Leo przyszedł na świat w wiosce znajdującej się na Pustnii Nanher. Wioska zamieszkana była przez Plemię Irdu, skupiające Leonidów pełnych temperamentu, woli walki i przetrwania, ale dbających o przyrodę i czczących duchy natury. Nowy członek tego plemienia wyróżniał się burzą rudych włosów, słodkimi, złotymi oczkami i niezwykłą urodą jak na tę rasę. Rodzice byli z niego niezwykle dumni, choć może nie okazywali tego w jakoś wylewny sposób. Na tych przyjemnych słowach można zakończyć te dobre cechy Leo, a dlaczego? Od najmłodszych lat chłopak sprawiał kłopoty, zawsze był pełen energii, ciężko było nad nim zapanować, ciągle tylko sprawiał kłopoty, psocił i wdawał się w bójki. Nie pomagały rozmowy, kary, zupełnie nic. Leo żył po swojemu, co było widać od najmłodszych lat. Problemu, które sprawiał doprowadziły do tego, że jego własny ojciec niemal wyrzekł się go, przestał okazywać miłość, choć na swój sposób troszczył się o młodego lwa. Jeszcze większe kłopoty zaczęły się wtedy, gdy mały Leo odkrył, że posiada niezwykły talent do magii, a szczególnie do jej ognistej odmiany. Tyle rzeczy ile spalił płatając komuś psikusa.. Jego mama zachodziła w głowę jak tu ujarzmić tego malca, lecz nic nie przychodziło jej do głowy. Jego temperament był tak ognisty jak jego włosy.
Z biegiem lat niewiele zmieniało się w jego życiu, ciągle był tym wesołym, żywiołowym młodzieńcem, który cenił sobie dobrą rozrywkę. Mając 17 lat zaczęły się pierwsze wyprawy, dostrzegł również to jak patrzą na niego przedstawicielki jego rasy. Zaczepność jego charakteru nie pozwoliła mu przechodzić obok tego obojętnie, więc i takie przygody miał już za sobą. Nieokiełznany charakter Leo nieco przygasł gdy dowiedział się o śmierci ojca. Jedno z polowań zakończyło się krwawą rzezią, gdy grupa łowców dopadła ojca i jego przyjaciela. Młody Leonid może nauczył się żyć bez miłości bliskiej mu osoby, ale tak czy siak, był jego ojcem i jego śmierć odbiła się na nim. Matka Leo ciężko przeżyła to gwałtowne rozstanie z ukochanym, nie potrafiła poradzić sobie z własnym cierpieniem, przez co znowu ucierpiał na tym młody naturianin. Te dwa zdarzenia wyostrzyły gorsze cechy jego charakteru. Leo stał się bardziej buntowniczy, złośliwy, szybciej można było wyprowadzić go z równowagi. Ten okres obudził w nim emocje, które miały już na zawsze towarzyszyć mu w tej wędrówce po świecie.
Pierwszy raz jego furia dała o sobie znać, gdy w wieku 18 lat zobaczył grupę łowców, która męczyła niewinne zwierzę. W oczach Leo pojawił się niebezpieczny błysk, który nie zwiastował niczego dobrego. Silne emocje wywołane widokiem grupy łowców i wspomnieniem o tym jak zginął jego ojciec sprawiły, że nie potrafił się powstrzymać. Po dziś dzień wśród członków Plemienia Irdu krążą legendy o tym, jak młody lew rozszarpał pięciu rosłych mężczyzn, nie dając im żadnych szans na ucieczkę, a to co z nich zostało... Tego było naprawdę niewiele.
Leonid robił się coraz bardziej agresywny, trudno było do niego dotrzeć, przestał rozmawiać z innymi członkami swojego plemienia. Nawet matkę zaczynał nienawidzić, choć naprawdę nie chciał tego uczucia. Coraz więcej spraw go przytłaczało, czuł się jak w klatce, a emocje, które gromadziły się w nim każdego dnia, dawały o sobie znać. Gdy pierwszy raz zakochał się w jednej z przedstawicielek swojej rasy, wszystko wyglądało na to, że jego nerwy zostały uspokojone, a kryzys jego osobowości zażegnany. Nic jednak nie trwa wiecznie... Kobieta, którą uważał za swoją miłość postanowiła zwrócić się przeciwko niemu, nie akceptowała jego złośliwego nastawienia, nie tolerowała jego charakteru i dlatego oddała się innemu. Leo po raz kolejny dostał od życia w zadek, był tak wściekły na nią, na drugiego samca, że furia rosnąca w nim zagrażała nie tylko jemu, ale i całemu plemieniu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że każdy chce się go pozbyć, że nie jest akceptowany, nikt go nie potrzebuje, wściekły na cały świat postanowił uciec. Miał wtedy 25 lat i całe życie przed sobą, lecz jedyne co czuł w swoim sercu to rosnąca nienawiść. W lwiej postaci biegł przed siebie, nie wiedział gdzie chce uciec, jak sobie poradzi, wiedział tylko, że chce biec i na nikogo nie trafić. Jego przekleństwo biegło razem z nim, czuł, że emocje rozsadzą go od środka.
Leo biegł przed siebie nie licząc czasu, ilości drogi jaką przebył, walczył sam ze sobą, próbował pozbyć się rosnącej furii, ale na daremnie. Jego wyostrzone zmysły rejestrowały wszystko co działo się wokół niego, a to jedynie pobudzało wszystkie uczucia jakie kłębiły się w jego sercu i umyśle. Coś tknęło go nagle, zapach, który kojarzył mu się z jego rasą, dźwięki, które docierały nie tylko do jego uszu, ale i serca. Lew zatrzymał się i powoli stawiał kolejne kroki w stronę cichego szumu rzeki znajdującej się gdzieś przed nim. Leo przybrał humanoidalną formę i nie przestawał podążać w kierunku, z którego biegły tak intrygujące bodźce. Mężczyzna dyszał z nadmiaru emocji, ale także ze zmęczenia, które dawało o sobie znać, lecz on to ignorował. Głos stawał się coraz wyraźniejszy, był kobiecy, spokojny, ciepły.. Docierał do najciemniejszych zakamarków jego duszy, kojąc rozdygotane uczucia. Leo był oszołomiony tym co słyszał, z każdym krokiem jego serce biło spokojniej, a Lwi Szał zdawał się być coraz dalej i dalej. Mężczyzna dostrzegł młodą kobietę, która przysiadła przy brzegu rzeki, śpiewając piękną pieśń. Nie powstrzymał się przed przyjrzeniem się jej uważnie, rejestrując najmniejszy szczegół jej ciała. Na jego ustach pojawił się nieco złośliwy uśmiech, ale na więcej się nie zdobył urzeczony pięknem tego co słyszał i widział. Kobieta nie zauważyła jego obecności, więc wyszedł z ukrycia i oparł się o jedno z drzew, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Przyglądał się nieznajomej, tak niepozornej, ale nieco drapieżnej. Jego wzrok przesuwał się po niej oceniając to co mógł zobaczyć, ale nie to było najciekawsze... Szybko odkrył, że głos nieznajomej i pieśń jaką śpiewała sprawiły, że chaos jaki w nim panował przestawał dawać o sobie znać. Burza panująca w jego duszy ucichła, a na jego ustach ponownie pojawił się uśmiech, a w oczach spokój, choć jego spojrzenie nadal podkreślone było drapieżnością.
"Na małym wzgórzu między drzewami
Mieszka czas spokoju.
Przeźroczyste myśli tam gdzie płyną obłoki.
Ciepło słońca, ciepło czyichś rąk.
Oczy rozświetlone blaskiem ukradzionym zorzy.
Światło księżyca w tej tafli wody
Gdzie odbija się uśmiech.
Głos szumu wiatru i morskich fal…"
Słyszał każde słowo, które trafiało wprost do jego rozkołatanego serca, nawet nie powstrzymał się już, nie ukrywał swojej obecności i zrobił coś, co zaskoczyło również jego.
- Skrzydlate istoty w gwiezdnym pyle…- zanucił pod nosem, tym swoim męskim głosem, a wtedy kobieta odwróciła się gwałtownie i spojrzała na niego. W jej ślicznych tęczówkach dostrzegł mieszankę strachu i zaskoczenia, lecz zareagował na to ciepłym uśmiechem, pokazując przy tym swoje ostre kły. Jego ogon poruszył się mocno, co od razu dostrzegła, bo Leo zauważył, że przyjrzała się mu ostrożnie.
- Piękna pieśń. Twój głos przyprowadził mnie aż tutaj. - powiedział spokojnym tonem głosu, nie odwracając od niej swojego spojrzenia. Nie wykonał też żadnego ruchu, jedynie machał ogonem na prawo i lewo, lecz ruchy jego były powolne.
- Nie obawiaj się mnie, nie jestem tutaj by cię skrzywdzić, jestem taki jak ty. - dodał po chwili i kiedy zauważył lekkie wahanie w jej zachowaniu, zaczął powoli kroczyć w jej stronę.
- Jestem Leo z Plemienia Irdu. - przedstawił się i skłonił nieco, a burza rudych włosów opadła mu na twarz.
Tego dnia miało początek coś, co na zawsze zmieniło jego życie. Nani, bo tak miała na imię piękna istota, którą znalazł nad rzeką, z czasem zyskała jego sympatię i jedno przypadkowe spotkanie przerodziło się w przyjaźń. Choć towarzystwo Leo nie było czymś idealnym, młoda kobieta zdobyła jego zaufanie i jako jedyna mogła cieszyć się tym, że naprawdę ją polubił. Szybko jednak przekonała się, że pewne sytuacje sprawiają, że Leonid traci nad sobą kontrolę, starała się jak mogła powstrzymać furię, która wręcz z niego kipiała, aż pewnego razu zaśpiewała tę piękną pieśń, która zwabiła go do niej. Wtedy okazało się, że właśnie to jest lekarstwem na jego zachowanie i tylko to mogło ocalić nie tylko jego, ale i wszystkich, którzy byli w jego pobliżu. Z biegiem lat Nani stała się mu bardzo bliska, została częścią jego życia, zbliżyła się do niego tak, jak jeszcze nikt wcześniej. Rozumiała go, dbała o niego, a on wskoczyłby za nią w ogień i dał się zabić za to, by tylko była szczęśliwa. Ba, nawet pozwolił jej zająć się swoimi włosami i Leonidka zaplotła na nich dredy, które stały się nieodłącznym elementem jego wizerunku. Leo zaufał jej tak jak nikomu wcześniej, po dziś dzień dba o nią, troszczy się o to by wszystko był w jak najlepszym porządku. Ale czy to oznacza sielankę? Oczywiście, że nie! Nie raz potrafi jej dopiec, dokuczyć, czy wyciąć jakiegoś psikusa, ale pomimo tego, jego najlepsza przyjaciółka akceptuje go w pełni i pozwala być takim, jakim tylko chce. Dzięki niej stał się nieco spokojniejszy i właśnie z nią przeżył wiele przygód, o których nigdy nie zapomni, a przecież ich życie trwa dalej, a los może przynieść im jeszcze wiele niespodzianek.