***
Co najwyżej kilkunastoletnia Linnea obudziła się gwałtownie i zaczęła rozglądać się po obozie - bo istotnie, był to jakiś obóz. Znajdowała się w lesie, to było pewne i z niewiadomych przyczyn trochę ją to uspokoiło, ogromne sosny dawały jej poczucie bezpieczeństwa. Nieopodal, nad niewielkim ogniskiem gotowało się coś w małym kociołku, nie potrafiła jednak rozpoznać zapachu tej potrawy - o ile istotnie była to jakaś potrawa. Bardziej zainteresował ją jednak młodzieniec w jej wieku siedzący w tamtym miejscu, który jak dopiero teraz zauważyła - przyglądał się jej dziwnym wzrokiem. Czuła się nieco niekomfortowo z tym, iż on tak nachalnie się na nią patrzył. W końcu jednak nie wytrzymała. Była głodna, bolała ją głowa i nie miała pojęcia co tutaj się dzieje.
- Gdzie... Gdzie ja jestem? - z jakiegoś powodu miała wrażenie, że mimo wszystko znała tego elfiego chłopaka. Ten nadal się na nią przez pewien czas patrzył, wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
- Naprawdę musiałaś uderzyć się mocno w głowę, skoro nie potrafisz nawet ocenić sytuacji. - odparł. Jesteś w obozie, ba! Nawet mogę Ci powiedzieć że jesteśmy w lesie. - dodał, próbując zachować żartobliwy ton.
Linnea poczuła się nieco zakłopotana.
- P-przepraszam - wybąkała, po czym z niewiadomych przyczyn zaczęła płakać. Na to chłopak już nie wiedział co tak naprawdę poradzić, widać wahał się czy do niej nie podejść. W końcu zrobił to i niepewnie objął ją ramieniem, choć wyraźnie czuł się przy tym dosyć niezręcznie.
- Nie masz za co przepraszać, naprawdę. Wszystko będzie dobrze. - powiedział kojącym głosem.
Na te słowa elfka podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy, ten odruchowo odwrócił wzrok. Zauważyła, że miały intensywny, zielony kolor.
Jednak co innego jej teraz zaprzątało głowę, uzmysłowiła sobie, że to pytanie które zadała na początku było mało istotne W rzeczywistości jej głównym problemem było to, iż sama nie pamiętała kim tak naprawdę jest. Nie potrafiła przywołać jakichkolwiek wspomnień. Ale skoro nie potrafiła przywołać wspomnień, to jak potrafiła w ogóle mówić? Zabawne że akurat w tym momencie zebrało ją na takie rozważania.
W końcu postanowiła zapytać się o to tego nie-do-końca-nieznajomego.
- Kim... ja jestem? - spytała otarłwszy łzy.
Na to pytanie elf zareagował mieszaniną zaskoczenia z zakłopotaniem. Pokręcił jedynie głową.
- Naprawdę nie pamiętasz nic co było... przedtem?
Na to Linnea również pokręciła tylko głową.
- Nie pamiętam niczego co zrobił... em przedtem - odpowiedziała. Z jakiegoś powodu ten chłopak, o ile jest to możliwe, spojrzał na nią w o wiele dziwniejszy sposób niż przedtem, co wydawało się trochę komiczne.
- Hej, wycofuję to co mówiłem wcześniej - próbował powiedzieć żartobliwym tonem - Ty chyba nawet zapomniałaś że jesteś dziewczyną! W Twoim wypadku powinnaś używać końcówki łam!
Spojrzała na niego z zakłopotaniem.
- Dobrze, dobrze, już przepraszam. No więc nie pamiętam niczego co przedtem zrobiłam.
- No i tak lepiej! - powiedział głośno - Chociaż pierwotnie to zdanie miało trochę inną strukturę.
Spojrzała na niego naburmuszona, co spowodowało iż on próbował się poprawić.
- No cóż... - zaczął - Jakby to powiedzieć... Jak zapewne zauważyłaś, jesteś dziewczyną, a ja jestem chłopakiem, to nas od siebie różni .
Linnea uniosła brwi i pokręciła tylko z poirytowaniem głową.
- Mam na imię Inith, a Ty... a Ty nazywasz się Linnea - na te słowa skinęła tylko głową.
- Jesteśmy elfami, ale całą resztą o tym kim jesteśmy opowiem Ci później - kontynuował - jestem też Twoim przyjacielem, jechałaś na Taei i z jakiegoś powodu zrzuciła Ciebie z grzbietu.
Tutaj już musiała się wtrącić.
- Kim jest Taea? - spytała.
- Jest Twoim koniem - szybko odpowiedział - a może bardziej trafnym określeniem będzie tutaj klacz. Stoi trochę dalej, na polanie gdzie jest więcej trawy, później Ciebie do niej zaprowadzę jeżeli będziesz chciała - na te słowa wskazał jedynie jakieś krzaki, gdzie najwyraźniej za nimi znajdowała się owa polana - Odnalazłem Ciebie i opatrzyłem, to chyba cała historia.
Resztę czasu oboje spędzili na rozmowie o tym, co Inith wiedział o przeszłości Linnei. Ta nie wiedziała jednak, że coś przed nią ukrywał...
***
Minęło już kilkadziesiąt lat od owego feralnego dnia, w który to Linnea straciła pamięć. Od tego czasu wyrosła na przepiękną elfią pannę, a jej przyjaciel Inith na przystojnego elfa.
Oboje znajdowali się na jednej z większych gałęzi dębu w Szepczącym Lesie, przycupnięci i przygotowani na ewentualną ucieczkę. Obserwowali grupkę ludzi, czterech mężczyzn - dwóch uzbrojonych w ostre jak brzytwa halabardy, a dwóch pozostałych posiadających krótkie miecze i małe okrągłe tarcze. Wszyscy siedzieli wokół dużego ogniska nad którym piekł się a rożnie duży udziec jelenia, na ten widok Linnei zrobiło się niedobrze - nie jadła mięsa. W jeszcze gorszy nastrój wprawiło ją jednak to co pozostało z tego biedniego zwierzęcia, leżące kilkanaście stóp za nimi.
Z jakiegoś powodu intruzi zapuścili się dosyć daleko w las i elfy musiały to sprawdzić, jako iż zbliżyli się oni niebezpiecznie do ich kryjówki. Dzięki ich czułemu słuchowi, mogli usłyszeć o czym rozmawiali żołnierze bez ryzyka wykrycia.
- A niech to szlag! - powiedział jeden z nich - To wielkie bydle było jakieś inne, jego rogi o mało nie przebiły mnie na wylot!
- Słabyś i tyle, co z Ciebie za mężczyzna że boisz się gównianego jelenia? - wtrącił drugi - Zresztą, nie ma co o tym teraz gadać, musimy ustalić co dalej.
Na te słowa dwóch pozostałych skinęło głowami, po czym znów odezwał się pierwszy.
- Najpierw... - nagle można było usłyszeć trzy pohukiwania sowy, na co ten się wzdrygnął i rzekł do pozostałych - Poczekajcie, najpierw pójdę się odlać, po czym odszedł.
Elfka spojrzała na swojego towarzysza, po czym szybko podniosła swój łuk z naciągniętą już cięciwą, podobnie zrobił jej przyjaciel. Coś tu było nie tak, chyba jakimś cudem intruzi wykryli ich obecność... Ale jak?
Oboje postanowili zachować ostrożność w zaistniałych okolicznościach i zeskoczyli z drzewa, lecz jak się okazało - to był błąd. Grot strzały przebił prawą pierś stojącego obok niej towarzysza, a potem kolejny i zapewne i ją spotkałby podobny los, gdyby nie to, iż instynktownie odskoczyła na bok. Linnea w tym momencie natychmiast spojrzała w kierunku, w którym stał ich przeciwnik. Wyłonił się z lasu, wyraźnie nie widząc w niej większego zagrożenia. Był to niski, barczysty mężczyzna ubrany w skórzaną tunikę, na jego plecach widniała ciemnobrązowa peleryna, a na głowie miał kaptur o tym samym kolorze. Kiedy tylko zaczęła do niego strzelać, ten podniósł jakby od niechcenia tarczę i parł na przód, czasami opadając jedynie na ziemię, bądź odskakując na bok z niewiarygodną szybkością. Stopniowo zmniejszał odległość dzielącą go od niej.
Elfka ukradniem spojrzała na Initha, który plując krwią próbował wstać z ziemi. Chciała jedynie obronić swojego przyjaciela, chciała go uratować za wszelką cenę, ale zdawała sobie sprawę, że ma naprawdę nikłe szanse. Zaraz z pewnością przyjdzie tutaj czterech pozostałych strażników, a wtedy z pewnością byłaby już martwa. Wyjęła więc miecz i skoczyła naprzód, człowiek z łatwością uniknął cięcia i uderzył ją prosto w brzuch.
Nigdy jeszcze nie odczuła tak wielkiego bólu, runęła na ziemię, na co ciężko ranny Inith mógł tylko wydobyć niezrozumiałe charknięcie. Pozostali żołnierze już tutaj byli, spojrzeli najpierw na leżącego na ziemi elfa, a następnie na nią. Po tym jak początkowe zaskoczenie minęło, uśmiechnęli się, a mężczyzna który ich pokonał podszedł do niej i kopniakiem odwrócił ją na plecy.
- No no, zachciało się nam szpiegowania, co? - spytał z nutą rozbawienia w głosie -Kto Was niby nasłał?
- Nikt... - zdołała jedynie wykrztusić. Spróbowała wstać, lecz nie udało jej się to. Była naprawdę bliska płaczu.
- Nic przede mną nie ukryjesz, zdziro. - rzekł na to tamten a następnie podniósł ją brutalnie i popchnął w stronę milczących, jak do tej pory, ludzi. - Możecie ją sobie wziąć, może to jej otworzy usta, he-he.
Tamci zaśmiali się jedynie i zaczęli ją ciągnąć za kołnierz płaszcza wgłąb lasu.
Nagle jednak mężczyznę który ją zabrał przeszył bełt kuszy, podobny los spotkał pozostałych trzech. W miejscu w którym leżał ciężko ranny Inith również można było usłyszeć odgłosy walki, które po chwili ucichły. Jakby nie obchodziła ją tożsamość jej wybawców, bądź też nowych oprawców, kuśtykając udała się w tamtym kierunku.
Leżał tam martwy krasnolud, oraz trochę dalej - jej towarzysz, choć nadal żyw. Czym prędzej, wciąż kulejąc, podbiegła do niego, a ten patrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem.
- Dobrze... Nic Ci się nie stało... - wystękał.
- Nic Ci nie będzie, zaraz Ciebie uratuję - powiedziała przez łzy, po czym zaczęła dokładniej przyglądać się jego ranie - Uratuję Cię... - wyciągnęła ręce i sięgnęła po moc która miała go uleczyć.
- Linnea... To na nic... - odparł z trudem elf - Ja umieram, nic z tym nie zrobisz...
- On ma rację - za jej ramieniem, tam skąd przed chwilą przyszła, stał krasnolud trzymający kuszę. Obok niego stało dwóch innych, uzbrojonych w podobny sposób. Mieli na sobie grube, srebrne żelazne zbroje, a na pasach zawieszone mieli również topory.
- Niech to szlag! Cholerny Dwarith, nie mógł na nas poczekać i sam rzucił się na tego dryblasa - dodał, po czym podszedł do ciała swego dawnego towarzysza broni.
- Przynajmniej Tobie nic się nie stało - zwrócił się do elfki - Szkoda, że nie mogliśmy pomóc Twojemu przyjacielowi.
Na te słowa ta, nadal łkając, zdobyła się jedynie na skinięcie głową. Inith trzymał ją za rękę, a ona jedynie obserwowała jak życie uchodzi z jej jedynego towarzysza, elfa którego znała od dziecka.
- Nie możesz zapomnieć... o tym, kim... naprawdę... jesteś - to były jego ostatnie słowa.
Kiedy wydał ostatnie tchnienie, drżącą dłonią Linnea zamknęła mu oczy. Kiedy odwróciła głowę, zauważyła iż tajemniczego krasnoluda już z nią nie było - całkowicie zapomniała mu podziękować. Nie było też ciała jego towarzysza.
Z dużymi trudnościami zaniosła ciało martwego przyjaciela nieopodal ich kryjówki i tam go pochowała. Po krótkim czasie, nim zdążyła się do końca otrząsnąć, postanowiła jedno: miała zamiar zabić tamtego człowieka, gdziekolwiek on był.
W ten dzień, rozpoczęła się jej nienawiść do ludzi.
***
Słońce chyliło się ku zachodowi, w mieście zwanym Valladon można było dostrzec już zwykły wieczorny zgiełk, kiedy to wszystkie żyjące tam istoty, a zwłaszcza ludzie, wracali do domów, albo udawali się do karczmy na wieczorny kufel piwa ze znajomymi. Właśnie do tego ostatniego miejsca Linnea miała zamiar się udać. Nienawidziła faktu iż musiała być tak blisko ludzi, istot którymi szczerze pogardzała. Minęło kilkanaście lat, a jej nienawiść i ból nadal nie zelżały, jednakże kiedy otrzymała tajemniczą wiadomość w okolicach własnej kryjówki z prośbą o spotkanie w tym właśnie miejscu, nie mogła odmówić, zwłaszcza iż chodziło tutaj o jej przeszłość, o przywrócenie tejże przeszłości. Ten ktoś, kto chciał się z nią spotkać mógł odpowiedzieć na jej pytania.
Kiedy więc ujrzała dyndający na jednym zawiasie szyld na którym widniała ucięta głowa świni, mimowolnie się wzdrygnęła. To była ta karczma, tutaj miała wszystkiego się dowiedzieć.
Weszła więc do środka, oberżysta zwrócił wzrok w jej kierunku. Nie mógł jednak dostrzec jej twarzy, miała założony na głowę kaptur, a jego cień dobrze spełniał swoją rolę. Mógł jedynie dojść do wniosku, iż jest ona kobietą, wskazywała na to jej sylwetka oraz sposób poruszania się.
- Witam jaśnie panią w naszych skromnych progach. - rzekł.
Skinęła jedynie głową, w końcu ten gospodarz był nawet miły, a pomimo własnej niechęci musiała zachować jakieś maniery.
Pomieszczenie bądź co bądź było przytulne, choć wyraźnie dawno nie było konserwowane - wskazywały na to krzywe schody prowadzące do pokoi w których spali goście, czy też sam blat za którym stał karczmarz, który wyraźnie ledwo się trzymał. Poza nią, byli tam również inni goście: jakaś ludzka kobieta w średnim wieku siedząca sama przy jednym ze środkowych stołów jak i kilkoro mężczyzn pijących razem gorzałkę po jakże trudnym dniu pracy.
Linnea wywnioskowała, że to z tą kobietą powinna rozmawiać, bo przecież niemożliwe było to, iż wzywał ją jeden z tych pijaków.
Podeszła więc do niej, ta zwróciła ku niej swój wzrok i uważnie się jej przyjrzała. Po krótkiej chwili gestem ręki dała elfce do zrozumienia, że powinna usiąść, co też, po chwili wachania zrobiła.
- Oczekiwałam Ciebie. - odparła kobieta. Na te słowa elfka jedynie ponownie skinęła głową. Przecież po to ją wezwała. Szczerze mówiąc nie miała najmniejszej ochoty z nią rozmawiać, zrobiła to tylko dlatego iż miała w tym swój cel no i była to kobieta, a do nich żywiła w pewnym stopniu mniejszą urazę niż do mężczyzn jej rasy.
- Wyrosłaś od naszego ostatniego spotkania, stałaś się piękną kobietą. - ciągnęła. W tym momencie Linnea spojrzała na jej rozmówczynię z wyraźnym zdziwieniem. Jak to możliwe, że ona ją znała? Oczywiście mogła ją spotkać kiedy była jeszcze dzieckiem, w tym okresie jej dzieciństwa, który być może na zawsze utraciła, ale jedna rzecz była tu nielogiczna: przecież ludzie nie żyją długo, to zwykli śmiertelnicy! A ona nie mogła mieć więcej niż kilkadziesiąt lat. Nie zwlekała długo z tym stwierdzeniem, a po usłyszeniu tych słów kobieta siedząca naprzeciwko niej zaśmiała się głośno.
- Tak, ludzie nie żyją długo. - powiedziała - Ja jednak nie jestem człowiekiem, jestem elfką, tak jak Ty, moja droga. To tylko iluzja. Byłam Twoją opiekunką, wychowywałam Ciebie najlepiej jak mogłam.
Młodsza elfka nadal nie mogła uwierzyć w sens tych słów. Wreszcie spotkała osobę, która znała ją taką, jaka była kiedyś, przed tym jak straciła pamięć. Miała tyle pytań, nie wiedziała od czego zacząć! Nie wiedziała jednak jak na to zareagować, nie wiedziała czy ma się cieszyć, czy też złościć. Po jej policzku spłynęła samotna łza - tylko jedna, na razie. Wreszcie zdobyła się jednak na to pytanie.
- Czy mogłabyś mi wszystko opowiedzieć? - spytała. Przez wszystko miała na myśli okres od czasu jej narodzin, do chwili w której spadła z konia, o czym powiedział jej Inith. Tamta doskonale to zrozumiała.
- Oczywiście że Ci wszystko opowiem. - odparła. - Po to tutaj jestem. Wiedz jednak, że możesz jeszcze wycofać się z Twojej prośby, nie wszystko co Ci powiem może Ci się spodobać. - usłyszawszy to Linnea jedynie pokręciła głową.
- Dobrze więc... - opiekunka zawahała się przez chwilę. - Nie będę zaczynała od zbędnych ubarwnień. Twoja matka nie żyje, a o Twoim ojcu niestety nic nie wiem, kiedy przybyła do mnie, nie było go z nią, a ja jej o niego nie pytałam. Była wtedy w zaawansowanej ciąży, zaopiekowałam się nią ponieważ była moją przyjaciółką. Niespełna miesiąc po jej przybyciu, urodziła Cię, niestety kosztowało ją to życie. Zanim umarła, prosiła aby nadać Ci imię Linnea. Od tego momentu wychowywałam Ciebie jak własną córkę, tak jak Initha, mojego syna. - w tym momencie kobieta również zaczęła płakać. - Wiem co się z nim stało, widziałam miejsce w którym został pochowany, będę oczywiście chciała dowiedzieć się, jak umarł. Ale to musi zaczekać, muszę skończyć własną opowieść.
Chwyciła kufel który przed nią stał, a następnie wzięła duży łyk piwa.
- Musisz wiedzieć, że nie zachowywałaś się jak typowa dziewczynka, byłaś... inna. - spojrzała znacząco na elfkę. - Mam na myśli Twoje zachowanie, widzę jednak że teraz wygląda to inaczej.
- Jakie zachowanie? Co masz na myśli? - spytała Linnea, nie zwracała już kompletnie uwagi na karczmarza patrzącego się na nią z wyraźnym zainteresowaniem.
- Szczerze mówiąc, bliżej Ci było wtedy do chłopca. - odparła - Zachowywałaś się w zupełnie odmienny sposób od tego, w jaki powinnaś się zachowywać. Odnosiłam wtedy wrażenie, że Inith był bardziej zniewieściały od Ciebie. Wolałaś towarzystwo chłopców, byłaś... harda. To mnie bardzo niepokoiło, tak jak i mieszkańców naszej wioski. To nie była wioska w której żyły jedynie elfy, byli tam przede wszystkim ludzie. Kiedy tylko zobaczyli, że jest z Tobą coś nie tak, zareagowali naprawdę gwałtownie. Zakazali chłopcom bawić się z Tobą, a po pewnym czasie chcieli Ciebie nawet wygnać. Próbowałam Ciebie chronić, tak jak i Inith. - W tym momencie przerwała swoją opowieść, łzy po jej policzkach spływały niemalże strumykami. Podobnie było w przypadku młodszej kobiety. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, ale w pewnym sensie, stopniowo zaczęła odczuwać pewnego rodzaju ulgę, ulgę w związku z poznaną przeszłością.
Minęło kilka minut, zanim starsza elfka postanowiła kontynuować swą opowieść.
- Aby chronić Ciebie przed tym, co mogliby Ci zrobić wieśniacy, musiałam pozwolić Ci na jedyne wyjście, które sama mi zresztą podsunęłaś. - kontynuowała - Musiałaś uciekać, a Inith miał Ci towarzyszyć. Wyruszyliście więc w nocy, w pośpiechu, zabraliście tylko najważniejsze rzeczy. W pewnym momencie, kiedy byliście już głęboko w lesie spadłaś z Taei. Uderzyłaś głową o ziemię. W tym momencie musiałaś stracić pamięć, co też musiało zmienić Twoją osobowość. O tych ostatnich wydarzeniach opowiedział mi właśnie mój syn. Pewnego dnia pod jakimś który on sam Ci podsunął, a którego ja sama nie znam, udał się do wioski i opowiedział mi o wszystkim. Oboje stwierdziliśmy, że lepiej będzie dla Ciebie, jak nie dowiesz się o tym co tutaj zaszło. - po tych słowach umilkła, wpatrując się w swój pusty kufel.
Obie elfki długo milczały, Linnea próbowała zrozumieć wszystko to co usłyszała, a jej opiekunka doskonale to rozumiejąc, taktownie milczała. W końcu jednak ta pierwsza zaczęła mówić, jej przemowa nie była jednak związana z tym co przed chwilą usłyszała, a była dokładnym opisem wydarzeń sprzed kilkunastu lat, z dnia podczas którego Inith stracił życie, opowiadając to, ponownie odczuła ulgę, ponieważ wreszcie mogła o wszystkim komuś opowiedzieć.
Po tym, jak skończyła mówić, opiekunka spojrzała na nią uważnie.
- Nienawidzisz ich, prawda? - spytała. Młodsza kobieta doskonale wiedziała kogo miała na myśli, skinęła jedynie głową. - Nie możesz poddać się nienawiści. - ciągnęła. - Ci którzy go zabili nie żyją...
- Nie. - przerwała jej Linnea. - Ten człowiek który go zabił zapewne nadal żyje, nie zdołałam go odszukać, chociaż nadal usilnie próbuję to zrobić. - spuściła głowę nie chcąc patrzeć w oczy swej rozmówczyni, nie mogła się teraz na to zdobyć.
Ta druga, wyraźnie zaskoczona, milczała przez pewien czas.
- Nie możesz się za to obwiniać. - odparła po dłuższej chwili - To nie była Twoja wina, tak jak nie była to wina wszystkich ludzi. Mogły go zabić tak krasnoludy, jak nawet i elfy. Powtarzam to jeszcze raz, porzuć swą nienawiść.
Kolejna przerwa w rozmowie trwała znacznie dłużej niż poprzednie, Linnea nadal płakała, cały czas myślała o wszystkim, co usłyszała tego wieczoru. Nie zauważyła nawet, że jej opiekunka wstała, dopiero kiedy ją usłyszała, odwróciła głowę w jej kierunku.
- Żegnaj, Linneo, może jeszcze kiedyś się spotkamy. - powiedziała cicho, po czym położyła swoją dłoń na jej własnej, a następnie obie obięły się ramionami na pożegnanie.
- Żegnaj... - odpowiedziała. Starsza kobieta wyszła, pozostawiając jej wychowankę na środku tawerny.
To spotkanie skończyło się tak szybko i niespodziewanie, jak się zaczęło.
- Hej, droga panno, napijesz się tutaj w końcu czegoś czy będziesz tak stała? - ktoś głośno powiedział. Kiedy elfka odwróciła instynktownie głowę w tym kierunku, zorientowała się że to był karczmarz. Zdjęła więc kaptur, i spojrzała prosto w jego oczy. Mężczyzna patrzył na nią przez pewien czas, z lekko otwartymi ustami.
- Tak, poproszę kufel piwa. - rzekła, po czym się uśmiechnęła. Na jej twarzy nadal widniały łzy, ale nie zwracała na to uwagi, nawet nie próbowała ich otrzeć. Kiedy gospodarz nie zareagował, uznała że mimo wszystko zrozumiał co miała na myśli, po czym usiadła na poprzednim miejscu oczekujac na zamówienie.
Miała dużo do przemyślenia.