Argen swoje dzieciństwo spędził na ulicy. Nie pamiętał swoich rodziców, nie pamiętał skąd jest, ani kiedy się urodził. Odkąd pamiętał walczył o
przetrwanie na ulicach miasta, a jego jedyną rodziną były inne sieroty. To one nadały mu imię i nazwisko. Nie miał tak ciężko jak większość
bezdomnych dzieci, takich jak on, dzięki swojej posturze. Zawsze był wyrośnięty i umięśniony. Nie miał więc problemów z wyrobieniem sobie
szacunku, który był niezbędny w brutalnym świecie ulicy Elisii. Dziecinne zabawki zostały zastąpione małym nożem, którym każdego dnia
wykrawał sobie z otaczającego go świata absolutne minimum, by dotrwać do kolejnego dnia, gdzie jeden błąd mógł go kosztować życie.
Dzięki swoim predyspozycjom fizycznym zawsze stał na czele grupy swoich przyjaciół, która z biegiem czasu zamieniła się w gang. Argen czuł się
bezpieczny. To go zgubiło. Miał wtedy około 12 lat. Pozwolił by emocje wzięły nad nim górę i wdał się w bójkę z innym ulicznym gangiem.
Zapomniał, że zaraz tą ulicą będzie przechodził patrol - podstawą było wyuczyć się harmonogramu i unikać strażników jak ognia. Wyszkolonym
żołnierzom nie zajęło dużo czasu by spacyfikować obie grupki i wsadzić je do aresztu. Mimo tego, że Starco wykorzystał element zaskoczenia i
pozbawił przytomności jednego ze strażników, trafił do więzienia razem z resztą.
Po paru dniach spędzonych o wodzie i chlebie odwiedził go zakapturzony mężczyzna. Obrzucił go jedynie wzrokiem i wymamrotał parę słów.
Argen poczuł wtedy wokół siebie dziwną energie, która go przeszywała i otaczała. Po chwili zniknęła. Później miał się dowiedzieć, że to czego
doświadczył, było magią.
Zakapturzony człowiek wręczył strażnikowi brzęczącą sakiewkę i zabrał Argena z aresztu. Gdy wychodzili z budynku straży miejskiej poczuł
dziwną senność i osunął się w ciemność.
Gdy się ocknął, zobaczył nad sobą obce twarze chłopców w jego wieku. Wszyscy krótko ostrzyżeni i przyglądający mu się ciekawie. Jak się
póżniej okazało, stał się nowym nabytkiem Zakonu.
Zakon to - jak to zwykli mawiać nauczyciele i instruktorzy - akademia przyszłych talentów. Członkowie tej organizacji podróżowali po całej
Alaranii i wyławiali obiecujących chłopców, którzy przejawiali predyspozycje by stać się wielkimi wojownikami. W zamian, gdy ich szkolenie -
którego kierunek sami obierali - dobiegło końca, składali przysięgę, że w potrzebie Zakonu stawią się na wezwanie i wypełnią powierzoną im
misję.
Początkowo Argen zamknął się w sobie i nie ruszał się ze swojego łóżka. Odmawiał posiłków, wybrania swoich przedmiotów i kontaktów z
kimkolwiek. Miał o tyle łatwo, że był pierwszym lokatorem czteroosobowego pokoju. Raz próbował nawet uciec. O mały włos nie skończyło się to
dla niego tragicznie. To wtedy się dowiedział, że siedziba Zakonu, była usytuowana w górach Dasso.
Pewnego dnia do pokoju Argena wprowadzono nowego lokatora. Zostało mu przydzielone sąsiednie łóżko. Argen zerknął na nowego. Od razu
zauważył zielone oczy i bliznę biegnącą wzdłuż linii szczęki. Starco znał ten wyraz oczu. Nie będzie z nim problemów. To widać było po
człowieku.
Starco po pewnym czasie doszedł do wniosku, że ten bunt niczemu nie służy. Następnego dnia, ku zdziwieniu opiekuna przyjął śniadanie i
poprosił o spis przedmiotów. Przeczytał je i następnego dnia przekazał wybranym instruktorom swoją kandydaturę. Przyjęto go do każdej sekcji.
Mijały miesiące, a zakres umiejętności i wiedzy Argena wzrastał. Pewnego dnia Starco skończył trening walki wręcz wcześniej niż zwykle. Ubrany
jedynie w swoje spodnie treningowe, z ręcznikiem na karku wrócił do swojego pokoju.
To co tam zastał zmieniło jego życie. Jego współlokator stał na środku pokoju z... rozpostartymi skrzydłami. Argena w pierwszym momencie
zatkało. Skrzydła były ogromne - na oko to była dwukrotność jego wzrostu.
Argen nie wiedział dlaczego go zaatakował. Ze strachu? Ze zgrozy? Nie potrafił nigdy odpowiedzieć na to pytanie. Ale jedno było pewne - walka
z takim stworzeniem nie była łatwa.
Okładali się pięściami, wymierzali kopniaki, zakładali dźwignie, wyprowadzali rzuty - nic nie mogło przechylić szali zwycięstwa na jedną ze stron.
W końcu, gdy stali naprzeciwko siebie, zdyszani, poobijani, z uniesioną gardą i mierzyli się wzrokiem, Starco zauważył coś ze zdziwieniem. Czuł
szacunek do swojego przeciwnika. Od urodzenia prawdopodobnie był wyzywany od dziwadeł, poniżany i prześladowany. No i mieszkał z nim w
jednym pokoju od paru miesięcy, a zorientował się o jego sekrecie dopiero teraz. To nie mogło być łatwe. A jednak mu się udało.
Argen opuścił gardę i wyprostował się.
-Jestem Argen. - wyciągnął rękę w kierunku chłopaka. Widać było po nim, że się zdziwił i przez chwilę stał jak osłupiały. Jednak chwilę później
otrząsnął się i uścisnął wyciągniętą dłoń.
-Jestem Angran. - odpowiedział. Tak nawiązała się znajomość pomiędzy nimi, która w końcu przerodziła się w prawdziwą przyjaźń.
Lata mijały. Zdolności rozwijały się, wiedza poszerzała, a przyjaźń z Angranem zacieśniała się.
W czasie swojego szkolenia otrzymał parę przedmiotów, które minimalizowały jego słabe strony, i wzmacniały te mocne.
Jego instruktor od przetrwania dał mu Wisior Ostrzeżenia. Ten przedmiot ostrzegał go o obecności stworzeń w jego okolicy, które stwarzały dla
niego zagrożenie.
Argen wygrał również zawody, organizowane przez wydział magii powietrza. To wtedy Argen poczuł, że czas spędzony na manipulowanie
powietrzem nie poszedł na marne. Był dumny, gdy na oczach wszystkich uczniów, którzy zgłębiali techniki tajemne, odbierał swoją nagrodę i
nakładał pierścień na palec.
Oprócz tego otrzymał również dwa miecze, którymi wprost uwielbiał walczyć. Kiedy trzymał je w dłoniach, miał wrażenie jakby były przedłużeniem
jego ramienia. Posługiwał się nimi równie wprawnie, jak zginał palce.
Drugą dziedziną walki w której czuł się jak ryba w wodzie była walka wręcz. Koledzy Argena, którzy trenowali walkę mieczem, toporem, buławą
czy inną bronią naśmiewali się z niego. Uważali, że pięści nie mogły się równać z dobrze zaostrzonym mieczem, czy dobrze wyważoną buławą.
Argen nie był już tym samym chłopakiem z ulicy, który nie czekałby chwili i ruszyłby spuścić łomot kpiarzom. Ale nie. Argen wytrzymywał
zaczepki, wyczekiwał moment by zakończyć to raz na zawsze. Gdy w końcu ktoś zaczął się z niego naśmiewać przy praktycznie wszystkich,
Argen wyjął rękawice z cestusami i kiwnął na chłopaka, który go zaczepiał. Starco szybko udowodnił, że ci którzy sobie z niego żartują - źle
kończą. Spędził przez to co prawda tydzień w izolatce, ale później już nikt nie chciał go wyśmiewać.
Otrzymał również konia na początku szkolenia. Instruktorom ciężko było znaleźć konia odpowiedniego dla Argena, ale w końcu udało im
się. Starco wychowywał go i trenował od źrebaka. Gdy wyrósł, Argen w końcu wymyślił dla niego imię - Grom.
W końcu nadszedł dzień egzaminów końcowych. Argen, ku zdziwieniu wszystkich instruktorów i nauczycieli zawalał je po kolei. Dopiero później
zorientowali się, że robił to ze względu na Angrana, który miał egzaminy w późniejszych terminach. Tak więc Starco robił co mógł, by
nauczyciele go nie przepuścili, a oni skwapliwie z tego korzystali.
W końcu treningi Angrana dobiegły końca. Razem z Argenem przystąpili do finalnych testów, które zdali za pierwszym razem.
Dzień w którym oficjalnie ukończył swoje szkolenie, było jednym z najszczęśliwszych dni w jego życiu, szczególnie, że spędzał go w
towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela. Z dumą wygłosił słowa przysięgi i ze wzruszeniem odebrał od swoich opiekunów i nauczycieli dary,
które miały mu ułatwić życie poza Zakonem. Żegnając się z profesorami, którzy ze łzami domy w oczach ściskali swoich wychowanków, myśleli o
jutrze i o swojej nowo rozpoczętym rozdziale, nowej przygodzie...