Wielka Pustynia Słońca[Wschodni kraniec Wielkiej Pustyni Słońca] Coś niespodziewanego

Znajdująca się daleko na południu kontynentu, za Sawanną Nurwijską, pustynia, ciągnąca się od Gór Słonecznych za zachodzie, aż po Lwi Wąwóz na wschodzie. Granicząca na południu z tropikalnymi puszczami. Dzięki licznym oazą nie jest to jednak jedynie morze gorącego piasku. Przez pustynie przechodzi bowiem kilka szlaków handlowych.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

[Wschodni kraniec Wielkiej Pustyni Słońca] Coś niespodziewanego

Post autor: Alestar »

Alestar, Teus i Falkon przybywają z: [Przez Równiny] Nowy cel i nowy początek

        Gdy do umysłu dociera naraz zbyt dużo bodźców, czasami nie jest się w stanie wszystkiego zarejestrować, zapamiętać i skojarzyć. Tak właśnie, było teraz z umysłem Alestara, bo w głowie aktualnie miał dwa fakty, które teraz były najistotniejsze. Jednym było to, że niedawno on, jego towarzysze oraz konie znalazły się na pustyni. Drugim, że przed chwilą, kusznik zdążył kątem oka dostrzec jak Teus właśnie jest pochłaniany przez pustynny piasek.

        Dzięki Prasmokowi, Falkon był niedaleko i doprowadził kusznika do stanu używalności. Zdążyli nawet wykonać kilka kroków naprzód, zanim łowca potworów odezwał się do złodziejaszka:
        — Teusa wciągnęła pustynia, znaczy... pewnie zjechał gdzieś w dół wąwozu, czy czegokolwiek ukrytego wśród wydm. To było gdzieś tam — mężczyzna mniej więcej wskazał towarzyszowi ręką miejsce, gdzie znikł ich brodaty kompan. Zanim jednak doszedł do danego miejsca, Falkona również pochłonął pustynny piasek, by niedługo później i sam Zenemar zsunął się w dół.

        — Dłużej się nie dało?! — Teus celnie skwitował bolesny zjazd swoich towarzyszy na dół.
Przybyli przed chwilą mężczyźni otrząsnęli się z kurzu i rozejrzeli się wokół.

        Znajdowali się aktualnie w wąskim, ale długim korytarzu. Ściany były widocznie rzeźbione, a gdzieniegdzie można było odnaleźć ślady po dawno zapomnianym malunkach. Korytarzem mogli się poruszać wyłącznie w dwie strony, więc wybór drogi był mocno ograniczony. Największą ciekawostką, był ognik; przynajmniej tak zidentyfikował go wielkolud na podstawie posiadanej wiedzy; który „zapalał” się samoistnie w wyznaczonych do tego metalowych koszach służąc za oświetlenie. Gdy tylko jedna osoba szła w daną stronę, ognik pozostawał na swoim miejscu, wystarczyło jednak, by dwóch ludzi ruszyło w dany kierunek, a ognik przeskakiwał na kolejny kosz i rozświetlał kolejną część pomieszczenia.

        — Co my teraz robimy? Co niedawno nas spotkało? Dlaczego, już nawet znalezienie się na pustyni, po naszych ostatnich przygodach w ogóle mnie nie dziwi? — Alestar, skierował takie pytanie do swych towarzyszy, czekając na ich odpowiedź oraz licząc, że z jakiegoś powodu obranie jednego kierunku będzie bardziej sensowne niż tego drugiego. Na górze, gdzieś na pustyni szwendały się konie bez właścicieli, więc kusznik dodatkowo martwił się o brak ukochanego przyjaciela przy swoim boku.
Ostatnio edytowane przez Alestar 2 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - Przyznam szczerze, że pamiętam niewiele. – Teus rozejrzał się po korytarzu wykonanym z piaskowca. – Przyznam też, że nie wiem gdzie jesteśmy. – Ściany pokryte były dziwnymi obrazkami reprezentującymi prawdopodobnie jakieś religijne obrządki. – Ani też co właściwie się stało. Wiem tylko, że jakaś niewiasta próbowała mnie zabić. To samo w sobie dziwne nie jest, aczkolwiek była to czarodziejka, a od takich zawsze trzymam się z daleka. To zbyt nieprzewidywalne kobiety – rzekł wyrzucony na pustynię brodaty łucznik z amnezją, trzymający w dłoniach dwa cudze buty.

        – Buty należą do niejakiego Thomasa – odpowiedział zmieszanym spojrzeniom towarzyszy. – A sam Thomas kompletnie spanikowany rzucił się przed siebie zaraz po wylądowaniu w tym miejscu. – Tousend wskazał kiwnięciem głowy ślady bosych stóp odbitych na piasku zalegającym w korytarzu. – Rozsądnie byłoby iść jego śladami, biedaczek jeszcze sobie coś zrobi, a wtedy nie dowiemy się czemu Jonas chciał nas sprzedać czarodziejkom… ooo chyba właśnie sobie coś przypomniałem! Ale wciąż niewystarczająco dużo. Naprzód!

        Ruszyli przed siebie wybierając jedną z dwóch stron korytarza. Teus zaniepokojony magicznymi światłami, które podążały ich śladem, zaczął bacznie przyglądać się metalowym koszom umieszczonym wzdłuż ściany, jednak krótki naukowy wykład Alestara przywrócił mu spokój, chociaż przestał słuchać go gdzieś w połowie.

        Spokój, jak się okazało, był krótkotrwały. Zburzył go trzy metrowy posąg szakala stojącego na dwóch nogach, trzymającego w skrzyżowanych na piersiach ramionach miecze o mocno zakrzywionych ostrzach, broń, jakiej Teus do tej pory nie widział. Umieszczone w oczodołach oszlifowane obsydiany, pełniące rolę oczu posągu, zdawały się świdrować intruzów spojrzeniem, które wywoływało ciarki na plecach.
        - Niech mi pan obieca, że pozostanie pan na tym kamiennym cokole. Albo nie, lepiej niech pan nic nie mówi, to tylko pogorszy sprawę.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Wiedziałem, że coś tam nie gra, ale takiego obrotu spraw się nie spodziewałem — stwierdził Falkon po dłuższej chwili milczenia. — Musimy tam jakoś wrócić po nasze rzeczy i konie. Myślmy trzeźwo, zaraz się dowiemy, gdzie jesteśmy. Pół świata zwiedziłem, żadna pustynia mi niestraszna.
        Chłopak dobrze udawał pewność siebie, chociaż tak naprawdę czuł się bezradny i zaniepokojony. Nie znał wielu pustyń. Unikał ich. Nienawidził. Nie wiedział, gdzie trafili i nie miał nawet pojęcia, w której części kontynentu mogą się znajdować. Był wściekły na Jonasa, bo ten niezaprzeczalnie coś przed nimi ukrywał. Coś ważnego. Coś, przez co trafili tutaj.

        Obeszli ostrożnie posąg. Falkon obejrzał go z każdej strony, ale nie zauważył nic podejrzanego. Piaskowiec, z którego był zbudowany, podobnie jak ten tworzący ściany i strop, wyglądał na bardzo stary. Niektóre bloki pokryte były tajemniczymi malunkami i inskrypcjami, które Falkon czasem próbował rozpoznać, jednak z niczym mu się nie kojarzyły. Jego rozległa wiedza o alarańskich krainach, kulturach i językach najwidoczniej tu się właśnie kończyła. Napawało go to jeszcze większym niepokojem.

        Idąc dalej, napotkali jeszcze kilka podobnych posągów, mniej lub bardziej podniszczonych. Gdzieniegdzie, w ścianach wąskiego korytarza, znajdowały się kamienne płyty, prawdopodobnie będące jakimiś ciężkimi drzwiami. Sposób ich otwarcia pozostawał jednak zagadką.
        — Ćśś... słyszycie? — spytał nagle Falkon, uciszając gestem towarzyszy, którzy i tak milczeli od kilku minut.
        Gdzieś z oddali dobiegał cichy, lecz wyraźny odgłos szurania i dziwny klekot, przypominający dźwięk wysuszonych kości, odbijających się od kamiennych ścian. Zdawało się, że jedno z odległych bocznych pomieszczeń połączonych z korytarzem było otwarte.
        Ognik zatrzymał się, a razem z nim poddenerwowana trójka podróżników.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

        Z ciemności wyłonił się kościotrup, był on częściowo owinięty w jakieś szmaty. Nie różnił się niczym specjalnym od innych ożywieńców spotykanych przez Alestara w innych katakumbach. Jeden truposz był niegroźny, ale to nigdy nie był jeden truposz. Drugą kwestią było to, że miecz nadawał się średnio do walki z nimi. Najczęściej, dopiero zgruchotanie czaszki młotem przynosiło należyty spokój. Chodzący szkielet podniósł do góry rękę i co zaskakujące powiedział:

        — Sabehal her — tak przynajmniej brzmiało to w uszach przyzwyczajonych do alariańskiego języka.

Alestar w przypływie emocji i kompletnego braku logiki ciął mieczem od prawej do lewej tuż pod żebrami napastnika. Kolejnym zaskoczeniem było to, że kości rozsypały się, a szkielet wyglądał na przedzielonego na pół.

        — Czyli spokój — powiedział cicho łowca potworów.
Szybko się okazało, że były to słowa wypowiedziane w złą godzinę. Nad rozsypanymi kości utworzyła się piaskowa mgła, a ożywieniec, gdyby nigdy nic poskładał się w całość, wyciągnął rękę do towarzyszy i rzekł:

        — To było niegrzeczne. Witajcie w katakumbach grobowca Amenofisa. Czy dołączycie do nas? Czy uciekniecie jak poprzednik?

        Słowa takie jak szok, niedowierzanie nie oddawały całości tego, co się wypisywało na twarzy trójki ludzi. Teoretycznie najbardziej doświadczony kusznik też nie wiedział, co tu się dzieje.

Za pleców kompanów wyłonił się dotąd skryty ognik.

        — Unis, tu jesteś. Czemu sam podróżujesz? — z czaszki pozbawionej mięśni i skóry trudno było odczytać emocje, ale na twarzy kościotrupa malował się uśmiech na widok ognika. Ta mała niezwykła istota, również musiała znać ożywieńca, bo przymilała się do jego głowy i przelatywała między żebrami.

        — Kim ty jesteś? Czego chcesz? — odezwał się Alestar.

        — A tak, zapomniałem, jestem Imhotep, herold Amenofisa. Zapraszam na rozmowę. Dawno nie mieliśmy gości. Jedni uciekają, inni próbują nas okraść — takich gonimy. Reneb nie przychodzi na plotki… Chodźcie do ogniska. — Dziwny truposz stawał się jeszcze dziwniejszy.

        Taka istota jak on potrzebowała silnej magii do istnienia, a raczej rzuconej klątwy na konkretne miejsce. Zenemar jednak nie czuł niebezpieczeństwa, mimo że podobnych istot jak Imhotep zniszczył dużo, a nawet udało mu się kiedyś przełamać klątwę ciążącą nad jednym z grobowców w Opuszczonym Królestwie. Towarzysze niedoli musieli się naradzić, dogadać co zrobić dalej. W tym samym czasie tuż przy jednej z pustynnych oaz, konie należące do Alestara, Falkona i Teusa poiły się wodą, wyglądając swoich właścicieli. Zielone oczy i pionowe źrenice świecące w ciemności, które zbliżały się do zwierząt, na pewno nie należały do ludzi.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - Tak więc… z całym szacunkiem, ale… nie wygląda pan na zbyt żywego. Wszystko tu u was w porządku? Proszę mi wybaczyć, ale nie miałem jeszcze okazji rozmawiać z nieumarłym, nie mam jeszcze obycia. – Skonsternowany Teus wychylił się zza ramienia Alestara.
        - Wszystko… w porządku – rzekł po zastanowieniu kościsty herold, który, jak się zdawało, próbował dobrać odpowiednie słownictwo do komunikowania się z pospólstwem. – Wszyscy mieszkańcy tego wspaniałego grobowca są zawieszeni w stanie pomiędzy życiem, a śmiercią. Staliśmy się ofiarami obrzydliwej klątwy. Z czasem jednak udało nam się przyzwyczaić do tego stanu. Nie zdradzę jednak więcej, gdyż to może przedstawić wam już sam nasz pan i władca – Amenofis. On będzie w stanie opowiedzieć naszą historię po stokroć lepiej od jego uniżonego sługi. Jeśli oczywiście będzie miał na to ochotę.

        Nastała cisza, która ciągnęła się przez parę niezręcznych minut. Szkielet najwyraźniej doskonale orientował się w labiryncie korytarzy i bez wahania prowadził drużynę do tylko jemu znanego miejsca. Po drodze mijali kolejne, uzbrojone w zakrzywione ostrza posągi szakali, które świdrowały ich obsydianowymi oczami.
        - Nie musicie się nimi przejmować, ożywają wyłącznie w sytuacji większego zagrożenia. – Jakby nigdy nic rzucił kapłan. Tousend poczuł ciarki na plecach.
        - Aaa tak właściwie co się stało z tym mężczyzną przed nami? Wspomniałeś heroldzie, że ktoś rzucił się do ucieczki.
        - Owszem, nie zdążyłem przemówić mu do rozsądku. Głupiec od razu wbiegł do najbliższego korytarza. Bez odpowiedniej znajomości tego grobowca może paść z głodu, nim ujrzy chociaż jeden ślepy zaułek. Jeśli wam na nim zależy, warto wspomnieć o tym biedaku przed władcą tych włości. A co do naszego pana, oto jesteśmy! – Drużyna zatrzymała się przez wysokimi na osiem metrów i szerokimi na cztery metry potężnymi, złotymi wrotami, które pokryte były symbolami skarabeuszy oraz licznymi historiami przedstawiającymi najpewniej czasy rządów jakiegoś władcy.
        - Wrota niczego sobie, muszę przyznać – szepnął cicho Teus w stronę swych towarzysz. Nie był pewien, czy chce je przekraczać.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Zapach, który unosił się w tych podejrzanie spokojnych korytarzach, zbudowanych z bladożółtego piaskowca, był co najmniej specyficzny. Raził Falkona raz po raz, pozostawiając nieprzyjemny posmak padliny na końcu języka. Droga, którą przebyli pod dowództwem nieumarłego, zdawała się dłużyć w nieskończoność. Brał wdech za wdechem, za każdym razem zastanawiając się, czy nie przyjmuje do płuc solidnej dawki soczystej, dławiącej i wyciskającej łzy z oczu trucizny.
        Coś mu tu nie pasowało. Coś tutaj było nie tak. Rozejrzał się ostrożnie, wykonując głową tylko takie ruchy, które wydawały mu się niezbędne.
        Widząc wrota, do których, mimo jego woli, wreszcie dotarli, wzdrygnął się nieznacznie. Obejrzawszy się na towarzyszy, którzy najwidoczniej nie zauważyli jego lęków, przemówił tonem, jakim przemawiał tylko w momentach, w których nie wiedział co robić, a wizja śmierci malowała się przed jego oczyma tak wyraźnie, jak widok złotych, gigantycznych wrót, które królowały nad nim, łypiąc tajemniczo przez źrenice czarnych jak smoła, a jednocześnie mieniących się barwami tęczy skarabeuszy, przytwierdzonych jakąś nieznaną siłą do przeraźliwie zimnego metalu.
        — Gdzie my, kurwa, jesteśmy?

        Pytanie, rzecz jasna, pozostało bez odpowiedzi.

        Falkon schował wreszcie nóż. Zdawało się, że i tak nikt się nim nie przejął. Szli równym, powolnym krokiem. Chłopak raz po raz spoglądał na twarze swoich towarzyszy, jednak ci, czy to ze strachu, czy może z niewiedzy, po prostu patrzyli przed siebie, nie próbując nawet wychwycić jego spojrzenia. Nie winił ich za to.

        Gdy wrota wreszcie się otworzyły, cała trójka doznała wielkiego rozczarowania. Nie było tam ani blasku wieczności, który jawiłby się jako ponętne światełko w tunelu, do którego z niewyjaśnionych przyczyn człowiek stara się zmierzać, ani wielkiego cynowego kociołka, wypełnionego złotem, którego posiąść chciałby każdy wielki podróżnik goniący tęczę. Nie było tam ani nic nadzwyczajnego, ani ujmującego, ani przerażającego.
        Zobaczyli pustkę. A przynajmniej tak im się wydawało.

        Sala tronowa, bo tym było owo pomieszczenie, zawierała się w tychże dwóch słowach, i niczym więcej: "Sala", bo była to sala, i "tronowa", bo spoczywał tam tron. Tyle. Ale nie był to byle jaki tron. Był to tron skromny, aczkolwiek bogaty. Majestatyczny, a jednocześnie niewielki. Pełen przepychu, ale zbudowany z piaskowca. Błyszczący, ale jedynie kwarcem, który lśnił żywiej niż diament. Potężny, ale jednocześnie lekki jak mech, zwiewny jak babie lato. Był to tron idealny, świadczący o potędze, ale nie rysujący złudnego poczucia wielkości. Był to tron, przed którym, z niewyjaśnionych powodów, kolana uginały się, a umysł błagał, prosił, kajał się, chciał służyć.

        Falkon upadł na kolana. "Nie tron rządzi, a ten, kto na nim zasiada" - przypomniał sobie słowa ojca. Nie rozumiał w tej chwili ich znaczenia.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

        Trójka kompanów klęczała w sali tronowej, oczekując głównego gospodarza grobowca. Po krótkim oczekiwaniu zjawił się Amenofis, a przynajmniej tak należało sądzić. Pierwszym argumentem za tym było to, że dosłownie się zjawił znikąd: drobiny piasku wzbiły się nad tronem, a władca ukazał się przed swoimi sługami. Drugą rzeczą był wygląd władcy: Alestar unosząc powoli schyloną głowę, dojrzał proste sandały, ale były osadzone nie na kościach a na nieco zgniłym mięsie. Pan tych podziemnych włości w porównaniu do swojego sługi nie był tylko szkieletem, a jego ciało składało się z lekko nadgniłego mięsa i mięśni. Nogi władcy skrywane były za zdobnymi nogawicami, gdzie specjalny element dekoracyjny wyglądający jak metalowa czaszka chronił kolana nieumarłego. Od pasa w dół zwisała tunika, a przy pasie z jednej strony był mieszek, a z drugiej stara księga, która zgodnie z prawami natury nie mogła przetrwać tyle lat, ile z pewnością już przetrwała. Największy jednak podziw i stuprocentową pewność, że ma się do czynienia z władcą, budziła korona połączona z naramiennikami. Nie była to też do końca korona, gdyż Amenofis nie nosił jej na głowie, gdzie spoczywało ozdobne nakrycie głowy. Majestatycznym elementem był metalowy, zdobiony element wokół szyi i nad ramionami, który wzbudzał dodatkowy respekt przed ich posiadaczem. Władca usiadł na swym tronie, a trójka towarzyszy w tym samym momencie przestała czuć nieodpartą chęć klękania i służenia.

        Sala tronowa wraz z przybyciem swojego gospodarza również dodatkowo się zapełniła, gdyż w jednym miejscu było widać kościotrupa z piórem nad starym papierem — był to zapewne nadworny skryba; wrót pilnowało dwóch ochroniarzy w maskach, które zasłaniały ich kościste twarze; gdzieś w kącie siedział mniejszy kościotrup wyczekujący na polecenia — wyglądał jak typowy chłopiec na posyłki. Nikt z żywych nie zamierzał próbować rozpoczynać konwersacji, gdyż zgodnie z przekazywanymi szczątkami wiedzy o dworskiej etyce to odpowiedni sługa zapowiadał gości i wyznaczał osobę, która może mówić.

        — Panie, o to goście znad piasku. Są to… — I tu Imhotep musiał urwać zapowiadanie nowoprzybyłych, zapewne uświadamiając sobie, że Ci nie zdążyli mu się przedstawić.

        — Alestar, łowca, żyję z polowania — kusznik, przerywając ciszę, uświadomił sobie w ostatniej chwili, że użycie określenia łowca potworów czy łowca bestii, którym go nieraz określono, to w aktualnych okolicznościach może nie być do końca odpowiedni pomysł.

Amenofis nic się nie odezwał, tylko skinął minimalnie ręką, oczekując, że reszta gości się odpowiednio przedstawi. Gdy przyszła pora Teusa, Zenemar zwrócił uwagę, że władca mierzy łucznika wyjątkowo długim spojrzeniem, jakby świdrował go wzrokiem, albo jakby go już kiedyś widział, co było mało prawdopodobne, patrząc, że Tousend nie odwiedził krainy zmarłych.

        — Witajcie więc na dworze faraona Amenofisa, władcy zapewne dawno już zapomnianych i zalanych wszechoceanem piasku, krain Myhru — herold spojrzał na swojego pana, jakby wskazując, że to teraz jego kolej na odpowiednią przemowę.

        — Co was tu sprowadza, Znadpiaskowcy? Ostatni z was, który nie uciekł, odwiedził nas dawno temu. Wy, mimo że czuję wasz strach, nie chcecie uciekać. Dodatkowo czuć za wami zapach magii, jakbyście przybyli stąd dzięki jej pomocy, mimo tego, że w żadnym z was nie widzę takich zdolności. — Głos faraona był twardy, niski i samym brzmieniem wymuszał odpowiedni respekt i szacunek. Był on jednocześnie bardzo spokojny i ciężko było wyczytać z niego jakiekolwiek emocje.

        Łowca potworów nie czuł jednak, że on i jego towarzysze są aktualnie w niebezpieczeństwie. Nie byli prowadzeni na ścięcie, a zostali przyjęci niczym jak na dworskiej audiencji. Brakowało tylko znanej z wielu pieśni uczty, jednak nieumarły pan i jego sługi zapewne nie potrzebowały jedzenia, jak i nie miały możliwości taką przygotować. Za plecami gośćmi pojawiły się proste taborety dla przybyłych, z których niezwłocznie skorzystali. Teraz wypadało tylko odpowiednio porozmawiać z Amenofisem, tak by być może poznać cokolwiek historii tego miejsca, ale co ważniejsze: sposobu na jego opuszczenie.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Zapowiadało się przyjemnie, głównie ze względu na fakt, że nie zostali zabici w ciągu ostatnich godzin. Mimo pytania skierowanego do całej drużyny, faraon Amenofis cały czas przyglądał się Teusowi, jak próbując przejrzeć na wylot jego duszę. Tousend przełknął ślinę próbując zwilżyć wyschnięte gardło i miał już zabrać głos, gdy nagle grobowcem wstrząsnęła potężna eksplozja. Sypiące się fragmenty piaskowca runęły im wprost na głowy, a władca tych podziemi wściekły uniósł się z tronu.
        - Ma aladhi yuftarad 'an yaeni?! – wydał się z siebie złowieszczy ryk. Zaraz po tym podbiegł do niego jeden ze sług i skrycie przekazał faraonowi jeszcze bardziej rozsierdzające go wieści.
        - Ah więc to tak! Szpiedzy! Przychodzicie tutaj jako forpoczta nadchodzących sił! I zabieracie ze sobą tego martwego by wtopił się wśród mieszkańców tego grobowca! – Faron wycelował w stronę Teusa kościsty palec. – Przygotować się do obrony! Wyjść naprzeciw czarodziejom! Zabić tych łotrów! – Ponownie wycelował dłoń w stronę drużyny.

        Tousend, nie zastanawiając się długo, rzucił się na najbliższego strażnika i z rozpędu trzasnął go łokciem w szczękę. Przeszywający ból w ramieniu przypomniał mu z kim tak właściwie walczą, uderzenie w twardą czaszkę suchego szkieletu nie było najlepszym rozwiązaniem. Strażnik, z głową wykręconą o 90 stopni, zamachnął się potężnym berdyszem w stronę łucznika, ten jednak odskoczył przed nadchodzącym atakiem i kopnął szkielet w łokieć, wyłamując mu kości. Następnie pochwycił strażniczą broń i rzucił się w stronę jednego z korytarzy wchodzących do sali tronowej.
        - Biegnijcie głupcy! – krzyknął do stojących przy wielkich wrotach towarzyszy.

        Wykorzystując narastający chaos, spowodowany kolejną eksplozją, drużyna wyminęła nadbiegające kościotrupy i zatrzasnęła za sobą drzwi, które zostały następnie zablokowane trzymanym przez Teusa berdyszem. Usłyszeli złowieszczy ryk faraona dochodzący z wielkiej hali.
        - Ten grobowiec będzie waszym grobowcem!
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Coś uderzyło z impetem w drzwi, a te zatrzęsły się i zazgrzytały złowieszczo, wzbijając w powietrze tumany kurzu i piachu. Drzewce starego berdysza trzasnęło niebezpiecznie, ale w jakiś niewytłumaczalny sposób pozostawało nadal w jednym kawałku.
        — Nie mogliśmy się dogadać?! — ryknął Falkon, który dopiero teraz wybudził się z dziwnego, magicznego transu. Nadal był trochę otumaniony i nie do końca rozumiał, co się wydarzyło. — Halo, poczekajcie! — dodał, nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi od oddalających się towarzyszy.

        Kilka mniejszych eksplozji wstrząsnęło korytarzami, wydobywając z nich przerażające dźwięki, zwiastujące niechybne zawalenie się stropu i pogrzebanie żywcem pechowych przybyszy.
        — Nie mogliśmy się z nimi dogadać? Wytłumaczyć co się stało? — sapał Falkon, biegnąc co sił za Alestarem i Teusem, którzy nawet nie oglądali się na niego. — Mam dość uciekania! Mam dość kłopotów!
        Ostatnie słowo podziałało jak zaklęcie. Jakieś dwadzieścia stóp przed nimi nastąpiła eksplozja, zasypując korytarz olbrzymimi głazami, piachem i kurzem. Z powstałej w wyniku wybuchu szczeliny w ścianie, dało się słyszeć podniesione głosy w niezrozumiałym dla Falkona języku.
        Teus zatrzymał się tak nagle, że Alestar i Falkon prawie na niego wpadli. Machnął w niezrozumiały sposób ręką, przeklnął i zawrócił. Reszta ruszyła za nim. Szybko okazało się, że nie był to dobry pomysł.

        Z głębi korytarzu uderzył ich gorący, zapierający dech w piersiach podmuch. Podłoga zaczęła drżeć, a piasek, który znajdował się na niej w dość znacznej ilości, zaczął powoli wzbijać się w powietrze. Zanim zagęścił się w nim na tyle, że trójka towarzyszy przestała widzieć nawet siebie nawzajem, Falkon zdążył dostrzec w dalekim końcu korytarza dwa kamienne posągi szakali o obsydianowych oczach, dzierżące ogromne, zakrzywione miecze. Problem w tym, że posągi te, zamiast robić to, co zwykle robią posągi, zmierzały teraz w ich stronę, wprawiając każdym krokiem cały tunel w złowieszcze, basowe wibracje.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

        — Cholera jasna. Czy z nami musi być tak zawsze? Nie pamiętam znaczenia słowa spokój. — Alestar skwitował tymi słowami, całą obecną sytuacją. Doskonale zgadzał się ze słowami Falkona i też myślał podobnie jak on. Kusznik obawiał się jednak, że faraon raczej nie był skory do słuchania tłumaczeń. Jako Znadpiaskowcy, trójka towarzyszy była już w stratnej pozycji; a tajemniczo martwy, a tak naprawdę nie Teus tylko pogarszał i tak patową sytuacją.

        Gdy z jednej strony, trzyosobowa kompania była blokowana gruzem, a z drugiej: powoli, lecz nieubłaganie zbliżały się kamienne posągi, pojawiło się światełko w tunelu i to dosłownie.
        — Unis! — łowca potworów krzyknął z radości, widząc magicznego ognika. Łowca przez chwilę zdziwił się, że się ucieszył na ten widok, przecież ta istota równie dobrze mogła prowadzić straże czy innych popleczników Amenofisa tutaj. Szybko się okazało, że to nie było celem tej istoty, bo ta po chwili zawirowała nad dwoma koszami na palenisko. Nad koszami pojawił się bladoniebieski ogień, a wtedy jedna z bocznych ścian odsunęła się, ukazując ludzkiej kompani dodatkowy tunel, idealny do ucieczki z obecnego impasu.

        Towarzysze ruszyli nowym korytarzem, a Unis wydawał się ich prowadzić przez ciemności obecnych korytarzy. Gdyby mieli czas zachwycać się starodawną sztuką, zapewne zwróciliby uwagę na misterne wykonane ścienne malunki, które przetrwały próbę czasu czy starannie wyrzeźbione kolumny podtrzymujące strop. Nie było jednak na to czasu, w tle tunele wciąż trzęsły się od kroków posągów, jednak zdawało się też słyszeć słowa w dziwnym języku, zdecydowanie innym, niż tym którego używali martwi mieszkańcy grobowca. Magiczny ognik zwolnił, a przed uciekającą trójką zaczął rysować się cień na kształt jakiejś istoty. Unis zapłonął mocniej i cień okazał się stojącym w pomieszczeniu Imhotepem, heroldem faraona. Nie trzymał on jednak w kościstych rękach broni ani nigdzie nie było widać nadwornej straży.

        — Wierzę w waszą niewinność przybyli. Porozmawiałbym z wami dłużej, ale nie macie na to czasu. Musicie wydostać się z grobowca, poza nim, nikt z nas, nie jest was w stanie gonić. Podążajcie za mną. — Propozycja umarlaka, była bardzo interesująca, z resztą nie mieli chyba innej opcji. Broń przy pasie miała jakiekolwiek szanse w walce z kościotrupami, ale na kamienną straż była już całkiem bezużyteczna. Trójka towarzyszy chcąc nie chcąc, popatrzyła po sobie i kiwnęła głowami, zgadzając się na plan nieumarłego.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        - Imhotepie, mam pytanie – rzekł idący za kościstym przewodnikiem Teus. – Mieliśmy zostać zabici, prawda? Nie było już możliwości na negocjacje?
        - Amenofis to sprawiedliwy władca, każdy jednak zna również jego… - zimny głos nagle ustał, jakby szukał odpowiedniego słowa - …gorący temperament. Nasz pan chroni te ziemie od setek lat z wielką skutecznością. Coraz częściej zaczyna traktować każdego gościa jak wroga, gdyż oni sami stają się nam mniej przychylni.
        - Dziękuję Imhotepie, chciałem usłyszeć coś takiego. – Drużyna przeszła ze sprintu w marsz, krocząc korytarzami zasypanymi w połowie piaskiem. – Chyba rozumiem waszego władcę. Sam zaczynam stawać się podobny, jestem w stanie rzucić się z całą siłą na najmniejsze zagrożenie. Miałem wątpliwości, czy postąpiłem słusznie.
        - Cóż, gdybyście tam zostali, najpewniej teraz byśmy nie rozmawiali – dodał Herold. – Ludzie utwardzani są przesypywanym na pustyni piaskiem. Im większe wydmy pokonują, tym bardziej są nim obsypywani. Dzięki niemu twardnieją, stają się odporniejsi i gotowi pokonywać jeszcze większe przeszkody. Trzeba jednak wiedzieć, kiedy dar może stać się przekleństwem. Utwardzona skorupa jest w stanie wytrzymać wiele ciosów, zamyka jednak swego właściciela wewnątrz siebie. W końcu może się okazać, że nie ma z niej wyjścia. Jeśli takiemu człowiekowi wystarczy woli, by stawić temu czoła, rozbicie skorupy stanie się jeno kolejnym wyzwaniem na drodze do wielkości.
        - Nigdy nie myślałem, że usłyszę coś tak mądrego w zasypanym piaskiem grobowcu. Dziękuję – rzekł Teus po chwili zastanowienia.
        - A gdzie niby miałbyś to usłyszeć? W waszych cuchnących życiem miastach? Za bardzo jesteście zajęci opychaniem się daktylami i oliwkami! Ahh, ile bym dał za smak świeżej oliwki…
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Ja też — bąknął pod nosem Falkon, odzyskując wreszcie oddech. — Daleko jeszcze?
        Jego pytanie zostało zignorowane. Nie zwrócił na to uwagi, nie spodziewał się nawet odpowiedzi. Miał dość magii, tajemniczych postaci z głębin ziemi, szkieletów, kultystów czy innych dziwadeł. Poczuł się zmęczony tym wszystkim. A najgorsze było to, że nie wiedział gdzie się znajduje i w jaki sposób może wrócić do obozu Jonasa.
        — Wybacz Teusie, ale szczerze żałuję, że wlazłem w ten portal — powiedział spokojnie, wpatrując się w kościste plecy ich przewodnika. — Chyba wszyscy teraz zostaliśmy z niczym, do tego na końcu świata.
        — To Pustynia Słońca, nie koniec świata — powiedział spokojnie Imhotep.
        Falkon zamyślił się głęboko. Słyszał opowieści o tych krainach, chociaż nigdy tu nie był. Poczuł się nieswojo - do tej pory cały świat był jego domem, nagle jednak uświadomił sobie, że jego "cały świat" to zaledwie mały wycinek prawdziwego "całego świata".
        Z zamyślenia wyrwał go głos herolda.
        — Dalej musicie iść sami. Nie mogę opuścić tego miejsca.
        Powietrze stało się nieco przyjemniejsze, zapach pyłu i stęchlizny zelżał. Zbliżali się do wyjścia. Odgłosy za ich plecami nieco ucichły, a nieprzyjemne korytarze zaczęły wydawać się szersze i mniej klaustrofobiczne.
        Falkon ruszył naprzód, chcąc się rozejrzeć. Gdy odwrócił się w stronę reszty kompanii, nie dostrzegł już ich nieumarłego przewodnika. Zignorował zmęczone, pełne pytań miny towarzyszy i ruszył pędem przed siebie.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Biegiem! — krzyknął, nie oglądając się nawet na towarzyszy.
        Gorący piasek szumiał mu pod stopami, potęgując wysiłek, który musiał włożyć w bezsensowny bieg. Słońce grzało bezlitośnie, suche powietrze raniło gardło. Wszędzie wokół piętrzyły się piaszczyste wydmy, nie dało się zauważyć niczego, co wskazywałoby na obecność jakiegokolwiek życia.
        — Dobra, co dalej? — wydyszał, opierając ręce na kolanach. Towarzysze ledwo go dogonili. — Jakieś pomysły?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wielka Pustynia Słońca”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości