Szepczący LasPoprzez knieję

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        - Prawda? - zapytała z entuzjazmem i radością Nevan, gdy zaproponowane przez nią imię dla konia Wandy, spodobało się niebiance. Na jej kolejne słowa pokiwała energicznie swoją rozczochrana główką z niemalejącą wesołością.
        Valerian spojrzał na małą przyjaciółkę z lekkim uśmiechem na pysku, idąc w milczeniu obok towarzyszek. Dziewczynka w pewnym momencie pochwyciła jego wzrok, po czym nadęła policzki i oderwała od niego spojrzenie, dając tym samym do zrozumienia, że nadal była bardzo zła na zmiennokształtnego. Mężczyzna parsknął pod nosem z rozbawieniem. Cała wesołość mu jednak przeszła, gdy Nevan po odpowiedzi na pytanie niebianki zaczęła rozbawiona opowiadać zabawne wydarzenia jakie ich spotkały, gdy opuścili rodzinną wioskę małej. Półelfka w przeciwieństwie do wilkołaka, nie była w tej chwili strapiona, wspominała to wszystko z radością wymalowaną na okrągłej twarzyczce, bo jej nudne wiejskie życie wywróciło się do góry nogami i dziewczynka mogła przeżyć masę ciekawych przygód, której nigdy nawet nie będą w stanie zasmakować zwykłe dzieciaki mieszkające w wiosce ze swoimi rodzicami. Pewnie też żaden z dzieciaków nigdy nie będzie miał tak niezwykłego przyjaciela, którego nawet nie uważała za swojego opiekuna, a bardziej za starszego brata.
        - Nevan... star... start... - odezwał się ochryple zmiennokształtny i choć bardzo się starał, nie był w stanie się porządnie wysłowić. Zacisnął szczęki krótko i cicho warcząc sfrustrowany na samego siebie, po czym westchnął ciężko. - Cicho - wydusił z siebie najłagodniej, jak tylko mógł.
        - O co ci znowu chodzi? Przecież to było zabawne, jak ten gruby rzeźnik gonił cię przez pół Thenderionu. Wstydzisz się przy nowej dziewczynie? - zakpiła patrząc hardo na włochatego towarzysza, kompletnie nie rozumiejąc co go znowu ugryzło.
        Niby z jednej strony dobrze, że półelfka śmiała się i żartowała, wspominając dobre czasy, a nie przejmując się tymi przykrymi sytuacjami. Valerianowi wydawało się to jednak nie na miejscu, ze względu na to, że wraz z tamtymi wydarzeniami, w jego głowie zaraz pojawiały się obrazy poważnie poranionego elfa, nie mającego sił by chociażby przytulić swoją córkę i małą zrozpaczoną dziewczynkę, gdy długouchy zasnął na wieki. Wilkołakowi zdecydowanie nie było do śmiechu wspominając stare czasy.
        Zmiennokształtny nic nie odpowiedział, wytrzymał jedynie srogie spojrzenie małej dziewczynki i ze ściągniętymi do tyłu uszami kontynuował poszukiwania bezpiecznego miejsca na obóz. Po pewnym czasie udało mu się dostrzec prawdopodobnie starą niedźwiedzią gawrę, którą w pierwszej kolejności sam sprawdził czy faktycznie jest bezpieczna oraz opuszczona przez właściciela, a dopiero po tym zaprosił do środka swoje towarzyszki, by same oceniły, czy będzie to dobre miejsce na przeczekanie nocy. Głównie zależało mu na opinii Wandy, bo w tym przypadku Nevan nie miała nic do gadania.
        Na słowa niebianki na temat spokojnej nocy pokiwał lekko kudłatym łbem i kilkoma sapnięciami nakazał Nevan zostać tutaj i uszykować miejsce na palenisko oraz do spania, podczas gdy on wyszedł razem z Wandą. Odłączył się od niebianki praktycznie od razu jak tylko wyszli ze swojej tymczasowej kryjówki, by upolować dla nich jakąś kolację.
        Dość szybko udało mu się znaleźć samotnego jelonka ze spuchniętą tylną nogą, nawołującego rozpaczliwie swoja matkę, która pewnie była już daleko od niego, gdy jej młode utknęło we wnykach zostawionych tu prawdopodobnie przez jakiegoś myśliwego. Zwierzę było na skraju wyczerpania i nawet gdyby Valerian puścił je wolno, nie przeżyło by zbyt długo. Cielątko o ile nie padłoby bardzo szybko ofiarą jakiś drapieżników, zmarłoby z powodu zakażenia
        - "Wybacz, przyjacielu. Wiecznych łąkach w objęciach Matki już nigdy nie spotka cię krzywda" - powiedział do młodego jelonka nim jednym sprawnym ruchem skręcił mu kark, by oszczędzić młodej istotce dalszych cierpień. Po tym wyciągnął jego nogę z myśliwskiej pułapki i wziął go pod pachę, wracając spokojnie w stronę ich kryjówki, po drodze zabierając ze sobą kilka co większych gałęzi, by móc na nie ponadziewać mięso.
        Po powrocie do miejsca, w którym postanowili odpocząć, rozejrzał się uważnie, sprawdzając czy Wanda już wróciła, a gdy jej nigdzie nie dostrzegł, przeniósł pytający wzrok na małą przyjaciółkę.
        - Nie wróciła jeszcze. Może zaraz przyjdzie - odpowiedziała Nevan układając sobie z mchu i znajdujących się w jamie suchych liści miękkie i ciepłe posłanie. - Co dobrego masz? - zapytała zainteresowana, a po chwili dołączył się do pytania dziewczynki również jej żołądek. Praktycznie na cała kryjówkę rozległo się jego rozpaczliwe błaganie o najdrobniejszy okruszek jakiegokolwiek jedzenia.
        Valerian położył delikatnie pozbawione życia ciałko młodego rogacza przy miejscu, gdzie miało zapłonąć ognisko i usiadł przy nim pożyczając od Nevan niewielki nóż myśliwski, który został dziewczynce po jej ojcu. Bez większej zwłoki zabrał się za oprawianie zdobyczy, by mięso było już gotowe do pieczenia nad ogniskiem, gdy wróci Wanda drewnem na ognisko.
        - Ojej, jelonek. A co z jego mamą? - dopytała ze zmartwieniem.
        Spojrzał na kasztanowłosą towarzyszkę i lekko kładąc po sobie uszy, pokręcił ze smutkiem głową, po czym wskazał pazurem na okropnie opuchniętą tylną nogę cielaka, by Nevan zwróciła na nią swoją uwagę.
        - Oh, biedactwo - mruknęła ze szczerym żalem w głosie. Szybko jednak się rozpromieniła i przytuliła do włochatego ramienia zmiennokształtnego. - Wiesz... Miał szczęście, że go znalazłeś. Nie musiał się już dłużej męczyć i żyć w strachu. Jak był uwięziony, pewnie co chwila słyszał wokół siebie czających się na niego drapieżników.
        - Uhm... - sapnął cicho, przywołując na pysk lekki uśmiech, który posłał małej, dziękując jej tym za to, że próbowała go pocieszyć. Przytulił kudłaty łeb do jej główki po czym burknął łagodnie i wskazał półelfce ruchem głowy, by się odsunęła, zaraz też pokazując jej swoje brudne od krwi jelonka łapy. Nie chciał przyjaciółki przez przypadek ubrudzić juchą.
        Chwilę mu zajęło poporcjowanie płatów mięsa i ponadziewanie go na patyki, jeszcze trochę zostało na jelonku, którego przeniósł w kąt jamy, aby nie drażnił oczu niebianki, o którą wilkołak coraz bardziej zaczął się martwić. Już chciał pójść na jej poszukiwania, mimo zapewnień Nevan, że Wanda pewnie zaraz wróci, co jak się okazało w tym przypadku było prawdą, a nie tylko pustym gadaniem, by uspokoić niepokój zmiennokształtnego.
        Podziękował niebiance kiwnięciem głowy za przyniesione przez nią patyki i gałązki, zabierając się za rozpalenie ogniska, gdy białowłosa opowiadała mu o tym, co ją spotkało w lesie. Spojrzał na nią nieprzekonany, gdy skończyła i na znak protestu wystawił na moment język. Według niego nie powinni się przejmować kłusownikiem, który sam sobie zgotował ten los. Nevan jednak była innego zdania, niż wilkołak.
        - Niestety trzeba mu pomóc, skoro już go znalazłaś, bo inaczej będzie ci smutno - powiedziała do Wandy poważnie, by zaraz uśmiechnąć się przebiegle jak mały psotny diablik. - Ale nauczkę trzeba mu dać, bo jestem pewna, że jak noga mu wyzdrowieje, znowu będzie robił to samo - podsunęła towarzyszom podchodząc do Valeriana, którego najpierw poklepała lekko po ramieniu, a po tym oparła się o niego, zakładając ręce na piersi z łobuzerskim uśmieszkiem. Mężczyzna westchnął ciężko, domyślając się, co chodziło dziewczynce po głowie. I jak tu się starać o to, by inni się go nie bali?
        Zamyślił się jednak na moment. Pomysł Nevan wydawał mu się w pewnym sensie nie głupi, bo jeśli nastraszą kłusownika, będą mieli szansę go złapać i związać, by ostatecznie doprowadzić przed obliczę sprawiedliwości, skoro i tak zmierzali w stronę miasta. Zabranie ze sobą małego prezentu dla strażników miejskich, chyba nie powinno stanowić dla nich większego problemu. Zwłaszcza, że prawdopodobnie byli niedaleko jakiejś osady, skoro mężczyzna ze złamaną nogą zdołali znaleźć w okolicy jakąś dziewczynę i ta bez problemu uciekła im z powrotem do swojego domu.
        - Wy...stra-achać...złapać i... zabrać do...stra...strażniki - wydukał patrząc na niebiankę, by dowiedzieć się co ona o tym sądzi.
        - Będzie zabawnie! - zachęciła ją z entuzjazmem Nevan.
Awatar użytkownika
Wanda
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Dobry Duch
Profesje: Mag , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Wanda »

        Tak więc droga powrotna zabrała dobremu duchowi trochę czasu. Na niebie robiło się coraz ciemniej i ciemniej. Dziewczyna musiała uważnie patrzeć pod nogi, żeby się nie wywrócić na jakimś wystającym ponad poziom ziemi korzeniu. Śpieszyła się również ponieważ po zmroku mogła się po prostu zgubić w lesie. Bez jej ekwipunku, który został przy koniu, byłoby to co najmniej ryzykowne nocować samemu w tej głuszy. Dlatego krok za krokiem przyspieszała, by jak najszybciej dotrzeć do obozowiska i ponownie spotkać się ze swoimi nowymi znajomymi. Ostatecznie tak też się stało. Wanda dotarła na miejsce akurat w momencie, gdy Valerian kończył zajmować się upolowaną zwierzyną na kolację. Niebianka przypatrywała się przez moment nabitym na kijki kawałkom mięsa, doceniając kunszt łowiecki jej towarzysza. Zaraz jednak przypomniała sobie, co miała do zakomunikowania obu obecnym w obozowisku wędrowcom. Położyła zebrane gałęzie i patyki na kupkę obok miejsca, gdzie miało zostać rozpalone ognisko i podeszła do wilkołaka i dziewczynki. Nabrała powietrza i opowiedziała im, co jej się przytrafiło podczas zbierania materiału na opał. Kiedy skończyła, poczekała chwilę, by dać jej towarzyszom czas do namysłu. Sytuacja nie była typowa i musieli się zastanowić, jak najlepiej zareagować w tym przypadku. Ten człowiek był zły, czy jednak to uprawniało ich do pozostawienia go swojemu losowi? Magini nie miała wątpliwości, że w takim przypadku czekałaby go wolna i bolesna śmierć z pragnienia i zimna. Dziewczyna popatrzyła na wilkołaka, starając się odczytać jego myśli z wyglądu pyska.
        Pierwsza jednak odezwała się Nevan. Zdecydowanym tonem głosu obwieściła, że trzeba uwolnić z dołu kłusownika, a następnie dać mu nauczkę, żeby odechciało mu się dalszego podążania ścieżką występku. Zaraz po niej odezwał się Valerian. Mężczyzna z trudem, bo z trudem, ale postanowił, żeby przestraszyć przestępcę, potem go uwięzić i odstawić do straży miejskiej w najbliższej osadzie. Wanda kiwnęła głową na znak, że rozumie i popiera ten plan. Było to chyba najlepsze rozwiązanie i nie wiązało się ze śmiercią zbója. Jednocześnie niebianka nie musiała się martwić, że za jej pomocą jeszcze jeden kryminalista będzie chodził wolno po tym padole.
        - Mam zwój liny, przyda się do wydostania kłusownika na powierzchnie i skrępowania mu rąk. Wezmę go i możemy iść.
        Podeszła do odłożonego na ziemi siodła i zdjęła z niego zwój liny. Założyła go na ramię i dała znać reszcie, że mogą ruszać w las. Wanda obawiała się, że cały proces wydostawania nieznajomego z dziury może zająć trochę czasu i na zewnątrz zrobi się zupełnie ciemno, ale ufała w zdolności widzenia w nocy wilkołaka. Zakładała bowiem, że takowe posiada. Niebianka nie znała się na zmiennokształtnych. Tak naprawdę dzięki spotkaniu w Szepczącym Lesie jej towarzysza mogła po raz pierwszy poznać ich trochę lepiej.
        Odgarniając na boki nisko rosnące gałęzie i krzaki wreszcie dotarła na miejsce, gdzie znajdował się dół przygotowany do pojmania jednorożca. Mężczyzna w nim uwieziony słysząc, że ktoś się zbliża zaczął robić raban, wykrzykując różne nie zawsze cenzuralne słowa. Magini podeszła do krawędzi i zajrzała do środka. Kłusownik nie wyglądał, jakby działa się mu jakaś krzywda. Może tylko zaróżowiły mu się nos i policzki od chłodu nadchodzącej nocy. I oczywiście wciąż miał złamaną nogę.
        - No, wreszcie jesteś - burknął przestępca. - Nie zamierzam odmrażać sobie tu tyłka ani minuty dłużej. Masz linę?
        - Tak. Przyprowadziłam też przyjaciół. Zaraz ci pomożemy - rzekła była księżniczka i zaczęła rozwijać linę. - Obwiąż się w pasie, to cię wyciągniemy.
        Jeden koniec sznura opuściła do dołu, resztę zaś podała Valerianowi, prosząc go, żeby pomógł jej wciągnąć mężczyznę na górę. Wanda ufała, że dzięki krzepie wilkołaka zdołają wspólnie wydostać poszkodowanego łotra z dziury, którą sam pomagał kopać. Kłusownik zrobił tak, jak radziła dobry duch i obwiązał się liną w pasie. Wspólnym wysiłkiem nieznajomy zdołał wdrapać się aż do krawędzi. Kiedy jednak wyjrzał na powierzchnię i zobaczył wilkołaka, wrzasnął ze strachu. Omal nie wypuścił liny z rąk.
        - C-co to ma być?! - wystękał kłusownik, kurczowo trzymając się sznura. - Co to za bestia?
        - Ma na imię Valerian i nie zrobi ci krzywdy, o ile nie będziesz uciekać - powiedziała Wanda. - A teraz wdrap się wreszcie na górę. Chyba, że chcesz tam zostać.

        Mężczyzna przełknął ślinę, widać było, że był przestraszony, ale posłusznie zaczął wyłazić poza krawędź dołu. Stękając i przeklinając zdołał wyczołgać się na powierzchnię, ciągnąc za sobą złamaną nogę. Zaraz potem podpierając się rękami zaczął odsuwać się od wilkołaka.
        - Tylko nie pozwól, by mnie pożarł. - wyjąkał kłusownik, starając się podnieść na nogi, ale złamana kończyna mu to uniemożliwiała. Opadł z powrotem na tyłek, nie spuszczając wzroku ze zmiennokształtnego.
        - Teraz pomogę ci z tą nogą, a potem zaprowadzimy cię do naszego obozowiska. Następnie odstawimy cię do straży miejskiej - poinformowała go Wanda. - Dla naszego bezpieczeństwa zwiążę ci też ręce.
        Mężczyzna pobladł na twarzy. Znowu spróbował wstać.
        - Straż miejska? Po co zaraz straż miejska? Po prostu pójdę w swoją stronę… Au! Cholera!
        - Spokojnie. Bo zrobisz sobie krzywdę. - Niebianka zaczęła wiązać mu liną nadgarstki. Mężczyzna z początku zabierał ręce, ale pod spojrzeniem wilkołaka uspokoił się i pozwolił je skrępować. Następnie magini przeniosła swoją uwagę na złamaną nogę złoczyńcy. Podciągnęła mu nogawkę i obejrzała kończynę. Położyła na niej obie dłonie i wprowadziła w ciało mężczyzny zaklęcie uśmierzające ból. Następnie zabrała się za nastawianie kości, zgodnie ze swoją wiedzą medyczną. Kiedy skończyła, unieruchomiła kończynę za pomocą dwóch gałęzi i sznura. Na koniec skorzystała z zaklęcia uzdrawiającego, by kość się szybciej zrosła. Kłusownik podczas zabiegu krzywił się i przeklinał, ale jakoś bez przekonania. Możliwe, że tak zadziałał na niego urok osobisty Valeriana.
        - Gotowe - stwierdziła dobry duch na koniec procesu leczniczego. - Oprzyj się na mnie i postaraj się wstać nie obciążając uszkodzonej nogi.
        Mężczyzna zrobił jak mu kazano, podając Wandzie ramię. Co chwilę spoglądał jednak na wilkołaka, jakby starając się ocenić swoje szanse na ucieczkę.
        - Jesteś pewna, że mnie nie pożre? - spytał w końcu. - Wygląda na takiego...
        - Powiedz, jak masz na imię? - zapytała niebianka.
        - Bob.
        - No więc Bob, tak jak mówiłam wcześniej, jeśli nie będziesz próbował sztuczek, nic ci nie zrobi. Obiecuję. - Potem odezwała się do Valeriana i Nevan. - Nie zostało tu już nic do zrobienia. Możemy wracać.
        Trzymając Boba pod ramię zaczęła się odwracać w stronę, skąd przybyli. Nagle coś mignęło jej między drzewami. Coś wyjątkowo pięknego. Była księżniczka mogłaby przysiąc, że przez moment widzi jednorożca. Wszystko jednak działo się zbyt szybko, dosłownie chwilę, a w lesie było już dość ciemno, tak więc nie była do końca pewna, czy to co widziała, to rzeczywiście biały koń z rogiem. Dlatego uśmiechnęła się tylko pod nosem i skupiła uwagę na prowadzeniu kłusownika w stronę obozowiska.
        Po przybyciu na miejsce zrobiło się już zupełnie ciemno. I chłodno. Niewiele się zastanawiając Wanda posadziła Boba pod jednym z drzew, a sama zajęła się pomocą przy przygotowywaniu ogniska. Kłusownik zrobił się dziwnie milczący. Starał się też unikać wzroku innych osób w obozowisku. W międzyczasie dobry duch zwróciła się do Valeriana.
        - Ktoś będzie musiał go pilnować całą noc, żeby nie uciekł. Możemy też go przywiązać do pnia, tak by było chyba łatwiej.
        Niebianka zastanawiała się, czy znajdują się daleko od najbliższej wsi, czy miasta oraz czy znajdą tam posterunek straży miejskiej. Być może wilkołak lub jego mała towarzyszka wiedzieli, w końcu znali te tereny lepiej od niebianki.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Po ustaleniu szczegółów działania i przygotowaniu się przez Wandę do wyciągnięcia kłusownika z jego własnej pułapki, Valerian spojrzał na małą półelfkę i otworzył pysk, by coś powiedzieć, jednak Nevan od razu mu przerwała. Patrzyła przy tym na włochatego przyjaciela tak gniewnym wzrokiem, jakby ten właśnie zabił jej ojca.
        - Nawet o tym nie myśl, by kazać mi tu zostać. Idę z wami - powiedziała hardo, ani trochę nie obawiając się niezadowolenia ze strony wilkołaka, czy jego stanowczego sprzeciwu. Oboje doskonale wiedzieli, że nawet gdyby się pokłócili i Valerian zablokowałby wyjście z gawry, albo uniemożliwił je w jakikolwiek inny sposób dziewczynce, ta i tak by się jakoś wydostała i bez odrobiny strachu wybrałaby się samotnie w głąb ciemnej puszczy, by do nich dołączyć.
        Wystarczyło jej by raz nadto zaufała zmiennokształtnemu i ten ją opuścił, zostawiając samą w wiosce driad. Nie zamierzała już więcej pozwolić na podobną sytuację. Miała przecież na całej Łusce tylko jego i nikogo więcej. A jeśli wilkołak miał jej już dość, mógł jej to powiedzieć prosto w twarz w i sama by go zostawiła w świętym spokoju. Nie musiałby znajdować żadnych okazji, by ją gdzieś zostawić i od dziewczynki uciec.
        Odrobinę zmieszany spojrzał na Wandę, szukając u niej wsparcia, choć sprawa i tak z góry była przesądzona. Cokolwiek by nie zadecydowali Nevan i tak by za nimi poszła pomimo zakazu i obietnicy, że wrócą. Valerian przysłowiowo zaczął pluć sobie w brodę, że w ogóle wpadł na pomysł zostawienia malej razem z driadami, ale czasu już nie cofnie i pewnie nie prędko, dziewczynka zgodzi się puścić go gdzieś samego.
        Mężczyzna westchnął ciężko i skierował się za Wandą wychodząc z ich kryjówki, by przed nią poczekać aż Nevan do nich dołączy. Dopiero po tym ruszył w las za niebianką do miejsca, w którym przebywał kłusownik. Przeprosił jeszcze niebiankę za te problemy z Nevan. Domyślał się, że towarzystwo małej, buntowniczej dziewczynki, może być niebiance w tej sytuacji nie na rękę, chociażby dlatego, że półelfka przy wydostaniu kłusownika z dziury będzie bardziej kulą u nogi, niż jakąkolwiek pomocą. Nic jednak nie mogli zrobić, bo odstawianie co chwila Nevan do ich kryjówki byłoby stratą czasu, a przyspieszenie tempa by zostawić ją w tyle i zgubić w lesie, było zwykłym okrucieństwem. Przecież była jeszcze dzieckiem.
        Gdy byli już na miejscu, Valerian z Nevan trzymali się z tyłu, starając się ignorować przekleństwa rzucane przez mężczyznę w dole i brak jakiejkolwiek wdzięczności z jego strony, że niebianka postanowiła po niego mimo wszystko wrócić. Wilkołakowi znacznie łatwiej było nie przejmować się słowami padającymi z dziury, niż Nevan, która bardzo szybko się obraziła, mruczała pod nosem, że kłusownik jest burakiem i by jednak go zostawić. Zmiennokształtny był jednak z półelfki dumny, że nie wybuchła gniewem i nie próbowała uniemożliwić im wydostania przestępcy z wykopanego przez niego dołu.
        Nie można było jednak powiedzieć, że pomagała im, gdy przyszło im wyciągnąć mężczyznę z dziury. Z resztą dzięki sile wilkołaka i tak nie zajęło im to zbyt dużo czasu, ani energii. Valerian nawet nie zdążył się zgrzać, gdy kłusownik mógł już samemu wyjść ze swojej pułapki. Choć gdy tylko zobaczył reakcję tego zbója na swój widok i został nazwany bestią, sam miał ogromną ochotę zostawić mężczyznę w tej dziurze.
        - Nie zostawi na tobie nawet jednej kosteczki, ty bur...! - wykrzyknęła dziewczynka, nim została złapana przez zmiennokształtnego, który zaraz zakrył jej buzię swoją wilczą dłonią, aby ją uciszyć coś na moment.
        Już jakiś czas temu zauważył, że Nevan zrobiła się strasznie niesforna i w ogóle nie wiedział co było tego przyczyną. Nie mógł przez to znaleźć żadnego rozwiązania problemu, a to tylko potęgowało jego uczucie bezradności.
        Cały czas trzymał się z Nevan na dystans, by nie przeszkadzać Wandzie podczas, gdy zajmowała się złamana noga poszkodowanego. Nie wszyscy lubili jak się nad nimi wisiało i patrzyło na ręce, gdy coś robili. Poza tym, gdyby był blisko, mógłby niepotrzebnie potęgować niepokój kłusownika i ten zamiast pozwolić niebiance mu pomóc, mógłby próbować się wyrywać i uciec w przestrachu. A to wcale nie pomogłoby jej w zajęciu się jego nogą. Pozwolił więc w spokoju pracować dobremu duchowi podczas, gdy on przykucnął do Nevan i pouczał ją, że nie można się o nikim źle wypowiadać tylko dlatego, że ktoś nie podziękował za pomoc, czy wyzywał kogoś innego. W prawdzie samemu wilkołakowi nie podobało się to, że mężczyzna omal nie narobił w portki na jego widok, ale w sumie liczył się z tym i był już przyzwyczajony do takiej reakcji innych. Poza tym mieli w planach nastraszyć kłusownika i chyba im się udało.
        - Powiedział kolejne brzydkie słowo! - zareagowała od razu Nevan, wskazując palcem w stronę związywanego nieznajomego. - Trzeba mu język wyparzyć, albo umyć mydłem!
        Valerian westchnął ciężko i pobłażliwie poklepał Nevan po głowie, by zaraz wziąć ją na barana i skierować się w stronę ich obozowiska.
        - ...Ja nie wiem jak można chcieć polować na tak ładne i niewinne stworzenie. - Buzia Nevan praktycznie w ogóle się nie zamykała, mimo usilnych prób Valeriana i jego charczących próśb. - Na takie smoki byście się zasadzili. To by było coś. Albo przenieśli się do Mrocznej Puszczy, tam jest masa brzydkich potworów, po których nikt by nie płakał. A i pewnie zarobić by się dużo dało. W sumie może to jest faktycznie dobry sposób na zarobek?
        - O! Albo znów moglibyśmy się przyłączyć do jakiejś karawany kupieckiej! Dostalibyśmy pieniądze za to, że trzymasz bandytów na dystans, a ja miałabym nowych przyjaciół. Może udałoby nam się spotkać Rarek'a! - zwróciła się do zmiennokształtnego, przez moment lekko trzęsąc jego ramieniem, by zwrócić na siebie jego uwagę, a po tym zmęczona dniem pełnym wrażeń wtulić swój policzek w jego gęste, ciepłe futro na karku.
        Wilkołak zerknął na nią przez ramię i nic nie odpowiedział, jedynie ze smutkiem lekko opadły mu uszy, ale zaraz się podniosły czujnie, jak tylko Nevan nabrała powietrza.
        - Polowanie na rzadkie stworzenia takie jak jednorożce nie jest czasem surowo zabronione? W tych lasach szczególnie? - zapytała, zerkając to na wilkołaka to na Wandę, oczekując potwierdzenia swojej myśli przez jedno z nich. - Wypalą mu oczy albo utną rękę? Widziałam kiedyś centaura bez ręki. Czy ręce ucinają tylko za kradzież?
        - Nevan... - mruknął zmiennokształtny, chcąc jakoś uspokoić nakręcającą się półelfkę.
        - Val nie ma... znaczy nie miał języka. Za co ucina się język?
        - Str...Str...arczy... - wydusił z siebie i zaczął najpierw z jednej, a po tym z drugiej strony łaskotać dziewczynkę, byleby tylko ją czymś zająć i by przestała w końcu gadać.
        Z tego powodu mała szybko zasnęła na rękach swojego włochatego przyjaciela nim wrócili do obozowiska. Poszedł położyć ostrożnie Nevan na prowizorycznym posłaniu przy ognisku i przykrył ją swoim płaszczem, żeby nie zmarzła. Kiwnął po tym Wandzie na znak, że on przypilnuje Boba, by ten nigdzie nie uciekł, jednak wolałby go nie przywiązywać do drzewa. Obawiał się, że gdyby tak go zostawili i poszli spać, z rana mogłoby już nie być mężczyzny. Albo nie byłby już żywy. Spojrzał na kłusownika, a po tym na niebiankę. Objął siebie swoimi włochatymi ramionami i zadrżał ostentacyjnie, szczękając przy tym zębami. Pokręcił też głową, po czym machnął nią w stronę ich kryjówki i ogniska. Na koniec wyprostował się dumnie z poczuciem obowiązku i po żołniersku uderzył swoją pięścią w serce. Nie zamierzał opuścić do tego, by Bob im uciekł, albo zrobił jakąś krzywdę dziewczynom, gdy te będą spały, choć ten będzie z nimi przy ognisku. Oczywiście związany. W ten sposób mężczyzna ani nie zamarznie przywiązany do drzewa, ani im nie ucieknie, ani też nic go nie zje do rana. Już Valeriana w tym głowa, żeby nikomu nic się nie stało podczas tej nocy i by kłusownik stanął przed obliczem sprawiedliwości i doczekał zasłużonej kary.
Awatar użytkownika
Wanda
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Dobry Duch
Profesje: Mag , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Wanda »

        Valerian zobowiązał się pilnować kłusownika przez całą noc, więc Wanda i Nevan mogły spokojnie udać się na spoczynek. Dobry duch spojrzała na dziecko. Dziewczynka wydawała się pełna życia i wesoła, bardzo też przywiązana do zmiennokształtnego, ufająca mu. Czy jednak na pewno była szczęśliwa będąc tutaj, w środku lasu, zamiast ze swoimi rodzicami? Niebianka mogła się tylko domyślać, że jej rodzinę spotkało coś niedobrego i teraz jedyną osobą, przy której Nevan czuła się bezpiecznie, był właśnie wilkołak. To zadziwiające jak się plotą ludzkie losy. Przez głowę magini przemknęła myśl, że być może Valerian powinien przemyśleć o zapewnieniu dziecku jakiegoś ciepłego kąta i edukacji, zamiast włóczyć się po nie do końca bezpiecznych miejscach i narażać małą na niebezpieczeństwo. Być może, gdy będzie trochę czasu porozmawia o tym ze zmiennokształtnym. Póki co była na to zbyt zmęczona, dlatego po prostu udała się na swoje posłanie przy ognisku. Kiedy siadła na kocu zerknęła jeszcze na Boba. Wciąż siedział na swoim miejscu i wpatrywał się nieprzyjemnym wzrokiem gdzieś w bok, unikając spojrzenia innych obecnych w obozowisku. Pewnie nie był zadowolony tym, że prowadzą go do miasta i, że będzie musiał ponieść konsekwencje swoich działań. Wanda nie zdziwiłaby się, gdyby mężczyzna próbował w trakcie drogi do najbliższej miejscowości uciec. Teraz, gdy miał dość dobrze wyleczoną nogę, mógł próbować się wymknąć. Magini liczyła jednak na uwagę i ostrożność jej towarzysza wilkołaka. Valerian już nie raz dał dowód na to, że nie tak łatwo wywieść go w pole, a kłusownik, powiedzmy sobie szczerze, nie wyglądał na najbystrzejszego. Niebianka mogła więc spokojnie dać odespać swojemu naczyniu i nie przejmować się niczym. Jak postanowiła, tak też zrobiła. Była księżniczka położyła się na kocu i zwinęła w kłębek. Okryła się kawałkiem tkaniny, na której leżała, odetchnęła z ulgą.
        - Dobranoc - powiedziała do swoich towarzyszy. I Boba.
        Jasnowłosa dziewczyna zamknęła oczy, kilka razy przewróciła się z boku na bok, aż w końcu sen nadszedł. Czując, że jej naczynie zasnęło, dobry duch wypłynęła z umysłu swojego nosiciela i zawisła w powietrzu nad jej głową. Pogrążyła się w medytacji, chcąc zregenerować siły po pełnym niespodzianek dniu. Odmówiła też modlitwę do Najwyższego, by miał nad nimi opiekę podczas dalszej wędrówki do najbliższej miejscowości, tak jak czuwał nad nimi do tej pory.
        Kłusownik tymczasem pilnowany przez wilkołaka nie śmiał się ruszyć z miejsca. Wyglądało na to, że zbytnio się bał swojego strażnika, by próbować jakiejś drogi ucieczki. Związane ręce i usztywniona przez opatrunek kończyna też nie ułatwiały sprawy. Mężczyzna ograniczył się więc do rzucania co jakiś czas nieprzyjaznego spojrzenia w kierunku zmiennokształtnego oraz do ustawienia się do niego bokiem. Wkrótce jednak i on zasnął, chrapiąc przy tym głośno, jak piłowane drewno. I tak minęła noc.
        O świcie wędrowców powitał zimny poranek, temperatura wydawała się opadać dzień po dniu coraz bardziej. Dobry duch na powrót umościła sobie miejsce w umyśle swojego naczynia, gdy tylko dostrzegła, że była księżniczka się budzi. Towarzyszył temu niewielki rozbłysk oczu dziewczyny, chwilę potem jednak niebianka wyglądała tak jak zwykle. Rozejrzała się po obozowisku. Wyglądało na to, że wszystko jest w porządku. Bob nadal siedział tam, gdzie go zostawiła dnia poprzedniego. Sądząc po chrapaniu mężczyzna jeszcze się nie obudził. Mała strużka śliny ściekała mu po brodzie.
        Ostrożnie, żeby nie obudzić Nevan, Wanda zajęła się przygotowaniem posiłku. Wyjęła z sakwy przy siodle swojego konia suchy prowiant i położyła na kocu przy tym, co zostało z ogniska. Tak, żeby wszyscy towarzysze mogli się częstować. Nie było tam nic szczególnego. Ot, chleb, żółty ser, trochę suszonej wołowiny i jabłka. Kiedy się posiliła napiła się wody z bukłaku. Roztarła ręce, po czym podeszła z bukłakiem do śpiącego kłusownika i Valeriana, żeby im zaproponować coś do picia. Przy okazji zapytała wilkołaka, czy nie miał żadnych problemów z pilnowaniem więźnia. Potem zajęła się osiodłaniem Serafa. Magini, podczas pracy, zastanawiała się, jak daleko znajdują się od najbliższych miejsc zamieszkanych przez istoty rozumne i, czy znajdą tam straż miejską. Miała nadzieję, że tak. Im szybciej odstawią kłusownika przed oblicze sprawiedliwości, tym lepiej. Wróciła do ogniska i usiadła na kocu, spokojnie czekając na przebudzenie się Nevan.

        Po pewnym czasie, z niewielkiego oddalenia, do jej uszu doszedł szelest liści i odgłos końskich kopyt miarowo uderzających o ziemię. Ktoś się zbliżał. Bob chyba też to usłyszał, bo wreszcie się obudził. Chwilę potem oczom niebianki i jej towarzyszy ukazała się czwórka obcych wędrowców. Zakapturzona kobieta na koniu oraz trzech zbrojnych po jej bokach. Nieznajomi zatrzymali się przy obozowisku Valeriana.
        - Witajcie, dobrzy ludzie - odezwała się kobieta. Nawet jej powieka nie drgnęła, gdy spojrzała na wilkołaka. Ani na związanego Boba. Mówiła spokojnie, jak ktoś, kto przywykł do przemawiania do innych z pozycji władzy. - Czy wy również wybieracie się obejrzeć kaźń wyznawcy piekielnego pomiotu?
        Wanda podrapała się po głowie, przypatrując się całej czwórce. Chociaż trójka wojowników była dobrze uzbrojona i wywoływała groźne wrażenie, to coś w tej kobiecie sprawiało, że włos niebianki jeżył się na głowie. Nie potrafiła jednak określić, co to było.
        - Nie - dobry duch odezwała się po chwili namysłu. - Po prostu z moimi towarzyszami udajemy się do najbliższej miejscowości. Nic nie wiemy o żadnej kaźni.
        - Rozumiem. - Kobieta na koniu powoli kiwnęła głową. - Jeśli się pośpieszycie, to może zdążycie ujrzeć, jak sprawiedliwości staje się zadość. - Wyciągnęła rękę i nakreśliła w powietrzu znak Najwyższego. - Idźcie zatem z Panem, dobrzy obywatele. Niech was prowadzi ścieżką prawości i światła. Ruszajmy.
        Kobieta na koniu ściągnęła kaptur, ukazując oblicze o typowo eravallowej urodzie. Jednak to, co przykuło uwagę niebianki, to diadem, który znajdował się na jej czole, a który był w kształcie symbolu Najwyższego. Nieznajoma musiała być kimś w rodzaju kapłanki Pana. Albo kimś postawionym jeszcze wyżej. Kobieta stuknęła pietami boki wierzchowca, po czym razem ze swoją obstawą ruszyli dalej przez las. Wkrótce zniknęli z oczu magini.
        - Zastanawiam się, czy ten człowiek, na którym mają wykonać wyrok, rzeczywiście zawinił - Wanda z wahaniem odezwała się do swoich towarzyszy.
        Dobry duch westchnęła. Skoro sprowadzano do wykonania wyroku wysoko postawioną osobę z kościoła Najwyższego, to sprawa była poważna. Niebianka nie mogła się jednak pozbyć uczucia przeszywającego zimnego dreszczu, jaki poczuła, gdy popatrzyła w oczy obcej kobiecie. To było spojrzenie kogoś, kto odznacza się twardą dyscypliną i surowymi zasadami. I choć Wanda uważała, że w walce z piekielnikami takie osoby też są potrzebne, to jednak wiedziała, jak łatwo było popaść w przesadę. Zamiast wymierzać sprawiedliwość, popaść w szukanie krwawej zemsty.
        Magini skończyła się pakować i była przygotowana do dalszej drogi.
        - Mogę ruszać, gdy tylko będziecie gotowi - zwróciła się do Valeriana i Nevan. Niebianka miała nadzieję, że wilkołak poprowadzi ich bezpiecznie trasą do najbliższej miejscowości.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Odkąd spotkał Wandę na swojej drodze, wziął sobie za punkt honoru dbanie o ich bezpieczeństwo, zwłaszcza w nocy podczas odpoczynku, przez co ostatnimi czasy nie był w stanie w pełni wypocząć. Szczególnie zeszłej nocy, gdy ponownie dołączyła do niego Nevan. Oczywiście nie zamierzał z tego powodu narzekać, bo nikomu nie ujmując, miał lepsze predyspozycje do całonocnego czuwania, niż niebianka, a w razie zagrożenia mógł od razu zareagować i stanąć do walki uzbrojony w swoje kły i pazury. Nie mniej, każdy kiedyś osiągnie swój limit i zmiennokształtny wiedział, że wkrótce będzie musiał porządnie odpocząć, by nie być kulą u nogi swoich towarzyszy. Może gdy dotrą do miasta i z Wandą ich drogi się nie rozejdą, może uda im się znaleźć nocleg w jakiejś karczmie na kilka dni, nim ruszą dalej. Wątpił by miało to stanowić jakikolwiek problem, dlatego postanowił, że poruszy ten temat, gdy oddadzą Boba w ręce strażników. To miało na ten moment najwyższy priorytet.
        Wychwycił kątem oka jak Wanda szykowała się do spania, po czym spojrzał na grzebiącą patykiem w ognisku Nevan. Odchrząknął wymownie, by zwrócić na siebie uwagę półelfki i uniósł jedną brew.
        - No co? Będę z tobą pilnować tego gałgana - powiedziała hardo, zaskoczona tym, że Valerian mógłby mieć inne zdanie na ten temat.
        Westchnął ciężko, po czym spojrzał na nią stanowczo i pokręcił głową, wskazując na posłanie, które przecież wcześniej sobie z taką starannością przygotowywała.
        Widać po małej było, że chciała się kłócić, jednak przeciągłe ziewnięcie z jej strony, które ją samą zaskoczyło, skutecznie powstrzymało dziewczynkę od wszelkich buntów. Niechętnie pozwoliła tym razem wygrać zmiennokształtnemu, posyłając mu przy tym groźne spojrzenie, przez które wyszczerzył się szczerze rozbawiony.
        - Ale nie myśl sobie, że następnym razem pójdzie ci tak łatwo - burknęła z niezadowoleniem, kierując się w stronę swojego posłania, na którym zaraz się położyła i przykryła płaszczem towarzysza.
        - Dobranoc - odpowiedziała z entuzjazmem Wandzie i jednocześnie życzyła Valerinowi. - Pchły na noc. Karaluchy pod poduchy, a szczypawy do zabawy - zachichotała radośnie, wtulając policzek w kępkę mchu i złożony kilka razy rękaw, robiący jej za prowizoryczną poduszkę.
        - Do...branoc - odpowiedział im obu wilkołak, chwilę obserwując obie towarzyszki aż nie usnęły, po czym zerknął jeszcze w stronę kłusownika.
        Kiedy również i ten usnął, odetchnął głęboko i nadstawił uszu, by móc usłyszeć każdy najdrobniejszy szelest w ich okolicy. Nie pozwolił również przez większość nocy zgasnąć ognisku, dorzucając do niego kolejne większe kawałki drewna by się powoli paliły jak najdłużej. Kilka razy opuścił swój posterunek, aby sprawdzić okolice i przepłoszyć czające się w cieniu drapieżniki, przy okazji załatwiając swoje potrzeby. Zdarzyło mu się nawet usiąść obok dziewczynki i przez chwilę głaskać ją delikatnie po kasztanowych włosach, gdy ta mruczała coś niespokojnie przez sen i kręciła się z boku na bok. Miał dziwne wrażenie, że półelfka od jakiegoś czasu męczyła się ze złymi snami i że była to jego wina. Do końca nocy został przy niej z ogromnymi wyrzutami sumienia, myśląc o tym, jak mógłby wynagrodzić swojej małej przyjaciółce wszystkie nieprzyjemności i przegnać choć część jej trosk.

        Gdy na niebo powoli zaczęło wschodzić słońce, Valerian ponownie udał się na mały obchód po okolicy, przy okazji zbierając nieco leśnych owoców, dla Nevan na drogę, a gdy wrócił ułożył pozostałe z kolacji kawałki mięsa na kamieniu w dogasającym palenisku by się nieco podgrzały. Kiedy usłyszał szelest ze strony śpiących towarzyszek, spojrzał w tamtą stronę.
        - Dzień dobry - przywitał się łagodnie z niebianką, żując bez większego przekonania kawałek mięsa.
        Na zadane przez białowłosą pytanie odnośnie tego jak minęło pilnowanie kłusownika, pokręcił lekko głową, po czym przyłożył złożone dłonie do policzka i głośno zachrapał demonstracyjnie na znak, że przez śpiącego twardo całą noc Boba nie miał z nim żadnych problemów.
        Po pewnym czasie do jego uszu doszedł jakiś dźwięk i skierował spojrzenie w tamtą stronę, gotów w każdej chwili zareagować i bronić swoich towarzyszy w razie konieczności. Póki co nie zrywał się gwałtownie z miejsca, słysząc, że cokolwiek się do nich zbliżało, szło miarowym, spokojnym tempem. Nikt się nie czaił na nich, ani też nie szarżował, nie było więc powodów by z góry zakładać, że coś chciało ich zaatakować. Zwłaszcza, że jak się orientował niedaleko powinien być trakt i mógł niedaleko nich przejeżdżać właśnie jakiś kupiec lub podróżnik. Mimo to nie tracił jednak czujności, gdyż wraz z odgłosem końskich kopyt słyszał towarzyszący temu metaliczny wydźwięk. Zbrojny.
        Z tego co zauważył Wanda również to usłyszała. Nie chcąc ryzykować, wstał powoli ze swojego miejsca i podszedł do Nevan, by ją łagodnie obudzić. Gdyby mieli uciekać, łatwiej im będzie, gdy wszyscy będą przytomni, a nie na wpół śpiący.
        - Jeszcze pięć minut Val. Nie chcę dzisiaj do szkoły - jęknęła marudnie dziewczynka, przekręcając się na drugi bok i nakrywając płaszczem po czubek głowy, choć zaraz zsunęła z siebie przykrycie i usiadła, ziewając i mocno się przeciągając.
        - Co się dzieje? - spytała, gdy spostrzegła, że kucający przy niej zmiennokształtny jest napięty jak struna, która w każdej chwili może pęknąć.
        Nie długo po tym przy ich obozowisku zatrzymała się grupka uzbrojonych mężczyzn z kobietą na czele. Kiwnął im głową w odpowiedzi na powitanie i uważnie przyglądał się każdemu z osobna, zastanawiając się co też może być powodem ich wędrówki. Czyżby w okolicy kręcił się jakiś niebezpieczny przestępca? Szybko jednak zauważył, że musiało chodzić o coś innego. Zbrojni nie wyglądali na poddenerwowanych, napędzanych przez adrenalinę spowodowaną gorączkowym pościgiem i chęcią dorwania łotra, nie wyglądali też jakby się gdzieś mocno spieszyli. Szli równo, ze spokojem.
        - Piekielnego pomiotu? - zapytała z zaciekawieniem Nevan, przecierając sobie dłonią oczka.
        Valerian pokręcił głową na zadane przez kobietę pytanie, w tym samym momencie co Wanda odpowiedziała jej słownie. Spojrzał po tym pytająco na białowłosą towarzyszkę, nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Po tym przeniósł wzrok z powrotem na grupkę, która się przy nich zatrzymała i odprowadził ich czujnym okiem, aż nie zniknęli między drzewami.
        - Coś mi mówi, że chyba się dowiemy na miejscu, czy był winny czy nie - odpowiedziała Wandzie, sądziła, że zmierzają w to samo miejsce, co tamta kobieta ze swoimi ludźmi.
        - Niedaleko stąd powinno być Nandan-Ther, prawda? - zapytała patrząc na zmiennokształtnego, który w odpowiedzi kiwnął jej lekko głową, choć nie wyglądał na zbyt zachwyconego.
        Zaraz też wziął jeden z patyków, na który wcześniej nabite było mięso i nakreślił nim na ziemi ich orientacyjne położenie. Zaznaczył na swoim rysunku gdzie byli i gdzie leżało wspomniane przez dziewczynkę miasto. Pomiędzy nimi zaznaczył małą osadę, po czym spojrzał na Wandę, a po tym na Nevan.
        - Myślisz, że oni mogą iść do Mor'Sen? - zapytała dla pewności. Valerian wzruszył ramionami, po czym wstał na równe nogi.
        - Będzie można tam zostawić Boba. I może spotkamy Eisa - zaproponowała radośnie dziewczynka, na co również odpowiedział wzruszeniem ramion. Nie chciał odpowiadać nic konkretnego, gdy nie był pewien czy faktycznie spotkają elfiego kolegę Nevan, czy też nie.
        Zmiennokształtny przeciągnął się i pomógł Wandzie zbierać ich rzeczy, podczas gdy Nevan kończyła zajadać się serem i chlebem oraz owocami. Po niedługim czasie byli gotowi do dalszej drogi. Valerian prowadził przed sobą Boba, a półelfka szła energicznym, pogodnym krokiem obok Wandy, prowadząc ich w stronę traktu, którym bez większego trudu zdołają dojść do leśnej osady.
Awatar użytkownika
Wanda
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Dobry Duch
Profesje: Mag , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Wanda »

        I tak ruszyli przed siebie, traktem przez las. Valerian, Nevan, Wanda oraz Bob. Z tego, co niebianka zdążyła się zorientować, słuchając rozmowy swoich towarzyszy, gdzieś nieopodal znajdowała się mała wioska Mor'Sen. Była księżniczka ucieszyła się na tą wiadomość, była już trochę zmęczona spaniem pod gołym niebem i żywieniem się wyłącznie suchym prowiantem. Tęskniła za porządnym pokojem w karczmie, smacznym posiłkiem i ciepłą kąpielą. Tak, Wanda tęskniła za cywilizacją. Obawiała się jednak trochę o idącego z nimi zmiennokształtnego, a konkretnie o to, jak mieszkańcy wioski zareagują na jego widok. Dobrze pamiętała jak sama się mocno wystraszyła, gdy pierwszy raz spotkała wilkołaka. Mało nie narobiła pod siebie, czy nie zemdlała. A przecież była w miarę wykształconą osobą i w swoim życiu widziała nie mało. Więc co dopiero pomyślą sobie lub zrobią prości wieśniacy, nie obeznani z innością? Magini miała nadzieję, że Valerian nie sprowadzi na siebie kłopotów tym, że im pomaga dotrzeć do najbliższej miejscowości i ich wizyta w Mor'Sen pójdzie sprawnie. W duchu modliła się o to do Najwyższego.
        Tymczasem na ich drodze do wioski pojawił się jeden nieprzewidziany przystanek. Na trakcie niespodziewanie spotkali medyka z Mor'Sen. Gdy go zobaczyli mężczyzna klęczał przy swojej okulałej oślicy i starał się jej pomóc. Niestety, jego znajomość magii dziedziny życia nie była wystarczająca, by skutecznie pomóc zwierzęciu. Jak tłumaczył medyk jego umiejętności nie wykraczały poza leczenie prostych przypadłości, takich jak katar, nieskomplikowane skaleczenia, czy otarcia. Ze złamaniem nogi oślicy jednak nie dawał sobie rady. Nie miał też w sobie dość odwagi, by zwierzę dobić. I tak siedział na tej drodze od kilku godzin, zastanawiając się, co robić dalej. Niebianka poprosiła swoich towarzyszy o chwilę postoju, w trakcie której postanowiła pomóc oślicy. Na początek użyła swojej magii, by znieczulić zwierzę. Potem zabrała się za nastawianie kości i usztywnienie uszkodzonej nogi. Na koniec skorzystała z zaklęcia przyspieszającego regenerację tkanki i kości. Ostatecznie oślica, z trudem, bo z trudem, ale wstała na nogi i mogła iść dalej. Medyk podziękował za udzieloną pomoc i postanowił towarzyszyć wędrowcom w drodze do jego wioski. W takie sposób pokonali ostatni kawałek drogi dzielący ich od Mor'Sen.
        Gdy Wanda oraz jej towarzysze opuścili ostatecznie las i przekroczyli wreszcie granice wioski, medyk pożegnał się z nimi i poszedł w swoim kierunku. Jak tłumaczył, w wiosce miało się odbyć ważne wydarzenie, konkretnie to egzekucja przestępcy, i był tam potrzebny.
        - Może poszukamy jakiegoś ośrodka władzy w tej miejscowości? Na przykład straży miejskiej? Trzeba komuś oddać pana kłusownika - zapytała zmiennokształtnego. W następnej kolejności powinni chyba poszukać jakiejś gospody i wypocząć. Zjeść coś. Umyć się.

        Minął pewien okres czasu. Magini, idąc przed siebie drogą między domami, zatrzymała się nagle. Do jej uszu doszedł zbliżający się z jednego kierunku hałas, powodowany przez wiele osób mówiących i krzyczących naraz. Ani się spostrzegła, jak na ulicy, cichej i spokojnej ledwie kilka chwil wcześniej, pojawili się rozzłoszczeni mieszkańcy. Niebianka zaniepokojona obejrzała się na Valeriana, czy aby nie chodzi o niego, ale wieśniacy obrali sobie chyba inny cel. Kilku z nich wymachiwało mieczami lub improwizowaną bronią, byli też ludzie z pochodniami nawołujący pozostałych, by szli za nimi. Wściekła horda płynęła niczym fala przyboju w kierunku centrum wsi. Wanda obejrzała się na swoich towarzyszy, otoczonych przez posuwających się naprzód, mocno zeźlonych ludzi.
        - Trzymaj Valeriana za rękę i nie puszczaj - poprosiła Nevan, bojąc się, że dziewczynka może się oderwać w zbiegowisku od swojego opiekuna i zostać zdeptana. Nie mając wiele wyboru niebianka pozwoliła się porwać pędowi biegnących do przodu mieszkańców. Gdy tłum wreszcie przestał się przesuwać, magini po prostu zaczęła się przeciskać do przodu. Kilku wieśniaków protestowało. Jednocześnie starała się nie zgubić towarzyszy w tłoku. Gdy dotarła wreszcie do źródła zamieszania w centrum wsi, zobaczyła jak kilku strażników miejskich pilnuje sporej odgrodzonej przestrzeni. Na jej środku stał jakiś hałaśliwy, gruby osobnik. Ubrany był w szarą marynarkę, spiętą kilkoma złotymi łańcuchami. Niebieska lniana koszula, którą nosił pod spodem, wyglądała tak, jakby w każdej chwili mogła pęknąć, odkrywając wielki brzuch. Czubek głowy przykrywało mu kilka tłustych pasemek, zaczesanych w taki sposób, by zasłaniać świecącą łysinę. Mężczyzna miał też zaczerwieniony nos i policzki, zapewne skutek zbyt częstego zaglądania do kieliszka. Na podstawie stroju Wanda uznała go za jakąś wysoko postawioną personę w Mor'Sen.
- Spalić wyznawcę piekielników! - wrzeszczał tłuścioch. - Na co czekacie? Na stos z nim!
- Spalić go! - skandował tłum wieśniaków wokół niebianki.
        Zaraz obok grubasa w marynarce stała znana już magini i jej towarzyszom przedstawicielka kościoła Najwyższego. Ta sama, którą razem z obstawą spotkali w lesie. Sądząc po wyrazie twarzy kobiety miała ona jednoznaczne zdanie na temat rozwrzeszczanej tłuszczy, otaczającej ją ze wszystkich stron i nie była to opinia pozytywna. Co jakiś czas zaś jej lodowate spojrzenie prześlizgiwało się po nieszczęśniku, o którego było to całe zamieszanie. U jej stóp klęczał na ziemi mężczyzna w średnim wieku, o siwiejących czarnych włosach i zaniedbanej brodzie o tej samej barwie. Człowiek ten pokryty był krwią i brudem. Jego ubranie podarte było niemal na strzępy, większość jego ciała zaś pokrywały czarne i granatowe sińce. Czerwone obrzęki formowały się w miejscach, gdzie na pewno utworzą się kolejne krwiaki. Nogi i ręce miał poryte otarciami i zadrapaniami, zupełnie jakby ciągnięto go po ziemi przez pewien odcinek drogi. Wokół umięśnionej szyi widać było fioletowoczerwony pierścień. Twarz mężczyzny była bardzo opuchnięta i zmaltretowana, na tyle, że trudno było określić, jak jej właściciel powinien wyglądać. Wargi miał rozbite, złamany nos napuchł do podwójnych rozmiarów, lewy oczodół pokrywała opuchlizna. Prawe przekrwione oko spoglądało na zebrany tłum z rezygnacją. Było oczywiste, że więzień pogodził się już ze śmiercią.
        Za grubasem, przedstawicielką kościoła i klęczącym więźniem ustawiono stos.
        Wanda spoglądała na to wszystko z rosnącym niepokojem. Wszystko wyglądało na to, że wyrok na tego nieszczęśnika już zapadł i nie było dla niego ratunku. Zaś zebrani wokół rozzłoszczeni mieszkańcy mogli lada chwila rzucić się do przodu i dokonać samosądu, jeśli jakimś cudem więzień nie trafi na stos. Nagle przedstawicielka kościoła zwróciła się do skazańca.
        - To twoja ostatnia szansa, Kaiu Reese. Przyznaj się. Wyznaj mi swoje grzechy zanim staniesz przed obliczem Najwyższego. Czy jesteś sługą piekielnego pomiotu?
        Jeden ze strażników podniósł więźnia na nogi. Mężczyzna nic nie odpowiadał, chwiał się tylko, z wyraźnym trudem utrzymując równowagę. Kobieta dała znak głową stojącemu przy nim strażnikowi, a ten uderzył skazanego w twarz. Kai wywrócił się, stękając, a wtedy strażnik kopnął go w brzuch, krzycząc, żeby się podniósł. Kiedy więzień z trudem wykonał polecenie, przedstawicielka kościoła powtórzyła pytanie. Kai wypluł trochę krwi i coś niezrozumiale wycharczał. Tłum zawrzał. Wanda miała dość. Przecisnęła się do Valeriana, Nevan i Boba. Kłusownik zdawał się chłonąć rozgrywające się przed nimi krwawe sceny jak gąbka.
- Dziewczynka nie powinna oglądać takich rzeczy - powiedziała niebianka do wilkołaka, starając się przekrzyczeć wzburzonych mieszkańców. - Oddalmy się stąd jak najprędzej. Siedziba straży miejskiej powinna być gdzieś nieopodal.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Wędrówka po lesie o tej porze była niezwykle przyjemna. Rześkie powietrze po chłodnej, wilgotnej nocy dodawało energii, a promienie słońca przebijające się przez korony drzew ocieplały powietrze na tyle, że nie trzeba było przejmować się chłodem. Zapowiadał się przyjemny dzień i Valerianowi było odrobinę żal, że spędzą jego znaczną część pośród ludzkich zabudowań. Zdecydowanie bardziej wolałby cieszyć się otaczającą ich przyrodą aż do zachodu słońca, jednakże przez silne poczucie obowiązku, nawet nie myślał o tym, by ominąć Mor'Sen nie wychylając nosa z lasu nawet o włos. Musieli przecież oddać Boba w ręce sprawiedliwości, a sam odpoczynek w wiosce dobrze zrobi im wszystkim. Może nawet Nevan spotka swoich znajomych i będzie mogła spędzić chwilę w towarzystwie swoich rówieśników, nie przejmując się niczym poza zabawą z nimi.
        Ziewnął, szeroko otwierając paszczę uzbrojoną w ostre jak brzytwa zęby i na nic się zdało to, że przysłonił ją wilczą dłonią. Kłapnął donośnie, gdy zamknął pysk, po czym mlaszcząc odrobinę, przetarł ręką szare oczy by przegonić z nich oznaki zmęczenia. Jak uda im się wynająć jakiś nocleg i legnie na łóżko, pewnie nawet stąpanie olbrzyma tuż obok jego głowy nie będzie w stanie obudzić wilkołaka. Miał tylko nadzieję, że Wanda i Nevan wybaczą mu tę chwilową niedyspozycję i nie wpadną w żadne kłopoty, gdy on będzie smacznie spał.
        Z zamyślenia wyrwał go widok nieznajomego na ich drodze i pełne boleści zawodzenie jego osła. Zatrzymał się razem z Bobem kilka sążni od mężczyzny, podczas gdy dziewczynka zaczęła zasypywać medyka pytaniami, głaszcząc przy tym jego zwierzę. Kiwnął głową na prośbę niebianki, aby na moment się zatrzymać i obserwował jak ta postanowiła pomóc cierpiącej oślicy. Dziewczynka zamilkła i odsunęła się odrobinę od uszatej towarzyszki spotkanego medyka, aby nie przeszkadzać Wandzie, a przy tym z uwagą i ogromną fascynacją przyglądała się jej umiejętnością magicznym.
        - Łooo! - podsumowała, omal nie wybuchając z zachwytu, gdy po wszystkim oślica stanęła na nogi. - Jesteś niesamowita! Ja też tak chcę! Nauczysz mnie? Proszę! Proszę! Proszę! Prooooszę! - zaczęła trajkotać, kręcąc się wokół białowłosej. Była tak podekscytowana tym co właśnie zobaczyła, że aż oczy jej intensywnie błyszczały. Zdecydowanie Wanda w tej chwili pokonała zmiennokształtnego i stała się nowym autorytetem dla dziewczynki.
        Widząc to wilkołak uśmiechnął się pod nosem, przetarł sobie ponownie oczy, przeciągając się i pilnując czujnie prowadzonego przez nich kłusownika ruszył razem z nim za towarzyszkami i napotkanym medykiem w stronę wioski.
        Przez dalszą drogę ani nie wydarzyło się nic niezwykłego, ani też nikogo więcej nie spotkali, a sam mężczyzna ze swoją oślicą odłączyli się od nich, gdy byli już praktycznie u bram Mor'Sen. Wilkołak kiwnął głową na jego tłumaczenia i uniósł kudłatą dłoń w geście pożegnania, patrząc jeszcze przez chwilę za odchodzącym medykiem.
        - Hej! Zaczekaj! Co to za ważne wydarzenie?! - wyrwała po chwili Nevan, odbiegając kawałek w kierunku spotkanego w lesie mężczyzny, który się od nich oddalał, lecz pewnie było już za późno na to, aby ją usłyszał. Albo zignorował wołania półelfki nie chcąc jej straszyć czy niepokoić swoją odpowiedzią.
        - Nevan, chodź - powiedział łagodnie zmiennokształtny, który zaraz skupił swoją uwagę na niebiance, a po usłyszeniu jej propozycji spojrzał na kłusownika. Oddanie go w ręce strażników w pierwszej kolejności nie było wcale złym pomysłem, chociażby dla tego, że będzie im wygodniej przemieszczać się po mieście bez związanego mężczyzny. Unikną tego, że im się gdzieś zawieruszy jak stracą czujność, a także krzywych spojrzeń kierowanych w ich stronę. Tutejsi mieszkańcy przecież nie musieli wiedzieć, że Bob był kłusownikiem, a na pewno nie wszyscy.
        - Dobrze - odparł cicho i wkroczył do miasta tuż u jej boku, prowadząc przed sobą mężczyznę. Nevan natomiast szła między Valerianem i Wandą.
        Nie liczył ile czasu snuli się między zabudowaniami po wyjeżdżonej drodze. Nadal nie udało im się znaleźć strażnicy czy koszar, ale przynajmniej ze znalezieniem gospody z wolnymi miejscami do spania nie będą mieli problemu, gdyż przynajmniej obok jednej przechodzili. Obecnie idąc główną drogą, natknęli się na rozwścieczony tłum, który porwał ich chwilę po tym jak Wanda poleciła Nevan, aby ta złapała zmiennokształtnego za rękę.
        Nie wyniosło ich niewiadomo gdzie, nadal byli w mieście i wcale nie szli z prądem aż tak długo, faktem jednak było, że gdy się w końcu zatrzymali, Valerian miał trudności ze zlokalizowaniem niebianki w tej masie ludzi i plątaninie zapachów. Czuł ją w pobliżu, więc nie był zaniepokojony, że została stratowana, czy zgubiła się gdzieś po drodze. Chciał poczekać cierpliwie na towarzyszkę na końcu tłumu, lecz nadal trzymająca go za rękę Nevan zaczęła ciągnąć w środek tego zbiorowiska ludzi. Dość mocno zbudowany wilkołak nie czuł się zbyt komfortowo, zmuszony do przepychania się między ludźmi, których część zaczęła za nim złorzeczyć, jednakże nie miał większego wyboru. Zwłaszcza, że napędzana ciekawością i dużo zwinniej poruszająca się w tej tłuszczy dziewczynka, puściła w pewnym momencie dłoń zmiennokształtnego, przeciskając się na sam początek by cokolwiek widzieć i słyszeć. Valerian musiał zacisnąć zęby i zdusić w sobie swoje niezadowolenie, co chwila przepraszając mijanych i marudzących na niego ludzi, choć sam nie został przeproszony ani razu, gdy ktoś pociągnął go za ogon lub gdy omal nie przypalił sobie nosa przez trzymaną przez kogoś pochodnię.
        - Spalić go! - zawołała razem z tłumem Nevan przejmując zachowania zebranych ludzi, gdy znalazła się już na samym początku. - Łaaa! Co jest?! - krzyknęła zaraz, jak tylko poczuła lekkie szarpnięcie i zaczęła unosić się powoli nad ziemię.
        - Dość - warknął na nią cicho Valerian, gdy w końcu się do niej przepchnął, trzymając ją za ubranie na plecach, za które podniósł ją do góry, aby posadzić na swoim karku. Miało to uniemożliwić dziewczynce kolejne próby uciekania od niego, na pewno nie chodziło o ułatwienie jej obserwowania tego, co działo się przy stosie.
        - Ale jak to?! - jęknęła z niezadowoleniem, gdy zaraz dołączyła do nich Wanda i poleciła by się oddalić, aby darować Nevan dramatycznych widoków. - Przecież to wstrętny piekielny pomiot! Trzeba go spalić! - próbowała kłócić się z Wandą, aby zostać i obejrzeć do końca egzekucję mężczyzny. Prawdopodobnie niewinnego, jak się Valerianowi wydawało, ale nie będzie się przecież narażał rozwścieczonemu tłumowi i wysłannikom Najwyższego. Zwłaszcza, że skazaniec był już pogodzony ze swoim losem. Bez woli walki i dalszej chęci do życia, nie było dla niego żadnego ratunku.
        - Idziemy... z... Wanda... - zakomunikował, by przerwać wykłócanie się dziewczynki na swoich barkach. - Ty też - burknął na Boba, którego pociągnął za sobą, kierując się za niebianką, jak najdalej od tego przepełnionego nienawiścią i cuchnącego krwią i bólem miejsca.
        - Jesteście okropni! Najgorsi! Gorsi od tego piekielnika! - krzyczała dając upust swojej złości, gdy już byli kawałek od miejsca egzekucji. Zsunęła się też po plecach zmiennokształtnego, by obrażona iść obok nich. - Nienawidzę was! - Wybiegła przed Wandę i Valeriana by pokazać im język z pełnymi łez oczami i uciekła w którąś z bocznych uliczek.
        Zmiennokształtny spojrzał za małą przyjaciółką z obojętnością i wskazał niebiance przeciwny kierunek, gdzie w oddali widać było strzelistą wieżę ze zwisającym sztandarem z jednego okna, mając nadzieję, że to poszukiwany przez nich posterunek.
        - Nevan wróci - poinformował białowłosą, aby się nie martwiła, po czym skierował się w stronę wieży, ciągnąc ze sobą Boba.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości