnął je, by następnie otoczyć się ognistą powłoką. Zaczerpnął również z siły wiatru, aby nieco opóźnić to, co nieuniknione... Czas był to element, którego to potrzebował w tej chwili najbardziej... Tak mało czasu, a tak dużo do przygotowania. Życie.
-Jeśli i ja mam już zakończyć swoją wędrówkę, to przynajmniej w jakiś spektakularny sposób.
Po wypowiedzeniu tychże słów zaczęła się nie walka o przetrwanie, a najzwyczajniej w świecie rzeź... Krew, bardzo dużo krwi. Co chwilę było słychać mniej lub bardziej wyraźne okrzyki bólu i zmęczenia. Florentin nie dawał za wygraną, ale niestety była to potyczka z góry rozstrzygnięta... Nie miał najmniejszych szans na zwycięstwo, po 3 minutach walki, które dla niego były niemalże wiecznością, w końcu zaczął opadać z sił. Nie był już zdolny do rzucenia żadnego zaklęcia obronnego, mógł już jedynie czekać na dalszy rozwój wypadków, który nie był zbyt optymistyczny dla niego. Mianowicie pozostałych przy życiu siedmiu magów, zaczęło wspólnie ze sobą splatać jedno wielkie, wyrafinowane zaklęcie... Niespodziewanie coś zakłóciło delikatną strukturę zaklęcia i... Zostali zniszczeni swoją własną bronią. Rzucający dosłownie stali się pożywką dla własnego dzieła, które to końcowo nie odebrała, życia Florentinowi a je spętało. Efektem zaklęcia było powstanie niezwykłego magicznego więzienia, z którego to nie było żadnego wyjścia. Przynajmniej tak wyglądało na pierwszy rzut oka. Florentin zemdlał, a kiedy się ocknął, odczuł swoje ciało, a dokładniej rzecz mówiąc brak jego kontroli... Kiedy tylko domyślił się, w jak złą sytuację się wpakował, zareagował wybuchem wielkiej złości. Od tamtego momentu jego życie stało się zupełnie inne. Pierwsze dni, tygodnie a później i miesiące przeżywał w niezwykłej nienawiści, nieustannie podejmował się kolejnych prób ucieczki. W końcu, po paru ładnych lat (A dokładniej rzecz mówiąc, dziesiątek) zaakceptował swoją obecną sytuację.
Od tamtego momentu przeszedł do kolejnego etapu swojej egzystencji, a dokładniej rzecz mówiąc utworzeniu swoich poglądów, myśli i opinii. Jego myśli co chwilę przekuwały się w kolejne i kolejne. Jak mogłoby się wydawać aż do końca jego życia... Jednakże nie taki los był pisany Florentinowi. Po ponad trzystu lat w końcu wyrwał się z meandrów swojego umysłu, aby narodzić się. W tamtym momencie osiągnął zewnętrzną równowagę, a następnie przy pomocy swojej nowej perspektywy odkrył istotę swojego więzienia. Nie pozostało mu nic innego, a wydostanie się z niego. Ku jego szczęściu był w stanie tego dokonać tylko i wyłącznie przy pomocy swojej równowagi. Tymczasowo wstrzymał w pełni swój obieg mocy magicznej, aby wyswobodzić się z objęć istnego arcydzieła. W końcu mu się udało, zaś samo zaklęcie zmieniło swój cel, na całą okoliczną materię. Zaklęcie stało się niestabilne, a następnie implodowało. Florentin nie zdążył się ucieszyć ze swojego sukcesu, ponieważ natychmiastowo padł ze zmęczenia. Takie działanie nie mogło się obyć bez żadnego echa w otoczeniu, w tym przypadku nie było inaczej. Efektem ubocznym zaklęcia było wywołanie pomniejszego zakłócenia przestrzeni, przez co Florentin powrócił do świata materialnego Po kilku godzinach znalazł go pewien Smokołak, który przetransportował go w bezpieczne miejsce. Tą istotą okazał się, nie kto inny jak Zath'ar.