Strona 1 z 1

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Śro Kwi 06, 2022 8:49 pm
autor: Ogana
        Wieść o wizycie lorda Vantanello i jego córki w dworze hrabiego nie zdążyła nawet dotrzeć do wszystkich mieszkańców miasteczka, a oni już wyjechali, pozostawiając niedosyt złaknionemu atrakcji towarzystwu. Do piekarni Ogany co rusz przychodziły kolejne osoby na ploteczki, bo przecież ona tam była, widziała Bastiena i panienkę Anastasię. Jak wyglądali? Panienka ponoć stała się prawdziwą pięknością, na dodatek obytą w świecie, to prawda? Ile Oganie udało się zobaczyć, a ile dowiedziała się od służby? Plotkowano, że hrabia Vincent miał się ożenić z dziedziczką rodu Vantanello, czy to prawda? Pani Fjallid odpowiadała jak zawsze zgodnie z prawdą, ale trochę zdawkowo - nigdy nie chciała snuć domysłów, inni robili to znacznie lepiej od niej. Plotki jednak wkrótce ucichły, tak jak gaśnie ognisko, do którego już nie ma czego dokładać. Wizyta arystokratów musiała ustąpić miejsca czemuś znacznie bliższemu lokalnym mieszkańcom - wkrótce miał odbyć się wiosenny festyn.

        Tego dnia, po zamknięciu piekarni, gdy niebo zaczęło się robić złoto-różowe, Ogana wyszła z domu, by wypełnić jeden z tych dziwnych obowiązków, które zostały jej jako nietypowy spadek po zmarłym mężu, którego nie zamierzała kwestionować ani zaniedbywać. Zajmowała się domem sąsiada – ponoć mieszkał tam jakiś mag, dobry znajomy Willa, który często wyjeżdżał i wtedy po sąsiedzku piekarz doglądał jego dobytku. Teraz obowiązek ten spadł na wdowę, która nawet nie miała nigdy okazji poznać tajemniczego przyjaciela męża – zniknął przed jej przybyciem do miasta i do tej pory nie wrócił, choć minęło już wiele, wiele lat. Szeptano, że być może mag już nie żyje, bo tyle czasu go nie było, a ponoć jego praca była bardzo niebezpieczna, jednak ktoś jakoś opłacał podatki za kamienicę i zadbał o wszelkie formalności, więc może właściciel domu kiedyś wróci? Ogana chciała, żeby w razie czego wszedł do zadbanego, uporządkowanego domu, choć… Z początku zastanawiała się czy ten kurz, który zastała w środku gdy pierwszy raz tam weszła, nie był kolekcjonerski, tak gruba była jego warstwa. Podpytywała o to Willema, gdy przychodziła tu z nim, ale on machał tylko dłonią i mówił, że ten człowiek ma po prostu inne priorytety. Pokusa z początku nie zamierzała więc w to ingerować, ale mijały lata, a ją zaczął drażnić bałagan i to, że zawsze wracała stamtąd w zakurzonej sukience. Zaczęła sprzątać. Wiedząc, że w domu maga może znajdować wiele przedmiotów, które są śmieciami tylko na pozór, niczego nie wyrzucała. Wymiotła za to wszystkie kurze, umyła okna, wypucowała łazienkę, zadbała o podłogi i meble i od tamtej pory utrzymywała ten porządek – gdy wchodziło się do kamienicy nie pachniało w niej już jak w antycznej krypcie, a w powietrzu unosiła się delikatna mieszanka zapachu pasty do podłóg, nagrzanego słońcem papieru i skórzanych okładek. W kuchni za to czuć było woń chleba – Ogana raz na parę dni przynosiła kilka świeżych bułek, masło i gomółkę wędzonego sera, a gdy już powoli jedzenie traciło świeżość, zabierała je. Wydawało jej się, że to będzie miły gest i sąsiad na pewno się ucieszy, gdy wróci po długiej podróży i będzie miał czym zaspokoić pierwszy głód.
        Tego dnia wszystko odbyło się zgodnie z dawno ustalonym rytuałem. Po zamknięciu piekarni Ogana zabrała koszyk z jedzeniem i przyborami do sprzątania i poszła do sąsiada. Weszła do jego domu tylnymi drzwiami, bo tak zawsze było jej wygodniej. Podmieniła czerstwe pieczywo na świeże, od razu zgarniając okruchy z blatu, po czym zawiązała sobie przepaskę, schowała włosy pod chustką (i tak zawsze kilka kosmyków zalotnie wymknęło się spod materiału, taki urok bycia Pokusą) i zabrała się za sprzątanie. Z miotełką do kurzu w ręce zaczęła od odkurzenia setek ksiąg zalegających każdą powierzchnię na parterze, a później przeniosła się na schody, na których było tylko wąskie przejście między stosami książek, ustawionymi tutaj jak na półkach bardzo dziwnej biblioteczki. Pochylona postępowała stopień za stopniem, aż dotarła na piętro. Tam zrobiła sobie krótką przerwę, by wyprostować plecy, otrzeć czoło i poprawić sukienkę. Była już lekko zarumieniona od energicznego zamiatania, a oczy jej błyszczały jak dobrej gospodyni wypełniającej obowiązek, który dawał jej satysfakcję. Skierowała się do pokoju, który w myślach nazywała sypialnią, choć bardziej przypominał gabinet – książki były jednak w tym domu absolutnie wszędzie, a łóżko stało tylko tutaj, nawet jeśli była to tylko składana prycza. ”W sumie… wypadałoby zmienić pościel”, pomyślała Ogana, przyglądając się rzeczonemu łóżku. Tak, to też robiła regularnie, choć wydawało się to bezsensowne. Nowe prześcieradła pachniały rumiankiem i świeżym chlebem, bo prała je i suszyła u siebie na stryszku.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Sob Kwi 09, 2022 11:46 am
autor: Nataniel
Pierwszą rzeczą jaką Nataniel zrobił zaraz po powrocie z pustyni Nanher było wysypanie całego piasku ze swoich butów wprost na zasłane papierami biurko dziekana Magicznego Uniwersytetu, a drugą, bezczelne poczęstowanie się zawartością kryształowej karafki, która zdobiła jedną z jego biblioteczek. Następnie z miną człowieka czarnych interesów, oczekującego wyjaśnień w sprawie niskich dochodów jego przedsięwzięć, zasiadł w miękkim fotelu naprzeciwko swojego serdecznego przyjaciela. Mina z jaką siedział tamten mówiła za nich obu. Obszerny raport negatywnie oceniający zachowanie rudowłosego czarodzieja, zarzucający mu bezprawne nadużycia, brutalność i wścibskość zapewne leżał już gdzieś zagubiony pomiędzy protokołami z egzaminów, a kolejnymi kontraktami. Zagubiony, lecz nie nieprzeczytany i odnotowany do odpowiednich akt.
- Mniemam, że misja zakończona sukcesem - podjął Gabe West, obecny dziekan uczelni, kiedy cisza pomiędzy dwójką mężczyzn robiła się nieznośnie długa. - Jakieś szczególne problemy w trakcie jej wykonywania?
- Nic wielkiego, choć muszę przyznać, że Ferron stawiał pewien opór.
- Przywiozłeś go związanego i przerzuconego przez końskie siodło, jak podróżny namiot - wytknął czepliwie West, odbierając z rąk rozmówcy karafkę, a jednocześnie drugą ręką pozbywając się całego piasku z biurka. - Zostałeś przeklęty do siódmego pokolenia wstecz i w przyszłość, że już nie wspomnę o domniemanej reputacji twojej matki i ojca.
- Jakoś to przeżyję - odpowiedział Nataniel, uśmiechając się pod nosem. - Grunt, że zgodnie z rozkazem twoich przełożonych archeolog wrócił cały z pustyni. O to, co tam nawyczyniał już go sami wypytajcie.
- Nie omieszkamy - zapewnił wyższy w hierarchi mag, tym samy kończąc formalną i teatralną część konwersacji.
Ze wszystkich pracujących na Uniwersytecie magów ten jeden nie poczuwał się do okazywania mu należytego respektu, kwestionował każdy jego rozkaz i myślał niekonwencjonalnie, po za schematami. I właśnie przez to ostatnie był najwłaściwszym człowiekiem, na którego należało stawiać każde pieniądze w każdej nieciekawej sytuacji. A najgorsze było to, że sam był tego w pełni świadomy.
- Co dalej? - tym razem to Nataniel przerwał dłużącą się ciszę, a ton jego głosy tylko w połowie z rozbawionego zyskał nieco powagi. - Zostaję zawieszony w obowiązkach? Mam zakaz zbliżania się do Ferrona na mniej niż sto metrów? Wylatuję?
- Nie, tak i nigdy w życiu - odpowiadał kolejno dziekan, sięgając po jakiś papier z szuflady. - Ale odsyłamy cię na krótki urlop, powiedzmy, że na miesiąc.
- Słucham?!
- Podczas twojej nieobecności twoich studentów przejmie Mortimer - kontynuował czarodziej za biurkiem, ignorując zdenerwowanego przyjaciela i składając zamaszysty podpis piórem. - I nie próbuj tu wracać na siłę. Twój teleporter jest stary, niezawodny i niewykrywalny, ale nie niemożliwy do zablokowania. Masz wypocząć. Słyszałem, że w Ascant-Flove za kilka dni zaczyna się wiosna i że miasto organizuje festyn. Doskonała okazja na odświeżenie sobie co nieco ze zwykłego życia.
- Gabe... - próbował jeszcze krzyknąć, ale jego przyjaciel przedarł pergamin na pół, z którego momentalnie wypłynęła tęczowa mgiełka.
Świat wokół Nataniela wyraźnie zawirował, a on sam, nie mogąc się poruszyć, zaklnął paskudnie. Zaraz po tym zacisnął mocno zęby i podkulił nogi, przygotowując się na silne szarpnięcie i uderzenie. Teleportacja nigdy nie była łatwym i bezproblemowym środkiem transportu, a dodatkowo jego serdeczny przyjaciel nie był w tej sztuce prymusem. Mimo wszystko zaklęcia nie spartoczył i kiedy były inkwizytor ponownie otworzył oczy, siedział w starym, wytartym fotelu po ojcu, otoczony jego magicznymi bibelotami i znajomą, lekko łuszczącą się na ścianach farbą. Pomieszczenie w większej części pokrywał półmrok, dokładnie taki, jaki zapamiętał kiedy ostatni raz tu zaglądał... jakieś pięć czy sześć lat temu po zregenerowaniu ciała i umysłu po tajemniczej podróży astralnej. Co prawda wtedy był tu tylko godzinę, zabierając kilka najpotrzebniejszych książek aby nie złapać samego siebie na rozpamiętywaniu przeszłości.
Teraz było zupełnie inaczej. Dotyk wytartej skóry fotela, widok poczerniałych kawałków drewna w kominku i zapach kurzu przebudziły wspomnienia. A przynajmniej dwie pierwsze z tych rzeczy. Trzecia jakoś umknęła, kiedy czarodziej powoli rozejrzał się po swoim mieszkaniu. Było całe wysprzątane. Na półkach z artefaktami nie warstwił się kurz, podobnie jak na książkach i stole, dywan nie rozpylał martwych roztoczy, na oknach brakowało zacieków. Pachniało też jakoś inaczej, bardziej swojsko i drożdżowo. Widać, że zostawił dom w odpowiednich rękach.
- Will, nie musiałeś - Nataniel westchnął, a jego zmysły od razu odszukały źródło zapachu jakim był poczęstunek ze świeżego chleba. Niespodziewana teleportacja, złość na Gabe'a i lekka irytacja przymusowym urlopem sprawiły, że momentalnie zrobił się głodny i zacierając ręce, powoli podniósł się z fotela.
Nie zrobił jednak nawet jednego kroku w stronę przysmaków, kiedy wyłapał uchem cichy skrzyp desek na piętrze. Nie był w mieszkaniu sam. Poprawiając na sobie kaftan oraz włosy, czarodziej przeszedł przez swój niewielki salon i skierował się na schody. Miał tylko nadzieję, że Will nie zemrze mu tu na zawał kiedy go zobaczy, dlatego gdzieś w połowie drogi narobił nieco typowego w takich sytuacjach, hałasu.
- Will, czy to ty? - zapytał jeszcze dla pewności.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Nie Kwi 10, 2022 5:46 pm
autor: Ogana
        Ogana zajęta na piętrze swoimi sprawami nie zdawała sobie sprawy, że ktoś poza nią jest w domu. Przeoczyła moment, gdy ktoś pojawił się tak po prostu na parterze, bo nie miała tak czułego zmysłu magicznego, by zarejestrować specyficzną fluktuację energii magicznej towarzyszącą teleportacji. Zresztą nawet nie starała się nasłuchiwać - kto normalny jest czujny podczas sprzątania w miejscu, gdzie przez lata nie było nikogo poza nim? Może jako Pokusa powinna być ostrożniejsza, ale przez lata w tym miasteczku zdążyła się rozleniwić - wiedziała, że jeśli nie będzie szaleć z wykorzystywaniem swoich umiejętności to nikt jej nie tknie. Wielokrotnie mijała się na ulicach z magami czy zakonnikami i oni jej nawet nie zauważali - tego akurat była pewna, bo spojrzenia skierowane ku sobie wyłapywała bezbłędnie dzięki próżności nieodzownej dla jej rasy.
        Zdjęła pościel z łóżka polowego i powlekła kołdrę wszystko świeżymi prześcieradłami. Wszystko nakryła schludnie kocem, a zakurzone poszewki poskładała w pakiet, który miała zabrać ze sobą gdy skończy. Otworzyła okno, by porządnie przewietrzyć sypialnię i w międzyczasie zamiotła kurze, nadal błogo nieświadoma, że ktoś tu jeszcze jest.
        Zorientowała się dopiero, gdy usłyszała hałas gdzieś na parterze. W pierwszej chwili przerwała pracę i nasłuchiwała. Jeszcze była spokojna, bo zdawało jej się, że dźwięk dochodził z zewnątrz - może to coś stuknęło na ulicy. Już po chwili jednak była pewna, że to wcale nie było na zewnątrz, a wewnątrz. Ktoś był w domu… Ale przecież zamknęła tylne wejście na zasuwkę, a te od frontu były w ogóle zamknięte na kłódkę, więc na pewno by usłyszała jak ktoś mocuje się z jednym czy drugim zamkiem. Więc co to było? Włamywacz? Tylko to przychodziło jej do głowy, bo jakoś nie pomyślała o tym, że gospodarz mógłby akurat teraz wrócić do domu. Chyba… Szczerze to chyba nie spodziewała się, by kiedykolwiek miał wrócić.
        Ostrożnie podeszła do drzwi prowadzących na korytarz. Nie zamknęła ich, no bo niby po co, skoro była w domu sama. Znaczy do tej pory sama, bo teraz miała pewność, że na parterze był intruz. Ostrożnie wyjrzała zza futryny. On mógł dojrzeć co najwyżej fragment kobiecej twarzy - duże, odrobinę wystraszone oko, muśniętą piegami kość policzkową, jasne czoło pod kwiecistą chustką… I tyle. Twarz zaraz zniknęła, a Ogana starała się przetworzyć to, co przed chwilą zauważyła. Na schodach stał mężczyzna o aparycji prawdziwego bandyty - wysoki, potężnie zbudowany, z twarzą poznaczoną bliznami i groźnym spojrzeniem. Wystraszył ją, naprawdę. Zatrzasnęła przed nim drzwi, choć przecież z pokoju i tak nie miałaby gdzie uciec - co najwyżej mogłaby zacząć wrzeszczeć przez okno i liczyć na to, że spłoszy tego bandytę.
        No właśnie - tylko czy to był bandyta? Zdawało jej się, że użył imienia jej dawno zmarłego męża. Czyżby to był ten tajemniczy gospodarz domu? Ogana próbowała sobie przypomnieć co mówił na jego temat Willem. Nie wspominał o wyglądzie, bo nie było takiej potrzeby, jedynie mówił, że to mag, opowiadał jego przygody. Imię… Na pewno podawał jego imię. Tylko teraz wystraszona Pokusa nie umiała sobie go przypomnieć.
        - Kim pan jest? - zawołała do zamkniętych drzwi. - Niech pan tu nie wchodzi, bo zacznę krzyczeć! - ostrzegła, choć już po fakcie wydało jej się to niemądre. Krzykiem mu przecież krzywdy nie zrobi, czego miałby się bać?
        Nagle ją olśniło.
        - Nataniel? - zapytała niepewnie.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Śro Kwi 13, 2022 11:35 pm
autor: Nataniel
Stary, oprawiony ciężką, wołową skórą bestiariusz był najlepszą poduszką amortyzującą, jaką odnalazły łokcie Nataniela, gdy ten, wciąż w połowie zaślepiony świetlistymi iskrami poteleportacyjnymi tańczącymi mu przed nosem, zapomniał o wyższym od pozostałych, pierwszym stopniu własnych schodów. Huk jaki powinien towarzyszyć jego upadkowi został jednak skutecznie zagłuszony kolejnym, siarczystym i czysto marynarskim przekleństwem, po którym powrót do pozycji pionowej zajął czarodziejowi dłuższą chwilę, przez co nie zdołał dokładnie przyjrzeć się intruzowi. Zanotował jedynie, że posiadał on cieniutki kosmyk czerwonych włosów, uciekiniera spod kwiecistej husty. A potem jej właściciel zatrzasnął drzwi.
Zdezorientowny takim obrotem spraw mag pokonał kolejne stopnie już w ciszy, rozmasowując obolałe nagdarstki, kiedy nagle zza dębowej deski rozległo się wyraźne ostrzeżenie. Początkowo zamierzał je poprostu zignorować, a przeszkodę pomiędzy nimi wyważyć lub spopielić przy użyciu magii ognia, jednak szybko zorientował się, że głos gościa drży ze strachu i że nie należy on do mężczyzny. Gdzie zatem podziewał się ten stary drań, Willem, któremu kilkanaście lat temu Nataniel powierzył klucze do swojego mieszkania?
- Z całym szacunkiem, ale tu mieszkam - odpowiedział głośno na pierwsze pytanie, choć kobieta po drugiej stronie pewnie nie takiej odpowiedzi oczekiwała.
Czarodziej powinien się najpierw przedstawić, zwłaszcza, że to on w obecnej sytuacji był gościem we własnym domu, jednak jak po chwili zauważył, stało się to całkiem zbędne.
- We własnej osobie - dodał i przysiadł na stercie książek w nadzieji, że kobieta otworzy drzwi i będą mogli spokojnie porozmawiać. - Nataniel Romero-Flint, właściciel mieszkania. Proszę mi wybaczyć to nagłe pojawienie się, nie planowałem tego. Zostałem tu przeniesiony wbrew własnej woli i szczerze, nie spodziewałem się kogoś tutaj zastać. No chyba że Willema Fjallida, piekarza mieszkającego po sąsiedzku. Zna go pani, panno...? - uciął pytanie i zamilkł w oczekiwaniu na to aż kobieta podejmie z nim bardziej cywilizowany dialog niż rzucanie groźbami.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Czw Kwi 14, 2022 7:09 pm
autor: Ogana
        Serce waliło w piersi Pokusy jak szalone. Obawiała się tego mężczyzny po drugiej stronie drzwi – miała niby jakieś sztuczki na podorędziu i nie była wcale taka bezbronna, ale jednak on był bardzo postawny, na pewno silny, mogłaby nie mieć okazji się obronić.
        Powoli zaczęła się jednak uspokajać. Jego zuchwała odpowiedź, że to jego dom, niby wydawała się sensowna, ale pomyślała, że każdy mógłby coś takiego powiedzieć. Ona nawet nie znała właściciela tego domu, by to zweryfikować, nigdy go nie spotkała! Była coraz bardziej zdezorientowana i nie wiedziała co robić. Całe szczęście nieznajomy sam wpadł na to jak ją przekonać, choć może zrobił to nieświadomie. Przedstawił się, podając swoje imię i nazwisko. A co więcej: wspomniał o jej zmarłym mężu, wymienił go z imienia i nazwiska. Przeczuwała, że to nie było raczej coś, o czym wiedziałby przeciętny włamywacz – tacy raczej nie sprawdzają wszystkich powiązań osoby, którą chcą okraść. Czyli… to naprawdę był właściciel tego domu. Po raz pierwszy miała okazję spotkać tego legendarnego przyjaciela Willema… I tak strasznie się wygłupiła! Cudowne pierwsze wrażenie, zrobiła z siebie kretynkę tak panikując. Aż skrzywiła się z dezaprobatą nad swoim zachowaniem, ale cóż, mleko się już rozlało, trzeba było żyć dalej. Pokusa odetchnęła więc, poprawiła sobie sukienkę i włosy podchodząc do drzwi, po czym je otworzyła.
        Nataniel znowu mógł zobaczyć tylko fragment jej twarzy, gdy odsunęła zasuwkę i wyjrzała. Po chwili jednak – gdy kobieta przekonała się, że on siedzi i wygląda niegroźnie – drzwi otworzyły się szerzej, a ona wyszła na korytarz. Młoda, dwudziestokilkuletnia kobieta w prostej sukience, zapasce i chustce na włosach – wyglądała jak rasowa gospodyni i jednocześnie cichy obiekt westchnień wszystkich mężczyzn w domu, choć nie robiła tego ostentacyjnie. Miała piękną twarz muśniętą piegami i na dodatek podkreśloną bardzo dziewczęcym rumieńcem. Prosta sukienka nie była w stanie ukryć jej zmysłowej sylwetki – wąskiej talii, którą podkreślała tasiemka zapaski, krągłych bioder i piersi, których zarys był ledwie widoczny nad linią dekoltu, w niewulgarny sposób sugerując, że muszą być bardzo kształtne. Pojedynczy kosmyk włosów, który uciekł spod chustki, sugerował pewien zalotny nieład związany z satysfakcjonującym wysiłkiem…
        - Pani – podpowiedziała mu już spokojnym głosem, z natury niskim i zmysłowym. – Ogana Fjallid, byłam żoną Willema. Miło mi poznać człowieka, o którym tyle od niego słyszałam – zapewniła, dygając lekko. Mogłaby mu podać dłoń, ale miała brudne ręce od sprzątania i to byłoby bardzo nie na miejscu, nawet jeśli nie miała spracowanych rąk chłopki.
        - Niestety Willema nie ma już wśród nas – wyjaśniła poważnym, ale nie grobowym tonem, stosownym do mówienia o zmarłym, któremu należał się szacunek. – Zmarł nieszczęśliwie kilka lat temu. Przykro mi – dodała, choć gdyby się nad tym zastanowić to chyba niestosowne, by wdowa składała kondolencje z powodu śmierci własnego męża, to powinno działać w drugą stronę. Ona już jednak zakończyła swoją żałobę, a Nataniel być może właśnie ją zacznie.
        - Teraz to ja jestem panią domu, zajmuję się piekarnią i też przychodziłam doglądać pana dobytku – wyjaśniała dalej. – Nie spodziewałam się, że wróci pan tak nagle… Ale to chyba dobry znak, gdy niespodziewane przenosiny kończą się we własnym domu, prawda? – zagadnęła, jakby to był jakiś osobliwy komplement. – Zawsze mogło być gorzej, na świecie jest tyle niebezpiecznych miejsc… Choć pewnie panu nie muszę tego tłumaczyć – podsumowała z uśmiechem. Spodziewała się, że dłużej zabawi na rozmowie z mężczyzną, więc zdjęła z głowy chustę i rozpuściła włosy. Obfita kurtyna ciężkich, ogniście rudych fal opadła na jej jasne ramiona i okryła je jak peleryna.
        - Przepraszam za tę scenę sprzed chwili – usprawiedliwiła się. – Nie spodziewałam się tu nikogo i nie słyszałam jak pan wszedł, pomyślałam, że to włamywacz.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Nie Kwi 17, 2022 11:54 am
autor: Nataniel
Szczerze to nie spodziewał się, że kobieta tak szybko zdecyduje się otworzyć drzwi. Zazwyczaj kiedy to on musiał się do takowych dobijać, zwykle po zmroku lub o świcie i zawsze z inkwizytorską odznaką na piersi, ludzie udawali że ich nie ma, grozili spuszczeniem z łańcucha agresywnego psa lub poprostu ryglowali front i czym prędzej pędzili do tylnych furtek. Czasami (ci naprawdę szaleni) próbowali go też dźgnąć w progu potajemnie nożem albo porazić piorunem kulistym, jednak na takie nieliczne przypadki był dobrze przygotowany. W końcu członkiem inkwizytorium nie zostawało się za "ładne oczy". Każdy czarodziej weryfikowany był już na etapie studiów, przechodził morderczy trening oraz coś w rodzaju prania mózgu, co by nie przyszło mu nagle do głowy bawić się czarną magią. To ostatnie na szczęście ominęło Nataniela gdyż z natury był on człowiekiem z dala od takich pokus i szanującym święte prawa magii. Dlatego właśnie był dobry w swoim fachu. Może nawet najlepszy.
Jednak sytuacja w której były łowca czarnoksiężników dobija się do drzwi, w tym przypadku jego własnych i zostają mu one tak poprostu otwarte, była zupełnie nowa.
Mimo to kobietę z wolna pojawiającą się w progu powitał przyjaznym skinieniem głowy. Następnie przyjrzał się jej dokładnie od samych stóp, nie nachalnie i nie prostacko (może tylko trochę podejrzliwie z racji swojej przeszłości) jednak zatrzymując się chwilami na dłużej na wcięciu w talii, na dłoniach i smukłych palcach próbujących z zakłopotania połamać trzonek zmiotki, a najwięcej uwagi poświęcił jej oczom i plamce piegów bezpośrednio pod nimi. Zamyślił się. W tej dziewczynie było coś innego niż we wszystkich, które do tej pory spotykał, jednak nie potrafił tego nazwać. Niby przeciętny blask turmalinowej aury i zapach świeżych bułek ale nic po za tym. Żadnego niespodziewanego ataku na pozostałe zmysły. Czyżby czarodziej się starzał i nie potrafił wyczuć zagrożenia? Bzdura. Tu go poprostu nie było.
- Bardzo miło mi panią poznać - podjął po dłuższej chwili, podnosząc się ze sterty książek pod ścianą i robiąc krok w stronę kobiety. Krótko przystrzyżona, prosta broda przetkana nićmi siwizny nie mogła ukryć lekkiego rozbawienia i zdziwienia jakie zagościłu mu na twarzy. - I przepraszam za to, ale nie mogę dać wiary, że stary Will po tylu latach ożenił się. Zawsze to ta jego piekarnia była na pierwszym miejscu. Pamiętam, że czasem zatrudniał jakieś kobiety do pomocy, niektóre wyraźnie były nim zainteresowane jednak nie było mowy o ożenku. Facet był odrobinę... wycofany.
Niestety wiadomość o śmierci Willema zasmuciła czarodzieja, który nieznacznie pobladł i ponownie przysiadł na stercie książek. Kostki palców mu pobielały od zacisku w pięści, wokół których wprawione oko dostrzegłoby aureolę kilku błękitnych iskier. Szybko jednak zdołał się opanować i doprowadzić do stanu sprzed chwili.
W wymiarze astralnym Nataniel spędził blisko pięćdziesiąt lat i wmawiał sobie, że świat niewiele się zmienił. Ten natomiast na każdym kroku udowadniał mu jak bardzo się mylił. Pół wieku dla istoty pradawnej było niczym, ale dla człowieka to było wszystko. Oczywiście mag brał pod uwagę, że pewnego dnia przyjdzie mu pochować przyjaciół, ale nie był na to jeszcze przygotowany.
- Rozumiem - powiedział cicho i rozmasował skroń.
Nie składał wdowie ani kondolencji, ani wyrazów współczucia. Robienie tego po tylu latach swojej nieobecności byłoby nie na miejscu. Śmierć przyjaciela postanowił więc uczcić na własne sposoby, nie odświeżając kobiecie złych wspomnień.
Rozmowa z Oganą szybko potoczyła się dalej, dla czarodzieja była to niejaka ulga. Ponownie powstał i rozejrzał się dookoła.
- Prawda - przytaknął na jej uwagę o powrocie pod własny dach, pomijając jednak tę o niebezpiecznych miejscach jakie zwiedził. Żona jego zmarłego przyjaciela czy nie, inkwizytorium uznało go za zmarłego i wolał żeby tak pozostało. Will mógł opowiedzieć jej o nim wiele, jednak były tematy, których z pewnością nie poruszył, uprzednio zaszantażowany dla własnego bezpieczeństwa.
- Zwłaszcza miło się wraca, kiedy dom jest tak wysprzątany. Dziękuję panno Fjallid za doglądanie tego bałaganu. Już prawie zapomniałem jakiego koloru były okładki tych tomów - pogładził szereg skórzanych grzbietów, a następnie wyciągnął powoli dłoń ku kobiecie, nie zwracając uwagi na kilka szarych plam kurzu wokół zadbanych paznokci.
- Zamierzam zabawić w Ascant-Flove trochę dłużej - oznajmił. - Dlatego, skoro czeka nas teraz sąsiedztwo, proszę sobie darować "pan". Nataniel w zupełności wystarczy.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Sob Kwi 30, 2022 12:45 pm
autor: Ogana
        Ogana nie pozostawała dłużna Natanielowi i gdy on się jej przyglądał, ona również przyjrzała się z kim ma do czynienia. Wysoki, postawny mężczyzna, groźny na pierwszy rzut oka przez te blizny, które szpeciły jego twarz i bardzo przenikliwe spojrzenie, ale z drugiej strony… Widziała zmarszczki wokół jego oczu, zadbaną prezencję i postawę, która świadczyła raczej o ostrożności niż agresji. Oboje mieli prawo być względem siebie podejrzliwi przy tym pierwszym spotkaniu, ale chyba dość szybko doszli do słusznego wniosku, że mogą zaufać tej drugiej osobie. Lody szybko stopniały, a Ogana nawet pozwoliła sobie na czarujący uśmiech na wspomnienie starokawalerstwa, z którego wyciągnęła Willema. Fakt, wiele osób jej to mówiło. Ona po latach wiedziała jedno – on wcale nie był samotny z wyboru, przez źle ustawione priorytety. Był po prostu zbyt nieśmiały i wrażliwy, czego nie było widać na pierwszy rzut oka. Mocno się musiała postarać, by go zdobyć – tak żeby mu się nie narzucać, ale mimo wszystko nieustannie okazywać mu swoje zainteresowanie i względy. Na pewno pomogło to, że była Pokusą i każdy mężczyzna, który z nią dłużej przebywał, nabierał prędzej czy później ochoty na jakąś bliższą relację, ale i tak większość opierała się na jej ciężkiej pracy w przekonaniu do siebie Willema.
        Aż dziw, że to było tak dawno…
        I szkoda, że rozmawiali o kimś, kto od dawna nie żył. Ogana musiała mu przekazać te smutne wiadomości i widziała, że to wstrząsnęło Natanielem. Spojrzała na niego ze współczuciem, ale nie rzuciła się, by go pocieszać – instynktownie wyczuła, że to byłoby na wyrost. Sąsiad szybko się pozbierał po otrzymaniu fatalnych wieści, choć atmosfera w korytarzu na moment się zwarzyła.
        Powrót do tematów przyziemnych pozwolił na nowo podjąć rozmowę. Ogana z subtelnym uśmiechem patrzyła na Nataniela, gdy wstawał ze stosu ksiąg – była pod wrażeniem tego jaki wysoki był, z tak bliska mogła to dobrze ocenić. Wiedziała, że to jakiś mag, uczony i nawet jeśli był praktykiem, jak mówił o nim Willem, ona spodziewała się kogoś drobniejszego, raczej postury stereotypowego bibliotekarza niż kogoś o aparycji zaprawionego w bojach wojownika. Ciekawe czym on się konkretnie zajmował?
        Uśmiechnęła się szerzej, gdy jej starania o utrzymanie porządku pod nieobecność Nataniela zostały docenione.
        - Drobiazg – odparła natychmiast. – Starałam się niczego nie przestawiać i niczego nie wyrzucać. Nie jestem niestety tak wykształcona jak pan i wolałam uniknąć sytuacji, gdy coś, co uznałabym za śmieć, okazałoby się cennym magicznym artefaktem – usprawiedliwiła się. Gdyby jednak Nataniel dał jej wolną rękę, pozwolił jej wszystko porządnie poukładać i powyrzucać zbędne szpargały… Oj działoby się w tym domu. Sąsiad pewnie szybko pożałowałby swojej decyzji o daniu jej wolnej ręki.
        - Bardzo mi miło, Natanielu. Ogana – zrewanżowała się, wsuwając dłoń w jego dłoń, by mogli przypieczętować przejście na ten bardziej poufały stopień znajomości. Podobała jej się jego ręka, była duża, męska, trochę spracowana, ale zadbana, a uścisk nie był za słaby ani też niepotrzebnie za mocny - była pewna, że gdyby chciał to mógłby znacznie mocniej ścisnąć jej palce. Takie wyważenie dobrze o nim świadczyło.
        - Powinniśmy wypić kieliszeczek, żeby przejść na ty – zagadnęła kusząco. – Może chodźmy do kuchni? Przyniosłam świeże jedzenie: ser, masło, wypieczone dzisiaj bułki. Ponoć piekę najlepsze bajgle na południe od Gór Dasso, proponuję spróbować – zachęcała. – I jakaś nalewka na pewno też się znajdzie w kredensie – dodała, kierując się już w stronę schodów. Zerknęła na Nataniela wymownie przez ramię, żeby za nią podążył.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Śro Maj 04, 2022 2:34 pm
autor: Nataniel
Miała smukłe, delikatne palce, krótkie zadbane paznokcie, zgrabne nadgarstki, a wnętrze dłoni pozbawione wszelakich odcisków i wyblakłych śladów po poparzeniach. Zupełne przeciwieństwo dłoni Willa, który raz zapomniał o rękawicach i wyciągnął rozgrzaną do czerwoności blachę z partią świeżych bagietek prosto z pieca gołymi rękami. Odciski wielkością zbliżoną do żwiru w parkowych alejach i skóra pokryta zaschniętym ciastem oraz mąką sprawiły, że nawet tego nie poczuł. Po tym można poznać prawdziwego piekarza. Jego własny piec nie robi mu krzywdy, mawiał. Mając to drobne porównanie, wniosek, że kobieta sama nie zagniata ciasta na chleb lub robi to bardzo rzadko, a więc musi mieć jakąś pomoc w piekarni, nasunął się sam i nie wymagał komentarza.
Inna sprawa miała się w temacie turmalinowej poświaty, której towarzyszyło trochę miedzi sypiącej się, jak iskry na oczy i cynku otulającego ramiona niczym ciepły płaszcz. I to wszystko pachnące chlebem i przypalonym włosem. Takiej kombinacji doznań nie spotykało się na każdym kroku. Ogień z pieca po latach przechodził co prawda na piekarza, jednak ten wydawał się istnieć w świecie snu Prasmoka już od dłuższego czasu. Jakby został tu przyniesiony.
Mimo to, powieka czarodziejowi nawet nie drgnęła, kiedy wypuszczał z uścisku dłoń Ogany. Uśmiechał się tak samo serdecznie i przyjaźnie jak wtedy gdy otworzyła drzwi i taki też pozostał przez całą rozmowę. Wmówił sobie, że jest zbyt zmęczony na kierowanie się inkwizytorską intuicją.
- Może to i lepiej, bo sam nie do końca wiem, co stoi na półkach - odpowiedział. - Większość tego zbioru należy do ojca. Jest badaczem i podróżnikiem więc siłą rzeczy dużo zwozi, mało wyrzuca. Obecnie siedzi albo w Trytonii u mojej matki, albo wyjechał na Daleką Północ, a dom przekazał mi. Sam też okazałem się niezłym kolekcjonerem - dodał, podążając wzrokiem po stosach ksiąg na wszystkich stopniach schodów, układających się w niemałą piramidę.
Bestiariusze, powieści, mapy, grymuary do alchemii, traktaty o magii i teczki akt. Połowa przestarzała jak on sam, reszta wciąż aktualna. Przymusowy urlop brzmiał całkiem nieźle w kontekście zrobienia tu prawdziwego porządku. No ale to już pod nieobecność sąsiadki.
Kiedy formalności mieli za sobą i to Ogana zaproponowała zmianę otoczenia, Nataniel jedynie skinął jej głową i przepuścił przodem. Choć znał każdy skrawek mieszkania, nie wątpił, że wdowa po Willemie zna je równie dobrze od kilku lat. Poruszała się po nim nawet swobodniej niż on, przynajmniej dopóki oboje nie stanęli w skromnym salonie. Wtedy to mężczyzna przejął rolę gospodarza.
- Powinienem mieć czerwone wino z ostatniego wieku i nalewkę z jabłek sprzed trzech stuleci - zapowiedział, kierując się do drewnianej klapy w podłodze przy kuchennym piecu, jednocześnie zaszczycając spojrzeniem wygaszony kominek pod główną ścianą.
Krótkie skupienie na nim swojej woli wystarczyło, aby poczerniałe kawałki drewna ponownie stanęły w płomieniach, wylewając na salon trochę pomarańczowego światła. Podobnie stało się ze świecami na ścianach i suficie, gdy tylko mag przypomniał sobie ich rozmieszczenie. Magia rozkazów, pozwalająca mu kształtować świat dookoła była zbawienna. Nie trzeba było wypowiadać słów, czy machać kawałkiem drewnianej różdżki.
- Rozgość się - rzucił, raczej zbędnie, znikając na stopniach drewnianej drabinki, by po minucie wrócić z zakurzoną butelką jakieś czarnawej cieczy i dwoma kieliszkami.
- Malbec prosto z Maurii - oznajmił, odkorkowując. - Młodsze ode mnie, ale chyba będzie w sam raz - dodał i rozlał wino do szkła, pierwsze z nich od razu wręczając nowej znajomej.
Sam wstrzymał się jednak z degustacją, przenosząc niewielki stolik spod okna bliżej kominka i stawiając na nim tacę z poczęstunkiem od kobiety.
- Może zaczniemy od tego czy w mieście wydarzyło się ostatnio coś ciekawego? - zagaił, uświadamiając sobie, że kobiety nie zna tak dobrze jak Willema za czasów kawalerstwa więc nietaktem byłoby wypytywanie ją o życie bez męża z piekarnią na barkach, a w hrabstwie pojawił się nagle po prawie półwiecznej nieobecności, warto więc było zacząć od drobnych informacji.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Nie Maj 15, 2022 7:29 pm
autor: Ogana
        Ogana tylko przelotnie omiotła wzrokiem zbiory wspomniane przez Nataniela, a później skupiła wzrok na nim. Mrugała trochę częściej niż normalnie, przez co wyglądała na wyjątkowo nim zainteresowaną. To nie było dalekie od prawdy - świeżo poznany sąsiad ją fascynował. Czuła, jakby już bardzo dobrze go znała, bo przecież przez tyle lat zajmowała się jego domem - odświeżała jego pościel, ubrania, czytała wielokrotnie tytuły zgromadzonych przez niego ksiąg - a jednak dopiero teraz mogła zweryfikować swoje wyobrażenia na jego temat. I okazało się, że tak bardzo się myliła pod tyloma względami. Nataniel ani nie wyglądał tak, jak sobie to wyobrażała, ani tak się nie zachowywał. Spodziewała się wyniosłego maga, a on był taki… swojski. I z postawy, i z zachowania, niepozbawiony jednak pewnego wrodzonego szyku. Pomyślała, że miło będzie się z nim bliżej poznać. Jak bardzo blisko, to się okaże, ale na pewno nie zamierzała zaprzepaścić dobrych sąsiedzkich stosunków, które już zdążyły się między nimi zbudować, trochę dzięki wstawiennictwu jej świętej pamięci męża. ”Ciekawe co by Will powiedział na to, że szukałabym pocieszenia w ramionach jego przyjaciela?”, zastanowiła się przez chwilę Ogana. Jej żałoba już dawno się zakończyła, miała prawo ruszyć dalej, z czego zresztą do tej pory korzystała. Wiedziała jednak, że to co innego widzieć bliską kobietę w ramionach obcego, a w objęciach bliskiego przyjaciela - to drugie z reguły bolało bardziej.
        Sposób w jaki myślała o Natanielu nie był szczególnie dziwny - była Pokusą, w jej naturze leżało rozpatrywanie każdego napotkanego mężczyzny jako potencjalnego partnera. Stałego, przelotnego albo wręcz jednorazowego - to zależało już od tego jak bardzo jej się spodobał. Czuła tylko, że w przypadku Nataniela będzie musiała być ostrożniejsza - był bardzo bystry i jego spojrzenie było zbyt przenikliwe, by mogła to ignorować.
        Gdy Nataniel szarmancko przepuścił ją przodem, Ogana posłała mu wdzięczny uśmiech i ruszyła w stronę schodów, lekko i całkowicie naturalnie kołysząc przy tym biodrami, z nikłą nadzieją, że on patrzy albo chociaż, że na moment zerknie. Nawet najlepiej wychowany mężczyzna nie jest w stanie powstrzymać instynktów. Nie ulegało jednak wątpliwości, że tym razem Fjallid miała do czynienia z wyjątkowo szarmanckim jegomościem, który przejął od niej rolę gospodarza (zabawne, jak przez moment to ona zdawała się tu wieść prym). Niemniej ona nadal rościła sobie do tego miejsca pewne prawa.
        - Przygotuję przekąski - oznajmiła, gdy Nataniel udał się do piwnicy po wino. Z koszyka wyjęła przyniesione tego dnia bułeczki i zaczęła przyrządzać kanapki. Wyrzucała sobie, że gdyby wiedziała wcześniej, mogłaby przynieść od siebie z kuchni jakieś świeże warzywa albo jakiekolwiek inne dodatki, ale w tej sytuacji musieli zadowolić się świeżym pieczywem z masłem, serem i suszoną kiełbasą. W sumie i tak wyszła z tego całkiem niezła kolacja. A jeszcze okazało się, że świetnie pasowała do wina, które przyniósł Nataniel. Ogana była pod wrażeniem tego, co skrywała piwniczka jej sąsiada. Z uśmiechem przyjęła od niego kieliszek i dla siebie zachowała pytanie ile w takim razie miał lat. Wiedziała, że jego wygląd na pewno będzie mylący.
        Przeszli razem w stronę kominka, a Pokusa bez czekania na zaproszenie zajęła miejsce w jednym z foteli. Rozsiadła się wygodnie, ale zachowując wdzięk - wsparła się o podłokietnik, a złączone stopy odwiodła w bok, za jednym zamachem podkreślając kuszącą krzywiznę talii i bioder oraz smukłe łydki. Ba, nawet “przypadkiem” odsłoniła kostkę.
        - Och, wiele się zmieniło - zapewniła. - Zmienili się panowie w hrabstwie. Poprzedni hrabia zginął w nieszczęśliwym wypadku i okazało się, że najbliższą osobą, która mogła odziedziczyć te ziemie, był jakiś jego bardzo daleki kuzyn, pociotek… Coś w tym stylu. Człowiek całkowicie niezaznajomiony ani z wyższymi sferami, ani z zarządzaniem, ponoć jakiś naukowiec, medyk czy coś w tym stylu. Skandal nieustannie czai się za progiem. Ostatnio nawet byli u nich goście, rodzina Vantanello. Ponoć tamtejsza dziedziczka miała wyjść za hrabiego Ascant-Flove, lecz propozycja nawet nie padła na głos, bo, cóż, młodzi nie przypadli sobie do gustu… Ale to wszystko tylko plotki - zastrzegła, uśmiechając się słodko, bo przecież to nie ona rozpowiada takie historie.
        - A w samym miasteczku jak zawsze o tej porze trwają przygotowania do wiosennego festynu - zmieniła nieco temat. - W tym roku będzie wyjątkowo huczny, zima była łagodna, a wiosna przyszła wcześnie, już pojawiły się pierwsze zbiory, choć wiadomo, jeszcze niezbyt obfite. Niektórzy nieśmiało spekulują, czy nie będzie się dało obsiać pól drugi raz, ale to chyba zbyt daleko idący optymizm. Natanielu - zagaił po chwili, wznosząc kieliszek z winem. - To może wypijmy za naszą nową znajomość?

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Sob Maj 21, 2022 12:09 am
autor: Nataniel
Spacerując przez chwilę z kieliszkiem i butelką wina, Nataniel obiął wzrokiem ściany i meble własnego mieszkania, których nie widział od blisko pięćdziesięciu lat, a następnie usadowił się wygodnie w fotelu. Dotyk miękkiej, wytartej skóry pod palcami, skrzypienie sprężyn w oparciu oraz pod siedzeniem, przeszywające spojrzenie wygasłej czaszki teleportacyjnej na półce i delikatnie stłumione odgłosy miasta za oknem sprawiły, że natychmiast rozluźnił wszystkie mięśnie. Jak raz w życiu znajdował się w miejscu, które nie mogło go zbytnio pokiereszować (jak pustynia podczas burzy piaskowej) i było oddalone setki mil od ludzi o podobnych wobec niego zamiarach. Nie wyczuwał także aur dzikich bestii ani magicznych, niestabilnych źródeł magii. Prawdziwa utopia, w której przymusowy urlop, na jaki zesłali go przełożeni, zaczynał nie brzmieć już aż tak uciążliwie, jak na samym początku. A zwłaszcza nie zapowiadał się taki przez tak przemiłe towarzystwo.
Kiedy na stoliku zagościł poczęstunek przygotowany przez sąsiadkę, wilczy apetyt czarodzieja dał o sobie znać, jednak dobre wychowanie mężczyzny i dworskie maniery utrzymały go na odpowiednio krótkiej smyczy.
- To musiał być niemały szok dla ludzi - odpowiedział na pierwsze informacje o zmianach jakie zaszły w hrabstwie pod jego nieobecność. - Starego hrabiego nawet lubiłem. Zdarzało mu się co prawda uszczuplić od czasu do czasu miejską kasę żeby wyprawić bal albo maskaradę, jednak sumiennie podchodził do swoich obowiązków. Komuś pożar zniszczył uprawy? Wypłacał zadośćuczynienie. Zawalony most? Rozsyłał gońców w poszukiwaniu zdolnego architekta. Bandyci na trakcie? Organizował obławy i nawet raz widziałem go na czele jednej z nich. Ale to na długo zanim zaczęły mu doskwierać stawy.
- A rodzina Vantanello to moim zdaniem nie najlepsza partia dla hrabstwa - dodał, zniżając głos do udawanej konspiracji w odpowiedzi na chichot sąsiadki przy jej wspomnieniu o istnieniu niewygodnych źródeł informacji jak plotki. - Od lat próbują swoich sił w polityce. Z marnym skutkiem. - Aż dziwne, że o wiele łatwiej przyszło im zatuszować skandal przodka okradającego zwłoki niż wydać dziedziczkę za mąż, pomyślał Nataniel, jednak nie podzielił się tym na głos. Stare dzieje i pewnie nieprawdziwe, ale swoje wiedział. Teczki akt leżące na schodach były pozycją numer jeden w urlopowych porządkach. Pierwszy krok żeby raz na zawsze spróbować zerwać z niewygodną przeszłością.
- Pozwolisz, że się poczęstuję - zagaił zamiast powyższego, sięgając po pierwszą kanapkę na brzegu talerza. - Nagła teleportacja to niepotrzebny stres i spalanie dużej ilości energii.
Skromna potrawa bo skromna, jednak wywołała na pradawnym niemałe wrażenie. On sam nie należał do osób gotujących (pożywianie się magią z otoczenia było prostsze i niekiedy efektywniejsze) ale potrafił docenić klasyczny posiłek jak nikt inny. Wewnątrz murów uniwersytetu nie było nikogo kto dałby radę (i miał odwagę) poprosić kucharza o trzecią dokładkę gulaszu, w którym, jak głosiły legendy, potrafiło znikać dosłownie wszystko. Smak chleba spod ręki sąsiadki, a tym samym wykonany tak, jak to robił Will, sprawiły, że Nataniel tym bardziej przekonywał się do pozostania w domu na dłużej.
- Za nową znajomość - odparł w drugiej kolejności na toast kobiety, stukając swoim szkłem o jej kieliszek. - I naprawdę chylę czoła umiejętnością. Will wyszkolił godną następczynię w swojej piekarni. Jestem przekonany, że będzie mam się dobrze żyło w sąsiedztwie.
