Jezioro CaraTylko martwi nie kłamią

To właśnie władczynią tego jezioro według legendy miała zostać księżniczka Cara, najmłodsza z trzech sióstr. Wody tego jeziora mienią się zawsze kolorem czerni.
Awatar użytkownika
Eldrizze
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Eldrizze »

        Kapłanka poczuła jakby cofnęła się w czasie. Jak to możliwe, że przez tyle lat Salazar prawie się nie zmienił? Jakim cudem udało mu się zachować ten sam wyraz twarzy, ten sam styl, tę samą godność? Nawet jego ubrania tylko nieznacznie się zmieniły. A na skórze pojawiły się ledwo widoczne nowe zmarszczki. Podejrzewała jednak, że na reszcie ciała mogłaby zobaczyć wpływ czasu i zdarzeń w nim. Jakieś blizny, przebarwienia… Potrząsnęła głową. A czy ona się zmieniła? Oczywiście, że tak. Nosiła teraz szatę zakonną, przez lata udoskonaloną. Włosy jej urosły, spojrzenie wyostrzyło się. Miała zmarszczkę między brwiami od częstego ich marszczenia. Choć to akurat tylko podkreślało jej surowy charakter, który był widoczny od zawsze. Więc w pewnym sensie była bardziej sobą. Niestety nie były to zmiany, które zawsze jej pomagały. Wiele z nich choć pozwalało jej się chronić przed bezlitośnie smagającym losem, jednocześnie niszczyło od środka. Wciąż musiała walczyć o swój dawny wewnętrzny spokój.
        Eldrizze w duchu pochwaliła dawnego przyjaciela za to, że nie próbuje się ukrywać. Choć usiedli z boku, to nie po to, by udawać, że ich nie ma. To prawda, że nie miałoby to i tak dużego sensu, ale samą postawą można było jeszcze wiele wyrazić. A Salazar widocznie dobrze czuł się z tym kim jest. Tylko kim dokładnie jest, poza tym, że nosicielem krwi mrocznych elfów?
        Złodziejem? Oczywiście, już wcześniej wiedziała czym się zajmuje, jednak nie wiedziała dlaczego. Dlatego podczas tej rozmowy postanowiła dać mu czystą kartę, którą sam zapełni. Z tego powodu, choć kapłanka zachowywała kamienną twarz, jej oczy automatycznie błysnęły ogniem, gdy usłyszała słowo „kradzieżą”. Automatycznie pomyślała o nim jako o złodzieju w Podziemiach. I nie spodobało jej się to. Nie podobała jej się żadna działalność na szkodę sióstr i braci. Zaraz jednak skorygowała swoje myślenie, gdy usłyszała, że Salazar odkrywszy swój talent pozostał na Powierzchni. To była dobra decyzja. Nie mówiąc już teraz o zdradzie rasy, a wyłącznie o tym, co zrobić po odkryciu sposobu na życie, mroczny elf dobrze uczynił. Skoro postanowił zająć się kradzieżą to powinien szkodzić istotom Powierzchni, a nie swojej rasie. Mógłby wiele zdziałać. Kobieta wiedziała o jego kradzieży klejnotów koronnych Królowej Calear Da’hoe. To była jedna z bardziej spektakularnych kradzieży, o których wiedziała.
- Dobrze, że nie zostałeś złodziejem w Podziemiach – powiedziała.
        I nie obchodziło ją, czy celem jej dawnego przyjaciela są bogaci czy biedni. Dla niej to nie miało różnicy. Liczyła się rasa i czyny.
        A potem usłyszała, że zabija na zlecenie. I choć również o tym wiedziała, to nie zdołała jeszcze tego ocenić. Znów była rozdarta. Z jednej strony zabijanie było dla niej sprawą łatwiejszą do zaakceptowania niż kradzież, ponieważ Eldrizze sama odebrała wiele żyć i nie żałowała tego. Niektórzy po prostu na to zasługiwali, inni nie dawali wyboru. Czynność ta może być nawet szlachetna, gdy wykonuje się ją w imię dobra własnej rasy. Jest również do zaakceptowania, gdy pobudką są własne korzyści. Zabijanie na zlecenie również mogłoby zostać odebrane bez większych problemów, gdyby nie jeden szczegół: Salazar zabijał na zlecenie istot Powierzchni. A jakie korzyści ze zlecenia mu zamordowania kogoś mógł mieć szczur tej ziemi? Z pewnością nie służyły one mrocznym elfom. W oczach białowłosej było to więc usługiwanie nie tym co trzeba. Ale mógłby się z tego wyplątać.
- Służysz tym szczurom? – syknęła. – Powinieneś zabijać na zlecenie Zakonu. Tu i tak wszyscy tobą gardzą. Jesteś tylko ich narzędziem.
        Tak… Mógłby, gdyby zaczął przyjmować zlecenia Zakonu Skały. Gdyby zabijał w imię chwały mrocznych elfów. A ona miałaby go wtedy zawsze blisko…
        Raptem pomyślała, że odsłoniła się, nie powinna tak szybko wyrażać swojej opinii. Powinna dać mu powiedzieć więcej. Musiała jednak przyznać się przed samą sobą, że przez te wszystkie lata poszukiwań cały czas myślała, w jaki sposób sprowadzi tego konkretnego zdrajcę na właściwą ścieżkę.
        Potem przyszła kolej na nią. Powinna była być gotowa na te pytanie - to było oczywiste, że je zada. A jednak nagle jej głowa zrobiła się pusta, a ona spięła się jak wilk stroszący sierść przed atakiem.
- Dowodzę oddziałem Zakonu Skały. Wyszukujemy zdrajców i dajemy im ostatnią szansę na powrót. Jesteś jednym z nich – powiedziała wymijająco, ale zgodnie z prawdą. Taka była oficjalna wersja, ale również jej misja.
        Wtedy podano zamówienie. Eldrizze uważnie obserwowała każdy jego ruch, zapamiętywała każdy szczegół wyglądu i analizowała każde słowo. Uzgodnili, że dadzą sobie szansę, zawieszą na chwilę broń, spróbują wyjaśnić pewne sprawy. Ale czy to w ogóle było możliwe? Może tylko wydawało im się, że wciąż znają się tak dobrze, że niewiele się zmieniło? To piwo było tego symbolem.
        Gdy zobaczyła rybę, poczuła znów ucisk w płucach, ale zaraz odepchnęła to od siebie i sięgnęła po swój napój. Wypiła łyk, zanim kontynuowała odpowiedź.
- Twój ojciec wierzy, że jest jeszcze dla ciebie nadzieja. Chce, żebyś wrócił, że twoje serce na pewno jest wciąż oddane rasie.
        Rozejrzała się po knajpie. Odwracając głowę spojrzała prosto w mętne oczy jednego ze strażników. Pozostała dwójka wyraźnie podniecona szeptała coś między sobą.
- Ja ci nigdy nie wybaczę - powiedziała twardo, po czym znów spojrzała na Salazara. – Jeśli nie zdradziłeś rasy, jeśli w środku dalej pamiętasz kim jesteś, to zdradziłeś mnie. Zostawiłeś.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Ona przypatrywała się jemu, a on jej. Raczej nie było to niczym dziwnym, jeśli patrzyło się na to, że nie widzieli się już jakiś czas i oboje szukali zmian, które mogły w nich zaistnieć w tym czasie. Nowe ubrania, chociaż niekoniecznie tak bardzo odmienne od tych, które widzieli u siebie ostatnio, inne spojrzenia i postawy, chociaż sposoby ich wyrażania się nie zmieniły się tak bardzo, jakby mogło się wydawać. Zauważył, że włosy Eldrizze są dłuższe – jego nie zmieniły się tak bardzo, tym bardziej, że starał się utrzymywać na nich jedną fryzurę, którą nosił już od bardzo długiego czasu. Nie potrzebował zmian i już zwyczajnie przyzwyczaił się do takiego uczesania, więc nawet nie myślał o tym, żeby nagle – na przykład – uciąć cienki warkocz z włosów, który ciągle znajdował się za jego prawym uchem, albo ten drugi, identyczny, jednak za jego lewym uchem albo może całkowicie skrócić włosy lub zmienić je jakoś. Nie chciał tego robić, dobrze czuł się z tym, jak były ułożone teraz i przy okazji nie ukrywał też swoich uszu. Nie wstydził się tego, że należy do elfiej rasy, konkretniej tej mrocznej, mimo że często spotykał się z nieprzychylnością związaną właśnie z tym, że jego skóra miała kolor popiołu.
         – Mimo wszystko i mimo tego, za kogo mnie aktualnie uważasz, nie okradłbym innego mrocznego elfa – powiedział do niej. Nie powiedział, że nie mógłby tego zrobić, po prostu powiedział jej, że nie chciał i najpewniej nigdy nie będzie chciał okradać kogoś, kto należy do tej samej rasy, co on sam. Z tego samego powodu nie miał też zamiaru dopuszczać się kradzieży w Podziemiu, tam nawet nie starałby się szukać zleceń dla kogoś, kto zajmuje się tym, czym on się zajmuje. Z drugiej strony, minęło już sporo czasu od ostatniego dnia, w którym przebywał w Podziemiu. Nie było prawdą to, że całkowicie porzucił miejsce, w którym przyszedł na świat, bo od czasu do czasu zjawiał się tam, chociaż niekoniecznie dawał wtedy znać o sobie osobom, które go znały. Głównie dlatego, że domyślał się, za kogo mogą go uważać, a siedząca przed nim Eldrizze tylko potwierdziła jego przypuszczenia. Poza tym, kobieta rozumiała go – może nie tak dobrze, jak kiedyś, ale nadal nić rozumienia istniała pomiędzy nimi i nie została przecięta przez przemijający czas. Czas, w którym „rozłąka” była słowem, którym można by było opisać ich relację.
         – Nikomu nie służę. Sam wybieram sobie zlecenia, a oni zgadzają się na cenę, którą im podaję. Nie biorę też zleceń od ludzi i elfów, które należą do innej rasy niż nasza – powiedział do niej. Nie chciał się jej tłumaczyć, bardziej brzmiało to tak, jakby było to coś, o czym zapomniał powiedzieć przed chwilą i teraz poprawiał się, rzucając jej nieco szczegółów na temat tego, czym się zajmował. Co prawda, na własnej skórze przekonał się, że wśród tych dwóch ras, które wymienił, można też spotkać osoby, które… można było od razu nie obrzucać odgórną nienawiścią i z miejsca chcieć usunąć ich sobie z drogi. Tylko, że o tym na pewno nie miał zamiaru wspominać i w towarzystwie Eldrizze możliwe, że nigdy nie wspomni.
         – Gdybym pracował dla twojego Zakonu, to kim byłbym dla nich? Hmm? Również narzędziem, które dodatkowo musiałoby im służyć. Przecież doskonale wiesz, że nie jestem typem osoby, która będzie komuś służyła, nawet jeśli ten ktoś należy do tej samej rasy, co ja sam. Prędzej czy później i tak zacząłbym się buntować – odpowiedział elfce. W końcu znała go przecież na tyle, żeby wiedzieć o tym, jak się zachowuje i to, jak postępuje w konkretnych sytuacjach. Co więcej, nawet to, co przeszkadzało jej najbardziej – czyli to, że długo przebywa na Powierzchni – także było buntem, a raczej zwieńczeniem jego sprzeciwu wobec życia w Podziemiu i zakończeniu tam żywota, wcześniej nawet nie sprawdzając, jak wygląda świat nad nimi.

Później przyszedł czas na jego pytanie. Wiedział, o co ją zapyta? Może. Czy miała przygotowaną odpowiedź? Wydawało mu się, że nie do końca, jednak po chwili i tak odezwała się i odpowiedziała.
         – Wiesz, co sądzę na temat określania mnie mianem zdrajcy, już wcześniej ci o tym mówiłem – powiedział do niej, tym razem spoglądając prosto w jej oczy. Niby takie same, jak jego, a jednak całkowicie inne. Zawahał się przez krótką chwilę, jednak zanim zdążył powiedzieć cokolwiek – jeżeli w ogóle planował coś mówić – do ich stolika podeszła kelnerka z ich zamówieniami. Napił się, nawilżył usta i gardło, ale zanim zabrał się za spożywanie posiłku, Eldrizze odezwała się raz jeszcze.
         – Mój ojciec? - zapytał, chociaż nie oczekiwał od niej żadnego potwierdzenia.
         – Chyba będę musiał go w końcu odwiedzić, chociażby po to, żeby dokładniej wyjaśnić mu, dlaczego postanowiłem udać się na Powierzchnię – dopowiedział i przyłapał się na tym, że faktycznie zaczął to rozważać, chociaż wiedział też przecież, że ojciec tak naprawdę wyrządził mu też sporo złego, a także wpajał mu to, jakie cechy charakteru powinien mieć i też to, jak powinien postępować, a także reagować na konkretne sytuacje albo osoby. Niektórych z tych rzeczy udało mu się pozbyć, jednak większość nadal była w nim i jego charakterze, i to już raczej na zawsze.
         – Nie wyrzekłem się swojej rasy… Nigdy tego nie zrobię – powiedział jeszcze. Właściwie, powtórzył to, może używał teraz trochę innych słów i przez to nadał też temu inne brzmienie, jednak wcześniej wspomniał jej już, że tego nie mógłby zrobić i to nawet wtedy, gdyby chciał. A on nie chciał nie być mrocznym elfem, nawet jeżeli przez część (albo nawet większość) klanu uważany był za zdrajcę.
         – Zawsze pamiętałem, kim jestem. Teraz też to pamiętam… i będę pamiętał do dnia, w którym umrę – odpowiedział jej, tym razem znowu patrzył prosto w jej stronę. Prosto w te jej czerwone oczy, które czasami wydawały się świecić.
         – Eldrizze – zwrócił się do niej. Chyba pierwszy raz, od momentu, w którym zaczęli rozmawiać, zrobił to w ten sposób – używając jej imienia. W dodatku wypowiedział je w dość specyficzny sposób, w który tylko on je wypowiadał i ona na pewno bardzo dobrze zdawała sobie sprawę i pamiętała o tym, że wyłącznie on wymawiał je właśnie tak. Odpowiednio akcentował niektóre litery tak, że dało się wyczuć, iż jej imię mu się podoba i lubi je wypowiadać. Jeśli o tym pamiętała, to na pewno przypomniałaby sobie też sytuację z ich dzieciństwa – moment, w którym wyjawiła mu swoje imię po raz pierwszy. Po tym przez dobre kilka dni zwracał się do niej nim za każdym razem, gdy nadarzała się ku temu okazja i za każdym razem wypowiadał je w ten sam sposób. Jaką reakcję chciał wywołać? Nie miał pojęcia. Może po prostu chciał sprawdzić to, jak Eldrizze na to zareaguje, jeżeli w ogóle zobaczy u niej jakąś reakcję.
         – W mojej pamięci cały czas znajduje się miejsce, które poświęcone jest wyłącznie tobie i dbam o to, żeby nie zniknęło gdzieś w zakamarkach mojego umysłu. Możesz czuć się zdradzona, nawet nie dziwię się, że czujesz właśnie to, a co do zostawienia. Cóż, można powiedzieć, że fizycznie zrobiłem właśnie to, jednak psychicznie… nigdy o tobie nie zapomniałem – wypowiedział kolejne słowa. Nie przejmował się tym, że ich jedzenie stygnie albo tym, że znów czuje suchość w gardle i powinien się napić, aby się jej pozbyć.
         – Nie mam pojęcia, dlaczego wcześniej nie próbowałem cię odnaleźć albo wrócić wyłącznie po to, żeby spotkać się z tobą i porozmawiać, chociaż nierzadko myślałem o tym, żeby właśnie to zrobić. Jednak przeważnie kończyło się tylko na myślach. Może zwyczajnie obawiałem się tej konfrontacji i tego, co mi powiesz i co o mnie pomyślisz… - odparł, tym razem również przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby miał powiedzieć coś jeszcze, jednak z tego zrezygnował.
         – Możesz zadać mi kolejne pytanie, na które chcesz znać odpowiedź, jeśli chcesz – zaproponował po chwili. Odpowiadała mu taka wymiana pytań, chociaż nie był pewien tego, co myśli o tym jego towarzyszka przy stole. W międzyczasie postanowił też zjeść trochę jedzenia, które zamówili, chociaż jednocześnie był też uważny i bacznie badał otoczenie zmysłami. Nie wyglądał na spiętego lub gotowego do działania, jednak Eldrizze na pewno wiedziała, że to tylko pozory i, że jeśli byłoby to wymagana, to z miejsca mógłby od razu zacząć rzucać swoimi nożami i walczyć.
        
***********
        
Oczywiście, musiał pojawić się ktoś, komu obecność dwóch mrocznych elfów zaczęła przeszkadzać i chciał się ich pozbyć z tego miejsca. Niby zaczęło się dość uprzejmie, bo podszedł do ich stolika i powiedział, że lepiej będzie, jeśli przeniosą się gdzieś indziej.
         – To ważna rozmowa, której nie skończyliśmy, więc nie przeszkadzać i sam opuścić to miejsce, jeżeli ci przeszkadzamy – właśnie to odpowiedział mu Salazar. Jego „rozmówca” burknął coś, że to jeszcze nie koniec i, o dziwo, odszedł, a później wyszedł na zewnątrz. Mroczne elfy wróciły do chwilowo przerwanej rozmowy, choć nie trwało to długo, bo gdy drzwi karczmy otworzyły się ponownie, przez próg przeszedł nie tylko osobnik, z którym złodziej odbył krótką rozmowę, a także kilku innych, którzy mu towarzyszyli i widocznie nie tylko byli po jego stronie, lecz możliwe, że podzielali też jego zdanie na ich temat.
         – Wyjdziecie? Czy może mamy wam pomóc? - znów odezwał się tamten mężczyzna, tylko że teraz w jego głosie było więcej agresji i pewności siebie, niewątpliwie przez to, że tym razem nie był tu sam i uważał, że mają przewagę liczebną… a było ich jedynie pięciu.
         – W dalszym ciągu jesteśmy zajęci. Mamy ważniejsze sprawy na głowie niż wasz rasizm – odpowiedział mu Salazar i spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. Nie było w nich wyzwania, choć nie brakowało wiele, żeby złodziej je tam zawarł. Mimo tego, człowiek i tak położył dłoń na jego ramieniu i ścisnął ją, a mroczny elf, cóż… zadziałał instynktownie. Błyskawicznie złapał już przeciwnika za nadgarstek i przerzucił nad sobą – miejscem jego lądowania była twardy blat stołu. Później sytuacja szybko zmieniła się w walkę. Na początku chciał powiedzieć Eldrizze, żeby postarała się ich nie pozabijać, jednak ostatecznie krzyknął do niej, żeby uważała na to, kogo atakuje. Wolał nie zabijać tych, którzy nie mają nic wspólnego z zaistniałą sytuacją. Tylko, że Salazar szybko miał stać się kimś, kto na pewno nie był uczestnikiem tej walki. Zdążył tylko wyprowadzić serię ciosów pięściami prosto w klatkę piersiową pierwszego z mężczyzn, który go zaatakował i za późno zorientował się, że jeden z nich jest magiem. Mroczny dostał zaklęciem, jednak nie była to żadna kula ognia czy magiczna błyskawica, choć zadziałało ono błyskawicznie. W jednej chwili był w karczmie i walczył z Eldrizze przeciwko grupie nielubiącej ich rasy, a w drugiej znalazł się w zupełnie innym miejscu. W dodatku pozbawiony przytomności…

Ciąg dalszy: Mistrz Złodziei.
Zablokowany

Wróć do „Jezioro Cara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość