Hrabstwo Ascant-Flove[Niewielka wioska i jej okolica] Moje i Twoje nadzieje

Rozległe ziemie powstałe ze względnie niedawnego połączenia dwóch osobnych hrabstw - Ascant i Flove. Mimo, że położone w niedalekim sąsiedztwie Pustyni Nanher same są żyzne i całkiem gościnne, choć ostatnia głowa rządzącego rodu zaniedbała swoje obowiązki, przez co wiele dróg i mostów nadal wymaga naprawy.
Awatar użytkownika
Nimroth
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Łowca
Kontakt:

Post autor: Nimroth »

Zupełnie nie przeszkadzało mu to, że kolejna osoba strzegąca go w ogóle się nie odzywa. Właściwie miał już na dzisiaj dość rozmów i z chęcią przemilczałby resztę swojego dnia, aż do momentu, w którym będzie mógł odpocząć. Liczył nawet na to, że się uda, chociaż jednocześnie też w to wątpił – czekał go jeszcze jeden posiłek w ich towarzystwie, przynajmniej dzisiaj, a w jego czasie na pewno ktoś się do niego odezwie albo zada mu jakieś pytanie. Niegrzecznie byłoby wtedy nie odpowiedzieć takiej osobie. Nie był dzikusem, co o niektórych członkach tej grupy można było powiedzieć, dlatego wiedział, jak powinien się zachować, aby nie wyjść na osobę niewychowaną – choć jednocześnie nie była to też etykieta, której uczeni są wszyscy arystokraci, bez różnicy na to, jak wielki był ich majątek.
Z tych myśli wyrwał go głos, którym jego strażniczka wypowiedziała pierwsze słowa, jakie padły z jej ust od momentu, w którym przywitała się z nim i usiadła w pobliżu. Posłusznie podniósł się z pozycji siedzącej do stojącej, sprawiał przy tym wrażenie, że wszelkie więzy przeszkadzają mu tylko odrobinę i miał z nimi swobodę ruchu większą, niż możnaby zakładać. Na pewno wyglądałoby to inaczej, gdyby nie masa treningów, które miał za sobą. Dzięki nim teraz był zręczny, zwinny i wygimnastykowany.
Poszedł za nią i usiadł w miejscu, które mu wskazała. Nadal się nie odzywał, a z jego oszczędniej mimiki dało się wyczytać, że zwyczajnie nie ma na to ochoty – i na odzywanie się samemu z siebie, i na rozmowę z kimś. Pomyślał, że może dzięki temu będzie jeszcze mniejsza szansa na to, że ktoś zacznie gadać w jego stronę i „zmusi” go do tego, żeby odpowiadał. Spodziewał się zresztą, że po obu jego stronach siądzie ktoś, kto w razie czego będzie mógł szybko zareagować, gdyby chciał zrobić coś, co im się nie spodoba, jednak miejsce po jednej ze stron świeciło pustką. Póki co przynajmniej, bo szybko domyślił się, że zajmie je ktoś, kogo jeszcze nie ma przy ognisku. Tym kimś była Dean oczywiście.

W pewnym stopniu ciekawiło go nawet to, co ma stać się już niedługo – zasadzka, którą chce urządzić ta grupa i też to, że chcą zaangażować w to nawet jego. Oddadzą mu broń czy może każą walczyć czymś, czym będzie wiedział, jak się posługiwać, ale jednocześnie nie będzie to też ostrze, którym przywykł zabijać (czyli jego własne), a przez to nie będzie mógł w pełni wykorzystać tego, czego się nauczył? Jak bardzo swobodny będzie mógł być, czyli jak bardzo pozbawią go wszelakich więzów? Kto będzie go pilnował i jak zabezpieczą się na wypadek gdyby chciał uciec albo zmienić stronę i pomóc tamtym walczyć z grupą, która go pojmała i teraz więziła? Jakie miejsce zajmie już na miejscu zasadzki? Na część pytań niejako znał odpowiedź albo mógł podejrzewać, jaka ona będzie, a na inne nie znał i może pozna ją dopiero wtedy, gdy zaciągną go na miejsce. Oczywiście, że postrzegał to jako możliwość ucieczki, miał też pewien pomysł na to, gdyby pojawiła się możliwość walki po drugiej stronie. Mógłby zwyczajnie przekupić tamtych i powiedzieć im, że jego Ojciec zapłaci, jeśli pomogą mu i dostarczą go żywego w miejsce, które by im wskazał. Mógł też walczyć ze zmiennokształtnymi – ramię w ramię – jeżeli ta druga grupa nawet nie brałaby pod uwagę tego, że jest więźniem tamtych i widzieliby w nim jedynie zagrożenie. Walczyłby, ale początkowo myślał o tym tak, że zacząłby, gdyby bezpośrednio zagrażali jego życiu. To wszystko nie brzmiało, jak złe pomysły. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo nie wpadł na nic innego. Tak, owszem, pozostawała jeszcze zwyczajna ucieczka, jednak był przekonany, że na coś takiego byli przygotowani.
Czerwone oczy albinosa spoczęły na krótką chwilę na Dean, gdy dosiadła się obok niego i na chwilę uwolniła jego ręce z więzów. Zatoczył nimi dwa lub trzy okręgi, samymi dłońmi, wykorzystując do tego możliwości swych nadgarstków. Potrzebował tego, bo, owszem, miał pewną swobodę w ruchach, gdy był skrępowany, ale nie równała się ona pełnej swobodzie, którą dało się osiągnąć jedynie wtedy, gdy nie czuł się liny i magicznych więzów. Dopiero po tym przyjął od niej kij, na który po chwili nabił kromki chleba. Zawiesił to nad ogniskiem, ale nie na długo – nie chciał, żeby przypiekła się całość, a jedynie brzegi, choć nie wiedział, czy mu się to uda, chciał zostawić środek miękki, ale jednocześnie liźnięty też przez ogień. W odpowiednim momencie, który uznał za stosowany, nagłym ruchem zabrał kij znad ognia i zdjął z niego pierwszą kromkę, nie przejmował się tym, że jeszcze nie dostał tego, do czego chleb ten będzie dodatkiem. Zjadł ją, żeby sprawdzić, czy udało mu się osiągnąć to, co planował i… właściwie tak, chociaż nie do końca. Środek przy brzegach zaczął robić się chrupki – ale to było akurat drobne niedopatrzenie z jego strony. Na tyle drobne, że mógł je sobie wybaczyć. Krótko po tym, dostał miskę gulaszu. Zaczął zjadać go z chlebem znad ogniska. Powoli, tak, żeby chociaż przez chwilę poczuć smak tego połączenia. Robił to z obyciem osoby, która została nauczona tego, jak zachowywać się przy stole i, choć daleko mu było do dobrego wychowania arystokraty, to na pewno nie zostałby uznany za niewychowanego i niekulturalnego, gdyby jadł przy jednym stole właśnie z kimś takim. Co prawda, teraz siedział przy ognisku, otoczony przez zmiennokształtnych, ale nadal jadł w ten sposób, na pewno różniący się od tego, w jaki pożywiali się oni, i też ograniczony przez to, że nie siedzi na krześle i przy stole właśnie.

Czy dziwne było to, że nie odezwał się słowem od momentu, w którym tu usiadł? Nie, przynajmniej nie dla niego.
Awatar użytkownika
Dean
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Wojownik , Opiekun , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dean »

        Zajadali sobie w najlepsze, rozgadali się i odprężyli nieco - wyglądało na to, że posiłek to coś co dla większości członków było jednak spoiwem, przyjemnością i czynnością towarzyską do tego stopnia, że poprawiłby im humory nawet gdyby poprzypalali sobie wszystkie kromki (jak niektórzy uczynili) lub znaleźli w gulaszu widelec, który sami tam niechcący wrzucili. Atmosfera zrobiła się swojska, choć nie tak beztroska jak można by oczekiwać. Nie dość, że trzech osób brakowało, to i niektórzy z obecnych strapieni byli obecnością Ni, nie tylko przy ognisku, ale i w obozie. Przede wszystkim zaś zbliżał się dzień zasadzki, a oni wiedzieli, że posiłki nie dotrą. Dean wraz z Abel i Jean opracowywały już nowy plan, ale biały lisołak był w nim dość niepewnym elementem. Trzeba było manipulować możliwościami tak, by stale ktoś przy nim był - jego udział nie był kluczowy - i żeby w razie czego mógł narobić jak najmniej szkód. To było sporo ograniczeń. Ale w zamian mogli skorzystać z jego umiejętności, a te ponoć nie były małe. Magia wiatru, atak z zaskoczenia, otwarcie zamków… wszystko z tego było im na rękę i ładnie pasowało do pewnej wygodniej dla Dean taktyki.

        Nikt już nie robił afery z faktu, że lis ma wolne ręce - ostatecznie póki miał obrożę i odrobinę rozsądku, był względnie pod kontrolą. Nie znaczy to jednak, że nie zwracano na niego uwagi - Jack czasem łypał na niego z szaleńczym uśmiechem na pysku, Jea zerkała czy nie zostanie mu trochę gulaszu, do którego mogłaby się przymilić, a Sally podziwiała eleganckie ruchy i postawę ich przystojnego jeńca. Mówili już o tym - żadne z nich nie było arystokratą, ale sam fakt, że nie zachowywał się jak plebejusz czy jaki inny obskurant ona akurat potrafiła docenić. Tak wspaniale podkreślało to jego delikatną, młodzieńczą urodę, szczupłe nadgarstki, w końcu uwolnione z szorstkości lin! Zapominała o przełykaniu jak tak na niego patrzyła, nie widziała nawet jak Jean podbiera jej chlebki. W końcu to też Jea musiała zacząć wkładać jej jedzenie do ust i szturchnąć ją, by raczyła przeżuwać. Musiały być w pełni sił. A potem to Sally może sobie w swoim zauroczeniu głodować ile chce.

        Posiłek przebiegł spokojnie… ale wrócił i dokończyli go nim w mroku wielkie ognisko stało się zbyt widoczne. Jean i Sally zaczęły zbierać misy, Dean dała Ni jeszcze chwilę wytchnienia i na nowo spętała mu ręce. Choć do posiłku jak zwykle podano jakieś fikuśne ziółka, tym razem dostał też kubeczek z naparem, by mógł napić się przez noc. Dean przypomniała, że jutro zabiorą go na miejsce szykowanej zasadzki i poradziła, by wykorzystał czas na odpoczynek nie knując nic, skoro i tak w zamian za pomoc obiecała mu uwolnienie. Zrobiła to jednak na uboczu, tak by nie słyszało tego zbyt wielu z jej kompanów.

        Odprowadziła go do jego kącika, gdzie czekała już rozłożona jak i wczoraj mata, a tuż obok niej (i po części na niej oczywiście) wylegiwała się Kicia. Lizała łapy w leniwym zapamiętaniu i na lisołaki niemal nie zwróciła uwagi. Dean pogłaskała ją po głowie i wymieniła się z Natanem, który pojawił się w obozie dopiero pod koniec kolacji. Był umorusany i trochę zmęczony, ale jeszcze nie senny. Mimo wszystko jego gadatliwość nie dała się Ni we znaki, bo gdy tylko zrozumiał, że biały koleżka szuka spokoju i nie ma ochoty na rozmowę, umilkł i zajął się jakąś plecionką na macie obok. W obozie zaczęła panować względna cisza, aż polanę pochłonął niemal zupełny spokój. Długo dało się słyszeć jedynie odległe trzaskanie gałęzi, skrzeczenie sarenek i nieco upiorne wrzaski sowy zadomowionej w pobliżu. W środku nocy jednak kroki zaczęły znaczyć piasek, wiatr rozegnał niejedną cichą wymianę zdań, kłótnię, chichoty, zastukały jakieś narzędzia - i życie znów wkradło się do obozu, choć tym razem pojawiło się w subtelnych szatach konspiracji, nie zaś jaskrawej pelerynie wigoru. I tak pozostało w niej, do chłodnego jak na letnią porę ranka, gdy inny strój przykuł uwagę losu - różowy do przesady i beżowy z przymusu zestaw Sally, przygotowującej się do spędzenia z jeńcem upojnych godzin dzielących ich od śniadania.
Awatar użytkownika
Nimroth
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Łowca
Kontakt:

Post autor: Nimroth »

Czuł na sobie spojrzenia innych, którzy akurat siedzieli przy ognisku, ale nie przejmował się nimi i cały czas, we względnym spokoju, zjadał swoją porcję jedzenia. Na szczęście tylko na tym się skończyło i nikt nie próbował do niego mówić, dzięki czemu miał spokój od nich i od ich pytań. Gdy czas kolacji minął, jego dłonie znów zostały spętane – to nie było żadną niespodzianką. Napił się też naparu, który dostał i, może tylko mu się wydawało, ale po tym, jak to zrobił, poczuł się tak jakby nieco bardziej senny i zmęczony. Może to po prostu ten dzień dawał mu się we znaki, a także to, że planowanie ucieczki sprawiało, iż zdarzyło mu się spać mniej niż powinien. Postanowił też pominąć warunki, w jakich śpi, bo one akurat były tu najmniejszym problemem.
Na miejsce odprowadziła go Dean. Spojrzał na nią krótko, gdy wspomniała o tym, że uwolnią go, gdy pomoże im z ich planem. Wierzył w to? Oczywiście, że nie. Dla niego brzmiało to zbyt prosto. Wątpił, żeby tak po prostu to zrobili po tym, jak już by im pomógł i osiągnęliby poprzez zasadzkę to, czego chcieli. I właśnie dlatego cały czas miał w głowie swój plan. Plan ucieczki. Plan uwolnienia się od tej grupy zmiennokształtnych, którzy chyba nie do końca dostrzegają to, kim on jest i, jednocześnie, kogo też zdecydowali się wziąć jako więźnia. Tak, to prawda, że raczej nikt nie będzie go szukał, bo od dnia, w którym jego Ojciec zdecydował, że może wykonywać zlecenia w pojedynkę, Ni – w terenie – był zdany tylko na siebie i swoje umiejętności. Dlatego też uważał, że miał szansę przekonać tych, na których chce zaczaić się Dean i jej grupa, że może stanąć po ich stronie i walczyć z nimi ze zmiennokształtnymi, jeśli ci pomogą mu później dotrzeć do Ojca. Pominąłby fakt, że przy pierwszej okazji wyniósłby się z towarzystwa tamtych i sam wrócił do posiadłości. Może nawet nie zabiłby ich, gdyby ich opuszczał. Wtedy ważniejsza byłaby dla niego ucieczka, a nie pozbywanie się kogoś, kto go widział. Zresztą, może nawet byłby im „winien” to pozostawienie przy życiu, gdyby rzeczywiście mu pomogli. Niektórzy z tych, z którymi przebywał teraz, może mogliby pomyśleć o tym, że może on planować bratanie się z ich przeciwnikami – dlatego na to też powinien się przygotować, bo przecież mogą chcieć sabotować jego działania, a przez to ta druga grupa nie uwierzyłaby w prawdziwość jego słów i mogłaby uznać, że próbuje ich podejść i wykorzystać to, że udałoby mu się podejść do nich bliżej… Dzisiaj już mniejsza z tym, powoli tracił chęć na myślenie o tym, a górę nad wszystkim brało powiększające się zmęczenie.

Panterę obdarzył jedynie przelotnym spojrzeniem. Nie wiedział, co zwierzę to myślało sobie o nim, ale, jeśli o niego chodziło, to prawdopodobnie – póki co przynajmniej – była jedynym członkiem tej grupy, którego bliską obecność tolerował i, którego obecność ta mu nie przeszkadzała. Może dlatego, że była ona zwierzęciem, z którym nie mógł rozmawiać, więc nie zadawała mu pytań i nie próbowała nawiązać z nim nawet krótkiego dialogu. Owszem, niektórzy zachowywali się podobnie, ale nadal istniała możliwość, że zdecydowaliby się do niego odezwać. Pantera wydawała jedynie zwierzęce odgłosy, których on i tak nie rozumiał.
Z Dean pożegnał się dość oszczędnym skinieniem głowy, podobnym też przywitał nowego strażnika, który prawdopodobnie spędzi tu noc. Odrobina szacunku ze strony Ni spłynęła w stronę Natana, gdy ten zrozumiał sytuację i również wolał odpocząć, zamiast wdawać się w rozmowę z więźniem. Biały lis nie wiercił się zbytnio na swoim miejscu - ta część maty, którą miał dla siebie w zupełności mu wystarczała, więc nie musiał nawet sugerować panterze, aby przesunęła się i zrobiła mu więcej miejsca. Szybko znalazł sobie wygodną pozycję i równie szybko ogarnął go sen.
Zbudził się nie przez jakieś koszmary czy przez to, że ktoś zakłócił jego sen. Ciało lisołaka samo uznało, że już mu wystarczy snu, dlatego samo postanowiło go też z tego stanu wybudzić. Do jego uszu od razu dotarły leśne, poranne odgłosy. Na pewno nie zbudził się pierwszy, czego domyślił się chociażby przez to, że udało mu się dostrzec powoli zwiększający się ruch w obozie. Gdy spojrzał w bok, zobaczył, że Natan pełnił funkcję jego strażnika przez całą noc. Nie, żeby w tym czasie było to wymagające – Ni w końcu zasnął szybko i przespał te kilka godzin bez budzenia się ze snu. Nowy dzień oznaczał też, dla niego, więcej planowania, a dla niego i dla niektórych wizytę na miejscu, w którym chcą zrobić zasadzkę. Musiał zobaczyć to miejsce, skoro chcieli wykorzystać go w swoim planie – bez tego nie będzie mógł przecież powiedzieć im, gdzie jako ich nowe „narzędzie” przyda się najbardziej. Przed tym na pewno będzie miał jeszcze okazję zjeść śniadanie, a gdy o tym pomyślał, zrozumiał też, że właściwie to zaschło mu w gardle. Co prawda napar w kubku był już zimny, jednak to wystarczyło, żeby ugasić pragnienie.

Gdy się przeciągał, w takim stopniu, na jaki pozwalały mu krępującego go liny, dostrzegł coś jeszcze. Co prawda, ubrana w… wyraźne kolory zmiennokształtna wychodziła dopiero ze swojego namiotu, jednak od razu odwróciła się w jego stronę i przez to jej spojrzenie również spoczęło na nim. A Ni wiedział już, że będzie szła w tym kierunku. Liczył jedynie na to, że będzie chciała się z nim tylko przywitać i, może, porozmawiać jedynie chwilę, uciąć sobie taką krótką, poranną pogawędkę. Jeśli było inaczej, jeśli miałaby go pilnować do śniadania, to… cóż, zapowiadał się ciężki poranek.
Pomyślał, że może, jeżeli będzie jej niechętnie odpowiadał, to nie będzie chciała z nim rozmawiać. Teraz już nie tylko liczył. Teraz miał nadzieję, że to się uda. Oczywiście, o ile sprawdzi się to, co podejrzewał i, co było najgorszą możliwością.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć. W zależności od charakteru postaci, budowanie takowej więzi może zająć tydzień, a może i rok. Trzeba to doskonale wyczuć, kiedy dana osoba pozwala nam na zbliżenie (choć Sally ewidentnie nie znała takiej zasady), a także gdy to my możemy wpuścić ją w nasze szeregi i w pełni jej zaufać.
Bo zaufanie jest ważne.

        Po paru dniach Nimroth zdobył zaufanie niemal całej grupy. Nawet dotychczas nieprzychylna Howl nie jeżyła się już na jego widok. Całe skrępowanie więzienne zostało również zdjęte, więc dosłownie dzień przed zaplanowanym atakiem na bandytów Ni mógł już swobodnie chodzić po obozie. Jea nadzorowała pozostałych, aby na pewno zebrali cały obóz porządnie - w końcu trzeba było zmienić miejsce postoju, wyruszyć dalej. Dokładnie tę noc przed wielkim wydarzeniem, większość zmiennokształtnych postanowiła po wspólnej kolacji, spać pod gołym niebem. W końcu większość rzeczy było pochowane już w kufrach. Tym samym wszystko, co powinno być strzeżone, było niepilnowane.
Nimroth tej nocy podjął więc decyzję, o której myślał już od dłuższego czasu.

        Pod osłoną nocy, gdy wszyscy spali, instynkt lisołaka nakazywał mu działać. Dzięki swoim umiejętnościom oraz zaufaniu, które zdobył wśród zmiennokształtnych, zdołał oszukać wszystkich - w tym samego siebie. Ojcowskie oddanie, które wręcz nakazywało mu powrót lub jakiekolwiek działanie, wzięło nad nim całkowitą kontrolę. Nimroth był jednak ponad wszelkie przeprosiny - nie chciał żałować, nie miał za co czuć się winnym złamania przysięgi. W końcu to właśnie oni tak długo przetrzymywali go i oddalali skończenie wcześniejszego zlecenia. On tylko brał to, co było jego.
Nie miał za co przepraszać.

        Nim nastał ranek, Ni już dawno był daleko od obozu. Zabrał swoje rzeczy i zniknął - bez słowa, tak po prostu. Bo na zaufanie trzeba sobie zasłużyć z dwóch stron.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Hrabstwo Ascant-Flove”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości