Mauria[Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

[Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

Post autor: Aldaren »

Przed wyjazdem

        Opuszczając tereny rządzone przez nieumarłych cały czas myślał o zostawionym za sobą nekromancie i pocałowaniem go na pożegnanie. Co prawda nie był pewny czy w ogóle mógł to nazwać pocałunkiem, bo to było jedynie złączenie ich ust na ułamek sekundy. Strasznie szybki i krótki, niewinny buziak, ale wolał go nie przedłużać dla własnego bezpieczeństwa, gdyż z Mitrą było po części jak z kotem, czy dzikim zwierzęciem (niewielka różnica), niby przyjazny, względnie oswojony, miły, a mimo to ciągle czujny i gdy tylko popełni się najdrobniejszy błąd od razu albo się zrazi i ucieknie, albo zaatakuje. Może nie dosłownie tak to wyglądało, ale błogosławiony był specyficzną personą, z wieloma fobiami i traumatyczną przeszłością, dlatego Aldaren musiał podchodzić do niego ostrożnie, powoli i spokojnie. Chciał mu pokazać, że przynajmniej z jego strony nic mu nie grozi. Choć czy takie nagłe pocałowanie przyjaciela, który stronił od tego typu czułości nie podchodziło pod napaść?
        Z tą myślą, cztery staje od bram Maurii zatrzymał gwałtownie konia i odwrócił zaniepokojone spojrzenie w stronę rodzinnego państwa. Powinien wrócić i przeprosić niebianina za chwilę słabości i wygłupienie się? Tym bardziej, że postąpił wobec niego niesprawiedliwie. Pocałował nie-pocałował go tak szybko, że umysł każdego normalnego człowieka nie był by nawet w stanie zarejestrować, że coś takiego w ogóle się stało, a po tym jakby nigdy nic po prostu zwiał jak najdalej i jak najszybciej. Ogromna żałość ogarnęła serce wampira. Był naprawdę podły. Przecież Mitra przez to go znienawidzi!
        - "Mogłeś o tym pomyśleć wcześniej cymbale" - burknął z niezadowoleniem Xargan, w końcu jego misterny plan został okrutnie zniszczony na rzecz... Wampir mógł go ostrzec! Godność demona walczyła obecnie o życie przez ten durny wybryk, jeszcze durniejszego nosiciela, ale w sumie efekt prawdopodobnie będzie ten sam. Ba! Upiór był tego pewien! Szkoda tylko, że jego duma musiała na tym ucierpieć. - "Założę się, że już rozwiesza czosnek po całym domu, a także kąpie się w czosnkowych olejkach, nie wspominając o tym, że na tyłach zapewne składa obecnie urodziwy i romantyczny stos dla ciebie. Przecież naruszyłeś granicę, zawiodłeś jego zaufanie i... wybacz, że to powiem, ale okrutnie go przy tym zgwałciłeś."
        - Zgwałciłem? - upewnił się wampir, choć nie był przekonany co do naciąganej teorii upiora, nie mniej z ciekawością postanowił go wysłuchać.
        - "Pocałunek to napaść na tle seksualnym, a to jest równoznaczne z gwałtem."
        - Hmm... w takim razie każdą kurtyzanę i szczęśliwą mieszczankę, która z wdzięczności obdarowuje obcego rycerza za sprowadzenie jej syna bezpiecznie do domu, toną całusów należało by wtrącić do lochu, a na następny dzień powiesić? Jak rozumiem, kilka nawet z twojej własnej ręki skończyło w miejskim więzieniu, za tego typu rozboje. Nie mówiąc już o matkach żegnających swoje pociechy, wyruszające w szeroki świat i...
        - "Co ty chędożysz?! Oczywiście, że nie! Przecież... przecież zwykły pocałunek to nic takiego!" - przerwał mu zdumiony. Zaczął w Xarganie wzbierać gniew za to co insynuował nieumarły. Według niego to były brednie wyssane z palca, ale nie zajarzył, że są to po prostu jego własne słowa zwrócone jedynie sztychem nie w stronę skrzypka, a zamieszkującego go upiora.
        - Gdybyśmy teraz spotkali rusałkę i ona by cię pocałowała, oddałbyś jej ten pocałunek?
        - "Co to za pytanie?! Oczywiście! Przejąłbym nad tobą kontrolę i nie tylko bym jej czułości odwzajemnił, ale również zaciągnąłbym ją w tamte krzaki i..."
        - Czyli gdybyś przejął nade mną kontrolę i nie daj Prasmoku jakaś przepiękna niewiasta, może rusałka zechciałaby poświęcić ci chwilkę, może dwie, nie dość, że ona wedle prawa powinna zostać stracona za gwałt to również ty sam, bo przecież oddałbyś jej pocałunek, a co za tym idzie również...
        - Bredzisz już z tęsknoty za tym mieszańcem?! Skończ!
        - Ale to...
        - "Tylko idiota karałby za zwykłego buziaka, a tym bardziej buziaka od pięknej nieznajomej i jej koleżanek, więc skończ w końcu!" - Xargan był tak rozsierdzony, że z trudem panował nad sobą, ale Aldarena wcale to nie zrażało, tym bardziej, że bez trudu postawił na swoim. Musiał przyznać, demon był niezłym cwaniakiem i prowokatorem, ale zbytnim intelektem nie grzeszył. Wampir nie zamierzał narzekać z powodu głupoty towarzysza.
        - Czyli zwykły, niewinny pocałunek nie jest gwałtem?
        - "Oczywiście, że nie cymbale! Ile mam ci to jeszcze powtarzać?!"
        - Ah, wybacz mój błąd - przyznał dla świętego spokoju. Był przy tym niezwykle usatysfakcjonowany i rozbawiony zaistniałą sytuacją, a także tym, że tak łatwo było mu zmanipulować demona, który nieświadomie również coraz bardziej odsłaniał przed nieumarłym swoją osobowość i tym kim mógł być w przeszłości.
        - "I z czego rżysz jak głupi?!" - warknął ostrzegawczo, choć nieco ugłaskany przyznaniem mu racji przez "głupiego" Aldarena. Wciąż nie był w stanie pojąć jak tak idiotyczny pomysł mógł pojawić się w głowie krwiopijcy.
        - A nic, nic. Pyłek wleciał mi do gardła, zachłysnąłem się tylko - skłamał lekko ze wzruszeniem ramion. Dużo spokojniejszy, a także niebywale weselszy spiął konia i pognał dalej traktem w stronę Opuszczonego Królestwa, Wchodnich Pustkowii i wreszcie Trytonii.

        Droga minęła mu całkiem sprawnie i przyjemnie. Dużym plusem było to, że wampiry nie potrzebowały snu, gdyż znaczną część swoich sił magicznych i witalnych odzyskiwały po spożyciu kwi swoich ofiar. Przez fakt, że podczas całej podróży tylko raz natknął się na grupę rzezimieszków czyhających na niczego nie spodziewające się karawany kupieckie, niezbyt nadwyrężał swoje siły. Praktycznie w ogóle, bo zawsze mógł się zdrzemnąć w siodle. Podczas tego epizodycznego ataku na swoją osobę, zupełnie przypadkowo odkrył jak wielka moc drzemie w misternych, nieudolnie wyciosanych w drewnie skrzypiec.
        Siedział wtedy nad brzegiem Nefarii i czekał po kąpieli aż mu obrania przeschną a koń odpocznie. Z braku zajęcia postanowił pograć na skrzypcach. Przesunął dłonią po chropowatym drewnie by po ukłuciu się trudnym do dostrzeżenia cierniem na instrumencie pojawiły się krwawe struny. Ku zaskoczeniu wampira tajemniczy przedmiot znów się przemienił jak wtedy, gdy pierwszy raz na nich zagrał. Nie wiedząc co to oznacza, po prostu zaczął grać, lecz wtedy cienie rzucane przez okoliczne drzewa poruszyły się i ożyły atakując i na miejscu zabijając czających się na Aldarena bandytów. Był tym faktem oszołomiony i po części przerażony, bo przecież do tej pory grał na skrzypcach jakby nigdy nic, nie zdając sobie sprawy z tego jak potężna jest w nich zawarta moc. Tym bardziej, że nie musiał robić nic więcej, jak tylko grać. Po zażegnanym niebezpieczeństwie, którego nawet nie był świadom widział jak cienie przez moment nad zalaną krwią polaną wykonują swój makabryczny taniec, po czym znikają, a gdy melodia dobiegła końca skrzypce na powrót odzyskały swój żałosny niepozorny wygląd.
        Po tym incydencie przeprowadził odpowiednie badania by poznać istotę zaklętej w instrumencie magii oraz zasadę jej działania. Gdy chciał zapolować na sarnę pasącą się niedaleko niego i zaczął grać nic się nie stało. No, oprócz tego, że zwierzę rzecz jasna uciekło spłoszone. Na buszujące w okolicy stado wilków również nie podziałało, jednak gdy zapuścił się w okolice niedźwiedziej gawry, skrzypce znów uwolniły swoją moc, na szczęście misiowi nic się nie stało, gdyż cienie gotowe rozszarpać miśka, zniknęły od razu jak tylko wampir przestał grać. Pocieszające było, że tak potężny artefakt służył jedynie do ochrony, a nie ataku, ale takie były jedynie wstępne, niestety mylne przypuszczenia skrzypka.
        Pewnego razu nie miał najlepszego dnia, bo był zmęczony, padało od dłuższego czasu, Xargan spłoszył konia, a do tego postanowił powbijać nieumarłemu szpile z nudów. Aldaren był wściekły, znalazł opuszczoną jaskinię by się w niej schronić przed deszczem i zaczął w niej grać dla ukojenia nerwów. Nie spodziewałby się, że przelewając silne emocje w swoją grę mógłby kontrolować potęgę instrumentu, choć wtedy nie miał nad cieniami żadnej kontroli, a te zaatakowały nagle upiora i toczyły z nim zajadłą walkę. Gdy skrzypek zorientował się co się dzieje, od razu przestał grać i to w ostatniej chwili, gdyż Xargan był praktycznie ukresu sił i natychmiast niknął, zaszył się w odmętach świadomości lazurowookiego gdzie był poza jego kontrolą i mógł w spokoju się regenerować. Ta lekcja była dość brutalna dla nieumarłego i nie napawała go optymizmem. Przez dłuższy czas po tym nawet w ogóle nie chciał grać, lecz ostatecznie znów wrócił do swojej pasji z tym, że od tego czasu postanowił wyraźnie oddzielać emocje od swojej gry, a przynajmniej te niebezpieczne dla otoczenia.
        Jego podróż przebiegała sprawnie nie tylko przez brak niebezpieczeństw i małą ilość postojów, ale również przez to, że zmieniał konia praktycznie za każdym razem gdy przejeżdżał przez miasto. Jak gońcy z pilnymi przesyłkami. Jemu tylko brakowało trąbki, którą mógłby się powiadamiać jeszcze przed wjazdem do mieściny, ale to był dla niego zbędny szczegół.
Przejeżdżając przez Wschodnie pustkowia i korzystając z chwili, że jeszcze podróżuje sam, postanowił nieco poeksperymentować ze skrzypcami i ich mocą, a najlepszym królikiem doświadczalnym do tego był Xargan. W końcu zwierzęta przed wampirem uciekały i nie miałby serca specjalnie drażnić drapieżników tylko po to by sprawdzić moc instrumentu. Natomiast demon był zawsze pod ręką i łatwo było go sprowokować do awantury, do tego Xargan raczej nie miał litości i nie wahał się przed odniesieniem się do Aldarena w taki sposób by jak najbardziej go zabolało. Nie jednokrotnie później tego żałował, gdy nieumarły trenował walkę mocą zaklętą w instrumencie, lecz to upiora i tak nie nauczyło ogłady, a tym bardziej szacunku do krwiopijcy. Lazurowooki za to wiele na tym zyskał. Im dłużej korzystał z mocy skrzypiec, tym łatwiej nad nią panował, był nawet w stanie połączyć podstawową potęgę artefaktu ze swoją magią i sprawić by cienie stały się żywymi pochodniami podpalającymi wszystko na swej drodze, albo scaliły się w jedną, materialną, błotną masę godną łatwiejszej w kontrolowaniu podróbce prawdziwej demonicznej bestii.
        Dla upiora były to ciężkie chwile i miał już dość tej wyprawy. Nieumarłemu za to nie było tak źle, acz również wolałby już wrócić. Odkąd wyjechał nie było dnia by nie myślał o zostawionym przyjacielu. Zastanawiał się czy faktycznie Mitra znienawidził go za ten pocałunek, czy w ogóle zrobiło to na nim jakieś wrażenie, czy gdy wampir wróci dalej będą przyjaciółmi, czy może czymś więcej. Poza tym ciekawiło go jak sobie nekromanta radził i co robił przez ten cały czas.

        Gdy dotarł do Trytonii i przekazał wiadomość Ariszi, myślał, że dostanie szału. Ta stara, parszywa, pijawka wysłała go taki kawał drogi tylko po to by wręczył zaproszenie na bal, albo raczej zupełnie pustą kartkę, praktycznie przypadkowo napotkanemu pijaczynie. Zrobił z siebie kompletnego idiotę i jeszcze omal nie dostał w pysk od pijaka, który uznał to za kiepski dowcip i zniewagę. Nie trzeba chyba mówić, że ten moment był dla Xargana rekompensatą wszystkich cierpień jakich doświadczył podczas tej podróży, a nawet niemałymi odsetkami, gdyż miał teraz nowe narzędzie do gnębienia i poniżania wampira, któremu przestał to wypominać i stonował swoje rozbawienie dopiero po tygodniu. Z początku upokorzony Aldaren chciał rozszarpać za to Ariszię, może zapłacić za to głową, ale powiedzieć jej co o niej myśli i o jej brudnych zagrywkach, lecz ostatecznie pozbył się tych zamiarów. Był zmęczony i poirytowany, że taki kawał przebył tylko po to, by zapewnić demonowi trochę śmiechu. Pragnął już jedynie wrócić i znów ujrzeć Mitrę, a także zająć się szpitalem, lecz to musiało jeszcze poczekać. Miał nadzieję, że przynajmniej bal nie jest zmyślony, a mauryjskie panny nie okażą się zwykłymi kurtyzanami za garść miedzianych kruków.

        Ku jego uldze w Rapsodii faktycznie odbywał się bal i rzeczywiście skrzypek był na nim jednym z głównych gości, których nie mogłoby zabraknąć. Co prawda cały czas przez kilka dni trwania uroczystości praktycznie jedynie grał, jednakże nie narzekał na to. Gdy jakaś schludnie ubrana, przepiękna młoda panna, czy to elfia czy wampirza, a nawet jedna czarodziejka chciała dotrzymać grajkowi towarzystwa, zaprosić do tańca, czy wyciągnąć go na osobności, zawsze mógł przeprosić i wrócić z powrotem do gry. Wiedział, że trochę okrutnie i powinien po prostu szczerze odrzucić ich zaloty, ale jasne powiedzenie komuś "nie" nie zawsze przynosiło jakikolwiek skutek, a tak dzięki obowiązku gry przez cały bal mógł się bez większych trudności wymigać od niebezpiecznych znajomości. Owszem były zjawiskowo urodziwe i mogły poszczycić się inteligencją, jednakże żadna nie poruszyła jego martwego serca tak jak choćby wypowiadane przez Mitrę jego własne imię, a najbardziej zdrobnienie. Myśląc o tym, nie zorientował się kiedy grana przez niego melodia ze zwykłego walca przemieniła się po prostu w delikatną, łagodną i niezwykle romantyczną historię, stała się żywą, choć nienamacalną sztuką, do której nikt nie śmiał zatańczyć czy kontynuować konwersacji. Wszyscy słuchali jak zamienieni w posągi i upajali się jego grą tak, jak skrzypek upajał się wtenczas myślami o najdroższym jego sercu przyjacielu. Xargan jednak sprowadził go ostrożnie na ziemię, obawiając się kolejnych eksperymentów na swojej niematerialnej osobie i Aldaren na nowo zaczął grać różne rodzaje walca.
        Niemałym zaskoczeniem było dla niego, że jedna z wiekowych, ale bardzo cenionych pradawnych, jak go zobaczyła zwróciła się do niego "Zarel". Wtedy skrzypek bez wahania zaprzągł do pracy rezerwową orkiestrę i wypytał kobietę o tajemniczego skrzypka, z którym ta go pomyliła. Ona również w pierwszej kolejności stwierdziła, że Aldaren mógłby być jego synem, ba! powiedziała nawet, że to bardziej niż prawdopodobne, bo był do niego niezwykle podobny, jakby zdarto z niego żywcem skórę i nałożono na chłopaka, gdyby nie blizny na policzku, schludny ubiór i to, że był wampirem. Poza tym te skrzypce były najlepszym dowodem na to, że krwiopijca był albo samym artystą sprzed połowy milenium, albo jego potomkiem.
        Opowiedziała mu o Zarelu również, że znał pewnego Anioła, z którym zawarł Pakt i w którym się z wzajemnością zakochał. Niestety w życiu skrzypka pojawiła się również kobieta, która miała mu urodzić syna, a przez to Zarel zapomniał o spotkaniu ze Żniwiarzem - powiedziała, że ich umowa polegała na tym by skrzypek w zamian za moc zmieniania rzeczywistości i ludzkich uczuć za pomocą swoich skrzypiec oraz nieśmiertelność, miał co roku spotykać się z niebianinem na pewnym wzgórzu dzień przed przesileniem i całą noc dla niego grać na skrzypcach. Warunkami Paktu było również to, że nigdzie nie zatrzyma się dłużej niż przez tydzień, z nikim nie będzie mógł się zbliżyć cieleśnie, nie będzie mógł odebrać życia żadnemu człowiekowi, niezależnie od okoliczności, nawet w obronie własnej. Za złamanie Paktu spotkała go surowa kara, gdyż Żniwiarz po niego przybył i wysłał jego duszę do Otchłani.
        Bolesnym dla Aldarena był fakt, gdy dostał odpowiedź twierdzącą, po zapytaniu czarodziejki czy tym Żniwiarzem nie był anioł imieniem Gregevius. Gra, alkohol, jak również miłe towarzystwo do niewinnych rozmów było najlepszym lekarstwem dla wampira w tej sytuacji. Ponadto pocieszała go po części myśl, że jeśli Zarel faktycznie był jego ojcem, to teraz przynajmniej szczątkowo go poznał, choć najbardziej ukoiła nerwy krwiopijcy myśl o Mitrze, którego musiał na miesiąc opuścić. Coraz bardziej nie mógł się doczekać ich ponownego spotkania i porwania nekromanty w ramiona.

        Po zakończeniu balu, odespał te trzy intensywne dni w jednej z lepszych karczm w mieście, odmawiając gościny w rezydencji czarodziejki, z której to tysiącletnich urodzin odbyła się cała uroczystość. Umył się, ubrał w swój podstawowy strój: - spodnie, koszula, kamizelka, płaszcz i buty, nie frak jak podczas balu, i udał się do posiadłości pradawnej, gdzie czekała już karoca, którą miał powozić, lecz na kobiety, które miał odwieźć do Maurii musiał się naczekać i to dłuższą chwilę. Z porannego wyjazdu zrobił się wieczorny, ale co mógł na to poradzić.
        Przez całą drogę uprzejmie rozmawiał z wampirzycami i lichką, które przez pół podróży starały się z nim flirtować i go kokietować. Gdy zrobili w pewnym momencie postój nawet podstępem chciały go podejść "przypadkowo" zapominając czegoś z powodu i "nieumyślnie", nago wybiegając po to po przerwanej kąpieli w rzece. Inne bardziej wyrachowane pytały się czy nie pomógłby im umyć pleców, albo zdjąć gorsetu. A jedna ceniąca sobie po prostu szczerość, wprost zaproponowała czy nie chciałby się z nimi wykąpać. W ich gronie była tylko jedna starsza od wampira, właśnie ta ostatnia, ale mimo to skrzypek miał wrażenie jakby został zmuszony do niańczenia grupy rozbrykanych dzieci. W pewnym momencie zaczęło go to po prostu męczyć i irytować, a wtedy z pomocą przyszła mu Zana - właśnie ta najstarsza nieumarła-wampirzyca, w czteroosobowej, kobiecej grupie, którą eskortował. Reszta dziewcząt nie była zbyt zadowolona z prośby starszej koleżanki, by dać Aldarenowi spokój skoro on wyraźnie je jest zainteresowany żadną z nich, lecz po kilku raczej drastycznych groźbach mentorki musiały w końcu odpuścić. Lazurowooki był jej niezmiernie wdzięczny, acz zauważył, że nie musiała grozić i straszyć pozostałych.
        Do Maurii dojechali już w dużo luźniejszej atmosferze, choć pod koniec wynikła kłótnia między nimi, którą powinien odwiedzić najpierw, gdy zaczęły go zapraszać do siebie na lampkę wina i zawarcia mniej lub bardziej dochodowych układów. Każda jednak była gotowa w jakiś sposób pomóc wampirowi w związku z jego szpitalem, choć los ludzkich mieszkańców mało je obchodził. Zana zapewniła skrzypkowi stałe dostawy różnego rodzaju ziół ze swojego ogrodu i okazałej szklarni, a inna obiecała załatwić sprawę zaopatrzenia szpitala w krew najlepszej jakości (nie wiadomo czy komuś nie będzie potrzebna i nie chodzi tu wcale o jedzenie), za to Lilianna - lichka nieśmiało zaoferowała się do pomocy jako pielęgniarka. To było naprawdę miłe z ich strony, tym bardziej, że nawet nie próbowały wkupić się w łaski Aldarena by jednak odpowiedział na zaloty którejś z nich i dał się usidlić.

        Wszystko zmierzało ku dobremu. Zamczysko przestawało powoli straszyć zrujnowanymi wieżami i trudną przeszłością, i nawet dowiedział się, że są już chętni do pomocy w szpitalu, czy to jako pielęgniarze, czy po prostu osoby do sprzątania. Było też kilku kucharzy. Na samą myśl serce wampira coraz bardziej rosło, bo nie spodziewał się tak pozytywnego stosunku do swojej sprawy ze strony innych mieszkańców. Wiadomo, chciał pomagać przede wszystkim cierpiącym w tym kraju ludziom hodowanym i trzymanym jedynie jak zwierzęta na rzeź, ale i z tej nieumarłej części również otrzymał wsparcie.
        Idąc z zamczyska w stronę Mitry, zaszedł po drodze również do elfiego medyka, który oglądał Mitrę po powrocie z Thulle, by zaproponować mu pracę w swoim szpitalu, ciepły kąt oraz stałe, świeże i ciepłe posiłki. Del Amenda nie musiałby się wtedy martwić o swoje długi i może jeszcze by odżył. Jego umiejętności i wiedza byłyby niewątpliwie przydatne i bardzo cenne, jednakże gdyby odmówił, Aldaren nie zamierzał nalegać.
        Gdy i tę sprawę miał już załatwioną poszedł w końcu do domu nekromanty. Zatrzymał się przed jego drzwiami i zapukał delikatnie. Odetchnął głęboko i czekał. Szczerze? Był gotowy na wszystko, od złości i nienawiści, zaciągnięcia go na tyły i przywiązania do stosu by zaraz został spalony, po smutek, zapomnienie, obojętność, a nawet radość. Mitra był specyficzny, ale to tak bardzo urzekło wampira co do jego osoby. Po nekromancie można się było spodziewać wszystkiego.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        To wcale nie był spokojny miesiąc dla Aresterry, a zaczęło się jeszcze nim Aldaren wyjechał.
        Nieśmiały pocałunek, jaki wampir złożył na jego ustach tuż przed tym jak się rozstali zaprzątnął myśli nekromanty na cały dzień. W pierwszej chwili Mitra długo siedział na podłodze w przedpokoju i zastanawiał się czy to prawda. Przekonywał sam siebie, że mu się wydawało, bo był to tak przelotny dotyk... Może musnął go kosmyk włosów, a on to źle zinterpretował? Albo w ogóle były to tylko podszepty jego chorej wyobraźni. Wcześniej spłatała mu podobnego figla - wtedy, gdy w salonie po wybuchu skrzypka to jego naszło podobne pragnienie. W końcu jednak przestał się łudzić - to się wydarzyło. A on nie wiedział co o tym myśleć poza tym, że był roztrzęsiony i zupełnie wytrącony z równowagi. To było naruszenie jego przestrzeni osobistej idące tak daleko, że niemożliwe, by Aldaren zrobił coś takiego bezmyślnie. Przecież wiedział ile go kosztowało choćby to, że czasami się przytulali. I... Przecież to nie było wcale niezobowiązujące. Pocałunek coś wyrażał. I właśnie: czy to było to wszystko, o czym Mitra zawsze słyszał, czy to, czego faktycznie doświadczał? Wielokrotnie był wcześniej całowany, nigdy z własnej woli: po prostu ktoś miał ochotę, więc go do tego zmuszał. Puste, ślepe pożądanie. Aresterra wiedział jednak, że pocałunek w normalnym świecie oznacza atencję, uczucie, czułość... Miłość. Ale przecież to niemożliwe. Nie z nim. Tak, owszem, Aldaren przyznał się swego czasu, że był zakochany w mężczyźnie, ale czym innym jest majestatyczny anioł, a czym innym ktoś taki jak on. Z tym Mitra nie umiał sobie poradzić: może w głębi ducha chciałby, aby to była prawda, lecz nie pojmował jakim cudem mogłoby się to stać.
        W końcu nekromanta zebrał się w sobie i wstał. Cały czas czuł na ustach dotyk warg Aldarena i aż spojrzał w lustro by sprawdzić, czy nie został mu jakiś ślad po tym subtelnym pocałunku. Niczego oczywiście nie dostrzegł, ale na długo zapatrzył się w swoje odbicie, zadając sobie pytanie dlaczego on? Po świecie chodziło tyle osób nieporównywalnie lepszych od niego. A gdy patrzyło się na niego, widziało się oczy pełne wrogości, czujności i niepokoju. Był adeptem śmierci, nieczystym choć nieskalanym. Co Aldaren mógłby w nim widzieć? Aresterra nawet bał się myśleć, że to mogłoby mieć związek z jego pochodzeniem i wyglądem, choć przecież wiedział, że pociąg fizyczny to część tego uczucia. A przecież nie można było darzyć go sympatią za charakter - wiedział, że jest dziwny. Dlaczego więc? Co się stało? I… czy on to będzie w stanie znieść? Złożyli sobie obietnice przed wyjazdem, ale to zupełnie zmieniało postać rzeczy. Co się stanie, gdy skrzypek wróci ze swojej małej misji poselskiej? Mitra nie miał pojęcia jak miałby się teraz względem niego zachowywać.
        Patrząc na swoje usta w lustrzanym odbiciu jeszcze raz pomyślał o tym pocałunku sprzed chwili. Może jednak to się nie wydarzyło? Aldaren po wszystkim zachowywał się tak, jakby tylko i wyłącznie go przytulił. Czyli co, chora wyobraźnia?
        - Niech cię szlag, Ren - jęknął w końcu nekromanta, odchodząc od drzwi. W kuchni czekało na niego śniadanie, ale nie był w stanie zmusić się do jedzenia. Zerknął tylko w tamtą stronę, po czym powlókł się do łazienki.

        Przez następne kilka dni Mitra jakby odchorowywał intensywny okres znajomości z Aldarenem. Z początku snuł się po posiadłości szukając sobie miejsca. Próbował czytać, rysować, przygotowywać się do pracy, nie brał się jednak za nic konkretnego, bo wiedział, że to by mu się nie udało. Nie chciał nikogo widzieć i z nikim rozmawiać, w czym pomagali mu jego służący, zajmując się zakupami, przygotowaniem posiłków i odprawianiem ewentualnych gości, których jednak było bardzo niewiele, jak zawsze zresztą, bo choć Mitra znał kilka osób w Maurii, nie byli to przyjaciele, którzy wpadali na niezapowiedzianą herbatkę. Cały czas wracał myślami do Aldarena, zastanawiając się jak mija mu droga, czy nie ma jakiś kłopotów albo czy nie natknął się na coś albo na kogoś ciekawego. W tym czasie prawie się poddał. Od razu wmówił sobie, że tamten pocałunek nie istniał, a nawet jeśli to zaistniał przypadkiem, a wampir gdy wróci być może wpadnie się przywitać, ale na pewno ta znajomość nie przetrwa, no bo dlaczego by miała? Miejsce Aldarena było w wielkim świecie, a jego w zakurzonych bibliotekach i piwnicach. Nie pasowali do siebie, choć gdy razem gotowali sprawiali wrażenie, jakby doskonale się rozumieli i znali się od tak dawna. Po powrocie jednak skrzypek będzie zajęty nadzorowaniem budowy i wyposażenia szpitala, który powstawał w jego dawnej posiadłości, będzie musiał zadbać o inne sprawy i przede wszystkim inne znajomości. Po co mu skrzywiony psychicznie nekromanta?
        A po co jemu Aldaren? Przez tyle lat doskonale radził sobie sam, lubił swoje własne towarzystwo i zajmowanie się nekromancją. Za wiele nerwów kosztowało go przebywanie w czyimś towarzystwie, to wieczne pilnowanie się przed nachalnymi gestami i spojrzeniami. Dobrze, skrzypek nie był nachalny, ale jednak i przy nim Aresterra nie na wszystko mógł sobie pozwolić.
        Choć przy tym przyjemne było to jak Aldaren się wiecznie uśmiechał, jak był szczery i troskliwy. Pokazał Mitrze, że dotyk to nic złego - co prawda błogosławionemu nadal przychodził on z wielkim trudem i tylko van der Leeuwowi ufał na tyle, aby mu na to pozwolić, ale może za parę miesięcy, najwyżej lat, mógłby funkcjonować normalnie? Przynajmniej w towarzystwie Aldarena, więcej by nie potrzebował.
        Z czasem niechęć i rezygnacja przerodziły się w tęsknotę. Bo jednak przyjemnie było, gdy skrzypek do niego zaglądał, mogli usiąść i porozmawiać, wampir od czasu do czasu zagrał coś na skrzypcach. Mitra przed jego wyjazdem nie miał okazji, by zobaczyć go podczas gry i teraz tego żałował. Miał nawet plan go o to poprosić, ale na planach się skończyło - nie chciał się narzucać. Wiedział, że Faust zmuszał go do prywatnych koncertów i nie chciał, by Ren skojarzył sobie tę sytuację z tamtą. Pewnie by się tak nie stało, lecz Aresterra był przeczulony. Zresztą w wielu kwestiach brakowało mu śmiałości. I chyba jedyną osobą, która mogłaby coś na to poradzić, był Aldaren. Pytanie, czy można było obarczać go takim obowiązkiem…


        I w końcu nadszedł czas, gdy Mitra otrząsnął się ze stuporu i wziął się do pracy - postanowił otworzyć Czarną Księgę. Nadal nie wiedział jak tego dokonać, zaczął więc od wertowania materiałów, które posiadał. Niestety to nie przyniosło żadnego rezultatu, lecz Aresterra był zdeterminowany i postanowił spróbować na żywca, metodą prób i błędów. Miał szczęście, że to przeżył. I miał też szczęście, że nie było przy nim Aldarena, bo w przeciwnym razie kilka razy mogłoby skończyć się bardzo nieprzyjemnie albo po prostu skrzypek próbowałby go odwieść od kolejnych prób. Czarna Księga broniła się zawzięcie przed otwarciem. Zasada była prosta: naszyjnik i kłódka stanowiły zawiłą kreomagiczną łamigłówkę, w której zdawało się, że nie istniał klucz, a jedynie przypadek. Wszystko szło dobrze tak długo, o ile Mitra nie popełnił błędu - wtedy był karany. Zablokowanie się mechanizmu było najłagodniejszym wyjściem - będąc odpowiednio cierpliwym dało się go odblokować. Gorzej, gdy mechanizm uwalniał swoją magię, która objawiała się w przeróżny sposób. Nekromanta na samym początku próbował ograniczyć dziedziny, które mogłyby zostać użyte przeciwko niemu, lecz szybko pojął, że w tej materii nie istnieją ograniczenia. Musiał być przygotowany na wszystko. Zdarzyło się, że Księga uwolniła demony, z którymi Mitra poradził sobie rękami swoich nieumarłych sług. Innym razem zaś zaliczył dość intensywną serię tortur zadanych magią zła. Pojawił się też ogień, woda. Kilkakrotnie został poturbowany albo zraniony. Krwi bywało całkiem sporo. To jednak nie zrażało Aresterry, który zaciął się w sobie i za każdym razem po porażce wylizywał się z obrażeń, robił notatki i próbował na nowo. Szybko zapisywał całe ryzy papieru, starając się odnaleźć schemat, który pozwoli mu rozbroić ten zamek, ale to nie było takie łatwe w chwili, gdy musiał jednocześnie wykazywać się sprawnością manualną, magiczną i intelektualną, nie spuszczając ani na moment gardy i nie tracąc czujności. Miał naprawdę sporo czasu na to, aby próbować…


        Adam del Amerda nie zmienił się ani na jotę. I tym razem wyglądał jakby oszczędzał na mydle, za to ani trochę na szamańskich ozdobach. Tak samo jak za pierwszym razem, tak i teraz nie wpuścił wampira za próg, a z początku traktował go jak intruza lub egzekutora długów. Różnica polegała jednak na tym, że tym razem nie rozluźnił się, gdy usłyszał z czym przyszedł do niego wampir - nadal patrzył na niego podejrzliwie i dość długo milczał.
        - Słyszałem o tym szpitalu - zaczął bardzo ostrożnie. - To poważna propozycja? Przemyślę to - przyznał w końcu. - W razie czego wiem gdzie się zgłosić.
        Na tym rozmowa się skończyła - Adam zatrzasnął Aldarenowi drzwi przed nosem. Nie ma co, uprzejmością nie grzeszył. Lecz i tak dobrze, że otworzył, bo z początku tego nie planował: znając trochę Aresterrę przypuszczał, że jego przyjaciel nie będzie miał wcale nic miłego do przekazania po tym, jak medyk zabawił się trochę jego kosztem pod koniec ich poprzedniego spotkania. Pomylił się i w sumie dobrze. Stała posada w szpitalu, wikt i opierunek… To brzmiało trochę za dobrze. Ale może nie kryło się za tym drugie dno - w końcu sam pomysł zakładania szpitala w Maurii był tak szalony, że nie można go było bardziej udziwnić. Czy miał w sumie coś do stracenia?

        Po zapukaniu Aldaren nie musiał zbyt długo czekać na progu na jakiś odzew. Drzwi zaraz zostały otwarte, na progu stał jednak manekin, a nie pan domu. Ożywiony sługa jednak nie zatrzasnął wampirowi drzwi przed nosem ani nie wyciągnął ręki po bilecik wizytowy, tylko odsunął się, aby wpuścić go do środka. No tak, Mitra swego czasu pozwolił wampirowi wychodzić i wchodzić do swojego domu jak do siebie i do tej pory tego pozwolenia nie cofnął. Gdzie jednak był pan domu?

        Mitra tego dnia pracował od samego rana. Siedział zamknięty w piwnicy w ostatnim pomieszczeniu, które uprzątnął tak, że w środku nie było absolutnie nic i nadal próbował rozbroić ten przeklęty po stokroć zamek strzegący dostępu do treści grymuaru. Pierwsze kilkanaście - no dobra, już kilkadziesiąt - ruchów znał na pamięć, poszło mu więc szybko. Później jednak musiał zerkać do notatek, które miał rozłożone obok własnych nóg. Na koniec zaś nadeszła ta najbardziej nerwowa chwila: moment, w którym skończył poprzedniego dnia. On wywoływał w nim największe obawy, gdyż miał w nim palce schowane bardzo głęboko w mechanizmie i coś mu podpowiadało, że tym razem błąd może skończyć się ich utratą - tego już by nie wyleczył z taką łatwością jak śladów ugryzienia z poprzedniej nieudanej próby. Kto by przypuszczał, że księga może gryźć? Aresterra miał szczęście, że wtedy operował przy zamku tylko jedną ręką, bo gdy okładki księgi nagle się rozwarły, na jedno uderzenie serca odsłaniając skrywaną przez wielki treść, by na koniec zacisnąć swoje wyjątkowo ostre kły na nadgarstku błogosławionego, miał on wolna drugą rękę, by cofnąć zamek i nie doprowadzić do utraty dłoni. Ślad był jednak wyjątkowo bolesny. I trochę wstydliwy, no bo jak tu wytłumaczyć komukolwiek, że to księga próbowała cię zagryźć? Co więc czeka go teraz?
        Przerwa - oto co na niego czekało. Mimo wielkiego skupienia usłyszał, że do piwnicy zbliża się jego sługa, a po chwili dojrzał stojącą na progu drewnianą figurę. Jego manekiny nie miały wyrzeźbionych ust ani żadnego innego organu, który pozwalałby im się komunikować. Mimo to istniało kilka gestów, którymi porozumiewały się ze swoim panem, gdy miały mu coś do przekazania. Potrafiły też pisać, ale akurat teraz to nie było potrzebne. Ożywiony sługa kłykciem zastukał w swój własny tors, prawie jakby pukał do drzwi - to był jeden z tych umówionych gestów, który oznaczał, że na progu ktoś czeka. Aresterra nie był zadowolony z czyjejkolwiek wizyty, ale też nie chciał, by ktokolwiek zszedł przez własne zniecierpliwienie do piwnicy i odkrył grymuar, nad którym on pracował, dlatego trochę niechętnie cofnął zamek do pozycji wyjściowej i odłożył księgę na bok. Wstał, stękając, bo przez te kilka godzin siedzenia wszystkie mięśnie w nogach zdążyły mu się zastać. A tak naprawdę przez cały dzień siedzenia - nawet nie zauważył ile czasu spędził w ciemnej piwnicy.
        - Idę, idę - mruknął, zgarniając po drodze maskę, którą zawsze miał gdzieś pod ręką, właśnie na takie okazje. Założył ją, wciągnął na głowę kaptur i spuścił rękawy. Nawet nie przypuszczał kto mógł go odwiedzić, choć ledwie poprzedniego wieczoru myślał o tym, że miesiąc już minął i być może powrót jego przyjaciela to kwestia dni…

        - Ren - odezwał się z zaskoczeniem, ale takim raczej miłym zaskoczeniem, które wystarczyło za wszelkie “miło cię widzieć”. Natychmiast zdjął z twarzy maskę i zrzucił kaptur. Nie poprawiając opadających na twarz włosów ruszył w stronę stojącego w holu wampira jakby chciał mu się rzucić na szyję, po chwili jednak wyhamował. Na jego twarzy pojawił się niepokój i niepewność, zgasł ten entuzjazm sprzed chwili. Nie zatrzymał się jednak, a już przede wszystkim nie cofnął. Stanął przed skrzypkiem i po chwili wahania przytulił się do niego, jak to on nieporadnie i trochę sztywno, ale za to jak na niego bardzo mocno, choć i tak nie byłoby problemu wyrwać się z jego ramion.
        - Dałem radę. Wytrzymałem - powiedział cicho, twarz wtulając w ramię skrzypka. Dopiero po chwili podniósł wzrok na Aldarena i wtedy się odsunął. - Jak minęła podróż? Napijesz się czegoś czy już pędzisz dalej? Twój szpital rośnie w oczach.
        A jednak prawda była taka, że nie do końca wytrzymał. Bo w głębi duszy nadal był przekonany, że to nie przetrwa i w końcu skrzypek odejdzie do swojego życia, ale cieszył się, że chociaż ten wieczór spędzą razem. Później jakoś to będzie.
        A pocałunek? O nim już zapomniał. Przecież to niemożliwe, by Aldaren go pocałował.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Każdy normalny człowiek przeważnie stroni od osób, które odnoszą się do niego z niechęcią, lub odpłacałby się im pięknym za nadobne, w najgorszym wypadku okazywałby takim delikwentom agresję. Bo przecież po co zadawać się z kimś kto cię jawnie nielubi i nie jest to sprawa służbowa? Taką personą na ten przykład był właśnie del Amerda. Dziwny, nieufny, wrogo nastawiony do wszystkiego i wszystkich. Prawie jak Mitra, ale w porównaniu do elfa, nekromanta wydawał się dużo łagodniejszym przypadkiem, gdyż długouchy nie krył wcale swojej wrogości i wampir był pewien, że jeden nieostrożny ruch przywołałby agresję ze strony długouchego. Niemniej budując szpital i mając na uwadze zapewnienie by jakość pełnionych przez niego usług była na jak najwyższym poziomie, nie mógł nie skłonić się w stronę elfiego szamana. W prawdzie medycyna praktycznie była zawsze ta sama, a cel był jeden - pomoc rannym i umierającym, nie znaczyło to jednak, że był tylko jeden najlepszy sposób na osiągnięcie tego. W różnych kręgach i krainach stosowano inne praktyki. W niektórych przypadkach pomagała wiara, czas, medytacja, względnie modlitwa i wedle wierzeń oczyszczająca kąpiel w lodowatej wodzie wodospadu. Gdzie indziej na wszelkie dolegliwości pomagał sen w trzewiach świeżo upolowanej mantykory, wiwerny bądź innej szkarady oraz żywienie się jej surowym, toksycznym i rozkładającym się mięsem przez tydzień. W innych częściach Łuski pomagały wyłącznie masaże, akupunktura i leczenie ziołami, mieszankami, herbatami i miksturami. Sposobów na pomoc cierpiącemu było praktycznie tyle co kultur na Łusce. Większość z nich potrafiła poważnie zszokować i przerazić, ale czy było się tak naprawdę czego bać jeśli w danej społeczności takie praktyki przynosiły odpowiedni skutek? To był główny powód, dla którego Aldaren złożył propozycję pracy w swoim szpitalu del Amerdzie, wystarczyło tylko spojrzeć na elfa by wiedzieć, że jego umiejętności medyczne różniły się od klasycznych praktyk wampira, którego atrybutami można by uznać opatrunki, nici chirurgiczne i jako uzupełniający dodatek różnego rodzaju medykamenty. W porównaniu do szamańskich praktyk, czy też sposobów leczenia półdzikich społeczności można by powiedzieć, że umiejętności nieumarłego są bardziej nowoczesne. A przynajmniej były za czasów gdy się ich uczył, w końcu teraz większość medyków stawiała przede wszystkim na magię, nie na posługiwanie się jakimiś archaicznymi narzędziami, po których na odpowiednie efekty i tak trzeba było czekać, a po zastosowaniu odpowiedniego zaklęcia poszkodowany ze złamaną nogą mógłby od razu po zabiegu biegać.
        Za każdym razem gdy skrzypek o tym myślał czuł się naprawdę staro i miał wrażenie, że on ze swoimi umiejętnościami pasuje do obecnych czasów jak pięść do nosa. Zastanawiał się czy inne długowieczne rasy również miały podobne odczucia po kilkuset latach stąpania na ziemi, lecz szybko przerywał tego typu rozmyślania wiedząc, że nic nimi nie zyska prócz popadnięcia w depresję.

        Umiejętności del Amerdy uważał za ciekawe uzupełnienie swoich własnych, a do tego dodatkową parę wykwalifikowanych rąk do pomocy. Nie ukrywał również, że przez różnicę między ich sposobami pomocy, chciał się uczyć od elfa. Wiedział, że na pewno zyskanie takiej wiedzy mu się w życiu przyda, a do tego będzie idealnym rozwiązaniem na zagospodarowanie wolnego czasu między pracą i obowiązkami. Nie mógł więc nie pomyśleć o długouchym szamanie, nawet jeśli ten nie przejawiał nawet najmniejszej sympatii w stosunku do wampira. Jego nienajlepsza sytuacja życiowa i materialna była akurat w tym przypadku dla Aldarena na drugim, a może nawet piątym miejscu, bo przede wszystkim zależało mu na umiejętnościach długouchego, a to, że mag mógł przy tym wybić się od dna było jedynie mało znaczącym dodatkiem, choć najpewniej równocześnie najlepszym sposobem na przekonanie go do współpracy. Przy tym, skrzypkowi nawet przez moment nie przeszło przez głowę, że mógłby to być również dobry początek na to, aby przekonać zdziadziałego mężczyznę do swojej osoby.
        Powiedział co miał powiedzieć i... w sumie spodziewał się, że skończy się zatrzaśnięciem mu drzwi przed nosem. Nie mógł nic poradzić na to, że del Amerda go nie lubił i szczerze to szanował. Przez moment się zastanawiał, czy przez Mitrę zostanie tak samo potraktowany, ale o tym się dopiero przekona. Odwrócił się od drzwi do domu elfa, lecz nie ruszył w stronę domu przyjaciela. Nie zamierzał zmuszać szamana do współpracy, ale nikt mu nie zabroni powtórzenia dla jasności swojej oferty.
        - Byłbym wielce zaszczycony, gdyby jednak pan się zgodził na współpracę. Jeśli zamieszkanie na miejscu w mojej posiadłości nie będzie panu odpowiadało, zawsze będzie mógł pan tu zostać a tam jedynie dochodzić do pracy, gdzie będzie mógł pan choćby coś zjeść. Ponadto niezależnie od tego gdzie pan zdecyduje się zamieszkać, myślę że stała pensja czterech złotych gryfów tygodniowo nie tylko będzie odpowiednia by móc żyć w godnych warunkach i z pełnym żołądkiem, nie wspominając już o tym, że zapewne udałoby się odłożyć też coś po miesiącu współpracy. Nie musi się pan spieszyć z podjęciem decyzji. W razie pytań, jakiś wątpliwości czy też uzgodnienia bardziej odpowiadających panu warunków, wie pan gdzie mnie szukać. Dobrej nocy panie del Amerda - powiedział w przestrzeń przed sobą, może wyrażając się dość stanowczo i nazbyt formalnie, niemniej w jego głosie pobrzmiewała niewymuszona łagodność i przede wszystkim brak jakiejkolwiek urazy za to jak został potraktowany. Co prawda nie wiedział, czy elf go słyszał, albo w ogóle słuchał, lecz choćby przez własne widzimisię uznał, że dobrze byłoby po prostu powtórzyć ofertę. Poza tym coś mu mówiło, że szaman uważnie słuchał jego wypowiedzi zza bezpiecznych drzwi, a może nawet ukradkiem obserwował przez okno czy drapieżnik już sobie poszedł, mało to interesowało Aldarena. Jeśli przed otworzeniem szpitala del Amerda postanowi się z nim spotkać - będzie to znak, że słowa nieumarłego nie uleciały bezsensownie w próżnie, natomiast jeśli nawet przypadkiem nie natknie się na elfa, będzie to oczywiście jednoznaczne z jego odmową, do której miał pełne prawo. Czas pokaże.
        Cztery gryfy za tydzień... Biorąc pod uwagę, że najtańszy posiłek dobrej jakości kosztował pięć ruenów, do tego piwo za trzy i pokój na cały dzień z noclegiem w karczmie to siedemnaście, wychodziło na to, że jedna tygodniówka w zupełności starczyła by przeżyć godnie cały miesiąc, a przecież po miesiącu bez zbędnych wydatków zostawało jeszcze dwanaście gryfów. Tak! Taka stawka kategorycznie wydawała się nie tylko uczciwa, ale również warta tak wspaniałego medyka jakim był del Amerda, choć duszą towarzystwa, tym bardziej sympatyczną to on ani trochę nie był. Aldaren uśmiechnął się pod nosem. Zestawiając ze sobą charaktery del Amerdy i Mitry można by uznać ich za braci. Nic więc dziwnego, że był dobrym znajomym błogosławionego. A idąc dalej takim rozumowaniem, skrzypek musiał z rozbawieniem przyznać, że on nawet minimalnie nie spełniał odpowiednich wymagań by faktycznie być znajomym Aresterry. Cóż... najwidoczniej niektóre wymagania można obejść. Czy może wampir po prostu stanowi wyjątek? Nie grzecznie byłoby o to pytać nawet w żartach, poza tym najlepiej się przekonać, a to zamierzał choćby teraz zrobić.

        Stojąc pod drzwiami, nie musiał wcale długo czekać by mu otworzono, niemałe było jego zdziwienie gdy dostrzegł przed sobą drewnianą kukłę, która po chwili wpuściła go do środka.
        - Mitra jest w domu? - zapytał, jakby miał dostać od pozbawionego życia sługi jakąkolwiek odpowiedź. Przeszedł przez drzwi i zamknął je za sobą, nie chciał jednak wchodzić głębiej do mieszkania nekromanty, bo przecież mogłoby się okazać, że wcale nie będzie przez niego mile widziany. Wolał od razu być przygotowany na wszelkie ewentualności.

        Czekając cierpliwie zaczął powoli odpływać myślami na bezkresne i zdradliwe wody morza o nazwie"A-co-jeśli". Im dłużej kontemplował nad różnymi scenariuszami tej sytuacji, tym bardziej rósł jego niepokój. Najbardziej bolesną była opcja, że Mitra ze złości wyrzucił go całkiem ze swojej pamięci i teraz gdy przyjdzie rzuci w stronę wampira pytaniem: -"Kim pan jest? Co pan robi w moim domu? Nie nie chcę nic od pana kupować, proszę natychmiast opuścić moją posiadłość!" Westchnął smętnie i wsunął palce w swoje włosy, zgarniając je zakłopotany do tyłu by nie wpadały mu do oczu. Czy naprawdę tak mogłoby się to skończyć?
        - "Spłoniesz na stosie, albo zaraz zostaniesz potraktowany srebrnym kołkiem zobaczysz" - odezwał się Xargan, jak zwykle podnosząc skrzypka na duchu i okazując mu godne prawdziwego przyjaciela wsparcie.
        Upiór nie pojawił się jednak w formie dymu obok wampira, od czasu tej wyprawy stał się bardziej subtelny w swoim ukazywaniu się światu. W takich chwilach cień wampira po prostu zyskiwał parę krwistoczerwonych, jarzących się oczu, a niekiedy nawet ożywał stając się po prostu czymś na wzór doppelgangera skrzypka, choć wygląd miał zupełnie inny. Podczas tej podróży nie tylko Aldaren zyskał nowych umiejętności i urósł w siłę, choć używał tego jedynie w samoobronie. Również Xargan nauczył się wielu nowych rzeczy, a do tego udało się im stworzyć całkiem zgrany zespół. Wampir w pewnym momencie podarował nawet upiorowi własne, demoniczne ciało, którym upiór mógł władać do woli, byle by tylko nie naruszyć rozkazów i woli nieumarłego. Można by przez to uznać skromnego skrzypka za pełnoprawnego demonologa i władcę cieni, ale jemu akurat nie zależało na uzyskaniu takich tytułów.
        - Zobaczymy, jeśli tak, masz nawet palcem nie tknąć Mitry, zrozumiano? - zapytał i odetchnął głęboko chcąc wziąć się w garść.
        - "Odpuść już sobie, przysmażyłeś mnie o raz za dużo, zawarliśmy rozejm, a ty dalej mi nie ufasz?" - obruszył się urażony demon.
        - Wolę postawić sprawę jasno, byś znów nie pomyślał, że...
        - "Daj już spokój, tamten pijak w Trytonii naprawdę zamierzał się na ciebie ze srebrnym sztyletem, nie mogłem pozwolić by cię podziurawił!" - starał się jakoś wybronić od wycelowanych w niego zarzutów, o których krwiopijca przypominał mu praktycznie dzień w dzień od tamtego incydentu. Aldaren jedynie przewrócił z politowaniem oczami i czekał, słysząc jak Mitra wychodzi z piwnicy.

        Na jego widok, serce wampirowi urosło i praktycznie odebrało mu oddech. Ciężko mu było utrzymać emocje w ryzach i nie rzucić się w stronę przyjaciela, widząc jego początkowy entuzjazm. Zaraz jednak zaniepokoił się i faktycznie obawiał najgorszego, gdy nekromanta nagle stał się bardziej stonowany, co wywołało wielkie zaskoczenie u skrzypka i mętlik w jego głowie, gdy mimo wszystko błogosławiony go sam z własnej inicjatywy tak szczerze i mocno przytulił. To wystarczyło by odegnać wszystkie złe myśli jakie do tej pory zatruwały umysł nieumarłego i nawet wywołało, że w jego oku pojawiła się niewielka łezka szczęścia. Nie wahał się przed odwzajemnieniem uścisku i przytulił nekromantę tak, jakby już nigdy nie zamierzał go wypuścić ze swoich objęć. Teraz gdyby świat się skończył, umarłby jako najszczęśliwsza istota na świecie.
        - Wróciłem - szepnął z ledwo kontrolowaną radością w głosie. - Nawet nie wiesz jak się z tego cieszę. Również dałem radę - odpowiedział mu szczerze i z delikatną czułością w głosie, a gdy tylko poczuł, że Mitrze już starczy tych czułości, bez ociągania wypuścił go z ramion. Nie chciał wywoływać u niego niepokoju.
        - Dopiero przyszedłem, a ty już mnie wyganiasz? - zażartował i uśmiechnął się ciepło do przyjaciela, nie mogąc się na niego napatrzeć, w końcu tyle czasu go nie widział. - Z chęcią się napiję. Dziękuję. Jadłeś już coś może ci przygotować? - zaproponował żywo i z dziecięcym entuzjazmem.
        - Na spokojnie, wszystko ci opowiem o to się nie martw - zaśmiał się krótko z rozbawieniem przez rozgorączkowanie Mitry. Chyba musiał strasznie tęsknić. A może to przez ten pocałunek tak się zachowywał? Zarejestrował w ogóle ten prezent pożegnalny, jaki wampir złożył na jego ustach? Czy było to dla skrzywdzonego psychicznie niebianina tak traumatyczne, że pozbył się tego ze swej pamięci? Aldaren powinien o to zapytać, najlepiej w prost by uniknąć zbędnych nieporozumień, ale... Widząc to mitrowe szczęście u swojego przyjaciela jakoś nie miał odwagi poruszać tego tematu w tej chwili. Może pod koniec spotkania postara się coś napomknąć na ten temat.
        - Co do szpitala myślę, że za półtora miesiąca powinien być skończony. Przed przyjściem do ciebie byłem też u del Amerdy i złożyłem mu propozycję współpracy. Pomyślałem, że jego umiejętności będą bardziej niż przydatne, a do tego, choć nie należy do najmilszych osób jakie znam, niektóry z pacjentów zapewne łatwiej i szybciej nawiązali by kontakt z nim niż ze mną. Wiesz, choćby ze względu na cieplejszą skórę i brak kłów. - Uśmiechnął się rozbawiony szeroko, jakby przy tym celowo eksponował swoje nieludzkie uzębienie i znów zaśmiał się wesoło.
        - Jeśli o podróż chodzi, nie było dnia bym o tobie nie myślał, kilka razy byłem też gotów zawrócić, ale jednak zobowiązałem się do spełnienia prośby Ariszi, więc nie mogłem się wycofać. Choć w pewnym momencie miałem nieodpartą ochotę by natychmiast wrócić tylko po to by ją rozszarpać... - westchnął ciężko z poirytowaniem wracając do tego przykrego incydentu.
        - Żebyś tylko widział jak pięknie dął się oszukać Ariszi, zrobił z siebie totalnego debila - wybuchnął złośliwym śmiechem Xargan, wychodząc z cienia wampira i przyjmując przy tym materialną i fizyczną postać. Z pozoru ludzką, lecz nie do końca po bliższym przyjrzeniu się. Już jako niematerialny twór był niebezpieczny, w końcu mógł opętać i zawładnąć czymkolwiek albo kimkolwiek w swoim otoczeniu, a jego nowa fizyczna postać jedynie podkreślała to, że z demonem nie było żartów. Na szczęście w takiej postaci było go też znacznie łatwiej temperować i kontrolować, a to z kolei niezwykle ułatwiało Aldarenowi życie.
        - Tak... Ale może zacznę od początku, a ty się przymknij i idź spać
        - Pff... jaki niemiły - uśmiechnął się bezczelnie, ale zniknął w cieniu skrzypka, po czym ten zablokował go mentalnie, by demon niekontrolowany im w żaden sposób nie przeszkadzał.

        Aldaren zaczął opowiadać długo i praktycznie ze szczegółami, nie pomijając informacji o Zarelu, jakich się dowiedział, ani też tego jaką moc miały jego skrzypce. Opowiedział też o balu, niestety incydencie w Trytonii również, jak także wspomniał o eskorcie i flirtach eskortowanych dam, o jego odmowie, wstawiennictwie jednej z nich, a na koniec pomocy jaką mu oferowały w związku z jego szpitalnym marzeniem.
        - Myślę, że polubiłbyś tą lichkę - uśmiechnął się sympatycznie do przyjaciela, choć na samą myśl ściskało go serce. Chciał jednak wybadać niby znajomy, a jednak nowy grunt, na którym stał i zawsze lepiej było to ubrać w takie słowa niż stwierdzić: - "Pasowalibyście do siebie", nawet jeśli wampir miałby w takim układzie cierpieć. Dla niego liczyło się jedynie szczęście Mitry.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra od razu poczuł, że Aldaren poczynał sobie znacznie śmielej niż wcześniej, że jego uścisk stał się bardziej… Intymny. Swobodny. Jakby znali się całymi latami, rozłąka trwała rok, a on był bezbrzeżnie szczęśliwy. Zabawne, że wszystko było jakieś… Dziesięć razy słabsze, bo ani staż ich znajomości ani rozłąki nie był aż tak dramatyczny. A szczęście wampira - cóż - tego Aresterra nie oceniał. Zdawało mu się, że on potrafił czerpać radość z rzeczy naprawdę małych, takich drobiazgów, które nekromanta wręcz pomijał, a co dopiero z czegoś, co mogło naprawdę poprawić humor. No bo nawet błogosławiony czuł w głębi serca nikłe, ale przyjemne ciepło mogąc go znowu zobaczyć. Może czułby się szczęśliwszy, gdyby potrafił tak po prostu zaufać i pokonać własne fobie. Wcale nie próbował się wyrywać z tych czułych objęć, przynajmniej w pierwszej chwili. Słuchał wyznań wampira z twarzą wtuloną w jego płaszcz. Nie umknął mu ten ton głosu - miły, czuły, bardzo szczery. Może faktycznie Aldaren aż tak się cieszył z powrotu i ich ponownego spotkania? To byłoby… niezwykłe.
        - Nie, nie o to mi chodziło - zreflektował się, gdy wampir wytknął mu, że czuje się wyganiany. Oczywiście nie zrozumiał, że to było tylko droczenie się, musiał się więc wytłumaczyć. - Pomyślałem tylko, że może chciałbyś sprawdzić jak idą prace nad szpitalem… Nie jadłem, ale na razie nie jestem głodny. Chodźmy, usiądźmy, rozprostujesz nogi - zmienił szybko temat.
        Udali się do salonu, gdzie Mitra wskazał skrzypkowi miejsce na fotelu, a sam udał się do barku. Przygotował dwa różne szkła - szklankę do koniaku i kieliszek do czerwonego wina. Zerknął w tym momencie z pewnym skrępowaniem na Aldarena, ale zaraz znowu odwrócił się do szafki z alkoholem i wyciągnął spomiędzy nich jedną butelkę. Podszedł z nią do swojego gościa i zaprezentował mu ją jak kelner przed nalaniem dobrego trunku.
        - To, czy zwykłe wino? - zapytał ostrożnie. W rękach trzymał butelkę krwi obłożoną zaklęciem, które utrzymywało ją w świeżości.

        Pomysł ten przyszedł mu do głowy niedługo po wyjeździe Aldarena, wtedy, gdy jeszcze skrzypek zaprzątał jego myśli niemal przez cały dzień. Akurat tamtego dnia jego wzrok przykuła pozostawiona byle gdzie skrzynka z alkoholem i krwią - podarunek od Zarela. Mimo początkowego zamiaru, nekromanta nie wyrzucił tych butelek, a jedynie schował je tak samo, jak skrzynię z księgami. Czyniąc to pomyślał jednak, że za każdym razem gdy pili razem z Aldarenem, skrzypek chcąc czy nie chcąc musiał zadowolić się zwykłym winem. Mitra zastanowił się przez moment czy jego przyjaciel nie wolałby napić się czegoś bardziej odpowiedniego dla siebie. Wiedział, że ma on problemy z łaknieniem i nie był do końca pewny czy powinien to robić, ale pomyślał, że przecież i tak skrzypek musi się czymś żywić. Uznał, że zaryzykuje. A gdzie można kupić krew wiedział doskonale - znał Banki Krwi, w których wampiry mogły zaopatrzyć się w pożywienie dla siebie, a czarni magowie w ingrediencje do swoich rytuałów i eksperymentów. Aresterra korzystał z nich rzadko, gdyż najcenniejszą krew miał zawsze przy sobie, w swoich własnych żyłach, niemniej czasami potrzebował czegoś bardziej specyficznego - wtedy zdarzało mu się tam zachodzić. A mimo to czuł się dziwnie na myśl, że kupuje krew jakby to było wino. Nawet nie do końca wiedział o co ma prosić.
        - Szukam czegoś na lepszą okazję, tak by goście nie zarzucili mi, że podaję cienkusz - odezwał się do człowieka z obsługi banku krwi, dokładnie tak jakby szukał alkoholu na proszoną kolację. Najwyraźniej dobrze zaczął, gdyż jego rozmówca nie wyglądał na zaskoczonego. Poprosił o chwilę i udał się na zaplecze - tutaj klienci nie mogli sami sięgać po butelki z krwią, zawsze były one podawane przez sprzedawcę. Po chwili mężczyzna wrócił z kilka butelkami, o których opowiadał właśnie jakby były winem. Zamiast rocznika podawał jednak wiek osoby, która była dawcą, jej płeć, czasami pochodzenie albo inne szczególne cechy. Aresterra słuchał go cierpliwie, bez żadnego niesmaku czy niepokoju, chociaż przecież mógł zadawać sobie pytanie skąd pochodziła ta cała krew i czy na pewno została pozyskana legalnie, humanitarnie. Ale to go nie obchodziło, liczył się efekt. Słyszał swego czasu, że wampiry o bardziej wysublimowanym podniebieniu czuły hormony i enzymy w pitej krwi - wiedzieli czy ofiara była torturowana, czy była zdrowa, szczęśliwa, a nawet jeśli była to krew kobieca, czy w chwili oddawania krwi miała owulację. Nie wnikał czy to prawda, bo takich informacji sprzedawca mu nie podawał - to co mówił było znacznie bardziej proste, niewinne.
        - Ta - uznał w końcu nekromanta, dotykając jednej z butelek.

        Teraz zaś tę samą butelkę pokazywał Aldarenowi. Była to krew młodej, zdrowej elfiej dziewczyny, ponoć bardzo świeża - niczym młode wino. Gdy ją wybierał, sprzedawca pochwalił jego wybór, choć już po uiszczeniu zapłaty subtelnie zasugerował, że taką krew na naprawdę wyjątkowe okazje Mitra już posiadał. Niebianin oczywiście zrozumiał aluzję, musiałby być chyba ograniczony by jej nie załapać, zwłaszcza gdy sprzedawca zaproponował mu zakup jeszcze pustej butelki, która utrzyma krew w odpowiedniej świeżości. Szkoda, że propozycja była spóźniona, gdyż w tym czasie Mitra już się nie ciął, choć przez ostatnie dni robił to niemal co wieczór.
        Aresterra nie narzucał się ze swoim poczęstunkiem Aldarenowi i był gotowy zaraz się wycofać, choć obawiał się przy tym, czy wampira nie obrazi. Może nie powinien się tak wyrywać do przodu, nawet jeśli miał dobre intencje…
        W końcu usiedli z pełnymi kieliszkami, a Mitra z prawdziwym zainteresowaniem słuchał opowieści skrzypka, choć ta zaczęła się jakby od końca, czyli od tematu szpitala. Nekromanta pokiwał kilka razy głową, a słysząc ocenę de Amerdy machnął lekceważąco ręką.
        - Adam po bliższym poznaniu jest inny. Po prostu ma kosmiczne długi i każdą nową osobę traktuje jak potencjalnego egzekutora długów, bo tych przychodzi do niego więcej niż pacjentów. Ale gdyby odbił się finansowo i nie popadł znowu w nałogowe granie w karty, stałby się prawdziwą duszą towarzystwa - wyjaśnił, bo on akurat historię elfiego lekarza znał dość dobrze. Nie odniósł się ani przez moment do tej uwagi Aldarena o jego chłodnej skórze i kłach, bo jemu one akurat nie przeszkadzały i nawet mógłby o tym świadczyć, lecz znowu poczuł ten dziwny przeskok w sercu, gdy skrzypek w uśmiechu obnażył kły. Stracił wątek, a później już nie miał jak do tego nawiązać, wydawało mu się jednak, że wampir mimo typowego dla swojej rasy wyglądu na pewno nadrabiałby bardzo przyjacielskim obyciem i pacjenci jednak by go polubili.
        Kolejna uwaga Aldarena znowu sprawiła, że Mitra poczuł się nieswojo. Jak to “codziennie o nim myślał”? To brzmiało tak… No tak, przecież ostatnie dni przed jego wyjazdem spędzali praktycznie cały czas razem, a ich znajomość była bardzo burzliwa, pewnie to roztrząsał. Zresztą pozostało tyle niedokończonych spraw, chociażby kwestia tego grymuaru, która nadal czekała na swoje rozwiązanie, a skrzypek znając jego na pewno miał wyrzuty sumienia, że nie mógł Mitrze z tym pomóc. To na pewno była kwestia tego. No bo przecież nie…
        Pojawienie się Xargana było dla Mitry strasznym szokiem - natychmiast odsunął się w kąt kanapy i słychać było, jak poruszyły się wszystkie manekiny w posiadłości, w odpowiedzi na alarmujący niepokój swojego pana. Serce niebianina biło jak oszalałe: wszak nie wiedział, że demon zyskał materialną formę i dla niego to był po prostu intruz, który pojawił się znikąd. Dopiero po chwili poznał głos znienawidzonego Drugiego, a jego przypuszczenia potwierdził Aldaren, zwracając się do demona i w miłych słowach każąc mu po prostu zjeżdżać. To trochę uspokoiło nekromantę, choć widać było, że nadal mocno waliło mu serce. Spojrzał przelotnie na skrzypka zbolałym wzrokiem, ale nie odezwał się by nie psuć atmosfery. Później jednak będzie musiał z nim chyba o tym porozmawiać.
        Później, gdy już Aldaren rozpoczął swoją opowieść, Mitra dość szybko się rozluźnił i słuchał. Był bardzo skupiony, jakby to nie były wspomnienia z podróży a wykład, ale takie słuchanie sprawiało mu satysfakcję. Wiele się wydarzyło w życiu skrzypka przez ten miesiąc i to wywoływało podziw nekromanty. Odniósł wrażenie, że jego przyjaciel stał się naprawdę potężny - jego skrzypce okazały się mieć niezwykłą magiczną moc, którą nauczył się władać. Równie niesamowite okazały się być informacje o Zarelu, choć Mitra z początku był przekonany, że skrzypek robi sobie z niego żarty, bo przecież tamta hipoteza była tak absurdalna… A jednak okazała się być prawdziwa. No, prawie, bo to nadal nie było potwierdzenie. Błogosławiony miał tyle pytań w związku z tym, ale z drugiej strony tak bardzo nie chciał przerywać opowieści Aldarena, że zachował wszystkie wątpliwości dla siebie, by rozwiać je później. W końcu w opowieści wampira tyle się działo. Podróż, napad, incydent w Trytonii - Mitra pokręcił z niedowierzaniem głową, gdy Aldaren opowiedział jak Ariszia zrobiła z niego idiotę - a później bal. Nekromancie naprawdę podobało się słuchanie o tym, jakim powodzeniem cieszył się skrzypek, bo na to zasługiwał. A jednak ta historia o eskortowanych pannach trochę go uwierała - uważał je wszystkie za idiotki bez polotu, jak napalone nastolatki. Nie mógł ich winić, ale naprawdę nie wykazały się klasą. Wręcz pchały się Alowi do łóżka… A on im odmawiał? Zaskakujące, czyżby żadna nie była w jego typie? Spodziewał się, że jeśli miał wokół siebie tyle kobiet, to któraś z nich mogła być chociażby ładna. A przecież nie musiał się z nią żenić, to mogła być tylko krótka, niezobowiązująca znajomość, tak dla rozrywki. Skoro jednak im odmówił, musiał mieć ku temu powód.
        - Możliwe - zgodził się Mitra, ale bez specjalnego entuzjazmu, gdy Aldaren wspomniał, że liszka mogłaby przypaść do gustu błogosławionego. - Lisze mają spore doświadczenie w nekromancji, pewnie czegoś bym się od niej nauczył.
        Tak, Aresterra zupełnie nie poczuł, że to pytanie miało drugie dno i skrzypek mówił o nieumarłej czarodziejce jako o kobiecie, a nie intelektualnej znajomości. W ogóle nie postrzegał jej w tych kategoriach, bo nigdy na nikogo tak nie patrzył. No, może w chwili słabości nie tak dawno temu… Lecz na co dzień temat seksualności i romantycznego zainteresowania drugą osobą nie istniał dla niego w kategoriach innych niż zagrożenie. Wydawało mu się to wstrętne i niesmaczne, choć wiedział, że miłość i pasja to ponoć piękne uczucia - on nie umiał się do tego przekonać.
        - Cieszę się, że wszystko dobrze się dla ciebie skończyło - zapewnił wampira, skoro ten skończył już opowiadać. Dopił swój koniak i odstawił pustą szklankę na stół. - To naprawdę niezwykłe co ci się przytrafiło… Szczególnie te skrzypce. To bardzo potężny przedmiot magiczny, artefakt, a ma tak niepozorną aurę, gdy się na nie patrzy w tym stanie. Dobrze, że trafił w twoje ręce, na pewno wykorzystasz je najlepiej jak się da, są jakby dla ciebie stworzone - zapewnił. - Ale ten Zarel… - mruknął, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Naprawdę nie przypuszczałem, że to może być prawda. Z tego co mówisz jego dusza trafiła do Otchłani, więc… - zawahał się na moment, jakby dopiero zbierał myśli. - Uciekł stamtąd albo go uwolniono… Ale dlaczego? I czemu manifestuje się w taki sposób? Ma względem ciebie dobre zamiary, to widać. To dobrze, przyznam, że trochę mi ulżyło. I… mówisz, że ten anioł to ten sam, którego ty znałeś? - zapytał, choć wspomnienie tego niebianina wywoływało w nim pewien żal i dyskomfort. By ukryć te nieprzyjemne uczucia nalał sobie koniaku i zaraz się napił. Uzupełnił też kieliszek Aldarena.
        - Zaglądałem w okolice twojej posiadłości - zagadnął, gdy znowu usiadł. - Praca tam wre, a ludzie są zainteresowani tym co tam powstaje. Okazało się, że w Maurii istnieje znacznie więcej zwykłych, szarych ludzi, których mogłoby to zainteresować - zauważył. - Sporo się mówi o tobie i twoim przedsięwzięciu… Ale dobrze, że tamte damy wykazały nie tylko zainteresowanie, ale też chęć pomocy, bo samym poklepywaniem po plecach nie zapełnisz szpitala…
        Widać było, że im dalej ta rozmowa szła, tym bardziej Mitra stawał się spięty. W końcu przerwał, upił solidny łyk alkoholu, a później zapatrzył się w zmąconą powierzchnię koniaku przelewającego się w kieliszku.
        - Masz jakiś lekarzy oprócz siebie i Adama? - upewnił się. - Ach, wybacz, przecież dopiero wróciłeś - zreflektował się nagle. - Dobrze, nie będę cię tym na razie męczył. Pewnie minie jeszcze kilka dni nim wejdziesz na nowo w tryby szarej codzienności po takiej podróży.
        Aresterra spojrzał na wampira przepraszającym wzrokiem i zaraz się od niego odwrócił. Stchórzył, bo chciał mówić o zupełnie czym innym, ale ostatecznie propozycja nie przeszła mu przez gardło.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Powitanie jakie otrzymał ze strony Mitry, a którego kompletnie się nie spodziewał było niewymownie najprzyjemniejszą rzeczą, jakiej kiedykolwiek w życiu doświadczył. Nie tylko był to niesamowicie miły gest, ale również podtrzymanie w skrzypku nadziei, że może w przyszłości los oraz sam nekromanta pozwolą krwiopijcy na spędzenie reszty wieczności przy boku Mitry. Bardzo by tego chciał, choć liczył się z tym jak bardzo trudne do spełnienia, a może nawet niemożliwe jest to pragnienie. Mimo to nie zamierzał się poddawać w końcu obiecał to niebianinowi miesiąc temu, przed swoim wyjazdem. Poza tym również sam postanowił chociażby zapewniać Mitrze towarzystwa, do momentu aż błogosławionemu to nie zbrzydnie i nie wygna ze swojego domu i życia krwiopijcy już na zawsze. Niby w taką sytuację sam nie wierzył, jednakże nigdy nie można było być niczego pewnym i musiał brać pod uwagę taką ewentualność.
        - Hej, spokojnie tylko żartowałem - powiedział łagodnie chcąc uspokoić przyjaciela. Nie przyszło mu do głowy, że niebianin mógłby odebrać jego zaczepkę tak poważnie. - Jeśli pozwolisz, nie zamierzam się nigdzie wybierać przez kilka najbliższych godzin. Naprawdę, nie musisz się o to martwić. Wyjdę jedynie na twoją prośbę, lub oświadczenie, że idziesz już spać, albo, że jesteś zajęty - zaznaczył w prost, jak on to widział, nie mniej nie oponował przed możliwością wspólnego napicia się.

        Gdy dotarli do salonu, Aldaren uprzejmie podziękował i usiadł w fotelu, który jak tak dalej pójdzie zyska miano "osobisty fotel Aldarena". Chciał napomnieć, że o tej porze, mimo braku głodu powinien zjeść choćby skromną kromkę chleba, ot by żołądek nie był pusty. Przez myśl mu też przeszła chęć zapytania czy, co i jak dużo Mitra jadł podczas tego miesiąca. Niestety, ledwo otworzył usta, gdy nekromanta się do niego odwrócił z zabutelkowaną krwią i zaczął ją iście po mistrzowsku prezentować. Znaczy tylko trzymał ją przed wampirem. Krwiopijcę zamurowało. Kompletnie. Nie mógł nic z siebie wydusić, w sumie to nawet nie wiedział co miałby powiedzieć i jak zareagować. W końcu, gdy szok minął, uśmiechnął się pobłażliwie pod nosem, a zaraz po tym ciepło do Mitry, nie odrywając od niego swoich czułych, niebieskich oczu. Był tym naprawdę miło zaskoczony, a przecież wieczór się dopiero zaczął, przy czym on ledwo przed chwilą przyszedł do błogosławionego. Powinien się bać tego co jeszcze mu przyniesie wieczór?
        - Ciężko mi uwierzyć, że kupiłeś ją ze względu na mnie. Nawet sobie nie wyobrażasz ile dla mnie znaczy to, że o mnie myślałeś podczas mojej nieobecności. Naprawdę dziękuję i poproszę. Pół kieliszka jeśli mogę prosić - wyrzucił z siebie gdy w końcu odzyskał mowę.
        Co prawda był to dla Aldarena nad wyraz hojny poczęstunek, skoro na miesiąc musiało mu starczyć w sumie niecałe pół kwarty krwi rozrobionej z wodą do uzyskania dwóch kwart. Niewiele więc się posilał i to dość długi okres czasu, dlatego choćby niewielka ilość krwi mogła obudzić w skrzypku tę nienażartą bestię, która w nim siedziała i tylko czekała. Z drugiej strony nie mógłby odmówić, Mitra był na to zbyt wrażliwy i delikatny i odmowa choćby w dobrej wierze, mogłaby się skończyć nieporozumieniem. Postanowił więc zaryzykować, w razie czego Xargan miał wkroczyć i opanować sytuację.
        - Dziękuję, Mitro możesz ją schować, wolę z tym nie przesadzać. Naprawdę dziękuję - powiedział szczerze i upił skromny łyczek. Przymknął na moment oczy, delektując się cudowną wonią i smakiem swojego trunku. Gdy je otworzył, czaił się w nich szkarłatny kwiat, który nie wiedział czy wykwitnąć, czy jednak jeszcze nie. Na szczęście dał radę sam się opanować i skończyło się bez zbędnych nieprzyjemności, choć, jak już zostało wspomniane, długo nie miał w ustach krwi, oprócz tej rozrobionej z wodą.

        Niedługo po tym jak również Mitra zajął miejsce siedzące, Aldaren zaczął opowiadać, z początku trochę nie na temat, ale wolał zacząć od bardziej przyziemnych spraw, niż od przeszłości. Opinii na temat del Amerdy słuchał z prawdziwą uwagą, bo nie znał elfa, wątpił by kiedykolwiek udało mu się go poznać tak jak znał go Mitra, ale mimo to dobrze było wiedzieć o mniej gburowatej stronie długouchego, tym bardziej, że wampir chciał go widzieć w swoim zespole medycznym.

        Reakcji Mitry na pojawienie się Xargana w życiu by się nie spodziewał i szczerze mówiąc Aldarenowi zrobiło się głupio, że nie ostrzegł Mitry na samym początku. Po prostu całe to ponowne spotkanie było wprost niezwykłe i wampir zapomniał o takim szkopule jakim był upiór. Na naprawienie błędu niestety było już za późno, a wampir z żalem i skruchą mógł jedynie przeprosić nekromantę za ten incydent miał nadzieję, że nie będzie miał mu tego długo za złe, albo że ten magiczny wieczór zaraz się nie skończy.
        Na szczęście w trakcie opowiadania błogosławionemu przebiegu podróży, blondyn się wyraźnie uspokoił i rozluźnił. Było to dla skrzypka jak kamień z serca. Na odpowiedź przyjaciela odnośnie zapoznania go z lichką, uśmiechnął się tylko subtelnie, porzucając tego typu zagrywki. Po pierwsze okrutnym wydawało się skrzypkowi taki sprawdzanie niebianina, po drugie nie było sensu zadawać takich pytań, gdyż gospodarz rozumiał je jedynie powierzchownie, nie dostrzegał ukrytych pod pytaniem intencji. Po części cieszył nieumarłego taki stan rzeczy, bo błogosławiony nigdy nie polegnie na polu dwuznacznych wypowiedzi, czy tych z ukrytym dnem, z drugiej jednak sztych tego ostrza wycelowany był również przeciwko samemu krwiopijcy, gdyż, by zostać właściwie zrozumianym będzie musiał wypowiadać się w prost, a to może rozsierdzić, zaniepokoić bądź zrazić do siebie Mitrę. Coś wymyśli, póki co nie było się co spieszyć.

        - Nie potrafię czytać aur, więc wierzę ci na słowo. Co do skrzypiec cieszę się, że sama ich istota jest w głównej mierze nakierowana na samoobronę niż na zadanie pierwszego ataku, niemniej w nieodpowiednich rękach na pewno wyrządziłyby wiele złego. Ta słaba aura może wynikać z tego, że w obecnym stanie są uśpione, zmieniają swój wygląd diametralnie, gdy mi, bądź moim towarzyszom coś grozi - zgodził się z przyjacielem, a słysząc jego insynuacje odnośnie Zarela pokręcił jedynie głową z łagodnym wyrazem twarzy. - Gdy je znalazłem w zamku, zdawało mi się w pewnym momencie, że widziałem kątem oka jakiś cień, ale gdyby był to demon, choćby upiór raczej bym to wyczul, a tak nic. Nawet najmniejszego mrowienia czy sygnału ze strony instynktu, że coś jest nie tak. Jedynie pozostaje nam mieć nadzieję, że kiedyś się tego dowiemy. A jeśli nie, wielkiej straty nie poniesiemy. - Uśmiechnął się przyjaźnie do blondyna. Naprawdę nie specjalnie go interesowała ta kwestia, gdyż wolał się skupić na rzeczywistości, a zwłaszcza na bladym mężczyźnie przed sobą niż na jakiś duchach z przeszłości.
        - Tak, okazuje się, że Zarel był jego pierwszym w życiu kochankiem... A ja głupi się w nim zadurzyłem - prychnął ze smutnym rozbawieniem, ale za specjalnie nie roztrząsał tego, bo co by to zmieniło? Poza tym atmosfera była póki co miła i przyjemna i Aldaren nie chciał tego niszczyć.
        - Oh... Naprawdę jest aż takie poruszenie w tym temacie? - zdziwił się słysząc relację błogosławionego odnośnie szpitala. Niby coś tam słyszał przechodząc ulicami miasta, ale zdawało mu się, że były to pełne pogardy i szyderstwa uwagi nieumarłej części mieszkańców. Naprawdę nie spodziewał się, że w ludziach może to wywołać takie zainteresowanie. To...było dobrym znakiem, który przepełniał radością serce wampira.
        Uśmiech z jego twarzy jednak zszedł, gdy spostrzegł, że coś uwiera jego przyjaciela. Zaraz też przysłuchując się jego wypowiedzi, a później wycofywaniu się z tego tematu, Aldaren uśmiechnął się delikatnie pod nosem, jakby chciał samym grymasem uspokoić blondyna.
        - Spokojnie, chciałem ci to zaproponować w pierwszej kolejności, ale... nie wiedziałem czy byś się zgodził... - powiedział łagodnie, patrząc na przyjaciela czułym wzrokiem. Miał nieodpartą ochotę pokonać dzielący ich dystans i porwać go w swoje ramiona byleby tylko przestał już robić taką minę. Naprawdę nie chciał by Mitra czuł się nieswojo, bał się czy przepraszał wampira. Tym bardziej, że był w swoim własnym domu, to on tu miał pełną władzę, nie skrzypek.
        - Zechciałbyś pracować razem ze mną w szpitalu i nieść pomoc potrzebującym przy moim boku? Nie musiałbyś się tam przenosić na stałe, bo wiem jak bardzo cenisz sobie samotność. Wiedz jednak, że jedna z tamtejszych komnat powstanie z myślą o tobie i wyłącznie do twojego użytku. Poza tym... mógłbym zaproponować ci cztery złote gryfy tygodniowej stawki...
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitrę ogarnął niepokój, gdy tak stał z butelką krwi w rękach i czekał na reakcję Aldarena. Wampir jak na jego gust za długo milczał i był za bardzo zaskoczony. Pytanie czy było to miłe zaskoczenie czy wręcz przeciwnie, bo tego z początku Aresterra nie umiał rozgryźć. Nawet gdy wampir przeniósł na niego wzrok i się uśmiechnął. On się często uśmiechał, zarówno wtedy gdy było mu smutno jak i wtedy gdy był szczęśliwy - nawet gdy prosił, by Mitra go zabił, miał uśmiech na ustach i łzy w oczach. To wspomnienie sprawiło, że nekromanta tym bardziej się zaniepokoił i już nawet zamierzał się wycofać, ale wtedy skrzypek się odezwał. Jego słowa wywołały w Mitrze umiarkowane zadowolenie, ale również pewną niechęć - i jedno i drugie widać było na jego twarzy.
        - Obiecałem ci, że się postaram i tak, kupiłem ją tylko ze względu na ciebie - mruknął zabierając się za odkorkowanie butelki. - Wydawało mi się, że skoro masz mnie odwiedzić po powrocie, wypadałoby, abym cię godnie przyjął… Wiem, że możesz pić alkohol, ale krew bardziej pasuje. A nie chciałem dawać ci pierwszej lepszej z brzegu - wyjaśnił, na sam koniec wypowiedzi wyciągając korek z butelki z cichym, bardzo charakterystycznym cmoknięciem. Nalał Aldarenowi pół kieliszka, zgodnie z jego życzeniem, po czym od razu zabezpieczył ponownie butelkę, by krew nie zwietrzała: tak poinstruował go sprzedawca w Banku Krwi.
        Po odstawieniu butelki na bok Aresterra spojrzał na skrzypka, który akurat upił pierwszy łyk krwi. Trochę zaniepokoiły go te czerwone ogniki w jego oczach, ale skoro szybko zniknęły nie przejmował się nimi. Skoro byli przyjaciółmi, powinien mu ufać.
        - Twoje zdrowie, najmłodszy w historii lordzie van der Leeuw - wzniósł toast swoim kieliszkiem z koniakiem. - Przed twoim wyjazdem nie pogratulowałem ci należycie… Jest dobra? - upewnił się tylko, bo on się na tym zupełnie nie znał i częściowo zawierzył sprzedawcy przy wyborze gatunku krwi.

        - Mogę cię nauczyć podstaw - zaoferował Mitra, gdy Aldaren wspomniał, że nie potrafi czytać aur. To było dla niego w sumie trochę zaskakujące, gdyż wampir był bardzo dobrym demonologiem i ogólnie magiem, a czytanie aur wydawało mu się jedną z podstawowych umiejętności dla kogoś takiego. Nie wypowiedział jednak swoich wątpliwości na głos, gdyż wiedział, że nie każdy był podobnie uczony magii jak on - może Faust miał do tego inne, bardziej praktyczne podejście, nie wiadomo.
        - Niemniej z tym uśpieniem możesz mieć rację - przytaknął. - Tym cenniejsze zdają się być te skrzypce, choć wyglądają bardzo niepozornie. Miły dar - podsumował. Później zaś rozmowa, o dziwo za jego sprawą, zeszła na tory, na które wcale nie chciał jej pchnąć. Aldaren po raz kolejny przypomniał, że jest zakochany, a Mitra nie miał śmiałości by go przekonywać, że to niszczycielskie uczucie, o którym powinien zapomnieć. Ani nawet nie chciał pytać czy to uczucie dalej trwa, nie chciał sobie wyobrażać skrzypka w ramionach tamtego anioła, skoro to nie były wcale miłe wspomnienia, a Żniwiarz najwyraźniej zabawił się jego kosztem i go porzucił. Ciekawe czy nie była to zemsta za to jak został zdradzony przez jego ojca? Ależ by to było niskie…
        - Tak, ludzie gadają o twoim przedsięwzięciu - przytaknął nekromanta, gdy rozmowa zeszła na ten temat, a Aldaren sprawiał wrażenie szczerze zaskoczonego, że jego inwestycja nie przeszła bez echa.
        - Reakcje są różne - przyznał bez owijania w bawełnę błogosławiony. - Oczywiście dla bogatych nieumarłych to ekscentryczny albo naiwny pomysł nowej głowy rodu, ale prości ludzie są ciekawi. Zdarzało mi się słyszeć rozmowy, ludzie chwalą ten pomysł, bo choć mieszkają w Mieście Śmierci, zdają się być do swojego życia bardzo przywiązani… A nikt o to do tej pory specjalnie nie dbał, skoro zmarły może zaraz powstać i służyć dalej. Wydaje mi się, że będziesz miał obłożenie. Zdarzają się oczywiście malkontenci, którzy twierdzą, że za tym coś się kryje i pewnie będziesz z pacjentów ściągał krew albo oddawał się innym niecnym praktykom, ale tacy zdarzają się zawsze - wyjaśnił lekkim tonem, bo jednak pozytywny wydźwięk w tych najniższych warstwach społecznych był znacznie silniejszy niż narzekanie i doszukiwanie się drugiego dna tam gdzie go nie było.

        - A… - Mitra wydał z siebie tylko cichy jęk, patrząc na Aldarena z zaskoczeniem. Wyglądał przy tym na trochę smutnego, a może skrępowanego, a gdy usłyszał o tym, że w planie zamku została uwzględniona komnata dla niego ponownie obrócił wzrok, tym razem już wyraźnie zażenowany. Chwilę zajęło nim odzyskał rezon. Aldaren oczywiście nie był głupi i pewnie domyślił się, że właśnie do tej kwestii dążył błogosławiony, nim zabrakło mu odwagi.
        - Ja… w sumie sam od momentu gdy wspomniałeś o tym szpitalu o tym myślałem… No bo mam doświadczenie, i jako lekarz i jako pielęgniarz… Ale pomyślałem, że to nie jest dobry pomysł - wyznał szczerze, choć nie patrząc wampirowi w oczy. - Bo jeśli ty ze swoim uśmiechem i przyjaznym usposobieniem masz odstraszać pacjentów albo Adam ze swoimi wrednymi żartami, to co dopiero ja? Ja… Nie mógłbym się przełamać i nie nosić maski. I pewnie rękawiczek… Zresztą jestem nekromantą, to nie jest dobry pomysł, by nekromanta leczył ludzi. Będą gadać, nie chcę kłopotów, bo jeszcze ktoś nadgorliwy będzie ci nasyłał wiecznie straż na głowę, a będziesz miał pewnie wystarczająco dużo kłopotów.
        Mitra wstał ze swojego miejsca, niby pod pozorem zabrania czegoś z barku, ale zatrzymał się tam i bezsensownie przeglądał etykietki na butelkach, więc najwyraźniej był to tylko sposób, by ukryć skrępowanie.
        - To nie jest kwestia pieniędzy - wyjaśnił. - Nawet bym ich od ciebie nie wziął. Po prostu nie powinienem pracować w twoim szpitalu, dla twojego dobra.
        Mitra mówił szczerze. Wiedział, że jego umiejętności na pewno przysłużyłyby się wielu pacjentom, ale ich dobro nie obchodziło go tak bardzo, jak dobro Aldarena, a to na pewno ucierpiałoby po zatrudnieniu kogoś takiego jak on. Była jednak jeszcze jedna kwestia, o której błogosławiony zapomniał wspomnieć, ale skoro już zaczął, musiał i ten temat poruszyć.
        - Nie wiem zresztą czy byłbym w stanie pomóc umierającemu - wyznał. - Od zawsze gdy ktoś zaczynał konać na moich oczach jedyne co mogłem zrobić to patrzeć. Ten widok… To mnie fascynowało. Tak bardzo, że nawet gdy być może mógłby uratować jedną czy dwie osoby w swoim życiu, nie robiłem tego. Pomagałem im spokojnie odejść, ale nie zawracałem z tej drogi, bo wydawało mi się to takie piękne… Dlatego zostałem nekromantą - dodał by już cała historia była kompletna. Wydawało mu się, że ujawnienie tej fascynacji sprawi, że Aldaren go znienawidzi, ale może lepiej teraz, bo później tylko bardziej by bolało i pewnie skutki byłyby znacznie bardziej dramatyczne.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Rozumiem, spokojnie i dziękuję. To naprawdę miłe, że pomyślałeś o moich... naturalnych gustach... - uśmiechnął się uprzejmie choć był nieco zakłopotany zaistniałą sytuacją.
        Przecież do tej pory Mitrze nie przyszło nawet do głowy by proponować Aldarenowi do picia krew. Wiadomo, że wcześniej nie był przygotowany na znajomość i goszczenie w swoim domu wampira, ale sam fakt się liczył. Brak krwi proponowanej przez nekromantę wyłącznie ze względu na dietę jego rasy nie był dla skrzypka żadną zniewagą i nawet był szczęśliwy, że może pijać z przyjacielem normalne trunki. Mógł przynajmniej naiwnie poudawać, że jest człowiekiem i nie potrzebuje sączyć do rozmowy dziewiczej krwi młodej kobiety, wymieszanej ze stuletnią brandy. Teraz wiedział, że Mitra się tak wysilił z szacunku do skrzypka i w dobrej wierze, pragnąć zadowolić jego gusta, ale w drobnej części krwiopijca poczuł się po prostu jakby wytykane mu było to kim był i że do ludzi to on jednak za bardzo nie przystaje. Co prawda sam niejednokrotnie żartował z tego jaki był, ze swoich wydłużonych kłów, bladej i chłodnej skóry, ale nie zmieniało to faktu, że to iż nie był już człowiekiem poważnie uwierał mu w boku. Nie chciał jednak sprawiać przyjacielowi przykrości i to właśnie dlatego postanowił przyjąć jego poczęstunek, skoro się już po niego pofatygował, choć w niewielkiej ilości. Poza tym może faktycznie wypadałoby w końcu zacząć zachowywać się jak wampir, a nie jak nieudana podróbka.
        - A z tym godnym przyjęciem już nie przesadzaj. Mi naprawdę w zupełności do pełnego szczęścia wystarczy to, że otworzysz przede mną drzwi i zaprosisz do środka na godzinę czy dwie przyjacielskich pogaduszek - powiedział szczerze rozganiając tym resztki swojego skrzętnie ukrywanego skrępowania i podziękował za otrzymaną szklanicę. Zamieszał delikatnie ruchem dłoni zawartość naczynia i przytknął je delikatnie pod nos sprawdzając woń, a po tym upijając niewielki łyk niczym wprawny koneser.
        Nie było wątpliwości, że czysta, krew, bez żadnych dodatków, czy też niczym nie rozcieńczana była o wiele bardziej odżywcza i wyrazista w smaku. Szczerze? Nie spodziewał się, że pijąc praktycznie przez cały miesiąc jedynie krew zmieszaną z wodą, mógłby się aż tak bardzo odzwyczaić od normalnej i teraz delektować jej smakiem niczym zakazanym owocem. Cieszył się, że dla ostrożności poprosił o połowę kieliszka, a nie o całość inaczej nie wiedział, czy by po prostu się w tym całkiem nie zatracił i nie poddał żądzy krwi. Co prawda paliło go w przełyku, by poprosić o dolanie do pełna, lecz to nie skończyłoby się dobrze.
        - Dziękuję i twoje również, najmłodszy w historii najlepszy przyjacielu lorda van der Leeuw - uśmiechnął się pogodnie i również wzniósł swój kieliszek, z którego raz jeszcze upił. Tym razem w jego oczach nie pojawiły się nawet najmniejsze zmiany, Aldaren się surowo pilnował by wampirza część nie zaczęła rozrabiać. - Przesadzasz, mam nadzieję, że nie będziesz do mnie zwracał Lordzie, to było by krępujące - powiedział z pobrzmiewającym w głosie rozbawieniem, choć faktycznie nie był pewien czy dobrze by się z tym czuł, gdyby jego bliski przyjaciel zaczął się do niego jedynie w ten sposób zwracać. Może łatwiej by mu było przyjąć "Lorda Rena", ale wciąż ten lord drażnił mu śledzionę. Nie było jednak o czym rozmawiać w tym temacie, gdyż zaraz Mitra postanowił niepewnie wybadać grunt czy wybrana przez niego na chybił trafił krew odpowiadała kubkom smakowym wampira.
        - Mógłbym powiedzieć, że jest wręcz wyborna, ale mogłoby to zabrzmieć co najmniej dziwnie, zważywszy na fakt, że to krew. - Uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem, bo nie wiedział co miałby odpowiedzieć.
        Dla niego krew była krwią, po prostu. Wiedział, że tak w rzeczywistości nie jest i jedne są lepsze od innych ze względu na własne upodobania, rasę, wiek, płeć oddającego daną krew, ale dla Aldarena tak właśnie było. Krew była po prostu krwią, koniecznym do przeżycia rodzajem pożywienia o stałym, metaliczno-gorzkim posmaku. Co prawda mógł choćby po jednym łyku określić z jakiej osoby i w jaki sposób została oddana krew (czy z własnej woli czy siłą), lecz nie zmieniało to faktu, że dla skrzypka nie było to niczym szczególnym. Jedynie krew ukochanej osoby przyjmowała posmak ambrozji, przynajmniej dla lazurowookiego tak było. Pamiętał jak niebezpiecznym narkotykiem okazała się dla niego krew jego ukochanej Lorelin, doskonale pamiętał niedługi okres czasu jaki mu wystarczył by całkowicie uzależnić się od krwi Fausta oraz to jak popadł w swoje niemalże nałogowe problemy z łaknieniem, właśnie przez swojego mistrza, przez wspólne, krwawe igraszki i rozpieszczanie młodego następcy rodu z powodu ofiarowania mu swojej krwi, praktycznie za każdym razem jak tylko go widział, albo gdy tylko Aldaren spełnił jakąś jego prośbę, choćby o umilenie wieczoru grą na skrzypcach. Była to już jednak przeszłość, bo choć obecnie faustowa krew była dla niego najbardziej odżywcza i naturalnie pożądana z racji tego, że to z niej został zrodzony, nie była już tym samym co dawniej narkotykiem i prócz tego, nie różniła się od wszystkich innych. Przez moment się zastanowił czy jeszcze kiedyś będzie mu dane poczuć ten słodki, egzotyczny smak na swoim podniebieniu, lecz szczerze mówiąc wątpił by miał w sobie tyle śmiałości i odwagi. Poza tym obawiałby się, czy to również nie zostałoby mu odebrane przez złośliwość losu. Chyba wolał nie ryzykować.

        - Byłbym zaszczycony mogąc nazywać cię swoim mentorem - odparł lekko na pomysł nekromanty, który bardzo mu się spodobał jakby nie patrzeć. Nie do końca wiedział po co mu właściwie umiejętność czytania aur, ale było to spowodowane tym, że przecież przez tyle lat sobie radził bez tego, niemniej wizja bycia uczonym przez Mitrę, była na tyle kusząca, że bez wahania przystał na jego propozycję. To naprawdę będzie dla niego czystą przyjemnością.
        - Niepozornie i paskudnie - zaśmiał się wesoło i szczerze. - Nie zrozum mnie źle, ale wyglądają jak wyjęte hybrydzie z gardła. Co prawda czuję, że Zarel włożył w wyciosanie ich całe swoje serce, ale nie zmienia to faktu, że zostały zrobione z nudów, przy ognisku i na kolanie, bez nawet podstawowych umiejętności związanych z obróbką drewna - mówił rozbawiony.
        Instrument w swojej normalnej formie był szkaradnym dziwadłem w porównaniu do klasycznie wyglądającego instrumentu, jednakże wygląd w przypadku akurat tych skrzypiec stanowił jedynie drugoplanowy element. Bo najważniejsza była moc jaką posiadała muzyka wygrywana akurat na tym instrumencie.
        Po chwili jednak przestało być tak zabawnie, a rozmowa przybrała bardziej poważny ton, nawet jeśli był tylko chwilowy. Nie mniej ciężko było ukryć skrzypkowi niechęć do anioła, który praktycznie cały czas wodził go za nos i bawił się jego uczuciami. Gdy dowiedział się na balu, że Zarel i Gregevius byli ze sobą blisko, aż do momentu gdy skrzypek go nie zdradził, od razu Aldaren pomyślał, że zemstą na niewiernym kochanku było właśnie bawienie się kosztem uczuć wampirzego muzyka, prawdopodobnego syna Zarela. Westchnął cicho pod nosem, bo na taki obrót sytuacji nie mógł już nic poradzić, miał jedynie nadzieję, że już nigdy więcej nie spotka na swej drodze czarnoskrzydłego. Bardzo tego pragnął.

        - Ściągać krew z pacjentów? - powtórzył pod nosem i się skrzywił lekko nie do końca zadowolony z tego typu teorii krążących wokół niego i jego inwestycji. Niemniej był to wolny kraj i mieszkańcy mieli prawo do snucia tego typu bredni.
        Zastanawiał się przez moment jak w ogóle można było coś takiego wymyślić, skoro za grosze można było kupić krew w Banku, nie wspominając już o bardziej egzotycznych "towarach" rozprowadzanych po kątach. Nie widział więc sensu w upuszczaniu krwi biednym ludziom bez potrzeby i tylko dla własnych zachcianek. Ale cóż, plotki i takie brednie zwykle wymyślały osoby znudzone życiem, zazdrosne i zawistne. Aldarenowi więc pozostało jedynie się przyzwyczaić i po prostu ignorować. To będzie najlepszym rozwiązaniem.

        W końcu nadeszła ta najtrudniejsza dla Mitry chwila, po której Aldaren chciał jak najlepiej uspokoić przyjaciela, bo sam w pierwszej kolejności przecież chciał mu zaproponować współpracę, jednakże mimo wszystko nekromanta zaczął się coraz bardziej dystansować i uciekać od takiej wizji przyszłości. Skrzypek im dłużej go obserwował i im dłużej go słuchał tym boleśniej ściskane było jego serce.
        - Mitra... - mruknął z troską, tylko po to by zwrócić na siebie jego uwagę, odciągnąć go od tych wszystkich pogrążających go w mrok myśli i sprawić by na niego spojrzał. Niestety nekromanta mówił dalej, w pewnym momencie jakby nie wytrzymując towarzystwa skrzypka i starając się w jakiś choćby czysto metaforyczny sposób od niego uciec. Wstał i odszedł do barku, gdzie odwrócony tyłem do przyjaciela kontynuował swoje wątpliwości i coraz to bardziej argumentował swoją odmowę.
        Aldaren starał się jak tylko potrafił zachować bierną reakcję na jego słowa, ograniczoną jedynie do własnej wypowiedzi, nawet był gotów umożliwić Xarganowi zawładnięcie nad swoim ciałem by tylko nie ruszyć się z miejsca, jednakże tego było już stanowczo za wiele. Skrzypkowi ciężko było się powstrzymać, przez co, gdy Mitra mówił, on niespiesznie wstał z fotela, by nie spłoszyć blondyna i podszedł do niego. Zatrzymał się o włos za jego plecami, po czym nie tracąc chwili na przeprosiny za ingerencję w przestrzeń osobistą Mitry, objął go i przytulił mocno jego plecy do swojej piersi.
        - Któregoś dnia przed moim wyjazdem wspomniałeś, że umierającym w lazarecie było o wiele lżej na serce przez samo to, że przy nich siedziałeś. Każdy kiedyś umrze i to jest nieuniknione, dlatego to, że miałeś szansę wyrwać kogoś z objęć śmierci, lecz tego nie zrobiłeś, niewielkie ma w tej kwestii znaczenie. Za to twoja bliskość i sama obecność była dla nich najcenniejszym darem od losu. Bez większego wysiłku potrafisz sprawić, że śmierć przestaje być przykrą i przerażającą koniecznością, okrutnym końcem wszystkiego co znane. Dawałeś im ukojenie, spokój ducha i umożliwiałeś odejście z tego świata bez strachu, bólu i z uśmiechem na ustach. Właśnie przez to nie powinieneś mówić, że będziesz jedynie kłopotem - powiedział stanowczo i ze śmiertelną powagą w głośnie, choć przy tym pozostawał jednocześnie delikatny. Jego usta znajdowały się praktycznie o włos od ucha nekromanty i niemalże z każdym wypowiadanym słowem je nieznacznie muskały.
        Nabrał powietrza by coś jeszcze powiedzieć, lecz skończyło się jedynie na tym, że wampir wypuścił blondyna z tego potrzasku i cofnął się, a nawet wrócił w stronę fotela by oddać niebianinowi skradzioną tak brutalnie przestrzeń osobistą. Przez jego twarz przemknął tajemniczy cień, a skrzypek gryzł się z myślami odnośnie tego co zrobił i co chciał zrobi. Nie, nie zamierzał zatapiać kłów w szyi gospodarza, jak tamtego razu w kryptach Thulle... ale w sumie ponowne ukąszenie chyba nawet było by bezpieczniejszym rozwiązaniem. Na szczęście w porę się opamiętał i wycofał się nim było za późno, a teraz miał do siebie ogromny żal, że w ogóle do takiej sytuacji doszło, że nie był wystarczająco silny by zostać w miejscu. Obecnie stał przed fotelem jak ostatni osioł, odwrócony tyłem do blondyna raz za razem przeczesując z zakłopotaniem włosy. Odetchnął głęboko biorąc się w garść.
        - W mieście jest niewielu interesujących medyków i uzdrowicieli godnych zaufania, bo nigdy nie byli potrzebni, skoro miasto najwięcej zyskuje na martwych niż żywych. Jedynie ułamek tego wie co to skalpel i użyje go przy zabiegu, w przeciwieństwie do reszty, która złamaną nogę leczyłaby siekierą. Naprawdę wykwalifikowanych lekarzy i to tych z pasją można by zliczyć MOŻE na palcach obu dłoni i to jest drugi powód, dla którego byłbyś nieocenionym wsparciem, a nie problemem. - Spojrzał na niego łagodnie przez ramię, a w jego oczach krył się smutek. Skrzywił się przez moment i uciekł wzrokiem gdzieś w bok zaciskając przy tym pięści.
        - To jednak twoja decyzja i ani myślę cię zmuszać do podjęcia jej... - powiedział po czym westchnął i się odwrócił do przyjaciela. Na nowo pokonał dzielący ich dystans, lecz tym razem zatrzymał się praktycznie na wyciągnięcie ręki.
        - Nie chcę nigdy więcej widzieć jak uciekasz i się zamykasz, nie chcę więcej widzieć u ciebie takiej miny. Jeśli będę miał kłopoty przez to, że ty będziesz w tym szpitalu, wiedz, że to będą moje kłopoty, nie twoje, więc nie powinieneś się o to martwić. Wiedz, że rozszarpię też każdego, kto tylko miałby do ciebie o to jakiekolwiek pretensje. Zależy mi na tobie, więc proszę nie rób już takiej miny i nie uciekaj ode mnie - szepnął błagalnym tonem wpatrując się w blondyna poważnym, nieustępliwym spojrzeniem.
        - A teraz zamknij oczy jeśli mi ufasz...
        Ledwo wypowiedział do końca te słowa, a co za tym idzie nie dał nawet przyjacielowi czasu na zarejestrowanie tego co się dzieje, a co dopiero wykonanie jego polecenia, gdy Aldaren złapał go za ramiona, przyciągnął do siebie i objął by jedną, zimną dłonią ująć jego policzek i złożyć na jego ustach dużo dłuższy i czulszy niż poprzednio pocałunek. Jeśli Mitra go teraz zabije albo znienawidzi, skrzypka niewiele to obchodziło, obchodził go tylko ten unikający świata i wszelkiego otoczenia, niepewny siebie mężczyzna w swoich ramionach, wszystko inne miało drugorzędne znaczenie. Miał jednak nadzieję, że nekromanta mu przebaczy w końcu sam go zdenerwował i doprowadził do takiego stanu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Nastrój Mitry był naprawdę dobry. Cieszyło go, że jednak nie obraził Aldarena tym poczęstunkiem krwią, ale jeszcze milsze było to zapewnienie, że samo przebywanie z nim sprawiało wampirowi przyjemność. Było w tym coś bardzo szczerego, jakby skrzypek naprawdę tak myślał. To poprawiało błogosławionemu humor. Do tego stopnia, że pozwolił sobie na niemrawe zaczepki jak z tym lordem. A skrzypek tę zaczepkę podjął.
        - E, nie, nie zamierzam - odparł z prostotą Mitra. - Wolę mówić Ren… Lorda zachowam sobie na czas, gdy będę chciał ci zrobić na złość - zastrzegł, co w jego wykonaniu wyglądało niemal jak droczenie się.
        - Miło, że ci smakuje. Wiesz… o tego typu krwi myślę jak o winie, nie przeszkadzałoby mi więc określenie “wyborna” - uspokoił wampira.

        - Mm… - mruknął Mitra z lekkim niezadowoleniem. - Nawet jeśli “mentor” ma trochę sensu, wolałbym zostać przy mówieniu po imieniu. Wiesz, by mnie nie postarzało. Możemy zacząć naukę kiedy tylko będziesz miał chwilę - zapewnił, bo jeśli o niego chodziło, nie potrzebował przygotowań.

        Mitra mówiąc słyszał, że Aldaren porusza się za jego plecami. Nie miał do niego pretensji, że podszedł, nie przeszkadzało mu to. Uciekł, ale przecież nadal rozmawiali i musieli to sobie wyjaśnić. Aresterra wyłożył mu wszystkie argumenty przeciw tak jak stały, nie ukrywał niczego, zdradził swoje pobudki i obawy. Na jego korzyść przemawiało jedynie doświadczenie wyniesione z polowego szpitala, które jeszcze nie zdążyło ulecieć z jego głowy. No i magia lecznicza, którą nadal potrafił władać. Umiał zrobić kilka mikstur. A ponoć radził sobie też z co trudniejszymi pacjentami lepiej, niż niejeden dobrze zbudowany lekarz, bo na jego korzyść działał element zaskoczenia… Ale dla Aresterry to po prostu było mało. A ostatnią rzeczą, jakiej by pragnął, było narażenie Aldarena i jego przedsięwzięcia na kłopoty. Nie chciał, by to on jako zwierzchnik szpitala musiał później ponosić konsekwencje tego, że jeden z jego lekarzy zamiast pomóc pacjentowi nagle zamarł i tylko patrzył, jak ten kona.
        Objęcia przyjął z westchnieniem - takim, jakby ich się spodziewał i w sumie poczuł się przez nie trochę lepiej. Z początku tylko tak stał, później jednak objął dłońmi przedramię skrzypka, którym ten go obejmował na wysokości barków. Z zamkniętymi oczami słuchał jego argumentacji, która, cóż, była całkiem trafna. Mitra słuchał jej pogodzony już z tym, że przegrał tę walkę na argumenty i chyba przyjdzie mu zgodzić się na propozycję Aldarena. Trochę się na to cieszył… Lecz to uczucie szybko minęło, gdy poczuł, że to, co brał za sam oddech, było tak naprawdę delikatnym muskaniem warg skrzypka na płatku jego ucha. To było nieprzyjemne. Nie tak, by robić z tego aferę, ale Mitra poczuł się nieswojo. Z drugiej jednak strony dreszcz, który poczuł gdy skrzypek go puścił… Mitra aż obrócił się za odchodzącym w stronę fotela wampirem, ale skoro ten się do niego nie odwracał, on milczał. Zaciskał wargi patrząc za Aldarenem smutnym wzrokiem. Delikatnie dotknął płatka swojego ucha, jakby chciał zetrzeć z niego wrażenie dotyku, który nadal czuł. Rozluźnił się trochę, gdy wampir ponownie zaczął mówić, ale nadal miał umęczony wzrok. To nie było dla niego łatwe.
        Ale… Dlaczego Aldaren miał taki smutny wzrok? Przecież nie powinien, wszystko szło ku dobremu. Na razie tylko rozmawiali, Mitra nie powiedział kategorycznie, że nie będzie medykiem w jego szpitalu, podał tylko powody, dla których uważał, że to zły pomysł. Więc o co chodziło? Skrzypek jakby czytając w myślach nekromanty - a może odczytując niezadane pytanie w jego spojrzeniu - zaraz podszedł i już przed nim stojąc zaczął wyjaśniać co go bolało.
        - Ale nie chcę, byś miał kłopoty przeze mnie… - mruknął Mitra, nie potrafiąc jednak przerwać monologu skrzypka. Zrozumiał, że jego przyjaciel patrzył na to zupełnie inaczej niż on. Był o wiele odważniejszy od niego, bo chciał zmierzyć się z trudem tej znajomości, choć mogła się ona dla niego źle skończyć. Aresterra zaś nie chciał sprawiać mu kłopotów, chciał dla niego dobrego, szczęśliwego życia, towarzystwa, przyjaciół… Był pewny, że on w ten obrazek się nie wpasowuje, a że nie satysfakcjonowały go półśrodki, wolał usunąć siebie niż jakiekolwiek inne elementy burzące tę kompozycję…
        - Co… - zaczął nekromanta, lecz nie mógł dokończyć. Zamknąłby oczy, bo ufał Aldarenowi, nie spodziewał się po nim niczego złego, był jednak zaniepokojony i najpierw chciał go zapytać o co chodzi, co ma na myśli. Wampir jednak bez jego zgody i nie czekając aż faktycznie te oczy zamknie, złapał go i przyciągnął do siebie. To nie byłoby jeszcze takie najgorsze, bo przytulali się przecież niejeden raz, ale Mitra wiedział, że to nie o to chodzi. Był oporny, nie wtulił się w skrzypka, próbował trzymać dystans, ale to na próżno. Aldaren przytrzymał go za twarz i pocałował. Naprawdę, tak, że nie można było tego nie poczuć. Mitra poczuł jak robi mu się słabo. Zamknął oczy, ale teraz to już nie miało znaczenia. Sparaliżowany strachem mógł sprawiać wrażenie, że bierze udział w tym pocałunku, bo otworzył usta, ale wcale tak nie było. Nie wierzył w to co się dzieje. Jak… Jak on mógł to zrobić. W oczach błogosławionego momentalnie wezbrały łzy. W końcu jakoś dał radę wyrwać się z tego stuporu. Jęknął w niewerbalnym proteście, a później odepchnął od siebie Aldarena, wyrwał się z jego ramion. Łez w jego oczach było już tyle, że wylały się na policzki. Wyglądał, jakby go uderzono, jakby skrzypek zdradził jego zaufanie. Poruszył ustami, jakby chciał coś powiedzieć, ale dyszał tylko ciężko i nie umiał dobyć z siebie głosu. Bardzo pilnował, by dystans między nim a wampirem nie zmniejszył się ani o włos.
        - Wiedziałeś… - szepnął w końcu. - Wiedziałeś… Nie zbliżaj się do mnie. Nie podchodź! - krzyknął w końcu na niego. W jego głosie słychać było przeogromny żal. Minął wampira bokiem i wybiegł z salonu. Chwilę później dudniący dźwięk jego kroków rozniósł po schodach. Później trzasnęły drzwi.

        Mitra skrył się w swojej sypialni. Padł na kolana na środku pokoju spazmatycznie łapiąc powietrze i osłaniając głowę rękami. Łykał łzy. Czuł się naprawdę potwornie, paliło go całe ciało, ale w szczególności twarz. To nie tak miało być. Wszystko nie tak… Aldaren wiedział co on przeszedł, wiedział, że bał się dotyku i wiedział dlaczego, wiedział co mu zrobiono gdy był dzieckiem. Za każdym razem posuwali się małymi krokami, za każdym razem miał na uwadze jego fobie, a teraz… Nie zapytał, nie poprosił. Po prostu go sobie wziął. Jak wszyscy przed nim. Ta myśl sprawiła, że z ust Mitry wyrwał się wręcz zwierzęcy krzyk rozpaczy. Tak bardzo chciał by było inaczej. Tak bardzo chciał, by Aldaren był tym jedynym, tą osobą, która go zrozumie, która go będzie szanować i przy której w końcu przestanie się bać. Chciał mieć w nim przyjaciela. Nie, chciał czegoś więcej, ale bał się do tego cały czas przyznać. Teraz to wiedział, ale było za późno. Był przerażony, przepełniał go żal i nienawiść do samego siebie. Wszystko zniszczył.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - W porządku, będę się wystrzegał "Lorda" z twoich ust jak czosnku, nie dam ci siebie tak łatwo zdenerwować - odbił zadziornie piłeczkę i uśmiechnął się pogodnie do przyjaciela. To było całkiem przyjemne - takie droczenie się z nim. Znaczy już niejednokrotnie sam inicjował tego typu zabawy, jednakże z tego co pamiętał nigdy nie doczekał się tak zrelaksowanej i spokojnej odpowiedzi. Zazwyczaj Mitra brał nazbyt poważnie jego zaczepki co niestety kończyło się spięciem nekromanty i ostatecznie natychmiastową śmiercią takiego tematu. To, że tym razem było inaczej było naprawdę miłe i pocieszające. Aldaren mógłby delektować się tą błogą chwilą w nieskończoność.
        - Rozumiem, dziękuję, ale... szczerze ci się przyznam nadal jest to dla mnie nieco krępujące, bo przecież...to krew. Nie zrozum mnie źle, po prostu w niektórych przypadkach dalej rozumuję jak człowiek, choć nie jestem nim już od czterystu siedemdziesięciu pięciu lat. Wybacz mi więc jeśli nie zawsze chętnie będę podejmował tego typu tematy. I raz jeszcze jestem ci wdzięczny za taki poczęstunek, gest i samą myśl. Praktycznie od miesiąca nie piłem krwi, więc tym bardziej miło mi poczuć orzeźwiającą świeżość - powiedział łagodnie bez skrępowania, przed którym ostrzegał i za które już za w czasu przeprosił. - Jeśli jednak miałbym dokładniej ocenić rodzaj tej krwi i to pod względem typowo winiarskim, rzekłbym, że była nawet wytrawna półsłodka. W szczegółu myślę, że nie ma co się zagłębiać. - Uśmiechnął się nieco speszony, acz dał tym raczej jasno do zrozumienia, że gdyby zechciał mógłby podać wszelkie dane, płeć, wiek, rasa, zdrowie, mniej więcej tryb życia, stan cywilny (również można było w smaku wyczuć, ta obecna była świeżo po ślubie stąd właśnie jego uwaga o tym, że ta krew była półsłodka).

        - Ciebie miało by postarzać, a co ja mam powiedzieć? - wybuchnął beztroskim, rozbawionym śmiechem. Przez myśl mu przeszło, że dla Mitry nie ma chwili, on ma całą wieczność, lecz tylko się uśmiechnął zachowując tę uwagę wyłącznie dla siebie. Nie było potrzeby niepotrzebnie płoszyć nekromanty.

        Wszystko dobre co się nie kończy katastrofą, a ta postanowiła wpaść do Mitry na herbatkę posiedzieć chwilę z dogadującymi się aż za dobrze do tej chwili mężczyznami i zostawić po sobie kiełkujące ziarenko kłopotów. Nie nacieszyli się tym błogim spokojem i zgodą między nimi, a wystarczyło tylko wejść z rozmową na grunty czystko zawodowe i postarać się sprawić przyjemność nekromancie swoją propozycją. Niestety, ten miał zgoła inne zdanie w tej kwestii i coraz bardziej zaczął się od wampira oddalać, niczym samotna łódka, której ktoś zapomniał rzucić kotwicę i teraz właśnie porywana była przez fale coraz dalej i dalej od bezpiecznego brzegu. Taki stan rzeczy nie napawał Aldarena optymizmem i śmiertelnie spoważniał będąc gotowym, rzucić się w targane sztormem wody, byleby tylko z powrotem przywiązać łódkę w porcie. Niestety zapomniał, że w tym oceanie, będącym niewielkim jeziorem on jest rekinem ludożercą i zamiast złapać za linę mącącą w wodzie, wziął łódkę w paszczę i nieumyślnie przegryzł na pół. Zapomniał się, tak bardzo się zapomniał, a teraz miał tego skutki. Stracił kontrolę tylko przez to, że nie mógł znieść pełnego rezygnacji i braku pewności siebie tonu błogosławionego, nie wspominając już o jego zbolałym wyrazie twarzy.
        Dopuszczając się tej okrutnej napaści na przestrzeń osobistą Mitry zupełnie zapomniał o tym wszystkim co z taką pieczołowitością pielęgnował, zapomniał o fobiach przyjaciela i sam stał się jedną z nich. Czemu? Bo myślał jedynie o sobie, nie mógł poradzić sobie z własnym pragnieniem, nie mógł poradzić sobie z widokiem zżeranego przez żałość przyjaciela. No i teraz miał tego efekty. Niestety porywając niebianina i zmuszając do pocałunku opamiętał się stanowczo za późno i jedyne co zdołał zrobić to przez własny szok poluźnić chwyt, dając tym samym idealną okazję do ucieczki blondynowi. Aldaren stał jak słup przerażony, zaskoczony i zaniepokojony tym co właśnie zrobił. Nie był w stanie nie usłyszeć słów nekromanty, które wbiły się piekielnie ostrymi sztyletami w jego serce i tkwiły w nim cały czas, co chwila na nowo go raniąc.
        - "Brawo, popisałeś się. Winszuję umiejętności dyplomatycznych" - szydził Xargan, którego krwistoczerwone ślepia pojawiły się w leżącym na ziemi cieniu Aldarena.
        - Daruj - burknął załamany po prostu stojąc ze spuszczoną głową i zaciśniętymi pięściami.
        Był wściekły na samego siebie i wciąż ciężko było mu pojąć jak mógł zrobić coś takiego. Ledwo jednak zaczął się nad tym zastanawiać gdy w pierwszej kolejności doszedł jego uszu trzask zamykanych z impetem drzwi, a następnie rozdzierający serce zwierzęcy okrzyk. Tak jak do tej pory powstrzymywał napływające mu do oczu łzy, tak teraz w końcu udało im się wydostać na wolność. Ten krzyk był dla wampira jeszcze gorszy niż wyraz twarzy nekromanty, gdy starał się wyperswadować Aldarenowi, że on w jego szpitalu po pierwsze będzie piątym kołem u wozu oraz pasował tam jak pięść do nosa. Zgarnął do tyłu spadające mu na oczy włosy i z wciąż zanurzonymi w nich palcami, zacisnął dłoń w pięść, co zaowocowało nieznacznym szarpnięciem samego siebie za czuprynę. Westchnął ciężko i zwrócił się w stronę wyjścia skoro Mitra jasno przedstawił, że krwiopijca nie był tu mile widziany, poza tym nie wątpliwie to spotkanie i odwiedziny dobiegły już końca.
        - "Co ty?! Tak po prostu odejdziesz?" - obruszył się upiór. Taka reakcja wampira na zaistniałe kłopoty była bardziej niż przewidywalna i to właśnie najbardziej denerwowało upiora.
        - "Jesteście siebie warci, obaj nie macie jaj to po pierwsze, a po drugie odwagi. Oboje jesteście takimi samymi tchórzami. Gdy tylko emocje dochodzą do głosu od razu się dystansujecie i uciekacie. Co zrobisz gdy wyjdziesz stąd? Będziesz się włóczył po okolicy bez celu? Bo przy budowie zamczyska jesteś w ogóle nie potrzebny" - wygarnął mu demon wprost.
        Niestety czy Aldaren chciał czy też nie musiał przyznać upiorowi rację. Był tchórzem, bo bał się stracić Mitrę, jednakże... kiedy odetnie się od tego konfliktu, który sam stworzył, na pewno utraci nekromantę, a do tego zachowa się jak ostatni dupek. Ale... Mitra wyraźnie się wyraził, a z tym raczej nie było co dyskutować.
        - "Obiecałeś mu się nie poddawać, a co teraz zamierzasz zrobić?"
        - To co innego, w końcu wina leży po mojej stronie - odparł żałośnie wampir z dłonią na klamce i spuszczoną głową.
        - "Tym bardziej powinieneś tam pójść i go przeprosić. Jeśli cię wygoni będziesz miał pewność, że rzeczywiście już cię nienawidzi" - mruknął na odchodnym, a skrzypek westchnął mało szczęśliwy, że tak to wszystko wyszło. Musiał wziąć się w garść inaczej może już nigdy nie zobaczyć błogosławionego.

        Zebrał się w sobie otarł łzy i niespiesznie udała się na piętro powyżej. Tam zatrzymał się przed drzwiami do pokoju przyjaciela, z dłonią na klamce, lecz ich nie sforsował i zostawił w spokoju. Z goryczą oparł się czołem o drewno i starał się nasłuchiwać przez chwilę, martwił się o Mitrę. I to jak diabli.
        - Mitra... Wybacz mi, że tak to wyszło. Jestem skończonym durniem, nie chciałem by to tak wyszło. Nie chciałem cię skrzywdzić...Ale miałeś taką zbolałą minę... Nie chcę cię stracić. Nie chcę by to się tak skończyło! Jeśli mogę coś zrobić... proszę powiedz mi, a naprawię swój błąd i już więcej mnie nie zobaczysz... Mitra... Przebacz mi - załkał żałośnie zaciskając przyłożoną do drzwi dłoń w pięść, a po chwili oparł się plecami o ścianę obok wejścia do pokoju błogosławionego i osunął się po niej na ziemię. - Mitra... Kocham cię... Proszę udajmy, że to się nigdy nie wydarzyło. Niech będzie tak jak wcześniej nim wszystko zniszczylem. Już nigdy cię nie dotknę ani nie zbliżę się na mniej niż odległość trzech sążni, tylko proszę wyjdź i bądź nadal moim przyjacielem - załkał żałośnie łapiąc się za głowę. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo wszystko zniszczył.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra podniósł się z kolan. Nie mógł znieść tej rozpaczy i złości, które go ogarniały. Dawno nie czuł się tak bezradny, przyparty do muru i dawno aż tak samego siebie nie nienawidził. Odruchowo rękawem naciągniętym na dłoń otarł policzki i oczy, które były mokre niczym od deszczu, choć efekt był tylko chwilowy - ledwie trzy razy mrugnął i znowu na jego twarzy pojawiły się lśniące ślady zakończone malejącymi perełkami łez. Podnosząc wzrok ku górze, by już więcej nie płakać i jakoś zatrzymać tę całą wodę pod powiekami, machinalnie pomasował się po klatce piersiowej, która go bolała, choć i tak ten masaż nic nie dał - to siedziało znacznie głębiej i znacznie mocniej… Aresterra jęknął rozpaczliwie, opuszczając wzrok. Nawet nie zwrócił uwagi na moment, gdy podszedł do szafki nocnej, gdzie w szufladzie trzymał niewielki, bardzo ostry nóż. Wziął go do ręki i chwile przyglądał się ostrzu, jakby próbował w nim uchwycić swoje odbicie. Nasłuchiwał, bo wydawało mu się, że słyszy kroki na parterze. Nie chciał niczego zaczynać dopóki nie przekona się, że został sam w domu. Jeszcze… No właśnie, co? Jeszcze Aldaren by go próbował powstrzymać? Przyłapałby go na cięciu się? Mitra nie miał już szesnastu lat by się tego bać. Chyba po prostu dźwięk zamykających się za skrzypkiem drzwi miał być dla niego symboliczny. Wodził więc ostrzem po skórze i czekał. Zrobił pierwsze cięcie. Brzydkie, nierówne, ale przy tym płytkie, bo z nerwów nie zapanował nad ostrzem. Nie biegło ani wzdłuż ani w poprzek żył - na ukos. Nekromancie przyszło jednak do głowy co by było, gdyby tak je trochę bardziej wyprostować. Od dłoni aż po łokieć. Ponoć tak cholernie boli. Ale chyba i tak nie będzie bolało bardziej niż to, co ściskało go za serce i powodowało absolutny chaos w głowie. Chciałby cofnąć czas. Nie jakoś bardzo daleko, tylko tyle, by nie zaczynać tej całej rozmowy o szpitalu. By nie odsłonić się tak ze swoimi wątpliwościami. Chciał być szczery z Aldarenem, ale przyniosło to więcej szkód niż pożytku… Tak bardzo chciałby cofnąć czas - tak by tego nie stracić. Nie w ten sposób. Liczył się z tym, że skrzypek zniknie z jego życia za jakiś miesiąc, może nawet wcześniej, a może ciutkę później, ale to byłaby naturalna kolej rzeczy. Przełknąłby to. Ale to co zaszło było zbyt brutalne, za mocno nadszarpnęło jego nerwy, wpędziło go w poczucie winy i strach.
        Nagle na schodach odezwały się kroki. Posiadłość Aresterry była stara i niezbyt dobrze utrzymana, dlatego nawet jeśli skrzypek zamierzał iść cicho - bo oczywiście, że to on szedł - zdradziło go skrzypienie starych desek. Mitra słysząc to odwrócił się gwałtownie w stronę drzwi, ledwie panując nad sercem, które z jednej strony chciało przestać bić, a z drugiej wyrwać się z piersi. Nie wiedział co zrobić - podejść, cofnąć się, coś zawołać przez zamknięte drzwi, a może rzucić na niego wszystkie swoje manekiny po tamtej stronie drzwi? Aż podskoczył, gdy nagle kroki ustały i wiedział, że Aldaren po prostu stoi po drugiej stronie drzwi. Jęknął, robiąc pół kroku do tyłu. Chciał go ostrzec, że ma nie myśleć nawet o wejściu do pokoju jeśli chce żyć, ale skrzypek wiedział, że to byłaby zła decyzja i został po drugiej stronie.
        Słysząc wypowiedziane przez wampira swoje imię, Mitra opuścił obie ręce, ale też wzrok. Jego serce po raz kolejny przeskoczyło i powoli zaczęło wyrównywać ton. Nadal biło jak szalone, ale teraz równo. Tak paliła go twarz, że był pewny, że pokryły ją chorobliwe wypieki. Piekły go też oczy, ale nagle przestały łzawić. Gdy tak stał ze spuszczonym wzrokiem spostrzegł nagle strużkę krwi, która spływała po wierzchu jego dłoni. To go jakby trochę wystraszyło. Szybko wyciągnął z szuflady chusteczkę i wytarł rękę i ranę, a później pośpiesznie starał się ją zaleczyć chociaż na tyle, by Aldaren nie czuł krwi, bo nie wiadomo jak wtedy zareaguje.
        A tymczasem skrzypek mówił. Mitra słuchał go cały czas patrząc na drzwi, a gdy jego rana już się zasklepiła, postąpił w tamtą stronę. Kroki stawiał cicho jak kot i doskonale wiedział, które deski skrzypią i których należy unikać. Stał ledwo dłoń od desek, za którymi stał skrzypek, ale nie zdradził się żadnym słowem. Słuchał zaciskając wargi. I znowu do jego oczu napłynęły łzy. To przez ten ton Aldarena - było w nim tyle bólu. Mówił jednak coraz ciszej, a Mitra pochylał się, by nie uronić ani słowa. Pytał co ma zrobić, by nekromanta mu przebaczył, a on zadawał sobie tymczasem to samo pytanie. Gdyby wiedział to byłoby o wiele prostsze. Gdyby sam wiedział co zrobić, by przestały męczyć go demony przeszłości.
        I nagle padły słowa, pod których wpływem Mitra prawie padł jak rażony piorunem. Gwałtownie zasłonił sobie usta i jęknął w rękaw. “Kocham cię”? Naprawdę to powiedział Aldaren? Mitra naprawdę dobrze go usłyszał? Czy tak rozpaczliwym tonem można wyznać komuś miłość? Czy to możliwe, by to właśnie Aresterra usłyszał to wyznanie? Z ust takiego mężczyzny? Czym sobie na to zasłużył? A może mu się przesłyszało? Nie, niemożliwe. Teraz już nie mógł wmówić sobie, że tego nie było - tak jak to było z tamtym pożegnalnym pocałunkiem. Nie mógł udawać, choć tym razem Aldaren go o to prosił. Musiał stawić czoła tym wszystkim rozterkom, które narosły w jego sercu.
        Mitra uklęknął po drugiej stronie drzwi. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa, a zresztą on nawet specjalnie z tym nie walczył - zdawało mu się, że wampir też klęczał po drugiej stronie. Tak będą się lepiej słyszeć.
        - Ren… - odezwał się, ocierając rękawem łzy z oczu. - Chciałem dla ciebie jak najlepiej. Chciałem by twoje marzenia się spełniły. Zasługujesz na to. Jesteś… Mówiłeś mi o rodzinie i przyjaciołach, dla których grałbyś na skrzypcach. O szpitalu, gdzie mógłbyś pomagać innym. Jesteś duszą towarzystwa, kobiety za tobą szaleją, tak jak na tamtym balu… Nie wierzę, że przeze mnie… Ren, chodzi o to, że te marzenia się nie spełnią, gdy będę z tobą. Ja taki nie jestem - powiedział i westchnął głęboko, ale dało się poznać, że jeszcze nie skończył mówić. Teraz nadeszła pora, by wytłumaczyć Aldarenowi wszystko to, co gryzło go tyle tygodni.
        - Wiesz, co przeszedłem - zaczął. - Zamknąłem się na innych, bo nigdy nie spotkało mnie z ich strony nic dobrego. Nikt nigdy nie pokazał mi, że świat może być piękny, nikt nawet tego nie powiedział. A później pojawiłeś się ty. Po raz pierwszy ktoś był dla mnie bezinteresowny. Po raz pierwszy ktoś nie patrzył na to, że jestem niebianinem. Polubiłem cię, choć sam się przed tym broniłem. Ale wtedy, gdy jeszcze byłem sparaliżowany… Wtedy ty zrozumiałeś, że cię uwodzę i byłeś tym tak zszokowany… A ja poczułem się taki wstrętny, plugawy, bo wydawało mi się, że może zawsze tak było i zawsze to ja ściągałem na siebie to nieszczęście. Byłem pewny, że dlatego się mnie brzydzisz… Bo mówiłeś o żonie, o dzieciach, a ktoś taki jak ja… Ale później przekonałeś mnie, że jednak to nie była prawda i się mnie nie brzydzisz… Że… Mnie lubisz… - dokończył zdanie łamiącym się głosem, po czym głęboko odetchnął i znowu ocierając oczy zaczął mówić. - Ty pierwszy i jedyny. Byłeś dla mnie taki cierpliwy i czuły… Ja to czułem i tak bardzo chciałem, by to była prawda. Chciałem odpłacić ci tym samym… Ale nie potrafiłem. Bo z całych sił starałem się przełamać, ale już było dla mnie za późno… Już nie potrafiłem inaczej jak pilnować tego by moje ciało pozostało moje, by nikt go nie oglądał, nie dotykał. Bałem się, że to wszystko zmieni. Ale im bardziej ty okazywałeś mi, że to wcale nie ma dla ciebie znaczenia tym bardziej się starałem i powoli wszystko stawało się lepsze. Ale tak bardzo chciałem dać ci coś w zamian… Chciałem twojego szczęścia. Dlatego kazałem ci jechać, gdy Ariszia wysłała cię w drogę. Bo dzięki temu będziesz miał swój szpital i ludzi wokół siebie, przyjaciół, którzy wyjdą z tobą do karczmy, będą umieli się śmiać, tańczyć, cieszyć życiem. Po co ci ktoś tak zgorzkniały jak ja? Dlatego kazałem ci jechać, byś nie stracił tej szansy. Ja… sam nie chciałem byś jechał. Ale jeśli miałeś być dzięki temu szczęśliwy… Ale tak tęskniłem… Chciałem sam cię poprosić byś mnie przyjął na lekarza, ale bałem się, że gdy ja tam będę, ty nigdy nie będziesz szczęśliwy, bo ja wszystko zniszczę. Proszę wybacz mi. Nie potrafię się zmienić… Wybacz mi…
        Głos Mitry załamał się na koniec, lecz błogosławiony zdołał się nie rozpłakać.
        - Proszę… Powiedz to jeszcze raz - powiedział opierając czoło o drzwi. - Byłem pewny, że nadal kochasz tamtego anioła i pogodziłem się z tym, ale jeśli... Powiedz to jeszcze raz… Ale tylko jeśli jesteś tego bezgranicznie pewien… Bo jeśli za rok, za pięć lat, za dziesięć, jeśli zmienisz zdanie… Jeśli tak ma być nie mów tego. Bo ja nie mam siły, by zaufać więcej niż raz… Ren - odezwał się nagle zupełnie innym, spokojniejszym i pewniejszym tonem. - Teraz… Teraz ja to powiem. Zamknij oczy jeśli mi ufasz.
        Mitra odczekał chwilę po czym otworzył drzwi, ostrożnie jakby upewniał się czy na zewnątrz jest bezpiecznie. Wyszedł i stanął naprzeciw Aldarena, patrząc na jego oblicze, na którym nawet teraz widział tak wielką boleść. Na jego sercu ścisnęła się bolesna obręcz.
        - Ren… Ja też cię kocham - powiedział szeptem, drżącą dłonią gładząc wampira po policzku. - I jeśli dasz mi czas postaram się dla ciebie zmienić… Ale nie wiem jak długo to potrwa. Proszę… Pozwól bym to ja przesuwał granice. Daj mi ten czas jeśli to się dzieje naprawdę.
        I tym razem to Mitra pocałował Aldarena. Ledwie przytulił wargi do ust wampira i zachęcił je do otwarcia się. Na tym jego wizja się kończyła - całował się pierwszy raz w życiu i był w tym jeszcze gorszy niż w przytulaniu się. Ale przynajmniej Aldaren nie mógł mieć wątpliwości, że nekromanta jest szczery.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        W całej swojej boleści nie był w stanie usłyszeć, czy bardziej wyczuć, że Mitra się zbliża do drzwi, obok których wampir siedział praktycznie całkowicie załamany. Czemu nie chciał wejść do środka i wyznać swoje uczucia mu w twarz? Z prostego powodu - chciał uszanować przestrzeń osobistą przyjaciela, tym bardziej, że przed chwilą ją tak dotkliwie naruszył doprowadzając ich obu do tej nieprzyjemnej sytuacji. Poza tym w podobny sposób dochodzili do siebie i budowali wzajemne zaufanie w kryptach Thulle, gdy Fausta już nie było, a Mitrę zmógł paraliż. Wtedy też zaczęło kiełkować w nim uczucie, które teraz z całkowitą pewnością mógł nazwać i mu wyznać. Wiedział, że w tym momencie i to jeszcze po drugiej stronie drzwi mogło to brzmieć nieszczerze, ale czy miał inny wybór? Kochał Mitrę całym swoim martwym sercem, co uświadomiła mu najlepiej miesięczna rozłąka, i po prostu musiał mu o tym powiedzieć, skoro mogli się już nigdy więcej nie spotkać.
        Wszelkie jego obawy rozwiały się nieznacznie gdy usłyszał swoje imię, a raczej zdrobnienie padające zza drugiej strony drzwi. Zaskoczony tym, podniósł głowę i ocierając rękawem oczy spojrzał ze skrzącą się w oczach nadzieją. "Ren" tak niewiele, a takie cenne. A może tylko się niepotrzebnie łudził? Mitra dobrze zaczął, lecz dalsza część tej wypowiedzi nie napawała optymizmem. To brzmiało tak, jakby tą formą zwrócenia się do wampira, chciał mu nieco ulżyć w bólu, sprawić, żeby to co miał mu do powiedzenia tak bardzo nie bolało, niczym znieczulenie przed zabiegiem. Nie kryjąc swojej rozpaczy i tego jak bardzo krwawiło jego serce, niemal błagalnie chciał mu wyrzucić, że to on jest jego największym marzeniem, a wszystko inne jedynie nic nieznaczącymi zachciankami rozkapryszonego paniczyka, bo taka była prawda. Może i w kryptach mówił czego jego dusza pragnęła i choć mówił o rodzinie, przyjaciołach, tak naprawdę miał na myśli jakąkolwiek bliskość. Chciał po prostu mieć zawsze kogoś przy swoim boku, kto tylko chroniłby go przed objęciami okrutnej samotności, bo choć był z natury towarzyski i miał sporą gromadkę znajomych, nie mógł powiedzieć, że nie był tak naprawdę samotny, co ostatnie wydarzenia dość jasno to pokazały.
        Gdy Aldaren otrzymał łatkę mistrzobójcy, był unikany przez tych, których nazywał przyjaciółmi, nie chcieli ściągać na siebie kłopotów i zachować swoją neutralność polityczną, inaczej również staliby się celami dla bandy przemienionych Fausta, a to doprowadziłoby do konfliktu między rodami. Skrzypek to doskonale rozumiał i nie miał tego nawet w najmniejszym stopniu im za złe, jednakże sam fakt się liczył. Wtedy Mitra by jako jedyny po stronie wampira i nie zamierzał go wygonić tylko po to by mieć spokój i to dla krwiopijcy naprawdę wiele znaczyło. A teraz miał to wszystko stracić przez własną głupotę i egoizm.
        Mimo to słuchał uważnie tego co mówił nekromanta, choć tyle mógł w tej chwili zrobić - przyjąć z dumą konsekwencje swoich działań. Nawet jeśli to tak bardzo bolało. Zwłaszcza kiedy Mitra wyznał, że odniósł błędne wrażenie, jakoby skrzypek miał się go brzydzić. Na szczęście sam w niedługim czasie przekonał się, że jedynie się pomylił. Niedługo po tym, gdy blondyn zaczął wymieniać ile Aldaren dla niego znaczył, krwiopijca wprost przekonał się, że i nekromanta z wzajemnością cenił sobie bardzo mocno osobę i towarzystwo nieumarłego. Słysząc to znów napłynęły mu łzy do oczu. To co mówił za drzwiami niebianin o jego plugawej osobie było zbyt piękne, lazurowooki czuł, że nie zasługiwał na tak miłe słowa pod swoim adresem przez to co zrobił, ale nie był w stanie się odezwać i prosić przyjaciela by przestał mówić o nim tak pięknie, kłócić się, że nie był godzien tak wspaniałej oceny ze strony błogosławionego.
        Skrzywił się powstrzymując łkanie, gdy usłyszał, że Mitra wcale nie chciał, by wampir jechał w tę podróż. Bolało wampira, że zostawił przyjaciela, nie dostrzegając tego, że nie chciał on rozstawać się, czasu jednak już nie cofną i musiał się z tym pogodzić. Usłyszana jednak zaraz prośba całkowicie zamurowała krwiopijcę, bo... nie spodziewał się jej, podejrzewał, że przez to co zrobił... podejrzewał, że wypowiedź Mitry dążyła do przeproszenia skrzypka i pokojowego zakończenia znajomości z nim. Tutaj jednak chodziło o coś zupełnie innego.

        Odetchnął głęboko, a jego oddech drżał. Nie zdążył jednak spełnić prośby przyjaciela, słysząc jego podejrzenia i obawy. Nie chciał by były to tylko puste słowa i wampir to doskonale rozumiał dlatego chciał się wstrzymać, tylko i wyłącznie po to, by powiedzieć to niebianinowi prosto w twarz. Tyle chciał mu wyjaśnić i rozwiać wszelkie wątpliwości, lecz Mitra cały czas mówił - nie żeby to było czymś złym, bo takie rozgadanie się z jego strony bardzo cieszyło Aldarena, mógłby go słuchać godzinami, zwłaszcza, że nekromanta był raczej zamknięty w sobie, a na początku ich znajomości również małomówny - i wampir nie miał póki co szansy do czegokolwiek się odnieść, tym bardziej, że blondyn skakał od kwestii do kwestii, choć cały czas poruszał się w obrębie jednego tematu.
        Jego kolejna prośba zaskoczyła go równie mocno co poprzednia, a po ciele rozlało mu się przyjemne uczucie, słysząc co Mitra chciał, by krwiopijca zrobił. Skrzypek był poddenerwowany, ale w pozytywnym znaczeniu, przełknął ślinę i zaraz wykonał polecenie mocno zamykając oczy. Kusiło go by podejrzeć co też błogosławiony kombinuje, nie żeby się bał, po prostu po tak burzliwej sytuacji po prostu chciał go zobaczyć, upewnić się, że to rzeczywiście on, a nie kto inny, ale nie mógł oszukiwać, nie mógł po raz drugi go zawieść. Usłyszał otwierające się drzwi i kroki po swojej prawej, nie otworzył jednak oczu i nie ruszył się nawet o włos.
        - Wolałbym ci to powiedzieć prosto w twarz byś nie miał co do tego żadnych wątpliwości i naprawdę mi uwierzył, że naprawdę cię kocham i to całym swoim martwym sercem. Dlatego odmówiłem tamtym damom, dlatego nie byłem w stanie spojrzeć na nikogo na balu tak jak na ciebie tak jak przed wyjazdem na ciebie patrzyłem, albo w momencie, gdy po tak długiej przerwie w końcu zdołałem cię ujrzeć. Kocham cię naprawdę i szczerze. I nikt poza tobą się dla mnie nie liczy i już nigdy nie będzie liczył. Dlatego proszę, wybacz mi to, że cię zraniłem i zawiodłem. Nie chcę cię stracić - mówił błagalnym tonem, mając nadzieję, że Mitra mu przebaczy, albo żeby się nie wahał przed wbiciem mu noża w serce jeśli wszystko miało być tylko wyjątkowo okrutnym podstępem, mającym na celu osłabienie czujności wampira i pozbawienie go jego nie-życia.
        Zaraz jednak po tym poczuł jak Mitra się nad nim pochyla, jak przykłada dłoń do jego policzka, jak szepcze te magiczne słowa... Serce mu zamarło.
        - Mógłbym czekać na ciebie całą wieczność - mruknął w odpowiedzi, a wtedy poczuł na swoich ustach jego niepewny i niezdarny pocałunek.
        Odwzajemnił go bez wahania, lecz nie spieszył się przy tym ani też nie był nachalny. Był przy tym bardzo wyrozumiały dla Mitry i cierpliwy, uszanował jego tempo. Otworzył niespiesznie oczy, a gdy zobaczył przed sobą rzeczywiście błogosławionego, jego ciało ogarnęło przyjemne, nie podobne do niczego mu znanego uczucie ciepła i ekstazy. Wiedział, że ten mężczyzna już zawsze będzie jego ambrozją i najbardziej otępiającym narkotykiem jaki tylko Prasmok mógł sobie wyśnić. Patrząc czule w jego niebieskie oczy wtulił policzek w jego dłoń i nie wykonując gwałtownych ruchów wyciągnął ręce by go objąć i do siebie przytulić.
        - Kocham cię Mitra - powtórzył, w sumie mógłby to powtarzać od tego momentu już do końca swojego istnienia, jakby nie istniały już żadne inne słowa.
        - Taaa... Miło mi bardzo, że już się pogodziliście, ale co niektórzy są zmęczeni i głodni. Zebralibyście swoje rozlazłe rzycie z podłogi i zrobili coś do jedzenia umieram z głodu - wtrącił się Xargan wychodząc nagle z cienia wampira i trącając go właśnie demoniczną, łuskowatą i czarną demoniczną nogą przyozdobioną czerwonymi, ostrymi pazurami.
        Aldaren lekko się poruszył jakby ciał osłonić własnym ramieniem błogosławionego i skrzywił się, patrząc niezadowolony na demona, w którego stronę po podłodze zaczęły pełznąć póki co dwa płaskie cienie, ale było kwestią czasu nim przybiorą trójwymiarową formę, a wtedy dla upiora nie będzie już tak różowo.
        - Dobra już dobra, poczekam na dole. Raaaany - prychnął z rezygnacją i przewrócił oczami, po czym skierował się na dół gdzie zaczął szukać Żabona.

        Skrzypek wypuścił ze swych objęć nekromantę i uciekł w bok oczami koloru krwi. Dotarła do niego jej woń, gdy Mitra się nad nim pochylił i przez cały czas się kontrolował, acz na jego twarzy widniała obecnie surowa troska. Może nie było jej czuć jakoś obficie, jednakże o ile zapach utrzymujący się na błogosławionym był do zniesienia, bo przecież mieszał się z zapachem niebianina, o tyle woń docierająca do niego z pokoju, zmieszana wraz z goryczą, strachem i kilkoma innymi, nie była najprzyjemniejsza do zniesienia.
        - Mitra... Czuję twoją krew - powiedział niepewnie, przenosząc na niego czerwone oczy i mimo tego jaki obecnie miały kolor, patrzył na niego ze smutkiem i zmartwieniem.
        Nie pytał wprost czy blondyn zrobił sobie przez niego celowo krzywdę, szczerze nawet nie chciał zagłębiać się w ten temat. Jedynie chciał zaznaczyć, że choć ranę w przypadku Mitry łatwo zaleczyć i pozbyć się dowodów, woń jednak przed dość długi czas dalej będzie się utrzymywać i po prostu będzie to wampira martwić oraz niepokoić, wyłącznie (a może jedynie w tej chwili gdy się naprawdę mocno pilnował) z troski o przyjaciela, który właśnie był dla niego kimś więcej.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra zbliżył się do siedzącego na podłodze wampira tak jakby podchodził do śpiącego węża - wystarczył jeden jego zły ruch, by wąż się na niego rzucił szybko jak błyskawica… Wcale jednak nie widział w Aldarenie zagrożenia - jakże by mógł widząc to jaki był zbolały, te ślady łez w kącikach jego oczu? Jednak bał się, że skrzypek zechce go na przykład złapać, by nie odszedł, że w taki bezmyślny sposób potraktuje go jak zwykłą osobę i spróbuje zatrzymać by nie mógł się cofnąć. Aresterra co prawda sam zamierzał dotknąć wampira, ale chciał, by to było na jego warunkach - nie chciał się denerwować. I jeszcze tyle miał do powiedzenia, tyle chciał usłyszeć… Dotarło do niego jak niewiele rozmawiał wcześniej z Aldarenem. Dużo mówili, ale Mitra ograniczał się do tematów, które można było zamknąć w prozie codziennego życia ostatniego tygodnia. Nie chciał mówić o swojej przeszłości, nie chciał mówić o tym, co kotłowało się w jego wnętrzu. Wiele z tego nie umiał zresztą nazwać albo zwyczajnie bał się. Teraz nadal miał obawy.
        Niewiele brakowało by cofnął się przed tym pocałunkiem. Nie przez to, że w ostatniej chwili się go wystraszył, ale to co powiedział Aldaren, z jaką pewnością i bez chwili namysłu oddał mu całą inicjatywę było dla niego tak wielkie, ważne, że po prostu zamarł. Ale tylko na ułamek sekundy, wampir pewnie nawet tego nie poczuł. Zresztą tym chętniej Aresterra pocałował skrzypka - bo wiedział, że między nimi nareszcie było wszystko jasne, że teraz mogło być już przecież tylko lepiej. Był… szczęśliwy. Bał się tego, bo wydawało mu się, że słono przyjdzie mu za to zapłacić, bo świat wcale nie był piękny i kolorowy i on nie zasługiwał na aż takie szczęście jak posiadanie na tym łez padole kogoś tak bliskiego, ale niech to, chociaż przez moment…
        Aresterra westchnął. Wydawało mu się, że jego pierwszy prawdziwy pocałunek będzie jednak trochę piękniejszy - wyszło ślamazarnie, a usta wampira miały mdły, żelazisty smak krwi, ale nekromanta i tak nie żałował, bo prawdziwe piękno tej chwili brało się z tego z kim to robił, a nie jak. Czuł, że Aldaren subtelnie go prowadził i przyjmował te nauki, bo jak inaczej miał się nauczyć jak to dobrze robić? A chciał, by w przyszłości było lepiej.
        W końcu pocałunek dobiegł końca. Mitra odsunął się odrobinę od skrzypka i niepewnie rozchylił powieki. Od razu dostrzegł wpatrzone w siebie czułe spojrzenie lazurowych oczu i znowu przez to coś przeskoczyło w jego sercu. Jego własne tęczówki od łez nabrały intensywnej chabrowej barwy, a białka i spojówki zaczerwieniły się, ale już było w nich widać spokój i pewną ostrożną czułość. Gdy jednak Aldaren wykonał gest jakby chciał go przygarnąć i przytulić, nekromanta mu się poddał - uklęknął bliżej i wtulił w wampira. To potrwało jednak chwilę - pojawienie się Xargana wszystko zepsuło. On nie miał w oczach niebianina takich forów jak wampir i przy nim Mitra znowu się spiął. Zaraz odsunął się odrobinę od swojego ukochanego i łypnął niechętnie na demona. Na końcu języka miał rozkaz, by ten się wynosił i już zastanawiał się czy zna kogoś takiego jak Flamet, ale demonologa… Lecz wtedy zainterweniował Aldaren. Mitra nie wyrwał się wampirowi, ale widać było, że był trochę zaskoczony gdy ten tak zaborczo otoczył go ramieniem. Lecz jednocześnie czy to nie był gest obronny? Ta świadomość dotarła do błogosławionego chwilę później - Aldaren odgradzał go od Xargana. To było miłe i ta świadomość sprawiła, że napięty wyraz twarzy błogosławionego złagodniał. I takiego zobaczył go skrzypek, gdy znowu zostali sami. Ale niestety na krótko.
        Mitra wyraźnie drgnął, gdy Aldaren wspomniał, że poczuł jego krew. Nie spodziewał się, że to nadal będzie czuć. Przecież wyleczył ranę, dokładnie oczyścił dłoń. Skrzypek miał aż tak dobry węch by poczuć takie niewidoczne ilości? Albo czuł to co zostało na nożu i chustce. Z tym, że to wcale nie było pocieszające, bo nekromanta był święcie przekonany, że jedno i drugie zamknął w szufladzie, a to nadal świadczyło o tym, że Aldaren miał węch jak pies gończy. Będzie musiał się piekielnie pilnować, by go więcej nie martwić. Od razu doszedł do wniosku, że od tej pory powinien nie brać się za to nigdzie poza łazienką, gdzie łatwo uda mu się spłukać i zmyć krew zarówno z własnego ciała, jak i z kamienia. Niestety ktoś, kto tak długo się okalecza, szybko kombinuje jak sobie poradzić z tego typu problemami - nawet nie musi się wysilać, te myśli same pojawiają się w głowie, gotowe rozwiązania na to by kontynuować praktykowanie destrukcyjnych zwyczajów. Na ten moment jednak błogosławiony musiał coś odpowiedzieć Aldarenowi i zdecydować czy powiedzieć prawdę czy skłamać. W końcu skromnie spuścił wzrok.
        - To był wypadek - mruknął. - Spokojnie, nie masz się czym martwić. Nie zrobię sobie krzywdy - zapewnił łagodnym tonem, podnosząc na Aldarena pewne siebie spojrzenie. Wiedział co mówi: od takiego cięcia się jakie on praktykował jeszcze nikt nie umarł. Czasami robiło mu się słabo i ciemno przed oczami z bólu, ale zawsze był na tyle przytomny, by w porę zaleczyć rany. Organizm dochodził do siebie dzień czy dwa i nie było śladu po jego upuszczaniu krwi.
        Aresterra wstał i poczekał aż skrzypek również to zrobi. Wtedy się do niego przytulił. Tym razem nareszcie swobodnie, tak jak powinien już od dawna. Nie blokował Aldarenowi ruchów, pewnie przywarł do jego ciała i otoczył go ramionami. Nadal były to delikatnie objęcia.
        - Ren… - odezwał się do niego szeptem. - Chcę pracować w twoim szpitalu, jeśli to nadal aktualne… Czy jako pielęgniarz, czy jako lekarz, to dla mnie obojętne, bo przyznam, że gdy tego się uczyłem nigdy nie było jasnego rozgraniczenia tych ról, kto miał siłę i był pod ręką łapał za skalpel albo szmatę. Wybacz, że wcześniej tak się wzbraniałem. Nadal się tego obawiam, ale już moja największa obawa odeszła… Bo bałem się, że gdy będę pracował przy tobie, ściągnę kłopoty na ciebie i na siebie. I nie zniosę widoku tego jak inni kręcą się wokół ciebie… ale teraz to wszystko się zmieniło. Kocham cię… - powiedział szeptem, wprost do ucha wampira, ale zaraz po tym wymknął mu się z objęć, na koniec posyłając mu przepraszające spojrzenie.
        - Ren… jest jeszcze jednak kwestia - wyznał, uciekając wzrokiem gdzieś w bok z wyraźnym skrępowaniem. - Chodzi o Xargana. Jego przemiana przez ten miesiąc mnie zaskoczyła i szczerze, obawiam się go. I… nie chcę by on był trzeci - dodał cicho i ze skrępowaniem, bo trudno było mu na głos wyrażać takie uwagi. - Bo ja kocham ciebie, nie jego. I nie chcę by on mnie obejmował, by on mnie całował. Nie chcę by przy tym był. Otwieram się dla ciebie, nie dla niego. I dla nikogo innego - dodał w ramach wyjaśnienia, bo tak naprawdę to wcale nie musiał być Xargan, mógłby to być ktokolwiek inny. Mitra po prostu nie chciał, by w chwili gdy zbierze mu się na wyznania i odsłoni kolejną swoją tajemnicę wiedzieli o tym postronni. To były słowa tylko dla uszu Aldarena.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aldaren nie mógłby wymarzyć sobie tej chwili lepiej, był przeszczęśliwy, że Mitra go nie odrzucił, nie chciał go wyrzucić ze swojego życia, a co najważniejsze, również darzył wampira uczuciem. Więcej! Dla skrzypka starał się przełamać swoje fobie spowodowane traumatyczną przeszłością, przez którą teraz tak bardzo nienawidził cudzego dotyku i bliskości. I to było w tym wszystkim najwspanialsze. Co prawda nie cieszyło skrzypka to co blondyn przeszedł, że jego lęki są tak silne i głęboko w nim zakorzenione, lecz z drugiej strony naprawdę cudowny był fakt, że tylko z krwiopijcą będzie miał tego typu relację, że nikomu innemu nie pozwoli na bliskość z sobą, ani sam nie będzie do tego dążył. Mało prawdopodobne by Mitra kiedykolwiek zechciał się obściskiwać z kimś innym, ale mimo wszystko, to, że skrzypek był dla niego tym jedynym wyjątkiem, napawał jego serce ogromnym szczęściem. I jeszcze ten pocałunek, choć Mitra nie musiał się aż tak poświęcać, tym bardziej Aldaren doceniał jego szczere chęci i uczucia jakimi nekromanta go darzył. Natomiast te dwa cudowne słowa, które padły z ust niebianina cały czas odbijały się słodkim, kuszącym echem w jego umyśle, najpiękniejsza muzyka jaka tylko może istnieć.
        Niestety cudowność tej chwili została brutalnie przerwana przez Xargana, w prawdzie zapowiadało się, że chwile bliskości z Mitrą będą teraz dużo częstsze i bardziej rzeczywiste, nie wyimaginowane jedynie marzenia, nie zmieniało to jednak faktu, że z demonem będzie musiał poważnie porozmawiać. Po odejściu demona, gdy napięcie opadło, nie trzymał Mitry na siłę i pozwolił mu się cofnąć, wiedział, że nie będzie mógł przesadzać z bliskością bez znaczenia jak bardzo tego pragnął, gdyż to wszystko co udało im się do tej pory osiągnąć mogłoby niezwykle szybko zostać zburzone i odejść w niepamięć. Będzie to dla niego prawdziwą próbą, niezwykle trudną próbą, ale dla Mitry zrobi wszystko by jej podołać, musiał postawić nie na cierpliwość i wyrozumiałość, których już w sobie dużo miał, ale przede wszystkim na samokontrolę, a ta nie była jego mocną stroną, tym bardziej gdy został wampirem. Nie mniej obiecał, że dostosuje się do tempa nekromanty, że to on będzie wyznaczał granice i to on będzie inicjatorem ich bliskości i tej obietnicy Aldaren zamierzał dotrzymać. Choćby się waliło i paliło, a go poddawano koszmarnym torturom przez całą jego wieczność, nie złamie jej, w przeciwieństwie do obietnicy związanej z pomocą przy otworzeniu grymuaru, na ten jednak temat nie musiała być podejmowana w tej chwili rozmowa, zwłaszcza, że i tak już poruszył drażliwą kwestię i było to widać po dystansie jakiego nabrał nekromanta. Przedłużająca się cisza z jego strony powoli zaczynała niepokoić wampira, obawiał się, że tym jednym stwierdzeniem wszystko zniszczył, ale na szczęście błogosławiony się w końcu odezwał, a krwiopijca odetchnął mentalnie z ulgą, iż między nimi nadal wszystko w porządku.
        - Rozumiem - powiedział dużo spokojniejszy, łykając naiwnie słowa Mitry jak młody pelikan. Uśmiechnął się do niego ciepło, by nieco poprawić blondynowi humor i pomóc mu się rozluźnić. - Proszę, uważaj następnym razem - poprosił łagodnie, nawet nie myśląc o tym by wnikać, czy dopytywać. W końcu, gdyby to było coś ważnego lub gdyby było coś nie tak to Mitra by mu powiedział, prawda? Nawet jeśli było w tym coś więcej i błogosławiony nie chciał o tym mówić, miał do tego absolutne prawo, a Aldaren zamierzał je uszanować. Byleby tylko dalej móc kochać Mitrę i samemu być przez niego kochanym. Kto by pomyślał, że wystarczy jeden nekromanta, by wyciągnąć na wierzch cały egoizm skrzypka, a przede wszystkim by mu w ogóle uświadomić, że nieumarły nie jest wolny od tej przywary.

        Widząc, że Mitra wstaje, sam również zaraz podniósł się na nogi i omal nie stracił równowagi gdy nagle został przytulony przez mężczyznę, który miał jego serce w garści. Był zaskoczony tą reakcją, ale było to miłe zaskoczenie, czemu dowodził uśmiech na jego twarzy. Zaraz też sam objął towarzysza i go do siebie przytulił. Nie był to jednak mocny uścisk, by błogosławiony nie poczuł się jak w pułapce i by w każdej chwili mógł się bez najmniejszego problemu wyswobodzić, gdyby uznał, że ma już dość czułości na jeden dzień.
        - To zawsze będzie aktualne tak długo, jak będziesz tego chciał. I niczym się nie martw. Jeśli czyjś stan się pogorszy i pacjent zacznie być jedną stopą po tamtej stronie, poślij po mnie, jeśli będzie można go odratować, nie będziesz miał wyrzutów sumienia, że mu nie pomogłeś. Jeśli jednak stan takiej osoby będzie nazbyt poważny i nie zdążę przybyć na czas, nie przejmuj się. Wiem, że taka osoba odchodziła by z tego świata bez strachu i cierpienia, bo ty przy niej byłeś i samą swoją osobą dałeś jej ukojenie. Widzieć twoje piękne oczy i niewinną twarz podczas ostatniego oddechu... - powiedział z cichym, rozmarzonym westchnieniem, po czym uśmiechnął się i delikatnie pocałował go w czoło, wypuszczając ze swych objęć. - Według mnie każda śmierć powinna tak wyglądać, nikt by się wtedy nie bał, nie sprzedawał swojego ciała kapłanom śmierci, nie zawierałby układów z Piekielnymi, egzystencja była by dużo piękniejsza - wyjaśnił beztrosko, nie tracąc tego pokrzepiającego wyrazu twarzy, bo myślał, że to przez temat rozmowy Mitra się od niego odsunął, zaraz się jednak dowiedział o co chodziło.
        - Dlatego dałem mu ciało - odpowiedział krótko, nie znaczyło to jednak, że zostawi nekromantę tylko z tymi słowami. - Dzięki temu, że ma WŁASNE ciało, nie siedzi mi już w głowie i nie będzie mógł przejąć nade mną kontroli. Jeśli go nigdzie nie ma, jest moim cieniem, ale nie jest mną. Trzecim nigdy nie będzie, nie był nawet Pierwszym, więc nie masz się o co bać - wyjaśnił łagodnie, mając wielką ochotę chociażby przytulić Mitrę, albo pogładzić go po policzku, by podnieść go na duchu i zapewnić, że nie ma się czego obawiać, ale nie zamierzał przeginać. Obecny temat siedział mu boleśnie cierniem w boku i widać było, że się obawiał, przynajmniej tak to odebrał Aldaren, gdy mimo wszystko nekromanta zrezygnował z bliskości wampira.
        - Poza tym... wierz mi, on prędzej własnoręcznie urwałby sobie przyrodzenie, gdyby choćby go zmuszono do przyłożenia ręki do związku dwóch mężczyzn, a co dopiero gdyby miał z własnej nie przymuszonej woli brać w czymś takim udział. To jest po prostu nie możliwe. Wiem, że męczy cię jego obecność, mnie samego on strasznie irytuje, ale jest nieocenioną pomocą zważywszy na to, że nie mam na swoje rozkazy nawet jednego przemienionego wampira i nigdy miał nie będę, nie chcę robić ludziom takiej krzywdy i odbierać im człowieczeństwa, nawet gdyby mnie na kolanach prosili. Obiecuję jednak, że dopilnuję by się nie wtrącał jeśli będzie siedział w moim cieniu, albo wyślę go do zamku by przypilnował budowniczych. Jesteś tylko ty i nikt więcej. Kocham cię nad życie, Mitro i już nigdy nie przestanę, nawet gdy ty się poddasz, ja zawsze będę o ciebie walczył, do końca swoich dni - uśmiechnął się do niego czule, powstrzymując nogi przed zrobieniem kroku w jego stronę.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        W pierwszej chwili Mitra odetchnął w duchu z ulgą – Aldaren bardzo łatwo łyknął jego drobne kłamstwo o przypadkowym draśnięciu. Zaraz jednak naszły go wyrzuty sumienia. Pięknie zaczynał, okłamując swojego ukochanego na samym początku ich związku. Miał jednak inne wyjście? Tak bardzo nie chciał ani kolejnej awantury, ani pogadanek, ani nawet wymownego spojrzenia, jakie posłałby mu wampir. Nie chciał, by on się o niego martwił ani nim brzydził, choć co sobie myślał… Liczył, że ukryje swoje samookaleczanie, ale na jak długo? Albo że przestanie się ciąć? Nie, w to na pewno nie wierzył. Chyba po prostu miał nadzieję, że kiedyś będzie lepszy moment by o tym porozmawiać. I być może wampir mu wybaczy, że tyle czasu go okłamywał… W jego boku zaczął jednak rosnąć cierń wyrzutów sumienia – na razie niewielki, lecz rozrośnie się z czasem, podlewany krwią z jego rozciętych żył, bo od tej pory za każdym razem będzie pamiętał, że to sekret, który utrzymuje przed mężczyzną, którego kocha…
        Na razie jednak było dobrze.
        - Będę – zapewnił skrzypka i wbrew pozorom wcale nie kłamał. Bo będzie uważał, lecz nie na to, by nie zrobić sobie krzywdy, ale na to, by on się o tym nie dowiedział. - Nie musisz się o to martwić - dodał jeszcze ciepłym jak na niego tonem głosu. Skoro nie mogli teraz porozmawiać szczerze, to niech przynajmniej Aldaren się nie martwi. Był taki cudowny, gdy miał dobry humor, aż jego samopoczucie udzielało się Mitrze. Oby to trwało jak najdłużej.

        Temat pracy w szpitalu był jednym z tych umiarkowanie ciężkich, które łatwo było rozwiązać i co więcej należałoby to zrobić w miarę szybko - w końcu o tym rozmawiali nim nastąpił wybuch histerii u nekromanty. Dlatego zdecydował się złożyć swoją deklarację chęci pomocy. Nie spodziewał się jednak takiej odpowiedzi Aldarena. I tej jego czułości… Na buziaka w czoło wręcz sam się nadstawił, bo to było bardzo przyjemne, dziwne, ale przyjemne. Gdy jednak nadarzyła się okazja, wysmyknął się z ramion wampira, bo jednak temat ich rozmów był ciężki, a miał stać się jeszcze bardziej krępujący gdy przejdą do następnej kwestii, a wtedy wolał nie myśleć o własnym ciele.
        - Hmpf, jesteś pokręcony - prychnął Mitra, ale o dziwo z rozbawieniem, udobruchany. - Zawsze masz na wszystko odpowiedź... Dziękuję - dodał po chwili. - To... Jest mi lżej, że mogę na ciebie liczyć. Że może chociaż tym nie ściągnę na ciebie kłopotów. Mam jednak nadzieję, że przydam się mimo to i nie będziesz musiał przy mnie cały czas siedzieć, bym nikogo nie zabił. Z innych względów to już inna sprawa - zastrzegł, obracając wzrok, bo chociaż miała być to czuła zaczepka sugerująca, że chce spędzać z wampirem więcej czasu, głupio było mu mówić coś takiego, nie miał jeszcze dość śmiałości na flirt. W końcu nigdy nie był w tego typu relacji i nie miał wystarczająco wysokiej samooceny, by przychodziło mu to naturalnie.
        I właśnie przez to też Mitrze trudno było uwierzyć w tą całą czułość, w to jak delikatny i empatyczny był względem niego Aldaren. Wydawało mu się to nierealne. Bardzo przyjemne, ale nierealne. Nie wierzył, by to było możliwe i ktoś mógłby tak dbać o jego komfort, no bo przecież to o to chodziło - skrzypek specjalnie był względem niego delikatny, odczytywał każdy jego ruch... Jak długo to potrwa? Czy prędzej Mitra zacznie przełamywać własne granice, czy Aldaren straci cierpliwość i w końcu sam weźmie to, co powinien otrzymać? W końcu jeśli się kochali nekromanta powinien mu się oddać bezwarunkowo... I może w głębi ducha tego chciał, ale to nie było łatwe. Bo choćby teraz czuł narastającą frustrację, gdy musiał poruszyć temat, który wywoływał w nim dyskomfort, przez to się odsunął. Kto wie ile czasu minie nim pojmie, że to bliskość Aldarena da mu ukojenie i siłę i wcale nie musi się siebie wstydzić - ani tego jak wygląda, ani co myśli. Nim zrozumie, że wampir pokochał go takiego jaki jest, bez wyjątków i bez udawania…
        Mimo to Aresterra był całkiem zadowolony z tego, że udało mu się poruszyć kwestię niepożądanego towarzystwa już teraz - przynajmniej tym jednym nie będzie musiał się przejmować i może nie zwariuje w tej zbyt nowej dla siebie sytuacji. Nie zrozumiał jednak co miał na myśli wampir tak dobitnie mówiąc, że ciało Xargana to jego sprawka - spojrzał na niego pytająco, choć skrzypek i bez tego zamierzał najwyraźniej udzielić odpowiedzi. To co powiedział nieco go udobruchało, ale tylko trochę. Widać to było po jego postawie - stał ze skrzyżowanymi na piersi rękami, skulonymi ramionami i spuszczonym wzrokiem, a kiwając się na nogach to zbliżał się do wampira, to od niego oddalał. Lekko prychnął na wieść o homofobii demona, jakby sama wizja okaleczającego się w panice Drugiego go rozbawiła. Westchnął jednak boleśnie, bo najwyraźniej Aldaren nie zrozumiał jego obaw, ale nim nekromanta zaczął zrzędzić z ust skrzypka padły zapewnienia tak piękne… Jak Mitra miał zostać na nie obojętny? Podniósł na niego lekko zaskoczone spojrzenie, po czym znowu opuścił wzrok, zbliżył się jednak do wampira, samą mową ciała prosząc go, by go przytulił.
        - Ja też cię kocham. I tylko tobie ufam - oświadczył cicho. - I kiedyś na pewno będę chciał ci wyznać coś, czego nie powiedziałbym nikomu innemu… Nie chcę, by Xargan przy tym był. Już i tak popełniłem błąd odzywając się przy nim, choć chciałem byś wiedział o tym tylko ty. Skoro mówisz, że jesteś w stanie nad nim panować… I możesz go wygnać gdy będzie taka potrzeba… Zaufam ci. Jesteś dla mnie wyjątkowy i chcę byś taki pozostał.
        Mitra podniósł na Aldarena wzrok, w którymi widać było bardzo ostrożnie wyrażoną czułość.
        - A przemiana w wampira nie odbiera człowieczeństwa - zauważył. - Wiem co mówię, przykład mam przed sobą. Jesteś bardzo ludzki… Bardziej niż niektórzy ludzie z krwi i kości. Ale rozumiem, chodzi ci o ten instynkt drapieżnika. Spokojnie, nie będę cię przekonywał do zmiany zdania. Zrobisz co uznasz za słuszne - dodał, bo ufał Aldarenowi i jego ocenie.
        Teraz, gdy najgorsze mieli już za sobą, a ostatnie godziny były wyjątkowo męczące, Mitra poczuł jak ogarnia go senność. Był niemożliwe zmęczony - za wiele emocji jak na jego życie odludka. Łzy rozpaczy i radości, strach i szczęście, a wszystko tak szybko jedno po drugim… Ale warto było, bo może gdyby nie ten wstrząs nigdy by nie wyznali sobie co czują i rozeszli się nieszczęśliwi, ale za to w głębokim przeświadczeniu, że zrobili dla siebie wszystko co najlepsze…
        - Zostaniesz w moim domu na noc? - zapytał Aldarena. - Twój pokój nadal na ciebie czeka… Wybacz, że nie zaproszę cię do siebie - dodał natychmiast, bardzo zmieszany, gdy dotarło do niego, że to nie była najlepsza propozycja jaką mógł złożyć. - Wiem, że powinienem, ale... Przepraszam cię, nie dam rady. Jeszcze nie teraz. Daj mi czas...
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Nie obiecuję - powiedział pogodnie, bez najmniejszej oznaki jakichkolwiek wyrzutów sumienia przez to, że nie mógł obiecać, że nie będzie się już o Mitrę martwił. I tak nie zamierzał tego zaprzestawać, nawet jeśli swoją zadziorną odpowiedź rzucił dla rozluźnienia atmosfery i nekromanty.

        Gdy tylko Mitra się od niego odsunął i podjął temat od, którego to wszystko się zaczęło i złego i tego dobrego, Aldaren zaczął dostrzegać w tego typu zachowaniu pewną reakcję obronną - tematy, które wcześniej doprowadziło do nieprzyjemnej sytuacji, nie ważne, że ze szczęśliwym zakończeniem, czy po prostu takie, które mogłyby prawdopodobnie zakończyć się konfliktem, albo w jakikolwiek inny sposób źle dla nekromanty, najlepiej zaczynać w bezpiecznej odległości od swego rozmówcy by mieć szansę na obronę, bądź ucieczkę. To również jasno pokazywało, że mimo wszystko gdzieś tam głęboko w swoim wnętrzu błogosławiony nadal się go bał. Znaczy, bał się wszystkich bez wyjątku i wiadomo, że powodem było to czego doświadczył, lecz mimo wszystko, mimo swoich postępów jakie niebianin robił względem zbliżenia się do skrzypka, okazania mu uczuć na swój sposób i na swoich warunkach, wciąż była w nim ta drobinka ostrożności, przez którą blondyn nie miał pełnego zaufania do wampira i ten doskonale to rozumiał. Nawet więcej. Aldaren to szanował i nie zamierzał tego komentować czy na silę przekonywać, że jego obawy są bezpodstawne. Mitra potrzebował czasu, a on miał go wiele i będzie czekał tyle ile będzie konieczne, by mężczyzna, któremu chciał ofiarować wszystko co miał, nie tylko serce, dusze i ciało, czuł się bezpiecznie, swobodnie, a przede wszystkim był szczęśliwy. Wiedział, że to nie będzie łatwy związek, zważywszy na to, że wiele ran paskudnie się spaprało, jednakże skrzypek nie zamierzał się tak łatwo poddawać i chociażby nie spróbować ich oczyścić i przypilnować by się odpowiednio zagoiły, by zostały po nich jedynie ledwo widoczne, nic nie znaczące blizny. Chciał podarować Mitrze szczęśliwe życie na jakie ten zasługiwał po tych wszystkich latach cierpienia i psychicznych męczarni.
A        ldaren parsknął, dusząc w sobie rozbawienie, gdy Mira go tak pięknie podsumował, mówiąc wprost, że skrzypek jest pokręcony. Nie mógł jednak dla siebie zachować cisnącej mu się na usta zadziornej zaczepki:
        - I kto to mówi? - uśmiechnął się do niego pogodnie i wysłuchał do końca wypowiedzi ukochanego. Oczy mu błysnęły z zaciekawieniem, a na twarz wstąpił figlarny grymas, gdy niebianin podjął może i nieudaną, ale zawsze jakąś, próbę flirtu z wampirem. To było niezwykle interesujące i przepełniające serce nieumarłego ogromnym szczęściem. - Nie muszę siedzieć, mogę stać przy tobie. - Uśmiechnął się niewinnie udając, że nie wie o co chodzi, ale zaraz się wyszczerzył łobuzersko. - Trzymam cię za słowo, że wezwiesz mnie do pomocy, gdy będziesz miał problem ze znalezieniem opatrunków w magazynie - wymruczał, by nie zostawić Mitrze wątpliwości, że nie miał na myśli dosłownie tego co powiedział. Broń cię Prasmoku, nie miał nic złego na myśli, choć przez moment zaświtał mu w głowie dość nieprzyzwoity urywek tego jak "poszukiwania" mogły by się skończyć, ale był to jedynie fragment na mrugnięcie oka i wypowiadając się w głównej mierze miał na myśli ustronne miejsce do rozmów, ewentualnie sporadycznych i grzecznych czułości. Co prawda pewnie pocałunki i zwykłe przytulanie dla Mitry wcale się nie zaliczały do tych "grzecznych", w końcu i przed tym się bardzo długo wzbraniał, ale kwestia różnych klasyfikacji czułości nie miała większego znaczenia. Liczył się jedynie Mitra i jego dobre samopoczucie.

        Wyjaśniając nekromancie dręczące go sprawy związane z Xarganem i jednocześnie uspokajając go w tej kwestii, nie mógł nie zauważyć pytającego spojrzenia zdystansowanego ukochanego i postanowił spieszyć z pomocą by rozwiać wszelkie wątpliwości związane z "własnoręcznym" stworzeniem Xarganowi ciała.
        - Przywołując demona, musisz wiedzieć jakiego chcesz przywołać, jakiego typu, czy niezależnego z własną wolą, czy niezwykle łatwego do manipulacji i kontrolowania, potężnego pokroju Zabora, czy nieszkodliwego stworka poziomu Żabona. To niezwykle ważne, gdyż demonów jest cała masa i to przeróżnych. Ten który nas zaatakował w kryptach na rozkaz Fausta, a ten, którego ja przywołałem by zapewnił ci ochronę w tychże gdy poszedłem sprawdzić czy korytarze grobowca są bezpieczne, choć wyglądały tak samo i różniły się jedynie rozmiarem, były demonami zupełnie innego gatunku i poziomu - zaczął, jak to on, najpierw od wstępu i wyjaśnienia głównego mechanizmu działania, wyjaśniającego jego późniejsze, takie, a nie inne działania. - Demona można też samemu stworzyć, praktycznie jak hybrydę, ale nie przez inwazyjne i często bolesne fizyczne eksperymenty i operacje wspomagane magią jedynie po to by obiekt przeżył. Tutaj działała jedynie czysta magia i myśl. Dałem Xarganowi przejąć nad sobą kontrolę, by mieć więcej siły do tego "przywołania" i by dać mu wolną rękę w doborze swojego przyszłego ciała, w końcu to on w nim będzie żył, więc powinien się w nim też dobrze czuć. Tak więc gdy pojawiło się to ciało, które teraz możemy nazwać Xarganem, wtedy całkowicie bez życia i jakiegokolwiek rozumu, jedynie pusta w środku kukła stworzona z magii i demonicznej materii, którą można by przyrównać do służących ci bezwolnie manekinów, odprawiłem odpowiedni rytuał, zapłaciłem swoją krwią i częścią sił magicznych by "przenieść" Xargana całkowicie do jego nowego "ja" i go w nim na stałe zapieczętować. A przynajmniej do momentu aż nie zginę, bądź nie złamię tej pieczęci, nie wygnam go z tego świata z powrotem do Otchłani. - Odetchnął głęboko, bo można powiedzieć, że zabrakło mu tchu gdy to omawiał. - On zapłacił dużo większą cenę. Cokolwiek się stanie, on ostatecznie wyparuje, przestanie istnieć, nawet gdy będę chciał go jedynie wygnać, dlatego właśnie nie będzie z nim większych problemów i choć zapewne będzie marudził, nie ośmieli mi się sprzeciwić. Po drugie musi się regularnie odżywiać jak każda żywa istota i będzie odczuwał ból za każdym razem gdy tylko zostanie zraniony, choć nawet śmiertelna rana go nie zabije, tak więc mam swojego lojalnego przybocznego. - Uśmiechnął się niewinnie, nawet nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo skrzypek może być podobny do Fausta, choćby pod tym względem, że jego Mistrz również miał potężnego demona jako swoją prawą rękę. Nawet jeśli łączyły ich obecnie jedynie takie drobne elementy.
        - Nie masz się więc naprawdę o co martwić. Jeśli mu powiem, że ma się trzymać od nas z daleka, czy dosłownie czy w przenośni, gdy będę z tobą i by nie podsłuchiwał, ani nie przeszkadzał, dla własnego dobra raczej nie powinien mi się sprzeciwiać - podsumował lekko aż nazbyt pewny siebie. W jego tonie, choć łagodnym i beztroskim, zdało się słyszeć bezwzględną groźbę, z której spełnieniem nie będzie się wahał za złamanie takiego rozkazu. Naprawdę zależało skrzypkowi na to by Mitra się dobrze przy nim czuł i niczym nie przejmował i właśnie dlatego był gotów zrobić wszystko, choćby poświęcić swojego jedynego i lojalnego sługę, nad którym ucieleśnieniem się napracował i namęczył. To była jednak niska cena w porównaniu do tego, że mógłby przez Xargana stracić Mitrę, albo znów wrócić do punktu wyjścia w relacji z nekromantą.
        Gdy tylko Mitra się do niego zbliżył, nie zamierzał zostawać ślepym i obojętnym na jego niemą prośbę i potrzebę bliskości, objął go i przytulił do siebie delikatnie, ale z uczuciem, jakby chciał chronić go nie tylko przed światem, ale również przed okrutną przeszłością i sobą samym. Przytulił go z nieukrywaną miłością i troską, upajając się jego cudownym zapachem (ignorując przy tym wietrzejącą woń krwi) i wsłuchując się w jego niemalże melodyjne słowa.
        - Zostanę taki dla ciebie, obiecuje. Ty jednak nie musisz się dla mnie na siłę zmieniać, bo kocham cię takiego jakim jesteś, ze wszystkimi swoimi fobiami i każdą z osobna. To naprawdę niezwykłe uczucie, gdy nawet w stosunku do twoich fobii jestem tym pierwszym i jedynym, dziękuję ci za to z całego serca Mitro - przytulił go z większą czułością, ale nie siłą, powstrzymał się jednak od złączenia ich warg i jedynie wtulił policzek z błogim szczęściem na twarzy w jego włosy, a końcówki jego złotych loków zabawnie łaskotały skórę na jego licu i nos. Nie łasił się jednak długo i dość szybko się opanował, przezwyciężając tę chwilę słabości. Spojrzał łagodnie na ukochanego i uśmiechnął się tym swoim uśmiechem, który zawsze zapewniał o tym, że będzie wszystko dobrze, więc nie ma się czym martwić. - Xarganem się nie przejmuj, nie musisz zaprzątać sobie nim głowy. Nawet teraz już go nie ma i nie przyjdzie tu póki go nie wezwę, lub ty mu na to nie zezwolisz. Nie pozwolę by stanął między nami i jeśli cię to uspokoi... Nigdy nie myślałem o nim, ani nie patrzyłem na niego w ten sposób jak na ciebie. On nic nie znaczy, za to ty znaczysz wszystko, a dla mnie nawet jeszcze więcej - zapewnił niemalże uroczystym tonem, jakby co najmniej składał uroczystą przysięgę i to nie przed samą wampirzą królową, ale przed obliczem Najwyższego czy wielkiego Prasmoka.
        W domu faktycznie nie było już demona, który wyszedł od razu po otrzymaniu od wampira telepatycznego rozkazu dotyczącego osobistego nadzoru nad postępami pracy przy szpitalu. To że demon po drodze wstąpił do "Trupiej Główki" Nihimy by coś zjeść, już mało interesowało krwiopijcę. Grunt by Xargan nie pałętał się w okolicach domu Mitry, by tego drugiego nie niepokoić.
        - Miło mi to słyszeć naprawdę i cieszę się, że masz inny punkt widzenia w tym temacie, nie mniej już dawno temu poprzysiągłem sobie, że już nigdy nie będę się starał nikogo przemienić, bo z mojej ręki to przynosi jedynie pecha. Niestety nawet w dzisiejszych realiach wierzę w tak trywialne zabobony, ale musisz mi to wybaczyć, wiesz, jestem starej daty. - Prychnął z rozbawieniem, pod koniec udając głos typowego starucha z charakterystyczną chrypką. Na tego typu wygłupy nigdy nie będzie się za starym.

        Wszystkie ważniejsze kwestie zdawały się już zostać omówione, co zaowocowało spokojem widocznym na twarzy blondyna i Aldarenowi zdawało się, że nawet mięśnie jemu towarzyszowi nieco się rozluźniły. Wtedy też dostrzegł zaczynającą go spowijać senność i wypuścił go ostrożnie ze swych objęć, zrobił to jednak powoli i zachowując czujność, gdyby wykończony dzisiejszym dniem mężczyzna słaniał się na własnych nogach.
        - Wiesz... Chciałem cię zapytać o to, czy nie mógłbym zostać tu jeszcze kilku dni, póki robotnicy nie skończą odświeżać mojej komnaty - powiedział nieco zawstydzony tym, że znów prosił błogosławionego o nocleg, jakby był jakimś żebrakiem bez własnego dachu nad głową i to wcale nie o nocleg na jedną noc. Chciał jeszcze coś dodać, lecz sugestia i przeprosiny Mitry skutecznie zatkały mu usta i oszołomiły wampira na krótką chwilę. Gdy to jednak minęło, uśmiechnął się ze zrozumieniem i rozczuleniem. - O tym nawet nie myślałem, więc nie mam ci czego wybaczyć. Nie jestem tego typu mężczyzną, by pchać się ukochanej osobie do łóżka zaraz po wyznaniu swoich uczuć. A i ty się z tym nie spiesz. Mi zależy na tobie, nie na wspólnym spaniu. - Znów pocałował go w czoło, zgarnął loki z jego przepięknych oczu i wypuścił, oddając Mitrze, zawłaszczoną przez siebie jego przestrzeń osobistą. - A dotyczy to również kołysanek na dobranoc? - rzucił zaczepnie uśmiechając się figlarnie z rozbawieniem mieniącym się w lazurowych oczach. - Wypocznij Mitro, nigdzie się stąd nie ruszę aż nie wstaniesz z rana i nie zjesz śniadania - zapewnił lekko, będąc gotowym w każdej chwili odprowadzić nekromantę do jego pokoju i zaraz po tym samemu udać się piętro wyżej do użyczonego mu pomieszczenia sypialnego znajdującego się bezpośrednio nad alkową niebianina.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra prychnął, gdy nagle oberwał swoim własnym orężem, obrażony jednak nie był - nie mógłby, bo cała ta wymiana zdań była w żartach. Zresztą Aldaren miał trochę racji, bo był pokręcony i to sto razy bardziej niż skrzypek. Różnili się w swoim szaleństwie, ale jednak każde z nich miało jakieś skrzywienia, to nie była kwestia tego, by je sobie teraz wytykać w złośliwości. Tym bardziej, że wampir był taki zadowolony, droczył się i co więcej podjął ten niezdarny flirt, jaki zainicjował nekromanta. Jednak z początku Mitra miał pewne wątpliwości, czy to na pewno kontynuacja, a nie próba obrócenia wszystkiego w żart albo wręcz zwykły brak zrozumienia. Jednak po tej uwadze o staniu i siedzeniu nastąpiła ta kontynuacja, która już rozwiała jego wątpliwości. Zachłysnął się oddechem, bo jego wyobraźnia również zadziałała. Zaraz odwrócił wzrok, bo chociaż jego wizje były pewnie znacznie mniej śmiałe niż te Aldarena i tak nie były dla niego typowe. Wiedział jednak co może robić zakochana para w ciasnym i ciemnym magazynie… Dobrze jednak, że nie doszedł w swoich wnioskach do sedna, bo to skutecznie zepsułoby klimat - stanowczo nie był jeszcze gotowy na tak odważne tematy.
        - Na pewno będę cię prosił o pomoc gdy tylko będę miał jakiś problem - zapewnił wampira ciepłym tonem, który chyba jasno dawał do zrozumienia, że to nie znalezienie opatrunku będzie stanowiło kłopot, a raczej brak czułości.

        Mitra nie miał żadnych podstaw demonologii, więc chociaż wydawało mu się, że Aldaren opowiada na okrętkę, słuchał go cierpliwie. To też było na swój sposób wyjątkowe, gdyż z reguły błogosławiony bardzo szybko się irytował, jeśli nie dostawał odpowiedzi na swoje pytanie w zwięzłych słowach. Nawet z początku względem skrzypka taki był. Teraz jednak mógł go słuchać dla samej przyjemności przebywania w jego towarzystwie i słuchania jego głosu. A że przy okazji sporo się dowiadywał i dzięki temu uspokajał to tym lepiej.
        - Dobrze - uznał w końcu, zupełnie ustępując ze swoimi wątpliwościami. - Przekonałeś mnie… Nawet… Może trochę mi lepiej, że będziesz go miał przy sobie. Skoro jest tak zmotywowany by cię chronić, będę na pewno spokojniejszy gdy jeszcze gdzieś wyruszysz. Nie byś sam nie potrafił o siebie zadbać, ale przynajmniej ktoś będzie pilnował twoich pleców. W tej kwestii mogę mu zaufać.
        I tak go nie lubił. Ale przynajmniej wiedział teraz, że nie musi się go obawiać i być może wcale nie będzie musiał przebywać w jego towarzystwie tak często jak do tej pory. Cieszyło go to, bo to oznaczało, że łatwiej będzie mu się otworzyć przed Aldarenem i bez żadnych innych świadków.
        - Ach, “na siłę”, żeby to jeszcze było możliwe… - westchnął moszcząc się w ramionach skrzypka. - Wiesz… Teraz tak mówisz, ale z czasem na pewno będziesz chciał by coś ruszyło między nami do przodu… - zauważył, lecz nie dokończył myśli, bo skrzypek zaczął się do niego łasić. No właśnie, między innymi to miał na myśli, taką normalną ludzką potrzebę czułości. Błogosławiony wiedział, że gdyby tylko wyraził taką chęć, skrzypek z radością spędziłby z nim całą noc po prostu się przytulając i okazjonalnie całując, ale już teraz wiedział, że nie miałby na to siły. Na razie dawał radę i dotyk Aldarena go nie męczył, ale kto wie jak długo to potrwa.
        - Co…? - Mitra był zaskoczony tym co powiedział wampir o Xarganie. - Ale… Ja nie byłem o niego zazdrosny… To znaczy nie w tym sensie - zaczął się tłumaczyć. - Nigdy bym nie podejrzewał cię o cokolwiek z nim, po prostu nie chciałem by się między nas wpychał. Ech… To nie brzmi dobrze, co? - upewnił się z kwaśną miną. Trochę humor mu się zepsuł, ale najwyraźniej wampir miał u niego wybitne względy i wiedział jak go podejść bardziej niż ktokolwiek inny w życiu Aresterry. No bo gdy nagle zaczął usprawiedliwiać się wiekiem i udawać bezzębnego dziadka, błogosławionemu zdarzyło się z rozbawieniem parsknąć. Niby nie był to śmiech, ale w przypadku tego konkretnego nekromanty była to niezwykła oznaka wesołości. Aldaren mógł być z siebie dumny.
        - Dobrze, jakoś przeżyję te twoje zabobony, staruszku - zapewnił go, czule dotykając jego policzka. Jakże miałby nie ulec w tym momencie?

        Mitra wyglądał na zadowolonego, że nie dość, że Aldaren przyjął jego zaproszenie, to jeszcze nawet sam wcześniej planował poprosić go o gościnę. To dla niego znaczyło więcej niż można by przypuszczać - w końcu przed wyjazdem wampir wzbraniał się przed nocowaniem tu i często wspominał o wyprowadzce do karczmy na te kilka nocy. Aż nekromanta przez moment wątpił, czy przypadkiem się nie narzuca…
        - Możesz zostać aż skończą odnawiać całą posiadłość - zapewnił go, kładąc bardzo mocny nacisk na słowo “całą”. - W końcu żadna przyjemność mieszkać w przebudowywanym budynku.
        Mitra pomyślał, że chyba jego szczęście było zbyt wielkie - Aldaren naprawdę nie myślał o tym, by spać w jednym łóżku? A może to on miał dziwne wyobrażenia na temat związków? W końcu nigdy w żadnym nie był, znał wszystko z teorii, z tego co zdarzyło mu się usłyszeć od innych albo przeczytać. Na pewno nie z tego co widział w życiu, bo to były chore układy więcej mające wspólnego z przemocą niż z miłością. Był jednak bardzo wdzięczny losowi, że trafił akurat na skrzypka, który zdawał się tak doskonale rozumieć jego lęki i godzić się na to, by wszystko szło znacznie wolniej niżby powinno. Bez cienia oporu nadstawił się na kolejny pocałunek w czoło, po czym podniósł na wampira wyjątkowo pewny siebie wzrok, już nie taki spłoszony jak jeszcze niedawno. Wiedział, że ze strony wampira nic mu nie grozi.
        - Kołysanek nie - odpowiedział zaraz. - Nigdy ci nie zabronię grać, bo słuchanie ciebie to dla mnie ogromna przyjemność. Brakowało mi tego, gdy ciebie nie było - wyznał. - Bez twojej muzyki i twojego głosu było tu tak cicho… Tym ciszej, że myślałem wtedy, że muszę się pogodzić z twoim odejściem i to nie tylko na miesiąc - przyznał się do swoich czarnych myśli. - Ale teraz już wszystko dobrze - dodał zaraz uspokajającym tonem.
        - Twój pokój jest gotowy - zapewnił po raz kolejny. - Już dawno minęła północ, więc niestety muszę się już położyć, by nie zasnąć na stojąco… Ale od tej pory będziemy mieli dużo czasu, by to sobie wynagrodzić - obiecał. - Chodź, odprowadzę cię.
        To było może trochę nielogiczne, gdyż stali pod sypialnią nekromanty, a droga do pokoju Aldarena nie była tak daleka by mógł zabłądzić po drodze, ale Mitra chciał spędzić z nim jeszcze tę chwilę czasu. Wszedł więc z nim na górę i otworzył przed nim drzwi swojego dawnego pokoju.
        - Miłej nocy, Ren - pożegnał się Mitra, bardzo delikatnie całując wampira w policzek. Nie w usta, bo teraz gdy emocje opadły nie miał już tyle siły, by swobodnie przekroczyć tę granicę, ale na pewno na następny raz będzie lepiej.

        Gdy Mitra zamknął już za sobą drzwi swojej sypialni niczym w transie dotarł do łóżka i rzucił się na nie nawet nie odgarniając pościeli na bok. Dotykał swojego ciała i twarzy we wszystkich miejscach, których dotykał również Aldaren jakby upewniał się, że to zaszło naprawdę. Czy to możliwe, by skrzypek wyznał mu miłość? By mimo tego, że mógł mieć naprawdę każdego, wybrał właśnie jego? Odrzucił względy tych wszystkich pięknych, bogatych kobiet, a uczuciami obdarzył taki wrak jak on… Mitra zaczął się obawiać czy to nie sen. Może ze zmęczenia zemdlał i to mu się wydawało? Albo jednak ciął się za głęboko i to były przedśmiertne majaki… Szkoda by było, bo naprawdę w głębi serca na to liczył, choć bał się do tego przyznać.
        W oczach Aresterry pojawiły się łzy. Adrenalina wypłukała się już z jego żył i wszystkie emocje uderzyły z nową siłą. Przede wszystkim obawy. Bo co jeśli nie da rady? Tak bardzo prosił Aldarena, by powtórzył swoje wyznanie tylko jeśli jest go bezgranicznie pewien, ale co jeśli to on będzie tym, który się wyłamie? Nie, nie że przestanie go kochać - to jego zdaniem było absolutnie niemożliwe - lecz że nie podoła temu, by skrzypkowi to okazać. Ile czasu mu zajmie nim się przełamie? Czy Aldaren to zniesie? W końcu może go ogarnąć frustracja. Mitra wiedział, że skrzypek nigdy go nie zmusi do niczego, ale jednak sam nie chciał krzywdzić go swoim wycofaniem.
        Aresterra otarł oczy rękawem i podniósł się do pozycji siedzącej. Wziął kilka głębokich wdechów dla uspokojenia i w końcu wstał, aby przygotować się do snu. Był tak zupełnie wykończony tym dniem, że nawet nie spostrzegł gdy zapadł w głęboki sen. Lecz nim zupełnie odpłynął w świat nocnych marzeń, uspokoił się na tyle, by przez moment myśleć o tym, że naprawdę był szczęśliwy i być może jest dla niego nadzieja.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości