Drzwi karczmy zaskrzypiały, a w ich progu ukazały się dwie postawne sylwetki. Powoli wsunęły się do wnętrza przybytku, bacznie rozglądając się po jego wnętrzu.
- Dobra to ja porozmawiam z karczmarzem – odezwał się jeden z dwóch okrytych płaszczami postaci.
- Czemu to ty masz mieć łatwiej?
Delikwent uśmiechnął się do towarzysza i ruszył do lady. Siadł ciężko i podsunął karczmarzowi małą, brzęczącą sakiewkę.
- Podobno wie pan coś na temat nie jakiego Teusa. Chętnie dowiedziałbym się co nieco na jego temat. - Szynkarz lustrując typa podejrzliwym wzrokiem wsunął zapłatę do kieszeni.
- Ano był tu taki, ino go widziałem ze dwa razy. Zjadł coś i wypił i tylem go widział. Choć panie muszę powiedzieć, że wyróżnia się z tego pospólstwa. Gadane ma inną i nosi się w innym odziewku. Do tego widziałem przy nim naprawdę fikuśną broń – chyba. Takie proste, pan se wyobrazi, ale to chyba łuk był jeno bez tego sznura. I widać, że się wcześniej jakiejś pracy imał bo chłop nie wygląda na cherlaka, panie, wręcz przeciwnie. Do tego nosił się z zielonym płaszczem i skórzanym kaftanem ale moje sprawne oko – którym karczmarz mrugną do pytającego – wypatrzyło, że coś mu pod nim szeleści i to bynajmniej nie złoto – Gaduła uśmiechnął się szeroko. – Do tego pytał się czy tu gdzie nie ma jak konia wstawić więc pewnie coś za sobą ciągnie. I cały czas siedział z tą swoją fajką. Ale to tyle jak pan chcesz więcej informacji to się pan do kowala zgłoś. Tam podobno zaglądał.
Lekko przysypiając wypytujący obudził się w jednej chwili i podziękował karczmarzowi. Machnął ręką do kompana i ruszył do podanego celu.
- Dobra tym razem ja – odezwał się wcześniej milczący. Ściągnął okrywający go płaszcz i raźnym krokiem wszedł do warsztatu.
- Dzień dobry majstrze – uśmiechnął się do rzemieślnika.
- No nie wiem czy taki dobry – odparł. Gość zmieszał się lekko.
- Słyszałem, że odwiedził pana niejaki Teus Tousend, to prawda? Szukam go do pewnego czasu. Mam mianowicie dla niego przesyłkę z rodzinnego domu – uśmiechnął się serdecznie.
- No powiedzmy, że był tu taki.
- Wysoki brunet? Może mi pan powiedzieć jak był ubrany? Postaram się określić czy chodzi nam o tą samą osobę - Rozmówca uśmiechnął się po raz kolejny.
- Owszem, nosił zielony płaszcz i skórzaną kurtkę. Pytał czy nie załatam mu kolczugi, która przyznam była dość nietypowa. Niósł również ciekawy miecz, bo chyba tak mogę go nazwać. Długi gdzieś na jeden krok, lekko zagięty, zaostrzony na czubku, krótki, wąskim jelcem. – Widać, że kowal znał się na rzeczy, skąd jednak ta wiedza na temat broni u wioskowego kowala? – Chciał go również naostrzyć. Poprosił jednak o to by mógł sam to zrobić. Przyznam, po naostrzeniu broń ostra jak cholera, widać, że to nie robota jakiegoś wioskowego złomiarza – Kowal uśmiechnął się lekko.
- Hymm, odpowiada opisowi. Nie wie pan gdzie się udał?
- Zdaje mi się że ruszył na wschód do sąsiedniego miasteczka. Przynajmniej mówił, że taki ma plan.
- Dziękuje uprzejmie, miłego dnia życzę – Rozmówca kiwnął głową i opuścił lokum.
"A niech, sobie szukają gdzie chcą skurwysyny" - pomyślał kowal. "Nawet jeśli go znajdą, to nie pożyją za długo. Twarda z niego sztuka, pewnie ma to po ojcu." – Kowal rozmyślił się na temat swojej przeszłości. "Choć w sumie lepiej nie zadzierać z „panami detektywami”, to już nie na moje lata". Rzemieślnik podniósł się z krzesła i wrócił do poprzedniego zajęcia.
Gdy dwaj poszukiwacze już mieli wsiadać na konie, usłyszeli głośne obelgi rzucane przez jednego z tutejszych obywateli.
- Co się stało panie? – zapytał mocno wzburzonego człeka, wyglądającego na rzeźnika.
- Co się stało?! – wydarł się mężczyzna. Trudno było uniknąć jego taska, który fruwał dookoła – pewien szczyl mi córkę zbałamucił, ot co!
- Wie pan może jak się zwał?
-Eus, Zeus czy inna potwora! – Oburzony splunął pod nogi – niech tylko gnoja dopadnę!
Pytający szybko wrócili do swoich koni, chcąc uniknąć poważniejszych obrażeń, po czym ruszyli w drogę.
- Dobra to co wiemy o podejrzanym? – spytał jeden z nich.
- Podsumowując. Był widziany w okolicy napaści na poborcę, do tego uzbrojony w broń dystansową, a warta wiedzieć, że na miejscu widziano strzały z niej właśnie możliwe, że pochodzące. Przed napaścią podobno podróżował jeszcze z orszakiem przez pewnie czas. A więc delikwent ma około 29 lat i urodził się w pobliżu Fargoth, w okolicznej wiosce. Ojciec był, hymm – Śledczy przejrzał teczkę z dokumentami – zbrojmistrzem i pracował w pobliskiej twierdzy, a matka nie była jakąś większą personą, ot małżeństwo z miłości – Nacisk padł na ostanie słowo po czym obaj wymienili uśmiechy – Co my tu dalej mamy? Ciekawe jest to, że rodzina ta nie chciała zamieszkać w mieście, dość niebezpieczne rozwiązanie ale jak kto woli. Dorobili się znacznego majątku, ojciec w wolnym czasie zajmował się hodowlą zwierząt. Podejrzany ma lub miał dwie siostry i brata. Nie udało nam się więcej dowiedzieć na ten temat. On sam podobno już od małego pomagał ojcu w jego drugiej kuźni w gospodarstwie i wyłapał parę rzeczy na ten temat. Podobno sam jest w stanie uzupełniać braki w amunicji. Od małego również ćwiczył się w jeździe konnej po okolicznych równinach, łucznictwie, polował podobno w pobliskich lasach i co najważniejsze dla nas w szermierce, co teraz czyni z niego groźnego przeciwnika. Ponad to doskonale się wspina, miał nawet za sobą wspięcie się na mury samego Fargoth co przyszło mu podobno z niezwykłą łatwością według patrolujących strażników, więc jeżeli planujesz pochwycenie go w jakiejś osadzie, to proponuję bardziej otwarty teren. I jeszcze, hymm – kolejne przetrzebienie teczki – jeżeli chodzi o jego broń to łuk otrzymał od przyjaciela swojego ojca. Nie jest to zwykła broń tego typu, ale – Mówca zmarszczył brwi – łuk reflo.. rtre.. retro..fleksyjny – Ewidentnie można było zobaczyć ulgę na jego twarzy – nie wgłębiając się w jego szczegóły jest to broń, która może cię przebić na wylot nawet w tej twojej ulubionej przeszywanicy – Człek, do którego kierowane były słowa skrzywił się - Odpowiada to śladom na trupach obstawy poborcy. Do tego cechuje się sporym parciem do płci przeciwnej, czego chyba doświadczyliśmy w wiosce. Poza tym jego nieodłącznym atrybutem jest fajka.
- Czemu w ogóle opuścił dom?
- Podobno kierowała nim oczywiście chęć do przygód – Śledczy pokiwał głową – miał niby dość codziennej rutyny.
- No to żądzy przygód może podziękować za to, że nie długo trafi do piachu – Obaj konni zaśmiali się krótko i ruszyli dalej fałszywym tropem.