Wampirzyca klęczała na ziemi, w kałuży krwi własnej oraz czterech przeciwników, których z trudem powaliła, a tych jeszcze nie brakowało. Nikt nie spodziewał się natarcia tak głęboko na własnym terytorium, więc obrońcy nie mieli szansy na odparcie ataku. W całym obozie rozbrzmiewały krzyki jej rodaków, padających pod ciosami nieznanego najeźdźcy. Ravette od razu rozpoznała symbole znajdujące się na zbroi powalonych, Czarne Orły, stosunkowo nieliczna, lecz bardzo groźna grupa najemnicza. Tego typu natarcie pasowało do ich taktyki walki, a że pokusili się o atak na tak wielką skalę, rzucili do walki wszystko co mieli pod względem zasobów ludzkich. Nawet lepiej, zostaną zgładzeni za jednym zamachem, lecz do miana pełnego sukcesu należało utrzymać się przy życiu do czasu przybycia posiłków. Było to dość trudne zważywszy na to, że kobieta z trudem łapała oddech i zaczynało jej się kręcić w głowie, i zapewne tylko silna wola nie pozwoliła jej paść na ziemię i zamknąć oczu, być może już na zawsze. Srebro potrafiło dać się we znaki, a oponentów nie brakowało, gdyż co najmniej dziesięciu właśnie ją otaczało.
- Odsunąć się, jest moja - rzucił jeden z nich, zdecydowanie wyróżniający się uzbrojeniem na tle pozostałych. Solidny półtorak, dodatkowo ząbkowany w okolicy rękojeści oraz znacznie cięższy pancerz o ciemno czerwonym zabarwieniu, wręcz krwistym, do tego spore gabaryty - przykład wojownika idealnego. Nie dało się też na pierwszy rzut oka zauważyć czerwonej posoki, w której był skąpany. Oczywistym było, że rozgrzewkę miał już za sobą.
Ravette resztką sił próbowała wstać i chociaż spróbować stawić jakikolwiek opór, lecz było to daremne. Oponent dzięki magii podniósł ją, po czym pchnął na okoliczny dąb. Krwiopijczyni mocno grzmotnęła w niego plecami, najprawdopodobniej łamiąc przy tym któreś z żeber, tudzież inną kość, choć pod wpływem adrenaliny nie było to aż tak odczuwalne. Zdołała za to utrzymać szablę, nadal mając w planach walkę, o poddaniu się nie było mowy. Wyczekała moment, gdy ten przygotował się do ostatecznego cięcia i resztką sił natarła na niego, przewracając go na ziemię. Nim zdołał zareagować, wyciągnęła nóż, po czym zagłębiła w jego szyi, przebijając ją na wylot. Człowiek wierzgał przez chwilę, próbując rozpaczliwie zatamować krwawienie, by kilkanaście sekund później zatonąć w odmętach ciemności już na zawsze. Ona sama padła tuż obok niego, nie mając już siły na nic. Kilku z tych, którzy obserwowali "pojedynek" rzuciło się w celu jej dobicia wampirzycy, lecz chwilę później zostali dosłownie naszpikowani strzałami.
- Chyba przybyliśmy w samą porę - rzekł Narmos, wkraczając ze swoimi oddziałami do obozowiska w ramach odsieczy. - Swoją drogą wyglądasz teraz całkiem słodko.
***
- Pani, mamy dla ciebie prezent i myślę, że bardzo przypadnie ci on do gustu - rzekł jeden z jej nowych podoficerów, gdyż reszta została oddelegowana do innych jednostek przez Ravette osobiście. Nie odpowiadało jej ich nastawienie oraz zbyt miękkie serduszka, a jednak zabić ich szkoda, gdyż nadal byli użyteczni. Wymieniła ich więc na tych bardziej uznawanych za okrutniejszych, a przez to wyjątkowo efektywnych w kwestiach wykonywania bardzo trudnych zadań. - Próbowali wymknąć się z obleganego zamku wraz z resztą ocalałych, bezskutecznie. Oczekują teraz na dziedzińcu na twoją decyzję odnośnie ich losu - dokończył z nieukrywaną satysfakcją, bo wiedział już, jak to wszystko się skończy.
Na zewnątrz czekało już na wyrok śmierci dość spora liczba żołnierzy, może ze dwustu. Wśród nich znajdowali się wysocy rangą oficerowie, dlatego też oblegała ten zamek niczym opętana. Nie musiała teraz przejmować się resztą ich armii, bo wystarczy odciąć gadowi głowę, co w tym wypadku oznaczało upadek całej armii wroga, która i tak cierpiała na brak wyszkolonej kadry. Teraz ich los został już przesądzony.
- Gotuj broń! - Krzyknęła, po czym podeszła do dwójki generałów, dzierżąc w ręku swoją szablę. - Wyrżnąć ich! - Zignorowała wszystko to, co do niej mówili. W jej oczach byli nikim więcej jak tylko bydłem, które tylko czekało na rzeź. Nie mieli też o czym rozmawiać, pertraktować mogli dopiero wtedy, gdy skończyłaby przechadzać się po ich nędznych truchłach. Żałosny widok głupców błagających o życie, powinni być jej wdzięczni za szybką śmierć.
- Zbierać się, wymarsz za pięć minut! - Wydała rozkaz, po czym odwróciła się i wolnym krokiem ruszyła w kierunku bramy głównej. Swoją robotę wykonała, pokrzyżowała plany przeciwnika w tym regionie poprzez paraliż niemalże wszystkich oddziałów. W całym tym chaosie łatwo będzie zająć się resztą.
- Może jednak mieli co do ciebie rację, nie jesteś tak wielkim rozczarowaniem jak sądziłem - powiedział jeden z generałów, pełniących rolę obserwatora. Był bardzo ciekaw nowej zabaweczki swego towarzysza broni, więc chciał ujrzeć ją w akcji. Usłyszeć jakąkolwiek pochwałę z jego ust to rzadkość, powinno się wręcz ustanowić święto narodowe z tego wydarzenia. Uznała to więc za komplement.
***
- Będę was wybijać jednego po drugim dopóki nie dostanę tego czego chcę - powiedziała Ravette, tym samym przebijając na wylot jedną z ośmiu zgromadzonych tutaj osób. Przybyła tutaj po plany kontrataku na jej siły, dokładnie te same które zabrała z rąk martwego już generała kilkanaście minut temu, lecz chciała się nieco pobawić z ocalałymi. Nic tak nie poprawia nastroju jak obserwowanie ofiar próbujących walczyć o życie poprzez słowa, bo siłowo nie mają już takich możliwości, ciężko jest walczyć ze związanymi rękoma. Powtórzyła to jeszcze dwa razy, gdyż jedyną odpowiedzią było milczenie. Jednak czwarty cel miał pewną wyjątkową wartość, otóż był on kochankiem jedynej kobiety z tego grona, a ta powinna mieć mieć pojęcie odnośnie "prośby". Wystarczyło więc odpowiednio jegomościa przycisnąć, a odpowiedź przyjdzie łatwiej niż zabranie dziecku zabawki. Skąd to wiedziała? Przeczytała to w ich myślach... niefart dla nich.
- To i tak nic nie da. Nie powiemy... nie powiemy...nie złamiesz... - mówiła z coraz to potulniejszym tonem zakochana, jak gdyby miała się zaraz rzucić jej do stóp i błagać o litość, płacząc przy tym żarliwie, naprawdę żałosny widok. Duszenie przy pomocy magii sił zawsze się sprawdzało w takich sytuacjach, jak widać ostrze nie zawsze załatwiało wszystkich problemów, czasami warto jest przedłużać egzekucję. - Proszę... błagam... zostaw go, powiem ci wszystko! - Miłość to naprawdę durna rzecz, oto idealny przykład...
- Swoim uporem skazałaś go na śmierć - odparła chłodno, skręcając kark ofierze. - A tak na marginesie, wasze siły mające wykonać kontratak wpadną wprost w naszą pułapkę - dodała po chwili.
- Ty okrutna suko! - wrzasnął jeden z jeńców, wychodząc przed szereg. Chwilę później znajdował się już przy oknie, gdzie upadek groził w najlepszym razie kalectwem, a od tego powstrzymywała go ręka Ravette.
- Okrutna? Nawet nie wiesz o czym mówisz, starcze. Z największą przyjemnością urzeczywistnię to słowo, ze specjalną dedykacją dla ciebie. Będziesz stał i patrzył jak niedobitki waszej żałosnej zbieraniny którą nazywacie armią zawisną na stryczku, o ile ktoś będzie miał szczęście dotrwać do tej chwili, bo właśnie naszła mnie chęć na prawdziwą rzeź!
***
- Major Ravette, wejdź - rzekł Varis, nie odwracając się przy tym, nadal obserwując desant kolejnych oddziałów. - Doskonale się spisałaś ze zdobyciem przyczółku, choć wieszanie tych czterystu biedaków mogłaś sobie darować, naszym kochanym ghulom przydałby się świeży posiłek - kontynuował swój wywód.
- Majorze? - spytała nieco zbita z tropu, bo brzmiał to dość... dziwnie. Nie spodziewała się tak rychłego awansu
- Owszem, uznaliśmy, że zasłużyłaś na to. Mało kto dałby radę zdobyć tak znaczącą pozycję dziesięciokrotnie mniej licznymi siłami. Doskonały pomysł z tą dywersją i przejęciem planów - powiedział, po czym podał jej nową szablę oficerską. Oręż wykuty specjalnie dla niej, jednak z setek innych, ta wyróżniała się wytrzymałością. Wampirzyca lubiła pogrywać ostro, więc teraz nie będzie musiała martwić się o trwałość broni.
- Jestem pewien, że przypadnie ci do gustu.