Otchłań[Posiadłość d'Notte] Przysięga

Cień od wieków zalega nad Krainą Demonów. Ciemność ogarnęła świat zamieszkały przez te tajemne istoty. Jakie to myśli rodzą się w ich głowach, gdy spotykają się na zgromadzeniach demonów w Czarnych Twierdzach? Jakież to plany snuja się w ich umysłach gdy przechadzają się po swych kamiennych domach. Milczące postacie przewijają się bezszelestnie przez ulice mrocznych miast.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon starał się opowiadać możliwie zrozumiale, jednocześnie szczędząc Rakel zbędnych szczegółów. Rzeczywistość Otchłani była dla Rakel wystarczająco przytłaczająca. To co dla demonów, dla niego, było zwykłą codziennością, czasem niewygodną, ale wymagającą niezbędnych poświęceń, dla dziewczyny było emocjonalnie trudne do zaakceptowania. Tym bardziej obawiał się jak Rakel przyjmie wydarzenia, których była świadkiem i jak zareaguje na jego opowieść i wyjaśnienia. Pierwszy niepokój wywołał ryzykiem jakie podjął.
        Westchnął cicho, nie umiejąc odpowiedzieć nic innego. Dla Luciena wybór był prosty, tym razem do stracenia miał więcej niż życie. Dni spędzane ze Scarlett na głowie ograniczyłby do minimum… W domu nie przebywałby wiele czasu, jakoś by sobie poradził, ale nie mógłby bywać u Rakel. Przepadłyby poranki przy kawie... Mógł zapomnieć o polegiwaniu przy zasypiającej Czarnulce. Musiałby zabronić sobie paru innych przyjemności. Spokoju szukać musiałby w świecie, znów samotny, bez celu, bez ani jednej bezpiecznej przystani. Mimo wszystko chyba lepiej było nie mówić “wiem”. Ton dziewczyny jasno dawał do zrozumienia, że nie byłaby zadowolona.
        Kontynuował wyjaśnienia, bez wchodzenia w szczegóły, wciąż licząc na zrozumienie. Euforii nie oczekiwał, ale cicha akceptacja pod koniec opowiadania przynosiła ulgę. Rozmowa toczyła się wolno, z niewielkim oporem, ale demon miał nadzieję, że wszystko było wynikiem zmęczenia Rakel i dużej ilości nowych informacji. W końcu poza lekkim wahaniem dziewczyny, nie działo się nic dramatycznego.
        Uśmiechnął się lekko na wątpiący ton brunetki. Przecież ładnie się położył, a potem bardzo posłusznie leżał. Nie marudził i nie protestował. Może poza krótkimi momentami, ale wszystko przez to, że Czarnulka uparła się sprzątać krew chociaż prosił, żeby zaprzestała. Poprzestał na uśmiechu nie chcąc sprzeczać się z dziewczyną. Na ten dzień starczyło jej wrażeń, nie musiał dodawać kolejnej okazji do przekomarzania się. Rakel też nie poświęciła drugiej myśli ani deklaracji, ani swojemu sprzeciwowi. Przeszła do bestii. Demon spoważniał na moment i odetchnął cicho ze zrozumieniem i jednocześnie ulgą, gdy Rakel oznajmiła, że jest zbyt zmęczona. Też jeszcze nie był gotów na tę rozmowę. Sam tak wiele jeszcze nie rozumiał. Nawet nie wiedziałby jak tłumaczyć coś, czego praw nie znał.
        - Głuptas - szepnął cicho, lekko rozbawiony. Pocałował brunetkę w czubek głowy i i przytulił ją mocniej do siebie.
        - Śpij, to takie miłe jak wypoczywasz obok - szeptał głaszcząc kręcone włosy. Lubił patrzeć jak rysy twarzy dziewczyny się rozluźniają. Jak się relaksuje zapadając w sen. Lubił słuchać uspokajającego się oddechu i regularnego bicia serca.
        Zasnęła błyskawicznie. Teraz demon był naprawdę szczęśliwy. Było tak miło i cicho. Przynajmniej dopóki do sypialni nie wparował domownik. Minęło raptem kilka godzin z czasu, który przecież miał być nielimitowany i już im przeszkadzano. Lucien zmarszczył brwi słysząc upadające buty i niezadowolonym wzrokiem oprowadzając krzątającego się kota. Dobrze, że domownik wziął sobie do serca opiekę nad brunetką, ale zjawianie się nieproszonym bez rzeczywiście naglącej, istotnej przyczyny, zakrawało na samowolkę i natręctwo. Rzeczy wystarczyło przynieść po cichu, niewidocznie, nie informując o swojej obecności.
        Lucien uniósł brew patrząc na kręcącego się wokół domownika, ten spoglądał na pana ostrożnie, ale nieporuszony kontynuował swoje przedstawienia. Przede wszystkim Palugh za dużo dyskutował. Miał wykonywać swoje obowiązki, nawet jeśli nadprogramowo i nadmiernie gorliwie, a nie gadać. Wreszcie zniknął, ponownie zostawiając błogą ciszę.
        Czemu nie mieli zegarów?... On nie miał może dlatego, że nie lubił się gdziekolwiek spieszyć i niespecjalnie się do nich stosował. Inni pewnie mieli…
        - Myślę, że śniadanie dobrze ci zrobi - szepnął głaszcząc zaspaną Rakel po plecach.
        - Prezent? - zapytał, lekko zaskoczony i rozbawiony. Kupiła mu prezent… jak mogła? Przyszła na jego ślub i jeszcze przyniosła ze sobą prezent. Jak mogła tak bardzo chcieć go drażnić, nawet jeśli nieświadomie, przecież to było jak jednoczesne nęcenie i zakazywanie skuszenia się. Nawet lekko zabawne, szczególnie, że dziewczyna złościła się gdy nazywał ją kokietką. Czym innym było takie zachowanie…?
        - Wciąż mogę go dostać skoro nie będzie ślubu? - zapytał wesoło, zerkając uważnie na wciąż budzącą się Czarnulkę.
        - Czy może masz dla mnie alternatywną pannę młodą? - dodał lekko drocząc się z dziewczyną.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel zdarzało się spać z Lucienem i było to tajemnicą, ponieważ każdy wyobrażałby sobie coś zupełnie innego niż to, czym było w rzeczywistości. Czyli niczym. W oczach ciekawskich oczywiście, dla niej stało się to niespodziewanie przyjemnym zwyczajem, zupełnie niewinnym i tym atrakcyjniejszym. Nie wiedziała nawet jak swobodnie jej to już przychodzi, zasnąć w czyich ramionach, dopóki tych nagle zabrakło, a ona musiała spać sama.
        Dlatego gdy teraz Lucien przyciągnął ją bliżej, pocałował w czoło i głaskał po głowie, Rakel nic już nie przeszkadzało. Wszystkie problemy mogły poczekać aż się obudzi. A spała jak kamień, bez snów i koszmarów, bez żadnego poczucia czasu, więc gdy wybudził ją stukot upadających butów, poderwała się, jakby ktoś ją uszczypnął. I niestety zaczęła mówić zanim do końca się wybudziła, z czego zdała sobie sprawę dopiero po odpowiedziach Luciena. Na wspomnienie posiłku na szczęście tylko mruknęła, ale później rozgadała się na dobre. Nauczka na przyszłość – trzymać dziób na kłódkę, dopóki w pełni nie oprzytomnieje.
        Otworzyła szerzej oczy, słysząc rozbawiony głos Luciena i wyprostowała się na materacu, odgarniając włosy za ucho.
        - N-no tak – odpowiedziała niepewnie. – Szłam na ślub, na ślub idzie się z prezentem – mruknęła, coraz mniej przekonana do własnego zdania, gdy widziała uśmiechającego się bruneta. Żartował sobie z niej ewidentnie, ale co w tym zabawnego niby? Łatwo wyglądać głupio z prezentem, jak ślub się nie odbył, terefere, tylko skąd miała wiedzieć? To co mówił to jedno, a to że dostała oficjalne zaproszenie i została praktycznie uprowadzona, świadczyło jednak o tym, że ceremonia ma się odbyć. Poza tym chciała mu coś dać.
        Kolejne pytanie było już łatwiejsze i Rakel uśmiechnęła się lekko. Nie będzie ślubu?
        - Pewnie, że możesz – odparła rozbawiona i przetarła oczy, doprowadzając się do pełnej przytomności. – Nie będę z nim wracać przecież.
        Zsunęła się z materaca, żeby pójść po pakunek i prawie się zabiła, potykając w pościeli, gdy kolejne pytanie złapało ją w pół kroku. Zatrzymała się niepewnie, nie wiedząc, czy zająć się tym tematem, czy skończyć to, po co wstała. Niestety myślenie budziło się tak samo wolno, jak ona, a im dłużej zwlekała z odpowiedzią, tym dziwniej to wyglądało.
