Przejmujący ból wstrząsnął jej ciałem, kiedy leżała w izbie oświetlonej ogniem z kominka. Poród trwał od południa, czyli… o wiele za długo. Mimo wszelkich starań akuszerek jej maleństwo nie pojawiało się na świecie, a ona sama czuła się coraz gorzej. Siły ją opuszczały, nie dawała rady przeć. Lecz kiedy już chciała się poddać mąż ścisnął ją za rękę i spojrzał w oczy.
- Jesteś dzielna, kochanie. Wytrzymaj jeszcze trochę. Już niedługo, obiecuję…
Kłamał. Oczywiście, że nie mógł wiedzieć kiedy ich skarb w końcu zdecyduje się wyjść. A jednak, dzięki wielkiej miłości, którą widziała w spojrzeniu ukochanego, uśmiechnęła się zbolała i znów zaczęła przeć. Tej nocy nikt w ich domu nie spał spokojnie poza starym, wyliniałym kotem, który ułożył się na piecu.
Po wielu godzinach męczącej walki nareszcie dało się słyszeć płacz dziecka. Maleńka dziewczynka, o włosach czarnych niczym heban oraz oczach o tak niespotykanym odcieniu jasnego fioletu. Kto by pomyślał, że wpierw przebywając w bezpiecznym brzuszku mamusi, teraz będzie leżała na jej piersi owinięta w kocyk. Świeżo upieczony tata wręcz skakał z radości, zaś reszta ich dzieci, sami synowie, okrążyli matkę, by przywitać się z siostrzyczką. Szybko zostali jednak odesłani do łóżek, a małżeństwo zostało same z nowonarodzoną kruszyną.
- Spójrz najdroższa, ma Twoje włosy. Podbródek babki, a nos… jak to możliwe, że ma nos starej Grytel?
Zrobił zdziwione oczy, a kiedy żona się roześmiała i na jego usta wypłynął uśmiech. Wziął córkę na ręce podziwiając to drobne ciałko. Była taka drobna i delikatna… a on już wiedział, że kochał ją z całego serca.
- Wspaniale się spisałaś Elen. Nasza córeczka jest taka piękna, wdała się w mamusię. Spójrz tylko… Elen?
Tuląc maleństwo do siebie spojrzał na żonę zaniepokojony. Uśmiechała się nadal, lecz oczy miała zamknięte, a twarz nienaturalnie bladą. Chwilę później nocną ciszę przerwał krzyk pełen bólu i żalu mężczyzny, który może zyskał córkę, lecz stracił żonę.
~5 lata później~
Mała dziewczynka biegała po wiosce cały czas umykając goniącym ją braciom. Wydawało się to świetną zabawą, a mieszkańcy na jej widok uśmiechali się szeroko i pozwalali skryć jej się za swoimi straganami na rynku czy w sklepiku pod ladą. Szkrab był znany w całej wiosce, tak samo jak historia jej narodzin. Po pamiętnej nocy wszyscy już wiedzieli, że czwórka Nightwoodów została półsierotami. Lecz to nie był jedyny powód, przez który mieszkańcy patrzyli smutno na pięciolatkę oraz jej starszych braci. Głowa rodziny, szanowany przez wszystkich Gabriel Nightwood całkowicie załamał się po stracie żony. Przez długie godziny, ściskając niegdyś nowonarodzoną córeczkę w ramionach nie chciał pozwolić, by życzliwi sąsiedzi zabrali ciało Elen. Nie dopuszczał do siebie myśli, że ta mogła odejść. Obiecał ją chronić, lecz w tamtej chwili był bezsilny. Nie mógł zrobić nic, zupełnie nic, aby ją ocalić. Tamtej nocy wylał wiele łez, by następnymi laty wlać w siebie duże ilości alkoholu. Nie znienawidził córki, jak podejrzewali wieśniacy. On po prostu nie mógł znieść jej widoku, ponieważ zbyt przypominała mu żonę. Była bardzo do niej podobna, a niezwykła twarz pucołowatego dziecka zapowiadała już teraz urodę, którą będzie miała za kilkanaście lat.
Na razie jednak dni mijały jej na zabawie, kiedy przemierzała wioskowe uliczki uciekając przed braćmi. Nawet nie zauważyła, jak w swojej dzikiej eskapadzie opuściła mury wioski wybiegając na trakt handlowy słysząc za sobą głosy rodzeństwa.
- Lottie, wracaj!
Ale ona nie zamierzała słuchać. Śmiejąc się w niebogłosy skręciła na leśną ścieżkę prowadzącą na polanę, na której uwielbiała przesiadywać z braćmi. Drogę znała na pamięć, więc teraz przeskakując nad korzeniami drzew była pewna, że trafi tam bez problemu. Jak na złość jednak ścieżka musiała się zmienić, bo zamiast na polanie wylądowała na strumieniem. I nawet to nie stanowiłoby problemu, gdyby nie wielki basior pochylający się nad wodą. W chwili, kiedy stanęła nad brzegiem wilk podniósł łeb, spojrzał na nią i zawarczał. Był wychudzony, z jego pyska ciekła ślina na widok dziewczynki, a czerwone ślepia łypały na nią groźnie. Przestraszona kompletnie znieruchomiała, a gdy drapieżnik zaczął się do niej zbliżać nie mogła poruszyć nogami. Była przerażona! Po jej policzkach pociekły łzy, a sama dziewczynka w końcu rzuciła się do ucieczki. Wiadomo jednak, że dziecko w wyścigu z dużym złym wilkiem nie ma szans i już spodziewała się, że poczuje zaraz na swoim ciele jego ostre zęby, kiedy… usłyszała plusk wody i dziwny okrzyk bojowy. Zatrzymawszy i obróciwszy się stwierdziła, że to jej najstarszy brat rzucił się na wilka i oboje wpadli do strumyka. Nie był głęboki, sięgał mu raptem do pasa, lecz szamocząc się ze zwierzęciem głowę miał pod wodą. A co gorsza ta zabarwiła się na czerwono.
- Edward! Edd!
Zaczęła przeraźliwie płakać, czas się dla niej zatrzymał i widziała jedynie swojego ukochanego braciszka walczącego o życie. Sam miał osiemnaście lat, lecz rzucił się na ratunek siostrze wiedząc, że może stracić swoje życie. Lecz to właśnie bracia ją wychowywali, bo na ojca nie mogli liczyć. Dopiero znajome ramiona Gabriela, w których się znalazła pozwoliły jej się otrząsnąć, podczas gdy Gideon rzucił się na pomoc ich najstarszego brata.
- Gabe, przepraszam! Ja nie chciałam…! Nie wiedziałam, że jest tu wilk…!
Rozpłakała się na nowo, lecz dziesięciolatek okazał się o dziwo prawdziwą ostoją spokoju. Wszyscy musieli szybciej dorosnąć, a on odkąd nie był najmłodszym z rodzeństwa za punkt honoru podjął się opiekowania siostrą, jednak to Edward, jako najstarszy z całej trójki niemal zastępował im ojca. Pozwoliła się odciągnąć od całego zdarzenia i schowana wśród paproci skuliła się u boku Gabriela. Nie mogąc opanować szlochu wyczekiwała wieści od reszty rodzeństwa, lecz najbardziej bała się usłyszeć, że przez nią któryś z chłopców stracił życie. W końcu jednak usłyszeli szelest strawy i ciche przeklinanie. Wyjrzawszy z zarośli zobaczyła, jak obaj idą wspierając się nawzajem, a w ręku Edda dostrzegła zakrwawiony nóż.
- Lottie, jesteś cała? Do diaska! Mówiłem, żebyś przestała uciekać!
Obaj opadli ze zmęczenia pod drzewem, a ona do nich doskoczyła. Pięcioletnia dziewczynka poza przytuleniem swoich ukochanych braci niewiele mogła zrobić, lecz widziała, że poza zadrapaniami i płytkimi ranami po ugryzieniach nic im nie było.
Po powrocie do domu robili wszystko, żeby nie pokazywać się ojcu na oczy. Niestety, natknęli się na niego od razu w wejściu. Ten zdawał się ich nie dostrzegać, lecz stopniowo, na widok krwi uniósł głowę. Zniszczony przez alkohol był wrakiem dawnego człowieka, którym niegdyś był. Teraz jednak znów coś w nim pękło. Zabrał ich do domu, wezwał znachorkę, by ich opatrzyła, a podczas całego procesu oczyszczania ran nie wypuszczał córki z ramion. Mógł stracić swoje dzieci…! Po zdarzeniu, które mogło skończyć się tragicznie obiecał sobie, że od teraz będzie takim ojcem, jakiego każde dziecko potrzebuje. Troskliwym, opiekuńczym i kochającym. I już nigdy więcej nie będzie odsyłał swojej małej dziewczynki, żeby mu nie przeszkadzała. Owszem, wyglądała jak Elen, lecz teraz widział ten fakt inaczej. Charlotte przypominała mu, jaki skarb pozostawiła po sobie jego żona.
~15 lat później~
Lata mijały, a wioska dalej żyła swoim życiem. Wraz ze zmieniającymi się porami roku jej mieszkańcy uprawiali ziemię na wzgórzu, wybierali się nad rzekę, by złowić ryby oraz zbierali w lesie owoce, by zimą móc zejść do piwnic i wyciągnąć zrobione wcześniej przetwory. Rodzina Nightwoodów odzyskała w końcu spokój, dzieci rosły coraz szybciej, a ich dom codziennie wypełniał śmiech oraz gwar rozmów. Chłopcy wyrośli na przystojnych i dzielnych młodzieńców, każdy wybierając odmienną drogę życia. A Lottie? Stała się piękną młodą damą, dobrze wychowaną i uprzejmą dla wszystkich. Pracowała jako szwaczka u najzdolniejszej w tym fachu pani Grytel, opiekowała się rodzinnym domem, a wolne chwile spędzała z braćmi. Wszyscy trzej zgodnie stwierdzili, że mimo, iż jest kobietą powinna wiedzieć jak się bronić, upolować zwierzynę czy przetrwać w lesie. Co za tym idzie dni mijały jej na strzelaniu z łuku lub przemierzaniu szlaków wiodących przez sam środek ciemnego lasu. Oczywiście zawsze miała u boku przynajmniej jedno z rodzeństwa, co było pamiątką po spotkaniu z wilkiem. Dopiero wieczorami siadała na werandzie okryta kocem, zapalała świece i pogrążała się w powieściach.
Ich życie toczyło się powoli, ale spokojnie i każdy był szczęśliwy. Nikt jednak się nie spodziewał, że ich beztroskie dni niedługo bardzo się skomplikują. Zbliżały się właśnie obrzędy święta plonów, kiedy to ludzie uroczyście dziękowali bogom za obfite żniwa i odpoczywali po okresie wzmożonej pracy. Wszyscy zgodnie przemierzali uliczki wioski ozdabiając ją kwieciem, lampionami, a na głównym placu mężczyźni budowali gigantyczne ognisko. Zdawało się, że nic nie może zmącić radosnego nastroju. Kiedy zbliżał się wieczór rozbrzmiała muzyka, a wszystkie kobieta odziane w suknie wirowały dookoła pozwalając płci przeciwnej nacieszyć oczy. Radość nie miała kresu, kiedy wśród kuglarze żonglowali płonącymi pochodniami lub na podobieństwo smoków ziali ogniem. Ognisko płonęło wesoło, lecz wszyscy czekali na jedno wydarzenie – wybór królowej plonów, która to swoim tańcem zapewni im łagodną zimę oraz obfite żniwa w przyszłym roku. Zwyczajem było, że zostawała nią najpiękniejsza niewiasta, lecz zeszłoroczna królowa obecnie znajdowała się w stanie błogosławionym nie mogąc odtańczyć rytualnego tańca.
- Jak sądzicie, kto w tym roku zostanie królową?
- Pewnie Jessamine! Widzieliście jaką dziś założyła wydekoltowaną suknię? Jest pewna wygranej!
- Ale Lottie też jest niczego sobie. Wyrosła na piękną dziewczynę no i w przeciwieństwie do Jess jest dziewicą. Nadaje się o wiele lepiej!
- A ja sądzę, że stara Grytel byłaby idealna!
Śmiech przerwał dyskusję młodych mężczyzn, przez co żaden z nich nie zauważył jak przemyka obok nich złowrogi cień. Blondwłosa piękność prychnęła podirytowana. Przez szacunek dla swojej przyjaciółki, która obecnie zaszła w ciążę nigdy nie robiła problemów, że ta została królową. Z resztą sama dzięki swoim magicznym tonikom pomogła jej i jej mężowi doczekać się potomka, oczywiście w sekrecie. Jednak Charlotte szczerze nienawidziła! Sądziła, że skoro była jedyną kobietą w swojej rodzinie to wszystko jej było wolno? I jeszcze każdy ją uwielbiał! Jess nie mogła tego po prostu znieść. Niegdyś to ona była oczkiem w głowie wszystkich! Lecz dzisiejszej nocy zostanie królową i wszyscy przypomną sobie, kogo powinni ubóstwiać! Uśmiechając się przebiegle ruszyła w stronę ogniska.
***
- Panie i Panowie! Zbliżcie się wszyscy, gdyż nadeszła chwila, na którą wszyscy czekaliśmy! Uprawy w tym roku okazały się bardzo obfite, za co serdecznie dziękujemy zeszłorocznej królowej, Caroline! Jednocześnie skorzystam z okazji i pozwolę sobie złożyć Ci moja droga gratulacje w imieniu całej wioski.
Dookoła rozległy się brawa i gwizdy. W końcu każde dziecko było przyjmowane w ich wiosce z radością. Żyjąc w małej społeczności wszyscy byli rodziną.
- Ale…! Żeby tradycji stało się zadość przyszedł czas, by ogłosić wyniki referendum na tegoroczną królową! Podliczenia były wielce żywiołowe i do ostatniej chwili nie mogliśmy wyłonić zwyciężczyni, lecz w końcu udało nam się to! Moi drodzy! Z przyjemnością ogłaszam, że tegoroczną królową plonów, z przewagą ledwie 20 głosów, wygrała Charlotte Nightwood!
To, co stało się następnie ciężko opisać. Mieszkańcy wioski krzyczeli radośnie i klaskali, dwóch młodzieńców chwyciło Lottie i niosąc ją na swoich ramionach postawili ją na podwyższeniu przed ogniskiem. Jednak! Kiedy tylko jej stopy dotknęły desek parkietu ogień buchnął w niebo a grzmot przeszył bezchmurne niebo. Wszyscy jak jeden mąż ucichli, aż jakieś dziecko krzyknęło przestraszone. Niczym morze przed Mojżeszem tak samo rozstąpił się tłum przed wściekłą Jessamine, która ze złości nie potrafiła już ukryć swojej prawdziwej tożsamości. Włosy falowały jej na nieistniejącym wietrze, a krwiście czerwone oczy skupione były na Charlotte, która nie mogła się ruszyć. I wcale nie było jak kiedyś, gdy spotkała wilka z braćmi. Tym razem naprawdę nie mogła poruszyć swoim ciałem! Jedyne co jej pozostało to przyglądanie się wściekłej rywalce, która coraz bardziej się do niej zbliżała.
- Przez tyle lat sprawowałam pieczę nad tą śmieszną wioską, a Wy tak mi się odpłacacie?! – ryknęła, a w odpowiedzi na jej złość niebo przeszyła błyskawica. W końcu stanęła tuż przed Lottie patrząc na nią z chęcią mordu w oczach. – A Ty? Kiedy tylko się urodziłaś wiedziałam, że będą z Tobą kłopoty! Upierdliwe dziecko, które niemal nie zabiło własnych braci głupią wyprawą do lasu! I wiesz co? Zdradzę Ci pewien sekret… - Na chwilę jej oczy błysnęły dziko, lecz kilka sekund wystarczyło, żeby fioletowo włosa powiązała fakty. - …To ja byłam tym wilkiem, który omal nie przegryzł Ci krtani. Gdyby nie Twoi bracia dawno bym się Ciebie pozbyła! A Wy wszyscy! Przez tyle lat nie byliście świadomi kto mieszka razem z Wami! GŁUPCY!
Jej wrzask w końcu jakby obudził tłum z osłupienia. Wśród mieszkańców przetoczyła się mała burza, lecz każdy bez wyjątku powtarzał jedno słowo „czarownica”. Nikt jednak nie śmiał się poruszyć, każdy przyglądał się scenie odgrywającej się przed nimi. Kiedy czerwone oczy znów skierowały się na Lottie nie było wątpliwości, że jej los był przesądzony.
- I widzisz? Przez Ciebie wszyscy się dowiedzieli kim jestem. Zła dziewczynka! – ujęła jej brodę w swoje dłonie i zacisnęła na niej paznokcie przecinając skórę. – I co ja mam teraz z Tobą zrobić? Przez Twoją arogancję będę musiała stąd odejść. I nie myśl, że upiecze Ci się na sucho! Uważacie, że jest ona najładniejszą dziewczyną w wiosce? Piękniejszą nawet ode mnie? BARDZO PROSZĘ! Piękna za dnia, w nocy zaś maszkarą. Uroda przemija, życie zostaje, lecz Ty nie zaznasz ukojenia w śmierci. Nie zabijesz się sama, a znienawidzona przez innych od rana zadanych Tobie również nie umrzesz. STAŃ SIĘ BESTIĄ, ŻYJ JAK BESTIA!
Ostatnie słowa wiedźmy rozbrzmiały echem po wiosce, a ona sama zniknęła w chmurze dymu. To, co się jednak stało później przerosło najśmielsze oczekiwania wszystkich. Charlotte, która odzyskała władzę nad własnym ciałem w jednej chwili krzyknęła przeraźliwie i objęła się ramionami. Jej skóra zaczęła porastać futrem, twarz się wydłużać, a paznokcie urosły do rozmiarów pazurów. Ryk, który wydobył się z jej gardła w żadnym przypadku nie mógł być ludzki, a kiedy wieśniacy zobaczyli groteskową krzyżówkę szczura i człowieka wrzasnęli w popłochu. Niektórzy chwycili za widły, inni za pochodnie, byle tylko pozbyć się potwora. Nikogo nie interesował fakt, że jeszcze chwilę temu była to ich sąsiadka, przyjaciółka… Gdy szczur zeskoczył z podestu kobiety uciekły, a co dzielniejsi młodzieńcy zaczęli przeganiać bestię z wioski.
Tego roku już nikt nie zatańczył na święcie plonów…