Rubidia[Posiadłość Alfonsa Goyi] Nie puść farby

Miasto słynące głównie z ogromnego portu handlu dalekomorskieg. To tutejsze stocznie bujdą statki handlowe dla całego wybrzeża. Miasto rybaków i hodowli wszelkiego rodzaju stworzeń morskich.
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Cała sprawa z oprowadzaniem może nie była aż tak głupim pomysłem, nawet jeżeli zajmowało cenny czas. I co z tego, że nigdy nie planowała włóczyć się wścibsko po posiadłości, teraz przynajmniej wiedziała, że tym bardziej nie powinna, ponieważ chociaż jeszcze pamiętała wskazówki te tylko czekały aby się pomącić i poplątać.
        Sky więc zaniechała bezproduktywnego wysilania umysłu z nikłymi szansami na sukces i po prostu skupiła się na zapamiętaniu drogi na taras, kierunku nad morze oraz drodze do pokoju. Trzy lokacje, tylko kilka wersji na dotarcie do nich. Popracuje nad swoją orientacją w przestrzeni… tylko bardzo ostrożnie unikając tych skrzydeł… Szlag! Zachodnie skrzydło, zachodnie skrzydło, lewa strona posiadłości! Zapamiętaj i zastosuj! Mapka wbrew pozorom mogła się przydać, ale pomysł był typowym żartem, może niewinną próbą przetestowania cierpliwości latorośli znanej z nieco bardziej charakternej strony.
        Ryan zobaczyła znikający uśmiech i z pełnym rozbawieniem sprostowała dowcip. Cóż Sky miała swoją teorię, mianowicie, że człowiek pokazywał swój prawdziwy charakter po alkoholu gdy nie hamował go rozsądny umysł. Dość dokładnie pamiętała groźbę o łamaniu rąk i chociaż malarka daleka była od osądzania, może dlatego, że w zasadzie obojętna jej była natura młodocianej Goyi, to dla własnego dobra wolała pamiętać też inne oblicze aktualnie ugrzecznionej dziedziczki fortuny. Dzieci bogaczy ot co...
        No właśnie, czyżby tchnienie później różki nieco wychynęły spod ugłaskanej fryzurki. Czy wyczuwała złośliwość i aluzję pod przyjacielską propozycją? Kto wie…
Ryan uśmiechnęła się niewinnie wpierw spoglądając na dziewczynę pytająco, jakby oczekiwała wyjaśnienia przyczyny propozycji. Zaraz potem ta została objawiona, przynajmniej w części. Bankiet. Też diabli nadali, oby nie kopnął jej ten zaszczyt. Dobroduszny uśmiech na twarzy malarki tylko się poszerzył.
        - Och nie sądzę - odpowiedziała jakby Anita opowiedziała dowcip.
        - Nie jestem nikim aż tak ważnym - zbyła temat machając lekko dłonią, z przymkniętymi w rozbawieniu oczami. Po chwili jednak dodała, nadal dopasowując się do roli nieświadomego niewiniątka.
        - A nawet jeżeli, bez obaw, pożyczę coś od przyjaciela, u niego zawsze znajdę jakiś łaszek gdybym nie miała nic w szafie - wyjaśniła uczynnie, obserwując reakcję pannicy po kryjomu, spod rzęs zasłaniających rozbawione w tajemnicy oczy.
Całe szczęście zaraz też dotarli do pokoju.
        - Mam mnóstwo pracy, ale dziękuję za propozycję - podsumowała wspólne zwiedzanie i propozycję kolejnych spacerów, po czym odmachała na pożegnanie żeby zniknąć w swoim pokoju.
        Tam zrobiła spis materiałów i dała się zaskoczyć błyskawicznemu pojawieniu się pokojówki. Podała karteczkę, podziękowała z zadowoleniem przyjmując brak zwłoki i na koniec poinformowała, że pojawi się na kolacji gdyż obiad po takim śniadaniu był całkowicie zbędny. Pożegnała służącą, zebrała potrzebne rzeczy i ruszyła do pracowni.
        Wtedy właśnie niestety zorientowała się, że ponownie musi wezwać pokojówkę. Z jednej strony ułatwienie z drugiej skaranie z tą gościną.
        Wpierw Ryan poprosiła o szklankę do whisky. Paola spełniła zachciankę artystki, ale jeszcze zanim zdążyła wyjść, co prawda bynajmniej nie spiesząc się z opuszczeniem pokoju, malarka zaczęła coś mamrotać o odpowiednim płynie do szklanki, która pusta była jednak niewystarczająca.
        Po dłuższej obserwacji ciekawego monologu o herbacie, która doskonale spełniłaby rolę, która szybko została zanegowana bo przecież intensywność naparu miała wpływ na kolor a ten miał idealnie imitować alkohol, Paola upewniła się czy aby na pewno ma przynieść whisky i dopiero wtedy wróciła z karafką by napełnić szklankę.
        Ryan rozejrzała się po pokoju oceniając czy nic nie brakuje. Wszystko było gotowe. Mogła zabierać się do pracy. Podwinęła rękawy aż po łokcie, żeby nie przeszkadzały i na bogów nie musnęły pracy. Podobnie zresztą przeszkadzał jej supeł koszuli. Ten rozwiązała, wiążąc ponownie ciasno, ale za plecami. Co prawda kilka zapiętych guzików wciąż dzielnie trzymało bluzkę względnie na miejscu, ale i tak raczej niekonwencjonalny strój teraz odsłaniał nie tylko sporą część dekoltu czy fragment biodra, ale bezpardonowo i brzuch od pępka w dół.
        Tak przygotowana wzięła się do prac wstępnych, mianowicie do aranżacji. Ryan nie należała do artystów, którzy musieli mieć wszystko nieustannie ustawione w komplecie. Obchodziła żmudne wielogodzinne pozowanie na swój sposób, może i dorabiając sobie czasami podwójnej roboty ale i ułatwiając życie, sobie i modelowi.
        Ustawiła szklaneczkę na stoliku, który został przeniesiony, ze stojaka na media chwilowo awansując na główny model.
Na nim ustawiła popielniczkę, szklankę z whisky, siadając do szkiców, później w międzyczasie kilkukrotnie przestawiając przedmioty i meble, znów bazgrząc sangwiną w szkicowniku, aż chyba wreszcie osiągnęła upragniony efekt. Wtedy szkicownik zastąpił większy arkusz pergaminu. Na nim powstał dużo delikatniejszy a dokładniejszy szkic. Ten zaś szybko zaczął być przekształcany w akwarelowy obraz. Obrazek posłuży później za wzór pod olejną wersję, trwalszy i pewniejszy niż żywa kompozycja, z którą w każdej chwili coś mogło się wydarzyć. Poza tym potrzebowała tego stolika gdy już przejdzie na olej.

        Z zafiksowania na bursztynowym cieniu w dnie szklanki wyrwał ją już znajomy chociaż niespodziewany głos. Będzie musiała przywyknąć, że nie tylko miała służbę i modela na miejscu, czy okazjonalne towarzystwo przy posiłkach, ale ogólnie nie była w domostwie sama.
Sky spojrzała w stronę dźwięku
        - Dzień dobry - odezwała się z pojawiającym się na twarzy pogodny uśmiechem. Dokumenty opadły na stolik… I z jednej szklanki zrobiły się dwie… Zepsuł jej idealną kompozycje…
        - Do pracy zawsze - odpowiedziała wesoło zerkając zza sztalugi akurat, że złapać się na oczko. Sędziemu całkiem pasował ten bardziej zadziorny wyraz.
Dmuchnęła delikatnie na papier nim zdjęła wciąż wilgotny pergamin ze sztalugi, żeby ułożyć go ostrożnie pod oknem.
        - Zadowolę się godzinką i przeżyję ewentualne towarzystwo, nie jestem zachłanna - odpowiedziała zaczepnie, wyciągając z tuby wysoki rulon płótna, który rozwinęła energicznym strzepnięciem.
        Drewnianymi klipsami przypięła materiał do rysownicy i złapała sangwinę.
Bardzo delikatną linią zaznaczyła sobie horyzont kreowany przez ścianę i podłogę. Stolik, na nim zaznaczyła szklankę, tę swoją, fotel, i przeszła do sędziego. Właśnie myślała jak złapać jego osobliwy wygląd, trochę zadziorny, trochę groźny, czy może pozostawić jedynie srogi a butną minę odpowiednią młodemu zawadiace nie poważnemu stróżowi prawa pozostawić jedynie we własnych szkicach, gdy zmroziło jej krew w żyłach.
        - Panie sędzio, nie ta szklanka! - pisnęła.
        - Moja idealna kompozycja… - westchnęła marudnie. Nie skończyła przecież jeszcze wzorcowego obrazu bo zajęła się przybyłym modelem...
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Anita spojrzała zaskoczona na artystkę, gdy ta spławiła ją z rozbawieniem. No przecież właśnie powiedziała, że dostanie zaproszenie, a ta jej odpowie, że „nie sądzi”. Od sądzenia to jest papá, tak w ogóle, więc niech się nie panoszy. Dalszy komentarz był już jawną kpiną i dziewczyna prychnęła pod nosem, wzruszając ramionami.
        - Uprzedzam cię tylko, przecież nie będziesz siedziała w swojej komnacie, gdy na dole będzie przyjęcie – podkreśliła jeszcze, darując sobie dalsze namowy na wspólne wyjście. Nie chce to nie, próbowała być miła. Wskazała artystce jej pokój i odeszła.

        Gdy Goya pojawił się w tymczasowo zaaranżowanej pracowni, dziewczyna już dziubała coś przy sztaludze. Nawet nie zwrócił uwagi na stojącą już na stole szklankę whisky, przekonany, że ktoś po prostu uprzedził jego prośbę. Odłożył papiery i szkło obok, samemu rozsiadając się wygodnie w fotelu i zakładając nogę na nogę. Uśmiechnął się półgębkiem na zaczepną odpowiedź i przez moment jednym okiem obserwował dziewczynę, otwierając na kolanie pierwszą teczkę. Później uwagę przeniósł na swoje dokumenty, w jednej dłoni trzymając cygaro, drugą sięgając na ślepo po szklankę. Niespodziewany pisk zaskoczył go w pół ruchu i sędzia zatrzymał gwałtownie rękę, a whisky zachlupotała ostrzegawczo. Alfonso zerknął spode łba na dziewczynę, a później na drinka.
        - Co to, woda po farbie czy ki czort? – prychnął, wąchając napój, gdy następne słowa malarki wyjaśniły sytuację równocześnie z dobiegającą nosa wonią alkoholu. Goya wywrócił oczami i upił łyk, odstawiając szkło. Też dramatyzuje kobita. Psotnym gestem zakręcił jeszcze szklanką na blacie, spoglądając znacząco na szatynkę, aż da znak, że jej „kompozycja” wróciła na miejsce. To chyba jednak nie było takie proste i mężczyzna westchnął, wracając do przerwanej czynności.
        - I niech mi panna nie „sędziuje” tutaj, wystarczająco mam tego w pracy – mruknął. Nie chciało mu się jednak znowu wstawać, by dopełnić grzeczności przy przedstawianiu się. – Może mi panna mówić po imieniu, nie pogniewam się, skoro spędzimy trochę czasu razem. Albo po nazwisku, bo i tak się niektórym zdarza, gdy krępuje ich imię – powiedział, uśmiechając się pod nosem.
        W jego stronach zupełnie normalne miano, tutaj kojarzone tylko i wyłącznie z profesją, i przez to wprawiające niektórych w zakłopotanie, głównie kobiety właśnie. Nie sądził jednak, by ta dziewczyna miała z tym problem. On sam pewnie i tak rzadko będzie porzucał formę grzecznościową w jej przypadku.
        Cygaro na powrót wylądowało w zębach, a sędzia wrócił do swoich dokumentów. Jeśli malarka nie wymagała, by na nią patrzył (co absolutnie nie byłoby problemem w innych okolicznościach), mężczyzna był całkiem grzecznym modelem, dosłownie zamierając w bezruchu nad aktami. Ruszał się tylko, by strzepnąć popiół do popielniczki stojącej na podłodze z boku fotela, by sięgnąć po szklankę, lub przewrócić akta.

        Liam pojawił się w drzwiach bezszelestnie, zlewając się z cieniem korytarza i przez tchnienie w milczeniu obserwując przyjaciela i artystkę, nim w końcu zapukał knykciem we framugę drzwi. Goya poderwał głowę i skinął na demona, ale ten zrobił zaledwie krok, by oficjalnie znaleźć się w pokoju, po czym znów stanął ze splecionymi za plecami dłońmi.
        - Byłeś u naszej rudej koleżanki? – zapytał sędzia, zamykając niedbale teczkę i poświęcając pełnię uwagi demonowi. Ten tylko skinął głową, na nieustępliwy wzrok sędziego odpowiadając milczeniem, aż ten nie westchnął ciężko. – Nie każ mi się, przyjacielu, za język ciągnąć, mów – mruknął, ale nemorianin tylko przeniósł znaczące spojrzenie na malarkę, nim zielone oczy wróciły do sędziego. Goya machnął niedbale dłonią.
        - Panna Ryan zobowiązała się do dyskrecji, nie każ mi jej dodatkowo straszyć – mruknął rozbawiony, ale i tak spojrzał na malarkę. – Prawda? Wszystko zostaje między nami, bo inaczej będę musiał pannę zabić – powiedział, błyskając zębami w uśmiechu. Usatysfakcjonowany własnym „żartem” spojrzał na Liama, który wyglądał jakby kogoś innego miał w tej chwili na liście. W końcu jednak westchnął bezgłośnie i zrobił kolejny krok w stronę sędziego.
        - Załatwione – powiedział, jakby ciążył mu sam fakt wygłaszania oczywistości. – Nie będzie sprawiała problemów.
        - Ale zobaczymy się z nią jeszcze? – zapytał rozbawiony sędzia, a demon jakby zamyślił się na moment.
        - Wątpliwe – odparł w końcu.
        - No i wspaniale.
        - Miguel chce się z tobą widzieć. – Liam płynnie zmienił temat, a Goya zamarł, spoglądając na niego spod krzaczastych brwi.
        - Och? A czego to nie mógł załatwić z tobą?
        - Chce spróbować czegoś na własną rękę.
        - Odejść?
        - Nie, chce zostać. Ale twierdzi, że szykuje się coś interesującego, ale chciałby sam spróbować to załatwić.
        - Sam, ale z moimi ludźmi? – prychnął Goya, szukając po kieszeniach nowego cygara. Liam mruknął coś pod nosem i na stoliczku pojawiła się cała skrzyneczka. – Musisz mnie tego w końcu nauczyć – rzucił zazdrośnie Alfonso, uchylając wieczko i sięgając po tytoń. Demon nie odpowiedział. Jego przyjaciel miał wiele talentów, ale magii w sobie za grosz, o czym doskonale wiedział, ale co nie powstrzymywało go przed wygłaszaniem takich uwag raz na jakiś czas.
        Co do ludzi Goyi, funkcjonował pewny system, który zapewniał jemu bezpieczeństwo, a jego kapitanom odpowiednią swobodę. Dostęp do sędziego miało bowiem tylko kilka zaufanych osób. Te miały pod sobą swoich zaufanych ludzi i tak dalej. Bywało, że ekipy w ogóle się nie znały, ale w momencie, w którym kontrolował całe miasto, nie miało to znaczenia. Wszyscy robili dla „szefa” i to musiało im wystarczać. To, oraz drabinka nad nimi. Liam nie komentował więc również pierwszego pytania, bo i tak wszyscy ludzie Miguela byli ludźmi sędziego, nawet gdyby zwerbował nowych.
        - Dobra, zawołaj go – mruknął Goya z cygarem w zębach.
        - Teraz?
        Bezbarwny głos demona był czytelny dla Alfonsa, który dobrze go znał i teraz spojrzał przenikliwie, zastanawiając się krótko.
        - Dobra, nie teraz. Niech przyjdzie wieczorem do gabinetu. Teraz powiedz mi, jak wyglądam. Tam, nie tu, do diaska – wskazał cygarem odwróconą do niego tyłem sztalugę. Liam o dziwo bez zwłoki podszedł do malarki, zaglądając nad jej głową na płótno, a później na Alfonsa.
        - Co tak milczysz? – dopytywał sędzia.
        - Wyglądasz staro.
        - CO?! Na obraz patrz dupku, nie na mnie – prychnął Goya, a spod oburzenia powoli wyłaniało się rozbawienie, gdy sam obserwował przyjaciela. Nieczęsto widywał, by demonowi wzrok uciekał po damskim ciele i teraz zastanawiał się czy ciągle czepia się stroju dziewczyny, czy w końcu dostrzega to, co powinien. Demon zaś, jako że na płótnie nie było jeszcze nic godnego uwagi, przyglądał się napisowi w czarnej mowie, wyłaniającemu się spod spodni na biodrze malarki.
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Jęk powstrzymał sędziego, ale na krótko. Prychnął, nawet śmiesznie, gdyby szklanka nie stanowiła malarskiego artefaktu. Wodą po farbie zupełnie by się nie przejęła. Jeszcze nikt nie zginął od odrobiny mętnego barwnika czy krztyny rozpuszczalnika, przecież ile razy z rozpędu, myląc kubki, łyknęła wody od pędzli albo odwrotnie, wrzuciła pędzel do kawy. I co, żyła. Jedynie smak napoju mógł być inny od oczekiwanego.
        Niestety gdy tylko Goya zorientował się, że wciąż ma do czynienia z alkoholem upił łyk whisky i dopiero odstawił szklankę, jakby niedostatecznie zrujnował perfekcję samym jej przestawieniem.
        Obserwowała próby oddania szkła na miejsce już z lekkim rozbawieniem i uniesioną brwią, łypiąc znad sztalugi. Dlatego właśnie malowała sobie elementy wcześniej, tym razem niestety nie zdążyła. Nawet doceniała zwrot naczynia, tylko, że mężczyzna bardziej się z nią chyba drażnił niż faktycznie pomagał. Łobuz. Tyle lat na karku, spodziewałby się kto trochę powagi, jak będzie sobie takie żarty stroił to pół roku będą mazać to wiekopomne dzieło.
        - Ilość płynu się nie zgadza - wyjaśniła z uczynną pobłażliwością jakby była to sprawa równie oczywista jak dzień i noc.
        Już miała wrócić do szkicowania, gdy sędzia ponownie przykuł jej uwagę głosem dobywającym się znad papierów. Jej wszystko jedno jak miała mówić, ale skoro mężczyzna wolał by nazywać go po imieniu, mogła używać imienia. Krępować się nie zamierzała, imię jak imię, a wołanie mężczyzny po nazwisku brzmiało dziwnie przy w tej okazji. Jeśli już to wolała imię, z kolei ciągłym proszę pana to też pewnie wykończyli by siebie nawzajem.
        - Skoro tak pan woli - odpowiedziała przystając na propozycję, i już drugi raz miała powrócić do szkicu, gdy wzrok szatynki padł na nieszczęsną szklankę i jej sąsiadkę. Model siedział grzecznie upozowany, ale wpierw chyba powinna wykorzystać tę sytuację i uratować whisky przed całkowitym wypiciem.
Podeszła do stolika ale zawiesiła się na moment, powiodła spojrzeniem od szklanki do szklanki wpierw raz, potem drugi i doznała olśnienia. Szkło to samo, idealnie jak z jednego kompletu. Napełnione przepisowo przez doskonale wyuczoną służbę, wzorcowo co do kropelki. Złapała szklankę sędziego, z której jeszcze nie zdążył się napić i to z nią powędrowała do parapetu. Postawiła ją w bezpiecznym miejscu, jeszcze rozwinęła rękaw, żeby wytrzeć ewentualne odciski palców. Idealnie. Dopiero, wreszcie wróciła do sztalugi.

        Dłubała właśnie przy zakładkach i zagięciach materiału koszuli, przy sylwetce i dłoni z cygarem. Wszystko powoli nabierało kształtów, poza twarzą, która nadal była jedynie oględnie nakreślona. Taki portret musiał “patrzeć” na oglądającego, a do tego potrzebowała trochę więcej uwagi sędziego, czyli bardziej sprzyjających okoliczności.
        Nagłe puknięcie w futrynę sprawiło, że Ryan drgnęła gwałtownie, stawiając grubą, szpetną kreskę. Westchnęła spoglądając na rysunek, potem na Liama, który tak ją zaskoczył i poszła do teczki po gumkę, która do tej pory nie była potrzebna.
        Wracała akurat by spojrzeć na demona wpatrującego się w nią znacząco. Zerknęła więc na sędziego. Wszystkie słowa słyszała, tylko nie zwracała na nie uwagi i odezwała się dopiero gdy “zaproszono” ją do dyskusji.
        - Bardziej niż prawnikami można nastraszyć chyba tylko fiskusem - skomentowała żartobliwie, zanim padło całkiem chyba wiążące pytanie “prawda?”
        - Ach no tak, śmierć, nieodłączny duet podatków - dokończyła żart sędziego, z niezbyt przejętym uśmiechem wracając do sztalugi.
        - Panna Ryan nic nie słyszy bo musi naprawić to co nagryzdała przez jednego zjawiającego się cichcem demona - wymamrotała dawno siedząc nosem w płótnie, manewrując pomiędzy tym co miało zostać a co chciała zetrzeć. Z płótna, nawet zagruntowanego źle się wycierało, tak na marginesie.
I nie, zupełnie nie zbagatelizowała żartu, który bez wątpliwości można było potraktować jak groźbę, wystarczyło uważnie słuchać. Sky miała po prostu jedną dewizę życiową, nie chcesz czegoś wiedzieć nie myśl za dużo i nie pytaj, a w nie swoje sprawy nie wciubiaj nosa.
Jak zajadałeś jagnięcą pieczeń to nie myślałeś o białych owieczkach biegających przy mamusi, jeśli nie chciałeś się nabawić niestrawności. Ryan wrzodów żołądka nie chciała. Nie zamierzała więc zastanawiać czy urzędnicy państwowi byli aż tak dobrze opłacani by było ich stać na taką willę.
Poza tym nikt nie chciałby współpracować z portrecistą paplą. Każdy miał sekrety, mniejsze czy większe, te nieraz wypływały przy wielogodzinnej współpracy i jeszcze pal sześć jak był to nos bardziej krzywy niż na zamówionym wyidealizowanym obrazie.
Sprawy wypływające między Sky a jej klientem pozostawały nietknięte, nawet gdyby nie podpisywała żadnej klauzuli, a tak, tym bardziej wolała się nie interesować a skupić na robocie.
        A demon znowu łaził bezgłośnie. Skąd pomysł, że demon? Nie znała się na emanacjach, ale Ryan była wzrokowcem, dokładnym w swoich obserwacjach. Oczu nemorianina nie pomyliłaby z żadnymi innymi.
Chociaż tyle, że tym razem kątem oka zarejestrowała przemieszczającą się czarną sylwetkę.
Wyprostowała się pozwalając zerknąć brunetowi na "w sumie jeszcze nic ciekawego", a słysząc pytanie odruchowo zerknęła na portret i na modela. Jak wyglądał, wiadomo, jeszcze nie wyglądał wcale. Prychnęła cichym śmiechem słysząc wyrok Liama oraz późniejsze oburzenie sędziego.
        Pojawiający się uśmiech Goyi również nie został przeoczony. Sky zerknęła kątem oka w górę. Brunet bynajmniej nie patrzył na obraz, tyle dała radę dostrzec. Spostrzegła też mniej więcej w którą stronę zerkały zielone oczy. Że we wzroku brakło afektu było już znacznie bardziej oczywiste, powiedziałaby nawet, że od bruneta wiało chłodem, gdyby nie ciepło bijące od stojącego obok ciała.
        Mogła się domyślać gdzie popłynęło spojrzenie Liama, pomagało doświadczenie. Niemal każdy pytał o tatuaż wyłaniający się spod nieprzyzwoicie opadających spodni, który chcąc nie chcąc rzucał się w oczy. Tym razem w wyjątkowo pasującym języku.
Odchyliła się nieco do tyłu, jakby chciała dać mu lepszy wgląd na obraz i jednocześnie bez odwracania się zbliżyć twarz do twarzy bruneta by z nim porozmawiać, a pasek spodni zsunął się o kolejne dwa palce niżej, odsłaniając więcej skóry i ukazując już nie urwane a kompletne dwa słowa “Niech słuszny”. Dalsza treść ginęła pod materiałem, gdy Ryan kontynuowała swoją igraszkę.
        - Uważasz panie Liamie, że należy sędziego, przepraszam... - poprawiła się szybko nieustannie maskując nadmierne rozbawienie pod pełną niewinnością i profesjonalizmem. Też potrafiła się droczyć, z oboma, niech sobie nie myślą.
        - Pana Alfonsa nieco odmłodzić? - chociaż rozmawiała z demonem, przecież właśnie dlatego odchyliła się do tyłu, nie żeby dać demonowi lepszy wgląd na to co prawdopodobnie na chwilę przyciągnęło jego uwagę, to patrzyła na modela oceniająco, przechylając głowę i krzyżując ramiona, oczywiście brudząc przy tym biały rękaw rdzawym pyłem.
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Sędziemu bardzo odpowiadało, że malarka miała poczucie humoru. Można było pożartować i pozaczepiać, bez ryzyka urażenia kogoś czy co gorsza, zderzenia się ze ścianą niezrozumienia. Nuda była jego najgorszym wrogiem i Goya nie raz podejmował decyzje, które na pierwszy rzut oka nie były najbardziej lukratywnymi i rozsądnymi, ale wkrótce ujawniały się, jako nie mające przynieść zysków, a trochę rozrywki. Dlatego nie miał jeszcze nic przeciwko temu całemu portretowaniu, skoro spędzał wtedy miło czas.
        Z rozbawieniem więc obserwował niegroźne foszki artystki, której zniweczono idealną kompozycję, a później z zadowoleniem jej uśmiech. Zdążył wrócić do pracy, gdy dziewczyna znów pojawiła się w polu widzenia, tym razem, by ukraść drugą szklankę i z namaszczeniem odstawić ją poza jego zasięg. Na widok wycierania odcisków palców rękawem, prychnął bezgłośnie rozbawiony i kręcąc głową wrócił do pracy.
        Stuknięcie we framugę miało zasygnalizować przybycie demona, żeby obecnych nie wystraszyło jego nagłe pojawienie się, ale tylko Goya się zorientował w tym fakcie. Malarka podskoczyła, jakby jej ktoś nagle dmuchnął w ucho, a dźwięk stawianej na płótnie szramy usłyszał nawet Liam. Spojrzał na kręcącą się dziewczynę, która wydawała się skupiona na poprawianiu błędu, ale jakkolwiek roztrzepana się wydawała, to przecież nie była głucha, a Goya chciał gadać o interesach, jakby byli sami w pokoju. Gdy zaś nemorianin zdecydował się zwrócić mu uwagę na pewną oczywistość, zaczęły się żarciki. Al robił mu zwyczajnie na złość, ale to dopowiedzenia artystki sprawiły, że demon spojrzał w sufit, dając upust irytacji i zastanawiając się czy dziewczyna była tak głupia, że aluzji nie zrozumiała, czy tak głupia, że się nią nie przejęła. Nie wiadomo co gorsze.
        Dopiero bezpośredni przytyk w stronę demona sprawił, że Goya parsknął cicho, a Liam poświęcił malarce więcej uwagi, dochodząc do trzeciej opcji – ignorantka z wyboru. Nie było to zbyt mądre, ale może jej pomagało. Nikomu przecież nie pasowałoby, gdyby nagle wystraszona spakowała manatki i wybiegła, więc może tak rzeczywiście było lepiej. Osobna sprawa, że wyjątkowo nietaktowne było nazywanie kogoś od jego rasy, ale powiedzmy, że byli kwita.
        - Proszę się przyzwyczajać – odparł tylko Liam, ale jak na niego to i tak można było uznać to za pyskówkę.
        Kątem oka obserwował dziewczynę podczas swojej rozmowy z Alfonsem, ale ta rzeczywiście twardo trzymała nos w płótnie i nie strzygła uchem. Nie była tu pierwszym rzemieślnikiem i różnych reakcji na niespodziewanie podsłuchane rozmowy był już Liam świadkiem, więc wiedział mniej więcej czego się po kim spodziewać. Dziewczyna naprawdę mogła nie stanowić problemu. To, że przeszkadzał mu sam jej wygląd było osobnym tematem. Była jak zagniecenie na materiale, którego nie wolno było mu poprawić. Uciążliwe.
        Koniec rozmów służbowych Goya obwieścił czytelnie, odsyłając demona na przeszpiegi za sztalugę. Liam wątpił, by cokolwiek tam już było, ale posłusznie przeszedł za plecami artystki, spoglądając na luźny szkic. A że z jego spojrzenia nie dało się nigdy nic wyczytać, mała złośliwość wobec Alfonsa przyszła gładko i za pierwszym, i za drugim razem. Nieustanna przepychanka między nimi trwała już kilkadziesiąt lat.
        Bardziej interesującym elementem niż oblicze przyjaciela, okazał się tatuaż dziewczyny. Czarna mowa nie była zbyt popularna na tej Łusce i nie poznał jeszcze nikogo, kto umyślnie by się jej uczył. Nie miało to po prostu żadnego sensu, bo nemorianie nie należeli do przyjaznej, chętnie integrującej się rasy. Nawet jeśli ktoś jakiegoś spotkał, to niezobowiązująca pogawędka to ostatnie na co można liczyć. Tatuaż w tym języku na ludzkiej dziewczynie mógł być tylko czyimś głupim żartem lub klątwą.
        Pasek spodni opadł nieco, odsłaniając koniec drugiego wyrazu. „Niech słuszny…”? Niech słuszny gniew spadnie na nią za bycie w takim nieładzie, tylko to przychodziło do głowy. Podniósł wzrok na przychylającą się w jego stronę krótką fryzurkę, a później na Goyę, który wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego, niezależnie od słów malarki, które mimo wszystko tylko bardziej go rozbawiły.
        - Jeśli włada panna taką silną magią – odpowiedział Liam, sprowokowany przez wzrok przyjaciela, który zaraz wzbogacił się o niepochlebny gest i demon uśmiechnął się kątem ust.
        Potem znów spojrzał na stojącą przy nim dziewczynę i skrzywił się w duchu. Otoczył malarkę ramieniem, nie dotykając jej jednak, tylko sięgając dłonią do zabrudzonego na rdzawo rękawa. Szepnął coś cicho, trącając palcami zanieczyszczony materiał, a pyłek posypał się posłusznie na ziemię, gdy magia wydobyła nawet najmniejsze drobiny, dawno wtarte między włókna koszuli. Po barwniku nie było śladu, a demon ominął dziewczynę, kierując się w stronę sędziego, który podał mu jedne z akt, które przeglądał.
        - Wyrok wydam jutro. Facet będzie w areszcie tylko kilka godzin, nim przetransportują go do Shari – powiedział, a Liam skinął głową, odbierając teczkę.
        - Isabela zwołała na wieczór kolację, panna Ryan również jest zaproszona – powiedział demon, poruszając kolejny temat. Sędzia tylko westchnął i pokiwał głową.
        - Wspominałeś też coś o plenerach?
        - Panna Ryan na pewno lepiej ci wyjaśni. Thomas może z nią jechać. Obędziesz się bez niego trzy dni.
        - No nie wiem… - Goya podrapał się po zaroście, udając że wcale nie podjął decyzji w tej sprawie.
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Dziewczyna mieszkała przy gwarnej ulicy w pobliżu deptaka. Z jednej strony przywykła do szumu miasta, z drugiej do pracy bez towarzystwa. Jedyne jakie się trafiało to to siedzące naprzeciw. A kto nie podskakiwał gdy wyrwać go z zamyślenia? Jak widać Ryan na pewno.
        Przejmować się groźbami nie zamierzała z bardzo prostej przyczyny, nie planowała dawać powodów do wyciągania ewentualnych konsekwencji czy to zawartych w podpisanej klauzuli, czy będących gdzieś w domyśle drobnym druczkiem. Nie jej cyrk nie jej małpy jak to ładnie określano i nie jej biznes. A, że ani Ryan nie miała jakoś śmiertelnie (jak trafnie) poważnego podejścia do życia, do tego była zdania, że nikt nie traktował poważnie zapewnień. Dziwnym trafem życie utwierdzało w przekonaniu, iż im mocniej się delikwent zarzekał o swej niewinności tym więcej miał na sumieniu, więc zwyczajnie obróciła wszystko w żart.
        Rozbawienie sędziego usłyszała, niestety umknęło jej wymowne spojrzenie w górę w wydaniu bruneta.
Fakt, że Liam nie zaprzeczył, tylko utwierdził Sky w przekonaniu, że faktycznie własne oczy jej nie zwiodły i miała do czynienia z demonem, prawie, prawie na pewno. Marginesik pozostawiała na oburzenie i celowe nie wyprowadzenie jej z błędu, mało prawdopodobne, ale jeśli ktoś mówił, że coś było niemożliwe to mało w życiu widział.
W każdym razie w pewnym sensie potrzebowała potwierdzenia, inaczej spojrzenie źrenic podszytych magią w życiu nie dałoby jej spokoju. I tak nie dawało, tak przy okazji, ale przynajmniej już miała prawie-pewność czemu. Dobre wytłumaczenie zawsze leżało u podstawy spokoju ducha.
        Przyzwyczaić się kazał. Pewnie nie miała innego wyjścia… W tym tempie prac, trochę tu zabawi. Albo zamontuje mu dzwoneczek jak kotu…
        Przed zawałem, albo ponownym zrujnowaniem poprawionego szkicu uratowała ją tylko łaskawość bruneta przemieszczającego się w polu widzenia. Nic go nie było słychać. Teraz to już autentycznie wytężyła słuch. Nic! Przez niego jeszcze nauczy się siadać twarzą do drzwi, ale nie, bo wtedy światło jej się przesunie. Ustawiać lustra… O dobry pomysł. Jak tak dalej pójdzie to chyba naprawdę lustrami powinna uzupełnić sobie martwe pola nim mroczny przystojniak przyprawi ją o apopleksję.
        Uśmiechnęła się pod nosem słysząc słowną przepychankę, jednocześnie samej włączając się do żartów. Rozmowy przyjaciół były charakterystyczne i wywoływały przyjemną nostalgię.
        Za żartownisia nikt by chyba Liama nie uznał patrząc powierzchownie, a ten jednak, proszę, żartował. Ryan prychnęła rozbawiona puentę zostawiając demonowi, uśmiechając się jeszcze szerzej na nieprzystojny gest sędziego uwieńczony uśmieszkiem bruneta. Ten złowiła kątem oka uwagę dzieląc między rozmówców i nie pożałowała.
Tymczasem Liam nie omieszkał zaraz wywołać całkowitej konsternacji malarki. Dziewczyna pozezowała wzrokiem za dłonią bruneta, który tak dokładnie postarał się jej nie dotknąć jakby była trędowata jednocześnie sięgając w jej kierunku. Czegoś takiego nie widywało się zbyt często. Zamiast szukać odpowiedzi na twarzy mężczyzny, spojrzała za jego palcami. Biel skóry bardziej pasowała do rękawa niż sangwiny mażącej materiał. Nie miała jednak okazji do kontemplacji ciekawego widoku. Równowaga magicznie została przywrócona na co Ryan patrzyła szeroko otwartymi oczami, bardziej chyba z niedowierzania niż zaskoczenia czarami.
Naprawdę właśnie usunął plamę… Serio? I wtedy przypomniało jej się pudełko cygar zjawiające się zaraz pod ręką sędziego.
        - Ekipa remontowa, kurier i do tego praczka w gratisie... jak praktycznie - zamamrotała pod nosem, kręcąc głową jakby chciała strzepnąć z myśli resztki absurdu, wracając do pracy.
Od tej znów szybko ją oderwano. No w tym tempie to naprawdę do jesieni będzie mazać portrecisko!
        - Nie będę zajmować czasu, złapię tylko jakąś kanapkę czy coś i wracam do pracy - odpowiedziała najgrzeczniej jak potrafiła, starając się wymigać od wątpliwej rozrywki, zupełnie niepotrzebnie kradnącej cenne godziny. I zaraz znów zmuszona była spojrzeć na mężczyzn, przynajmniej w nieco istotniejszej sprawie.
        - Tak w Rubidii organizowane są doroczne, trzydniowe plenery. Zjeżdżają na nie akwareliści z całej łuski, zaczynają się w Sunrię wieczorem i trwają następne pełne dwa dni. Nie jest to coś co można opuścić - odpowiedziała bez cienia trzpiotowatości. Czar powagi szybko jednak prysł.
        - Co my dzisiaj mamy? - zapytała zupełnie nagle.
        - Jaki dzień dzisiaj? - doprecyzowała pytanie i zaraz zachłysnęła się własnym oddechem.
        - To już jutro! - no straciła rachubę czasu przez wszystkie zawirowania, przeprowadzki i inne zmiany.
        - W każdym razie, jutro wieczorem muszę być w Cafe del Mar. Tam wszyscy dopiero poznamy dwie lokacje zaplanowane przez organizatora gdzie następne dwa dni będziemy malować - wyjaśniła uczynnie.
        - Pan Liam mówił, że nie będzie to problemem o ile będzie mi ktoś towarzyszył... - dodała niepewnie. W sumie mówił, ale na piśmie nie miała… A jakimi argumentami dysponowała poza “muszę”? “Jak nie to namaluję ci brzydki portret?” Mimo wszystko liczyła na układność sędziego i prawdomówność demona. Pozostała jej nadzieja, że zawieszone jakąś chwilę wcześniej “nie wiem” zwiastowało kolejne żarty, oceniając po psotnym błysku plączącym się w oczach mężczyzny, a nie prawdziwe problemy.
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Odkąd artystka pojawiła się w posiadłości, wywoływała nieco więcej zamieszania niż sądziła i niż przywykł do tego Liam. Niby niewymagająca, ale jednocześnie wyjątkowo absorbująca swoim sposobem bycia, coraz skuteczniej znajdowała się w zasięgu jego zainteresowania, co jak do tej pory, przyjmował bardziej ze zdziwieniem niż irytacją. Ta rodziła się jednak, gdy musiał spoglądać na młodą i ładną, a jednocześnie kompletnie… zmierzwioną, to chyba najlepsze słowo, dziewczynę. Gorzej niż pierwszego dnia, z tymi poprzepinanymi guzikami, jeszcze nie wyglądała, ale widać było niepokojącą konsekwencję w kompletnym nieładzie, w jakim się permanentnie znajdowała. Pewnie nawet jeśli jakimś cudem pewnego ranka założy wszystkie ubrania na odpowiednie miejsca, to wyjdzie z pokoju z pastą do zębów na poliku, albo bez butów.
        Nawet nie wiedział, że świerzbią go ręce, do czasu aż odruchowo nie pozbył się rdzawych śladów na koszuli malarki. Coś zburzyło jego porządek, więc to naprawił, nie zastanawiając się wiele, a już na pewno nie nad tym, czy nie narusza przestrzeni osobistej dziewczyny (gdyby się jednak nad tym zastanowił to doszedłby pewnie do wniosku, że i tak nie wyglądała, jakby takową w ogóle posiadała). Odszedł też, zanim zdążyła zareagować i dopiero z odległości kilku kroków spostrzegł jej konsternację i usłyszał mamrotanie. Zmarszczył nieznacznie brwi.
        - Kurier? - zapytał chłodno, po chwili spoglądając na Goyę, który ledwo hamował śmiech.
        - Tak mówią w mieście na prywatnego gońca - wyjaśnił jego przyjaciel, a na oblicze nemorianina znów wpłynęła beznamiętna maska, chociaż zielone oczy popłynęły do artystki. Co za bezczelna dziewczyna. I jeszcze ta “praczka”. Skandal. Skąd Isabela ją wzięła?
        Wspomnienie pani domu przypomniało mu też o jej “prośbie”, którą przekazał i którą Goya zrozumiał, malarka jednak nie do końca. Tym razem jednak odezwał się Al.
        - Obawiam się panno Ryan, że moja żona będzie nalegać - powiedział spokojnie, chociaż wciąż rozbawiony. - Proszę wytrzymać z nami ten wieczór, prawdopodobnie chce pannę oficjalnie przywitać w posiadłości, jako gościa. Później może panna jadać, kiedy zechce.
        Liam już nic nie dodawał. Wystarczył fakt, że raz na jakiś czas i on był proszony na kolację, mimo że nie jadał wcale. Nauczył się jednak, że lepiej się pojawić i napić czegoś przy okazji niż później być upolowanym przez rozczarowaną jego nieobecnością Isabelę. Zamiast tego poruszył temat plenerów, wspomnianych wczoraj przez malarkę. Ta gładko podłapała temat i demon gotów byłby się wycofać, gdyby nie wciągnięto go jeszcze do rozmowy.
        Nie miał najmniejszego zamiaru łazić po lesie, tylko po to, by przypilnować dziewczyny. Od początku planował całą jej osobę zrzucić na Thomasa, ale szyki pokrzyżował mu najpierw Goya, a później Anita, swoim wyskokiem, i nim się obejrzał, to z niego zrobiono opiekuna artystki. Oczywiście i to nie byłoby jakimś wielkim dramatem, gdyby nie te plenery. Pomysł całkiem interesujący pod kątem artystycznym, ale w momencie, gdy ingerowało to w jego rutynę, demon nie był zachwycony. Co gorsza zaczynał przyzwyczajać się do roztrzepania dziewczyny.
        - Firia - odparł krótko, a w czasie, gdy szatynka dramatyzowała, on spoglądał chłodno na Goyę, który odpowiadał mu niezmiennie rozbawionym wzrokiem. Też sobie facet znalazł rozrywkę. To właśnie premedytacja sędziego najbardziej irytowała nemorianina. Jedyna osoba, która mogła sobie tak z nim pogrywać, tak bezczelnie i nieustannie to wykorzystywała.
        - Thomas będzie na pannę czekał jutro wieczorem przed posiadłością - powiedział Liam do dziewczyny, ale spoglądając twardo na suszącego już zęby Alfonsa. Prychnął jeszcze pod nosem na tę minę i wyszedł. Dopiero wtedy sędzia parsknął cicho pod nosem, chociaż nie tłumacząc się ze swojej radości. Po chwili (być może czekał aż gumowe ucho demona oddali się odpowiednio) oparł się bardziej na jednym z podłokietników fotela i zerknął w sufit, odzywając się do malarki.
        - Poślę go z panną jutro – powiedział, mając na myśli oczywiście Liama. – Coś wymyślę, chłopak się musi rozerwać – dodał w zamyśleniu i zerknął na dziewczynę. Zdążył już wyrobić sobie pewne zdanie na jej temat i zakładał, że będzie jej wszystko jedno, ale w razie jakichś ogromnych protestów może by negocjował.
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Sydney naprawdę miała ambitny plan w pełni skupić się na swojej pracy, ignorując zamieszanie, ale obaj panowie dość skutecznie rozpraszali malarkę mniej lub bardziej wciągając ją w interakcje. Jak nie straszyli, to czyścili koszulę, jej koszulę, lub zaskakiwali takimi drobiazgami jak wyjaśnianie znaczenia słowa kurier. Chcąc nie chcąc Sky błysnęła spojrzeniem znad sztalugi po raz kolejny. Naprawdę brunet był aż tak nietutejszy? Nic jednak nie pobiło wzmianki o kolacji. Stłumiła ciężkie westchnięcie, jedynie w spojrzeniu nie kryjąc lekkiej nieszczęśliwości. Bogaci niestety cierpieli na nadmiar wszystkiego, łącznie z wolnym czasem.
        - Pojawię się więc na kolacji - przytaknęła zgodnie, choć niechętnie, potwierdzając swoją współpracę z zachciankami nie tylko pana, ale i pani domu. Jeżeli miała to być jedna kolacja, to mogła przystać na wieczorek zapoznawczy. Oby tylko nie szykował się wielki bankiet jak straszyła ją małolata, bo Sky dosłownie zamierzała wpaść i wypaść najszybciej jak się da, aby nie marnować zbyt wiele czasu. Ryan nie należała do osóbek, które skuszone luksusowym życiem nawet jeśli tylko gościnnym, przeciągały by zlecenie aby jak najdłużej cieszyć się wygodami. Zamierzała robić swoje najlepiej jak umiała, a to nie obejmowało lenienia się na plaży czy goszczenia na kolacyjkach. Przerwy w pracy występowały gdy musiała wyschnąć warstwa farby na płótnie.
Plenery były co prawda niewielką komplikacją, ale dla odmiany czysto zawodową, więc nie zaliczaną przez Sky do typowego marnotrawienia czasu. Niestety Ryan coraz bardziej godziła się z faktem, że na poważnie do malowania siądzie już po plenerach właśnie, bo jak nie przeprowadzka, to rodzinny wieczór i o ile zakładała, że nim przyjdą plenery, będzie miała gotowy szkic i podmalówkę, tak pracy nie ubywało. Jak bardzo, dopiero jej uzmysłowiono, gdy przeszli do detali wypadów artystycznych.
To wszystko przez wymysły zleceniodawcy. Zagubiła swoją rutynę i całkowicie straciła rachubę w dniach tygodnia. Całe szczęście panowie nie wyglądali na wstrząśniętych, ani tym bardziej na przeciwnych.
        Ryan skinęła układnie w stronę Liama. Thomasa chyba nie poznała, ale skoro miał czekać przed posiadłością i nie musiała go szukać, to wszystko grało. W zamian zwróciła bardziej pytające spojrzenie na prychającego w rozbawieniu sędziego.
        Zupełnie nie rozumiała z czego się poważny (pomyślałby kto) urzędnik państwowy tak szczerzy, do momentu aż Goya nie ujawnił swoich niecnych zamiarów, chyba czekając na pełną nieobecność demona. Szatynka uniosła brew zerkając na sędziego niemal karcąco, gdyby nie fakt, że próbowała zachować powagę.
        - Z pewnością będzie niezmiernie rozbawiony - prychnęła prawdziwym zamiarem powrotu do pracy, gdyby nie obraz demona malujący się w umyśle skutecznie rozmywający starania malarki. Teraz już pojmowała czemu tak uparcie i z tak jawnym naciskiem czy niezadowoleniem, spoglądał na sędziego. Nie żeby widziała moment gdy Liam wyglądał na szczęśliwego, w niewielu sytuacjach go poznała, ale to nie zmieniało faktu, że potrafiła rozpoznać niezadowolenie.
        - Mam dziwne wrażenie, że jeśli ktoś się w tym momencie bawi to pan panie Alfonsie - parsknęła malarka, opierając się pięścią z trzymanym pędzlem o biodro, obserwując sędziego z coraz większym rozbawieniem.
        - Pan Liam to wygląda jakby miał tyle ubawu co jegomość, który właśnie co złapał rzeżączkę, i pan doskonale o tym wie. Co gorsza myślę, że doskonale też pan wie, że skoro ja mu tak działam na nerwy, to w grupie malarzy może być jedynie gorzej i właśnie tym się pan tym świetnie bawi - dokończyła kpinę, machnąwszy ręką, żeby stuknąć obsadką pędzla w rant sztalugi.
        - Jest pan zły do szpiku - parsknęła ostatecznie, spuszczając wzrok na płótno i kręcąc głową z politowaniem wobec nieszczęsnej ofiary, może nawet przekonującym jeśli zakryć wciąż unoszące się kąty ust dziewczyny.
        - Biedny pan Liam - mruknęła w stronę portretu, w pełni już skupiając się na zagniotkach i fałdkach koszuli.

        Niedługo później sędzia był wolny, a dziewczyna pozostała z pracą sam na sam. Raz tylko Paola przerwała pracę artystki, co akurat okazało się nawet przydatne. Sky poprosiła by dziewczyna zaprowadziła ją na kolację gdy nadejdzie pora. Sama mogłaby się spóźnić, lub co gorsza zgubić.
        Ponownie ustawiła szklankę whisky, i przeciwnie do reszty obrazu, ten fragment wykończyła tak dokładnie, że mógłby być finalnym dziełem wykonanym akwarelą. Chciała mieć przynajmniej ten etap przygotowany, żeby móc wpierw zająć się tłem.
        Nawet nie zorientowała się gdy nadeszła pora obiecanej kolacji. Zgodnie z prośbą Paola przyszła po malarkę. Sky poszła szybko umyć ręce i podążyła za służką, zupełnie ignorując spojrzenia jak zawsze padające na jej strój. Co jak co, ale w suknie się ubierać nie zamierzała. Wciąż była czysta, a okazja nie była opisana jako oficjalna, więc Ryan podeszła do zagadnienia pragmatycznie. Pójdzie, przywita się, coś zje i wraca do pracy, tak jak zaplanowała.
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Ostateczna kapitulacja malarki, nawet jeśli złożona z wielką łaską, spotkała się z milczącą aprobatą sędziego. Po pierwsze, nawykł do posłuszeństwa. Po drugie nikt w tym domu nie chciał rozczarować señory Isabeli i nawet jej mąż - jedyna osoba, która trzymała tę kobietę w ryzach - oszczędzał sobie niepotrzebnego narażania się na jej niezadowolenie. Nawet skierowane w kogoś innego, odbiłoby się szeroką falą na obecnych na kolacji domownikach. W przeciwieństwie do Liama, sędzia Goya lubił sobie dobrze zjeść, więc potencjalna zgaga była mu absolutnie zbędna.
        A skoro o demonie mowa, to gdy tylko ten wyszedł, Alfonso dał upust rozbawieniu, podśmiewając się pod nosem, podczas gdy malarka ironizowała. I chociaż wcześniej pomstowała, że brak jej czasu na pracę, teraz sama wychyliła się zza sztalugi, napotykając wesołe spojrzenie sędziego. Mężczyzna uśmiechnął się na widok bojowej pozy artystki i całkiem trafnego przytyku, który skomentował jedynie wyszczerzeniem zagryzionych na cygarze zębów. Dalsza analiza malarki wywołała już jawny śmiech gospodarza, na dźwięk którego zamierały pokojówki w posiadłości. Goya pokręcił głową, niedowierzając słownictwu młodej dziewczyny, i zerknął w stronę korytarza.
        - Na panny miejscu uważałabym na język przy Liamie, on tylko wygląda na przyjaznego - rzucił udając powagę i wbrew własnym słowom był doskonale świadom, że wiele o demonie można powiedzieć, ale na pewno nie to, że wygląda przyjaźnie.
        Dopiero bezpośredni komentarz dziewczyny przywołał na powrót rozbawione spojrzenie Alfonsa, który tylko przyglądał jej się w milczeniu, ani nie kwapiąc do wyprowadzenia z błędu, ani nie broniąc dobrego imienia. Dmuchnął tylko dymem w stronę sztalugi, uśmiechnął się lekko na wyrazy troski pod adresem demona i wrócił do swoich papierów. Agentka.


        Gdy sędziego zwolniono od obowiązku pozowania, zostawił dziewczynę w pracowni i wrócił do swojego gabinetu, nim i jego wezwano na kolację. W momencie, gdy Paola wprowadziła artystkę do jadalni, “rodzina” była w komplecie. Centrum pomieszczenia zajmował długi stół, u szczytu którego, frontem do dwuskrzydłowego wejścia, siedział gospodarz domu. Po jego prawej ręce zasiadała Isabela, a po lewej Liam. Dopiero za demonem siedziała Anita, podczas gdy miejsce dla Ryan uszykowano koło pani domu. Stół zasłano białym obrusem i zastawiono nietypowo barwną ceramiką. Zamiast eleganckiego kompletu jednolitej kolorystycznie porcelany, przed jedzącymi stały kolorowe talerze z motywami roślinnymi lub imitujące charakterystyczny dla kafli deseń. Każdy talerz i talerzyk były inne, podobnie jak szklanki i kieliszki z barwionego szkła, o fantazyjnych kształtach nóżek. Przystawki zostały już podane, ale nie dla każdego indywidualnie. Zamiast tego na stole stały ceramiczne i drewniane naczynia z pieczywem, lekkimi warzywami i serami, a nawet orzechy. Jedzący zajmowali zaledwie jedną trzecią stołu, więc na krańcu tej części stały otwarte butelki wina i oliwy w kilku smakach.
        Kieliszki wszystkich były pełne, a dobiegający z pomieszczenia śmiech słychać było aż na korytarzu. Na widok Ryan, señora Isabela pomachała do niej wolną dłonią, w drugiej trzymając wciąż szkło, do którego mąż nalewał jej wina.
        - Ryan, chodź, chodź!
        - Nie majtaj tym kieliszkiem cariño, bo stracisz kolejny obrus - mruknął Goya, po czym skinął wchodzącej dziewczynie głową. Kołnierzyk koszuli miał rozpięty i był bez kamizelki, natomiast Anita siedziała przy stole z jedną bosą stopą podciągniętą na krzesło. Tym razem nikt nie zwrócił uwagi na strój malarki, jako że tylko Liam prezentował się nienagannie.
        - Jak idzie praca? – zainteresowała się Isabela, akurat gdy nadeszła jedna z gosposi z wózkiem na kółkach, zastawionym paterami z parującą zupą i makaronami. Dziewczyna zaczęła stawiać wszystko na stole, a domownicy zaraz zabrali się do jedzenia. Tylko Liam nie miał nakrycia i zadowalał się winem.
        - Och, i słyszałam, że jutro odbywają się w mieście jakieś plenery? Nawet nie wiedziałam, że w dzieją się tutaj takie rzeczy – pokręciła głową pani domu, nawijając makaron na widelec. – Jak to wygląda? – zainteresowała się szczerze. – Wiesz, że Anita też kiedyś malowała?
        - Mamá! – syknęła nastolatka, spoglądając na nią wielkimi oczami i szczerze się pesząc.
        - No co? Pięknie malowałaś i przestałaś, zupełnie nie wiem czemu – perorowała señora Isabela, kompletnie nie przejmując się zażenowaniem córki. – Myślisz, że też mogłaby wziąć udział w takich plenerach?
        - To jest dla profesjonalistów, mamá!
        - Skąd wiesz? Ryan? Jak to jest?
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Całe szczęście czasu kolacji pilnowała Paola nie malarka, dzięki czemu Sky nie tylko nie zapomniała stawić się na rodzinny posiłek, ale o właściwym czasie stanęła w drzwiach.
Szatynka obrzuciła pomieszczenie krótkim spojrzeniem zanim przestała się wahać i ponaglana przestąpiła próg z grzecznym uśmiechem. Wszyscy w komplecie, demon też był, co Sky dodała w myślach plasując go trochę wyżej niż prywatnego kuriera. Może większa zażyłość obu mężczyzn dawała się dostrzec, ale teraz dziewczyna miała bezpośrednią wskazówkę, że brunet był kimś więcej niż tylko współpracownikiem. Siłą rzeczy czy się interesowała czy nie, przyswajała pewne informacje o rodzinie, chociażby, żeby łatwiej było odnaleźć się w tym osobliwym małym świecie.
        Liam wyglądał na przyjaznego... Też dowcip. Fakt, że mężczyźnie nie można było zarzucić ani odrobiny nietaktu i w zasadzie jakby się zaciąć, kurtuazję można było zaliczyć do bycia przyjaznym… W każdym razie Ryan przyjęła sugestię do wiadomości, traktując ją bardziej jako uszczypliwą formę ostrzeżenia. Typem mógł być lekko nadwrażliwy jeśli chodziło o słowa, co u demona wcale nie byłoby takie dziwne… Normalnie Sky rzadko kiedy mieszała kontakty czysto formalne z tymi całkiem przyjacielskimi przy, których to nie musiała się pilnować, lecz podczas tego zlecenia stawiano ją przed coraz to nowymi wyzwaniami. Uważać co mówiła... Całą dobę? Nawet jak do siebie gadała to nie uważała co mówiła. Życie...
Normalnie zwyczajnie kazałaby demonowi przysłowiowej rzeżączki unikać i nie utrudniać życia im obojgu, sobie psuciem dobrego smaku, a jej skupianiem się na pilnowaniu słów zamiast pracy, ale jako, że sędzia chyba zamierzał zrobić wszystko by nieszczęsnego demona zbrukać, chyba nic jej nie ubędzie gdy ułatwi im obojgu życie i rozmowy ograniczy do niezbędnego minimum. Po prostu stara się mało gadać, to było łatwiejsze.
Drań nie sędzia.
        Uśmiechnęła się wesoło zarówno obserwując rodzinną scenkę. No właśnie, o tym mówiła. Miała się czuć niemal jak w domu, a jednocześnie uważać. Nie za dużo na raz? Co zrobić, że nie nadawała się na szlachciankę! A ci zachowywali się tak, żeby uśpić jej czujność, że niemal azdrościła domowego ciepełka. Nastolatka siedziała wyjątkowo pogodnie i swobodnie. Sędzia starał się nalać wina i nie rozlać, gdy Isabela gestykulowała, a pani domu była chyba w swoim żywiole.
Niemal zazdrościła. Niby Ryan nie była odludkiem, a jednak pod delikatnym sentymentem poczuła się też lekko przytłoczona, ciężko stwierdzić czemu. Czy właśnie przez świadomość, by nie porzucić pewnych granic. A może za rzadko wychodziła do ludzi, tych normalnych i dlatego...
W każdym razie przysiadła na wskazanym krześle, uśmiechając się wesoło.
        - Wciąż powoli, to jeden z mniej ciekawych etapów, jeszcze nic nie widać, a pochłania sporo pracy - odpowiedziała pogodnie, poświęcając więcej uwagi pani domu niż potrawom, które właśnie zostały przywiezione do jadalni. Dopiero gdy po pomieszczeniu poniósł się intensywny zapach potraw, a domownicy zabrali się za swoje talerze, Sky obrzuciła stół wzrokiem.
        Strasznie syte dania, przynajmniej w jej opinii, coś takiego jadała raz w miesiącu albo nawet nie. Sky mruknęła bezgłośnie pod nosem i sięgnęła po kawałek sera, żeby chwilę się zastanowić czy była głodna czy też w zasadzie nie, gdy Isabela odezwała się ponownie. Sky znów spojrzała na kobietę, uśmiechając się nieodłącznie.
        - Bo nie jest to wydarzenie, którym interesuje się wiele osób spoza środowiska. Wiedzą o nim głównie malarze i marszandzi - wyjaśniła sympatycznie.
        - Dwa dni malujemy z natury, każdy wybiera jakiś widok, lub element pejzażu, nie ma jednego tematu, ale wszyscy cały czas siedzimy w tym samym miejscu. Na koniec, ostatniego wieczoru można obejrzeć tegoroczne prace i jednocześnie skonfrontować różne techniki i spojrzenie na świat - wyjaśniła pogodnie
        - Naprawdę? - zapytała z grzecznym zainteresowaniem, uśmiechając się przy okazji słysząc bunt nastolatki.
        - Niestety Anita ma rację. Spotkanie jest zamknięte dla zawodowych i dorosłych artystów - chociażby dlatego, że każdy odpowiadał za siebie, szczególnie gdy nastawał zmrok a nie zawsze działy się rzeczy odpowiednie dla dzieci, tego jednak już nie tłumaczyła. Można było się domyślić. A kto się nie domyślał, dla jego zdrowia i dobra lepiej było by dalej żył w błogiej nieświadomości.
        - Częściowo chyba jest to też okazja dla starych znajomych żeby się spotkać, a potrzebujemy dobrej i praktycznej wymówki, żeby wypełznąć ze swoich nor. Dzięki temu ruszają się nawet ci mieszkający w odległych częściach łuski - wytłumaczyła lekko i nieco żartobliwym tonem komentując środowisko.
        - Ale w okolicach Rubidii mieszka jeden z lepszych akwarelistów. Rzadko bierze uczniów, ale jeżeli panienka będzie chciała mogę dać namiary do niego, myślę, że z poręczeniem, nie odmówi - zaproponowała pogodnie, żeby nie zostawiać pani domu i pannicy z niczym.
Awatar użytkownika
Liam
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Liam »

        Nikt nawet nie zwrócił uwagi na ograniczony entuzjazm malarki względem potraw. Posiłek był raptem pretekstem do spotkania i nadrobienia zaległości, jakie powstały w ciągu dnia, gdy każdy z domowników żył swoim życiem. Goya niemal nieustannie pracował, nawet w posiadłości, więc dopiero przy obiedzie dowiadywał się co nowego u jego rodziny (przynajmniej jeśli chodziło o błahostki i ploteczki – o prawdziwych problemach żony i córki wiedział niekiedy szybciej niż one same). Anita rzadko spędzała czas z matką, a nawet podczas cotygodniowych zakupów nie rozmawiały o niczym poważnym, by nie prowokować scysji. Liam również był zazwyczaj na bieżąco, ale i jemu nie odpuszczano udziału w ceremonialnym wspólnym posiłku, więc już nawykł do marnotrawienia części czasu, zazwyczaj w głowie nadal pracując.
        Nie zmuszano też nikogo do jedzenia, pewnie głównie dzięki nemorianinowi, którego nie sposób było w tej gestii pobić. W tym domu nikt też nie głodował, więc póki gość lub domownik siedział grzecznie przy stole, to mógł jeść co chce i ile chce, mało lub dużo. Alfonso i Anita nałożyli sobie całkiem pokaźne porcje makaronu, podczas gdy Isabela dłubała co chwilę coś innego, bardziej zainteresowana rozmową z Ryan. Pokiwała uprzejmie głową, gładko przyjmując do wiadomości hermetyczny charakter wydarzenia. Wizja dwóch dni w plenerze już wyraźniej odbiła się na jej mimice, a Goya zerknął na żonę z ukosa, jakby wyczuwał jej nastroje.
        - Jak romantycznie! Tylko artyści i natura! Estupendo! I w te dwa dni zdążycie namalować pejzaż? Jak normalnie tyle się czeka na obraz! – westchnęła, upijając wina.
        Nie było tu zupełnie wyrzutu w stronę terminu podanego wcześniej przez malarkę w kontekście portretu; señora Isabela analizowała już po prostu kilka wątków na raz, prawdopodobnie przypominając sobie swoje rozmowy z inne artystami. Może nie raz ktoś kazał jej czekać na pejzaż tak długo?
        Anita początkowo była zakłopotana tym, że matka w ogóle wyciągnęła temat jej malowania, ale po odpowiedzi artystki spłoniła się jeszcze bardziej. Ciężko powiedzieć czy większe niezadowolenie wywoływało uprzejme ukrócenie tematu, czy byłoby to właśnie zmuszenie malarki do niańczenia młodej szlachcianki podczas takiego wydarzenia. Tak czy siak, nikt nie zdawał się dostrzegać ewentualnych niezręczności, a Isabeli aż zabłyszczały oczy na wzmiankę o niedostępnym akwareliście. Anita zainteresowała się ze szczerej ciekawości, podczas gdy jej matka raczej widziała już oczyma wyobraźni, jak opowiada przyjaciółkom, że oczywiście maestro nie przyjmuje uczniów, ale dla jej Anity zrobił wyjątek.
        - Będziemy bardzo wdzięczne! – odpowiedziała więc za córkę, a ta tym razem nie protestowała, dłubiąc w swoim makaronie.
        Nikt nie zapytał Ryan czy w związku z tym, co przed chwilą powiedziała o plenerach, nie będzie jej przeszkadzało towarzystwo kogoś z posiadłości. Nikt też nie wytknął nieścisłości pomiędzy tym, że Anita nie mogła brać w wydarzeniu udziału, ale któryś z ludzi Goyi będzie dziewczynie towarzyszył. Wszyscy tutaj byli przyzwyczajeni do innej normalności, gdzie towarzystwo ochroniarzy było czymś tak normalnym, że niemal niezauważalnym. Señora Isabela z ręką na sercu przysięgałaby, że była gdzieś sama, gdy tak naprawdę towarzyszył jej któryś z ludzi jej męża. Czasami może naprawdę zapominała, ale zazwyczaj wychodziła z założenia, że akurat o ochronę nikt nie pyta.
        Liam praktycznie się nie odzywał, od czasu do czasu zamieniając tylko słowo z Alfonsem, ale byli skutecznie zagłuszani przez Isabelę. Demon do tematu się nie wtrącał, uznając że już go nie dotyczy. Thomasowi przekazał wytyczne, by czekał na malarkę jutro wieczorem, a później nie spuszczał jej z oka. Temu zaś to zupełnie nie przeszkadzało, wręcz był wyjątkowo zainteresowany nietypową wycieczką w plener. Na sugestię Liama, że jeśli praca w posiadłości mu obrzydła to zawsze znajdzie się dla niego robota w innym miejscu, Thomas pobladł nagle, gorączkowo zapewniając o swoim zadowoleniu z pracy. W porządku. Ważne, by nie traktował nietypowego zlecenia jak wakacji, bo ta cała Ryan wygląda na taką co umiałaby umknąć obstawie, jeśli nie zabiłaby się po drodze nadeptując na własne sznurowadła. Cóż, wszystko się jutro okaże.
Ryan
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 3 lat temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Artysta
Kontakt:

Post autor: Ryan »

        Fartownie dla malarki nikt nie wpadł na pomysł by drążyć temat niby zamkniętych plenerów i dlaczego przed towarzystwem kogoś z pracowników Goyi, Ryan się nie wzbraniała, ale już Anita nie mogła jej towarzyszyć. Podsumowanie ciężko byłoby ubrać w taktowne słowa, ogona pilnować nie musiała, bo jego zadaniem było samodzielne pilnowanie się jej. Przeciwnie do nastolatki, którą zamiast malować musiała by się opiekować, szczególnie, że widziała do jakiego stanu młoda Goya potrafiła się doprowadzić, gdy na plenerach alkoholu nie brakowało nigdy, w szczególności za sprawą jednego maie ze skłonnościami do bimbrownictwa. Tłumaczenie wszystkiego mogło wykraczać poza zdolności dyplomatyczne Sky.
        Drobne nieścisłości jednak nikogo nie zainteresowały i Ryan mogła uśmiechnąć się pogodnie na zachwyty nad romantyzmem plenerów. Seniora chyba miała nieco inne wyobrażenia… A może dla innych spotkania malarzy wyglądały faktycznie bardziej czarująco, a to co miało się dziać w najbliższe dni będzie miało więcej wspólnego z typowo artystycznym chaosem niż romantyzmem.
Z nieznikającym uśmiechem, kiwnęła głową.
        - Olejne farby bardzo długo schną, to znacznie wydłuża czas oczekiwania na obraz, akwarele są raczej szybkim medium, ale będą to bardziej spontaniczne prace nastawione na uchwycenie czegoś zapadającego w pamięć - wyjaśniła sięgając po pierwszy z brzegu owoc, jednocześnie wzrokiem szukając służącej, żeby poprosić ją o kawę.
        - Ależ przyjemność po mojej stronie - Sky uśmiechnęła się ponownie, widząc entuzjazm Isabeli na wzmiankę o lekcjach dla Anity. Dla niej żaden kłopot, dobrze się składało bo Alberto nawet wisiał jej przysługę, a jednocześnie nie zostawiała pani domu z permanentną odmową.

        Poza ogólnym harmidrem i co i rusz wybuchającą żywą dyskusją, którą zapewniała pani domu, kolacja przebiegła raczej spokojnie. Sky grzecznie odpowiadała na zadane pytania, trochę nawet zjadła, więcej nie tylko udało jej się upolować kawę, ale też poprosić o następną na późniejszą godzinę prosto do pracowni.
W każdym razie wspólny posiłek nie był aż tak przytłaczający jak malarka się obawiała i udało jej się wysiedzieć kulturalną godzinkę, zanim wymówiła się pracą.
Wróciła do pracowni dokończyć przerwany etap, czy towarzyskie posiedzenia jej się podobały czy nie nie, była tu w pracy nie w gościnnie. Pochłonięta przez szklankę, jak zawsze siedziała do niemożliwie późnych godzin, by udać się spać gdy cały dom już dawno pogrążony był we śnie.
        Rano nadeszło szybko, a świt bezlitośnie rozjaśnił pokój, świecąc szatynce po oczach, uniemożliwiając skuteczną ucieczkę w ciemność poduszek, bo jak bardzo by się nie kręciła, światło przywoływało śpiącą do rzeczywistości.
Pozostało tylko przygotować niezbędny ekwipunek plenerowy, wcześniej się oczywiście dobudzić, a potem przetrwać najbliższe dni licząc, że przydzielony nadzór nie będzie przeszkadzał.
Potem już tylko dokończyć zlecenie i wrócić do swojego życia uposażoną w ładną i przytulną sumkę. Bułka z masłem.
Sky ziewnęła i przeciągnęła się leniwie, szykując się do ostatecznego wstania aby rozpocząć realizację tego jak na nią wysoce precyzyjnego planu działania.
Zablokowany

Wróć do „Rubidia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości