TrytoniaKrew i jedwab

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Wyjawiając swoje rozterki, Elleanore nie liczyła na głębsze zrozumienie a gorzki uśmiech szybko pojawił się na twarzy wampirzycy, gdy wojownik odezwał się słowami, które zupełnie jej nie zaskoczyły. “Wie, że ma nie czekać”, może wie, może nawet i rozumie, tylko czy to coś zmieniało…? Pewnie zależnie od osoby. Możliwe, że się pomyliła i dla Etny był to zwykły układ jakich wiele. Ona była znacznie starsza i najwyraźniej też głupsza nie potrafiąc przejść do porządku z podobnymi oświadczeniami.
A może zwyczajnie brakowało jej bardziej rozmaitych wrażeń gdy nie miała innego życia poza bankiem i dlatego tak łatwo przejmowała się podobnymi "bzdurami". W każdym razie od początku, nawet zaczynając tyradę przypuszczała, że dla Jamesa pewne kwestie mogły być irytująco oczywiste i nie oczekiwałaby innej odpowiedzi.
Znała te sformułowania niemal na pamięć, słowa mogły być odmienne, ale znaczenie kryjące się pod ich powierzchnią było znajome, skądś znała podobny sposób rozumowania i nie liczyła, że najemnik nagle przyzna jej rację. Prędzej w głębi ducha chciała uwolnić ciężkie myśli, których do tej pory nie miała komu zdradzić a teraz przypadkiem nadarzyła się okazja i szatyn padł jej ofiarą.
        - Zaiste - przytaknęła z cierpkim rozbawieniem adekwatnym do czarnego humoru i krzywego uśmiechu zakapiora. Jak już się upewniła nie wypatrywałaby niczego innego.
        Na strażników się nie natknęli. Młodzik rzeczywiście był małym spryciarzem rokując na dorosłość, albo nagonka mocno przesadzona, w każdym razie Rain powoli zwalniał krok umożliwiając hrabinie wygodniejsze zatopienie się w jego ramieniu. Wampirzyca nic sobie nie robiła z ewentualnego nietaktu niepasującego damie w postaci wpierw samoistnego naproszenia się, teraz zwyczajnie cieszenia spacerkiem, ani myśląc puścić najemnika. Tylko mógłby nie gwizdać, co chyba niestety lubił robić. Ostry dźwięk poniósł się przez ciszę, z tak bliska drażniąc czuły słuch, sprawiając, że Ell uniosła brew w krótkim zastanowieniu nad przyczyną hałasów. Ta szybko się wyjaśniła, gdy chłopak poderwał się wartko. Nie musiała spoglądać na szatyna by wyczytać przekaz z miny chłopaczka. Uśmiechnęła się do podrostka bezgłośnie układając usta w słowa “do zobaczenia” chociażby żeby zobaczyć jego reakcję. Do tej pory mieszał się w nim (słuszny)strach i (zgubne)zainteresowanie, nie mogło być połączenia bardziej zabawiącego wampirzycę.

        Podobnie jak drakon, Elleanore słuchała w ciszy, jedynie dłuższymi powolnymi mrugnięciami rzęs potwierdzając zrozumienie. Nie wcinała się, nie wtrącała gdy zadała pytanie o ile dyskusja nie była wymagana. Jedynie prychnęła cicho słysząc o kolejnych obrażeniach których wojownik się dorobił ratując dziewczynę. Czy kiedykolwiek zdarzało mu się nie zmywać swojej krwi z podłóg jeśli przelewał cudzą? Ale poza tym pozwoliła mu mówić niezmącenie.
        - Nierozsądna jak ojciec, ale sympatyczna dziewczyna...? - zasnuła cicho, pływając pomiędzy podsumowaniem wypowiedzi Jamesa a pytaniem czy dobrze go zrozumiała. Nie sądziła by chodziło o zwykłe długi wdzięczności, jeśli tak, byłoby to wyjątkowo perfidne błędne koło: pomoc, ratunek, kolejna pomoc lekarska, można by tak w nieskończoność. Prędzej wyobrażała sobie, że Rain zwyczajnie chciał dziewczyny doglądać jak to określił, gdy mógł, ponieważ zwyczajnie ją polubił, nawet jeżeli wzbraniałby się rękoma i nogami przed podobnym zapewnieniem.
Wciąż były to tylko przypuszczenia i o ile wojownik nie czuł się zobligowany do ich prostowania, Leonore nie wypytywała pozostawiając szczegóły znajomości w sferze dywagacji. Na jej pytanie odpowiedziano, więcej nie potrzebowała.
                Wtedy poczuła zapach morza przebijający się spod odoru miasta, w skład którego wchodziły również nuty polegujących nieopodal pijaczyn. Wypuściła ramię mężczyzny i już samodzielnie weszła na pomost ze spojrzeniem zagubionym w czarnej toni. Stanęła obok, opierając dłonie na zniszczonym drewnie poręczy, ciesząc oczy upragnionym widokiem. Zaraz potem uśmiechnęła się kątem ust słysząc mruknięcie, ale nie zabrała spojrzenia z oceanu. Obiektywnie rozważając, głos Raina nie był przyjemny, chociaż Ell się podobał. Może dlatego że z racji na wieloletnie przebywanie z wilkołakami przyzwyczaiła się do ich warczenia, a może pasował do całej postaci wojownika, nie zastanawiała się nad przyczyną. Burczenie pod nosem również raczej nie zachęcało do większych interakcji. Ale treść przeciwnie, była miła.
Kolejny dowód, że szatyn był uroczy. Bardzo usilnie, albo niechcący ale wyjątkowo udanie prezentował się na gbura wcale nim nie będąc. Dopiero przy jego następnych słowach srebrne oczy porzuciły morze
        - I wzajemnie James - szepnęła ciepło, w odpowiedzi na komplement. Jeszcze chwilę przyglądała się mężczyźnie nim wróciła w ciemne fale.
        - Łatwiej jest słuchać - odpowiedziała zamyślonym tonem. Widok wody rozbijającej się o brzeg niemal hipnotyzował, a szorstki głos doskonale się z nim uzupełniał, tylko, że chyba przyszła kolej na nią.
        - Która z nich? - zapytała z melancholią przesyconą goryczą. - Jednej brak już tylko kropki, druga wciąż jeszcze trwa, i wiele widziałam pomiędzy, ale ich przebieg zawsze jest jednakowy - zaczęła snuć, źrenicami podążając za kolejną nadchodzącą falą, podczas gdy przeszłe wspomnienia mieszały się z bieżącymi.
        - Naiwny głupiec postanawia sprzeciwić się światu i zmienić jego porządek ponieważ się z nim nie zgadza. Koniec też zawsze jest jednakowy. Głupiec trafia na ścianę, której nie przebije swoją zakutą głową, bo utopie nie istnieją - szeptała i pewnie głos bez trudu zniknąłby w huku fal gdyby morze nie było spokojne.
        - Ale wypomnij mi, że w takim razie powinnam wiedzieć na co się pisałam to ukatrupię cię tu na miejscu - prychnęła jak tylko rozdrażniona kobieta i szlachcianka potrafi, by zaraz wrócić do szeptu - Etna jest jest jeszcze dość naiwna, że nieświadomie ci przytaknęła, albo trafiłeś na mniej miłą dziewczynę niż myślę, bo nie ma znaczenia czy wiesz na co się godzisz czy wciąż uparcie wierzysz w radosne zakończenia, żal zawsze jest ten sam - mówiła spokojnie i widać było, że myśli wampirzycy sięgają poza obserwowany horyzont.
        - Wy (w domyśle zawisło wcześniejsze “głupcy”) nie macie takich problemów, nie macie na nie czasu, a gdy okazuje się, że tym razem fortuna jest po przeciwnej stronie jest stanowczo zbyt późno byście mogli się zastanowić. I nie myśl, że nie rozumiem, rozumiem aż za dobrze wasze argumenty, przynajmniej póki rządzi umysł. Co jakiś czas jednak pojawia się rozgoryczenie i pytanie czy w takim razie trwać obok, z lojalności i szacunku udając przyzwolenie na głupotę, godząc się z nią, czy lepiej odwrócić wzrok zamiast wciąż się torturować. Świadomość powielania własnych błędów i jednoczesna niemożność zakwalifikowania wiązania się w daną historię jako całkowitej pomyłki, tylko potęguje ból - westchnęła głaszcząc paznokciami drewno wygładzone wiatrem.
        - Nie-dżentelmen i romantyk, do tego spotkany na arenie mordowni należącej do pokurczowatego szachraja, czy mógł być ciekawszy żart losu? - odpychając się od poręczy, zmieniła temat drażniąc się z szatynem. Podczas drogi złowiła jego nikły uśmiech i teraz też ukradkiem go wypatrywała.
        - Skąd wiedziałeś, że szukam plaży? - zanuciła, przychylając się, żeby jednym ruchem zsunąć sandały ze stóp i zostawić je za sobą w piasku. Najwyraźniej gdy miała ochotę, Ell nie była aż tak bezbronna wobec rzemieni obuwia jak prezentowała się w kościele.
        Weszła do zimnej wody po kostki, pozwalając słonym falom moczyć suknię. Przypływ poruszał bezgłośnie bransoletami, targając ze sobą materiał. A może powinna odwrócić wzrok tylko na chwilę, żeby właśnie tę kropkę postawić. Miała już niemal wszystko co konieczne z wyjątkiem zaklęcia ożywiającego figurkę. Dlatego właśnie potrzebowała dystansu, a nieplanowana rozmowa z nieprzewidzianym znajomym dodatkowo pomagała poukładać myśli.
Awatar użytkownika
Rain
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Drakon
Profesje: Wojownik , Ochroniarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rain »

        James bez większych zahamowań odpowiadał na wszystkie pytania swojej rozmówczyni, nawet nie próbując niczego zataić, bo i poruszane przez nich tematy nie były na tyle istotne. Poza tym sam nie wiedział, czy jest w jego życiu cokolwiek wartego objęcia tajemnicą. Nie zastanawiał się też dlaczego Elleanore wypytuje o Etnę. Być może zwykła ciekawość, a może punkt wyjścia dla jej własnych rozważań, dlatego nie utrudniał, swobodnie opowiadając o znajomości, która była dla niego równie nietypowa, co trudna do zdefiniowania. Przeciągnięte pytanie zjawy skomentował najpierw krótkim spojrzeniem, jakby ciekawy, czy jej intencje przebiją się na twarzy, ale niezależnie od tego co dostrzegł, lub co zostało ukryte, rozjaśnił ewentualną wątpliwość.
        - Sympatyczna – potwierdził ochryple, ale miękko, jakby i tonem głosu potwierdzając sentyment do smarkuli. Przecież nie będzie się wypierał.
        Zauważył też moment, w którym wyczuła morze. Wcześniej być może nie zwróciłby na to uwagi, ale teraz miał na względzie wyostrzone zmysły wampirzycy. Brakowało tylko uniesienia lekko twarzy na zwierzęcą modłę. Puściła jednak jego ramię, podążając w stronę pomostu, podczas gdy wojownik oparł się o bandę, na zmianę obserwując swoją towarzyszkę i morze. Komplement spotkał się z ciepłym przyjęciem i odpowiedzią, na którą przymknął oczy, schylając lekko głowę, po czym wrócił do podziwiania szemrzących cicho fal.
        Na pytanie nie odpowiedział, uznając je za retoryczne i pozwalając ciszy wymusić rozwinięcie. Elleanore wyglądała na kobietę dojrzałą, ale w jej głosie przebijały się lata doświadczenia, pewnie bijące go liczebnie na głowę. Gorycz była mu obca, melancholia również. Drakon prezentował raczej cynizm z kilkoma wyjątkami dla fanaberii, które optymistycznie możnaby nazwać sentymentami właśnie, jak w przypadku Etny. Musiałby jednak być ślepy i głuchy, by nie dostrzec tęsknoty w niezachwianej wcześniej chłodnej postaci zjawy, a także by nie domyślić się, że chodzi o mężczyznę. I jakby na potwierdzenie jego podejrzeń dostało mu się prychnięte ostrzeżenie, które skwitował tylko krzywym rozbawieniem unoszącym kąty jego ust. Wyniku ewentualnego starcia nawet nie próbował przewidywać, póki co utwierdzając się tylko w przekonaniu, że trafił na interesującą osobę. W trybie życia, jaki prowadził to naprawdę było coś rzadkiego.
        Nazwany głupcem nawet nie drgnął, wciąż przyglądając się pełzającym po piasku falom, które zaraz cofały się, by na nowo rozpocząć nieprzerwany krąg. Nie miał zamiaru przerywać zjawie, ale ani jego milczenie ani bezruch bynajmniej nie świadczyły o tym, że nie słuchał. Słuchał uważnie, analizując słowa wampirzycy, jednak nie mógł nic poradzić na to, że niektóre pojęcia, którymi szafowała Elleanore były mu obce. Albo inaczej, pojmował je w odmienny sposób. Rozgoryczenie szybko wrzuciłby pod zwykłe niezadowolenie z sytuacji, którą wówczas należy zmienić. Lojalność była jedynie prywatnym postanowieniem określonego zachowania się lub powstrzymania się od takowego, względem konkretnej osoby. Kodeks moralny, ot co. Każdy jakiś miał, nawet on. Nie było się tak po prostu lojalnym, to zawsze odnosiło się do konkretnych osób. Z jego doświadczenia wynikało też, że ludzie opisujący się tym przymiotem zwyczajnie dopisywali sobie cnót, a ponad połowę szłoby przekupić byle miedziakiem, by ten ktoś wyrzekł się całej wyznawanej wcześniej lojalności. On by się nigdy nie określił takim pojęciem, a jednak z jakiegoś powodu stanął kiedyś do walki za swojego mentora, chociaż nie musiał. Jak zawsze przed własnym sumieniem wykpił się fanaberią, wtedy nazywaną przez niego cholernie kretyńskim pomysłem. Jak to mówią, kwestia doboru argumentów. Szacunek… to dopiero abstrakcyjne pojęcie.
        Głupota natomiast… o tak, głupotę znał, a to że Elleanore nią pogardzała po raz kolejny świadczyło o inteligencji. Tylko w takim razie skąd jej żale i tęsknoty? Walka rozumu z sercem? Przegrana na starcie, jeśli ktoś taką w ogóle musi podejmować. Ból. To dopiero zagwozdka. On miał problem nawet z fizycznym odczuwaniu bólu, o innym nawet nie mówiąc, pozostał więc milczącym słuchaczem, nie wydając się ze swoimi opiniami. Poza tym wbrew pozorom naprawdę dobrze czytał ludzi. Czy to w walce, czy w rozmowie, co za różnica. Przejawiali te same zachowania, pozwalające się interpretować i zdradzać wszystko o danej osobie. Elleanore nie szukała rozmówcy, szukała słuchacza. I ewidentnie jakiegoś zamknięcia, z tym jednak chyba nie mógł jej pomóc.
        Ciemne spojrzenie łypnęło na kobietę, gdy ta wybrała sobie kolejny sposób na drażnienie towarzysza. Najpierw dżentelmen, teraz romantyk? Żeby się nie doigrała. Normalnie takiego kociaka szybko by nauczył chowania pazurków, ale teraz trafiła mu się nieco bystrzejsza kocica. Obserwował swoją zjawę, z łatwością zsuwającą sandały, które wcześniej z takim trudem usiłowała opanować i prychnął bezgłośnie. One z kokieterii po prostu nie wyrastały.
        - Aż tak chyba nie zabłądziłaś, żeby nie wiedzieć w jakim jesteś mieście. A w Trytonii nic innego poza morzem nie jest warte szukania – odpowiedział, odpychając się od bandy i podążając za wampirzycą. Zatrzymał się jednak idealnie na linii, poza którą nie dopływała nawet najwątlejsza fala, tylko obserwując moczącą stopy kobietę. Teraz naprawdę wyglądała jak duch. Targany wiatrem biały materiał wciąż łopotał, odbijając się cicho od jej ciała. Nie mógł jednak ulecieć, teraz obciążony wodą, moczącą jego skraje. Jak zawsze pomocny wojownik i tym razem interweniował.
        - Za dużo myślisz – stwierdził, robiąc krok do przodu i stając za plecami kobiety. Jednym ruchem rozplątał szarfę na jej biodrach i upuścił ją na mokry piasek, który po chwili zalała kolejna płytka fala.
        - Powinienem cię teraz rzucić do wody, czy na piach, żeby zmyć z siebie te bluzgi o romantykach? – wychrypiał jej nad uchem, ręką odgarniając z karku na bok długie srebrne włosy i z czystej ciekawości zastanawiając się czy, jeśli dostanie, to pazurami czy kłami.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Piasek przyjemnie ocierał się o skórę stóp. Tak dawno nie stąpała wolna po plaży. Uwięziona na salonach nawet jeżeli folgowała słabościom i sentymentom czuła tylko chłód posadzek i sztuczną miękkość dywanów. Wszystko to było niczym złota klatka. Więzienie, które sama sobie zbudowała. Łańcuchy, którymi własnoręcznie skrępowała swoje kostki. Wahając się nad kierunkiem podróży czy może powinna powiedzieć “ucieczki”, była zbyt rozgoryczona i nie czuła nic poza bólem, by dostrzegać piękno lazurowego oceanu. Miejsce w jej myślach miały jedynie zawód i wątpliwości, lecz dzisiaj na moment zaczęła zapominać, zatracała się w niepoważnej beztrosce i co przerażające było jej z tym dobrze.
        - Zapomniałeś o kłopotach, przecież z tego miasto słynie bardziej niż z plaż - zanuciła nawet nie odwracając się do Raina idącego z tyłu, przypominając czego jeszcze poza morzem (chociaż może w większości niezamierzenie) szukało się w Trytonii.

        Woda była przyjemnie chłodna, orzeźwiająca, ale nie dość zimna by odstręczała, chociaż w tej materii Eleanore należała do grupy zimnokrwistych bestii (gadzin lub suczysk jak niektórzy lubili ją nazywać) i na pohybel złośliwym nie tylko w przenośni, ale i dosłownie, co z kolei mogło trochę rzutować na próg odczuwalnego dyskomfortu.
        Niebo było bezchmurne. Układ gwiezdnych konstelacji w tej części łuski inny, a i tak żaden nie przypominał nocnego nieba w jej rodzimych stronach. Za to księżyc... on był ten sam, niemy i wytrwały świadek tragedii i radości. Jego plamy zawsze przypominały twarz, której przeżywane emocje nadawały wyrazu bliskiego odbiorcy.
Dzisiaj miał wiele twarzy odbijając w źrenicach wampirzycy rozczarowanie, smutek, zdziwienie i pytania bez odpowiedzi.
Od pucułowatego i wścibskiego podglądacza przeniosła wzrok na jego odbicie skrzące się w morskich falach niczym rozsypane diamenty, po czym zamknęła oczy pozwalając rytmicznemu szumowi uciszać wątpliwości i rozterki.
        Słyszała cichy szelest piasku, kiedy wojownik zupełnie jak polujący drapieżnik stanął za nią. Podobnie szorstko jak przesypujące się w dłoniach ziarenka zabrzmiał głos Raina.
Dowcipniś, łatwo mu było mówić. Całą jej egzystencją była praca, ta zaś polegała na planowaniu, rozważaniu i myśleniu. Ale przecież jednak stała tutaj z nim. Gladiator nawet nie wiedział jak bardzo porzuciła myślenie. Zaś całkowicie wyzbyć się nawyków i tendencji do snucia rozważań chyba było niemożliwe, albo potrzebowała więcej czasu. Zgodnie jednak z sugestią chwilowo przestała się nad tym zastanawiać, tym bardziej wpierw czując bliskość mężczyzny, później jego rękę w talii.
Nie broniła się, nawet nie drgnęła gdy rozwiązał pas sukni. Przychyliła za to głowę przybliżając się do źródła chrapliwego upomnienie i zmrużyła oczy obracając się powoli w stronę szatyna, z premedytacją jak łaszący się kot przedłużając dotyk na karku.
        - O ile nie umiesz oddychać pod wodą sugerowałabym zrezygnowanie z pierwszej opcji - zamruczała spoglądając w ślepia ciemne jak bezdenne studnie. W tym oświetleniu i źrenice wampirzycy dominowały w całości spojrzenia, ale wciąż można było znaleźć tęczówki, a u Raina trzeba się było długo wpatrywać szukając granicy, co właśnie Elleanore czyniła opierając się dłońmi o tors mężczyzny.
        Hrabina złościła się sporadycznie. Jeszcze rzadziej zdarzało się by coś poirytowało ją dość mocno by skłonić ją do jednoznacznej, werbalnej reakcji nie skrytej pod woalem grzeczności czy cynizmu. Żeby doprowadzić Leonore na skraj i do rękoczynów było nie do pomyślenia, niemal. Może nieliczne i wybitne krnąbrne wilki pamiętają taki dzień, w śród nich jakżeby inaczej oczywiście był Casjus.
Jeżeli więc ktoś uważał, że wilkołaki były najniebezpieczniejszymi potworami zamieszkującymi bank, mieli szczęście żyć w błogiej nieświadomości. Złapanie kogoś za kark żeby go przytopić w morzu nie leżało poza możliwościami szlachcianki a jedynie wykraczało poza jej godność. Jednak rzucenie wampirzycą w topiel jak workiem owsa… cóż to raczej było na skąpej liście rzeczy niewskazanych, skłaniających nieumarłą do porzucenia wszelkiej dystynkcji i pozorów.
        - Co do drugiej części groźby, pewnie nie zamierzenie ale tylko się pogrążasz ... - wyszeptała stając między stopami wojownika, żeby znajdować się jeszcze bliżej.
        - Domyślam się, że chcesz wyjść na ostatniego drania, ale czy zdajesz sobie sprawę jak romantycznie brzmi propozycja nocy na plaży? - droczyła się Ell, zaczynając bawić się pierwszym z zapiętych guzików Jamesowej koszuli.
        - Ale mogę pójść na kompromis uznając, że jesteś największymi kłopotami jakie mogłam napotkać… - zanuciła wsuwając palce pod kołnierzyk kiedy bezbronny guzik się poddał.
        - Zadowolony? - wyszeptała głaszcząc kark szatyna i przysuwając twarz do odsłoniętego obojczyka mężczyzny. Przemknęła wargami w stronę szyi i odetchnęła głębiej, ale bez podstępnych i krwiopijczych intencji, zwyczajnie ciesząc zmysły tylko w sposób wypaczony taką nie inną naturą. Chwilę później westchnęła z wyraźnym zawodem.
        - Niestety zbliża się świt, a nie lubię się spieszyć - na wpół marudnie na wpół kokieteryjnie wymruczała w skórę szatyna. Faktycznie niebo straciło gdzieś głębię czerni i zaczynało na horyzoncie szarzeć i rozjaśniać się nieśmiało.
Wampirzyca przeciągnęła się w trzymających ją ramionach i zaplotła dłonie na karku wojownika żeby wpełznąć palcami we włosy przyciągając mężczyznę do siebie. Pocałunek był trudny do zakwalifikowania, pasował zarówno na żarliwe pożegnanie jak i kuszącą obietnicę. Do tego kończąc wampirzyca jeszcze delikatnie drapnęła kłami wargę mężczyzny, drażniąc się lekko z drakonem.
        - Wieczorem znowu będziesz w spelunie niewyrośniętego chachmęta? - zamruczała w ostatecznym pożegnaniu gładząc wyrzeźbioną pierś najemnika.
        - Miło cię było poznać James - wyszeptała na koniec, zręcznie wymykają się z rąk wojownika. Leniwym krokiem skierowała się do miejsca w którym zostawiła sandały, tylko ich nie miała czym zastąpić i nie zatrzymując się zgrabnie palcami chwyciła rzemienie żeby w następnym kroku rozpłynąć się w białą mgłę.

        Następnego wieczora, zgodnie z planem znów pojawiła się w nielegalnym klubie. Tym razem kolacja ją ominęła, może dlatego, że lepiej znała miasto i nie plątała się zbyt długo po zakazanych uliczkach.
Usiadła na stołku przy barze, znów zamawiając wątpliwej jakości trunek. Wiedziała już co rozgrywa się na arenie i nie odczuwała chęci przyglądania się się bójkom. Wcześniej hrabiną wiodła ciekawość, ta zaspokojona nie ciągnęła nieumarłej na trybuny, nie była miłośniczką przemocy a przynajmniej oglądania jej dla zwykłej rozrywki.
W zasięgu wzroku znalazł się za to znacznie ciekawszy obiekt. Tomy plątał się wokół a zobaczywszy białą damę dziarskim krokiem znalazł się przy barze, przecież zgodnie z wczorajszą obietnicą.
         Ell delikatnie poklepała krzesło obok siebie. Sugestii dwa razy nie trzeba było młodzikowi powtarzać i nawet barman nie wiedział kiedy młody skończył w pazurach wampirzycy. Dosłownie. Leonore zaplotła wokół niego ramiona przysuwając się tak, że nie wiadomo było kto tak naprawdę, na którym i czyim stołku siedzi.
        - Matka nie martwi się, że włóczysz się nocami po tak niebezpiecznych miejscach? - zanuciła, a chłopak walczył o skupienie siląc się na odpowiedź, gdy do końca sam nie wiedział gdzie patrzeć by było bezpiecznie.
Dekolt wampirzycy tym razem znacznie mniej skromny niż ostatnio, luźną falą opadał w dół, odsłaniając znaczną część mostka. Typowych ramiączek suknia nie miała, stopniowo zwężającymi się pasmami wędrując na kark kobiety, gdzie znajdowało się zapięcie, jednocześnie całe plecy aż do samego krzyża pozostawiając odsłonięte. Tam materiał kończył się niewielkim szafirkiem wszytym w dolny szpic.
Za to przynajmniej rozporek był tylko jeden, znajdujący się nieco bardziej z przodu niż boku nogi, oczywiście nieprzyzwoicie głęboki, niemal odsłaniający biodro. A wszystko jak ostatnio w bieli, i nie wiedzieć czemu nieskazitelnie czysty materiał, może w konfrontacji z ciemnością nocy czy ogólnym klimatem miasta zdawał się być bardziej wyzywającym niż krwista czerwień.
Awatar użytkownika
Rain
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Drakon
Profesje: Wojownik , Ochroniarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rain »

        Uśmiechnął się krzywo pod nosem, zachodząc kobietę od tyłu. Jeszcze kilka godzin wcześniej może pomyślałby, że w takim razie znalazła wszystko; i morze, i kłopoty. Teraz jednak nawet się nie łudził. Z dużą dozą prawdopodobieństwa możnaby uznać, że teraz największym zagrożeniem w całym tym parszywym mieście była właśnie Elleanore.
        Nie odpowiedział jednak, bardziej zajęty swoją nową znajomą niż myśleniem. Zdarza się każdemu facetowi, nie ma co ukrywać. Pasmo białej tkaniny opadło w ciemne wody, połyskując na nich niczym odbicie księżyca. Chwila, w której białowłosa mogłaby zaprotestować minęła i po tym niemym przyzwoleniu Rain zanurzył twarz w szyi kobiety, wdychając ciężkie perfumy, rozproszone przez morskie powietrze. Zaraz uniósł lekko głowę, gdy wampirzyca się odwracała, ale dłoni z jej karku nie zabrał. Szorstki od dwudniowego zarostu polik przesunął się tylko od jej ucha po skroni, gdy James wyprostował się lekko, by na nią spojrzeć. W trakcie powolnej, godnej hrabiny, ale mruczącej odpowiedzi, tylko przyglądał się jej, oddzielony opartymi na torsie dłońmi. Gdy skończyła, uśmiechnął się półgębkiem. Strachy na lachy. Chętnie zobaczyłby ją w akcji. Naoglądał się ludzkich drapieżników w akcji, ale zazwyczaj byli to zmiennokształtni, a jeśli wampiry, to młode i wściekłe. Rozdrażniona Elleanore wyglądałaby ciekawie. Niebezpiecznie, ale ciekawie. A znając jego opóźniony w reakcjach na ból organizm, zapewne nawet poświęciłby kończynę, by to zobaczyć.
        Kobieta nadal mówiła, zbliżając się do niego w jednoznacznym komunikacie. Levine objął ją w pasie drugą ręką, przyciskając do siebie jeszcze bardziej. Spoglądał na długie rzęsy zjawy, gdy ta z opuszczonym wzrokiem bawiła się guzikami jego koszuli. Gdy po raz kolejny usłyszał słowo „romantycznie” poddał się już, a z gardła wydobył mu się rozbawiony pomruk.
        - W porządku, niech stracę – wychrypiał, uznając jednocześnie, że dość już pogaduszek. Ręka z karku kobiety powędrowała na jej ramię, zsuwając z niego materiał sukni i podążając za nim w dół.
        Nie zdążył jednak przychylić się do nowo odkrytych terytoriów, bo Elleanore ubiegła go, zanurzając twarz w jego szyi. Wojownik oparł obie dłonie na talii kobiety, podczas gdy sam właśnie odsłaniał się na ewentualne kły. Na ludziach jednak się znał, więc w aktualnej sytuacji bardzo wątpił w drapieżne zapędy swojej towarzyszki (a nawet jeśli, to mieszczące się w granicach bliższego zapoznania). Po drugie od ugryzienia do urwania głowy jest jeszcze chwila, więc złapać babę za kudły i odciągnąć też może by się dało. Na chwilę. Po trzecie pieszczota była przyjemniejsza niż realne było ryzyko, więc przymknął oczy, na pytanie odpowiadając tylko usatysfakcjonowanym pomrukiem. Można by jedynie dyskutować, czy to zadowolenie odnosiło się do słów Elleanore, czy jej zachowania.
        Marudny ton nie spodobał mu się już w najmniejszym stopniu, więc tylko przycisnął białowłosą bardziej do siebie, obejmując całym ramieniem i niemal unosząc ją z pięt. Niezadowolonym spojrzeniem łypnął najpierw na złośliwą kokietkę, a później nad jej głową na horyzont, szybko uznając, że wymówka jest niestety całkiem uzasadniona. Mógłby ją pewnie chwilę przytrzymać, ale co z tego, jeśli wydarłaby się pazurami albo obróciła w proch. Szlag by to.
        Później nieco zadośćuczyniła za grzechy, ale drakon odwzajemniając pocałunek przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej, chyba za nic mając sobie drobną sylwetkę kobiety, jakby naprawdę nie zamierzał jej puścić. Warknął cicho, gdy drapnęła go kłami, jakby samo zakończenie spotkania nie było wystarczająco irytujące. Mówi, że odchodzi, ale kusi, żeby jej nie pozwolić. Puścił ją jednak jedną ręką, pozwalając opaść na pięty i w pieszczocie nawet wsunął jej ramiączko od sukni z powrotem na miejsce, skoro już i tak wyzwano go od dżentelmenów. Druga ręka wciąż obejmowała jej plecy.
        Zmrużył lekko oczy, słysząc pytanie. Znowu miała zamiar się tam pojawić? Nie, żeby mu to przeszkadzało, mieli parę rzeczy do dokończenia, ale odgarnianie od niej natrętów może być uciążliwe. Oczywiście mógł zostawić to jej, ale rozszarpane trupy mogłyby zatrzymać biznes na parę dni. Skinął jednak twierdząco, a rysy jego twarzy złagodniały, gdy wampirzyca się z nim żegnała.
        - Ciebie również, Elleanore – odparł ochryple, wpatrując się w szare oczy i z przekory przytrzymując kobietę jeszcze chwilę, gdy próbowała się wywinąć. Dopiero wtedy rozluźnił objęcie oszczędzając jej i sobie łamania mu ręki. Odwrócił się, wkładając ręce w kieszenie i obserwując odchodzącą zjawę. Mrugnął, gdy rozwiała się na wietrze, po raz kolejny zasługując na swój przydomek, po czym westchnął ciężko, przecierając twarz dłońmi i drapiąc się po policzku. Miło nie miło, nie zostawia się tak faceta.
        Westchnął znów i ściągnął przez głowę rozpiętą już nieco koszulę, odrzucając ją na piach. Rozsznurował spodnie i odrzucił je razem z butami, wchodząc powoli do morza. Lodowata woda smagnęła rozgrzane ciało, ale właśnie takiego ochłodzenia potrzebował. Nie skrzywił się nawet, gdy sól sięgnęła otwartych jeszcze ran. Zamiast tego rzucił się w fale głową do przodu, by uspokoić pobudzony organizm.

        Thomas Cully, przez przyjaciół zwany Tommym, a przez resztę „dzieciakiem” lub „młodym”, był zarówno młodszy niż wyglądał i bystrzejszy, niż powinien na swój wiek. Wychowując się na ulicy szybko podłapał fuchę, bo żebraniem gardził od zawsze, a dla chcącego robota zawsze się znajdzie. Nawet dla takiego smarkacza. Teraz, już niemal czternastoletni, czuł się młodzieńcem na tyle obeznanym w okolicy i wśród mieszkańców, że mimo młodego wieku wyrobił sobie nawet pewnego rodzaju szacunek u „dorosłych”. Nikt nie traktował go, jak równego sobie, bez przesady. Ale jeśli potrzebny był ktoś niepozorny, na kogo można było liczyć, szukało się pewnego konkretnego gówniarza, a nie ściągało byle jakiego z ulicy.
        A teraz jeszcze James Levine przeszedł z nim na ty, więc Tommy przechadzał się po magazynie z wypiętą piersią, jakby był właścicielem tej budy. Ogłupiał tylko na moment, widząc znajomą kobietę w bieli, ale szybko przełknął ślinę, wyprostował się, poprawił czapkę na bakier i wyrzuciwszy nonszalancko wykałaczkę z ust, skierował się ku swojej damie. Ukłonił się dżentelmeńsko po czym (już mniej elegancko) wspiął się na wysoki stołek. Miał właśnie zagaić bystrym komentarzem do białowłosej piękności, gdy ta nagle pochyliła się w jego stronę, obejmując nagimi ramionami i opierając się o niego odsłoniętym kolanem. W tym właśnie momencie zapomniał wszystkich słów we wspólnej mowie. Pytanie zarówno pomagało, bo nie wymagało samodzielnego myślenia nad odpowiednim tematem rozmowy, ale też utrudniało, gdy ktoś chwilowo był zdolny do artykułowania tylko monosylab.
        - Yyy… ekhem, eee… - bełkotał nim uderzająca fala kompromitacji poruszyła wreszcie komórki mózgowe do normalnej pracy.
        - Emm… Nie, proszę pani – odparł w końcu, łapiąc głębszy oddech i uznając jej ramię za najbezpieczniejszy punkt dla spojrzenia. Udo i dekolt były tak samo niebezpieczne, jak oczy i groziły ponownym nawrotem bełkotu.
        - Matka zmarła na suchoty, jak miałem pięć lat. Od tamtej pory sam o siebie dbam, nie ma dla mnie niebezpiecznych miejsc – odparł, w miarę mówienia odzyskując rezon, prostując się i wypinając chuderlawą pierś. Powoli, bo na jego ramionach wciąż spoczywały ręce wampirzycy. I oczywiście chwalenie się przed kobietą to jedno, a fakt, że dla dzieciaka rzeczywiście mało jest niebezpiecznych miejsc, bo zwyczajnie nikt się nim nie interesuje, to osobna sprawa. Dziewczyny musiały uważać, chłopcy tylko unikać zbłąkanych kopniaków.
        - Właśnie się w jednym znalazłeś – odezwał się nagle nad chłopakiem ochrypły głos i Tommy podskoczył, jak oparzony, tylko bardziej wpadając w ramiona kobiety i tym mocniej się pesząc.
        - Panie Levine! – rzucił wystraszony, spoglądając w zmrużone ciemne ślepia wojownika i poprawił się momentalnie. - Znaczy się James! Zająłem ci miejsce!
        Pozbawiona sytuacyjnej mimiki twarz drakona była równie przyjazna, jak przydrożny głaz, jednak w środku wojownik był nawet rozbawiony tym dzielnym wybrnięciem, spoglądając na plączącego się chłopaka. W objęciach Ellenore wyglądał jak w mackach ośmiornicy, z których nie sposób się uwolnić, podczas gdy tak naprawdę wystarczyło, by wstał. Tommy w końcu na to wpadł i rzucając liczne przepraszające słowa i uśmiechy w stronę białowłosej, zsunął się ze stołka. Spojrzał znacząco na wojownika, który przychylił się w dół, pozwalając opowiedzieć coś sobie na ucho, po czym wyprostował się i klepnął chłopaka w ramię z aprobatą, która prawie ugięła nogi dzieciaka.
        - Będę w okolicy, gdyby mnie pani potrzebowała – rzucił jeszcze dziarsko młodziak, bo tupet wrócił mu razem ze swobodą oddychania. Drakon spojrzał za nim i przysiadł na stołku i zamawiając sobie wódkę (piwo było na po walce), a dla wampirzycy jeszcze raz to co miała. Dopiero wtedy spojrzał na Elleanore.
        - Mogłaś od razu powiedzieć, że jestem dla ciebie za stary – powiedział, spoglądając w szare oczy.
        Najprościej powiedzieć, że goiło się na nim jak na psie. Wczorajsze obrażenia, które powinny zostawić po sobie co najmniej opuchliznę i liczne siniaki, teraz zdradzały się tylko w miejscach, gdzie przerwana była skóra, która zaś zabliźniała się w zabójczym tempie. Między innymi dlatego jego pysk wyglądał tak, a nie inaczej. Nim dotarł do jakiegokolwiek miejsca, w którym ktoś mógłby go połatać, rana idąca przez cały bok jego twarzy łączyła się już powoli nową tkanką. Oczywiście mógłby dać się nakroić ponownie i poprawnie zszyć, ale wtedy machnął już na to ręką.
        Nie wiadomo, gdzie spędził czas od ich ostatniego spotkania, bo chociaż dwudniowy zarost zamienił się w trzydniowy, to koszulę miał zmienioną, a brązowe włosy związane. Nietypowo, bo tylko w górnej części, owinięte rzemykiem w cienką kitkę, opadającą na resztę rozpuszczonych włosów, sięgających niemal jego barków. Mimo to trzymały się w ryzach, a drakon nie wyglądał jak po walce, ani by szykował się do następnej.
        - Tym razem jaką masz wymówkę, by wywoływać tu zamieszanie? – zapytał bezczelnie, gdy podano im drinki. Szklankę z whisky przesunął w stronę kobiety, a swoją wódkę wychylił, po czym odstawił kieliszek na ladzie od strony baru, w znajomym sygnale, by podano mu następny.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Elleanore wróciła do nielegalnego klubu, nie tylko z braku innych ciekawych pomysłów czy dla dotrzymanie obietnicy, ale również dlatego, że zwyczajnie chciała jeszcze raz spotkać ciekawiącego ją wojownika.
        To właśnie przez niego wampirzyca zaczęła się zastanawiać, czego tak naprawdę pragnęła. Wątpliwości skłoniły szlachciankę do ucieczki, ale od tamtej pory tkwiła niezmiennie jedynie pośród własnych myśli i pytań bez odpowiedzi. Proste rozumowanie najemnika, jego spojrzenie z dystansem na wszystko, tak banalne i jednocześnie dobitne „rób, co chcesz” może nie stanowiły panaceum, ale były jak powiew świeżego powietrza wpadający do starego, dusznego wnętrza.
Zupełnie jakby te trzy słowa padające z ust całkiem obcej osoby pomogły spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.
Nie potrzebowała materialnych dóbr, ale umiała nimi zarządzać. Chyba nawet to lubiła, chociaż bank chwilowo wydawał się podobny do zbyt konserwatywnej sukni, nie pozwalał rozwinąć skrzydeł.
        Chciała też wreszcie rozliczyć się z przeszłością. Do tej pory myślała, że wszystko dawno zostawiła za sobą, ale odkąd wreszcie odnalazła poszukiwaną figurkę, wspomnienia wracały, boleśnie wskazując własną obłudę.
        Na pewno zaś pragnęła ponownie zobaczyć Jamesa. Wampirzycy spodobało się, jak Rain nie krył niezadowolenia przy pożegnaniu. Po prawdzie świt okazał się ciekawym zbiegiem zdarzeń, dodatkowo bawiącym Ell. Przez chwilę poczuła się, jakby drażniła wilka, smyrając go piórkiem po nosie, sprawdzając, czy ugryzie.
        Ukradła sobie pożegnalny pocałunek, a kąt ust hrabiny drgnął nieznacznie, gdy usłyszała niezadowolone warknięcie. Zamiast zdecydowanie wydostać się z rąk drakona, z przekorą przeciwstawiała się objęciu mężczyzny, gdy ten demonstrował, że wcale nie musiał jej wypuszczać. Od dawna nie spotkała kogoś, przy kim faktycznie powinna liczyć się z działaniami, jeśli nie chciała się sparzyć, i ta nowa gra spodobała się Ell. Rozsądna wersja hrabiny uznałaby, że chyba nawet zbyt mocno, skoro teraz ponownie zasiadała w marnym barze, na wątpliwej czystości stołku, pijąc lichą namiastkę alkoholu. Dzisiejsza Elleanore w pogardzie miała zdanie hrabiny,
        Chciała jeszcze raz popatrzeć w ciemne, bezdenne oczy, które wycierpiały zbyt wiele, żeby utrzymać naiwny blask.
To była najbardziej pewna fanaberia w tym momencie, więc Ell wraz z nadejściem wieczoru udała się do mordowni.

        Zamówiła whisky, czy może prędzej mierny, brązowawy płyn z wystarczającą zawartością procentów, i na chwilę została sama.
        Rozejrzała się po obskurnym wnętrzu, Jamesa nie dostrzegła, ale bystrym wzrokiem szybko wyłapała Thomasa. Nawet nie musiałaby na chłopaczka polować, wystarczyło go zawołać, żeby umilił oczekiwanie. Stworzonko było wyjątkowo urocze.
Poprawiła przekrzywioną czapkę i pogłaskała kark chłopaczyny, gdy ten plątał się w słowach, dukając, dopiero po chwili znajdując słowa odpowiedzi.
        - Biedactwo - wampirzyca zanuciła współczująco. Chociaż Ell nie miała złych intencji wobec Tomiego, jeśli tylko węże by mówiły, zapewne w podobny sposób brzmiałyby żałując osieroconej myszki.
        Z pobłażliwym wzrokiem pogłaskała ramie dzieciaka, słysząc, jak to nie było dla niego miejsc niebezpiecznych, jednocześnie spod rzęs wyłapując postawną sylwetkę. Nie poruszyła się jednak, kontynuując peszenie chwilowej maskotki, oczekując puenty.
        Ochrypły głos wybrzmiał dla Thomasa niespodziewanie i wystraszył chłopaka, który niemal wpadł wampirzycy na kolana. W oczach Ell zagościło rozbawienie, gdy młodzik dobrą chwilę szukał gruntu, dosłownie i w przenośni, ale jednocześnie dostatecznie odzyskał trzeźwość umysłu, żeby zręcznie wybrnąć z ewentualnych problemów.
        Leonore oparła łokieć o blat, do którego stanu już przywykła. Podbródek wsparła na wierzchu dłoni i obserwowała dwójkę niewidocznie, błądząc spojrzeniem od chłopaka do gladiatora, dochodząc do własnych wniosków, że jak wszędzie i w niższych regionach miast, kolejność jedzenia zależała od siły kłów i pazurów. Wśród szlachty i bogaczy były to metafory, a o sile decydowały majątek i wpływy. W mniej bezpiecznych dzielnicach zaś stwierdzenia zapewne były bardziej dosłowne i niemal fascynujące.
        - Do zobaczenia - zanuciła, na pożegnanie delikatnie machając palcami dłonim na której się podpierała, zaraz całą uwagę zwracając na Jamesa.
        Prychnęła cicho na kolejny uszczypliwy dowcip szatyna, zerkając na niego z trudnym do rozpracowania wyrazem. Po oczach Ell plątało się rozbawienie, ale jak zazwyczaj nie sięgnęło ono ust kobiety, gdy jednocześnie zastanawiała się, czy wojownik z premedytacją ratował dzieciaka przed staniem się potencjalnym posiłkiem (w końcu nie mógł znać intencji hrabiny, a świadom był jej rasy, co nasuwało jednoznaczne przypuszczenia), czy wyszło to zupełnym mimochodem.
        Powiodła spojrzeniem za zamawianymi drinkami i odezwała się dopiero, słysząc, bądź co bądź, bezczelne pytanie.
        - Wymówkę? - zamruczała, sięgając po whisky - Wymówek nie stosuję, ale znalazłam kilka powodów... - zanuciła łapiąc drakona za słówka, jednocześnie sięgając po na nowo napełnioną szklankę, żeby upić niewielki łyk.
        - Zabijam nudę podczas sprawdzania, czego chcę - nuciła, gdy Rain wypijał swoją wódkę.
        - Sprawdzam, czy lubię podobne lokale - mruczała dalej, gdy kelner na nowo napełniał kieliszek wojownika. Nim jednak szkło trafiło w ręce drakona, dostało się w pazury wampirzycy. Elleanore zsunęła się ze stołka, z wódką w prawej ręce, a swoją whisky w lewej.
        - Ty - ostatni z powodów wyszeptała już w pustynnym dialekcie, stając między kolanami najemnika podając mu drinka.
        - A zamieszania nawet nie zaczęłam czynić - dokończyła mrucząco, przysiadając na udzie mężczyzny. Bokiem oparła się o brzuch i pierś Raina. Kostki skrzyżowała pod przeciwległą łydką szatyna. Na swoim biodrze oparła dłoń ze szklanką, zaś łokieć wolnej ręki podparł się na barku wojownika, żeby mogła bliżej przyjrzeć się wczorajszym obrażeniom. Po opuchliznach nie było śladu, pozostały jedynie niewielkie wspomnienia w miejscach, gdzie skóra była uszkodzona. Ell wpatrywała się w ciemne oczy i delikatnie musnęła łuk brwiowy, który niedawno ucierpiał, gdy rozległ się donośny, rubaszny głos.
        - Rain, tu jesteś, do cholery! Kolejka się ustawia, zakłady lecą, a ty wciąż przy barze?! Zostaw laskę i bierz się do roboty. - Krasnolud toczył się na krótkich nóżkach, pokrzykując już z połowy baru. Elleanore zmrużyła oczy w niezadowoleniu.
        - Skrwawienie właściciela w jego lokalu jak najbardziej uznałabym za zamieszanie. - Ell wyprostowała się nieco, odzywając tak, że pokurcz spokojnie mógł wszystko usłyszeć.
        - Zakaz zakładów wciąż obowiązuje - burknął Tantiem, ignorując rozsądek i możliwe ostrzeżenie, stając tuż obok najemnika i wampirzycy, mierząc się spojrzeniem z szarymi oczami, które raczyły skierować na niego swoją uwagę.
        - Inne psucie mi interesów, również sobie daruj - marudził dalej, wyraźnie mając na myśli rozpraszanie wojownika. Po walce niech sobie robili, co chcieli, ale przed, wszyscy wiedzieli, że kobiety działały niekorzystnie. - No, raz dwa, kasa się sama nie zarobi!
Awatar użytkownika
Rain
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Drakon
Profesje: Wojownik , Ochroniarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rain »

        Przyglądał się wampirzycy obojętnie, gdy odprowadzała wzrokiem chłopaka. Zajął tak uczynnie zajęte dla niego miejsce na stołku koło kobiety, jedną nogę wyciągając przed siebie pod jej krzesło, drugą wspierając na szczeblu własnego. Wyraz twarzy wojownika nie zmienił się, gdy Elleanore przeniosła na niego spojrzenie, ale na jej ciche prychnięcie kącik ust drakona drgnął w krzywym uśmiechu, gdy ten spoglądał za swoim zamówieniem.
        Pierwszy kieliszek zniknął momentalnie, a w oczekiwaniu na następny, Levin przyglądał się swojej nowej, nietypowo interesującej go, znajomej. Mruknął cicho, przytakując na jej słowa. Nie by nadmiernie przejmował się nieswoimi sprawami, ale z jakiegoś powodu satysfakcjonował go widok na potencjał wampirzycy. Już teraz była jedną z bardziej interesujących osób jakie poznał, a to o czymś świadczyło, ale widział że sama nie do końca wie, co ze sobą zrobić. To zaś było jak obserwowanie statku z postawionymi i wydętymi od wiatru żaglami, ale wciąż niepodniesioną kotwicą. Gdyby tylko Elleanore uwolniła się od narzuconych własnowolnie ograniczeń… byłaby porywająco przerażająca.
        Co do gustowania w podobnych lokalach – szczerze wątpił, ale nie przerywał kobiecie, która przejęła jego kolejny kieliszek, zbliżając się z nim w ręku. Drakon odchylił się lekko na oparciu, by na nią spojrzeć, a jego dłoń powędrowała do biodra wampirzycy, gdy tylko ta znalazła się w zasięgu jego rąk.
        Jedno słówko sprawiło jednak, że na moment zamarł. Cóż, ze względu na jego wybujałą mimikę może i nie było widać po nim większego zaskoczenia, ale oczy na pewno zdradziły większe zainteresowanie. Levine niemal mechanicznie odebrał kieliszek i wychylił jego zawartość, nie spuszczając z Elleanore wzroku, na ślepo odstawiając szkło na blat.
        - Mnie znalazłaś – odparł ochrypłym od wódki szeptem, uważnie obserwując reakcję wampirzycy. Nie był to bezpośrednio jego język, ale dialekt w którym przemówiła do niego Elleanore, a którym posługiwano się ogólnie w jego stronach. Coś w rodzaju pustynnego odpowiednika wspólnej mowy.
        Nie wyciągał pochopnych wniosków. Języka można się nauczyć, a pustynny dialekt jest jednym z wielu, które można podchwycić w trakcie podróży. Wiedział już, że wampirzyca jest z natury ciekawską osobą, więc takie zwiedzanie nie byłoby zaskakujące. Wciąż jednak, od momentu gdy usłyszał to jedno słówko w znajomym dialekcie, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kobieta jednak po prostu do tamtych stron pasuje. To jak się ubiera chociażby. Zimna może nie odczuwa, ale przecież to była jego pierwsza myśl, gdy ją spotkał, że nosi się na wzór kobiet z jego stron. Poza tym przez lata nauczył się ufać intuicji, a ta mówiła, że to nie był przypadek.
        James uśmiechnął się lekko i mruknął coś pod nosem na wieść, że wampirzyca jeszcze nawet nie zaczęła broić. Przesunął rękę z biodra zjawy na jej talię i przygarnął ją jeszcze bliżej siebie, gdy wampirzyca bez skrępowania sadowiła mu się na kolanach; a właściwie kładła na odchylonej lekko sylwetce wojownika. Drugą ręką objął jej uda, by się nie zsunęła i odwzajemnił spokojnie spojrzenie. Przymrużył lekko oczy, gdy chłodne palce przesunęły się przy skroni i brwi. Przesunął spojrzeniem po twarzy Elleanore, w dół po długiej szyi, aż po głęboki dekolt, który miał pod samym nosem, ale ciemne oczy wróciły zaraz do bladych ust i stalowoszarych oczu.
        Nie powiedziałby jednak, że zdążył się nacieszyć widokiem, gdy usłyszał znajomy głos. Przechylił głowę na bok, spoglądając zza wampirzycy na krasnoluda. Nie było po drakonie widać irytacji, a jedynie lekkie znudzenie. Jakby zaczynał dostrzegać wzór, jeśli chodziło o przerywanie mu bliższego zapoznania się z wampirzycą. Komentarzowi Elleanore odpowiedział zaś cichy, ochrypły śmiech drakona, muskający jej ucho, i mordercze w zamiarze spojrzenie Tantiema.
        Krasnolud dostrzegł, że nie wywołał zamierzonego efektu ani u drakona ani tej babki i wziął się zirytowany pod boki. Już on by wygarnął mrukliwemu wojownikowi wszystko, czego się w życiu nauczył o walkach, ich zasadach i przede wszystkim negatywnym wpływie kobiet na stan fizyczny walczących! Poznał Raina jednak na tyle, by wiedzieć, że wszystko spłynie po nim jak po kaczce i pewnie nawet odpowiedzi się nie doczeka. Niech licho porwie tego gbura! Był jednak jak kura znosząca złote jaja, więc Tantiem hamował się z większością komentarzy. Dlatego właśnie, nie dlatego, że się wojownika obawiał! Krasnoludy niczego się nie boją!
        - Zaraz przyjdę, przestań ujadać – mruknął w końcu Levine, uciszając marudzącego bukmachera i zarabiając wiązankę przekleństw i machania rękami.
        Widział to tylko kątem oka, bo spojrzenie znów ginęło gdzieś na ciele wampirzycy. Wojownik na krótko skrył twarz w kobiecej szyi, drażniąc zarostem gładką skórę i owiewając ciepłym oddechem odsłonięte ramię, gdy westchnął, odsuwając się w końcu. Bez trudu przytrzymał Elleanore w pasie, gdy wstawał, dopiero wtedy pozwalając jej opaść stopami na ziemię. Przesunął dłoń na odsłonięte plecy, drugą wplatając we włosy wampirzycy, gdy odbierał należący mu się pocałunek. Tym razem jednak sam ją puścił.
        - Nie zjedz proszę dzieciaka – wychrypiał niespodziewanie i uśmiechnął się krzywo, po czym odszedł w stronę areny.
        Nie ostrzegał jej ani nie martwił się, czy nic jej nie będzie. Jeśli już miałby o kogoś dbać, to o tych, którzy nierozsądnie spróbują wampirzycę zaczepić, ale tych miał w głębokim poważaniu. Poza tym już wcześniej zapewnił sobie na nią oko i właśnie o niepożarcie czujki prosił. Zanim przegonił Thomasa mówił mu coś na ucho, a teraz Elleanore miała się dowiedzieć co, gdy dzieciak wypadł z tłumu, mijając zmierzającego w stronę areny wojownika. Chłopak musiał ich obserwować, bo dokładnie wyczuł moment i w chwili, gdy James ściągał lekko rozpiętą koszulę przez głowę i wchodził na arenę, Thomas hamował przed wampirzycą, spoglądając na nią z mieszaniną strachu i uwielbienia.
        - Pan… to znaczy James mówił, że gdyby chciała pani odpocząć w mniej… emm… cytuję: „popieprzonym”, koniec cytatu, miejscu, to mam pani dać klucz do jego pokoju. Także ten… gdyby chciała pani… to ja mogę zaprowadzić.
        Wątpliwe, by Elleanore miała kiedyś bardziej chętną do pożarcia ofiarę niż stanowił młody dzieciak. Nie jego wina, że obserwował postać kobiety z nabożną czcią. Był w takim wieku, że niczego innego nie można się było spodziewać, a że wampirzyca ubrana była tak jak była, to musiała przyzwyczaić się do raczej bełkotliwych wypowiedzi chłopaka. I nawet jeśli ten miał na tyle oleju w głowie, by się wampirzycy obawiać, to niestety w młodzieńczym rachunku zysków i strat, troska o własną głowę była gdzieś w dole tabeli.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Kolejny dzień wakacji i następny wieczór nowości dla mało spontanicznej wampirzycy. Tym razem czyny lubieżne w miejscu publicznym, jeśli można tak nazwać drobne choć jednoznaczne przytulanie w szemranym barze. Niegdyś wzdrygnęłaby się na samą myśl o podobnym postępku. Spacerowanie pod ramię było dostateczną bliskością. Niewinny dla niej całus w policzek już często poczytywano za nader poufałe zachowanie. A dzisiaj... co to kogo obchodziło. Może barman czasem łypnął czy czegoś się od niego nie chce. Czasami ktoś zerknął w ich stronę ze zwykłej ciekawości nie wykraczającej poza zwykłe rozpoznanie terenu i gości. A i może przez chwilę, kątem oka, złowiła postać Elizy. To tyle jeśli chodziło o bulwersowanie otoczenia. Każdy zajęty był swoimi sprawami a nie plotkami o cudzych rozrywkach i zainteresowaniach. Takie było pierwsze wrażenie. Nie wliczyła w rozrachunek krasnoluda.
        Hrabina opuściła stopy na ziemię, odwzajemniła pocałunek i zerknęła na drakona. Nieoczekiwane słowa przynajmniej trochę ułagodziły możliwie marudne nastawienie nieumarłej.
        - Tak uroczej prośbie nie odmówię - odpowiedziała patrząc na wojownika, który zaraz zebrał się do odejścia. Pozwoliła się zostawić nawet bez manifestowania niezadowolenia, co jednak nie znaczyło, że Ell była w łagodnym nastroju, i bynajmniej nie James jej podpadł.
        Elleanore wróciła na swój stołek i sięgnęła po alkohol. O dziwo barman tym razem miał dość oleju w głowie, żeby na szlachciankę czekała pełna szklanka, a sam mężczyzna teraz obserwował ją nieco czujniej niż do tej pory. Czyżby jednak miał odrobinę instynktu samozachowawczego? Źrenice Ell błysnęły krótko w jego stronę, odbijając światło jak oczy dzikiego zwierzęcia. Czy właśnie wyczuła strach? I słusznie. Wampirzyca powoli powiodła wzrokiem w stronę wnętrza.
        Nie zabiera się zabawek kotu, tym bardziej drapieżnemu, a co dopiero wampirzycy. W normalnym świecie... w dawnym świecie, podobnie beztroskie traktowanie krwiopijcy byłoby nie do pomyślenia. Budzili zbyt wielki lęk. Tymczasem aktualnie większość ludzi, nie-ludzi, jakkolwiek ich zwać, gro ras znajdujących się w menu była przekonana, że wampiry nie gryzły, a ich własna nacja razem z całym tym prawem, starali się przekonać wszystkich, że dokładnie tak było.
        Elleanore obserwowała salę spod lekko zmrużonych powiek. Cywilizacja… Sterty zasad, które przyswoiła i uczyniła własnymi. Prowadząc bank, była na usługach swoich klientów. U jednych budziła należny jej szacunek, u innych nie zawsze, ale zawsze trzymała swoją naturę w ryzach. Owszem, często znalazł się ktoś obawiający się wampirów, ale sami nieumarli robili wszystko by zmienić opinię o swej rasie.
Ona sama również starała się unikać sformułowań czy zachowań mogących wystraszyć rozmówcę, nie bardziej niż było to w dobrym guście. Starała prezentować się w pełni profesjonalnie ale niegroźnie, nie odsłaniać drapieżnej strony.
Nawet żywiła się w sposób, który niegdyś uznałaby za upokarzający. Dziś nazywała to kompromisem pomiędzy własnymi potrzebami a prawem tutejszego świata, zachowując tyle godności ile mogła. W to chciała wierzyć. Dokładnie to sobie wmawiała, a była jak żebrak proszący swoje ofiary, zniżała się do uwodzenia i ułudy niczym pokusa. Nawet jeśli brzydziła się kontraktami czy o zgrozo krwią z butelki, ile godności tak naprawdę jej pozostało?
To właśnie dlatego krasnolud zachowywał się jak przed chwilą, i żeby to był jeden głupiutki nord, ale w ciągu lat Ell mogłaby mnożyć przykłady podobnej beztroski. Klękała przed owcami chowając kły i pazury, gdy tak naprawdę była wilczycą pośród jagniąt.
        Chłodne oczy spojrzały wprost na chłopca łagodniejąc po chwili, który akurat dobiegł do wampirzycy wyrywając ją z niebezpiecznych rejonów.
        - Jak miło - zanuciła sympatycznie, odkładając drapieżne rozmyślania na później.
        - Może za chwilę, chcę tu zostać jeszcze przez moment - jak poprzednim razem poklepała krzesło obok siebie.
        - Zechcesz mi trochę opowiedzieć o mieście? Ale nie tym przedstawianym turystom...- mruczała czekając aż się chłopak oswoi i przynajmniej względnie przestanie dukać.
        - O tym mieście... - machnęła palcami wskazując bar i arenę, na której już zaczęła się walka.
        - Poza policją, poza władzą, kto się tu liczy? - gdy już doczekała się zrozumienia pytania, zamieniła się w słuch. Wszystko było znacznie bardziej ciekawe niż mogłaby przypuszczać, a Tommy wiedział więcej niż pewnie nie jeden zakładał.
        - Wiesz kim był ten mężczyzna w kaplicy? Dla kogo pracował? - szeptała tak by barman przypadkiem nie zainteresował się tematem rozmowy, ale ten chyba oczekiwał pożarcia dziecka na ladzie baru i nadal grzecznie trzymał się pozostałych klientów, wracając tylko gdy spostrzegł pustą szklankę. No proszę, a przecież nie zrobiła w zasadzie nic. Miłe, nostalgiczne uczucie.
Wieczór okazał się nader ciekawy i wampirzyca wstała z krzesła dopiero gdy krzyki i gwizdy zaczęły zwiastować zbliżający się koniec walk.
        - Teraz możesz mnie zaprowadzić do pokoju - oznajmiła biorąc chłopca pod ramię. Widok nawet zabawny, tylko, że nikt nie ważył się posłać choćby uśmieszku.
        - Dziękuję, uważaj na siebie, szkoda byłoby cię więcej nie zobaczyć - odezwała się na pożegnanie stojąc już w drzwiach. Poprawiła czapkę chłopaczka i pocałowała go w policzek, znów zbijając biedactwo z tropu. A już zaczynał sobie całkiem nieźle radzić z jej obecnością, po czym zamknęła za sobą drzwi.

        Wracającego Jamesa powitał ciemny, na pierwsze wrażenie pusty pokój. Dopiero uderzenie serca później rozległ się cichy głos, a w nocnej poświacie poruszyła się sylwetka
        - Pachniesz krwią - wymruczała wampirzyca, podchodząc i zaplatając dłonie na karku drakona.
Awatar użytkownika
Rain
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Drakon
Profesje: Wojownik , Ochroniarz , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rain »

        Tommy’emu nie trzeba było dwa razy powtarzać i na znaczący gest posłusznie wskoczył na stołek przy barze. Nogi oparł o poprzeczkę krzesła, by nie dyndały upokarzająco i wlepił szczęśliwe spojrzenie w wampirzycę. Tym razem udało mu się nawet nie utonąć wzrokiem w jej głębokim dekolcie i z zachwytem obserwował idealnie piękną twarz. Niestety przez to znowu miał lekki poślizg i dopiero przepływające mu przed oczami szczupłe palce, wskazujące miejsce, w którym się znajdowali, przywróciły go do rzeczywistości.
        - Eee… tak. Jasne – mruknął, przełykając ślinę i zbierając myśli. – Tutaj… no Quint. To znaczy jak coś się dzieje w mieście, to za jego pozwoleniem. To tutaj też – chłopak skopiował ruch wampirzycy, wskazując na przybytek, w którym się znajdowali i wzruszył ramionami. – Spoko gość w sumie. Wie pani, jak go nikt nie wkurzy – dodał z uśmiechem, szukając porozumiewawczym spojrzeniem barmana, ale ten posłusznie polerował trzeci raz tę samą szklankę, nie podnosząc spojrzenia na wampirzycę. Tommy wrócił więc spojrzeniem do rozmówczyni.
        - Cole? Umm… dość popularne nazwisko, ale nikogo konkretnego nie kojarzę. Za to Roibeard coś mi mówi, ale facet na pewno nie jest stąd. No, nie był – sprostował, szczerząc zęby, gdy przypomniało mu się, że Rain zmienił faceta w czas przeszły. – Jeśli pani chce, mógłbym popytać – chłopak zawiesił znacząco głos i z uśmiechem poprawił (przekrzywił) sobie czapkę.
        Jeśli pani Elleanore zależało na informacjach to on przecież mógł się zorientować co i jak, znał się na tym, umiał nadstawić ucha. Przy dzieciakach mało kto pilnował gęby, a Tommy mimo wszystko zdawał sobie sprawę ze swojego wieku i że działa on jeszcze na jego korzyść. Poza tym nie odpuszczał okazji do wykazania się, nie tylko przed kimś, ale i przed samym sobą. Dodać do tego szansę przypodobania się najpiękniejszej kobiecie, jaką do tej pory widział i był gotowy do przyjęcia misji.

        Rain tylko raz zerknął za siebie, sprawdzając jak Tommy’emu idzie wykonywanie poleceń, a dzieciak już wskakiwał na taboret. Drakon wciąż nie wiedział, czy podrzucanie go zjawie, by się nie nudziła to dobry pomysł, ale docenił jej zapewnienia, że nie pokusi się na młodą krew. Z jakiegoś powodu jej wierzył. Później opróżnił głowę z głupot i wszedł na arenę.

        Zszedł później niż planował, bo Tantiemowi znowu się zachciało pokazówki, ale i tak wyglądał lepiej niż ostatnim razem. Koszulę niósł w ręku, wspinając się po schodach do mieszkania, które udostępniał mu bukmacher. Jeszcze tego bowiem brakowało, by musiał sam sobie lokal opłacać, a mimo wszystko gdzieś musiał spać. Na szczęście krasnolud dysponował całkiem przyzwoitym mieszkaniem na poddaszu sąsiedniej kamienicy, a osobne wejście z zewnątrz okazywało się wyjątkowo przydatne, gdy wojownik wracał zakrwawiony z walki.
        Tommy czekał na niego w szatni (cały i zdrowy, chociaż nieco nieobecny myślami), by dumnie zdać relację, więc drakon spodziewał się zastać w pokoju Elleanore, ale w środku panowała ciemność. Dopiero, gdy zamknął drzwi i wszedł głębiej poczuł czyjąś obecność i zatrzymał się. Później dobiegł go znajomy zapach i w końcu głos, w stronę którego zaraz się odwrócił, rzucając koszulę gdzieś w bok. Trochę się nią otrzepał po drodze, ale nadal miał na sobie pot, piach z areny i krew, jak już zauważono. To było jednak zanim zjawa zarzuciła mu ramiona na kark, więc najwyraźniej jej nie przeszkadzało.
        - Nie moja – mruknął, obejmując talię wampirzycy i przyciągając ją bliżej.
        Głównie nie jego, bo zakrwawione od ciosów knykcie zostawiały właśnie czerwone ślady na alabastrowej skórze, gdy drakon odnalazł palcami odsłonięte plecy wampirzycy. Jedna dłoń podążyła wtedy do karku wampirzycy, sprawnie odpinając klips sukni, a druga złapała białą tkaninę na brzuchu kobiety i pomogła jej spłynąć z białej sylwetki.
Zablokowany

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości