Urodziła się w zamożnej mieszczańskiej rodzinie. Jako środkowe spośród pięciorga dzieci Zacharego Vargi — najlepszego adwokata, jakiego miał bank braci Grimm. Magiczne dziedzictwo zaczęło dawać o sobie znać już w dzieciństwie, gdy wokół wszyscy (prócz ojca) nazbyt chętnie spełniali jej życzenia.
Varga zdawał się nie dostrzegać zdolności córki, zaraził ją swoją miłością do ksiąg. Początkowo dumny, że ma rozgarniętą córkę, zaczyna się martwić, gdy gra na lutni czy haftowanie nie interesują córki tak, jak chociażby domowa biblioteka, czy jazda konna. Starsi bracia w tajemnicy uczą Morko strzelać z łuku. Ale pewnego dnia wszystko wychodzi na jaw. Zdaniem Zacharego młodej damie nie wypada szkolić się we władaniu bronią i wkrótce aranżuje pierwsze zaślubiny.
Wtedy po raz pierwszy szesnastoletnia Morko ucieka z własnego ślubu. Cóż, kandydat na męża był rok młodszy, pryszczaty, o głowę niższy i na dodatek przemądrzały. Rok później miała wyjść za asystenta swojego ojca. Ten trzydziestolatek z kolei wydał się jej za stary. Następny był kupcem. I w ocenie Morko wypadał najgorzej na tle pozostałych. Tym razem w dzień ślubu, choć dobrze pilnowana, wymyka się na balkon i stamtąd wspina się na dach. Na oczach ojca, pana młodego i dwóch parobków bezpiecznie ląduje na ziemi po upadku z drugiego piętra. Ślub zostaje odwołany i to nie z powodu rozdartej sukni.
Dwa tygodnie później Morko siedzi w drewnianej chacie u swojego dziadka, gdzieś pośród lasów, z dala od miast. Zaczyna naukę magii ochronnej i leczniczej, bo tylko taką wiedzę potrafi lub chce przekazać jej stary Varga — dawniej medyk. Prócz magii uczy się równolegle anatomii i zielarstwa. Zdobywa ogólną wiedzę o świecie, a wiedza tajemna, jaką ma jej do przekazania dziadek, jest bardzo skąpa. Poznaje dwa stare języki ludzkie konieczne do czytania ksiąg dziadka i nauki inkantacji. W najbliższej okolicy znajdują się trzy wioski. To z nich przychodzą chłopi z prośbami o pomoc. Tak mija 10 lat. Morko pomaga staruszkowi, czasami go zastępując. Sama uczy się rozpoznawać emocje ludzi i je modyfikować. Na czas zabiegu może uspokoić pacjenta, a czasem nawet go uśpić. Zamieszkuje niewielki domek na krańcu jednej z okolicznych wiosek. Ponadto uczy się garncarstwa i podstaw ceramiki.
W przededniu jej trzydziestych urodzin pojawia się u niej dziadek z nową starą księgą. Tłumaczy, że jutro rozpoczną kolejne nauki. I tak w dniu swych 30 urodzin Morko ginie w pożarze wraz z dziadkiem. Nie, domu nie podpalili wieśniacy. Spłonęli w wyniku własnego błędu, tak przynajmniej myślała Morko. Po tym wydarzeniu nie odchodzi w stronę światła, zresztą nie było żadnego światła, ani żadnego tunelu. Chata staruszka przestała istnieć, a przed nią, na jeszcze dymiących zgliszczach, siedział zadowolony z siebie czarny kot. I powiedział: "Zawsze marzyłem, żeby być kotem". Głos choć zniekształcony mógł należeć tylko do starego Vargi. Zdaje się, że dziadek doskonale wiedział, co się im przydarzyło.
Morko natomiast była zrozpaczona. Powędrowała do wioski, ale nikt jej tam nie widział, ani nie słyszał. Wyczuwały ją jedynie niektóre zwierzęta. Dla samego Kota była bytem półprzeźroczystym. Jego zdaniem, jeśli nie była zjawą, to mogła być tylko demonem. Morko nie cieszyła żadna z dwóch możliwości. Długo użalała się nad swym losem. Ludzie może jej nie widzieli, ale ona mogła podglądać ich. W nowej postaci przenikała przez ściany domostw. Nie miała ciała, ale siłą woli szybko nauczyła się psuć i przesuwać drobne przedmioty. Kto się jej nie spodobał, w kurniku zastawał potłuczone jajka, a w kuchni skwaszone mleko, a rano nie mógł znaleźć swych onucy. Bywało, że pomagała. Szybko rozwinęła swe umiejętności w magii emocjonalnej. W mgnieniu oka doprowadzała dzieci w kołyskach do płaczu, a dorosłych do wściekłości, lub przeciwnie — uspokajała. Nikt w okolicy nie dręczył tak koszmarami, jak ona. Nikt też nie potrafił zesłać irracjonalnego strachu przed butelką wódki.
Po dwóch latach bezcelowego wyuczenia się po świecie zawitała pod strzechę pewnej starej wiedźmy i tam pozostała na niemal 60 lat. Jaga, bo tak zwała się stara kobieta, była pierwszą osobą, która ją zobaczyła. W zasadzie to ujrzała zaskrońca. Morko wystarczyło i to. Na początek... Jakimś sposobem wreszcie udało się jej przybrać fizyczną postać. Taką, która może smakować, węszyć i czuć dotyk. Poza tym pod postacią zaskrońca doskonale pływa i nurkuje.
I tak z wiedźmą, jak kiedyś z dziadkiem, schodzi ze wzgórza do okolicznych wiosek i pomaga leczyć. Okręcona wokół jej ramienia albo kostura. Raz na jakiś czas w domu na wzgórzu odwiedza je Kot. Babka, oględnie mówiąc, za kotem nie przepada i raczej stara się go ignorować.
Powoli, z tygodnia na tydzień, kobieca postać Morko staje się coraz bardziej widzialna. Wreszcie może mówić. W sumie siedem lat zajęło jej wypracowanie pełnej ludzkiej formy takiej, jak przed śmiercią. Nie starzeje się, ale może rozkoszować się jedzeniem, mówić, płakać i krwawić. Staruszka nalega, by przyuczyła się do walki kijem i nożem — to znaczy tym, czym akurat dysponowały (nie licząc siekiery). Wiedza anatomiczna, sprawność fizyczna i celne uwagi Jagi pomagają w opanowaniu obu broni.
Babka nigdy niczemu się nie dziwiła, a przynajmniej tego nie okazywała. Od początku uważała, że ma do czynienia z dość młodym demonem, być może duchem opiekuńczym. Czymś, co sama zwała duszyczką. Na dwa lata przed swoją śmiercią, a jakieś pięć lat po tym, jak pojawiła się u niej Morko, staruszka, przyjmuje na nauki młodą kobietę — Katalin. Po śmierci babki, Morko dokańcza edukację Katalin i pozostaje z nią aż do jej śmierci w wieku 75 lat. Później żyje samotnie w chacie na wzgórzu jeszcze rok aż, za namową Kota, postanawia wyruszyć w drogę.
Zamieszkujący tamtą okolicę ludzie prawie nigdy nie widywali jej w ludzkiej postaci, a jeśli tak to przypadkiem i nie kojarzyli jej z chatą na wzgórzu, i zaskrońcem. Morko nauczyła się płynnie zmieniać swe postacie. Te fizyczne, jeśli zostaną śmiertelnie zranione, rozmyją się w powietrzu i znikną, ale duch choć "zszokowany" pozostanie nietknięty. I jeśli zajdzie taka potrzeba przywoła ponownie którąś ze swych cielesnych powłok. Swobodnie lewitować może jedynie w swej bezcielesnej postaci.
Cóż, Morko nie wie, jeszcze, że teraz wlicza się ją pośród Niebian. Nie wie też, że w związku z tym winna jest posłuszeństwo pewnemu bóstwu. Żyje nieświadoma zobowiązań, a i owo bóstwo zdaje się o niej nie pamiętać.