Wymawiając te, jaknajbardziej szczere słowa, mężczyzna sam złapał się na tym, że mimowolnie podążył wzrokiem wzdłuż tali nowej znajomej, uważnie śledząc linię materiału sukienki, swobodnie spoczywającej teraz na zgrabnych nogach. Poczuł, że to silniejsze od niego, jakby Ogana celowo rozrzucała wokół siebie taki urok. A przecież nie robiła nic niewłaściwego. Poprostu siedziała przed nim uśmiechnięta, już nie wystraszona po jego nagłym pojawieniu się i popijała wino, które na bieżąco dolewał. I tak mijały im kolejne minuty.
- Sądząc po twoich słowach, zapowiada się wyjątkowo piękny festiwal. Pewnie sama masz sporo pracy, co? W końcu dla cechowych to doskonała okazja żeby się zareklamować.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Nie Lip 03, 2022 11:48 am
autor: Ogana
        Ogana była wyraźnie zainteresowana wszystkim, co mówił jej Nataniel. Razem zestawiali dość ciekawe fakty - ona mówiła z perspektywy prostej kobiety żyjącej tu i teraz, a on z perspektywy osoby znacznie bardziej obeznanej z polityką dworu, lecz przy tym trochę zdezaktualizowaną. Na przykład na temat rodziny Vantanello ona nie wiedziała tyle co on - do niej dotarły tylko plotki na temat głowy rodu, Bastiena, jakoby był istnym psem na baby i żadnej nie przepuścił. Zgrywał głupa, ale jego majątek i kontakty jasno przeczyły temu obrazowi - wiedziała, że to musi być przebiegły człowiek, ale nie znała szczegółów… To nie była jej broszka. Wszak nic tak nie przewartościowuje życia danej osoby jak przeżycie własnej śmierci, bo te dziesiątki lat temu, gdy była jeszcze Hildą, na pewno z wypiekami na twarzy rzuciłaby się w wir knowań. Teraz wystarczyła jej piekarnia, spokojne sąsiedztwo i wiedza na temat tego z którym mężczyzną lepiej nie zostawać sam na sam. Nataniel się jednak na tej liście nie znajdował - póki co należał raczej do tych, przed którymi Pokusa instynktownie eksponowała swoje wdzięki.
        - Śmiało - zachęciła go do częstowania się. - Wszystko jest świeże, a w razie potrzeby w piekarni coś jeszcze na pewno się znajdzie - wyjaśniła. Co prawda sklep był już zamknięty, ale zawsze na koniec dnia zostawało jej parę sztuk bułek czy słodkich wypieków: ilość, którą sama mogła zjeść na śniadanie czy podzielić się z jakimiś dzieciakami, którym gorzej się powodziło. Tak jak wiele lat temu podzielił się z nią Willem, gdy trafiła do miasteczka.
        Ogana wzniosła kieliszek do toastu, uśmiechając się do Nataniela przyjaźnie.
        - Za nowe-stare sąsiedztwo - zawtórowała mu i upiła łyk wina. Skrzywiła się przelotnie, zaskoczona ciężkim bukietem trunku, ale po chwili na jej twarzy pojawiło się zrozumienie i na koniec aprobata, jakby udało jej się rozgryźć jakąś wykwintną łamigłówkę. Malbec nie było winem dla prostaków i wymagało odrobiny celebracji, by je w pełni docenić. Tym samym w oczach Ogany Nataniel stawał się coraz bardziej jegomościem, który był ze znacznie wyższych warstw społecznych niż ona. Czyżby powinna na niego uważać? Nie potrafiła, na razie nie, bo widziała, że poza pewnymi przebłyskami wykwintnego gustu, jest to mężczyzna doceniający prostotę i na swój sposób nieskomplikowany w obyciu. Może to pozory… Ale skoro mieli mieszkać koło siebie, z pewnością dowie się więcej na jego temat.

        Lekko pokiwała głową na boki, ni to potwierdzając, ni to przecząc jego domysłom, jakby sama jeszcze dumała nad tym ile pracy ją czeka w związku ze zbliżającym się festynem.
        - I tak i nie - odparła w końcu. - Czeka mnie wiele pracy, ale tak naprawdę dopiero dzień przed samym wydarzeniem. Chleba nigdy nie można piec na zapas, jeśli ma być tak świeży i dobry jak w każdy inny dzień, a może nawet lepszy - wyjaśniła. - Karczma i dwór złożyły jednak większe zamówienia na ten dzień, a i będę na festynie sprzedawać swoje wypieki, więc… Tak, to będzie męczący dzień. Ale na pewno satysfakcjonujący - przyznała z entuzjazmem, bo tak naprawdę nie narzekała na nadmiar pracy, była pracowita z natury. Zostało jej to chyba jeszcze z poprzedniego życia, gdy wychowywała się w zakonie, gdzie “bez pracy nie ma kołaczy” i zawsze musiała sobie zapracować na swój kawałek chleba.
        - Będzie mi miło, jeśli mnie odwiedzisz w ten dzień - zasugerowała. - Dla sympatycznego sąsiada schowam pod ladę coś specjalnego - zaproponowała, puszczając do niego oko z uśmiechem. - Ale nie zdradzę co to będzie, na zachętę niech to będzie niespodzianka… Bo wybierasz się na festyn, prawda? To będzie dobra okazja, by spotkać się ze wszystkimi sąsiadami za jednym zamachem i zobaczyć co się w międzyczasie zmieniło. To za dwa dni - wyjaśniła na wypadek, gdyby Nataniel się tego jeszcze nie domyślił. Tyle lat nie było go w miasteczku, że mógł zapomnieć kiedy wypada festyn.
        - Nieskromnie przyznam, że od jakiegoś czasu pracy mamy tyle, że na stałe mam zatrudnionego pracownika. Terminatora - uściśliła, bo Yanek po prawdzie dopiero się uczył. - A na tę noc przed festynem będę miała jeszcze jedną parę rąk do pomocy… A tak w ogóle to masz już jakieś plany na swój pobyt tutaj? - zagaiła, ponownie zmieniając temat. Przyszło jej do głowy, że to brzmiało jak zawoalowana propozycja, że mogłaby mu znaleźć robotę, ale nic z tych rzeczy, po prostu była ciekawa.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Wto Lip 05, 2022 8:36 pm
autor: Nataniel
Siedzieli i rozmawiali, ciągnąc jeden temat za drugim - a to o wiecznie tętniącym życiem Ascant-Flove, o jego dworze, mieszkańcach, problemach i troskach, a to o sztuce wypieków, wielkościach zbiorów na polach, małych i wielkich podróżach. Naprzemiennie dementowali lub powtarzali nieszkodliwe dla świata plotki, co akurat bardzo pomagało czarodziejowi uaktualnić swoją wiedzę na temat miasteczka, albo poprostu uczepiali się konwersacyjnych bzdetów, jak naprzykład pogoda czy aktualna moda. Akurat w tym ostatnim to Nataniel głównie słuchał, rzuciwszy tylko skromną uwagą, że czyste ciemne spodnie i biała koszula są tak bardzo uniwersalnym bytem, że pasują wszędzie, toteż pawie pióra przypinane do wykwintych smokingów na letnie przyjęcia lub bogate szale zimną wogóle go nie interesują. Tak właśnie jedna godzina zmieniła się w dwie, potem w trzy, aż gdzieś w połowie czwartej na twarz mężczyzny, siedzącego przodem do okna, naleciał blask pomarańczowego, zachodzącego słońca.
I przez cały ten czas mag nie mógł oderwać wzroku od sąsiadki. To naprawdę było silniejsze od niego i nie robił tego w sposób nachalny, ale za każdym razem gdy uzupełniał jej kieliszek, wracał na fotel z nowym widokiem wyrysowanym pod powiekami. Najpierw był to fragment kostki, czy dolna część łydki, ale z czasem dołączyło do nich kolanko, a nawet fragment ładnego uda. Wyeksponowane dłonie, głównie nadgarstki, również przyciągały wzrok, choć nie tak jak później ramiona, czy obojczyk ukryty do tej pory pod burzą czerwonych włosów. A i przysiągłby, że dostrzegł przypadkowo odsłonięte ramiączko, kiedy Ogana poprawiała pozycję. I cały czas pachniała przyjemnie swojskim chlebem, co sprawiało, że miało się ochotę usiąść obok.
Była doprawdy urodziwą kobietą i po stracie męża pewnie wielu kawalerów z okolicy widziało w tym swoją szansę, jednak on wolał do nich nie należeć. Przez wzgląd na blisko dwadzieścia lat przyjaźni z Willem.
- Jestem pewny, że dwór, jak i karczma poradzą sobie bez kosza czy dwóch świeżego chleba. Nie ma potrzeby żebyś się zacharowywała w tak ważnym dniu - zawyrokował, przenosząc wzrok na kominek, gdzie dogasał ogień. - Chyba, że po Willu masz tę pracowitość i upór godny woła i nie wygaszasz pieca nawet jak zachorujesz.
Następnie sięgnął za pazuchę żupana i wydobył swoją niezastąpioną talię magicznych kart z kredowego papieru. Niemal od razu odnalazł tę z rycinami aury drewna i skupiając swoją wolę, zmaterializował nad węglami średniego rozmiaru kłodę, która z pomocą grawitacji przygniotła czarne kamyczki, wyrzucając w komin snop iskier.
- Ze złotem też tak potrafię - zagaił lekko rozbawiony. - Ale potrzebowałbym do tego odrobiny więcej magii i trzydaniowego obiadu. Im kruszec rzadszy, tym trudniej go stworzyć z niczego. Ale nic nie jest niemożliwe.
- Och... z całą pewnością się wybiorę - odwzajemnił jej uśmiech. - Trochę nie mam wyboru bo mój przyjaciel, a zarazem przełożony wysłał mnie na przymusowy urlop, ale moje odwiedziny przy twoim straganie będą naprawdę przyjemnością. Zwłaszcza po takiej zapowiedzi niespodzianki. Nie będę więc dopytywał.
Nataniel nigdy by nie pomyślał, że kiedyś zainteresuje się wydarzeniem innym niż zbierająca się potajemnie w starych ruinach sekta mniej lub bardziej nieudolnych czarnoksiężników, którym wydawało się, że potrafią poskromić czarną magię tylko dlatego, że jeden z nich przypadkowo odczytał znaki na wiekowym cyrografie z jakiejś magicznej księgi, a tu proszę. Festyn z okazji nadejścia wiosny. Ostatni raz mag był na takowym blisko sześćset trzydzieści lat temu z ojcem i matką, kiedy władze Ascant-Flove debatowały gdzie ma stanąć miejski ratusz i ile podatków trzeba ściągnąć do jego wybudowania. Od tamtej pory nie istniała w tym regionie świata świętsza tradycja.
Kiedy Ogana nagle wypytała go o plany na najbliższe dni, Nataniel delikatnie zdębiał. Jakby się nad tym zastanowić, nigdy nie musiał planować sobie zajęć bo zawsze miał pod ręką listy z rozkazami z Inwizytorium, a od kiedy zgodził się nauczać w Rapsodii, rzadko opuszczał uniwersyteckie mury. W tamtej chwili zabrakło mu starego Willa. On by wiedział jak zwykły człowiek powinien spędzać emeryturę.
- Cóż... nie do końca - odpowiedział zagadkowo. - Chociaż na pewno będę chciał poświęcić dzień lub dwa na przejrzenie tego bałaganu na schodach, zajrzę na posterunek straży, mam tam kilka znajomości i do kowala co mieszka tu po drugiej stronie rynku. Jest nordyjczykiem więc nie wątpię aby pół wieku zbytnio na niego wpłynęło. Odwiedzę też miejską bibliotekę i odświeżę kontakty z miejscowymi czarodziejami. Na pewno kilku tu znajdę, a my lubimy wiedzieć gdy ktoś nam rzuca czarami pod nosem. Lepiej wtedy śpimy. Ale jeśli będę ci do czegoś potrzebny to śmiało wpadaj i proś. Klucza ci nie będę odbierał bo kto wie kiedy znowu będę musiał się teleportować w inny region świata.
Informacja o tym, że Ogana ma jednak pomoc w piekarni bardzo rozweseliła maga. Prowadzenie takiego interesu bez Willa na pewno nie było łatwe.
- Nie wiem czy właściwe będzie pytanie, ale macie dzieci? - zapytał z czystej ciekawości.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Sob Lip 16, 2022 12:50 pm
autor: Ogana
        Ogana była najpierw trochę zaskoczona, a później wyraźnie zadowolona tym jak stanowczo Nataniel ocenił jej możliwości i zakazał się przepracowywać – co za troska, aż była skłonna pomyśleć, że troszczył się trochę za bardzo jak na to, że była tylko jego sąsiadką. Albo też po prostu miał taki władczy charakter i lubił mieć pod kontrolą swoje otoczenie… Pokusa uśmiechnęła się do niego z dumą.
        - Cieszę się bardzo dobrym zdrowiem – oświadczyła, nie wprost odpowiadając na pytanie. – Nie wypada chyba, bym sama o sobie mówiła, że jestem pracowita, ale tak, chyba jestem. I lubię to co robię – podkreśliła. – Pieczenie sprawia mi satysfakcję. W zagniataniu ciasta drożdżowego jest coś kojącego. Ten zapach, delikatne, sprężyste ciasto pod palcami… - zawiesiła głos, po czym z przejęciem westchnęła, jakby mówiła jednak o czymś znacznie przyjemniejszym niż takie zwykłe przygotowywanie drożdżówek. Chciała, żeby wyobraźnia sąsiada weszła na trochę wyższe obroty i pomyślał o tym, jak ona zanurza palce w cieście, jak je ugniata z wysiłkiem… Mogła tak też kogoś masować. Szerokie, męskie plecy partnera po dniu ciężkiej pracy…
        Z miłych myśli Ogana została wyrwana niespodziewanym pokazem magii w wykonaniu Nataniela. Aż podskoczyła w miejscu, gdy wyczarowana znikąd kłoda spadła na palenisko. Usta ułożone w kółeczko zasłoniła dłonią, ale po chwili rozluźniła się i oparła dłoń na swoim dekolcie, posyłając sąsiadowi przepraszający uśmiech.
        - To było zaskakujące – oznajmiła z uznaniem. – Więc mówisz, że byłbyś w stanie wyczarować wszystko z niczego? To wielka potęga. Nie boisz się, że jej nadużyjesz? Nie korciłoby cię, by wystawić sobie taki piękny dom, który przyćmi nawet dwór hrabiego? – zapytała, ewidentnie się z nim drocząc. Takim kuszeniem było też to, że nie powiedziała mu, co dla niego będzie miała przygotowane na festyn. A niech przyjdzie i sam się przekona. Zamierzała zrobić wszystko, by uznał, że było warto – jak nie dla samego jej towarzystwa to chociaż dla tego, co dla niego przygotuje. Choć musiała przyznać, że czuła, że się z nim dobrze dogaduje, rozmowa sama płynęła, a jej było dobrze i swobodnie tak sam na sam w jego domu. Mogłaby tak częściej. Dlatego też gdy tylko nadarzyła się okazja, nie zastanawiała się nawet przez chwilę tylko od razu z niej skorzystała.
        - Mogę popołudniami wpaść i pomóc w porządkach – zaproponowała. – Mam doświadczenie. A poza tym znam twój dom już prawie tak dobrze jak ty sam – dodała. Nie było w tym wcale wielkiej przesady, bo przez te lata ścierania tych samych kurzy naprawdę pamiętała już gdzie leży która księga i gdzie znajdzie znajdują się przeróżne drobiazgi codziennego użytku: odpowiednie talerze, garnki, szczotka do podłóg i tak dalej. Z tych pierwszych nie potrafiłaby zrobić użytku i odpowiednio doradzić co począć z tymi fantami, ale za to z tymi drugimi poradzi sobie bez problemu. Pomyślała, że to dość nietuzinkowy sposób na to, by bliżej się poznać, ale tak naprawdę dobry jak każdy inny.
        - O, dziękuję za propozycję. I za zaufanie – dodała, sięgając odruchowo po schowany w kieszonce sukienki klucz do tylnych drzwi kamienicy. Ciekawe co sobie Nataniel pomyśli, gdy dowie się, że Pokusa będzie nadużywać tej grzeczności? Ona czuła, że nie powinien być specjalnie zły. Może przez chwilę… Ale udobrucha go.
        Pomyślała o jeszcze jednej rzeczy. Czy jej nowy sąsiad zniżyłby się do tego, by pomóc jej w piekarni? Był czarodziejem, wiekowym i znanym, Will opowiadał, że to poważna persona na uniwersytecie. Zniży się do tego, by przesypywać mąkę albo pakować bułki do koszy? Zapyta go, z pewnością zapyta…

        Ogana uśmiechnęła się miło, choć z nutką nostalgii – tak, jak powinna uśmiechać się wdowa, która kochała swojego męża. Oczywiście jej uczucie do Willema było prawdziwe, ale na pewno nie tęskniła za macierzyństwem. I tak nie mogłaby mu dać dziecko, a w przypadku jej rasy takie instynkty były obce…
        - Nie, nie mamy – odparła spokojnie. – Nie martw się, nie uraziłeś mnie tym pytaniem. Po prostu… Nie udało nam się. Niektórzy powiedzieliby, że źle ułożyliśmy sobie priorytety, bo po ślubie najpierw skupiliśmy się na remoncie domu, by przygotować go na przyjęcie rodziny… Której nie zdążyliśmy ostatecznie powiększyć. Willem zmarł niespodziewanie. Nieszczęśliwy wypadek, podczas rozróby w barze został uderzony w głowę przez jakiegoś poszukiwacza przygód na tyle niefortunnie, że już po tym nie wstał. Wybacz, jeśli mówię o tym za bardzo otwarcie… Dla mnie minęły już lata od jego śmierci. Życie toczy się dalej – wyjaśniła z przepraszającym uśmiechem.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Śro Lip 20, 2022 12:40 pm
autor: Nataniel
- Cóż... - zaczął, nie zauważywszy nawet, że jego głos przybiera akademicki ton, jakby właśnie prowadził wykład dla pełnej auli studentów. - Z domem to zupełnie inna kwestia. Magia Istnienia pozwala mi tworzyć rzeczy proste, jak kamyk lub gałąź oraz te bardziej złożone, jak na przykład miecz. Żeby stworzyć dom, musiałbym pomyśleć o każdej rzeczy prostej i złożonej, która się na niego składa. O każdym kamieniu w podmurówce, o zaprawie, belkach, dachówkach, szybach w oknie... to kosztuje wiele energii i wystarczy, że o czymś zapomnę, wszystko legnie w gruzach ponieważ samą Magią Istnienia nie wpływam na grawitację. Stworzona deska musi być na określonej wysokości, wpierw pod nią musi powstać jakaś kolumna lub haki, na które opadnie i będzie stabilnie leżeć i tak dalej. Żeby zrobić dom, musiałbym myśleć jak architekt, od dołu do góry, umieszczając kolejne warstwy. Oczywiście taka posiadłość będzie tak samo rzeczywista jak wszystkie inne, ale sądzę, że prędzej bym się przekręcił niż ją postawił. Aczkolwiek słyszałem, że Klasztor Mrocznych Sekretów, największa biblioteka magii na Łusce powstał właśnie w ten sposób. Setka potężnych magów, połączonych nicią w jeden zbiorczy umysł, śniący o najwspanialszej bibliotece w dziejach świata. Ale jak już mówiłem, to kwestia doświadczenia i zasobów energii, choćby mnie korciło, fizycznie nie jestem w stanie tego dokonać. Nie w tym wieku. Może za cztery milennia - zaśmiał się ciepło i dopił wino, które powoli zaczynało na niego działać.
W tym czasie słońce albo nie ruszyło się z miejsca, albo latarnik nasączył knoty lamp czymś mocniejszym, bo światło wpadające przez okno było równie silne co za dnia, a cień Ogany wogóle nie przybliżył się w jego stronę. Albo to działanie wina nieco go otumaniło.
Jakby nie patrzeć, nie wypił tyle od blisko pięćdziesięciu lat, kiedy wyruszał na - wtedy o tym nie wiedząc - swoją ostatnią inkwizytorską misję, a podpijanie zapasów z gabinetu dziekana się nie liczyło. Ostatecznie jako odpowiedzialny za studentów i całą katedrę czarodziej, nie mógł się sprowadzać do stanu z czasów bycia studentem i wracać na czworaka przez ogródek w nadzieji, że magiczna marchew wychodowana przez naturian go nie zauważy i nie zaatakuje, budząc przy tym rektorkę. Oczywiście, że nie mógł. Gabe West, dziekan i równie odpowiedzialny mag sam mu to wytknął, kiedy rektorka skończyła już na nich krzyczeć za podpalenie wspomnianego ogródka, kiedy wracali w środku nocy z małej libacji z okazji zatrudnienia Nataniela na uniwersytecie. Razem wtedy doszli do wniosku, że profesor-rektorka jest gorszą zołzą i prymuską niż jak była z nimi w jednej klasie, ale zachowali tę opinię dla siebie, by nie stracić pracy. Chyba wciąż chowała urazę za to, że Nataniel dostał maksymalną liczbę punktów z egzaminu końcowego, pojawiając się na zajęciach trzy razy w ciągu całego semestru.
Teraz tą wiedzą mógł imponować innym, choć nie sądził, że znajdzie dla niej wielu zapalonych słuchaczy lub słuchaczek.
- No nie wiem - udał lekkie zakłopotanie i zerknął na półkę pełną ojcowskich bibelotów. - Nie widziałaś jeszcze kolekcji czaszek za regałem i słoików z odczynnikami. A lepiej ich nie wdychać.
Nie sądził i nawet nie zakładał, że Ogana mu uwierzy, choćby przez fakt, że uśmiechał się pod nosem, jednak był w bardzo dobrym humorze i postanowił tego nie ukrywać.
- Mimo wszystko bardziej potrzebowałbym tu miłego towarzystwa niż faktycznej pomocy w sprzątaniu.

Poznanie kolejnych szczegółów ze śmierci Willema nie przyniosło Natanielowi większej ulgi. W pierwszym odruchu miał ochotę pobiec na posterunek straży i solidnie potrząsnąć tamtejszym kapitanem, dopóki nie uświadomił sobie, że może oberwać po głowie niewinny młody człowiek. Ten, który piastował urząd pięćdziesiąt lat temu na pewno już wypoczywał na emeryturze. Należało więc odpuścić i iść do przodu, bo człowiek do końca zwariuje.
- Rozumiem. I jeszcze raz moje szczere kondolencje.
- Późno się robi - podzielił się uwagą z sąsiadką i przetarł twarz z pierwszego zmęczenia. - Nie chcę cię tak brutalnie wyrzucać, ale może dokończymy nasze rozmowy kiedy indziej? Na przykład na festynie - zaproponował, potwierdzając tym samym swoją obecność na zabawie i przy stoisku Ogany.

W tym samym czasie przy tylnej bramie miasteczka strażnicy wdali się w rozmowę z dwójką mężczyzn w długich, brązowych habitach z symbolem dwunastoramiennej gwiazdy Najwyższego na piersi. Obaj byli wysocy, mieli kute rysy twarzy, niebieskie oczy, długie i jasne, splecione na karkach włosy oraz czarne tatuaże gwiazdy pod lewym okiem.
- Świątobliwi to z jakąś sprawą do Ascant-Flove?
- Przejazdem - odpowiedział jeden z nich, wręczając strażnikowi monetę. - Znajdziemy tu gdzieś przyzwoita gospodę?
- Ano będzie jedna taka po drugiej stronie rynku, naprzeciwko fontanny. Łatwo traficie. Po przekątnej jest bardzo dobra piekarnia.
- Dziękujemy - rzucił drugi przybysz, poprawiając na sobie kapotę, przez co dołem szaty zgubił kilka białych niczym śnieg piór.
- Jesteś pewny, że znajdziemy tu coś podejrzanego? - zapytał niepewnie jeden anioł drugiego, kiedy spacerowali już pustą ulicą.
- Oczywiście. Ten drwal z wioski obok nie bełkotał by o kobiecie z diablimi różkami bez powodu.
- Ale tu? W tak spokojnym miasteczku?
- Właśnie tu. Ktoś się tu ukrywa i chyba poczuł się za bezpiecznie. Dlatego właśnie to my mamy się temu przyjrzeć.

[Miasteczko] Nierychliwa, sprawiedliwa

: Nie Lis 27, 2022 1:51 pm
autor: Ogana
        Studentka może i była tylko jedna, za to taka, dla której warto było prowadzić wykład, nie zważając na resztę – zapatrzona w wykładowcę, zasłuchana, pilna. Niby prosta piekarka, a sprawiała wrażenie, jakby naprawdę rozumiała teorię magii i słowa Nataniela nie były dla niej wcale aż tak niezrozumiałe, jak można by podejrzewać. Sprawiała wrażenie, jakby naprawdę mogła pójść na uniwersytet i uzyskać tytuł naukowy. I to nawet nie przez to, że wielu profesorów zaliczałoby jej za piękne oczy! Miała pewną wrodzoną inteligencję i mądrość.
        Na śmiech sąsiada Ogana odpowiedziała szczerym uśmiechem. Również zwilżyła wargi w winie.
        - To fascynujące o czym mówisz - zapewnił szczerze. - Miło posłuchać o tym, co dzieje się w wielkim świecie, a nie tylko na własnym podwórku. Zdobyć trochę wiedzy. Nawet jeśli nigdy mi się nie przyda, przynajmniej będę miała satysfakcję, że wiem trochę więcej niż inni i to nie tylko o tym kto z kim i czy na pewno - zażartowała.
        W rzeczywistości historia o powstaniu Klasztoru Mrocznych Sekretów była jej znana, a jedynie podstawy magii kryjące się za tym procesem stały się teraz dla niej jaśniejsze, ale nie musiała tego mówić Natanielowi - niech nie uważa jej za mądrzejszą, niż chciała by ją postrzegał. Mężczyźni woleli kobiety niezbyt mądre, a już na pewno nie mądrzejsze od nich.
        - A skąd pewność, że nie widziałam? - podłapała żartobliwym tonem, ale zaraz pokręciła głową. - Nie, faktycznie nie widziałam, masz rację. Nie szperałam ci po rzeczach, sprzątałam tylko to co na wierzchu. Albo to co zaczynało już dziwnie pachnieć - dodała, znowu żartem.
        - A pomoc ze sprzątaniem można połączyć z miłym towarzystwem… w różnych proporcjach - dodała, już świadomie kuszącym tonem. Niech Nataniel poczuje się zaproszony do kontynuowania tej znajomości. Tak sąsiad mógł być dla niej przydatny, a ona na pewno też nieraz może okazać się mu pomocna, warto by mieli ze sobą dobry kontakt.
        - Masz rację, późno już - westchnęła, odstawiając swój pusty kieliszek na stolik. Wstała i przygładziła sukienkę wdzięcznym gestem.
        - Słońce niby jeszcze na niebie, ale jak na piekarkę to się zasiedziałam - wyznała z przepraszającym uśmiechem. - Wstaję jeszcze przed pierwszym kurem, więc chodzę spać również przed kurami… Ale w miłym towarzystwie czas biegnie stanowczo zbyt szybko. Musimy to powtórzyć.
        Pozwoliła Natanielowi odprowadzić się do drzwi, a nim wyszła, wspięła się na palce i pożegnała z nim całusem w policzek. Być może robiła mu nadzieję.
        - Do zobaczenia - powtórzyła z uśmiechem i wyszła.

        Z klucza, który nie został jej odebrany, skorzystała już następnego dnia. Nataniel, o ile nie siedział w salonie, pewnie nawet się nie zorientował, że ktoś do niego wszedł skoro świt, gdy jednak poszedł do kuchni przygotować sobie śniadanie, to już na niego czekało - świeżutkie bułki ze swojskim masłem, świeżymi warzywami, wędliną, białym serem. Na deser zaś czekała na niego drożdżówka z rabarbarem i szczodrą warstwą maślanej, słodkiej kruszonki. Nie było wątpliwości, Ogana potrafiła piec z miłością i te wypieki były tego najlepszym przykładem - nie szczędziła na nie ani składników, ani czasu, ani troski przy przyrządzaniu. Nic dziwnego, że nawet dwór czasami życzył sobie by go zaopatrywała.

        - Natanielu, dzień dobry!
        Ogana sprawiała wrażenie, jakby tylko czekała na to aż jej sąsiad wyjdzie z domu, nieważne którymi drzwiami. Zaraz stanęła w progu swojej piekarni i przywitała go z uśmiechem.
        - Jak tam minęła pierwsza noc po powrocie do domu? - zagadnęła wesoło. - Jakieś piękne sny? Ponoć taka pierwsza noc w nowym miejscu albo po długiej nieobecności bywa prorocza - oświadczyła, powołując się na wiejskie gusła.
        Ciekawe, czy ich wczorajszy kontakt był na tyle silny, by czarodziej mógł śnić o niej? To byłoby bardzo fortunne, ale niestety, szanse na taki obrót zdarzeń były pół na pół.