Na samym początku, wypadałoby objaśnić pochodzenie Shankora, jednego z Wielkich rodu Argo.<br>Urodził się i wychowywał się na kontynencie o nazwie Ethera, który znajduje się daleko od sławnego Alarańskiego lądu. Jeśli dokładnie chciałoby się uwzględnić położenie Ethery, należałoby się posłużyć starą kroniką sprzed kilku tysięcy lat, gdzie owa ziemia zwana była jeszcze Et-Her, zaś na niej panował barwny, tropikalny klimat. W tym czasie istoty stąd pochodzące władały językiem Iluvo, co w dzisiejszych czasach, można by przetłumaczyć na "Naszą Mowę". Według tej kroniki, odległość między tymi kontynentami, jest równa kilkudziesięciu dużym smokom w kierunku wschodnim z najbliższego Alarańskiego portu w tym kierunku. Jeśli nic się nie zmieniło, a owy port dalej istnieje, odległość kilkudziesięciu dużych smoków przerasta możliwości większości żeglarzy, a więc kontakt między ówczesną Et-Herą a Alaranią jest równie nieistniejący, co w obecnych czasach... <br><br>Wracając do samej Ethery, owa kraina była kiedyś niczym sanktuarium życia, a na całej jej w większości nizinnej powierzchni, dominowała roślinność i wszech obecna zwierzyna. Kiedyś była idealnym domem dla wielu elfów i ludzi, którzy tutaj żyli. Cały kontynent był jednak około pięciokrotnie mniejszy niż Alarania, a ze starych map kartograficznych, kształt tego kontynentu można by śmiało określić jako długi prostokąt z poszarganymi bokami z każdej strony i pewnym znaczącym pogrubieniem w północno-zachodniej części kontynentu.<br><br>Wszystko się jednak zmieniło około czterech tysięcy lat temu, gdy w Alaranii dopiero powstawało Kryształowe Królestwo. W nieopisany przez nikogo sposób, na kontynent Ethery spadł najpierw czerwony, potem zaś czarny płomień i rozświetlił on niebo na wiele długich tygodni. Mieszkańcy kontynentu szybko dowiedzieli się... że ich spokojne i bezstroskie dni, właśnie się skończyły. Nastała Wojna Czarno-Czerwonego Płomienia...<br><br>Ethera została najechana przez zastępy diabłów i podległym im rzeszom potworów, które ciężko byłoby porównywać nawet z północno Alarańskimi bestiami. Onegdaj piękna, tętniąca życiem ziemia, stanęła w ogniu piekielnym, a każde stworzenie pierzchło na sam widok tego niszczycielskiego zjawiska... Wtem u progu zniszczenia i strachu, gdy ludność kontynentu wielokrotnie już poznało dotkliwą klęską... Do boju przybyło całe plemię minotaurów z plemienia prastarych. I choć nastał wstępny strach wśród szeregów sojuszników na widok chodzących maszyn wojennych, Zjednoczone Siły Ethery pierwszy raz odniosły zwycięstwo, głównie za sprawą Minotaurów władających ogniem Dunu. Wojna zaczęła przybierać coraz bardziej krwawe barwy. W tych czarnych godziniach, gdy Argos, przezywany Bogiem Wojny, założyciel rodu Argo, spojrzał z góry Experyl na cały spalony i zniszczony kontynent i na czarną ziemię, która kiedyś emanowała tak wielkim pięknem, Argosa ogarnął wielki smutek i żal, a on sam rzewnie zapłakał nad losem jego ukochanego domu...<br><br>Długa walka Ethery trwała piętnaście długich lat od momentu, aż do momentu, gdy dzielny Argos zamknął czerwień i czerń pochodzącą z piekielnych czeluści. Płomień, który rozpalił cały ląd, nareszcie wygasł. Było już jednak za późno na odratowanie kontynentu. Nieliczne, pozostałe przy życiu istoty osiadły w Helven, co znaczy "Oaza Wschodu". A była to ostatnia kraina w Etherze, w której pozostał cień dawnego życia. Tam też osiadły resztki plemienia prastarych i ród Argo, który przetrwał po dziś dzień...<br><br>Dzisiejsza Ethera, mimo usilnych prób pozostałych istnień, nigdy nie powróciła do blasku, jakim kiedyś emanowała. Zachodnia częśc kontynentu, pozostała twardym, nieurodzajnym pustkowiem, zaś nad wschodnią częścią pieczę sprawowało plemię prastarych. Przez trzy i pół tysiąca lat zachodnia ziemia zrodziła wiele potworów, jednak tylko dzięki minotaurom, nie były one w stanie przedrzeć się na wschód...<br><br>______________________________________________________________________________<br><br>Zanim jednak wspomnę cokolwiek o Shankorze, wypadałoby porozmawiać o klanie Prastarych, nigdy niespotkanych w Alaranii...<br><br>Pod względem fizycznym, minotaury z klanu prastarych, cechują się przede wszystkim nieco większymi gabarytami niż te pochodzące z Alaranii. Pod względem psychicznym, są one zdecydowanie bardziej waleczne i bardzo często parają się wojaczką. Prawdopodobnie są też o wiele bardziej długowieczne. Jest to głównie spowodowane historią Ethery, która chyba już na zawsze zmieniła te istoty, przystosowując je do niezwykle srogich warunków w ogniu ciągłej wojny, trwającej już blisko kilka tysięcy lat. Jeśli chodzi o ich prawo, jest ono całkowicie inne od wszelkich znanych praw w Alaranii. Jest ono także bardzo stare, liczące sobie sześć tysięcy lat, zaś ostatnie "zmiany" były wprowadzone cztery tysiące lat temu. W rzeczywistości jest ono więc całkiem podstarzałe i część z przepisów jest już całkowicie niewykorzystana, jednakże każdy minotaur z tego klanu, bez względu na swoje przekonania, respektuje prawo, które rządziło przez tyle lat aż do dnia dzisiejszego. Ciała Prastarych zazwyczaj pokrywają liczne zdobienia i tatuaże, część z nich jest zrobiona z krwi potworów. Takie dziwne zwyczaje mogą się wydawać barbarzyńskie, jednak w rzeczywistości kultura prastarych jest wysoce zaawansowana i pod względem społeczności zdecydowanie przewyższają kulturę minotaurów z Alaranii. Prastarzy parają się budownictwem, sztuką, rzeźbiarstwem, kowalstwem, płatnerstwem, hodowlą, obróbką oraz wieloma innymi aspektami "bardziej" zaawansowanego świata. Ich architektura jest równie surowa co krasnoludzka, zaś budowle są niezwykle wytrzymałe i z reguły powstają długie lata. Prastarzy zwykli czasami budować monumentalne budowy, które wzbudziły by zachwyt i osłupienie wszystkich budowniczych z Alaranii, większość z nich zginęła jednak w mrokach wieku, a w zaludnionej części Ethery, zostały tylko i wyłącznie dwa potężne zigguraty poświęcone Matce Naturze. Jeden z nich, wybudowany niespełna trzy tysiące lat temu, zdobi wschodnie północno-wschodnie wybrzeże kontynentu, a jego potężna konstrukcja jest widoczna dla żeglarzy z odgległości kilku smoków, zaś drugi znajduje się w centrum Helven. Warte uwagi jest natomiast to, że klan Prastarych praktycznie nie zajmuje się żeglugą, rybołówstwem, a także całkowicie obca jest dla nich glina.<br><br>______________________________________________________________________________<br><br>Ponad pięćset lat temu - według Alarańskiego kalendarza, Shankor Argo zwany przez pobratymców Minosem, narodził się w centrum Helven, jako siedemnasty w kolejce, zwierzchnik władzy plemiennej klanu Prastarych. Jego młodzieńczo-dziecięce lata mijały spokojnie i bezpiecznie, pod czujnym okiem troszczącej się matki, która miała na imię Grimhornia. Wraz z powolnym dorastaniem, to jednak Ugdur Pogromca - jego ojciec - przejął na siebie większość obowiązków związanych z wychowaniem jedynego dotąd potomka. To on stał się jego mentorem, który przystosował go do życia w społeczeństwie, w leśnej głuszy oraz na pustkowiach. Wraz z kulturą Prastarych, gdy tylko minęła trzydziesta wiosna Shankora, rozpoczęto go szkolić w sztuce wojskowej. Zgodnie z tradycją, jego szkolenie powinno odbywać się z najstarszym przedstawicielem własnego rodu, który nie jest głową rodziny. A jeszcze w tych czasach, głową rodziny był nie kto inny, jak Abazog Argos, zwany Mądrym, prawowity Król Helven oraz władca całego klanu. Był on już jednak bardzo leciwy, jednak na prośbę swojego najstarszego syna - Ugdura Pogromcy - pozostał głową rodziny i królem Helven, aż do momentu ukończenia szkolenia, które miało trwać dokładnie dwadzieścia lat. Było to więc niezwykle rzadko spotykane, aby własny ojciec szkolił swojego syna, a tym bardziej przez kogoś w sile wieku... Szkolenie Minosa było więc o wiele razy bardziej ostre oraz wydajniejsze w porównaniu do innych minotaurów w jego wieku...<br><br>Zaczęło się wręcz niewinnie, gdyż przez pierwsze siedem dni, młody Shankor Argo poznawał tylko i wyłącznie teorię walki oraz wiedzę na temat uzbrojenia, która może ranić. Innymi słowy, było to krótkie przygotowanie, jak przetrwać na polu bitwy. W ciągu następnych trzydziestu dni, Minos wyruszył wraz z ojcem na pustkowia i tam wspólnie koczowali, a jego mentor uczył go wszystkiego co potrafił. Był to jednak tylko wstęp, gdyż trzydziestego dziewiątego dnia, Minos został wyrzucony wprost na pustkowie z wieloma innymi, młodymi minotaurami. Tradycja ta, nazywana jest Próbą Woli. I choć Shankor był najmłodszym i najkrócej szkolonym wśród setek, czy nawet tysięcy innych podchodzących do tej próby, stawał na równi z wszystkimi rówieśnikami...<br><br>Próba Woli jest bardzo prosta w założeniach. Wszystkie minotaury, które są podczas tradycyjnego dwudziestoletniego szkolenia, muszą przystąpić do tego testu. Nie da się go wygrać, ni przegrać. Cała próba odbywa się raz na dwadzieścia lat przez sześćdziesiąt dni, za każdym razem w tym samym miejscu, które nazywano po prostu Dołem Próby. Owe miejsce było pozostałością po niegdysiejszej zawalonej kopalni, to dość duży teren, w którym warunki można w małym stopniu porównać do tych, które są na wschodzie. Z owego dołu ciężko wyjść o samych siłach, jednak nawet jeśli byłoby to możliwe, jest to zabronione prawami Próby Woli, dopóty dany uczestnik nie zrezygnuje. Wszystko odbywa się jednak w nader bezpiecznych procedurach, zaś cały teren zewnętrzny jest pilnie nadzorowany przez dorosłych minotaurów, aby żadne drapieżne niebezpieczeństwo nie dostało się do nieprzygotowanych młodych minotaurów. Nad samym dołem, czuwa setka starszyzny, która w razie czego reaguje na nieprzytomnych lub rannych współplemieńców. Ostatecznie pomagają wydostać się tym, którzy zrezygnowali z testu lub nie są w stanie go kontynuować.<br><br>Całe igrzyska odbywają się raczej w ciszy, gdyż nikt zewnątrz z wyjątkiem starszyzny, nie może doglądać uczestników, oraz nie może im pomagać. Ma być to niejako odwzorowanie warunków nieprzyjemnego wschodu. Minotaury mogą się jednak wiązać w grupy oraz walczyć ze sobą, jest to niejako duże utrudnienie dla wszystkich... Jeśli ktoś zwiąże się z grupą, szansa na znalezienie wystarczającej ilości pożywienia jest znikoma, zaś przy ewentualnych niebezpieczeństwach naturalnych, nie można się poruszać tak samo jak w pojedynkę. Z drugiej strony, podjęcie się samotności, może skutkować tym, że w spotkaniu z wrogo nastawioną grupą, jest się przegranym na porażkę, a twoja żywność oraz znalezione zapasy zostaną brutalnie zrabowane...<br><br>Shankor zdecydował się przemierzać Dół Próby w samotności tak, jak radził mu jego ojciec. W niespełna jeden dzień, połowa uczestników zrezygnowała z dalszego podejmowania się Próby Woli. Było to jednak całkowicie zrozumiałe i akceptowalne przez wszystkich, Próba Woli nie miała większego znaczenia na przykład dla tych, którzy chcieli parać się prostym rzemiosłem lub woleli trzymać się z dala od niebezpieczeństw wschodu. Ostatecznie decyzja na pozostanie samotnikiem podczas testu była słuszna, gdyż po sześćdziesięciu dniach w tym roku, ostało się tylko trzydziestu rogatych, którzy podjęli tę samą decyzję. Wśród nich był także Shankor, który z pewnością niektórych zadziwił swoimi trafnymi działaniami, z drugiej strony jednak, było to w dużej mierze od niego oczekiwane będąc synem i jednocześnie wychowankiem Ugdura Pogromcy. <br><br>Od tamtej pory Shankor ćwiczył walkę, proste uniki oraz podejmował się ciężkich ćwiczeń fizycznych. Tak też uczył się, aż do ostatniego roku, gdzie Ugdur zdecydował, aby poddać własnego syna pewnej starej, nieużywanej przez setki lat tradycji rodu Argo. Od dnia pierwszego, dwudziestego roku szkolenia, codziennie podejmował się walki na arenie, aż do momentu bycia niezdolnym do dalszej walki. Nie pojedynkował się on jednak z rówieśnikami, lecz z prawdziwymi dorosłymi, w większości wyszkolonymi w walce minotaurami. Początkowo, było to dla niego ciężkie przeżycie. W starciu z dorosłym osobnikiem, nie był w stanie wytrzymać ani ciosów oponenta, ani nawet odpowiedzieć. Przez kilka pierwszych tygodni, Shankor nie wygrał żadnej walki...<br><br>Przełomem okazał się dzień czterdziesty drugi, kiedy Minos zwyciężył nad przeciwnikiem, który parał się walką od przeszło sześćdziesięciu lat. Kiedy jednak nadszedł drugi przeciwnik tego dnia, potomek Argosa ponownie przegrał pojedynek... Od tego dnia, miało być nieco łatwiej, Shankor bardzo szybko nabywał kolejne umiejętności, zaczął się wzorować na przeciwnikach, których już spotkał, a nawet doskonalił to, co oni dokonali, aby go pokonać. Ugdur jednak nie zachowywał się do końca sprawiedliwie względem swojego syna. Od czasu pierwszego zwycięstwa, zaczął poszukiwać silniejszych przeciwników wśród klanu. I tak też przez kolejne parędziesiąt dni, Shankor odnosił coraz więcej zwycięstw, jednocześnie ponosząc czasami druzgocące porażki. Niespełna pół roku od rozpoczęcia tej starodawnej tradycji, nie było przeciwnika, który mógłby pokonać młodego minotaura w zwarciu... Z czasem zaczęło brakować nowych wyzwań i Ugdur musiał uciekać się do przeciwników spoza klanu... Przez pewien czas Minos miał problemy, przede wszystkim z szybkimi elfami, jednak w całkiem krótkim czasie osiągnął pewnego rodzaju mistrzostwo, dzięki któremu żaden z przeciwników nie był mu już straszny, a do każdego był w stanie przystosować się tak, aby odnieść ostatecznie zwycięstwo. Podczas wszystkich pojedynków, Minos walczył z ponad trzema tysiącami osobnikami. Nadszedł więc i ten czas... Dziesięć dni przed zakończeniem owej tradycji, gdy walki Shankora Argo były chętnie oglądane przez istoty z zewnątrz, do walki stanął on...<br><br>"Niemała wrzawa rozgorzała w sercu miasta, <br>Rogi i trąby zaczęły dudnieć w echach zrujnowanego świata,<br>Tak jakby dwóch królów stanęło naprzeciwko sobie, <br>A ziemia zatrzęsła się i wszystko było wiadome każdej osobie..."<br><br>"I walki tej nie mógł uniknąć żaden kochający walkę łakomca,<br>Jeden zwany Minosem, drugi zaś Pogromca..."<br><br>Naprzeciwko minotaura stanął jego własny ojciec, Ugdur Pogromca. I przez dziesięć dni, codziennie rywalizowali ze sobą i choć Ugdur dominował, Minos także potrafił odpowiedzieć. Aż do ostatniego dnia, gdzie Shankor Argo walczył dzielnie i wprawiał w zachwyt wszystkich widzów. A wynik był już wtedy przesądzony... Ugdur wygrał ponad Shankorem, młody minotaur nie był w stanie dorównać sile, wiedzy i umiejętnościom swojego ojca. I choć teraz nie miałby problemów... Nie podołał nigdy w przeszłości...<br><br>Osiągając wiek lat pięćdziesięciu i ukończywszy surowe szkolenie Ugdura Pogromcy, stał się prawowitym członkiem klanu oraz respektowanym na całym kontynencie młodym minotaurem, który pochodził z szanowanego rodu Argo. W tym samym dniu też, Abazog Mądry przekazał władzę Ugdurowi Pogromcy, a sam udał się do rodowego domu. Od tego momentu zaczął się włączać w życie społeczności i z wielkimi chęciami zaczął pozyskiwać wszelką dostępną wiedzę. Przez następnych siedem lat codziennie odwiedzał Abazoga Mądrego, a ten go nauczał. Niestety kilka tygodni po pięćdziesiątych siódmych urodzinach Shankora, Abazog Mądry umarł, a z tego powodu wyprawiono doniosły pogrzeb, zaś potem przez tydzień panował olbrzymi festyn w Helven i w całej Etherze. Naukę Abazoga kontynuowała Grimhornia, która być może nie posiadała takiej wiedzy jak on, tak jednak zaczęła mu przekazywać z goła inną przydatną wiedzę. Przez następne osiem lat pozyskiwał w spokoju wiedzę, przebywał i pomagał rodzinie jednocześnie nadal ciężko trenując, gdyż niedługo chciał ruszyć na wschód jako jeden z tych, którzy nazywani są wśród ludu Ethery - Czuwaczami...<br><br>______________________________________________________________________________<br><br>Tuż po Wojnie Czarno-Czerwonego Płomienia, na wschodzie Ethery, zaczęły się pojawiać dziwne, niewidziane nigdzie indziej gatunki. Jedne z nich były nieszkodliwe i małe, inne śmiertelnie niebezpieczne, które przejawiały wręcz niszczycielskie zachowania. Od tamtej pory zaczęły działać w Etherze trzy grupy zbrojne. Pierwsi z nich nazywają się Gwardzistami Helven. Ich zadaniem było przede wszystkim chronić istoty rozumne w miastach, wioskach czy obozach. Byli oni niejako obrońcami, którzy pilnowali porządku w mieście oraz bronili je w razie niebezpieczeństwa z zewnątrz i wewnątrz. Następni nazywają się Strażnicy Ethery i można ich utożsamić z armią. Owe zgrupowanie czuwa nad wszystkim żywym, co pozostało na tym kontynencie, w przeciwieństwie do trzeciej grupy, najczęściej nie przekraczali oni granicy 'żywej' strony Ethery. Bronili jej granic, a także eliminowali każde zagrożenie zbliżające się do nich. Ostatnia grupa składała się z osób, które wyruszały na wschód eliminować wszelkie zagrożenia nie tylko dla ludności Ethery, ale także dla jej ekosystemu. Zostali oni nazwani Czuwaczami, czyli tymi, którzy trzymają pieczę nad niebezpieczeństwem ze Wschodu i wychodzą mu naprzeciw.<br><br>______________________________________________________________________________<br><br>W wieku sześćdziesięciu pięciu lat, Shankor wstępuje w szeregi Czuwaczy i przez następne trzydzieści sześć lat wyruszał razem z innymi przedstawicielami owej grupy na wschód. Przez cały ten czas walczył i oglądał śmierć nie tylko plugawych stworzeń, ale także jego pobratymców i innych ras. Mimo, że Czuwacze nigdy nie ponosili zbyt dużych strat oraz też nigdy żadna z ich wypraw nie zakończyła się całkowitym fiaskiem, tak jednak śmierć w ich szeregach nie była niczym niezwykłym. Po tak długim okresie, Minos stwierdził, że sama brutalna siła oraz umiejętności w walce, mogą w późniejszych czasach nie wystarczyć. Wtedy też, ponownie na stałe osiadł w Helven i udał się do plemiennych magów, którzy należeli do zgromadzenia Płomiennego Dunu. Byli to potężni magowie ognia, najsławniejsi wśród trzech wielkich zgromadzeń magicznych w Etherze. Tam też, w monumentalnym zigguracie postawionym w Centrum Helven, otrzymał olbrzymią łaskę nauki Magii Ognia od żyjącego jeszcze, ostatniego arcy-mistrza Ognia, przedstawiciela Płomiennego Dunu. Pełny tok nauki, trwał czterdzieści lat. Owy Arcy-Mistrz nauczał go przez dwadzieścia dziewięć lat, aż do momentu śmierci. Był to ostatni Arcy-Mistrz na całym kontynencie, a samo zgromadzenie Płomienia Dunu będzie musiało czekać jeszcze długi czas, aż znajdzie się ktoś z nadzwyczajnym talentem, który mógłby dorównać staremu Arcy-Mistrzowi. Nauka Minosa została więc nagle przerwana, jednak po takim czasie, że Minos był w stanie już kontrolować Magię Ognia bez problemu.<br><br>Tuż po tym, w wieku stu trzydziestu lat skierował się w stronę drugiego wielkiego zgromadzenia magicznego w Etherze. Tam pod opieką elfickiego mistrza magii życia, przez kolejnych dwadzieścia lat nauczył się tajnik magii życia. Po ukończeniu sto pięćdziesiątego roku życia, spotkał ostatniego żyjącego krasnoluda w Etherze, z którym zaprzyjaźnił się. Wkrótce jednak ostatni krasnolud wyruszył w podróż w kierunku wschodnim, szukając swoich braci, niestety jego statek zatonął podczas oceanicznego sztormu, a on sam zginął w odmętach wody. Pragnienie krasnoluda, aby znaleźć swoich pobratymców, a być może także rodzinę do przedłużenia własnego rodu, zakończyło się przedwcześnie... Od tej pory z dużym szacunkiem spoglądał w stronę dzielnej rasy krasnoludów...<br><br>Przez następne sześćdziesiąt lat, stał się więc samotnym Podróżnikiem-Czuwaczem, który zwiedził niemalże całą Etherę i poszukiwał informacji w starych ruinach. Był wtedy na tyle silny, aby bez problemu samotnie zwalczać zagrażające mu niebezpieczeństwa, aczkolwiek on w dużej mierze unikał starć, w których miałby problem. W tym czasie, dwa razy w roku odwiedzał ojczyznę i zostawał w nim na tydzień przebywając z rodziną. W tym okresie posiadł dużą i szeroką wiedzę historyczną. Mając dwieście dwadzieścia lat drastycznie zmniejszył swój czas na podróżowaniu i zaczął angażować się w życie rodzinnego miasta. Tego też roku, narodził się jego brat, a Ugdur i Grimhornia nadali mu imię Agrin. Czas płynął wolno, a on z biegiem czasu stał się naczelnikiem Gwardzistów Helven. Od tej pory, to on dbał o bezpieczeństwo wewnętrzne Helven i innych miast, wiosek i obozów na terenie całego kontynentu. Nie przeszkadzało mu to jednak, aby pomagać mentorowi Agrina w jego dwudziestoletnim tradycyjnym szkoleniu i to właśnie on stał się jego oparciem po niewytrzymanej Próbie Woli. Pomiędzy nimi ewidentnie była widoczna braterska więź, nawet mimo tak dużej różnicy wieku. Od czasu stania się naczelnikiem Gwardzistów, stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych i najważniejszych osób w Etherze, który słynął z niezwykłej otwartości i zaangażowania, niespotykanym wcześniej na tym stanowisku. Z miłą chęcią odwiedzał młode minotaury i w miarę możliwości pomagał w ich rozwijaniu. Przez dziesięć lat prowadził ogólne dodatkowe szkolenia dla młodych, które cieszyło się ogromnym zainteresowaniem nie tylko wśród przygotowujących się minotaurów, ale także innych ras zamieszkałych na kontynencie. Po ponad siedemdziesięciu latach służby na tym stanowisku, zrezygnował z niego dobrowolnie. Wtedy też zdecydował ponownie podjąć się podróżowania w poszukiwaniu reliktów przeszłości, jednakże już po kilku latach stwierdził, że w Etherze dalsze poszukiwania byłyby zbyt żmudne i pracochłonne a przy tym niebezpieczne, więc znów powrócił do Helven...<br><br>Równo w jego trzysetne urodziny wpadł na pomysł wyruszenia w kierunku lądu na wschodzie, który podobno nazywał się Alaranią. Upłynęło jednak jeszcze dużo czasu, nim owy pomysł mógł zrealizować... Wpierw jednak potrzebował informacji, które pozwoliłyby mu na zbudowanie statku, którym mógłby się dostać do Alaranii. W ciągu swojej sześćdziesięcioletniej podróży, dowiedział się o ruinach pewnego portowego miasta na północy Ethery. Wyruszył więc ponownie w samotności w kierunku owego miasta i poszukiwał je przez pół roku. Gdy odnalazł ruiny rozpoczął poszukiwania jakichkolwiek informacji, które mogłyby być mu przydatne do zrealizowania swojego celu...<br><br>Drugiego dnia poszukiwań usłyszał potężny huk, a w całych ruinach podniósł się kurz, ograniczając pole widzenia do zaledwie kilku metrów. Przyczyną całego zajścia był nie kto inny, a sam Wielki Orzeł Etheryjski, który wracał z dalekiej północy w kierunku świętej góry Experyl, gdzie owe Orły żyły przez wiele tysiącleci. Owy mocarny ptak został ranny na dalekiej północy, prawdopodobnie od jakiegoś barbarzyńskiego ludu, któremu jakimś cudem udało się dosięgnąć najszlachetniejszego z ptaków Ethery. Bell - bo takie imię miał owy orzeł - został ranny dwoma włóczniami, gdzie jedno przebiło mu skrzydło pozostawiając dotkliwą ranę przeszkadzającą w locie oraz druga, która nieszczęśliwie go w bok tułowia. Szlachetny ptak z początku wykazywał wielką niechęć oraz brak zaufania w kierunku minotaura, który bezinteresownie podjął się pomocy. Wkrótce jednak nawiązała się między nimi wielka przyjaźń i stali się towarzyszami, a Shankor stał się w ten sposób jednym z tych, którzy zdołali ujarzmić Wielkiego Orła. Wtedy też wspólnie z Bellem kontynuował poszukiwania, które zakończyły się miesiąc po tym zdarzeniu... Wrócił następnie do ojczyzny, zaś Bell na świętą górę Experyl. Jakież było zdziwienie całego Helven oraz całego rodu Argo, gdy nagle w środku miasta wylądował ten mocarny Wielki Orzeł, by przystanąć przy boku Minosa. <br><br>Przez następne sto pięćdziesiąt lat wydarzyło się wiele rzeczy. W tym czasie, Shankor doskonalił swoje umiejętności bojowe i magiczne, aby być gotowym na każdą ewentualność będąc w Alaranii. W tym czasie odbył również kilka krótszych podróży w Etherze, a za każdym razem u jego boku stawał Bell a czasami także Agrin - jego brat. Raz na jakiś czas ruszał także na głębokie wody. W samym Helven natomiast spędzał czas z rodziną, rozwijał swoje umiejętności manualne, od czasu do czasu odwiedzał młode minotaury podczas szkolenia na prośbę Ugdura. Mając sporo zaufania i uznania w ojczyźnie, starał się rozwijać Etheryjskie okno na świat. Po części mu się to udało, gdyż przekazana przez niego wiedza oraz umiejętności, sprawiła, że Ethera zaczęła parać się budową statków, łowieniem ryb a także chęciami podróży poza własny kontynent, zaś niedaleko Helven został wybudowany port wraz z przystanią oraz stocznią. Było to duże przedsięwzięcie, które ostatecznie się udało, a z czasem jego ojczyzna wiele zyskała na tym. Z drugiej strony, minotaury niechętnie spoglądały w stronę morza i niewiele było takich, którzy kontynuowali ścieżkę, którą pokazał im Minos, jednak z racji tego, że w Etherze mieszkało w tym czasie dużo elfów oraz ludzi, to głównie oni podjęli zamysł Shankora. Otrzymywał on od nich wiele przezwisk, do dziś niektórzy nazywają go Żeglarzem lub po prostu Panem Morza. Wkład tego jednego minotaura w rozwój tego wszystkiego był całkiem spory i od tego czasu nie było już istoty w Etherze, która nie znałaby jego imienia. <br><br>Mając czterysta pięćdziesiąt siedem lat rozpoczął budowę własnego statku i zdecydował, że nadszedł moment jego podróży w kierunku Alaranii. Budowa owego statku trwała osiem lat, a planem Shankora było natychmiastowe wyruszenie. Został on jednak zatrzymany jeszcze na dziesięć lat. W tym czasie, w Helven został zamordowany drugi oraz siódmy brat Ugdura Pogromcy oraz syn czwartego brata, zaś jego matkę nawiedziła dziwna, czarna choroba. Niechętnie, lecz z wielkim przejęciem zdecydował się za namową brata oraz ojca pozostać w domu rodzinnym. Żądny znalezienia winowajcy, jeszcze na sześć lat został powołany z powrotem na stanowisko naczelnika Gwardzistów Helven za zgodą ówczesnego naczelnika, którego przerosła owa sytuacja. Wraz z ojcem ostatecznie znaleźli winowajcę, odkrywając plugawego demona w ich szeregach, który przyjmował postać najmłodszego, trzynastego brata Ugdura, który przez sześć lat był uwięziony w swoim domu, w sidłach demona. Od tego czasu, zdrowie odzyskała matka Shankora, zaś pokój ponownie wrócił do Helven, Minos bez zawahania zrezygnował z funkcji naczelnika, oraz pozostając jeszcze na cztery lata spędzał czas z najbliższą rodziną. <br><br>W czterysta siedemdziesiątym siódmym roku życia, wyruszył z portu. Mieszkańcy nazwali to miejsce "Przystanią Pana Mórz" na jego cześć. Wyruszył samotnie, nie zezwalając bratu na podróż wraz z nim, wbrew jego woli początkowo, ruszył za nim Bell przy boku. Początkowe trudności w żeglowaniu przez niewielki sztorm, rekompensowała w późniejszej trasie pogodna, wręcz idealna pogoda do płynięcia przez ocean. Podróż trwała kilka tygodni, aż ostatecznie stał się pierwszym minotaurem z klanu Prastarych, który zawitał do Alaranii. <br><br>Wychodząc na brzeg Alaranii, nie był jeszcze świadomy, jak różne mogą być te dwa światy i jak odmienne może być na nich życie. I choć poznane do tej pory lasy Alaranii nie są w stanie jego zdaniem konkurować z Oazą Wschodu, tak jednak ich wszechobecność i różnorodność napawała go wielkim podziwem... Kto wie na ile lat pozostanie na tym kontynencie i czy będzie wracał w te strony. Dobrze jednak wie, że ma całkiem sporo rzeczy do zrobienia w nieznanym dla niego otoczeniu...<br><br>Tak też, rozpoczął swoją podróż w całkowicie nowym dla niego świecie...