Strona 1 z 1

[Przy zagajniku] Eliksir młodości

: Nie Kwi 10, 2022 7:27 pm
autor: Dafne
Czarodziejski kompas, który w swojej prawej dłoni trzymała lekko niepewna a nawet zalękniona niebianka wskazywał, iż pogoda dzisiejszego dnia będzie dopisywać. Po burzowych chmurach sprzed tygodnia miało nie być śladu, a słońce już teraz, o dziesiątej rano świeciło nieprzerwanie wychynąwszy się zza uroczych białych obłoczków w różnych formach, takich jak statki czy inne fantazyjne kształty. Spośród nich wszystkich Dafne najbardziej podobał się mały króliczek ze stojącymi uszami wpatrujący się w kobietę w iście radosny, skory do zabawy sposób. W tym miłym momencie zrobiło się smutno emisariuszce, ponieważ nie posiadała zwierzęcia a... może i by chciała. Kiedy tak analizowała wygląd chmur, dumała nad tym, co ostatnio ją spotkało- nieszczęśliwe zauroczenie do innego niebianina, rychłe odejście i drobne niesnaski spowodowały, że obecnie nie skupiała się na znalezieniu miłości tak jak dawniej. Od tamtych wydarzeń upłynęły miesiące, jak nie już lata, niebianka straciła rachubę czasu a jej pamięć zaczynała zawodzić. Nie pamiętała nawet imienia mężczyzny, w którym się zadurzyła. Tak jest lepiej - pozostawić wszystko za sobą i otworzyć nowy rozdział w książce, która zwie się jej życiem. To od niej zależy jak je sobie poukłada, tym razem bez wpływu otoczenia, obierając postawę nieco bardziej egoistyczną. O ile to możliwe, rzecz jasna, w jej przypadku, w co niekiedy wątpiła... Ale co poradzić?

Kobieta ziewnęła przeciągle. Ciekawe, co przyniesie ten dzień?, zastanawiała się. Niedawno skończyła jeść swój pierwszy posiłek, który najczęściej przyjmowała już po ósmej, żeby mieć siłę na resztę dnia. A z tym bywało różnie, albowiem zdrowie ostatnio jej nie dopisywało w wyniku przeziębiania się, gdy tylko spadnie deszcz lub zawieje mocny wiatr.

Mimo tych niedyspozycji, humor jej dopisywał. Uśmiechnęła się na myśl o przygodzie, gdyż przeczuwała, iż takowa nastąpi za pośrednictwem wywieszonej kartki na drzwiach karczmy, z której właśnie wychodziła. Podczas pogawędki ze stałymi bywalcami tego miejsca, dowiedziała się, że okoliczni mieszkańcy oraz podróżni dobierali się w małe, zwykle dwu bądź trzyosobowe grupki po to, by wejść do lasu i rozpocząć poszukiwania tajemniczego artefaktu. Powiadają, że jest to srebrny medalion spoczywający na wisiorku, mający dać właścicielowi klejnotu wieczną młodość. A trzeba powiedzieć, iż nie brakowało chętnych do jego znalezienia. Chłopi mówili, że jakiś czas temu przez las podróżowała księżniczka, która upuściła przypadkiem artefakt i nie zamierzała po swoją zgubę wrócić. Mieszkańcy uznali, że szkoda by było, gdyby klejnot dostał się w obce ręce, więc przemyślano sprawę przy pomocy właściciela karczmy "Pod Świerkiem" i w parę dni skombinowano kartkę, gdzie prowadzone są oficjalne zapisy do grup zwiadowczych.

Na kartce papieru ktoś nagryzmolił krzywymi literami ten oto zapis:
Lista chętnych na zwiady

To jasne, że nie można wspomnieć ani słowem o klejnocie! Dafne była przekonana, że pazerność ludzka nie zna granic. Gdyby przedstawić to w sposób następujący: "Zaginął klejnot! Ten, kto wejdzie w jego posiadanie, stanie się na zawsze młody i piękny", ludzie nie doceniliby tego artefaktu i nie daj co, wpadłby w niepowołane ręce. Lepiej było to więc przedstawić, że jest potrzebny natychmiast rekonesans. Najczęściej ludzie i tak kartek nie czytali, a już na pewno nie tych spod pióra kogoś, kto ledwo posiadł umiejętność pisania... Gdyby to była kartka od kogoś z urzędu, wówczas ustawiłaby się tu kolejka z podejrzeniami, iż może chodzić o pewną sumę pieniędzy do zgarnięcia.
Kto wie, może chodziłoby o wcale nie tak małą kwotę jak wtedy, gdy ponownie kazano śmigać po lesie, ale tym razem żadna księżniczka nie maczała w tym swoich palców... Wygrana wynosiła aż tysiąc czterysta ruenów, za co szczęśliwiec zakupił pierwszą w swoim życiu kuszę, a nawet znalazł wybrankę serca. Do diaska, dlaczego większość nagród idzie do rąk tych paskudnych chłopów?, zasępiła się niebianka i podrapała po brodzie. Z torby wyciągnęła pojemnik na wodę i zaspokoiła pragnienie.

Myśli Dafne stanowiły pewien chaos, gdyż sama jeszcze nie wiedziała co ją spotka a przede wszystkim, z kim czeka ją owa przygoda, o której plotkowano już od paru tygodni. Nim dowie się z listy kto został jej przydzielony do zwiadów leśnych (a będzie to tylko imię i ewentualnie wiek, a całej reszty dowie się od ludzi z karczmy, bo niechybnie pocznie rozpytywać o pochodzenie sprzymierzeńca innych, co bardziej dociekliwych osób, którzy udzielą jej wszelkich informacji), pomyślała, że zerknie do swojego kalendarza, bo straciła rachubę co do dni tygodnia albowiem ostatnio nie jest w stanie spokojnie zebrać myśli, tyle się dzieje w jej niedługim życiu!

A więc tak... Jak głosi kalendarz wywieszony w pokoju, mamy dzisiaj ostatni dzień tygodnia roboczego: firię. Ostatnio zarabiam głównie na wróżeniu prostym chłopkom, chcę przez to odmienić swoje życie. Ile można robić to samo?, zastanawiała się, po trochu przeklinając swoich klientów. Kto nigdy nie uświadczył pracy z ludźmi, ten nie wie jacy bywają kapryśni, wścibscy i ponad wszelką miarę, zawsze wątpiący w to, co się do nich mówi.

Marudzeń Dafne nie było końca. Gdy tylko coś w jej życiu szło nie po jej myśli, zamieniała się w kogoś, kim nie jest, bo rządziły nią emocje niełatwe do poskromienia, takie jak lęk i niepokój. Na domiar złego, od negatywnych myśli rozbolał ją brzuch.

W tej samej chwili drzwi karczmy otworzyły się, a z nich wysunęła się powolnym krokiem postać właściciela przybytku. Był to mężczyzna w średnim wieku, rudy, z siwą brodą i krótkimi spodniami, co w kompozycji z elegancką, acz prosto uszytą koszulą prezentowało się trochę parodyjnie. Człowiek po ogarnięciu wzrokiem zgromadzonych ludzi, rzekł z emfazą:

- Uwaga, szanowni towarzysze! Słuchać, mam parę ważnych informacji dla was! Za tydzień rozpoczynamy zwiady w naszym lesie. Ci, co nie orientują się co mają robić, nie posiadają odpowiednich narzędzi i są początkującymi zwiadowcami, niechaj zaczną od przeczesywania zagajnika. Znajdziecie w nim owoce i pracowników z bukłakami wody. Podejdźcie do nich, bez tego nie zaczynajcie dalszych etapów poszukiwań! Weźcie od nich wodę i prowiant, żebyście nie wpadli na pomysł biegania po lesie bez jedzenia i picia. W pierwszej kolejności zorientujecie się z kim będziecie w parze bądź w trójce. Aby rozpoznać kto jest w jakiej grupie, chcę, żebyście posłuchali mnie uważnie: przypnijcie wybraną przeze mnie rzecz do swoich koszul. W ten sposób się rozpoznacie nawzajem. Gdybyście nie wiedzieli co z sobą zrobić w trakcie, gdy już będziecie w lesie, zwróćcie się o pomoc do Jana, który chętnie odpowie na wasze pytania. Jan będzie zarządzał poszukiwaniami tak, abyście bezpiecznie dobrnęli do końca trasy. Przeczesywać las będziecie trzy dni do momentu znalezienia tego, co poszukujemy. Zwiady będą miały nieoficjalny charakter rajdu. Mam tu na myśli wyprawę turystyczną! Będzie ona podzielona na etapy! Szczegóły podam wam za tydzień, na razie bądźcie czujni, bo wyczytuję osoby, które zakwalifikowały się do naszej wyprawy. Następnie, przeczytam przedmiot, który trzeba przyczepić sobie agrafką do koszul. Czy wszyscy mnie zrozumieli?

- A ile potrwa wyścig, powiedz nam, zarządco! - krzyknął głośno młody mężczyzna ubrany w czarny kostium.

- Już mówiłem! - odkrzyknął właściciel karczmy "Pod Świerkiem". - Trzy dni to potrwa! Ten, kto nie chce wziąć udziału w tym wydarzeniu, może zrezygnować w tym momencie!

- Trzy dni - powtórzyła młoda dziewczyna z twarzą zwróconą w kierunku mężczyzny zadającego pytanie. - To chyba niedługo, co? Dasz radę czy pękasz? - spytała zaczepnie i zachichotała.

Mężczyzna zbył tę wścibską uwagę ruchem ręki, tnąc powietrze.

Właściciel wymieniał kolejno imiona chętnych wraz z przedmiotem, po którym zostaną rozpoznani w lesie. Gdy wyczytał imię Dafne, ta wstrzymała oddech z niecierpliwieniem wychylając głowę w kierunku zarządzeń.

- Dafne lat dwadzieścia siedem, fioletowy bratek. Towarzysz Kana. Żółty bratek.

- Drogie panie, będziecie grupą bratków. - Właściciel uśmiechnął się i posłał w tłum spojrzenie błyszczących oczu. Dafne podniosła rękę, dając do zrozumienia, że to właśnie ona ma na imię Dafne.
- To ja jestem Dafne! - poinformowała natychmiast zgromadzonych.
- Ach tak, miło poznać panią Dafne. Ja natomiast noszę imię Szymon Apoloniusz. Jestem właścicielem "Pod Świerkiem" i muszę przyznać, ze dawno nie widziałem tak zgranej ekipy zwiadowczej. Nim się poznacie, zapraszam do środka. Kolejka piwa dla was! Huuuu!

Niebianka nie miała zamiaru spożywać trunków alkoholowych, ale weszła posłusznie do karczmy, posyłając co i rusz nieśmiałe uśmiechy. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię albo schowała gdzieś w bezpiecznym miejscu, wśród bliskich, których właściwie to już nie posiadała, odkąd zerwała z nimi kontakty i ruszyła w swoją stronę. Nikt nie mówił, że będzie łatwo...

Dafne rozejrzała się po karczmie i usadowiła się w kącie, chcąc nie zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi. Zamówiła herbatę z miodem.

[Przy zagajniku] Eliksir młodości

: Śro Kwi 20, 2022 2:56 pm
autor: Kana
        Z dopisującej pogody także kotka nie mało się cieszyła. Trudno wylegiwać się w słońcu kiedy pada deszcz, a i podczas burzy latanie jest mało wskazane. Po ziemi zaś pegazy poruszały się jednak wolniej, a gdy dodatkowo dookoła robiło się bagno najlepiej było schować się gdzieś i przeczekać. Opóźniona przez to niebieskowłosa dotarła późno na teren karczmy, o której jednak plotki usłyszała też dzięki takiej a nie innej aurze i postojom w zatłoczonych gospodach. Nie wiedziała dokładnie o co chodzi, ale tłumek mało agresywnych poszukiwaczy przygód szukających rozrywki i wyzwania ściągający w jedno miejsce działał na nią jak magnes i poleciała za nimi w ciemno. Oczywiście liczyła po cichu na jakiś skarb lub nagrodę, bo sądziła że chwała to na nią nie spłynie za zwykłe szuranie po lesie, a to była kolejna rzecz, której pragnęła. Samo jednak rozgrzanie się po tych chłodniejszych dniach i spędzenie odrobiny czasu z ludźmi było przyjemnym pomysłem i nie zawiodła się wielce kiedy doleciawszy na miejsce zobaczyła kartkę na zapisy i podsłuchała jak to wszystko wedle innych zgromadzonych może wyglądać. Nawet poczuła się zaintrygowana i jej młodzieńczy duch ucieszył się dziecinnie z tak zorganizowanej zabawy. Prawie jak na festiwalu! Ściganie się, kotyliony, dobieranie w grupy!
Ha!
        Nie tego się spodziewała, ale po ostatnich przeżyciach, gdzie na szali stawiała swoje życie i futerko mniej lub bardziej dobrowolnie, taka odmiana stała się czystą radością. Oczywiście, że czuła się na tyle doświadczona (zwłaszcza po spotkaniu z prawdziwym smokiem i innym smokiem razy dwa, bo miał dwie głowy), że traktowała to jedynie jak grę. Drobny trening, a może wręcz przebieżkę przed kolejnym wyzwaniem. Nie podano póki co szczegółów, czego szukają i dlaczego ściągnięto do tego obcych. O nagrodzie też ani słowa. Ale atmosfera wydawała się przyjemna i tylko zastawionych stołów i ozdób brakowało by pomylić to z jakimś świętowaniem. To było póki co dość. Nawet swoje pegazy zostawiła Kana niedaleko w jakiejś przedziwnej ufności, choć miała zwyczaj ukrywać je raczej niż zostawiać na widoku. Teraz zaś Kaprys i Dzika puszczone luzem skubały sobie trawę widoczne nawet sprzed karczmy i jedyną formą chronienia ich przed ewentualnym złapaniem był sam fakt ich nieuwiązania. Były też widocznie Kanowe, ze splecioną grzywą i nawet maźniętymi znakami na boku. Skombinowanie tej niebieskiej farbki było jednak dobrym pomysłem.

        Kotka spokojna już o nie, oddała się wysłuchiwaniu instrukcji, a przy okazji oceniała rywali i towarzyszy gry. Większość nie wyglądała groźnie, choć wielu miało jak i ona strój podróżny, praktyczny, często z dodatkami takimi jak pasy, pochwy na noże i koziki czy cienkie płaszcze. Do tego porządne buty. Oj, to się przydawało. Ale było też i trochę słabiej przygotowanych uczestników, którzy jakby dopiero z pola zeszli lub z miasta wyleźli. Świeżaki. Może i lepiej, że będzie ktoś nad nimi czuwał i dostaną łatwiejszy teren dla siebie. Sama Kana nie pozwoliłaby sobie na nic poniżej trzeciego stopnia ryzyka - duma włóczykija jej nie pozwalała. Nawet jeśli to wszystko głównie dla relaksu nie chciała sobie odpuszczać - jeżeli kiedyś tak jak ostatnio wpakuje się w spotkanie z magicznymi minotaurami, hydrami i piratami to woli być w jak najlepszej formie.
        Zadziorna i pewna siebie przepychała się między ludziopodobnymi wyższymi zwykle od niej i bardziej masywnymi nieznajomkami i zdziwieni mężczyźni nawet ją przepuszczali. Tylko wśród kobiet robiła Kana wrażenie kogoś więcej niż tylko maskotki, ale też wyróżniała się głównie sterczącymi uszami i jasną sierścią. Nie krzyczała wyglądem ani ,,barbarzyńca!" ani ,,uwaga, szlachta!" i ostatecznie nie zlewała się z tłumem głównie przez kolory i sam fakt, że wyróżniać się trochę lubiła; stawała więc pewnie kiedy się nie kręciła, a kręciła się z wprawą, obserwowała wszystkich i nadsłuchiwała informacji i innych ciekawych plotek. Rozpychała się wręcz swoją obecnością kiedy już tak wrzucono ją w tłum.

        Ku jej uciesze osoba przypisana do jej pary nie robiła tego samego i prawdopodobnie nie miały się ściąć na tym tle. Spokojnie wyglądająca blondynka, na oko może człowiek, przedstawiła się jako Dafne. To wiele ułatwiało!
        Dla kontrastu dziewczyna pozostała cicho i ruszyła do karczmy za innymi mając przyszłą wspólniczkę na oku.

☁︎ ☆ ☁︎

        Wewnątrz panował przyjemny zgiełk i rozbudzająca atmosfera planów i przygotowań. Niektórzy zbierali siły usiadłszy ciężko na ławach, inni nie mogli pozostać na miejscu i nerwowo szykowali strategie. Znajomi rozprawiali między sobą, obcy zapoznawali się. Niektórzy już teraz chcieli wiedzieć z kim będą w parze.
        Kana uśmiechnęła z satysfakcją. To było naprawdę sprytne tak wyskoczyć ze swoim imieniem. 'Dafne' zrobiła to jako jedna z niewielu - subtelnie, zanim nastał ogólny chaos. Postanowiła więc też być miła i nie utrudniać i zamówiwszy mleko z liściem melisy odnalazła swoją przyszłą towarzyszkę. Przysiadła się z rozmachem; na tyle kocim by pozostał cichy i tak niespodziewanym, że można zawału dostać. Choć nie takie było zamierzenie.
        - Czyli to ty jesteś Dafne! - Pokazała ząbki nie dając kobiecie chwili na oddech. - Kana Trisk - Przedstawiła się, wyciągając rękę. - Miło mi poznać. Będzie zabawa co?

[Przy zagajniku] Eliksir młodości

: Sob Kwi 23, 2022 4:09 pm
autor: Dafne
         Dafne właśnie teraz, chwilę przed pojawieniem się wśród zgromadzonych kotołaczki, zdała sobie sprawę, że nie wiadomo co z nagrodą. A przynajmniej Dafne tego nie wiedziała. Zastanawiała się jaka ta nagroda będzie, czy dadzą im pieniądze, czy coś innego. Chwała temu, co wypytał o wszystko osobę, która zna się na organizowaniu tego typu wydarzeń. Przedsięwzięcie posiadało, zdaniem niebianki, już na wstępie kilka niedociągnięć. Czy będą mapy? Nie pamiętała, czy ta kwestia została poruszona. Być może tak, ale nie usłyszała. Ostatnio też szwankowała jej pamięć. Nic na to nie mogła zaradzić, bowiem kiedy ktoś mówi jej w krótkim odstępie czasu tak dużo rzeczy, może tego nie zakodować.

        Po chwili nawiązała sympatyczną pogawędkę z młodą kobietą i nieco starszym od niej mężczyzną. Mógł też dojrzalej wyglądać i być równolatkiem nowo poznanej. Po krótkiej prezentacji (ona: Georgina, on: Cyryl), cała trójka zaczęła podziwiać nieopodal znajdujące się pegazy. Dafne wydała z siebie cichy okrzyk podniecenia na ich widok, Georgina dołączyła do niej bez zastanowienia, zaś Cyryl, jak to chłop, delikatnie rzecz ujmując, nie przejął się zbytnio pojawieniem się tych koni niedaleko siebie. Zwierzęta, jakie by one nie były, nie leżały w kręgu jego zainteresowań.

        Pogawędka nie trwała długo. Kobieta miała zapytać, co z mapami, bo ta sprawa ją nurtowała, odczuwała nawet pewne zniecierpliwienie i rozdrażnienie, gdy przypomniała sobie, że dalej nic nie wie na ten temat. Wolała wcześniej się upewnić i dopytać, jednak gość, który obwieszczał komunikaty na temat wyprawy leśnej, gdzieś zniknął. Prawdopodobnie udał się na zaplecze, chyba że zniknął po angielsku. Parę osób powiedziało jej, że też nie wiedzą nic na temat map, dodatkowo, nawet nie zaprzątają sobie tym łepetyn. Dafne poczuła się jak natręt, może była jedyną osobą, która pytała cokolwiek, co było związane z wyprawą.

        Zmarszczyła czoło. Tego było już za wiele! Czy naprawdę nikt, nikt, absolutnie nikt nie był w stanie udzielić jej odpowiedzi? Koniec z tym!, zdenerwowała się.
        Ujrzawszy niebieskowłosą nie była wcale zachwycona, może to dlatego, że nie rozpoznała w niej swojej towarzyszki. Kolejna osoba, co nic nie wie?, przemknęło jej przez myśl. Gdy się odwróciła, napotkała szczery i szeroki uśmiech kotołaczki. Nie wiedziała, co prawda, co to za istota i czego tutaj szuka. Podejrzewała, że to uczestnik wyprawy, chociaż przy tym chaosie to nie była tego pewna.
        - Owszem, to ja jestem Dafne. Tak mam na imię, miło, że ktoś mnie tu słucha. - Uśmiechnęła się cierpko. Nie tak to miało wyglądać. Ponowiła swój uśmiech i tym razem bardziej się postarała. Czuła pewną niemoc. Dezinformację w pewnym stopniu, narastającą złość. Na wszystko. Głównie na ludzi lekceważących sobie zasady. Te nieszczęsne mapy.
- Wybacz, to wszystko mnie już denerwuje. Nie wiadomo, czy otrzymamy mapy, żeby się pewnie czuć w tym lesie. Kompletnie nie znam się na zwiadach, gdzie nie dają map. To będą pierwsze. Gdyby mieli nam dać, to by o tym powiedzieli. Chyba że ta sprawa jest już tak oczywista, że nie byli łaskawi poinformować nas. To dopiero klops, jeżeli nas zostawią bez ani jednej mapy. Zdaję sobie sprawę z tego, że marudzę, ale niesłychanie mnie to wkurza. To, że to nie jest jasne, to, że towarzystwo nie umiało mi od piętnastu minut odpowiedzieć na moje pytania. Chaos wkradł się do tej karczmy i już miałam iść, ale wydajesz się sympatyczną dziewczyną. Co cię tu sprowadza?

        Dafne przerwała swój monolog i zerknęła kątem oka na resztę towarzystwa. Część zamówiła już piwo, druga część rozsiadła się z talią kart do gry. Niektórzy siedzieli cicho, ale większość wesoło gawędziła.

        - Będzie mi miło mieć w tobie koleżankę. Jak ci na imię, nieznajoma? - zagadała niebianka do niebieskowłosej.
- Kana Trisk - Przedstawiła się, wyciągając rękę. - Miło mi poznać. Będzie zabawa co?
- To znaczy, że jesteś moją towarzyszką! - krzyknęła uradowała emisariuszka i wzięła się pod boki z miną pod tytułem "Ale niespodzianka".
Ruchem ręki wskazała stół, przy którym usiadły, znajdował się niedaleko okna. Minęło kilka minut i zaproponowała Kanie spacer po okolicy. Siedzenie w karczmie w tym zgiełku niezbyt przypadło jej do gustu.
        Dziewczyny wyszły na zewnątrz i cieszyły się udaną pogodą.

        - Powiesz mi coś więcej o sobie? Jak się tu dostałaś, jak usłyszałaś o tej wyprawie? To dosyć niecodzienne, że dają nam znać tydzień przed faktyczną zabawą, prawda?
        Dafne nie chciała zadawać jakichś osobistych pytań. Kana wydała jej się interesująca. Miała nadzieję, że jakoś uda jej się zrozumieć reguły zwiadu, jednak na tą chwilę nie chciała, żeby te myśli popsuły nastrój niebianki. Cieszyła się z nowo poznanej koleżanki. Cieszyła się też z tego, że wygląda młodo.
        - Masz takie niebieskie włosy naturalnie? W sensie... czy jesteś istotą związaną z magią?

        Okolica prezentowała się schludnie i kolorowo, acz kolory te jawiły się w nieco wyblakły sposób. Obok karczmy był niewysoki biały ratusz z wieżą z punktem widokowym, można tam było ujrzeć panoramę miasta, jednak Dafne zauważyła, że nikogo tam nie było. Później był las, gdzie znajdowała się jedna osoba i zajmowała się zbieraniem grzybów. Chata, prawdopodobnie stodoła z bydłem, od której szedł nieprzyjemny zapach.

        - Podoba ci się tutaj, Kana? Mi średnio. Na razie jeszcze się nie rozglądałam... - odrzekła w stronę niebieskowłosej.

[Przy zagajniku] Eliksir młodości

: Śro Wrz 14, 2022 1:05 pm
autor: Pani Losu
Kana, zbyt pochłonięta kolorami i zapachami miasteczka, początkowo ignorowała pytania niebianki, jednak im dalej w spokojniejsze rejony się zagłębiały, tym bardziej jej entuzjazm malał, aż finalnie kotołaczka, zdawało się, dostrzegła tę samą szarość i codzienną rutynę nękającą wiele podobnych miejsc.
- Sama nie wiem - rzuciła, wzruszając ramionami, czym nie dostarczyła niebiance lepszego obrazu sytuacji niż ta miała wyrobiony przez kilka ostatnich dni. - Jest tak cicho i spokojnie, zupełne przeciwieństwo wielkich metropolii... ale przynajmniej ciekawiej niż na szlaku - dodała, zdrdzając swój dryg do przygód w wielkich miastach, jak i samych podróży.
Po tych słowach obie kobiety postanowiły rozejrzeć się po okolicy, zaglądając tam gdzie zbierała się jakakolwiek większa grupa ludzi i omijając miejsca z nieciekawym zapachem. W ich unikaniu przodowała Kana, z wyprzedzeniem kręcąc nosem na prawo i lewo, zmuszając spacerowiczki do kreślenia slalomów między domkami. Nagle do ich uszu dotarły stłumione odgłosy kłótni.
- Przed nami zdaje się jest port - oznajmiła Dafne. - Idziemy?
- Pewnie. Może się biją - zachichotała radośnie kotołaczka.
Ku ich zaskoczeniu, zamiast bójki, ludzie próbowali się dopchać do człowieka na niewielkim, drewnianym piedestale, otoczonego przez kilku zbrojnych w charakterze ochrony. Mężczyzna ów trzymał w dłoni niewielki wisior w kształcie łzy z zielonego szmaragdu na srebrnym łańcuszku. Oczy wszystkich ogniskowały się właśnie na nim.
- Ogłaszam wszem i wobec, że ja, Ernest Bordowy Płaszcz, największy poszukiwacz skarbów na Łusce odnalazłem legendarny wisior wiecznej młodości!
Tłum zafalował i przeklnął wszystkich znanych mu bogów oraz samą postać poszukiwacza, który na własną rękę i ignorując zasady, wmieszał się do gry.
- Dobrze już dobrze! - wołał od strony statków właściciel karczmy, w której tworzono drużyny. - Proszę o spokój. W związku z zaistniałą sytuacją nasze poszukiwania zostają przerwane do czasu potwierdzenia autentyczności artefaktu. Póki co możecie się rozejść, konkurs jak i drużyny uważam za rozwiązane!