Księstwo KarnsteinKlątwy Na Ścianach

Miasta Karnsteinu są istnym kotłem, do którego wrzucono wielość nacji i upodobań architektonicznych. Wystawne domy w kolorach purpury i złota sąsiadują tutaj z dzielnicami, w których budowle mają być przede wszystkim funkcjonalne. Proste domy ułożone wśród wąskich, równoległych uliczek, wyłożonych kamieniami, zamieszkiwane są głównie przez mroczne elfy, dla których przepych jest zbędny. Po przeciwnej stronie są budowle, które zaskakują dbałością o szczegóły. Kolumny z głowicami przedstawiającymi sceny z legend.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Klątwy Na Ścianach

Post autor: Hiram »

        Procesja zaczęła rozchodzić się kilka chwil po tym, gdy ucichły ostatnie okrzyki na widok spadającej z podestu głowy.
        „Minotaur”, gdyż takie przezwisko zostało mu przylepione przez miejscowych, stanął dzisiaj przed katowskim mieczem, kłaniając się przed tymi, których prawo złamał. Odpowiedział za wszystkie swoje przewinienia, od rabunków, przez wyłudzenia, wreszcie po morderstwo, płacąc ostateczną cenę, uczciwie wyliczoną przez miejscowego sędziego. Minotaur był solą w oku straży miejskiej od miesięcy, nie mogli jednak zrobić nic, dopóki nie znalazły się twarde dowody na jego powiązanie z jakimkolwiek przestępstwem, jako że większość działa się przez jego sługusów, bandytów do wynajęcia. Każdemu jednak powinie się w końcu noga, gdy zahaczy o wystający z drogi kamień. Tym kamieniem okazał się Hiram Evered.
         Spojrzał przez gęste szkło futryny okna na rozbiegający się pod wpływem deszczu tłum, który jeszcze chwilę wcześniej zaśmiewał się do rozpuku nad doprowadzonym do sprawiedliwości szefem gangu. Nic dla nich nie znaczyło, że kilka dni wcześniej trzęśli portkami na sam dźwięk jego imienia, niemalże pozwalając się pociąć, by chronić zastraszającego ich potwora. Hiram całkiem przypadkiem trafił w te strony, zupełnie nie ze swojej winy. Albo tak to sobie tłumaczył.
         Nieznana siła przeniosła jego ciało z dala od Valladonu, z dala od lisołaczki, wyrzucając Hirama na całkowite pustkowie. Znowu. Ciężko mu było uwierzyć w powtarzalność historii, ale nie widział sensu w rozpaczaniu nad swoim losem. Poświęcając całej sytuacji dwa westchnięcia, ruszył ponownie przed siebie, tym razem jego głowę zaprzątały zgoła inne problemy, niż dotychczas. Znał już powód swojej choroby, i jakby nie abstrakcyjny dla niego nie był, musiał go zaakceptować. I tu zaczynały się problemy.
         Bywał wypędzany z niejednej mijanej wioski. Nie dziwił się - sam patrzyłby krzywo na nieznajomego pachnącego wiatrem, który wpada do twojej wioski i prosi o krew najbardziej uzdolnionego magicznie mieszkańca. Czuł obrzydzenie na myśl, że miałby stać się niczym wampir, łaknący cudzej krwi, lecz dopóki nie znajdzie innego rozwiązania, był do tego zmuszony.
        Zbawczą, jeśli można tak ją nazwać, okazją, by nie nadużywać swoich rannych płuc, okazały się pospolite spotkania z wyłudzaczami na leśnych traktach. Dla tych ludzi nie istniało słowo „nie”, przez co każda niemalże próba kończyła się rozlewem krwi. Żegnając się z jakąkolwiek godnością, wlewał w swoje gardło wytoczoną mieczem krew, licząc na jakąkolwiek poprawę swojego stanu. Ulga następowała, jednak nie wydawała się ona czymś takim, jak było to za pierwszym razem.
         Tak kryjąc się na granicach pochodni, dotarł w końcu do miasteczka Valiano, które zmagało się z falą zbrodni od czasu, gdy poprzedniemu kapitanowi straży zmarło się w mniej lub bardziej wyjaśnionych okolicznościach. Mieścina przeżywała ciężkie czasy, rządzona z podziemia przez zorganizowane grupy przestępcze. Gdy Hiram dotarł na miejsce, straż miejska nie miała złudzeń, kto stoi za oplatającą Valiano pajęczyną. Miejscowość była na tyle rozległa, że próba wtargnięcia do każdego budynku w celu znalezienia herszta miejscowych oprychów tańczyła na granicy rozsądku i szaleństwa. Evered, niewiele się namyślając, zaoferował swoją pomoc.
         Oficjalne śledztwo ciągnęło się od miesięcy, jeszcze za życia starego kapitana straży. Dochodzenie Hirama trwało dwa dni. Trzeciego dokonano egzekucji Minotaura i jego najbliższych popleczników na placu głównym. „Żeby dać przykład”, jak powiedział Miltred, pełniący funkcję nowego dowódcy straży.
         Hiram przekręcił fajkę do góry nogami, wysypując z niej resztki popiołu, po czym odłożył drewienko na bok. Palenie było dla niego dość nową rzeczą, zaczął je stosować w drodze, gdy nie miał dostępu do leczniczej w jego przypadku krwi. Tytoń nie leczył objawów, ale pozwalał o nich przez chwilę nie myśleć.
         Miejscowa karczma miała dzisiaj wielu gości. Jeszcze więcej wpadło przed chwilą do środka, uciekając przed niespodziewaną ulewą, która teraz obmywała podest katowski z karmazynowych wnętrzności szyi Minotaura, której zdecydowanie brakowało w tej chwili głowy. Hiram zdawał sobie sprawę, że nie może tu długo zostać. Choć bezsprzecznie sprawił wielu przysługę, tak niektórzy mogli być niespecjalnie zadowoleni z takiego obrotu spraw. Zauważył to nawet w oczach Miltreda, sługusa podstawionego przez Minotaura na stanowisko kapitana, by prościej kontrolować przepływ informacji w mieście. Hiram przejrzał to pierwszego dnia, dostrzegając skryte zacieranie wszelkich śladów ostatniego morderstwa w miejscach, które odwiedził kapitan. Wiedział, że straż jest zepsuta od samego środka. Nie był jednak typem zamaskowanego mściciela. Pozbył się jedynie widocznego wroga. Z wewnętrznym robactwem miasto będzie musiało poradzić sobie samo.
         Wyrwał się z zamyśleń, czując klepnięcie w ramię. Obrócił nieznacznie głowę, rzucając spojrzenie rosłemu łysolowi, spoglądającemu na niego spode łba, w towarzystwie trzech albo czterech kompanów; ciężko było określić przez kwadratową budowę ubogiego we włosy.
        - Skoro zrobiłeś swoje, panie detektyw, to raczej już czas na zawinięcie swojej dupy z okolicy - warknął na niego. Hiram wyprostował głowę, wbijając wzrok w miskę przed sobą.
        - Dokończę i wychodzę.
        - Chyba nie masz tyle czasu - sapnął tamten. Wyszczerzył się, wnioskując po zmianie tonu głosu na syczący. - Z radością pomożemy ci dotrzeć do bramy.
         Hiram poczuł, że nie ma raczej na myśli bramy miasta. Powoli przesunął rękę pod stołem, łapiąc za rękojeść trzymanego obok nogi miecza. W tym samym momencie jego uwagę przykuł nagły rozbłysk na ściance jego kufla. Delikatny, złoty napis cicho wyrył się na powierzchni naczynia.

        Nie zabijaj dzisiaj.

         Hiram zmarszczył brwi. Co to miało być? Nikt oprócz niego nie zareagował na enigmatyczny rozbłysk. Czy tylko on to widział?
         Nie wiedząc czemu, zgadzał się z nieznanym mu autorem napisu, podniósł się powoli z siedzenia, odwracając w stronę grupki za nim. Uniósł brodę, mierząc osiłka lodowatym spojrzeniem.
*
        - To za stół - powiedział, kładąc połyskującą złotem monetę przed karczmarzem. - To za krzesła. - Położył kolejną monetę. Obejrzał się za siebie, po czym dołożył jeszcze dwie. - A to dla znachora, który będzie musiał ich połatać.
         Szynkarz podniósł na niego zmartwione spojrzenie, kiwnął głową, zabierając monety ze stołu. Hiram złapał za miecz i płaszcz, i wyszedł na deszcz, odprowadzany tłumem przerażonych spojrzeń.

        Deszcz wciąż nie przestawał siąpić, gdy oddalił się od miasta na kilka mil. Nie bardzo wiedział, w którą stronę zmierza; nie zdążył nikogo zapytać o kierunki najbliższych miast. Miał nadzieję znaleźć w nich informacje o czymś, co przyrzekł znaleźć.
         Wysunął rękę z płaszcza, przesuwając przed oczyma metalową obręcz, która przez lata zdobiła szyję niewinnej dziewczynki, konsekwentnie wrzynając się w jej ciało. Obręcz była niesamowicie mała, ledwo był w stanie przesunąć przez nią dłoń. Zacisnął wściekle pięść, bezradnie zdając się chcieć połamać metal gołymi palcami. Żelazo, jak było do przewidzenia, nie ustąpiło. Zrezygnowany odetchnął głębiej, wsuwając obręcz na rękę - zablokował ją na przedramieniu i skrzętnie okrył kurtką, po czym ponowił marsz, rozchlapując kolejne kałuże przed sobą.
        Nie minęło dużo czasu, choć tyle, by przemókł do suchej nitki, gdy jego wzrok opadł na przydrożną chatkę. Nie wyróżniała się niczym szczególnym - prosta budowa, słomiany dach wzmacniany plecionkami oraz niewysoki, klasyczny płot. Jego uwagę natomiast przykuły opierające się o ogrodzenie róże w kolorach bieli i ciemnego karmazynu. Kwiaty, choć pozornie w nieładzie, zdawały się przenikać ze sobą, a uginające się pod wpływem kropli wody pąki tańczyły niczym... niczym...
         Hiram zasępił się. Niczym kto? Jego umysł zdawał się pamiętać o wielu rzeczach, lecz nigdy nie był skory do przedstawiania ich w jasnym do zrozumienia przekazie, przez co nakrywał się nad rozumieniem wielu metafor, niemożliwych do wytłumaczenia.
         Oderwał wzrok od hipnotyzujących kwiatów - robiąc notatkę w pamięci, że podoba mu się kolor czerwony - i zmrużył oczy, widząc w okienku maleńki przebłysk światła. Wprowadził się w lekkie Skupienie, chcąc upewnić się, że to nie jest jedynie refleks na szybie. Światełko miało opływowy, regularny kształt, musiało więc pochodzić ze świecy bądź lampki, jaką widywał w niektórych oknach napotykanych domostw.
         Zamrugał szybko, wyprowadzając się z transu. Podwórze wydawało się dosyć opustoszałe. Pchnął ręką bramkę, która bez oporu otworzyła przed nim drogę. W obecnej sytuacji nie widziała mu się dalsza podróż. Nie miałby nawet jak rozpalić ognia, a jeśli do jego zwyczajowej choroby miałoby dojść jeszcze przeziębienie, to mógłby się w sumie położyć i po prostu sobie zginąć.
        Chcąc jeszcze trochę pożyć, dotarł w końcu do drzwi domostwa, po czym zgiął palce i zapukał doniośle.
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Niegdyś, gdy Księstwo jeszcze nie było księstwem, a Valiano nie posiadało nawet miejskich fundamentów, na jego miejscu znajdowała się nieduża wioska – Jar. Mieszkańcy Jaru wiedli proste, nieskalane poważniejszymi troskami życie, robiąc w polu, czy doglądając trzody. Życzliwi i gościnni, jak tradycja nakazywała, by podróżnych jadłem i piciem uraczyć – z tym nie było problemu, gdyż przez Jar przebiegał najchętniej uczęszczany trakt handlowy, uznawany za najbezpieczniejszy w całej Alaranii. Przyzwyczajeni więc do ciągłego ruchu i różnych osobistości nie oponowali, gdy do wsi zawitała kilka wieków temu piękna czarodziejka. Kobieta wyraźnie salonowa, o naturze dworskiej – elegancka, wysublimowana, szykowna. Z kotem, czarnym o jarzących się żółtych ślepiach, który spoczywał w jej ramionach, bacznie obserwując okolicę. Ale czarodziejka nie wywyższała się. Z kulturą, i owszem, zwróciła się do sołtysa, lecz miłym tonem, z cieniem uśmiechu na czerwonych ustach. Nie była jak większość arystokracji – nie plunęła na widok prostych ludzi, nie uniosła kiecy, co by się w błocie nie ubabrała. Podeszła jak do swoich, bardzo swobodnie. I z szacunkiem. Mówiła, że zna się na czarach i leczeniu, i że pomoże w zamian za ugoszczenie jej na kilka dni. Nikt nie miał wtedy miejsca u siebie, ale sołtys pokierował ją do starego domku w lesie, niezamieszkałego, ale jako tako zadbanego. Drewno spróchniałe nie było, dach nie przeciekał, to można było spędzić kilka nocy. Zgodziła się.
        Miała na imię Mereve. I nie była zwykłą czarodziejką.
        Ci, którzy mogliby ją pamiętać, już od dawna spoczywają na pobliskim cmentarzu, w bezimiennych grobach, a ich niespokojne dusze tułają się po tym padole łez, szukając końca długowiecznej udręki. Z pomocą Czarownicy kilka z nich odnalazło spokój, choć wiele innych do tej pory przemierza las, podtrzymując legendy o złu czającym się w jego głębi. Mało kto zapuszczał się tak daleko. Jeśli już ktoś porywał się z motyką na słońce, to byli to tylko poszukiwacze przygód. Prości ludzie mieli zbyt dużo swoich problemów, by jeszcze dokładać do tego strach przed potencjalnym zagrożeniem z nawiedzonego lasu. Tę granicę wyznaczała właśnie chatka Mereve – strefa bezpieczeństwa kończyła się wraz z płotem oddzielającym ogród na tyłach domku od przerażającej i mrożącej krew w żyłach puszczy. Dlatego tak spokojnie było dookoła, a ona beztrosko mogła oddać się lekturze Arbatel de magia veterum, traktującej o zaawansowanej magii rytualnej.
        Siedziała za domem, na topornym krześle, pod daszkiem, by nie narazić starożytnego dzieła na niekorzystne działanie irytującej mżawki. Od samego rana siąpiło, wprawiając okolicę w ponury nastrój. Samej Mereve to nie przeszkadzało; zdarzało jej się czytać już w gorszych warunkach. Chociażby wtedy, gdy upuszczała krwi świni, co musiała robić w ogrodzie, by nie umazać drogocennej dębowej podłogi w chatce, o której zdobycie walczyła niczym lwica o swe młode. Koniec końców, tuszę musiała podwiesić nad drzwiami do ogrodu, bo gdyby zawiesiła ją przed domem mogłoby to zostać opacznie zrozumiane przez pobliskich bywalców. Teraz jednak napawała się po prostu deszczowym powietrzem. Kilka razy mignął jej gdzieś polujący na myszy Belial. Ponad tysiąc lat więzienia sprawiło, że demon przejął niektóre kocie zachowania, niekoniecznie umiejąc nad nimi zapanować. Mimo że jego ulubionym miejscem na drzemki było wilcze futro znajdujące się przed kominkiem, to zdarzało mu się niekiedy przysypiać na kolanach swojej pani.
        Przerzuciwszy stronę, do jej nozdrzy doszedł zapach metalu połączonego z potem i dymem. Zaraz usłyszała dźwięk przypominający szczęk pełnej zbroi oraz okrzyków bojowych. Poderwała się, zatrzaskując z hukiem księgę, po czym posłała myśl do Beliala, rozkazując mu stawić się natychmiast u jej boku. W chwilę później ktoś zapukał do drzwi frontowych chatki. Odłożyła grymuar, machnęła ręką, chowając wszystkie przyrządy do odprawiania rytuałów w szafie, którą z kolei zasłaniał obraz przedstawiający miasto portowe o nocnej porze. Cichutkie, miękkie tupanie oznaczało zjawienie się demona – od razu wytworzył osłonę, chowającą aurę Mereve przed potencjalnymi łowcami czarownic. Chwyciła za klamkę i zamaszystym gestem otworzyła drzwi ludzkiemu mężczyźnie. Z kamienną twarzą i przenikliwym wzrokiem wbitym w przybysza, zapytała:
        - Czego tu szukasz?
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Wzdrygnął się, gdy strużka wody wpadła przez rozszczepienie zużytego płaszcza i opryskała mu szyję. Miał wysoką tolerancję na zimno, jednak nieprzyjemne szoki wciąż dawały mu się we znaki. Zastanawiał się, kto może mieszkać w takiej samotni. Chatka nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale poziom zadbania podwórza wydawał się w burzowym półmroku staranny; rzecz zazwyczaj niespotkana wśród przeciętnych mieszkańców tych ziem.
         Przestąpił z nogi na nogę, nasłuchując. Z wnętrza dochodził dźwięk jakby przesuwanych mebli i następujący po nich odgłos kroków. Ucieszył się chociażby z tego, że trafił na domowników. W przeciwnym wypadku, chcąc nie chcąc, musiałby się włamać.
         Uniósł wzrok, widząc kolejny złotawy rozbłysk. Połyskujący pełnym kolorem napis począł formować się na desce drzwi, sprawiając, że wszystko oprócz niego wydawało się tracić swoje kolory. Nim jednak zdążył go przeczytać, wrota otworzyły się, a Hiram skrzyżował spojrzenia z karmazynowymi tęczówkami właścicielki domu.
        Gdyby ktoś kazał mu wyobrazić sobie wiedźmę, to oczyma wyobraźni zobaczyłby kogoś podobnego do tego, kogo miał teraz przed swoimi, tymi realnymi. Wysoka, chyba dorównująca mu wzrostem, kobieta odcinała się od rzeczywistości wokół niego niczym jedwab w kupie worków na kartofle. Czerwone oczy, biała skóra i podobnego koloru włosy kontrastowały z ciemną, sprawiającą wrażenie ciężkiej, sukni. Widział ją dopiero kilka sekund, ale mógł sobie pozwolić na luksus pewności - był to ktoś, przy kim trzeba być niesamowicie ostrożnym.
         Wytrzymał jej przygniatające spojrzenie, po czym odparł po chwili milczenia:
        - Schronienia.
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Zlustrowała przybyłego od stóp do głów obojętnym spojrzeniem, choć dla mężczyzny mogło się ono wydać osądzajęce i surowe. U jej stóp siedział niewzruszony Belial, odgradzając swoją panią od potencjalnego wroga. Oczy błyszczały kotu złowrogo, gdy przyglądał się bacznie przemokniętemu do suchej nitki człowiekowi. Czekał cierpliwie na rozkazy Mereve. Ona zaś bardzo dokładnie przestudiowała sobie jego aurę, nie odzywając się przy tym ani słowem. Nie spieszyło jej się. Dostrzegła niemal wszystko, co chciała dostrzec, lecz miała wrażenie, jakby jego emanacja nie była do końca pełna. "Niepoukładane sprawy?", zapytała samą siebie. Przybysz z pewnością miał krzepę, a sądząc po odgłosach odbijających się w jego aurze musiał być wyszkolonym wojownikiem. Czyli mógł stanowić zagrożenie.
        Nie mogła jednak nie pozwolić mu wejść. Tradycja nakazywała, by zapewnić strudzonemu podróżnikowi jadło, picie i przynajmniej kawałek podłogi, by bez obaw mógł nabrać sił i ruszyć w dalszą podróż. A z prawem gościnności Mereve nie miała zamiaru się kłócić; zbyt dobrze znała konsekwencje nieudzielenia pomocy potrzebującemu. Prawo to jednak zakładało również możliwość wypędzenia gościa, gdy ten złamie choćby jeden przykaz rządzący domostwem. I to bez niechcianych skutków ubocznych. Oboje z Belialem mieli więc zabezpieczenie w razie nieprzyjemnych okoliczności.
        - Czy przysięgacie przestrzegać praw i zasad panujących na terenie tego domostwa? - spytała z grozą w dźwięcznym głosie, unosząc delikatnie podbródek i wciąż świdrując mężczyznę na przestrzał.
        Zauważyła konsternację, która wymalowała się na jego twarzy. Oznaczało to najprawdopodobniej, że nie pochodził z tych stron i nie znał panujących na tych ziemiach zwyczajów. Mimo tego chwilowego zmieszania, przytaknął pewnie. Mereve odsunęła się, ukazując wnętrze chatki. Belial zaś, zanim również zszedł mu z drogi, machnął kilka razy ogonem. On nie lubił obcych jeszcze bardziej niż Czarownica, tolerował jedynie tych, którzy wąchali kwiatki od spodu.
        Zamknęła drzwi z lekkim trzaskiem, a następnie zapaliła białą świecę w celu pozbycia się negatywnej energii związanej z przybyszem. Wolała dmuchać na zimne i nie ryzykować wsiąknięciem takowej w ściany, bo miałaby wtedy niemałe problemy, których w tej chwili potrzebowała jak dziury w moście.
        - Usiądzie sobie - rzuciła dość niemiło, wskazując na krzesło z poduszką w kolorze burgundy. Dorzuciła drewna do kominka, by szybciej zagrzać wodę w saganie zawieszonym nad ogniem. Poprawiła rękawy sukni, szukując się do nałożenia na gliniany talerzyk kawałka sera, chleba z miodem i przygotowanego przez nią wcześniej bigosu. Tymczasem Belial nie odstąpywał gościa na krok, obserwując go z podłogi. Mereve zabroniła mu zabawiać się ludzkimi duszami, więc musiał jej usłuchać, czy tego chciał, czy nie. Ubolewał nieco nad tym i nie do końca rozumiał motywy Czarownicy, ale nie darł o to kotów.
        Sporządziła unikatową mieszankę rozgrzewającą złożoną z imbiru, suszonej pomarańczy, goździków oraz suszonej żurawiny. Zalała specyfik wrzątkiem, po czym postawiła wraz z jedzeniem na stoliku przed gościem. Usiadła naprzeciw niego, splatając dłonie na kolanach.
        - Jedzcie, pewniście głodni. Posłanie też się dla was znajdzie. - Zerknęła kątem oka na kota, wciąż uparcie pilnującego podejrzanego gościa. - Nieładnie tak się gapić - zwróciła się do zwierzęcia. Belial natychmiast odszedł, ale dostał przy okazji myśl od Mereve, by nigdzie nie znikał i miał dyskretnie oko na mężczyznę. Przeniosła wzrok z powrotem na gościa. - Jak was zwą? Czyście bezimienni?
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

         Zwrócił oczy na gospodynię, słysząc jej pytanie. Na końcu języka zaświdrowało go stwierdzenie, iż ciężko przysięgać coś, czego się nie zna. Z lekkiego ruchu brwi założył, że jego pauza zwróciła jej na to uwagę, postanowił więc postawić wszystko na dziką kartę. Domyślał się, że w tym świecie słowa były wiążące, przezornie więc, zamiast odpowiedzieć, skinął głową.
        Białowłosa nie zauważyła.
        Zakładam, że świat nie jest mój i do tego igram z jego prawami, pomyślał, jednak westchnął w duchu z ulgą. Pięknie.
         Rozejrzał się po pomieszczeniu, z przyzwyczajenia zapisując w głowie wszystkie możliwe drogi wyjścia. Łącznie z drzwiami za jego plecami dostrzegł trzy, choć z przykrością zauważył, że w dwóch przypadkach byłby zmuszony do wyjmowania sobie szkła z barku przez kolejny dzień. Choć, gdyby rzucił przed siebie na przykład taboret...
         Zauważając wieszak przy drzwiach, rozwiązał pelerynę spod szyi i odwiesił nasiąkłą wodą tkaninę. Zdjął miecz z futerałem z pleców, owijając pas wokół głowni i oparł go o ścianę obok wieszaka, przy okazji odgarniając zmoczone kosmyki włosów do tyłu. Podszedł po tym do stołu i ostrożnie usiadł na wskazanym miejscu. Przyglądał się stawianym mu przed oczyma rzeczom, ściągając rękawice i kładąc je na kancie stołu. Upomniał się zawczasu i upewnił, że obręcz jest dokładnie zasłaniana przez rękaw kurtki.
         Nie minęło dużo czasu od jego posiłku w karczmie, jednak jedzenie, choć proste i skromne, wydawało mu się niepozornie atrakcyjne. Zaczął się zastanawiać, czy nie wpływa na to coś innego, lecz rozmyślania przerwało mu coś zgoła innego od głodu.
         Wyczerpywał się jego limit.
         Puścił spojrzenie swojej pelerynie, gdzie trzymał fiolkę szkarłatnego płynu na czarną godzinę. Gdyby nad tym głębiej pomyśleć, rozleniwił się. Odkąd znalazł alternatywę, coraz rzadziej praktykował wznoszenie wokół siebie bariery. Gdyby nie lenistwo, mógłby nawet oszczędzić sobie zmoknięcia, pomyślał z żalem. Przeszło mu przez myśl, czy wyglądałoby to podejrzanie, gdyby cofnął się po fiolkę, ale napotkane spojrzenie kota - który na kota ani trochę nie wyglądał - dało mu jasno znać, że mogłoby to się nieciekawie skończyć. Obrócił się więc z powrotem do stołu, wbijając spojrzenie w jedzenie, którego nie miał odwagi ruszyć. Niepewien co ma zrobić, chwycił za podane naczynie. Zmysły wciąż mu lekko buzowały po użyciu Skupienia; zaciągając się zapachem naparu mógł określić z czego został zrobiony, ale nie potrafił nazwać żadnej z tych roślin. Wiedza bezużyteczna. Chociaż nie, pomyślał po chwili. Coś mówiło mu, że nie ma tu żadnego akcentu typowego dla trucizn. Zmarszczył brwi. Samo podejrzenie trucizny wydało mu się dziwne, czuł jednak ulgę, że jej tu nie ma. Podniósł spojrzenie na kobietę naprzeciwko, wsłuchując się w jej słowa.
        - Nie zauważyłem, że „nas” jest tu więcej - zauważył, przysuwając rant kubka do ust. Przypomniał sobie jednak enigmatyczne znaki na odrzwiach, a wcześniej na kubku w karczmie, i stracił w tym temacie rezon. Zaczął zastanawiać się, ile więcej kobieta wie od niego.
        - Bezimienny przy odrobinie pecha nie byłoby niedomówieniem - odparł na pytanie, biorąc łyk naparu. Dziękował nieznanemu, że przynajmniej płyny nie wzbudzały u niego torsji. - Imię moje brzmi Hiram. Hiram Evered. Nie zdradzę, skąd pochodzę, jako że i dla mnie jest to czymś w rodzaju tajemnicy. Chodź bardziej interesuje mnie w tym momencie, jakie miano nosi ta, która ugościła mnie w swoim domostwie?
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Jej podejrzenia zostały potwierdzone - przybysz w ogóle nie znał tutejszych zachowań, ani tego, jak należycie przyjować gości. Postanowiła w takim razie przejść w mniej oficjalne tony, choć dystans zachowała, bo gościowi nie ufała. Było od niego czuć coś niepokojącego, coś, czego Mereve nie potrafiła określić. Bardzo tego nie lubiła. Nie lubiła nie wiedzieć. Dla niej wiedza stanowiła największą broń, pomijając jej liczne talenty. Przyglądała się mężczyźnie z uwagą, nieprzerwanie świdrując go wzrokiem. Prawie nie mrugała. Belial zaś położył się na jednej z wyższych półek, by w spokoju móc oceniać sytuację, nie będąc narażonym na ewentualne wścibskie spojrzenia gościa. Dobrze się czuł w ciele kota, z pewnością było o niebo lepsze od słoika, w którym zamknął go niegdyś pewien nekromanta. Nie miał zbyt wiele do roboty, poza udawaniem skondensowanego soku z winogron, z którym musiał dzielić naczynie. Jako kot mógł bez zwracania na siebie uwagi i zbędnych podejrzeń szwędać się po okolicy, i zbierać potrzebne jego pani informacje. Szanował Czarownicę; bez wątpienia, gdyby był śmiertelnikiem, nie chciałby jej podpaść, a wystarczył sam fakt istnienia, by konkretnie ją zirytować. Nie powiedziałby, że ją lubił, ale bez bicia mógł przyznać, że tolerował ją bardziej, niż kogokolwiek innego na tym, czy na tamtym świecie.
        Łypnęła szybko na strawę, której Hiram nie ruszył, po czym znów przeniosła wzrok na jego twarz.
        - Tutaj, gdy przyjmujemy kogoś pod swój dach, zwracamy się do niego z szacunkiem, czemu towarzyszy zwracanie się w liczbie mnogiej do takiej osoby - wyjaśniła po macoszemu, nie zmieniając wyrazu twarzy. Wstała od stolika, czując nagłą potrzebę otwarcia okna na oścież. Miała przeczucie, a z nim nigdy się nie spierała. Do chatki wleciało chłodne, rześkie powietrze, wprawiając w ruch tańczące na knotach świec płomienie. W kominku zawyło, jakby hulać poczęła umęczona dusza, pragnąca zaznać odrobiny rozrywki.
        - Mereve - odparła, siadając z powrotem naprzeciw mężczyzny. - Jestem lokalną uzdrowicielką. Specjalizuję się w leczeniu nie tylko dolegliwości fizycznych, ale i psyche. Ludzie czasem tego potrzebują, a ja czasem potrzebuję ludzi. - Oczy zabłysły jej złowieszczo.
        W następnej chwili przez okno wleciał - a raczej wpadł - nietoperz, który rozbił się o ścianę naprzeciwko i runął na podłogę, wydając z siebie żałosne dźwięki. Czarownica poderwała się od razu, acz z wdziękiem i nie spiesząc się; Belial zrobił to samo. Począł miauczeć, okrążając szamoczące się zwierzę. Mereve stanęła nad nim i westchnęła głęboko, nie spuszczając z niego oczu.
        - To raczej nie jest dobry znak - mruknęła, schylając się, by pochwycić spanikowanego ssaka. Kiedy pani Beliala zajęta była pozbywaniem się problemu, on ponownie wskoczył na stolik, chcąc przypilnować gościa. Czarownica, wypowiadając niezrozumiałe dla przybysza słowa, zatrzymała się przed kominkiem, przymknęła oczy i bezceremonialnie wrzuciła nietoperza w płomienie. Po chatce rozniosły się odgłosy cierpienia, po ścianach przemknęły tajemnicze cienie, a płomienie świec zadrgały i zgasły. Kiedy ciało zwierzęcia się spopieliło, co nastąpiło zadziwiająco szybko, światło powróciło do chatki, oświetlając jej każdy kąt. Mereve odetchnęła z ulgą i jak gdyby nic się nie wydarzyło wróciła do stolika, całkowicie skupiając uwagę na przybyszu.
        - Zgaduję, że nie nawykłeś do takich zjawisk? - spytała beztroskim tonem, nie zważając już na formę grzecznościową.
Ostatnio edytowane przez Mereve 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Nogi napięły mu się do skoku sekundę przed tym, gdy ciemna postać przecięła powietrze nad ich głowami, roztrzaskując się o przeciwległą oknu ścianę. Ręka sama powędrowała mu do najbliższego noża, leżącego przy pokrojonym chlebie, lecz w porę drugą ręką przytrzasnął sobie dłoń do blatu. Rzucił Mereve niespokojne spojrzenie, chowając ręce pod stół. Wiedział, że to nic niezwykłego podskoczyć z zaskoczenia. Nie jednak zanim coś się wydarzy, a miał przeczucie, że ona - albo jej pupil - mogą coś zwęszyć. Nie miał, co prawda, nic za kołnierzem, ale Mereve wydawała mu się... mistyczna, żeby jakoś to określić. Nie miała wokół siebie aury prostej chłopki... A tym bardziej zwykłej uzdrowicielki. Hiram zwrócił na to uwagę na samym wejściu; mimo że mieszkała jak pospolita wieśniaczka, jej strój, wygląd i maniery wręcz rażąco kontrastowały z resztą otoczenia. Nagle zaczęły przypominać mu się chodzące wzdłuż dróg plotki o „pomocnej” osobie, oferującej rozwiązania problemów wszelkiej maści. Nie dziwiła go obecność cudotwórców w okolicy, która należała do jednego z najczęściej aktywnych szlaków magicznych. Zastanawiała go jednak cena tych cudów i czemu nikt o nich nie wspomina.
        Obserwował z kamienną twarzą w zasadzie egzekucję nietoperza. Pobladł lekko, gdy po sali rozniosły się rozpaczliwe piski zwierzęcia, ale jego brwi nie ruszyły się nawet o milimetr. Gorsze zaczęło się dopiero po chwili.
        Płomienie zamigotały i zgasły. Po chwili światło ponownie oświetliło izbę, uderzając niczym fala. Hiram poczuł mrowienie w palcach, jak wcześniej przy nietoperzu, gdy fala światła przeszła przez niego. Wstał gwałtownie, czując, jak obraz przed oczyma zaczyna mu się dwoić i wirować. Oparł się o stół, mrugając i starając przywrócić się do normalności, ale niespokojne uczucie nie odchodziło. Rzucił zaniepokojone spojrzenie siedzącej Mereve.
        Co, do diabła, zrobiła?!, zadrżał w duchu. Nim zdążył uformować następną myśl, poczuł w ustach metaliczny smak krwi.
        Zapomniał znowu wznieść bariery.
        Podniósł rękę do ust, tamując wykasływaną krew. Obrócił się na pięcie, spiesząc się do ukrytej w płaszczu fiolki, lecz zanim zrobił choć jeden krok, kolana ugięły się pod nim i Hiram runął na twarz, agonalnie zachłysnąwszy się trującym dla niego powietrzem, powoli tracąc przytomność.
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Aura mężczyzny wyraźnie przygasła, jakby ktoś nagle polał wodą rozżarzone węgle, a w następnej chwili z jego ust wydobyła się strużka krwi. Czarownicy od razy przyszły do głowy objawy gruźlicy i zapalenia płuc, ale te towarzyszyłyby Hiramowi od samego początku ich spotkania, a tak nagłe pojawienie się krwi w płucach nie mogło być objawem choroby. Szybko rozważyła zatrucie, lecz z pewnością nie było ono spowodowane jej ręką. Ze stoickim spokojem i zimną krwią, ukucnęła przed mężczyzną, przykładając dłoń do jego czoła. Zaniepokoił ją fakt, że nie miał gorączki. Przewróciła go na bok, by nie zakrztusił się własną krwią, po czym bez słowa, gestem przywoływania niesfornego psa, rozkazała Belialowi pilnować go.
        - Powiedz, gdy straci przytomność - rzuciła, kierując się ku mniejszemu pomieszczeniu, trzepocząc połami ciężkiej sukni.
        Chwyciła po drodze trzy białe świece i niedużą kadzielnicę. By miała choć szansę na uratowanie tego człowieka, musiała przede wszystkim odbudować i wzmocnić jego aurę; bez niej jego organizm nie byłby w stanie samodzielnie się obronić. Nie zwracała uwagi na odgłosy dochodzące z głównej izby - skupiła się na szukaniu składników. W szufladzie znalazła idealnie nadające się zioła. Wzięła akację i dymnicę dla wzmocnienia, włożyła do kadzielnicy i podpaliła z pomocą krzesiwa. W powietrzu rozniósł się duszący zapach, a izbę wypełnił jasnoszary dym. Usłyszała donośne miauknięcie. Szybko zabrała wszystkie niezbędne rzeczy i wróciła do głównej izby.
        Gość jeszcze nie zemdlał, ale mało brakowało. Postawiła przed nim kadzielnicę, rozstawiła wokół niego świeczki, które same z siebie nagle się zapaliły. Belial wycofał się taktycznie, a Mereve stanęła nad mężczyzną, rozkładając nad nim ręce. Potrzebowała energii z pierwotnego źródła, więc dobrze, że wcześniej zadbała o ogień w kominku.
        - Ilium confirmat - zaczęła wypowiadać zaklęcie, przymykając oczy. W izbie znienacka pociemniało, mimo że wszelkie źródła światła nie zostały zgaszone. - Im 'aedificationem. Redeunt rursus.
        Świece wokół Hirama zgasły, dym zniknął, a izba ponownie została rozświetlona. Mereve odetchnęła głęboko, odczuwając zasklepiającą się dookoła mężczyzny aurę. Zmarszczyła brwi, widząc jak nieudolnie wskazuje ręką w stronę drzwi. A raczej wieszaka, na którym wisiał jego płaszcz. Bez zastanowienia więc podeszła do odzienia i poczęła przeszukiwać jego kieszenie, aż natrafiła na małą, szklaną fiolkę wypełnioną szkarłatnym płynem.
        - Krew - mruknęła zahipnotyzowana, obracając fiolkę w zgrabnych dłoniach. Nie było czasu na rozmyślania o przeznaczeniu jej zawartości, po prostu podała ją gościowi, który natychmiast wypił wszystko jednym haustem. "Nie jest przecież wampirem", doszedł do jej umysłu głos Beliala. Mereve nie odrywała wzroku od Hirama, uważnie obserwując każdy jego ruch, każde najmniejsze drgnięcie mięśni.
        Nie była pewna, czy ma łączyć śmierć przeklętego nietoperza z tym, co stało się z mężczyzną kilka chwil później. Owszem, zaklęcie, którym się posłużyła, niwelowało wszelkie zło i nieszczęście, mające nawiedzić chatę i jej mieszkańców, ale z pewnością nie naruszało ono emanacji istot żywych. Chociaż, ta krew...
        - Nie jesteś stworzeniem nieumarłym, ani demonem, ani Piekielnym - rzekła oschle. - Czym zatem jesteś?
Ostatnio edytowane przez Mereve 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Grzmot przesunął się wściekle po niebie.
        Szedł prostą drogą, wyłożoną kamieniami tak gładkimi, że wystarczył lekki deszcz, by móc się przyjrzeć w nich swojemu odbiciu. Postawił kołnierz płaszcza na sztorc, gdy owionęła go wieczorna, chłodna bryza. Mijający go ludzie wydawali się bezosobowymi, szarymi duchami, ale miał pewność, że tak to już wyglądało; wszystko powoli blakło.
        Po swojej lewej stronie mijały go co chwilę płonące, lewitujące nad ziemią latarnie. Nie zwracał na nie większej uwagi - był do nich przyzwyczajony. Bardziej interesował go połyskujący znak, którego blask wydobywał się z trzymanej przez niego tabliczki wielkości dłoni. Miał świadomość, że jest on ważny. Był powodem, dla którego w ogóle się tu znalazł. Jednak dokąd teraz zmierzał?
        Podniósł głowę, próbując przebić wzrokiem ulewny krajobraz. Gdzieś w oddali dało się słyszeć ujadanie psa. Gdyby skręcił teraz w prawo, po kilku minutach doszedłby do brzegu morza, skąd rozciągał się widok na niedaleką wyspę, lecz jego sprawa ciągnęła go w odwrotnym kierunku. Zadarł głowę, przypatrując się ogromnemu pałacowi, którego szczyt niknął w nagromadzonych burzowych chmurach.
        Niebo rozdarł kolejny grzmot.
        Sapnął, gdy świadomość powróciła do jego ciała. Przeciągły ból rozprowadził się po jego ciele, choć i tak wszystko to nikło przy wściekłym bólu głowy. Uniósł rękę do twarzy. Zauważył, że krwawi z nosa. Czyżby rozbił nos, upadając?
        Jak przez sen usłyszał zadane pytanie. Kot raczej by nie odpowiedział, domyślił się więc, że odpowiedź należeć będzie do niego.
        - Liczyłem... że ty mi to powiesz... uzdrowicielko - odparł słabo, ostatnie słowo łącząc z suchym kaszlem. Przekręcił się na bok, starając dotrzeć do pozycji przynajmniej klęczącej. Całe szczęście, przełknięta krew zaczęła powoli uzupełniać to, co wszyscy nazywają „energią magiczną”. Nie miał jednak zamiaru ryzykować - krótkim gestem podniósł wokół swojego ciała barierę, zaciągając się w końcu czystym - dla niego - powietrzem. Przyklęknął na jedno kolano, nie mając odwagi jeszcze wstawać, i zadarł głowę, krzyżując spojrzenie z Mereve.
        - Jesteś jedną z nich, prawda? - zapytał, oblizując wargi. - Czarodziejka. Co we mnie wyczułaś?
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        A miało być jak z muzyką - prosto, łatwo i przyjemnie. Najwyraźniej wraz z Belialem grali nie tę melodię, co trzeba. Mleko się jednak rozlało, nie ma co panikować, bo tylko o grom z jasnego nieba się prosi. Kobieta westchnęła z politowaniem, uciekając spojrzeniem machinalnie w stronę drzwi. Sprawa poczęła się nieźle komplikować. Ponownie przeniosła wzrok na mężczyznę, tym razem wyczuwając coś więcej oprócz zwykłej aury. Rodzaj zaklęcia ochronnego? Było za dużo możliwości, by mogła postawić dokładną diagnozę.
        - Niech siedzi, ziółek na wyciszenie zaparzę. Nie, nie trujących - rzuciła, ignorując pytania mężczyzny. Podeszła do stolika, chwyciła kubek z niedopitą mieszanką rozgrzewającą, po czym wylała jego zawartość przez okno, a do naczynia wrzuciła ususzony dziurawiec i zalała wciąż gorącą wodą. Wróciła do gościa i wręczyła mu napar.
        - Na pewno "jedną z nich" już nie jestem, ale owszem, posiadam umiejętność władania szeroko pojętą magią. - Belial zasyczał ostrzegawczo, ale ona tylko rzuciła w niego butem. Nie rozumiała sensu w ukrywaniu swojej tożsamości, a tym bardziej w kłamaniu na swój temat. Nie zamierzała zdradzać, że kot tak naprawdę nie był kotem, więc wolała, by Belial nie wtrącał się między demona a jego zagryzkę. W przenośni, oczywiście. Kto jak kto, ale on powinien to uszanować.
        - Co wyczułam? - powtórzyła pytanie Hirama. - Że jesteś niekompletny. Może zagubiony? - Wstała i niespiesznie podeszła do biblioteczki. - Z pewnością nietutejszy - mówiła, muskając palcami grzbiety książek. - Nie znasz prawa gościnności, twoją aurę można ot tak - pstryknęła palcami - rozszczelnić i się przez nią przebić. To niepodobne do znanych mi istot. Nawet te o słabszej woli posiadają mocniejszą emanację. Twoja jest, jak już wspomniałam, niekompletna.
        Chwyciła grube tomiszcze oprawione w ciemnozieloną skórę z wyrytymi na niej złotymi słowami Księga Maga - o Aurach i ich tajemnicach. Czytała tę księgę wiele razy, ale nigdy pod kątem ewentualnych anomalii. Była zaintrygowana przypadkiem Hirama. Każda aura jest unikatowa, wyjątkowa i niepowtarzalna, więc nie ma mowy o takim samym problemie u dwóch różnych istot, a zdarzyło jej się napotkać najróżniejsze przypadłości. Tak jak nie da rady wejść dwa razy do tej samej rzeki, tak niemożliwe jest wyczuć dwie takie same aury. Księga jednak w niczym jej nie pomogła. Odstawiła ją więc z powrotem na swoje miejsce i powróciwszy do Hirama klęknęła przed nim.
        - Do czego potrzebna jest ci krew? Bo z pewnością nie pijesz jej dla przyjemności?
        Stwierdziła, że zadając pytania prędzej dowie się czegokolwiek przydatnego, niż gdyby snuła jedynie nietrafione domysły.
Ostatnio edytowane przez Mereve 5 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Ochoczo przyjął polecenie o niewstawaniu i nie czarując się zbytnio, przechylił się do tyłu, siadając na podłodze, opierając plecy o nogę stołu. Przyjął kolejny napar, przyglądając mu się podejrzliwie. Mereve nie wydawała się skora do zrobienia mu krzywdy, ale, jakby na to nie spojrzeć, od naparu się wszystko zaczęło.
         Przełknął zawartość kubka. Woda zdążyła już trochę ostygnąć, a i tak popaliła mu gardło; mimo wszystko wolał to od smaku nieswojej krwi.
        - Pytasz, czy jestem wampirem? - odparł pytaniem, uśmiechając się słabo. Musiał dać sobie chwilę na połączenie tego słowa ze znaczeniem. - Nie, a przynajmniej nie wydaje mi się. Nie mam wydłużonych paznokci, zmian kostnych ani ostrych kłów w szczęce.
        Umilkł, zastanawiając się nad tym, co ma powiedzieć. Nie miał, co prawda, czego ukrywać, lecz wrodzona ostrożność stanowczo kręciła mu głową na pomysł dzielenia się tak niepewną wiedzą. Z drugiej strony, miał przed sobą uzdrowicielkę. Najwyraźniej pierwszą konkretną, jako że spotykane dotąd, okazywały się zwykłymi, szarymi zielarkami. Nieprzywykłymi do zajmowania się światem wychodzącym poza ich widzenie.
        - Nie jestem w tej dziedzinie ekspertem - zaczął, obracając pustą fiolkę między palcami. - Mój problem najwyraźniej wykracza poza moje pojmowanie rzeczywistości. Z tego, co zrozumiałem, wszystko dookoła nas, wliczając stół, zwierzęta, czy ciebie, jest naturalnie otwarte na magię przepływającą w tym świecie. Nawet jeśli ktoś nie ma krzty talentu do czaroznastwa, to i tak jest częścią magicznego bądź „duchowego świata”, jak go nazywacie. I nawet ciężko zraniony bądź wycieńczony jest w stanie regenerować swoje pokłady magii, choćby i znikome - uniósł głowę, opierając jej tył o rant stołu. - Ja tego nie posiadam. Mam w sobie jakąś energię, w końcu dzięki niej jestem w stanie utrzymywać tę cholerną tarczę, ale nie mogę jej odnawiać. Jeśli mi się skończy, to... - urwał, wskazując na ślady wyplutych przez siebie wnętrzności na podłodze. - Najwyraźniej tutejsze powietrze źle na mnie działa. Dziwię się do dzisiaj, że przy okazji nie łapię i... ife... ine... - zaciął się, klnąc po cichu w niezrozumiałym języku. Nie znosił mowy specjalistycznej tej krainy, szczególnie, gdy musiał się jej uczyć w pośpiechu. - ...choroby.
        - Przez to muszę szukać innych innych sposobów na odnowienie swoich zasobów - dodał po chwili, unosząc fiolkę do oczu. - Krew nie jest najskuteczniejsza, ale działa. Krew „niemagów” jest jeszcze słabsza, ale lepsze to, niż nic. Pomaga też ślina i... - zatrzymał się, przypominając sobie pieczenie policzka od uderzenia uszatej. - Taak. Generalnie kontakt z dawcą.
        Umilkł, przeszukując pamięć w zadumie.
        - Możliwe, że jestem nietutejszy. Możliwe też, że w większym sensie, niż z okolicy bądź kraju, bądź... - nie dokończył, rzucając zamyślone spojrzenie Mereve.
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Po wysłuchaniu jego słów była w stanie postawić wstępną diagnozę: szczątkowa amnezja oraz brak odporności organizmu na wszystko, co alariańskie. Już dziwniej być nie mogło. Odetchnęła głęboko, wstając z podłogi. Nie mogła znieść widoku i zapachu obcej krwi w swoim domu, pochwyciła więc szmatkę, po czym zaczęła wycierać zakrwawione plwociny, oddając się przy tym rozmyślaniom. Musiała poukładać sobie informacje, które otrzymała od Hirama. Zerkała na niego co jakiś czas kątem oka, zastanawiając się, skąd on faktycznie pochodził. Skoro twierdzi, że nie ma w sobie ani krzty magii... Cała Alarania była przesiąknięta magią, to było coś zupełnie normalnego, jak fakt istnienia przyrody i jej sił, nic nadzwyczajnego. A jednak on w sobie tej energii nie miał. Był zmuszony korzystać z dostępnych sposobów na budowanie odporności organizmu przez kontakt z innymi istotami, jak wspomniał. Nie był demonem, jego aura emanowała typowo ludzkimi barwami i to bez żadnych dodatkowych atrakcji w postaci "półkrwi". Miała mętlik w głowie.
        Kiedy uporała się z brudem na podłodze, wstała, odrzucając zakrwawioną szmatkę gdzieś w odległy kąt chatki. Teraz zastanawiała się, czy chce jej się mieszać w tę sprawę i czy się to ewentualnie opłaci. Była ewidentnie za stara na gonienie za umierającymi. Ten tu nie umierał, ale to tylko kwestia czasu. Nie zamierzała nikogo uszczęśliwiać na siłę, bo mijało się to z celem, ale dobitnie była zainteresowana zaistniałą sytuacją. Zresztą, gdyby jegomość nie potrzebował pomocy, to z pewnością nie opowiadałby o swoim problemie nowo poznanej osobie i to w dodatku wiedźmie. W tym zamyśleniu podeszła do siedzącego jak posążek Beliala i podrapała go za uchem, wpatrując się w eter nieobecnym wzrokiem.
        - Gdybyś był wampirem, nie krzywiłbyś się tak po wypiciu krwi. A o infekcję byłoby trudno, zważywszy na to, że gdy tylko twoja bariera znika - umierasz - rzuciła lakonicznie, wciąż patrząc w przestrzeń. - Nie masz w sobie enegii magicznej... Tak więc albo ci ją ktoś odebrał, albo nigdy jej nie miałeś. Odebranie magii często idzie w parze ze śmiercią odbierającego, więc nie sądzę, by ktoś ryzykował własne życie, aby dokonać tak nieprzemyślanego i niebezpiecznego czynu. - Mówiła bardziej do siebie niż do Hirama, ale to pozwalało jej się skupić. Nawet nie obdarowała go szybkim spojrzeniem. - Jeżeli zaś nigdy, od urodzenia, w twoim organizmie nie popłynęła ani odrobina tej energii, niewywołana żadnymi czynnikami zewnętrznymi...
        Nic logicznego nie przychodziło jej do głowy. Miała może jakieś przebłyski wiedzy z dawnych, bardzo dawnych lat, lecz nie potrafiła ich skleić w jedną, konkretną całość. Człowiek-zagadka po prostu, gorzej trafić nie mogła. Nawet demona miała uwięzionego w ciele kota od ponad tysiąca lat, a z czymś tak z pozoru łatwym nie umiała sobie poradzić. Czyżby to przerosło jej kompetencje? Miała ochotę wyrzucić tego człowieka za drzwi, ale chęć rozwikłania tej zagadki posiadała większą siłę przebicia. Podeszła więc do Hirama i ukucnęła przed nim.
        - Ten język, którym się posłużyłeś. Nie jest on żadnym znanym mi dialektem alariańskim, ani gwarą, ani niczym podobnym, co mogłoby choć odrobinę wskazywać na tutejszą manierę. Skąd go znasz?
Ostatnio edytowane przez Mereve 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Uniósł brwi. Nie przyszło mu do głowy, że jego mimika będzie większym dowodem niż cała jego fizjonomia. Niekontrolowanie wyszczerzył się nad swoją krótkowzrocznością, lecz napotkawszy nie życzące dobrze spojrzenie kota, szybko powrócił do neutralnego stanu twarzy.
        - Przepraszam za bałagan - bąknął, przyglądając się z zainteresowaniem pracującej czarodziejce. Zaskoczyła go. Sądząc po jej niemal arystokratycznym wyglądzie, zakładał, że jest osobą, która wysługuje się innymi w brudnej pracy. Był do tej chwili całkowicie przeświadczony, że nie patrząc na jego stan, rzuci mu mop i wiadro, bez słowa każąc ścierać, co narobił. Jednak była tu, podwinąwszy suknię, i na kolanach czyszcząc podłogę. Pokiwał nieznacznie głową, błądząc myślami wokół tej sceny.
        Z zamyślenia wyrwała go dopiero kobieta, zbliżywszy się do niego i stawiając twarz na równi z jego, dalej ze swoim zwyczajowym świdrującym spojrzeniem. Powtórzył jej kilka ostatnich słów w swoim języku, czysto i wyraźnie.
        - Z tym językiem tu zacząłem. Mówię też we wspólnym, ale tamten jest dla mnie... bardziej naturalny. Znalazłem go też tutaj - dodał, odpinając kurtkę i wyciągając z wewnętrznej kieszeni podniszczony dziennik. Obrócił go i otworzył przed Mereve, przerzucając kartki... bądź bardziej to, co z nich zostało.
        - Mam to przy sobie odkąd pamiętam - powiedział. - Kilka ostatnich stron zapisałem już wspólną mową, ale później nie miałem czego zapisywać. Wcześniejsze strony wyglądają, jakby najpierw się przypaliły, a potem wykruszyły - zasępił się, zaglądając do środka. - Jedynie przy samym grzbiecie zachowały się ręcznie pisane litery, pojedyncze słowa. Nic wartego uwagi. Naturalnie, wszystkie pozostawione słowa są w „tym” języku.
        Uniósł lekko dziennik, zachęcając, by go przejrzała, mimo że nie widział tam nic specjalnie interesującego. Jego uwagę za to przykuły dwie, połyskujące tarcze za Mereve.
        - Czy mi się tylko wydaje, czy ten kot ma w sobie więcej osobowości niż powinien mieć przeciętny kot?
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Przyjrzała się wręczonemu jej dziennikowi. Bardzo uważnie, dokładnie i z nabożną precyzją. Ostrożnie przerzucała ostałe kartki tak, by nie podzieliły losu tych zniszczonych. Prześlizgiwała palcami po opalonych krawędziach notatnika, aż nagle syknęła, upuszczając go. Po jej karku przeszedł mimowolny dreszcz. Obawiając się ponownego bezpośredniego kontaktu z przedmiotem, przykucnęła i palcem wskazującym, bez dotykania, kontynuowała oględziny. W drugiej ręce, która została wystawiona na niekorzystne działanie dziennika, czuła mrowienie, zupełnie niepodobne do tego, gdy używała magii. Było to uczucie, jakby między jej dłonią a przedmiotem doszło do nagromadzenia się zbyt dużej ilości energii, która musiała znaleźć ujście przez żywe ciało. Na dłoni nie miała żadnego widocznego śladu, lecz miała wrażenie, że przez ten nadmiar energii jej skóra się przypaliła. Swądu też nie dało się wyczuć. Skupiła się na treści dziennika. To, co zostało napisane we wspólnym, rozumiała bez zarzutów, nawet miała kilka uwag a'propos gramatyki, ale to było do wybaczenia. Zaś słowa, przemykające na resztkach pierwszych kartek, były dla niej istną tajemnicą. Nawet nie potrafiła domyślić się ich znaczenia, dla niej były to po prostu przypadkowo spisane litery.
        Dotarło do niej pytanie mężczyzny, ale zanim na nie odpowiedziała, wstała, sprawiając by notatnik wzniósł się w powietrze przed nią, po czym odłożyła go ostrożnie na jedną z wyższych półek. Wolała nie ryzykować, że ona lub Belial się na niego napatoczą.
        - Może i ma jakąś osobowość, ale na pewno nie większą od przeciętnego kota - odpowiedziała Hiramowi bez emocji w głosie. Można powiedzieć, że nawet z delikatnym politowaniem. - Belial jest demonem na moich usługach. Nie zrobi ci niczego, dopóki mu nie rozkażę.
        Dla niej ta informacja była jak oczywista oczywistość, jakby każdy w Alaranii trzymał nad piecem demona w kocie. Teraz próbowała zrozumieć naturę tego przeklętego przedmiotu, którego za cholerę nie mogła tknąć. Chociaż dziwił ją fakt, że dopiero po kilku chwilach nastąpiła głębsza interakcja, a nie od razu po zetknięciu się jej palców, ba, naskórka, z tym dziennikiem.
        - W twoim pamiętniku zebrała się energia, której nie potrafię skategoryzować - rzekła, wracając do Hirama. - Jest dzika, nieokiełznana wręcz. Chyba że to ja histeryzuję, w co szczerze wątpię.
        Zaraz do nich przytuptał kot; usiadł obok i począł wściekłym spojrzeniem wpatrywać się w Mereve, uderzając agresywnie ogonem o podłogę. Czarownica zignorowała bogate w wiązanki myśli demona, zastanawiając się, co dalej począć z jegomościem i tajemnicą, którą skrywał. Wpadł jej do głowy pewien pomysł.
        - Zastanawiam się, w jakim stopniu zaklęcie przywrócenia zadziałałoby na ten dziennik... Jeżeli w ogóle by zadziałało... Obawiam się jednak, że zetknięcie dwóch różnych energii mogłoby nie wpłynąć korzystnie ani na ciebie, ani na nas.
        Wstała z zamiarem zamknięcia okna. Gdy już to uczyniła, otworzyła drzwi do ogrodu, po czym bez słowa przez nie wyszła, zostawiając Hirama sam na sam z krwiożerczym demonem.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

         Bogata wyobraźnia Hirama przesunęła mu przed oczami obraz eksplozji i czarciej zawieruchy, jaką mogłaby wytworzyć wspomniana przez kobietę energia. Potrząsnął głową, odpychając od siebie niemiłą wizję.
         Cicho zaprotestował, gdy jego dziennik samowolnie odsunął się od niego na odległość pokoju i wysokość półki, westchnął jednak w końcu i poddał protest. Nie widział sensu w dalszym siedzeniu, zebrał się więc do wstawania, gdy wtem wyrósł mu przed oczami zwierz, wbijając w niego połyskujące ślepia.
         Belial siedział centralnie przed nim, z wyrazem pyska nie sugerującym raczej niczego przyjemnego. Hiram nachmurzył się.
        - Posłuchaj, kolego - mruknął, gdy Mereve opuściła dom. - Ty nie lubisz mnie, a ja przestaję lubić ciebie. Nic nie osiągniemy bez paktu o nieagresji; ja się stąd nie wyniosę, a ty mi nie znikniesz z oczu.
        Kot przesunął ciężko ogonem w powietrzu. Wyglądał na przynajmniej tak zniesmaczonego jak Hiram, słuchał jednak dalej.
        - Tak że bez zbędnego gadania, schodźmy sobie z drogi - zaproponował, po czym uśmiechnął się wisielczo. - Albo zrobię wszystko, żeby ten dziennik wybuchnął w środku domu.
        Kot otworzył szerzej oczy. Hiram pierwszy raz pożałował, że nie może go posłuchać. Zadowolony wstał z klęczek i powoli ruszył na zewnątrz, pozostawiając oszołomionego kota przy stole.
        Pogoda wydawała się stracić swój poprzedni pęd, lecz w dali niebo gdzieniegdzie rozświetlało się światłem błyskawic. Mereve stała na ganku, prawdopodobnie obserwując dal nieba. Drobna mżawka pod wpływem płynącego z zachodu wiatru rozbijała się o ściany domu, łącznie z wystawioną na nią Mereve. Podszedł bliżej i stanął obok, po czym po chwili wysiłku roztoczył ochronną barierę także na nią, chroniąc oboje od deszczu. Rzucił zamyślone spojrzenie przed siebie.
        - Mieszkasz na niezłym odludziu. Jak na zielarkę - zagaił cicho.
Awatar użytkownika
Mereve
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Uzdrowiciel , Szaman , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Mereve »

        Obserwowała jaśniejące od błysku piorunów niebo nad dalszą częścią wielkiego lasu. Delektowała się odgłosem grzmotów, kroplami na twarzy, porywistym wiatrem i szumem kołyszących się dookoła drzew. Zastanawiała się przez chwilę, czy aby nie posiada w sobie części krwi elfiej, gdyż nigdzie nie czuła się tak dobrze, jak na łonie natury. Nie znosiła miejskiego zgiełku, ledwie można było znaleźć miejsce na spokojny oddech, nie mówiąc już o samodzielnym myśleniu. Niektóre istoty, jeśli wierzyły w reinkarnację, w następnym wcieleniu byłyby co najwyżej szyszką...
        Co do procesu myślenia - starała się wymyślić bezpieczny sposób na odtworzenie zapisków Hirama. Istniało kilka opcji, lecz żadna z nich nie gwarantowała pełnej ochrony przed skutkami ubocznymi zaklęcia. Szczególnie, gdy obiekt miał nieznaną temu światu energię. Dla niej, jako osoby wykształconej, uczonej i najzwyczajniej dociekliwej było to niezwykłe odkrycie. Ciągnęło ją do poznania tajemnicy tego zjawiska, mimo że konsekwencje mogłyby okazać się zgubne dla wielu osób. Głównie dla niej. Już dawno nie poczuła takiego skoku adrenaliny. Zamyśliła się, wpatrując w uderzające ponad lasem błyskawice. Gdy zaczęła bardziej się nad tym zastanawiać to skojarzyła, że energia, która ją poparzyła działała bardzo podobnie do...
        Z rozmyślań wyrwał ją głos Hirama i fakt, że przestało na nią padać. Zamrugała kilkakrotnie, odchrząkując. Prychnęła trochę z rozbawienia, trochę z politowania i, nie patrząc na mężczyznę, odparła:
        - Nie jesteś ani głuchy, ani ślepy, ani tym bardziej głupi, dlatego nie udawaj, że nie wiesz, kim naprawdę jestem. To urocze, ale w dalszej perspektywie staje się to uporczywe. Nie jesteś prostym chłopkiem, któremu można wmawiać farmazony. - Westchnęła, odetchnąwszy rześkim powietrzem. - Mam w domu demona, odprawiam rytuały i wypowiadam dziwne słowa, paląc zwierzęta we własnym kominku. To oczywiste, że jestem Czarownicą. - Zerknęła na niego kątem oka, uśmiechając się enigmatycznie. - Belial nie pochwala mojej decyzji dzielenia się takimi informacjami z obcymi. Uważa, że nazbyt narażam siebie, a przede wszystim jego. Dlatego tak cię obserwuje - dodała konspiracyjnym szeptem. - I dlatego, że mu rozkazałam.
        Splotła dłonie za plecami, ponownie skupiając wzrok na horyzoncie rozmytym przez deszcz. Nie miała wyrzutów sumienia przez ujawnienie prawdy o sobie. Po co tak się silić, by ukrywać swoją tożsamość? Jak ktoś chce się dowiedzieć, kim jesteś, to się dowie i nic się na to nie poradzi. Mereve była za stara na bawienie się w spiski i tajemnice, okraszone mrocznymi opowieściami i strasznymi anegtotami. Właśnie dlatego, że się nie chowała, miała spokój. Ludziom pomagała? Pomagała. A że chciała zapłaty za swoje usługi to chyba nikogo nie powinno było dziwić. To, że zapłata była zwykle dosyć nietypowa to inna sprawa. Złota miała w zapasie, a jadło sama sobie sprawić potrafiła. Za to krew ludzka oddana z własnej woli jest jak biały kruk wśród książek. Nigdy nie wybrzydzała, miała tylko jeden warunek - to musiało być coś osobistego. Bielizna się nie liczyła.
        Przeniosła wzrok ponownie na Hirama.
        - Co do zaklęcia, o którym wcześniej wspomniałam: trzeba będzie je rzucić w Kręgu, w głębi lasu - rzekła dość obojętnie. - Zajmiemy się tym jutro. Jeśli masz jakieś pytania, postaram udzielić ci na nie konkretnych odpowiedzi.
Ostatnio edytowane przez Mereve 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Zablokowany

Wróć do „Księstwo Karnstein”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości