Oglądasz profil – Vittorio

Awatar użytkownika

Ogólne

Godność:
Solyn Vey'raen, nie używa jednak tego miana. Przedstawia się jako Vittorio
Rasa:
Fellarianin
Płeć:
Nieokreślono
Wiek:
86 lat
Wygląda na:
0 lat
Profesje:
Majątek:
Sława:

Aura

Srebrno- żelazowo- miedziana błyszcząca aura przeciętnej siły roztaczająca ametystową poświatę. Produkuje woń miodu, polnych kwiatów i lasu, gdzieniegdzie przechodząc w kolor kobaltu. Słychać harmonijną, przyjazną, wesołą melodię płynnie przechodzącą od jednego tonu w drugi. Produkuje ciepły blask, zaś przebywając w pobliżu tej aury odczuwa się błogi spokój. Momentami da się także usłyszeć kojący głos odmawiający mantrę. Cechuje się twardością, elastycznością i lepkością, w dotyku jest aksamitna z ostrymi krawędziami, natomiast w smaku łagodno- gorzkawa.

Informacje o graczu

Nazwa użytkownika:
Vittorio
Grupy:

Skontaktuj się z Vittorio

Pola kontaktu widoczne tylko dla zalogowanych użytkowników.

Statystyki użytkownika

Years of membership:
11
Rejestracja:
11 lat temu
Ostatnio aktywny:
11 lat temu
Liczba postów:
15
(0.02% wszystkich postów / średnio dziennie: 0.00)
Najaktywniejszy na forum:
Kryształowe Królestwo
(Posty: 10 / 66.67% wszystkich postów użytkownika)
Najaktywniejszy w temacie:
[ Jakiś zameczek ] Zagubiona...
(Posty: 10 / 66.67% wszystkich postów użytkownika)

Połączone profile


Atrybuty

Krzepa:raczej silny, wytrwały, odporny
Zwinność:bardzo zręczny, szybki, perfekcyjny
Percepcja:niedowidzący, wszechsłyszący, wyostrzone czucie, wyostrzony zmysł magiczny
Umysł:bystry, ineligentny, Żelazna wola
Prezencja:piękny, godny, charyzmatyczny

Umiejętności

JeździectwoBiegły
PływanieOpanowany
PowożenieOpanowany
PrzetrwaniePodstawowy
PrawoBiegły
HistoriaBiegły
EtykietaPodstawowy
NaturianizmBiegły
Władanie mieczem jednoręcznymMistrz
ŁucznictwoBiegły
AktorstwoOpanowany
ŚpiewOpanowany

Cechy Specjalne

LatanieDar
Vittorio, jak inni Fellarianie, posiada skrzydła. Potrafi je także ukrywać, jeśli zechce.
Żelazna wolaZaleta
Bardzo ciężko złamać jego umysł, zarówno metodami typu zastraszanie, jak również magicznie. Zrobienie z niego bezmyślnego niewolnika jest prawie niemożliwe.

Magia: Inkantacje

Dziedzina PorządkuAdept
Dziedzina DobraUczeń

Przedmioty Magiczne

Przetopiony mieczZaklęty
Miecz wykonany z niegdysiejszego ostrza błogosławionej broni, która płonęła, jeśli tylko jej właściciel tego chciał. Po wszystkich zabiegach magia znacznie osłabła i ogień pojawia się na zaledwie kilka sekund.

Charakter

Mimo wielu nieciekawych przypadków mających miejsce podczas jego życia, pozostał idealistycznym optymistą, który wszędzie potrafi dostrzec 

coś dobrego. Jest bardzo przyjazną i miłą osobą, wszystkich traktuje z szacunkiem, a szczególnie kobiety. Nigdy nie odmówi pomocy. Sumiennie
wykonuje powierzone mu zadania i zawsze dotrzymuje danego słowa - można na nim polegać. Kiedyś szczególnie cenił sobie prawdę, ale teraz,
kiedy sam udaje kogoś innego, pogląd na temat kłamstwa ma nieco „zakrzywiony”. Nie można o nim powiedzieć, że jest gadułą, lubi własne
towarzystwo i spokój. Perfekcjonista, wszystko musi dopiąć na ostatni guzik. Nie znosi chaosu i nieporządku, nawet takiego prozaicznego jak
bałagan w pokoju.

Wygląd

Vittorio to dość wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, mierzący dokładnie sto osiemdziesiąt siedem centymetrów wzrostu. Owalną twarz zdobią 

głęboko osadzone, wąskie oczy, z czego zazwyczaj zasłonięte czerwoną opaską lewe jest ślepe, a drugie w lekko przygaszonym kolorze żółtawej
zieleni. Fellarianin posiada bujną, lekko falowaną czuprynę w odcieniu jasnego brązu; nierówno przyciętą, ale najdłuższe kosmyki sięgają ramion.
Jest bardzo przystojny i mimo że może to zabrzmieć śmiesznie, urodę odziedziczył po matce. Skrzydła, jego fellariańskie dziedzictwo,
przypominają orle zarówno barwą, jak i kształtem.

Kiedyś nosił srebrzyste zbroje płytowe, a teraz stara się nie wyróżniać z przeciętnego tłumu. Ubiera się w luźne tuniki, dopasowane spodnie i
wysokie buty, czasem wkłada pancerz skórzany, który jednak nie daje dostatecznej ochrony.

Historia

Fellarianie. Skrzydlaci ludzie mieszkający gdzieś wysoko wśród szczytów gór w swoich zamkniętych społecznościach. Zabrzmiało odpowiednio, 
ale żadnej rasy nie można podsumować jednym zdaniem, każda jest na swój sposób skomplikowana. Jako pierwszy przykład można przywołać
dwójkę młodych istot, kobietę i mężczyznę, którzy zeszli z gór, aby poszukać przygód gdzieś w szerokim świecie. Pochodzili z tej samej osady,
Nattenheim, ale poznali się bliżej dopiero poza nią, zupełnie przypadkowo. W ten sposób zaczyna się całkiem sporo historii miłosnych
opowiadanych przez bardów w gospodach, toteż nietrudno było przewidzieć, że Ylithia i Aerys zapałają do siebie uczuciem. Już długo
podróżowali i żyli wśród ludzi, więc postanowili pozostać wśród nich oraz zbudować wspólną przyszłość daleko od Szczytów Fellarionu.
Z początku ich żywot był łańcuchem nieszczęść, ale oboje spotkało wiele dobroci ze strony Niebian oraz dobrodusznych kapłanów Pana,
którzy nie chcąc nic w zamian pomogli im stanąć na nogi. Ylithia w ten sposób zbudowała sobie swój obraz ludzkiego Boga o nieskończonej
dobroci. Przyrzekła sobie, że jej pierworodny syn zostanie oddany na służbę Świątyni Pana, aby stać się choć trochę podobnym do Aniołów.
Mimo wszystko Aerys był temu przeciwny, pragnąc przekazać swojemu przyszłemu dziecku jak najwięcej o ich rasie, historii oraz dziedzictwie,
zrobić z niego prawdziwego wojownika, a nie kapłana w sukience. O ile uda mu się w ogóle spłodzić potomka.
W tym przypadku los jednak parze sprzyjał, urodził się im zdrowy, silny chłopiec, któremu dali na imię Solyn. Był bystrym i pojętnym małym
dzieckiem, który szybko zainteresował się militariami, ku uciesze ojca. Już jako czterolatek poprawnie trzymał sztylety, gotowy walczyć ze
straszliwymi potworami rodem z dziecięcej wyobraźni. Aerys w ramach bajek na dobranoc przekazywał mu wiedzę o Nattenheim, obiecywał, że
wraz z synem kiedyś tam wrócą. Oczywiście nie tylko ojciec miał swój udział w edukacji chłopca. Ylithia zaszczepiła w nim pewne pragnienie,
opowiadając mu o podziwianych przez wszystkich, szlachetnych istotach, które walczą ze złem i niosą pomoc potrzebującym. Przez jakiś czas
cała rodzina żyła spokojnie, aż do pewnego feralnego wydarzenia. Aerys ruszył na polowanie, ponieważ był również doskonałym myśliwym. Przed
wyjściem podarował swojemu synkowi specjalny amulet, podobno zaklęty przez bardzo starą szamankę. Zupełnie, jakby mężczyzna coś
przeczuwał, bądź sam to zaplanował, bo z tej wyprawy już nie powrócił. Solyn pamięta tylko, że następnego dnia o zmierzchu ktoś przyszedł do
ich domu porozmawiać z jego matką. Całą tę noc kobieta płakała i zdążyła tylko szepnąć synkowi, że tata już nigdy nie wróci. Chłopiec siedział w
kącie, ściskając naszyjnik ze skrzącym się zielenią kryształem, a w myślach kołatało mu zdanie wypowiedziane przez ojca: „Gdziekolwiek nie
pójdziesz i cokolwiek nie będziesz robił, pamiętaj, kim jesteś. Czyja krew płynie w twoich żyłach. Niech amulet ci o tym przypomina”. Uronił łzę,
ale w głębi serca wierzył, że Aerys żyje. I kiedyś po niego przyjdzie.
Ylithia wciąż pamiętała o swoim przyrzeczeniu. Mimo zaginięcia męża, co, jak przypuszczała, było równoznaczne z jego śmiercią,
postanowiła dotrzymać obietnicy. Nawet jeśli oznaczało to sprzeciwienie się woli Aerysa. W ten sposób, w wieku ośmiu lat, Solyn trafił do
Seminarium Ducha. Nie stawiał się matce, bo jego ciekawska natura popychała go do poznania czegoś zupełnie nowego. Później oczywiście
widywał rodzicielkę regularnie, ale moment przystąpienia do Seminarium skończył pewien rozdział w jego życiu. Bardzo krótki rozdział w
porównaniu z tym, co przyniesie mu przyszłość.

Solyn pracował ciężko. Być może po to, żeby uszczęśliwić matkę, która od zniknięcia ojca prawie zawsze była smutna, może żeby
osiągnąć jakiś własny cel. Albo jedno i drugie. Pilnie studiował magię harmonii, która idealnie wpisywała się w jego charakter, w wewnętrzne
dążenie do doskonałości i porządku. W Seminarium nie spotkał żadnego innego przedstawiciela swojej rasy, więc nie afiszował się z własnym
pochodzeniem, gdyż czasem to działało na jego niekorzyść w kontaktach z innymi. Solyn zauważył, że niektóre osoby w ogóle nie powinny się w
tym miejscu znaleźć, że pomyliły drogi życiowe. Jako nastolatek był wielkim idealistą. Nawet jeśli jego wrodzona bystrość pozwoliła mu zauważyć
pewne rzeczy... niegodne chwały, przekonywał sam siebie, że świat ciągle staje się coraz lepszy i to tylko drobne niedoskonałości, które można
wymazać.
Oczywiście jak każdy miał swoje za uszami, na przykład walkę próbował trenować na własną rękę w miejscach zupełnie do tego
nieprzeznaczonych. Przynajmniej do czasu incydentu z udziałem kilku sporych wazonów. Z jednej strony dostał za swoje, a z drugiej dostrzeżono
jego talent, którego za żadne skarby nie można zmarnować. Świątyni przecież przyda się każdy oddany wojownik, a Solyna wystarczyło tylko
ukształtować, jak miękką glinę. Fellarianin nie był tak miękką gliną, jak jego zwierzchnikom się wydawało. Faktycznie, jego poglądy w dużej
mierze pokrywały się z naukami kapłanów. Kilka rzeczy się jednak nie zgadzało, lecz Solyn wiedział, kiedy należy milczeć. Nauczył się tego
podczas pierwszych lat pobierania nauk, kiedy wiedza wpojona mu przez matkę zderzyła się z doktrynami Świątyni Pana. Mali chłopcy lubią
mówić to, co myślą prosto z mostu. Przynajmniej chłopcy tacy, jak on.
Największą zmorą Solyna był jeden z tych „niepasujących do tego miejsca”. Powszechnie szeptano, że ów chłopak to syn wyżej
położonego kapłana, który chciał oddać swoją posadę potomkowi. Przekonywano jednak, że to bezpodstawna plotka, mająca na celu obrazić
czcigodnych kapłanów. Nowicjusz imieniem Gregor, najpierw próbował wysondować Solyna, poznać go, jednak po dość krótkim czasie upatrzył
sobie w nim potencjalnego rywala. Fałszywe koleżeństwo szybko zmieniło się w zazdrość, a potem w zawiść. Gregor może i miał dużo lepsze
zdolności magiczne, ale ludzie woleli słuchać właśnie fellariańskiego „przybłędy”. To o nim zaczęto otwarcie mówić, że stanie się paladynem.
Między paladynami a inkwizytorami trwała wieczna rywalizacja. Ta informacja zapewne w jakimś stopniu łączyła się z faktem, że Gregor pragnął
być inkwizytorem. Jeszcze przed ukończeniem seminarium zaczął wczuwać się w przyszłą rolę, bo posadę miał już dawno załatwioną. Plotki
przecież nie biorą się znikąd.

Niektórzy ludzie sądzą, że Świątynia Pana to organizacja skorumpowanych bogaczy, wciąż liczących pieniądze. Zawsze znajdą się jednak
osoby z prawdziwym powołaniem, idealiści, tacy jak paladyn, który przyłapał Solyna na gorącym uczynku w incydencie z wazonami. Temu
mężczyźnie wystarczyło tylko przypatrzeć się Fellarianinowi, żeby przez następne kilka lat starał się znaleźć dla niego miejsce w szeregach
świętych wojowników. Oczywiście nigdy nie ujawnił się otwarcie i nie przedstawił swego zdania prosto z mostu. Nie chciał nikomu za bardzo
ułatwiać tej drogi, jedynie starał się, żeby właściwa osoba trafiła we właściwe miejsce. Mimo wszystko nawet tak delikatne zabiegi sprawiły, że
marzenie z dzieciństwa Solyna się spełniło. Po latach nauki, ciężkiej pracy, a przede wszystkim pokazywania sobą pewnego poziomu kultury oraz
głębokiej wiary, Solyn przeszedł rytuał i mógł oficjalnie nazwać siebie paladynem. Otrzymał błogosławiony miecz, który przyjął z honorem. Po tym
wszystkim jego wiara w to, że może zmienić świat się pogłębiła. Wciąż miał przy sobie pamiątkę po ojcu, kryształowy amulet emanujący
pozytywną energią. Solyn wciąż pamiętał, co Aerys mu wtedy powiedział.
Życie paladyna oczywiście nie było usłane różami, ale Fellarianin wiedział doskonale, że zajmuje się tym, do czego go odgórnie
przeznaczono. Wykonywał swoją pracę, odmawiając przyjęcia jakichkolwiek darów dla Świątyni, gdyż kłóciło się to z jego wewnętrznymi
przekonaniami. Odnalazł swoją harmonię i już zaczął sądzić, że nic się nie zmieni. Błąd. W roku, kiedy obchodził czterdzieste pierwsze urodziny
zmarła jego matka. Tę wiadomość przyjął ze spokojem, bo po życiu zawsze nadchodzi śmierć – naturalna kolej rzeczy. Z kolei druga rzecz, która
wydarzyła się w tymże roku, całkowicie wywróciła cały jego świat do góry nogami.
Inkwizytor Gregor wraz z dwójką towarzyszy udali się do starożytnych ruin, żeby zniszczyć czające się tam zło w postaci demonicznego
artefaktu, który swoją złowrogą aurą przyciągał mnóstwo splugawionych upiorów oraz innych tworów sił nieczystych. Trójka przeliczyła się z
własną siłą. Przedmiot udało się zniszczyć, odprawiwszy odpowiednie rytuały i egzorcyzmy, ale dwóch inkwizytorów przypłaciło tę wyprawę
życiem. Gregor przeżył, ale jego umysł nawiedziły wizje sił zła przenikających do Świątyni, czyhających wszędzie, w każdym zakamarku. Wizje
dotarły nawet do starej, zakurzonej obsesji na punkcie bycia lepszym od pewnej osoby, która teraz odżyła na nowo w dziwaczny, spaczony
sposób. Inkwizytor wydostał się z ruin, ale teraz zupełnie z innym poglądem na świat. Zapomniał nagle, co niedawno się z nim działo, jego szósty
zmysł od siedmiu boleści nie wyczuł wpływu żadnej mrocznej magii. Ta zdążyła się w niewyjaśniony sposób ulotnić, pozostawiając jednak po
sobie trwały ślad.
Ostatnie spotkanie Solyna i Gregora nie skończyło się zbyt dobrze dla żadnej ze stron. Natknęli się na siebie w drodze do Świętego Miasta.
Inkwizytor nagle zaczął wykrzykiwać jak obłąkaniec niestworzone rzeczy, wyzywać paladyna od demonów w przebraniu i w ataku czystego
szaleństwa rzucił się niego. Solyn starał się przemówić mu do rozsądku, tylko unikał ataków i bronił się przed magią oszalałego mężczyzny. W
pewnym momencie musiał jednak posłużyć się mieczem, gdyż nie chciał bezmyślnie zginąć, starając się tylko biernie uskakiwać. Sprawy
wymknęły się spod kontroli szybciej niż ktokolwiek mógłby przewidzieć. Fellarianin nie pamiętał, jakim cudem to się stało, czy to on zrobił coś źle,
czy to wynik działań Gregora. W pamięć Solyna głęboko wbił się obraz inkwizytora nadzianego na miecz i wciąż wytykającego go palcem,
ostatkiem sił nazywając go tworem sił nieczystych i kłamcą. Grupka kapłanów wraz z wiernymi pojawiła się w złym momencie, bo tylko, żeby
ujrzeć wielki finał potyczki. Solyn próbował coś wytłumaczyć, ale z jego ust wydobywał się tylko bełkot. Kobiety z grupki pielgrzymów wpadły w
panikę i zapanował chaos, którego Fellarianin tak nie znosił. Przez chwilę zabójca inkwizytora nie wiedział, czy uciekać, czy dalej starać się
udobruchać wszystkich wokół, czy może poczekać, aż go osądzą. Byłby uczynił to ostatnie, ale odezwało się w nim coś na wzór instynktu
samozachowawczego. Czuł, że ma coś jeszcze do zrobienia i zostając w tym miejscu niczego nie osiągnie. Skorzystał ze zdolności swojej rasy,
rozpostarł skrzydła i uciekł, czego prawdę mówiąc później bardzo żałował.

Przez dłuższy czas ukrywał się, zastanawiając się, co ma ze sobą uczynić. Próbował rozwiązać zagadkę zachowania Gregora tamtego dnia,
ale bez większego efektu. Ucieczka to był największy błąd w jego życiu, bo umykając praktycznie przyznał się do winy. Może i miałby jakieś
szanse na oczyszczenie imienia, jeśli pozwoliłby się najpierw osądzić, ale zapewne niewielkie. Gregor faktycznie był synem wyżej położonego w
hierarchii i ta osoba nigdy nie puściłby tego zabójstwa płazem, nieważne, po czyjej stronie leżała wina. Solyn Vey'raen musiał zginąć.
Z każdym dniem nagonka inkwizycji się zwiększała i tym samym kończyły się miejsca w Alaranii, w których Solyn mógłby się ukryć.
Inkwizytorzy odnaleźli go w jednej z jaskiń u podnóża Szczytów Fellarionu z prostym zamiarem odebrania mu życia. Mężczyzna oczywiście zaczął
wycofywać się w głąb groty, która okazała się prawdziwym podziemnym kompleksem. Wycofywał się, bo nie chciał walczyć przeciwko „braciom”,
wciąż czuł silną więź ze Świątynią oraz jej członkami oraz nie chciał powtórzyć tamtego błędu, który doprowadził do śmierci Gregora. Przed
fanatycznymi magami nie da się jednak zbyt długo uciekać, dopadną cię choćby miałbyś ukryć się na drugim końcu świata. Do ostatecznej
konfrontacji doszło w sali o bardzo wysokim stropie. W powietrzu magia aż wibrowała, a bladoniebieska mgła spokojnie mogła zastąpić dzierżone
przez inkwizytorów pochodnie. Solyn znalazł się w sytuacji bez wyjścia, bo doskonale wiedział, że zginie albo on, albo oni. Rozwiązanie pokojowe
nie istniało, gdyż przysłani przez Świątynię mężczyźni byli głusi na jego tłumaczenia czy nawoływania. Kiedy Fellarianin wyciągnął miecz, do
którego według oponentów już nie miał praw, wszystko się zaczęło. Mimo całych swoich niezwykłych umiejętności nie dałby rady zwyciężyć
przeciwko sześciu potężnym osobom w otwartej walce. W dodatku dziwna magia unosząca się w pomieszczeniu postanowiła dodać swoje trzy
grosze do całej sprawy. Kula ognia, która miała ostatecznie pochłonąć Solyna, eksplodowała nagle w połowie drogi. Odrzut energii wyrzucił
inkwizytorów z sali w korytarz za ich plecami, a Solynem cisnął o ścianę, zawalając mu część stropu na głowę. Jego aura drastycznie osłabła,
ulatniając się wraz z jego siłami życiowymi. Wyglądało na to, że to już koniec. Inkwizytorzy, jako dowód, wzięli ze sobą rękojeść złamanego
miecza Fellarianina, pozostawiając ostrze oraz dogorywającego właściciela gdzieś pod gruzami.

Ciężko ranny i przygnieciony skałami; poparzony, ze zmiażdżonymi żebrami już przygotował się na spotkanie z Panem, o ile przyjmie do
siebie jego duszę po wszystkim, co uczynił. Powoli odpływał, a wszystko bolało go tak, że śmierć byłaby prawdziwym zbawieniem. Zapadał się w
pustkę, a jego umysł zasnuwały ciemności. Wtem coś jakby chwyciło go i szarpnęło w górę, wyrywając z objęć śmierci. Poczuł działanie własnej
pozytywnej magii mimo że w tej chwili sam z siebie nie potrafiłby jej wyzwolić. Stanowczo za dużo niewyjaśnionych sytuacji jak na jedną
osobę... Amulet otrzymany niegdyś od ojca roztrzaskał się w szmaragdowozielony pył. Serce Solyna zabiło szybciej, przywracając krążenie.
Wciąż czuł ten porażający ból, ale miał siły, żeby jakoś się stąd wydostać. Teraz nie było wątpliwości, że jakimś cudem to kryształowy amulet
ocalił mu życie. Czyżby to jeszcze nie był czas na śmierć? Tak, zostało jeszcze sporo do zrobienia.
Solynowi udało się wyjść z jaskini, przy okazji znajdując to, co pozostało z jego dawnego miecza. Dowlókł się do najbliższej osady,
szukając pomocy. Otrzymał ją od uzdrowicielki, która zgodziła się go uleczyć w zamian za srebrny pierścionek z szafirem, pamiątkę po Ylithii.
Zdolna kobieta sprawiła, że blizny po poparzeniach stały się ledwo widoczne. Walka z inkwizytorami pozostawiła po sobie coś, czego nie dało się
wyleczyć – Solyn całkowicie stracił wzrok w lewym oku, a ostrość widzenia w prawym znacznie się pogorszyła. Mimo wszystko Fellarianin nie
narzekał. Cieszył się, że żyje, chociaż teraz stał się wygnańcem.
Ściął włosy, dotychczas długie niemal do pasa oraz zmienił imię na pierwsze, jakie mu przyszło do głowy. Vittorio, jego ulubiony bohater z
dziecinnych bajek.
  • Najnowsze posty napisane przez: Vittorio
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Data
  • Re: [ Jakiś zameczek ] Zagubiona...
    Nie było potrzeby w sprawdzaniu tego faktu, kiedy tylko Evanesca ruszyła z miejsca, Vittorio, za wcześniejszym przyzwoleniem, zrobił to samo. Uśmiechnął się lekko, poprawiając przekrzywioną opaskę na oku. - Ja …
    20 Odpowiedzi
    14010 Odsłony
    Ostatni post 11 lat temu Wyświetl najnowszy post
  • Re: [ Jakiś zameczek ] Zagubiona...
    - Ach, czyli również nigdzie nie zagrzewasz miejsca na dłużej - skomentował, zamykając za sobą drzwi. Pierwszą oznaką tego, że znaleźli się na zewnątrz był ciepły, lekki wiatr. Słońce już zdążyło wspiąć się wys…
    20 Odpowiedzi
    14010 Odsłony
    Ostatni post 11 lat temu Wyświetl najnowszy post