        - Emm… nie mam – odparła, idąc w końcu po prezent. - Myślałam, że w ogóle nie chcesz się żenić, a nie że ci po prostu Scarlett nie pasuje – dodała mimochodem.
        Co miała powiedzieć? Co chciała powiedzieć? Że myślała, że będzie „wolny”? A nawet jakby był, to co by z tym niby zrobiła? Przestała mieć wyrzuty sumienia, gdy zostaje u niej na noc? Powiedział, że ślubu nie będzie, że chce do niej wrócić... Chyba nie kłamał? Niech go piorun strzeli, pewnie zwyczajnie sobie z niej teraz żartuje, dowcipniś. Bardzo śmieszne Lucek, boki zrywać, o patrz, ty już masz dziurę.
        Zabrała pakunek z komody i wróciła do łóżka, siadając na swoim miejscu i podciągając pod siebie jedną nogę. Jej myśli goniły jedna drugą, ale odsunęła je na razie na bok, spoglądając na Luciena. Co by tam nie siedziało w tej demoniej głowie, cieszyła się że go widzi, że nie było ślubu i że, ogólnie rzecz biorąc, nic mu nie jest. Cieszyła się nawet, że zdecydowała się na ten prezent. Być może to była jedyna okazja, żeby mogła mu coś dać.
        - Proszę.
        Uśmiechała się niepewnie, wyginając ukradkiem palce, gdy rozpakowywał paczuszkę. Na zmianę niemal puchła z dumy nad swoim pomysłem i załamywała się nerwowo, bojąc się reakcji Luciena i dramatycznie żałując podjętych wyborów. A odwinięcie papieru trwało przecież tylko chwilę. A że razem z niepewnością przychodzi gadulstwo, odezwała się gdy tylko demon wziął do ręki pierwszą torebkę z kawą.
        - Każda jest inna. Nie wiem czy smaki są dobre, bo brałam po prostu takie najbardziej aromatyczne, bo ty… no wiesz – urwała, postanawiając natychmiast się zamknąć. Już tylko obserwowała jak demon ogląda kolejne prezenty.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Demon z łagodnym uśmiechem przyglądał się Rakel powracającej z sennej krainy. Dziewczyna spokojnie mogłaby jeszcze pospać, gdyby nie domownik. Kotu zachciało się przynoszenia rzeczy… A skoro już dziewczynę obudził, to bez sensu było wyganiać go zabraniając przyniesienia śniadania. Rakel powinna zregenerować siły nie tylko wypoczynkiem, ale też posiłkiem. Pora więc była się budzić.
        Najlepszym wskaźnikiem jak bardzo dziewczyna wciąż jeszcze była senna, były słowa, które samoistnie jej się plątały, jakby potrzebowała chwili by zebrać myśli. W sumie, bądź co bądź pobudka była gwałtowna. Lucien uśmiechał się cały czas, tylko raz łagodniej i delikatniej, innym razem zaczepnie jak w przypadku panny młodej.
        - Nie chcę się żenić, a tym bardziej nie ze Scarlett - potwierdził przypuszczenia Rakel. Dziewczyna albo zupełnie nie złapała aluzji, albo odwrotnie, połapała się i dlatego zaplątała się w leżącą na ziemi brudną pościel.
        - Ale w życiu liczą się właściwe argumenty - dokończył z łobuzerskim wyrazem twarzy, akurat gdy Czarnulka wracała z pakunkiem.
        - Dziękuję. - Zaciekawiony wziął paczkę do ręki, przy okazji kątem oka przyglądając się zbrojmistrzyni. Rozwiązał wstążkę i zajrzał do środka wyciągając pierwszy woreczek z ziarnami kawy. Powąchał zawartość przez płótno i zerknął na Rakel, która właśnie zaczynała się plątać w zeznaniach. Uśmiechnął się łagodnie, gdy brunetka urwała, czując, że się pogrążała. Wybrała najbardziej aromatyczne, czyli decyzja była dobra. Nie czuł smaku, taka prawda, a jednocześnie żadna tajemnica, a Rakel speszyła się, jakby popełniła gafę. Tak naprawdę właśnie przy gmatwaniu i urywaniu słów tworzyła się niezręczna atmosfera. Wtedy zwykłe słowa autentycznie nabierały formy gafy jeśli już. Lucien akurat zupełnie się tym nie przejął. Była taka urocza w swojej niepewności.
        Powoli wyciągnął paczki z kawą, każdej przyglądając się z osobna, chwilę zatrzymując wzrok na dopiętych do nich karteczkach z informacjami i instrukcjami. Znalazł też paczuszkę z laskami cynamonu i wanilii oraz mielony kardamon. Każdą z przypraw obejrzał i powąchał z ciekawością. Wszystko układał w rządku na nocnej szafce, zanim sięgał po kolejny z prezentów. Znalazł pachnące kawą świeczki, obejrzał je z zaciekawionym uśmiechem, a potem książkę, tę samą, którą zaczął kartkować u Rakel. Wtedy nie tylko nie dokończył jej czytać, ale nawet dobrze nie zaczął - miał ciekawsze rzeczy na głowie.
        - Będzie jak znalazł. - Uśmiechnął się wesoło. Jeszcze przez jakiś czas będzie uziemiony, a czytaniem można było skutecznie zabijać czas. Oczywiście, jeśli nie robiłby nic innego. Na koniec znalazł osełkę. Obejrzał kamień i spojrzał na Rakel unosząc brew. Dowcip i sentyment w jednym tak prostym narzędziu.
        - Dziękuję za piękny prezent. Nigdy nie dostałem niczego równie miłego - odezwał się przytulając dziewczynę i całując ją w policzek. Tak naprawdę to rzadko dostawał prezenty, a tak ze szczerego serca, nigdy...
        Bok rwał i utrudniał akrobacje, ale skoro już był bliżej, podparł się na ręce i spojrzał Rakel głęboko w oczy.
        - Zastanawiałaś się kiedykolwiek jak potoczyłoby się twoje życie gdyby nie wieczór na jarmarku? - wyszeptał odgarniając Rakel włosy za ucho.
        - Gdyby nie ta osełka?... Gdyby Morgan pojechał na targi zbrojeniowe zamiast siedzieć w celi?... - pytał powoli, przysuwając się bliżej.
        - I co teraz, kiedy wreszcie, zupełnie legalnie mogę na przykład skraść ci całusa? - wyszeptał z niecnym uśmieszkiem, już w usta dziewczyny. Ból zignorował, gdy opadł z Rakel na poduszki.
        Czas zatoczył koło. Ostatnim razem, gdy obudził się ranny, tylko miał ochotę pocałować brunetkę. Teraz wszystko wyglądało trochę inaczej, był świadom własnych uczuć, ale co ważniejsze, znał też uczucia Rakel i mógł zrobić to czego chciał.
        Ledwie zdążył podeprzeć się na poduszce, dopiero zaplątał palce w kręcone włosy, a w pokoju rozległ się brzęk naczyń. Lucien zsunął się na pościel obok Rakel z niezadowolonym mruknięciem i obdarował przyczynę hałasów nieprzyjemnym spojrzeniem. Palugh zjawił się w sypialni jak obiecał i podskoczył zaskoczony nieprzewidzianym widokiem, a wraz z nim podskoczyły wszystkie talerze, filiżanka i imbryk.
        - Najmocniej przepraszam! Już mnie nie ma! - miauknął kot, przestępując z łapy na łapę, wzrokiem nie mogąc się zdecydować czy szukać miejsca żeby postawić śniadanie, czy wolnego od niezręcznej sytuacji i łypiącego na niego pana, czy właśnie patrzeć oczywiście, że na pana w poszukiwaniu instrukcji a nie z bezczelnej ciekawości co się działo.
        - Znikaj - Lucien syknął w obojczyk Rakel, gdy akurat tam oparł policzek.
        - Tak, tak, znikam! - miauknął ponownie i wymknął się z pokoju. Nagle błyskawicznie znalazł miejsce dla tacy, na biurku, w dziennej części jak czynił wcześniej a nie w sypialnej.
        Lucien westchnął marudnie i zamykając oczy mocniej przytulił twarz do szyi dziewczyny, znikając pod jej brodę i we włosach.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Nawet nie wiedziała, że obdarowanie Luciena sprawi jej taką przyjemność. Właściwie była podekscytowana już robiąc zakupy i wybierając kawy, ale to było nic w porównaniu do obserwowania mężczyzny, gdy wyciągał kolejne paczuszki i wąchał ulatniające się z nich zapachy. Powoli się rozluźniła, ale wciąż śledziła go natarczywie wzrokiem, siedząc zaraz obok. Ręce trochę świerzbiły, by go dotknąć lub pogłaskać, ale powstrzymywała się, uśmiechając tylko szerzej za każdym spojrzeniem demona. Potaknęła cichym mruknięciem, gdy Lucien skomentował książkę. Pewnie trochę będzie uziemiony, a ona nie będzie tu cały czas przecież. Jednak gdy demon wziął do ręki osełkę, spoglądając na nią z uniesioną brwią, spłoniła się drobinę. To było dość osobiste z jej strony i już wtedy zastanawiała się czy demon też tak kojarzy przedmiot, ale sądząc po lekkim uśmiechu, chyba zrozumiał odniesienie.
        - Bardzo się cieszę, że ci się podoba – odparła, oddychając z ulgą, gdy usłyszała najpiękniejsze podziękowania. – Uważaj… – szepnęła, widząc jak brunet unosi się na ręce, ale umilkła w tym samym momencie, gdy ją przytulił. Uśmiechnęła się, czując pocałunek na policzku i odwzajemniła spojrzenie, chociaż morskie tęczówki wwiercały się w nią bezlitośnie.
        Czy myślała o tym? Pewnie, ile razy… Jej życie nie zmieniłoby się ani o jotę. To on był jej zmianą. Gdyby się nie poznali albo po prostu nie odkryłaby się przed nim ze swoją magią, po prostu dokończyłaby zlecenie i może nieco zainteresowanym wzrokiem pożegnała nietypowego klienta. Następnego dnia wstałaby rano i pielęgnowała swoją rutynę, nawet nie myśląc o tym, jak jej życie mogłoby się zmienić.
        Gdyby nie osełka? Lucien postraszył ją trochę wtedy, że utrata przez nią kontroli nad magią to tylko kwestia czasu. Ba, nie nazwał tego nawet kontrolą, a duszeniem jej w sobie. Nauczył ją tak wiele…
        Gdyby Morgan pojechał z nimi na targi? Na pewno nie byłoby jej teraz tutaj. Nie zbliżyliby się tak do siebie z Lucienem. Nie patrzyłby tak na nią, nie byłby tak blisko. Ostatnie pytanie sprawiło, że uśmiechnęła się, przymykając mimowolnie oczy, gdy poczuła jego oddech na ustach.
        - Nie krępuj się – szepnęła tylko, ale bez cienia wątpliwości.
        Wciąż trochę odpływała, gdy ją całował. Ledwo zarejestrowała moment, gdy położył się z nią na łóżku, a czując dłoń na karku wciąż dostawała gęsiej skórki na rękach. Nagłe pojawienie się Palugha nawet jej nie wystraszyło, gdy ciągle była myślami gdzieś indziej. Uśmiechnęła się tylko nieśmiało i zakryła włosami, gdy Lucien spławiał domownika. Zarumienione policzki nie zdążyły wystygnąć, gdy dziewczyna znów poczuła oddech demona na szyi i westchnęła głęboko.
        Przytuliła się bardziej do Luciena, jedną ręką muskając męskie przedramię leżące jej na brzuchu, a drugą przeciągając palcami w czarnych włosach demona. Nie chciała go zostawiać, ale natrętna myśl pojawiała się coraz częściej, odkąd się przebudziła. Znów westchnęła głębiej, unosząc też głowę demona.
        - Lucien? – mruknęła cicho, zerkając w dół, by spojrzeć na bruneta. Nie zaprzestała jednak dotyku, już bezwiednie spacerując palcami bo jego ręce.
        - Będę musiała niedługo wrócić do domu – powiedziała wprost, nie wiedząc jak inaczej to ująć. Chciałaby móc dodać, że zostanie z nim, aż Lucien nie poczuje się lepiej, ale przecież nie wiedziała, jak długo to potrwa. Nie mogła obiecać mu więcej. Proszenie go zaś, by przeniósł się razem z nią i dochodził do siebie u niej było zaś… dziwne? Zbyt… bezpośrednie? Niezręczne? Zmarszczyła brwi.
        - Możesz wrócić ze mną, jeśli chcesz – powiedziała w końcu. Nie będzie się zgrywać. Nie musiała już nic udawać i chciała, żeby wiedział, co myśli. A więc…
        - Chciałabym, żebyś ze mną wrócił – dodała zdecydowanie, ale nadal ciszej. – Jak poczujesz się lepiej to moglibyśmy popracować w twoim dworku. Skoro mówisz, że nic ci już nie mogą kazać… chciałeś go wyremontować. Chciałbyś tam mieszkać? – zapytała.
        Tego właściwie nie mówił. Snuł plany, ale… wszystko było inaczej wtedy, takie gdybanie, wiedząc, że to i tak tylko mrzonki. A przynajmniej ona tak sądziła, że nie doczeka tego osobiście. Ależ wtedy się na nią zezłościł. Ale też pocałował… Przysunęła się znowu bliżej do demona, by nie myślał, że chce odejść. Śniadanie niech sobie stygnie.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Czując delikatne głaskanie, Lucien przymknął oczy i wsłuchał się wpierw w oddech, a potem słowa Rakel, które rozpoczęło ciężkie westchnięcie. Takie oddechy zwykle nie wróżyły niczego dobrego. Tym razem jednak zdanie sprowadzające ich z obłoków na ziemię, było wyjątkowo nieszkodliwe. Przytaknął krótkim i cichym pomrukiem, które dopiero za moment uzupełnił spokojnym - "wiem".
        Mówienie, że chciał, żeby Rakel jak najszybciej wróciła do domu było nie całkiem właściwe. Na pewno źle brzmiało. Chciał, żeby jak najszybciej opuściła Otchłań, żeby znalazła się w bezpiecznym miejscu. Dlatego planował odprowadzić dziewczynę do domu jak najprędzej, chociaż dość oczywistym było, że w tej chwili teleportacja ich obojga była poza jego zasięgiem.
        Na osłodę pojawiły się kolejne słowa. Demon uśmiechnął się pod nosem. Cieszył się, że Rakel chciała, żeby wrócił razem z nią. Więcej: on sam już nie widział dla siebie miejsca w domu. Jeszcze musiał wszystko dopiąć na ostatni guzik i uporządkować szczegóły w porozumieniu z Gadrielem, ale Lucien nie widział swojej przyszłości na czele rodu.
- Chciałbym tam zostać - brunet odpowiedział twierdząco na nieśmiałe pytanie. - Z tobą...- dodał. Odkąd znalazł opuszczony dwór cały czas marzył, żeby przynajmniej regularnie bywać w posiadłości, ale z prawdziwą chęcią zamieszkałby tam na stałe. Wszystko to zaś najlepiej z Rakel u boku, nie mógłby być szczęśliwszy. Początkowo nawet zamierzał oddelegować tam Sayę, żeby już zaopiekowała się włościami, a nie tylko doprowadziła je do względnego porządku, ale po ostatnich poczynaniach pokojówki, wycofał się z tego pomysłu. Lepiej, żeby dwór pozostał w pełni niezależny od mieszkańców Otchłani.
        - Myślę, że jutro odprowadzę cię do domu i miejmy nadzieję, że wszystko ułoży się już bez komplikacji - oznajmił, podnosząc się z lekkim wysiłkiem. Pocałował Rakel w czoło i opadł na plecy tak, żeby nie urazić obolałego boku.
        - Idź zjeść śniadanie - mruknął z rozbawieniem czającym się w oczach. Czarnulka niańczyła jego, to on również mógł nie wychodzić z roli.

        Popołudnie było zupełnie spokojne, a w zasadzie byłoby, gdyby nie Gadriel, który zawitał tuż przed wieczorem. Cóż, w życiu rzadko kiedy sprawy szły wedle planów i zamierzeń. Młodszy demon wpadł do pokoju niczym burza, i nawet nie zwalniając, marszowym tempem znalazł się w sypialni, tuż przy łóżku Luciena.
        - Widzę, że już we własnej osobie, dobrze - zaczął kąśliwie, ale na pierwszy rzut oka widać było, że to był jedynie wstęp. Lucien zmrużył oczy. Było przyjemnie najwyraźniej zbyt długo.
        - Pukać nie nauczyli? - odgryzł się marudnie.
        - Jak naprawisz drzwi, które rozpieprzyłeś, to będę pukać - mruknął Gadriel, wywołując większą konsternację starszego demona. Lucien nie pamiętał, żeby niszczył jakieś drzwi. Pamiętał, że je otworzył... po pewnych trudnościach... Zastanowiłby się nad tematem trochę dłużej, ale Gadi wyraźnie miał większy interes. Rzucił na materac zwinięty pergamin ze złamaną pieczęcią. Lucien uniósł brew sięgając po pismo, gdy młodszy odezwał się ponownie.
        - Posprzątałem bajzel, którego narobiłeś, goście wrócili do siebie, ale wieści rozchodzą się szybko - burknął, gdy Asmodeus spojrzał na pismo.
        - Wezwanie do wyjaśnień...? - westchnął ciężko. - Musimy porozmawiać - dodał, wywołując sarkastyczny uśmieszek młodszego brata.
        - Co ty nie powiesz - prychnął kpiąco, a Lucien usiadł ciężko na łóżku.
        - Niezwłocznie wzywają mnie przed oblicze Wielkiego Księcia, dla niego ten termin może oznaczać zarówno dziesięć lat, miesiąc… - demon zaczął wyjaśniać Rakel powstały problem.
        - Jak i dosłownie “niezwłocznie”, co po publicznym zajebaniu ojca raczej nie powinno dziwić - Gadriel jak zawsze był uczynny i dokończył wypowiedź brata, wywołując marudne westchnięcie Luciena.
        - Czemu pieczęć była złamana? - zmienił temat zerkając podejrzliwie na młodszego brata.
        - Adresowane do całego rodu - odpowiedział z nieniknącym uśmieszkiem. Lucien westchnął ponownie. Wprost cudownie. Był na skraju przepaści, jeszcze jeden niewłaściwy krok a zostanie mu przypisana etykietka renegata ojcobójcy. Nie było innego wyjścia jak stawić się u księcia i to jak najszybciej, nieważne jak Rakel by się nie martwiła.

        Doprowadził się do porządku, nie bez trudu, ale już bez pomocy i odstawił Czarnulkę pod drzwi kamienicy, jednak korzystając z przejścia otwartego przez Palugha. Na magiczne popisy był stanowczo zbyt słaby. Wystarczyło, że trzymał się na nogach o własnych siłach. Gdy byli już na miejscu, po krótkim namyśle, gestem dłoni odesłał kota. Świadom swojej słabości nie mógł zdzierżyć widowni w osobie chowańca.
        Stanęli tuż przy drzwiach i Lucien spojrzał Rakel w oczy.
        - Nie wiem jak przebiegnie rozmowa - zaczął ostrożnie, w międzyczasie zdejmując ze swojego palca obrączkę.
        - To bardzo znudzony, nieprzewidywalny, ale potężny byt - kontynuował biorąc w rękę dłoń dziewczyny i powoli zamknął w jej garści swój pierścionek.
        - Nie mogę pozwolić, żeby mogli cię odnaleźć tak łatwo jak po czerwonej tasiemce. Wciąż bez problemu dowiedzą się, że cię mam, ale nie zlokalizują cię po artefakcie, rozumiesz? - spytał z naciskiem, podpierając podbródek dziewczyny, żeby spojrzała mu w oczy. Chciał być dobrze zrozumiany. Nie zamierzał się jej wypierać, ani ukrywać jej istnienia, nie dlatego zdjął obrączkę. Nawet gdyby chciał, jeśli nie sam Książę to zapewne ktoś na jego dworze byłby zdolny do przeszukania jego umysłu. Nie to było sednem, a zdolności magicznych pierścieni. Droga przez Alaranię, nawet jeśli zawarta we wspomnieniach była już znacznie bardziej skomplikowanymi informacjami, zbyt zagmatwanymi aby móc je precyzyjnie wykorzystać.
        - Wrócę - dodał uspokajającym tonem, po chwili nabierając bardziej melancholijnej nuty.
        - Gdyby jednak uznano mnie winnym, wspomnij mnie czasem. - I nie przejmując się, że stali tuż pod drzwiami, pocałował dziewczynę. Jeśli miałby nie wrócić… Rakel już powinna wiedzieć, że artefakty powiązane z ich żywotami ulegną zniszczeniu. Nic innego nie mogło go powstrzymać. Demon odsunął się lekko, żeby jeszcze pocałować dłoń brunetki i zanim zdążyła wyrazić jakikolwiek sprzeciw, zniknął. Taki drobiazg nie mógł go zabić, przeciwnie do ponownego spoglądania na smutną Rakel. Tak, uciekał w obawie, że nie potrafiłby odejść patrząc w barwne oczy pełne zawodu.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Chciałby z nią tam zostać. Wszystko było już jasne. Nie było już pomiędzy nimi niedomówień. Oczywiście, nie wszystko zostało też powiedziane, ale mieli przecież wiele czasu. Byle tylko Lucien poczuł się lepiej; będą mogli wrócić do Alaranii, odnowić dwór, w którym demon mógłby zamieszkać. Mówił, że z nią, ale chociaż oboje by tego chcieli, na to również potrzeba było więcej czasu. Nie mogła tak po prostu się spakować (znów) i pójść zamieszkać z obcym, z tego co ludzie wiedzieli, mężczyzną. Może i Dorian zgodziłby się na coś takiego, ale po prawdzie Rakel wolała cieszyć się na spokojnie dniami, które mogłaby spędzać z Lucienem. Bez lęku o to, jakie problemy przyniesie jutro, o to kto tym razem ich ściga i o to, co czeka demona przy kolejnej rodzinnej sprzeczce.
        Rakel uśmiechnęła się, czując pocałunek w czoło i podniosła się, spoglądając z góry na Luciena.
        - Dziękuję – powiedziała i przychyliła się, całując demona w policzek. Później uciekła do sąsiedniej komnaty, uśmiechając się radośnie pod nosem.

        Resztę ranka i przedpołudnia spędzili leniwie, rozmawiając, czytając i odpoczywając. I o dziwo pojawienie się Gadriela było znajome i nawet nie tak irytujące. Bardziej bowiem do tego przywykła, niż do takich sielskich dni z Lucienem. Wyprostowała się więc tylko, widząc wchodzącego do komnaty demona, i podciągnęła się do siadu, opierając plecy o wezgłowie łóżka. Podejrzliwego i niechętnego spojrzenia nawet nie kryła. Wraz z młodszym bratem Luciena przybywały bowiem zawsze kłopoty. Tak było i tym razem. Przymknęła oczy, czując jak na serce wraca znajomy ciężar. Powstrzymała się od sięgnięcia dłonią do Luciena i tylko spojrzała na niego pytająco. Ale otrzymane wyjaśnienia wcale nie poprawiły jej nastroju ani nie rozwiały złych przeczuć.
        Czar poranka, jasnej przyszłości i beztroski, prysnął bezpowrotnie, a reszta dnia upłynęła im w milczeniu i na przygotowaniach. Oczywiście, że Rakel miała pytania. Jak zawsze. Jak tyle razy wcześniej. I nauczyła się już, że Lucien sam z siebie nic jej nie wyjaśni, ale mimo to milczała. Zarówno podczas przygotowań, jak i gdy domownik przeniósł ich obojga pod jej kamienicę.
        Zapach Valladonu, chociaż wątpliwej świeżości, wdarł się w nozdrza, witając Rakel w domu. Zmrużyła oczy przed jasnym słońcem. W innych okolicznościach zapewne rozbawiłoby ją to, jak zaczyna przyzwyczajać się do ciemności. Teraz próbowała tylko skupić wzrok na Lucienie. Była nietypowo spokojna, z cierpliwością czekając na to, co tym razem powie jej demon, bo wymówek spodziewała się z pewnością. Wymówek, to źle brzmiało. Wyjaśnień. Ostrzeżeń. Pożegnania. Nie spodziewała się jednak tego, co zrobił brunet. Zmarszczyła brwi, niespokojnie spoglądając, jak ściąga z palca obrączkę. Nie wyciągnęła po nią ręki, pozwoliła jednak by Lucien sam ją wziął, wkładając weń artefakt. Obróciła obrączką w palcach, po chwili jednak podnosząc posłusznie wzrok na demona.
        - Rozumiem – powiedziała spokojnie, ale znajomym demonowi tonem. Chociaż nie pobrzmiewało nim niezadowolenie ani złość, to i tak dość dosadnie przedstawiał nastrój Czarnulki. Trzymała fason.
        Zamrugała gwałtownie, słysząc obietnicę. Wcześniej ich nie składał. To nie wróżyło dobrze. Lub inaczej. Wróżyło bardzo źle. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, gdy Lucien przyciągnął ją do siebie, całując mocno, nie zważając, że stoją na ulicy wśród przechodniów. Gdy się odsunął, zobaczyła, że policzki ma mokre od jej łez, więc otarła szybko oczy, nieświadoma nawet, że płakała. Brunet zaraz zabrał jej dłoń, całując palce, a ona wciąż milczała. Teraz już nie z własnej woli, ale dlatego, że przez zduszone gardło nie przedarłoby się nawet słowo.
        - Lucien… - powiedziała w końcu, robiąc krok w jego stronę, ale w tym momencie demon zniknął, sprawiając, że zatrzymała się skonsternowana. A w jej oczach, jak przewidywał demon, widać było tylko żal i rozczarowanie.
        Stała na ulicy, otoczona dźwiękami miasta, a raz nawet potrącona przez jakiegoś przechodnia. Dopiero to ją otrzeźwiło i znów otarła wilgotne oczy, wzdychając ciężko, ale jednocześnie doprowadzając się do porządku. Zacisnęła dłoń na obrączce i wróciła do kamienicy.

Ciąg dalszy: Rakel i Lucien
Zablokowany

Wróć do „Otchłań”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość