Oglądasz profil – Ilya

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Ilya
Rasa:
Człowiek
Płeć:
Nieokreślono
Wiek:
23 lat
Wygląda na:
0 lat
Profesje:
Majątek:
Sława:

Aura

Błyszcząca topazowa poświata połyskuje jasnym światłem spomiędzy drzew. To ona zwraca na siebie uwagę, zdecydowanie przytłaczając znajdującą się wewnątrz emanację o raczej słabej sile. Delikatny zapach lasu miesza się z wonią zwierzęcej sierści, dość skutecznie ukrywając nutę ludzkiego potu, którą wykryje jedynie bardzo czuły zmysł. Wokoło rozlega się delikatna, harmonijna melodia, płynnie przechodząca z jednego tonu w drugi, stanowiąca tło dla cichego głosu, monotonnie odmawiającego mantrę. Im bliżej się znajdujesz, tym wyraźniej słychać inny odgłos: głęboki, lekko buczący ton, zagłuszający coraz bardziej poprzednie dźwięki. Towarzyszy mu uczucie spełnienia, które przywodzi cię bliżej emanacji. Dzięki temu możesz podziwiać jej barachitowa powierzchnię, ozdobioną miedzianymi i cynowymi ścieżkami i zmierzwioną niczym zwierzęca sierść. Gnie się niesamowicie, uciekając przed twoim dotykiem, jednocześnie odbierając przyjemność muśnięcia jej aksamitnie gładkiej powierzchni i chroniąc od skaleczenia ostrymi zakończeniami. Przyjemnie ciepła, lepi się do warg, pozostawiając na języku nieprzyjemną mieszkankę gorzkiego i kwaśnego smaku, wzmożonego dodatkowo przez wyraźną pikanterię.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Ilya
Grupy:
Płeć gracza:
Kobieta

Skontaktuj się z Ilya

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
7
Rejestracja:
7 lat temu
Ostatnio aktywny:
6 lat temu
Liczba postów:
11
(0.01% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.00)
Najaktywniejszy na forum:
Opuszczone Królestwo
(Posty: 9 / 81.82% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
[Las nad rzeką Nefari] Spotkanie o poranku
(Posty: 9 / 81.82% wszystkich postów użytkownika)

Podpis

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:przeciętna
Zwinność:zręczny, szybki, dokładny
Percepcja:wyostrzony wzrok, dobry słuch, czuły węch, wyostrzony smak, b. wyostrzone czucie, wyostrzony zmysł magiczny
Umysł:pojętny
Prezencja:Ładny, szarmancki, charyzmatyczny

Umiejętności

PływaniePodstawowy
PolowanieOpanowany
WspinaczkaOpanowany
EtykietaPodstawowy
TresuraBiegły
ZielarstwoOpanowany
BestiologiaBiegły
PrzetrwanieBiegły
TropienieOpanowany
GarbarstwoOpanowany
Władanie Bronią białą (Sztylet)Podstawowy
MeteorologiaOpanowany
BotanikaOpanowany
GimnastykaOpanowany

Cechy Specjalne

Aura Spokoju.Dar
Ilya roztacza wokół siebie delikatną aurę, która ma lekki, uspokajający efekt na istoty w jej zasięgu.
Przyjaciel ZwierzątZaleta
Styl życia białowłosej sprawia, że zwierzęta ufają jej bardziej niż przeciętnym ludziom, przez co często zbliżają się do niej z ciekawości, a czasami nawet spoufalają.
Mowa zwierzątZaleta
Jako córka jednej z driad, odziedziczyła dość niezwykły dar, pozwalający jej na rozmowę ze zwierzętami.

Magia: Inkantacje

IstnieniaNowicjusz
PorządkuNowicjusz

Przedmioty Magiczne

Płaszcz z skóry Keilana.Baśniowy
Płaszcz ze skóry Keilana jest wyjątkowy. Magiczna aura, którą emituje, sprawia, że ciężko jest skupić swoją uwagę na osobie, która go nosi. Dla przeciętnego człowieka jest niczym duch. Trudna do dostrzeżenia, dopóki sama nie nawiąże kontaktu lub na kogoś nie wpadnie, jednak im bystrzejsze ktoś ma zmysły, tym efekt jest słabszy. Podobnie jest na dużych otwartych przestrzeniach, ponieważ płaszcz sprawia, że wszystko dookoła odwraca uwagę od osoby go noszącej. Nawet jeśli twój wzrok dostrzeże w tłumie Ilyę, wszyscy okoliczni ludzie będą znacznie bardziej przyciągali twoją uwagę, przez co po chwili da się zapomnieć, że widziało się białowłose dziewczę.

Charakter

Całe życie w dziczy sprawiło, że Ilya jest cicha, spokojna, jednak mimo to, bardzo towarzyska. Uwielbia towarzystwo innych istot, czy to zwierząt, czy ludzi, ponieważ uważa, że wszystko może być zabawne, a jeśli coś jest zabawne, jest też warte uwagi. Mimo to ciężko jej jest zaufać ludziom, zrozumieć ich motywy i myśli, przez co traktuje ich z dystansem. Czasami z pogardą. Kieruje się zasadą, że życie jest największym darem, a każdy, kto je niszczy, jest niegodzien życia w tym świecie, stąd też stara się szanować wszystko, co żywe, czy to zwierzęta, czy to rośliny. Jest też dość zmienna, bardzo ciekawska świata i skora do nauki. Momentami szczera do bólu, co dla niektórych może być zaletą, lub wadą, zdecydowanie jednak z jej ust nie da się usłyszeć kłamstwa. Nie widzi w tym sensu.

