Dalekie Krainy[Dolina Wielkich Jezior] Dolina Śmierci

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

[Dolina Wielkich Jezior] Dolina Śmierci

Post autor: Dérigéntirh »

        "Nieszczególnie oryginalna, choć bardzo wyrazista nazwa," pomyślał smok, kiedy po raz pierwszy usłyszał o tym miejscu. W ciągu swojego długiego życia napotkał wiele "Dolin Śmierci", znanych głównie z tego, że ktokolwiek się w nie zapuścił, przepadał bez śladu. W części przypadków bywali to po prostu bandyci, którzy osiadali się w tym miejscu i przez jakiś czas działali sprawnie niewykryci, problem doskonały dla grupy najmitów, nawet takich z przerostem ambicji. W innych wypadkach jednak, często u źródła leżała potężna magia, z którą zwykli wędrowni wojacy nie mogli się mierzyć - właśnie dla takich przypadków smok był w stanie zbadać tę sprawę. Gdy tylko dotarł na miejsce, wystarczyło jedno spojrzenie na aurę rozpościerającą się nad doliną, aby wiedział, że tym razem to jest problem, którym powinien się zająć.

        Najpierw musiał jednak uporać się ze wszystkimi łowcami nagród przybyłymi z okolicy.



        Chmura pyłu podniosła się, gdy ludzkie ciało upadło na ubitą ziemię. Powalony mężczyzna próbował szybko się podnieść, ale te wysiłki zostały utrudnione przez kolano lądujące na jego szyi i dwie wytrenowane dłonie chwytające jego ramię.
        - Przeproś! - warknęła mroczna elfka w skórzanym pancerzu, wykręcająca właśnie ramię ramię wojownika, którego mieszała z piachem areny. - Bardzo. Ładnie. Przeproś.
        - Pieprz, się suk... aghhhhhh!

        Głośnym "Oooooh!" skomentowali dźwięk pękającej kości oglądający to wszystko na trybunach najmici, łowcy nagród i poszukiwacze przygód. Przynajmniej większość z nich, gdyż znalazło się kilku nieobdarzonych wystarczającą empatią bądź też łamany właśnie mężczyzna także im podpadł. Pośród tych osób był także pustynny elf o długich złotych włosach oraz fiołkowych oczach, który uśmiechnął się lekko.

        - Chyba rzeczywiście dotarłeś do niej - mruknął basowym głosem wysoki minotaur, siedzący obok.

        Uszy weterana wielu bitew także potrafiły wyłapać tę dyskretną różnicę w pęknięciu kości.
Żadnych zbytecznych obrażeń jak w przypadku poprzednich ofiar elfki, którymi Dérigéntirh się zajmował. Za każdym razem pouczał ją, że nie powinna tak ostro się z nimi obchodzić, bo przysparza mu tylko mnóstwo dodatkowej roboty. Nie była to do końca prawda, bo niewiele więcej magii musiał poświęcić, ale w przypadku większości medyków sprawy wyglądałyby zupełnie inaczej. Część z tych biedaków zginęłaby, gdyby nie wpadła w ręce mistrza uzdrowiciela, a taki nie zawsze byłby na podorędziu.

        - Przemówiłbym wam wszystkim do rozumu, jeżeli przestalibyście organizować te walki - skłamał smok, na co naturianin się uśmiechnął.

        Do Doliny przybyło i wciąż przybywało sporo awanturników - już dawno większość z nich wpakowałaby się prosto do miejsca, z którego się nie wraca, gdyby nie te walki. Zdecydowano, że najpierw trzeba ustalić, kto jest najsilniejszy i naprawdę się nadaje do podjęcia takiej misji. Skąd ten pomysł pojawił się w ich głowach? Cóż, Dérigéntirh skłamałby gdyby powiedział, że nie miał pojęcia, bo sam wsadził go do ich umysłów. Dyskretnie, pozwalając im wierzyć, że to oni sami chcą wyeliminować słabych w bezpieczny sposób, zwłaszcza mając przy sobie tak dobrego medyka jak on! Póki co nikt jeszcze nie zorientował się co do tego, jak subtelnie smok wpływał na nich magią umysłu, choć zaczynały się rodzić w głowach co bystrzejszych pewne podejrzenia. Cóż, na tym etapie i tak wszyscy mieli zbyt dużo zabawy z prowizoryczną areną i walkami, więc nikt nie był skory, aby...

        - Medyk!

        - Oh, świat mnie wzywa - zauważył Dérigéntirh, oddając minotaurowi swoją butelkę wina i otrzymując pacnięcie w plecy w zamian, kiedy się podniósł z siedziska.

        Smok w przebraniu elfa podszedł żwawo do rozłożonego na podłodze mężczyzny - teraz dopiero spostrzegł, jak młody człowiek był. Blisko dwudziestu lat, najpewniej skuszony urodą egzotycznej elfki, teraz również ślinił się z ust. Pianą. Wciąż jednak oddychał, co pradawny był w stanie ocenić jednym spojrzeniem, jego stan był stosunkowo stabilny - jedynie zemdlał z nadmiaru bólu. To w sumie nawet ułatwiało dalsze postępowanie...

        - Zaczynasz być miłosierna dla nich - zażartował smok, pochylając się nad młodzikiem i wsuwając dłonie pod jego ciało. - Ich zaloty powoli zaczynają działać?

        Odpowiedziało mu jedynie prychnięcie, a po chwili dźwigał już mężczyznę na swoich ramionach, niczym pannę młodą, zabierając go z areny i powoli zanosząc do swojego własnego namiotu. Kiedy tylko wyszedł z kręgu ustawionych ławek oraz bali, otaczających płytko wykopany dół areny. Wraz ze swoim nowym pacjentem przemierzał obóz, w połowie złożony z właściwych żołnierzy strzegących Doliny, a powoli z ludzi skuszonych nagrodą za zdjęcie jej klątwy. Zapach istot żywych mieszał się mu z błotem po obfitych ulewach, a uszy atakował gwar oraz rżenie wielu obecnych koni. Obóz wojskowy, goszczący całą tę zgraję. Uroczo!

        Zgraję, która w dużym stopniu kiwała głowami, bądź posyłała zainteresowane spojrzenia czy komentarze, widząc znajomego już medyka, wysokiego elfa odzianego w porządny strój podróżny, widocznie wysokiej jakości, pomimo tego, że był teraz cały ubrudzony pyłem oraz błotem, jak i nasączony zapaszkami potu i alkoholu. Wciąż, Dérigéntirh prezentował się niemal jak szlachta w porównaniu z innymi mieszkańcami - on i jego dobrze zadbane, złociste włosy. A szczególnie wyglądał majestatycznie w porównaniu z mężczyzną, którego zaraz zaczął leczyć przy pomocy magii. Przede wszystkim blokować krwotoki wewnętrzne oraz odcinać co po niektóre nerwy, aby ból nie uderzył młodzika, gdy ten...

        - Czy... czy jesteś anielicą?

        Jego błękitne oczy spojrzały w górę, na "pustynnego elfa" zza mgły otumanienia, ledwo otwarte, na co Dérigéntirh się skrzywił. Nie planował, aby ten zyskiwał przytomność tak szybko... cóż, nawet pół-przytomność nie była teraz pożądana. Na brązowe usta smoka wpełzł zaraz jednak uśmiech, gdy jego troska ustąpiła rozbawieniu.

        - Prawdziwy z ciebie podrywacz, przystojniaku. Uważaj jednak, zirytować zabójczynię to jedno, podpadnij lekarzowi a nikt nie będzie ci zazdrościć. Na twoje szczęście, jestem nieco bardziej łasy na komplementy.

        Mógł mu po prostu wyleczyć tę rękę zupełnie, ale odkąd przybył do obozu, nie robił takich rzeczy - wolał więzić przegranych w bandażach i temblakach, aby nie myśleli przypadkiem o zapuszczaniu się do Doliny, tylko bezpiecznie sobie siedzieć i zdrowieć. Fakt, duża ujma na honorze i nieco poboli, ale przynajmniej nie zginą. A na tym właśnie smokowi zależało, przynajmniej do czasu aż nie odkryje, jak może zostawić to obozowisko, aby zająć się klątwą bez pewności, że wszyscy rzucą się za nim.
Awatar użytkownika
Segen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Badacz , Artysta , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Segen »

        Segen obozowała na obrzeżach Mrocznej Puszczy, niedaleko jej granicy z Cienistymi Borami, gdy doszły ją plotki o Dolinie Śmierci. Sama nazwa okolicy, nadana przez przerażonych podróżnych, była dość kusząca, ale niestety traciła na uroku, jako kolejne miejsce określane w ten sam sposób. Naprawdę, ludzie potrafili być tacy nieoryginalni.
        Wahała się chwilę, czy kontynuować podróż na wskroś przez Puszczę, a później mroźne krainy na północy, jak planowała, czy nadrobić nieco drogi i zajrzeć najpierw do Doliny Wielkich Jezior. Mogłaby wtedy objechać półwysep od strony Oceanu i wrócić wewnętrzną stroną, wtedy przeprawiając się przez góry. Tak czy siak wyprawa była niezwykle czasochłonna, a skażona rzekomą klątwą dolina na tyle blisko, by o nią zahaczyć. Ostatnim argumentem za zmianą planu było to, że takie miejsca jak Dolina Śmierci mogły straszyć podróżnych zarówno przez najbliższe dziesięciolecie, jak zniknąć tak szybko, jak powstały, a wtedy byłoby szkoda niezaspokojonej ciekawości.

        W ten sposób dalsza podróż Segen biegła skrajem Mroczej Puszczy. Jej gęstwiny nie spowalniały marszu, ale jednocześnie las chronił wrażliwą skórę i oczy nemorianki, pozwalając jej pokonać większość drogi pod osłoną nocy lub koron drzew. Pielgrzym też był zadowolony, bo nabrał od swojej pani wstrętu do palącego słońca, więc podróż mijała im w przyjemnej atmosferze. Odkąd minęli Urię, napotykali coraz więcej podróżnych, a Segen z zainteresowaniem łowiła kolejne doniesienia o zbliżającym się celu ich drogi. Dopiero teraz dotarły do niej bardziej kompletne informacje, pozwalające na sklecenie tych strzępków, które miała wcześniej. Co prawda wersji było tyle, ile przekazujących wieści, ale najczęściej powtarzającym się elementem było sedno sprawy – jakiś ambitny inaczej możnowładca postanowił osuszyć naturalne jezioro, by zrobić sobie nowe w innej lokalizacji. W ten sposób powstała dolina ogromnych rozmiarów, z której regularnie wyłaziły maszkary wszelkiej maści i naści. Tu już jednak wchodziła ludzka wyobraźnia i Segen poddała się w próbach dotarcia do szczegółów, gdy jeden z podróżnych z ręką na sercu zapewniał ją, że był świadkiem, jak z doliny wypełzł wąż tak ogromny, że w jego rozwartej paszczy mogłoby zniknąć całe miasto. Nemorianka szybko rozpoznała w tym próbę ożywienia legendy o Uroborosie i ucięła rozmowę, postanawiając samej sprawdzić, o co tyle szumu.
        Do Lydii nie wjeżdżała, uzupełniając zapasy od karawan na trasie. Już przed miastem zorientowała się, że chętnych na zwiedzanie tajemniczej doliny jest więcej, niż to rozsądne. Była jednak zbyt zaangażowana w swój pomysł, by teraz zawrócić, więc tylko uzbroiła się w cierpliwość i poklepała Pielgrzyma po szyi, gdy poirytowany ogier parskał na zbrojnych; Assani wjechała do obozu z grupą żołnierzy, korzystając z okazji, że kilka osób wykazało zainteresowanie jej mapami, chociaż niestety bez wzajemności ze strony demonicy. Uznała jednak, że łatwiej będzie jej się rozeznać w okolicy, jako ktoś na swój sposób „zaproszony”, niż jako kolejny wędrowiec szukający przygód (którym co prawda była).

        - Będzie pani brała udział w turnieju? – odezwał się jej towarzysz, po raz kolejny próbując wciągnąć kobietę do rozmowy. Ubrana była jak podróżny i to niezbyt kobieco, a na dodatek widział miecz na jej plecach. Twierdziła co prawda, że jest kartografem, ale podejrzewał, że będzie chciała spróbować swoich sił w walkach, tylko nie przyznaje się do tego, by wyjść z twarzą w razie porażki.
        Tak, nie umiał czytać aur.
        Nemorianka spojrzała na żołnierza znad przyciemnianych szkieł, nawet nie powstrzymując lekko kpiącego uśmiechu.
        - Turnieju? – powtórzyła z powątpiewaniem i spojrzała w stronę, z której dobiegały dźwięki walk. W tej chwili głośniejsze były nawoływania tłumu, ale i okrzyki bólu bezbłędnie mknęły przez całą długość obozu. – Nie sądzę – rzuciła krótko i cmoknęła karcąco na Pielgrzyma, który próbował właśnie capnąć zębami złote włosy przechodzącego obok elfa. Ogier parsknął z niezadowoleniem, ale zabrał łeb, a demonica podążyła jeszcze chwilę spojrzeniem za długowiecznym, który wyróżniał się z tłumu nie tylko wyglądem i emanacją, ale i faktem, że niósł na rękach rannego mężczyznę.
        - To miejscowy medyk – odezwał się znowu żołnierz, też oglądając się za elfem. – Dowódca nam mówił, że jest tylko jeden, więc mamy na niego uważać. Rzeczywiście się wyróżnia…
        Segen słuchała go jednym uchem, zastanawiając się kto wpadł na pomysł tych całych walk. Całkiem niezły, co prawda, ale tym szybciej powinien znaleźć się jego autor, a o dziwo nikt nie przypisywał sobie sukcesu. Żołnierze twierdzili, że walki same się zorganizowały wśród łowców nagród, a im kazano tylko pilnować, by nic się nie wymknęło spod kontroli. Aha. Assani może i nie była stąd, ale wędrowała już po Łusce na tyle długo, by nie dać wiary samoistnie organizującym się wydarzeniom. Ktoś tym kręcił i miał w tym interes, ale na szczęście demonicy nie obchodziło to w najmniejszym stopniu. Nie miała zamiaru o nic walczyć, a jeśli ktoś ją będzie próbował powstrzymać przed wkroczeniem do Doliny… cóż, powodzenia. Póki co nie zaszkodzi jednak się rozejrzeć, a przede wszystkim dać Pielgrzymowi chwilę odpoczynku.
        - Zatrzymać się tutaj można gdziekolwiek, czy istnieje nie daj Losie jakiś system? – zapytała, przerywając monolog żołnierza i zmuszając go do nagłej analizy posiadanych informacji.
        - Emm… no tak się przyjęło, że żołnierze zajmują jedną stronę, a reszta drugą… Poza tym można się rozbić, gdzie się chce. Ale jak pani jest sama, to może bezpieczniej będzie…
        - Dzięki – przerwała mu Segen i niezwłocznie wyprowadziła Pielgrzyma z kolumny, zjeżdżając poza drogę i miłym gestem żegnając swojego dotychczasowego towarzysza, teraz nieco skołowanego.
        Nemorianka zatrzymała wierzchowca przy zarośniętym murku, ciągnącym się wzdłuż podmokłej drogi i zsiadła z konia prosto na niego. Przesunęła okulary na czubek nosa i rozejrzała się z wyższego punktu po obozie, zapamiętując mniej więcej jego rozkład. Arenę zapewne również odwiedzi, ale teraz planowała znaleźć miejsce dla Pielgrzyma i może dla siebie, bo kto wie, ile czasu tu spędzi.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Smok doskonale pamiętał każdą twarzyczkę goszczącą w obozie - musiał w końcu mieć pewność, że zna każdego potencjalnego trupa - więc wyłapanie nowych przybyszy z reguły przychodziło mu bardzo łatwo. A już szczególnie, gdy natura wyposażyła je w takie oblicze! Dérigéntirh szybko wyłapał nietypową mieszankę powyżej szyi Segen! Te rysy twarzy, tak ostro kontrastujące z każdym aspektem dziewczyny, na który mogła mieć wpływ - ubranie, włosy, ekspresja... Pradawny jednak widział zdecydowanie zbyt wiele szlachciców w swoim życiu, aby mógł tego nie dostrzec - poza tym uroda kobiety przykuwała wzrok, tylko odrobinę mniej niż jej aura. Smok przyjrzał się jej przez chwilę, z odpowiedniej odległości, utwierdzając się w przekonaniu, że będzie potrzebował dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Póki co jednak, mężczyzna w jego ramionach stanowił nieco większy priorytet, dlatego też mężczyzna udał, że kompletnie Segen nie dostrzega, na czym o mało nie ucierpiały jego włosy! Rzucił szybkim spojrzeniem na nemoriankę, bardziej skupiając się jednak tym razem na jej wierzchowcu. Oj, jego też sobie zapamięta...

        Najpierw upewnił się, że nieszczęsny adorator mrocznej elfki skończył z polowym szpitalu, z nastawionym ramieniem, temblaku ciasno owiniętym wokół ręki oraz rozsądną porcją przeciwbólowych ziółek w żołądku. Na tyle, aby nie cierpiał zanadto, ale nie bez przesady, aby jednak mógł wyciągnąć wnioski z tej lekcji, a przede wszystkim - aby nie odurzyć go na tyle, aby czasem wstał i próbował podrywać ją ponownie. Tego tylko by brakowało...

        Uwinął się z tym sprawnie, z wprawą kogoś, kto przez ostatnie dni głównie tym się zajmował, a po opuszczeniu obszernego namiotu szpitalnego, rozejrzał się za aurą nemorianki. Pośród ludzkiego zapachu, woń jej emanacji była łatwa do wyłapania, wręcz trudna do zignorowania. Drażniąca, intrygująca, kusząca... smok podążył za tym tropem, robiąc przystanek w pobliżu wojskowej spiżarni, ale wkrótce znowu mógł dostrzec nieznajomą demonicę. Zbliżył się, choć najpierw zwrócił się do jej wierzchowca, wyciągając przy tym dłoń ze skradzionym jabłkiem.

        - Proszę, o potężny i piękny ogierze, przyjmij ten skromny trybut w imieniu moich włosów, jako ofiarę przebłagalną na oszczędzenie ich życia - powiedział "elf" przyjaznym tonem, bardziej licząc, że zwierzę zrozumie emocje zawarte w jego słowach, niż ich sens.

        No i oczywiście zrozumie lśniące jabłko, które smok wypolerował wcześniej i nieco uatrakcyjnił przy pomocy magii. W najgorszym wypadku odciągnęłoby uwagę konia na chwilę od jego czupryny, albo przynajmniej zajęłoby jego potężne przeżuwacze na chwilę, aby mógł spokojnie porozmawiać z nemorianką.

        - Witaj, nazywam się Deri, jestem tu medykiem - przedstawił się, tuż zanim oparł się o murek obok Segen, taktycznie zyskując nieco odległości od konia o apetycie na elfie włosy. - Wybacz wtrącenie się, ale jestem żywo zainteresowany poznaniem ciał osób, którymi ewentualnie będę musiał się zajmować. Uważam, że to szalenie pozytywnie wpływa na proces zdrowienia. A niestety najlepiej poznaje się je poprzez poznanie ich właścicieli, więc w imię przysięgi lekarskiej jestem zdeterminowany, aby pomęczyć cię nieco rozmową.

        Wyszczerzył te lśniące zęby, zerkając w górę, aby upewnić nieznajomą, że głównie sobie żartuje, po czym potoczył spojrzeniem po widoku, który roztaczał się przed ich oczami. Wybrała bardzo wdzięczne miejsce na obserwację obozu, idealna perspektywa na główne skrzyżowanie ścieżek pomiędzy namiotami, na którym ciągle pojawiały się i znikały najrozmaitsze osoby. Smok zastanowił się tylko chwilę, jak chce to rozegrać, zanim zaczął mówić, wskazując przy tym odpowiednich mieszkańców obozowiska.

        - Avrok pochodzi z Sori-Andu, krainy daleko na wschód stąd, były gladiator.
        Palec wylądował na sylwetce minotaura, z którym wcześniej rozmawiał.
        - Sona jest najemniczką z południa, tak daleka stąd, jak to tylko fizycznie możliwe.
        Tym razem smok wskazał Mahinijkę okutą w zbroję i dyskutującą coś z oficerem tutejszych żołnierzy.
        - Natomiast Remi jest tutejszym, kapitan w stanie spoczynku, przybył tutaj w poczuciu obowiązku, chcąc służyć swoim doświadczeniem.
        Mężczyzna dosyć już podstarzały, w starej zbroi wojskowej, ale pozbawionej herbu.

        - Jednak jestem przekonany, że oto zaszczyciłaś nas swoją obecnością jako ktoś, kto przybył z jeszcze dalszych stron niż Sona. - Fiołkowe oczy Dérigéntirha przeniosły się z powrotem na Segen, w bezpośredniej konfrontacji co do jej rasy, ukrytej za względnie subtelnymi słowami. - Choć z drugiej strony, patrząc na to, co się dzieje nad naszą skromną Doliną Śmierci, zastanawiam się, czy również nie mogłabyś być "tutejsza". O wiele bardziej niż poczciwy Remi i w sposób, który dla nas wszystkich mógłby być problematyczny.

        Wzrok smoka sugestywnie skierował się w stronę doliny. Magiczna emanacja rozciągająca się nad nią... to mogła być kwestia związana z Otchłanią, może portal? Z tej odległości trudno było stwierdzić, ale smok nie wykluczał opcji, że nemorianka mogła również wypełznąć z tego miejsca. Koń oraz nietypowy dla jej klasy strój nieco uchylał tej teorii, ale Dérigéntirh miał wcześniej do czynienia z jej rasą i za żadne skarby nie ufał jakiemukolwiek świeżo spotkanemu nemorianinowi. Szczególnie w otoczeniu osób, których starał się chronić - dlatego gotów był na konfrontację z dziewczyną. Jego elfie oczy zmrużyły się, pomimo wciąż utrzymywanego na ustach uśmiechu, gdy spojrzał na jej twarz, oczekując jej reakcji.
Awatar użytkownika
Segen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Badacz , Artysta , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Segen »

        Segen rozglądała się ze spokojem po obozie, gdy poczuła zbliżającą się silną emanację. Co więcej, nieco już znajomą. Nemorianka obróciła się więc w stronę elfa chwilę przed tym, niż ten odezwał się do jej wierzchowca. Zaskoczona uniosła brwi, słysząc patetyczny ton, ale rozbawienie plątało się na jej ustach, gdy obserwowała, jak Pielgrzym kładzie po sobie uszy. Fakt, że ogier mało kogo lubił uznawała za zabawny i nawet nie próbowała tego zmieniać, więc tym ciekawsze było obserwowanie, jak złośliwiec waha się między dziabnięciem wyciągniętej ręki, a skuszeniem się na sam owoc. Magicznie dopieszczone jabłko błyszczało i pachniało, aż Pielgrzymowi chrapy chodziły, ale wciąż uparcie obnażał zęby. Minęła dobra chwila, podczas której Segen wciąż nie ruszała się z murka, nim koń w końcu sięgnął łbem i wziął jabłko, ewidentnie obrażony, że w tak podstępny sposób zmuszono go do współpracy. Uszy jednak znów postawił na sztorc i zajął się chrupaniem owocu, łaskawie ignorując obecność złotowłosego przybysza. W ramach zastępstwa, elfem zainteresowała się nemorianka.
        - Segen – odparła, wciąż z pewnym zaskoczeniem obserwując zachowanie medyka.
        Ładniutki, jak na elfa przystało, i na pierwszy rzut oka kompletnie do tego miejsca nieprzystający. Całkiem zaciekawiona jego osobą, a zwłaszcza bezpośredniością, nemorianka obserwowała go z góry, nie przejmując się tym, że on na wysokości wzroku ma jej buty i łydki. Etykieta została na dworze w Otchłani wraz z sukniami i biżuterią, a Segen rzadko powracała do dawnych zwyczajów. Nawet jeśli ktoś uznałby to za niegrzeczne, ona niemal tego nie zauważała, lub przeciwnie, wykorzystywała jako kolejną gierkę z napotkanymi osobami. Dopiero, gdy po tej krótkiej przemowie Deri zadarł głowę, nemorianka zaśmiała się cicho i zeskoczyła lekko z murku. Oparła się o niego plecami, wspierając dodatkowo na łokciach, i wróciła spojrzeniem do elfa.
        - Wyjątkowo kompleksowo podchodzisz do wypełniania swojego powołania, medyku – powiedziała uprzejmie. Oboje wiedzieli, że nie trzeba z nikim rozmawiać, by później skutecznie nastawić połamane kości, ale Segen zawsze doceniała zgrabne zagajenie rozmowy.
        Zmrużyła lekko oczy i powiodła spojrzeniem za wskazaniem elfa, który zaczął przedstawiać jej losowych bohaterów roztaczającej się przed nimi sceny. Odkładając rozważanie jego pobudek na później, Segen z zainteresowaniem skupiła wzrok na minotaurze, mniej chętnie przenosząc go na Mahinkę i starego żołnierza. Ogólnie lubiła starszych ludzi (i inne istoty) – mieli najwięcej ciekawych historii do opowiedzenia, ale niestety żołnierze w swoich ograniczonych żywotach bazowali na jednym schemacie i zmieniało się co najwyżej ich otoczenie. Minotaur natomiast, to nie był częsty widok. Cóż, może dla elfich podróżników bardziej, ale Segen miała przyjemność spotkać do tej pory tylko jednego, niestety wyjątkowo nieprzyjaźnie nastawionego do jej rasy. Z tej znajomości wyniosła jedynie nową pozycję w słowniku dialektu naturian, a mianowicie „plugawa demonica”.
        Brunetka odwróciła głowę w stronę rozmówcy, z niezmiennie tajemniczym uśmiechem, którego odbicia próżno było szukać w zielonych oczach. W milczeniu wysłuchała aluzji, czujnie łowiącej za informacjami, a później kolejnej, badającej jej reakcję. Odwróciła spojrzenie dopiero, gdy elf wskazał wzrokiem zejście do doliny. Westchnęła cicho, również spoglądając w tamtym kierunku i rozważając złapanie przynęty. Była trochę rozczarowana, że jej rozmówca tak szybko skierował się w stronę dzielących ich różnic kulturowych, ale z drugiej strony wciąż było to standardowe zachowanie przy pierwszym kontakcie i medyk nie zniechęcił jej tym do siebie. O dziwo wykształciła w sobie pewien margines tolerancji dla tego przedstawiciela nudnej dla niej zazwyczaj rasy. Odpowiadał jej jego humor i bystre uwagi i mógł być całkiem sympatycznym towarzystwem, a ostrożność była przecież normalna.
        - Jestem przekonana, że tak czujna osoba wyłapałaby moje pojawienie się z niewłaściwej strony Doliny – odparła, z lekką kpiną naśladując ostrożny sposób wysławiania się Deriego. Zaraz jednak, podobnie jak on wcześniej, uśmiechem upewniła go w tym, że żartuje i oparła się wygodniej o murek.
        - Jestem z daleka, owszem, aczkolwiek moim domem już od dawna jest Alarania. Do tego miejsca ściągnęły mnie plotki, jak pewnie wielu podróżników – powiedziała, spoglądając kontrolnie na elfa, czy zaprzeczy czy potwierdzi, że poza wojownikami, pojawiają się tu również zwykli ciekawscy.
        – Moja obecność nie powinna być dla was problematyczna – podsumowała, zerkając znów przez ramię na elfa. – Zwłaszcza dla ciebie, medyku, bo raczej nie spotkamy się na twoim stole – powiedziała z rozbawieniem.
        - Coś ciekawego już wam stamtąd wypełzło? – zapytała, brodą wskazując na „oficjalne” zejście do Doliny. – I może powiesz mi, dlaczego wszyscy marnują swój czas na arenie, dostarczając ci kości do nastawiania, a nikt nie pofatygował się jeszcze na dół? Czyżby tutejsze wojsko miało taki posłuch wśród cywili? – zapytała z jawnym powątpiewaniem. I to nawet nie tylko podważając kompetencje żołnierzy, co po prostu ze świadomością, że ci „cywile” nie są standardową tłuszczą, ale raczej zbiorem indywiduów, z których każdy przynajmniej raz miał pewnie na pieńku z mundurowym.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Smok przekrzywił wargę z rozbawieniem przez żartobliwą odpowiedź Nemorianki. Jego ciało lekko się przekręciło w jej kierunku, a łokieć spoczął na murku, aby ciemny policzek mógł osiąść na otwartej dłoni. Uśmiech powoli jednak ustąpił pewnemu cieniowi powagi, gdy kobieta mówiła dalej. Nie uzyskała reakcji na pytanie o podróżnych, zadane przez jej spojrzenie, gdyż pustynny elf tylko się w nią wpatrywał z uwagą. Nie tylko oczami.

        Pradawny umysł magicznie zbliżył się do Nemorianki i badawczo zerknął na powierzchnię jej świadomości. Smok traktował ją delikatnie, nie chcąc pozwolić jej wyczuć zbyt wiele w bycie zaglądającym jej do głowy, aby echa obcych myśli nie zdradziły prawdziwej natury pradawnego. Przyglądał się jedynie intencjom Segen, doszukiwał się fałszu w jej słowach, chęci oszukania go bądź szkodliwych zamiarów.

        Przez dłuższą chwilę, podczas której Dérigéntirh skupiał się na magii, Segen mogła otrzymać jedynie neutralną ekspresję koncentracji na jego twarzy, z niewielką iskierką groźby w fioletowych oczach. Elf zupełnie się rozpromienił kilka minut po jej ostatnich słowach, powracając do swojej poprzedniej, przyjaznej prezencji.

        - A jednak nosisz na plecach całkiem spory bilet na mój stół - mruknął smok, pozwalając sobie delikatnie trącić miecz Nemorianki. - Choć w twoim przypadku jest on raczej dla każdego wokół, a przynajmniej tych, których ciało nie jest samo dla siebie medykiem.

        Dérigéntirh wzruszył ramionami; ciekawie byłoby móc operować Nemorianina, ale ich regeneracja sprawiała, że uzdrowiciele nieszczególnie mieli wymówki, aby ich jakkolwiek pokroić. Jak dotąd smok miał okazje zajmować się jedynie nieszczególnie ochoczymi osobnikami, dla bynajmniej nie medycznych celów w dodatku. Szczerze wątpił, aby Segen sprawiała na tyle problemów, aby musiał podejmować takie kroki. A jeśli potrzebowałby nemoriańskich organów, poszukałby raczej kogoś innego niż przyjaznej kobiety. Pośpieszył z odpowiadaniem na jej pytania:

        - Ciekawość u większości tutaj podszyta jest wizją nagrody, choć nie mogę powiedzieć, abym cię nie rozumiał. Sam jestem tutaj przez słowa zasłyszane u kilku podróżników. Arena, hmm, cóż…

        Dérigéntirh przechylił głowę, pozwalając jego złotym włosom przykryć niemal połowę twarzy, po czym zaczął szybko mówić, spoglądając w stronę zgromadzenia, celowo nie starając się być przy tym szczególnie klarowny:

        - Zaczęło się, gdy Mergil, mój pierwszy pacjent, obraził Evyree, twierdząc, że zginie po pierwszej godzinie w dolinie. W zasadzie mój ostatni pacjent także wyszedł spod jej ręki, powinienem podziękować jej za utrzymywanie mnie. Gdy już Mergil został pokonany tak szybko, padł komentarz, że w jaki sposób tacy jak Mergil mają przetrwać Dolinę, skoro jakaś mroczna elfka tak szybko ich pokonuje. Evyree zauważyła, kto to powiedział i tak otrzymałem drugiego pacjenta. Biedny Ivor. Widząc to, Avrok stwierdził, że większość z tej hałastry nie jest w stanie sprostać Dolinie, więc kilku szczególnie odważnych też go wyzwało. Ezekiel zaproponował, aby tylko ci, którzy wygrają przynajmniej jedną walkę mieli jakiekolwiek prawo rościć sobie prawa o nagrodę. Część osób polubiło ten pomysł, inni się sprzeciwili, więc nikt nie wie, jak to właściwie z nagrodą będzie. Od tego czasu walki trwają, każdy chyba ma swój własny powód, choć rzecz jasna często się pokrywają. Moja obecność także naprawdę pomogła im zdecydować, że chcą dalej walczyć, upewniam się, że żaden z nich nie zginie, a to ich wyraźnie ośmieliło do ryzykowania walką częściej. Szczerze, obwiniam się w dość stopniu o to, co się dzieje, w końcu bez medyka pod ręka szybko by się zorientowali, że lepiej jest przestać. Mój przyjaciel po fachu z tutejszego wojska jest nieszczególnie chętny do “zajmowania się bandą kretynów, którzy wrócą do obijania sobie mord w chwili, w których ich poskłada”.

        Ostatnie słowa wypowiedział bez kpiny, jedynie z rozbawieniem. Nie zgadzał się z człowiekiem, ale też zdawał sobie sprawę, że nie każdy posiada tyle środków, czasu czy zainteresowania losem przypadkowych awanturników co on. Smok zamyślił się na chwilę, rozważając zaproszenie Segen do swojego namiotu, aby odpowiedzieć dosadnie na jej ostatnie pytanie, ale dochodzący z areny krzyk o medyka zmusił go, aby zdecydować szybko.

        - Wygląda na to, że jestem potrzebny. Wybacz, pani, zaszczytem było spotkać was i waszego szlachetnego wierzchowca, ale okrutny świat doczesny wzywa - powiedział smok z żartobliwą nutką w głosie. - Co do ciekawych pełzaczy z Doliny, odwiedź mój namiot, a mogę ci opowiedzieć o nich przy pomocy czegoś ciekawszego niż tylko słowa. Walki zazwyczaj kończą się mniej więcej w tym czasie, więc za godzinę bądź dwie powinienem być całkowicie do twoich usług.

        Obiecująco wskazał na duży biały namiot po wschodniej stronie obozu.

        - Podejrzewam, że i tak potrzebujesz znaleźć miejsce dla siebie i tego przystojniaka, którego imienia jeszcze nie znam - stwierdził smok, zerkając na Pielgrzyma. - W jego wypadku, mamy kilka prowizorycznych stajni, ale nie mogę obiecywać cudów. Wojsko posiada lepiej przygotowane stajnie, ale musiałabyś się z nimi rozmówić o pozwolenie. Jest także prywatna stajnia barona Pirona, rozłożył się ze swoimi rycerzami na północy, niewiele koni w środku, więc powinno być najwygodniej i najbezpieczniej, ale negocjacje z baronem mogą być… wymagające. W każdym razie, powodzenia, ja muszę pędzić na ratunek.

        Odepchnął się i odwrócił, ruszając w przeciwnym kierunku, niż prowadzący ku areny - po kilku krokach rozpłynął się w powietrzu przy pomocy magii przestrzeni, nieszczególnie zmartwiony, czy Nemorianka to zauważy.



        Blisko półtorej godziny później smok siedział w swoim namiocie, który udało mu się zyskać nadużywając nieco pozycji medyka oraz odrobinkę charyzmy wspomaganej magią umysłu. Niemal największy w obozie, z dwoma pokojami przedzielonymi ścianą z materiału. Tę z wyjściem na zewnątrz smoku używał jako część mieszkalną, zaś druga “izbę”, z której dobywał się intensywny zapach ziół, była wykorzystywana do jego pracy.

        Torba podróżnicza oraz cała masa bagaży oparta była o krawędź zaskakująco dobrze wyglądającego łóżka - ich liczba sugerowała, że “elf” musiał mieć własnego wierzchowca, albo chociaż muła, aby móc je wszystkie ze sobą nosić. Jeśli zaś o samo posłanie chodziło, Deri postąpił tu odrobinkę podstępnie. Uprosił wojsko o łoże “dla chorych”, po czym nieco je ulepszył magią struktury tak, że nie powstydziłby się go pomniejszy szlachcic. W naturze smoka leżało jednak umiłowanie wygody.

        Inne meble ograniczały się do prostego, prowizorycznego stołu udającego biurko oraz krzesła w niepasującym komplecie. Na drewnianym blacie leżało kilka książek, które Deri kupił od kilku podróżników bądź wygrał w karty, większość z baronem Pironem. Kilka złotych świecidełek ukryte było pomiędzy tomami, smok pozostawał smokiem i oprócz bezcennej wiedzy kusiło go też to, co po prostu właśnie się błyszczało. Większość powierzchni pokrywała jednak mapa wielkiego jeziora i okolic, na której Dérigéntirh nałożył kilka strzałek i punktów, opisanych w elfickim alfabecie, ale w smoczym języku.

        Sam smok, po kąpieli w balii i oczyszczeniu się z brudów całego dnia, klęczał na macie z materiału na środku pomieszczenia, z przymkniętymi oczami. Odziany był w znacznie wygodniejsze, lniane spodnie oraz białą koszulę. Nie miał pewności, czy i kiedy Segen go odwiedzi, więc po prostu odpoczywał po aktywnym dniu tak, jak zrobiłby to zazwyczaj. Uwielbiał ludzi, ale potrzebował się trochę wyciszyć, więc medytował, przeglądając swoje wspomnienia. Delikatny zapach wina oraz butelka wraz z kubkiem znajdujące się w pobliżu sugerowały, że nieco się przy tym wspomagał. Na jego twarzy, zwróconej w przeciwnym kierunku do wyjścia, malował się spokój i skupienie, bez śladów bardziej typowej dla niego wesołości.
Awatar użytkownika
Segen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Badacz , Artysta , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Segen »

        Deri słuchał jej uważnie, nienaturalnie wręcz wpatrzony w nemoriankę, która do takiej bezpośredniości raczej nie przywykła i teraz spoglądała na medyka spod przymrużonych powiek. Nie było w tym nagany ani niezadowolenia, ale widać było, że kobieta przywykła raczej do tego, że nawet elfy w końcu unikały jej wzroku. Zachowanie Deriego wyjaśniło się poniekąd, gdy poczuła jego mentalną obecność, ale to było tym większym zaskoczeniem dla demonicy, której już dawno nikt nie rzucał takiego wyzwania. Po chwili okazało się jednak, że i medyk nie miał większych planów związanych ze swoją obecnością w jej głowie. Czuła, jak krąży wokoło, ale nie „widziała” go dobrze. Można by to porównać do sytuacji, gdy wiesz, że coś lub ktoś krąży wokół twojego domu i przetrząsa doniczki na ganku, ale jeśli chciałoby się mieć pewność lub poznać tożsamość intruza, samemu trzeba byłoby opuścić bezpieczne schronienie. I takie wyjście elfowi naprzeciw Segen rozważała przez chwilę, ostatecznie jednak porzucając je na rzecz zwykłej, niemagicznej obserwacji. Nie była specjalnie zainteresowana tym, co jej rozmówcy siedzi w głowie, a patrząc po jego zwyczajach, które zaprezentował dość bogato w tak krótkim czasie, raczej prędzej niż później dowie się o nim więcej.
        W końcu Assani skończyła mówić, intruz zniknął z ganku jej świadomości, a twarz elfa znów oblekła się w przyjazny uśmiech. Nemorianka niemalże odpowiedziała podobnym, ale wtedy złotowłosy sięgnął w stronę jej pleców i beztroskim gestem trącił miecz. Niezadowolenie błysnęło w zielonych oczach demonicy, a sympatyczny do tej pory uśmiech wyglądał teraz bardziej jak obnażone zęby.
        - Ręce przy sobie, medyku, bo się nie polubimy – powiedziała swobodnym, ale nieznoszącym sprzeciwu tonem.
        Takie zapędy ukracała szybko. Nie musiała się nigdy martwić o swoją własność, rzadko kiedy ktoś rzeczywiście mógłby jej zagrozić i zwyczajnie nie bała się kradzieży czy napaści, ale za to wyjątkowo ceniła sobie swoją przestrzeń osobistą. Grozić elfowi nie zamierzała i nie musiała, jak zresztą sam słusznie zauważył. Poza ostrą uwagą demonica nie wyglądała , jakby miała chować urazę, bo gładko kontynuowała rozmowę, a z czasem i lekkie rozbawienie powróciło na jej twarz, gdy słuchała opowieści Deriego.
        Jeśli chodzi o nagrodę to bajkowa skrzynia ze skarbem na końcu drogi poszukiwaczy była jej zdaniem zawsze miłym dodatkiem, jednak często rozczarowującym. Naprawdę mało kto zostawiał po sobie kufer złota, a prędzej jakąś klątwę czy zardzewiałą zbroję. Nie przeczyła jednak, że takie rzeczy umilają poszukiwania, więc sama często podobne niespodzianki zostawiała; zarówno jeśli chodzi o monety, jak i klątwy. W tym przypadku nie spodziewała się niczego i pewnie zostawiłaby nagrodę innym, nawet jeśli taka jest przewidziana za oczyszczenie doliny. Ona jest tutaj po to, by zobaczyć coś ciekawego i sama obecność minotaura na przedpolu to bardzo dobry początek.
        Historia powstania areny i zwrócenia się przeciwko sobie grupy uzbrojonych śmiałków była tak samo absurdalna, jak prawdopodobna. Zwłaszcza, jeśli chodziło o zarzucenie wojowniczce braku skuteczności. Kobiety się tego wypierają, ale mają taką samą jak mężczyźni potrzebę udowodnienia swoich racji – w tym wypadku siły. Nic dziwnego, że medyk ma pełne ręce roboty. Wtrącenie się do tego kotła minotaura nieco ją zdziwiło, ale tylko ze względu na własne doświadczenia z naturianami; mało którzy palą się do walki niesprowokowani. Nie znaczy to, że walczyć nie umieją, ale nawet terytorialnym centaurom trzeba wejść na teren, by cię pogoniły. Ale minotaur faktycznie nie wyglądał na takiego, który da sobie w kaszę dmuchać, więc może coś rzeczywiście jest na rzeczy. Poza więc uznaniem, że cała sprawa z walkami jest raczej nietypowa, Segen nie rozwijała większych podejrzeń i tylko uśmiechnęła się wesoło na soczyste podsumowanie medyka. To, że bliżej jej było do tego właśnie poglądu, nawet w takiej właśnie formie, zachowała dla siebie.
        Agonalny okrzyk dobiegający ze strony areny przywołał obie pary oczu w swoją stronę, nim Segen zerknęła na tłumaczącego się medyka. Skinęła ze zrozumieniem głową, a później przechyliła ją lekko na bok, zaintrygowana obietnicą opowieści.
        - Skorzystam z zaproszenia – zapowiedziała się i spojrzała za gestem elfa, z łatwością wyławiając z krajobrazu wspomniany namiot.
        - Pielgrzym – wtrąciła krótko, przedstawiając ogiera, który podniósł łeb. Na elfa nadal spoglądał nieufnie, ale nie kładł już po sobie uszu, a to był zdaniem Assani całkiem przyzwoity sukces.
        - Do zobaczenia więc – Segen pożegnała medyka i odepchnęła się od murka, przeciągając lekko, nim wsiadła znów na wierzchowca i spacerowym tempem ruszyła w stronę, gdzie miała się znajdować stajnia barona Pirona.

        Może i oboje byli podróżnikami (ona i Pielgrzym), ale jeśli można skorzystać z komfortu nie ma sensu sobie tego odmawiać. Segen uznała, że najpierw zatroszczy się o wierzchowca, a później o siebie. Baron okazał się jednak wcale nie tak trudny w komunikacji, gdy już zorientował się mniej więcej z kim ma do czynienia. Chociaż pewnie lepiej zadziałał tu fakt bycia częścią arystokracji niż demonem z Otchłanii, który może urwać ci łeb (w sumie takich tu pewnie więcej), ale cóż, ważne że skutek został osiągnięty. Pielgrzym dostał swój boks w zbudowanej doraźnie, ale całkiem przyzwoitej drewnianej stajni, a i Segen nie wymawiała się specjalnie, gdy baron wydelegował jednego ze swoich ludzi, by postawił kobiecie namiot i zadbał o odpowiednie wyposażenie. I chociaż Assani praktycznie się nie odzywała, to baron wydawał się wyjątkowo usatysfakcjonowany z nowo zawartej, potencjalnie intratnej znajomości. Najwyraźniej pochodzenie demonicy znaczyło dla niego więcej niż jej aktualna prezencja, a Segen nie zamierzała się wykłócać. Obiecała za to wpaść któregoś wieczora na lampkę wina; przynajmniej dowie się, co sprawiło że szlachcic pofatygował się tu osobiście.
        Następną godzinę kobieta kręciła się pieszo po obozie, niespecjalnie zwracając na siebie uwagę, co jej odpowiadało. Słońce już zaszło, więc okulary spoczęły na stałe na czubku czarnowłosej głowy, a Segen obeszła praktycznie cały „zabudowany” obszar, przeszła granicą niewielkiego lasku, przy którym wcześniej planowała obozować i wróciła we wskazane jej wcześniej miejsce, gdzie teraz powitał ją skromnych rozmiarów, ale porządnej jakości namiot. Powitał ją jakiś młody chłopak, wyjaśniając gdzie co i kogo znajdzie. Assani weszła do środka, z zadowoleniem znajdując na ziemi przyzwoite posłanie, mały stoliczek, a nawet parawan i balię. Kąpiel uznała za całkiem niezły pomysł i złapała jeszcze młodziaka, który już chciał umykać, chyba trochę niepewny demonicy. Za błyszczącą monetę uznał jednak, że całkiem przyzwoita z niej babka i w te pędy poleciał po wodę.
        Demonica rozgościła się w pokoju, zrzucając bagaż na ziemię przy posłaniu, i wzięła szybką, ale ciepłą kąpiel, dzięki kamieniowi księżycowemu, których kilka zawsze ze sobą miała, na takie właśnie okazje. I chociaż spodziewała się właściwie spędzić tę noc na trawie pod jakiś drzewem to zmiana była zdecydowanie na lepsze, a nemorianka w o wiele lepszym humorze. Ubrała się, wyczyściła sobie buty, a wody z balii pozbyła się już magicznie. Zakładając, że dobiega czas, w którym medyk powinien wyrobić się ze swoimi obowiązkami, ukryła w przestrzeni co cenniejsze posiadania i z lżejszym grzbietem ruszyła na umówione spotkanie.
        Weszła, rozglądając się z uwagą po wnętrzu, nieco nim zaskoczona. Spodziewała się chyba czegoś na kształt polowego szpitala, być może z klitką na krótki sen dla medyka. Najwyraźniej nie tylko ona nie wzgardzała wygodami.
        - Nie przeszkadzam? – zapytała, odsłaniając przesłonę i zatrzymując się zaraz za nią, rozejrzała się po o wiele bogatszym namiocie. – Długo już tutaj jesteś? – zapytała z nutą rozbawienia w głosie, gdy jej wzrok padł na elfie bagaże.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

        Dérigéntirh uśmiechnął się, słysząc kroki demonicy, ale pozostał w pozycji dopóty ta się nie odezwała. W geście tak naturalnym dla długoszyjnych smoków, wygiął kark w tył, aby móc spojrzeć z dołu na Segen bez potrzeby odwracania się – złociste włosy zawisły w powietrzu, gdy ekscentryczny medyk posłał jej rozbawione spojrzenie.

        - Czy wyglądam jakbym był zajęty? - rzucił, po czym odgiął się w drugą stronę, aby wstać z ziemi.

        Butelka wraz z kubkiem, jak dotąd spoczywające na podłodze, szybko przeniosły się na stoliczek obok łóżka, a smoczo-elfi zad – na samo nieprzyzwoicie wygodne łoże. Dérigéntirh spojrzał na swojego gościa, po czym znacząco przeniósł wzrok to na miejsce obok siebie, to na krzesło znajdujące się tuż obok, dając Segen wybór jej własnego siedziska.

        - Hmm, dwa tygodnie? Może trzy? Dni nieszczególnie mocno różnią się tu między sobą… - mruknął mężczyzna, dolewając sobie białego wina. - Napijesz się? Mam gdzieś tutaj kolejny kubek. Wybacz brak szklanek, ale chyba jedynie ktoś pokroju barona może sobie pozwolić na nie w podróży. Mam też butelkę czegoś słodszego, lub też mogę wyczarować nieco herbaty.

        Dérigéntirh wyszczerzył lśniące zęby, po czym zajął się zapewnieniem komfortu swojemu gościowi. Kiedy już Segen usiadła (bądź nie) gdzie chciała i otrzymała (bądź nie) cokolwiek chciała pić, smok mógł przejść do rzeczy. Zgarnął z biurka niewielką książkę oprawioną w skórę, wyglądającą na dziennik. Szybko przekartkował strony, po czym otworzył szeroko i podał nemoriance, aby mogła przejrzeć notatki medyka. Były to przede wszystkim szkice wykonane ołówkiem, przedstawiające coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało na wodne stworzenia, a na drugie – na wyjątkowo potworne, wyposażone w dodatkowe kończyny i wyglądające na niepokojąco sprawne na lądzie wodne stworzenia.

        - Kilka stworzeń, które wyszły z Doliny, zostały oddane do sekcji dla wojskowego medyka – wytłumaczył smok, zajmując ponownie miejsce przy lub naprzeciw Segen. - Udało mi się jednak wypytać i podejrzeć co nieco, także jakimś cudem przekonałem wojsko, aby pozwoliło mi dokonać sesji jednego z nich.

        Większość notatek zajmowały rysunki i opisy masywnego stworzenia przypominającego długiego węgorza, o sześciu jaszczurczych nogach i długiej szyi. Szkice łap, uzębienia, głowy, ogona, nóg, ale także kilku organów. Odczytanie zapisków medyka mogło być trudne, bo choć używał elfiego alfabetu, to w parze z nim szedł smoczy język, aby dodatkowo zabezpieczyć jego wiedzę. Część czarodziejów używała tego języka jako „języka profesji” bądź „języka magii”, dlatego też nie powinno to być nic nazbyt podejrzanego.

        - Wygląda to zupełnie, jakby zwierzęta zmutowały na pewnym etapie – wytłumaczył smok, popijając. - Możesz dostrzec na rysunkach skrzela, ale wykroiłem z nich też całkiem imponujące płuca. Spokojnie mogą przetrwać na lądzie. Ich mięśnie są o wiele silniejsze niż powinny być u naturalnych osobników. Możliwe, że lokalne gatunki rozwinęły się w ten sposób z jakiegoś powodu, na głębinach jeziora, ale patrząc na to, że mógłbym je wypchać i spokojnie sprzedać jako „kolekcja potworów z Otchłanii”, podejrzewam…

        Smok pozwolił Segen samej dojść do wniosku, dlaczego był tak podejrzliwy co do niej. Kolejny łyk białego wina przepłukał mu gardło, zanim kontynuował.

        - Oh, są też duże. Naprawdę spore. Ten „węgorz” spokojnie mógłby połknąć cię w całości. Nadal tak ochocza do po prostu udania się do tej doliny? - spytał zaczepnie. - Nigdzie indziej w Alaranii nie znajdziesz tak łatwej szansy na skończenie jako rybia przekąska.
Awatar użytkownika
Segen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Badacz , Artysta , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Segen »

        Segen spojrzała z góry na medyka z charakterystycznym dla siebie, niewiele mówiącym półuśmiechem na ustach.
        - Wyglądasz, jakbyś medytował – odparła, chociaż zazwyczaj pozostawiała takie pytania bez komentarza. Elf jednak odpowiadał nawet na pytania retoryczne, więc podłapała jego sposób bycia, co równie rzadko jej się zdarzało i nie prowadziło zazwyczaj do niczego dobrego.
        Odczekała aż medyk pozbiera się z ziemi, a później z delikatnym skinieniem przyjęła zaproszenie, rozsiadając się wygodnie na krześle naprzeciw niego.
        - Kubek wystarczy, wino również, dziękuję – powiedziała, odbierając naczynie i upiła łyk trunku, przyglądając się, jak medyk szuka czegoś w dzienniku. Mile zaskoczona odebrała książkę i usiadła wygodniej, opierając kostkę o kolano drugiej nogi i na takiej prowizorycznej podkładce kładąc dziennik. Kubek wsparła o obcas buta i pochyliła się nad rysunkami. Włosy nie zasypały jej widoku tylko dlatego, że podtrzymywały je założone na czubku głowy okulary.
        Rysunki były więcej niż przyzwoite, dość szczegółowo oddając anatomię zwierząt, co było charakterystyczne dla badaczy. Nie marnowali czasu na odzwierciedlanie wyglądu zewnętrznego, jeśli mogli rozpracować organy bestii. Segen na moment podniosła wzrok na medyka, gdy się odezwał, po czym wróciła do studiowania jego odkryć.
        - Dobrze, że masz wyjątkowo silny dar przekonywania – powiedziała, nie odrywając już wzroku od rysunku i przewracając kolejną kartkę. Niektóre nazwy sprawiały jej trudność, ale samo używanie smoczego języka nie było aż tak dziwne, a na pewno nie bardziej niż cała osoba Deriego.
        Bez pośpiechu analizowała notatki elfa, jednocześnie uważnie słuchając tego co mówił, nawet jeśli na niego nie patrzyła. Dopiero znaczące zawieszenie głosu i wzmianka o Otchłani, wywołały enigmatyczny uśmiech demonicy, która po chwili podniosła głowę, spoglądając na elfa spod rzęs. Pozwoliła ciszy wypełnić namiot, nie przerywając jej nawet, gdy medyk napił się wina. Po chwili kontynuował, teraz już pod czujnym spojrzeniem zielonych oczu. Zaczepne pytanie zmieniło uśmiech Segen na lekko pobłażliwy i kobieta wzruszyła ramionami, biorąc głębszy oddech.
        - Nie dramatyzujmy – powiedziała spokojnie, jeszcze na moment opuszczając wzrok na notatki medyka. – Ciężko zwiedzić cokolwiek, jeśli ktoś boi się ubrudzić sobie buty. Lub ręce… - zawiesiła głos i wyprostowała się, puszczając dziennik, który posłusznie pozostał rozłożony na zgięciu jej nogi. Wolna dłoń uniosła się lekko, a po chwili pojawił się w niej ciężki skórzany dziennik, jeden z wielu należących do Segen. Demonica trzymając wciąż kubek jedną ręką, drugą przewertowała swoje notatki, zatrzymując się w końcu w jakimś miejscu i podała Deriemu rozłożoną na odpowiednich stronach książkę.
        O ile rysunki medyka były dobre, to „szkice” prezentowane w dzienniku demonicy wyglądały jak ryciny z profesjonalnych podręczników do anatomii. Przedstawiały zaś bestię niemal identyczną, jak ta znaleziona w dolinie. Przynajmniej przed tym, jak zmutowała. Dopiski i notatki prowadzone były w czarnej mowie, ale i tu o dziwo zdarzyło się kilka słów w mowie smoczej, najbardziej popularnych dla określania niektórych gatunków zwierząt.
        - Wygląda, jak Muraena helena... na Wyspie Syren mówią na nie Voraxy? - Segen podniosła wzrok na medyka, sprawdzając, którą nazwą się tu głównie operuje. Nie wątpiła, że zwierzę kojarzy, bo może i był medykiem, ale elfim, a oni wiedzą irytująco wiele. - Nie słyszałam jednak, żeby występowały w zbiornikach słodkowodnych.
        Segen pochyliła się i przewróciła stronę w dzienniku, zerkając na medyka.
        - Wybacz, że cię wyręczam, ale gdybyś ty to zrobił, to strona byłaby pusta – wyjaśniła wprost, po czym przeniosła wzrok na kolejne rysunki, przedstawiające pospolite węgorze.
        - Te może i bywają w rzekach i jeziorach, ale z kolei mniej przypominają te, które tu spotkaliście. Ciekawe. Chociaż to może być wina mutacji – zastanawiała się na głos, prostując się i wracając do przeglądania notatek medyka. Jej dziennik w jego rękach powinien być już posłuszny, przynajmniej przez te kilka stron.
        - Nie dziwi mnie jednak, że podejrzewacie klątwy, demony i wszystko co złe – stwierdziła niedbale. – Ale chociaż po Otchłani wałęsa się sporo paskud, to raczej mało wodnych. Więc nie przyznaję się do podopiecznych - powiedziała żartobliwie. - Mutacja w takim tempie… - nemorianka zawiesiła głos i zamyśliła się na moment. – Fascynujące – mruknęła w końcu pod nosem i uśmiechnęła się znów.
        Segen absolutnie nie zamierzała skończyć, jako rybia przekąska, ale miała wszelkie intencje udania się do doliny. Jeśli medyk próbował ją zniechęcić, osiągnął skutek zupełnie przeciwny do zamierzonego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości