Sam Fallon już od wielu lat nie pamięta swoich początków, swojego dzieciństwa, wie tyle, że wychował się wśród elfów żyjących w lasach, którzy nazywali siebie wędrownym klanem. Nie mieli stałego miejsca gdzie żyli, nie zabawiali w jednym miejscu dłużej niż tydzień. Jego rodzice byli młodym małżeństwem myśliwych, którzy po kilku latach bezowocnych starań, w końcu zostali obdarzeni przez Prasmoka darem, którym było dziecko. Dzieckiem tym był właśnie Fallon, imię dostał po swoim dziadku, jak nakazywała tradycja w klanie, że chłopiec otrzymywał imię od ojca swojej matki. Nie mieli wobec chłopaka wielkich marzeń, chcieli by był częścią ich małego społeczeństwa, liczyli, że zostanie myśliwym tak jak oni. Damlen, bo tak nazywał się ojciec chłopaka, czekał z niecierpliwością aż ten podrośnie i będzie mógł nauczać go swojego fachu. Jednak chłopak, na nieszczęście rodziców, wykazywał inne zdolności… Zdolności magiczne i rodzice musieli oddać go do opiekuna klanu, który jako jedyny zajmował się magią, na nauki. Nikt inny nie był obdarzony tym darem, wśród członków klanu dziecko bardzo rzadko rodziło się z talentem magicznym. Od tej chwili, jak nakazywała tradycja, musieli zignorować to z czyjego łona wyszedł chłopak i nazywać go Pierwszym po Opiekunie, czyli pierwszą osobą w kolejce do zostania następnym opiekunem, bowiem narodziny kogoś z takim talentem zwiastowały bliską śmierć obecnego Opiekuna.<br><br>Fallon nigdy nie miał dzieciństwa jak inni z jego otoczenia, musiał uczyć się tego co przekazywał mu Opiekun, a miało być niezbędne do przyszłej roli chłopaka. Jednak sam młodzik nie smucił się tym jak bardzo różni się jego życie od innych, czuł się wyjątkowy. Był też bardzo ambitny i zdolny, bez problemów wchłaniał wiedzę, którą przekazywał mu jego mistrz, a nawet starał się więcej i sięgał po najróżniejsze księgi, te pełne legend, baśni, czy też opisów stworzeń, ras i magii, a nawet sięgał po te, których nie powinien znać, tych przepełnionych mroczną wiedzą. Tak właśnie powstała jego fascynacja demonami i Otchłanią, jednak starał się tego nie okazywać, wiedział, że jego mistrz nie będzie zachwycony i potępi to. W tajemnicy ćwiczył pomniejsze rytuały i zaklęcia. Też od swoich wczesnych lat wykazywał wielkie zainteresowanie pyromancją, dla niego widok tańczącego płomienia świecy był czymś odprężającym, a płonące ognisko, pobudzającym. Jednak równie bardzo szanował las, ale było wiadomo, że żywioł jego wyboru nie łączy się z tym, Opiekun również to widział. <br><br>W końcu nadszedł dzień wkroczenia Fallona w dorosłość, jednak nie wyglądało to tak jak u innych. Gdy jego rówieśnicy biegali po lasach i polowali na jak najlepszą zwierzynę, by udowodnić, że są już pełnoprawnymi myśliwymi, bohater tej historii, uczył się i przygotowywał składniki do specjalnego rytuału, który miał przywiązać do niego ducha opiekuńczego. Pomniejszego ducha, którego zdolności miały uzupełniać braki w zdolnościach przyszłego opiekuna. Nadeszła ta chwila, po długim oczekiwaniu aż ceremonia dla myśliwych się zakończy, nadszedł jego moment. Znaki na ziemi były już przygotowane wcześniej i sprawdzone przed samym rytuałem, czy nic ich nie przerwało. Fallon musiał napełnić kielich klanu, stojącym w jednym rogu trójkąta, swoim żywiołem, następnie w kolejnym rogu musiał zostawić swoją przeszłość, której symbolem był naszyjnik z sowim dziobem, który zostawiła mu matka. Ostatnią czynnością było magiczne dopełnienie rytuału, do specjalnego naczynia wypełnionego wodą musiał upuścić kilka kropel krwi, wypowiedzieć formułę, którą w ostatniej chwili przekazał mu mistrz i wypić zawartość tego naczynia. Gdy już tego dokonał, kielich klanu zgasł, sowi naszyjnik zmienił się w proch, a wokół Fallona zaczęły krążyć pomarańczowe ogniki, duchy, które przez chwilę przyjmowały swoją postać. W końcu otoczyło go stado biało-szarych sów z pomarańczowymi oczyma. Chłopak nie wiedział jeszcze co potrafi duch, ale cały klan był z niego dumny, nie każdemu udaje się za pierwszym razem dopełnić tego rytuału. W nagrodę opiekun, jak mówiła tradycja, musiał wręczyć mu dowód tego kim się właśnie stał. W ten oto sposób chłopak wszedł w posiadanie kostura z czarnego drzewa z żarzącym się klejnotem. W tym momencie zaczął się 50-cio letni okres jego przygotowań do przejęcia roli opiekuna. W tym czasu nauczył się wielu rzeczy, oraz przede wszystkim dowiedział się co potrafi jego duch opiekun i prezent od mistrza.<br><br>Po wielu już latach, nadszedł wielki dzień Fallona, miał teraz przejąć od swego mistrza Amulet Opiekuna Klanu, by ten mógł udać się do samotni, by tam umrzeć w spokoju i oddać swą duszę lasu. Elf nigdy się tak nie stresował jak dziś, mimo tego co mu mówili, on nie czuł się gotowy do tej chwili, chciałby mieć jeszcze drugie tyle czasu, by nabrać więcej doświadczenia, bo gdy widział z jakimi sprawami musiał sobie radzić jego mistrz to czuł, że on by tak nie potrafił. Ten dzień był jednak najszczęśliwszym w jego życiu, ale tylko pozornie, bo Fallon zaczął igrać z siłami, których nie rozumiał, których powinien się bać, ale czuł jednak fascynację. Gdy wszyscy byli zajęci przygotowywaniem ceremonii, czarnowłosy udał się w samotności do lasu, gdzie przy pomocy rytuału znalezionego w księdze, której nie mógł otwierać, skontaktował się z istotą, której prawdziwej mocy nie znał, leczy była niewątpliwie stara i potężna. Nie widział jak wygląda, słyszał tylko głos tej osoby, gruby, mocny, męski głos. Istota zapytała się spokojnie w jakim celu została przyzwana, Fallon bez strachu powiedział, że nie czuje się pewnie, i że chciałby zyskać wiedzę nawet większą od swojego mistrza, by móc mu dorównać, a nawet pokazać, że nie jest tylko jego cieniem. Istotę zaciekawiło to co powiedział, i zadał mu pytanie co jest skłonny oddać, by te wiedzę uzyskać. Elf nic nie powiedział, istota, a raczej demon wiedział, że ten co go przyzwał jest skłonny oddać wiele. Powiedział, że obdarzy go wiedzą, by to zrobić, ale kiedyś upomni się o swoją zapłatę. Fallon bez zastanowienia zgodził się, wtedy jeszcze nie wiedział co to na niego sprowadziło.<br><br>Już od trzystu lat bohater tej historii opiekował się swoim klanem, dzieląc się swoją wiedzą i rosnącym doświadczeniem z jego członkami. Pomagał im z radością i był szanowany. Już nawet zapomniał o swoim zobowiązaniu wobec istoty, te setki lat wcześniej. W wolnych chwilach udoskonalał swoje umiejętności i to właśnie w takiej chwili nastało go niespodziewane. Spotkał człowieka w miejscu tak odległym od jakichkolwiek osad i miast ludzkich. Był ranny i schorowany, a Elf nie mógł przejść obojętnie wobec cierpienia. Zabrał mężczyznę do swojego obozu i tam zlecił by go opatrzono. Następnego dnia, chciał porozmawiać z napotkanym człowiekiem lecz napotkał tylko jego rzeczy zostawione w lazarecie, a samego mężczyzny nie mógł znaleźć, ani nikt go nie wiedział tego dnia. Klan wyruszył w stronę krainy zwanej Alaranią, ale po drodze rozniosła się choroba, która jednak nie wyglądała na groźną z pozorów, osoby zarażone jedynie kaszlały, ale nie czuły się słabe. Aż do momentu gdy cały klan, prócz Fallona zaraził się tym, wtedy wszystkich zaczęły nękać gorączki, osłabienie, a nawet krwawy kaszel. Opiekun szukał rozwiązania tego problemu, ale żadna księga nie mówiła mu jak można wyleczyć coś takiego i to na taką skalę. Postanowił znów zwrócić się do tej siły, którą kiedyś poprosił o pomoc. Przyzwał demona, który spodziewał się tego i nawet nie czekając na słowa elfa, odpowiedział mu.<br><br>- To jest właśnie Twoja zapłata. Twoje wygórowane ambicje sprowadziły na Twój klan zgubę. Wiedzy nie można tak łatwo zdobyć, to nie przedmiot. Mimo całej tej mądrości, wciąż pozostałeś głupim bachorem, który boi się samego siebie. Będziesz żył dopóki nie wyciągniesz z tego nauki, dopóki nie zrozumiesz. Jednak tak jak pragnąłeś Twoje życie będzie na zawsze związane z Twoim klanem i w tym miejscu, w którym ich spotkała zguba, Ty będziesz istniał aż ich dusze wybaczą Ci co na nie sprowadziłeś -<br><br>Fallon nie wiedział co miał zrobić, zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, istota zniknęła zostawiając po sobie tylko niewiedze. Nim elf wrócił do obozu, wszyscy w nim byli już martwi, utopili się we własnej krwi. A on oddał ich ciała by las się nimi zajął. Spalił je, a proch rozsypał, by użyźnił ziemię pod wielki dąb, który na tym miejscu zasadził. Dusza Fallona została wtedy związana z tą ziemią. Nie mógł opuścić już tego lasu.<br><br>Po setkach lat, elf przejął kontrolę nad tym lasem. Jednak był tam jeden zakaz, żadnej broni. Karawany handlowe przechodziły przez niego bez przeszkód, jednak stale obserwowane przez duchy opiekuńcze, obserwujące wszystkie zakamarki lasu. Sam Fallon mieszkał w domu zbudowanych w koronie drzewa, dębu, który zasadził tamtego pamiętnego dnia. Nie starzał się, czuł, że dotyka go klątwa, ale postanowił z nią żyć, pogodził się z tym co zrobił. Poświęcał swój czas nauce. Kupcy, którzy przejeżdżali przez las często darowali swoje towary elfowi. Czuli wobec niego respekt, czuli, że był bardzo stary mimo, ze tego nie widzieli po nim. Szanowali jego jedyną prośbę i nie wprowadzali ochroniarzy przed lasem, a dopiero po wyjściu z niego. Nie był duży, pojedynczy ludzie mogli go obejść i zajmowało to tylko dwa dni drogi dłużej, ale karawany miały już problemy i musiały korzystać ze szlaku prowadzącego przez niego.<br><br>Dwadzieścia lat temu, pojawił się kupiec, który zignorował słowa ostrzeżenia, które darowali mi wspólnicy w fachu. Wynajął najemników to obrony karawany przed wejściem do lasu. Sam handlował bronią, której miał pełen wóz. Wszedł do lasu nawet nie wiedząc, że miał pasażera na gapę, dziewczynkę, która niezwykle przypominała wyglądem chłopca, dziecko, które czegoś szukało. Nie umknęło uwadze elfa, że jego zasada została po raz pierwszy naruszona w takim stopniu. Nie miał nic przeciwko pojedynczym myśliwym, czy poszukiwaczom przygód, którzy się zdarzało, że zwiedzali las i mieli przy sobie, czy to łuk, czy miecz, ale nie byli groźni, ale cała kompania była już czymś innym, czymś czego nie chciał w swoim lesie. Pojawił się zaraz przed karawaną, a konie zatrzymały się. Jedną ze zdolności jego ducha opiekuńczego było to, że Fallon mógł się przenosić do poszczególnych duchów. Wyjaśnił handlarzowi, że musi zawrócić swoich wojów, jednak ten nie chciał go słuchać, panicznie obawiał się najazdów bandytów. Nakazał swoim najemnikom zaatakować elfa, jednak ten był przygotowany i już w trakcie rozmowy, przy pomocy magii ognia, nagrzewał do ogromnych temperatur rękojeści broni. Nie widział winy w najemnikach, słuchali tylko rozkazy, Fallon nie musiał im powtarzać, sami zaczęli wycofywać się z lasu. Kupca jednak miała spotkać kara.<br><br>- Miałeś okazję się wycofać, teraz jest już za późno – rzekł mu Fallon, a wóz stanął w płomieniach, i tylko wóz, magia Fallona nie rozprzestrzeniała się na nic innego. Wóz płonął, a kupiec wycofywał się, panikując i przewracając się na ziemię. W tym momencie elf dostrzegł dziewczynkę w berecie, która uciekała z wozu. Ich spojrzenia minęły się i zobaczył w jej oczach coś znajomego. Przeniósł się momentalnie do kupca, który leżał na ziemi i wydzierał się w przerażeniu. Elf dotknął jego brzucha kosturem, a ciało mężczyzny momentalnie zmieniło się w proch, ten nawet nie zdążył poczuć, że się pali. Potem przeniósł się do dziewczynki nim uciekła i złapał ją za ubranie. Spojrzał się na jej twarzyczkę, uśmiechnął się i przeniósł ich bez słowa do swojego domu, gdzie zaparzył jej herbaty i opatrzył rany, które pozostawiła broń w wozie, kiedy dziewczynka uciekała z niego. Elf zadawał jej pytania, chciał się dowiedzieć kim jest nieznajoma, ale ona uparta niczym osioł, nie zamierzała mu odpowiadać. Mężczyzna mógł usłyszeć tylko kilka burknięć oglądać jej małą twarzyczkę przystrojoną w różne miny. Mimo to dziecko zostało u niego, nie znał powodów. Może była bardziej podobna do niego niż mu się zdawało. <br><br>Dał jej własny, lecz niewielki, pokoik w swojej chacie. Dziewczynka nie spędzała w nim jednak dużo czasu, bo już na samym początku wymykała się z lasu do miasteczka. Fallon nie miał nic do tego, nie trzymał jej tu siłą, choć cieszył się z towarzystwa, choćby obrażonego dziecka, które się nie odzywało. Francine wróciła do lasu z miasta, nie wiedział co tam robiła, ale nie umknęła jego uwadze księga, którą wniosła. Znaki na niej kojarzył z księgi, której sam używał. Postanowił z tym poczekać, bo dziewczynka wróciła do niego i w końcu się odezwała, ale to co elf usłyszał nie było tym czego się spodziewał. Ona, mała dziewczynka, która nawet nie zdawała sobie sprawa z tego przed kim stoi, poprosiła... nie, wręcz rozkazała mu nauczać siebie magii. Fallon wybuchnął śmiechem<br>- Jesteś bezczelna, ale kogoś mi przypominasz - widział jej zdenerwowanie rosnące z każdą chwilą - Będę Cię uczył, ale na moich zasadach - zbliżył się do niej i poczochrał jej włosy dłonią. - Mów mi Fallon - przedstawił się jej, wtedy też dowiedział się jakie imię ona dzierży, a brzmiało ono Francine.<br><br>Początki nauki jednak nie były tak kolorowe, szło jej to bardzo opornie i widać, że walczyła sama ze sobą w środku, gdy elf jej tłumaczył tajniki magii. Wiedział o jej ucieczkach do miasteczka i księgach, które przynosiła, z których czerpała wiedzę. Miłe było, że pozwalała mu je również czytać, elf nawet nie interesował skąd je ma i co później z nimi robi. Po jakimś czasie, z beznadziejnego przypadku, Francine zmieniła się w pilną uczennice i w końcu zaczęła wyglądać jakby jej zależało na wiedzy jaką przekazuje jej Opiekun.<br><br>Pewnego dnia zapytała się go o magię demonów, nie wprost, ale krążyła wokół tego tematu. Elf unikał odpowiedzi, zawsze zmieniał temat. Zaczynał bać się, że poznała ona jego sekret, ale skąd. W końcu kto by pamiętał coś co wydarzyło się dziesiątki lat temu... Gdy zapytała bezpośrednio, po prostu jej nie odpowiedział, odwrócił wzrok i gestem kazał iść jej spać. Nie była tym zachwycona. <br><br>Czasami była naprawdę nieznośna. Ćwiczyła na pniach, zaraz przy strumieniu, czego elf jej zabraniał. Jednak tu znów ona uparcie starała się by wyszło na jej. W końcu Fallon się zgodził i zawsze gdy skończyła ćwiczyć, przychodził i leczył drzewa. Był opiekunem tego lasu, a każde drzewo było symbolem martwego elfa.<br><br>Nadszedł czas kiedy czuł, że Francine nie zostanie już długo, ale był wdzięczny za te kilka lat. Chciałby jednak by dotrzymała towarzystwa dłużej staremu elfowi.