Przede wszystkim jednak w życiu kieruje się zasadą, by cieszyć się nim najlepiej, jak się da, a także, by osiągnąć to, co sobie postanowiła.

Wygląd

Ilya właściwie nie bardzo wyróżnia się od zwykłych, ludzkich dziewcząt. Para jasnych, zielono błękitnych oczu zdobi drobną, smukłą twarz o drobnym, szpiczastym podbródku. Podobnie jak śnieżnobiałe włosy, opadające na czoło i tulące się do policzków dziewczyny, idealnie pasują do jej jasnej cery. Długie włosy, często opadają jej na pierś, co spowodowane jest ciągłym noszeniem długiego, kremowego, kapturzastego płaszcza wyposażonego w parę kocich uszu. 

Dziewczyna mierzy około pięć i pół stóp wzrostu, przez co wraz z płaszczem jest przez ludzi brana za kotołaka. Oprócz tego jej ubiór jest dość prosty i skromny. Nosi ona długą do kolan suknie, pozbawioną rękawów suknię, w barwię trawiastej zieleni, do której u pasa przymocowany jest niewielki sztylet.

Historia

Ilya przyszła na świat jako mieszaniec. Wynik przelotnego romansu matki z jednym z druidów, który akurat wpadł jej w oko, który nie odziedziczył prawie nic po swojej matce prócz jednego, wyjątkowego daru, a raczej zdolności, którą było porozumiewanie się z najróżniejszymi zwierzętami. Może to właśnie było przyczyną tego, że przeżyła tak długo? Matka opiekowała się nią jedynie przez kilka pierwszych lat, oswajając ją z dziczą i jej mieszkańcami, a także ucząc ją kilku podstawowych dla przetrwania rzeczy, takich jak zielarstwo, botanika, czy meteorologia. Zwierząt nie musiała się obawiać, właściwie, często wręcz bawiła się z watahami wilków, a przede wszystkim, uroczymi szczeniaczkami. Gorzej było z trującymi roślinami, wystarczyło lekko otarcie, czy ukłucie się o trujący kolec, by skończyło się to rychłą śmiercią, już nie mówiąc o licznych burzach i wichurach. Według matki, skoro można je przewidzieć, to głupio by było tego nie robić.
Matka jednak opiekowała się nią jedynie przez pierwsze dziesięć lat, po tym czasie opuszczając ją, by stała się samodzielna. Początkowo tęskniła, jednak szybko pozbyła się tego uczucia, przypominając sobie wszystko, co zostało jej wpojone. Najpierw musiała znaleźć schronienie. Wybrała na nie niewielką jamę przy źródełku. Była zbyt mała dla niedźwiedzia, ale wystarczająco duża, by zapewnić schronienie przed deszczem i wiatrem, a także wystarczająca, by rozpalić ognisko. Kolejnym problemem była żywność. Nie polowała, nie krzywdziła zwierząt, wiedziała jednak, że bez mięsa nie przetrwa i zamierzała zrobić coś szalonego, by je zdobyć.
Odnalazła watahę wilków, z którą kiedyś często spędzała czas. Młode, z którymi się wtedy bawiła, teraz były pełnoprawnymi członkami stada, które niemal od razu na nią skoczyły, witając się. Doskonale rozumiała ich gesty, mowę ciała, ich myśli. Czuła, że da radę się z nimi dogadać. Plan był prosty, ona będzie zajmować się młodymi, a także chorymi, w zamian za część upolowanej zdobyczy. Dzięki temu nie zaburzy naturalnego cyklu życia i śmierci, a także będzie miała pożywienie. Z początku nie wiedziała, czy wilki zrozumieją ten układ, dlatego, gdy wróciły z polowania, z burczącym brzuchem obserwowała, jak najsilniejsze z nich się pożywiają. Dopiero po dłuższej chwili, gdy większość wilków się nasyciła, postanowiła podejść do mięsa, oddzielając czystsze kawałki za pomocą patyka o zaostrzonej końcówce.
Czuła na sobie czujne spojrzenia złotych oczu swoich „towarzyszy” zignorowała je jednak i już po chwili po lesie rozniósł się zapach pieczonej sarniny. Kawałkiem poczęstowała nawet samca alfę, chcąc zdobyć jego przychylność. Pewnie to pierwszy raz, gdy jadł pieczone, przyprawione mięso. Ostatecznie, pierwszą samotną noc spędziła nie tak samotnie, a raczej śpiąc wtulona w grono wilków. Następny dzień wyglądał podobnie. Z rana wraz ze szczeniakami zostawała w obozie wraz z jedną z samic, która uczyła młode polowania, tropienia, a także innych rzeczy, z których Ilya również postanowiła skorzystać. Nie ma lepszego nauczyciela niż prawdziwe zwierzęta, które są mistrzami w sztuce przetrwania, z czasem jednak pojawiły się trudności, które zmusiły ją do poprawienia swojej kondycji. Wilki był zwinne, szybkie, sprawne, podczas polowania często wykonywały czynności, które od niej, wymagały niezłego nagimnastykowania się, a pierwsze spotkanie z rzeką zmusiło alfę do przeciągnięcia jej na drugi brzeg niczym małego szczeniaka, bowiem nie umiała wtedy jeszcze pływać. Popołudniami zazwyczaj cała wataha wybierała się na polowanie, a najmłodsze z nich zostawały pod opieką białowłosej. W ten sposób minęły jej trzy lata, podczas których obserwowała zmianę alfy, a także to jak szczeniaki którymi się zajmowała, dorosły i wydały na świat własne potomstwo. Podobało jej się takie życie, jednak ciekawość nie pozwalała jej usiedzieć w miejscu. Wilki miały swój rewir, którego nie opuszczały, który znała doskonale i choć była im wdzięczna za to, czego jej nauczyły i za to, że z nią były, w wieku trzynastu lat postanowiła wyruszyć w podróż w celu poznania innych fascynujących zwierząt.

Wiedziała, że ten czas kiedyś nastąpi, dlatego w swej kryjówce trzymała najróżniejsze rzeczy zdobyte przez te trzy lata. Skóry zwierząt upolowanych przez jej watahę, najróżniejsze zioła, wszystko, co mogłoby jej się przydać.
Z części zrobiła dość sporą torbę, w której schowała resztę, po czym pożegnała się ze swoją wilczą rodziną i ruszyła w nieznane. W dziczy nauczyła się wielu przydatnych umiejętności, nic jednak nie przygotowało ją na to, co spotkała.
Znalazła się na dużej, pustej drodze wyłożonej kamieniami, tak różnej od leśnych ścieżek, nie to jednak było najdziwniejsze, dostrzegła konie ciągnące wielkie wykonane z drewna skrzynie, na kółkach, w których byli zamknięci ludzie. Początkowo się zlękła. Zupełnie nie rozumiała, o czym Ci ludzie rozmawiają, jednak koine wydawały się zmęczone, obolałe, doskonale je rozumiała, dlatego też szybko rzuciła się w ich stronę, rzucając zaostrzonym kijem w drewnianą skrzynię. Skoczyła na nią niczym dzikie zwierze, łapiąc woźnice i wyrywając mu dziwne sznury z dłoni. Niezrozumiały krzyk z jego ust i błysk stali, która rozcięła skórę na łokciu, spłoszyły jednak młodą dziewczynę, która szybko postanowiła uciec i opatrzyć ranę. Była zła sama na siebie. Czego w ogóle oczekiwała, przecież ten facet był od niej znacznie większy.
Gdy opatrzyła rękę, ponownie wróciła na dziwną ścieżkę, ruszając w kierunku, w którym prowadziły konie. Szła szybko, jednak ostrożnie, nasłuchując jakichkolwiek oznak zwierząt bądź ludzi. W obecnej sytuacji nawet na zwierzęta musiała uważać. Zapewne każdy drapieżnik w pobliżu wyczuł woń krwi, a wygłodniały myśliwy może być osobnikiem trudnym w rozmowie. Ostatecznie, noc spędziła wysoko na drzewie, przywiązana do pnia, by przez sen nie spaść z gałęzi, na której siedziała. Spanie na ziemi było zbyt ryzykowne, a nie po to uczyła się wspinać, by teraz z tego nie skorzystać, skoro była potrzeba. O świcie wznowiła wędrówkę, by w południe dostrzec przed sobą wielkie kamienne mury a za nimi dziesiątki najróżniejszych drewnianych skrzyń, jeszcze większych niż te ciągnięte przez konie. Pierwszy raz w życiu poczuła stres i swego rodzaju dziwny strach, nie pozwoliła mu się jednak sparaliżować. Po godzinie znalazła się przed bramą miasta, a jej oczom ukazało się dwóch odzianych w stal mężczyzn z długimi, drewnianymi dzidami ze stalowym szpikulcem na końcu.
Zaczęli coś do niej mówić, jednak niezrozumiały bełkot spotkał się jedynie z powarkiwaniami, prychnięciami i najróżniejszymi gestami młodej dziewczyny. Nie chcieli jej wpuścić. Zabrali jej torbę, na co szybko dobyła niewielki zaostrzony kawałek krzemienia, owinięty grubymi liśćmi. Powstrzymała się przed zamachem, gdy dostrzegła, jak jeden z nich celuje w nią swą bronią. Prychnęła pogardliwie, chowając naostrzony kawałek skały. Dopiero po kilku minutach odzyskała torbę. „Dokładnie przeszukaną” warto dodać, lecz najważniejsze było to, że pozwolili jej wejść do środka.
Otoczona przed dziesiątki ludzi, przez masę dziwnych skrzyń z drewna, z początku nie wiedziała co robić, dlatego ruszyła przed siebie. Dopiero stoisko z najróżniejszymi wyrobami z skór przyciągnęło jej uwagę. Żwawo, przemykając się między ludźmi podbiegła do małego kramu, podziwiając kunszt, z jakim skóra została oprawiona, a także starannie wykonane wiązania. Jej ręce niemal od razu powędrowały do niewielkiego płaszczu wykonanego z lisiej skóry, a gdy tylko go pochwyciła i chciała założyć, jej ręce przeszyła fala bólu, gdy otrzymała cios drewnianym kijem.
Odruchowo warknęła, odskakując w tył. Znów niezrozumiały bełkot. Denerwowało ją to. Czy oni naprawdę nie umieli normalnie rozmawiać? Ich gesty mówiły jedno, a emocje zawarte w głosie, coś zupełnie innego.
Szybko jednak opanowała emocje. To ona była u nich, musiała się więc dostosować. Zaczęła wyjmować ze swojej torby najróżniejsze skóry, prezentując je mężczyźnie z kijem. Lisie, zajęcze, sarnie. Nie mogła zabrać wszystkich, mimo to było ich sporo, a wszystkie dobrej jakości bowiem wybrała najlepsze.
Wyraz twarzy nieznajomego od razu się zmienił. Zamierzała skorzystać z tej sytuacji i wskazała palcem na piękny płaszcz, który wcześniej chciała wziąć. Gdy ponownie po niego sięgnęła, uprzednio stawiając torbę ze swoimi skórami przed nieznajomym, powietrze przeciął jego ostry, stanowczy głos a na ladzie pojawiło się kilka srebrnych krążków, przykuwających jej uwagę. Sięgnęła po nie, przyglądając się ich zdobieniom, gdy dostrzegła, jak facet kradnie jej skóry. Oszukał ją. Dał jej jakieś badziewie w zamian za cenne skóry. Szybko skoczyła w jego kierunku, chcąc zabrać co swoje, jednak on ją odepchnął. Był silny skubaniec i zezłościł ją. No zaraz nie wytrzymię. Rzuciła w niego czterema srebrnymi krążkami, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że jest obserwowana przez tłum ludzi. Złodziej jednak na spokojnie schował cztery krążki do kieszeni i wręczył jej płaszcz z lisiej skóry. Jaki szok, co się stało. Wygrała? Ale jak? Co?
Ucichła całkowicie, przez chwilę wpatrując się w niego z zaskoczeniem wymalowanym na jasnej twarzy.
Stała tak jeszcze przez chwilę, aż ostatecznie sięgnęła po płaszczyk, zarzucając go na plecy. Mięciutka i ciepła skóra pięknie lśniła w blasku słońca, jednak mógłby jej jeszcze oddać torbę.
Wskazała na nią palcem, wydając z siebie kilka różnie brzmiących parsknięć, jednak mężczyzna wskazał zupełnie inną torbę, mniejszą, jednak lepiej wykonaną niż jej własna. W dłoni trzymał srebrny stalowy krążek. Spojrzała na dwie monety, pozostałe w jej dłoni i wręczyła mu jedną, co skwitował uśmiechem i wręczył jej torbę. Dopiero teraz zrozumiała, o co chodziło. Te małe krążki, wymieniasz na rzeczy? Czyli, on od początku chciał jej pomóc? Gdy sobie to uświadomiła, poczuła się głupio. Mruknęła coś w tylko sobie znanym języku, kłaniając się lekko przed nieznajomym, po czym rozejrzała się dookoła. Ludzie cały czas się patrzyli, nie podobało jej się to, dlatego, jeszcze raz "pokłoniła" się nieznajomemu, po czym szybko czmychnęła gdzieś w uliczkę obok.

W mieście spędziła tydzień, opuszczając je wieczorem, by spać wśród gałęzi drzew i wracając rano, poznając najróżniejsze nowe rzeczy. Codziennie odwiedzała stoisko ze skórami. Siadała niedaleko i obserwowała, jak nieznajomy sprzedaje swoje dobra. Zależnie od rzeczy, brał różne krążki, jedne brązowe, niektóre srebrne, raz otrzymał nawet złoty krążek, gdy jeden z ludzi wziął od niego wiele różnych towarów. Wyglądało na to, że każdy z nich miał inną wartość. Pewnego dnia podeszła nawet do niego, dając mu swojego srebrnika i wskazując na te brązowe. Dostała ich całkiem sporo. Tak przynajmniej jej się wydawało. Nie umiała w ogóle liczyć, jednak wystarczyły one, by zdobyć jedzenie. Dziwne brązowe podłużne kamienie, które ludzie jedli na przemian z mięsem, mówili na to chleb, czy jakoś tak. Zupełnie niesmaczne jednak na tyle tanie, by mogła kupić trochę na zapas.

Gdy ponownie wyruszyła, odżyła dawną energią, czując, że znów jest w swoim żywiole, otoczona przez świat, który doskonale rozumiała, i który rozumiał ją, jednak mimo wszystko staranne w pamięci zapisała sobie to, czego się nauczyła. Nigdy nie wiadomo kiedy ta wiedza mogła jej się przydać, prawda?

Podróżowała właściwie bez wyznaczonego celu, szła przed siebie, zwiedzając najróżniejsze lasy Alaranii w poszukiwaniu nieznanego. Tropiła najróżniejsze zwierzęta, a także magiczne bestie, chcąc poznać ich jak najwięcej. Czasami zdarzało się, że w środku lasu spotykała ludzi, próbujących parać się z jej zwierzęcymi towarzyszami, jednak nie ufała im i często ich unikała, ostrzegając przed nimi każde napotkane zwierze. Zwali się chyba druidami. Dziwni ludzie. Śmierdzieli podobnie jak Ci mieszkający za kamiennymi murami.
Czasami zostawała gdzieś na dłużej, towarzysząc najróżniejszym zwierzętom w ich codziennym życiu, lub pomagając im gdy dostrzegła, że któreś jest ranne. Nie szczędziła ziół. Czułaby się winna, gdyby zwierze zmarło, mimo że mogła mu pomóc.
W ten sposób osiągnęła wiek szesnastu lat, przez ten czas odwiedzając miasta może z cztery razy, by wymienić skóry i inne rzeczy za srebrne krążki. Udało jej się ich uzbierać aż dziesięć, jednak wraz z tym miała chwilowo dość podróży. Osiadła w lesie u podnóża gór, znajdując miejsce na tyle dogodne, że znajdowało się w pobliżu wielu różnych rzek i wielkiego jeziora. Niedaleko było sporo miast, przez co zwierzęta sprawiały wrażenie spłoszonych, szybko jednak udało jej się zjednać sobie obecne tu istoty. Przed długi czas było spokojnie, w pewnym momencie jednak wszystko prysło niczym bańka mydlana.
Była noc, gdy jej nozdrza wychwyciły woń dymu, a do uszu dobiegł trzask pękającego drewna. Niemal natychmiast zerwała się na nogi, ruszając w stronę źródła. Ogień zajął już kilka drzew, nie było jak go zatrzymać, dlatego postanowiła ostrzec okoliczne zwierzęta przed zagrożeniem.
Gdy biegła przez las, wpadła na coś twardego, a zarazem miękkiego. Większego od niej, co poskutkowały nieprzyjemnym upadkiem. Z początku myślała, że to niedźwiedź, gdy jednak się przyjrzała, dostrzegła wysokiego, postawnego mężczyznę wpatrującego się w kłęby dymu unoszące się ku niebu. Ciche parsknięcie wydobyło się z jej ust, nieznajomy jednak ruszył w stronę ognia. Głupi. Chce spłonąć? Ruszyła za nim, uprzednio wydając z siebie przeciągłe wycie. Był to znak, że potrzebowała pomocy. Miała nadzieje, że zjawi się choć jeden wilk. Nie chciała być sam na sam z tym dziwnym kimś.
Nieznajomy zatrzymał się dopiero przed płomieniami, unosząc ku górze ręce i wymawiając niezrozumiałe słowa. Zignorowała go, jednak dostrzegając dwie pary jasnych żółtych ślepi. Kazała im zostać i czuwać, sama zaś obserwowała, zafascynowana, jak powoli płomienie przygasają, a zniszczona kora drzew powoli się odnawia. Czuła niepokój wilków, które nie rozumiały, co się dzieje. Sama też się bała. Nie rozumiała tej mocy, jednak wciąż ją fascynowała. Jeśli by tak umiała, nie musiałaby się bać pożarów.

Gdy płomienie całkiem zniknęły, podeszła do mężczyzny przyglądając się jego dłoniom.
-Jak?- Jedno z nielicznych słów, których udało jej się nauczyć.
W odpowiedzi usłyszała jedynie ciche „Magia” Co to kurde magia.
-Jak?- Ponowiła pytanie, a chwile później z ust nieznajomego wydobyły się kolejne słowa i w jego dłoni pojawił się jakiś dziwny przedmiot, odskoczyła do tyłu, nie za bardzo rozumiejąc jego sztuczki, a jej towarzysze wyskoczyli z krzaków, szczerząc kły w niemej groźbie.
Jednym prostym ruchem dała im znać, by go otoczyli. To musiał być jeden z tych dziwnych ludzi, którzy szwędali się po lasach i zaczepiali zwierzęta.
Następne kilka minut zupełnie zmieniło jej pogląd na świat. Nieznajomy był w stanie używać mowy zwierząt. Nie był w tym zbyt dobry, jednak była wstanie go zrozumieć.
Wytłumaczył jej wiele rzeczy. Kim jest, co tu robi, jak ugasił ogień, o ludziach za murami. Zaprowadził ich nawet do niewielkiej drewnianej chaty za rzeką, w której mieszkał. Cały czas miała przy sobie dwójkę wilków, a wraz ze świtem, pojawiła się reszta watahy. Uwielbiała wilki. Zawsze z nimi dobrze się dogadywała i były lojalne. Jeśli miało się zaufanie alfy, miało się zaufanie całej ich gromady.

Nieznajomy jednak mimo że mógł być rozszarpany w każdej chwili, jeśli tylko postanowiłby im jakoś zagrozić, wydawał się bardziej zazdrosny, niż przerażony. Jak się potem okazało, planował zostać druidem, czy czymś takim, jednak zwierzęta nie chciały mu zaufać. Troszkę ją to bawiło, jednak postanowiła zaproponować mu umowę. Jeśli nauczy ją tego, czego od niego oczekiwała, ona nauczy go jak żyć w zgodzie ze zwierzętami. Nie miał wyboru. Musiał się zgodzić. Inaczej wypędziłaby go ze „swojego lasu”, bo był zbyt podejrzany.

W ten sposób zaczęła się jej znajomość z druidem czy tam druidem. Jakieś tam imie miał, jednak brzmiało tak dziwnie, że nie umiała go wymówić.
Była to dość zabawna znajomość. Jednego dnia miał być jej posłuszny, by następnego role się zamieniły. Uczył ją tej dziwnej magii, jakichś słów i gestów z nią związanych, ale też walki tą metalową krótką bronią, w zamian ona uczyła go jak lepiej porozumiewać się ze zwierzętami, jak się wtopić w ich otoczenie i czym charakteryzuje się każde z nich, wymieniali się również informacjami o różnych zwierzętach. Najróżniejsze magiczne bestie, których nie udało jej się jeszcze spotkać, były zaskakującą ciekawostką. Owszem, kilka magicznych spotkała, jednak nie wiedziała, że jest aż tyle różnych! Uczyła się też czasami mowy ludzkiej, jednak nie poświęcała na to zbyt dużo czasu. Dudid musiał mówić w jej języku. Taka była umowa.
Czas mijał, gdy w środku dziczy wymieniali się wiedzą, z czasem zaczęła stosować magię, której nauczył ją ten dziwny mężczyzna, ku swojemu niezadowoleniu jednak zauważyła, że gdy opanowała magię, część bardziej nieufnych zwierząt zaczęła jej mniej ufać, nie za bardzo rozumiejąc jej nowych zdolności. Z bólem serca musiała pozbawić jednego z drapieżnych kotów życia, gdy rzucił się na nią z zaskoczenia. Od tamtego czasu postanowiła, że nie zamierza więcej ćwiczyć magii i że poziom, który osiągnęła, w zupełności jej wystarczy.
Żałowała swojej umowy. Po dwóch trzech latach musiała opuścić las, do którego zdążyła już przywyknąć. Przebywanie w nim wzbudzało wspomnienia, jak pierwszy raz odebrała komuś życie. Zostawiła wszystko, co posiadała, nawet płaszcz z lisich skór, zabierając jedynie wcześniej uzbierane monety.

W ten sposób ponownie wyruszyła w podróż, kierując się w stronę wielkiej wody, o której wspominał druid.
Droga była długa, a liczne miasta jeszcze bardziej ją spowalniały. Starała się unikać ludzi, którzy oblegali drogi niczym mrówki wracające do mrowiska. Ostatecznie jednak musiała zatrzymać się w Elfidrani, czy jakoś tak, by kupić coś do jedzenia. Stamtąd ruszyła dalej, aż w końcu po wielu tygodniach nudnej wędrówki, dotarła do Tumalii leżącej na brzegu wielkiej wody. Miasto było doprawdy fascynujące. Zupełnie inne niż te, w których wcześniej była, Wydała całą srebrną monetę na dziwne słodkie owoce, które sprzedawali tutejsi ludzie. Kupiła też troszkę na zapas, jednak najbardziej fascynująca była sama woda. Mimo bystrego wzroku nie umiała dostrzec drugiego brzegu, a zapach słonej wody i szum rozbijających się o brzeg fal były czymś, czym mogłaby się napawać cały dzień. Równie ciekawy były wielkie ludzkie twory z drewna, unoszące się na wodzie. Widziała dwa w oddali i jeszcze więcej przy brzegu. Ludzie wynosili z nich najróżniejsze okrągłe drewniane pojemniki pełne jakiegoś płynu o specyficznym zapachu i skrzynie pełne najróżniejszych rzeczy.
Nie wytrzymała. Podbiegła do statku, wdrapując się na pokład, by go zwiedzić. W środku wydawał się jeszcze większy. Było w nim wielu ludzi, którzy o dziwo, gdy ją zobaczyli, wściekli się i zarzucając sobie na ramie, wynieśli ją z pokładu, ku jej wielkiemu oburzeniu. Przy następnej próbie wtargnięcia na pokład została powstrzymana przez jednego z rosłych mężczyzn. Wyjęła trzy srebrne monety, wskazując na statek.
-Też chce! - Chciała być na tym czymś, gdy znów zacznie się unosić na wodzie, może wtedy zobaczy drugi brzeg?
Rozmowę przerwał kolejny mężczyzna, bogato ubrany, elegancki, od którego wręcz emanowała aura dumy i powagi.
- Dziesięć i możesz płynąć z nami - Zrozumiała tylko pierwsze słowo z ust eleganckiego nieznajomego, jednak to wystarczyło, by wiedziała, o co chodzi, jednak nie miała dziesięciu monet.
Ruszyła w stronę kolejnego statku, równie wielkiego. Tym razem od razu podeszła do najlepiej ubranej osoby.
- Osiem. Też chce - Od razu wyjęła osiem monet, wskazując na statek. Nieznajomy jedynie się zaśmiał, mimo to przyjął monety, kiwając głową. Chyba się zgodził.

Została jej jedna moneta. Kupiła za nią troszkę zapasu chleba i innego jedzenia, starając się nie oddalać od statku. Nie widziała, kiedy odpływa, dlatego, gdy tylko zdobyła wszystko, co chciała, weszła na pokład, i w ogóle nie schodziła, obserwując w ciszy, pracujących ludzi. Niektórzy coś do niej gadali, jednak zupełnie ich nie rozumiała, i tylko kiwała głową.

Gdy w końcu wypłynęli, odetchnęła z ulgą, że nie została oszukana. Szybko odnalazła eleganckiego nieznajomego, częstując go chlebem w zamian za uczciwość. Przyjął go, popijając tym dziwnym płynem z beczek. Śmierdział, jednak pili go wszyscy. Jak oni na to mówili, rum? Podobnie brzmiała jedna z inkantacji mającej na celu przywołanie piasku. Pili wodę z piaskiem?
Gdy tak nad tym rozmyślała, zdała sobie sprawę, że wiele oczu jest w nią wpatrzonych. Dopiero teraz zauważyła, że wszyscy prócz niej na pokładzie, to mężczyźni. Prychnęła cicho, nieco zaniepokojona.
- Idę. Wysoko - gdy znalazła się na szczycie masztu, w bocianim gnieździe, w końcu przestała na sobie czuć te dziwne spojrzenia.

Podróż początkowo mijała spokojnie. Przez pierwszy kilka dni po prostu płynęli, a ona mogła się obijać, potem jednak sytuacja zaczęła się pogarszać, powietrze się zmieniło. Wiatr przybrał na sile, a w oddali widziała chmury, przybierające barwę, która nie wróżyła nic dobrego.
Szybko zeszła na dół, szukając eleganckiego nieznajomego.
-Niebo płacze, dzisiaj - nigdy nikomu nie musiała mówić, że będzie padać, nie za bardzo wiedziała jak ubrać to w słowa, dlatego pociągnęła go za sobą, wskazując niebo w oddali.
- Ogień na niebie - Nieznajomy chyba nie za wiele robił sobie z tego, co mówiła. Na jego twarzy widniał jedynie głupi uśmieszek, mimo to, nie zamierzała czekać, aż dopadnie ich burza, szybko zebrała swoje rzeczy, chowając się pod pokład.
Sztorm uderzył kilka godzin później, kołysząc całym statkiem, na górze wybuchła wrzawa. Tupot stóp niósł się po cały statku, gdy ludzie w pośpiechu zwijali żagle. Wtedy też dostrzegła elegancika, całego przemoczonego, rozdrażnionego.
Posłała mu jedynie delikatny uśmieszek. Magia, której się uczyła, mogła zatrzymać burzę, tamten druid zwał ją magią harmonii, wiedziała jednak, że nie jest wystarczająco silna, by cokolwiek zrobić. Musieli przeczekać.

Sztorm ucichł dopiero następnego ranka. Wszyscy wyglądali na zmęczonych, a jeden z mężczyzn miał całą rękę we krwi. Nie wiedziała, jak to się stało, jednak wyglądało na to, że nikt na statku nie wiedział jak się tym zająć, więc musiała uszczuplić swoje skromne zapasy ziół, by oczyścić ranę i zatrzymać krwawienie. Podczas sztormu złamał się jeden z masztów. Ilya doskonale wiedziała, że teraz dotarcie do celu zajmie im dłużej, nie przejmowała się tym jednak. Wróciła na swoje miejsce na bocianim gnieździe, unikając tych dziwnych ludzi. Spędziła tam następne dwa tygodnie, aż w końcu na niebie dostrzegła pierwsze ptaki, a po chwili także ląd. Ludzie na dole chyba też to dostrzegli bowiem, że po całym pokładzie poniósł się krzyk pełen radości. Do brzegu dobili jeszcze wieczorem.

Podobała jej się podróż, jednak po trzech tygodniach cieszyła się, że w końcu mogła stanąć na twardej, nieruchomej ziemi. Miasteczko było dużo mniejsze, biedniejsze niż to, z którego wypłynęła, nie oferowało żadnych ciekawych rzeczy, dlatego też szybko je opuściła, udając się w tak ukochaną sobie dzicz.

Klimat był zupełnie inny, niż tam skąd pochodziła, zwierzęta zachowywały się nieco inaczej, dlatego przywyknięcie zajęło jej trochę czasu. Dopiero po kilku tygodniach, gdy zdobyła zaufanie kilku okolicznych zwierząt, poczuła się niemal jak w domu. Nie planowała zostać dłużej, dlatego starała się zebrać wszystko, co ma jakąś wartość, by następnie wymienić to za srebrne krążki. Bez ich nie wróci.

Nic jednak nigdy nie idzie tak, jak się planowało. Pewnego wieczoru jej nozdrza uderzyła nowa, specyficzna, ale jednocześnie znajoma woń. Woń sierści splamionej błotem i krwią, ale jednocześnie odór parszywych ludzi. Szybko ruszyła w kierunku, z którego dobiegała, zabierając z sobą trochę ziół, na miejscu dostrzegła dużą, potężną bestię. Wielki kot o jasnej, piaskowej sierści. W kłębie miał może z metr wysokości, a potężne łapy zakończone były ostrymi jak sztylety szponami. Przez cały jego bok przebiegała długa, paskudnie krwawiąca rana. Przypominał rysia, jednak dokładnie wiedziała, że one tak duże nie rosną. Ostrożnie zbliżyła się do niego, uprzednio dając znać o swojej obecności. Masywny łeb odwrócił się w jej stronę, a na jego licu wymalowany był ból i smutek. Wiedziała, że nie ma już dla niego ratunku, mimo to pobieżnie zaczęła opatrywać ranę, okładając ją najróżniejszymi ziołami, których soki miały działanie przeciwbólowe. Tylko tyle mogła zrobić, jednak nie opuszczała zwierzęcia, została przy wielkim kocie, gładząc jego zmierzwione futro. Rozmawiając z nim. Był inteligentniejszy niż większość zwierząt, jakie dotąd spotkała, było to fascynujące, a to o czym jej powiedział - przerażające. Był on jedyny, od zawsze wśród ludzi władających - z tego, co zrozumiała - magią. Miał być specjalny, jednak uciekł i został ranny, Poprosił ją, by ukryła jego ciało, by nie mogli stworzyć innych jemu podobnych, jednak jego ciało było magiczne, umieli wykryć tę magię, dlatego miała zabrać jego skórę. Prośba wydawała jej się paskudna, jednak zgodziła się, by mógł odejść w spokoju.

Następnego ranka ukryła jego ciało w miejscu dostępnym tylko drapieżnikom, a wraz ze skórą ruszyła w kierunku, z którego przybył wspaniały kot. Znalazła wielki most prowadzący na drugą wyspę, o którym wspominał. Ruszyła dalej, aż dotarła do wielkiego niebieskiego miasta. Tam znalazła stoisko ze skórami, wręczając nieznajomemu skórę Keilana wraz z kilkoma innymi. Miał jej zrobić płaszcz ze skóry magicznego kota, zaś reszta była po prostu zapłatą.
Przez następne dwa dni zwiedzała miasto, oczekując, aż będzie mogła odebrać to, co jej, a gdy w końcu narzuciła na plecy swe nowe okrycie, ruszyła w stronę wielkiego pałacu.
Weszła do środka niemal niezauważona, co nieco ją zdziwiło, jednak szybko o tym zapomniała, oddając się zwiedzaniu wielkiego pałacu. Wyostrzone zmysły skierowały ją prosto ku innym zwierzętom, wspaniałe bestie a wśród nich istota, o której słyszała, lecz nigdy nawet nie śniła o spotkaniu. Niebieski ogon wił się na boki, uderzając niczym bicz, a wielkie skrzydła spoczywały na bokach miniaturowego smoka, wpatrującego się w nią z zaciekawieniem.
Nie umiała się powstrzymać, co sprawiło, że już po chwili rogaty łeb leżał na jej kolanach, gdy gładziła dłonią gładkie, lśniące łuski. Pierwszy raz miała możliwość rozmawiania ze smokiem. Opowiadał jej o tym miejscu, że jest nudno i spokojnie, o innych zwierzętach, które tu mieszkają. Pewnie rozmawialiby dłużej, jednak przerwało jej dwóch strażników, którzy zaskoczeni jej obecnością, odciągnęli ją od Callerego. Pseudosmok zirytowany tym, że im przerwali, wyszczerzył kły i nastroszył błony biegnące wzdłuż kręgosłupa, co wywołało u dwójki mężczyzn lekki atak strachu. Przystawili jej nóż do szyi. Zimna stal była nieprzyjemna, jednak cała ta sytuacja nieco ją bawiła. Poprosiła niebieskołuskiego, by podążał za nimi, jednak by był spokojny, a w tym czasie dwójka opancerzonych osiłków prowadziła ją korytarzami w stronę wielkiej, wspaniale zdobionej sali pełnej różnych ludzi. Wszyscy pięknie ubrani, a pośrodku, w samym centrum sali siedziała władczyni tego pałacu. Mężczyźni zaczęli coś mówić, dużo, głośno i szybko. Nie zrozumiała prawie nic jednak wraz z odpowiedzią ich pani, postanowili ją uwolnić i oddalili się.
-Kto ty? - Mruknęła w stronę blondwłosej władczyni, a sama stanęła u boku Callerego, gładząc jego szyję. Po sali poniosła się wrzawa pełna oburzenia, która tylko utrudniła jej zrozumienie Delii? Bo chyba tak miała na imie, chyba że to kolejne nowe słowo.
- Głośni, głupi. - Prychnęła, obserwując wielu pięknie ubranych mężczyzn. I kolejna fala oburzenia skwitowała jej słowa. Zignorowała ją totalnie, jednak ku jej zadowoleniu, większość z nich została wygoniona z sali przez Delię. Zostało kilku, bardziej spokojnych, co Ilya przyjęła z ulgą.
-Dzięki - Mruknęła, kłaniając się lekko władczyni.
- On chce iść. Wezmę. Nudzi się - Ostatecznie rozmawiał przez kilka minut, aż ostatecznie władczyni w końcu się zgodziła. Wyglądała na sympatyczną. Nawet kazała jednemu ze sług, by jej pomógł. Tak przynajmniej to zrozumiała, gdy wziął jej torbę i zaczął ją nosić obok niej. Chciał wziąć też płaszcz, jednak jedynie dostał po łapkach.

Spędziła w pałacu następny tydzień. Callery niemal cały czas był u jej boku. Gdy pożywiała się wraz ze strażnikami w wielkiej sali lub gdy sługa, który miał jej pomagać, uczył ją podstawowych słów i podstaw etykiety. Z tego, co zrozumiała, jej zachowanie przed królową było skandaliczne i następnym razem mogła stracić przez to głowę. Dobrze wiedzieć. Na odchodne, sługa wręczył jej niewielki woreczek srebrnych monet. Nie spodziewała się, że zjawienie się tutaj, okaże się aż tak przyjemne. Zdobyła towarzysza, całkiem zabawnego. Callery często mówił dużo śmiesznych rzeczy. Na przykład jak raz przyłapał jednego z mężczyzn romansującego z innym mężczyzną i to jak wtedy szybko przed nim uciekali. Miała też wystarczająco dużo pieniędzy, by wrócić, a nawet kupić coś dobrego do jedzenia.

Problemy pojawiły się jednak gdy dotarła do portowego miasteczka. Połączenie magicznego płaszcza i smoczego towarzysza było dość problematyczne. Ludzie prawie w ogóle jej nie zauważali, skupiając się na niebieskołuskim, wybuchając paniką i strachem, wzywając strażników. Tłumaczenie, że jest jego panią i że jest niegroźny, były prawdziwym utrapieniem, podobnie było, gdy chciała zapłacić za kurs statkiem. Ostatecznie udało jej się przekonać kapitana, że będą bronić statku, gdyby coś się stało, Mimo to musiała zapłacić aż dziesięć srebrnych monet, gdzie ostatnim razem było to tylko osiem. Pozostałe monety wydała na mięso i chleb, by wraz z pseudosmokiem mieli co jeśli, ten jednak wiele razy polował w powietrzu na najróżniejsze ptactwo, dostarczając rozrywki żeglarzom.
Tym razem podróż minęła mniej problematycznie niż ostatnim razem, pogoda dopisywała, a obecność smoka sprawiła, że ludzie starali się jej unikać. Nawet kapitan, ostatnim razem ignorując jej rady dotyczące pogody, tym razem posłuchał się jej słów, dzięki czemu udało im się uniknąć centrum wichury, a dodatkowo złapać dobry wiatr w żagle. W ten sposób wróciła do Tumarii, Tak to się chyba zwało? Nie pamiętała, jednak szybko opuściła miasto.
Gdzie by tu teraz wyruszyć?
  • Najnowsze posty napisane przez: Ilya
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • Re: [Las nad rzeką Nefari] Spotkanie o poranku
    Zachowania twarzy? Gdyby Ilya wiedziała jakie myśli krążą po głowię jej towarzyszki, wybuchła by śmiechem. Nigdy się nie przejmowała niczyją opinią. Robiła co chciała, gdzie chciała i kiedy chciała, nigdy się n…
    19 Odpowiedzi
    9558 Odsłony
    Ostatni post 7 lat temu Wyświetl najnowszy post