Strona 1 z 2

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Pon Gru 20, 2021 6:41 pm
autor: Ascal
Kierował się w stronę miasta, które znajdowało się na jednym ze skrajów Lasu Driad. Wędrował z Rubidii i specjalnie wybrał taką drogę, żeby nie musieć zahaczać o Valladon, a drogę swą spędzić jak najdłużej w lesie. Wiedział, jakie niebezpieczeństwa mogą się w nim czaić. Wiedział, że Las Driad był trochę inny od, na przykład, Szepczącego Lasu. Tylko, że to nie zmieniało zbyt wiele, nadal był leśnym elfem, który lubił towarzystwo wielkiej ilości drzew wokół siebie i zwierząt, które mogły zamieszkiwać lasy. Dlatego też wykorzystywał każdą okazję, aby móc przybywać właśnie w takim środowisku. I właśnie to było powodem, dla którego wędrował teraz przez to miejsce, czasem nawet przedzierał się przez zarośla, aby móc pójść dalej. Nie podróżował w końcu szlakiem, bo przecież zboczył z niego, aby móc znaleźć się bliżej lasu. Starał się też nie robić hałasu, nie tylko przez to, że nie chciał płoszyć zwierząt, lecz również po to, aby nie zainteresować samym sobą driad, które zamieszkiwały właśnie to miejsce. Nie to, żeby się ich bał, po prostu… jego wędrówka będzie spokojniejsza, jeśli nie trafi na żadną z nich. Wątpił w to, żeby uznały go za osobę, która chce zniszczyć ten las lub zaszkodzić mu w inny sposób, dlatego też nie spodziewał się walki z driadami.
Wyruszył późnym popołudniem, więc nic dziwnego, że wieczór i noc zastały go już między gęstymi skupiskami drzew. To sprawiło, że zaczął rozglądać się za jakimś miejscem, w którym mógłby odpocząć w tym czasie. Miejsce, w którym nie byłby czymś, co zainteresowałoby drapieżne zwierzęta, które polują nocą. Ogień odstraszał część z nich, dlatego, gdy tak szukał jakiejś niewielkiej polany, zbierał też drwa na ognisko. Nie było też tak ciemno, że musiał używać światła, choć, w razie czego, mógł użyć magii życia, aby na chwilę zmodyfikować swoje oczy tak, aby ułatwiały mu widzenie w ciemności. Teraz nie musiał tego robić i liczył na to, że znajdzie odpowiednie miejsce na nocleg, zanim zrobi się tak ciemno, że zacznie widzieć słabiej.

Gałęzie wylądowały na małej polance, obok drzewa, które rosło niemalże na jej środku. W pobliżu zauważył też kilka mniejszych, a nawet jedną czy dwie sadzonki, które były niewiele wyższe niż trawa porastająca to miejsce. Odłożył plecak, oparł go o pień drzewa i wykopał niewielkie wgłębienie, w które wrzucił część drewna. Zerwał trochę suchej trawy, która rosła na jednym z brzegów polany – tam, gdzie zaczynały wyrastać krzewy, które zresztą otaczały ją i częściowo maskowały. Wrócił do miejsca, które wybrał sobie na odpoczynek, a suchą trawę włożył między gałęzie. Wyciągnął krzesiwo i zapalił je, aby suche drewno zajęło się powstałym w ten sposób ogniem. W mieście zakupił nieco żywności i, choć większość stanowiła ta, którą kupuje się na podróż, to na dzisiejszą kolację przygotował sobie porcję baraniny i chleb, który do tego czasu powinien zachować względną świeżość. Mięso nadział na zaostrzony patyk, który wbił nieco w ziemię i umieścił nad ogniem. W czasie, gdy baranina się piekła, on zdążył zjeść większość pieczywa, które miało być przeznaczone na kolację. Właściwie… można było uznać, że właśnie ją jadł. Baraninę stanowiły cztery fragmenty, dość cienko pokrojonego mięsa, co sprawiło, że były gotowe znacznie szybciej. Ascal jadł je prosto z zaostrzonego patyka, zagryzał chlebem i popijał wodą.
Po tym wszystkim, gdy był już najedzony i gotowy do odpoczynku, dorzucił do ognia resztę gałęzi, aby ognisko nie zgasło zbyt wcześnie, gdy on będzie spał. Później ułożył się wygodnie i spróbował zasnąć.

Po kilku godzinach nastał ranek, a słońce zaczęło wschodzić zza horyzontu. Leśna roślinność zaczęła budzić się, głodna promieni słonecznych. To samo działo się z mieszkańcami lasu, przynajmniej tymi, którzy poruszali się po nim za dnia. Nocne stworzenia natomiast zaczęły chować się w swoich norach, jaskiniach lub innych miejscach, w których będą mogły przeczekać dzień. Jedyną istotą, która przespała tu noc i, która powinna się już obudzić, był Ascal. Elf ten nadal leżał oparty o pień drzewa na niewielkiej polanie, jego oczy były zamknięte, a w niewielkiej dziurze w ziemi, w której poprzedniego wieczora rozpalił ognisko, znajdowały się już tylko niedopałki ogniska. Te wypuszczały z siebie cienkie strużki dymu, który znikał w powietrzu. Jego plecak znajdował się tuż obok niego. Jedynie jego oczy nadal pozostawały zamknięte. Nie miał na sobie płaszcza, ten posłużył mu za coś w rodzaju przykrycia. Na pewno, gdyby w jakiś sposób mógł zobaczyć samego siebie, zdziwiłby się, że widzi się w takim stanie. Nawet on sam wiedziałby, że powinien się już obudzić. Nie był ranny, nie był zatruty, ani nawet chory czy zmęczony. To przedostatnie, w przypadku jego rasy przynajmniej, nawet nie mogłoby mieć miejsca przez ich wrodzoną odporność na choroby. Pytanie, dlaczego tak się działo? Dlaczego spał, mimo że powinien już otworzyć oczy i ruszać w dalszą drogę? Ktoś rzucił na niego zaklęcie, które sprawia, że nie może się obudzić przez czas jego działania? Może to jakiś psotny chochlik postanowił, że zabawnie będzie uśpić wędrowca, który postanowił zatrzymać się w lesie i spędzić w nim noc? A może sprawiła to jedynie ponowna bliskość lasu, szum drzew, gdy wiatr przez nie przelatywał i odgłosy leśnej zwierzyny? W końcu Ascal był elfem. Leśnym elfem.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Nie Lut 20, 2022 5:31 pm
autor: Aurea
Ten portal nie był jak najmilszym doświadczeniem. Aurea, zamiast gładko wyskoczyć, wypadła z niego z impetem robiąc kilka fikołków i zatrzymując się dosłownie chwilę przed uderzeniem w drzewo. Tuż po niej w podobnym stylu dołączył Bellum i czarny kiciuś. Im jednak łatwiej było się podnieść po tym wszystkim. Naturianka wciąż miała lekkie zawroty głowy, a na domiar złego próba wstania z ziemi zakończyła się upadkiem. Znowu zaczęły ją boleć nogi, jakby nie mogły później. Rozłożyła więc skrzydła i użyła ich, żeby się podnieść oraz dosiąść swojego lwa. Po drodze musiała jeszcze odgonić kociaka, który nie był zadowolony, że zajmuje ona jego miejsce. Nawet zamiauczał żałośnie, okazując swoje oburzenie.

- No już – wyciągnęła ku niemu rękę i pogładziła go po głowie.

Gdy świat już całkowicie przestał wirować, rozejrzała się wokół. Tropikalne rośliny pozostały jedynie wspomnieniem, tu były najzwyklejsze liściaste i okazjonalnie iglaste drzewa. Aurea założyła więc, że faktycznie udało jej się dostać na kontynent. Bez wątpienia była w lesie, niestety nie wiedziała w jakim, a było ich całkiem sporo w Alaranii.
Fellarianka bez wahania uznała, że ruszy przed siebie szukając kogoś, kogo będzie mogła spytać, o to, gdzie się właściwie znajduje.
Nie zwlekając, zrealizowała swój plan. Bellum szedł spokojnie, jak przystało na dostojnego lwa. Tymczasem Węgielek oddalał się co chwilę, wracał, skakał lub polował na owady. Było to całkiem przyjemne widowisko.
W pewnym momencie, gdy drzewa lekko się przerzedziły, Aurea dostrzegła czyjąś sylwetkę opartą o drzewo. Zatrzymała swojego kociego wierzchowca i z niego zeszła. Nogi wciąż bolały, więc podleciała do śpiącego mężczyzny i przycupnęła obok niego na trawie. Spojrzała na swoje ramiona i spostrzegła, jak szkarłatne zawijasy bledną, a błękitne stają się jeszcze bardziej wyraziste. W tym momencie wiedziała, że raczej nie musi się obawiać spiczastouchego.

- Hej - chwyciła go za ramię i delikatnie potrząsnęła.

Nie przyniosło to jednak oczekiwanego efektu. Naturianka zaczęła się nawet martwić, czy przypadkiem coś mu się nie stało. Przyjrzała mu się dokładnie i odetchnęła z ulgą, widząc, że nieznajomy oddycha.
Kątem oka zerknęła czy jej podopieczni są obok, jeśli ktoś zaatakował mężczyznę, mogło tu nie być bezpiecznie. Na szczęście kociak krzątał się w pobliżu, a Bellum siedział praktycznie za nią i czyścił sobie piórka.
Tuż obok był wyraźny ślad po ognisku. Oznaczało to, że mógł tu nocować. Poza tym jednak nie widać było nic sugerującego bójkę czy atak. Również nie widziała na jego ubraniach żadnych plam krwi.

- Może po prostu za dużo wypił? Albo się czymś struł? – rozważała fellarianka.

Chcąc wykluczyć alkohol, zbliżyła się do jego twarzy, by sprawdzić, czy coś wyczuje. Tymczasem Bellum zaciekawiony tym, co robi jego właścicielka, także podszedł do elfa, i w tym momencie do jego nosa dotarł zapach baraniny. Smakowita woń była na tyle kusząca, że bez skrępowania polizał mężczyznę po twarzy.

- Bellum, co ty wyprawiasz?! – fellarianka z trudem odepchnęła przerośniętego kocura na bok.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Nie Lut 27, 2022 1:15 pm
autor: Ascal
Śnił o chochlikach. Małych, fioletowych człowieczkach, które najpierw goniły jego, lecz później role te odwróciły się – w połowie snu, a przynajmniej tak można było to określić, to on zaczął gonić je. Chociaż, może bardziej pasowałoby tu określenie, że one goniły go na zasadzie zabawy w berka, gdy on szukał ich podobnie jak wtedy, gdy szuka się innych w czasie zabawy w chowanego. A leśna gęstwina, po której się poruszał, w ogóle tego nie ułatwiała. Czuł, że musi je znaleźć – może nie wszystkie, bo miał wrażenie, że wystarczyłoby znaleźć jednego z nich, aby poznać miejsca, w których znajdują się pozostałe chochliki. Tylko, że nie był nawet blisko osiągnięcia tego właśnie celu.
Poczuł, jak ktoś lub coś ciągnie go za ramię, jednak gdy się obejrzał, zobaczył, że ostry koniec gałęzi zaczepił się za jego ubranie dokładnie w tamtym miejscu na jego ciele. Złamał gałązkę i poszedł dalej, uważnie rozglądał się za jakimiś śladami przebywania w tym miejscu magicznych stworzeń, których poszukiwał.
Chwilę później poczuł coś mokrego na twarzy. Odruchowo spojrzał w górę, ale nie było śladu po deszczu. Po kroplach, które mogłyby spaść na jego policzek, wcześniej przelatując przez korony drzew. Przez nie, w niektórych miejscach, prześwitywało jedynie światło słoneczne…

Nagle znalazł się w innym miejscu. Nadal był w lesie, jednak czuł pod swoimi plecami twardą ziemię, a gdy otworzył oczy, zobaczył, że znajduje się na polanie i nie jest sam. Odruchowo chciał się wycofać, ale jego plecy od razu napotkały opór w postaci pnia drzewa, pod którym położył się poprzednio. Powoli zaczynał przypominać sobie, co działo się ostatnio, czyli poprzedniego wieczora właśnie. Pytanie tylko, dlaczego spał tak długo? Wydawało mu się, że przynajmniej kilka godzin temu nastał ranek – teraz była już pora dnia, a słońce znajdowało się wysoko na niebie. Nie wiedział, kim jest osoba, która teraz klęczała obok i zwierzęta, które były jej towarzyszami. Nie wiedział, jakie może mieć wobec niego zamiary…
Dlatego, gdy tak ciągle trzymał jedną z dłoni za plecami, wykonał nią trzy gesty i oparł o pień drzewa. Stworzył proste zaklęcie, które miało przywołać portal tuż za jego placami, a także drugi, kilka kroków dalej i wyżej. Ascal oparł się o pień, ale wpadł prosto w stworzone przez siebie magiczne przejście, które zresztą zamknęło się od razu, gdy tylko pochłonęło czubki jego butów. Wypadł z niego na tej samej polanie, jednak w niewielkiej odległości nad nią – choć czas spadania nie był długi, to udało mu się przekręcić w locie i wylądować na nogach, w lekkim przykucnięciu. Dłońmi oparł się też o miękką trawę. Spojrzał na nieznajomą podejrzliwym wzrokiem, co zdradzały lekko przymrużone oczy.
         – Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - zapytał od razu. Nie zbliżył się do niej nawet o pół kroku. Wolał zachować ten odstęp między sobą i nią, a także jej zwierzętami. Mógł bardzo szybko przystąpić do bronienia swojego życia, jednak taka odległość – choć niewielka – pozwalała na zastanowienie się, nawet krótkie i, które zajęłoby tylko chwilę, nad tym, co chciałby zrobić. Gdyby przystąpiła nagle do ataku oczywiście. Ascal akurat nie miał zamiaru atakować jej jako pierwszy. Póki co, nie czuł też zagrożenia z jej strony, ale, mimo wszystko, musiał być przygotowany na to, że to tylko pozory i dziewczyna zaatakuje go. Zrobi to, albo każe – może nawet telepatycznie – ruszyć w jego stronę swym towarzyszom. Z drugiej strony szybko wpadł na pomysł, żeby wykorzystać to w inny sposób. Aura danego stworzenia może podsunąć mu pewne informacje na jego temat, a on przecież wiedział, jak odczytywać te znaki. Jak odczytywać aspekty smaku, barwy i struktury aury. Poświata ją otaczająca sugerowała, że nieznajoma ma skłonności ku byciu dobrą osobą. Tylko, czy to sprawiło, że od razu mógł być pewien, że go nie zaatakuje? Nie. Raczej nie. Tak nie było, przynajmniej w jego przypadku. Może komuś innemu by to wystarczyło, jednak on nie należał do takich osób.

W międzyczasie, powróciły do niego też wspomnienia. Tym razem były to jego, osobiste, i to takie, które dzielił tylko dzień od aktualnych wydarzeń. Przypomniał sobie, że naprawdę spotkał w tym lesie chochliki, a raczej to one wpadły na niego. Nie był pewien, czy postanowiły coś mu przez to zrobić… Chociaż wydawało mu się, że właśnie tak było, a to, o czym śnił, było jedynie zapewnieniem ku temu, że rzuciły na niego jakąś klątwę. Przeczucie podpowiadało mu, że mieszkały w tym lesie. Podpowiadało mu też, że powinien je znaleźć. Może nawet namówić lub zmusić do tego, żeby zdjęły z niego to zaklęcie, czymkolwiek by ono nie było. Wiedział jedynie, że ma na niego jakiś negatywny wpływ. Jak duży? Tego akurat nie wiedział, ale z czasem zapewne się tego dowie.
         – Nie znam cię, więc jeśli natknęłaś się na mnie przez przypadek, to pora zakończyć to krótkie spotkanie. Muszę… odnaleźć kogoś, kto na pewno ukrywa się w tym lesie – odparł, gdy zaczęło wydawać mu się, że może zbyt długo stoi tak i nie mówi zupełnie niczego. Może znów pochłonęły go jego własne myśli.
Nie był pewien, od czego powinien zacząć, ani tego, w którą stronę w ogóle powinien iść. Jak mógłby odszukać te niewielkich rozmiarów stworzenia? Zdolność odczytywania aur może okazać się tu przydatna.
         – Im szybciej je znajdę, tym lepiej – wypowiedział cicho słowa, które były przeznaczone raczej wyłącznie dla niego. Każdemu przecież zdarzało się rozmawiać z samym sobą. Po chwili odwrócił się, miał zamiar wyjść z niewielkiego terenu, na którym znajdowała się ta polana. Najpierw, chyba, powinien przynajmniej spróbować zrobić jedną rzecz. Powinien odnaleźć miejsce, w którym doszło do jego spotkania z chochlikami.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Pią Mar 04, 2022 3:45 pm
autor: Aurea
Aurea widząc, jak spiczastouchy wpada w drzewo, w panice zamachała skrzydłami i odskoczyła do tyłu, pozostając w powietrzu. Zupełnie nie spodziewała się takiej akcji. Na dodatek po chwili wypadł z jeszcze innego portalu w dość widowiskowy sposób. Fellarianka aż otworzyła usta ze zdziwienia i wylądowała na trawie. Uniosła brwi, gdy zaczął do niej mówić, nie było to zbyt miłe powitanie, ale bywało gorzej. Przez dłuższy moment rozważała jednak, czy naprawdę wygląda aż tak niebezpiecznie, że nieznajomy trzymał się w bezpiecznej odległości od niej.

- Hm, to pewnie przez Belluma – stwierdziła w myślach, czasem zdarzało jej się zapominać, jak groźnymi zwierzętami są lwy.

- Um… Nazywam się Aurea, jestem fellarianką – wykrztusiła w końcu, gdy początkowy szok tak nagłym obrotem spraw minął – Myślałam, że jesteś nieprzytomny, nie mogłam cię dobudzić i po prostu chciałam pomóc – wyjaśniła – Jak otworzyłeś ten portal? To jakiś specjalny rodzaj magii? Muszę przyznać, że to niezwykle… praktyczne – stwierdziła z podziwem.

Nastała chwila ciszy, fellarianka nie bardzo wiedziała co dalej. Bellum krzątał się koło jej nóg niby bez celu, ale wciąż kątem oka obserwował mężczyznę w przeciwieństwie do kociaka, którego całkowicie pochłonęło polowanie na owady i zapomniał on o całym świecie.

- Ja ciebie też nie znam, ale zdradziłam ci już moje imię… Twoja kolej? – zasugerowała naturianka, uśmiechając się przyjaźnie – Może… mogłabym pomóc? No bo… Spałeś jak zabity, na pewno dobrze się czujesz? – spytała zatroskana.

Wciąż nie wiedziała, gdzie jest, na dodatek miała swoje plany, ale jej altruistyczna natura nie pozwoliła na to, by ot tak sobie poszła dalej, zapominając o tym spotkaniu. Widząc niepewność i nieufność elfa, co do jej osoby od razu dodała.

- Mam skrzydła – lekko nimi poruszyła – Bellum też – wskazała na lwa – Możemy się przydać.

Gdy jednak elf tak po prostu się odwrócił, ręce jej opadły. Westchnęła ciężko, po czym przeleciała nad jego głową i stanęła tuż przed nim. Zdążyła już zauważyć, że nie będzie zbyt łatwo z tą nową znajomością. Mimo to pragnęła ona trochę towarzystwa, więc tym bardziej nie zamierzała się poddawać i zaczęła zagadywać.

- A tak w ogóle wiesz może, w jakiej części Alaranii jesteśmy w stosunku do Szczytów Fellarionu? Jestem odrobinkę zdezorientowana, ah te portale… - spytała na wszelki wypadek – No ale… Może przynajmniej kawałek się razem przejdziemy? Co ty na to? Zawsze razem raźniej, a dodatkowa para oczu również bywa przydatna – dodała i z trudem powstrzymała się przed pytaniem, kogo dokładnie szuka, nie chciała wyjść na przesadnie wścibską. Skrycie liczyła, że jej otwartość oraz szczerość wywoła pozytywny efekt i sam jej powie coś więcej.

Cały ten dzień był dla niej pełen istnego szaleństwa, najpierw tropikalna wyspa i grupa intrygujących kotołaków, a teraz to. Kobieta postanowiła więc dać się ponieść przygodzie i zobaczyć co z tego wyniknie. Powrót do domu mógł zawsze zaczekać, chyba że elf okaże się jeszcze bardziej uparty w kwestii jej towarzystwa. Niestety dla niego ona również potrafiła postawić na swoim.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Śro Mar 23, 2022 2:56 pm
autor: Ascal
Skrzydlata kobieta nie powinna brać do siebie tego, że wolał zachować bezpieczną odległość i nie wyjawiać jej informacji na swój temat. To, że nie ufał nieznajomym, nie było akurat jej winą, tylko, że o tym też nie zamierzał jej powiadamiać. Przez chwilę zastanowił się nad tym, czy w ogóle chce odpowiedzieć na jej pytanie na temat swej magii. Nawet ogólna odpowiedź już coś zdradzi, ale brak takowej byłby źle zrozumiany. A on nie był przecież niewychowaną osobą.
         – Magia przestrzeni użyta w niecodzienny sposób – postanowił, że to będą słowa, które dziewczyna usłyszy i, może, zapamięta. Tyle powinno wystarczyć, żeby pojęła, co zrobił. Nie wiedział, ile sobie dopowie i, jak bardzo będzie to zbliżone do prawdy, ale właściwie niewiele go to obchodziło… do momentu, w którym nie zacznie go o to pytać, co potwierdzałoby lub zaprzeczało jej domysłom.
Nie zdradził jej swojego imienia, co więcej, na początku nawet tego nie planował. Gdy się obudził i ją zobaczył, chciał po prostu oddalić się i ruszyć w swoją stronę; w kierunku celu, który sobie teraz obrał. Już niewiele brakowało nawet do tego, żeby wcielił ten mały plan w życie, ale dziewczyna nadal się do niego odzywała i w dodatku zapytała go o imię. Wydawało mu się, że sprawiał wrażenie osoby, która niekoniecznie chce zawierać nowe znajomości, przynajmniej nie teraz, lecz widocznie to w ogóle jej nie zraziło. Nadal uważnie obserwował ją i jej zwierzęta.
         – Ascal – powiedział krótko. Zresztą, jego imię nie było przecież długie, a nic więcej nie miał tu do dodania. Jego nazwisko nie było tu ważne, a miał też wrażenie, że nie jest ona osobą, która rozpoznałaby go wyłącznie po imieniu i nazwisku.
         – Nic mi nie jest – to też była krótka odpowiedź. Nie czuł się źle, nie był osłabiony, a jego reakcje były takie, jak zawsze. Uważał, że wszystko z nim w porządku, choć na krótką chwilę zmarszczył brwi, gdy powiedziała mu, że „spał jak zabity”. Powoli łączył też fakty i to, co stało się wcześniej, zanim znalazł się w tym miejscu.
         – Skrzydła w lesie mogą się nie przydać, zwłaszcza te większe – wypowiedział kolejne słowa. Z drugiej strony, nie odrzucił przecież jej oferty pomocy, przynajmniej jeszcze nie. Wydawać by się mogło, że rozważa coś, prawdopodobnie to, czy w ogóle może mu się przydać nowo poznana osoba i zwierzęta, które jej towarzyszą. Mimo wszystko, postanowił, że raczej poradzi sobie sam i dlatego zdecydował się pożegnać ze skrzydlatą.

Zaskoczyło go nieco to, co zrobiła Aurea. Odruchowo przygotował jedną z dłoni do rzucenia szybkiego zaklęcia, był tylko jeden znak przed tym, aby aktywować portal, który mógł umieścić przed nią lub bezpośrednio pod jej nogami. Tylko, że nie dokończył zaklęcia, jeszcze nie przynajmniej, bo nie należał do tych, którzy atakowali pierwsi… musiał mieć najpierw pewność, że działania tej osoby zagrażają jego życiu, aby przystąpić do walki z kimś takim.
         – Nie powinnaś robić czegoś takiego w stosunku do nieznajomych… Co, gdybym poczuł się zagrożony i cię zaatakował? - odparł i zakończył pytaniem, które nie wymagało od niej odpowiedzi. Bardziej sugerowało, że mógłby coś takiego zrobić, ale nie czuł z jej strony zagrożenia i dlatego nie zaczął czarować.
         – To miejsce to Las Driad – odpowiedział. Nie był za to do końca pewien, w jakim rejonie tegoż lasu się znajdują, więc ciężko było mu też wskazać kierunek, w którym należy iść, żeby kiedyś dotrzeć do Szczytów Fellarionu. Chwilę później westchnął trochę cicho, może nieco zrezygnowany i jednocześnie przez to, że uświadomił sobie, że tak łatwo się jej nie pozbędzie.
         – Jeśli tak bardzo chcesz, możesz pomóc mi z odnalezieniem grupy chochlików. Prawdopodobnie znajduję się pod działaniem jakiegoś uroku lub klątwy, który rzuciły na mnie w ramach „żartu” i możliwe, że tylko one mogą ją ze mnie zdjąć – odparł w końcu. Przez cały czas nie był pewien, czy chce zdradzać te informacje i dało się to wyczuć w jego głosie. Może powinien dostrzec tu jakieś pozytywy, chociażby to, że więcej par oczu może faktycznie się przydać i może dzięki temu uda mu się szybciej znaleźć te małe szkodniki. Ostatecznie, może też szybciej natknąć się na wróżki, kompletne przeciwieństwo chochlików, którym może też udałoby się odczynić to, co zrobiły mu ich źli, fioletowi „krewni”. W każdym razie, musiał znaleźć jedne lub drugie i miał wrażenie, że z tymi drugimi dogadałby się lepiej i wszystko to przebiegłoby szybciej. Niestety, nie mógł przewidzieć, na które z tych stworzeń natknie się najpierw.
         – Chcesz się przyłączyć? - zapytał jeszcze. Tylko w duchu liczył na to, że dziewczyna w ostatnim momencie się rozmyśli. Nie był też pewien, komu nie ufał bardziej – jej czy może jej zwierzętom?

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Nie Mar 27, 2022 6:37 pm
autor: Aurea
Aurea zawsze lubiła magie, dlatego też każda obca dla niej dziedzina była równie ciekawa, jak te, co już znała. Dlatego bardzo się ucieszyło, że znalazła kogoś, z kim może o tym pogadać. Chciała mu zadać mnóstwo pytań, ale na razie musiała się powstrzymać. Elf był mocno skryty i nie chciała, aby poczuł się jak na przesłuchaniu.

- To niesamowite – pochwaliła – Bardzo przydatne – dodała po chwili gdy przyszły jej do głowy różne możliwości wykorzystania takich portali.

Naprawdę kusiło ją, aby pokazać nowemu znajomemu jedną ze swoich sztuczek, ale nie była aż tak naiwna. Najwyżej później mu pokaże, choć wewnętrznie nie mogła się doczekać. Co powie? Może też zna się na tych dziedzinach co ona? Może mógłby ją w jakiejś podszkolić?
- Ugh… Dopiero go poznałaś, kto wie, czy się zaraz jednak nie rozejdziemy, przestań wybiegać w przyszłość – skarciła samą siebie w myślach.

- Miło cię poznać Ascal – odpowiedziała z uśmiechem – Na pewno? – dopytała raz jeszcze, przyglądając mu się badawczo, jednak zważywszy na to, że nie wykazywał żadnych niepokojących objawów, było to raczej pytanie retoryczne.

Na jego uwagę odnośnie do wielkości skrzydeł mimowolnie na nie zerknęła, po czym rozejrzała się wokół. Drzewa były momentami dość gęsto, ale gdzieniegdzie widniały na tyle duże przerwy, że bez problemu mogłaby lecieć między nimi.

- Cóż, myślę, że to też kwestia zwinności. Fakt, wprawdzie nie wszędzie dałoby się wcisnąć, ale wystarczyłoby odpowiednie przechylenie i branie zamachów tam, gdzie jest więcej miejsca – stwierdziła.

Zaraz po tym dała mu małą próbkę tego, co potrafi, lądując tuż przed nim. Jak się okazało, nie był to najlepszy pomysł, bo najwyraźniej wystraszyła tym mężczyznę i prawie ją przez to zaatakował. Cała ta akcja zwróciła również uwagę Belluma, który zaczął skradać się do Ascala, który stał do niego tyłem. Gdy jednak zobaczył, że nic się nie dzieje, usiadł na trawie niemalże tuż za nim i po prostu bacznie go obserwował.

- Wybacz, po prostu nie sądziłam, że mogę być taka straszna – zaśmiała się, chcąc rozluźnić atmosferę – Las Driad hmm… Niewiele mi to mówi niestety. Ale zawsze to jakiś punkt zaczepienia, gdyby udało się zdobyć mapę – wymamrotała pod nosem bardziej do siebie.

Rozpromieniła się nieco na twarzy, słysząc, że nowo poznany znajomy postanowił przyjąć jej pomoc. Na dodatek sprawcami zamieszania miały być chochliki.

- Whoa. Te słodkie, fioletowe stworzonka mogły aż tak napsocić? – zdziwiła się. Słyszała o nich parę razy, ale sama nigdy jeszcze z żadnym przedstawicielem tej rasy nie miała styczności – Jasne, że się przyłączam. Myślisz, że muszą odczynić to własnoręcznie, w sensie za pomocą swojej własnej magii? Może wystarczyłaby arkana życia? – rozważała fellarianka.

W międzyczasie zaczęła odczuwać, że jej nogi dają się we znaki i jeśli zaraz nie dam im odpocząć, skończy się to okropnym bólem, więc wsiadła na grzbiet Belluma.

- Jak rozumiem, nie masz żadnego tropu na razie? – spytała, przed chwilą się wprawdzie obudził, ale może już coś mu przyszło do głowy albo coś zauważył – Ciekawe, gdzie te stworki mieszkają, może mają małe domki w koronach drzew albo jakieś dziuple – rozważała.

Ruszyli w kierunku wyznaczonym przez elfa, parę minut później dołączył do nich również czarny kociak. Plątał się lwu pod nogami tak bardzo, że w pewnym momencie skrzydlaty na niego prychnął. Od tej chwili młody postanowił trzymać lekki dystans. Tymczasem Aurea rozglądała się po drzewach i różnych zakamarkach czy przypadkiem czegoś nie zauważy.

- Właściwie to dokąd zmierzasz? Wiesz, jak już zrobimy porządek z tymi chochlikami – spytała zaciekawiona – Bo pewnie miałeś jakiś cel podróży czy coś… - dodała.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Sob Kwi 09, 2022 2:52 pm
autor: Ascal
Wzruszył ramionami. Dla niego magia nie była niczym niezwykłym, obcował z nią właściwie od najmłodszych lat, a sposób, w jaki się nią posługiwał był dla niego po prostu zwyczajny. Wiedział, że używanie portali w walce nie było czymś, co spotyka się często, jednak on nawet nie myślał o tym, żeby zaskakiwać w ten sposób osoby, które dopiero co poznał. Nie ukrywał się z tym, że walczy przy pomocy magii przestrzeni, choć używał jej dopiero wtedy, gdy musiał się bronić. Nie atakował kogoś, kto nie zaatakował go pierwszy. I zrobił to ponownie, mianowicie, wzruszył ramionami, gdy dziewczyna wspomniała o swoich skrzydłach i swych umiejętnościach latania. Nie zamierzał namawiać jej do tego, żeby ich nie używała, skoro była tak pewna tego, że bez problemu poradzi sobie z manewrowaniem między drzewami, ale po pewnym czasie będzie musiała z tego zrezygnować. Co prawda, on sam też niezbyt dobrze znał ten las, ale wiedział, że im głębiej będą szli, tym gęstsza będzie roślinność, a to prawdopodobnie właśnie tam będą mieli większą szansę na to, że spotkają tych, którzy odpowiadają za problemy Ascala. Z drugiej strony, jeśli coś jej się stanie, będzie musiał jej pomóc i zająć się ewentualnymi ranami i urazami, bo właśnie taki już był. Po to wyruszył w świat, aby pomagać rannym i chorym, więc nie mógłby odwrócić się od kogoś, kto zrobił sobie coś na jego oczach i powiedzieć, żeby osoba ta sama zajęła się swoimi ranami. Oczywiście, nie robił tego zawsze – źli ludzie nie zasługiwali na jego pomoc. Tylko, że Aurea nie wydawała mu się być kimś takim.

         – Daleko ci do kogoś, kto by mnie przestraszył – odparł po chwili. Dziwne wydawało mu się, że ktoś taki, jak ona uważał, że mógłby kogoś przestraszyć samym swoim wyglądem.
         – Po prostu mam swoje powody, dla których nie przepadam za tym, jak ktoś robi coś takiego – dodał jeszcze, w sposób, który dość otwarcie sugerował, że nie miał zamiaru mówić niczego więcej na ten temat. Widać było, że był nieufny, więc tym bardziej nie miałby zamiaru dzielić się z nią informacjami na temat swojej przeszłości.
         – I tyczy się to również twoich zwierzaków – dopowiedział na sam koniec. Nie odwrócił się, co prawda, ale łatwo było domyślić się, że mówi o tym z nich, który skradał się właśnie za jego plecami. Był elfem, jego zmysł słuchu był wyostrzony, choć i tak niewiele brakowało do tego, żeby umknęły mu ciche kroki skrzydlatego lwa.
         – Nie nazwałbym ich słodkimi. Ty zresztą też zmieniłabyś zdanie na ich temat, gdybyś je spotkała – odpowiedział. Próbował też przypomnieć sobie, jak wyglądały te, które były sprawcami jego kłopotów, a także to, ile ich było. Czyżby zaklęcie, które na niego rzuciły, utrudniało mu przywołanie sobie ich w pamięci? Zresztą, na samym początku nie był nawet pewien, czy na pewno spotkał je na swej drodze i, czy na pewno to one rzuciły na niego klątwę.
         – Może jeszcze wróżki mogłyby mi pomóc. Ich magia mogłaby zadziałać jak kontra na to, co zrobiły chochliki – rzucił pomysłem. Nie powiedział tego na głos, ale gdyby był pewien, że magia życia w tym przypadku zadziała, to już dawno by jej użył. Akurat z tą konkretną był bardzo dobrze zaznajomiony i opanował ją na wysokim poziomie, więc – gdyby mógł – dałby radę poradzić sobie sam z tym wszystkim i mógłby ruszać w dalszą drogę.
         – Nie mam, ale też nie spieszę się nigdzie, więc mogę przeszukać cały ten las – słowom tym towarzyszyło kolejne wzruszenie elfich ramion. Widocznie nie przeszkadzałoby mu to, bo zwyczajnie chciał pozbyć się tego, co na nim ciążyło i, co przysparzało mu niedogodności.

         – Do jakiegoś najbliższego miasta, może do Shari – odpowiedział jej krótko. Nie rozwinął tego jednak, bo nie chciał też zdradzać niczego więcej. Nie teraz… może nawet w ogóle tego nie rozwinie. Aktualnie wiedział, że nie miał zamiaru wyjawiać o sobie zbyt wielu informacji, bardziej skupiał się na tym, żeby mówić dość ogólnikowo i albo zostawiać szczegóły dla siebie, albo dzielić się takimi, które nie będą wiele znaczyły.
Nagle dopadła go fala zmęczenia, aż musiał oprzeć się o najbliższe drzewo, żeby nagle nie upaść na ziemię. Skrzywił się nieco, choć nie z bólu, lecz bardziej z irytacji, którą poczuł krótko po tym, jak domyślił się, co może być tego przyczyną. Jeśli miało to wyglądać w ten sposób, to musiał odnaleźć je jak najszybciej – bez różnicy czy wróżki, czy chochliki – i poprosić, namówić lub nawet zmusić je do tego, żeby zdjęły zeń klątwę. Chociaż… chyba wolałby spotkać wróżki, one były dobrymi istotami, które prędzej pomogą mu bezinteresownie i spotkanie z nimi ogólnie byłoby łatwiejsze. A, jeśli byłaby potrzeba pomocy im z czymś, on sam z chęcią by to zrobił, żeby chociażby zrewanżować się za to, że one pomogły jemu.
         – Wolałbym natknąć się na wróżki – odparł, choć trochę ciszej. Może z przyzwyczajenia powiedział to bardziej sam do siebie, a nie do osoby, która podróżowała teraz z nim.
         – Ty też raczej nie wiesz, gdzie konkretnie ich szukać, prawda? - zapytał, nieco nieobecnym głosem. Próbował znaleźć w swojej pamięci coś na ten temat; coś, co pomoże mu w całej tej sytuacji. Przeczytał w swym życiu wiele książek o różnej tematyce, może akurat w jednej z nich były jakieś informacje na temat tych stworzeń? Nie był pewien, ale właśnie teraz próbował to sprawdzić. A las, na szczęście, był spokojny. Pogoda dopisywała, nie zanosiło się na deszcz, choć czasem wiał lekki wietrzyk, który poruszał liśćmi i mniejszymi gałęziami drzew, a także innymi, mniejszymi roślinami. Zwierzęta leśne zaczynały powoli przyzwyczajać się do jego… to znaczy ich, obecności, więc ptaki w pobliżu stawały się spokojniejsze i zaczynały się odzywać. Dało się nawet słyszeć dzięcioła, który zaczął stukać dziobem w pień drzewa.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Sob Maj 21, 2022 9:25 am
autor: Aurea
Ludzie aż tak nieufni byli dla Aurey nowością. Większość życia spędziła w wiosce, gdzie wszyscy dość dobrze się znali, a ukrycie czegokolwiek graniczyło z cudem. Dlatego Ascal zaskakiwał ją, co chwilę sprawiając, że nie wiedziała co powiedzieć. Potrzebowała przez to momentu na zastanowienie, nie miała jednak zamiaru odpuszczać, im bardziej był tajemniczy, tym bardziej ją intrygował.

- No cóż… Postaram się więcej tak nie robić — zapewniła, powoli do niej docierało, jak zgubne mogło mieć to konsekwencje — Belluma mogę przypilnować, ale chyba nie uważasz za groźnego zwykłego kociaka, co? — zaśmiała się i rozczochrała skrzydlatemu grzywę, po czym zagaiła — W takim razie, skoro już jesteśmy w temacie, kto lub co mogłoby cię naprawdę przerazić?

Fellarianka słuchała jego mocno okrojonych, odpowiedzi ciesząc się, że w ogóle z nią rozmawia. Jednego jednak nie rozumiała, nigdy nie widziała chochlików na żywo, ale słyszała o tym, jak wyglądają i to było dla niej całkiem urocze. Nawet jeśli miały być z charakteru niczym miniaturowe diabełki.

- Nie mogą być aż tak złe, przecież to maleństwa, podobno. Choć nieszczególnie się znam, właściwie jak dokładnie odróżnić wróżki od chochlików, dlaczego ci drudzy są mniej lubiani? – spytała, odgarniając głosy, trochę jej głupio było, że pyta o to dopiero teraz.

Jak się okazało, mieli dużo czas na błądzenie po lesie. Ona wprawdzie zmierzała do domu, ale mogła to odłożyć na później. W końcu jej koszmar o spalonej wiosce mógł być tylko koszmarem i wszystko tam jest tak naprawdę w porządku. Naturianka nie chciała teraz wiedzieć, jak jest naprawdę, więc starała się chwytać chwilę i zobaczyć gdzie życie ją zaprowadzi, w międzyczasie licząc, że u jej bliskich wszystko w porządku.
Ciemnoskóra uśmiechnęła się pełna werwy i gotowa do pomocy. Póki jeszcze drzewa nie rosły gęsto, podlatywała do koron drzew i zaglądała do dziupli, czy aby tam nie skryły się drobne istotki. W międzyczasie cały czas rozmawiała z elfem, choć zaglądając w różne zakamarki, ściszała głos, aby nie przypadkiem nie spłoszyć tych małych figlarzy.

- Shari – stwierdziła zamyśleniem – Ciekawe miejsce? Warte zobaczenia? – pytała zaciekawiona, czując zew przygody.

Jednakże, gdy tylko zobaczyła, że mężczyzna prawie zasłabł, natychmiast do niego podleciała i była gotowa go złapać, jakby stracił wszystkie siły. Nie chciała przecież, aby coś mu się stało. Nawet jeśli przy wylądowaniu odczuła okropny ból i sama musiała wykorzystać drzewo jako podpórkę.

- Przykro mi… Mogę tylko zgadywać – odpowiedziała Ascalowi, a gdy była już pewna, że elf jej tu nie zemdleje, ponownie uniosła się w powietrze.

Gdy oboje tak główkowali, uwagę lwa zwróciły wystające korzenie jednego ze starszych drzew. Zaczął nawet coś tam grzebać łapą i wąchać. W końcu coś znalazł, sądząc po tym, jak ostro odskoczył, a potem miał atak kilkunastu kichnięć z rzędu. Były na tyle silne, że przy okazji zgubił kilka okazałych piórek.

- Bellum? – zaniepokojona brunetka podleciała do zwierzaka, jego nos cały był upaprany w kolorowym proszku – Co ty tam wygrzebałeś? – pytała i pomogła mu trochę pozbyć się drobinek tego czegoś.

W tym czasie niewiele mądrzejszy kociak poszedł w ślady większego kolegi i teraz on zaczął prychać jak szalony. Naturianka westchnęła ciężko i podeszła do płytko wykopanego dołku. Leżał tam malutki woreczek z wielobarwnym pyłkiem, który rozsypał się na ziemi i zmieszał z kurzem. Obok był również złoty pierścionek z wielkim, czerwonym klejnotem, który definitywnie należał do kogoś ludzkich rozmiarów w przeciwieństwie do tyciego mieszka.

- Ascal, zobacz – zawołała i wskazała znalezisko – To wygląda, jakby jakiś mały kolekcjoner miał tu swoją skrytkę – zachichotała, porównując jeszcze raz komiczną różnicę rozmiarów tych dwóch przedmiotów – Jaki ładny – podniosła pierścień i przymierzyła, ale był zdecydowanie za duży i nie pasował na żaden jej palec.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Wto Cze 07, 2022 3:35 pm
autor: Ascal
Wzruszył ramionami, niepewny tego, co powinien odpowiedzieć. Zastanawiał się nad tym przez chwilę i nie udało mu się znaleźć odpowiedzi. Nie oznaczało to, że nie boi się niczego. Po prostu, w jego przypadku, takie rzeczy nie były czymś tak prostym, jak strach przed pająkami lub innymi zwierzętami. Musiał ufać danej osobie, żeby móc powiedzieć jej o swoich obawach, o rzeczach, które go przerażają. Dlatego wolał po prostu wzruszyć ramionami, zamiast opowiadać o tym osobie, której nie znał. Nie wiedział, jaka jest i, jak zareagowałaby na wzmiankę o tym, że ma przebłyski żywota, który wiódł poprzednio, a którego istnienia nie do końca jest też pewien. Przeważnie spotykał osoby, które nie reagowały na to w pozytywny sposób, częstą reakcją było uznawanie go za nie do końca zdrowego na umyśle. I przez to zdecydował się wiele ukrywać przed innymi, stawiać metaforyczne mury, za którymi znajdowało się właśnie to wszystko, a mówić właściwie niewiele o sobie.
         – Można je odróżnić od siebie wyglądem, głównie odcieniem skóry. Chochliki mają ją najczęściej fioletową lub zieloną, gdy skóra wróżek jest lekko zielona, pomarańczowa lub nawet może przypominać „ludzki” odcień – największa różnicy między tymi dwoma stworzeniami, a także najszybciej zauważalna. Zarówno jedne, jak i drugie były istotami podobnymi do ludzi, można by rzec nawet, że są to mali ludzie ze skrzydłami.
         – A same chochliki są nielubiane przez to, że uwielbiają płatać figle. Wydaje mi się, że nie patrzą na to, że może to być dla kogoś bardzo szkodliwe, więc nawet rzucenie na kogoś uroku będzie dla nich czymś bardzo zabawnym – dodał jeszcze, a gdy wspominał o rzucaniu uroku, zmarszczył na chwilę brwi. Oboje wiedzieli już, że właśnie takim przypadkiem był on sam. Padł ofiarą zabaw tychże stworzeń.
         – Może nie szukajmy jedynie chochlików. Znalezienie wróżek może okazać się lepszym pomysłem, jeśli akurat zdarzy się, że trafimy na nie w pierwszej kolejności – zaproponował, choć zabrzmiało to tak, jakby już wcielił to jako część jakiegoś planu, który urodził się w jego głowie. Tak albo tak, jakby chciał, żeby stało się właśnie to; jakby jednocześnie nie chciał mieć więcej do czynienia z tymi małymi, fioletowymi stworzonkami.
         – Może być ciekawe, jeśli nigdy się tam nie było – odparł tylko. Brzmiał trochę tak, jakby pchał go tam obowiązek, a nie wyłącznie to, że chce zobaczyć to konkretne miasto albo odwiedzić tam kogoś.

Zwierzęta jego nowej towarzyszki sprawiły, że musieli się zatrzymać. Znaczy, Ascal właściwie przeszedł jeszcze kilka kroków, nim uznał, że chyba powinien się zatrzymać i poczekać na skrzydlatą i dwa stworzenia, które podążały za nią. Oparł się nawet o drzewo, bardziej w geście wzbierającego w nim znużenia połączonego z chęcią pozbycia się rzuconego nań uroku; nie w geście zniecierpliwienia. Akurat był cierpliwy, więc mógł poczekać, aż dwa zwierzęta skończą kopać dziurę pod drzewem – z jego perspektywy właśnie tak to wyglądało.
Podszedł tam, gdy Aurea go zawołała.
         – Może lepiej będzie tego nie ruszać – zaproponował. Sam właściwie nie miał zamiaru tego robić. Całkiem możliwe, że była to kryjówka jakiegoś chochlika, choć równie dobrze pierścień ten mógł ukryć tu zupełnie ktoś inny – błyskotka nie wyglądała na coś taniego. Przeniósł energię magiczną do oczu, aby przyjrzeć się aurze pierścienia, oczywiście, jeżeli ten jakąś posiadał. Po chwili okazało się, że jej nie miał, a przynajmniej, jeżeli ta jednak była ukryta, on jej nie widział. Odrobinę, ledwo widocznie wręcz, przekręcił głowę w bok. Chyba spodziewał się, że zobaczy wokół niego nawet jakąś słabą aurę, tymczasem wyglądało na to, że błyskotka była w istocie błyskotką. I niczym więcej.
         – Chodźmy dalej – zasugerował po chwili. Miał inne cele, mało obchodziły go pierścienie znalezione w lesie. Według niego nie powinni się nim przejmować, nawet nie powinni go ze sobą zabierać, jednak, jeżeli Aurea będzie chciała wziąć pierścień dla siebie, wzruszy tylko ramionami.

W końcu poszli dalej, a niedługo po wznowieniu marszu, gdy weszli nieco głębiej w las, gdzie drzewa rosły gęściej, a słońce miało coraz więcej trudności z przedzieraniem się przez korony drzew… do ich uszu dobiegł śmiech. Wysoki i nieco piskliwy, choć jednocześnie wypełniony wręcz emocjami tego, z czyich ust wychodził. Był radosny, zaczepny i wskazywał na to, że „właściciel” dobrze się bawi. Jedynym problemem było to, że słyszeli go tylko przez chwilę i urwał się tak nagle, jakby śmiejący się osobnik błyskawicznie zniknął. Może zdał sobie sprawę z czyjejś obecności w okolicy? Co znaczyło, jeżeli ten śmiech w ogóle był prawdziwy, że ich widzi? Ascal od razu nabrał podejrzeń, że jest to jakiś chochlik, może akurat z tej grupki, która odpowiadała za jego stan.
         – Też to słyszałaś? - zapytał dla pewności. Obrócił głowę w lewo, później w prawo, aż w końcu całym ciałem odwrócił się w stronę dziewczyny. Próbował zlokalizować źródło śmiechu, miejsce, z którego dotarł do nich ten odgłos, jednak nie udało mu się tego zrobić. Odwrócił się znów, tym razem ponowie stał naprzeciw kierunku, w którym szli do tej pory.
         – Eh, chodźmy dalej – powiedział z odrobiną rezygnacji w głosie.
         – Chyba powinnaś już zrezygnować z latania – dodał jeszcze. Wystarczyło, że spojrzeli przed siebie – dalej, choć nadal w zasięgu wzroku, rysowała się gęstwina tak duża, że przez pewne jej fragmenty będą musieli albo się przedzierać, albo szukać drogi okrężnej. Z drugiej strony, ponoć to właśnie takie części lasów lubiane są przez wróżki.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Nie Cze 12, 2022 1:26 pm
autor: Aurea
Aurea zamilkła na chwilę wyobrażając sobie klasycznego przedstawiciela rasy chochlików i wróżek. Kiwnęła głową ze zrozumieniem, wciąż jednak zastanawiało ją, dlaczego to ci pierwsi są tymi złymi psotnikami.

- Jasne – przytaknęła, wciąż rozglądając się wokół za którąkolwiek z drobnych istotek – Nie mogę się doczekać, jak tam dojdziemy, w Alaranii jest tyle niesamowitych miejsc i miast, w których jeszcze nigdy nie byłam – mówiła rozmarzona. W końcu opuściła swoją wioskę właśnie po to, by poznawać świat.

Ich poszukiwania na chwilę zostały przerwane przez Belluma oraz jego małego pomocnika. Jak się okazało, trafiły na coś ciekawego. Naturianka początkowo była bardzo zadowolona ze znaleziska, to był jakiś trop, a przynajmniej miała taką nadzieję. Niestety Ascal szybko pozbawił ją entuzjazmu. Naturianka westchnęła nieco rozczarowana i rzuciła za duży pierścień na ziemię, tam skąd go wzięła. I tak był na nią za duży.
Ruszyli więc dalej, przez dłuższą moment panowała pomiędzy nimi cisza. Oboje w skupieniu szukali sprawców zamieszania, jedynie co jakiś czas młody kociak szeleścił, skacząc na nieco dłuższe źdźbła trawy poruszone wiatrem. Gęstwina stawała się coraz większa i choć Aurea całkiem dobrze sobie radziła z manewrowaniem między drzewami, to było jej coraz trudniej.
W pewnym momencie jednak wylądowała na ziemi i zaczęła nasłuchiwać, do jej uszu dotarł czyjś śmiech i jak się okazało, nie tylko ona to słyszała.

- Tak. Ten głos, jakby… mała dziewczynka? – stwierdziła, odgarniając włosy za uszy, by lepiej słyszeć, po czym dotarło do niej, co to mogło być – Wróżka? – spytała uradowana, a na jej twarzy zagościł uśmiech i wyraźna ekscytacja.

Niestety drugi raz nikt się nie odezwał i nie byli w stanie zlokalizować źródła dźwięku. Kolejny zawód. Skrzydlata westchnęła.

- Mhm, chyba masz rację – stwierdziła, a jej skrzydła zostały magicznie ukryte. Brunetka następnie wsiadła na grzbiet Belluma i w ten sposób postanowiła kontynuować wędrówkę po lesie.

Chaszcze stawały się coraz bardziej irytujące, drapały po nogach, a liście i owady wplątywały się we włosy. Niespodziewanie ponownie usłyszeli czyjś śmiech, choć brzmiał jakby nieco inaczej niż poprzednio. I tym razem nie ustawał, a im dalej szli, tym lepiej go słyszeli.
W końcu im oczom ukazała się skrzydlata istotka. Bez wątpienia młoda dziewczyna o złotych lokach i zabawnie małych, ważkowatych skrzydełkach. Połyskiwały one w słońcu, mieniąc się wszystkimi kolorami. Mimo to najbardziej przykuwała uwagę jej figura, która była nieco nieproporcjonalna. Miała wyjątkowo krótkie, dość masywne i lekko wygięte nogi, podobnie było również z rękami. Gdy chodziła, mocno kiwała się na boki, ale najwyraźniej wcale jej to nie przeszkadzało. Zaaferowana zabawą z młodym liskiem nawet nie zauważyła pary obcych osobników, którzy ją obserwowali.

- Czy to wróżka? – spytała niepewnie Aurea. Dziewczynka sięgałaby jej ledwo do bioder, ale wyobrażała sobie, że wróżki są jednak znacznie mniejsze.

W trakcie, gdy oni stali, Węgielek odważnie podszedł to blondynki i dołączył do zabawy z liskiem. Młoda obserwowała to i chichotała, widząc, jak zwierzaki skaczą na siebie i turlają się po ziemi. Nie kwestionowała nawet tego, skąd przyszedł drugi futrzak.

- Ajć! – jęknęła Aurea, gdy jedna z pokrzyw czająca się w zaroślach dotknęła jej nogi.

Zwróciło to uwagę młodej naturianki, która zamilkła i zaczęła się rozglądać. Brunetka znieruchomiała i niemalże wstrzymała oddech, żeby tylko wszystkiego nie zepsuć. Nie chciała przecież utrudniać Ascalowi śledztwa.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Pon Cze 20, 2022 1:13 pm
autor: Ascal
Ten dźwięk, śmiech, który usłyszeli wcześniej, szybko uciekł z jego myśli. Ascal ponownie skupił się na swoim celu – znalezieniu chochlików lub wróżek. Jedne i drugie będą w stanie zdjąć z nie urok, pod którego wpływem teraz się znajduje, jednak, jak już wcześniej wspomniał, rozmowa z tymi drugimi będzie o wiele łatwiejsza. Musieli udać się dalej w las. Przynajmniej on musiał, jeżeli jego nowa towarzyszka zdecyduje się na to, żeby jednak mu nie towarzyszyć. Nadal nie był pewien, czy dobrze zrobił, że się na to zgodził. Nadal był pewien, że samotnie poradziłby sobie równie dobrze… albo może nawet lepiej. Nauczył się, że wiele swoich problemów rozwiązuje, cóż, sam, czyli bez pomocy nawet, chociażby jednej osoby.
         – Dojdziemy? - zapytał, jakby nie był pewien tego, czy na pewno usłyszał właśnie to słowo.
         – Rozdzielimy się, gdy pomożesz mi z moim problemem – dodał po chwili. Nie czuł się źle, gdy powiedział to tak prosto z mostu. Widać to po nim było, jak także to, że może trochę za bardzo przywykł do samotnych wędrówek i wyłącznie do własnego towarzystwa. Tak, że miał trudności z akceptowaniem tego, że ktoś podróżuje z nim ramię w ramię.
         – Sam nie wiem, czy na pewno udam się do tego konkretnego miasta, więc może być tak, że pójdziemy innymi drogami, gdy wyjdziemy już z lasu – dopowiedział jeszcze. Chciał się wytłumaczyć? Może. Chociaż on widział to bardziej w sposób taki, że mówił jej o tym, co stało za jego decyzją, więc… może faktycznie było to tłumaczenie się przed kimś.
Zauważył też – zwłaszcza wtedy, gdy weszli już w gęsty las – że dziewczyna niekoniecznie ubrana jest tak, żeby dało się wygodnie podróżować przez taki obszar. Najlepiej było mieć na sobie ubrania, które zasłaniają jak najwięcej skóry, i to nie tylko dlatego, że wtedy wszelkie rośliny i gałęzie nie będą drapały odsłoniętych części ciała. W takich miejscach żyły niewielkie zwierzęta, które przyciągało ciepło ciała, do którego później przyczepiały się i wypijały krew, a także wpuszczały do ciała żywiciela choroby, które niekiedy bywały śmiertelne. Jemu, co prawda, to nie groziło, bo oprócz odporności na choroby, znał też magię życia, więc mógłby się wyleczyć, jednak wiele stworzeń nie miało takiego szczęścia.
Jego myśli przerwał dźwięk, który usłyszał wcześniej. Lecz był tak cichy, że mogłoby nawet być tak, że tylko wbrew własnej woli odtworzył go we własnym umyśle. A jeżeli naprawdę rozbrzmiał – choć bardzo cicho – w lesie, to jedynie swoim uszom zawdzięczał to, że do niego dotarł. Tylko, że… chyba był prawdziwy, bo im dalej szli, tym wyraźniejszy się stawał.

Trafili, po kolejnym odgarnięciu chaszczy, na istotę, która nie była zwierzęciem uciekającym w popłochu. Chyba zauważyli ją pierwsi, bo dziewczynka nadal zajmowała się tym, co robiła. Ascal przyjrzał się jej, snując własne wnioski na temat tego, co ma przed oczami.
         – Jest za duża na wróżkę. Nie wygląda na dorosłą, a nawet dorosłe wróżki rzadko osiągają takie rozmiary – powiedział cicho. Nie był ekspertem, ale podstawowe informacje na ich temat, do czego zaliczał się, chociażby wzrost, znajdowały się w jego głowie.
         – Może to feerie albo maie? Choć nie jestem pewien, czy te pierwsze żyją w tych lasach – dodał jeszcze. Dziewczynka na pewno nie była wróżką, tego był pewien. Jeśli o niego chodziło, mogli ją zwyczajnie zostawić w spokoju i ruszyć dalej. Na pewno zrobiłby właśnie to, ale jedno ze zwierząt towarzyszących Aurei – to młodsze – zdecydowało się przyłączyć do zabawy, a po chwili sama kobieta wydawała też z siebie odgłos, który przykuł uwagę nieznajomej, leśnej istoty.
Dziewczynka spojrzała na nich, a wyraz zaskoczenia i przestraszenia mieszały się ze sobą w jej oczach o kolorze bardzo żywej zieleni. Przyglądała się im przez chwilę, po której – jakby wyrwana z transu – ocknęła się i zaczęła wycofywać. Zrobiła kilka kroków w tył, odwróciła się nagle i zaczęła biec przed siebie tak szybko, jak mogła. Przez to skutecznie zaczęła się od nich oddalać, co zresztą zrobił również lis, z którym się bawiła. Rude zwierzę pobiegło prosto za nią.
         – Może… - nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo zamiast słów z jego ust wydobyło się głośne westchnięcie, gdy zobaczył, że młodsze ze zwierząt Aurei również zaczęło za nimi biec.
         – Pewnie będziesz chciała za nimi ruszyć, prawda? - zapytał, choć przecież znał odpowiedź. Podejrzewał, że Aurea nie tylko nie będzie chciała zostawić tamtego, lecz także, gdy już będzie chciał wrócić, zwierzak może nie być w stanie ich znaleźć.
         – Chodźmy, póki się nie rozmyśliłem – dodał jeszcze. Widać było, że niezbyt podobało mu się to, jak zmieniła się sytuacja, ale skoro już podróżują razem – przynajmniej teraz – to powinien przecież jej pomóc. Tym bardziej, że ona zgodziła się pomóc w poszukiwaniach właśnie jemu.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Śro Lip 20, 2022 6:40 pm
autor: Aurea
Aurea speszyła się mocno, słysząc tak brutalne stwierdzenie elfa. Nie chciała być przecież niegrzeczna czy natarczywa.

- Wybacz… Po prostu założyłam, że może akurat pójdziemy w jedną stronę – stwierdziła fellarianka, cała zaczerwieniona ze wstydu.

Być może myślała o nim jak o swoim przyjacielu, a elf przecież był całkowicie inny. Miał prawo nie chcieć takiej towarzyszki. W końcu wcale nie była ona jakoś specjalnie ładna ani przydatna. Może i znała nieco magii, ale żadna z arkan, którą władała, raczej nie byłaby w stanie im pomóc. W ten sposób samoocena naturianki, choć nie była specjalnie wysoka, spadła jeszcze niżej. Dziewczyna westchnęła ciężko. Nawet jeśli widziała, że spiczastouchy jest dość zamknięty, to wciąż wypatrywała problemu w sobie.
Na szczęście jej ponure myśli zostały przerwane, gdy natknęli się na małą feerię. Fellarianka była niemal pewna, że to po prostu duża wróżka, ale Ascal mógł mieć rację.

- Feerie? – spytała zaskoczona, o maie coś tam kiedyś słyszała, ale niewiele natomiast to drugie słowo brzmiało dość enigmatycznie – Co to jest?

Ich rozmowa na temat różnych wróżkopodobnych ras nie zdążyła się nawet porządnie rozwinąć ze względu na przypadkowe spłoszenie dziewczynki i jej podopiecznego.

- Nie, czekaj! Nie chcemy ci nic zrobić! – fellarianka próbowała ją jeszcze zawrócić, ale zielonooka albo nie słyszała, albo była zbyt przerażona, by pojąć treść słów starszej naturianki.

Aurea była gotowa odpuścić, ale w tym momencie jej czarny futrzak również ruszył w pogoń za młodym liskiem i tamtą dziewczynką.

- Węgielek, kici, kici! – próbowała go nawoływać, ale ten również nie miał zamiaru być posłuszny – Ughhh… - mruknęła zrezygnowana – Nie mogę go tak zostawić, to tylko kociak. W lasach czają się różne stwory, nie chce, by coś mu się stało – opowiedziała elfowi z wyraźnym zmartwieniem.

Przez moment nie potrafiła zdecydować co robić, musiała iść po tego krnąbrnego kocurka, ale jednocześnie przecież obiecała pomóc swojemu nowemu koledze i nie chciała go zawieść. Dlatego, gdy on sam zaproponował, żeby pójść po tę czarną kulkę futra, na twarzy ciemnoskórej zagościł uśmiech. Odetchnęła z ulgą i choć nie chciała okazywać, jak wiele to dla niej znaczyło, to nie potrafiła ukryć emocji. Dlatego poszła przodem.
Przedzierali się przez chaszcze dłuższy czas, aż dotarli do całkiem urokliwego zakątka pełnego całkiem sporych głazów pokrytych mchem, spomiędzy których wyrastały pokaźne paprocie. Powietrze w tym miejscu było wilgotne niczym w okolicy bagna. Fellarianka zeszła z lwa, rozłożyła skrzydła i wzleciała nad kamienie, korzystając z przerwy w leśnej gęstwinie. Nawoływała kotka i tamtej dziewczynki. Nagle usłyszała żałosne miauknięcie jakby dochodzące gdzieś spod tego stosu.

- Chyba jest gdzieś tutaj – zawołała do Ascala i szukała jakiejkolwiek szpary lub przejścia. Nie było to łatwe zadanie. Wszystko leżało obok siebie bardzo ciasno, a porosty jeszcze to wszystko wzmagały.

Jedyne co udało jej się znaleźć to drobny odprysk w skale, w którym ledwo co mogłaby wcisnąć swój mały palec. Pozwolił jej jednak dostrzec coś w rodzaju jaskini. Siedziała tam, ta dziewczynka i cicho szlochała, a obok niej oba zwierzaki, które swoim zawodzeniem jakby wołały o pomoc.

- Ascal! Znalazłam ich! Tylko nie wiem jak tam wejść!

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Nie Lip 31, 2022 4:27 pm
autor: Ascal
Wydawała mu się naiwna. Aurea, ta dziewczyna, która podróżowała w towarzystwie dwójki zwierząt. Nie wiedział, jakich ludzi spotkała już na swojej drodze, ale przez to, jak się zachowywała odnosił wrażenie, że w jakiś sposób zawsze jej droga krzyżowała się z drogami stworzeń w pewnym stopniu dobrych. I na pewno bardziej ufnych i mniej podejrzliwych, niż był on sam. Tylko, że nie był taki bez powodu. Miał tajemnicę, prawdopodobnie najgłębiej ukrytą, która w latach młodości sprawiła, że wiele jego doświadczeń społecznych było negatywnych. Wszystko przez to, że zaufał nie do końca właściwym osobom i odbiło się to na nim właśnie w ten sposób. Przekonanie, że powinien ukrywać nachodzące go czasami „wspomnienia”, będzie z nim już do końca jego życia. I przez to właśnie wolał podróżować sam, nie zawierał wielu znajomości i przyjaźni, a także miał problemy z zaufaniem. Dlatego naprawdę dziwiło go, że uważała ona, iż do miasta również udadzą się wspólnie. Może tak będzie, a może nie, bo jedno z nich ruszy gdzieś indziej. Szczerze? Wolał zakładać to drugie.
         – Sam niewiele o nich wiem… Najłatwiej powiedzieć, że wyglądają jak wróżki, ale są wielkości przeciętnego człowieka – odparł krótko. Jednocześnie informacja ta powinna wystarczyć, aby Aurea mogła odróżnić jedne od drugich. Tak naprawdę, nie jest to rasa, których przedstawicieli spotyka się tak często, jak ludzi, elfy czy pradawnych, ale to nie oznacza, że szansa na spotkanie feerie jest zerowa. Zresztą, nie mógł też powiedzieć więcej przez to, co właśnie się stało, zgodził się za to na odszukanie jednego ze zwierząt dziewczyny, jak również małej feerie, którą spłoszyli.

Ruszył przed siebie, krótko po tym, jak zaproponował, że odszukają jednego z towarzyszy Aurei. Niekoniecznie czekał na to, aż dziewczyna się zdecyduje – oboje powinni korzystać z tego, że podjął taką decyzję, zanim rzeczywiście rozmyśli się i wróci do realizacji własnego planu. Ten w końcu nie obejmował poszukiwań młodych feerie i uciekających kotów. Podążanie za nimi nie było trudne. Uciekali w popłochu i może przestraszeni, dlatego ślady były widoczne nawet dla osoby, która nie zna się na tropieniu… albo, która ma jedynie podstawową wiedzę na ten temat. Tym drugim bym właśnie on sam, choć elfi wzrok również mógł mu nieco pomagać w dostrzeżeniu połamanych gałązek, wciśniętej w ziemię trawy lub śladów na podmokłej, leśnej ziemi. W końcu dotarli do miejsca, gdzie ślad się urywał, jednak nie oznaczało to ślepej uliczki, a to, że znaleźli miejsce, w którym ukrywała się dziewczynka i zwierzęta.
Głazy pokryte mchem były ich celem, to właśnie stamtąd dobiegły do ich uszu nawoływania zwierzaka Aurei. Na pewno oboje doszli do wniosku, że tam również musi znajdować się dziewczynka i lis, z którym się bawiła. Oboje podeszli też do skupiska dużych kamieni. Ascal obszedł je, zanim jeszcze zaczął robić coś innego. Szukał w nich jakiegoś otworu lub nawet wejścia, a znalazł jedynie niewielkie szpary, przez które mogli zajrzeć do środka, jednak na pewno nie przecisnąć się tam. Wydawało mu się, że nawet dziecko miałoby z tym problem, ale – widocznie – jakoś się udało.
         – Ja też nie, ale mam inny pomysł na wydostanie ich stamtąd – odpowiedział jej. Już wcześniej, tylko raz, Aurea mogła widzieć, jak posługuje się on swoimi portalami. Jak szybko może je tworzyć i przemieszczać się nimi. Tylko, że nie ograniczało się to wyłącznie do niego, w końcu, inaczej nie mógłby wykorzystywać ich w walce. Tego może dziewczyna nie będzie widziała, Ascal cicho liczył na to, że nie będzie musiał z nikim walczyć. Jego posługiwanie się magią w walce bywało czasem, cóż, dość brutalne, a widok ten nie był przeznaczony dla oczu każdego. Elf wątpił w to, żeby, na przykład, błyskawicznie otwierający się portal na środku czyjegoś ciała i przecinający taką osobę na dwie, równe części był widokiem przyjemnym.

         – Mogę stworzyć dwa portale. Jeden na polanie, a drugi w ścianie tamtej jaskini – zaproponował. To był jego pierwszy i jednocześnie najlepszy pomysł, a także dość prosty i szybki w wykonaniu.
         – Tylko musisz pozwolić mi zajrzeć tam na dół – powiedział jeszcze. Nie miał zamiaru zacząć, aż Aurea nie odsunie się od głazów i nie zrobi dla niego miejsca.
         – Jeśli chcesz wyciągnąć stamtąd wszystkich, będziesz musiała zadbać też o to, żeby ta dziewczynka posłuchała cię, zaufała ci i wyszła przez portal. Ja nie jestem dobry w zjednywaniu sobie ludzi, tym bardziej dzieci – dodał jeszcze. Później przystąpił do pracy. Pierwszy portal pojawił się nieopodal Aurei, drugi niedługo po nim, choć ten akurat na jednej ze ścian pod głazami. Akurat naprzeciw dziewczynki i „wołającego” o pomoc zwierzęcia. Nie mógł zrobić nic więcej, jedynie podtrzymywać portale, aby były one cały czas otwarte. Dlatego też skupił się właśnie na tym.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Sob Paź 15, 2022 1:01 pm
autor: Aurea
Aurea była zaciekawiona rasą wróżek ludzkich rozmiarów. Zawsze myślała, że istnieją tylko te malutki motyloskrzydłe istotki. Zastanawiało ją, jak wiele ras stąpa po Alaranii, o których jeszcze nie zdążyła usłyszeć. Wolałaby jednak nie musieć ich poznawać w takiej sytuacji.
Szła wraz z Ascalem i Bellum wzdłuż tropów, na szczęście nikomu nie stała się żadna większa krzywda. Fellarianka odetchnęła z ulgą. Jedynym problemem było teraz znalezienie sposobu na wyciągnięcie całej trójki spod głazów.

- Jaki? – spytała dziewczyna, w tej chwili praktycznie nie pamiętała o tym, co potrafił jej elfi znajomy – Ah! No tak! To genialne – stwierdziła – Oh, um, jasne, już cię puszczam.

Naturianka uniosła się w powietrze, nie chcąc blokować mu żadnej ze stron, dopiero gdy portale zostały otworzone, zaczęła próbować namówić dziewczynkę by do niej podeszła. Kociak niemal natychmiast wyskoczył i pobiegł do Belluma. Z donośnym mruczeniem łasił się do jego nóg, a lew nawet polizał kociaka po głowie. Została jeszcze mała feerie i jej lisek.

- No dalej, chodź, nie musisz się mnie bać – próbowała przekonać ją fellarianka, mówiła spokojnie i czule nie podnosząc głosu i nie wykonując zbyt gwałtownych gestów.

Na niewiele się to zdało, dziewczynka wciąż szlochała i kuliła głowę w swoich kolanach. W pewnym momencie Aurea spostrzegła stróżkę krwi, która popłynęła po jej nodze. Możliwe, że otarła się o jakiś głaz albo upadła. Gdy mała naturianka ocierała łzy, odsłoniła zakrytą wcześniej dłonią sporą ranę. Fellarianka użyła magii życia, dzięki której wszystko ładnie się zagoiło, pozostały tylko ślady krwi.
Ból, który ustał wyjątkowo nagle, nieco zdezorientował feerie. Popatrzyła ona na Auree pytająco, na co fellarianka się uśmiechnęła. Dziewczyna wstała, wzięła liska na ręce i wciąż dość niepewnie powolnym krokiem zbliżyła się do portalu. Najpierw włożyła weń jedynie dłoń, jakby chciała się upewnić, że to nie jest jakaś pułapka i dopiero wtedy całkiem przez niego przeszła.

- Jak wyście tam weszli, co? – spytała dziewczynkę, a to po chwili milczenia wskazała palcem na coś wśród drzew.

Aurea była niemalże pewna, że zauważyła parę kolorowych skrzydeł nieco za dużych jak na zwykłego motyla. To było jedyne, co zdążyła wyciągnąć od feerie, bo dziewczynka chwilę po tym pobiegła w swoją stronę, nie dziękując nawet za ratunek. Fellarianka nie zamierzała jej za to obwiniać, w końcu to tylko dziecko, musiała być bardzo przerażona całym zajściem.

- Huh… Widziałeś te skrzydła? Może to te chochliki albo wróżki spłatały im psikusa i ich tutaj wrzuciły?

Następnie fellarianka wpadła na pomysł, że może spróbuję sama złapać siedzącą wśród liści wróżkę lub chochlika. Wyrwała w stronę zielonej korony i wyciągnęła ręce do przodu, chcąc wykorzystać moment zaskoczenia jak najlepiej. Jednakże w momencie, gdy była już przy gałęzi w powietrze uniosły się kłęby błyszczącego pyłu drapiącego w gardło. Aurea leciała zbyt szybko, by mogła odpowiednio wyhamować, więc dość boleśnie wpadła na gałąź i zaczęła ostro kaszleć, powoli zsuwając się z konara. Bellum widząc to, podleciał złapać dziewczynę w ostatniej chwili przed upadkiem.

- Khe, khe! Wybacz Ascal, myślałam, że mi się… khe, khe uda… - naprawdę liczyła, że będzie w stanie się wykazać. Tymczasem kompletnie to zepsuła. Było jej głupio, mogła to lepiej przemyśleć.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Pią Paź 21, 2022 7:36 pm
autor: Ascal
Portale nie były trudne do podtrzymania, szczególnie dla niego. Był osobą, która używała ich od wielu lat i nie narzekał też na niską energię magiczną. Mógłby nawet sprawić, że nie będzie musiał skupiać się na nich, a jedynie połączy je z sobą magicznie i po tych „liniach magii” czerpałyby one jego energię magiczną do momentu, w którym nie odciąłby ich od niej. Wtedy zwyczajnie zniknęłyby. Tylko, że tego nie zrobił, bo właściwie nie musiał. Sytuacja nie wymagała od niego podejmowania takich kroków. Mógł pilnować stabilności portali, gdy Aurea zajmie się resztą. On tylko obserwował i liczył na to, że z całej tej sytuacji nie wyniknie nic poważnego. Samo miejsce, w którym znajdowało się tamto dziecko, jej lis i jeden ze zwierzęcych towarzyszy Aurei, też wydawało się stabilne. W razie, gdyby nagle stało się coś, co sprawiłoby, że groziłoby zawaleniem… cóż, na to Ascal też był przygotowany.
Zajęło to trochę czasu, ale ostatecznie udało się wyciągnąć stamtąd wszystkich, którzy tam utknęli. Najwięcej problemu, oczywiście, sprawiła im dziewczynka, choć nie dziwiła go jej nieufność. Sam też nie ufał nieznajomym i bacznie ich obserwował, czasem nawet podejrzliwym wzrokiem, który znikał w miarę poznawania danej osoby, ale obserwacje pozostały. Był osobą, która potrzebowała dużo czasu spędzonego z daną osobą, aby w ogóle myśleć o tym, żeby zacząć jej ufać. Nie zdziwił się też, gdy powiódł wzrokiem za uciekającym dzieckiem, które najpewniej chciało znaleźć się z powrotem przy rodzicach.
         – Co? Nie. Nie widziałem niczego takiego – odparł. Nie mówił, że niczego tam nie było. Po prostu on sam nie patrzył akurat w stronę, gdzie Aurea mogło dostrzec to, o czym mówiła. Te skrzydła, które niekoniecznie należały do zwierzęcia, a do inteligentnej istoty.
         – Wróżki nie płatają figli, tym zajmują się jedynie chochliki. Wróżki są dobre i pomagają innym – poprawił dziewczynę. Wróżki pomogłyby małej feerie wydostać się z „pułapki” albo poszukałyby pomocy, gdyby im samym nie udało się tego dokonać. Z jednej strony byłby to poniekąd pożądany przez niego rozwój sytuacji, bo prawdopodobnie taka wróżka natknęłaby się na niego, a on – po tym, jakby pomógł uwięzionej dziewczynce – wyjaśniłby swoją sytuację i powiedziałby o uroku, który rzuciły na niego chochliki. Powinien wtedy uzyskać od niej albo od nich, jeżeli potrzebny byłby udział kilku z tych stworzeń, pomoc i rozwiązanie problemu, który uniemożliwił mu dalszą podróż.
         – Kontynuujmy poszukiwania – odparł po tym, jak zakończyła się nieudana próba złapania czegoś, co według jego towarzyszki siedziało w koronie pobliskiego drzewa, ukryte wśród zielonych liści gęsto porastających gałęzie.

I szli dalej. Towarzyszył im odgłos lekkiego wiatru, przepływającego między roślinami, krzewami i, w końcu, gałęziami drzew. Dotykał każdego źdźbła trawy, każdej łodygi czy gałęzi, a także każdego liścia – i za każdym razem, z każdym tym „dotykiem” tworzył się inny, choć w pewien sposób podobny do poprzedniego, dźwięk. I wszystkie one tworzyły to, co docierało do uszu Ascala i Aurei. Przeplatało się do z innymi odgłosami lasu, głównie śpiewem różnych ptaków, których Ascal nie potrafił od siebie odróżnić. Zwyczajnie się na tym nie znał, wiedza o ptakach nie była tym, o czym chciał się uczyć, lecz wiedział, że są osoby – uczeni – którzy właśnie tym się zajmują. Nie, jego wykształcenie dotyczyło medycyny. Wciągnął w nozdrza leśne powietrze, wiatr, który niósł ze sobą zapach lasu. Mimo wszystko, był leśnym elfem i lubił przebywać w lasach, lubił czuć bliskość z naturą.
         - Nie chcę… Nie chcemy zrobić ci krzywdy. Jeśli już, to liczę na to, że ty i twoi pobratymcy mi pomożecie – powiedział nagle. Spojrzał w stronę pobliskiego krzewu. Nie wyróżniał się niczym specjalnym, miał może połowę wzrostu samego Ascala jako swoją wysokość i gęsto porastały go trójkątne liście w kolorze ciemnej zieleni. Tylko, że… może nieco przewrażliwiony leśny elf, poczuł, jak ktoś usilnie im się przygląda. I to właśnie z tamtego miejsca.
Na początku nic się nie stało, no, może poza szeleszczeniem, które miało być ciche, ale niekoniecznie właśnie takie było. Ascal nie miał zamiaru iść dalej, dlatego stał tak sobie, z rękoma skrzyżowanymi na wysokości klatki piersiowej i wpatrywał się w ten konkretny krzew. Dopiero, gdy ktoś tam siedzący stwierdził, że nie zamierzają się nigdzie ruszać – co nie trwało długo – liście poruszyły się znowu i „coś” wyleciało z tamtego miejsca. Prosto w ich stronę.
Tuż przed ich twarzami zatrzymała się niewielka postać. Mająca niespełna pół metra wzrostu kobieta, o zielonkawej skórze i kontrastujących z nią brązowych włosach. Ubrana była w zwiewną, błękitną suknię, a na obu przedramionach założoną miała masę maleńkich bransoletek, które błyszczały nieco, gdy akurat padały na nie promienie słoneczne. I oczywiście skrzydła – duże i piękne, w kolorze różowym, jednak nie był to pojedynczy odcień, a cały ich zbiór, gdzie te najjaśniejsze znajdowały się najbliżej ciała, a ciemniejsze bliżej końca skrzydeł. Dodatkowo koniec ten zaznaczony był złotym odcieniem, jakby róż oprawiony był w złotą ramkę.
         – Skąd wiedziałeś, że się wam przyglądam… elfie? - zapytała go wróżka.
         – Wiem, kiedy ktoś mnie obserwuje – odpowiedział jej Ascal.
         – Potrzebuję twojej… waszej, wróżek, pomocy. Padłem ofiarą klątwy rzuconej na mnie przez chochliki – odparł. Przeszedł od razu do rzeczy, nie miał zamiaru krążyć wokół tego i ryzykować, że mała naturianka postanowi sobie odlecieć.
         – Znowu one… Co zrobiły tym razem? - kolejne pytanie padło z jej ust. Brzmiała, jakby doskonale znała to, właściwie, przeciwieństwo jej rasy i, jakby nie był to pierwszy przypadek, gdy w konsekwencji ich działań ktoś zwraca się o pomoc do wróżek.
         – W losowych momentach dopada mnie zmęczenie i albo tracę przytomność, albo zasypiam – odparł krótko. Nie było tu wiele do tłumaczenia.
         – Nie oczekuję pomocy za darmo. W zamian sam mogę z czymś pomóc – dodał jeszcze. Wiedział, że wróżki były z natury istotami dobrymi i pomocnymi, ale „coś za coś” często jest dodatkową zachętą dla drugiej strony, aby zgodzić się na to, co proponuje pierwsza.
         – Jeśli sprawcą tego jest więcej niż jeden, to do zdjęcia jej będzie potrzebna taka sama liczba wróżek. Dobrze… - odezwała się po chwili i zamachała skrzydłami, aby znaleźć się naprzeciw Aurei.
         – A ty? - zapytała ją od razu.
         - Ah! Na imię mam Alyia. Miło was poznać - powiedziała szybko. Uderzyła się też lekko dłonią w głowę, jakby nagle przypomniała sobie o czymś ważnym.
         - Ascal - wypowiedział swe imię. Wróżka spojrzała na chwilę w jego stronę, ale po tym, jej wzrok znów spoczął na Aurei.

Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać

: Sob Lis 26, 2022 4:41 pm
autor: Aurea
Aurea uniosła brwi i lekko się skrzywiła. Była pewna, że coś tam jednak widziała, ale jej impulsywny pościg zakończył się fiaskiem. Czekała tylko, aż Ascal ją wyśmieje lub skrzyczy, ale tego nie zrobił. Zamiast tego zaczął jej tłumaczyć podstawowe różnice między chochlikami i wróżkami. Mogło być gorzej, ale lepiej również. Dziewczyna lekko westchnęła. W każdym razie trzeba było wrócić do poszukiwań. Fellarianka przez pierwsze kilka chwil była nieco milcząca, cały czas obserwowała korony drzew i wszelkiego rodzaju dziuple czy inne miejsca będące potencjalną kryjówką dla małych psotników.
Niespodziewanie ciszę przerwał elf, a skrzydlata w pierwszej chwili nie rozumiała, do kogo mówi. Dopiero z lekkim opóźnieniem zrozumiała, że może zobaczył jakąś wróżkę ukrywającą się w jednym z tych krzaków.

- Mhm, możesz wyjść – dołączyła fellarianka, aczkolwiek gdy odpowiedział im jedynie szelest liści, poruszanych wiatrem miała wrażenie, że zrobili z siebie głupków. Nic jednak nie mówiła, nie chciała sprawić przykrości spiczastouchemu albo wywołać u niego zakłopotanie.

Głucha cisza trwała kolejne sekundy, które dłużyły się w niezręcznym oczekiwaniu. Wtem zza gałązek krzewu coś wyleciało akurat w momencie, gdy Aurea już otwierała usta, by zasugerować sprawdzenie innego miejsca. Naturianka instynktownie cofnęła się zaskoczona, prawie wpadając na Belluma stojącego tuż za nią. Lew również nie oczekiwał takiego obrotu spraw, zatrzepotał nerwowo skrzydłami, czym z kolei spłoszył Węgielka, który uciekł na bezpieczną odległość.

- Whoaa… - wymruczała zachwycona brunetka, gdy tylko złapała równowagę, a jej wzrok spoczął na wróżce. Była taka drobna i wyglądała naprawdę pięknie, szczególnie jej biżuteria dodawała charakteru. Na dodatek te cudowne opalizujące skrzydła. Dziewczyna pomyślała o swoich z lekkim niesmakiem. Były takie zwyczajne, brązowe i białe pióra, nic specjalnego, w dodatku ciężkie i obszerne. Wróżka natomiast miała je w cudownym odcieniu różu i to takie drobne, delikatne, wprost emanowały gracją. Z pewnością bez problemu przelatywała przez plątaniny gałęzi. Ciemnoskóra wprost nie mogła oderwać od niej wzroku.

Niemalże przegapiła całą rozmowę Ascala z drobną naturianką. Rejestrowała jedynie strzępy zdań i pojedyncze słowa. Dlatego w momencie, gdy miała dołączyć do rozmowy, potrzebowała chwili na zrozumienie, o co właściwie jest pytana.

- Oh, ja w sumie mu tylko pomagam. Mnie raczej nie zrobiły żadnego psikusa. Przynajmniej jeszcze nie. – odpowiedziała z uśmiechem – Jestem Aurea, miło cię poznać Alyia. Jejku, masz takie piękne skrzydła – powiedziała z zafascynowana – Mówiłaś coś o tym, że będzie potrzeba was więcej do zdjęcia zaklęcia? Macie tu jakieś swoje małe królestwo albo coś takiego? I czy chochliki mają jakieś swoje osobne? – dopytywała, licząc, że może te informacje będą choć trochę przydatne.

Jeśli reszta wróżek mieszkałaby dość daleko, zawsze mogliby zapewnić Alyii transport do nich, a następnie ona mogłaby przekonać resztę do pomocy. To był dobry plan, aczkolwiek rozbrzmiewał tylko w głowie fellarianki. Pozostałe skrzydlate istotki mogły równie dobrze być gdzieś w najbliższej okolicy.