Efne[Efne i okolice] Nie wywołuj wilka z lasu

Miasto założone na cześć córki króla Bedusa, która w wieku dziesięciu lat oddała swój wzrok za lud. Uratowała go od zniszczenia. Efne otaczają liczne lasy, góry oraz wzgórza graniczące z Pustynią Nanher.
Yue
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

[Efne i okolice] Nie wywołuj wilka z lasu

Post autor: Yue »

        Nietrudno sobie wyobrazić, że zaginięcie księżniczki wywołało we dworze spore poruszenie. Na baczność postawiono całą służbę i strażników, na przemian upartując niefortunnej pomyłki, licząc, że księżniczka zwyczajnie gdzieś się zawieruszyła i zaraz się odnajdzie, oraz spodziewając się najgorszego, łącznie z porwaniem.
Momentalnie zarządzono poszukiwania. Straże ruszyły galopem aby przeszukać wpierw miejskie ulice, potem najbliższy las i dalszą część boru. Nie oszczędzono też wybrzeża, podczas gdy równolegle niewielkie hufce pognały na trakty. Nie było czasu do stracenia, nie było też śladu księżniczki, a najczarniejsze scenariusze nie dawały rodzicom spokoju.
Szybko jednak zaczął się odzywać rozsądek, nic nie wskazywało na porwanie. Wreszcie wyzbywając się czarnowidztwa, podpierając się niewieloma dostępnymi faktami, połączono zniknięcie Yue z obecnością karawany z perfumami.
Żołnierze pognali cwałem aby zawrócić kupców. Nie szczędzili koni, ale dogonili karawanę dopiero w Rorindiel. Tam również nic nie znaleźli, a przepytywani kupcy byli całkiem nieświadomi obecności pasażera na gapę.
         Yuehai mogła być nieroztropną księżniczką, ale nie była głupiutka. Gdy tylko przekroczyli bramy miasta, Yue wyskoczyła z przykrytego wozu i znalazła zupełnie inną karawanę, do której dołączyła już całkowicie legalnie.
I ponownie, zanim strażnicy zjeździli miasto, wypytując o dziewczynę, zanim zyskali jakiekolwiek informacje, wozy były w drodze do Nimerin i Thenderionu. Yuehai miała ściśle dopracowany dopracowany plan i jeden cel, Efne. To tam mieszkał ukochany Han, zanim przyjęto go do służby.

        Podróż była długa i wyczerpująca, odmienna od tych z książek. Oczywiście na stronicach nieraz czytała o trudach wędrówki, ale… ale było jakoś inaczej. Była wiosna, więc rankiem, wieczorem i nocą, niezahartowanej księżniczce doskwierał chłód, często przedzierając się przez cienką pelerynkę i jeszcze cieńszą sukienkę. Plecy i siedzenie bolały od ciągłego siedzenia. Chociaż nie tak bardzo jak nogi, gdy postanowiła iść obok wozu.
Wcale nie było fajnie, i zupełnie nie czuła ducha przygody. W zasadzie to bardzo szybko zapragnęła wrócić do domu. Wzięłaby długą, relaksującą i gorącą kąpiel z wonnymi olejkami. Albo jakąkolwiek kąpiel! Położyłaby się na sofie z ulubioną książką i w taki sposób zagłębiłaby się w przygodę. Zresztą, w książkach podróż szybciej mijała! Może z wyjątkiem jednej powieści, gdzie przez trzy tomy wędrowali aby zniszczyć jeden przeklęty pierścień, ale wciąż w książkach drogi ubywało dużo sprawniej. A tu wcale, zupełnie, ani trochę.
Początkowo patrzyła zafascynowana na krajobrazy. Podziwiała nowe, nieznane lasy. Wzdychała nad dostojnymi górami. Ale ileż można było. Poza tym była głodna. Zjadłaby bukiet zblanszowanych warzyw z owocami morza, a na deser sałatkę z awokado. Tu co dzień były suchary i suszone mięso... Na śniadanie, obiad i kolację… Las, góry, suszone mięso, brak kąpieli i ciepłego, miękkiego łóżeczka i tak wkoło, i jeszcze raz. Nawet straciła rachubę, ile dni byli w drodze, dokąd już dotarli, gdzie to znajdowało się na mapie i jak daleko jeszcze było do celu.
Do tego od rana padało, a było późne popołudnie. Płaszczyk już dawno zamiast chronić coraz bardziej namakał i ziębił księżniczkę, pogłębiając jej udrękę.
Yue westchnęła ciężko, akurat gdy na horyzoncie zamajaczyły mury miasta. Nawet nie robiła sobie nadziei, ale woźnica odezwał się głosem ochrypłym od ilości wypalonego tytoniu - Efne, jesteśmy na miejscu panienko.
        Przez chwilę Yue nie wiedziała czy śni, czy faktycznie spełniły się jej marzenia. Ostatnie jardy dłużyły się jeszcze bardziej niż cała podróż, ale wreszcie przystąpili mury miasta. Yue zeskoczyła z wozu, grzecznie dziękując za wspólną podróż (w końcu przecież mimo niedogodności, kultura powinna zawsze stać na pierwszym miejscu, a tak jak jej obiecano, dotarła bezpiecznie do celu) i dziarsko ruszyła główną ulicą.
        Szybko jednak oklapła ponownie. Dokąd powinna iść. Nie wiedziała, gdzie Han mieszkał… Do tego była zziębnięta, głodna i zmęczona. Wtedy właśnie doznała olśnienia! Karczma, pamiętała o karczmie, która przewijała się w jego opowiadaniach! Nie miała pojęcia gdzie jej szukać, ale jak wielkie mogło być miasto i jak wiele zajazdów mogło mieć?

        Otóż miasto było całkiem spore, a i karczm w nim nie brakowało. Yue zdążyła całkiem zmoknąć, łącznie z włosami, gdy kaptur przestał spełniać swoją rolę, oraz dowiedzieć się, że sandałki nie tylko nie nadawały się na długie podróże (przez całą drogę żałowała zabrania niewłaściwego obuwia, podobnie jak suszonego mięsa i braku wanny), ale też na zwiedzanie miasta w deszczu.
        Dopiero przemoczona i wyczerpana trafiła do właściwej gospody. Było przerażająco tłoczno i głośno, aż Yue odruchowo zamarła w półkroku i skuliła się w wejściu. Dopiero po kilku głębszych wdechach wreszcie odważyła się podejść do kontuaru, spod którego podpity mężczyzna odbierał kufle z piwem dla siebie i towarzyszy. Okazało się, że na domiar złego nie mieli wolnych pokoi. Yue zawahała się ponownie, rozglądając się po pomieszczeniu. Same obce, do tego nietrzeźwe twarze. Za nic nie chciała tu zostać. Ale nie miała też specjalnego wyboru, nie miała dość sił na dalszą wędrówkę po mieście. Zresztą zdążyło się ściemnić, a chodzenie samotnie ulicami nocą nie było najmądrzejszym posunięciem. I wtedy usłyszała dźwięk pianina…
        Księżniczka ponownie rozejrzała się po wnętrzu, aż wypatrzyła pusty stolik w rogu pod ścianą. Miejsce było w sam raz, by skryć się przed gwarem, mogąc wsłuchać się w dźwięki instrumentu, odpocząć, i rozgrzać się przy ciepłym posiłku.
        Chyłkiem, starając się na nikogo nie wpaść i nie zostać przez nikogo potrąconą, przemknęła przez salę do upatrzonego miejsca.
Płaszczyk, który normalnie był koloru malwy, który można było wyżymać i który teraz wyglądał jak szkarłatny, odwiesiła na oparciu. Podobnie postąpiła z dwoma tobołkami, przy czym jeden zawisł nieruszany, ale drugi potraktowany został ze znacznie większą troską. Osobliwy, z jedwabnego materiału, z ozdobnymi chwostami, zajął najwięcej uwagi dziewczyny. Po chwili okazało się dlaczego. Wewnątrz spoczywało erhu. Dziewczyna ostrożnie wyjęła instrument, sprawdzając, czy nie przemókł i odwiesiła pokrowiec, żeby wysechł zanim ponownie schowałaby swój skarb. Pulchna karczmarka akurat przyniosła dziewczynie grzane wino i obiad.
Awatar użytkownika
Barnes
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Artysta , Ochroniarz , Inna
Kontakt:

Post autor: Barnes »

        Co za pogoda, psia mać!
        Victor, parskając i otrząsając się na całym ciele, wpadł do karczmy, stając na moment w progu i ciesząc się faktem, że nie leje mu się na łeb. Przetrzepał dłonią mokre włosy, rozsiewając krople wokoło i rozglądając się po pustawym jeszcze wnętrzu. Paru niedobitków mogło być tu jeszcze od wczoraj. Kilka osób, zapewne podróżnych, z zapamiętaniem pochłaniało gorący obiad. Wilk poruszył lekko nosem. Gulasz z kaczki! Zgłodniał w momencie.
        - Hej, Vic!
        Szatyn zerknął w stronę lady i uśmiechnął się lekko, unosząc rękę w powitaniu i podchodząc do barmana.
        - Cześć, Alex.
        - Wyglądasz jak zmokła kura – prychnął śmiechem mężczyzna za ladą, zarabiając zaraz uśmiech, któremu bliżej było do ostrzegawczego szczerzenia kłów niż do wesołego grymasu.
        - Nienawidzę deszczu – warknął zaraz Barnes, znowu łypiąc na barmana, gdy ten zaśmiał się pod nosem. – Nalej mi lepiej na rozgrzanie, a nie zęby suszysz – mruknął, podwijając mokre rękawy aż pod łokcie i potrząsając lekko mokrą koszulą. Zdjąłby żeby wysuszyć, tylko co mu po tym, jak koszulka pod spodem też mokra? Wyschnie na nim. Oby.
        Zerknął w bok, wyczuwając zbliżającą się karczmarkę i skłonił lekko głowę. Trzeba być miłym dla tych, którzy gotują. Zwłaszcza, jeśli cię nie znoszą. Peggy jednak jak zawsze zmierzyła wilka złym spojrzeniem, prychnęła pod nosem i zniknęła w kuchni. Skrzywił się.
        - Alex, załatw mi obiad. I weź zerknij, czy nie napluje do środka.
        - Przestałbyś obracać jej kelnerki, to by się na ciebie nie wściekała.
        - Przestałaby wtykać nos w nieswoje sprawy, to żadne z nas nie miałoby się czym martwić – burknął Victor i zabrał drinka, kierując się w stronę pianina.
        Wchodząc na niski podest miał zawsze wrażenie, że wkracza zupełnie w inne miejsce. Stąd nie było widać i słychać gości, ich rozmów i śmiechów. Było słychać tylko pianino i to relaksowało go, jak nic na tym świecie.
        Usiadł wygodnie na stołku, czyli rozwalił się szeroko z nogami. Czasy, gdy grywał wyprężony jak struna przed lśniącym czarnym fortepianem minęły już tak dawno, że ledwo to pamiętał. Teraz siedział jak chciał, przed instrumentem tak starym, że gdy pierwszy raz tu grał, spod pianina wybiegła przerażona do granic możliwości mysz. Brakowało klawiszy, a sam instrument był tak rozstrojony, że włosy na rękach stawały dęba.
        Nie śpieszył się. Postawił szkło na pianinie i wyciągnął nabitą już lufkę, odpalając ją sprawnie od niewielkiego krzesiwa. Zmrużył oczy, wydmuchując dym i przygryzając fajkę, rozpisał na całej szerokości klawiszy krótką rozgrzewkę. W karczmie zrobiło się ciszej i kilka zainteresowanych spojrzeń skoczyło w stronę podestu i muzyka. Ten już jednak był w swoim świecie.

        Póki ludzie nie zaczęli się zbierać, grał spokojnie stare sonaty; walce i inne „smutasy”, jak nazywał je Alex. Chłopakowi w dzieciństwie kobyła na ucho nadepnęła, co do tego nie było wątpliwości, ale Victor i tak zdawał sobie sprawę, że typowa klientela „Dzikiego Wieprza” również ma nieco inne gusta. I dostosowywał się do nich bez problemu.
        Nie orientował się specjalnie w czasie, dopóki nie ściemniało widocznie za oknem. Deszcz wciąż łupał bezlitośnie w szyby, ale w karczmie panował już taki gwar, że nie było tego słychać. Ubrania już w miarę mu wyschły, włosy całkowicie. Zrobił krótką przerwę na obiad, a później grał bez przerwy, nie licząc popijania drinków czy odpalania kolejnej fajki. Przeskoczył na raźniejszą nutę w momencie, gdy ktoś komuś dał w pysk, co w akompaniamencie skocznej melodii szybko przeszło w wesołą przepychankę. Muzyka łagodzi obyczaje.
        Później coś się zmieniło. Zerknął za okno, nie przerywając gry, ale ciągle lało. Karczma stała, drinki przybywały wciąż te same. Na moment odłożył lufkę do popielniczki na pianinie i pociągnął nosem. A później obrócił lekko głową za przechodzącą obok zakapturzoną, drobną postacią. Zmrużył lekko oczy, odprowadzając dziewczynę spojrzeniem i uśmiechnął się lekko, gdy mokry płaszczyk odsłonił równie mokrą sukienkę. Nie spuszczając dziewczyny z oczu i wciąż grając jedną ręką, drugą sięgnął do drinka i dopił go, a później wyciągnął się razem z melodią w stronę przechodzącej Peggy, by odstawić jej szkło na tacę. Spojrzała na niego spode łba, ale wilk już wrócił na miejsce, a pobliscy goście uderzyli w śmiech, oklaskami nagradzając „sztuczkę”.
        - Hej, muzyku!
        Victor przedłużył pauzę w melodii, wzrokiem odnajdując właścicielkę głosu i wykorzystując przerwę na dopicie drinka. Na stołku stała młoda brunetka, chwiejąc się już lekko, podtrzymywana przez roześmiane koleżanki. Wilk uśmiechnął się przyjaźnie.
        - Zagraj „Utraconego ukochanego”! – zawołała już nieco bardziej speszona, zwłaszcza gdy obrócił się do niej jakiś pijak.
        - Eee, smętów się zachciewa? To nie kółko różańcowe, panienko.
        - Ej, Kaban, morda w kubeł – zawołał Victor do znajomego pijaczka, ku rozbawieniu jego kumpli.
        – Przyjmuję zamówienia, zwłaszcza od pięknych dam – dopowiedział Barnes, już z fajką w zębach, uśmiechając się przez dym do brunetki.
        Usatysfakcjonowana i zarumieniona dziewczyna z piskiem spadła na siedzenie, gdy pociągnęły ją koleżanki, a Clark Thompson, znany w rynsztokach jako Kaban, machnął tylko ręką i zanurzył ryj w piwie.
        Na krótką chwilę zrobiło się cicho. Ludzie albo oczekiwali znajomej spokojnej melodii, albo milczeli zainteresowani, gdy jej nie znali. Tym bardziej delikatnie poniosły się pierwsze, bardzo wolne nuty. Nikt nie przerywał, a w karczmie zrobiło się ciszej, gdy nawet najgorsze typy zerkały spode łba na grającego „smęty” muzyka. Znali go niestety z jeszcze innej strony, więc siedzieli cicho. A muzyczna ballada oplatała głównie damy, zaczynając od wzruszającego spotkania kochanków, opisywała ich spokojne, pełne radości dni, które przerwało dopiero łamiące się serce dziewczyny, gdy jej ukochany zniknął.
        Tkliwe to niesłychanie, ale faktycznie przyjemne dla ucha. Victor nigdy nie wzbraniał się przed żadnym utworem, nawet w takim odnajdując przyjemność. Potrafił też na tyle oddać się muzyce, by i zakończyć ze spokojem i długą pauzą, nim znów sięgnął po drinka, co oznaczało koniec utworu. Z uśmiechem skłonił głowę ku oklaskom od damskiej części widowni i wrócił do weselszych nut, powoli, by nie zburzyć atmosfery, ale też ożywić nieco publikę.
Yue
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Yue »

        Nazwa karczmy nigdy nie zachęcała, problem jak zawsze tkwił w szczegółach, w tym wypadku, Yue zupełnie nie miała alternatyw. Z zewnątrz nie było tragicznie, chociaż sama przybytku by nie obrała za swój cel. Wewnątrz… było przytłaczająco. Wtedy wracała do punktu wyjścia - braku innych opcji.
        Gdy jednak tylko pośród głośnych rozmów dało się usłyszeć nuty muzyki, dziewczyna nabrała nowej nadziei. Bar, który miał zdolnego muzyka, nie mógł być całkiem stracony. W ogólnej opinii Yue, muzykę można było grać albo odtwarzać. Nauczyć się nut, opanować sposób gry na danym instrumencie lepiej lub gorzej, ale mógł niemal każdy. Zupełnie co innego grać. Nieważne czy znany utwór, czy własny. Jeśli ktoś naprawdę grał, muzyka zdawała się ożywać.
Do której grupy zaliczała się ona sama, księżniczka nigdy się nie zastanawiała i nie miała odwagi ani dość tupetu, żeby oceniać się nadmiernie pozytywnie. Marzenia to było jedno, rzeczywistość drugie, w każdym razie Yue grała z przyjemnością, całą sobą, w każdą nutę wkładając pełnię serca. To jej wystarczało.
        A ten mężczyzna naprawdę grał. Słuchając kolejnych nut niemal zapomniała, w jak obskurnym miejscu się znalazła. To był dobry powód aby zostać w karczmie, no i może niedziurawy dach dający osłonę przed deszczem.
Całe szczęście większość ludzi chciała siedzieć jak najbliżej lady, gdzie dostęp był lepszy dostęp do drinków i do kelnerek. Yue upatrzyła sobie miejsce zupełnie odmienne. Puste, prawie zapomniane. Dodatkowo tkwiło niemal w kącie, ciasno przy ścianie, więc bywalcy nie mogli dostawić krzeseł i powiększyć swojego grona, poza tym byliby tu skryci przed wzrokiem większości, to samo w opinii klientów tyczyło się Peggy, więc i kumpel mógłby nie zauważyć kumpla, którego szukał, i na obiad mogłoby się dłużej czekać.
Nic bardziej mylnego, przynajmniej w kwestii obiadu. Karczmarka, wzrok miała sokoli, niemal magiczny i widziała wszystko co się działo, a i doskonale pamiętała kto wszedł, kto wyszedł, i do kogo należy zajrzeć. Tak samo zaopiekowała się samotną podróżniczką. Wpierw kusiła ciepłym obiadem i stanowczo odradzała dalsze włóczenie się w deszczową noc. Potem czujniej zerknęła na przemierzający karczmę czerwony płaszczyk. Jeśli ktoś miał ochotę zaczepić dziewczynę, zaraz napotykał minę Peggy, która skutecznie zniechęcał do podobnych głupot. Ostatnim obiektem, na który karczmarka zwróciła uwagę, był muzyk. To już wywołało tylko kwaśny grymas, nim kobieta zniknęła w kuchni.
         Yue przeszła więc przez karczmę bez problemów i bezpiecznie dotarła do wybranego zakątka, zupełnie nieświadoma cichej protekcji. W jej myślach pobyt przynajmniej zaczął się spokojnie. Prawie. Była w połowie drogi myśląc, że nikt nie zwrócił na nią uwagi, gdy poczuła się śledzona. Takie niepokojące wrażenie, gdy zdaje ci się, że z pewnością ktoś na ciebie patrzy. Nawet zerknęła ostrożnie, spod osłony kaptura i rzęs, na pobliskie stoliki, ale każdy zajęty był jedzeniem, piciem i dyskusją. Dziewczyna westchnęła cichutko i tym szybciej podążyła do osłoniętego półcieniem stolika. Zdawało jej się, nikt nie zwrócił na nią uwagi. Usiadła, zdjęła płaszczyk, ale uczucie nie mijało, wręcz odwrotnie. Podniosła oczy na salę, raz jeszcze szukając przyczyny i wtedy go zauważyła. Przyglądał jej się, swoimi intensywnie niebieskimi oczami, mężczyzna, a dokładniej muzyk, patrzył na nią. Uśmiechu nawet nie zdążyła zanotować, tak szybko uciekła spojrzeniem. Zajęła się ukochanym instrumentem, starając się możliwie ignorować ciarki chodzące po karku. Nie przerwał gry ani na moment, nawet się nie zawahał. Brunetka szybko więc zaczęła uspokajać się w myślach, że wszystko na pewno jej się wydawało. Powoli zerknęła spod rzęs, ale jeszcze szybciej, spłoszona uciekła w bezpieczne schronienie blatu. Oczy wciąż tam były.
        Całe szczęście właśnie zjawiła się karczmarka, przybywając z nieświadomym ratunkiem. Przynajmniej miała się czym zająć. Uśmiechnęła się grzecznie w podziękowaniu, ułamała kawałek chleba i już mniej chętnie dziabnęła widelcem gulasz. Czemu jej się przyglądał… Oczywiście pianista, nie gulasz.
Gryząc pieczywo wyłowiła z sosu suszoną śliwkę. Była głodna, gulasz był ciepły, kobieta przemiła chociaż lekko zbyt bezpośrednia, a ona nie powinna wybrzydzać. Ostrożnie wzięła się za jedzenie. Sos może był ciężki i zawiesisty, ale przynajmniej porządnie przyprawiony, nie samą solą, więc nawet dało się potrawę zjeść, a wręcz zaryzykować określenie, że obiad był smaczny. Dokończyła swoją miseczkę, a wszystkowidząca Peggy zaraz była obok.
        - Jak ci smakowało kochanieńka? - zapytała z ciepłym uśmiechem. Yue skinęła grzecznie głową, samej odpowiadając równie sympatyczną miną. Karczmarka kiwnęła z zadowoleniem i zabrała talerz, w miejsce, którego postawiła ciężki gliniany kubek.
        - To dobrze. Pij, rozgrzejesz się, to się nie przeziębisz - dodała wesoło i zniknęła razem z tacą.
Wino było gorące, aż parowało, drażniąc swoim ostrym zapachem. Wpierw Yue zmarszczyła nosek. Faktycznie, rozgrzeje się z pewnością. Ale po chwili z aromatu wyłoniły się też korzenne nuty przypraw i księżniczka spojrzała na napar nieco łaskawiej. Wzięła kubas w obie dłonie i podmuchała zawartość, nim ostrożnie siorbnęła płynu. Grzaniec był słodki, pełen przypraw i o dziwo również smaczny. Piła powoli, starając się nie poparzyć, ale przyjemne ciepło już po kilku łykach zaczęło krążyć po ciele.
        Nawet przyzwyczaiła się do ogólnego hałasu, i w pełni skupiła się na muzyce i odpoczynku, ponieważ dopiero gdy minął pierwszy stres, i zaczęła się odprężać, razem ze spokojem dziewczynę dopadło straszne zmęczenie. Wypiła wino zanim wystygło i rozgrzane rumieńce pojawiły się na jasnej twarzy. Usiadła wygodniej na stołku i wsłuchała się w muzykę, która popłynęła po krótkiej pauzie z głośnych kobiecych krzyków.
        Od razu wyglądała zdrowiej. Peggy uśmiechnęła się zadowolona i znów zakręciła się dziewczątku, dolewając grzanego wina i podając jej spory kawałek szarlotki. Chude takie to było, powinno więcej jeść.
Wzrok sierotki już ani trochę nie przypadł Peggy do gustu.
        - Trzymaj się z daleka, to same kłopoty są. - Yue poderwała głowę spoglądając na karczmarkę zaskoczona.
        - Tak, tak, o nim mówię - kontynuowała kobieta, wywołując jeszcze większy rumieniec na twarzy brunetki. Księżniczka zaraz uśmiechnęła się nieśmiało i machnęła dłonią, jakby odganiała niesforne myśli.
        - Zasłuchałam się, pięknie gra - odezwała się cichutko. Fakt, że się troszkę zatopiła ale w muzyce, i, że w tym zasłuchaniu opadła brodą na piąstki, podpierając się łokciami o blat, ale zupełnie nie miała nic zdrożnego na myśli. Naprawdę się zatraciła w nutach romantycznego utworu.
        - Jasne, muzyka… Pilnuj się dziecko. - Peggy ofuknęła ją jeszcze raz, a Yue zatrzepotała lekko rzęsami. Oczywiście, że rozumiała troskę i ją doceniała, ale przecież nie była dzieckiem, a podobne insynuacje były co najmniej nie na miejscu. Nawet osobnika nie znała.
Utwór się skończył, milknąc stopniowo, zostawiając po sobie trudną do zbycia atmosferę, nawet gdy w jego miejsce rozległy się kolejne, weselsze nuty.
        I wtedy go zobaczyła. Yuehai momentalnie zbystrzała, wyprostowała się i popatrzyła na salę uważniej. Nie pomyliła się.
Wstała z krzesełka, zerknęła jeszcze na instrument i otoczenie, wydawał się bezpieczny, więc rześkim krokiem podreptała do znajomej postaci.

        Andrew Bouhan, ale w Sirindal szybko stał się Hanem, brzmiało bardziej swojsko i przylgnęło do strażnika lepiej niż pełne imię czy nazwisko. Właśnie dołączył do kumpli przy stoliku. Usiadł na czekającym stołku i zaraz odebrał nadchodzące piwo, oraz serwującą je kelnerkę. Nita pisnęła, wciągnięta na kolana, ale nie wyglądała na szczególnie zezłoszczoną. Wręcz przeciwnie, dobrą chwilę spędziła chichocząc w objęciach mężczyzny, a bardziej się najeżyła, gdy blondyn wypuścił ją z rąk, pozwalając uciec.
        - Yue - odezwał się zaskoczony i rozbawiony jednocześnie. - Co ty tu robisz? - mruknął sięgając po kufel, ignorując niezadowolone prychnięcie kelnerki.
        - Przyjechałam... - odpowiedziała ostrożnie. Zupełnie nie spodobało jej się towarzystwo ukochanego, ani ich spojrzenia.
        - Do mnie? - prychnął, wywołując krótkie skinienie głową i rechoty znajomków.
        - Nie mogę, tak tęskniłaś, że wyjechałaś z domu? - Yue spuściła oczy, czemu miała wrażenie, że z niej drwił. Podniosła wzrok dopiero gdy poczuła dotyk na policzku, gdy w międzyczasie mężczyzna wstał i podszedł do niej.
        - A czym mi zapłacisz? - zakpił, wywołując coraz weselszy śmiech kumpli i poruszone spojrzenie dziewczyny.
        - Jeden buziak i już zgłupiałaś? Wydoroślej. Tatuś mi płacił żebym cię niańczył, czym ty zapłacisz? - Yue cofnęła się spod dotyku i zasięgu mężczyzny. To nie był Han. Znaczy był, ale nie zachowywał się jak on. Zacisnęła usta. Nie podobało jej się to jak mówił, ani gdzie. Wokół było tylu ludzi, a ci siedzący nieopodal już zaczynali się niegrzecznie gapić.
        - Trochę kreatywności, ja tam potrafię wymyślić walutę - prychnął jeden z kolegów, dla odmiany wywołując śmiech blondyna. Yue wcale nie było do śmiechu. A tym bardziej nie, gdy obcy człowiek wstał. Cofnęła się znów o krok, potem o dwa kolejne i wpadła na ścianę, która niestety ścianą nie była. Odwróciła się w popłochu, przeprosiła pianistę, który okazał się być tą przeszkodą i niemal biegiem podążyła do swojego stolika.
        Dowcipnisie chętnie goniliby dziewczynę, ale respekt przed karczmarką powstrzymał ich po kilku krokach.
Zatrzymać Yue Peggy nie zdążyła. Dziewczyna spakowała instrument, zgarnęła tobołek i płaszcz i wypadła z zajazdu, nim karczmarka zorientowała się w sprawie i zdążyła skończyć zdanie:
- Stój dziecinko!
        Dokąd biegła? Byle dalej. Nie chciała teraz o tym myśleć. Nie chciała myśleć o podróży, ani o mężczyźnie, który okazał się kimś zupełnie innym. Po prawdzie to ją wystraszył. Jego koledzy również, ale to Hana bała się najbardziej. Nie podobało jej się jak patrzył, jak żartował, jak się uśmiechał. W tamtej chwili nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Nawet się nie zorientowała, kiedy wybiegła z miasta. Może gdyby nie wzburzenie, rozsądnie poszukałaby innej karczmy, ale mleko się wylało… Pozostało iść przed siebie. Chyba… Już miała jednak zawrócić, bo co sobie myślała, że zniknie w lesie? Przecież to było dziecinne i niebezpieczne, gdy przez łzy i deszcz zobaczyła zarys domu.
Był bliżej niż miasto… Zastanawianie się zostawiła na później i zapukała do drzwi, starając się chociaż trochę skryć przed ulewą. Gdy odpowiedziała jej cisza, skuliła się nieszczęśliwie pod ścianą, oplotła kolana rękoma i schowała w nich twarz pochlipując cichutko.
Awatar użytkownika
Barnes
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Artysta , Ochroniarz , Inna
Kontakt:

Post autor: Barnes »

        Barnes, gdy odnalazł już źródło ciekawego i przyjemnego zapachu, pośledził chwilę wzrokiem dziewczynę. Pasowała do tego lokalu, jak kwiatek do kożucha. Jej ciemne oczy błysnęły na chwilę spod rzęs, napotykając jego wzrok, ale uciekły jeszcze szybciej, wywołując rozbawienie wilka. Urocze. I znajome. Odczekał więc jeszcze chwilę, spodziewając się znów kontrolnego zerknięcia, a wówczas uśmiechnął się jeszcze szerzej, z zadowolonym pomrukiem zaciągając się fajką. Ta zabawa chyba nigdy mu się nie znudzi.
        Dalszych spojrzeń w swoją stronę już nie zauważał; jego uwaga rozproszyła się pomiędzy gości i instrument, który, posłuszny życzeniu jednej z klientek i dłoniom Victora, wydał z siebie pierwsze spokojne nuty tkliwej melodii. Sam wilk zamyślił się, uspokajając gości i niespiesznie rozwijając muzyczną opowieść. Po jej zakończeniu odczekał też chwilę, a do weselszego tempa wrócił taktownie, dając słuchaczom czas na oswojenie się ze zmianą.
        Scenki rodzajowej ze spotkania ukochanych nie zarejestrował. Zerknął kątem oka, gdy dziewczyna przemknęła koło podestu, ale już nie odwracał za nią spojrzenia, straciwszy zainteresowanie. Rubaszne żarty i męski śmiech również nie były niczym nowym, więc w sytuacji zorientował się dopiero, gdy drobna sylwetka dziewczyny mignęła mu w kącie oka. Zanim jednak się odwrócił, brunetka wpadła na niego plecami, cofając się przed jednym z tutejszych.
        - Houu – zanucił, jak do konia, przerywając grę i kładąc dłonie na ramionach dziewczyny, by się nie przewróciła. Ta obejrzała się na niego, jak oparzona, a strach błysnął w szarych oczach. Wymknęła się momentalnie, gnając do stolika. Victor uniósł brwi.
        - Bouhan, jak zawsze masz rękę do kobiet – zakpił, wracając do gry, ale znów unosząc brew i kącik ust, gdy różowy płaszczyk przemknął mu koło boku.
        - A bo one chcą, ale nie chcą, i bądź tu mądry – prychnął blondyn, ale kiwnął na kumpli i po krótkiej przerwie dla pozorów, wyszli z karczmy.
        Barnes zerknął czujnie za okno, wprost na rozglądających się mężczyzn, ale zaraz uznał, że to nie jego sprawa i nie za niańczenie panien mu płacą. Wrócił do gry, spełniając kolejne życzenie z sali.

        Sierp księżyca zawisł na niebie, gdy Victor opuszczał „Dzikiego Wieprza”. Na sali zostali już tylko ci, którzy zostaną tam prawdopodobnie do rana, o ile Peggy nie wyjdzie z chochlą, poprzepędzać ich do pokojów lub na zewnątrz, zależy kto skąd przylazł. Barnes zastanawiał się nad dołączeniem do brunetki, która zażyczyła sobie romantyczną balladę. Niestety w towarzystwie jej koleżanek nie mógł liczyć na nic więcej niż flirty przy stole, a na pierdoły nie miał czasu.
        Przestało już padać, więc wolnym krokiem ruszył do domu. Nie jeździł konno, bo a tylko narażałby się na kradzież, gdyby zwierzę stało cały wieczór pod karczmą. W tej ulewie na dodatek. Nie, przejdzie się. Lubił spacery, ciszę, zapach lasu, w stronę którego zmierzał. W każdej robocie był rwetes, jak diabli, ale każdą lubił z jakichś przyczyn. Prawie godzinny spacer w nocy opuszczonym traktem był jednak idealnym zakończeniem długiego dnia.
        Do czasu, aż poczuł znajomy zapach i usłyszał ciche łkanie. W pierwszej chwili spiął się, momentalnie kojarząc płacz z córką, ale zapach był nie ten. Ukryty w ciemnościach nocy, bezszelestnie zbliżył się do domu, wzrokiem odnajdując niewielki kształt pod ścianą.
        Dwa głośne kroki na deskach i wilk, z rękami w kieszeniach, stanął nad łkającą dziewczyną. Na jego ganku. Rzadko udaje się komuś aż tak go zaskoczyć. Bez słowa zerknął w stronę zamkniętych okiennic, a później w stronę bram miasta. Ostatni rzut oka na skuloną, znajomą postać i bez słowa podszedł do drzwi, wyszukując w kieszeni klucze i wpuszczając się do środka. Skrzydło zamknęło się za nim bezlitośnie.

        - Tata!
        Amelia pojawiła się znikąd, skacząc na niego z pełną ufnością. W ostatniej chwili schylił się, by złapać dziewczynkę w pasie i podnieść, sadzając sobie na przedramieniu. Przymknął oczy, gdy otuliły go szczupłe ramionka i jasne włosy.
        - Cześć, księżniczko – mruknął, całując ją w zasłonięty włosami bok głowy.
        - Uparła się, żeby na ciebie czekać – odezwała się Maggie, podnosząc z kanapy i podchodząc do mężczyzny. Victor objął ją w pasie i przyciągnął do siebie, kradnąc dłuższy pocałunek.
        - Fuuuuj! – parsknęła Amelia, wywołując cichy śmiech ojca i kobiety.
        - Dzięki, że ją odebrałaś, wypadła mi robota między stolarzem a barem – wyjaśnił Victor, a Maggie machnęła ręką.
        - Żaden problem. Ale… - urwała na moment, spuszczając głowę pod pozorem poprawienia spódnicy. – Obawiam się, że niektóre mamy mogły się zorientować w mojej… profesji – powiedziała niepewnie, dzielnie trzymając kpiący uśmiech na ustach. Barnes zmarszczył brwi.
        - Cóż, najwyraźniej byłaś niewystarczająco wyzywająco ubrana, skoro miały jeszcze wątpliwości – odparł spokojniej, a Maggie uśmiechnęła się łagodnie.
        - Nie chcę, żeby gadały. Żeby Amelia miała jakieś nieprzyjemności.
        - Nie gadaj głupstw, te kwoki nie dorastają ci do pięt – odparł naturalnie wilk, odstawiając dziewczynkę na ziemię i nieświadomie sprawiając, że Maggie oblała się niewielkim rumieńcem. Powinien był docenić, jak rzadkie jest to u kurtyzan.
        - Tato! – dopomniała się uwagi Amelia, a Victor spojrzał na nią, jak zawsze poświęcając jej pełnię uwagi.
        - Słucham.
        - Ktoś pukał do drzwi! A Maggie nie pozwoliła otworzyć!
        - I bardzo mądrze zrobiła. Co mi przypomina... Dlaczego na ganku siedzi zaryczana dziewczyna?
        - Co? – Maggie wyglądała na wyraźnie zaskoczoną. – Ja… faktycznie ktoś pukał, ale mówiłeś żeby nikomu nie otwierać. A okiennice zasłonięte, to nie widziałam…
        - Nie, dobrze, że nie otworzyłaś.
        - Ale tato! Musisz ją zaprosić do środka! – zaprotestowała Amelia swoim poważnym głosem. Stawała wówczas prosto, spoglądając na ojca wielkimi oczami i wywołując u niego równie poważną postawę.
        - A to dlaczego, panienko?
        - Ponieważ ona płacze – zawyrokowała dziewczynka, powstrzymując się od ostentacyjnego wywrócenia oczami. Ci dorośli! Jak oni czasami nic nie wiedzieli o świecie!
        - Rozumiem – zamruczał Victor. – Kochanie, a czy wiesz, co bym zrobił, gdybym chciał się komuś wedrzeć do domu? Hipotetycznie.
        - Jak?
        - No tak… na niby. Nieważne. Wysłałbym właśnie płaczącą dziewczynę.
        - Ale tato!
        - Słucham.
        - Ugh! Musisz! – Amelia na moment straciła całą powagę, ze złością tupiąc bosą stopą.
        - Och, nie wiedziałem.
        - No tato! – zawołała już zirytowana, wciąż nie wywołując najmniejszego grymasu na twarzy ojca.
        - Słucham – odparł ten niezmiennie, wewnątrz rozbawiony, ale zastanawiając się nad sytuacją.
        - Ciociu Maggie! – Amelia zmieniła obiekt terroru, jak zawsze przegrywając z ojcem w walce na cierpliwość. O dziwo kurtyzana stanęła po stronie dziewczynki. Podeszła do drzwi i wyjrzała na zewnątrz. Schowała głowę do środka jeszcze szybciej.
        - Vic, poważnie! – ofuknęła go i Barnes wywrócił oczami.
        - Już dobrze, przecież bym jej tam nie zostawił – warknął, wychodząc za Maggie na zewnątrz. – Weź konia, żeby cię nikt nie capnął po drodze.
        - Martwisz się? – zapytała z uśmiechem, zatrzymując się na moment i szukając emocji na przystojnej twarzy. Odpowiedział jej znajomy rozbawiony grymas.
        - Zmykaj. A ty wchodź do środka – odezwał się w stronę siedzącej na ganku dziewczyny. Machnął jeszcze Maggie na pożegnanie i wrócił spojrzeniem do młodziutkiego intruza.
        - No dalej, nie zjem cię – powiedział nieco łagodniej, chociaż nie wyglądał na zachwyconego. Z westchnieniem wszedł za gościem do środka, zamykając drzwi na trzy spusty, podczas gdy Amelia podskakiwała w miejscu, zaintrygowana nową osobą. Przestała natychmiast, gdy brunetka na nią spojrzała.
        - Witaj w naszych skromnych progach – powiedziała poważnie, dygając w piżamce w różowe misie. - Jestem Amelia Barnes, a to mój tata, Victor Barnes.
        - Mela, spać – burknął tata, Victor Barnes.
        - Nie lubię, jak mówisz do mnie Mela! – fuknęła blondyneczka, tracąc całe swoje dorosłe wrażenie.
        - A ja nie lubię, jak po północy nie jesteś jeszcze w łóżku. Fyraj! – prychnął, a mała zawinęła się na pięcie i zniknęła w pokoju.
        – Przyjdź później zgasić świeczkę – zawołała jeszcze z sypialni.
        Victor natomiast spojrzał wprost na niespodziewanego gościa. Niebieskie oczy nie błyszczały już wesołymi iskrami, a przeszywały na wylot w czujnym spojrzeniu.
        - Co robiłaś na moim ganku?
Yue
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Yue »

        Widok domu przy drodze był jak łyk wody dla wędrowca na pustyni. Z pewnością lepiej było wrócić do miasta, ale musiała sobie jakoś doraźnie poradzić po nierozsądnym zachowaniu.
Ostrożnie weszła na ganek i cichutko zastukała do drzwi. Okiennice były zamknięte. Wokół panowała cisza. Dom wyglądał na zadbany, więc raczej nie był porzucony. Może nikogo nie było, albo mieszkańcy nie chcieli gości.
Poza miastem zwykle mieszkały staruszki znachorki, albo osoby nie lubiące nachodzenia…
Yue nie chciała nikomu robić kłopotu. Ale ledwie się rozgrzała, a znów była przemoczona i zziębnięta, a do tego tak bardzo zmęczona. Miasto było zbyt daleko aby do niego wracać. Iść głębiej w las i szukać schronienia pod drzewkiem, to był jeszcze gorszy pomysł. Nawet więc jak przestało padać, Yue została na ganku. Pociągnęła cicho nosem, przecierając oczy, które nie chciały przestać łzawić.
        Jak mogła naiwnie, bez planu jechać w świat dla mężczyzny. Dla obcego człowieka, dlatego, że był dla niej miły, że uwierzyła, że ją kochał? A ten mężczyzna sobie okrutnie z niej zadrwił...
Była tak bardzo zniesmaczona własną osobą i głupotą. Ale jeszcze bardziej była wyczerpana. Musiała odpocząć chociaż jeszcze chwilę. A co później?
Było jej tak bardzo wstyd za własną naiwność, jak mogła po czymś takim wrócić do domu? Nie zniosłaby takiej poruty, upokorzenie podczas przyznawania się do wybryku opartego na niepoważnej decyzji. Późniejsze połajanki, jak to wszyscy mieli rację, przecież nie bez powodu Hana odesłano. Niania przecież przestrzegała przed zbytnim spoufalaniem się ze strażnikiem. Mówiła żeby nie wierzyć tak łatwo mężczyznom w każde ich słowa. To wszystko chyba by ją zabiło.
        Ale przecież skąd miała wiedzieć, że ją oszukuje? Był przecież miły. Miała negować wszystko na starcie? Nikomu nie wierzyć?
        A poza tym, przecież to on ją oszukał. Nie wyssała sobie wszystkiego z palca. Han ją zwiódł, skąd mogła wiedzieć, że kłamał od samego początku. Pociągnęła nosem po raz kolejny, gdy stukot butów na deskach niemal przyprawił ją o atak serca. Yue poderwała głowę i spojrzała na przybysza załzawionymi, wystraszonymi oczami. Te zrobiły się jeszcze większe, gdy rozpoznała pianistę. Zrobiło jej się jeszcze bardziej wstyd. Siedziała tu jak żebrak albo bezdomny.
Schowała twarz w ramionach, a drzwi szybko się zamknęły. Całe szczęście. Gdyby tylko miała chociaż trochę sił, uciekłaby razem ze swoją hańbą jak najdalej od niebieskich oczu.
Było jej tak źle… Nie wstając z podłogi odsunęła się od drzwi, kryjąc się w rogu ganku. Zamknęła oczy, teraz jeszcze bardziej chciało jej się płakać.
        Nie słyszała rozmów z wnętrza domu. Miała nadzieję wypocząć, zebrać siły i odejść, jak najdalej stąd, jak najdalej od Efne i Hana, może faktycznie spróbowałaby trochę pozwiedzać świat. Wtedy mogłaby wrócić do domu z podniesioną głową.
        I wtedy drzwi otworzyły się ponownie. Yue pozwoliła, żeby mokre włosy całkiem zasłoniły jej twarz, chciała zniknąć. Liczyła, że może jej nie zauważą w ciemności. Ale zauważyli. Dziewczyna prawie podskoczyła słysząc głos skierowany w jej stronę. Popatrzyła na pianistę przerażonym wzrokiem. Niestety to do niej mówił. Łagodniejsze ponaglenie nie pomogło. Yue zamrugała, patrząc na mężczyznę oczami znów szerokimi z zaskoczenia i strachu. Ale nie potrzebowała trzeciej powtórki. Nieodmiennie wystraszona kiwnęła ostrożnie głową i podniosła się z trudem. Potem weszła do domu, potykając się po drodze kilka razy, chociaż idąc patrzyła pod nogi.
        Weszła do środka, a ciepło i światło niemal w nią uderzyły. Wtedy, nieśmiało podnosząc wzrok, zauważyła małą dziewczynkę. Szok szybko zastąpił ciepły uśmiech. Ten zniknął na krótko, gdy płocho zerknęła skosem na “tatę Victora Barnesa”. Yue wolała bezpieczniejsze regiony i wróciła do Amelii. Dygnęła zgrabnie w odzewie.
        - Yuehai, miło cię poznać Amelio - i odpowiedziała z ponownym uśmiechem. Dziewczynka wydawała się przesympatyczna. Podobnie jak scenka rodzinna. Tyle razy była świadkiem podobnych rozmów. Dzieci i rodzice wszędzie byli podobni, niezależnie od kraju. To rozluźniło atmosferę i rozpogodziło twarz Yue, ale tylko na chwilę. Blondyneczka zniknęła, a księżniczka znów uciekła czerwonymi od płaczu oczyma w podłogę.
        - Szukałam schronienia przed deszczem i nocą, ale nikt nie odpowiedział, pomyślałam, że dom jest pusty - mówiła cichutko, cały czas patrząc pod nogi.
        - Nie wiedziałam, że to pana ganek - dodała głosem cichnącym do szeptu.
Awatar użytkownika
Barnes
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Artysta , Ochroniarz , Inna
Kontakt:

Post autor: Barnes »

        Zarówno Amelii, jak i Maggie, gdy ta ją pilnowała, czy Senece, Victor zabraniał otwierać drzwi komukolwiek. On sam miał klucze, nikt inny nie miał tu czego szukać. Nie dodawał, że gdyby ktoś się wykrwawiał na ganku to oczywiście można mu pomóc, bo tak nie uważał. Wystarczająco długo był w drodze i pracował w różnym fachu, by wiedzieć, że najprostszym sposobem wywabienia kogoś z domu jest właśnie wołanie o pomoc. Czy to ranny, czy to kobieta, a najlepiej dziecko, płaczące lub wołające ratunku. Nie ma takiej duszy, która nie otworzyłaby drzwi dziecku. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że, również w wyniku własnych doświadczeń, może mieć lekką paranoję. Stąd nie precyzował co robić w takich sytuacjach, a Maggie i Seneca mieli dość oleju w głowie, by samodzielnie podjąć taką decyzję. Medyk również nie należał do najbardziej wrażliwych osób, a Maggie po prostu stosowała się do jego życzeń.
        Uznał więc, że żadna krzywda się nie stała, że różowy płaszczyk posiedział trochę na ganku. Gdyby była tylko przynętą to zainteresowani znudziliby się do tej pory, a jeśli była niewinna, to powinna się cieszyć, że w ogóle znalazła schronienie. A gdy on wrócił do domu, mógł gościa zaprosić. Przytułku nie prowadził, ale udzielenie schronienia nie nadwyrężało w żaden sposób jego zasad.
        Przyglądał się dziewczynie, gdy wchodziła do środka. Zauważył, że ożywiła się na widok Amelii i doszedł do wniosku, że nie tylko on jest ostrożny. Dziewczyna przecież nie spieszyła się z przyjęciem gościny, a on sam nie wyglądał na kogoś godnego zaufania. Najwyraźniej obecność dziecka dodawała mu kilka punktów na starcie, chociaż jeśli brunetka sądziła, że w razie niebezpieczeństwa nie skręciłby komuś karku na oczach Amelii, była w błędzie. Mimo wszystko jednak, zmokła kurka nie wyglądała groźnie. Właściwie wyglądała jak trzydzieści dziewięć nieszczęść.
        Gdy w końcu posłał Amelię do łóżka, mógł dziewczynie poświęcić więcej uwagi. Yuehai, hm? Musiało ją nieźle wywiać przez Łuskę. Spoglądał na spuszczającą głowę brunetkę z nikłym zadowoleniem, powstrzymując się od parsknięcia na jej słowa.
        - Schronienia przed deszczem i nocą szuka się w mieście, nie w samotnej chatce pod lasem. Ojciec cię nie przestrzegał przed błąkaniem się samej po nocy? – zakpił lekko, nie mogąc się powstrzymać od protekcjonalnego traktowania. Ile ona miała lat? Szesnaście? Bliżej jej było wiekiem do Amelii niż do niego, co nieprzyjemnie otrzeźwiło mężczyznę, któremu spojrzenie uciekało do przemoczonej sukienki. Wilk westchnął cicho i potarł knykciem powiekę.
        - Nie kul się tak, mówiłem, że cię nie zjem – mruknął. – Możesz przespać się na kanapie i jutro pójdziesz w swoją stronę, jasne? Możesz też spać ze mną – dodał, śmiejąc się pod nosem, gdy przypomniało mu się, jak dziewczyna umykała przed Bouhanem.
        Na odpowiedź nie czekał. Jeśli brunetka postanowi uciec i gnać dalej w las, nie będzie jej gonił. Zamiast tego podszedł do jednej z szaf i wyciągnął z niej zapasowy koc i poduszkę, a po chwili wahania z wieszaka obok ściągnął jedną ze swoich koszul. Dziewczyna przestanie mu kapać wodą na podłogę, a może i on sobie popatrzy; o ile jego koszula nie będzie jej dłuższa niż ta sukieneczka.
        - Przebierz się – powiedział sucho do Yuehai, podając jej koszulę, a koc i poduszkę rzucił na wersalkę pod ścianą. – Guzik mnie obchodzi czy się przeziębisz, ale nie będziesz mi moczyła podłogi, kanapy i koca – dodał, żeby nie zaczęła protestować, i wcale się też nie odwracając, by dać dziewczynie trochę prywatności. Dopiero po chwili poruszył nosem i zmrużył oczy, odwracając się plecami do Yuehai, w stronę stojącej za nim córki. Że też mała cholera najszybciej ze wszystkiego nauczyła się akurat skradania.
        - Księżniczka czemu jeszcze nie w łóżku? – zapytał łagodnie, zupełnie innym głosem, niż zwracał się do gościa.
        - Chciałam kakao! – odparła dziewczynka, bujając się na piętach. – Proszę! – dodała szybko i uśmiechnęła się, zadowolona z tego, że w czas sobie przypomniała.
        Wilk spojrzał na córkę spod zmarszczonych brwi, ale ona się go nigdy nie bała. Nawet gdy zamknął ją na chwilę samą w pokoju, gdy miała dwa lata, a on wynosił ciało jej matki do lasu.
        – I, proszę, dla Yuehai też zrób– dodała, na co uniósł już brwi i prychnął pod nosem. Odruchowo zerknął na brunetkę, nim spojrzeniem wrócił do córki.
        - Jeszcze jakieś życzenia? – zapytał kpiąco, ale ośmiolatki mają to do siebie, że niespecjalnie chwytają sarkazm.
        - Mogę spać z Yuehai?
        - Amelia! – warknął, zaczynając się już denerwować. – Dopiero co panią poznałaś, spodziewałem się po tobie więcej – mruknął, teraz już naprawdę niezadowolony. Nie przeszkodziło mu to jednak w podejściu do kuchni, oddzielonej od dziennego pokoju tylko ladą z dwoma stołkami, i wstawieniu na ogień garnka z mlekiem.
        Dziewczynka skuliła się zawstydzona, bo rzeczywiście tata zawsze kazał wszystkich dokładnie obwąchać i poznać nim się z nimi spofufali. To było nowe słowo, które wtedy poznała. Podrapała się jedną stopą po drugiej, chwiejąc chwilę na jednej nodze i zerknęła na Yuehai. Uśmiechnęła się do niej szeroko i pokazała uniesiony kciuk, po czym podeszła znowu do ojca, stając koło niego przy kuchence i ciągnąc za nogawkę spodni.
        - Hm? - Victor zerknął w dół na „przepraszającą minę numer pięć”.
        - Przepraszam, nie gniewaj się.
        - Nie gniewam się, księżniczko. Musisz być tylko ostrożniejsza – odparł cicho.
        - Ale od niej dobrze pachnie!
        Wilk łypnął spode łba na małą paplę. Niech jeszcze się mu teraz w szczeniaka zamieni, dopiero będzie zabawa. Ale dzieciak miał rację, od dziewczyny pachniało tylko deszczem, wstydem i strachem. Amelia była od niej groźniejsza. Nie było sensu jednak ciągnąć tematu, zwłaszcza przy gościu.
        - Przynieś pani lepiej jakiś ręcznik do włosów, hm? – zaproponował i trafił w dziesiątkę. Amelii błysnęły oczy i dziewczynka pacnęła się otwartą ręką w czoło, po czym, jak burza, pomknęła na bosaka przez izbę. Victor westchnął i uszykował dwa kubki. Niech ma. Nalał mleka, wsypał kakao i zamieszał, po czym jeden kubek przesunął na ladzie w stronę brunetki.
        - Chyba, że wolisz whisky na rozgrzanie – mruknął, odsłaniając zęby w uśmiechu, gdy sobie nalewał drinka. Dziewczyna wyglądała jakby mogła spaść pod stół po jednym głębszym.
        W międzyczasie wróciła Amelia i wdrapała się na stołek obok Yuehai, podając jej ręcznik. Musiała klęczeć, żeby sięgać do lady, ale nie wyglądała jakby jej to przeszkadzało. Każdy zauważyłby, jaka jest podekscytowana faktem, że mają gościa. Chociażby dlatego warto było przenocować brunetkę.
        - Yuehai to trudne imię – powiedziała Amelia, marszcząc lekko brwi. – Jesteś z daleka? Z innego kraju? A może z Otchłani? – zapytała nagle, robiąc wielkie oczy i zachłystując się z wrażenia zanim jeszcze na dobre skończyła zdanie. Victor parsknął śmiechem w drinka, zwracając na siebie uwagę córki, która łypnęła na niego, już-prawie-obrażona.
        - Czytałam, że normoranie mają czarne włosy! – burknęła, a wilk mruknął pod nosem.
        - Nemorianie – poprawił ją delikatnie. – A jakie mają oczy? – zapytał i Amelia otworzyła buzię zaskoczona, a zaraz później zerknęła w twarz Yuehai z tak bliska, że mogłaby ją dotknąć nosem.
        – Amelia. – Wilk ze znużeniem po raz kolejny przywołał córkę do porządku, kręcąc głową. – Pij kakao i spać.
Yue
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Yue »

        Czy ojciec jej nie przestrzegał? Księżniczka zacisnęła usteczka, nieco bardziej uparcie wbijając spojrzenie w podłogę na tak protekcjonalne traktowanie. Oczywiście, że ojciec przestrzegał i niania, ona znacznie częściej ostrzegała, tu był cały problem, inaczej już byłaby w drodze do domu.
Jak miała się nie kulić? Była w obcym mieście, w obcym domu, zmęczona, zziębnięta i przemoczona, do tego w takiej niezręcznej sytuacji. Tyle już razy myślała, że jakby mogła zapadła się pod ziemię, że ją samą ta myśl wykańczała.
Ale propozycji noclegu się nie spodziewała, to było takie miłe... Aż dziewczę zerknęło spod rzęs na swojego wybawcę, płocho odprowadzając go w jego krokach.
        Zaskoczona taką dobrodusznością, aluzji nie złapała. W innej sytuacji pewnie dopatrzyła by się przynajmniej nietaktu potencjalnej, sugerowanej sytuacji, w końcu wcale się nie znali a takie nocowanie mogłoby sugerować mylne wnioski, ale teraz urzeczona życzliwością pianisty dopatrywała się samych czystych intencji.
        - Dziękuję - sięgnęła po koszulę z ostrożnym uśmiechem i naiwną wdzięcznością, ale zaraz szybko wróciła wzrokiem na podłogę przy okazji patrząc na smętne krople leniwie lądujące na ziemi. Nie kapała przecież… nie aż tak bardzo…
        - Ojej, przepraszam - szepnęła. Wszak jakby nie patrzeć była kłopotem, więc nie jej było oceniać czy brudziła, czy nie, i jak mocno. A kanapę i koc z całą pewnością by przemoczyła.
        Tak jak odebrała koszulę i przyjrzała się podłodze, tak zaczęła zerkać na wilka jakby szukała dalszych wskazówek. Oczekiwała, że gospodarz wskaże jej łazienkę, ale najwyraźniej nie chciał, żeby ktoś obcy wałęsał się po jego domostwie. Pewnie zrozumiałe... Moment stałby się nawet niezręczny, ale pojawiła się Amelia.
        Yue westchnęła cichutko, reflektując się, że na aż taką uczynność jak użyczenie jakiejś izby jako przebieralni, liczyć nie powinna, a lepszej okazji mieć nie będzie, odwróciła się tyłem, ostrożnie przysiadając na kanapie, i szybciutko ściągnęła sukienkę i zmieniła ją na podarowaną koszulę.
        Była sucha, niemal wydawała się ciepła, i pachniała czystością... Dłońmi przytuliła poły kołnierzyka do nosa i zamarła, zerkając na wilka w popłochu znad materiału.
        - Księżniczka? - bezgłośnie wymówiły wargi dziewczyny ukryte we flaneli, ale wzrok Yue padł na mężczyznę zwracającego się do swojej córci, nie do niej. “Aa..ha... księżniczka” - westchnęła bezdźwięcznie, z ulgą, ponownie oddychając zapachem czystości. Kojarzył jej się z domem i świeżutką pościelą przygotowaną do spania...
        Dlatego słysząc o kakao, uśmiechnęła się z nosem wciąż skrytym w kołnierzyku. Na poczęstunek nie liczyła, i tak była wystarczającym kłopotem, ale dzieci miały ten urok, że były bezinteresowne i bezpośrednie. Kolejny przykład dziecięcej prostolinijności padł, gdy Amelia odezwała się po raz drugi, a Yue schowała uśmiech, tym razem w rękawach. Niegrzecznie i nie wychowawczo było się uśmiechać, albo wtrącać, że nic się nie stało, gdy ktoś zwracał dziecku uwagę, nawet gdy było ono urocze. Tylko mała dziewczynka mogła zaproponować obcej osobie spanie u siebie.
        I tylko mała dziewczynka mogła w taki sposób obłaskawiać swojego ojca. Yue ostrożnie podążyła do kuchennego blatu, patrząc jak mała księżniczka przeprasza swojego tatę z miną charakterystyczną dla każdej słodkiej, przepraszającej dziewczynki.
        Koszula oczywiście była sporo za duża, ale mimo to wciąż była za krótka jak na sukienkę i było jej krępująco zbyt mało, gdy kończyła się w połowie uda i Yue cały czas niepostrzeżenie próbowała ją trochę obciągnąć, gdy siadała na barowym krześle. Dla odmiany rękawów było aż nadto. Dłonie dziewczyny całkiem w nich ginęły, a nadmiar materiału w postaci całego mankietu załamywał się zwisając luźno, wieńcząc zakończenie palców. Te po chwili wychynęły nieśmiało z rozcięcia, normalnie spinanego guzikami, żeby sięgnąć po naczynie z ciepłym napojem.
Yue wzięła kubek na wpół przez rękawy a spojrzenie brunetki spotkało się z wilczymi oczami.
        - Dziękuję - odezwała się cichutko, grzejąc dłonie o ścianki - Kakao będzie idealne, już dzisiaj piłam alkohol i myślę, że tyle wystarczy na jeden wieczór - dodała zanurzając się ostrożnie w parującym napoju i delektując się zapachem. Taka niewielka rzecz a jak potrafiła podnieść morale! Sucha koszula i kubek gorącego kakao. Zwykłe drobiazgi na co dzień tak niedoceniane…
        Odstawiła kubek tylko na chwilę, gdy Amelia wróciła wykonując powierzone jej zadanie. Yue odebrała ręcznik z uśmiechem i podziękowała sympatycznie, zaraz zabierając się za wykręcanie włosów w puszysty materiał. Potem wróciła do napoju, który już nie gorący, w sam raz nadawał się do picia.
        Strach się gdzieś ulotnił, Yue na chwilę poczuła się bezpiecznie i z wesołymi oczami wysłuchiwała natłoku pytań. Ba w pewnym momencie prawie zdążyła zaprzeczyć, gdy pianista parsknął śmiechem. Yue zerknęła spłoszona niespodziewanym dźwiękiem, podczas gdy córcia gromiła ojca wzrokiem. Zaraz potem sama prawie się roześmiała, kiedy tylko wracając spojrzeniem na Amelię, spotkała się z dziewczynką oko w oko, dosłownie.
        Na te objawy sympatii i zainteresowania nie mogła pozostać obojętna. Zignorowała zmęczony ton wilka i odezwała się nadmiernie konspiracyjnym tonem - Jestem z Sirindal, to dość daleko stąd, aż za dwoma łańcuchami gór i za wieloma lasami, to dlatego - wytłumaczyła.
        - Jak wypijesz ładnie kakao i tata pozwoli, to opowiem ci bajkę z mojego domu - uśmiechnęła się pogodnie, po chwili spoglądając na wilka ostrożnie. Przyzwyczajona do obcowania z dziećmi zapędziła się na moment i zapomniała, że jest w obcym domu, a jego gospodarz może mieć coś przeciw, i właśnie nabroiła.
Ostatnio edytowane przez Yue 4 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Barnes
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Artysta , Ochroniarz , Inna
Kontakt:

Post autor: Barnes »

        Dziewczyna była tak beznadziejnie naiwna, że Victor naprawdę nie wiedział, co z nią zrobić. Na dwuznaczny dowcip podniosła na niego pełne wdzięczności oczy, które wcześniej szukały dodatkowych pokładów pewności siebie w podłodze. Dziękowała i przepraszała, aż prychnął z niezadowoleniem, zaczynając się czuć, jakby naprawdę robił jej przysługę. Jeszcze na dodatek przypałętała się ta mała zołza ze swoim słodkim głosikiem, którego prośbom nie mógł odmówić. Zajęty na moment córką usłyszał tylko szelest materiału, ale nim mógł się odwrócić, przybłęda siedziała już na kanapie ze sklejonymi kolankami i twarzą zanurzoną w rękawach jego koszuli. Wewnętrzne rozdarcie postępowało. Mężczyzna warknął z niezadowoleniem na córkę, kierując się jednak posłusznie w stronę kuchni, po chwili stawiając na ladzie dwa kubki kakao.
        Humor zaczął odzyskiwać po przeprosinach i przy drinku, obserwując na zmianę Amelię i ich gościa. Brunetka spojrzała na niego tylko raz, poświęcając później pełnię uwagi dziewczynce, ale Viktor nie spuszczał z niej oczu jeszcze przez dłuższą chwilę. Obserwował. Z podejrzliwością przyglądał się niewinnej buzi i zaaferowanym oczom, wpatrzonym w jego córkę. Później znudzony próbował odnaleźć jakiś ciekawy damski kształt przebijający się przez jego koszulę, ale niestety była dużo za duża i widać było tylko to, co z niej wystawało. Raz może błysnął mu obojczyk z rozpiętego dekoltu, a gdy dziewczyna osuszała włosy, odsłoniła łagodny łuk szyi, ale to byłoby na tyle.
        Powrócił uwagą do rozmowy dopiero, gdy Yue powiedziała skąd jest, a później wyjaśniła, jak daleko od domu się znajduje. Niepoprawna… Powstrzymał uśmiech, widząc speszone spojrzenie skierowane w swoją stronę i utrzymał poważny wyraz twarzy. Nie odwracając od niej spojrzenia, zwrócił się do córki.
        - Amelia, spać – powtórzył ostrzejszym tonem, bo powtarzać się nie lubił i dziewczynka zazwyczaj to wiedziała. Teraz przeciągała strunę, myśląc, że obecność gościa ją poratuje.
        - Ale co z bajką? Tato, pozwól! – jęknęła, zsuwając się jednak ze stołka, gdy padło na nią w końcu ciemne spojrzenie.
        - Bajki opowiada się w łóżku. Ciebie tam nie ma – mruknął sucho, ale dziewczynka momentalnie wyłapała furtkę i rozpromieniła się, pędząc do swojego pokoju z plaskaniem bosych stóp.
        – Jestem już! – rozległ się zduszony okrzyk z sąsiedniego pokoju, podczas gdy Barnes obchodził ladę, by zatrzymać jeszcze brunetkę.
        - Na wiele sobie pozwalasz, jak na to, jak daleko od domu jesteś – powiedział, wykorzystując to, że Yue założyła, że będzie zły.
        Spuścił wzrok, nadal z nadzieją szukając damskiej sylwetki pod materiałem, jednak ten uporczywie chronił dziewczynę przed wilczym spojrzeniem, oddając mu dopiero odsłonięte od połowy uda zgrabne nogi. Westchnął z niezadowoleniem, spoglądając znów w twarz brunetki. Sięgnął dłonią do ciemnych włosów, odgarniając je z ramion dziewczyny i odkładając długim ruchem na jej plecy. To znów poprawił kołnierzyk koszuli, nie spoglądając już jednak w jego sekrety, a wpatrując się w oprawione czernią oczy. Zwyczajnie się bawił, sprawdzając, czy dziewczyna wzdrygnie się pod jego dotykiem.
        - Wymyśl lepiej, jak mi się odwdzięczyć za gościnność, bo rozpuszczanie mojej córki się do tego na pewno nie zalicza – powiedział w końcu i odszedł nagle, kierując się w stronę drzwi. Zdjął z kołka pęk kluczy, który zabierał ze sobą wychodząc i pomijając wewnętrzne rygle, zakluczył dodatkowo drzwi od środka, chowając później klucz do kieszeni. Może i był przewrażliwiony, ale tego mu jeszcze brakuje, żeby przybłęda otworzyła komuś w nocy drzwi.
        Później skierował się do łazienki, ale zawahał się na moment, gdy zamykał drzwi. Odczekał, aż usłyszy łagodny głos rozpoczynający opowieść, która (miał nadzieję) ukołysze Amelię do snu, i dopiero wtedy zamknął się w pomieszczeniu.
        Wziął gorący prysznic, korzystając z udogodnienia, które zamontował z pomocą Seneki. Póki palił się niewielki ogień pod zbiornikiem z wodą, póty ta zawsze była gorąca, gdy przyszło do kąpieli. I chociaż postałby dłużej pod strumieniem, by rozgrzać spięte mięśnie, zakręcił w końcu zawór, żeby zostawić coś dla dziewczyn na rano, nim pójdzie do studni po wodę. Owinął się ręcznikiem w biodrach i tylko dłonią przeczesał mokre włosy, po czym zabrał swoje rzeczy i poszedł do sypialni. Koszulę i spodnie odłożył, koszulkę rzucił do kosza na pranie. Założył lekkie materiałowe spodnie do spania i do ich kieszeni przełożył klucz od drzwi. Odniósł ręcznik do łazienki, dopiero wtedy zachodząc zajrzeć do pokoju córki.
        W korytarzu wciąż było jaśniej niż u Amelii, gdzie ciemność rozjaśniała tylko jedna świeczka. Dziewczynka zorientowała się w obecności ojca pewnie wcześniej, czując jego zapach, ale przekręciła głowę na poduszce dopiero, gdy potężna sylwetka w drzwiach przysłoniła część światła. Barnes tylko przyłożył palec do ust, nakazując dziewczynce milczenie i splótł ręce na piersi, opierając się o framugę drzwi i przysłuchując opowieści Yuehai.
Yue
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Yue »

        Ciężko było się nie zapomnieć, kiedy wbijało się w nią dziecięce spojrzenie niebieskich oczu, tak głodnych wiedzy. Wszystkie dzieci pragnęły przygód i opowieści, nowych pomysłów na marzenia i sposobów na poruszenie wyobraźni.
        Zerknęła ostrożnie na pianistę, ale odpowiedziało jej raczej srogie spojrzenie, no może w najlepszym wypadku obojętne. Ciężko stwierdzić, bo w domu muzyk raczej budził respekt niż ciepło w sercu. Surowy ton, który odesłał dziewczynkę do łóżka, również nie sugerował zbytniej spolegliwości.
        Yue przez chwilę nie wiedziała gdzie podziać oczy. Na moment wybawieniem okazała się zmykająca do łóżka Amelka, ale potem księżniczka znów musiała zdecydować się, gdzie patrzeć. Podłoga tym razem nie była dobrym pomysłem, spojrzenie szatyna było zbyt natarczywe i po raz pierwszy tego wieczoru nie mogła, nie potrafiła i nie chciała uciec, tak jakby wolała nie tracić zagrożenia z oczu. Chyba słusznie, bo wołanie dziecka zeszło na drugi plan, a mężczyzna obszedł ladę stając tuż naprzeciwko.
Z każdym krokiem muzyka musiała podnosić oczy coraz wyżej, aż w pełni zapadła się w nienaturalnie niebieskim spojrzeniu, chociaż oschły głos sugerowałby ucieczkę.
        - Przepraszam, zapomniałam się z przyzwyczajenia, często opowiadam bajki młodszemu rodzeństwu… - odpowiedziała niepewnym szeptem, z każdym słowem cichnąc coraz bardziej. Spojrzenie mężczyzny dało jej odetchnąć tylko na moment, na czas gdy przebiegło po jej sylwetce, chyba nie powinna czuć w tym momencie ulgi... Zbyt krótki rąbek koszuli nieustannie o sobie przypominał. A zaraz znów przyszpiliły ją źrenice pianisty. Niemal przestała oddychać - Oczy miał niebieskie jak kwiaty goryczki…
        Szatyn stanął tuż przy niej i sięgnął do włosów, ale brunetka nie umknęła przed dotykiem. Trochę jak łania nim zostanie zastrzelona. Była zbyt zaskoczona i sparaliżowana żeby uciekać, żeby zsunąć się z krzesła i cofnąć. Serce dziewczyny biło tak szybko, że słyszała własny puls. Była przerażona, nazbyt wystraszona żeby chociaż zadrżeć. I zbyt zafascynowana hipnotyzującym spojrzeniem budzącego lęk mężczyzny, żeby do niej dotarły wszystkie fakty. A może dotyk nie był nieprzyjemny, był delikatny, a muzyk w jakiś sposób intrygował kiedy powinna się oburzyć i bronić ucieczką. I wtedy pianista odezwał się ponownie. To otrzeźwiło Yuehai. Ciemne oczy uciekły w podłogę.
        - Zapłacę… - szepnęła cicho. - Nie mam wiele, ale mam pieniądze... - odezwała się z jedyną propozycją zadośćuczynienia jaką potrafiła wymyślić.
        Dopiero gdy szatyn odszedł, Yue poczuła jak przytłaczająca była jego obecność. Zupełnie jakby nagle mogła swobodnie oddychać. Jakby wcześniej nieznany ciężar ściskał jej klatkę piersiową, jednocześnie krępując wszystkie ruchy.

        Westchnęła bezgłośnie, z ulgą, i zerknęła po izbie. Miała opowiedzieć tę bajkę czy nie… W sumie Amelia czekała, bo przecież nie usłyszała, że bajki nie będzie.
        Yue zsunęła się powoli z krzesła i poszła po erhu, bo przecież nie było dobrej bajki bez muzycznego tła. Pewności jednak nie miała… zajrzała więc ostrożnie do sypialni dziewczynki.
        - To w końcu tata się zgadza na bajkę, czy nie…? - zapytała nieśmiało. Dorosła dziewczyna pytająca ośmiolatkę o zdanie, cóż zdarzało się.
        Yue weszła do pokoju wcale nie odważniej niż tu przyszła i przycupnęła na brzegu łóżka, tyłem do drzwi, tak, żeby widzieć dziewczynkę. Opowieści snuło się nawiązując ze słuchaczami kontakt wzrokowy, wtedy historie były najlepsze.
        - Masz jakieś życzenia wobec bajki? - księżniczka zapytała pogodnie, niemal z czułością wyjmując instrument. Pogładziła rzeźbiony gryf i zaczęła stroić erhu.
        - A może wolisz prawdziwą historię? - snuła dalej z lekką zadumą, budując atmosferę
        - Tylko czy nie jesteś za mała i nie będziesz się bała? - dokończyła, przeciągnięciem smyczka przywołując rzewną nutę, zerkając na dziewczynkę z rozbawieniem. Zaciekawienie zbudowała, teraz pora przyszła spełnić oczekiwania. Dzieci były wdzięczną widownią ale i najsurowszymi krytykami. Trzeba było traktować je uczciwie, jak pełnoprawnych słuchaczy, inaczej dzieci nie kryły swojego niezadowolenia.
        Usiadła nieco wygodniej, zerkając na kusą koszulę pełniącą rolę sukienki. Dobrze, że w pokoju była tylko mała dziewczynka... Yue założyła nogę na nogę tak jak zawsze siadała, żeby oprzeć pudło rezonacyjne na udzie, które odsłoniła teraz o kilka dodatkowych palców. Księżniczka niemal prychnęła niezadowolona, ledwie powstrzymując się przed odruchowym obciągnięciem materiału, przecież nawet szarpaniem nie mogłaby go wydłużyć, a przedstawienie już trwało. Gra powinna emanować elegancją i zaczynała się już w momencie wyjęcia instrumentu.
        Dawno, dawno temu, w odległej krainie obok siebie trwały dwa królestwa. Królestwo ludzi i królestwo puszczy rządzone przez pierwotnych mieszkańców. To do nich należały najdziksze bory i góry. Ludzie tymczasem żyli nad jeziorem ekspoatując jego dobra, władając żyznymi polami i łąkami oraz korzystając z rzadszych lasów, w dalsze i głębokie ostępy nieskażone ludzką stopą, nie mając odwagi się zapuszczać.
I słusznie… Wiedz, że to były czasy gdy nie tylko zwierzęta wciąż jeszcze odzywały się do ludzi, a ludzie nadal jeszcze rozumieli ich język, ale też każda zwierzęca nacja miała swojego króla, a w tych górach panował król wilków.
Ludzie od zawsze zbyt często polowali na wilki z zawiści i dla rozrywki, aby dawne dzieje łatwo poszły w niepamięć. Póki więc ludzie trzymali się z dala od wilczego królestwa, póty byli bezpieczni, a wilki starały się trzymać z daleka od ludzkich siedzib dla własnego bezpieczeństwa. Inaczej groziły im polowania i potrzaski, których ludzie nigdy się nie wyrzekli.
Czasami jednak jakiś nader odważny, lub zbyt naiwny wilczek niepomny ostrzeżeń zapuszczał się w rzadsze lasy.

        - Ale, co to byłaby za historia bez księżniczki? - Yue przerwała na chwilę, zerkając czy Amelia się nie nudzi, i czy aby właściwie dobierała opowieść.
        Król ludzkiego królestwa miał trzech synów i jedną najmłodszą córkę. Księżniczka wychowana wśród chłopców, walczyła kijem i jeździła konno nie gorzej od nich, i większość dnia spędzała poza domem, doprowadzając nianie do siwych włosów.
Pewnego popołudnia jakich było wiele, księżniczka wybrała się na przejażdżkę do lasu. Galopowała beztrosko jak czyniła wielokrotnie, do czasu aż usłyszała żałosny skowyt.

        - A musisz wiedzieć, że księżniczka nie tylko miała dobre serce, ale i odwagę, więc od razu podążyła do źródła zwierzęcego lamentu.
        Widząc cierpiącego, uwięzionego w potrzasku wilka, dziewczyna zignorowała wszystkie domowe ostrzeżenia, nie myśląc wiele uwiązała wierzchowca, znalazła odpowiednio gruby konar i popędziła drapieżnikowi na ratunek.
Uwolnić wilczura nie było łatwo, ale przez cały czas księżniczka łagodnie przemawiała do młodego basiora, a on wyczuwając czyste intencje, nie tylko nie gryzł, ale i uwolniony nie skrzywdził dziewczęcia a oddalił się w las, kilkakrotnie jeszcze obracając się aby zapamiętać swoją wybawczynię. Księżniczka wróciła do domu, nikomu nie opowiadając o swojej przygodzie.


        Yuehai nie zauważyła nadchodzącego Barnesa. Skupiona w tym momencie na grze nie zwróciła uwagi na niewielkie poruszenie dziewczynki, a Amelia od razu posłuchała ojca, ułatwiając mu jego podchody i Yue opowiadała dalej.
        Wiele lat ludzie żyli szczęśliwie, hojnie obdarowywani darami natury, przyszła jednak pewnego roku przedwczesna i sroga zima. Śnieg padał dzień w dzień, a mrozom nie widać było końca. Minął tak tydzień, miesiąc jeden, drugi, i następny. Głód zaczęły cierpieć zwierzęta gospodarskie, potem ludzie, a później skończyły się nawet zapasy drewna na opał. Lecz nie tylko ludziom było ciężko. Gdy więc ktokolwiek zapuścił się w las, nie wracał już nigdy. Kto inny teraz władał w kniei.
Zrozpaczony i rozgoryczony lud zaczął błagać swego króla o ratunek przed niechybną śmiercią z głodu, albo w wilczej paszczy.
        Król długo myślał. W końcu przełknął ludzką dumę i dla dobra swych ludzi, razem ze świtą udał się do puszczy jak dziesiątki lat przed nim uczynił jego dziad, aby zawrzeć z Wilczym Królem obecny rozejm.
Po wielu stajach wędrówki w zaspach i na mrozie, konnych otoczyła wielka wataha wilków a przed królem stanął olbrzymi, biały basior.
        Wilczy Król obiecał zapewnić ludziom bezpieczeństwo w lesie, w zamian zażądał tylko jednego. Zapowiedział, że wraz z nadejściem wiosny zjawi się w królestwie aby zabrać ze sobą dziewczę, która ocaliła jednego z jego braci.
Król ludzi przystał na postawiony warunek, nie mając pojęcia, że tym dziewczęciem była jego własna córka.
        Wilki dotrzymały słowa. Ludzie bezpiecznie przetrwali zimę, bez lęku polując i szukając drewna na opał. Wreszcie nadeszła wiosna. Niestety pamięć ludzka bywa krótka, i lepsza gdy strach wciąż zagląda w oczy. Gdy więc wataha zaczęła pojawiać się w okolicy wpierw trwoga zdjęła króla, później złość, nie mniej danego słowa należało dotrzymać. Prawdziwy dramat zaczął się, gdy wreszcie odnaleziono wilczą wybawicielkę.
        - Nie oddam mej córki zwierzęciu, jakiejś bestii z lasu - bulwersował się władca.
        - Panie, bez mrugnięcia zgodziłeś się poświęcić życie dowolnej dziewczyny dla dobra narodu, a teraz chcesz się wykpić? Czy życie królewskiej córy jest o tyleż cenniejsze by zaryzykować wojnę?! - bulwersowali się doradcy i szlachta. Wielu z nich miało córki, i żaden z nich nie chciałby jej poświęcać, gdy jednak władca kazał, musieliby się ugiąć. Król tak samo winien był uczciwości wobec swego narodu.
'

        Wpierw nieświadoma dodatkowego słuchacza, z czasem Yue zaczęła mieć wrażenie jakby ktoś ją obserwował. Chyba tak czuł się człowiek, gdy w zaroślach za jego plecami czaiła się puma. Początkowo księżniczka ignorowała irracjonalne uczucie, dalej snując opowieść, ale w pewnej chwili poczuła nieodpartą konieczność upewnienia się, że nic się za nią nie skradało.
Odwróciła się powoli przez ramię, jeszcze nie przerywając gry. Już od dawna nie musiała patrzeć na struny, żeby nie gubić nut. Chciała tylko uspokoić nerwy, pokój miał być pusty, a napotkała ciemno niebieskie oczy.
        - A biały wilk stanął u wrót pałacu... - Księżniczka urwała gwałtownie, przekręcając się z przestrachem w stronę drzwi, niechcący trącając struny palcami gdy zaskoczenie wybiło ją z rytmu. Erhu jęknęło jakby wystraszyło się razem z dziewczyną, której serce przeskoczyło o jeden rytm.
Pianista stał w drzwiach, zajmując niemal całe przejście.
Ostatnio edytowane przez Yue 4 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Barnes
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Artysta , Ochroniarz , Inna
Kontakt:

Post autor: Barnes »

        Brunetka siedziała przyklejona do stołka i o dziwo nie umknęła, nim do niej podszedł. Przyjrzał się z góry swojemu gościowi, oceniając i badając, a na przeprosiny wzdychając tylko bezgłośnie. Nie odsunęła się przed jego dotykiem, ale nie z pewności siebie. Widział, jak pulsuje jej żyłka na szyi i dałby głowę, że słyszy, jak wali jej serce. Kusiło by dotknąć poruszającej się skóry, ale straszenie Yue jakoś przestało go bawić. Wpatrzona w niego była przerażona dziewczynka. Może i dojrzewająca na młodą kobietę, ale sporo jej jeszcze brakowało, zwłaszcza jak na jego gust. Odpuścił.
        Szept o zapłacie byłby ledwie słyszalny, gdyby nie byli sami w pomieszczeniu. Barnes wywrócił oczami rozczarowany.
        - Nie prowadzę zajazdu, nie chcę twoich pieniędzy. Przydadzą ci się na powrót do domu – mruknął, zamykając drzwi i zostawiając Yue samą w izbie.

        Amelia czekała posłusznie w łóżku, ale siedząc ze skrzyżowanymi nogami pod kołdrą i wpatrzona w drzwi, rozpromieniła się na widok brunetki.
        - Zgadza się – odparła beztrosko i przesunęła minimalnie, gdy dziewczyna dosiadła się do niej na łóżku. Z zainteresowaniem obserwowała wszystkie jej ruchy, a zaskoczenie odmalowało się na dziecięcej buzi, gdy Yue wyjęła instrument.
        - Będziesz grała? Co to jest? – zapytała z ciekawością. – Tata też gra, wiesz? Ale na pianinie. I umie jeszcze na harmonijce! – opowiadała, jak to dzieci mają w zwyczaju, chwaląc się umiejętnościami rodzicieli, jakby były ich własne.
        Na pytanie o konkretne życzenie zamyśliła się tak silnie, że nie odpowiedziała, i dopiero propozycja prawdziwej historii znów ją orzeźwiła.
        - Tak! Prawdziwą historię! – odpowiedziała podekscytowana, wciąż zapatrzona w nieznane urządzenie. Jej brwi zjechały się lekko na obraźliwe dla dziecka pytanie.
        - Ja się niczego nie boję! – odparła butnie, ale złagodniała na nowo, słysząc pierwsze nuty. Jak gdyby sama melodia oswajała dziecko, intrygując je i uciszając wszelkie protesty. Wpatrzona w Yue i zasłuchana w melodii, blondyneczka siedziała przez chwilę nieruchomo, dopiero później układając się pod kołderką i składając głowę na poduszce. Przekręcona była jednak tak, by widzieć brunetkę, a wielkie niebieskie oczy odbijały wszystkie jej refleksje, gdy Amelia słuchała opowieści.
        Poruszyła się, podekscytowana, słysząc o wilkach i splatając pod kołderką palce starała się nie powiedzieć nic na ten temat. Tata zawsze zwracał jej uwagę, by nie tylko nie mówiła co potrafią, ale najlepiej w ogóle nie reagowała, gdy mowa jest o wilkach lub wilkołakach. Ale jakże pasowała ta bajka! Były i wilki, i dzielna księżniczka… Amelia słuchała z ogromnym przejęciem.

        Barnes muzykę usłyszał już w łazience i nadstawił wtedy ucha zaintrygowany, ale nie poszedł tam od razu. Jeśli coś mogło przestraszyć dziewczynę jeszcze bardziej to chyba widok jego w ręczniku. Założył więc spodnie i po cichu podszedł do pokoju córki. Stanął w progu, nie chcąc przeszkadzać i wytrącić Yue z rytmu. Amelia go dostrzegła, ale dał jej znak, żeby była cichutko i blondynka wróciła spojrzeniem do nowej koleżanki.
        A dziewczyna miała talent. A na pewno dobre ucho. Gdy już przestawił się nieco z myśleniem, by nie śledzić odsłoniętych ud dziewczyny, obserwował jak radzi sobie z nietypowym instrumentem i jak naturalnie przychodzi jej gra i opowieść jednocześnie. Można powiedzieć, że smarkula zaskarbiła sobie trochę jego sympatii, wybierając tak oryginalny instrument.
        W końcu jego spojrzenie przypaliło ją lekko w kark, bo zerknęła w stronę drzwi. Chyba jednak tylko instynktownie, bo jego widok ewidentnie ją przestraszył i dziewczyna prawie podskoczyła, obracając się gwałtownie, a smyczek zsunął się z jękiem ze strun. Mężczyzna nie powstrzymał lekkiego grymasu na fałszywą nutę.
        - Skończyłyście? – mruknął marudnie.
        - Nie, tato, przeszkodziłeś! Wilk właśnie przyszedł po księżniczkę! – zawołała podekscytowana Amelia, a Victor parsknął krótkim śmiechem i podszedł do niej szybkim krokiem; lekko pochylony i na ugiętych nogach.
        - Przyszedł ją zjeść? – zażartował, szczerząc zęby, ku rozbawieniu córki.
        - Nie! – zachichotała dziewczynka, ale nagle zrobiła wielkie oczy i spojrzała na brunetkę – To znaczy… nie zje jej, prawda Yue? – zapytała poważnie, podnosząc się na klęczki.
        Mężczyzna zabrał poduszkę z łóżka i rozsiadł się z sapnięciem. Półleżąc, ułożył sobie ją na nowo pod brzuchem i skłonił Amelię by się położyła. Dziewczynka była taka podekscytowana, że zapominała o domykaniu buzi, wpatrując się w Yue.
        - Bajka ma być na dobranoc – mruknął, spoglądając ostrzegawczo na brunetkę. Amelka ułożyła się wygodnie w pościeli, z głową na poduszce u taty i ziewnęła szeroko. Wilk oparł się o ścianę i wyciągnął nogi, jedną ręką obejmując dziewczynkę w kołdrze, a drugą głaszcząc ją po głowie.
        - No to dalej, bo już późno. Co z tym wilkiem? – zapytał lekko rozbawiony, zerkając na brunetkę. Teraz miała dwoje słuchaczy.
Yue
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Yue »

        - To erhu, instrument z moich stron - wytłumaczyła pogodnie. Amelia była znacznie przystępniejsza niż jej ojciec, ot prawo dzieci, które nie musiały przejmować się problemami codzienności jak dorośli. Yue uśmiechnęła się zasypana kolejnymi pytaniami i odpowiedziami zarazem, głównie kiwając głową w odpowiedzi. Słyszała grę pianisty. Robiła wrażenie, a pewnie gdyby okoliczności i miejsce były bardziej sprzyjające, poświęciłaby jego grze znacznie więcej uwagi. Niestety okazja najprawdopodobniej się nie powtórzy. Do domu, wbrew sugestiom szatyna, wcale się nie wybierała. Nie zniosłaby konfrontacji z rodziną, której zaufanie i oczekiwania z pewnością zawiodła, nie w tej chwili. Rano czekała ją dalsza podróż, to było postanowione.
        Słysząc butne zapewnienia, Yue uśmiechnęła się ponownie. O ile dziewczynka nie sprecyzowałaby jasno swoich oczekiwań, księżniczka miała już wybraną historię. Teraz chciała wzbudzić zainteresowanie i zaangażowanie w opowieść.
I chyba jej się udało. Dziewczynka zasłuchała się, a na dziecięcej buźce malowało się rozemocjonowanie bajką. W takich chwilach Yuehai cieszyła się grą i opowieścią jeszcze bardziej. Lubiła sprawiać innym przyjemność.
        W trakcie opowiadania coś jednak zaczęło ją niepokoić. Najchętniej zrzuciłaby dziwny dyskomfort na bajkę, ale wrażenia znacznie przerastały wczuwanie się w historię. Wreszcie Yue odwróciła się dla spokoju ducha. W drzwiach myślała nie zastać nikogo. Upomniałaby siebie w myślach za naiwność i kontynuowała baśń bez dalszych komplikacji. Tam jednak stał mężczyzna.
        Wystraszyła się nie na żarty. Zupełnie jakby to na nią zaczaił się najprawdziwszy wilk. Dopiero gdy do świadomości dziewczyny dotarło, że spostrzegła gospodarza domu, a nie obcego bandytę, Yuehai uspokoiła się nieco. Westchnęła cichutko, kojąc skołatane tętno. Przynajmniej na moment, już miała usiąść wygodniej, gdy pojęła, że mężczyzna, ojciec Amelii czy nie, wpatrywał się w nią najprawdopodobniej cały ten czas. Na moment znów serce brunetki uderzyło mocniej. Dlaczego on ją obserwował? A potem Yue uświadomiła sobie, że teraz ona cały czas patrzyła na mężczyznę, dodatkowo z bezpardonowo obnażonym torsem, co w ogóle nie miewało miejsca w jej stronach, nawet w najgorętsze dni. Mało nie dostała zawału po raz drugi! Dziewczyna momentalnie uciekła wzrokiem w swoje kolana, a zawstydzony rumieniec wykwitł na jej policzkach. To nie było dobre miejsce. Teraz spostrzegła swoje odsłonięte nogi, co zupełnie nie pomagało w oswojeniu się z obecnością gospodarza. Masz ci los. Dobrze, że włosy opadły jej na ramiona, kryjąc twarz za swoją ciemną kurtyną. Dłonią wygładziła podwinięty rąbek koszuli. Zyskała oczywiście niewiele, ale gest chociaż odrobinę pomagał się uspokoić w tej upokarzającej sytuacji.
        Podniosła jednak wzrok, słysząc pytanie, ale nie zdążyła zerknąć na dziewczynkę aby spytać, czy już była senna, gdy Amelia sama głośno zaprzeczyła. Czyli jednak jeszcze nie chciała spać.
Yue podniosła oczy nieco pewniej, uśmiechając się lekko, widząc zabawę ojca z córką. W takich momentach strach i poczucie skrępowania gdzieś ginęły. Zaraz potem spoważniała.
        - To było właśnie najgorsze - odpowiedziała, robiąc bardzo poważną minę. Ostrzegawczym spojrzeniem pianisty nie przejęła się zupełnie. Więcej, można by powiedzieć, że przez tchnienie, przez twarz Yue przemknął psotny uśmieszek. Co jak co, głupiutka nie była i nieraz opowiadała bajki, przecież dzieci się nie straszyło, ale takich ojcowskich gróźb się nie bała. Była niepewna w obecności obcego mężczyzny, ale nie bała się ojca Amelii, który moment temu udawał skradającego się wilka. Tym bardziej, gdy dziewczynka mościła się na nowo na trzymanej przez ojca poduszce.
        - Wszyscy byli przekonani, że wilk chce pannę pożreć, bo cóż innego bestia mogła chcieć? - zanosiło się na to, że musiała dokończyć bajkę dla trochę poszerzonej widowni. Yue uśmiechnęła się delikatnie, na powrót siadając wygodniej. Przez chwilę zawahała się jeszcze jak ułożyć erhu, ale ostatecznie westchnęła, poddając bitwę z niezbyt trafnie dobranym odzieniem, założyła nogę na nogę, ułożyła instrument i wróciła do opowieści.
        - Wilk zjawił się u wrót, podczas gdy jego wataha krążyła wokół grodu. Gdyby nie naciski szlachty i doradców, król na pewno zamknąłby się w zamku i kosztem poddanych przeczekałby wilcze oblężenie. Zbyt mocno kochał swoją córkę. Niestety decyzja nie należała tylko do niego.
Wilczy król wkroczył na posadzki, a wokół zapanowała grobowa cisza. Król siedział na swoim tronie, u jego boku stali uzbrojeni synowie, a za tronem stała przerażona księżniczka.
        - Przyszedłem po moją zapłatę - odezwał się wilk.
        - Dam ci co tylko chcesz, ale nie dziewczynę. Dostaniecie bydło i owce, czego zapragniecie - perorował król, licząc, że przekona żarłoczne zwierzę.
        - Dotrzymałem swego słowa - zawarczał wilk. - Teraz twoja kolej, królu. Przyszedłem po obiecane dziewczę.
Król znów próbował przekonać białego wilka, ale ten powtórzył swoje żądanie.
        - Nie zgadzam się! - Złość władcy narastała.
        - Chcesz królu złamać dane słowo? - basior zawarczał. Król jednak zbyt obawiał się o swoją córkę, żeby myśleć w kategoriach przysięgi i danego słowa. Podniósł w górę dłoń, a skryci w cieniu łucznicy wysunęli się do balustrad balkonów i nałożyli strzały na cięciwy.
Król wilków zawarczał wściekle. Był jednak jeden i był osaczony, nie miał szans. Wpadł w zasadzkę podstępnego wiarołomcy
- Yue powoli budowała napięcie, zerkając na swoich słuchaczy, żeby dobrać właściwy ton i ewentualnie lekko zmodyfikować melodię.

        - Odejdź, a daruję ci życie, ale mojej córki nie dostaniesz! - to była ostateczna propozycja króla. Biały wilk rozejrzał się wokół, żadna decyzja nie była dobra. Nie mógł odejść by nie stracić honoru. Zostając pozbawiał swój lud ochrony. Uwierzył człowiekowi, a teraz miał za to zapłacić.
Król zamknął uniesioną dłoń w pięść, a we wszechogarniającej ciszy przerywanej jedynie gardłowym warkotem oszukanego Króla wilków, rozległo się skrzypienie dziesiątek napinanych cięciw.
        I wtedy stała się rzecz, której nikt się nie spodziewał. Łucznicy już mieli strzelić. Biały wilk już miał skoczyć do ataku by chociaż zginąć z godnością, gdy na środku sali tronowej pojawiła się osoba, której nikt ani nie pytał o zdanie, ani nie brał pod uwagę.
        Przed wilka wybiegła księżniczka. Zaplotła drobne ramiona na karku zwierzęcia, zasłaniając go przed strzałami jak potrafiła
- A wyobraźcie sobie jak ogromny był wilk gdy księżniczka ledwie sięgała czubkiem głowy jego grzbietu.

        - Stać - zakrzyknął zrozpaczony król, a wilk popatrzył na dziewczynę zaskoczony.
        - Ojcze, chcesz przelać krew zamiast dotrzymać danego słowa?
        - Nie tobie decydować - krzyknął król. Ale księżniczka nie słuchała. Popatrzyła w wilcze oczy i spojrzała na swojego ojca.
        - Żegnaj, ojcze.
        - Wracaj tu natychmiast! - złościł się król, ale zupełnie bezskutecznie. Tymczasem wilczy pysk rozciągnął bezczelny uśmiech. Basior ugiął łapy, a księżniczka wsunęła się na jego grzbiet, przytulając się do białej sierści.
        Opuścili zamek odprowadzani zrozpaczonym spojrzeniem króla i jego synów, a cały dwór na przemian żałował księżniczki i podziwiał jej odwagę, gdy wilki zniknęły w lesie.
        Podróż była długa i męcząca. Droga wiodła przez wiele staj borów i przez najbardziej strome górskie ścieżki. Podczas wędrówki wataha wilków stopniowo się rozpraszała do swoich legowisk, aż został tylko biały wilk niosący na grzbiecie księżniczkę.
W górach wciąż jeszcze leżał śnieg, wokół panował mróz, a dodatkowo zapadał zmrok, gdy basior wreszcie chyba dotarł do celu podróży. Wszedł do jaskini. Tam czekało legowisko ze skór rozmaitych zwierząt. Księżniczka ostrożnie zsunęła się na klepisko. Była jednak zmęczona podróżą, zmarznięta i mimo wszystko przerażona. Omal nie upadła na klepisko. Przed upadkiem uratowały ją męskie dłonie. Przed nią zamiast wilka stał przystojny, białowłosy mężczyzna. To był prawdziwy wygląd wilczego króla.
        Król wilków od początku chciał poznać odważną dziewczynę, która uratowała jednego z jego mniejszych braci. Wilk nie wiedział, kogo spotka. Kierowała nim zwykła ciekawość, nie miał złych intencji wbrew temu co sądzili ludzie. To oni okazali się zwodniczymi bestiami.
Gdy jednak zobaczył księżniczkę, wpierw urzekła go jej uroda, a potem odwaga i zakochał się w dziewczynie od pierwszego momentu.
Z wzajemnością. Księżniczce początkowo było wstyd za ojca. Bała się, ale honor nakazywał jej dotrzymać słowa. Strach jednak szybko minął i księżniczka pokochała życie w górach tak jak wilczego króla.
Przeżyli wiele lat w szczęściu. Chociaż początkowo myśliwi nękali wilki w zemście za porwaną księżniczkę, wilki były sprytne i unikały obław. A po wielu, wielu latach po królestwie zaczęły krążyć legendy o wilkach, które potrafiły zmieniać się w ludzi. A może ludzi potrafiących przywdziewać wilczą skórę...
Dzieci wilczego króla i księżniczki do dziś dzień można spotkać w niektórych lasach, chociaż zazwyczaj wciąż się kryją w obawie przed zemstą ludzi zbyt krótkowzrocznych, żeby zrozumieć.

        - Koniec - Yue zakończyła swoją opowieść odkładając instrument na kolanach.
Awatar użytkownika
Barnes
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Artysta , Ochroniarz , Inna
Kontakt:

Post autor: Barnes »

        Victor bardziej obserwował dziewczynę, niż słuchał jej opowieści. Ludzie inaczej się zachowują, gdy nie wiedzą, że ktoś ich widzi, a Yue przejawiała niezwykłą wprost naturalność i swobodę, gdy tylko w zasięgu wzroku pojawiała się Amelia. Jakby wcale nie poznały się dwie godziny temu, a już na pewno, jakby w towarzystwie dziewczynki nic jej nie groziło. No cóż, na pewno była bezpieczniejsza niż na ganku. A mała ma bajkę. Można więc powiedzieć, że wilki syte, a i nikt nie zginął.
        Sielanka jednak się skończyła, gdy brunetka dostrzegła w końcu mężczyznę w drzwiach. Może i uśmiechnął się nieco złośliwie na widok skali jej przestrachu, ale mogło się też tylko wydawać, gdy zaraz przybrał pozę skradającego się do Amelii wilka. Skoro już i tak im przerwał, to się wygodniej rozsiądzie, i posłucha co się jego księżniczce do głowy kładzie.
        Nie ułatwiał jednak Yue zebrania na powrót myśli. To, że siedział swobodnie z Amelią na kolanach, nie przeszkadzało mu w ogóle w nagabywaniu brunetki wzrokiem. Tym bardziej był bezkarny, bo córa nie mogła tego zauważyć i się niepotrzebnie zainteresować. A z twarzy Barnesa można było czytać jak z otwartej księgi, gdy przyglądał się dziewczynie ubranej tylko w jego własną koszulę. Rumieńce Yue, na równi z psotnym uśmiechem, wywoływały zaś niezmiennie lekki uśmiech i rozbawiony błysk w oku. Nie peszył jej złośliwie, po prostu nie wysilał się na krycie swoich myśli, gdy dziewczyna postanowiła założyć nogę na nogę.
        Zwłaszcza, że wpakował się w słuchanie bajki. Robiła mu menda konkurencję. Jeśli Amelia od teraz będzie życzyła sobie podkład muzyczny do opowieści to nie ręczy za siebie. Ale poza tym szło jej całkiem nieźle.
        Victor słuchał jednym uchem, pozostałą uwagę poświęcając obu paniom. Nieproszony gość radził sobie z bajką całkiem nieźle, gdy już przestała się niepokoić jego obecnością, a Amelia dosłownie zapowietrzała się co chwila, w bardziej emocjonujących jej zdaniem momentach historii. Gdy księżniczka z bajki zasłoniła wilka własną piersią, dziewczynka aż rozdziawiła buzię z wrażenia i Victor złośliwie wsadził jej tam palec. Prychnęła obrażona, ale nie pozwoliła wytrącić się ze słuchania.
        I nawet wilkołak zaczął powoli interesować się bardziej bajką. Niestety zupełnie w inny sposób niż Amelia, która westchnęła zaskoczona, gdy wilk przemienił się w przystojnego, a jakże, mężczyznę. Victorowi uśmiech zastał się na ustach, ale oczy straciły rozbawiony błysk, spoglądając teraz tylko czujnie na Yue. Wiedział, że ona nie wie – jakkolwiek to brzmiało. Mimo wszystko nie lubił zbiegów okoliczności. Zwłaszcza takich.
        - Tato! – sapnęła podekscytowana Amelia, ciągnąc go za nogawkę. Bajka się skończyła, a on wciąż wbijał spojrzenie w brunetkę. Dopiero szturchnięty, spojrzał w dół i uśmiechnął się lekko.
        - Słucham, księżniczko?
        - Wilki zamieniające się w ludzi!
        Nie podobało mu się to jej podekscytowanie i nie chciał, by mała się teraz rozgadała nad bajką, co zwykli czynić. Wstał z sapnięciem, układając poduszkę, razem z blondwłosą głową, z powrotem na materacu i pochylił się, by pocałować Amelię w czoło.
        - Ani słowa. Dobranoc – powiedział i przyszpilił jeszcze dziewczynkę wzrokiem, nim uwierzył, że mała będzie trzymać buzię na kłódkę. To nie był dobry moment na rozmowy na ten temat. Mała wyglądała jakby miała pęknąć od nagromadzonych emocji, ale w końcu wypuściła całe to zebrane powietrze i pokiwała głową.
        - Dobranoc, tato. Dobranoc, Yuehai! – zawołała jeszcze Amelka, podnosząc głowę i chichocząc, gdy tata przycisnął jej ją znów do poduszki.
        Victor obrócił się w końcu i skinieniem wyprosił brunetkę z pokoju córki, wychodząc zaraz za nią.
        - Ciekawa historia – powiedział cicho, zamykając za sobą drzwi. – To popularna bajka w twoich stronach, Yuehai? – zapytał, postępując niedbale w stronę dziewczyny. Jak podejrzewał, cofała się przed nim, a tym samym odsunęli się kawałek od pokoju Amelii. Nie wiedział, czy jest coś w ogóle do podsłuchania przez małą, ale wolał nie ryzykować.
        Od brunetki dalej ciągnęło tylko strachem i mokrymi włosami, chociaż teraz wyczuwał też delikatną woń kwiatów i minimalnie przechylił głowę na bok. Skąd tu kwiaty? Nieważne. Jutro już jej tu nie będzie.
        - Dobranoc – mruknął w końcu i odwrócił się nagle, idąc do swojego pokoju.

        Spał głęboko, jak zawsze. Nieważne jakie troski nad nim wisiały, jako ciężko pracujący mężczyzna miał prawo spać, aż się nie obudzi. Czyli zazwyczaj do wczesnego ranka. Wczoraj wszyscy trochę posiedzieli więc nie obudziło go skakanie Amelii po materacu, a jedynie jakieś drące dziób ptaszydło za oknem. Leżał chwilę, dochodząc do siebie, po czym otworzył nagle oczy, gdy przypomniało mu się, że mają gościa. Wstał, ubrał się i wyszedł z sypialni, zbliżając się bezszelestnie do śpiącej jeszcze brunetki. Zatrzymał się nad nią i przechylił głowę, przyglądając się rozluźnionej twarzy i lekko rozchylonym ustom. Przez moment kusiło go, by odgarnąć włosy z policzka, w zwykłym pretekście do dotknięcia dziewczyny, ale tylko przetarł twarz z zaspanym mruknięciem i odwrócił się w stronę drzwi. Znalazł właściwy klucz i po odrzuceniu pozostałych rygli, wyszedł na zewnątrz.
        Padało chyba całą noc, bo trawa była jeszcze mokra, ale ciepły ranek zapowiadał upalny dzień. Victor zszedł ze schodów i obszedł chatę, kierując się do studni, by przynieść wodę.
Yue
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Yue »

        Lepiej z pianistą za plecami czy naprzeciw, rozciągniętym na łóżku, ciężko było jednoznacznie stwierdzić. Mężczyzna tak czy inaczej, bynajmniej nie pomagał się skupić. Wcześniej odczuciem obecności, teraz natarczywym, oceniającym wzrokiem.
        Sam fakt powiększenia widowni o półnagą osobę też nieco utrudniał, ale gdy ten typ wlepiał w nią swoje ciemnoniebieskie oczy, całość komplikowała się znacznie bardziej. A Barnes leżał sobie i nieustannie ją obserwował. Najchętniej umknęłaby z pokoju. Niestety nie mogła. Chociaż tyle dobrego, że miała bajkę do dokończenia, zadanie umożliwiło ucieczkę w znajomą czynność.
        Yuehai skupiła się więc na opowiadaniu i dziewczynce, reakcjach młodocianej widowni oraz unikaniu przejmujących źrenic. Przynajmniej do końca historii. Potem znów musiała stawić czoła pianiście. Yue uśmiechnęła się częściowo ciepło, widząc rozemocjonowanie Amelii, częściowo niepewnie. Wzrok mężczyzny się zmienił, i teraz muzyk patrzył na nią nie tylko intensywnie ale i dziwnie.
        - Dobranoc - odpowiedziała pogodnie, swoim cichym tonem i wyszła z pokoju wraz ze skinieniem mężczyzny. Tylko ten nie wiedzieć czemu zamiast ją zwyczajnie wypuścić, zaczął się zbliżać. Nie podobało jej się to ani trochę, ani każdy krok Barnesa, ani sposób w jaki podchodził, niby nigdy nie był przyjazny, ale teraz atmosfera jaką roztaczał wokół siebie była nieco inna, przez co księżniczka czuła się jeszcze bardziej niepewnie. Splotła dłonie na instrumencie, przez co tym dotkliwiej odczuła bliskość Victora, gdy w delikatną skórę niemal uderzyło ciepło ciała podchodzącego szatyna. Cofała się więc jak w dziwnym tańcu, podczas gdy muzyk się zbliżał, żeby znaleźć się chociaż trochę dalej, odzyskać chociażby krztę spokoju myśli, żeby go nie dotknąć.
        - Wręcz przeciwnie - zaczęła odpowiadać ostrożnie, ale spokojnie, podświadomie dokładnie tak jak mówiłoby się do warczącego zwierzęcia.
        - Nie jest to zbyt znana ani popularna legenda, ale ją lubię, jest inna niż wszystkie - wyjaśniła łagodnie, chociaż nieustannie zmieszana sytuacją i bliskością mężczyzny. A ten zostawił ją równie skonsternowaną, jak ją niepokoił do tej pory, gdy niemal nagle postanowił odejść.
        - Dobranoc - odezwała się cicho do pleców szatyna, którym poświęciła stanowczo zbyt wiele uwagi jak na panienkę z dobrego domu. Klepnęła się cichutko po policzkach i podeszła do przeznaczonej jej kanapy. Wpierw ułożyła starannie instrument, dopiero sama usiadła na brzegu materaca i westchnęła cicho. Jak mogła się odwdzięczyć, skoro nie chciał pieniędzy? Może zaparzyłaby rano herbatę. Dziewczyna przeciągnęła spojrzeniem w stronę kuchni. Nie znała pomieszczenia, szafek, nie wiedziała gdzie co trzymał… Grzebała by po cudzych zakamarkach próbując się odnaleźć… To było niegrzeczne. Poza tym nawet nie wiedział czy lubił herbatę, jeśli tak to czarną czy może zieloną, i jak parzoną, a może wolał kawę…
Na podobnej zasadzie pomyślała o przygotowaniu śniadania i równie szybko z tej idei zrezygnowała. Dodatkowo przecież nie umiała gotować, księżniczki i szlachcianki nie musiały krzątać się po kuchni.Beznadziejna sytuacja...
Yue ponownie westchnęła równie cicho, ale nieco żałośniej niż wcześniej i przyłożyła głowę do poduszki.
Była bezużyteczną, naiwną, nie znającą życia dziewczyną. Teraz, jak światła pogasły, a ona została sama, bolesna świadomość ponownie uderzyła w brunetkę, silniej, chociaż w nieco odmiennej formie niż wcześniej.
        Przytuliła twarz do koca i stłumiła łkanie, gdy łzy bezgłośnie popłynęły po policzkach. Nie chciała pobudzić domowników. Nawet nie wiedziała, dokąd miała się udać, poza tym, że na pewno nie do rodzinnego domu.
Jeszcze dobrą chwilę słone krople moczyły poduszkę, zanim Yue zasnęła utulona własnymi łzami i deszczem, który nieustannie tłukł w dach i szyby.
        Ranek zastał Yuehai wciąż śpiącą, zmęczoną wyczerpującym fizycznie i emocjonalnie dniem poprzednim. Przez noc dziewczyna przytuliła się mocno do koca, obejmując go niczym najlepszego przyjaciela. Długie włosy rozsypały się po kanapie, poduszce. Przysłoniły też twarzy dziewczyny, która była pogodna i wolna od trosk nasyłanych przez świadomość. Drobne dłonie zacisnęły się na ciepłym materiale, podczas gdy nogi dawno przestały być przykryte, a zaplątały się w sploty koca w typowo nocnym nieładzie.
Yue obudził dopiero trzask otwieranych drzwi. Otworzyła gwałtownie oczy i zaraz zerwała się wystraszona z kanapy. Nie pamiętała gdzie była, ani co się działo, ani, że kanapa była wąska, do tego zaplątana w koc, zamiast kleknąć na brzegu materaca, spadła wprost na podłogę. Dopiero to nieco ocuciło brunetkę, która przysiadła na klęczkach i potarła oczy. Już pamiętała. Hana, ucieczkę, schronienie w chacie pianisty. Westchnęła nieszczęśliwie i podniosła się z ziemi. Korzystając z nieobecności mężczyzny, szybko przebrała się w sukienkę, która może była wymięta, ale przynajmniej już sucha. Złożyła koc, ułożyła na nim koszulę i spojrzała na pokrowiec z instrumentem. Właśnie przyszła pora ruszać w drogę.
Awatar użytkownika
Barnes
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Artysta , Ochroniarz , Inna
Kontakt:

Post autor: Barnes »

        Nie napierał na dziewczynę umyślnie, chciał tylko oddalić się od pokoju Amelii, ale też w jakiś naturalny sposób podążał za cofającą się przed nim brunetką i zatrzymał się dopiero, gdy ona stanęła. Zerknął w dół, na zaciśnięte na instrumencie palce dziewczyny i podniósł wzrok na drżące podczas odpowiedzi usta. Aż tak się go bała? No bez przesady.
        Sugerując się jednak zachowaniem Yue, odpowiedział jej tylko mruknięciem i życzył dobrej nocy, po czym skierował się do swojej sypialni. Przecież nie straszył dzieci dla rozrywki.
        Runął na łóżko i od razu zamknął oczy, szykując się do snu. Odruchowo nasłuchiwał odgłosów w domu, więc z zadowoleniem przyjął zapadającą ciszę. Niemal idealną. Czuły słuch wyłowił kilka niepokojących dźwięków, ale gdy tylko Victor zorientował się, że pochodzą od obcej dziewczyny, a nie jego córki, zignorował ciche posmarkiwanie w koc i po chwili zapadł w spokojny sen.

        Rano przyglądał się chwilę zgrabnej niedogodności, śpiącej spokojnie na jego kanapie. W końcu jednak sam się upomniał w głowie i wyszedł na zewnątrz, nawet nie starając się nie obudzić dziewczyny. Komu w drogę temu czas.
        Dzień zapowiadał się pięknie, czyli dla niego w miarę wygodnie. Przed pracą u stolarza podrzuciłby Amelię do szkoły. Czasem nawet zabierał ją ze sobą do pracy. Do warsztatu by jej nie wpuścili – mała była bystra, ale wciąż to tylko dziecko, a te mają dar do zrzucania sobie ciężkich lub ostrych rzeczy na głowę. Ale czasem spędzała dzień w okolicy, umiała się sobą zająć. A na pewno było jej przyjemniej na polanie niż samej w chacie. Zwłaszcza, że stolarz miał łagodną kobyłę, która albo rozumiała, że mała wilkołaczka jest niegroźna, albo na starość straciła węch. W każdym razie nie świrowała przy Amelii jak większość zwierząt.
        Później mógłby ją odebrać ze szkoły, zawieźć do domu i zdążyć na wczesny wieczór do baru. A gdyby wypadła mu wieczorem robota, to poprosi znów Maggie. Może dzisiaj zostanie dłużej.
        Tak, to był całkiem niezły plan, który miał i tak pójść w diabły, ale Barnes jeszcze tego nie wiedział. Napełniał dwa wielkie drewniane wiadra, stojące zawsze przy studni, gdy w chacie, z pokoju jego córki, dobiegało ciche drapanie w drzwi. Niezależnie od tego, czy Yue zdecydowałaby się zajrzeć z ciekawości do pokoju Amelii czy nie, szczeniakowi w końcu udało się skoczyć na klamkę i drzwi otworzyły się z jękiem.
        Mały szary wilczek wypadł z pokoju z wywalonym językiem i, drapiąc pazurami po deskach podłogi, starał się wyrobić na zakrętach. Celem była oczywiście Yuehai, do której dopadł mały drapieżnik i, popiskując z radości, zaczął podskakiwać na tylnich łapkach, przednimi szurając bezradnie po gładkich łydkach dziewczyny, by wziąć go na ręce. Ogon merdał radośnie, a wielkie oczy Amelki wpatrywały się pełne szczęścia w nową przyjaciółkę.
        I dopiero to popiskiwanie usłyszał Victor, wracając z wodą do chaty. Przeżuł przekleństwo, pozwalając sobie jeszcze chwilę żyć w nadziei, że się przesłyszał. W końcu jednak stanął w progu z wiadrami w rękach, przez co tym lepiej było widać opadające bezradnie ramiona.
        - Kurwa.
        Amelia na jego widok wyrwała się Yue i zaczęła z radosnym piskiem obskakiwać teraz wysokie buty ojca. Ten uniósł lekko ciężkie wiadra, by nie przywalić nimi szczeniakowi i spojrzał krótko na brunetkę. Gotowa do drogi. Znów w sukience. Ponownie zerknął na małego wilczka pod nogami.
        Kurwa.
        Dobra, póki co odstawi te pieprzone wiadra.
        Bez słowa poszedł w stronę łazienki, robiąc ostrożne kroki, by nie nadepnąć córce na łapę. Nie chciał jej mówić po imieniu, jeszcze nie wymyślił, co zrobić z tym fantem.
        Lepiej dla Yue, żeby była durna, bo była za ładna, żeby ją zakopywać w lesie tylko dlatego, że Mela się nie kontroluje.
        Nie może teraz zostawić młodej samej. Od biedy może ją wziąć ze sobą do stolarza. Chociaż Amela rosła na tyle szybko, że ludzie podejrzliwie patrzyli na wilczo wyglądającego szczeniaka. Po to mieszkał na zadupiu, żeby się nie tłumaczyć z takich sytuacji.
        Przelewał wodę z wiader do zbiornika nad prysznicem, cierpliwie znosząc szarpanie zębami za nogawkę od spodni i wciąż próbując wymyślić rozwiązanie z głupiej sytuacji.
Yue
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Yue »

        Odzyskać i pozbierać utraconą godność nie było łatwo, tym bardziej po wczorajszym wieczorze, szczególnie klęcząc na podłodze, zaplątanej w cudzy koc, odzianej w pożyczoną od obcego mężczyzny koszulę...
Przez chwilę rzeczywistość znowu przytłoczyła Yue. Cóż dalej miała począć...? I może znów zaczęłaby użalać się nad swoim całkiem bezużytecznym jestestwem, ale w świetle dnia łzy byłyby wyjątkowo widoczne, a nie wypadało płakać na widoku. W zasadzie tylko przez przypadek została złapana na łkaniu na ganku domu, który wcześniej uznała za opuszczony. Gdyby wiedziałam że ktoś może dostrzec jej łzy, księżniczka nie pozwoliłaby sobie na tak swobodne użalanie się nad sobą. Poza tym dzień zapowiadał się naprawdę piękny, a Yue nie należała do malkontentów. Na koniec w domu zaczęły rozlegać się niepokojące chroboty, i to one zajęły pełną uwagę brunetki, ale że niegrzecznie było myszkować w cudzym domu, Yue nadstawiła czujniej ucha, zastanawiając się jednocześnie, czy powinna coś zrobić, a jeśli tak, co dokładnie…
        Dylemat księżniczki rozwiązał się jednak szybciej, niż mogłaby przypuszczać. Tak jak niespodziewanie rozpoczęły się hałasy, tak równie nieprzewidzianie do salonu wpadł szary szczeniak. To był winowajca skrobania, gdy dźwięk ucichł na rzecz stukotu pazurów uderzających w podłogę w pełnym biegu.
        - Ojejciu - szepnęła Yue gdy psiak dopadł do jej nóg, dopominając się pieszczot. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu, poszukując wzrokiem Amelii, prawdopodobnej właścicielki pieska. Niestety dziewczynka chyba jeszcze nie wstała…
        A szczeniaki jak wiadomo mają tendencję do psocenia i niestety brudzenia w domu. Ten co prawda nie wyglądał jakby biegł za potrzebą, ale może kałuża powstała gdzieś już wcześniej... Bezsilna brunetka przysiadła na kanapie biorąc zwierzątko na ręce, uznając, że problemem zapewne zajmą się domownicy. W końcu obecność czworonożnego mieszkańca była zaskoczeniem tylko dla niej…
Poczochrała puszyste futerko krótko zastanawiając się, jak przegapiła obecność pieska. Księżniczka szybko jednak doszła do wniosku, że w sumie nie rozglądała się po domu jakoś uważnie, a zwierzak mógł spać zwinięty w kłębek w jakimś zacisznym kącie, unikając wykrycia.
        Akurat gdy zdążyła się pogodzić z zaskoczeniem i drapała pieska za uchem, do domu wszedł pianista, poniekąd rokując na rozwiązanie problemu w kwestii dalszych poczynań ze szczeniakiem. Szary psiak zerwał się z kolan księżniczki a oczy brunetki podążyły za psotnikiem, niosąc niechybną zgubę dziewczyny.
        Yuehai zupełnie na śmierć zapomniała o szczeniaku, gdy tylko jej wzrok padł na mężczyznę. Brunetka nie widywała na co dzień tak nieprzyzwoicie obnażonych męskich torsów, ba, raczej ogólnie ich nie widywała. A nawet jeżeli miałaby większe doświadczenie w podziwianiu męskich sylwetek, to i tak Victor Barnes odbiegał od Eravaliańskich standardów. Moment, w którym podniósł ciężkie wiadra ponad pałętającego się pod nogami szczeniaka, pokazywał jak bardzo.
Rumieniec oblał policzki księżniczki, a gdy ta zorientowała się, że już nie tylko została zaskoczona nagłym zjawieniem się pianisty, ale zwyczajnie nieprzystojnie gapiła się na mężczyznę, zaczerwieniła się jeszcze mocniej, przynajmniej trzeźwiejąc dostatecznie by spojrzeć w stronę bezpiecznej podłogi, a potem w kierunku równie bezpiecznego wnętrza domu. Amelia. Wzrok zaczął szukać prawdopodobnej właścicielki psiaka, który właśnie przeszkadzał pianiście. Przecież ona nie mogła i nie powinna ganiać za psiakiem pod nogami Victora, nie w takim stanie i komentarz dotyczyłby zarówno szatyna jak i jej. Gdy więc obiekt wywołujący zaćmienie w młodym umyśle znikał w łazience razem z puszystym siewcą zamętu, Yue na paluszkach podążyła w stronę sypialni dziewczynki.
        - Amelia… - odezwała się cicho brunetka, ostrożnie zaglądając przez uchylone drzwi. Myszkowanie było niegrzeczne, ale ktoś musiał okiełznać szarą kulkę. Wzrok księżniczki napotkał jednak puste łóżko. Yue otworzyła drzwi szerzej, ale na materacu leżała jedynie zwinięta pościel.
Teraz Yue naprawdę się zapowietrzyła. Tak jak do pokoju szła ostrożnie tak teraz biegiem popędziła przez mieszkanie.
        - Panie Barnes, Amelia zniknęła - wykrztusiła na jednym wdechu, wpadając do łazienki akurat, gdy Victor kończył napełniać zbiornik. Niedogodności związane z wyglądem mężczyzny zeszły na dalszy plan, a oczy księżniczki wyrażały tylko przerażenie. Przecież nie zauważyła, żeby dziewczynka wychodziła. Dostrzegła dla odmiany, że mężczyzna dość dokładnie zamykał drzwi, więc może nie bez przyczyny tak barykadował domostwo. Co prawda nie spostrzegła by ktoś się włamywał, ale przecież były sposoby, a źli ludzie na pewno mieli więcej możliwości niż ośmiolatka. Co jeśli dziewczynkę ktoś porwał!
Awatar użytkownika
Barnes
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Artysta , Ochroniarz , Inna
Kontakt:

Post autor: Barnes »

        Nie był to pierwszy raz, i zapewne też nie ostatni, kiedy Amelia przemieniła się bez uprzedzenia i dbania o pozory, momentalnie wywracając do góry nogami cały dzień Victora. Dziewczynka była rezolutna i gdyby nie był nadmiernie opiekuńczy to nie raz zostawałaby w domu sama na dłużej. Ze szczeniakiem była jednak kompletnie inna sprawa. Nie wiedział na ile przez te bystre wilcze oczęta zagląda jego córka, a na ile zwierzęciem kieruje instynkt. On sam pod postacią wilka umysł miał w pełni ludzki i tylko zabarwiony zwierzęcą naturą. Ale on został przemieniony, gdy był dorosły; kto wie, jak przebiega to u dzieci wilkołaków.
        Wiedział tyle, że Amelia reaguje na swoje imię i mniej więcej rozumie, co się do niej mówi. Nie zawsze słucha oczywiście, ale Victor nie wiedział czy to zasługa braku ludzkiej świadomości dziewczynki, czy po prostu zwiększonej ochoty do rozrabiania pod wilczą postacią.
        - Mela! - syknął w końcu rozdrażniony, z wiadrem z wodą nad głową i szczeniakiem szarpiącym sznurówkami jego butów. Wilczek tak zawzięcie walczył ze sznurkami jakby toczył bitwę o życie, którą co gorsza przegrywał. Na dźwięk swojego imienia przechylił łepek, spoglądając zaczepnie na mężczyznę i kłapiąc na niego zębami w zaproszeniu do zabawy. Dopiero gdy Barnes warknął cicho, odsłaniając zęby, szara kulka położyła po sobie uszy i obaliła się na bok, sapiąc z niezadowoleniem w podłogę. Skaranie…
        Victor odstawiał wiadra na podłogę, gdy do łazienki wpadła Yue. Łypnął na nią nieprzyjaźnie, gryząc się w język, by nie skomentować oczywistego komunikatu. Wystraszone oczy nie zrobiły na nim wrażenia. Wystarczająco miał własnych zmartwień, by uspokajać bezpodstawnie spanikowaną dziewczynę. Mruknął coś, kończąc odpalanie palników po balią, po czym minął brunetkę bez słowa, samym krokiem zmuszając ją do wycofania się z przejścia. Za nim, roztaczając zupełnie inną atmosferę, brykał mały wilczek, w zabawie dopadając do kostek mężczyzny i odskakując znów w tył lub w bok, co nie raz skutkowało upadkiem na zadek. Towarzyszyły temu oczywiście nieustające szczeknięcia, burknięcia, sapnięcia i piski. Dopiero mijając dziewczynę, szczeniak zmienił obiekt zainteresowania i skakał teraz na tylnych łapkach, przednimi znów pacając łydki Yue.
        Barnes zarzucił na grzbiet flanelową koszulę i zapinając guziki obserwował dziewczynę zbyt uważnie, by było to dla niej komfortowe. Zastanawiał się, czy nieproszony gość nie okaże się jednak przydatny; czy okazja do pozostawienia Amelii pod czyjąś opieką, gdy on będzie w pracy, warta jest ryzyka związanego z dłuższym przebywaniem obcej brunetki w jego domu. Wnioski mu się nie podobały, ale też nic w tej sytuacji mu się nie podobało. No, może poza spojrzeniem dziewczyny, gdy wrócił do chaty, ale nie miał czasu ani głowy, by to teraz analizować. Podszedł bliżej do brunetki, po drodze podwijając rękawy do łokci.
        - Nie masz powodu do niepokoju - powiedział w końcu. - Amelii nic nie jest.
        Przeszło mu przez myśl, by zełgać, że dziewczynka wyszła już do szkoły z samego rana, ale takie kłamstwo mogło go użreć w dupę, gdy młoda wróci do swojej postaci pod jego nieobecność. Z drugiej strony wówczas to, co powiedział Yue, byłoby i tak jego najmniejszym zmartwieniem. Z jakiejś przyczyny Victor wciąż próbował wymyślić rozwiązanie, które nie stawiałoby cudzoziemki w niebezpieczeństwie - również z jego strony; przywykł bowiem do pilnowania swojej tajemnicy za wszelką cenę.
        Gwizdnął ostro, gdy przez szczenięce piski radości nie słyszał własnych myśli. Amelka w swojej czworonożnej postaci skuliła w pierwszej chwili ogon, ale za chwilę obeszła Yue, spoglądając bezczelnie na ojca zza łydek dziewczyny. Ogon znów merdał radośnie. Mała cwaniara. Powinna uważniej dobierać przeszkody. Victor spojrzał znów na twarz Yue.
        - Lubisz owsiankę? - zapytał, kierując się do kuchni, chociaż miał nadzieję, że dziewczyna nie jest wybredna. Krzątając się po kuchni wyjął trzy miski, dwie łyżki, mleko i owsiankę. Rozpalił ogień na kuchence i postawił na niej garnek. Na każdym kroku towarzyszył mu podskakujący szczeniak, który na zapach ciepłego mleka zaczął się już oblizywać. Wszystko to tworzyło ciche tło poranka.
        - Jak zjesz, to woda w zbiorniku nad natryskiem powinna się już nagrzać - odezwał się Victor, podchodząc z garnkiem owsianki i nakładając jej równomiernie do trzech miseczek.
        - Pomogę ci zgasić palniki i będziesz mogła wziąć prysznic - dodał, wkładając łyżki do dwóch miseczek. Szczeniak przy jego nogach już z niecierpliwością bił ogonem. - No już - mruknął cicho do wilczka. - Uważaj, ciepłe - dodał, stawiając miskę na ziemi, a szczeniak zbliżył powoli nos do parującego dania i parsknął z niezadowoleniem. Victor uśmiechnął się pod nosem i wrzucił jeszcze po garści orzechów do pozostałych dwóch misek, po czym jedną z nich podsunął Yue.
        - Smacznego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Efne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości