Świat takich jak on nigdy nie wita zbyt ciepło, chociaż panterołak i tak miał dużo szczęścia, bo trafiła mu się kochająca matka i mizerny, ale jednak, dom. Ojciec Bhaskara nigdy nie dowiedział się o jego istnieniu, ponieważ taka informacja i tak by go nie zainteresowała. Był on swego czasu jednym z bardziej majętnych i poważanych mieszkańców miasteczka, lecz hazard i alkohol ściągnęły go na sam dół społecznej drabiny. Nim jeszcze całkiem sięgnął dna uwiódł i wykorzystał matkę Bhaskara, która była kobietą piękną, lecz bardzo naiwną i łatwowierną z racji lekkiego upośledzenia umysłowego. Wychowywała ona syna z pomocą swojej matki nim ta zmarła, gdy chłopak miał raptem cztery lata. Chociaż nie posiada on jakiś wyraźniejszych wspomnień związanych ze swoją babką była ona osobą, która zaszczepiła w nim lęk przed światem i niskie poczucie własnej wartości (nad którym później mocno pracował), zawsze nazywając go potworem, karą za grzechy matki i pomiotem, który trzeba ukryć by nikt się nie dowiedział.
Gdy zostali we dwójkę często nie mieli co włożyć do garnka, gdyż matka Bhaskara mimo, iż była całkiem dobra w tworzeniu wiklinowych koszy i ozdób, nie była na tyle przedsiębiorcza by w pełni wykorzystać i rozreklamować swoje umiejętności. Dlatego też, gdy tylko nieco podrósł, panterołak, podążając za instynktem, zaczął łapać małą zwierzynę taką jak szczury czy króliki. Z początku chciał je pożerać na surowo dopóki matka nie przyłapała swojego sześcioletniego syna z martwą myszą w pyzatej buzi. Był to jednak jakiś pomysł na życie, więc zaczęli jadać to co udało mu się upolować, a gdy chłopak osiągnął wiek ośmiu lat matka wpadła na wyjątkowo dobry pomysł, jak na jej możliwości umysłowe, by wysłać syna na naukę rzemiosła do miasteczka. Było to ogromne i stresujące przedsięwzięcie, biorąc pod uwagę fakt, że chłopak całe swe dotychczasowe życie spędził w lesie. Sporo czasu upłynęło nim oswoił się z innymi ludźmi, lecz nigdy w pełni im nie zaufał i nie potrafił poczuć się komfortowo w ich obecności. Co zresztą nie było takie dziwne, bo i oni nie w pełni go akceptowali, czując często niejasny niepokój, gdy patrzył na nich tymi żółtymi ślepiami. Z pewnością ponieśli by go na widłach na stos, gdyby tylko odkryli inne kocie atrybuty jego wyglądu, które uważnie chował pod luźnym ubraniem i szmatą służącą mu za czapkę.
Na szczęście mały Bhaskar odziedziczył inteligencję po ojcu i potrafił szybko przyswoić sobie wiedzę oraz rozwinąć umiejętności. Wyprawiania skóry i garbarstwa uczył się na tym co sam przyniósł z polowań, najpierw u nauczyciela, później zaś w domu. Mimo, iż nigdy nie polubił miasteczka i jego mieszkańców chodził tam dla matki, widząc, że za sprzedane skóry może zapewnić jej lepsze życie.
Jego starania na nic jednak się zdały, a przynajmniej tak sobie wtedy wmówił, gdyż jego matka ciężko zachorowała i zmarła kilka lat później. Trzynastoletni wówczas panterołak, nie do końca wiedząc co robić i jak odnaleźć się w nowej rzeczywistości, zaczął coraz częściej zapuszczać się na długie leśne wyprawy w zwierzęcej formie. Byle tylko nie myśleć. Niemniej, wciąż emocjonalnie związany z matką i jej ludzkim światem, postanowił nie odcinać się od cywilizacji, wiedząc, że nigdy by tego nie pochwaliła. Przez kolejne pięć lat zaglądał regularnie do wioski by sprzedać trochę skór, nie znajdując jednak w niej niczego co ukoiłoby dziwną tęsknotę i żal w jego sercu. Do czasu.
Była bardzo ładna, a jej szare oczy zdawały się patrzeć z mądrością, której próżno było szukać u innych młodych dziewcząt z miasteczka. I, co najważniejsze, nigdy nie patrzyły z pogardą czy niechęcią na panterołaka. A to było już bardzo dużo. Niemniej Bhaskar wiedział, że pochodzi ona z zamożnej rodziny i nawet nie ma co marzyć o zbliżeniu się do dziewczyny. Fakt, że on nie miał odwagi tego robić nie oznaczał jednak, że i ona była tak samo ostrożna i racjonalna. Jego dzika aura zadziałała na nią niczym magnes, więc sprytnie aranżowała różne sytuacje byle tylko spotkać tajemniczego "młodzieńca z lasu". Jej otwartość, ale i upór z jakim dążyła do nawiązania bliższych relacji z Bhaskarem przedarły się wreszcie przez mur nieufności jakim się otoczył. Pierwsza, świeża niczym wiosenna rosa, miłość powoli kiełkowała między dwojgiem młodych ludzi. I, tak jak to często bywa z pierwszą, szczenięcą miłością, nie była dostatecznie silna i dojrzała by przetrwać nadchodzącą burzę.
Pod pretekstem konnych wycieczek dziewczyna wymykała się do jego chatki w lesie, ponieważ z oczywistych względów nie mogli się pokazywać razem w miasteczku. To dzięki niej i jej bardzo łagodnej klaczy Bhaskar nauczył się podstaw jazdy konnej. Zawdzięcza jej też pierwszy nów, którego nie spędził samotnie w lesie, a z inną istotą, pijąc wino i kochając się do samego rana. Oczywiście on później musiał się tłumaczyć z kocich uszu oraz ogona (przekonał ją, że jest kotołakiem), ona zaś rodzinie, która już organizowała grupę poszukiwawczą. Wszystko uszło im jednak na sucho, więc z typową młodzieńczą zuchwałością, spotykali się dalej, wyruszając na długie leśne wycieczki.
Podczas jednej z takich wypraw dziewczyna, ześlizgując się z kamienia, na który się wspinała, zraniła się mocno w udo i Bhaskar, nim zdążył dobrze pomyśleć, rzucił się z pomocą ukochanej, używając swojej krwi do zasklepienia rany. Zszokowało to obydwoje - on przeklinał sam siebie w myślach, ona miała w głowie mnóstwo pytań, które on jednak odpierał murem milczenia. Gdy dziewczyna wróciła do miasteczka, wiedziona ciekawością, zaczęła bezmyślnie rozpytywać o ową zdolność, a gdy po dwóch dniach informacja dotarła do niepowołanych uszu sprawy w błyskawicznym tempie przybrały niespodziewany obrót. Ojciec zakazał jej opuszczać dom, który w niedługim czasie odwiedziło dwóch mężczyzn. Mimo, iż sprawa dotyczyła osoby, którą dziewczyna darzyła uczuciem, w obliczu przerażających obrazów jakie nakreślili w jej wyobraźni mężczyźni, a także manipulacji oraz perswazji, młoda osoba uległa i zdradziła im imię oraz miejsce zamieszkania panterołaka. O świcie następnego dnia grupa uzbrojonych mężczyzn ruszyła do lasu ubić odmieńca i pozyskać drogocenną krew. Nie wiadomo jak by się to skończyło dla panterołaka, gdyby nie fakt, że sam znalazł ich pierwszy, będąc pod postacią pantery. Ukryty w gęstwinie słyszał ich na ścieżce wiodącej do jego chatki, znał ich zamiary i domyślił się, chociaż ciężko było mu uwierzyć w ten fakt, kto doprowadził do takiego rozwoju wydarzeń. I chociaż wściekłość i rozczarowanie przepełniały jego serce zachował na tyle rozsądku by nie rzucić się na mężczyzn, a jedynie wycofać się w las.
Tym sposobem, zdradzony i zawiedziony jak nigdy w swoim życiu, wyrzekł się swojej ludzkiej natury i wszystkiego co mogło by go łączyć z tymi podstępnymi i podłymi istotami.
Nigdy już nie wrócił do swojej chaty i nawet do humanoidalnej postaci powracał niezwykle rzadko i raczej niechętnie, zazwyczaj tylko po to by nie zatracić się całkowicie w zwierzęcej formie. Chociaż z początku, gdy ból zawodu i nienawiść paliły go w klatce piersiowej żywym ogniem, było to niezwykle kuszące. Uwielbiał ten stan kiedy nie musiał myśleć za wiele, a świat sprowadzał się do zaspokojenia podstawowych potrzeb.
Przeżył tak ponad pięć lat, oddalając się powoli od cywilizacji, zapominając jak to jest być wśród ludzi. Dopóki dwóch myśliwych mu o tym nie przypomniało. Ich obecność w tej części lasu była dużym szokiem dla Bhaskara i tylko dlatego udało im się go zaskoczyć i zranić. Celowali by zabić, zapewne myśląc, że jest zwykłą czarną panterą, której futro mogliby później sprzedać. Wpadł w furię. Mógł spokojnie im uciec, ale dość już miał uciekania. Oni weszli na JEGO terytorium, a więc sami się prosili o śmierć. Próbował sam przed sobą się usprawiedliwić, gdy pozwolił działać instynktowi i rzucił się na mężczyzn. Walka nie trwała długo, lecz przyniosła mu dreszcz emocji i dziwną satysfakcję jakiej już dawno nie czuł. Ludzka krew pachniała zupełnie inaczej niż ta dzikich zwierząt, a jej smak zachęcał do pochylenia się nad zwłokami mężczyzn i skosztowania ich mięsa. Tak właśnie narodził się Bhaskar Ludojad.
Zabijanie i pożeranie ludzi, którzy zapędzili się na jego tereny stało się czymś naturalnym dla panterołaka. Z czasem jego agresywna natura wzięła górę i zaczął polować również na inne humanoidalne stworzenia jeśli akurat był głodny. To zachowanie doprowadziło do nieszczęścia jakim było pożarcie maie. Istota ta była w swej cielesnej formie, wyglądem nie różniła się od elfa, a rany, które zadał jej Bhaskar okazały się zbyt poważne by to przeżyła. Była też, o czym on sam nie wiedział, bardzo młodą istotą. Czy to wskutek pożarcia maie czy też gniewu Matki, panterołak został obarczony piętnem, które przejawia się głodem energetycznym. Szczęśliwie dla niego do łatwego zaspokajania tego głodu wystarczyło zostać w lesie. Nic prostszego... chyba, że coś albo ktoś zmusi go do jego opuszczenia.
A stało się tak kilkanaście lat później, gdy Bhaskar zasadzał się na kolejną ofiarę, która zapuściła się w jego rewir. Role jednak miały się tego dnia odwrócić. W połowie skoku jakaś niewidzialna energia posłała czarną panterę na najbliższe drzewo, pozbawiając ją przytomności. Gdy Bhaskar się ocknął jego oczom ukazał się niecodzienny widok: oto kilka metrów przed nim siedział sobie na kamieniu nieco starszy od niego mężczyzna, ze spokojem zajadający się kawałkiem żółtego sera. Nawet nie patrzył w stronę drapieżnika. Panterołak, nie poświęcając temu głębszej myśli, odruchowo zerwał się na cztery łapy i spiął wszystkie mięśnie w próbie ponownego ataku. Nim jednak zdążył zerwać się do skoku paraliżujący ból, promieniujący z okolic szyi w stronę wszystkich organów i mięśni, powalił go na ziemię.
- Wolno się uczymy, co? - Do stulonych okrągłych uszu dotarł, zabarwiony niezadowoleniem, głos obcego mężczyzny. - Mam nadzieję, że mimo wszystko szybko załapiesz i na coś się przydasz.
Był to początek końca życia jakie do tej pory prowadził. Magiczna obroża skutecznie powstrzymywała go od zabicia mężczyzny, który poinformował Bhaskara, że działa to także przy próbie zabicia każdej innej humanoidalnej istoty. Niemniej czarodziej obiecał ją zdjąć jeśli tylko Bhaskar zostanie jego towarzyszem oraz ochroniarzem na jakiś czas. Na pomysł zostania sługusem kogokolwiek panterołak jedynie syknął szczerząc kły i uciekł do lasu. Nie minęła jednak godzina, gdy po wszelkich próbach zdjęcia obroży, wrócił w swojej ludzkiej postaci rzucając krótkie "zgadzam się". Nie przyszło mu to łatwo, ale obiecywał sobie, że po wszystkim, gdy tylko zostanie uwolniony z obroży, pożre swojego krzywdziciela.
Podróżowali głównie leśnymi terenami, co odpowiadało udręczonemu panterołakowi, ale odwiedzali też miasta, których szczerze nienawidził. Czas mijał, a sprawy, którymi miał zająć się czarodziej z pomocą swojego ochroniarza zdawały się nie kończyć. Wiele mniej lub bardziej ciekawych rzeczy przydarzyło się obojgu po drodze, lecz żadna przygoda nie zdołała ich zbliżyć i przełamać bariery jaka ich dzieliła. Bo też jak panterołak miałby polubić kogoś kto go zniewolił?
Tak upłynęło mu kilka lat, aż pewnego dnia... został całkowicie sam. Jego ciemiężca jakby zapadł się pod ziemię. Bhaskar przeszukał całe miasto, w którym zatrzymali się na nocleg, przepytał kogo się da, próbował nawet wywęszyć znajomy zapach ziół i tytoniu jaki towarzyszył czarodziejowi. Wszystko na nic. Żadnego śladu walki, żadnych wskazówek. Pozostał sam ze swoją przeklętą obrożą. Może i rozsądnym byłoby wrócić do swojego lasu, dać sobie spokój i żyć po staremu, polując jedynie na zwierzęta. Ale wiedział, że nie potrafiłby odnaleźć dawnego spokoju. Chciał zemsty, chciał zadośćuczynienia za krzywdy wyrządzone mu przez rodzaj ludzki. Postanowił, że nie spocznie dopóki nie znajdzie owego mężczyzny lub kogoś kto będzie potrafił uwolnić go od przeklętego przedmiotu. A co lub kogo przyjdzie mu odnaleźć? Czas pokaże.