Cealia usiadła pod potężnym dębem. Jej oczy wpatrzone były w srebrną taflę wody a promienie słońca jak od lustra odbijały się od niej, drażniąc
nemoriance źrenice. Dziewczyna jednak nie poruszyła się, aby zasłonić oczy, jedynie je przymrużyła. Ciszę przerywał chwilami wiatr, który
nieśmiało
poruszał zielonymi liskami oraz przelatywał nad wodę i dla zabawy tworzył falę. Przysłuchując się, można było posłyszeć brzęczenie owadów,
które
wirowały nad kwiatami, śpiew ptaków, które pilnowały swoich pociech. Po chwili Cealia zamknęła oczy i oparła się o chropowaty konar. Był
ciepły,
wiosenny poranek. Dzień, w którym mogła pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Poczuła ciepły oddech na policzku i po chwili wilgotny język
liznął
ją. - Secretariat, przestań. - Zaśmiała się, powoli otworzyła oczy, a dłonią pogładziła chrapy konia. Potężny fryz cofnął łeb i popatrzył w kierunku
lasu. Cealia wstała i wsiadła na wierzchowca. Poklepała go po kłębie i przycisnęła łydki. Ruszyła stępem w kierunku Otchłani... w kierunku
swojego
domu. Każda chwila wolności, wyrwania się ze swoich obowiązków była dla niej cenna.... Jeszcze na chwilę obejrzała się z uśmiechem.
''Dlaczego urodziłam się, w tym zamku.'' Pomyślała. ''Mnóstwo biednych dziewczyn zapewne chciałoby znaleźć się na moim miejscu... Cealia z
rodu
Ruth'eirów. Nazwisko zobowiązuje.'' Dziewczyna westchnęła. Zaczęła przypominać sobie całe swoje, dotychczasowe życie.
Cealia, jako mała dziewczynka była brana na polowania poza granice Otchłani. Wtedy też zetknęła się pierwszy raz ze zwierzętami, jakimi są
konie. Usiadła na brązowego araba, a za nią jakiś nieznajomy mężczyzna. Był to myśliwy, który miał ją ochraniać. Kiedy ganiali za zwierzyną,
tłumaczył jej jak rozpoznawać ślady i do kogo one należą. Kiedy podrosła trochę rodzice wynajęli kilku nauczycieli, aby dokształcili córeczkę w
pewnych sprawach. Nigdy nie zapomni żadnej lekcji. Poczynając od etykiety. Pan Saquli był w tej dziedzinie ekspertem. Jeść z zamkniętymi
ustami, nie siorbać, nie przerywać innym... Zakazów równie sporo było, co nakazów. Uśmiechać się, śmiać się z dowcipów, nawet kiedy nie są
śmieszne... Na początku mała Cealia rozrabiała, lecz po kilku lekcjach musiała słuchać starego dżentelmena. Śpiewem, grą na lutni i recytacją
zajęła się panna Lerina. Jej głos był potężny, a sopran... tak, wtedy trzeba było chować szklane naczynia. Dziewczynka była zdolna i dość
szybko zachwycała gości melodią wydobywającą się jej zarówno, jak i z ust, jak i z spod palców, które naciskały na struny. Z poprawną
wymową było gorzej. Codziennie wieczorami stawała przed wielkim lustrem, obramowanym w złotą ramę i wymawiała trudne słowa. Mimo, że była
dzieckiem musiała się nauczyć pięknie pisać, do dziś nie lubi tej czynności, mimo starań w nauce, nadal zajmuje jej to mnóstwo czasu. Po kilku
latach do jej zajęć dołączyły się takie przedmioty, jak: pismo runiczne, historia, kulturoznawstwo, prawo, poliglotyzm. Dziewczyna miała mniej
czasu dla siebie, ale go znajdowała. Wtedy wsiadała na konia i pędziła galopem przed siebie. Tak minęło jej sporo czasu, aż do czasu, kiedy
dojrzała. Wtedy odpadło jej większość zajęć ( śpiew, gra na lutni, prawo, kaligrafia, historia i kulturoznactwo), a doszła wiedza tajemna,
polityka, kreomagowanie oraz czytanie aur. Jej życie stało się wieczną nauką. Można by stwierdzić, że spała oraz uczyła się dość pilnie, gdyż
polubiła przedmioty. Zaciekawiona i zafascynowana nie odrywała ''nosa od książek''. Najbardziej jednak polubiła wiedzę tajemną. Starała się ją
poznawać na wszystkie możliwe sposoby. W ten sposób minęło jej większość życia. W wieku sześciuset lat jej rodzice zauważyli w Ceali
potencjał i zatrudnili maga. W ten sposób uczyła się przez ponad wiek magi życia i energii.
Dziewczyna uśmiechnęła się na te wspomnienia. Mimo ciężkiego wysiłku osiągnęła tak wiele. Teraz posiada umiejętności, które nie tylko
zadowalają jej rodziców, ale ją samą. Koń zatrzymał się, lecz Cealia zamyślona, nie zauważyła, że Secretariat nagle staje. Straciła równowagę i
wpadła do wody. Cała mokra szybko chwyciła się brzegu. Umiała pływać, lecz sprawiało jej to, tak dużo trudu jak wspinaczka. Nie lubiała tych
czynności, ale musiała się ich nauczyć. Czasami w czasie wymykania się z domu, potrzebowała wspiąć się, albo niefortunnie wpadła do wody.
Wygramoliła się z przezroczystej cieczy i roześmiała się. Ten koń, którego dostała na urodziny trzy lata temu od rodziców, na ukończenie nauki
był jej teraz najlepszym przyjacielem. Spojrzała na niego czule, wstała i chwyciła za wodzę. - Choć, mój rozrabiako.- powiedziała i poszła w głąb
lasu. Postanowiła się jeszcze przejść i podeschnąć nim wróci do zamku. Jeszcze ręką sprawdziła, czy ma sakiewkę z pieniędzmi i sakwę z
narzędziami do otwierania drzwi. Wszystko było na miejscu. Nie lubiła wspominać, jak uczyła się otwierać zamki, aby uciec na jakąś chwilę i
poczuć powiew wolności, ale nie miała innej możliwości. Tak, ta umiejętność, tak jak skradanie się szybko przyswoiła, aby mogła wymykać się
niezauważona. Owszem, parę razy ją przyłapano, ale to nic nie dało, wymigała się jakimś kłamstwem. Tak życie w zamku poczęło być dla niej jak
sceną... tylko odegrać swoją rolę i wrócić do swojej komnaty. Tak, uważała siebie za świetną aktorkę. Nie wspominając już o tym, że była
świetną czarodziejką, co świadczyło o własnoręcznie zaczarowanym amulecie, który pozwala na zabieranie ze sobą dotkniętej osoby, w czasie
teleportacji.
Cealia po chwili znalazła się w swojej stajni i rozsiodływała konia, rozmyślając, co ją teraz czeka.