Maren przyszła na świat jako jedyna córka średnio zamożnego małżeństwa mieszkającego w Fargoth. Mała, śliczna dziewczynka była oczkiem w głowie swojej matki, która dbała o to, by małej niczego nie brakowało. Od samego początku patrzyła w te malutkie, złote oczka, w których pojawiały się wesołe iskierki zdradzające, że w tym niewielkim ciele drzemie niespokojny duch, który w przyszłości może sprowadzić Maren na ścieżki niekoniecznie prowadzące do szczęśliwego, bezpiecznego życia. Te myśli sprawiały, że serce matki drżało z trwogi, lecz wtedy na ustach jasnowłosego maleństwa, pojawiał się uśmiech, który ścierał najmniejszą nieprzyjemną emocję goszczącą sercu.
Mijały kolejne lata, Maren rosła pod czujnym okiem kochających rodziców. Może i sprawiała im kłopoty swoimi psotami, to i tak rodzina należała do tych szczęśliwych. Jako pięcioletnia dziewczynka często biegła na spotkanie ojcu, który wracał ze swojej wyprawy. Jej jasne włosy powiewały na wietrze, a oczy patrzyły przed siebie, wyglądając znajomej postaci. Przyspieszała za każdym razem, kiedy widziała ojca, ten cieszył się na jej widok, zeskakiwał z siodła i czekał na swoją małą księżniczkę, która nawet nie patrzyła pod nogi i ile razy było tak, że przepadała, a jej ojciec łapał ją w ramiona i brał na ręce, śmiejąc się z jej dziecięcej niezdarności. Często spędzał z nią czas na wspólnych zabawach, podczas których zauważył, że małą ciągnie do zabawek nietypowych dla małych dziewczynek. Pewnego dnia wystrugał jej drewniany miecz, którym sprawił jej tyle radości, że przez bardzo długi czas byłą to jej ulubiona zabawka, ku niezadowoleniu jej matki. Mimo to, rodzicielka akceptowała te pociągi do broni, bo uznała, że z wiekiem ta dziecięca fascynacja na pewno minie.
Minęły kolejne dwa lata, Maren miała już siedem za sobą, a wśród jej bliskich coś się zmieniło. Dostrzegała zmartwienie w oczach ojca, gdy patrzył na jej matkę, choć gdy widział złote oczka wpatrzone w niego, od razu uśmiechał się, jakby chciał coś ukryć. Dziewczyna nie rozumiała tego, nie wiedziała co się dzieje, ale skoro tata się uśmiechał, wszystko musiało być w porządku. I tak, uśmiechał się w ten sposób przez kolejne cztery miesiące, gdy w końcu ten uśmiech znikł na bardzo długi czas. Matka Maren chorowała od dłuższego czasu, męczący kaszel, który pozostawiał czerwone plamy na białej chusteczce to obrazek, którego dziewczyna nigdy nie zapomni. Kobieta zmarła pewnej letniej nocy, Maren nie potrafiła pogodzić się z tym, że Pan zabrał ją do siebie. Ojciec Maren załamał się, zaczął pić, przestał być tym kochającym ojcem, jakim był przez siedem lat. Zapomniał o tym, jak zawsze biegła do niego potykając się o własne nogi, zapomniał o tym jak uczył ją wszelkich sztuczek drewnianym mieczem, zapomniał też jak opowiadał jej historie ze swoich podróży, a mała siedziała z wypiekami na policzkach i chłonęła każde jego słowo. Po śmierci matki zmieniło się zupełnie wszystko, młoda van Christo poczuła się sama, nie tylko straciła matkę, ale i ojca, który przestał być jej tak bliskim człowiekiem. Mimo wszystko musiała pomagać mu, nie mogła pozwolić na to, by życie popadło w ruinę, dlatego starała się dbać by pomimo pijaństwa jej ojca, wszystko było jak należy. Gdy miał siłę, zabierał ją ze sobą, naprawiali razem dach w ich ceglanym domu, zajmowali się sprzątaniem, odnawianiem ścian, dbali o ogródek. Ale takich dni było naprawdę mało. Mijały kolejne lata, ojciec nie przestawał pić, wyglądał jakby zamiast tych kilku lat minęło ich kilkadziesiąt. W domu było coraz gorzej, zaczynał wyglądać jak rudera, a tata Maren nawet nie miał dni, w których patrzyłby trzeźwo na świat. Przez ten czas charakter dziewczyny przeszedł solidną metamorfozę, nie była takim grzecznym, wesołym i psotliwym dzieckiem, stała się bardziej złośliwa, ciężko było do niej dotrzeć, coraz częściej wdawała się w sprzeczki z pijanym ojcem, który zaczynał obwiniać ją za wszytko co złe. Żeby uniknąć takich kłótni, dziewczyna coraz częściej znikała z domu, próbowała sama trenować swoje zdolności, zapuszczała się w inne rejony Fargoth i podglądała życie dostojników mieszkających w bogatej części tego miasta. Obserwacje nasunęły jej na myśl ciekawy plan, uznała, że wie o tych szlachcicach tyle, że mogłaby wykorzystać to przeciwko nim. W jej domu nie było pieniędzy, często chodziła głodna, więc nauczyła się kraść, wiedziała gdzie i kiedy musi się pojawić, by dostać to czego chce. Z czasem uczyła się kolejnych technik dobrego złodziejstwa, wiedziała jak ukryć swoją obecność by nikt nawet nie podejrzewał, że doszło do jakiejkolwiek kradzieży. Nie przejmowała się opinią innych, przestała dbać o to gdy ojciec zaczął zachowywać się w tak paskudny sposób. Zawsze gdy przychodziła do domu po kolejnej udanej akcji, on leżał zalany w trupa, nie zwracając uwagi na przybycie córki. Nawet gdyby nie było jej w domy przez miesiąc, zapewne nie zauważyłby jej zniknięcia.
Gdy skończyła siedemnaście lat, wiele w jej życiu pozostawało bez zmian. Ojciec wciąż był na dnie, nie widząc, że jego mała księżniczka wyrosła na ładną, młodą kobietę, która powinna być już na wydaniu, a tak naprawdę nawet nie miała posagu. W domu było okropnie, jedyną osobą, która dbała o niego była Maren, która coraz bardziej poświęcała się rozrywkom, szkoleniu i kolejnym kradzieżom.
Maren po raz kolejny zapuściła się w część miasta zamieszkałą przez arystokracje, tego wieczora panował tutaj nastrój sprzyjający wesołym zabawom, bo oto w posiadłości jednego z możnych odbywał się bal na cześć oficerów powracających z wyprawy. Maren stała w ukryciu pod osłoną nocy, na jej ustach pojawił się uśmiech, który wcale nie oznaczał czegoś miłego, przynajmniej dla pijanego towarzystwa. W pewnym momencie zobaczyła jego... Wysokiego mężczyznę o czarnych włosach sięgających ramion. Było w nim coś, co nie pozwoliło Maren odwrócić spojrzenia, w ciele poczuła coś, czego nie czuła nigdy wcześniej. Gorąco rozlało się po jej ciele, a serce zabiło mocniej. Skarciła się w duchu za takie niedbalstwo i brak ostrożności, więc skupiła się na tym obserwować innych, a nie jego. Towarzystwo bawiące się na balu było już mocno wstawione, Maren zakradła się pod ścianę budynku, z którego okien lało się światło, pozostając w ciemniejszych zakamarkach, wypatrywała najłatwiejszej ofiary. W pewnym momencie na zewnątrz wyszedł oficer, który wcześniej zwrócił jej uwagę. Po raz kolejny wpatrywała się w niego jak zaczarowana, nie poznając samej siebie. Miała ochotę porozmawiać z nim, dowiedzieć się kim jest, może nawet dotknąć go, a ta myśl sprawiła, że przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Nieświadomie podeszła bliżej, tak by jej nie widział. Skryta przy ścianie budynku obserwowała go, nie zdawała sobie sprawy z tego, jak blisko drzwi podeszła. Wkrótce otworzyły się gwałtownie, a ze środka wybiegło dwóch pijanych oficerów, w bardzo dobrych humorach. Gwałtowność tego wydarzenia sprawiła, że Maren zgubiła swoją ostrożność i cofnęła się nagle, wpadając w sam środek oświetlonego kawałka trawy, tym samym zwracając uwagę ciemnowłosego mężczyzny, który spojrzał w jej oczy. Dziewczyna spanikowała i uciekła, lecz ten pobiegł za nią. Mężczyzna znalazł ją, skusił się na rozmowę z Maren, urzeczony jej urodą. Patrzył na nią z taką czułością, że nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, obiecał jej ponowne spotkanie, a ona wiedziała, że obietnica obejmuje coś więcej niż tylko to. Od tamtego momentu spotykała się z nim coraz częściej zafascynowana jego osobą. Wymykała się z domu nie tylko za dnia, ale też nocami. Za każdym razem, gdy widziała go, czuła jak jej zmysły tracą ostrość, a jej umysł zostaje pochłonięty przez niego. Uczucia, jakie w niej rozbudzał, były intensywne, szczere i rozpalały nie tylko jej duszę, ale i ciało. Andreas sprawił, że w jej życiu pojawiło się coś, co dawało jej szczęście i odwracało myśli od tego, co miała w domu, od wszelkich przykrości i nieszczęścia. Z ochotą chodziła na spotkania z nim, oddając mu nie tylko swoje serce i dusze, ale też ciało. Był pierwszym mężczyzn, który zdobył ją całą, mimo tego, że miała osiemnaście lat, a on był znacznie starszy. Za każdym razem, gdy wyruszał na wyprawy, odliczała dni do jego powrotu, tęskniąc cały czas i wciąż czując jego dotyk na swoim ciele. Gdy wracał, od razu biegła na spotkanie z nim, mając wrażenie, że od jego wyjazdu minęły długie lata. Maren bez reszty oddawała się mu, pochłonięta gorącym uczuciem, jakie wobec niego żywiła. Po długim czasie okazało się, że nie była jedyną, którą czuła coś takiego. Andreas miał wiele kobiet, każdej obiecywał to samo, dla każdej był tak samo czuły. Maren przyłapała go, gdy wrócił wcześniej, nic jej o tym nie mówiąc i jak gorąco witał się ze swoją "ukochaną". Furia, w jaką wpadła, była ogromna. To było drugie wydarzenie w jej życiu, które zupełnie złamało jej charakter i sprawiło, że zwróciła się ku temu, co złe. Wciąż słyszała westchnięcia tamtej, jego wyznania miłości wobec niej. Nie potrafiła poradzić sobie z tym, co czuła. Andreas wyśmiał ją, uznając ją za naiwnego dzieciaka, który poleci na najdrobniejszą obietnicę. Okazał się zupełnie innym człowiekiem, niż sądziła, udowodnił jej, że takich jak ona może mieć na pstryknięcie palcami.
Maren wróciła do domu, była załamana, wściekła, w nikim nie miała wsparcia, nawet nie mogła porozmawiać z ojcem, który kolejny raz leżał na kanapie zupełnie pijany. Tego było już za wiele!
Van Christo spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, zabrała pieniądze, które udało się jej ukraść. Niewiele myśląc, wyszła z domu obiecując sobie, że już więcej tutaj nie wróci. Maren zakradła się do pobliskiej stajni, zabrała konia, który wcale do niej nie należał i czym prędzej opuściła Fargoth, przeklinając to miejsce i jego mieszkańców.
Przez długi czas podróżowała w nieznane, odwiedzając kolejne miasta. Zarabiała sprzedając upolowane zwierzęta, czy też skradzione rzeczy. Bywały dni, które spędzała na rozrywkach nie przeznaczonych dla młodych kobiet. Mając dwadzieścia lat postanowiła zostać najemniczką, mając do tego odpowiednie predyspozycje.
Wykonywała przeróżne zlecenia, włącznie z zabijaniem osób wskazanych przez pracodawcę. Z czasem przywykła do tego, widok krwi nie przerażał jej ani trochę, a zadanie śmierci przychodziło z coraz większą łatwością. O jej dokonaniach zaczynało być głośno, wiele osób drżało na samo wspomnienie słów Krwawa Lady, bo tak została nazwana przez tych, którzy wiedzieli o nieugiętej najemniczce, o wyglądzie anioła.
Maren nadal wykonuje swoją profesję, która przynosi jej niemałe zyski. Jest dumna z tego kim się stała, nawet jeśli jej rodzice byliby z tego powodu niezadowoleni, ale ich już nie ma. Matka umarła, z ojcem nie ma kontaktu, może zachlał się na śmierć, a ona nic o tym nie wie? W każdym razie żyje tu i teraz, nie mając zamiaru rezygnować z takiego życia.