Błyszczące JezioroTrudne powroty i życiowe przewroty. - rezydencja Shasamo.

W wodach Błyszczącego Jeziora mieszkają Strażniczki. Małe istotki mierzące dwa cale. Swoje miasto mają w jego głębinach. Są niezauważalne dla ludzkich oczu. To ich połyskujące ciała nadają błyszczące kolory wodom tego jeziora. Na środku znajduje się tez niewielka wyspa cała porośnięta gęstą roślinnością, mity mówią że gdzieś na tej niewielkiej wyspie znajduje się tajemniczy portal prowadzący wprost do lasu Jednorożców.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Rezydencja Shasamo remont generalny odbyła już jakiś czas temu. Wampir nawet przez jakiś czas cieszył się, że miał to za sobą. Bardzo cenił sobie prywatność i fakt, że może zatrudniać minimalną liczbę służby i wykonawców jego zleceń. Stąd też proces naprawczy starego dworku nie był dla niego przyjemnym okresem. Tak samo zresztą cały dzisiejszy dzień. Straż sprzątnęła raz dwa zwłoki swojego kolegi, którego Frey przypadkiem wypieprzył przez okno w szale, gdy dowiedział się, że żadna księżniczka nie przebywa aktualnie w wampirzej samotni. Natomiast wstawienie nowego, wysokiego okna na frontowej ścianie budynku było nieco trudniejszym zadaniem, niż zakopanie trupa. Piekielnemu nawet nie było prawdopodobnie przykro, ot wypadek przy pracy. Każdego czasem w końcu ponoszą emocje.
Yao czujnym wzrokiem wpatrywał się w postać zdeterminowanego mężczyzny. Pomijając zwykłą obawę, która w nikłym, ale zauważalnym stopniu krążyła mu po głowie był on przede wszystkim ciekawy tego, co zamierza zrobić piekielny. Jakie są jego intencje i motywacje. Wampir będąc istotą długowieczną często łapał się na tego typu ciekawości. Poza tym opanowanie impulsywnej i nerwowej natury Cedrica zdawało się stanowić dla zimnokrwistego wyzwanie, a tego brakowało mu w szarej codzienności "dworskiego.", jak na jego standardy życia.
- Chcesz wina? - zapytał wampir. Frey skwitował to dłuższym milczeniem stojąc przy otworze, który zastępował chwilowo szybę. Wiejący do wnętrza chłodny jesienny wiatr w ogóle mu nie wadził. Pięści miał zaciśnięte dość mocno.
- Jesteś pewien, że karawana nie ma innej drogi? - zapytał szorstko.
- Na upartego ma mnóstwo dróg, ale znam się nieco na księżniczkach. One takich alternatyw nie stosują. -
- Słucham?! - Łowca podniósł głos. Płomień, który zagościł tego wieczoru w kominku zareagował, jak zbudzony nagle ze snu cichym buchnięciem. Stos iskier posypał się ku górze, gdy większy kawałek drewna opadł na niższy poziom.
- Dobrze słyszałeś. Co to za księżniczka, wpadła Ci w oko? A może to tylko pseudonim jakiejś łachudry z półświatka? - zapytał Yao.
- Nie jej szukam. -
- Zatem czegoś, co przewozi? -
- Kogoś. Zamknij się już. - warknął poirytowany. Yao zamoczył usta w zawartości swojej ulubionej rzeźbionej w lodzie lampki do wina. Z zewnątrz dotarły do posiadłości trzy gwizdnięcia. Dwa jedno po drugim i ostatnie po niedługiej przerwie.
- Będziemy mieć gości. - zagadał ponownie siedząc przy kominku. Zwrócił się do Freya:
- Myślisz, że to Twoja wybranka? Musisz jej bardzo pragnąć. -
- Idę do nich. -
- Daj sobie spokój, to nieeleganckie. Powinniśmy ugościć księ... - wampir nie zdołał dokończyć. Piekielny znajdował się już na zewnątrz, co zasugerował mu szczęk metalu, gdy ten wylądował. Gospodarz westchnął. Wiedział, że normalnie Seir winien przyjąć i doprowadzić karawanę bliżej, ale cóż... wygląda na to, że ma dziś dodatkowego strażnika z klasy elitarnej, można powiedzieć.
Frey szedł bardzo pewnie w kierunku bramy. Zupełnie, jakby był u siebie. Niemal nie potrącił barkiem Seira, który był dobrze zbudowanym mężczyzną, ale nie przy budowie Łowcy...
- Jeśli pan pozwoli, ja zajmę się przyjęciem przyjezdnych i ...
- Milczeć. - warknął Frey. Ciekawość i pewnego rodzaju ekscytacja narastały w piekielnym. Nie do końca dowierzał, że po tych wszystkich perturbacjach, jakie miały w jego przygodzie miejsce sytuacja może się ot tak rozwiązać. Zabawne, że zawodowy łowca jego pokroju musiał liczyć na łut szczęścia by dostać to, czego oczekiwał od tego wydarzenia.
- Będę zaraz za Tobą. - dodał po chwili, faktycznie ustępując i zdając sobie sprawę, że lepiej nie wzbudzać od razu zbędnych podejrzeń. Od ostatniego spotkania z poszukiwaną pradawną minęło trochę czasu i różnych sytuacji. Piekielny był przekonany, że jego zmodyfikowana pod standardy straży Shasamo zbroja nie zdradzi go od razu, więc zawsze była to dodatkowa opcja uniwersalnego podejścia do sprawy... Szedł tak więc zaraz za Seirem, który pierwszy stanął przy bramie.
- Dobry wieczór, przejezdni. W czym może służyć nasza skromna posiadłość? - zapytał zwracając się do pierwszej osoby, którą dostrzegł w okolicy powozu.
- Brak straży. Uważaj. - mruknął cichym szeptem, ale z wyraźnym dowódczym tonem Frey. Rozejrzał się nieco dokładniej i ponownie skupił wzrok na wozie...
Awatar użytkownika
Atristan
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Atristan »

Ostatnie dni Atristan zapamięta na zawsze. Były jak obudzenie się z dziecięcego snu, jak pryśnięcie bańki mydlanej. Bezpieczny, luksusowy dom i setki służb. Życie nie przygotowało jej na takie scenariusze. Bała się. Tak, po raz pierwszy w swoim życiu naprawdę się bała. Odczuwała to każdą częścią swojego ciała.
W chwili zniknięcia Yao zabrakło jej gruntu pod nogami. Ta tajemnicza kartka, mówiąca, że ktoś przybędzie na pomoc, była jej ostatnią nadzieją. Przeklinała się za to, że tak zaufała temu wampirowi. Przeklinała się za to, że nie chciała angażować nikogo z zaufanych strażników zamkowych. Przeklinała się za to, że w ogóle dopuściła do sytuacji zagrożenia jej państwa. Wreszcie, przeklinała się za to, że wydawało jej się, że to wszystko będzie jak fascynująca przygoda, jak powieść z elementami romansu! Tego najbardziej nie mogła znieść i nie mogła przyznać się sama przed sobą, jak infantylne było jej podejście, jak z łatwością zawierzyła życie nie tylko swoje, ale i swojej świty, poddanych i matki. Jak mogła być tak głupia!
Teraz przed oczami stawał jej obraz zakrwawionej służącej, jej przyjaciółki, bandytów chcących poderżnąć jej gardło. Mała ranka, którą od tej pory jeszcze ma na szyi, lekkie nacięcie, maskuje teraz kaszmirowym szalem.
A jednak przetrwała. Chciałaby odnaleźć matkę, powrócić do Nowej Aerii, uczestniczyć w balach i biznesowych konferencjach; chciałaby swojego dawnego życia na powrót. Nic już jednak nie będzie takie same. Ironia.
Spojrzała na swoje odbicie w oknie powozu. Połknęła całą swoją gorycz, strach, smutek i upokorzenie. Jej oblicze było jak porcelanowa maska. Nawet nie drgnęła. To ostatnie, co jej pozostało: wyuczona władczość, postawa, godność. Marzyła, żeby znaleźć miejsce, gdzie nikt jej nie zobaczy, gdzie będzie się mogła wypłakać. Wolałaby jednak umrzeć, niż innym okazać swoją słabość.
Zmieniała się. Kiedyś rozkwitała, jak pączek delikatnego kwiatu, czekając tylko, żeby móc rozwinąć płatki w pełni słońca. Teraz raczej kwiecie pokrył szron i lód.
Pomysł o zatrzymaniu się na postój przy najbliższym domostwie był inicjatywą Atris, odpowiadającą sugestii Rakhszasy, że konie należałoby "oporządzić" przed dalszą drogą. Z doświadczenia dworskiego życia wiedziała, że taka praktyka była popularna wśród wyżej urodzonych czy bogatszych kupców. Inni woleli omijać domostwa bogatych licząc na pomoc przydrożnych kowali, ale tych z jakiegoś powodu brakowało przy trakcie. Więc w ramach sowitego wynagrodzenia poproszą o małą pomoc i pojadą dalej. Rakhszasa ma podobno jakiś plan. Atristan modliła się w duchu do wszystkich Prasmoków świata o to, aby tym razem się nie myliła, że ona właśnie jest tym "tajemniczym wybawicielem", jak było napisane na kartce pozostawionej w karocy tego dnia.

Kobiety ustaliły, że to Atristan podejmie dialog. Podobno Rakhszasa miała ciekawą przypadłość - nie potrafiła mówić kłamstw. Jeśli tak, uspokajała się Perła, to mogła wierzyć w jej intencje pomocy. Obie zachowywały się względem siebie z dystansem i lekkim chłodem, ale paradoksalnie coraz bardziej tworzyły się między nimi przyjazne więzi.
Stojąc przed bramą, z czarodziejką za swoimi plecami, Atristan lekko skłoniła się i wypowiedziała z najwyższą godnością:
- Na imię mi Alyona Dashnikova z rodu Leibnitzów. Przybywam z wielką prośbą do nieznajomego mi Pana tego domostwa. Pragnę napoić i podkuć konie przed dalszą podróżą. Niestety, w drodze moja karawana została napadnięta i pozostałam bez świty i części majątku. Mimo to mam do zaoferowania sowite wynagrodzenie dla ludzi, którzy pomogą mi w tej trudnej sytuacji. Ufam, że gościnność tego domu będzie dla nas błogosławieństwem.
Skłoniła się ponownie. Poczuła, jak czarodziejka drgnęła. Spróbowała na ułamek sekundy złapać z nią kontakt wzrokowy, jednak patrzyła z nieprzeniknionym wyrazem twarzy przed siebie.
- To zaszczyt móc ugościć tak znamienitych państwa. Do usług - strażnik odkłonił się Atris. - Podejrzewamy, że ta podróż mogła być bardzo wyczerpująca, dlatego zapraszamy do wnętrza naszej skromnej posiadłości, aby móc zaproponować ogrzanie się w jej murach.
Atristan nie podejrzewała takiego rozwoju wypadków. Dla nieznajomych nie było w dworach niezaplanowanej gościny. Ponownie poszukała spojrzenia Rakhszasy. Ta nadal patrzyła wyłącznie przed siebie, ale lekko, niemalże niezauważalnie kiwnęła głową. Księżniczka odczytała ten znak.
- Dobrze więc. Prowadź.

Czuła na plecach irytację swojej towarzyszki podróżą przez przedpokój. Atristan znała zasady etykiety i nie poruszała się w posiadłościach w innym niż wolny tempie. Też stresowała się swoja sytuacją, ale przeczuwała zbyt wielkie napięcie wokół siebie. Jakby coś zaraz miało wybuchnąć.
Pełna majestatu wkroczyła do salonu, zaanonsowana przez lokaja. Skłoniła się głęboko i utkwiła wzrok w panu domu, który siedział wpatrzony w ogień buchający w kominku. Nie widać było w półmroku wyraźnie jego rysów twarzy.
- Pragnę z całego serca w imieniu mojego rodu Leibnitzów i ziem mi poddanych podziekować za gościnę, jaką ten zacny dom mi... ofiaruje...
Zacięła się, zaczęła szybciej oddychać, nie mogła wykrztusić ani słowa więcej.
Bo przed nią, na fotelu, siedział Yao Shasamo.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

Rezydencja Shasamo nie zwykła przyjmować często przejezdnych karawan w gościnę z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze dość ponura i nieco mroczna prezencja posiadłości zniechęcała bardziej wybrednych, czy strachliwych. Po drugie gospodarz też nie przepadał za obcymi ludźmi, którym musiałby bezinteresownie użyczać swoich dóbr i gościnności. Teraz jedynie patrzył przez moment na prowadzoną w kierunku jego domu karocę i zastanawiał się czym może go jeszcze ten wieczór zaskoczyć. Skoro piekielny był jego gościem i spodziewał się wizyty to nie wypadało odmówić. Także tym oto sposobem wampir został gospodarzem z gatunku wybawicieli nie z wyboru. Tak mu się przynajmniej na tamten moment wydawało. Bez trudu określił moment kiedy przybyli zatrzymali się przed drzwiami by następnie zostać zaproszonymi do środka. Dom był nieco pustawy, staromodnie urządzony i względnie uprzątnięty. Gdzieniegdzie zza rogu straszył chłodny przeciąg, tu i ówdzie drewno zaskrzypiało im pod nogami. Wnętrze rezydencji było w rzeczywistości całkiem obszerne, sporo było krętych korytarzy, czy nieco ciaśniejszych przejść. Sprawiało wrażenie dużo większej i pełnej przeróżnych zakamarków przestrzeni, która nie była tak oczywista, gdy na całość patrzyło się z podwórza.

W pomieszczeniach po zmroku panował półmrok, co oczywiście wcale nie wadziło właścicielowi. Prawdę mówiąc Yao nawet nie pomyślał o przygotowaniu większej ilości świec z powodu tej nagłej wizytacji. Seir na szczęście był nieco bardziej przezorny.
- Proszę, zapraszam. Panicz czeka w salonie. - uśmiechnął się bardzo nieznacznie, jakby od dekad przebywał z kimś, kto na takich uśmiechach kompletnie się nie zna. Ruszyli zatem drogą najkrótszą do pana domu. Konie naturalnie zostały wcześniej przejęte wraz z powozem przez dwójkę patrolujących podwórze mężczyzn i bezpiecznie przypięte pod niedużym drewnianym daszkiem za winklem. Oczywiście patrol pozwolił sobie, jak już byli pewni, że nikt nie wróci przez jakiś czas na dokładniejsze zbadanie powozu wraz z jego wnętrzem i ewentualną zawartością. Tak już byli wyszkoleni, informacja jest w pracy służb im podobnych nader cennym zasobem.
Tym bardziej nieco niepokoju tliło się w głowie ich dowódcy, gdy prowadził do Yao dwie kobiety, w tym jedną rzekomą księżniczkę i drugą niebezpiecznie tajemniczą towarzyszkę wraz z miotającym ogniem narwańcem, który teraz szedł cicho i jedynie jego pełna zbroja stukotała metalicznie odbijając się echem i zakłócając wraz ze skrzypnięciami drewna swoistą symfonią ciszę, która normalnie musiała uporać się jedynie ze świstami wiatru. Tego wieczoru jednak ustępowała wszystkim tym dźwiękom.

Yao siedział tyłem do wejścia. Wpatrzony w przestrzeń między trzaskającymi w kominku płomieniami, a dziurą zastępującą okno. Zabawny widok, jeśli wziąć pod uwagę, że jest aktualnie arystokratycznym panem tej mansji i właśnie przyjmuje gości. Salon był urządzony nader zwyczajnie, a można by było nawet zaryzykować stwierdzeniem, że dość biednie, jak na kogoś o majątku Shasamo. Poza jego zbroją na stojaku w narożniku i mieczami wiszącymi na ścianie w salonie znajdowała się spora komoda z licznymi półkami na książki, oraz dwa obrazy. Jeden z nich przedstawiał jezioro skąpane w blasku księżyca, który odbijał się również w jego chłodnej lustrzanej tafli wody, a drugi natomiast wąski i kręty trakt prowadzący pomiędzy kolorowymi tracącymi już liście drzewami. Gospodarz oczywiście siedział z lampką wina, ale tutaj zaczyna się też parę drobnych preparacji, które przedsięwzięto. Na stoliku, który dzielił Yao od drugiego bliźniaczego fotela stała pusta lampka. Taka sama, jak ta, z której sam korzystał - rzeźbiona w ozdobny sposób w lodzie. Dwie ze szkła natomiast stały na niedużym stoliku przy sobie, która znajdowała się pod ścianą nieopodal biblioteczki. Stamtąd widok rozpościerał się na dużą ścianę, której większą część stanowiły ładne... swego czasu przestrzenie okienne. Teraz to trochę jak uśmiech szczerbatego, ale to tylko chwilowy, choć dość zabawny mezalians w obecnej sytuacji lorda Shasamo.
- Panienka Alyona Dashnikova z rodu Leibnitzów. - powtórzył chłodno wampir nie odwracając się jeszcze. Jego głos i sposób intonacji mógł być całkiem charakterystyczny, wszak nie spodziewał się, że przyjmuje osobę zupełnie inną, niż mu się wydawało.
- Nie znam Waszego rodu Panienko, musicie zatem być z daleka. Jeśli któraś z was odczuwa jakiekolwiek potrzeby, czy trudy podróży niech śmiało zgłosi to Seirowi. On i jego służba będą do czasu opuszczenia przez Panie rezydencji sprawować pieczę nad gośćmi. - w tym momencie Shasamo się odwrócił siadając bokiem na fotelu oparł ramię o jego oparcie i zmierzył kobiety wzrokiem. Spróbował uśmiechnąć się na tyle uprzejmie, na ile mu wyszło, chociaż zdawała się być w tym i nuta ironii, pytanie tylko przez kogo wpuszczona do całej mikstury dzisiejszego wieczoru.
- Rozgośćcie się, proszę. Czy ktoś życzyłby sobie wina? Zapewniam, że to jest dużo wyższej jakości, niż sugeruje wnętrze tych murów. - tutaj mimika wyszła mu lepiej. Starał się rozluźnić atmosferę, bo czuł, że coś grubszego wisi w powietrzu. Zwłaszcza, że jego wygadany wcześniej i władający ogniem kumpel milczał, jak grób i nawet nie pokazał kobietom swojego oblicza. Wampir bez trudu po wyglądzie, oraz tym gdzie stała określił, która z dwójki jest ową księżniczką. Tylko i tutaj jego instynkt zdawał się podpowiadać, że coś jest nie tak. Może akcent mu nie pasował... Krótki gest dłoni zaprosił przybyłych by rozgościli się wewnątrz. Oczywiście miejsce na fotelu nieopodal winna zająć sama Panienka Dashnikova...
Wampir odwracając się z powrotem przymknął oczy, jakby pamięć samoistnie próbowała coś mu przypomnieć. Zapatrzył się przez moment na swój płacz i od dziesięcioleci nieużywany kapelusz, które wisiały na haku przy wyjściu z pomieszczenia, ale zaraz później wrócił wzrokiem do pustego okna.

Jeśli nikt nie wygłosił dodatkowych życzeń zwrócił się również do Seira.
- Na ten moment to wszystko, Seirze. Dzisiejszy meldunek zdasz mi jutro przed bladym świtem. - kiwnął mu głową i zerknął na uzbrojonego mężczyznę, który jeszcze chwilę przedtem stanowił drugiego strażnika, ale bardziej rosłego od swojego dowódcy i kompletnie niemego jakby zastanawiał się kim właściwie może go na tę chwilę mianować w potrzebie przypadku. Ponownie odwrócił się do księżniczki, która winna już zająć miejsce na fotelu obok i przyjrzał się jej ze spokojem dużo dokładniej. Krótki uśmiech ujawnił jego wampirze ząbki.
- Zatem co sprowadza waszą karawanę na trakt o tak niesprzyjającej porze, Panienko? Okolica nie jest najbezpieczniejszą. - wampir mocno wierzył, że skoro Frey nie szukał księżniczki to chodziło mu o tę drugą kobietę. Miał szczerą nadzieję, że nie rozpętają mu w salonie swoistej apokalipsy, bo jego instynkt bardzo wyraźnie sugerował, że jest tu co najmniej o parę potężnych istot o nieznanych zamiarach za dużo... Z kolei po krótkiej chwili, gdy dziewczę zbliżyło się do niego poczuł bijący od własnego amuletu, który schowany miał za białą koszulą chłód. Yao akurat zimno odczuwał wyjątkowo nieczęsto...
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Do rezydencji zmierzali w standardowej formacji. Prowadzący ich Seir szedł jako pierwszy. Zaraz za nim księżniczka wraz ze swoją towarzyszką. Formacje dumnie zamykał Frey, znany również od teraz jako ten niemy zakuty z broję kolos. Dobrze, że darował sobie skrzydła i miecz, bo ktoś mógłby od razu go poznać. Na swoją pozycję w kolumnie zupełnie nie narzekał. Miał najlepsze widoki, nie rzucał się w oczy. Byłby nawet skłonny polubić tę robotę, gdyby w gości przyjeżdżały tylko atrakcyjne dziewczęta. Miał sporo czasu na potwierdzenie tożsamości swojego celu, ale niewiele przed do momentu ujawnienia swojej. Bardzo intensywnie rozmyślał nad sposobem na uczynienie tego, chociaż podejrzewał, że ona już coś podejrzewa. Znał ją na tyle dobrze. Podczas spaceru odchrząknął jednokrotnie, jakby badał grunt. Podatność na reakcje na tego typu znaki. Przed wejściem do wnętrza żałował, że osobiście nie mógł zbadać powozu. Ważnym było dla niego aktualnie również określenie bieżącego celu Rakhszasy. Co ona robi z taką paniusią po środku tego wygwizdowa... Czy kruki mają z tym coś wspólnego? Po ostatniej załatwionej robocie Frey zdawał się być dość pewny swojej przewagi nad tą organizacją, ale z takimi to nigdy nie wiadomo, czy ta pewność nie będzie zgubną.
Półmrok panujący wewnątrz był dość sprzyjającym warunkiem. Podczas pokonywania krętych schodów Cedric nawet zamarkował udawane półpotknięcie, które zakończył krótkim gestem przepraszającym kładąc stalową rękawicę na ramieniu Rakh.
Już teraz odnosił wrażenie, że nie zmieniła się wiele. Była dokładnie taka, jak wtedy, albo nawet jeszcze bardziej. Zwykła radość z ponownego spotkania, która sama w sobie była dziwnym dla piekielnego uczuciem mieszała się w bardziej swojską emocję wraz z satysfakcją z kolejnego udanego polowania i "dorwanego" celu. Podczas części oficjalnej, gdy zaczęło się przedstawianie sam nie wiedział, kiedy zabrać głos. Jego plan zakładał natychmiastowe zgłoszenie się na ochotnika, gdy tylko pradawna okaże chęć na cokolwiek. Sądził, że będzie to okazja na krótkie spotkanie w cztery oczy. Mógł też zdemaskować się od razu, ale miał dość mocne podejrzenia, że znacząco zakłóci to przebieg wydarzeń tego wieczoru, więc zwyczajnie wpasowywał się raz za razem i krok po kroku w sytuację, którą odnajdywał na planszy tej gry.
- Konie nie wyglądały najlepiej. Długo Panie jechały tak na oślep? - zagadał do strażniczki. Głos miał z pomocą drobnej iluzji inny, niż ten, który mogła pamiętać po Frey i ten, którym rozmawiał z Yao jeszcze dość niedawno. Był zupełnie świadomy faktu, że kobieta może z łatwością poznać te sztuczkę, oraz oczywistości iluzji dla wampira, ale nie wadziło mu to. W końcu to tylko gra w pozory. Pewnego rodzaju ekscytacja i ciekawość sposobu eskalacji tego wydarzenia zwiększały ilość adrenaliny w jego organizmie. Na wspomnienie o przygodach z jaskini piekielny się zwyczajnie... ucieszył. Jakby mało już dziwnych rzeczy wydarzyło się tego wieczoru.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Odkąd wyszła z wnętrza karocy, szczelnie owinęła się płaszczem, zasłaniając kostur i całą sylwetkę, która z pewnością wyglądałaby zbyt niecodziennie jak na służącą księżniczki. Nie miała złudzeń, że ktoś, kto potrafi odczytywać aurę nabierze się na te sztuczki, ale - z tego, co opowiadała Atris - mało prawdopodobne było, żeby w straży był ktoś o takich umiejętnościach.
Jak wielkie było jej zdziwienie, kiedy poczuła wokół siebie silną emancję. Zatrzymała się w połowie kroku, przeczuwając zasadzkę. Chciała wycofać się jak najszybciej. Skoro Mała twierdziła, że jej matka została porwana przez jakiegoś uzurpatora, nie wykluczone, że ten chciał pozbyć się również i prawowitej dziedziczki tronu. Jednak nadal coś w tej całej historii jej nie grało... Nie zostały otoczone. Może ktoś je śledził i wiedział, że Rakhszasa jest zbyt potężna, dlatego czekał na dogodną okazję do ataku. Tak, trzeba być bardzo ostrożnym i wybadać otoczenie.
Krok za krokiem, przeczuwała jak ktoś o nieprzeciętnie silnej mocy wychodzi im na powitanie. Mocny zapach siarki, ogień, żelazo... coś jej to przypomniało...
Drgnęła. Czyżby to...? nie, to niemożliwe... nie w takim miejscu, nie przez tak czysty przypadek.
Stanęła sztywno, gotowa w każdej chwili zaatakować. Patrzyła spod kaptura na gwardzistów, którzy stanęli już na tyle blisko, by byli odpowiednio widoczni. Czarodziejka spojrzała na tego z przodu i od razu przeniosła wzrok na drugiego. Wiedziała, że to ten milczący był posiadaczem tak silnej aury. Cały zakuty w zbroję. Rakhszasa nie mogła spuścić z niego wzroku. Zauważyła, że on tak samo, patrzy jej prosto w oczy bez przerwy. Być może też przeczuwał jej magiczne umiejętności. "Dobrze", myślała, "niech wie, że nie warto ze mną zadzierać". Pojawienie się Piekielnego nie tyle ją przeraziło, co zaintrygowało. Nie wierzyła w to, że może być zamieszany w uprowadzenie Sofii, ale nie wykluczała takiej możliwości.
Poza tym, znała kiedyś jednego Piekielnego, wobec którego żywiła całkiem... ciepły stosunek, tak, tak można to określić. Czasami zastanawiała się, gdzie go rzuciło przeznaczenie, ale w zasadzie szybko o nim zapomniała. Miała zadanie do wykonania.
A teraz jeszcze pojawiło się nowe. Jakoś utożsamiła się z tą śliczną istotką. To była jej jedyna motywacja, w zasadzie. Nie lubiła zostawiać ludzi, tych słabych, pozostawionych samym sobie kruchych istot. W dodatku... ta Mała mogła sobie jeszcze w życiu poradzić. Widziała w jej postawie siłę. Szkoda byłoby zmarnować taki potencjał.
Propozycji ogrzania się z panem domostwa nie było w planie. Takiego scenariuszu nawet nie podejrzewała Atris. Cóż, oznaczało to, że rezydent dworku musiał być bardzo... ekscentryczny. Co w zasadzie widać po fasadzie budynku. Ryzykują za dużo, dając się wpuścić do posiadłości. To jest za łatwe, to niemalże na pewno jest pułapka.
Mimo to kobieta kiwnęła głową, radząc przyjąć zaproszenie. Przeczuwała, że dzieje się tu coś, czemu warto się przyjrzeć. A nawet miała nastrój na zajadłą walkę, gdyby naszła taka potrzeba. Tylko na Małą trzeba będzie uważać.
Zakodowała sobie w umyśle, że przy następnej pełni wykona jej na ciele wzory zaklętej henny. Dodatkowa ochrona zawsze się przyda.
Nie spuszczała wzroku z głowy Piekielnego. Pozwoliła mu kroczyć jako pierwszy, co było raczej oczywistym zabiegiem, skoro była tylko "służką". We wnętrzu korytarzy jej podniecenie jedynie rosło. Zastanawiała się, kim jest panicz, kim jest gwardzista, co to za miejsce i czy już ich prawdziwa tożsamość została odkryta. Mężczyzna dawał jej znaki. Ręka na ramieniu, zagadnięcie o podróż. Na zaczepkę odpowiedziała milczeniem. Ten głos jednak, choć przytłumiony przez hełm, naprawdę jej kogoś przypominał... Serce zabiło jej mocniej.
Wkroczywszy do salonu, obejrzała się dookoła i oceniła potencjalne niebezpieczeństwo. Metaliczny smak krwi rozlał się w ustach czarodziejki, kiedy zczytywała potęgę jego aury. "Mmm... dwaj niebezpieczni chłopcy. Będzie fajna zabawa" - pomyślała. Uśmiechnęła się kącikiem ust. Przeniosła wzrok znowu na Piekielnego. W świetle ognia widziała jego oczy wyraźniej.
Jego zimne, szare, metaliczne oczy.
To on. Frey.
Czarodziejka przygryzła wargę, aby nie uśmiechnąć się szeroko na jego widok. Spuściła wzrok, chcąc jeszcze odgrywać swoją rolę. Spostrzegła wzrok Atristan, która wyraźnie szukała z nią cichego kontaktu. Powoli i z godnością zasiadła przed Shasamo na fotelu. "No tak, księżniczki same się nie rozbierają" - pomyślała z irytacją.
- W mojej karawanie opuścili mnie zaufani strażnicy - powiedziała cicho, z pozornie spokojnym głosem Atristan. Rakhszasa powoli zdejmowała jej płaszcz i odwinęła chustę zasłaniającą jej twarz i szyję.
- Pozostałam sama ze świtą, która nie była w stanie ochronić mnie ani mojego mienia przed napadem złoczyńców.
Srebrny medalion ofiarowany przez Yao błyszczał wyraźnie w świetle kominka Zdobił szyję, na której widać było szramę po ostrzu. Czarodziejka odłożyła na skrzynię odzienie wierzchnie Atristan. Zrzuciła też swoją szatę i zacisnęła dłoń na kosturze.
- Teraz podróżujemy we dwójkę. - dokończyła księżniczka i utkwiła pełne nienawiści spojrzenie w wampirze.
Kobieta podeszła do fotelu i położyła dłoń na ramieniu młodej Finnsword.
- Jeśli propozycja jest nadal aktualna, chętnie napiję się wina - mruknęła nonszalancko Rakhszasa.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Tym samym cała niezwykła czwórka znalazła się w tym nietypowym momencie rozgrywki, w którym każdy z graczy blefuje i jest świadomy gierki każdego z osobna. Tyle dobrze, że poszczególne typy raczej nie planowały tego pozostawić w ten sposób na dłużej. Zresztą niektóre z kłamstw były bardzo proste do ujawnienia. Może nawet nie były to kłamstwa, a jedynie drobne... wyminięcia prawdy. Tak, czy inaczej ukazanie jednego z nich wywoła z pewnością reakcję łańcuchową, która będzie musiała prędzej czy później doprowadzić do szczerej rozmowy, jeśli wszyscy chcą pozostać miło ugoszczeni w rezydencji.
- Naturalnie, że jest aktualna. Proszę za mną, dokonamy wyboru ze skromnej winnicy panicza Shasamo. - odpowiedział natychmiast piekielny, jakby jedynie na to czekał. Zerwał się przy tym na równe nogi i uśmiechnął tak po Freyowemu, że pewnie mogła to poczuć nawet pomimo hełmu, który jeszcze zasłaniał jego oblicze.
Wampir nie zaprotestował, mimo że zdawał sobie doskonale, że jego nowy nietypowy lokaj nie ma bladego pojęcia, czy Yao posiada takową winnicę. Łowca był mu niezmiernie za to wdzięczny. Można powiedzieć, że udało im się to ładnie rozegrać i zrozumieli się bez słów - prawdopodobnie dlatego, że mieli bardzo podobne potrzeby na ten moment, to jest pragnęli odizolować siebie wraz z rozmówczynią od pozostałej części zbiegowiska.
Frey już wiedział, że ona wie, gdy spojrzała na niego w ten sposób. Przez krótki moment przeszła mu przez głowę myśl analityczna, pragnąca domyślić się reakcji Rakhszasy na ponowne spotkanie. Nie mógł z całą pewnością postawić na żaden z typów toteż ciekawość popychała go coraz prędzej przed siebie. Chyba można powiedzieć, że piekielny się nieco stęsknił.

Lekko skłonił się wskazując jej wyjście z pomieszczenia dłonią.
- Proszę, tędy. - ruszyli ponownie przez zawiłe i skrzypiące korytarze, a następnie schodami dwa poziomy w dół. Już wtedy pozwolił sobie zdematerializować hełm, gdyż czarodziejka szła przodem. Myślał jak szybko pokona ją ciekawość i odwróci się w jego kierunku. Tak w ramach nostalgicznych wspominek zabrał ją tam gdzie się poznali - do podziemnych korytarzy. Te pomimo swego mrocznego i podstarzałego uroczku nie były takie wielkie, jak tamte za ich czasów świetności, ale za to pachniały winem! A nawet wieloma jego rodzajami i szczepami. Różnymi smakami, które przez moment nawet zdawały się tworzyć nieco zbyt ekspresywną i dla niektórych może irytującą mieszankę bodźców.

- Zmieniłaś branżę, Skarbie? A może orientację? - Zapytał po swojemu, jak już znaleźli się na dole.
- W obu przypadkach byłaby to ogromna strata, uwierz. - dodał po chwili.
Nawet pozwolił sobie oprzeć dłoń o jedną z ceglanych ścian, pod którą stanęła Rakhszasa w ciasnej piwnicznej winnicy. Zerknął jej w oczy spojrzeniem nieco nietypowym dla piekielnego. Wciąż zawierało ono niemal całość typowego dla niego Freyowatego charakterku, ale wprawiona w patrzeniu czarodziejka pewni mogła wyczytać w nich niedużą domieszkę nostalgii.
- Stęskniłaś się chociaż? Bo ja nie próżnowałem. Nawet nie wiesz, jak ciężko wyczekać karawanę z księżniczką na trakcie handlowym, zresztą nigdy nie należałem do cierpliwych... Mam Ci sporo do opowiedzenia! - Dodał na końcu, ale chwile później jakby przypomniał sobie, że jeszcze mają kawałek partii do odegrania na górze.
- A właśnie, wino. Czerwone... półwytrawne? Przydałoby się do niego dobre mięso, ale na słodkie chyba nie będzie na górze atmosfery. Co myślisz? - zapytał jej wracając do sedna i właściwego ich celu eksploracji tego korytarza na ten moment.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

Yao zdaję się miał przed sobą cięższy orzech do zgryzienia, jeśli chodzi o pierwsze spotkanie po długiej rozłące. Narazie przyjmował to po wampirzemu, jak to zdarzało mu się czasem stwierdzić. Na wpół zimno, na wpół martwo, ale czy na długo? W tej dziewczynie było coś, co pobudzało u niego różne instynkty. Na ten moment siedział vis a vis nieumarłego. W jego ponurej rezydencji i prosiła o pomoc. Pod fałszywym nazwiskiem z jego medalionem na szyi. Nawet przez ułamek chwili nie dało się wyczytać z jego ciała niepewności. Podrapał się po podbródku, grając na czas przysłuchiwał się drugiej rozmowie. Wyskok po wino był mu bardzo na rękę.
- Atris. - powiedział tylko to słowo, a następnie w pomieszczeniu zawitała chwilowa cisza. Te kilka momentów jednak mogło sprawiać wrażenie bardzo, ale to bardzo wydłużonych.
- Nie tak sobie wyobrażałem Twoją pierwszą wizytę w moich progach, muszę przyznać. Nie mamy wiele czasu. - spróbował przejść do konkretów nie zważając na jej groźne i pełne emocji spojrzenie. Gniew, wściekłość? Nie był w stanie określić, ale chłodny spokój, którym emanowała jego postać, pomijając już fakt, że jak na jej standardy to w dworku pewnie było zwyczajnie zimno. Zwłaszcza, że ciągnęło od wybitego okna, które znajdowało się za nią.
- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że Twoja nowa znajoma jest potężną czarodziejką i poluje na nią równie potężny, co niezrównoważony piekielny kuźwa jego mać łowca dusz. - może uniósł się odrobinę za bardzo, ale tylko wewnątrz. Nie krzyczał, wciąż mówił z opanowaniem, ale zdecydowanie widać było, że nie zamierzał dać rozdygotanej emocjonalnie dziewczynie dominować w rozmowie. Poza tym robił to dla jej dobra, ponownie. Jakkolwiek dziwne by nie były poprzednie perturbacje księżniczka miała jego talizman, a to nie było zwykłe podarunkowe świecidełko. Nie dla Yao, który bardzo skrzętnie skrył w swoim zamarzniętym serduszku pewne zasady swojego własnego kodeksu moralnego.
- Poza tym wieści o rodzie Finnswordów szaleją po całej Alaranii. W różnych źródłach, jednak ja mam coś co na prawdę powinno Cię zainteresować... Nie mamy wiele czasu, nim wrócą. - nachylił się nieco w jej kierunku, jeśli uprzednio jakkolwiek zdołał ją uspokoić. Miał też cichutką nadzieję, że dziewczyna nie zacznie wrzeszczeć w losowym momencie. Fakt, że się zdają chciał zachować w tajemnicy dopóki nie zna prawdziwych intencji czarodziejki i tego pieprzniętego łowcy księżniczek.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Stała w kontrapoście, nonszalancko opierając się o wezgłowie fotela. Odpowiedź na jej sugestię otrzymała niemalże natychmiastowo. Zwróciła się w stronę piekielnego i z pełnym satysfakcji uśmiechem mruknęła:
- Perfekcyjnie.
Położyła dłoń na ramieniu Atris, w ramach pocieszenia, dodania otuchy. Wiedziała, że poradzi sobie sama z dystyngowanym jegomościem, w końcu ćwiczyła takie gierki od dzieciństwa, a zdążyła zorientować się, że nikt tu nie ma wobec nich nieprzyjaznych intencji. Mimo to wyczuwała od niej dziwnie silne napięcie, jednak przypisywała to tej całej trudnej sytuacji, w której się znalazła.
Z godnością opuściła pomieszczenie, irytująco powoli schodząc do podziemnej piwnicy. Chłód cegieł i kafelków odczuwała nagimi stopami, a jej pozbawione płaszcza odzienie też nie było zbyt odpowiednim strojem na wyprawy wśród tak zimnych ścian. Jej napięcie jednak rekompensowało te niewygodne odczucia. Czuła mieszaninę euforii, podniecenia i lekką złość, miała ochotę, żeby się z nim podroczyć znowu. Aj, utrze mu nosa. W rzeczywistości nie pamiętała kto i co kiedykolwiek od dawna wywołało w niej taki stan. Biło jej serce. Pulsowała jej krew w żyłach. Jedną ręką ściskała kostur, drugą rozprostowywała i zaciskała palce w pięść. Miała ochotę skończyć już ten cyrk, chciała się tylu rzeczy dowiedzieć, rzucić się na niego i albo przekonać go o tym, jak namiętna potrafi być, albo o tym, jak silna i bezwzględna w walce. Albo jedno i drugie. Małe siłowanie się, czemu nie. Ale nie teraz, jeszcze nie teraz.
Nie odwróciła twarzy, kiedy zdejmował hełm. Ale zrozumiała, że nareszcie jest to koniec noszenia maski. Błysnęły jej ząbki w uśmiechu.
- Nie, wszystko po staremu - powiedziała dziwnie spokojnym głosem czarodziejka. - Ale o orientację mnie nigdy nie pytałeś.
Odwróciła się w jego stronę połowicznie, przyglądając mu się przez ramię. Nie zmienił się zbytnio. Może tylko oczka coś mu mocniej błyszczą. Wiedziała, że on, tak samo jak ona, jest bardzo podekscytowany tym spotkaniem. Dlatego nadal grali niezaangażowanych, lekko obojętnych i mało zaskoczonych wyjątkowym spotkaniem.
Frey oparł się o ścianę, przy której stała czarodziejka. Był dość blisko, ale nie krępowało ją to. Rzucała mu równie wyzywające spojrzenia. Oboje byli w podobnym wzroście, więc trudno byłoby określić, kto jest osobą dominującą z tej dwójki. Oczywiście, Rakhszasa miała ambicje na zostanie takową.
- Ależ, mamy czas. Chętnie posłucham, co cię skłoniło do śledzenia mnie.
Odpowiedziała miękko, ignorując pytanie o rodzaj wina. Lekko zmrużyła powieki i zniżyła głos niemalże do szeptu.
- Skąd ten entuzjazm i radość? Czyżbyś się stęsknił? - Położyła mu rękę na ramieniu i lekko zacisnęła. - Czy masz może jakieś kłopoty i uznałeś, że ci się przydam? - Mówiła już niemalże wprost to jego ucha.
- Mogę ci się przyznać, że owszem, też mam ci do powiedzenia fajne rzeczy.
Obróciła się lekko, nadal trzymając jego ramię, tak, że teraz to Frey stał plecami do ściany.
- Udało mi się zdobyć coś, czego długo, długo szukałam.
Mówiąc, była tak blisko piekielnego, że z pewnością czuł ciepły podmuch jej oddechu na szyi.
- A nawet złapałam taką Małą złotą rybkę po drodze. Sądzę, że mam za sobą dwa małe sukcesy.
W końcu odsunęła się do niego na dystans dwóch kroków i skrzyżowała ramiona.
- Myślę, że muszę się jakoś za to nagrodzić. Należy mi się.
Przeszła się pomiędzy regałami wypełnionymi zakurzonymi butelkami, jakby dopiero teraz zauważyła, że są w piwniczce.
- Czerwone półwytrawne to dobry pomysł.
Awatar użytkownika
Atristan
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Atristan »

Atris wiedziała, że musi połknąć swoją dumę. Wiedziała, że jej upokorzenie, uczucia i wszelkie emocje nie grają roli w tej grze. Zrozumiała, jakie jest jej położenie. Kartą przetargową jest jej bogactwo, które może w niedalekiej przyszłości zostać zawłaszczone, oraz jej towarzyszka - potężna czarodziejka, która nie musi być przecież jej lojalna. Ufała jej, na ile mogła. Była w tym świecie w zasadzie bezwartościowa i skazana na porażkę. Jak pionek pośród wysokich figur w szachach. Na ile mogła, chciała mądrze rozegrać tę partię. Kolejną szansę już otrzymała, a nikt nie dał jej gwarancji na to, że nie będzie to jej ostatnia szansa.
Zmarszczyła lekko brwi na wzmiankę o piekielnym. Słyszała o historii Rakhszasy, która próbowała pozyskać artefakt i informacje na temat jego działania, i że ma kłopot z ludźmi nazywanymi przez nią "Krukami". Być może o to chodziło wampirowi.
Potem zerknęła przez ramię i widząc wyrwę w ścianie, której jakoś wcześniej nie zauważyła, podniosła z kolei lekko brwi do góry.
Łowiła każde słowo z ust wampira, starając się rozumieć ich sens i możliwie jak najlepiej wykorzystać tę szansę rozmowy z nim. Nie wiedziała, co może go skłonić, czy przekonać, do współpracy. Siła? Nawet jeśli, czarodziejki teraz przy niej nie było. Bogactwo też nie wchodziło w grę. Wcześniej Yao zgodził się, miała wrażenie, z nudów. Nie zapewniło to zbytniego przywiązania wampira do sprawy księżniczki. Nie miała żadnej motywacji, nic wartościowego.
Postanowiła więc zagrać wyjątkową taktyką.
- Nienawidzę cię. Chociaż nie mam żalu. Nienawidzę cię za to, że dałam się tak łatwo zwieść. Że uwierzyłam, że cokolwiek dla ciebie znaczy moja tragedia.
Bała się. Lekkie drgania jej dłoni i głosu o tym świadczyły, ale mimo to starała się tłumić te oznaki najlepiej, jak potrafiła.
- Śmiem twierdzić, że jesteś osobą, którą trudno przekonać do przejścia na swoją stronę. Widzę to po twoich oczach. Jesteś samotnikiem, bo w zasadzie nie obchodzi cię nic, ani nikt. Nie można też cię niczym przekupić. Nienawidzę cię za to. Ale nie mam do ciebie żalu.
Odważyła się patrzeć na niego wprost, utrzymując kontakt wzrokowy. Jej niebieskie oczy, jasne i błyszczące, były tak duże i niewinne.
- Spójrz na mnie i mnie wysłuchaj. Wiem, że nie mamy dużo czasu.
Wyprostowała się i przyjęła bardziej władczą postawę.
- Teraz powiedz mi, co wiesz na temat mojego rodu, na temat tego Łowcy Dusz, na temat mojej matki. Jeśli nie zdążymy, zaproponuj nam nocleg. Spotkamy się o drugiej w nocy w jednej z twoich komnat. Wybierzesz miejsce.
Przeprowadziła roszadę.
- Wiem, że moje wymagania ani prośby nic ci nie dadzą. Nie potrzebujesz bogactwa, wrażeń, przymus też nic nie da. Tak samo jakiekolwiek wyższe wartości i relacje, wiem, że to dla ciebie nic nie znaczy, przynajmniej w stosunku do mnie. Widzę to po tobie. Ale proszę, pomyśl o tym, ile znaczy to dla mnie. To moja ostatnia prośba. Zniknę z twojego życia. Jeśli sobie tego życzysz, oddam ci ten medalion. Jeśli tego chcesz, zapomnę twoje imię. Ja MUSZĘ wiedzieć, jeśli masz jakiekolwiek informacje o zaginięciu, muszę je znać. Dla ciebie to może nic nie znaczyć, ale dla mnie... to całe moje życie!
Pod koniec swojego monologu lekko zaszkliły jej się oczy. I nieznacznie podniosła głos. Ale nadal, całkiem dobrze szło jej chowanie swoich prawdziwych uczuć, które były bardzo intensywne.
Patrzyła z wyczekiwaniem na ruch Yao.
Szach.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

Kiedy słuchał jej emocjonalnego, niedługiego monologu musiał przyznać przed samym sobą ze dwie rzeczy. Po pierwsze, nieco go zaskoczyła. Nie był w stanie określić na ile faktycznie targały nią uczucia i emocje, co było niezaprzeczalnie influencyjne na sposób w jaki się wypowiadała, a na ile było to po prostu dobrze odegrane. Zdawał sobie sprawę, że jest do tego zdolna, w końcu to urodzona arystokratka. Oni są specjalistami od tego typu gierek, ale ten poziom... imponujący, nawet dla samego Shasamo. Po drugie w pewnym momencie Atris trafiła w sedno. Na tyle precyzyjnie, że przez krótki moment nawet mógł stracić zasłaniającą emocje maskę, która zwykle pokrywała jego oblicze będącą chłodnym i bardzo neutralnym wyrazem twarzy. Nienawiść i żal zdawały się nie robić na nim wrażenia. Setki lat doświadczeń pozwoliły mu zachować znacznie wyższy poziom opanowania, pomimo przyjętego na dumę ciosu. Wziął łyka wina. Przecież nie podrapie się po policzku. Milczał chwilę. Patrzył na nią, jak i ona na niego.
- Odrobinę się mylisz, Twój los jest mi dość bliski, mimo wszystko. Zwłaszcza teraz, gdy chcąc nie chcąc ponownie znalazłaś się w pobliżu. - tutaj Yao zrozumiał pewną bardzo istotną różnicę. Całą sytuację nazwała JEJ tragedią. To ich różniło. Wszak sprawa dotyczyła jej rodziny, dobrego imienia rodu, czy majątku który ich imieniu przysługiwał. To były wartości, których wampir zwyczajnie nie znał żyjąc w osamotnieniu przez tak mnóstwo czasu. Przez jakiś czas wampir sprawiał wrażenie zamyślonego, może nawet chwilami nieobecnego. Zdarzyło mu się zerknąć za okno, ale przez większość czasu i tak patrzył na swoją rozmówczynię. Nawet następne parę zdań wypowiedział nieco wolniej, choć równie chłodno i z dystansem. Pokiwał drogą.
- W punkt. Bardzo trudno, ale czy Ty uważasz, że musisz mnie przekonywać? Przecież mogłem wyrzucić was na bruk. Medalion nie jest tylko przedmiotem, Atris. Jest danym przeze mnie słowem. - nie zamierzał się długo tłumaczyć, a na jej przyjętą władczą postawę jedynie uśmiechnął się odrobinę pod nosem. Pomimo tak licznych i głębokich różnic dziewczyna imponowała mu swoją determinacją i siłą woli. Pewnego rodzaju wytrwałością. Wciąż była w jego oczach niewinną i bezbronną dziewczynką, ale za to z niesamowicie wyjątkowym charakterem.
- O Finnswordach mówią sporo, choć w dużej mierze to pieprzenie i bzdury wyssane z palca. Jedni nawet mówią, że wszyscy zginęli chwilę po balu, albo że księżniczkę uratował jakiś szlachetny rycerz. Najczęściej z rodu, który opowiada tę bajkę. - Nie zaśmiał się, chociaż odrobinę chciał. Spróbował w ten sposób jakkolwiek dziwnie by to nie wybrzmiewało swego rodzaju współczucie.
- Jednak mam parę plotek z pewniejszych i konkretnych źródeł. - kiwnął głową.
- Wiesz co Atris? Nawet Ci współczuję. Znów musisz mi zaufać. O piekielnym nie wiem nic ponad to, że was szukał. Ciebie. Chociaż wydaje mi się, że byłaś tylko cechą charakterystyczną, a faktycznym celem jest ta Twoja służka. Bardzo nietypowo utalentowana, jak na kogoś ze służby, zresztą jak mój nowy lokaj. - tu zaśmiał się cicho pod nosem, zasłonił usta lewą dłonią.
- Poza tym oboje są potężni, a ich intencje niejasne. Zanim wrócą chciałbym tylko wyjaśnić jedno. To, co masz na szyi jest danym przeze mnie słowem. Słowem, które planuję dotrzymać. - dość mocno wypowiedział te słowa, pewnie, lecz nadal z grobowym spokojem, nawet nieco ponurym, może pozbawionym nieco optymizmu, ale szczerym wydźwiękiem.
- Zatem spotkamy się po zmroku. Będziesz wiedzieć, gdy wybije właściwa pora. - kiwnął jej głową. Ostatnią część jej monologu przyjął bardzo neutralnie. Od czasu jej pierwszego trafienia zaraz na początku ich słownego starcia pozostała część jej wypowiedzi zdawała się spływać po Yao jak osamotnione krople jesiennego deszczu po drugiej stronie tej wciąż istniejącej wysokiej szyby w salonie. Zastanawiał się teraz, czy dziewczyna jest świadoma jego faktycznego spojrzenia na sprawę i motywów, które nim w tym wszystkim kierowały. Z początku sam przed sobą wydawał się być zagubionym, ale już krótka wymiana zdań uświadomiła go i szybko ugruntowała jego pozycję, oraz cele. Zawsze miał słabość do błyskotek i drogich kamieni, a cóż innego lepiej pasuje do jego porcelanowej bladej dłoni, niż nieskazitelna biel Perły Nowej Aerii.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Faktycznie wszystko zdawało się być po staremu. Jakby zupełnie nic się nie zmieniła. Chwilowa ekscytacja zaczynała przeradzać się u niego w miłe wrażenie, które sugerowało, że jego chwilowo nudny żywot znów nabierze nieco tempa, a występujące pomiędzy nim i Rakhszasą iskierki rozpalą ogień, jakiego piekielnemu zdecydowanie brakowało. Ktoś taki, jak on zwyczajnie nie mógł wytrzymać w nudzie i monotonii zbyt długo, stąd w ogóle wpadł na pomysł wytropienia swojej byłej... towarzyszki.
- Nie musiałem, dalej patrzysz na mnie w ten sposób. - odpowiedział. Dziwnie było mu to przyznać przed samym sobą, ale to chyba faktycznie była tęsknota. Ot zwyczajna, ludzka emocja. Może nie do końca za samą czarodziejką, raczej za całością jej emanacji. Tym jak wpływała na otoczenie, jakie wydarzenia wiązały się z ich wspólną podróżą. Łowca zwyczajnie czuł się najlepiej w takich warunkach, jakie udawało im się przez jakiś czas stworzyć i żadne pojedyncze zlecenia na mniejszych, czy większych wioskach nie mogły się równać z poszukiwaniem artefaktów i strategicznym walczeniem o przetrwanie przeciwko nieznanej liczbie pionów i skrzydeł tajnej organizacji. Poza tym sposób, w jaki się w stosunku do niego zachowywała. Nie ma mężczyzny, któremu by się to nie podobało. Musiałby być ciepły, a wiadomo, że Frey jest co najmniej gorący.
- Może odrobinę, w końcu przez jakiś czas byłaś moim ulubionym kłopotem. - bez wahania objął ją pewnie dłonią na wysokości biodra. W półmroku piwniczki oświetlanym jedynie płomieniem niewielkiej pochodni faktycznie mieniły im się obu oczka, jak drobnym złodziejaszkom zapatrzonym na olbrzymi i lśniący drogocenny kamień w mansji któregoś z bogatych, wielkich rodów.
- Taa, gdyby nie rybka byłoby mi Cię ciężej wytropić. Dobrze, że na nią wpadłaś. To poplotkujemy później, gdy znajdziemy dłuższą chwilę. Tylko co dalej z Twoją rybka i tym paniczu na górze? - zapytał. Właściwie potrzebował, by uchyliła mu nieco rąbka tajemnicy i zdradziła swoje dalsze plany. Wiedział, że pozyskane przez niego swego czasu informacje o pewnym pionie w organizacji kruków będą dla nich prędzej czy później istotne. Prawdę mówiąc nieco wadziło mu to, że wyczuł w jej wypowiedzi odrobinę troski o tę rybkę. Nie był dobrym materiałem na nianię, prawdopodobnie też nigdy nie będzie. Nie rozmyślał nad tym długo.
- Nagrodę, mówisz? - uśmiechnął się wyraźnie, gdy się odwracała jego dłoń wcześniej znajdująca się na jej biodrze przesunęła się subtelnie w dół po jej boku. Nie dodał więcej zbędnych słów. Oboje wiedzieli o czym pomyśleli wzajemnie.
- Możesz nawet wziąć dwie różne butle, chyba ma tu tego sporo. W razie jakbyśmy nie trafili w gusta tych wyżej urodzonych. W końcu jesteśmy tylko ich służbą. - zaśmiał się odprowadzając ją wzrokiem, gdy swobodnym i lekkim krokiem oddaliła się na krótki obchód między półkami. Bardzo bawił go fakt, że wspólnie z Rakhszasą stanowili znacznie potężniejszą parę od tej, która została na pogawędce przy rozbitym oknie, ale jakoś tak się potoczyło i przyszło im służyć. Musiał przyznać, iż tego typu gra nawet mu się podobała. Od zawsze lubił konspirację i działanie pod przykrywką. Tym bardziej, jeśli jego współagentką miała być kobieta pokroju Rakhszasy. Przesiąknięta flirtem infiltracja to chyba marzenie każdego młodego Łowcy Dusz. W tym aspekcie Freyowi zostało jeszcze sporo z dziecka. Zerknął na nią ponownie, gdy dokonała wyboru. Przy okazji schował sobie jedną z butelek, którą uznał za tę z lepszych za pazuchę.
- Na jakąś okazję. Czas wrócić do gry, co? - zapytał starając się nieco żartobliwie zaimitować jej mrucząco-szepczący ton głosu, który swoją drogą był wyjątkowo skuteczną bronią w jej arsenale kobiecych sztuczek.
Pionki porozstawiane. Król i królowa ponownie wracają na planszę.
Awatar użytkownika
Rakhszasa
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 76
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Opiekun
Profesje: Mag , Szaman
Kontakt:

Post autor: Rakhszasa »

Przechadzając się między półeczkami z różnymi rocznikami win, Rakhszasa próbowała dobrze poukładać w głowie odpowiedź na pytanie Freya. Sprawa z Atristan całkiem leżała jej na serduszku. Może i była władczą, surową kobietą, i raczej wolnym strzelcem, to opuścić kogoś w potrzebie, zwłaszcza jeśli obiecała jej pomóc, nie było w jej stylu. W zasadzie piekielny nie poznał czarodziejki jeszcze od tej strony. Prawdopodobnie w przeciwieństwie do niego, kobieta była osobą, która potrafiła emocjonalnie i uczuciowo związać się z bliskimi jej ludźmi. Stała po stronie słusznych decyzji, sprawiedliwości, potrafiła walczyć o rzeczy dla niej ważne. Zdawała sobie sprawę z tego, że Łowca Dusz raczej nie podziela tych jej cech, dlatego ten cały flirt, ich relację, traktowała jak przyjemną zabawę. Stąd dystans, brak większego zaangażowania, brak otwierania się.
- Złota rybka potrzebuje mojej pomocy. Nie zostawię jej bez pewności, że jest bezpieczna.
Czarodziejka drgnęła lekko, jak wypowiedziała te słowa. Bardzo, bardzo dawno temu była przywiązana do kogoś i właśnie zdała sobie sprawę, że przelała swoje opiekuńcze, nawet matczyne uczucia na księżniczkę. Chociaż nie była wobec niej zbyt łagodna i kochająca.
- Tobie się nie spieszy do zostania tatusiem, co? - powiedziała z przekąsem zerkając na niego zza ramienia. W sumie, wyglądałoby to bardzo nierealnie. Piekielny z dzieckiem na ramieniu. No zabawne.
Zaśmiała się pod nosem z jego uwagi na temat służby. Przeglądała zakurzone butelki, jakby była wielkim znawcą. Nieco przedłużając tę ciszę między nimi. Całkiem przyjemne było to napięcie i dzielenie wspólnej przestrzeni. Chyba trochę cieszyła się, że jej szukał. Ale tylko troszeczkę. Tak odrobinkę, że prawie w ogóle.
- Tak, pora na nas. Wracajmy na górę.
Kiedy tylko wyszli z piwnicy, na powrót przybrała maskę obojętności i milczenia.
Weszła przez otwarte drzwi do salonu, w którym panowała cisza przerywana jedynie trzaskaniem drewna w kominku i lekkimi powiewami chłodnego powietrza z wyrwy w ścianie. Zaraz... skąd ta dziura w ścianie? Czarodziejka uniosła lekko brwi, a potem szybko zerknęła na piekielnego.
Podeszła do kredensu stojącego przy jednej ze ścian, skąd wyjęła srebrną tacę i kilka lampek wina. Położyła na niej również wybraną przez siebie butelkę wina. Odkorkowała ją, nalała do każdego naczynia, a następnie położyła tacę na stoliku przy kominku. Pozwoliła usiąść sobie na sofie przy Atris, skąd mogła dobrze obserwować pana posiadłości.
Chciała w jakiś sposób przekazać księżniczce, że piekielny jest sprzymierzeńcem, że przed nim nie muszą odgrywać swoich ról. Nie była jednak pewna, na ile szczerości może sobie pozwolić przy wampirze. Oczywiście, nie bała się ujawnić swojej mocy, co było raczej spowodowane tym, że równie silny co ona piekielny jest po jej stronie, ale wszelkie informacje o Atris mogły być cenne. Czekała więc, upijając trochę wina z lampki, patrzyła na Freya, aby i on wykonał jakiś ruch. Może, na przykład, wzniesienie toastu.
Zamknęła oczy i spróbowała dostać się do umysłu księżniczki, żeby magicznie przesłać jej informację. "Piekielny to przyjaciel" - powiedziała jej w myślach.
Awatar użytkownika
Atristan
Szukający drogi
Posty: 37
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Atristan »

Chłodny powiew z wyrwy w ścianie dosięgną jej obnażonej szyi. Poczuła gęsią skórkę. Zadrgała. Ciepło od kominka grzało jej skórę. Nie była pewna, czy to ono powoduje jej lekkie rumieńce na twarzy, czy to ta cała sytuacja. Poczuła się uspokojona i szczęśliwa wynikiem tej rozmowy. Ale nie do końca reakcja szlachcica była tą, którą sobie wyobrażała. Nie, odkąd ją opuścił, wyobrażała sobie, że jest podłym i kłamliwym zdrajcą, że poszukuje tylko co rusz nowych wrażeń, a Atris nie miała mu niczego do zaoferowania.
- Tak, spotykamy się po zmroku... - skwitowała jego wypowiedź.
Milczała przez ten cały czas tylko, słuchając jego zapewnień. Były one dla księżniczki tylko pustymi słowami. Żadnych wyjaśnień, żadnych przeprosin, niczego. Zadrgała jej dolna warga. O ile wcześniej trzymała emocje na wodzy starając się wykorzystać je odpowiednio, teraz były one zbyt silne, a ona zbyt zmęczona, żeby się pohamować.
- Nie... nie jest tak jak mówisz...
Zacisnęła ręce w pięści na brzegu kolan.
- Zostawiłeś mnie i nawet nie próbowałeś mnie odszukać.
Nie potrafiła spojrzeć na niego. Patrzyła w dół. Po policzkach zaczęły lecieć jej łzy. Pękła.
- Gdybyś nie łamał danego słowa, odnalazłbyś mnie. Nie musiałabym... nie musiałabym patrzeć na śmierć...
Przed oczami znowu stanęła jej scena, w której z przewróconej karety wyskakuje Sasha. Następnie miecz jednego z bandytów przeszywa jej ciało. Dużo krwi. Strach.
Atris zasłoniła dłońmi i jej ciało wstrząsnął cichy szloch. Nie potrafiła już tego opanować. Ciepłe łzy spływały jej po policzku. Ugryzła się w wargę, żeby nie wybuchnąć płaczem. Odetchnęła kilka razy, chcąc opanować się, zanim Rakhszasa wróci z lokajem Yao. Wyjęła szybko chusteczkę, starając się nie patrzeć na wampira, otarła twarz i na powrót przybrała maskę dumy i obojętności. Było jej tak wstyd, że okazała słabość przed nim. Cieszyła się tylko, że nie ma przy niej czarodziejki. Przed nią wstydziłaby się jeszcze bardziej.
Z nich wszystkich była najmłodsza i najmniej doświadczona. Była księżniczką i tylko księżniczkowanie szło jej dobrze. Reszta rzeczy, powiedzmy sobie wprost, średnio.
"Weź się w garść, dziewczyno, weź się w garść..." powtarzała w duchu.
Ugryzła się w wargi tak mocno, że zaczęła się z niej sączyć krew. Poczuła jej lekki metaliczny smak i łagodne pulsowanie. Patrzyła tylko na drzwi, czekając, aż pojawią się w nich służący.
Bardzo zdziwił ją widok czarodziejki, która miała niewątpliwie dobry humor. Uśmiech tańczył jej na ustach i poruszała się w bardzo płynny, kobiecy sposób. Jakby z kimś tu flirtowała. A może po prostu tego wina już skosztowała.
Kiedy chwyciła lampkę wina, co - gdyby nadal grała pozycję "służki" byłoby skandalem - Atristan pospiesznie chwyciła swoją i również lekko upiła zawartość. Potem stwierdziła, że to śmieszne, że nadal próbuje trzymać się dworskich etykiet, skoro wszyscy doskonale wiedzą, kim czarodziejka jest w rzeczywistości. Po chwili poczuła jakby bardzo dziwny, chłodny dotyk, w swojej głowie. Potem jakby siłą woli próbowała to zablokować, a jednak ta "magiczna dłoń" przedarła się do jej świadomości. Usłyszała w umyśle słowa wypowiadane głosem Rakhszasy "piekielny to przyjaciel".
Kiwnęła lekko głową i zakodowała sobie, aby poprosić ją, żeby nigdy więcej nie czarowała na niej w ten sposób.
Uspokoiła się. I to nawet bardzo... ścigająca czarodziejkę i ją potężna osoba okazała się sprzymierzeńcem. To jedna dobra wiadomość od dawna.
Wypiła jeszcze kilka łyków. Po jakimś czasie oznajmiła:
- Ja i moja służba jesteśmy bardzo wdzięczne za podjęcie gościny. Obawiamy się jednak, że nie zabawimy tu długo, ponieważ pora jest już stosunkowo późna. Jesteśmy zmęczone, a konie z pewnością zostały dobrze podkute i napojone do dalszej drogi.
Wtedy spojrzała na wampira, patrząc z wyczekiwaniem, aż zaproponuje nocleg.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Krótka rozmowa w warunkach podziemnej piwnicy z winami nie pozwalała na zbyt swobodne rozwinięcie rozmowy. Toteż większość jej wątków urywana była bardzo szybko. Może to i lepiej dla piekielnego, który chyba nie przywykł do szczerego i długiego dialogu jako formy komunikacji.
- Ani trochę. - odmruknął, jak mogła się spodziewać. To co powiedziała o księżniczce też niezbyt mu pasowało, ale może będą z tego jakieś przygody. Ciężko mu było określić. Na ten moment widział Atris jedynie przez chwilę. Nie zrobiła na nim zbytniego wrażenia poza tym, że faktycznie wyglądała jak wysoko urodzona panienka. Zastanowił się chwilę.
- Tak, niestety. Miło się tu stało. - uśmiechnął się i wskazał jej drogę powrotną. W salonie, kiedy powrócili panowała cisza. Frey miał niepokojące wrażenie, że nastała na chwilę przed tym, jak wrócili z Rakh z winem. Przeszła mu nawet przez myśl iluzja. Wampir władał nią w pewnym stopniu. Co jeśli księżniczka też potrafi takie sztuczki. W jego fachu trzeba było bardzo uważać na takie szczegóły. Przyjrzał się Atris. Nie sądził, by mogła grać aż tak dobrze. Musiałaby być zawodowcem, odrzucił te opcje dość stanowczo. Wtedy właśnie poczuł na sobie wzrok Rakhszasy, kiedy przygotowywała wino. Wzruszył niewinnie i lekko swoimi okutymi w czarna zbroje ramionami. Hełmu już nie miał na sobie i też liczył na lampkę wina. Troszkę mu zaschło w gardle. Natomiast odezwał się jeszcze odnośnie przygotowania karawany, bo był ciekawy czy uda mu się do niej zajrzeć.
- Konie napojono i podano im paszę. Zostaną okute do świtu. - stwierdził dość precyzyjnie i pewnie, mimo że był to zwykły strzał. Tu wampir również spojrzał na piekielnego z wiadomym dla Freya pytaniem.
- Okno do południa. - tutaj akurat musiał się wywiązać, ekipa była już na swój sposób opłacona.
Odchrząknął i podziękował czarodziejce za wino.
- Wzniesmy zatem, jeśli najwyżsi państwo pozwolą toast za naprawy i szczęśliwy powrót księżniczki Dashnikovej. - moment, w którym popatrzyli po sobie wznosząc toast przypominał partie pokera na wysokim, bynajmniej nie karczemnym poziomie. Problem tkwił w tym, że piekielny od razu zidentyfikował najsłabszego gracza przy stole. Może jedynie najbardziej niepozornego. Zawsze zostawiał sobie ten margines błędu, nawet jeśli nie zdarzały mu się one zbyt często. Taki nawyk z bardzo dalekiej przeszłości. Skosztował wina, które smakowało mu wyjątkowo dziwnie. Może nie był przyzwyczajony do tak wysokiej jakości trunków, albo zwyczajnie nie przypasował mu posmak lawiracji między kłamliwa arystokracja. Fakt, że mógłby ot tak spróbować załatwić to na szybko i po swojemu, siła. Tylko wywołało by to pewnie niemałe poruszenie. W tej grze jednak ruchy należy wykonywać bardzo leciutkie, swobodne, płynne i ciche. Piekielny odczuł przewagę nad wampirem, gdy dostrzegł dwa bardziej zrozumiałe spojrzenia i jedno od jego zimnych oczu. Wystarczyło zagrać to spokojnie. Cierpliwie Frey i z zimną krwią.
Awatar użytkownika
Yao
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Najemnik , Arystokrata , Kupiec
Kontakt:

Post autor: Yao »

Sytuacja Yao malowała się w, o zgrozo, zimnych barwach. W jego posiadłości znajdował się potężny piekielny i czarodziejka, na którą polował. Fakt, że nie wywiązała się pomiędzy nimi żadna walka z jednej strony był ulgą, z drugiej zaś napawał wampira niepewnością. Założył, że muszą w takim wypadku być sojusznikami, albo działać według założonego z góry planu. Mieliby napaść na jego majątek? Bardzo stanowczo odrzucił tę myśl. Łowcy dusz nie bawią się w tego typu rozwoje. Rakhszasa też nie wyglądała mu na taką, która chętnie obwiesiłaby się swiecidelkami i brylowała na salonach. Zatem reasumując, dwie potężne istoty o nieznanych i wspólnych zamiarach i zagubiona księżniczka, której trzeba było wytłumaczyć całkiem sporo spraw. Najgorsze jest to, że nieumarły niemal kompletnie nie odczuwał potrzeby tłumaczenia się. Jego zimny charakter i sposób bycia mogły być z pewnością odbierane jak pewien rodzaj wyprania z emocji, co było dla niego kłopotliwe, bo jego złożone swego czasu obietnice były szczere. Na ten moment po krótkim zastanowieniu nie nazwałby tego wielka miłością, może nawet nie przywiązaniem, chociaż kiedy wracały wspomnienia zdawał sobie po części sprawę z tego, jak źle mu było z tym dziwacznym zniknięciem, które spowodowało ich rozłąkę. Gdy wampir myślał o Atris pierwszy zdawał się odzywać swego rodzaju instynkt, który podpowiadał, że Perełką Finnswordów należy się zaopiekować. To chyba planował zrobić, jeśli mu pozwoli. Nie potrzebował do tego jej zaufania, był świadomy że przyjdzie z czasem. Dziewczyna musi się na prawdę wiele nauczyć. Nie chciał wrzucać jej na głęboką wodę i uświadamiać tego, jak wiele krwi i cierpienia jeszcze zobaczy na własne oczy. Jak wiele żalu i wyrzeczeń będzie musiała odczuć i podjąć by pozostać sobą, ostatnia na ten moment nadzieja na utrzymanie wielkości rodu.
- Za szczęśliwe powroty. - powtórzył wampir chłodno, odruchowo. Krótka myśl przebiegła mu w podświadomości. Czy piekielny z czarodziejka wiedzą o nim i Atris?

- Zatem musicie Panie być wycieńczone podróżą. Nie zaleca się wyruszać ponownie nocną porą. Zwłaszcza, że potrzebujemy jeszcze nieco czasu na przygotowanie koni. Proponuję, by wypoczęły panie we wskazanych izbach. Poprowadzę, za pozwoleniem. - podniósł się z fotela. Lampkę z winem którego nie ruszył zostawił na stoliku. Podszedł najpierw do okna, by tam zatrzymać się na chwilę. Poczekał aż wszyscy wstaną z miejsc, po czym ruszył w głąb posiadłości. Do Freya zwrócił się już zaraz przy schodach.
- Raport ze służby proszę zdać bezpośredniemu przełożonemu. - kiwnał przy tym głowa. Był niemal pewien, że piekielny zda sobie sprawę, że kwatery są na dole. Sam natomiast poprowadził Atris i Rakh na samą górę, gdzie wąski i niezbyt długi korytarz łączył kilka izb. Odwrócił się i lekko uniósł ujęty wcześniej w salonie świecznik. Zrobił to również z chwilowa przerwa chcąc upewnić się, że Frey chociaż na krótki moment jest poza grą. Szkoda tylko, że domyślał się że bardzo krótki.
- Życzą sobie panie wspólna izbę, czy dwie z osobna? - zapytał jakby zciszonym głosem, po czym przydzielił odpowiednie pomieszczenia. Pokój dla Atris rzecz jasna był bardziej przestrzenny, chociaż nieco pusty. Biednie urządzony, niemal wcale. Jednak duże łóżko stanowiło centrum i zdawało się być wyjątkowo wygodne. Drugi pokoik był już znacznie mniejszy, mieścił się przy schodach i miał łóżko pojedyncze.
- Jakby panienka czegoś potrzebowała moja izba jest na końcu korytarza. Proszę nie zwracać uwagi na kroki w nocy, to straże. Środki ostrożności i szkolenie. - kiwnał im głowa. Przekazał świecznik Rakhszasie, by doprowadziła Atris do jej pokoju i mogła trafić też do swojego. On nie potrzebował dodatkowego źródła światła. Gdy dotarł do siebie czekał jedynie kwadrans, gdy Seir nie pojawił się wiedział, że piekielny nie wykonał polecenia. Pokrecił głowa sam do siebie. Natychmiast ruszył na dół puszczając uprzednio sygnał do dowódcy swojej straży odpowiednim medalionem we własnej izbie. Nadchodzi zimna noc, czas zagrać na wampirzych zasadach w te durne podchody.
Awatar użytkownika
Frey
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 68
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Żołnierz , Łowca , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Frey »

Piekielny kiwnał jedynie głowa na polecenie wampira, chociaż w jego szarych oczętach nie tliła się nawet resztka posłuszeństwa, czy jakiejkolwiek formy uznania zwierzchnictwa. Powstrzymał się jednak przed rzuceniem jakiegoś nieadekwatnego "tajest szefie". Nie spieszył się schodząc na dół. Tym bardziej, że jego pozostawiony bez źródła światła wzrok potrzebował nieco czasu żeby zaadaptować się do ciemności. Szedł więc nieco niepewnie przez pierwsze parę chwil. Chyba taki był plan nieumarłego. Frey spróbował zakręcić się na parterze, ale przez jedną z dużych szyb dostrzegł, że patrol na zewnątrz znajduje się akurat przy samym budynku. Zaklnał cicho. Taka okazja poszła z dymem. Każda chwila była cenna, a łowca nie zdawał sobie nawet sprawy jak bardzo, bo Shasamo już jak go kierował na dół odczuł, że Frey nie pójdzie grzecznie spać bez kombinowania. Kierując się wzdłuż kwater strażników Frey orientacyjnie zliczył ich ilość. Uznał, że to całkiem sporo, jak na taką posiadłość, ale w sumie po wampirku mógł się tego spodziewać. Miał jakieś zadatki niedoszłego dowódcy. Oczywiście piekielny nie byłby sobą, gdyby udał się na wprost do odpowiedniej komnaty. Złapał za klamkę drzwi, które różniły się od wszechobecnych kwater i wemknął się do środka. Rozejrzał. Zbrojownia. Ściany wywieszone były różna średniej jakości bronią, oraz stojakami ze zbrojami. Tych było niewiele. Ściana na wprost Freya natomiast stała pusta. Cedric spróbował cicho przymknac za sobą drzwi, ale te trzasnęły głośno i zostały zakluczone.
- Ja pieprzę, cudnie. - mruknął pod nosem. Wiedział, że teraz to dopiero ma mało czasu. Przy drzwiach pewnie ktoś stoi, stwierdził, że spróbuję przy gołej ścianie, może jest jakieś przejście. Ta jednak była bardzo niesympatyczna. Błyskawicznie błysnęła mu w oczy jasnobłękitnym światłem. Mimowolnie przymknął oczy. Odczuł mróz i chwilę później przywalił plecami o drzwi. Lodowata dłoń wampira zacisnęła się na szyi piekielnego, a ostrze, którego przecież Yao nie zabrał z nad kominka w salonie dotknęło czubkiem ostrza jego skóry po lewej stronie nad mostkiem. Zostało włożone przez absurdalnie małe łączenie płatów zbroi. Frey poczuł, że nie żartują, gdy wziął głębszy oddech i poczuł strużkę krwi, która popłynęła po jego piersi.
- Teraz sobie szczerze pogadamy, koleszko. - powiedział wampir głosem równie chłodnym i obojętnym, co zawsze. Frey z braku laku innej opcji przytaknął. Rozmowa nie była długa. Właściwie bardziej przypominała przesłuchanie, niż dialog. Co się dziwić, skoro jeden z rozmawiajacych miał ostrze na sercu i zerowe możliwości reakcji. Wampir odchrzaknął, drzwi zostały odkluczone i otwarte, a Frey mógł odetchnąć z ulga.
- Też sądzę, że zaufanie jest w naszej branży bardzo ważne. - skwitował piekielny.
- Nie jestem z Twojej branży, Cedric. Miej to na uwadze. - odrzekł mu Shasamo.
- Odprowadź kolegę strażnika do jego kwatery, Seir. Podwój straże. - cała trójka uśmiechnęła się krótko, ale to Frey pierwszy zaśmiał się na głos. Yao zakasłał, pokrecił głowa i udał się z powrotem na górę. Miał jeszcze jedno spotkanie do odbycia. Frey prowadzony swobodnie do łóżka był świadomy, że podwójna straż nie znaczy zupełnie nic. To głupia zagrywka i obaj są tego świadomi. Przesunął dlonią po swojej szyi, która zdawała się nawet parować odzyskując optymalna temperaturę. Wyczuł opuszkami palca kilka nieregularnych szram na skórze przypominających pęknięcie na tafli lodu. Zaklnął, w myślach tym razem. Zagadał do swojego niby dowódcy.
- To nocka schadzka z jej służką nie przejdzie? Straszną mi zrobiła ochotę w tej piwnicy. - powiedział szczerze i będąc ciekawskim odpowiedzi.
- Obawiam się, że ta noc będzie wyjątkowo zimna. Bez czasu i miejsca na gorąc namiętności. - odrzekł mu nieco dostosowanym, a wyraźnie odbiegajacym od przeciętnego strażnika blyskotliwoscia tekstem.
Zablokowany

Wróć do „Błyszczące Jezioro”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości