Oaza Mia-Alkhama[Oaza Mia-Alkhama] Musicie być jak szalona rzeka, jak...

Niewielka oaza znajdująca się na terenach należących do Na'Zahiru. Pustynne miasteczko, jakich wiele pośród wydm, różniące się jedynie liczbą stacjonujących tam wojsk. Oaza zbudowana wokół zbiornika, czystej, słodkiej wody, lecz nikt do tej pory nie nadał mu jeszcze żadnej nazwy.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadik by skłamał, gdyby powiedział, że nie poczuł ulgi widząc, że Sara jest już… “ogarnięta”. Nie chciał być przy tym jak Amia będzie wykonywała zabieg - widział wiele, podczas ataku na pałac widział żołnierzy z rozprutymi brzuchami, bez kończyn, płaczących bólu i strachu, ale wtedy w jego żyłach płynęła czysta adrenalina, był w stanie sobie z tym poradzić. Na (prawie) trzeźwo, z dziewczyną, która straciła dziecko… Nie dałby rady. Nadal się bał, że nie da. To dla niego za wiele. Ona była dla niego obca, dlaczego to wszystko musiało na niego spaść? Dlaczego kto inny nie mógł się nią zająć i zdjąć z jego barków to brzemię? Cholera… Nie chciał, bał się, nie wierzył, że da radę. Ale nie wiedział, że najgorsze jeszcze przed nim.
        Stan salonu nie zrobił na nim wielkiego wrażenia. Wiedział, że czeka go sprzątanie i kolejna noc, gdy się nie wyśpi. Jutro będzie nie do życia w garnizonie… Dobrze, że nie wypił za wiele, a i z tego już pewnie zdążył wytrzeźwieć. Strzeli sobie kielicha na dobry sen, gdy to wszystko się skończy, może dzięki temu wyrwie dla siebie parę godzin, by się nie przewrócić następnego dnia. Ale teraz: Amia. Mówiła do niego, relacjonowała. Spojrzał na nią bez żadnych emocji w oczach, tak jak zawsze, jakby odbierał raport. Jakby nie przejęła go wieść o tym, że Sara była na granicy śmierci. Ale czy można było mu mieć to za złe? Widział śmierć obojga rodziców, braci i niezliczonych znajomych. Tak, był świadomy, że to wielka odpowiedzialność, ale nie umiał się tym ekscytować. To było dla niego kolejne zadanie. Bał się, że nie podoła, ale akurat strachu nauczył się nie okazywać… Czy też raczej maskować go gniewem, bo przecież bał się nieustannie.
        Poszedł ze znachorką do kuchni. Bez słowa nalał jej i sobie już zimnej herbaty do szklanek. Słuchał. Kiwał głową. Nie patrzył na Amię tylko gdzieś wokół, jakby jej tu nie było. Ale słyszał i zapamiętywał, widać było, że reaguje na każde zdanie, które stanowiło dla niego zadanie: zdobyć ten czy inny produkt, rozcieńczać sok. Dobrze, zrobi to. Nie chciał, ale zrobi to. Nie był takim skurwysynem, by nie pomóc kobiecie w potrzebie. Był wdzięczny Amie za to ile ta wzięła na swoje barki, bo gdyby sam z tym został to by chyba oszalał. To nie była odpowiedzialność, której był w stanie podołać. Zabawne wyznanie z ust mężczyzny, który miał pod sobą kilkudziesięciu żołnierzy i spory kawał ziemi do pilnowania na nim porządku… Na to jakoś nie narzekał i nie płakał, że nie da rady.
        No i w końcu padła ta prośba, której Sadik najbardziej nie chciał słyszeć. Dopiero teraz pozwolił sobie na pewną reakcję. Przystanął, wsparł się pod boki i patrząc w sufit sapnął. Zamknął na chwilę oczy, po czym spojrzał na Amię, nadal się podpierając.
        - Wszystkim się zajmę. Ale nie mogę zostawić garnizonu samopas, nawet jeśli to tylko trzy dni - oświadczył, ale mówił spokojnie, nie zamierzał wszczynać awantur. - Muszę tam chodzić… Pół dnia. Będę chodził na poranną musztrę i najpóźniej w południe wracał. Zabiorę papiery do domu i będę tu załatwiał resztę. Będzie pani mogła zostać z nią te kilka godzin? Naprawdę nie mogę zaniedbać swoich obowiązków względem kraju.
        Cholera, jak to pompatycznie zabrzmiało. Ale naprawdę, nie mógł sobie odpuścić - pod jego dowództwem wszystko chodziło jak dobrze naoliwiona maszyna. Nieważne co sobie o nim myśleli żołnierze, góra była zadowolona, mieli dobre osiągnięcia, wszyscy byli doskonale wyszkoleni i karni. Nie chciał tego zaniedbać.
        - Ona nie jest moją kobietą - powiedział jeszcze, nie patrząc już na Amię tylko gdzieś w bok. - I nie mówię tego ze względu na moją reputację. Wiem co sobie o mnie myślicie i gówno mnie to obchodzi. Ale ona nie ma ze mną nic wspólnego.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

- Myli się pan, pułkowniku. - Amia nie zamierzała karcić mężczyzny w jakikolwiek sposób. Zresztą mówiła tak jak do tej pory. Spokojnie, z pełnym opanowaniem i tonem, który wyrażał jedynie prośbę i wsparcie.
- Teraz już ma z panem wiele wspólnego. Tego co przeżyła w tej oazie nie zapomni nigdy. To pan się nią zajmuje, to pan ją uratował. Chcąc, nie chcąc, pański los splótł się z jej. Ludzie w oazie traktują pana tak, a nie inaczej, bo pana nie znają. Ja też nie. Ale nie będę niczego zakładać. Jest pan tu już jakiś czas, nikt pana nie zna, nikt nic o panu nie wie. Tam gdzie są luki, ludzie dopisują sobie historię ze strzępków, które dostają. Wszechświat nie lubi pustki. Proszę spróbować spojrzeć na tych wszystkich ludzi inaczej. Interpretują to co widzieli i trudno ich karać za wyciągnięte wnioski. Nawet Kalima. Nie chciał źle ani dla Sary, ani dla pana. I czy to takie straszne jeśli ludzie myślą, że ktoś kocha i jest kochany?
- Mówi pan do mnie: "Wiem co sobie o mnie myślicie i gówno mnie to obchodzi". Więc dlaczego się pan złości? Nie, nie chcę znać odpowiedzi. Nie mnie jest ona potrzebna. A to co pana łączy z Sarą... Nie mnie oceniać. Jeżeli będzie chciała ze mną porozmawiać, kiedy poczuje się lepiej, wysłucham jej. Proszę jednak pomyśleć co będzie, jeśli postanowi zwierzyć się panu...

Amia nie czekała na odpowiedź, bo spodziewała się albo wykładu, albo tyrady. Bardziej tego drugiego, a nie zamierzała wciskać pułkownikowi więcej "mądrości". Jeśli chce się powydzierać i poprzeklinać na nią, to niech to zrobi, ale kiedy jej już tu nie będzie. Znachorka raczej chciała dać mężczyźnie do zrozumienia, że nie jest w tej oazie sam i może, gdyby dał się poznać, więcej ludzi chciałoby mu pomóc. Nie tylko ona i Kalim. Niech przemyśli sobie to w głowie, rozszerzy trochę horyzont, który w tej chwili kończył się na czubku jego własnego nosa. Poza tym, Amia nie lubiła rzucania przekleństwami. Dlatego zabrała swoją torbę z salonu, rzuciła tylko:
- Zajmę się nią jutro. - Po czym wyszła.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadik spojrzał na Amię jak drapieżnik, którego ktoś zaczepił kijem - nieprzychylnie, ale póki co ostrzegawczo. Nie podobało mu się to jak mu się sprzeciwiła. Ale słuchał, przystając i patrząc na nią z założonymi rękami. Wyglądał jakby te wszystkie słowa o wypełnianiu pustki i tym, że go nie znają (i bardzo dobrze) niespecjalnie go ruszały - czekał tylko aż skończy, aby na koniec kazać jej spadać, bo nie obchodziły go jej wynurzenia i ludowe babskie mądrości. Zainteresował się trochę na wzmiankę o medyku - a ten co niby o nim nagadał? Pewnie jakieś niestworzone historie o tym jakim to skurwysynem nie jest. Sadik pomyślał, że w sumie nie zaskoczy go, jeśli następnego dnia dowie się, że zlał swoją kobietę do nieprzytomności, bo powiedziała mu, że ma z nim dziecko. A niech sobie gadają co chcą. Banda małomiasteczkowych idiotów.
        ” I czy to takie straszne jeśli ludzie myślą, że ktoś kocha i jest kochany?”... Tak, to źle. Bo on nie chciał być z nikim blisko. I nie chciał by ktokolwiek się do niego zbliżał, z jednej prostej przyczyny - wtedy musiałby jakoś się do tego ustosunkować. A on chciał być po prostu sam…
        Sadik nie pyskował Amii i nie komentował jej wywodu - jedyną reakcją z jego strony było pogardliwe prychnięcie. Pewnie, bo ona akurat najlepiej się na tym znała. A niech da mu już lepiej spokój: miała pomagać Sarze, a jemu niech da przy tym spokój.
        Gdy znachorka wyszła, Sadik kręcił się trochę bez celu po domu, nie do końca wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu zebrał się w sobie i zerknał do pokoju Sary, ona jednak wyglądała, jakby spała, więc jej nie budził. Wrócił do salonu, by posprzątać po zabiegu. Wodę z balii wylał w ogrodzie, po czym wszystko spłukał paroma wiadrami czystej wody. Trochę próbował zmyć plamy na kanapie, jednak trud wyglądał na daremny. Trudno, może ta kobieta co u niego czasami sprzątała z przydziału sobie z tym poradzi… A jak nie to po prostu przyjdzie zmienić obicie, trudno. Nie będzie nad tym płakał.
        I gdy już miał wszystko posprzątane, ponowił próbę nawiązania kontaktu z Sarą. Zabrał ze sobą dzbanek z rozcieńczonym sokiem i kubek, po czym ponownie zajrzał do jej sypialni.
        - Śpisz? - upewnił się. Wydawało mu się, że drgnęła, więc wszedł. Naczynia odstawił obok łóżka i przyjrzał się jej, wbrew pozorom z troską.
        - Jak się czujesz? Trzeba ci czegoś? - zapytał. Dał jej chwilę na reakcję, nim zebrał się na kolejne pytanie. A w zasadzie propozycję.
        - Saro… Chcesz, bym został z tobą w nocy?
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Sara trwała w czymś, co nie było ani snem, ani jawą. Z jednej strony czuła się jak w koszmarze, ale bała się, że jeśli zaśnie wejdzie do krainy, w której będzie tylko gorzej. A co jeśli zaśnie i już nigdy się nie obudzi? Czy może tak byłoby lepiej? Ale przecież nie po to uciekała, żeby teraz umierać. Nie po to dała sobie ratować nogę. Mogła nie powiedzieć Amii ani słowa, zabronić się obejrzeć. Wtedy wykrwawiłaby się na śmierć i zakończyłaby swój żałosny żywot. Tylko, że tak bardzo chciała zobaczyć coś więcej niż pustynię. Zmienić swoje życie. Uciec daleko stąd i odmienić swój los.

Tylko, że teraz świat była za mgłą. Jej umysł spowiły szare chmury, które tylko od czasu do czasu odsuwały się na bok. Trudno jej było to wszystko zrozumieć. Czy los naprawdę tak bardzo się na nią uwziął? Już chciała wracać do domu, już myślała, że kiedy noga się wygoi, wróci. Serce rwało się w świat, umysł kazał zrobić zwrot i wrócić tam gdzie jej miejsce i ponieść konsekwencję tego kim była. Tylko, że teraz nie było już odwrotu. Teraz mogła iść tylko na przód. Mosty zostały spalone. Nie było dokąd wracać.

Leżała raz z zamkniętymi, raz z uchylonymi powiekami. Myśli błądziły w jej głowie powoli. Odbijały się od zakątków jej jaźni i trafiały w różne zakamarki świadomości. Wbrew pozorom najbardziej bolało ją serce. Fizyczne dolegliwości były przy tym jak użądlenie pszczoły. Dotkliwe, ale uleczalne.
Kiedy Sadik wszedł do pokoju uchyliła powieki. Choć na początku nie była pewna, czy to rzeczywistość, czy może jednak sen. Dopiero gdy się odezwał dotarło do niej, że jednak jest realny. Zamrugała kilka razy, by lepiej widzieć. Patrzyła na niego, ale jej twarz wydawała się zupełnie bez życia. Dopiero, gdy dotarły do niej ostatnie słowa do oczu nabiegły jej łzy. Pokiwała twierdząco głową. Jakby błagała, by ktoś przy niej był. Ufała Sadikowi, bo choć do tej pory był oschły, tylko jego tu miała. Wyciągnęła ręce spod okrycia, ale tylko jedną z nich zdołała wyciągnąć w stronę mężczyzny. Jej skóra, choć powinna być śniada, zupełnie straciła blask i kolor. Nawet na rękach.
- Już. Nie mogę - wykrztusiła. Chciała powiedzieć o wiele więcej, ale nie mogła, nawet gardło odmawiało jej posłuszeństwa.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Choć nadal był twardy i opanowany, starał się dać Sarze chociaż odrobinę wsparcia. Wydawało mu się, że jeśli z nią zostanie to będzie jej lepiej… Chyba tego potrzebowała, bo właśnie dopiero na tę propozycję zareagowała. Pokiwała głową, więc pułkownik również kiwnął jej głową, po czym przysiadł na brzegu jej łóżka. Bez żadnego dopytywania się złapał ją za wyciągniętą rękę i schował ją w swoich dłoniach. Patrzył na nią ze spokojem, dając jej czas, by zebrała myśli. Widział, że chciała coś powiedzieć. Niech to… Jeszcze wczorajszego dnia była taka ładna. Teraz… Jakby przybyło jej ze dwadzieścia lat i całe morze trosk. Szkoda jej…
        Jej z trudem wypowiedziane słowa sprawiły, że Sadik westchnął cicho, ale nie z dezaprobatą, raczej ze współczuciem. Zabrał jedną rękę i nalał nią odrobinę wody z sokiem do kubka.
        - Jestem przy tobie - powiedział cicho, by nie zakłócać spokoju nocy. - Pomogę ci, dasz radę przez to przejść. Jesteś dzielna.
        Nie rzucał pustych frazesów, w jego głosie słychać było przekonanie, choć nie infantylny entuzjazm. W międzyczasie przysunął się do niej.
        - Napij się trochę - poprosił. - No już, pomogę ci.
        Tak jak Sadik zapowiedział, pomógł Sarze się podnieść. Przytrzymał jej głowę, a drugą ręką przytknął kubek do warg. Nie nalegałby, ale słyszał jak mówiła - gardło musiała mieć suche jak wiór. Zresztą Amia mówiła, że powinna jak najwięcej pić, więc każdy łyk był warty zachodu… Ale nie wmuszał w nią całego kubka. Kilka łyków, ile miała siły i ochoty. Później pomógł jej się położyć.
        - Spróbujesz zasnąć? - upewnił się. - Spokojnie, będę przy tobie w nocy, nic ci nie grozi. Odpocznij trochę.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Życie często plątało się jak węzły na statkach. Można było mieć plan i drogę, ale wystarczył jeden trzepot skrzydeł motyla, a wszystko odwracało się do góry nogami. Co by było, gdyby tamtego dnia nie zeszła do Nefa? Albo zignorowała pijanego Sadika? Co by było gdyby zatrzymała się w karczmie, a nie w prywatnym domu? Jedno malutkie odstępstwo mogło wszystko zmienić. Bywało, że gdybanie na chwilę przynosiło ulgę. Sara momentami zastanawiała się, czy naprawdę jest tak koszmarnie, jak się wydawało? Przecież w tym cały bałaganie można było znaleźć maleńkie drobinki światła. Pomógł jej Sadik, Kalim, teraz Amia. Starała się wierzyć, że ludzie mają w sobie jakieś pokłady dobra. Nie wszyscy byli jak jej ojciec i dwór.

Nie tęskniła za rodziną. Czasem drgało w niej coś, co przypominało o matce i niani. Kochała je, zwłaszcza nianię, ale to nie zmieniało faktu, że musiała uciec. Chęć powrotu brała się w niej przez strach, nie wiedziała co będzie dalej i czy czasem nie trafi w jeszcze gorsze tarapaty. Lepszy znany wróg, niż ten, którego jeszcze nie poznała. W pałacu wiedziała co może ją czekać. Wiedziała czego najgorszego powinna się spodziewać. Tu nie miała pojęcia, co stanie się następnego dnia.

Sadik stał się dla niej zaskakująco przyjemny w obyciu. Przestał zachowywać się jak skała, która nie miała żadnych uczuć. Dzięki temu Sarabi nieco się rozluźniła. Wcześniej czekała tylko na to, aż mężczyzna rzuci w nią pogardą albo beznamiętnym spojrzeniem. To, że chwycił ją za rękę, że pomógł jej się napić, znaczyło dla niej więcej niż wszystko, co zrobił do tej pory. Sok, który jej podał, miał zaskakująco dobry smak. Słodki, ale nie mdły. Napój przyjemnie otulał gardło. Nie wiedziała z czego jest, miał ciemny, czerwony kolor i bała się, że każą jej pić krew, ale to co piła smakowało owocami, więc chyba nie było się czym martwić.

Jeszcze tak niedawno była wesołą, gadatliwą dziewczyną, a teraz wyglądała jak staruszka i ledwo mogła wydusić z siebie jedno zdanie. Nawet jej wewnętrzny dialog, który do tej pory nieustannie toczył się w jej głowie - zamilkł. Fakt, że Sadik chciał się nią zaopiekować i pilnować przez noc, uspokoił ją na tyle, że była skłonna spróbować zasnąć. Wypiła tyle ile dała radę, a potem osunęła się na poduszki. Musiała spać. Musiała zamknąć oczy. Musiała...
Chciała utrzymać otwarte powieki, ale były tak ciężkie, tak zmęczone. Już miała zamknięte oczy, ale jeszcze wyciągnęła rękę, szukając pocieszenia u swojego opiekuna.
- Chciała m by m ci tyl e pow wie dzie ć - udało jej się wykrztusić, choć ledwo dało się zrozumieć słowa. Sara usnęła kilka sekund później.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadik bez słowa po raz wtóry złapał ją za rękę. Patrzył jak walczyła ze snem, ale już jej nie zachęcał ani do tego, by odpoczęła, ani do tego, by jeszcze z nim porozmawiała. Wiedział, że to kwestia chwili… O proszę. Nawet poczuł jak jej uchwyt zelżał, gdy pogrążyła się we śnie. Siedział jednak przy niej bez ruchu, nadal trzymając ją za dłoń. „Chciałabym ci tyle powiedzieć”… Czemu? Dlaczego? Czyżby uznała go za przyjaciela, bo okazał jej teraz trochę więcej czułości? Jak niewiele trzeba… Ale chwila, może to wcale nie chodziło o jakieś wyznanie w pozytywnym kontekście? Może chciała wylać na niego swój żal za to, co ją spotkało? W końcu to przez niego pogryzły ją psy. Przez niego i przez niekompetencję jego ludzi… Niby to był wypadek, ale jednak pies był wojskowy…
        Sadik westchnął. Siedział jeszcze chwilę z Sarą, aby upewnić się, że zapadła w głęboki sen, po czym wyszedł z jej sypialni. Obiecał, że będzie przy niej czuwał, ale musiał się chociaż pobieżnie wykąpać. Naprawdę starał się poświęcić na to jak najmniej czasu, ledwie opłukał się zimną wodą i przebrał w coś lżejszego – nadal miał na sobie mundur, nie zdążył się przebrać przez to całe zamieszanie.
        Do sypialni dziewczyny wrócił, wnosząc sobie fotel. Też musiał się chociaż trochę zdrzemnąć, bo padnie, ale obiecał, że będzie przy niej. Nie uśmiechało mu się spanie na podłodze, a jej się do łóżka nie wepchnie, to było za wiele nawet jak na niego. Fotel wydawał mu się być najlepszą opcją – w miarę wygodny i można go było wstawić do pokoju. Zabrał sobie jeszcze jakiś czysty koc i okrywając się nim niedbale ułożył się do snu… Tylko, że ten nie nadszedł tak szybko. Cały czas jego uwaga uciekała w kierunku Sary. Oddychała odpowiednio? Nie za szybko? To westchnienie to z bólu czy tak po prostu przez sen? Ten zapach to tylko złudzenie czy świeża krew? Był nerwowy – spoczywała na nim duża odpowiedzialność. W końcu jednak poddał się zmęczeniu – zasnął, gdy było już naprawdę dawno po północy. Nie wyśpi się, bo znowu czeka go wczesna pobudka, ale każda minuta była dla niego cenna.

        Nie miał snów, spał całą noc bardzo płytko, a tuż przed brzaskiem, gdy tylko zaczęło robić się szaro, obudził się jakby była to ledwie drzemka. Bolał go kark i nogi, ale szybko je rozruszał, starając się nie jęczeć za głośno, by nie obudzić Sary. Zaraz wstał i podszedł do niej. Nadal spała. Nie miała gorączki, ale nadal była blada i jakby schudła cały kamień… Sadik nie budził jej – niech śpi. Wyszedł, by przygotować się do wyjścia. Przebrał się w świeży mundur, coś zjadł, jeszcze sprzątnął parę drobiazgów. Przygotował śniadanie dla Sary – pomyślał, że coś ciepłego i słodkiego może pomóc jej odzyskać siły, dlatego ugotował dla niej gęstą potrawkę z drobnej kaszy, owoców i mleka kokosowego. Poza tym jak zawsze wziął dla niej trochę świeżych owoców i warzyw, pastę z fasoli oraz podpłomyki, które co prawda nie były już takie świeże, ale nadal jadalne. Z tak zastawioną tacą poszedł do jej sypialni.
        - Saro – wezwał ją cicho, gdy stawiał już tacę przy łóżku. – Obudź się, zjesz coś. Zmienię ci opatrunek.
        Sadik starał się być stanowczy, ale w miarę delikatny. Gdy dziewczyna się obudziła, pomógł jej usiąść i w pierwszej kolejności dał jej się napić. Zapytał na co ma ochotę i jeśli potrzebowała pomocy, mógł jej podzielić jedzenie na porcje albo wręcz ją karmić.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Czy przyszedł sen, czy utrata przytomności - nie wiedziała. Nawet jeśli to drugie, to i tak w końcu zmieniło się w sen. Ale nie miał on nic wspólnego z odpoczynkiem i spokojem. Całą noc śniła koszmary, choć ciało miała zupełnie bezwładne, w głowie powtarzały jej się sceny jak z najtragiczniejszych opowieści. Chciała, żeby tak było, chciała widzieć wytwory swojej wyobraźni, ale to były wspomnienia. Krótkie migawki przechodziły w przeraźliwie długie wyobrażenia. Smaki, zapachy, głosy, ból, wszystko działo się przeraźliwie realnie. A nawet kiedy uświadomiła sobie, że to nie jest prawdziwe, nie była w stanie się obudzić. Krzyczała, wrzeszczała ile sił w gardle, by się obudzić. Była pewna, że Sadik musi ją słyszeć, dlaczego jej nie budził? Miał tu być, czuwać, a znów była sama. Nawet we śnie opadła z sił. Krzyki przerodziły się w chrapliwe błagania o pomoc.

Nie wiedziała, że jej ciało leży zupełnie spokojne, że jej oddech nie przyspiesza, że serce nie wali, tak jak jej się wydawało. W środku niej trwało piekło, na zewnątrz nie dało się tego dostrzec. W końcu dotarł do niej jakiś głos. Próbowano wyciągnąć ją z horroru jaki przeżywała. Kiedy wreszcie zaczęła odzyskiwać świadomość, wiedziała, że nie może dać wciągnąć się z powrotem w otchłań. Złapała oddech jakby ktoś właśnie zabrał rękę z jej gardła. Pewnie gdyby była silniejsza usiadłaby na łóżku, krzyknęła, zrobiła cokolwiek, lecz nie mogła. Pozwoliła się posadzić, napić się, po części nakarmić. Nie powiedziała ani słowa. Nie odpowiadała nawet na pytania. Patrzyła tylko przed siebie oczami pełnymi łez. Dała się na powrót położyć. Nie reagowała na żadną czynność jaką wykonywał Sadik. Robiła co jej kazał, po czym kładła się przenosząc wzrok ze ścian na sufit. Była jak wypełniona słomą kukła i tak się czuła. Cokolwiek Sadik mówił, ona milczała. Nie było słów które mogłyby cokolwiek zmienić. A ona chciała, żeby żołnierz wyszedł i zostawił ją samą. Szala goryczy się przelała, nie mogło być już gorzej. Nie mogło być też lepiej. Na niektóre rzeczy nie było lekarstwa. Nie mogła dalej uciekać, nie mogła wrócić ani zostać tutaj. Był tylko jeden sposób, żeby uwolnić się od tego wszystkiego.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Twarz Sadika miała trudny do odgadnięcia wyraz – napięte mięśnie, zaciśnięte szczęki. Mógł być bardzo skupiony, bardzo zły albo sfrustrowany… Chyba wszystko po trochu. Niepokoił się – widział jak trudno budziła się Sara, a co więcej gdy już była przytomna, nie było z nią żadnego kontaktu. Nie wyglądała dobrze… Ale czy mógł się jej dziwić? Tyle ostatnio przeszła – ucieczka, pogryzienie, utrata ciąży… Cóż, on też jej nie pomagał przez to wszystko przejść. Pewnie czuła, że nie dość, że spadły na nią wszystkie możliwe nieszczęścia, to jeszcze utknęła pod dachem ostatniego chama i nie spodziewa się po nim niczego dobrego. Dał jej powody, by tak myślała, choć tak naprawdę na żadnym etapie nie działał na jej szkodę. Był oschły, ale przecież zajmował się jej ranami, zapewniał jej posiłki, dach nad głową, nawet leki przeciwbólowe. Nie umiał, nie chciał być inny. Ale starał się teraz naprawdę jak mógł być delikatnym i chociaż nie pogorszać jej stanu. Niech to, naprawdę Sara nie mogła gorzej trafić w tej nieszczęsnej oazie…
        Dziewczyna odpowiadała na jego pytania co najwyżej pomrukami – mógł zadawać jej pytania, na które dało się odpowiedzieć „tak” lub „nie”, ale nie takie, które wymagały od niej jakiejś większej aktywności. O samodzielnym jedzeniu nie było mowy – siedział więc koło niej i karmił ją słodką potrawką z kaszy, nawet dmuchając dla niej kolejne kęsy, bo mogłaby się poparzyć. Mówił do niej, ale ona nawet na niego nie patrzyła, więc w pewnym momencie przestał. Gdy zjadła połowę kaszy i wyraźnie opierała się przed przyjęciem kolejnych kęsów, Sadik nie wmuszał w nią jedzenia – odstawił miseczkę na bok, ponownie dał jej się napić i później poprosił, by się położyła. Pomagał jej przy każdym ruchu. Zmienił jej opatrunki na nogach, z pewną ulgą zauważając, że wyglądały troszkę lepiej. Nie dobrze, ale na pewno już nie tak jak poprzedniego dnia. Powiedział jej, że wszystko dobrze się goi, ale nie spodziewał się, by to ją pocieszyło. W ogóle nie wyglądała, jakby go słyszała… Powstrzymał westchnienie.
        Po wszystkim Sadik posprzątał zużyte opatrunki i nim wyszedł je wyrzucić, otworzył okno w pokoju Sary, aby wpuścić do środka trochę świeżego powietrza. Gdy do niej wracał, rozległo się pukanie do drzwi – Amia przyszła, aby go zmienić. Pułkownik półszeptem zrelacjonował jej noc i poranek. Powiedział, że dziewczyna długo spała, ale obudziła się w stuporze, że coś tam zjadła i trochę się napiła, ale nie wmuszał w nią więcej niż sama była w stanie przyjąć. Zapytał czy starsza kobieta potrzebuje jeszcze czegoś od niego, a gdy już wszystkie te formalności mieli za sobą, poszedł do Sary. Przysiadł na łóżku obok niej i ujął ją za rękę.
        - Muszę iść do garnizonu – wyjaśnił jej cicho. – Ale spokojnie, zostanie z tobą Amia. Gdybyś czegoś potrzebowała, na pewno ci pomoże. Wrócę koło południa. Trzymaj się.
        Lekko ścisnął jej rękę, po czym wstał i wyszedł z pokoju, a gdy opuszczał dom, pożegnał się z Amią niedbałym salutem.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Amia nie spodziewała zastać Sary w takim stanie. Dziewczyna mogła być pogrążona w smutku, rozpaczy, mogła płakać, lub po prostu spać, ale ona leżała z otwartymi oczami i wpatrywała się w sufit. Medyczka widziała już takie przypadki, a one nigdy nie kończyły się dobrze. Brak emocji zazwyczaj zwiastował nieszczęście. Amia przysiadła w fotelu.
- Jak się czujesz dziecinko? - spytała łagodnie, tym samym, charakterystycznym głosem. - Lepiej? Gorzej? Tak samo? Jeśli mi powiesz będę w stanie ci pomóc.
"Nikt nie jest mi już w stanie pomóc".
- Chcesz spróbować usiąść i się napić?
"Nie. Daj mi spokój".
Znachorka przesiadła się, by być bliżej pacjentki. Teraz siedziała na brzegu jej łóżka.
- Spójrz na mnie - poprosiła.
"Nie..."
- Kochanie...
"Wyjdź. Chcę być sama".
- No dobrze. Pułkownik mówił, że spałaś całą noc i zjadłaś śniadanie. To dobrze. Musisz jeść. Inaczej nie nabierzesz sił. Przyniosłam ci coś specjalnego, ale to już pułkownik, kiedy wróci. Jak ci tu jest? Potrzebujesz pomocy, przy zmianie opatrunków? - Oczywiście nie chodziło o te na nodze.
"Wyyyyjdź".
Amia była delikatna, czuła i współczująca. Starała się otoczyć opieką Sarę, ale ona nie chciała współpracować. I to martwiło ją najbardziej. Czym innym był ból fizyczny, a czym innym cierpienie duszy. Wczoraj Sara jakby ostatkami sił trzymała się życia, dziś cała jej wola była skupiona na czymś zupełnie przeciwnym. Jej wzrok utkwiony gdzieś w oddali. To, że nawet przez sekundę nie spojrzała na zielarkę... Jakby jedną nogą była już poza swoim ciałem, a przynajmniej chciała być. Amia czuła, że nie powinna zostawiać dziewczyny samej. Westchnęła głośno. Przeniosła się znów na fotel, a ze swojej skórzanej torby wyciągnęła dużą, oprawioną w skórę, książkę. Niewiele było tu takich przedmiotów, książki bywały zbytkiem, ważniejsze było jedzenie, ale w niektórych domach można było spotkać jedną czy dwie.
- Jeśli chcesz, spróbuj zasnąć. Poczytam ci, żebyś nie była sama. Dotrzymam ci towarzystwa, obudzę cię za jakiś czas, żeby cię odświeżyć - oznajmiła.
"Wyjdź do cholery... Czego nie rozumiesz? Po prostu zabierz to wszystko i wynocha!", Sara nie mówiła nic, ale w głowie prowadziła z Amią dialog. Naprawdę nie chciała słuchać tego co mówiła, ani tego co zamierzała. "Chcę zostać sama! Wynocha"! Sarabi przymknęła oczy, a po policzku ciekła jej pojedyncza łza. Amia nie mogła tego widzieć, na kolanach miała już książkę i czytała ją na głos.
"Prędzej czy później wyjdziesz. Wszyscy wyjdziecie. I wiesz co? Nikt mnie już nie skrzywdzi. Nigdy. Ciebie obchodzę tylko dlatego, że mnie leczysz, a jego? Bo z trupa będzie pewnie musiał się tłumaczyć. Dół albo stos mogą zrobić jego podwładni. Trudno. Jednego trupa będzie trzeba zaakceptować". Rozmyślania przerwała jej nagła potrzeba snu. Oczy po prostu jej się zamknęły i zasnęła. Obudziła ją Amia jakiś czas potem, lecz Sarabi miała znów w głowie pustkę. Niczym ożywieniec robiła wszystko co kazała jej medyczka. Została więc umyta, przebrana, zmieniła opatrunki i wróciła do łóżka. Już nie miała pretensji do kobiety, że z nią siedzi, ale nadal się nie odzywała. Musiało dochodzić południe, bo Amia zrobiła się niespokojna. Najwidoczniej miała jakieś inne sprawy na głowie. Jednak, kiedy pułkownik nie nadchodził, przygotowała dla księżniczki obiad, nakarmiła ją i znów usiadła w fotelu. Nie mogła mieć pretensji, w końcu w garnizonie mogło wydarzyć się coś niespodzianego. Akurat w tym momencie jedyną osobą w całej oazie, która mogła jej umrzeć była Sarabi, dlatego uzbroiła się w cierpliwość.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Po przekroczeniu progu garnizonu Sadik na moment zapomniał o Sarze - miał do odbębnienia musztrę, raporty, ćwiczenia, harmonogramy… W głębi ducha cieszył się, że akurat na ten dzień przypadał trening walki mieczem, bo w nim mógł wyładować chociaż część swojej frustracji. Nie był mistrzem tego konkretnego oręża, więc nawet gdy walczył bardzo agresywnie (tak jak dzisiaj), nie stanowił wielkiego zagrożenia dla swojego oponenta - tego zawsze dobierał sobie z wysoko postawionych podwładnych, z reguły kierując się tym, by mieć jak najlepszego przeciwnika. Nie sztuką było rozbroić słabeusza - musiał cały czas trzymać poziom i zmieniać partnerów w sparingu, by nie uczyć się niczyjego stylu, bo gdy w prawdziwej walce trafi na godnego przeciwnika, może przegrać przez rutynę.
        Spocony jak szczur nie poszedł do łaźni tylko od razu skierował się do swojego biura. Przetoczył matowym spojrzeniem po całej tej papierologii - nie miał najmniejszej ochoty tego uzupełniać… Ale to dobry pretekst do pracy w domu. Zgarnął więc wszelkie spisy na bok i zajął się czym innym. W pierwszej kolejności tym cholernym pogryzieniem. Do tej pory bardzo skrupulatnie - by nie rzec, że czepialsko - sprawdzał każdy szczegół związany z tą sprawą. Tego dnia jednak, gdy zszedł do psiarni i rozejrzał się po niej, zrozumiał, że nic nie ugra. Spojrzał jeszcze raz w raport.
        - Co z tamtym psem? - zapytał opiekuna zwierząt.
        - Na razie odseparowany od reszty sfory… Obserwujemy go - wyjaśnił żołnierz.
        - Jak go oceniasz na ten moment?
        - Nie wykazuje agresji… To tylko dwa dni, trudno coś więcej… - zaczął szybko udzielać szerszych wyjaśnień, bo był przekonany, że pułkownika taka odpowiedź nie usatysfakcjonuje, ale mylił się. Sadik przerwał mu gestem.
        - Niech zostanie na obserwacji pełne dziesięć dni, potem chcę dostać niezależną opinię trzech opiekunów czy ten pies jeszcze nadaje się do służby. Wykonać - zarządził El-Bihtu, a opiekun psów zasalutował, pozwalając sobie na ukradkowe westchnienie, gdy pułkownik już poszedł. Nie spodziewał się, że ten psychol okaże łaskę zwierzęciu. Może to ta jego kobieta tak na niego wpłynęła…

        Sadik nie wiedział, co myślą sobie o nim inni. Miał pewne podejrzenia, widział spojrzenia, słyszał te gwałtownie urwane rozmowy, gdy pojawiał się w zasięgu wzroku, ale nie dotarły do niego żadne konkrety. Nie mógł się bronić… bo przed czym? Może to tylko paranoja rosnąca w jego głowie…
        Mimo to zrobił tak, jak umówił się z Amią - gdy nadchodziła pora sjesty zabrał swoje papiery, a adiutantowi powiedział, że idzie załatwić parę prywatnych spraw i prawdopodobnie już popołudniu nie wróci do garnizonu. Jego asystent przyjął to bez żadnych emocji, gdyż nie była to zmiana, która jakoś niweczyłaby plan dnia. Całe szczęście jeszcze długo mieli mieć spokój - żadnych inspekcji ze stolicy, żadnego zamieszania na granicy… Odpukać.

        I mimo że el-Bihtu starał się być w domu przed południem, nie wyszło mu to. Musiał jeszcze załatwić jakieś jedzenie, by Sara szybciej wróciła do zdrowia - szukał tych jabłek i ziemniaków, ale znalazł tylko te drugie. Był pewny, że tych konkretnych owoców nie znajdzie nigdzie, skoro nie było ich ani w wojskowych dostawach, ani na co lepszych straganach. Wiedział przy tym, że nikt by przed nim takich rzeczy nie chował - sympatia sympatią, ale żaden pieniądz nie śmierdzi, a że Sadik pieniądze miał to nie trzeba było się domyślać, więc i wiele mógł nabyć.
        Po powrocie do domu nie spieszył się, by przywitać Amię i Sarę. Zdjął za progiem sandary, kefiję, odpasał miecz. Z torbą pełną zakupów podążył w stronę kuchni, a że mijał przy tym pokój dziewczyny, zajrzał tam.
        - Dzień dobry - mruknął cicho jakby bał się naruszyć ciszę w pomieszczeniu. - Przyniosłem parę rzeczy - zakomunikował, po czym wycofał się za próg, ale nie zamknął drzwi, dając Amii możliwość by wyszła z nim pogadać pod pretekstem zajęcia się wiktuałami. Nie chciał przy Sarze rozmawiać o jej stanie - nie o wszystkim powinna wiedzieć.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Sara spała. I dobrze. Przynajmniej nie nachodziły ją myśli o śmierci. Nie miała żadnych snów. Po prostu leżała pogrążona w świecie, w którym nic nie istniało. Amia spojrzała na jej bladziutką, szczupłą twarz i martwiła się. Choć teraz bardziej o jej psychikę niż ciało. Westchnęła ciężko, po czym wstała i ruszyła do kuchni, w której krzątał się pułkownik. Weszła cicho do pomieszczenia i oparła się o pustą ścianę. Nie przywitała się, od razu przeszła do rzeczy.
- Jeżeli nie będzie się nadwyrężać, to jest leżeć i odpoczywać, to wyzdrowieje, przynajmniej na ciele. Nie wiem, czy na duszy - rzekła wyraźnie zmartwiona.
- Myślę, że ona ma dosyć - dodała szczerze. - Pewnie wszystkiego. Tego miejsca, mnie, pana, tego co czuje, tego co się wydarzyło, a ja nie wiem jak jej pomóc. Widziałam kobiety, które traciły dzieci. Krzyczały, płakały, były rozżalone, wściekłe na los, na ludzi, nawet na swoich mężów, na medyków, na siebie. Ale Sara nie jest zła, ani nawet smutna, ona... Jest, ale jakby jej nie było. Pozwoliła się nakarmić, umyć, przebrać, ale nic poza tym. Mówiłam do niej, ale nie sądzę by słuchała. Potrzebuje kogoś bliskiego, ale chyba nie mnie - wyznała.
- Będę do niej przychodzić, tak jak dzisiaj, postaram się zrobić co w mojej mocy, ale sądzę, że większy problem tkwi teraz w jej głowie, niż w ciele.
- Nawet nie wiem co więcej mogłabym panu powiedzieć, pułkowniku.
Amia chciała zasugerować, żeby chłop się nią zajął, ale wtrącanie się w tą relację przyniosłoby odwrotny skutek. Nadal nie wiedziała co jest między tą dwójką. Ludzie mówili jedno, pułkownik drugie. A będąc tutaj i obserwując pojęcia nie miała co jest prawdą. Dowódca garnizonu nie zdradzał uczuć, równie dobrze mógł kochać dziewczynę i być skryty, jak jej nie lubić. Gdyby wiedziała, że to jego kobieta, przyjaciółka, siostra, gdyby wiedziała, że cokolwiek do siebie czują, powiedziałaby wprost, że Sarę ktoś powinien przytulić, objąć. Tak naprawdę nie znała żołnierza. Rozmawiała z nim pierwszy raz poprzedniego dnia. On twierdził, że Sara nie jest "jego", z drugiej strony się nią opiekował, przynajmniej na tyle, na ile było trzeba. A znachorka nie wiedziała jak to oceniać. Czy naprawdę zabrał do siebie dziewczynę, której w ogóle nie znał? Czy to naprawdę nie było jego dziecko? A może Sara była jego kobietą, ale teraz był wściekły za ciążę, w którą zaszła w stolicy? Pytań było wiele, a odpowiedzi żadnej. W dodatku nie dało się jej uzyskać, bo to co mówił jej mężczyzna wcale nie musiało być prawdą.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadik poszedł do kuchni i wykładał na blat to, co udało mu się dostać. Gdy zaraz po nim do pomieszczenia weszła Amia, zerknął na nią i na moment przestał cokolwiek robić, ale podjął swoje zajęcie, gdy ona zaczęła mówić. Cały czas jej jednak słuchał - to łatwo było poznać po tym jak na nią zerkał od czasu do czasu. Zawsze czujnie, z uwagą, jakby zapamiętywał każde słowo i gest. Czasami kiwał głową, coś mruknął pod nosem albo się skrzywił, ale nie były to wylewne reakcje. To co myślał, zachował dla siebie. Był w stanie pilnować, by Sara się nie nadwyrężała - mógł ją wyręczać w różnych czynnościach, opiekować się nią na ile potrafił… Gorzej z jej psychiką. Amia miała rację - Sara miała prawo nienawidzić tego punktu czasoprzestrzeni, w którym się znalazła. Tego oazy, ludzi, wypadku, tego, że straciła dziecko… Wszystko jej się posypało. Mogła być załamana… Jednak to o czym mówiła znachorka świadczyło o tym, że jej stan był naprawdę kiepski. Sadik się tego obawiał. Co jeśli trafiła na drogę bez odwrotu? Co jeśli nawet specjalista nie byłby w stanie jej pomóc? A oni? Stara wiejska lekarka i jakiś tam trep? Oboje znała przypadkiem, co oni mogli? Jeszcze on… Ten, który zawodził wszystkich, którzy na nim polegali. Nie mogła gorzej trafić. Ale mógł spróbować, może tym razem nie schrzani…
        Sadik podniósł wzrok na Amię, gdy ta skończyła mówić. Wyłożył na blat ostatni owoc, a później niespiesznie złożył chustę, w której przyniósł zakupione jedzenie.
        - Nic nie musisz mówić - oświadczył spokojnym tonem. - Rozumiem sytuację. Zrobimy co w naszej mocy, by jej pomóc. Tyle. Nie przeskoczymy samych siebie.
        Sadik schował złożony materiał do jednej z szafek, po czym zebrał do miski zakupione morele i zabrał je do zlewu, by je opłukać.
        - Zostanę tu już do wieczora - zakomunikował Amii. - Możesz już wracać do siebie… Dziękuję, że się nią zajęłaś. A, jeszcze tylko: jadła? Ma zmieniony opatrunek? - upewnił się, po czym już faktycznie dał znachorce spokój, pożegnał się, jeszcze raz podziękował i pozwolił jej iść. Nie odprowadził jej do drzwi - chyba żadne z nich nie widziało takiej potrzeby. Gdy ona poszła, on został w kuchni i przygotował owoce dla Sary i wodę owocową dla niej - z cząstkami pomarańczy i cytryn. Sam zjadł zupę, która znajdowała się jeszcze w garnku. Była zimna, ale nie chciało mu się jej podgrzewać. Nie miał specjalnie apetytu - gnębiła go sytuacja z Sarą i to jak wpływała ona na jego służbę. Współczuł jej, chyba nawet nikt nie spodziewał się, że skurczybyk el-Bihtu może wykazywać tyle empatii w stosunku do jakiejś obcej, ale taka była prawda - było mu jej naprawdę szkoda. Sytuacja była jednak skomplikowana. On był sam (Amia się w tym rozrachunku nie liczyła) i nie mógł poświęcać jej całych dni - miał pod sobą cały garnizon, w którym nie miał zaufanego człowieka, który mógłby go odciążyć w tym trudnym czasie. Ani współpracownika tam, ani bliskich tu… Sam to sobie zrobił, więc nie powinien narzekać, ale nigdy nie spodziewałby się, że jego samotnictwo może zaszkodzić komuś postronnemu… Prasmok to jednak stary skurwiel.
        Nie było co się mazać - Sadik wziął się w garść i z determinacją rysującą się na twarzy zabrał tacę razem z owocami i napojami, po czym zaniósł wszystko do pokoju Sary. Spała, więc jej nie budził - odstawił wszystko na parapet, po czym uznał, że nie zaszkodzi mu szybki prysznic. Taki naprawdę szybki - ledwo oblał się wiadrem wody, by spłukać wierzchnią warstwę potu i pyłu. Później wdział na siebie cywilne, bardzo nieformalne ubranie - tunikę sięgającą połowy ud, związaną w pasie tkanym paskiem. Tak odświeżony wrócił do swojej podopiecznej. Dalej spała. I w sumie dobrze, bo o tej porze i tak było piekielnie gorąco. On sam zresztą uznał, że należy mu się trochę odpoczynku, usiadł więc w fotelu w jej pokoju i opierając pięty o łóżko, zdrzemnął się chwilę. Był to sen czujny i płytki - gdyby Sara obudziła się przed nim, nawet najmniejszy jej ruch powinien go również obudzić. Gdyby więc dziewczyna spała krótko, zobaczyłaby go po prostu siedzącego w fotelu, a gdyby był to głębszy i dłuższy sen - na kolanach miałby jeszcze raport, który zabrał sobie do domu do przeanalizowania.
        - Dzień dobry - przywitał się z nią cicho, przysuwając się. - Jak się czujesz? Trzeba ci czegoś?
        Starał się mówić łagodnie, miło. I robił to, o co ona go poprosiła. A jeśli nie chciała nic, sam zaproponował, by zjadła trochę owoców i napiła się. Upewnił się, że nic ją nie boli. A gdy już to mieli z głowy, złożył jej propozycję, która przyszła mu do głowy dobrą chwilę wcześniej, gdy płukał owoce.
        - Saro, może chciałabyś posiedzieć na dworze? - upewnił się. - Mogłabyś przywitać się z Nefem.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Obudziła się i czuła, że jest pusta w środku. Dopiero skurcze w brzuchu sprawiły, że świat przywołał ją tak naprawdę. Niestety, to co czuła, to nie był głód, a zupełnie coś innego. Coś czego nie chciała czuć, coś o czym chciała zapomnieć. Nie, nie bolało nieznośnie. To było raczej jak kamień w bucie. Niewielki. Niby nic - ot, dyskomfort, o którym nikt nie musiał wiedzieć. Jednak ona wiedziała, ona go czuła i była świadoma dlaczego tam jest. Znów dała się nakarmić i napoić, ale była jak kukła wypchana słomą. Nic nie mówiła, a jej wzrok był zamglony, jakby znajdowała się w innym świecie. Czy myślała o śmierci? Nie. Tym razem nie. Po prostu nie myślała o niczym. Wiedziała, że kiedy już wmusi w siebie posiłek, na powrót zaśnie. Sen przynosił ukojenie, przynajmniej kiedy trwał, bo rzeczywistość, w tej chwili, była jak najgorszy koszmar. Położyła głowę na poduszce, z nadzieją, że sen weźmie ją w swoje objęcia. I wtedy usłyszała propozycję Sadika.
Ostrożnie podniosła głowę i zamrugała kilka razy. Jej wzrok stał się jakby bystrzejszy, umysł skierował myśli w stronę Nefa, którego przecież kochała. Jak mogła o nim zapomnieć? Nef... Jej drogi przyjaciel.
- Tak - odezwała się w końcu. - Chcę go zobaczyć. - Była zachrypnięta, jej głos był słaby, a ton daleki od entuzjazmu, ale odezwała się. Propozycja wyrwała ją z zupełnego otępienia, marazmu i chęci wyparowania z powierzchni ziemi.
Awatar użytkownika
Sadik
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Strażnik , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Sadik »

        Sadik nie planował tego, by zabrać Sarę na dwór – ta myśl przyszła do niego spontanicznie, gdy karmił ją i widział, że dziewczyna tylko kłapie ustami, ale tak naprawdę mógłby dawać jej namoczone trociny, nie robiłoby to jej specjalnej różnicy. Jakby już naprawdę nic jej nie obchodziło i na niczym jej nie zależało. Szukając rozwiązania pułkownik wymyślił więc jedyną rzecz, która mogłaby wiązać się dla niej z dobrymi wspomnieniami – jej wielbłąda. Większość osób posiadających zwierzaki przywiązywała się do nich jak do młodszych członków rodziny i nawet gdy byli w dołku, dobrze na nie reagowali. Może to jej pomoże, spróbować w każdym razie nie zawadzi.
        Choć więc el-Bihtu nie dał po sobie niczego poznać, pogratulował sobie w myślach, że wpadł na ten pomysł – Sara wyraźnie zareagowała na dźwięk imienia swojego pupila, można powiedzieć, że w stosunku do jej stanu sprzed chwili ożywiła się, choć nie skakała z radości. Sadik nie zamierzał więc kazać jej czekać. Kiwnął jej głową, mruknął „dobrze” i wstał.
        - Zaniosę cię – oświadczył, nie tłumacząc swojej decyzji. Nosił ją przecież przez ostatnie dwa dni, to było oczywiste, że teraz też spróbuje. Była po zabiegu ginekologicznym, a jej nogi były drugi raz szyte, więc powinna się oszczędzać, by nie otworzyć ran. Pułkownik wziął ją więc na ręce i wyniósł ją z pokoju.

        Ogród za domem pułkownika nie był jakimś cudem architektury krajobrazu – rosło w nim kilka palm i drzewek owocowych, jakieś niskie krzewy, ale wszystko było dość zaniedbane. Do tylnej ściany domu była przytulona niewielka przestrzeń wypoczynkowa z wymurowanymi siedziskami wyłożona niebieskimi płytkami. Z jednej strony ograniczał ją budynek, z drugiej strony pergola, na której nic nie rosło – gdy siedziało się na murowanych siedziskach, miało się widok na zieleń i w bok, na grządki warzywne i znajdujący się w oddali budynek gospodarczy będący połączeniem stajni, wozowni i komórki z narzędziami. Całość była osłonięta grubym płóciennym dachem.
        Sadik posadził Sarę ostrożnie na jednej z murowanych kanap. Drobne kafelki były wbrew pozorom dość chłodne – nie padało na nie słońce, więc nie zdołały się nagrzać.
        - Poczekaj tu, przyprowadzę go – wyjaśnił pułkownik, gdy już jego podopieczna siedziała. Odszedł w stronę budynku gospodarczego i zamarudził tam chwilę, po czym wyprowadził za uzdę wielbłąda, który dzielił do tej pory lokum z wierzchowcem pułkownika. Nef wyraźnie się ożywił, gdy zorientował się do kogo zmierza, ale nie wyrwał się Sadikowi. Posłusznie dał się podprowadzić, a gdy zwierzak witał się ze swoją panią, pułkownik puścił go luzem, pewnym, że nie ucieknie.
        - Zaraz do was wrócę – zapewnił, po czym zniknął we wnętrzu domu. Gdy wrócił, niósł ze sobą stos wszelakich tkanin i poduszek. Zakrzątnął się szybko, ścierając kurz z dwóch kanap, po czym odrzucił na ziemię brudną szmatkę i nakrył oba siedziska wzorzystymi tkaninami, a na to rzucił niedbale poduszki – po kilka w rogach. Zrobił kolejny kurs do domu i tym razem wrócił z wodą owocową w dzbanie, swoimi papierami i płóciennym workiem, który położył na siedzisku obok Sary.
        - Dla Nefa – wyjaśnił jej konspiracyjnym szeptem. – Nie wiem czy lubi marchewki, ale może się skusi.
        W worku od pułkownika znajdowały się nie tylko marchewki, ale również inne warzywa: korzeń selera, bulwy lotosu, nawet ćwiartka kapusty. Niektóre były trochę podwiędnięte, ale nadal dobre – większość ludzi nie miałaby oporów przed ich zjedzeniem, więc wielbłąd też nie powinien wybrzydzać. A gdyby jednak miał pańskie podniebienie, Sara mogła dawać mu świeże.
Awatar użytkownika
Sarabi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Władca
Kontakt:

Post autor: Sarabi »

Sara zdążyła się już przyzwyczaić do bycia braną na ręce. Nie to, że czuła potrzebę, by ktoś całe życie ją tak nosił, po prostu nie było innego sposobu, by wyszła na zewnątrz. Na nodze miała szwy, a jej ciało krwawiło po utracie ciąży. Mogła leżeć, ewentualnie siedzieć. Ledwo dawała radę stać w momentach, kiedy była myta przez Amię. Przejście przez dom, by dotrzeć na świeże powietrze byłoby raczej trudne. Myśl o tym, że zobaczy Nefa pocieszyła ją. Skupiła się na tym, starając się nie odbiegać myślami gdzie indziej.

Na zewnątrz było koszmarnie gorąco, jak to na pustyni. Choć słońce i tak przeszło już zenit. Gorące powietrze unosiło się nad ogrodem. Nie był aż tak zaniedbanym jak się Sadikowi wydawało, ale nie można było też powiedzieć by był piękny. Sarabi pomyślała, że jest tu dość ładnie. W zasadzie sądziła, że "podwórze" pułkownika będzie w znacznie gorszym stanie. Spodziewała się piachu, suchych krzewów i bałaganu gdzieś w kącie. Tymczasem nie było tutaj tak źle. Miło było zobaczyć zielone drzewa i krzaki oblepione bladym listowiem. Gdy mężczyzna udał się po Nefa, Sarabi usiadła wygodniej na zimnym siedzisku, które w tym upale zdawało się całkiem przyjemne. Zobaczywszy swojego pustynnego przyjaciela poczuła, że ciężar ostatnich dni staje się jakby lżejszy. Wyciągnęła ręce w stronę wielbłąda, a ten schylił do niej swoją głowę. Sara cmoknęła dwa razy i lekko pociągnęła go za ogłowie. Nef na tą komendę uklęknął, kładąc się obok dziewczyny. Zaczęła powoli gładzić jego pysk. Gdy Sadik zniknął w domu, Sara uśmiechnęła się do zwierzęcia, skupiając na nim całą swoją uwagę.
- Cześć kochany - odezwała się cicho, na co Nef odpowiedział wesołym chrząknięciem, obrócił głowę i zaczął lizać przedramię dziewczyny.
- Och, przepraszam, wiem, że cię nie odwiedzałam, wybacz. Ale już jestem. No jestem, jestem. - Uśmiechała się, bo zwierzę łaskotało ją swoim językiem. - No już, już dobrze. - Nef schylił łeb, wyraźnie pokazując, że chce być drapany. Ciemnowłosa zaczęła więc czochrać sierść na jego głowie. Wtedy wrócił Sadik z jedzeniem dla wielbłąda.
- Dziękuję - rzekła w stronę mężczyzny. Wzięła marchew i wysunęła rękę w stronę dromadera. Nef natychmiast zabrał się za jedzenie.
- Było ci smutno, co? Mnie też. Ale już będzie dobrze, obiecuję.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oaza Mia-Alkhama”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości