Szepczący LasZacznijmy wszystko od nowa...

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Wampirzyca posłusznie usłuchała sygnału Jorgego i będąc całkowicie świadomą, że może nie oddychać przez dłuższy czas niż inni, przestała robić nawet to. Jakby obawiała się, że jeden oddech więcej w tym przybytku i wszystko szlag trafi. Przez chwilę śledziła szermierza wzrokiem, ale gdy znalazł się pod bramą postanowiła nieco podejść. Jako że nie należała do kultu, nie musiała sztywno trzymać się jego rozkazów. Nie czuła też, by w jakiś sposób im się sprzeciwiała. Miecz Zimy kazał być cicho i trzymać się na baczności, a to przecież robiła. Podeszła bliżej tylko z dwóch powodów. Chciała móc wszystko dokładnie słyszeć i móc wesprzeć przyjaciela, gdyby coś zaczęło się dziać. Nie przestawała jednak być czujna. W każdej chwili spodziewała się ataku i tak się na niego nastawiła, że w tym momencie każdy nagły dźwięk mógłby obudzić w niej drapieżnika. Chcąc nie pokazywać się na oczy obcemu wampirowi podeszła do Jorgego łukiem. Wpierw zeszła z linii wzroku kogoś, kto patrzył przez klapkę od zewnątrz, a później trzymała się przy murze klasztoru. Gdy znalazła się niedaleko przyjaciela przystanęła i nasłuchiwała, będąc bardzo ciekawą, kto taki i po co narobił tyle hałasu i udaremnił jej kąpiel.

Vanessa nie ukrywała zaskoczenia, które pojawiło się na jej twarzy, gdy pojawił się przed nią nowy rozmówca. Nie ukrywała też... No właśnie, czego? Oprócz zdziwienia, Jorge mógł widzieć również szczery uśmiech. Szczery, ale niekoniecznie wynikający z pozytywnych emocji.
- Proszę, proszę, nareszcie ktoś, z kim można rozmawiać. Aż dziw bierze, że ktoś tak młody jest przywódcą całego kultu, nieprawdaż Altherze? - Wampirzyca odwróciła się do swojego towarzysza, najwyraźniej oczekując odpowiedzi.
- Najwyraźniej sobie zasłużył, moja droga.
- Mhm, najwyraźniej. - Na powrót skupiła swoją uwagę na szermierzu, przybierając również ton głosu kogoś, kto niedowierza zaistniałej sytuacji. - Naprawdę, nie wiem, od czego mam zacząć, przystojniaku. Och, może po kolei. Temu, że nie jesteś głupcem dowodzi stanowisko, jakie obejmujesz, ale mimo tego wydaje mi się, że czegoś nie rozumiesz. Naprawdę sądzisz, że te... - Rozejrzała się po murach klasztoru. - Sterty kamieni mogłyby mnie powstrzymać, gdybym rzeczywiście chciała się wam naprzykrzyć? Czy naprawdę sądzisz, że gdyby moim zamiarem było zrobienie wam krzywdy, to stałabym przed bramą, głowiła się, jak grzecznie zapukać, by w końcu użerać się i prosić was o wpuszczenie do środka? Nie sądzisz, że po prostu już bym tam wtedy była i przednio się bawiła, rozrywając ciało kolejnego, przestraszonego biedaka? Czy naprawdę moja aktualna postawa wydaje ci się być podejrzana i podstępna? - Wampirzyca przerwała na chwilę, by szermierz mógł szybko przemyśleć sobie to, o co go zapytano. Dopiero po kilku sekundach Vanessa postanowiła kontynuować, wracając do swego zwykłego, uwodzicielskiego tonu i głosu.
- Jeśli chodzi o wiadomość... Tak, moglibyśmy dostarczyć ją na odległość. Odzież i zapas krwi również moglibyśmy zostawić pod bramą. Ale widzisz, kochanie, głównym darem ma być to, co zamknięte w klatce. - Wampirzyca wskazała na olbrzymiego lwa. - Chyba zgodzisz się, że nie można tego po prostu wypuścić, położyć i zostawić? Alther wszystko musi wytłumaczyć twojej ptaszynie, by ta nie obudziła się kiedyś z jedną kończyną mniej... - Dopiero po chwili Vanessa zorientowała się, że to wcale nie brzmiało zachęcająco i bezpiecznie.
- Och... żartowałam - dodała pospiesznie. - Nam również zależy na bezpieczeństwie. Głównie wampirzycy, którą się opiekujesz. Pracuję z jej ojcem długie lata, dlatego uważam, że należy mi się przynajmniej pięć minut rozmowy z nią - urwała zdecydowanie. Zmarszczyła lekko brwi i przybrała poważny wyraz twarzy.
- Moja droga, może sama byś zdecydowała? Skoro nie chcą nas wpuścić, niech ciebie wypuszczą. Może być z całą armią jeśli taka jest ich i twa wola. Zapewniam cię, że nic ci nie zrobimy. Swój prezent możesz przyjąć lub też nie, ale moim zdaniem przyda ci się jakiś przyjaciel. - Słowa kierowane do Belli były wypowiedziane w znacznie milszy sposób. Vanessa sprawiała wrażenie, jakby darzyła ją nie tylko szacunkiem, ale również i sympatią.

Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Tego się nie spodziewała. Ta kobieta rzeczywiście nie wyglądała na wrogo nastawioną. Ale dlaczego otaczała ją tak silna woń krwi? No i co miał znaczyć ten prezent w klatce? Przywieźli jej smoka? Była bardzo ciekawa tego, co znajduje się za murami. No i dlaczego twierdziła, że pracuje z jej ojcem? Czy to było naprawdę takie proste? Zaledwie po kilku dniach miała dowiedzieć się, kim byli jej rodzice? Dla niej była to wspaniała wiadomość. Nawet nie przyszło jej do głowy, że to może być kłamstwo. Nie mogła zmarnować takiej szansy. Poza tym, co mogło się jej stać? W dalszym ciągu w pobliżu znajdowali się kultyści gotowi do walki. W razie konieczności na pewno Jorge jej pomoże, a oni ruszą razem z nim. To tylko jeden wampir. Wszyscy razem na pewno daliby mu radę. Dlatego też Bella położyła delikatnie dłoń na ramieniu szermierza.
- Jorge, chcę wyjść - przedstawiła sprawę krótko i zdecydowanie. Zarówno ton i wyraz twarzy zdradzały, że nie zmieni zdania.
- Bardzo mądrze, moja droga - wtrąciła Vanessa, patrząc na szermierza z szyderczym, wrogim uśmiechem. Mógł on zdradzać jedynie triumf zwycięstwa, jakie odniosła nieznajoma para albo też o wiele gorsze zamiary wobec młodej elfki.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge nie dawał się tym ironicznym umizgom Vanessy - wyglądał na trochę znudzonego jej zachowaniem i niecierpliwego. Westchnął, tym razem nie kryjąc irytacji.
        - Nie jestem przywódcą, to Pan Nawałnic nam przewodzi - oświadczył, nie przez jakąś tam skromność, ale przez szacunek do Upadłego, który kult założył. On był tylko jego przybocznym, zastępcą, nawet jeśli teraz jego pozycja rosła w siłę.
        Vanessa go irytowała, a jej monolog powodował niesmak, którego nie starał się nawet ukryć. Na litość boską, tej wizerunkowej masturbacji słuchali nieletni, miałaby trochę przyzwoitości z tym napawaniem się własną cudownością.
        - Do rzeczy - warknął, nie mogąc nie wykorzystać momentu, gdy dzięki bogu zamilkła. Może miała rację, ale robiła jedno, mówiła drugie, a pewnie zamierzała trzecie, ile więc były warte jej słowa? Być może nie włamała się do klasztoru tylko przez wzgląd na swojego towarzysza, z wyrachowania albo… Przez wzgląd na ojca Belli. Ciekawe którego ojca miała na myśli? Biologicznego czy mistrza, który ją przemienił? Oba przypadki byłyby ciekawe… Ale czy mówiła prawdę? Gdyby to o niego chodziło, kazałby tej babie spadać, bo działała mu na nerwy, ale wystarczyło jedno spojrzenie w bok, by dojrzeć jak przejęta była jego towarzyszka. Ona na pewno chciała dowiedzieć się o co chodzi - dary być może również ją interesowały, ale na pewno ważniejsze było dowiedzenie się czegoś na temat swojego pochodzenia… I być może odzyskanie dzięki temu reszty wspomnień. Rozumiał ją i tak naprawdę tylko przez wzgląd na nią jeszcze prowadził tę rozmowę.
        Ignorując kłapiącą po drugiej stronie Vanessę, spojrzał pytająco na Bellę. Chciała tam wyjść? On był gotowy ją wypuścić, na dowód czego położył rękę na zasuwie furty w bramie. Ona chyba go zrozumiała, bo zaraz podjęła decyzję i nie zostawiła żadnego pola do domysłów i dopytywania. Poza jednym pytaniem, które Jorge zadał skinąwszy wcześnie na znak zgody głową.
        - Mam iść z tobą? - zapytał ją cicho. Mogła nie chcieć by ktokolwiek słyszał tę rozmowę, mogła potrzebować też wsparcia w kontakcie z obcym wampirem, a on był gotów dostosować się do jej potrzeb. A jeśli powie jej “rób co chcesz”, zamierzał pójść z nią - tak by w razie czego mieć tą Vanessę blisko, bez zbędnego tłumu wkoło. Choć broń trzymał niby swobodnie, cały czas był gotowy by zrobić z niej użytek. Szkoda tylko, że nie była posrebrzana.
        Sam otworzył furtę i przepuścił Bellę przodem. Jeśli prosiła go o wsparcie, poszedł za nią i kazał Vitalisowi zamknąć za nimi zasuwę (czemu kultysta próbował nieskutecznie protestować), ale jeśli kazał mu zostać, sam zamknął ją na zewnątrz. Miał nadzieję, że zrozumie jego decyzję. Być może Vanessa faktycznie mogła się bez problemu dostać do środka, ale niech nie myśli, że jej to ułatwią.
        Pozostali w środku kultyści nie ruszyli się z miejsca i dalej czekali pod bramą, gotowi do obrony. Nawet jeśli domyślali, się, ze tamta wampirzyca nie blefowała...
Awatar użytkownika
Nathanea
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik
Kontakt:

Post autor: Nathanea »

Nagle, gdy już rzeczywiście miała wyjść za mury do, być może niebezpiecznych, nieznajomych, wcale nie czuła tej pewności, czy aby na pewno tego chce. Zaczęła walczyć ze strachem, który ją dopadł. Bała się, że to wszystko to jeden wielki podstęp, a ona miała tak naprawdę skończyć martwa. Wizja utraty życia nie mogła jej się podobać. Zwłaszcza, że ta zwana Vanessą wspominała coś o wywleczonych wnętrznościach.
Oczywiście, że chciała, by Jorge poszedł razem z nią. Czuła się z nim znacznie bezpieczniej. Tylko jej sumienie zaczęło dawać o sobie znać. Nie powinna ryzykować życiem przyjaciela z powodu własnych zachcianek. Prawdopodobnie w normalnej sytuacji kategorycznie zabroniłaby mu iść razem ze sobą, jednak teraz władzę nad nią przejął stres i lęk. Dlatego też pokiwała głową na znak, by szermierz wyszedł razem z nią.
Od razu gdy tylko wyszli Bella stanęła jak wryta, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. O ile sama, można by powiedzieć, karawana ze starcem na czele nie zrobiła na niej żadnego wrażenia, tak obca wampirzyca o niezwykłej urodzie i ogromne zwierzę w klatce już tak. Był to bardzo dziwny, a jednocześnie zapierający dech w piersiach widok. Bella poczuła ukłucie zazdrości, gdy spojrzała na Vanessę. Zaczęła bardzo żałować, że nie przypomina jej chociaż w połowie. Chociaż tak naprawdę nie była świadoma tego, jak sama się prezentuje, to podświadomie wiedziała, że nie dorastała obcej do pięt, jeśli idzie o urodę. Chociaż z drugiej strony miała też nadzieję, że jest również mniej przerażająca. Co się zaś tyczy samego zwierza... Stworzenie tak nie pasowało do tego wszystkiego. Skąd ono się w ogóle wzięło? Jego ogromne rozmiary co prawda były fascynujące, spokojne usposobienie dawało lekkie poczucie bezpieczeństwa, ale czy nie złudnego? Bella cieszyła się, że ten kocur znajduje się w klatce. Miała tylko nadzieję, że dobrze zamkniętej.
- Spójrz, Altherze. Jaka ślicznotka się nam trafiła. Detmold miał szczęście. No, no... - Vanessa rozpoczęła rozmowę, uważnie badając wzrokiem drugą wampirzycę. Bella starała się na początku wytrzymać spojrzenie, jednak po krótkiej chwili, przez swoją nieśmiałość i niepewność, spuściła wzrok, przeklinając obcą za to, że się jej przygląda.
- W istocie - odpowiedział starzec. - Kochana, przestań jednak wlepiać w nią swój wzrok. Nie chcemy jej speszyć. Skoro już udało się nam z nią spotkać, chyba najlepiej będzie dobrze wykorzystać tę chwilę, nie sądzisz? - Miły ton i lekki uśmiech na twarzy mężczyzny sprawiły, że Bella lekko się rozluźniła. Nie znaczyło to jednak, że straciła czujność. Jej mięśnie dalej były spięte, a ona sama wciąż była gotowa do ewentualnego starcia. Uniosła wzrok na tę dwójkę, niemo oczekując ich pierwszego kroku. W końcu to oni mieli interes do niej, nie odwrotnie. Niech mówią. Starzec natomiast, jakby czytając w myślach młodej krwiopijczyni, odchrząknął i zaczął swą przemowę.
- Nazywam się Alther, a to moja towarzyszka Vanessa. Oboje jesteśmy tu na prośbę twojego ojca.
- Dlaczego? Dlaczego on sam tutaj nie przyszedł skoro czegoś ode mnie chce? - Bella śmiało przerwała Altherowi, po czym zaraz tego pożałowała, gdyż Vanessa jak na znak skierowała się do wozu. Elfka miała dziwne wrażenie, że ma to związek z ukaraniem jej za swoje wyszczekanie. Starzec natomiast uniósł obie dłonie, chcąc wytłumaczyć wszystko po kolei.
- Ho ho, spokojnie, moja droga. - Alther przybrał bardzo miły i lekko rozbawiony ton. - Otóż odnalezienie cię nie było wcale łatwe. Prawdę mówiąc, ciężko w to uwierzyć, że rzeczywiście nam się udało. Kosztowało to jednak zdrowie twojego ojca.
- Nie żyje? - Bella nie miała powodów, by im nie wierzyć. Zbyt słabo znała świat. Była jeszcze naiwna i nie wiedziała, że coś takiego mógłby wymyślić każdy, gdyby mu na czymś zależało. Poza tym... Wiarygodności tym dwojgu dodawał fakt, że Alther był po prostu stary. Według młodej wampirzycy ktoś taki jak on nie miałby żadnego sensu, by trudzić się podróżą i opowiadaniem zmyślonej historii tylko po to, by kogoś okraść lub co gorsze - zabić.
- Nie martw się. Nic mu nie jest. Musi jedynie wypocząć i odzyskać nieco sił. Dlatego też nie przybył tu osobiście. - Vanessa w tym czasie przeszukiwała wóz, na którym było mnóstwo skrzyń. Bella nie zwracała na nią uwagi, gdyż była zbyt pochłonięta historią Althera, jednak Jorge z łatwością mógł się zorientować, że obca wampirzyca czegoś szuka.
- Przysłał tu natomiast nas. Przywieźliśmy ci nieco najpotrzebniejszych rzeczy... - Starzec zamierzał kontynuować, jednak Bella ponownie mu przerwała, unosząc lekko dłoń.
- Ta historia ma wiele dziur. Mam tak wiele pytań, a tak mało tłumaczysz, Altherze.
- Rozumiem, że możesz czuć się zagubiona. Z chęcią odpowiedziałbym na wszystko, co sobie tylko życzysz. W końcu służąc twojemu ojcu, służę również pośrednio tobie. Obawiam się jednak, że nie mamy za wiele czasu. Nie musisz nam wierzyć. Proszę jedynie, byś przyjęła to, co dla ciebie przywieźliśmy.
- A co to takiego? - zaraz po tym, jak Bella zadała to pytanie, Vanessa znalazła to, czego szukała. Chwyciła za uchwyt jednej ze skrzyń, podciągnęła ją do krawędzi wozu, po czym sama z niego zeskoczyła. Następnie wzięła swoje znalezisko, jak gdyby w ogóle nic nie ważyło i podeszła z nim do rozmawiających. Bez problemu odstawiła tę dosyć dużych rozmiarów skrzynię pod nogi młodej wampirzycy, po czym skierowała do niej kolejne słowa:
- Żebyś miała w co się ubrać, ślicznotko.
Bella skinęła jedynie głową w ramach podziękowania. W dalszym ciągu nie mogła przestać podziwiać uroku Vanessy. Z bliska wydawała się jeszcze piękniejsza. Było w niej coś przerażającego, a jednocześnie pociągającego. Świadomie czy też nie, jednak towarzyszka Althera przyciągała do siebie, a jednocześnie sprawiała, że chciało się od niej uciekać. Dlatego też z kolejną falą zazdrości Bella skierowała swój wzrok na znacznie przyjemniejszy widok - na Jorga.
- Co o tym sądzisz? - zapytała towarzysza, chcąc poznać jego zdanie.
- Daj spokój - wtrąciła Vanessa. - Nie możesz wiecznie pytać o wszystko swojego rycerzyka. To twoje rzeczy i ty decydujesz, co z nimi zrobisz.
- Spokojnie, Vanesso. - Alther podszedł i położył swą dłoń na ramieniu towarzyszki, która jedynie zbyła to głębokim westchnięciem. Bella była wdzięczna starcowi za wyrozumiałość. Zdenerwowało ją zachowanie Vanessy, która w tym momencie wtrąciła nos w nie swoją sprawę. Tłumiąc złość młoda wampirzyca dalej oczekiwała na odpowiedź szermierza.
Awatar użytkownika
Jorge
Kroczący w Snach
Posty: 224
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik , Kapłan
Kontakt:

Post autor: Jorge »

        Jorge tak naprawdę spodziewał się, że Bella będzie prosiła go o asystę i nie miał z tym problemu w przeciwieństwie do reszty kultystów. Gdzieś z tyłu momentalnie usłyszał komentarze, że to niepotrzebne narażanie się. Ignorował je tak długo, jak długo nie były za głośne, szybko jednak zaczęły go irytować.
        - Wiem co robię – oświadczył z naciskiem. Nie zamierzał się tłumaczyć, nie zamierzał przedstawiać argumentów za. Sam doskonale wiedział co może zdziałać po obu stronach bramy i wiedział, że nie miało większego znaczenia po której jej stronie był. Oczywiście domyślał się, że tamci czuliby się bezpieczniej, gdyby został, niektórzy też nie martwiliby się o niego, ale on o to nie dbał – powinien być tam, z Bellą. To z jej przyczyny działo się to wszystko i to ją powinien pilnować i wspierać.
        - Chodźmy – rzucił, by już to mieć za sobą. Nie tylko ze względu na własne zniecierpliwienie, ale też ze względu na swoją towarzyszkę, bo wyglądała na zdenerwowaną, a on nie chciał jej tego przedłużać.
        Gdy stanęli już na wolnej przestrzeni, szermierz ustawił się pół kroku za swoją towarzyszką, po jej prawej, w pozycji ochroniarza albo sekundanta. Domyślał się, że nie umknęło to uwadze Vanessy, ale nie zamierzał przed nią udawać, że jej ufa i nie uważa za zagrożenie. Patrzył na tamtą parkę i ich dziwną karawanę uważnie, z pewnym niepokojem, którego starał się nie okazywać, choć nigdy nie był dobry w takie klocki. Ale i tak uwaga nie była skupiona na nim, więc nie musiał się specjalnie kryć. Po chwili zaś sam skupił się na wymianie zdań między wampirzycami, starając się nie koncentrować na tym jak bardzo drażnił go ton tej nieznajomej. Pozostawił pole do rozmowy Belli, bo nie uważał za stosowne, by się wtrącać – sprawa toczyła się o nią i wokół niej, a on miał być tylko wsparciem.
        Jorge nie powstrzymał parsknięcia, gdy na bardzo przytomną uwagę, że ta ich historia jest dziurawa, starzec odpowiedział, że to Bella „jest zagubiona”. Nabrał tchu, by się wtrącić, ale jednak zachował komentarz dla siebie. Póki co. Póki jego znajoma okazywała, że jakoś sobie radzi w tej rozmowie. Sam jednak już dawno straciły cierpliwość – nie lubił bicia piany i opowiadania na okrętkę.
        Dar zaś, który przyniosła Vanessa, był w jego ocenie dość dziwny. Zabójczo niepraktyczny jego zdaniem. Patrzył na skrzynię nie ukrywając swojego sceptycyzmu, choć złagodniał, gdy został wywołany do tablicy. Spojrzał na swoją towarzyszkę z uwagą, krzywiąc się lekko, gdy tamta jędza znów się wtrąciła.
        - Trochę dziwny prezent – oświadczył z subtelnym ociąganiem. – Praktyczny w założeniach, niepraktyczny w formie. Już widzę jak będziesz podróżować z prawie całą szafą na plecach – pozwolił sobie na kpinę. Na moment się zawahał, jakby rozważał czy powinien dyskutować, ale uznał, że skoro udzielono mu głosu, może to wykorzystać. Spojrzał na Vanessę i Althera.
        - Może i nie macie czasu, ale na jakieś jej pytania możecie odpowiedzieć – oświadczył. – Zbywacie ją i bijecie pianę. W czasie gdy zapewniacie o tym jak bardzo byście chcieli ale nie możecie, moglibyście po prostu rozwiać kilka jej wątpliwości. Kim jest jej ojciec? Gdzie jest? To są cztery słowa. A kolejne odpowiedzi być może nie byłyby dłuższe, gdyby nie wasze oratorskie sztuczki.
        Jorge podczas swojej przemowy stał dumnie wsparty pod boki, nie okazywał strachu, jakby nie uważał się wcale za słabszego. Po chwili jednak znowu skupił uwagę na Belli, bo nie odpowiedział jednoznacznie na jej pytanie.
        - Szczerze to nadal nie jestem przekonany co do ich intencji, ale to akurat nie wygląda na nic groźnego - ocenił, ruchem głowy wskazując skrzynię z ubraniami. Nie unikał też spojrzeń tamtej dwójki, choć nie wypowiadał się o nich pochlebnie i być może balansował przez to na cienkiej linie porozumienia.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Trzeba było przyznać, że Jorge miał sporo racji - dosyć nietypowa parka, ich podarki i metody budziły co najmniej pytania, niekiedy niechęć, ale na pewno nie zaufanie. Jedno nadpobudliwe i pewne siebie, drugie stonowane, ale nie nadrabiające za towarzyszkę postawą czy elokwencją. Może zbytnio ze sobą kontrastowali? Ciężko było jednak bez słowa oddać im Bellę i uznać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zamiast kufra ubrań przydałby się jakiś dowód na ich słowa albo cokolwiek na tyle osobistego i cennego, by pojawił się chociaż cień szansy na poruszenie wspomnień wampirzycy. Ubrania? Nie dowodziły niczego.
        Niektórzy jednak byli mniej sceptyczni ze swojej natury, a świat obfitujący w dziwadła wszelkiej maści sprawiał, że Vanessa i Alther nie wydawali się aż tak odstawać od przyjętych norm. Przyjętych przynajmniej gdzieniegdzie. Więc o ile bardzo nie trafili w gusta szermierza tak Bella z każdym słowem zdawała się przekonywać zarówno do nich jak do tego co mówią.
Wymuszone przez Jorgego wyjaśnienia jakie nastąpiły po chwili, kiedy tylko wampirzyca dała do zrozumienia, że faktycznie by się przydały. Poza tym… to było tak ważne. Dla niej. Jej rodzina, wspomnienia… chciała w to wierzyć i dać temu szansę. Rozmawiała więc dalej przy asyście sceptycznego szermierza i wyciągała potrzebne informacje. Albo przynajmniej słuchała tego czym Vanessa zdecydowała się podzielić. I w końcu zrozumiała… że musi z nimi pójść. Musi przynajmniej spróbować!

        Jorge nie mógł jej towarzyszyć, nadszedł więc czas rozstania. Jak przebiegło… szermierz i wampirzyca na pewno będą wspominać je zupełnie inaczej.

Ciąg dalszy: Jorge
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości